Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37606
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Eliminowanie stanu zapalnego w tkance tłuszczowej otyłych osób może być kluczem do zapobiegania, a nawet odwracania cukrzycy typu 2. Doktorzy Ajith Vasanthakumar i Axel Kallies z Instytutu Waltera i Elizy Hallów w Melbourne odkryli, że limfocyty T regulatorowe (Treg) odgrywają kluczową rolę w kontrolowaniu zapalenia i podtrzymywaniu insulinowrażliwości. Autorzy publikacji z Nature Immunology podkreślają, że spadek insulinowrażliwości jest uważany za skutek długoterminowego lekkiego stanu zapalnego tkanki tłuszczowej. Treg są strażnikami układu odpornościowego, którzy nie dopuszczają, by odpowiedź immunologiczna wymknęła się spod kontroli. Kiedy liczba Treg jest obniżona, mogą się pojawić choroby zapalne, takie jak cukrzyca czy reumatoidalne zapalenie stawów - wyjaśnia Vasanthakumar. Tkanka tłuszczowa ma swój własny rodzaj Treg, który znika w czasie otyłości. W tkance tłuszczowej otyłych osób jest mniej Treg niż w tkance ludzi z prawidłową wagą. Bez limfocytów T regulatorowych wzrasta poziom komórek wywołujących stan zapalny, to zaś nasila stan zapalny, który może prowadzić do insulinooporności i wysokich cukrów, czyli klasycznych objawów cukrzycy typu 2. Australijczycy ustalili, że interleukina 33 (IL-33) potrafi wybiórczo zwiększać liczebność Treg w tkance tłuszczowej, skutecznie tłumiąc rozwój cukrzycy, a nawet odwracając jej przebieg w modelach przedklinicznych. Wystawianie tkanki tłuszczowej na działanie IL-33 przywracało normalny poziom Treg, co prowadziło do ograniczenia stanu zapalnego i spadku stężenia glukozy - opowiada Vasanthakumar, dodając, że w przyszłości można by pomyśleć o terapii z wykorzystaniem substancji naśladujących działanie IL-33. Dr Kallies dodaje, że udało się wykazać, jak ważna dla zachowania zdrowego organizmu jest zdrowa tkanka tłuszczowa. Powinniśmy przestać myśleć o tkance tłuszczowej jak o zwykłym magazynie energii. « powrót do artykułu
  2. Wiele nowotworów jest bardzo trudnych w leczeniu. Zdaniem naukowców z University of East Anglia, wynika to z faktu... współpracy pomiędzy poszczególnymi komórkami. Uczeni wykazali, że komórki nowotworowe współpracują ze sobą przy produkcji czynników wzrostu, molekuł potrzebnych do rozwoju guza. To wyjaśnia, dlaczego nowotwory potrafią bronić się przed terapiami celowanymi na czynnik wzrostu i dlaczego często dochodzi do remisji nowotworów. Tworzące guza komórki rakowe wykazują różne cechy. Mają na przykład różny wygląd i kształt, zachodzi w nich ekspresja różnych genów, mają więc różne możliwości w zakresie tworzenia przerzutów. Nazywane jest to heterogenicznością guzów. Właśnie te różnice powodują, że diagnozowanie i leczenie nowotworów jest trudne. Nie wiadomo, z jakiego powodu istnieje heterogeniczność, ale zrozumienie jej pochodzenia i dynamiki jest niezbędne dla leczenia nowotworów - mówi doktor Marco Archetti z Wydziału Nauk Biologicznych UEA. Uczeni przyglądali się komórkom nowotworów trzustki i wykorzystali modele matematyczne do badani ich heterogeniczności. Wykazaliśmy, że komórki ze sobą współpracują. Guz to zespół komórek, które mają przewagę nad zdrowymi komórkami, gdyż komórki nowotworowe produkują własny czynnik wzrostu. Udowodniliśmy, że te komórki nowotworowe, które samodzielnie nie produkują czynnika wzrostu mogą korzystać z molekuł produkowanych przez inne komórki. W pewnych warunkach guz składa się z obu typów komórek – producentów czynnika wzrostu i jego użytkowników. Nowotwór to naturalny proces selekcji komórek w czasie życia organizmu. Kiedy leki modyfikują ilość dostępnego czynnika wzrostu dochodzi do ewolucji guza. Heterogeniczny guz z łatwością przystosowuje się do zmieniającej się ilości czynnika wzrostu. Dlatego też współczesne terapie nie dają jednoznacznych wyników i dochodzi do remisji - stwierdza Archetti. « powrót do artykułu
  3. Włosi stworzyli układ scalony z mikropierścieniem, w którym można splątać fotony. Może to być wstęp do stworzenia wielu nowych technologii. Dotychczas z łatwością uzyskiwano splątane fotony w laboratoriach, jednak ich uzyskanie w niewielkim układzie scalonym okazywało się niezwykle trudne. Teraz na łamach pisma Optica, wydawanego przez The Optical Society, dowiadujemy się o stworzeniu podzespołu, który jest na tyle mały, że zmieści się na układzie scalonym. Wspomniany podzespół powstał na bazie dobrze znanej technologii budowy mikrorezonatorów pierścieniowych. Główną zaletą naszych badań jest stworzenie nowego źródła splątanych fotonów, które jest małe, jasne i bazuje na krzemie. Średnica naszego pierścienia to zaledwie 20 mikrometrów. Wcześniej budowane pierścienie były setki razy większe - mówi Daniele Bajoni z Universita degli Studi di Pavia. Splątane fotony mogą przynieść wiele korzyści w telekomunikacji czy maszynach liczących. Jednak by zastosować je w praktyce konieczne jest opracowanie technologii umożliwiającej użycie ich w układach scalonych, a to okazuje się niezwykle trudne. Dotychczas źródła fotonów, zwykle specjalne kryształy, udało się zminiaturyzować w wielkości kilku milimetrów. To całe rzędy wielkości zbyt dużo, by można było stosować je na układach scalonych. Ponadto takie źródła zużywają dużo energii, co dodatkowo ogranicza ich zastosowanie. Włoscy naukowcy umieścili na układzie scalonym optyczny rezonator pierścieniowy, a fotony z lasera dostarczyli za pomocą dołączonego światłowodu. Fotony trafiają do pierścienia, w którym krążą. Powstaje tam idealne środowisko do splątania. Gdy fotony opuszczały rezonator uczeni obserwowali, że bardzo duża część z nich wykazywała cechy charakterystyczne dla splątania. Nasze urządzenie może emitować światło o właściwościach kwantowych, jakich nigdy wcześniej nie obserwowano we wbudowanym urządzeniu. Częstotliwość, z jaką produkowane są splątane fotony jest nieosiągalna dla innych krzemowych urządzeń wbudowanych i jest porównywalna z tym, co uzyskuje się w dużych kryształach zasilanych przez potężne lasery - zapewnia Bajoni. « powrót do artykułu
  4. Naukowcy rozpoznali mechanizm, za pośrednictwem którego polifenol zielonej herbaty - galusan epigallokatechiny (EGCG) - zabija komórki nowotworów jamy ustnej, oszczędzając przy tym komórki zdrowe. Możliwości antynowotworowe EGCG były znane już wcześniej, ale jak tłumaczy prof. Joshua Lambert z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii, najnowsze studium pokazało, że galusan może uruchamiać prowadzący do śmierci proces w mitochondriach. EGCG robi coś, by uszkodzić mitochondria. Uruchamia to cykl powodujący kolejne uszkodzenia, aż w końcu dochodzi do uruchomienia programu śmierci komórkowej. Wygląda to tak, jakby EGCG powodował tworzenie w komórkach nowotworowych reaktywnych form tlenu. ROS uszkadzają je, a mitochondria reagują produkcją jeszcze większych ilości reaktywnych form tlenu. Na nieszczęście komórek nowotworowych w trakcie tego procesu spada ekspresja genów przeciwutleniających. Oznacza to, że "w tym samym czasie, gdy EGCG wywołuje stres oksydacyjny, wyłączone zostają mechanizmy obronne". Wg autorów raportu z Molecular Nutrition and Food Research, podobne zjawisko nie zachodzi w komórkach zdrowych. Wręcz przeciwnie, EGCG wydaje się zwiększać ich zdolności ochronne. By na bieżąco porównywać procesy przebiegające w obu rodzajach komórek, Amerykanie hodowali je obok siebie w szalkach Petriego. Później wystawiali je na stężenie EGCG, jakie zwykle występuje w ślinie po żuciu gumy z zieloną herbatą. Naukowcy mogli w różnych momentach czasowych pobierać komórki i badać je pod kątem stresu oksydacyjnego i odpowiedzi przeciwutleniającej. Zrobili też dużo zdjęć z wykorzystaniem fluorescencyjnego barwnika. Wg akademików, krytyczne dla procesu jest białko - sirtuina 3 (SIRT3). Spełnia ona ważną funkcję w działaniu mitochondriów i reakcji przeciwutleniającej w wielu tkankach ciała, dlatego pomysł, że EGCG może wybiórczo oddziaływać na aktywność SIRT3 w komórkach nowotworowych - by ją wyłączyć - i zdrowych - by ją wdrożyć - ma prawdopodobnie odniesienie do wielu rodzajów nowotworów. Lambert podkreśla, że kolejnym krokiem będą badania na modelu zwierzęcym. Jeśli zarówno one, jak i testy kliniczne na ludziach dadzą dobre rezultaty, Amerykanie chcieliby stworzyć terapię, która będzie tak samo skuteczna jak chemioterapia, ale pozbawiona jej efektów ubocznych (nie wpływałaby ona na szybko dzielące się komórki). « powrót do artykułu
  5. Zgodnie z powszechnie panującym przekonaniem, chłopcy lepiej od dziewcząt radzą sobie z naukami ścisłymi. Jednak naukowcy z University of Missouri i University of Glasgow twierdzą, że z ich badań wynika coś przeciwnego. Przeanalizowaliśmy oceny, jakie w latach 2000-2010 w szkołach na całym świecie otrzymało 1,5 miliona 15-latków. Nawet w tych krajach, gdzie wolność kobiet jest bardzo ograniczona, dziewczęta osiągały lepsze wyniki w czytaniu, matematyce i naukach ścisłych. Działo się tak niezależnie od czynników politycznych, ekonomicznych i społecznych w różnych państwach - mówi profesor psychologii David Geary z University of Missouri. Z analiz wynika, że w 70% krajów lub regionów dziewczęta osiągają lepsze wyniki. Jedynie w trzech krajach/regionach: Kolumbii, Kostaryce i indyjskim stanie Himachal Pradesh chłopcy radzili sobie lepiej. Z kolei w USA i Wielkiej Brytanii wyniki obu płci były bardzo podobne. Z kolei w takich krajach jak Katar, Jordania i Zjednoczone Emiraty Arabskie widać wyraźną przewagę dziewcząt. Jedynym wyjątkiem od reguły są kraje rozwinięte, gdzie najlepiej radzący sobie chłopcy są lepsi od najlepiej radzących sobie dziewcząt. Z wyjątkiem tych najlepszych chłopcy mają gorsze oceny, niezależnie od warunków społecznych. Uzyskane przez nas wyniki wskazują, że wyrównywanie szans obu płci nie zmniejsza przepaści edukacyjnej. Ona nie rośnie tam, gdzie dziewczęta mają mniej praw. Chociaż ważnym jest, by w szkołach panowała równość płci, to musimy też zrozumieć, dlaczego pojawiają się różnice, szczególnie wśród chłopców - mówi psycholog Gijsbert Stoet z University of Glasgow. Politycy nie powinni oczekiwać, że z równości w szkołach wyniknie równość poza szkołami. Niezależnie bowiem od sposobu organizacji społeczeństwa to chłopcy – z wyjątkiem tych najlepszych – osiągają gorsze wyniki w szkołach. Jeśli więc politycy chcą zmniejszać różnice pomiędzy tym, co osiągają mężczyźni, a co osiągają kobiety, powinni skupić się na czynnikach innych niż czynniki polityczne, ekonomiczne i społeczne, szczególnie w odniesieniu do ogólnych osiągnięć chłopców oraz tego, co najlepsze z dziewcząt osiągają w matematyce i naukach ścisłych - stwierdzają naukowcy. « powrót do artykułu
  6. Studenci Wydziału Archeologii Uniwersytetu w Barcelonie odkryli ślady pobytu armii Hannibala na Półwyspie Iberyjskim. Odkrycia dokonano przypadkiem, podczas ćwiczeń polowych, gdy na ekranie radaru ukazały się pozostałości fosy. Hannibal Barcas przekroczył w 218 roku przed naszą erą Pireneje, Alpy i dokonał inwazji na Italię. Na Półwyspie Iberyjskim pozostawił 11 000 żołnierzy, którzy mieli chronić tyły jego armii i zapewnić jej zaopatrzenie. Wojska te zostały jednak zaatakowane i zniszczone przez legiony dowodzone przez Gnejusza Korneliusza Scypiona. W czasie bitwy Rzymianie zdobyli obóz Kartagińczyków i miejscowość, w której się znajdował. To właśnie fosę broniącą tej miejscowości odkryli studenci w dzisiejszym Valls w Tarragonie. Wielkość fosy zdziwiła specjalistów. Jej szerokość oceniono na 40, głębokość na 5, a długość na 500 metrów. W czasie drugiej wojny punickiej (218-202 p.n.e.) na terenie Półwyspu Iberyjskiego dochodziło do wielu starć Rzymian i Kartagińczyków obecnie jednak po wydarzeniach tych niemal nie ma śladu, więc ostatnie odkrycie jest niezwykle cenne. Już początek prac archeologicznych przyniósł obiecujące wyniki, znaleziono m.in. kartagińskie monety i ołowiane kule. Ze źródeł historycznych wiadomo, że w tym regionie, w okolicy iberyjskiej miejscowości El Vilar, rozegrała się jedna z największych bitew tego okresu. Fosa, którą znaleziono, to jedna z największych fos iberyjskich. Archeolodzy mają nadzieję, że odnajdą też mury. II wojna punicka była decydującym starciem Rzymu i Kartaginy. To w czasie jej trwania Kartagińczycy rozgromili Rzymian w słynnych bitwach pod Kannami i nad Jeziorem Trazymeńskim. Ostatecznie jednak zakończyła się jedną z najważniejszych bitew starożytności, klęską wojsk Hannibala pod Zamą (202 p.n.e.), która ostatecznie załamała potęgę Kartaginy. « powrót do artykułu
  7. Dziewczynki, które piją dużo słodkich napojów, wcześniej przechodzą pierwszą miesiączkę. Naukowcy śledzili w latach 1996-2001 przypadki 5583 dziewczynek, które trafiając do studium, miały 9-14 lat. Odkryli, że te z nich, które piły więcej niż 1,5 porcji słodkich napojów dziennie, przechodziły menarche 2,7 miesiąca wcześniej niż koleżanki pijące 2 lub mniej takich napojów tygodniowo. Efekt był niezależny od wskaźnika masy ciała (BMI), wzrostu, ogólnego spożycia pokarmów czy aktywności fizycznej. Precyzyjnie rzecz ujmując, autorzy artykułu z pisma Human Reproduction wyliczyli, że dziewczęta pijące najwięcej słodkich napojów zaczynały miesiączkować w wieku 12,8 r., a te, które spożywały ich najmniej, w wieku równo 13 lat. Dr Karin Michels z Harvardzkiej Szkoły Medycznej podkreśla, że choć głównym powodem do obaw wydaje się otyłość, studium sugeruje, że niezależnie od BMI, wśród dziewcząt z najwyższym spożyciem napojów z cukrami dodanymi menarche występuje wcześniej. Odkrycia są ważne w kontekście trudnego dotąd do wytłumaczenia szybszego dojrzewania dziewcząt w krajach rozwiniętych. Niestety, wcześniejsze wystąpienie menarche zwiększa ryzyko raka piersi. Przyspieszenie jej o rok oznacza wzrost ryzyka o 5%, więc wystąpienie miesiączki o 2,7 miesiąca wcześniej ma wpływ nieznaczny. Naukowcy podkreślają, że najwyższe spożycie słodzonych napojów w studium - ponad 1,5 porcji dziennie - to niewiele w porównaniu do innych populacji, w których pierwsza miesiączka będzie zapewne występować jeszcze wcześniej. Uwzględnione w studium dziewczynki to uczestniczki Growing up Today Study (GUTS), dzieci pielęgniarek z Nurses' Health Study II. Na początku wszystkie przyznały, że nie przeszły jeszcze menarche. Podczas 10.555 osobolat obserwacji pierwsza miesiączka wystąpiła u 94% (5227), na etapie przedpokwitaniowym pozostało 159 osób (3%). Dziewczęta kilkakrotnie wypełniały kwestionariusze dietetyczne. Pytano m.in. o to, jak często, średnio, wypijają 1) jedną puszkę lub szklankę napojów gazowanych lub dietetycznych napojów gazowanych, np. coli, 2) porcję niegazowanych napojów owocowych (np. lemoniady czy ponczu) czy 3) 1 szklankę, puszkę lub butelkę słodzonej mrożonej herbaty. Jak wyjaśniają Amerykanie, we wszystkich występują cukry dodane w postaci sacharozy, glukozy lub syropu glukozowo-fruktozowego, a w coli i mrożonej herbacie również kofeina. By ocenić wpływ napojów naturalnie słodkich i dosładzanych sztucznymi substancjami, naukowcy przyglądali się również napojom dietetycznym i sokom owocowym. Stwierdzono, że napoje dietetyczne i soki nie miały żadnego wpływu na wiek pierwszej miesiączki. W dowolnym momencie w wieku 9-18,5 r. prawdopodobieństwo, że menarche wystąpi w kolejnym miesiącu, było dla dziewcząt wypijających ponad 1,5 porcji słodkich napojów dziennie średnio aż o 24% wyższe (i w tym przypadku grupę tę porównywano do dziewcząt spożywających 2 lub mniej porcji napojów na tydzień). Naukowcy doszli do tego, biorąc poprawkę na czynniki, które mogły wpłynąć na wiek pierwszej miesiączki, czyli wagę urodzeniową, rasę, pochodzenie etniczne, aktywność fizyczną, wzrost, częstość jedzenia posiłków z rodziną oraz skład rodziny, głównie na to, czy pozostaje w niej ojciec lub ojczym. Po uwzględnieniu wskaźnika masy ciała związek picia słodkich napojów z wcześniejszą menarche był nadal istotny statystycznie. W przypadku dziewcząt pijących ich najwięcej prawdopodobieństwo wystąpienia pierwszej miesiączki w następnym miesiącu było o 22% wyższe niż w przypadku dziewcząt z grupy najniższego spożycia. Jak naukowcy tłumaczą zaobserwowane zjawisko? Napoje z cukrami dodanymi mają wysoki indeks glikemiczny i powodują silniejsze wyrzuty insuliny. Z kolei wyższy poziom insuliny może skutkować wyższymi stężeniami hormonów płciowych. Duże zmiany w stężeniach krążących hormonów powiązano zaś z wcześniejszą menarche. Choć zespół zauważył, że większe spożycie kofeiny również wiązało się z wcześniejszymi pierwszymi miesiączkami, to nie ogólne spożycie cukru czy kofeiny wyjaśniało uzyskane wyniki. Kluczowe okazywały się cukry dodane. « powrót do artykułu
  8. Węże żyją na Ziemi znacznie dłużej niż dotychczas sądzono. Naukowcy opisali właśnie cztery skamieniałości tych zwierząt. Najstarsze z nich należy do 25-centymetrowego Eophis underwoodi. Szczątki znaleziono w kamieniołomie w pobliżu Oksfordu. Ich wiek oceniono na 167 milionów lat. Dotychczas najstarsze znane szczątki węży liczyły sobie 102 miliony lat. Węże wyewoluowały z jaszczurek, a ich najstarsze formy posiadały niewielkie nogi. Także i opisane niedawno szczątki miały zredukowane kończyny. Nie znaczy to jednak, że na nich się poruszały. Jeden z autorów badań, paleontolog Michael Caldwell z University of Alberta uważa, że prymitywne węże pełzały, kończyn mogły używać ewentualnie do chwytania. Kolega Caldwella, Sebastian Apesteguia z Argentyny, uważa, że węże mogły powstać 190 milionów lat temu. Cztery opisane właśnie węże żyły równocześnie z dinozaurami. Najstarszy z nich, Eophis, zamieszkiwał bagna i prawdopodobnie żywił się insektami i kijankami. Największym z nich jest Portugalophis lignites, odkryty w kopalni węgla w Portugalii. Mierzył 1,2 metra długości i żył 155 milionów lat temu. Jego dieta mogła składać się z niewielkich ssaków, dinozaurów, żab czy jaszczurek. Z kolei pochodzący sprzed 155 milionów lat Diablophis gilmorei, odkryty w Kolorado, był nieco większy od Eophisa i prawdopodobnie miał podobną dietę. Ostatni z węży, Parviraptor estesi, został odkryty w klifach w pobliżu Sanage w Anglii. Mierzył 60 cm i żył 144 miliony lat temu. Wszystkie węże mają czaszkę podobną do węży współczesnych. Zdaniem Caldwella, charakterystyczna czaszka węży pojawiła się u gadów zanim jeszcze zyskały one wydłużone, pozbawione nóg ciało. Żaden ze wspomnianych gatunków nie był jadowity. Najstarsze szczątki jadowitego węża pochodzą sprzed 20 milionów lat. « powrót do artykułu
  9. Książka jest nowoczesnym podręcznikiem, w którym oprócz zagadnień omawianych tradycyjnie są opisane również najnowsze odkrycia z ostatnich lat. Wiele z nich jest przedstawionych w nowy przejrzysty sposób, dzięki czemu łatwiejsze staje się samodzielne ich zgłębianie. W kolejnych częściach są omówione: 1) problemy podstawowe z zakresu mechaniki kwantowej i elementarnej fizyki statystycznej, przeplatane współczesnymi przykładami ilustrującymi tę dziedzinę; 2) zagadnienia dotyczące stanów jednocząstkowych oraz sieci krystalicznych; 3) wybrane bardziej zaawansowane tematy fizyki układów oddziałujących cząstek kwantowych i obserwowanych w nich przejść fazowych.
  10. Udało się wykonać ważny krok na drodze do wykorzystania komórek macierzystych do wzrostu nowych włosów. Opracowaliśmy metodę z zastosowaniem pluripotencjalnych komórek macierzystych. W ten sposób uzyskujemy nowe komórki, zdolne do zainicjowania wzrostu włosa. To znacząca poprawa w stosunku do dzisiejszych metod, które bazują na przeszczepianiu istniejących mieszków włosowych z jednej części głowy na inną - opowiada dr Alexey Terskikh z Sanford-Burnham Medical Research Institute. Nasza metoda zapewnia niewyczerpane źródło komórek samego pacjenta [...]. Amerykanie stworzyli protokół, w ramach którego pluripotencjalne komórki macierzyste skłania się do przekształcania w komórki brodawki włosowej (zwykle tworzą ją aktywne komórki pochodzenia mezodermalnego, które inicjują rozwój mieszka; im brodawka większa i im więcej ma komórek, tym większy włos wyprodukuje mieszek włosowy). Nie przeszczepia się ludzkich komórek brodawki, bo nie da się pozyskać wystarczającej ich liczby, a w hodowli szybko tracą one zdolność indukowania tworzenia mieszka. U dorosłych komórek brodawki nie można namnażać poza organizmem i prędko tracą one swoje pożądane właściwości. Opracowaliśmy protokół skłaniania pluripotencjalnych komórek macierzystych do różnicowania do komórek brodawki włosowej. Potwierdziliśmy też u myszy ich zdolność inicjowania wzrostu włosa po przeszczepie. Kolejnym krokiem badaczy mają być badania z udziałem ludzi. « powrót do artykułu
  11. W przeszłości banki Szwajcarii były symbolem bezpieczeństwa i dyskrecji. W Polsce powstały powiedzenia „mieć coś jak w szwajcarskim banku” czy „pewne jak w szwajcarskim banku”. Te czasy należą jednak do przeszłości. Banki Helwetów zaczęły zdradzać tajemnice swoich klientów. Jednak na dobrej reputacji kraju świetny interes robią firmy specjalizujące się w przechowywaniu danych. Przechowywanie danych to nowe eldorado Szwajcarii. Przeżywamy prawdziwy boom - mówi Franz Grueter, dyrektor jednej z czołowych firm na tym rynku, Green.ch. Prowadzone przez niego przedsiębiorstwo każdego roku notuje 30-procentowy wzrost. A zainteresowanie usługami bezpiecznego przechowywania informacji jeszcze bardziej wzrosło od czasu, gdy Edward Snowden zaczął zdradzać tajemnice NSA. W ciągu ostatnich pięciu lat w Szwajcarii zainwestowano ponad miliard franków w stworzenie centrów bazodanowych. Dzięki temu ten niewielki kraj jest obecnie 5. największym w Europie hubem bazodanowym. Władze Szwajcarii chcą, by ich kraj oferował klientom centrów bazodanowych większe bezpieczeństwo niż inne państwa Starego Kontynentu. Spełnienie tego warunku może być łatwiejsze niż gdzie indziej. Szwajcarskie prawo definiuje informacje osobiste jako „cenne dobro”, które, bez względu na okoliczności, można wydać stronie trzeciej tylko i wyłącznie za zgodą sądu. Dobra opinia i rozwiązania prawne przyciągają do Szwajcarii coraz więcej firm zajmujących się przechowywaniem informacji. W kraju tym nie słychać bowiem głosów wysoko postawionych polityków i urzędników mówiących np. o potrzebie wydania zakazu szyfrowania danych czy ułatwieniu służbom specjalnym dostępu do informacji. « powrót do artykułu
  12. Zespół z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego wykazał, że mikrosilniki mogą się przemieszczać w kwasie żołądkowym żywej myszy. Naukowcy mają nadzieję, że w przyszłości będzie można w ten sposób dostarczać leki lub diagnozować nowotwory. Profesorowie Joseph Wang i Liangfang Zhang eksperymentowali z różnymi projektami i systemami paliwowymi dla mikrosilników przemieszczających się przez wodę, krew oraz inne płyny ustrojowe, ale to badanie to pierwszy przypadek wprowadzenia i uwolnienia ładunku in vivo. Uważaliśmy, że sprawdzenie, czy silniczki będą w stanie pływać w soku żołądkowym, jest logiczną kontynuacją przeprowadzonych dotąd prac - wyjaśnia Wang. Sok żołądkowy reaguje z cynkowym korpusem silnika, generując napędzający konstrukcję strumień wodorowych mikrobaniek. Amerykanie zauważyli, że mikrosilniki pewnie dokują w wyściółce żołądka myszy. Ponieważ rozpuszczają się w kontakcie z kwasem, znikają w ciągu paru dni, nie pozostawiając po sobie toksycznych śladów. Podczas eksperymentów zespół zauważył, że dzięki zastosowaniu mikrosilniczków do wyściółki docierało więcej nanocząstek złota niż po połknięciu samych nanocząstek. Silniczki dostarczały 168 nanogramów złota na gram błony śluzowej żołądka, podczas gdy w tradycyjny sposób osiągano wartość zaledwie 53,6 ng. Wstępne badania potwierdzają, że silniczek może działać w prawdziwym zwierzęciu, a jego wykorzystanie jest bezpieczne - podkreśla Zhang. W ramach studium myszy połykały krople roztworu z setkami mikrosilniczków. Uaktywniały się one w zetknięciu z sokiem żołądkowym i obierały na cel wyściółkę, przemieszczając się do 10 minut z prędkością 60 mikrometrów na sekundę. Odrzut pomagał stożkowatym silniczkom penetrować błonę śluzową. To silniczek, który potrafi wcisnąć się w tę lepką warstwę i tam pozostać, czym zapewnia sobie przewagę nad bardziej pasywnymi systemami dostawczymi. Zhang, Wang i inni stwierdzili, że do celu dociera niemal 4-krotnie więcej cynkowych niż platynowych mikrosilniczków (korpus tych ostatnich nie reaguje z sokiem żołądkowym). Wang uważa, że możliwe jest dodanie do silniczków różnych funkcji, np. nawigacyjnych. « powrót do artykułu
  13. Pewien tajwański rybak znalazł w swojej sieci żuchwę jednego z naszych przodków. Żuchwa, wydobyta z wód w odległości 25 kilometrów od wybrzeża, ma niezwykle duże zęby trzonowe i przedtrzonowe. Znalezisko jest podobne do części czaszki z jaskini Longtan w Chinach oraz do wcześniejszych szczątków Homo erectus. Jako, że żuchwę znaleziono wraz ze szczątkami wymarłego gatunku hieny, można podejrzewać, iż pochodzi ona sprzed 400 000, a co bardziej prawdopodobne, sprzed 200 000 laty. Byłby to kolejny dowód na to,, że na południu Azji H. erectus przetrwał znacznie dłużej niż w Europie i Afryce. Najmłodsze skamieniałości tego gatunku pochodzą z Jawy i liczą sobie 200-400 tysięcy lat. Nie można jednak wykluczyć, że żuchwa to pozostałość po wciąż tajemniczych denisowianach. Paleoantropolog Chris Stringer z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie stwierdził, że jeśli żuchwa należy do denisowianina, to wygląda bardziej prymitywnie, niż można się było spodziewać. Ostateczną odpowiedź na pytanie o przynależność gatunkową żuchwy powinny dać badania genetyczne. « powrót do artykułu
  14. W poniedziałek na terenie Białego Domu rozbił się niewielki dron. Odpowiedzialna za bezpieczeństwo prezydenta Secret Service poinformowała właśnie o wynikach prowadzonego przez siebie śledztwa. Okazało się, że sprawca rozbicia drona sam przyznał się do winy. Sprawcą jest pracownik NGA (National Geospatial Intelligence Agency), który przyznał, że pił alkohol w swoim apartamencie w pobliżu Białego Domu i postanowił polatać nowym dronem DJI Phantom, należącym do swojego kolegi. Stracił kontrolę nad pojazdem i rozbił go na trawniku przed Białym Domem. Siedziba prezydenta USA jest co prawda wyposażona we własny system radarowy, jednak nie potrafi on wykryć tak małych obiektów. Secret Service od kilku lat pracuje nad stworzeniem koncepcji systemu obrony przed małymi dronami. NGA to agencja specjalizująca się w wykonywaniu i analizie zdjęć lotniczych oraz satelitarnych. Jest ona w stanie tworzyć w czasie rzeczywistym mapy na potrzeby wojska czy służb ratowniczych. Może dostarczyć szczegółowych danych na temat zniszczeń spowodowanych przez katastrofy naturalne czy dostarczyć załodze samolotu najświeższych informacji o stanie lotniska, na którym planuje się zatrzymać. Rzecznik prasowy NGA poinformował, że pracownik, który rozbił drona, nie obsługuje dronów w ramach swoich obowiązków zawodowych. « powrót do artykułu
  15. Zaledwie dwa tygodnie po premierze Firefoksa 35 Mozilla udostępniła pilną nieplanowaną poprawkę dla swojej najnowszej przeglądarki. Wersja 35.0.1 poprawia błędy, które prowadziły do awarii oprogramowania. Przeglądarka ulegała awarii zarówno podczas startu jak i używania rozszerzenia Steam czy poczty Godaddy. Miała również problemy z wyświetlaniem animacji SVG i CSS, źle obsługiwała opcję zmiany kierunku tekstu. Nieprawidłowo zaimplementowano w niej też Kerberosa. Jeśli nie mamy włączonych automatycznych aktualizacji Firefoksa, poprawkę możemy pobrać z witryny Mozilli. « powrót do artykułu
  16. Apple po raz pierwszy stało się największym sprzedawcą smartfonów na chińskim rynku. W czwartym kwartale ubiegłego roku dzięki popularności urządzeń iPhone 6 oraz iPhone 6 Plus koncern z Cupertino sprzedał w Państwie Środka więcej smartfonów niż jakakolwiek inna firma. Osiągnięcie to jest tym bardziej imponujące, że ceny urządzeń Apple'a są niemal dwukrotnie wyższe od najbliższej konkurencji. Największymi sprzedawcami na rynku chińskim byli w IV kwartale 2014 roku Apple, Xiaomi, Samsung i Huawei. Chińscy producenci smartfonów coraz śmielej wchodzą na rynki zagraniczne. Tymczasem Apple zyskuje coraz silniejszą pozycję w ich kraju. Nie tylko zresztą tam. W listopadzie należało doń aż 33% rynku w Korei Południowej. Cały ostatni kwartał ubiegłego roku był bardzo pomyślny dla Apple'a. Przychody firmy zwiększyły się o 29,5%, głównie dzięki świetnej sprzedaży iPhone'ów. Klienci na całym świecie nabyli aż 74,5 miliona tych urządzeń. Obroty przedsiębiorstwa rok do roku zwiększyły się z 57,6 do 74,6 miliarda dolarów, a zysk netto skoczył o 38%, do 18 miliardów dolarów. « powrót do artykułu
  17. Rozprzestrzenianie chorób zakaźnych, np. grypy, można ograniczyć, szczepiąc na początku najpopularniejsze (czyt. najbardziej wpływowe) osoby w danej sieci społecznej. Grypa pozostaje globalnym problemem zdrowotnym. Rocznie choruje na nią od 3 do 5 mln osób, dlatego zespół z Uniwersytetu w Lancaster postanowił sprawdzić, jak zwiększyć skuteczność akcji szczepienia pracowników służby zdrowia, w przypadku których ryzyko zarażenia pacjenta i od pacjenta jest szczególnie wysokie (rządowym celem jest pułap 75%, ale szczepi się tylko ok. 50% osób). Wykazano, że osoby połączone w sieci społecznej mogą wzajemnie wpływać na swoje zachowanie, nawet jeśli nie są połączone bezpośrednio. Jeśli na indywidualną decyzję o szczepieniu ma wpływ krąg społeczny, mogą powstać klastry niezaszczepionych jednostek, a te będą ułatwiać wybuchy epidemii. Doktorantka Rhiannon Edge, a także doktorzy Thomas Keegan i Rachel Isba postanowili określić wskaźnik szczepienia wśród 253 studentów medycyny, którzy wkrótce sami staną się pracownikami służby zdrowia. Dodatkowo prosili badanych o określenie siły związku ze wszystkimi koleżankami i kolegami. Na apel odpowiedziało 215 studentów (85%). W przypadku tych, którzy tego nie zrobili, założono, że relacja ma charakter zwrotny. W ten sposób odtworzono całą sieć społeczną. Najpopularniejsza osoba miała 57 przyjaciół, najmniej popularna 1, a średnia wynosiła 18. Naukowcy stworzyli model komputerowy i 1500-krotnie przeprowadzili symulację (w każdej losowo wybierano osobę, która wprowadzała wirus do populacji). Pod uwagę brano dwie strategie szczepienia: bazującą na centralności, czyli stopniu, do jakiego ktoś znajduje się pomiędzy innymi osobami w sieci, a także opartą na liczbie połączeń w sieci. Kiedy za pomocą odpowiednich narzędzi wykryliśmy wpływowe jednostki, sprawdzaliśmy, czy ich szczepienie lub nieszczepienie ma różny wpływ na wybuchy [epidemii] grypy w sieci. Jest oczywiste, że pewne osoby mają nieproporcjonalny wpływ na dynamikę choroby. Studium sugeruje, że strategie szczepienia, które obierają na cel dobrze połączone jednostki w obrębie sieci, mogą ograniczyć rozprzestrzenianie chorób zakaźnych. Wyniki symulacji dla obu strategii szybko stawały się zbieżne. W miarę jak rosła liczba zaszczepionych, prawdopodobieństwo zarażenia jednostek było podobne. Uzyskane wyniki stanowią poparcie dla strategii bazujących na centralności, jednak naukowcy sądzą, że w małych, gęsto połączonych populacjach łatwiej będzie wskazać osoby z większą liczbą połączeń. « powrót do artykułu
  18. Delfiny uzdeczkowe (Stenella frontalis) używają swoich głów i pleców do podtrzymywania ciał zmarłych noworodków. Wg portugalskich biologów, zachowanie to można interpretować jako żałobę czy inaczej mówiąc, formę opiekuńczego zachowania w reakcji na śmiertelność okołoporodową. Zespół Filipe Alvesa z Uniwersytetu w Porto opisał na łamach Acta Ecologica dwa przypadki takiego zachowania u wybrzeży Madery. W pierwszym przypadku operator łodzi turystycznej spostrzegł 4 dorosłe S. frontalis, które utrzymywały nieżywe młode na powierzchni, wykorzystując do tego grzbiety i pyski. Po półgodzinie odpłynęły, zostawiając cielę. W drugim przypadku, obserwowanym z pokładu statku badawczego, jeden delfin, prawdopodobnie matka, także utrzymywał młode na powierzchni. W obu przypadkach stan ciała był bardzo dobry, co oznaczało, że cielęta zmarły niedługo wcześniej. Poza tym naukowcy wspominają o 2 innych martwych młodych. Widziano je unoszące się na wodzie, a w pobliżu nie było żadnych delfinów. Tutaj także zwłoki były świeże, co wskazuje na niedawny zgon i dość szybkie porzucenie. Sekcje zwłok ujawniły, że wszystkie cielęta zmarły z przyczyn naturalnych, a nie w wyniku działań człowieka, ataku drapieżnika lub stada, ewentualnie innych gatunków waleni. Biolodzy zdobyli dane nt. długości urodzeniowej, a tych brakuje w literaturze dotyczącej S. frontalis. Podobne zachowania udokumentowano wcześniej u delfinów butlonosych i długopyskich. Różnica polega na tym, że nasze studium wskazuje, że dorosłe delfiny uzdeczkowe zostawiają truchło po krótkim czasie (mierzonym w minutach i godzinach), zaś w przypadku innych delfinów udokumentowano wielodniowe, niekiedy aż do momentu rozpoczęcia rozkładu, przenoszenie zwłok. « powrót do artykułu
  19. Bracia Winklevoss, byli reprezentanci USA w wioślarstwie, którzy oskarżyli Marka Zuckerberga o kradzież pomysłu na Facebooka i w ramach ugody otrzymali od niego kilkadziesiąt milionów dolarów, chcą założyć legalną zarejestrowaną giełdę bitcoinów. Cameron i Tyler, którzy są prawdopodobnie największymi na świecie posiadaczami bitcoinów, uważają, że zarejestrowana giełda będzie chroniła wirtualną walutę przed wielkimi wahaniami cen, atakami hakerów i przestępcami, którzy coraz chętniej ją wykorzystują. W tym celu założyli firmę Gemini i zawarli umowę z dużym nowojorskim bankiem. Winklevossowie mówią, że dzięki ich giełdzie bitcoiny będą znacznie bardziej bezpieczne, można je będzie np. deponować w bankach i będą gwarantowane przez FDIC, czyli odpowiednik polskiego Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Obecnie w firmie Gemini pracuje 14 osób, w tym obaj bracia. Nie wiadomo też, kiedy giełda otrzyma zezwolenie władz. Przesłuchanie przed Wydziałem Usług Finansowych stanu Nowy Jork odbyło się w styczniu ubiegłego roku. Urzędnicy nie podjęli jeszcze decyzji. To prawda, że bitcoin jest obietnicą nowej waluty. Jednak obietnica ta pozostanie jedynie w sferze akademickich rozważań, jeśli nie stworzymy dla waluty bezpiecznego ekosystemu, wolnego od ataków hakerskich, defraudacji i naruszeń zasad bezpieczeństwa - napisali na blogu Winklevossowie. « powrót do artykułu
  20. Mogło by się wydawać, że ktoś taki jak Ross Ulbricht, założyciel czarnorynkowego serwisu Silk Road, potrafi dobrze ukrywać swoje działania. Nic bardziej mylnego. Podczas toczącego się właśnie procesu Ulbrichta zeznawał agent Gary Alford z amerykańskiego urzędu podatkowego (IRS), który pracuje w zespole zwalczającym przestępczość zorganizowaną. Alford zdradził, że wystarczyło proste wyszukiwanie w Google'u by namierzyć i aresztować Ulbrichta. Agent zeznał przed sądem, że wpisał w wyszukiwarce frazę „Silk Road” i sprawdził najstarszy znaleziony wpis. Szczegóły, które tam znalazł pozwoliły na aresztowanie Ulbrichta i zajęcie jego majątku. Alford poinformował, że najstarszy znaleziony wynik wyszukiwania „Silk Road” dotyczył wpisów ze stycznia 2011 roku. Wtedy to na dwóch forach, Bitcointalk.org i Shroomery.org użytkownik o pseudonimie Altoid pytał o Silk Road. Gdy Alford zaczął sprawdzać w wyszukiwarce użytkownika Altoid, okazało się, że posługuje się on mailem rossulbricht@gmail.com. IRS zdobył nakaz sądowy, na podstawie którego Google wydało urzędnikom maile przechowywane pod tym adresem. Pomiędzy marcem a wrześniem 2013 roku IRS zdobył tyle dowodów obciążających Ulbrichta, że mógł przekazać je innym agencjom prowadzącym śledztwo przeciwko Silk Road. Ulbricht został aresztowany w październiku 2013 roku w bibliotece w San Francisco, gdzie za pomocą własnego laptopa prowadził prace administracyjne na Silk Road. Obrońca Ulbrichta twierdzi, że mężczyzna jedynie stworzył Silk Road i szybko przekazał witrynę we władanie innym. Dopiero na krótko przed aresztowaniem miał ponownie podjąć się administrowania witryną. Mieli go do tego zachęcić ludzie, którym przekazał serwis, gdyż czuli, że pali im się grunt pod nogami i szukali kozła ofiarnego. Oskarżenie, które twierdzi, że Ulbricht nie jest kozłem ofiarnym a przypomina raczej tradycyjnego narkotykowego bossa, będzie musiało udowodnić, że mężczyzna przez większość czasu zarządzał Silk Road. Nie będzie to łatwe, gdyż prawdopodobnie korzystał on z publicznych anonimowych połączeń. « powrót do artykułu
  21. Języki tonalne są częstsze w wilgotnych rejonach świata. Międzynarodowy zespół naukowców, w tym specjaliści z Instytutów Psycholingwistyki, Antropologii Ewolucyjnej oraz Matematyki Stosowanej Maxa Plancka, badał wpływ wilgotności na ewolucję języków. Okazało się, że języki tonalne z dużym zakresem emitowanych dźwięków są bardziej rozpowszechnione w wilgotniejszych rejonach globu, a języki nietonalne na obszarach suchych. Dzieje się tak, bo struny głosowe wymagają odpowiedniego środowiska, by wydać właściwy dźwięk. Choć wysokość dźwięku ma znaczenie we wszystkich językach, w jednych liczy się bardziej, a w innych mniej. O ile niemiecki czy angielski da się zrozumieć w monotonnej intonacji robota, o tyle np. z chińskim sprawy mają się inaczej. W językach tonalnych mogą wyrazić siebie tylko ci, którzy potrafią osiągnąć właściwy dźwięk - zaznacza Seán G. Roberts. Mając na uwadze, że nawet przejściowy wzrost wilgotności korzystnie oddziałuje na struny głosowe - wilgoć wpływa na równowagę jonową błon śluzowych, a nawilżone struny głosowe są bardziej elastyczne, co pozwala im drżeć z odpowiednią częstotliwością - akademicy zaczęli podejrzewać, że języki tonalne są rzadsze w suchych rejonach, bo trudno tam wyemitować całą gamę dźwięków, co zwiększa ryzyko niezrozumienia. Naukowcy przeanalizowali 3750 języków z różnych rodzin. Okazało się, że języki tonalne są rzeczywiście rzadsze w suchych rejonach. W odróżnieniu np. od subtropikalnej Azji czy centralnej Afryki, w stosunkowo suchej Europie Środkowej nie rozwinęły się języki tonalne. Klimat najwyraźniej kształtuje sposób wymiany informacji. Nawet drobne oddziaływania mogą być wzmacniane w ciągu życia pokoleń, prowadząc do powstania globalnych wzorców. « powrót do artykułu
  22. Menedżer w NASA powiedziała, że amerykańska agencja kosmiczna, zlecając prywatnym firmom a nie Rosjanom wysyłanie astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną, zaoszczędzi 12 milionów dolarów na jednym astronaucie. Od czasu wysłania promów kosmicznych na emeryturę Amerykanie latają na ISS rosyjskimi statkami. Za wysłanie jednego człowieka Rosjanie wystawiają rachunek w wysokości 70 milionów USD. We wrześniu NASA podpisała ze SpaceX oraz Boeingiem kontrakty na łączną kwotę 6,8 miliarda USD. W ich ramach obie firmy mają opracować technologie pozwalające na wysyłanie astronautów na orbitę. Kathy Lueders, odpowiedzialna w NASA za program lotów załogowych mówi, że agencja spodziewa się, iż za wysłanie jednego astronauty amerykańskie firmy będą żądały średnio 58 milionów USD. „Mam nadzieję, że po 2018 roku nie będę musiał podpisywać żadnego czeku dla Roskosmosu” - mówi szef NASA, Charles Bolden. SpaceX chce wykonać testowy lot bezzałogowy w 2016 roku, a pierwszy lot załogowy ma mieć miejsce na początku 2017 roku. Boeing planuje loty testowe w kwietniu i lipcu 2017, a pierwszy lot załogowy chce wykonać w grudniu 2017 roku. « powrót do artykułu
  23. Naukowcy z Centrum Medycznego Uniwersytetu Cornella (CUMC) zidentyfikowali neurony, które uruchamiają i wyłączają pragnienie. Badacze od lat podejrzewali, że pragnienie jest regulowane przez neurony z narządu podsklepieniowego (ang. subfornical organ, SFO) podwzgórza, jednak trudno im było wskazać, które dokładnie komórki biorą w tym udział. Kiedy specjaliści wykorzystywali prąd do stymulacji różnych części SFO myszy, uzyskiwali sprzeczne rezultaty - opowiada dr Yuki Oka. Zespół z CUMC zaczął więc dywagować, że w SFO istnieją co najmniej 2 typy neuronów, w tym włączające i wyłączające pragnienie. Podczas eksperymentów z elektrostymulacją pobudzano oba rodzaje komórek [naraz], stąd sprzeczne wyniki. By to potwierdzić, doktorzy Oka i Charles S. Zuker posłużyli się bardziej precyzyjną metodą kontrolowania aktywności mózgu - optogenetyką. Tutaj - po wprowadzeniu światłoczułych cząsteczek - naukowcy mogą wpływać wyłącznie na określone zestawy komórek; wystarczy skierować na nie światło. Akademicy zauważyli, że neurony CAMKII (nazwa pochodzi od kinazy typu II zależnej od wapnia i kalmoduliny) aktywują pragnienie, a neurony VGAT (z transporterem pęcherzykowym GABA) je wyłączają. Kiedy Amerykanie pobudzali neurony CAMKII, myszy od razu zaczynały szukać wody i dużo piły. Okazało się, że zachowanie było równie silne u dobrze nawodnionych i odwodnionych gryzoni. Kiedy komórki wyłączano, zwierzęta od razu przestawały pić. Zespół, którego publikacja ukazała się w Nature, zauważył, że neurony CAMKII nie oddziaływały na żerowanie, a wywołane światłem pragnienie dotyczyło tylko wody (nie wpływało na spożycie innych cieczy, np. glicerolu czy miodu). Gdy podczas eksperymentów oświetlano neurony VGAT, odwodnione myszy natychmiast przestawały pić. Łącznie ustalenia te pokazują, że SFO jest systemem dedykowanym do [kontroli] pragnienia - twierdzi Oka. SFO to jedna z nielicznych struktur neurologicznych niezablokowanych przez barierę krew-mózg - ma ona kontakt z krążeniem ogólnym. Niewykluczone więc, że uda się opracować leki na schorzenia związane z pragnieniem. « powrót do artykułu
  24. Najnowszy raport finansowy Microsoftu pokazuje, że wydział urządzeń konsumenckich radzi sobie coraz lepiej. Oczywiście głównym rynkiem koncernu jest i pozostanie rynek oprogramowania, jednak jako ciekawostkę warto odnotować, że telefony Lumia sprzedają się lepiej niż kiedykolwiek, a przychody z tabletów Surface przekroczyły miliard dolarów. Koncern z Redmond przechodzi obecnie istotne zmiany. Jego szef, Satya Nadella, ma do spełniania dwa najważniejsze zadania. Pierwsze z nich to doprowadzenie do udanego debiutu Windows 10 – systemu, który ma działać na jak największej liczbie różnych urządzeń. Drugie to spowodowanie, by klienci indywidualni polubili Windows. Wielkim wyzwaniem jest zatem nie tyle sprzedaż jak największej liczby urządzeń - Microsoft nie jest przecież firmą produkującą hardware – ale zachęcenie deweloperów, by równie energicznie zajęli się produkcją programów dla platformy Windows, co dla iOS-a i Androida. Jeśli zaś chodzi o konkretne wyniki finansowe, to w poprzednim kwartale zysk Microsoftu zamknął się kwotą 5,86 miliarda USD, był zatem o 700 milionów dolarów niższy niż rok wcześniej. Wartość sprzedaży to 26,47 miliarda dolarów (24,52 miliardy przed rokiem). Wyniki te są zgodne z przewidywaniami analityków. Spadek zysku nie jest zaskakujący, gdyż Microsoft wciąż odpisuje koszty przejęcia wydziału produkcji telefonów komórkowych Nokii. Koncern nie tylko zapłacił 7,2 miliarda USD, ale musi wydać kolejne 1,14 miliarda dolarów na niezbędne zmiany i włączenie firmy w swoje struktury. W ubiegłym kwartale Microsoft sprzedał 10,5 milionów smartfonów Lumia. To o 28% więcej niż rok wcześniej. Wzrost sprzedaży napędziły tańsze modele Lumii, na których rynkowy debiut w końcu się zdecydowano. Dobrze sprzedawały się też tablety Surface. Po raz pierwszy klienci wydali na nie w ciągu kwartału ponad miliard dolarów. W sumie przychody wydziału Devices and Consumer wyniosły 12,9 miliarda USD, czyli o 8% więcej niż rok wcześniej. Dobrze radziły sobie też inne wydziały Microsoftu, przede wszystkim firmowe konie pociągowe odpowiedzialne za produkcję oprogramowania dla biznesu, za system operacyjny i pakiet biurowy. Dzięki obniżce ceny i bezpłatnym grom dodawanym do konsoli, sukces odniosły też Xbox 360 i Xbox One, których sprzedało się aż o 214% więcej niż kwartał wcześniej. Duże nadzieje budzą też dobre wyniki wydziału odpowiedzialnego za chmurę obliczeniową. Oferuje on produkty dla biznesu, w tym Office 365 i chmurę Azure. Tego typu usługi są uważane za przyszłość na rynku korporacyjnym, nic więc dziwnego, że giganci IT przywiązują do nich olbrzymią wagę. W ostatnim kwartale wspomniany wydział zanotował 114-procentowy wzrost przychodów. Kwartał wcześniej wzrost wyniósł 128%. Strategia Nadelli może dawać dobre rezultaty, jednak przed menedżerem stoi poważne wyzwanie. Będzie musiał przekonać inwestorów do poważnych zmian dotyczących Windows. System operacyjny jest jednym z głównych źródeł przychodów firmy, tymczasem coraz więcej jego kopii jest udostępnianych bezpłatnie. Już wcześniej koncern zrezygnował z opłat licencyjnych na Windows instalowany na urządzeniach o przekątnej ekranu mniejszej niż 9 cali oraz udostępnił posiadaczom iPada oraz iPhone'a bezpłatny pakiet Office. Przed kilkoma zaś dniami ogłoszono, że posiadacze Windows 7, Windows 8.1 i Windows Phone 8 będą mogli za darmo zaktualizować swój system do Windows 10. Nadella będzie musiał przekonać do tych planów inwestorów, a będzie to tym trudniejsze im mniejsze zyski będzie firma osiągała. Już teraz, po ogłoszeniu najnowszego raportu finansowego, inwestorzy nie byli zachwyceni spadkiem dochodów i akcje firmy staniały o 4,3%. « powrót do artykułu
  25. Badania przeprowadzone przez Międzynarodową Federację Przemysłu Fonograficznego wykazały, że w Norwegii piractwo niemal całkowicie zamarło. Wyniki ankiety przeprowadzonej w grudniu napawają optymizmem. Okazało się, że jedynie 4% Norwegów, którzy nie ukończyli 30. roku życia nielegalnie pobiera pliki z sieci. To jednak nie wszystko. Mniej niż 1% twierdzi, że pirackie pliki są dla nich głównym źródłem muzyki. Jeszcze w 2009 roku do nielegalnego pobierania plików z muzyką przyznawało się aż 80% młodych Norwegów. Co się zmieniło? Wydaje się, że Norwegowie mają większy wybór niż kiedyś. Aż 75% obrotów na norweskim rynku muzycznym trafia do serwisów streamingowych, a z badań IFPI dowiadujemy się, że dla 80% młodych Norwegów serwisy takie są podstawowym źródłem muzyki. Oferujemy usługi, które są lepsze i bardziej przyjazne użytkownikowi niż pirackie platformy. W ciągu ostatnich pięciu lat praktycznie wyeliminowaliśmy piractwo - mówi Marte Thorsby z IFPI. Wprowadziliśmy zdrowy ekonomiczny model. Musimy jednak pamiętać, że serwisy streamingowe dopiero się rozwijają, będziemy więc świadkami dużych zmian na rynku. Młodzi chętnie ich używają. Gdy zaczną ich na większą skalę używać też starsi, na rynku dojdzie do sporych zmian - stwierdziła Thorsby. W roku 2009 Norwegowie wydali na muzykę 592 miliony koron, w tym 89 milionów na muzykę cyfrową. W roku ubiegłym obroty na norweskim rynku muzycznym wyniosły 601 milionów koron, a rynek muzyki cyfrowej warty był 515 milionów. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...