Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Szerzej nieznana chińska firma Xiaomi jest już trzecim producentem smartfonów na świecie. Liderem rynku pozostaje Samsung, którego udziały jednak spadają. Na drugiej pozycji uplasował się Apple'. Xiaomi rozpoczęła sprzedaż smartfonów zaledwie przed trzema laty. Jednak dzięki szybko rosnącej popularności na rodzimym rynku, gdzie oferuje tanie urządzenia z Androidem, szybko zajęła silną pozycję. Zdaniem analityków z IDC w trzecim kwartale bieżącego roku do Xiaomi należało 5,3% światowego rynku. To wciąż znacznie mniej niż 12-procentowe udziały Apple'a, jednak warto zauważyć, że Xiaomi jest jedynym dużym producentem, który notuje trzycyfrowy wzrost. W ciągu zaledwie roku liczba telefonów sprzedanych przez Xiaomi zwiększyła się bowiem o 211%. Obecnie flagowym modelem firmy jest Mi 4. Urządzenie wyposażone w najnowsze technologie można kupić już za 326 USD. W ubiegłym roku Xiaomi rozpoczęła ekspansję na rynki zagraniczne. W Indiach jej telefony cieszą się olbrzymią popularnością. Analitycy mówią, że prawdziwym testem dla Xiaomi będzie tempo, w jakim jej urządzenia będą podbijały rynki innych państw. Obecny lider rynku – Samsung – notuje duże spadki rynkowych udziałów. Konkurencja ze strony Apple'a, Lenovo, Xaiomi czy Huawei spowodowała, że w ciągu zaledwie roku udziały Samsunga skurczyły się z 35 to 24,7 procent. W sumie w trzecim kwartale bieżącego roku na całym świecie sprzedano 327 milionów smartfonów. To o 25,2% więcej niż przed rokiem. « powrót do artykułu
  2. IBM i Twitter poinformowały o podpisaniu porozumienia, którego celem jest prowadzenie dogłębnej analizy wpisów pozostawianych na Twitterze przez internautów. Firmy mają nadzieję, że dzięki temu możliwe będzie lepsze poznanie i zrozumienie użytkowników Twittera oraz różnego typu światowych trendów, gospodarczych, społecznych i politycznych. Twitter dysponuje olbrzymią aktualizowaną na bieżąco bazą danych. Ze swoimi 300 milionami użytkowników jest w pewnej mierze „pulsem planety”. Ze swojej strony IBM ma olbrzymie doświadczenie w analizie dużej ilości danych i budowie chmur obliczeniowych. IBM zaoferuje Twitterowi usługi analityczne, w tym te oferowane przez IBM Watson Analytics. Przedsiębiorcy i programiści będą mogli zintegrować wyniki analiz Twittera z chmurą analityczną Watson Developer Cloud. IBM i Twitter mają zamiar stworzyć też liczne aplikacje dla przedsiębiorstw. Ich zadaniem będzie pomoc w podejmowaniu decyzji biznesowych. Wydział analiz biznesowych IBM-a, Global Business Services, będzie miał bezpośredni dostęp do danych Twittera. IBM i Twitter będą rozwijały też rozwiązania dla konkretnych gałęzi gospodarki – bankowości, handlu detalicznego, transportu czy przemysłu turystycznego. « powrót do artykułu
  3. Wydział Anglistyki Uniwersytetu Pensylwanii zaprasza studentów na kurs pt. "Marnowanie czasu w Internecie". Początek wiosną przyszłego roku. Prowadzącym ma być prof. Kenneth Goldsmith, znany m.in. z zeszłorocznej próby wydrukowania całej Sieci. Powstałą w ten sposób wystawę poeta dedykował internetowemu aktywiście Aaronowi Swartzowi, który popełnił w styczniu 2013 r. samobójstwo. Z opisu kursu wynika, że studenci będą musieli wpatrywać się przez 3 godziny w ekran, kontaktując się wyłącznie za pośrednictwem pokojów rozmów, botów i mediów społecznościowych. Jedynymi materiałami mają być laptopy i łącza WiFi. Punktem wyjścia dla wykładów są dywagacje dotyczące kwestii, czy można zrekonstruować swoją biografię wyłącznie w oparciu o działalność na Facebooku, napisać dobrą powieść, przeglądając wpisy z Twittera czy wreszcie uznać Internet za najwspanialszy poemat, jaki kiedykolwiek napisano. Zapoznając się z długą historią tracenia czasu, uczestnicy projektu będą czytać krytyczne teksty m.in. Betty Friedan czy Henriego Lefebvre'a. Rozpraszanie się, wielozadaniowość i bezcelowe przeglądanie zasobów obowiązkowe! « powrót do artykułu
  4. Zdaniem specjalistów z Children's Hospital Oakland Research Institute (CHORI) sfingolipidy mogą być ważnym elementem łączącym dietę, stan zapalny i nowotwory. Doktor Julie Saba i jej zespół donoszą na łamach Journal of Clinical Investigation, że metabolit sfingolipidów, sfingozyno-1-fosforan (S1P), który jest obecny w produktach żywnościowych ssaków i znajduje się w ludzkich komórkach, może mieć swój udział w zapaleniu okrężnicy, nieswoistym zapaleniu jelit oraz w nowotworze okrężnicy wywołanym stanem zapalnym. Odkryli też, że roślinne sfingolipidy mogą chronić przed tymi chorobami. Związek pomiędzy zapaleniem a rozwojem nowotworu jest znany od ponad 100 lat. Jest on szczególnie widoczny właśnie przy nowotworach okrężnicy, gdyż u osób cierpiących na nieswoiste zapaleni jelit nowotwory te występują częściej niż w całej populacji. Nauka zdobywa też coraz więcej dowodów wskazujących, że reakcja zapalna bierze udział we wczesnych etapach kancerogenezy, przyczyniając się takich zmian w komórkach, w czasie których nabierają one wielu cech komórek nowotworowych. Aktywne sfingolipidy odgrywają główną rolę w kancerogenezie gdyż są w stanie regulować apoptozę, odpowiedź komórek na stres, ich odporność oraz stan zapalny. Rola sfingolipidów jest szczególnie widoczna w nowotworze okrężnicy, gdyż komórki nabłonkowe jelit są narażone na działanie metabolitów sfingolipidów. S1P, który jest ostatecznym metabolitem ssaczych sfingolipidów jest prozapalnym lipidem sygnałowym, który wspomaga rozrost komórek i kancerogenezę. W miarę rozwoju nowotworu okrężnicy w tkankach jelit zachodzą zmiany genetyczne, które prowadzą do zwiększenia produkcji enzymów tworzących S1P przy jednoczesnym zmniejszeniu produkcji liazy S1P (SPL), czyli enzymu katalizującego rozpad S1P. Zmiany te prowadzą do zwiększonej koncentracji S1P w śluzie jelit. Naukowcy z CHORI, chcąc zbadać, czy jaki wpływ ma S1P na rozwój nowotworu, stworzyli genetycznie zmodyfikowane myszy, które nie miały SPL w jelitach. Następnie sprawdzali, jak działają jelita pod wpływem chemicznie indukowanego nowotworu okrężnicy wywołanego stanem zapalnym. Okazało się, że w porównaniu z grupą kontrolną, u zmienionych genetycznie myszy doszło do ostrzejszych stanów zapalnych oraz pojawienia się większej liczby guzów. Dalsze badania wykazały dobroczynny wpływ roślinnych sfingolipidów. Okazało się bowiem, że nie tylko nie są one metabolizowane do S1P, ale ich obecność zwiększa poziom SLP, co przyspiesza rozkład S1P. Co więcej, roślinne sfingolipidy, podawane myszom ze stanem zapalnym, prowadziły do zmniejszenia stanu zapalnego, objawów nieswoistego zapalenia jelit oraz liczbę pojawiających się guzów. Ostatecznym dowodem na rolę S1P w rozwoju nowotworu było odkrycie zwiększonej ekspresji genu powiązanego z S1P u pacjentów z nieswoistym zapaleniem jelit i nowotworem okrężnicy. « powrót do artykułu
  5. Badania na zwierzętach pokazują, że ostre picie w okresie dojrzewania może prowadzić do zmian strukturalnych w mózgu i deficytów pamięciowych utrzymujących się po osiągnięciu dorosłości. Amerykanie zauważyli, że nawet w dorosłości osobniki, którym w okresie dojrzewania zapewniono codzienny dostęp do alkoholu, miały zmniejszoną zawartość mieliny. Zmiany te zaobserwowano w korze przedczołowej, rejonie mózgu odpowiedzialnym za wnioskowanie i podejmowanie decyzji. Zwierzęta, które piły najwięcej, wypadały też najgorzej w testach pamięciowych. Wyniki uzyskane przez zespół z Uniwersytetu Massachusetts w Amherst sugerują, że wpływ wysokich dawek alkoholu z okresu dojrzewania nie kończy się wraz z zakończeniem picia. Konieczne są kolejne badania, które określą, czy i w jaki sposób rezultaty odnoszą się do ludzi. Dr Heather Richardson i inni badali młode samce szczurów, którym przez okres 2 tygodni zapewniano codzienny dostęp do słodzonego alkoholu lub słodzonej wody. Okazało się, że w porównaniu do gryzoni wypijających analogiczną ilość wody, zwierzęta z grupy alkoholowej miały mniej mieliny w korze przedczołowej. Gdy te same samce zbadano kilka miesięcy później, u dorosłych już wtedy osobników nadal występowały niedobory mieliny. Ekipa sprawdzała także, jak dorosłe myszy, które w młodości nadużywały alkoholu, wypadają w testach pamięci roboczej. Okazało się, że im więcej alkoholu gryzonie pochłonęły w czasie 2 tygodni eksperymentu, tym gorsze wyniki uzyskiwały. Studium sugeruje, że wysokie dawki alkoholu w czasie pokwitania powodują długotrwałe, jeśli nie stałe uszkodzenie wybranych włókien mózgu - podsumowuje komentująca osiągnięcia kolegów po fachu dr Edith Sullivan z Uniwersytetu Stanforda. « powrót do artykułu
  6. Dzięki rozmnażaniu w niewoli udało się uchronić od wyginięcia podgatunek żółwia słoniowego z wyspy Española w archipelagu Galapagos. Jak wyjaśnia James Gibbs z Uniwersytetu Stanowego Nowego Jorku (SUNY), sytuacja Chelonoidis hoodensis jest na tyle dobra, że można je już zostawić samym sobie. Mniej więcej pół wieku temu liczebność Ch. hoodensis sięgała zaledwie 50 sztuk, a teraz wynosi ok. 1000, co oznacza, że populacja stała się samowystarczalna. Żółwie słoniowe z wyspy Española żyją od 150 do 200 lat. W porze deszczowej żywią się trawą i liśćmi, a w porze suchej kaktusami. Wg Gibbsa, przed przybyciem tu ludzi populacja Ch. hoodensis liczyła 5-10 tys. osobników. W XVIII i XIX w. na żółwie polowali bukanierzy, wielorybnicy i inni ludzie morza - wyjaśnia Linda Cayot, herpetolog będąca doradcą naukowym Galapagos Conservancy. Żółwie brano żywcem i umieszczano w ładowni, zdobywając w ten sposób świeże mięso na długie podróże. [Dużo wyjaśnia fakt, że] żółwie mogą przeżyć nawet rok bez dostępu do pożywienia czy wody. W latach 60. na Españoli żyło tylko 14 Ch. hoodensis: 12 samic i 2 samce. Wszystkie zabrano do hodowli, a w San Diego znaleziono trzeciego samca. Populację udało się odbudować z tak małej puli. Nikt nie wiedział, jak rozmnażać żółwie w niewoli. Zadaniu nie podołały najlepsze ogrody zoologiczne na świecie, lecz udało się to Parkowi Narodowemu Galapagos, który może się obecnie pochwalić dużą skutecznością w tym zakresie - opowiada Gibbs. Historia podgatunku z wyspy Española zakończyła się dobrze. Tego samego nie można jednak powiedzieć o Chelonoidis abingdonii. Samotny George, ostatni przedstawiciel podgatunku z wyspy Pinta, padł bowiem w czerwcu 2012 r. « powrót do artykułu
  7. Gdy czytamy kolejne doniesienia dotyczące najnowszej epidemii Eboli musimy sobie uświadomić, że występowanie epidemii nawet, a może przede wszystkim, w czasach współczesnych, nie jest niczym niezwykłym. Z analizy przeprowadzonej na Brown University wynika, że od lat 80. ubiegłego wieku liczba epidemii rośnie. Nie są to, co prawda tak potężne niszczące epidemie jak dżuma Justyniana, średniowieczna Czarna Śmierć czy epidemia hiszpanki. Jednak epidemii i ognisk epidemicznych jest coraz więcej. Ze wspomnianej analizy wynika, że w ciągu ostatnich 33 lat na całym świecie doszło do ponad 12 000 epidemii, które dotknęły łącznie 44 miliony ludzi. Pocieszający jest niewątpliwie fakt, że coraz mniejszy odsetek ludzkości doświadcza epidemii. Żyjemy w świecie, w którym ludzie coraz częściej stykają się innymi osobami oraz ze zwierzętami, które mogą być nosicielami nowych patogenów. To dla patogenów okazja do zmiany gospodarza, przekroczenia granicy, wyewoluowania w nowy szczep, który będzie groźniejszy niż jego poprzednicy - mówi profesor Katherine Smith, biolog z Brown University. Smith i współpracujące z nią Cici Bauer i Sohini Ramachandran stwierdziły, że w altach 1980-2013 w 219 krajach świata wybuchły 12 102 epidemie 215 różnych chorób. Zanotowano 44 miliony przypadków zachorowań. Wyraźnie widoczny jest gwałtowny wzrost liczby epidemii. O ile w latach 1980-1985 było ich wyraźnie mniej niż 1000, to już w latach 2005-2010 ich liczba zbliżyła się do 3000. Jednocześnie liczba chorób powodujących epidemie we wspomnianych okresach wzrosła z mniej niż 140 do niemal 160. Oczywiście naukowcy wzięli pod uwagę fakt, że wzrost może być pozorny i wynikać wyłącznie z lepszej wymiany informacji. Dlatego też dane porównano z PKB krajów, wolnością prasy, wielkością i zagęszczeniem populacji czy rozpowszechnieniem internetu. Nawet po wzięciu pod uwagę tych czynników widoczny jest wyraźny wzrost liczby epidemii. Naukowcy stworzyli też listy 10 chorób, które w każdej dekadzie prowadziły do największej liczby epidemii. W dekadzie 2000-2010 zoonozami (chorobami odzwierzęcymi), które doprowadziły do największej liczby epidemii były: salmonella, zarażenie e.coli, grypa typu A, zapalenie wątroby typu A, wąglik, denga, szigeloza, gruźlica, chikungunya i włośnica. Na uwagę zasługuje bardzo bolesna chikungunya, o której pojawieniu się w Ameryce informowaliśmy niedawno. Jest ona nową chorobą na liście 10 powodujących najwięcej epidemii. W porównaniu z poprzednią dekadą z listy zoonoz wywołujących najwięcej epidemii wypadły kampylobakterioza, kryptosporydioza i zapalenie wątroby typu E. Z kolei wśród chorób typowych dla człowieka na liście powodujących najwięcej epidemii w latach 2000-2010 znajdziemy wirusowe zakażenie przewodu pokarmowego, cholerę, odrę, choroby enterowirusowe, bakteryjne zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, legionellozę, dur brzuszny, choroby rotawirusowe, świnkę oraz krztusiec. Nowością na liście są świnka i krztusiec. Wypadły z niej zaś różyczka i choroby adenowirusowe. Smith, która wykłada na Wydziale Ekologii i Biologii Ewolucyjnej będzie kontynuowała swoje badania. Jest ona szczególnie zainteresowana obserwowaniem, w jaki sposób w ocieplającym się świecie, będą zmieniały się wzorce epidemii. « powrót do artykułu
  8. Zespół naukowców z Uniwersytetu Indiany opracowali proste badanie krwi, które pomoże w diagnozowaniu raka trzustki. Dr Murray Korc i inni zauważyli, że u chorych z rakiem trzustki we krwi znajdują się wysokie stężenia kilku mikroRNA, jednoniciowych cząsteczek RNA, które regulują ekspresję genów. Jak podkreśla Korc, stężenia panelu mikroRNA można dokładnie określić, badając osocze. W ten sposób stwierdza się, czy pacjent ma raka trzustki. Amerykanie zauważyli, że przy przewodowym gruczolakoraku trzustki, postaci nowotworu przewodu pokarmowego charakteryzującej się najgorszym rokowaniem, szczególnie dużą wartość diagnostyczną ma zwłaszcza podwyższona ekspresja miRNA-10b, -155 i -106b. Akademicy dokonali odkrycia, badając bezpośrednio przed czy w trakcie endoskopii osocze, żółć, sok trzustkowy lub wszystkie te płyny łącznie. Korc zaznacza, że przydatność testu trzeba potwierdzić w kolejnych studiach. Być może uda się wykorzystać test do skryningu osób z grup podwyższonego ryzyka. Planujemy przeprowadzić takie badania. Istotne będzie wskazanie dodatkowych markerów oraz oszacowanie, do jakiego stopnia panel takich markerów będzie przydatny we wczesnym diagnozowaniu raka trzustki. Bazując na naszych ustaleniach, można powiedzieć, że opisywany test pomoże w różnicowaniu pacjentów z rakiem trzustki i przewlekłym zapaleniem tego narządu. « powrót do artykułu
  9. Po 31 października bieżącego roku Microsoft nie będzie już sprzedawał licencji dla komputerów z preinstalowanym systemem Windows 7. Już wcześniej zakończono sprzedaż detaliczną tego OS-u. Od listopada na rynku konsumenckim powinny być dostępne jedynie komputery z Windows 8.1. Microsoft wyraźnie oddziela rynek biznesowy od konsumenckiego. Firmy wciąż mogą kupować komputery z preinstalowynm Windows 7 Professional. Koncern z Redmond przestaje jednak sprzedawać producentom pecetów licencje Windows 7 Home Basic, Home Premium i Ultimate. Windows 7 pozostaje najpopularniejszym systemem operacyjnym na świecie. Korzysta z niego niemal 53% użytkowników komputerów. Łączne rynkowe udziały kolejnych edycji – Windows 8 i Windows 8.1 – nie przekraczają 13%. Użytkownicy Windows 7 mogą liczyć na podstawowe wsparcie do 13 stycznia 2015 roku. Po tej dacie przez kolejnych pięć lat Microsoft będzie dostarczał bezpłatnie jedynie poprawki bezpieczeństwa. « powrót do artykułu
  10. Wraz z końcem bieżącego miesiąca firma LG zaprzestaje sprzedaży telewizorów plazmowych. Południowokoreański koncern to ostatni duży producent, który zrezygnował z tej technologii. LG informuje, że przyczyną podjęcia takiej decyzji jest mały popyt na urządzenia plazmowe. W 2013 roku przychody rynku telewizorów plazmowych stanowiły zaledwie 2,4% wszystkich przychodów LG. Inni wielcy producenci telewizorów plazmowych, już wcześniej podjęli podobne decyzje. Panasonic zaprzestał sprzedaży w ubiegłym roku, a Samsung kończy ją w tym samym terminie co LG. Nie wiadomo, jak dużo telewizorów pozostaje w magazynach. Prawdopodobnie ostatni plazmowy telewizor zostanie sprzedany w przyszłym roku. Decyzja LG oznacza koniec epoki tego typu urządzeń. Telewizory plazmowe nie wytrzymały konkurencji z tańszymi urządzeniami LCD. Te z kolei zostaną w przyszłości zastąpione prawdopodobnie przez technologię OLED. « powrót do artykułu
  11. Rakieta Antares, należąca do firmy Orbital Sciences Corp. eksplodowała kilka sekund po starcie z należącego do NASA Wallops Flight Facility. To znajdujące się w stanie Virginia jedno z najstarszych centrów lotów kosmicznych. Zniszczeniu uległa rakieta oraz warty setki milionów dolarów ładunek, który miała dostarczyć na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Doszło też do poważnych uszkodzeń infrastruktury naziemnej. Na szczęście w wypadku nikt nie zginął O zaopatrzenie nie musi się martwić też załoga ISS. Na dzisiaj zaplanowano start rakiety Sojuz, a jeszcze przed końcem bieżącego roku na Stację poleci kolejny pojazd towarowy, tym razem firmy SpaceX. To druga z cywilnych firm, której NASA zleca bezzałogowe misje na ISS. William Gerstenmaier odpowiedzialny w NASA za wydział misji załogowych i operacji stwierdził: Mimo, że NASA jest rozczarowana, iż trzecia misja towarowa Orbital Sciences nie powiodła się, będziemy pracowali, by zrozumieć, co się stało. Załodze Międznarodowej Stacji Kosmicznej nie grozi niedobór żywności czy innych niezbędnych towarów. Podczas dwóch poprzednich tegorocznych misji Orbital Sciences udowodniła swoje wyjątkowe możliwości i wiemy, że są w stanie z powodzeniem przeprowadzić kolejną misję. Wystrzeliwanie rakiet to niezwykle trudne przedsięwzięcie, czerpiemy nowe doświadczenie z każdego sukcesu i każdej porażki. Specjaliści nie wiedzą jeszcze, co było przyczyną eksplozji pojazdu Antares. « powrót do artykułu
  12. Kurski oddział rosyjskiej agencji ochrony konsumentów Rospotrebnadzor przestrzega, że młodzi ludzie powinni unikać robienia sobie selfie, by nie zarazić się wszami głowowymi. Co więcej, urzędnicy uważają, że taka moda fotograficzna jest główną przyczyną rozprzestrzeniania się pasożytów wśród nastolatków. Wg Rospotrebnadzoru, zbliżając do siebie głowy, ludzie umożliwiają wszom przeskakiwanie z jednej owłosionej powierzchni na drugą. Dwudziestego trzeciego października urząd wystosował odpowiednią notę, która rozpoczyna się od rysu historycznego, a nawet prehistorycznego, ponieważ w pierwszym zdaniu stwierdza się, że wszy występowały w piórach ptaka, który żył przed 44 mln lat. Później pada obowiązkowa wzmianka o epidemiach duru brzusznego. Inicjatywa agencji spotkała się ze sporą krytyką i obśmianiem w mediach społecznościowych. « powrót do artykułu
  13. Zespół Erica Delwarta z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco odkrył wirusa roślinnego, zachowanego w odchodach karibu sprzed 700 lat. Próbki pobrano z warstwy lodu znajdującej się na głębokości ok. 1 m w górach Selwyn. By zidentyfikować oporne na nukleazę kwasy nukleinowe, badacze posłużyli się metagenomiką. Autorom artykułu z pisma PNAS udało się odzyskać i scharakteryzować dwa wirusy (dokonano tego w 2 różnych laboratoriach): 1) aCFV (od ang. ancient caribou feces associated virus) oraz 2) aNCV (od ang. Ancient Northwest Territories cripavirus). Analizy filogenetyczne wykazały, że aCFV odlegle przypomina m.in. współczesne geminiwirusy (Geminiviridae) z genomem w formie jednoniciowego DNA. Delwart i inni uzyskali kopie wirusa i stwierdzili, że mógł zakażać jakiegoś reprezentanta rodzaju tytoń. Widzieliśmy dowody namnażania w liściach. Akademicy badali tropizm, wykorzystując roślinę modelową Nicotiana benthamiana. Odkrycie potwierdza, że cząstki wirusa są dobrymi kapsułami czasu, które zachowują swój kluczowy materiał genetyczny. To sprawia, że prawdopodobnie wiele prehistorycznych wirusów nadal może zarażać rośliny, zwierzęta lub ludzi - przekonuje Jean-Michel Claverie ze Szkoły Medycznej Aix-Marseille Université, prosząc o rozwagę i ostrożność przed rozpoczęciem wierceń i działalności górniczej na skalę przemysłową w rejonie Arktyki. Jak wyjaśnia Delawart, w starych odchodach zachowały się tylko fragmenty DNA karibu. Amerykanin spekuluje, że wirus miał przewagę, bo chronił go kapsyd. Wirus zachowało połączenie wytrzymałego kapsydu i zimna. « powrót do artykułu
  14. Stosunkowo niedawno pojawiły się sugestie, że w miarę, jak ogrzewa się Arktyka, w Eurazji może dochodzić do wyjątkowo mroźnych zim. Najnowsze badania przeprowadzone w oparciu o modele klimatyczne sugerują, że prawdopodobieństwo wystąpienia ekstremalnie mroźnych zim zwiększy się aż dwukrotnie. Prąd strumieniowy to niemal poziomy strumień, który przenosi z zachodu na wschód wielkie masy powietrza. Jego średnia prędkość wynosi około 90 km/h. Obecność tego prądu powoduje, że cały system pogodowy Arktyki jest utrzymywany w pobliżu bieguna i przemieszcza się w tamtym regionie. Jednak specjaliści przypuszczają, że cieplejsze niż zwykle powietrze nad Arktyką może prowadzić do osłabienia prądu strumieniowego, przez co powietrze arktyczne może przesunąć się bardziej na południe. Co więcej, może pojawić się efekt zablokowania takiego powietrza, przez co w miejscu, nad które napłynie, przez dłuższy czas mogą panować wyjątkowo niskie temperatury. Według najnowszych badań prawdopodobieństwo wystąpienia takich zjawisk zwiększyło się dwukrotnie. Masato Mori z Uniwersytetu Tokijskiego przeprowadził wraz z kolegami modelowanie klimatu nad centralną Eurazją. To obszar obejmujący południe Rosji i północ Chin. Z symulacji wynika, że przez ogrzewanie się Arktyki wyjątkowo chłodne zimy będą występowały w badanym regionie z większym prawdopodobieństwem. Adam Scaife z UK Met Office zauważa, że pogoda w Europie również jest związana z prądem strumieniowym. Zatem podobne zjawiska, chociaż o mniejszym natężeniu, mogą wystąpić też na Starym Kontynencie. « powrót do artykułu
  15. Archeolodzy z Regionalnego Muzeum Lokalnej Tradycji w Saratowie odkopali pozostałości 2 chrześcijańskich kaplic z wielokulturowego miasta Ukek. Zostało ono założone przez potomków Czyngis-chana w połowie drogi między Nowym Sarajem, stolicą Złotej Ordy, a Bułgarem Wielkim. Najnowsze odkrycia archeologiczne pokazują, że chrześcijanie nie zawsze byli w Złotej Ordzie traktowani jak niewolnicy i zdarzali się wśród nich bogacze. W dzielnicy chrześcijańskiej znaleziono artefakty należące do lokalnej elity, w tym spinkę do włosów z chińskiego szkła czy kościaną płytkę z wyrzeźbionym smokiem - opowiada Dmitrij Kubankin. Jedna ze świątyń powstała w circa 1280 r. Została zniszczona na początku XIV w. Pokryto ją dachówką. Na zewnątrz i w środku znajdowały się murale i płaskorzeźby. Najlepiej zachował się relief przedstawiający lwa schwytanego przez gryfa. W podpiwniczeniu świątyni odkryto dobra, w tym talerze i butelki z Bizancjum, Egiptu lub Iranu. Kościelna piwnica była uznawana za bezpieczne miejsce do przechowywania, dlatego wykorzystywali ją kupcy z najbliższego sąsiedztwa [...]. Po tym, jak pierwszą ze świątyń zniszczono, w 1330 r. zbudowano kolejną, używaną do ok. 1350 r. Najprawdopodobniej ściany skonstruowano z kamienia, a dach ponownie pokryto dachówką. Archeolodzy odsłonili część fundamentu z absydą. Wykopaliska komplikuje fakt, że na terenie Ukeku posadowiono współczesne budowle. To utrudnia badania i uniemożliwia pełne odsłonięcie stanowiska, bo rozciąga się ono na kilku prywatnych parcelach. Mimo to, jak wyjaśnia Kubankin, coroczne wykopaliska zespołu z Muzeum w Saratowie są prowadzone od 2005 r. Wkrótce najnowsze artefakty trafią na wystawę. « powrót do artykułu
  16. Współczesne smartfony oferują wiele przydatnych funkcji, jednak co z tego, skoro możemy używać ich przez dość krótki czas. Wystarczy odtwarzać film czy korzystać z GPS-a przez 2-3 godziny, by stwierdzić, że wkrótce trzeba znowu załadować akumulator. W miarę, jak rośnie zapotrzebowanie na przesyłanie coraz większych ilości danych, niewielka pojemność baterii stanowi coraz większą przeszkodę. Głównym winowajcą, przez którego w smartfonach tak szybko wyczerpują się akumulatory jest nieefektywny wzmacniacz mocy. To podzespół odpowiedzialny za wysłanie sygnału radiowego przez antenę. Znajduje się on w ciągłej gotowości do wysłania znaczących ilości danych, przez co zużywa – niezależnie od tego, czy akurat wysyła te dane czy też nie – najwięcej energii ze wszystkich podzespołów smartfonu. W stacjach bazowych telefonii komórkowej wzmacniacze zużywają około 75% energii. Rozwiązaniem problemu może być technologia stworzona przez Eta Devices. Firma ta, założona przez MIT, korzysta z dziesięciu lat badań prowadzonych na tej uczelni. Efektem jej prac jest układ scalony dla smartfonów i cały podzespół dla stacji bazowych. Ich zadaniem jest zmniejszenie zapotrzebowania wzmacniacza na energię. Można opisać tę technologię jako bardzo szybko działającą skrzynię biegów. Co kilka nanosekund dostosowuje ona pobór energii przez wzmacniacz do jego rzeczywistych potrzeb - mówi Joel Dawson, prezes ds. technologicznych Eta Devices i były profesor MIT, który jest jednym z twórców nowej technologii. W ubiegłym roku urządzenie Eta Devices zostało zastosowane w stacji bazowej, gdzie osiągnęło średnią wydajność wyższa niż 70%. Wcześniej najlepsze urządzenie, o jakim słyszeliśmy, mogło pochwalić się wydajnością rzędu 45% - mówi Dawson. A i to prawdopodobnie są zawyżone dane - dodaje. Eta Devices już współpracuje z dużym dostawcą telefonii komórkowej. Wspólnie chcą do końca 2015 roku zastosować nowe urządzenia we wszystkich stacjach bazowych providera. Dawson mówi, że duża firma telekomunikacyjna może zaoszczędzić w ten sposób nawet 100 milionów dolarów rocznie na kosztach energii elektrycznej. Firma Dawsona współpracuje też z jednym z producentów smartfonów. Do końca przyszłego roku na rynek mają trafić telefony z chipem Eta Devices, dzięki czemu czas pracy smartfonu na pojedynczym ładowaniu baterii można będzie wydłużyć nawet dwukrotnie. « powrót do artykułu
  17. Ludzie są jedynymi naczelnymi z dużymi twardówkami (tzw. białkami oczu). Stopień ich widoczności i ustawienie wskazuje na odczuwane emocje. Szeroko otwarte przy strachu lub zaskoczeniu oczy odsłaniają sporą część twardówki, podczas gdy szczęście czy radość wiążą się ze zmrużeniem oczu i zmniejszeniem widoczności białek. Wrażliwość na tego typu wskazówki jest wpisana w mózg dorosłych (reakcja pojawia się nawet bez świadomego spostrzegania), naukowcy zastanawiali się jednak, na jakim etapie rozwoju się ona pojawia. Okazuje się, że w niemowlęctwie, w wieku ok. 7 miesięcy. Nasze studium potwierdziło [...], że u ludzi występują specyficzne procesy mózgowe, umożliwiające automatyczne reagowanie na wskazówki związane z oczami - podkreśla Tobias Grossmann z Uniwersytetu Wirginii. Grossmmann i Sarah Jessen z Instytutu Maxa Plancka posłużyli się EEG. Mierzyli aktywność mózgu 7-miesięcznych dzieci, którym pokazywano m.in. rysunki oczu szeroko otwartych, zmrużonych, odwróconych i patrzących wprost na odbiorcę. Podczas eksperymentu maluchy siedziały na kolanach rodziców. Okazało się, że mózgi dzieci reagowały różnie w zależności od wyrazu twarzy sugerowanego przez oglądane przez nie oczy. Niemowlęta widziały fotografie oczu przez zaledwie 50 milisekund, czyli znacznie krócej, niż jest to konieczne, by osoba w tym wieku świadomie postrzegała ten rodzaj informacji wzrokowej. Ich mózgi wyraźnie reagowały na wskazówki społeczne przekazywane przez oczy, pokazując, że nawet bez świadomego postrzegania ludzkie niemowlęta są w stanie wykryć subtelne wskazówki społeczne. Istnienie takich mechanizmów mózgowych u niemowląt stanowi zapewne ważną podbudowę pod rozwój interakcyjnych zdolności społecznych - podsumowuje Grossmann. « powrót do artykułu
  18. Badacze z MIT-u, Brigham and Women's Hospital i Johns Hopkins University donoszą, że dostarczenie chemioterapeutyków bezpośrednio do komory mózgu może dawać lepsze efekty przy leczeniu nowotworów, które dały przerzuty do mózgu. Profesor Michael Cima, który kierował zespołem naukowym, informuje, że temozolomid (TMZ) lepiej zwalczał nowotwór, gdy podano go myszom bezpośrednio do czaszki. Być może podobny efekt uda się zaobserwować i u ludzi. „Choroba znajdująca się w stadium metastazy powinna być wrażliwa na chemioterapię. Jednak dotychczas nie udowodniono skuteczności tej metody, gdyż leki nie przedostają się do mózgu w wystarczająco dużych dawkach i nie działają tam wystarczająco długo. Udowodniliśmy, że można zabić znacznie więcej komórek nowotworowych, gdy lek zostanie podany lokalnie” - mówi Cima. Chemioterapeutyki podaje się zwykle drogą dożylną. Jednak by do nowotworu dotarło wystarczająco dużo środka, konieczne jest podanie jego sporych ilości, co powoduje poważne skutki uboczne. Dla niektórych nowotworów opracowano inne metody podawania leków. Na przykład w przypadku raka jajnika najlepsze wyniki uzyskuje się, gdy chemioterapeutyk jest podawany bezpośrednio do jamy brzusznej. Problem jednak w tym, że wymaga to umieszczenia w organizmie pacjenta wenflonu, który pozostaje tam przez 12 tygodni. Organizmy wielu pacjentów nie tolerują takiego działania. „Mamy lepsze metody leczenie. Jednak nie opracowaliśmy dobrych metod ich zastosowania” - stwierdza Cima. Dlatego też uczony wraz ze swoim zespołem pracuje nad niewielkim wszczepianym urządzeniem, które mogłoby dostarczać leki osobom cierpiącym na nowotwory jajnika, pęcherza czy mózgu. Podczas ostatnich prac nad dostarczaniem lekarstwa do mózgu uczeni zastosowali mikrokapsułki z biokompatybilnego krystalicznego polimeru. Każda kapsułka zawiera 1,5 mililitra leku i jest umieszczana w czaszce przez niewielki otwór. Na razie uczeni testują swoją metodą na myszach. Dobrze się ona sprawdza, mają więc nadzieję, że będą mogli rozpocząć testy na ludziach. Dotychczas prowadzono testy z użyciem dwóch leków. Jeden to wspominany już TMZ, który jest podstawowym chemioterapeutykiem stosowanym przy glejakach oraz nowotworach dających przerzuty. Drugi to doksorubicyna, używana przy leczeniu raka piersi, który często daje przerzuty do mózgu. Gdy myszom, którym zaimplementowano guzy podobne do ludzkich, podawano TMZ bezpośrednio do czaszki, zwierzęta żyły dłużej niż myszy leczone tradycyjną metodą. W sąsiedztwie mikrokapsułek z TMZ dochodziło też do większej umieralności komórek nowotworowych. Niestety, efektu takiego nie zaobserwowano w przypadku doksyrubicyny. Ten lek lepiej działał podawany tradycyjną drogą. Naukowcy odkryli, że TMZ po uwolnieniu z kapsułki, pokonuje dłuższą drogę, dzięki czemu dociera do większej ilości tkanki. Doksorubicyna rozpada się albo jest neutralizowana przez organizm zanim zniszczy wystarczającą liczbę komórek. „Opracowując lokalne terapie będziemy musieli zatem brać pod uwagę właściwości molekuły leku. Wielkość strefy, w jakiej działa lek, zależy od molekuły” - wyjaśnia Cima. Michael Lim, profesor neurochirurgii z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, ma nadzieję, że implantowanie do czaszki mikrokapsułek pomoże pacjentom. Obecnie opcje leczenia nowotworów mózgu są niezwykle ograniczone, gdyż bardzo trudno jest spowodować, by chemioterapeutyki przekraczały barierę krew-mózg. „To może pozytywnie wpłynąć na szanse pacjentów. Po chirurgicznym usunięciu guza można by umieścić mikrokapsułki, które zabiją pozostawione komórki nowotworowe” - stwierdza Lim. « powrót do artykułu
  19. Źródło, na które powołuje się Bloomberg, twierdzi, że Microsoft testuje system Windows Server uruchomiony na maszynach z procesorami ARM. Obecnie koncern z Redmond ma w ofercie wyłącznie oprogramowanie serwerowe dla maszyn x86. Jeśli na rynku pojawi się Windows Server dla ARM, może to zagrozić pozycji Intela. Obecnie ARM dominuje na rynku smartfonów, jednak na rynku serwerów niemal zupełnie się nie liczy. Do Intela należy 98% procent rynku serwerów. Tymczasem architektura ARM ma liczne zalety w porównaniu z x86, a jedną z największych jest energooszczędność. Mikroserwery ARM korzystają z procesorów, których pobór mocy wynosi 10‑45 watów, tymczasem konwencjonalne procesory serwerowe x86 potrzebują do pracy ponad 90 watów. Na wielkich farmach serwerowych, gdzie pracują tysiące maszyn, daje to w sumie olbrzymie różnice w poborze prądu i kosztach funkcjonowania infrastruktury. Obecnie tam, gdzie wykorzystywane są serwery z układami ARM dominuje Linux. Najwyraźniej jednak rynkiem tym zainteresowany jest też Microsoft. Koncernowi z Redmond może zależeć nie tylko na sprzedaży Windows Servera dla ARM, ale również na oferowaniu takiej konfiguracji sprzętu i oprogramowania w swojej chmurze Azure. « powrót do artykułu
  20. Przechodzący operację serca pacjenci, którzy otrzymują niedawno pozyskane preparaty krwiopochodne krew, mają znacząco mniej powikłań niż chorzy, którzy dostali preparaty oddane ponad 2 tygodnie przed ich operacją. Naukowcy badali wpisy z Centrum Serca Nowego Brunszwiku, dotyczące planowych operacji serca z okresu między styczniem 2005 a wrześniem 2013 r. Uwzględniono pacjentów, którzy przebywali w szpitalu mniej niż 30 dni i podczas operacji lub po niej dostali 1-5 jednostek koncentratu krwinek czerwonych (KKCz). Spośród 2015 pacjentów pięćdziesięciu dwóm procentom (1052) podawano wyłącznie świeży, czyli maksymalnie 2-tygodniowy KKCz. Reszta dostała starszą masę erytrocytarną albo KKCz mieszany. Po wzięciu poprawki m.in. na wiek czy płeć, stwierdzono, że pacjentów, którym przetoczono wyłącznie świeży KKCz, rzadziej trzeba było powtórnie operować z powodu krwawienia i wentylować przez ponad dobę. Rzadziej występowało też u nich zakażenie, migotanie przedsionków, niewydolność nerek czy zgon. Sprawy miały się podobnie, gdy patrzyło się na wynik ogólny. Biorąc pod uwagę korzyści z wykonanej w porę operacji kardiologicznej, nie należy odkładać zabiegu z powodu braku świeżych preparatów krwiopochodnych. Ważniejsze wydaje się przeprowadzenie badań, które określą, jakie zjawisko leży u podstaw zaobserwowanego związku między wiekiem KKCz a wynikami operacji - wyjaśnia dr Ansar Hassan. Statystyki pokazały, że osoby otrzymujące wyłącznie świeży KKCz to przeważnie kobiety. Jak donoszą Kanadyjczycy, często mają one niestabilną dusznicę bolesną i przechodzą izolowane pomostowanie tętnic wieńcowych (ang. isolated coronary artery bypass grafting) lub operacje zastawkowych wad serca. « powrót do artykułu
  21. Naukowcy z Harvardzkiego Instytutu Komórek Macierzystych i Massachusetts General Hospital zaprezentowali zmodyfikowane genetycznie komórki macierzyste, które mogą produkować i wydzielać toksynę uśmiercającą guzy mózgu. Zespół doktora Khalida Shaha zademonstrował, że uwalniające toksyny komórki macierzyste da się wykorzystać do wyeliminowania komórek nowotworowych, które pozostały w mysim mózgu po wycięciu głównego guza. Dostarczane są komórki enkapsulowane w biodegradowalnym żelu. Uśmiercające komórki nowotworowe toksyny [egzotoksynę A bakterii Pseudomonas] stosowano z sukcesami w rozmaitych nowotworach krwi, lecz ze względu na ograniczony dostęp i krótki czas połowicznego rozpadu nie sprawdzały się one w przypadku guzów litych. Warto dodać, że egzotoksyna A blokuje syntezę białek, katalizując inaktywację czynnika translacyjnego EF-2. Kilka lat temu odkryliśmy, że komórki macierzyste można by wykorzystać do stałego dostarczania [...] terapeutycznych toksyn do guzów mózgu. Najpierw musieliśmy jednak zmodyfikować genetycznie komórki macierzyste, tak by same nie zginęły z powodu tych toksyn. Teraz mamy oporne na toksyny komórki macierzyste, które są w stanie wytwarzać i uwalniać zabijające nowotwory leki. Choć cytotoksyny są zabójcze dla wszystkich komórek, pod koniec lat 90. naukowcom udało się oznakować je w taki sposób, by dostawały się tylko do komórek z określonymi cząstkami powierzchniowymi. Oporne na toksynę nerwowe komórki macierzyste uzyskano, modyfikując endogenny EF-2 i sprawiając, by wydzielały one cytotoksyny obierające na cel wariant receptora dla IL-13 (IL13Rα2) oraz receptor czynnika wzrostu naskórka (EGFR), których ekspresja jest charakterystyczna dla wielu glejaków wielopostaciowych. Testowaliśmy te komórki macierzyste na mysim modelu nowotworu mózgu, gdzie wycinano guz, a następnie implantowano komórki macierzyste enkapsulowane w żelu. Po przeprowadzeniu badań molekularnych i obrazowania - w ten sposób śledzono zahamowanie syntezy białek w obrębie nowotworu - stwierdziliśmy, że toksyny uśmiercały komórki nowotworowe i wydłużały przeżycie [...]. « powrót do artykułu
  22. Eksperci z holenderskiego Uniwersytetu Technologicznego w Eindhoven (TU/e) oraz Uniwersytetu Centralnej Florydy (CREOL) poinformowali o udanym transferze danych z prędkością 255 Tb/s. To około 20-krotnie większa prędkość niż w najszybszych stosowanych obecnie sieciach komunikacyjnych. Rosnące zapotrzebowanie na przesył danych powoduje konieczność opracowania nowych metod transmisji. Co prawda już w obecnych światłowodach można przesyłać więcej informacji w jednostce czasu zwiększając moc sygnału. Problem jednak w tym, że prowadzi to do pojawienia się niepożądanych nieliniowych zjawisk fotonicznych, które ograniczają ilość informacji jaką można odebrać. Naukowcy kierowani przez doktorów Chigo Okonkwo (TU/e) i Rodrigo Amezcuę Correę (CREOL) opracowali nową klasę włókien optycznych, które charakteryzuje większa pojemność transmisji. Nowe włókno składa się z siedmiu różnych rdzeni, którymi może podróżować światło. To tak, jakby w miejsce jednopasmowej drogi zbudować siedmiopasmową autostradę. Dodatkowo ich włóko korzysta z dwóch dodatkowych wymiarów dla transmisji danych. Mamy zatem do czynienia z sytuacją, w której po tych siedmiu pasach autostrady samochody jadą w trzech ułożonych na sobie warstwach. Nasze włókno ma mniej niż 200 mikrometrów grubości, nie jest zatem znacząco grubsze od standardowych światłowodów. Daje ono nadzieję na osiągnięcie transmisji rzędu petabitów. Takie są założenia programu Horyzont 2020, nakreślonego przez Komisję Europejską. Wyniki naszych badań pokazują, jak ważne są badania nad wysokowydajnymi systemami optycznej transmisji danych prowadzone w Europie, szczególnie przez TU/e, we współpracy z innymi znanymi zespołami z całego świata - mówi doktor Okonkwo. « powrót do artykułu
  23. U osób z zespołem Downa występuje zwiększone ryzyko wad wrodzonych serca, lecz nie wszyscy chorzy je mają. U około połowy serce ma prawidłową budowę. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Emory University, Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, Oregon Health Science University i Uniwersytetu w Pittsburghu przeprowadzili największe jak dotąd genetyczne studium wrodzonych wad serca u osób z zespołem Downa. Autorzy raportu z pisma Genetics in Medicine odkryli, że u niemowląt z zespołem Downa z wrodzonymi wadami serca o wiele częściej występują duże delecje. Dotyczą one genów wpływających na rzęski, a rzęski to struktury komórkowe odgrywające ważną rolę m.in. w sygnalizacji podczas rozwoju płodowego. Ustalenia te oraz wyniki innych ostatnich badań sugerują, że ryzyko wrodzonych wad serca w zespole Downa to skutek nie tylko dodatkowej kopii 21. chromosomu, ale i działających równolegle czynników genetycznych oraz środowiskowych. Badając wrodzone wady serca w zagrożonej populacji z zespołem Downa, można ujawnić geny oddziałujące na ryzyko wad serca u wszystkich dzieci, również tych z typową liczbą chromosomów - wyjaśnia dr Michael Zwick. Studium objęło 452 osoby z zespołem Downa; u 210 występował wspólny kanał przedsionkowo-komorowy, reszta miała prawidłowo zbudowane serca. By poszukując m.in. delecji i duplikacji, zbadać ponad 900 tys. miejsc w genomie, specjaliści z Emory University posłużyli się mikromacierzami wysokiej gęstości. Odkrycie, że u dzieci z zespołem Downa i wspólnym kanałem przedsionkowo-komorowym występują nieprawidłowości w zakresie genów ciliomu, może zasugerować różnice w opiece nad takimi osobami. By potwierdzić uzyskane wyniki, Zwick prowadzi kolejne badania nad ludźmi z zespołem Downa z zastosowaniem sekwencjonowania całego genomu. « powrót do artykułu
  24. Obecne zmiany klimatyczne są postrzegane przez pryzmat gazów cieplarnianych obecnych w atmosferze. Tymczasem badacze z Rutgers University informują, że równie ważną rolę w regulowaniu ziemskiego klimatu odgrywa cyrkulacja oceaniczna. Z przeprowadzonych przez nich badań wynika, że poważne ochłodzenie klimatu i zwiększenie pokryw lodowych na półkuli północnej, do których doszło przed 2,7 milionami lat, zbiegło się ze zmianą prądów oceanicznych. Naszym zdaniem to nie zmiany w koncentracji dwutlenku węgla, a pojawienie się współczesnego wzorca prądów oceanicznych – cyrkulacji termohalinowej – przed 2,7 milionami lat było przyczyną zwiększenia się zasięgu lodów na półkuli północnej - mówi Stella Woodard. Jeśli naukowcy z Rutgersa mają rację, to dla zrozumienia przyszłych zmian klimatycznych konieczne jest lepsze zbadanie wymiany ciepła pomiędzy oceanami. Niestety, uczeni wciąż nie wiedzą dokładnie, jaki wpływ na przyszłość klimatu Ziemi będzie miał dwutlenek węgla pochłaniany obecnie przez oceany. Specjaliści z Rutgers University są pewni jednego – jako, że w ciągu ostatnich 200 lat do atmosfery trafiły olbrzymie ilości CO2, interakcja pomiędzy tym gazem, zmianami temperatury, opadami a cyrkulacją w oceanach będzie prowadziła do głębokich zmian. Ich zdaniem to właśnie odmienna od obecnej cyrkulacja oceaniczna odpowiadała za wysokie temperatury, jakich Ziemia doświadczała przed 3 milionami lat. Wówczas poziom CO2 w atmosferze był zbliżony do obecnego, a średnia temperatura o około 2 stopnie Celsjusza wyższa. Później powstała współczesna cyrkulacja termohalinowa, która ochłodziła naszą planetę i doprowadziła do pojawienia się współczesnego klimatu. Nasze badania wskazują, że zmiany w przechowywaniu ciepła w głębokich partiach oceanów mogą być równie ważne co aktywność tektoniczna czy poziom dwutlenku węgla. Być może to właśnie one doprowadziły do jednej z największych zmian klimatycznych w ciągu ostatnich 30 milionów lat - powiedział profesor Yair Rosenthal. « powrót do artykułu
  25. Flawanole kakao odwracają związane z wiekiem pogorszenie pamięci u zdrowych starszych dorosłych. Wcześniejsze badania wykazały, że pogorszenie pamięci w przebiegu starzenia wiąże się ze zmianami zachodzącymi w zakręcie zębatym. Choć zademonstrowano, że u myszy wyekstrahowane z kakao flawanole zwiększają angiogenezę i gęstość wypustek neuronalnych w tym regionie, z powodu braku studiów w przypadku ludzi można było mówić tylko o korelacji, a nie o związku przyczynowo-skutkowym. By sprawdzić, czy to właśnie zakręt zębaty wpływa na pogorszenie pamięci, zespół doktora Scotta A. Smalla z Centrum Medycznego Uniwersytetu Columbia zebrał 37 zdrowych ochotników w wieku od 50 do 69 lat. Wylosowano ich do 2 grup. Przez 3 miesiące jednej podawano dietę wysokoflawanolową (900 mg flawanoli dziennie), a drugiej niskoflawanolową (10 mg flawanoli dziennie). Przed i po zakończeniu studium badani przechodzili obrazowanie mózgu (funkcjonalny rezonans magnetyczny w wysokiej rozdzielczości) i testy pamięciowe w postaci 20-minutowych ćwiczeń rozpoznania wzorca. Obrazując mózgi naszych ochotników, zauważyliśmy znaczącą poprawę funkcjonowania zakrętów zębatych osób spożywających napój wysokoflawanolowy - podkreśla dr Adam M. Brickman. Akademicy odnotowali też poprawę wyników uzyskiwanych w testach pamięciowych. Jeśli na początku studium ochotnik miał pamięć typowego 60-latka, to po trzech miesiącach osoba ta miała przeciętnie pamięć typowego 30- czy 40-latka. Brickman przestrzega jednak, że wyniki trzeba powtórzyć na większej próbie (Amerykanie przygotowują się już zresztą do takiego studium). Autorzy raportu z pisma Nature Neuroscience przypominają, że flawanole występują również w liściach herbaty oraz różnych owocach i warzywach, lecz ich ogólna ilość, postaci i zestawy bardzo się od siebie różnią. Zespół z Uniwersytetu Columbia podkreśla, że produkt wykorzystany w studium nie jest tożsamy z czekoladą, dlatego zwiększenie spożycia tej ostatniej skończy się raczej wyłącznie na przyroście wagi. Naukowcy mogli wysnuć zaprezentowane wyżej wnioski dzięki 2 ważnym wynalazkom: 1) nowemu narzędziu do przetwarzania informacji (dane z obrazowania są prezentowane w postaci pojedynczego ujęcia 3D, a nie serii wycinków) i 2) zmodyfikowanemu testowi neuropsychologicznemu do oceny funkcjonowania pamięciowego zakrętu zębatego. Amerykanie opowiadają, że nie udało im się osiągnąć zamierzonego VO2max, dlatego nie da się powiedzieć, czy tak jak u młodszych osób ćwiczenia poprawiają pamięć oraz działanie zakrętu zębatego. "To nie tak, że ćwiczenia nie są korzystne dla funkcjonowania poznawczego. Niewykluczone [jednak], że starsi ludzie potrzebują bardziej intensywnych ćwiczeń, by osiągnąć maksymalny pobór tlenu [...]. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...