-
Liczba zawartości
37606 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
246
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Archeolodzy prowadzący badania na byłym okręcie flagowym jednego z najsłynniejszych piratów – Czarnobrodego – znaleźli przyrządy medyczne, świadczące o tym, że Czarnobrody dbał o zdrowie swojej załogi. Jednostka, na której prowadzone są badania, to Queen Anne's Revenge. To były francuski statek do przewozu niewolników, który Czarnobrody zdobył w listopadzie 1717 roku. Przejęcie statku przyszło mu z łatwością, gdyż większość jego załogi była chora lub zmarła z powodu choroby. Kilka miesięcy później Queen Anne's Revenge osiadł na mieliźnie w Północnej Karolinie. Czarnobrody i część załogi opuścili jednostkę zabierając większość łupu. Niedługo potem Czarnobrody zginął w bitwie. Queen Anne's Revenge został znaleziony w 1996 roku, a odkryte na nim niedawno przyrządy medyczne wskazują, że zdrowie załogi było ważne dla pirata. W tym czasie marynarze cierpieli na wiele chorób, musieli zmagać się z ranami, problemami z zębami czy oparzeniami. Czarnobrody, po zdobyciu na Francuzach swojej jednostki flagowej, zwolnił większość francuskiej załogi, ale zatrzymał sobie trzech lekarzy i kilku innych specjalistów. Archeologom udało się nawet ustalić nazwiska tych lekarzy. Najciekawszym jednak znaleziskiem są przyrządy, które mieli oni ze sobą. Na wraku znaleziono m.in. strzykawkę do cewki moczowej. Analizy wykazały, że była w niej rtęć, zatem archeolodzy przypuszczają, że mogła ona być używana do leczenia syfilisu. Odkryto też pozostałości dwóch lewatyw. Nie zbadano jeszcze ich wnętrza, nie wiadomo zatem, w jakim celu były stosowane. Z kolei niewielka miseczka z rączką była prawdopodobnie stosowana przy upuszczaniu krwi. Archeolodzy odnaleźli też moździerz i odważniki wykorzystywane przy wytwarzaniu leków oraz pojemniki na lekarstwa. Niektóre z wydobytych przedmiotów mogły mieć zarówno zastosowania medyczne jak i niemedyczne. Naukowcy mówią, że srebrna igła czy nożyczki mogły być przydatne podczas operacji. Podobnie jak zestaw zacisków, który mógł służyć do ograniczania utraty krwi w czasie amputacji. Jednak oprócz przyrządów medycznych Czarnobrody potrzebował też lekarstw. Wiadomo, że w 1718 roku, gdy przez tydzień blokował port w Charleston w Południowej Karolinie, udało mu się przechwycić statek, który usiłował prześliznąć przez blokadę. Czarnobrody zażądał, by w zamian za wydanie załogi przysłano mu skrzynię z lekami i zagroził, że w przeciwnym razie wyśle gubernatorowi głowy więźniów. Żądanie pirata zostało spełnione. Czarnobrody zginął w listopadzie 1718 roku w walce ze ścigającymi go okrętami brytyjskiej Marynarki Wojennej. « powrót do artykułu
-
Australijski rybak złowił rekina-żywą skamieniałość
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Australijski rybak David Guillot złowił rzadkiego płaszczaka (Chlamydoselachus anguineus), prymitywnego rekina z rodziny płaszczakowatych. Warto dodać, że ta monotypowa rodzina obejmuje tylko dwa współcześnie żyjące gatunki. Angielska nazwa ryby - rekin falbankowy (frilled shark) - nawiązuje do sześciu par szczelin skrzelowych. Łeb tego stworzenia wyglądał jak obiekt z horroru - opowiadał rybak w wywiadzie udzielonym Fairfax Radio. Guillot łowił trawlerem w pobliżu Lakes Entrance, gdy z wody głębokiej na ok. 1,1 km wyciągnął mierzącego 1,5 m rekina. Przez dziwną "aparycję" początkowo myślał, że to nowy gatunek. Zasięg występowania płaszczaków w okolicach stoków kontynentalnych Oceanów Spokojnego i Atlantyckiego jest duży, ale i nieregularny. Choć Ch. anguineus chwytano na głębokości 1570 m, poniżej 1200 m spotyka się je rzadko. Rekiny te rzadko padają ludzkim łupem, bo ich habitaty znajdują się zazwyczaj na terenach, gdzie rybołówstwo jest zabronione. Czasem jednak płaszczaki można znaleźć na tajwańskich targowiskach. Płaszczaki mają 25 rzędów zębów, w sumie ok. 300 sztuk. Żywią się kałamarnicami i rybami. Ich ciąża trwa circa 3,5 roku, bo płody rosną tylko ok. 1,4 cm miesięcznie. Egzemplarz złowiony przez Guillota nie przeżył długo, więc rybak przekazał go CSIRO. « powrót do artykułu -
Znany dziennikarz IT, Mike Elgan, studzi zapał związany z prezentacją technologii HoloLens i twierdzi, że to nie ona jest czymś, co powinno zwrócić naszą uwagę podczas ostatniej konferencji Microsoftu. HoloLens to produkt badawczy. Microsoft od 20 lat opracowuje tego typu rzeczy. W Microsoft Research widziałem perfekcyjną technologię zamiany tekstu w głos, w której można było wykorzystać głos dowolnej osoby. Oni zrobili demo z głosami celebrytów. Widziałem projekty, w których badacze z Microsoft Research wykorzystali kamery do tworzenia w czasie rzeczywistym animowanych awatarów. Widziałem projekty badawcze takie jak system sztucznej inteligencji, który przeczesywał słowniki, by zrozumieć zależności pomiędzy wyrazami i dzięki temu 'zrozumieć' świat. A wszystko to widziałem 15 lat temu. Jednak żaden z tych niesamowitych produktów nie zadebiutował na rynku - pisze Elgan. Jego zdaniem w chwili, gdy HoloLens trafi do sprzedaży, na rynku będzie już wiele podobnych produktów innych firm. Jego zdaniem prawdziwą rewolucją, na którą jednak mało kto zwrócił uwagę, jest SurfaceHub. To wielki wyświetlacz typu all-in-one zbudowany z myślą o przedsiębiorstwach. Wyświetlacz z zamkniętym wewnątrz komputerem z Windows 10 będzie sprzedawany w 2 rozmiarach – 55 cali i 84 cale. SurfaceHub to urządzenie dotykowe, z którego można korzystać za pomocą gestów, dotyku, piórka i klawiatury. Wyposażono je w dwie szerokokątne kamery 1080p, mikrofon, czujniki ruchu i dotyku. Urządzenie korzysta z zaawansowanego interfejsu, który precyzyjnie obsługuje jednocześnie do 100 punktów dotyku. To oznacza, że z wyświetlacza może korzystać jednocześnie wiele osób. Jako, że jest on kontrolowany przez Windows, producent dostarcza go z pakietem MS Office, One Note i Skype for Business. W podstawowej konfiguracji SurfaceHub jest więc jednocześnie wielkim wielodotykowym wyświetlaczem komputerowym, telewizorem, systemem wideokonferencyjnym, komputerem, telefonem i systemem prezentacyjnym. Spełnia zatem wszystkie zadania potrzebne w sali konferencyjnej przedsiębiorstwa, pracowni projektowej inżyniera czy gabinecie prezesa firmy. Urządzenie to dzieło grupy Perceptive Pixel. W 2012 roku Microsoft przejął firmę Perceptive Pixel, która specjalizowała się w produkcji wielkich wyświetlaczy na potrzeby wojska czy mediów. Szef Perceptive Pixel używa SurfaceHuba ustawionego niemal poziomo, lekko pochylonego jak stół projektowy. I prawdopodobnie właśnie w tym widzi Elgan przełomowe zastosowanie. Urządzenie może bowiem zastąpić wszyskie lub niemal wszystkie urządzenia i przedmioty, które mamy obecnie na biurku. Może być jednocześnie biurkiem, komputerem, notatnikiem, telefonem czy odtwarzaczem muzycznym. Elgan sądzi, że w przyszłości może zastąpić też telewizor, a raczej telewizory będą tworzone na wzór SurfaceHuba. Obecnie urządzenie trafia wyłącznie do przedsiębiorstw, jest zbyt drogie na rynek konsumencki. Niewykluczone jednak, że w ciągu najbliższych lat jego cena spadnie na tyle, że zaczną go kupować osoby indywidualne. Gigantyczny dotykowy all-in-one to rewolucyjna platforma komputerowa, która w najbliższych latach będzie coraz bardziej popularna. Obecnie bardziej służy ona do pracy niż do zabawy. Ale ma coś, czego nie ma HoloLens: to gotowy produkt i będzie sprzedawany już w bieżącym roku - pisze Elgan. Trzeba jednak pamiętać, że SurfaceHub nie jest oryginalnym pomysłem Microsoftu. Wielokrotnie w przeszłości pokazywano podobne rozwiązania, a sam Microsoft już w 2007 roku zaprezentował urządzenie Surface. Tym razem jednak mamy do czynienia z urządzeniem, które korzysta z popularnego systemu operacyjnego, szerokiej gamy profesjonalnego oprogramowania i jest gotowe do rynkowego debiutu. « powrót do artykułu
-
Niewykluczone, że zanieczyszczenie środowiska zmniejsza gęstość kości prącia (bakulum) niedźwiedzi polarnych. Christian Sonne z Uniwersytetu w Aarhus już wcześniej wykazał, że niedźwiedzie z wyższym poziomem halonów w organizmie mają mniejsze jądra i mniejsze kości prącia. Teraz Duńczycy zademonstrowali, że polichlorowane bifenyle (PCB) wiążą się ze zmniejszoną gęstością bakulum. Autorzy publikacji z pisma Environmental Reserach uważają, że może to przeszkadzać, a nawet wykluczać kopulację. Choć Konwencja sztokholmska w sprawie trwałych zanieczyszczeń organicznych weszła w życie 17 maja 2004 r., PCB wolno się rozkładają, a w Arktyce występują szczególnie wysokie ich stężenia. By sprawdzić, jaki ma to wpływ na spółkowanie niedźwiedzi polarnych, zespół Sonnego nawiązał współpracę z badaczami z Kanady. Naukowcy badali gęstość kości penisa 279 samców z północno-wschodniej Grenlandii i Kanady (niedźwiedzie urodziły się w latach 1990-2000 i reprezentowały 8 subpopulacji Ursus maritimus). To kość zabierana przez miejscowych myśliwych, którzy polują zarówno dla trofeów, jak i pożywienia. W ten sposób uzyskują dowód, że rzeczywiście zastrzelili niedźwiedzia. Akademicy przeprowadzili densytomerię, a następnie zestawili uzyskane wyniki z danymi z literatury nt. zanieczyszczenia (zdecydowano się na ten krok, bo nie dysponowano poziomami czynników zaburzających funkcje endokrynne - ang. endocrine disruptors, ED - od tych samych osobników). Okazało się, że istniała korelacja między wysokim poziomem PCB i niską gęstością bakulum. Ta ostatnia spadała jako funkcja koncentracji PCB; związkowi blisko było do istotności statystycznej. Co ważne, zaobserwowano gradienty południkowy i równoleżnikowy zarówno gęstości bakulum, jak i poziomu ED. Niedźwiedzie z zachodniej Zatoki Hudsona miały najwyższą gęstość mineralną kości i najniższe stężenie ED, podczas gdy u osobników z północno-wschodniej Grenlandii stwierdzano odwrotną konfigurację tych wskaźników. Sonne obawia się interakcji ocieplenia klimatu i zanieczyszczeń. Gdy pokrywa lodowa ulega pofragmentowaniu i zmniejszeniu, niedźwiedziom trudniej jest żerować, a we krwi szczupłych osobników krąży więcej zanieczyszczeń. W najbliższej przyszłości Duńczycy chcą sprawdzić, czy stres pokarmowy i zanieczyszczenia napędzają zmianę ewolucyjną u niedźwiedzi. Sonne sądzi, że skoro związki chemiczne zabiły w ciągu kilkudziesięciu lat wiele drapieżników, mogły zmienić ich kod genetyczny. « powrót do artykułu
-
W najnowszym numerze Cell opublikowano artykuł, z którego dowiadujemy się, że przez kilkadziesiąt lat w medycynie pokutował niewłaściwy pogląd na temat pewnej grupy enzymów. Uznawano je za wspomagające rozwój guzów nowotworowych i prowadzono badania w kierunku ich wyciszania, gdy tymczasem enzymy te blokują rozwój guzów, należy więc starać się pobudzać ich działanie. Kinaza białkowa C (PKC) jest katalizatorem wielu funkcji komórkowych, w tym i takich związanych z rozwojem nowotworów. W przeszłości odkryto, że jest ona receptorem dla estrów forbolu, stwierdzono zatem, że aktywacja PKC przez te estry wspomaga rozwój guzów nowotworowych. Przez trzydzieści lat badacze próbowali walczyć z nowotworami za pomocą tłumienia bądź blokowania sygnałów PKC, jednak chemioterapie nakierowane na PKC nie dawały dobrych wyników - mówi główna autorka badań, profesor AlexandraNewton z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego. Pracująca w zespole Newton Corina Antal szczegółowo przyjrzała się 8% z ponad 550 mutacji PKC zidentyfikowanych w komórkach nowotworowych. Ze zdumieniem odkryła, że większość z tych mutacji osłabia bądź całkowicie blokuje PKC, a żadna z nich nie prowadzi do większej aktywności tego białka. Mutacje blokowały sygnały, zapobiegały stworzeniu prawidłowej struktury enzymu lub blokowały jego zdolności katalityczne. Gdy naukowcy naprawili zmutowane PKC w laboratoryjnej hodowli komórek okrężnicy, okazało się, że prawidłowo działające PKC blokuje rozwój nowotworu. Zespół Newton mówi, że być może prawidłowo działające PKC tłumi sygnały z niektórych onkogenów. Gdy PKC nie działa prawidłowo, sygnały te są silniejsze, co przyspiesza rozwój guza. Dotychczasowe próby blokowania aktywności PKC okazały się chybioną strategią podczas testów klinicznych. Co więcej, podawanie inhibitorów PKC w czasie chemioterapii wiąże się ze zmniejszoną odpowiedzią na leczenie. Jeśli weźmiemy pod uwagę wyniki naszych badań, to nie ma w tym nic dziwnego. Nasze badania sugerują bowiem, że trzeba iść w przeciwnym kierunku - należy opracować strategie mające na celu odzyskanie aktywności PKC, a nie jego stłumienie. Czyli coś przeciwnego, niż obecnie się robi - mówi profesor Newton. « powrót do artykułu
-
Przedstawiciele New Hampshire Fish and Game Department (NHF&G) chcą ograniczyć lub wyeliminować proceder wabienia baribali czekoladą. Parę miesięcy temu znaleziono bowiem 4 niedźwiedzie, które zmarły po przedawkowaniu teobrominy. We wrześniu w obrębie ok. 15 m od pułapki, gdzie myśliwy umieścił niemal 45 kg czekolady i pączków, znaleziono 4 martwe baribale, w tym 2 młode. Sekcja zwłok przeprowadzona na Uniwersytecie New Hampshire wykazała, że przyczyną zgonu było przedawkowanie teobrominy. Jak tłumaczy Kent Gustafson, kierownik Programu Dzikiej Przyrody w NHF&G, w jesiennym sezonie łowieckim baribale nie mogą się oprzeć czekoladzie, bo budują zapasy tkanki tłuszczowej przed hibernacją. "Spodziewam się, że gdzieś w przyszłym miesiącu zaproponujemy sposób poradzenia sobie z tym problemem". Wśród rozważanych rozwiązań znajdują się całkowity zakaz wykorzystywania czekolady w pułapkach na baribale lub pozwolenie na stosowanie jej w ograniczonych ilościach (w postaci nadzienia w pączkach lub czekoladowej posypki na innych słodyczach). Gustafson dodaje, że choć to pierwsze przypadki w New Hampshire, przez czekoladę ginęły już niedźwiedzie i szopy pracze z Michigan. « powrót do artykułu
-
Zdolność do wyczuwania umami, zwłaszcza w starszym wieku, może mieć związek z lepszym zdrowiem ogólnym. Zespół z Uniwersytetu Tohoku w Sendai opracował test wrażliwości smaku. Zbadano nim 44 osoby (wszystkie zgłosiły się do kliniki z subiektywnymi objawami hipogeuzji, czyli obniżonej wrażliwości na bodźce smakowe). Okazało się, że starsi pacjenci, którzy stracili smak umami, narzekali również na utratę apetytu i wagi. Wzmacnianie przepływu śliny stymulowało ich kubki smakowe i poprawiało zwyczaje żywieniowe. Jak podkreślają autorzy publikacji z pisma Flavour, osoby, które miały problem z wyczuciem umami, nie jadły normalnie i twierdziły, że pokarm przestał im już smakować. Wszyscy ci ludzie mieli ponad 65 lat, dlatego utratę smaku można zinterpretować jako skutek starzenia. Naukowcy dodają jednak, że winę da się również przypisać chorobom i efektom ubocznym zażywanych leków. Co istotne, większość seniorów z utratą smaku umami cierpiała na choroby układowe, takie jak cukrzyca, choroby przewodu pokarmowego i/lub depresja, a także choroby jamy ustnej, np. kandydozę, wrzodziejące zapalenie jamy ustnej i/lub kserostomię. Japończycy zauważyli, że podawanie kombuczy (herbaty z wodorostów) wspomagało przepływ śliny, a to z kolei miało korzystny wpływ na odczuwanie smaku. Kiedy naukowcy zbadali wydzielanie z drobnych gruczołów ślinowych 11 zdrowych mężczyzn w średnim wieku 31 lat i uporządkowali poszczególne smaki w zależności od siły wyzwalanej reakcji, otrzymali następujący ciąg: glutaminian sodu (umami) > kwas cytrynowy (smak kwaśny) > NaCl (smak słony) = sacharoza (słodycz) = chinina (smak gorzki). Japończycy zauważyli, że wzrost ślinienia w odpowiedzi na umami był długotrwały, podczas gdy stymulacja kwasem zanikała niemal natychmiast. Mając to wszystko na uwadze, Japończycy zaproponowali, by do usuwania związanej z suchością w ustach hipogeuzji stosować bogatą w glutaminian sodu kombuczę. Ślina zawiera bowiem dużo mucyny, która nawilża jamę ustną i utrzymuje kubki smakowe w dobre kondycji. Ponieważ receptory umami występują również w przewodzie pokarmowym, może to oznaczać, że odgrywają one pewną rolę w trawieniu. « powrót do artykułu
-
Amerykańskie lotnictwo wojskowe (US Air Force) to kolejna organizacja, po instytucjach z Francji, Chile i Nowej Zelandii, która w jednym miejscu udostępniła dokumentację dotyczącą UFO. Co prawda odtajnionymi dokumentami można było zapoznawać się od pewnego czasu, jednak nie było to proste. Mikrofilmy udostępnia Archiwum Narodowe w Waszyngtonie, wiele z nich zostało skopiowanych na różnego rodzaju witryny, niektóre płatne. Teraz w jednym miejscu można zapoznać się ze 130 000 stron dokumentów odtajnionych przez USAF. A stało się to możliwe dzięki uporowi i wieloletnie pracy jednego człowieka, Johna Greenewalda. To on prowadzi witrynę Project Blue Book Collection która była największym źródłem informacji na temat programu Blue Book prowadzonego w latach 1947-1969 we Wright-Patterson Air Force Base. Witryna Greenewalda zawiera dokumenty z Project Blue Book, Project Sign oraz Project Grudge. To oficjalne nazwy programów badawczo-śledczych prowadzonych przez amerykańskich wojskowych w sprawie niezidentyfikowanych obiektów latających. Przed 15 laty Greenewald, miłośnik historii, zwrócił do się wojskowych z żądaniem odtajnienia informacji na podstawie słynnego Freedom of Information Act (FOIA). Pierwsze dokumenty, jakie otrzymał, tylko wzmogły jego ciekawość. Dotyczyły one spotkania z UFO w 1970 roku nad Iranem. W ciągu tych 15 lat wystosował do wojska około 5000 żądań FOIA. Projekt Blue Book został oficjalnie zakończony w 1969 roku, gdyż stwierdzono, że nie przyniósł on żadnych użytecznych informacji, a podczas badań przypadków zauważenia UFO nie stwierdzono, by stanowiły one zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju. USAF twierdzi, że od tamtej pory nie prowadzi badań UFO. Ale Greenewald nie wierzy tym zapewnieniom, szczególnie biorąc pod uwagę fakt olbrzymią liczbę wyedytowaych, niewidocznych fragmentów w dokumentach, które otrzymuje. Nie wierzę w oficjalne zapewnienia. Myślę, że dzieje się coś ważnego. Jeszcze przez jakiś czas nie dowiemy się, jak ważnego, gdyż to rząd ustala zasady. Trudno rozgrywać grę z kimś, kto jednocześnie ustala zasady i sędziuje - mówi Greenwald. Badacz dodaje,że kto, jeśli nie amerykańskie wojsko miałby dowiedzieć się, czym są niezidentyfikowane obiekty latające. « powrót do artykułu
-
- US Air Force
- UFO
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Analizując tłumaczenia tekstów z Mezopotamii, naukowcy natrafili na dowody zespołu stresu pourazowego z czasów X dynastii, zwanej również asyryjską (1300-606 p.n.e.). Wg specjalistów, świadectwa żołnierzy nawiedzanych przez duchy, z którymi zmierzyli się w bitwie, pasują do współczesnej diagnozy PTSD. Stąd wniosek, że PTSD (od ang. posttraumatic stress disorder) jest zapewne tak samo stare, jak ludzka cywilizacja. Prof. Jamie Hacker Hughes z Anglia Ruskin University i dr Walid Abdul-Hamid z North Essex Partnership University NHS Foundation Trust napisali artykuł, który ukazał się w piśmie Early Science and Medicine. Hughes przypomina, że dotąd za autora pierwszego opisu zespołu stresu pourazowego uznawano Herodota. Historyk wspominał o mutyzmie, który rozwinął się u włócznika Epizelusa po bitwie pod Maratonem. Ponadto wojownik miał nagle stracić wzrok w obojgu oczu, choć nikt go nie dotykał. W swojej publikacji Brytyjczycy powołują się m.in. na doniesienia o królu elamickim, którego umysł się zmienił, co oznacza, że rozwinęło się zaburzenie. Psychiatrzy uważają, że mógł cierpieć właśnie na PTSD. W owych czasach mężczyźni co trzeci rok spędzali w wojsku. W pierwszym roku 3-letniego cyklu walczyli, w drugim brali udział w pracach publicznych, a w trzecim poświęcali się rodzinie. Urazy - związane z rolnictwem, przemysłem czy wojaczką - były częścią życia codziennego w cywilizacjach starożytnego Iraku. Specjalizujący się w diagnozie i leczeniu ašipus pracowali dla armii zwłaszcza w okresie asyryjskim, a większość medycznych dokumentów klinowych dotyczy właśnie ran wojennych. Warto pamiętać, że starożytni żołnierze musieli się obawiać mieczy, kamieni z proc czy strzał. Ryzyko zgonu lub bycia świadkiem czyjejś śmierci wydaje się głównym źródłem psychologicznej traumy. Poza tym rany, które dziś łatwo zoperować, były wtedy często śmiertelne. Wszystkim tym czynnikom można przypisać rozwój PTSD i innych zaburzeń stresowych [...]. Ten artykuł pokazuje, że na długo przed erą Greków i Rzymian, przed czasami Abrahama i biblijnych królów Dawida i Salomona i współcześnie do faraonów w starożytnej Mezopotamii można było dostrzec pobitewne objawy stresu pourazowego. PTSD zdecydowanie nie jest niczym nowym. Szczególnie ważne jest to, że dowody pochodzą z kolebki cywilizacji. Hughes podkreśla, że żołnierze wspominali o słyszeniu/widywaniu przemawiających do nich duchów, które mogły być zjawami ludzi zabitych w bitwie. Tego samego doświadczają współcześni żołnierze, biorący udział w walce wręcz. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego donieśli na łamach ACS Nano o pierwszych testach mikroskopijnych „maszyn”, które dzięki własnemu napędowi poruszały się w ciele zwierzęcia. Testy przeprowadzono na myszach, a maszyny dostarczyły nanocząstki do wyściółki żołądka zwierząt. Dotychczas tego typu urządzenia były testowane jedynie na hodowlach komórek. „Maszyny” stworzone przez profesorów Liangfanga Zhanga i Josepha Wanga to 20-nanometrowej długości tuby z polimeru pokrytego cynkiem. Podano je myszom w pokarmie. Po trafieniu do żołądka, cynk w tamtejszym środowisku zaczął wytwarzać bąbelki wodoru. W ten sposób tuby zostały napędzone, przemieściły się w kierunku wyściółki żołądka i przyczepiły się do niej. Gdy rozpuściły się w kwasie żołądkowym, ich ładunek trafił bezpośrednio do wyściółki. Technika ta może być skuteczną metodą leczenia wrzodów żołądka i innych chorób. W swoim artykule uczeni zaznaczają, że konieczne są dalsze badania nad wydajnością i funkcjami podobnych „maszyn” w organizmach żywych. Ich prace są pierwszym, niezwykle ważnym krokiem w tym kierunku. Pomysł wprowadzania niewielkich leczących maszyn do ciała człowieka został przedstawiony w 1959 roku przez wybitnego fizyka Richarda Feynmana. W 1959 roku podczas wykładu dla Amerykańskiego Towarzystwa Fizycznego Feynman mówił: To co prawda bardzo dziwny pomysł, ale niezwykle interesującą operacją byłaby taka, podczas której połykałoby się chirurga. Wprowadzasz mechanicznego chirurga do krwioobiegu, on dostaje się do serca i tam się rozgląda. Znajduje wadliwą zastawkę i ją operuje. « powrót do artykułu
-
Zdaniem CK Changa, dyrektora generalnego firmy Apacer, która produkuje m.in. dyski SSD, w drugiej połowie bieżącego roku dojdzie do znaczącego spadku ceny tych urządzeń. Menedżer uważa, że cen urządzeń o pojemności 256 GB zmniejszy się do poniżej 70 USD. Jest to możliwe dzięki nowym udoskonalonym metodom produkcji układów NAND. Obecnie najtańszym nośnikiem SSD o pojemności bliskiej 256 GB, jest 240-gigabajtowy dysk Kingstona wyceniony na 87 dolarów. Jeśli Chang ma rację, to ceny nośników SSD mogą w bieżącym roku obniżyć się o ponad 25%. Ceny dysków o pojemności 128 gigabajtów mogą spaść do około 40 dolarów. W ubiegłym roku, pomiędzy sierpniem a listopadem ceny SSD zmniejszyły się o 20%. « powrót do artykułu
-
Trwa drugi tydzień procesu Rossa Ulbrichta, założyciela serwisu Silk Road. Proces ma potrwać w sumie cztery tygodnie, a Ulbrichtowi grozi dożywocie. Przeciwko oskarżonemu zeznaje jego przyjaciel, Richard Bates. Podczas rozprawy Bates przyznał, że Ulbricht zwierzył mu się, iż prowadzi Silk Road i opowiedział o ich znajomości. Panowie poznali się w college'u na University of Texas. Ponownie spotkali się w 2010 roku. Obecnie Bates jest inżynierem zatrudnionym w eBayu. Musi zeznawać przeciwko Ulbrichtowi, jeśli sam nie chce iść do więzienia. W zamian za pomoc prokuratura zaoferowała, że nie wniesie oskarżenia w związku z tym, że Bates udzielał pomocy technicznej przy tworzeniu Silk Road, utworzył giełdę bitcoinów, która pozwalała prać brudne pieniądze oraz kupował narkotyki na Silk Road. Na University of Texas Bates studiował informatykę, a Ulbricht fizykę. Od czasu do czasu Ulbrich zadawał Batesowi pytania dotyczące kwestji programistycznych. Gdy ponownie spotkali się w 2010 roku częstotliwość pytań wzrosła i Bates zaczął domagać się informacji, nad czym Ulbricht pracuje. „Podejrzewałem, że próbuje się gdzieś włamywać, czy coś takiego” - zeznał. W końcu „powiedział coś w stylu 'tworzę witrynę, na której ludzie będą mogli kupować narkotyki'”. Ulbricht chciał pokazać witrynę Batesowi, jednak ten doradził, by nie łączyć się z nią z jego domu, a wykorzystać fakt, że sąsiedzi używają niezabezpieczonej sieci WiFi. Po jakimś czasie Ulbricht zaproponował Batesowi, by ten administrował witryną. Panowie wspólnie tworzyli też giełdę bitcoinów. « powrót do artykułu
-
John McWhorter, lingwista z Columbia University, uważa, że z 6000 języków, którymi ludzie posługują się obecnie, za 100 lat pozostanie mniej niż 600, a i one będą znacznie uproszczone. W artykule napisanym dla The Wall Street Journal doktor McWhorer przewiduje, że około 90% języków wymrze w ciągu wieku. Ma się tak stać wskutek globalizacji. Wraz z migracją ludzi na inne obszary językowe, ich kultura zostanie pofragmentowana. Mniej popularne języki zostaną wchłonięte przez najbardziej rozpowszechnione, angielski czy chiński. Proces ten można było zaobserwować już w przeszłości, na przykład w Ameryce Południowej czy Australii, gdzie większość rodzimych języków już wyginęła lub znajduje się na skraju zagłady, gdyż ich użytkownicy korzystają z bardziej rozpowszechnionego hiszpańskiego i angielskiego. McWhorter obawia się, że użytkownicy małych języków nie będą przekazywali ich dzieciom, gdyż nie uznają tego za potrzebne. Ich następcom wystarczy bowiem posługiwanie się językiem dominującym na danym obszarze. Do zagłady języka, o ile nie zostanie on zapisany, wystarczy, by przestało z niego korzystać jedno pokolenie. Jednak zdaniem McWhortera, mimo że liczba języków dramatycznie się zmniejszy, ludzie nie będą postrzegali się jako żyjących w jednej kulturze. Uczony uważa, że niemożliwe jest, by cała ludzkość zaczęła w przyszłości korzystać tylko z jednego języka. Język to nie tylko zbiór słów i zasad ich używania, to część kultury, której uczymy się bardzo wcześnie, używamy z dziećmi, język przenosi nasze najbardziej intymne i gorące uczucia. Tam, gdzie mamy do czynienia z dużymi, stabilnymi kulturami, trudno jest sobie wyobrazić, by rodzice zaczęli mówić do dzieci po angielsku. Może się tak stać tylko wówczas, gdy migracje populacji będą tak gwałtowne, że krytyczna jej część zostanie oderwana od swojej macierzy. Jednak do tego byłaby potrzebna katastrofa na skalę globalną. Tak więc 6000 języków? Zdecydowanie nie. Cztery języki? Równie niemożliwe - mówi uczony. Jego zdaniem, wbrew nadziejom innych, szybko rozwijające się technologie automatycznego tłumaczenia pomiędzy językami nie uchronią lingwistycznego dziedzictwa ludzkości. Gdy język nie jest już dłużej przekazywany dzieciom, to nie ma zainteresowania rozwijaniem technologii jego przekładu, gdyż i tak nikt nie będzie ich używał, stwierdza uczony. Powołuje się tutaj na przykład rodzimych języków Ameryki. Większość z nich posiada tak mało użytkowników, że nie powstaną narzędzia translatorskie dla nich. Uczony uważa też, że języki będą się upraszczać. Jego zdaniem proces taki rozpoczął się, gdy ludzie zaczęli powszechnie podróżować. Dorośli i dzieci uczyli się więc nowych języków, nie zwracając uwagi na szczegóły. Tak było, gdy Wikingowie podbili Anglię, podobnie stało się, gdy na amerykańskie plantacje zaczęto zwozić niewolników z Afryki. Ludzie ci zwykle uczyli się kilkuset słów i najpotrzebniejszych zwrotów, uzupełniając luki własnymi językami. W ten sposób na bazie języków kolonistów powstały języki kreolskie. « powrót do artykułu
-
Jeśli komar pożywia się krwią przyjmującej antybiotyki chorej osoby z malarią, rośnie prawdopodobieństwo zarażenia owada pierwotniakami. Wiedząc, że bakterie z przewodu pokarmowego komara wpływają na rozwój zarodźców sierpowych (Plasmodium falciparum), Mathilde Gendrin z Imperial College London zastanawiała się, czy oddziaływanie na mikrobiom jelitowy komara będzie miało wpływ na zakażenie go pierwotniakami. Komarom pozwalano żerować na krwi zawierającej antybiotyki o szerokim spektrum działania - penicylinę i streptomycynę. Okazało się, że po upływie doby liczba bakterii w przewodzie pokarmowym komarów spadła o 70%. Zmniejszyła się również ich różnorodność. Zespół zauważył, że antybiotyki sprawiały, że prawdopodobieństwo zarażenia komara rosło o 21%. Jak podkreśla Gendrin, dokładnie nie wiadomo, co dzieje się w jelicie komara, ale niewykluczone, że pasożyty i mikroflora jelitowa rywalizują o te same składniki odżywcze. Gdyby to była prawda, po wyeliminowaniu bakterii pasożyty miałyby więcej pokarmu dla siebie. Brytyjka wyjaśnia także, że antybiotyk może ograniczać odpowiedź immunologiczną komara, dlatego P. falciparum łatwiej się namnaża. Wreszcie trzecia możliwość jest taka, że bakterie pozostałe po wytrzebieniu reszty produkują dobre dla zarodźców metabolity. Wg autorów artykułu z Nature Communications, prawdopodobne jest, oczywiście, współdziałanie 2 lub więcej czynników. W przyszłości naukowcy chcą ustalić, czy antybiotyki o wąskim spektrum działania tak samo wpływają na mikroflorę jelit komarów. Gdyby udało się zidentyfikować leki z mniejszym prawdopodobieństwem oddziałujące na mikrobiom jelitowy owadów, można by z nich uczynić leki pierwszego wyboru w strefach zagrożenia malarią. « powrót do artykułu
-
Barrett Brown, nieoficjalny rzecznik prasowy Anonimowych, którego aresztowanie przez FBI nagrały kamery osób prowadzących z nim internetowy czat, został skazany na pięć lat więzienia. Brown przyznał się do stawianych mu zarzutów przeszkadzania w wykonaniu nakazu przeszukania, gróźb karalnych oraz działanie w roli narzędzia pozwalającego na nieautoryzowanego dostępu do chronionego komputera. Brown po raz pierwszy zwrócił na siebie uwagę organów ścigania w 2011 roku, kiedy przekopiował z jednego kanału IRC do drugiego link do danych ukradzionych ze specjalizującego się w problemach bezpieczeństwa think tanku Straford. Przestępcy ukradli wówczas około 200 gigabajtów danych. Prokuratorzy argumentowali, że pomimo iż sam Brown nie potrafi włamywać się do komputerów, to przekazując dalej odnośnik do ukradzionych danych stał się częścią grupy przestępczej. Sprawa Browna była dokładnie obserwowana przez dziennikarzy i obrońców praw obywatelskich, którzy obawiali się, że powstanie precedens w wyniku którego tworzenie odnośników w internecie będzie mogło podlegać karze. Warto wspomnieć, że Brown pisał w przeszłości do takich tytułów jak The Guardian, Vanity Fair czy Huffington Post. Prawo dziennikarza – czy kogokolwiek innego – do linkowania do już upublicznionej informacji, w tym informacji tajnej, będzie poważnie zagrożone, jeśli Brown zostanie skazany - powiedział Hanni Fakhoury, prawnik z Electronic Frontier Foundation. Prokuratura ostatecznie wycofała oskarżenie o udostępnienie odnośnika, stwierdziła jednak, że sąd, wydając wyrok, powinien wziąć pod uwagę jego niewłaściwe zachowanie w tej sprawie. Browna skazano na 63 miesiące więzienia i 900 000 dolarów odszkodowań i grzywien. Początkowo groziły mu 102 miesiące więzienia. W poczet kary zostanie mu zaliczone 30 miesięcy, które już spędził w areszcie. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z Uniwersytetu Południowej Kalifornii odkryli zjawisko, które może pomóc w wyjaśnieniu etiologii choroby Alzheimera. Zauważyli, że z wiekiem bariera krew-mózg (BKM) zaczyna przeciekać, a wszystko zaczyna się od hipokampa, czyli obszaru kluczowego dla pamięci i uczenia. Studium sugeruje, że zmiany w naczyniach krwionośnych hipokampa można by wykrywać za pomocą badań obrazowych jeszcze przed wystąpieniem nieodwracalnych uszkodzeń prowadzących do demencji. To znaczący krok na drodze do zrozumienia wpływu układu naczyniowego na zdrowie naszego mózgu. Aby zapobiegać demencjom, w tym alzheimerowi, musimy wypracować sposoby uszczelniania bariery krew-mózg, tak by nie dochodziło do zalewania mózgu toksycznymi związkami z krwi. Strażnikami bariery są perycyty i to one mogą być ważnym celem działań prewencyjnych - twierdzi dr Berislav V. Zloković. W ramach studium Amerykanie analizowali zdjęcia 64 osób w różnym wieku; wykonano MRI dynamiczny ze wzmocnieniem kontrastowym (ang. dynamic, contrast-enhanced magnetic resonance imaging, DCE-MRI). Okazało się, że w normalnie starzejącym się mózgu wczesne przeciekanie naczyń zachodziło w hipokampie, który w porównaniu do innych regionów jest najsilniej zabezpieczony. Po wzięciu poprawki na wiek stwierdzono, że BKM rejonów hipokampa jest bardziej uszkodzona u ludzi z demencją niż zdrowych. Aby zweryfikować metodę badawczą, naukowcy przyjrzeli się skanom mózgu młodych ludzi ze stwardnieniem rozsianym bez upośledzenia poznawczego. Nie znaleźli różnic dot. integralności BKM hipokampa między nimi a zdrowymi rówieśnikami. Kiedy autorzy raportu z pisma Neuron zbadali płyn mózgowo-rdzeniowy, zauważyli, że w tym pozyskanym od chorych z łagodną demencją występowało o 30% więcej białka osocza krwi - albuminy. Wg nich, to kolejny dowód na nieszczelność BKM. Co istotne, w płynie mózgowo-rdzeniowym osób z demencją występował także 115-proc. wzrost stężenia białka powiązanego z uszkodzeniem perycytów. « powrót do artykułu
-
The Information, online'owy magazyn poruszający problemy Doliny Krzemowej, twierdzi, że Google chce zostać operatorem telefonii komórkowej. Reporterzy donoszą, że wyszukiwarkowy koncern w ramach „Project Nova” prowadzi testy własnej wirtualnej sieci komórkowej (MVNO – Mobile Virtual Network Operator). Podobno firma ma zamiar kupić miejsce na łączach trzeciego i czwartego co do wielkości operatora w USA, czyli T-Mobile i Sprinta. Jeśli Google zostanie MVNO może mieć to duże znaczenie dla amerykańskiego rynku. Tylko z pozoru jest to rynek konkurencyjny. Jeśli jednak przyjrzeć się strukturze własności, to zauważymy, że działa na nim czterech wielkich dostawców fizycznych (Verizon Wireless, AT&T Mobility, Sprint, T-Mobile) i wielu dostawców wirtualnych, jednak z dużych dostawców wirtualnych tylko jedna firma – StraightTalk – nie jest własnością któregoś z czterech wielkich operatorów fizycznych. Google mógłby zatem zostać piątym lub szóstym największym amerykańskim dostawcą telefonii komórkowej. The Information donosi, że koncern Page'a i Brina miał uruchomić swoją sieć już jesienią ubiegłego roku. Na razie wciąż trwają wewnętrzne testy. « powrót do artykułu
-
BlackBerry, walczący o przetrwanie kanadyjski producent smartfonów, poprawił ostatnio swoją pozycję dzięki pracy nowego szefa, Johna S. Chena, specjalisty od ratowania korporacji. Teraz Chen uruchomił swój blog, na którym znajdziemy bardzo kontrowersyjne pomysły. Chen uważa bowiem, że developerzy naruszają zasadę neutralności sieci (net neutrality) nie tworząc aplikacji na wszystkie dostępne platformy. Menedżer stwierdził np. że Netflix tylko pozornie popiera net neutrality, gdyż wciąż nie przygotował aplikacji klienckiej dla BlackBerry 10. Podobnie postępuje Apple, gdyż nie ma wersji iMessage dla BlackBerry czy Androida. Chen próbuje rozszerzyć pojęcie neutralności sieci również na aplikacje i treści. Jego zdaniem „prawodawcy powinni skupić się nie tylko na dostawcach internetu, którzy odgrywają jedynie pewną rolę w całym ekosystemie. Dostawcy są jak koleje, budują tory zapewniające ruch. Jednak pociągi na tych torach nie są kontrolowane przez dostawców internetu, ale dostawców treści i aplikacji. Jeśli zatem chcemy prawdziwie otwartego internetu, prawodawcy powinni domagać się nie tylko pełnej otwartości warstwy transportowej, ale również warstwy treści i aplikacji. Nie rozwiązujemy żadnego problemu, jeśli tylko i wyłącznie dostawcom zabraniamy dyskryminować dostawców treści i aplikacji. Powinniśmy zakazać dyskryminacji także twórcom treści i aplikacji”. « powrót do artykułu
-
Gdzie niedźwiedź kopie, tam roślina korzysta
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Dla niektórych baribali bogate w białko mrówki Formica obscuripes stanowią podstawę diety. Zjadając je, niedźwiedzie wpływają na inne owady (zgarby Publilia modesta) oraz wyświadczają przysługę roślinom - krzewom Chrysothamnus viscidiflorus. Baribale wpływają na nie wszystkie, bo oddziałują na jeden ważny gatunek - mrówki - podkreśla dr Josh Grinath z Uniwersytetu Stanowego Florydy. Grinath spędził kilka lat, monitorując mrowiska na górskiej łące w Almont w Kolorado. Gdy podczas jednej z jego wizyt okazało się, że niedźwiedź zniszczył gniazda, Amerykanin zaczął się zastanawiać, w jaki sposób wpływa to na tutejsze rośliny i zwierzęta. Od 2009 do 2012 r. Grinath oraz profesorzy Nora Underwood i Brian Inouye zbierali dane nt. niszczenia mrowisk przez baribale. Zauważyli wtedy, że w pobliżu uszkodzonych kopców lepiej rosła i silniej się rozmnażała dominująca roślina tego rejonu Ch. viscidiflorus. Po jakimś czasie trio zidentyfikowało przyczynę tego zjawiska. Okazało się, że brakującym ogniwem był P. modesta, który wysysa sok mleczny z roślin. Grinath badał wcześniej zależności między mrówkami a zgarbem i wiedział, że oba gatunki łączy mutualizm. Autorzy publikacji z Ecology Letters rozpoczęli kontrolowane eksperymenty terenowe. Chcieli w ten sposób sprawdzić, co się stanie z P. modesta, gdy w okolicy będzie 1) więcej i 2) mniej F. obscuripes. Okazało się, że mrówki nie czyhały na zgarby ani na Ch. viscidiflorus, a zamiast tego odstraszały np. chrząszcze, które zwykle polują na zgarby. Gdy do gry wkraczały baribale i zjadały mrówki, pozostałe owady mogły swobodnie polować na P. modesta oraz inne żerujące na roślinach szkodniki, dlatego krzewy Ch. viscidiflorus rozkwitały. Studium stanowi przypomnienie, jak bardzo różne gatunki są ze sobą połączone w ekosystemie. To jednak również ostrzeżenie na przyszłość, inne badania pokazują bowiem, że dieta niedźwiedzi się zmienia i teraz regularnie jedzą one ludzkie śmiecie, nie korzystając z tradycyjnych źródeł pokarmu. Jeśli baribale jedzą odpadki zamiast mrówek, może to zmniejszyć odnoszone przez Ch. viscidiflorus korzyści - podsumowuje Grinath. « powrót do artykułu -
Gdy pojawiają się grzyby, ekipa sprzątająca uderza na alarm
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
System autofagocytujący organizmu pozwala uderzyć na alarm, informując układ odpornościowy o ataku grzybów. Naukowcy porównują to działanie do stłuczenia szybki przed wciśnięciem guzika dzwonka. Prawdziwymi zabójcami grzybów z pierwszej linii frontu są białe krwinki zwane neutrofilami, ale są one trzymane na dystans przez cząsteczkę zwaną A20 [białko z motywami palca cynkowego]. Odkryliśmy, że w przypadku zakażenia grzybami strażnicy - [...] makrofagi rezydujące w tkance - wykorzystują autofagię, by wyeliminować A20 i szybko wysłać sygnał alarmowy - wyjaśnia dr Mari L. Shinohara ze Szkoły Medycznej Duke University. Skutkiem autofagii jest degradacja uszkodzonych lub zbędnych białek cytoplazmatycznych, a nawet całych organelli. Białka są zamykane w autofagosomie, a później trafiają do lizosomów. W powstałym w ten sposób autofagolizosomie zachodzi hydroliza zawartości przez enzymy. Autofagocytoza uruchamia się też w sytuacji, gdy rośnie zapotrzebowanie energetyczne komórki, a energia nie może być uzyskana. Wówczas konieczne staje się wychwytywanie własnych komponentów i ich rozkład. Oprócz tego w ostatnich latach naukowcy odkryli, że ta sama maszyneria niszczy wirusy, bakterie i pasożyty. By sprawdzić, czy dotyczy to również grzybów, Amerykanie wyhodowali myszy niezdolne do tworzenia autofagosomu. Później zakazili gryzonie bielnikiem białym (Candida albicans). Okazało się, że w porównaniu do normalnych myszy, zwierzęta niezdolne do autofagocytozy były bardziej podatne na grzybice. Doktorant Masashi Kanayama postanowił prześledzić przebieg zdarzeń na poziomie komórkowym. Zauważył, że podczas infekcji rekrutowało się mniej neutrofili. Zwykle makrofagi i neutrofile są wzywane do walki przez czynnik transkrypcyjny NF-κB. Ponieważ wiadomo, że autofagia sekwestruje pewne białka, zespół Shinohary zastanawiał się, czy usunięcie blokującego NF-κB A20 nie będzie przypadkiem okrężną drogą do uruchomienia odpowiedzi immunologicznej. Podczas eksperymentów zauważono, że autofagia rzeczywiście eliminowała będące inhibitorem NF-κB białko A20. Pokazując, co dzieje się w dalszej kolejności, Amerykanie tłumaczą, że po rozpadzie kompleksu IκB/NF-κB w cytoplazmie aktywny NF-κB ulega translokacji do jądra komórkowego. Tam uruchamia ekspresję genów; wśród nich znajdują się m.in. geny cytokin prozapalnych. Warto dodać, że aktywacja NF-κB prowadzi do transkrypcji ponad 100 genów. Sądzimy, że autofagia jest skutecznym sposobem zwalczania zakażeń grzybami. Po pierwsze, istnienie negatywnego regulatora w postaci A20 gwarantuje mniejszą liczbę fałszywych alarmów. Po drugie, usuwanie A20 to skuteczna metoda indukowania odpowiedzi immunologicznej, bo uruchamia gotowy już łańcuch reakcji. Tworzenie białka od postaw zajęłoby [przecież] więcej czasu - podsumowuje Shinohara. « powrót do artykułu -
Microsoft ogłosił, że legalni użytkownicy systemów Windows 7 oraz Windows 8.1 będą mogli bezpłatnie zaktualizować swój system do wersji 10. Dotyczy to również posiadaczy systemu Windows Phone 8.1. To, co było dotychczas jedynie przedmiotem plotek i domysłów stało się oficjalnie potwierdzonym faktem. Windows 10 ma być jednym systemem dla wielu różnych urządzeń, od pecetów i notebooków po tablety i smartfony. Z nazwy systemu zniknie zatem wyraz Phone. Bezpłatna przesiadka na nowy system będzie możliwa przez rok od jego oficjalnej premiery. Po roku za Windows 10 trzeba będzie zapłacić. Na razie nie wiadomo jeszcze, jakie będą oficjalne wymaganie sprzętowe Windows 10, trzeba się jednak liczyć z tym, że niektóre komputery nie będą ich spełniały. Posiadacze Windows 8 przed zainstalowaniem Windows 10 będą musieli zaktualizować swój OS do wersji 8.1. « powrót do artykułu
-
Kolejny pomysł na ograniczanie swobody w internecie
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Organizacja obrońców wolności obywatelskich informuje, że unijny Koordynator ds. Antyterroryzmu Gilles de Kerchove zasugerował, iż Komisja Europejska powinna wprowadzić przepisy nakazujące prywatnym firmom dostarczenie odpowiednim służbom kluczy szyfrujących komunikację w ich sieciach. Jeśli postulat ten zostałby spełniony, służby specjalne państw UE mogłyby bez problemu podsłuchiwać serwery Google'a czy Facebooka. Warto tutaj przypomnieć, że firmy internetowe od stosunkowo niedawna wdrażają szyfrowanie komunikacji. Robią to pod wpływem dokumentów ujawnionych przez Edwarda Snowdena, z których poznaliśmy skalę inwigilacji w internecie. Sugestie Kerchove'a mogą jednak trafić na podatny grunt. Po masakrze w redakcji Charlie Hebdon wielu ministrów spraw wewnętrznych krajów UE chce zwiększenia cenzury w internecie. « powrót do artykułu -
Oderwano brodę od maski pośmiertnej Tutanchamonona?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Podczas nieudanej renowacji w Muzeum Egipskim w Kairze miało dojść do oderwania brody od maski pośmiertnej Tutanchamonona. Chcący zachować anonimowość pracownik instytucji streścił przebieg feralnych zdarzeń dziennikarzom z witryny Al Araby Al Jadeed. Na trop domniemanego zaniedbania naprowadził dociekliwych sposób wystawienia artefaktu. Choć maska to ozdoba i chluba Muzeum, pomieszczenie, w którym się znajduje, jest słabiej oświetlone od reszty sal. Po przyjrzeniu z bliska widać ponoć, że broda, symbol władzy faraona, została doklejona, a po lewej stronie doszło do zniszczenia. Pracownik Muzeum twierdzi, że gdy w październiku ubiegłego roku podczas renowacji obiektu zespół tamtejszych konserwatorów zabrał się za oczyszczanie maski, przez przypadek oderwano brodę. Teoretycznie taki przypadek powinno się obowiązkowo zgłosić Ministerstwu Starożytności, ale tym razem procedury nie wdrożono, bo spanikowana szefowa ekipy Elham Abdelrahman zadzwoniła do swojego męża, także konserwatora z Muzeum, który zdecydował się na naprawę we własnym zakresie. Wykorzystał klej epoksydowy, ale nałożył go za dużo, więc doszło do wycieku. By usunąć dowody majstrowania przy masce, zespół ponoć szlifował resztki, stąd uszkodzenia po lewej stronie brody. Chętnie rozmawiający z mediami anonimowy konserwator powiedział portalowi Ahram Online, że klej epoksydowy nie nadawał się do odtworzenia maski, chociaż to dobry materiał konserwacyjny [...] do łączenia metalu i kamienia. Ponadto żywica wyschła, pozostawiając szparę między twarzą a brodą. Dyrektor generalny Muzeum Egipskiego Mahmoud El-Halwagi odparł zarzuty i w rozmowie telefonicznej z dziennikarzami Ahram Online powiedział, że maska jest bezpieczna i nic jej się nie stało, odkąd objął urząd w październiku 2014 r. Wg niego, broda znajduje się w swej oryginalnej pozycji. Zlecono, by komitet archeologiczny zbadał maskę i brodę, a następnie [w ciągu 2 dni] sporządził szczegółowy raport nt. artefaktu. Jak wyjaśnia El-Halwagi, maska jest okresowo czyszczona i gdyby rzeczywiście była jakaś szpara, konserwatorzy Muzeum wykryliby ją i naprawili. Minister starożytności Mamdouh Eldamaty także sądzi, że doniesienia mediów są nieuzasadnione. Jak tłumaczy, broda jest mocowana w masce na kołek. By mocno się trzymała, używa się materiału konserwacyjnego, którego nadmiar usuwa się po wysuszeniu. To właśnie miało się zdarzyć w zeszłym roku podczas konserwacji. « powrót do artykułu -
Microsoft zaprezentował HoloLens – okulary, które nakładają hologramy na otaczającą nas rzeczywistość i pozwalają użytkownikowi na wchodzenie w interakcje z wirtualnymi obiektami. Tym razem to nie jest li tylko projekt badawczy, HoloLens mają zadebiutować na rynku równocześnie z systemem Windows 10. Obecnie to my zanurzamy się w świecie wirtualnej rzeczywistości. A co by było, gdybyśmy mogli wirtualną rzeczywistość zaprosić do naszego świata? - mówił podczas prezentacji Alex Kipman z Microsoftu. HoloLens działają w oprogramowaniem Windows Holographic, dzięki któremu użytkownik za pomocą gestów może manipulować wirtualnymi przedmiotami w swoim otoczeniu. Oprogramowanie rozpoznaje, gdzie użytkownik patrzy i odczytuje ruchy jego dłoni oraz palców. To wielki dzień dla Windows. Chcemy, by więcej ludzi potrzebowało naszego systemu, wybierało go i go polubiło. To nasz cel - mówi szef Microsoftu, Satya Nadella. Analitycy przewidują, że HoloLens mogą spotkać się z olbrzymim zainteresowaniem klientów, a podobne technologie – nazwane przez nich mixed-reality computing – trafią do głównego nurtu przed rokiem 2020. Można być niemal pewnym, że Apple i Google podążą w ślady Microsoftu. HoloLens mogą znaleźć niezwykle wiele zastosowań, od domowej rozrywki po prace inżynieryjne, podczas których będą ze sobą współpracowali ludzie znajdujący się na różnych kontynentach. Poniżej przedstawiamy materiał z oficjalnej prezentacji HoloLens. « powrót do artykułu
-
Pod 740-metrową pokrywą lodową Antarktyki, w zimnych ciemnych wodach o głębokości zaledwie 10 metrów naukowcy spodziewali się znaleźć jedynie ślady mikroorganizmów. Tymczasem ku ich zdumieniu okazało się, że żyją tam ryby i inne stworzenia morskie. Odkrycia dokonano po przewierceniu się przez Lodowiec Szelfowy Rossa i opuszczeniu do otworu niewielkiego robota. Miejsce, w którym wywiercono otwór znajduje się 850 kilometrów od krawędzi lodowca, a zatem 850 kilometrów od najbliższego miejsca, w którym do wody docierają promienie słoneczne pozwalające na rozwój planktonu. Okazało się, że tam gdzie panują bardzo niekorzystne warunki, gdzie nie docierają promienie słoneczne, a pomiędzy pokrywą lodową a dnem pozostało zaledwie 10 metrów prześwitu, żyją ryby. Jestem zaskoczony, mówi 63-letni glacjolog Ross Powell z Northern Illinois University, który specjalizuje się w badaniu dolnej części lodowców szelfowych. Pracuję na tym obszarze przez całą moją karierę naukową. Człowiek ma wyobrażenie odizolowanych obszarów, w których nie ma zbyt wiele pożywienia ani rozwiniętego życia. Naukowców zaskoczył fakt, że zwierzęta jakoś radzą sobie bez promieni słonecznych, które jest źródłem energii dla większości ziemskiego życia. Odkrycie jest tym bardziej fascynujące, że spodnia część lodowców szelfowych Anatarktyki to niezbadany obszar o powierzchni ponad miliona kilometrów kwadratowych. Głównym celem ekspedycji Powella jest zbadanie historii i długoterminowej stabilności lodowca Whillans Ice Stream. Na początku stycznia rozpoczęto wiercenia, których celem było dostanie się do miejsca, w którym lodowiec przestaje opierać się na skałach, a zaczyna unosić się na wodzie. Dotychczas nikt nie badał takich obszarów dużego lodowca Antarktyki. Gdy do otworu opuszczono kamerę ujrzano pusty księżycowy krajobraz, na dnie nie było żadnych śladów przesuwania się zwierząt, a w pobranym mule nie znaleziono organizmów żywych. Sama woda była krystalicznie czysta, co sugerowało, że może być ewentualnie zamieszkana przez rzadkie populacje mikroorganizmów. Niezwykle czysta woda oznacza m.in. małe ilości pożywienia. Jakby tego było mało, w osadach na dnie znaleziono dużo kwarcu, który ma niewielką wartość odżywczą dla mikroorganizmów. Alex Michaud, doktorant mikrobiologii odpowiedzialny za badanie osadów mówi, że zwykle gdy pobiera się próbki i się je poruszy, czuć zapach różnych gazów produkowanych przez bakterie, np. siarkowodoru. Nos to bardzo dobry wykrywacz obecności mikroorganizmów. Ale w tych próbkach nie można niczego wyczuć. Sensacyjnego odkrycia dokonano 15 stycznia, osiem dni po wywierceniu otworu, gdy wpuszczono doń cienkiego 1,5-metrowego robota Deep-SCINI. To zdalnie sterowane urządzenie, zbudowane specjalnie z myślą, by mieściło się w dziurach wywierconych w lodzie i mogło poruszać się pod nim. To właśnie dzięki robotowi zauważono rybę. Zwierzę miało kilkanaście centymetrów długości i przezroczyste ciało, przez które było widać organy wewnętrzne. Ryba bała się robota, jednak gdy przestano nim poruszać, powoli doń podpłynęła i po około 20 minutach znalazła się w niewielkiej odległości. W sumie przez 6 godzin pobytu pod wodą robot zauważył 20-30 ryb. Ta pierwsza, przezroczysta była największa. Odnotowano jednak obecność co najmniej dwóch innych gatunków, jednego czarnego i jednego pomarańczowego oraz wielu czerwonych skorupiaków i innych bezkręgowców. Jasnym stało się, że pod lodem istnieje cały ekosystem. Brent Christner, mikrobiolog z Louisiana State University, który od lat bada pokryte lodem jeziora Antarktyki, zgadza się z opinią, że w miejscu odkrycia należałoby się raczej spodziewać nielicznych mikroorganizmów. Musimy zadać sobie pytanie, co one jedzą. Tam jest bardzo mało żywności i trudno o dostęp do energii. Tam są bardzo trudne warunki do życia - stwierdza. Jednym ze źródeł pożywienia może być plankton przyniesiony z otwartych wód oceanicznych. Jednak symulacje komputerowe sugerują, że jego podróż do musiałaby trwać 6-7 lat, a w tym czasie znakomita jego większość zostałaby zjedzona po drodze przez inne zwierzęta. Być może jednak podlodowy ekosystem jest zasilany energią z wnętrza Ziemi. To pozwoliłoby na rozwój mikroorganizmów. Nie wiadomo jednak, czym miałyby się żywić organizmy wyższe. W głębokich partiach oceanów, gdzie również panują bardzo trudne warunki, żywność jest dostarczana przez opadające na dno szczątki. Nimi mogą pożywiać się żyjące na dnie i w mule zwierzęta, które z kolei mogą stanowić pożywienie dla innych organizmów. Pod lodem jednak nie ma co liczyć na dostawę pożywienia z góry. Osady spod lodu nie zawierają śladów żadnych organizmów. Mikrobiolodzy zajmą się szczegółową analizą osadów i samej wody, dzięki czemu powinniśmy poznać odpowiedź na pytanie, co stanowi źródło energii odkrytego ekosystemu. Czy jest to metan, amoniak czy jeszcze inny rodzaj energii chemicznej. To będzie bardzo interesujące odkrycie, mówi Christner. « powrót do artykułu