Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Eksperci z Paul G. Allen School for Global Animal Health na Washington State University wiedzą, w jaki sposób można uratować życie 69 000 osób, które każdego roku umierają na wściekliznę. Ich zdaniem wystarczy wprowadzić powszechny program szczepień psów. Ludzie zarażają się wścieklizną najczęściej właśnie od psów. W momencie wystąpienia u człowieka objawów choroby szansa na uratowanie życia spada niemal do zera. Tymczasem wściekliźnie można w 100% zapobiegać. Ludzie nie muszą umierać na tę chorobę - mówi Guy Palmer, jeden z autorów raportu. W krajach rozwiniętych, dzięki szeroko prowadzonemu programowi szczepień psów, przypadki wścieklizny u ludzi niemal nie występują. Ofiary tej choroby umierają przede wszystkim w Azji i Afryce, a aż 40% z nich to dzieci. Jednak wystarczy szczepić psy, by uratować ludzi. W 2003 roku uczeni z Allen School i Serengeti Health Initiative rozpoczęli program szczepień w Tanzanii. Pracowali w 180 wioskach i każdego dnia szczepili około 1000 psów. Od tamtej pory liczba przypadków wścieklizny wśród ludzi spadła z około 50 rocznie do niemal 0. Okazało się, że zaszczepienie ponad 70% psów powoduje, że wirus nie ma jak trafić do ludzkiego organizmu. « powrót do artykułu
  2. Obecność wody jest kluczowa dla powstania i istnienia życia na Ziemi. Dlatego też bardzo istotne jest poznanie pochodzenia wody obecnej w Układzie Słonecznym. Znajdujemy ją przecież nie tylko na Ziemi, ale też w kometach, na Merkurym, w minerałach na Księżycu czy Marsie. Dlaczego pochodzenie wody jest ważne? Jeśli woda w formującym się Układzie Słonecznym pochodziła z przestrzeni międzygwiezdnej, to prawdopodobnie zarówno ona jak i ewentualne składniki materii organicznej powszechnie występują w większości lub wszystkich dyskach protoplanetarnych wokół formujących się gwiazd. Jeśli jednak woda ta powstała lokalnie, wskutek reakcji chemicznych związanych z narodzinami Słońca, co prawdopodobnie ilość wody znacząco się różni w systemach planetarnych, w zależności o warunków, w jakich się tworzyły. To z kolei ma oczywisty wpływ na ewentualne istnienie życia - wyjaśnia Conel Alexander z Carnegie Mellon University. Zespół naukowców, w skład którego wchodzi Alexander, skupił się w swoich badaniach na wodorze i jego izotopie – deuterze. Izotopy tego samego atomu mają taką samą liczbę protonów, ale różną – neutronów. Różnica w masach atomów powoduje różnice w ich zachowaniu podczas reakcji chemicznych. Badając stosunek wodoru do deuteru w molekułach wody można określić, w jakich warunkach molekuły te powstawały. Zamarznięta woda obecna w przestrzeni międzygwiezdnej ma wysoki stosunek deuteru do wodoru, gdyż formowała się w bardzo niskich temperaturach. Dotychczas nie było wiadomo, jak wiele deuteru zostało usuniętego z wody podczas formowania się Słońca lub – ewentualnie – ile wody bogatej w deuter mogło powstać lokalnie podczas tworzenia się Układu Słonecznego. Uczeni pracujący pod kierunkiem L. Ilsedore Cleeves z University of Michigan stworzyli modele komputerowe, w których powstaje dysk protoplanetarny, a cały deuter z międzygwiezdnego lodu został usunięty w wyniku procesów chemicznych, zatem woda wzbogacona w deuter musi powstać lokalnie. Naukowcy chcieli w ten sposób sprawdzić, czy w formującym się Układzie Słonecznym mogła powstać woda o takim stosunku deuteru do wodoru, jaki znajdujemy obecnie w kometach, meteorytach czy ziemskich oceanach. Symulacje wykazały, że taki scenariusz jest niemożliwy. Nasze badania dowodzą, że znacząca część wody w Układzie Słonecznym jest starsza od Słońca, a to wskazuje, że międzygwiezdny lód bogaty w substancje organiczne jest prawdopodobnie obecny we wszystkich młodych systemach planetarnych - mówi Alexander. « powrót do artykułu
  3. Jak poinformował na łamach dziennika Izwiestija dyrektor Andriej Łapszin, do końca roku w moskiewskim parku Sokolniki ma stanąć 20 ławek z wbudowaną wagą. Ławki mają wyświetlać nie tylko czyjąś wagę, ale i porady na temat zdrowego żywienia oraz reklamy pobliskich klubów fitness czy salonów kosmetycznych. Specjalne siedziska zostaną sfinansowane przez inwestorów. Wg szacunków analityka z Instytutu Ekonomii Urbanistycznej, jedno będzie kosztować do 50 tys. rubli, czyli ok. 4300 zł. Zainteresowanie projektem wyraziły m.in. władze parku na Tagance. Podobną akcję przeprowadziła w 2009 r. sieć klubów FitnessFirst, z której inicjatywy ważąca ławeczka pojawiła się na przystanku autobusowym w Rotterdamie. Pomysł na nietypową kampanię zrodził się w agencji reklamowej N=5 z Amsterdamu. Wielu krytykowało ją za naruszenie prywatności i upokarzanie, ciekawe więc, jak rozwiązanie zostanie odebrane w Moskwie... « powrót do artykułu
  4. Zespół z University of Sussex ujawnił, że dla osób, które regularnie korzystają z wielu mediów naraz, charakterystyczna jest mniejsza gęstość substancji szarej w korze przedniego zakrętu obręczy (ang. anterior cingulate cortex, ACC), regionie identyfikowanym m.in. z egzekucyjnym systemem uwagi. Kep Kee Loh i dr Ryota Kanai podkreślają, że ich studium ujawniło korelację, a nie związek przyczynowo-skutkowy. Trzeba przeprowadzić długoterminowe studium, by stwierdzić, czy to częste korzystanie z wielu mediów naraz zmienia strukturę mózgu, czy też raczej jednostki z mniejszą gęstością istoty szarej w ACC są bardziej skłonne uprawiać medialną wielozadaniowość. Dokładny mechanizm tego zjawiska jest na razie nieznany. Można sobie wyobrazić, że jednostki z mniejszym ACC są bardziej podatne [...] ze względu na słabszą kontrolę poznawczą lub regulację społeczno-emocjonalną. Jest jednak równie prawdopodobne, że większa ekspozycja na sytuacje medialnej wielozadaniowości prowadzi do strukturalnych zmian w ACC. Trzeba badań podłużnych, by ostatecznie określić kierunek zależności - uważa Kep Kee Loh. Brytyjczycy zaangażowali 75 dorosłych, u których objętość substancji szarej zmierzono za pomocą morfometrii bazującej na wokselach (ang. voxel-based morphometry, VBM). Czterdziestu ochotników przeszło też badanie funkcjonalnym rezonansem magnetycznym. Badani wypełnili kwestionariusz dotyczący korzystania z mediów, w tym telefonów komórkowych, komputerów, telewizji oraz gazet/magazynów (na tej podstawie wyliczono wskaźnik medialnej wielozadaniowości MMI, od ang. Media-Multitasking Index). Kwestionariusz składał się z 2 części. W pierwszej pytano o liczbę godzin spędzanych tygodniowo na korzystaniu z 10 wyodrębnionych kategorii mediów. W drugiej ochotnicy mieli określić na skali od 1 do 4 (gdzie 1 oznaczało "nigdy", a 4 "przez większość czasu"), jak często korzystają z innych mediów przy okazji używania medium dla nich podstawowego. Okazało się, że bez względu na cechy osobowościowe (bazowano na modelu Wielkiej Piątki), ludzie z wyższym MMI mają mniejszą gęstość istoty szarej w przednim zakręcie obręczy. « powrót do artykułu
  5. Od czasu do czasu zdarza się nam wysłać SMS-a by zagłosować na ulubioną gwiazdę telewizji, dając sobie jednocześnie szansę na zdobycie nagród. Niektórzy mają szczęście do takich gier, inni biorą udział w konkursach sprawdzających wiedzę bądź umiejętności, jednak są też tacy, którym szczęście sprzyja chyba najbardziej – osoby, którym udało się wygrać główną wygraną w największych światowych grach liczbowych typu „lotto”. Jednak łut szczęścia to jedno, a to, co później robimy z wygraną to zupełnie inna sprawa. Przedstawiamy trzy – naszym zdaniem – najbardziej nieprawdopodobne przypadki wygranych w historii. Małżeństwo wygrało 808 milionów złotych! Jedną z rekordowych wygranych, które padły w Wielkiej Brytanii jest nagroda dla państwa Weir, którzy podczas losowania loterii Euromillions wzbogacili się o 161,653,000 funtów, tj. mniej więcej 808 milionów złotych! Pewnego lipcowego wieczora, Pani Weir, jak co dzień, oglądała swój ulubiony serial „CSI”, kiedy to jakiś „impuls” popchnął ją do sprawdzenia wyników loterii za pośrednictwem Telegazety. Po zakreśleniu w kółko numerów, które wypadły, musiała – jak sama dodaje – sprawdzić wszystko jeszcze pięciokrotnie zanim poinformowała męża o tym, że od teraz ich życie zmieni się o 180 stopni. Weir’owie zdecydowali się nie ukrywać informacji o wygranej, tłumacząc, że czuliby się niezręcznie kłamiąc w żywe oczy bliskim i znajomym. Skutek tej decyzji był taki, że zaczęły do nich napływać setki błagalnych listów z prośbą o pomoc. Fakt ten raczej nie dziwi, natomiast reakcja szczęśliwego małżeństwa na pewno. Nie tylko postanowili oni pomagać obcym osobom, ale także założyli własną fundację i do dzisiaj wspierają wiele inicjatyw i akcji charytatywnych. Cóż, los wiedział chyba komu przyznać taką nagrodę. Człowiek, któremu sprzyja szczęście Jedi Kolejnym niesamowitym przypadkiem jest historia pewnego Amerykanina, który w tym roku wygrał 425 milionów dolarów w słynnej na całe USA loterii Power Ball. Jego zdjęcie, z wielkim kuponem zakrywającym twarz, obiegło cały świat. Dowcipniś odebrał nagrodę 1 kwietnia, w Prima Aprilis. Co więcej, specjalnie na tę okoliczność ubrał się w koszulkę z cytatem nawiązującym do Gwiezdnych Wojen – „ Luck of the Jedi, I have” (czyli „Mam szczęście Jedi” lub „Sprzyja mi szczęście Jedi”). Dlaczego pan Buxton postanowił nie pokazywać twarzy? Ponieważ nie chce, aby jego życie prywatne uległo jakiejkolwiek zmianie teraz, gdy się „trochę” wzbogacił. Jak opowiada zwycięzca, 19 lutego zakupił jeden kupon Powerball, ale jakiś wewnętrzny głos kazał mu zakupić drugi jeszcze tego samego dnia, kiedy jadł lunch w sieci Subway. Okazało się, że ten drugi był zwycięski. Innym niesamowitym wątkiem tej historii jest fakt, że właśnie w lutym pan Buxton rozpoczął nową pracę, w której – oprócz regularnych obowiązków – miał możliwość wykazania się w działalności charytatywnej. Zatem wygrana po kilku tygodniach sprawiła, że mógł on całkowicie poświęcić się pomocy innym ludziom. Buxton jest dziś postrzegany jako taki „dobry Robin Hood”, który rozdaje swoje pieniądze potrzebującym. O takim jednym, co wygrał aż siedem razy Nieco inną historią może pochwalić się niejaki Richard Lustig – człowiek, który twierdzi, że w grach typu lotto wcale nie chodzi o łut szczęścia, tylko o odpowiednią grę „z głową na karku”. Dzisiaj wiadomo już, że nie są to słowa rzucane na wiatr, ponieważ Lustig wygrał aż siedmiokrotnie w kilku różnych loteriach! Jak tego dokonał? Kilkanaście lat temu zaczął opracowywać własny system, sprawdzać co działa i co zwiększa prawdopodobieństwo wygranej. W swoich książkach, które okazały się bestsellerami za oceanem, zdradza przepis na wygraną w lotto i inne loterie – od prostych technik po bardziej zaawansowane metody. Lustig twierdzi, między innymi, że na grę należy przeznaczać konsekwentnie pewną część budżetu, a nie pochopnie wydawać pieniądze jedynie przy okazji wielkich kumulacji. Zaleca także, aby naszą ulubioną opcję „chybił trafił” zamienić na tak zwane „swoje liczby” i typować za każdym razem ten sam zestaw. Niesamowite w tych historiach jest to, że przytrafiły się zwykłym ludziom, chodzącym co rano do pracy, oglądającym te same seriale i jedzącym w tych samych sieciach restauracji. Oczywiście takich przypadków można by przytoczyć o wiele więcej – każdego dnia bowiem zwykli ludzie wygrywają na całym świecie biorąc udział w różnego rodzaju loteriach. Zazwyczaj każdy kraj ma swoją ulubioną. W Polsce cały czas jeszcze góruje nasz poczciwy „Totolotek”, jednak nie zapominajmy, że poza lotto są jeszcze inne gry, nie wspominając o tych ogólnoeuropejskich jak wspomniane wyżej EuroMillions czy amerykański Powerball, w których wygrane znacznie przewyższają te oferowane przez lotto. « powrót do artykułu
  6. Wywołująca wąglika bakteria Bacillus anthracis bardzo efektywnie wstrzykuje toksyczne białka do wnętrza komórek. Naukowcy z MIT-u postanowili wykorzystać tę jej właściwość do dostarczania leków przeciwnowotworowych. Laseczka wąglika to profesjonalista w dziedzinie dostarczania dużych enzymów do komórek. Zastanawialiśmy się, czy możemy unieszkodliwić toksynę wąglika i wykorzystać ją do dostarczania leków - mówi profesor Bradley Pentelute. Naukowiec wraz ze swoimi kolegami wykazał, że są w stanie użyć unieszkodliwionej wersji toksyny wąglika do dostarczenia do komórek dwóch białek naśladujących przeciwciała. Białka te mogą zwalczać komórki nowotworowe niszcząc niektóre znajdujące się wewnątrz nich proteiny. Medycyna coraz chętniej sięga po leki naśladujące działanie naturalnych przeciwciał. Na przykład lekarstwo o nazwie Herceptyna jest wykorzystywane do leczenia tych nowotworów piersi, w których dochodzi do nadmiernej ekspresji receptora HER2. Receptor ten jest obecny na powierzchni niektórych komórek nowotworowych. Jednak skuteczność tego typu terapii jest mocno ograniczana faktem, że bardzo trudno jest wprowadzić obce proteiny do wnętrza komórek. Przejście przez błonę komórkową jest naprawdę trudne. W ogóle jedną z najpoważniejszych przeszkód w rozwoju biotechnologii jest brak uniwersalnej technologii pozwalającej na umieszczenie przeciwciał wewnątrz komórek - mówi Pentelute. Dlatego też wraz z kolegami postanowił wziąć za wzór naturę. Uczeni od wielu lat badają laseczki wąglika i obserwują, w jaki sposób umieszczają one toksyny wewnątrz komórek. Teraz przyszedł czas na skorzystanie z tych nauk. Toksyna laseczki wąglika składa się z trzech podstawowych części. Jedną z nich jest białko PA (protective antigen), które łączy się z receptorami TEM8 i CMG2 obecnymi na powierzchni większości komórek ssaków. PA, po połączeniu się z receptorami staje się rodzajem „stacji dokującej” dla dwóch protein – LF (lethal factor) i EF (endema factor). Obie proteiny są wpompowywane do wnętrza komórki, gdzie zaburzają jej funkcjonowanie. Jednak, jak się okazuje, cały proces można uczynić nieszkodliwym. W tym celu należy z LF i EF usunąć te części, które odpowiadają za toksyczne oddziaływanie na komórkę, a pozostawić fragmenty pozwalające na przedostanie się protein do wnętrza komórki. Tak właśnie postąpili naukowcy z MIT-u, którzy toksyczne fragmenty obu protein zastąpili sztucznymi przeciwciałami. To znaczące osiągnięcie w dziedzinie dostarczania leków - chwali osiągnięcie kolegów profesor Jennifer Cochran ze Stanford University. Świat nauki z niecierpliwością czeka na przełożenie wyników tych badań na modele chorób in vivo - dodaje. Naukowcy z MIT-u prowadzą obecnie eksperymenty na myszach oraz opracowują sposoby dostarczania przeciwciał do różnych typów komórek nowotworowych. « powrót do artykułu
  7. Wykorzystując system komunikacji bakterii, można zapobiec rozprzestrzenianiu się komórek nowotworowych. W czasie zakażenia bakterie uwalniają związki, które pozwalają im ze sobą "rozmawiać". W zależności od tego, jakie cząsteczki są uwalniane, sygnał instruuje inne bakterie, by się namnażały, uciekały układowi odpornościowemu lub nawet przestawały się rozprzestrzeniać. [...] Gdy wprowadziliśmy do komórek nowotworowych cząsteczkę oznaczającą zahamowanie rozprzestrzeniania, nie tylko nie migrowały, ale i zaczynały umierać - opowiada prof. Senthil Kumar z Uniwersytetu Missouri. W ramach eksperymentu Kumar i prof. Jeffrey Bryan traktowali hodowle komórek ludzkiego raka trzustki cząsteczką ODDHSL (lakton ten jest czynnikiem quorum sensing). W wyniku tego zabiegu komórki przestawały się namnażać, nie migrowały i obumierały. Wykorzystaliśmy komórki raka trzustki, bo są [...] najbardziej agresywnymi i najtrudniejszymi do zabicia komórkami nowotworowymi występującymi w ludzkim organizmie. Zademonstrowanie, że ODDHSL nie tylko zapobiega ich rozprzestrzenianiu, ale i prowadzi do obumierania, jest naprawdę ekscytujące. Ponieważ metoda sprawdza się przy tak agresywnej postaci choroby, sądzimy, że można ją wykorzystać przy innych typach komórek nowotworowych. Nasze laboratorium prowadzi obecnie takie testy - wyjaśnia Kumar. Zanim rozpoczną się badania na zwierzętach i ludziach, naukowcy muszą jednak znaleźć skuteczniejszą metodą wprowadzania ODDHSL do komórek nowotworowych. « powrót do artykułu
  8. Wyniki uzyskane przez zespół prof. Byeongmoona Jeonga z Ewha Womans University w Seulu pokazują, że w przyszłości uszkodzenia wątroby będzie można naprawiać nieoperacyjnie, wstrzykując komórki macierzyste uzyskane z migdałków. Obecnie niewydolność wątroby lub ciężkie przypadki choroby tego narządu można leczyć wyłącznie za pomocą całkowitego lub częściowego przeszczepu. Niestety, zapotrzebowanie jest większe od podaży, o wysokich kosztach i powikłaniach nie wspominając. Obiecującą perspektywą wydaje się przeszczepianie komórek wątroby. W jednej z takich metod wykorzystuje się dorosłe komórki macierzyste. Można zastosować komórki ze szpiku kostnego, ale istnieją pewne ograniczenia. Ostatnio naukowcy zidentyfikowali jednak nowe źródło dorosłych komórek macierzystych - wspomniane na początku migdałki. Co roku przeprowadza się tysiące tonislektomii, a wycięte migdałki są traktowane jak odpad medyczny i wyrzucane. By dało się je wykorzystać, trzeba było znaleźć sposób na hodowanie komórek na rusztowaniu 3D, które naśladuje naturalną tkankę wątroby. Zespół z Seulu zdecydował się więc na enkapsulację komórek pozyskanych z migdałków we wrażliwej na temperaturę cieczy, zmieniającej się w temperaturze ciała w żel. Koreańczycy dodawali czynniki wzrostu i podgrzewali całość do temperatury ciała. W efekcie otrzymywali trójwymiarowy, biodegradowalny żel z działającymi hepatocytami. « powrót do artykułu
  9. Pod koniec pięciu ostatnich epok lodowych poziom oceanów rósł w tempie nawet 5,5 metra na 100 lat. Tak szybki wzrost poziomu wody był spowodowany roztapiającymi się pokrywami lodowymi. Takie wnioski płyną z badań obejmujących ostatnie 500 000 lat. Międzynarodowy zespół naukowy chciał sprawdzić, jak szybko podnosił się poziom oceanów w związku z kończącymi się epokami lodowymi. Naukowcy zauważyli również, że pomiędzy epokami doszło do ponad 100 mniejszych incydentów wzrostu poziomu oceanów. Z naprawdę szybkim wzrostem poziomu oceanów mamy do czynienia w okresach występowania wyjątkowo rozległych pokryw lodowych, gdy lodu jest co najmniej dwukrotnie więcej niż obecnie na Ziemi. W okresach, w których lodu jest mniej niż dwukrotność jego obecnej powierzchni, tempo przyrostu poziomu oceanów nie przekracza około 2 metrów na wiek. Natomiast w okresach, w których lodu jest tyle co obecnie wzrost poziomu oceanów nie przekracza 1-1,5 metra w ciągu 100 lat - mówi doktor Katharine Grant z Australian National University. Współautor badań, profesor Eelco Rohling z University of Southampton zauważa, że dzięki nowym badaniom po raz pierwszy można określić skalę opisywanych zjawisk. „W 68% przypadków wzmożony przyrost poziomu oceanów zakończył się w ciągu 400 lat, a w 95% - w ciągu 1100 lat. Innymi słowy, jeśli topienie pokryw lodowych już się rozpocznie, to trwa i przyspiesza przez wiele wieków” - mówi uczony. Zdaniem naukowca, możemy dzięki temu lepiej przewidywać scenariusze przyszłego rozwoju sytuacji. Antropogeniczne globalne ocieplenie trwa od 150 lat i mamy dowody na coraz szybszą utratę lodu w Antarktyce i Grenlandii. Możemy się zatem spodziewać, że zjawisko to potrwa przez kolejne wieki. Badania zmian poziomu oceanów prowadzono na podstawie osadów z Morza Czerwonego. To zbiornik szczególnie wrażliwy na zmiany poziomów, gdyż jego jedynym połączeniem ze światowymi oceanami jest bardzo płytka (137 metrów) cieśnina Bab el-Mandab. « powrót do artykułu
  10. Po tym, jak pod petycją wzywającą do przeniesienia gorylicy Bua Noi, która spędziła 27 lat na betonowym miniwybiegu w Pata Zoo na szczycie 2-piętrowego centrum handlowego w Bangkoku, zebrano ponad 35 tys. podpisów, dyrektor Wydziału Parków Narodowych i Ochrony Dzikiej Przyrody zgodził się wreszcie spotkać z protestującymi. Organizator akcji Sinjira Apaitan podkreśla, że wg niego, zwierzęta nie powinny być trzymane w tak nienaturalnych warunkach. Mam nadzieję pomóc także innym zwierzętom z tego [...] przybytku. Pata Zoo jest od lat krytykowane za ciasnotę przez światowe media i Apaitan liczy na to, że w końcu starci licencję. Dyrektor ogrodu Kanit Sermsirimongkol powiedział w wywiadzie udzielonym Bangkok Post, że gorylica jest zbyt cenna dla zoo, by ktoś chciał ją w jakikolwiek sposób skrzywdzić. Aktywiści odpowiadają, że dla Bua Noi jest już zapewne za późno na życie na wolności, ale na pewno skorzystałaby na przeprowadzce do otwartego zoo. Poniższy film nagrano w Pata Zoo przed 2 laty. « powrót do artykułu
  11. W USA powstanie pierwszy „stadion” tzw. sportów elektronicznych. To ni mniej ni więcej, a miejsce, w którym będą spotykali się miłośnicy gier wideo, a ich rywalizację będą śledzili widzowie na „stadionie”. Profesjonalne granie w gry wideo jest szczególnie popularne w Azji, jednak i na Zachodzie powoli zdobywa zwolenników. Dlatego też istniejąca w USA od 2002 roku Major League Gaming (MLG) zdecydowała się zbudowanie pierwszego „stadionu”. Powstanie on w Easton, które jest przedmieściem Columbus w Ohio. Przewidziano miejsca dla kilkuset widzów oraz duże ekrany, na których będzie można śledzić rozgrywkę. „Stadion” będzie miał powierzchnię 1300 metrów kwadratowych, a jego budowa to wyraźny sygnał, że MLG staje się coraz bardziej popularna. MLG przez lata wypracowywała swój model biznesowy. Organizowane turnieje gier wideo w wielu miejscach na terenie kraju. Były one czasami transmitowane przez ESPN i inne stacje telewizyjne. Jednak głównym problemem był fakt, że oprócz małej grupy widzów obecnych na każdym turnieju i sporadycznych transmisji telewizyjnych, profesjonalne granie w gry wideo nie miały zbyt wielu widzów. Głównie interesowali się nim sami zawodnicy. Kluczem do sukcesu okazał się streaming wideo. Początkowo odbywał się on na stronach partnerów, takich jak ESPN.com, jednak w 2013 roku MLG uruchomiła własny serwis ze streamingiem MLG.tv. Liga ma też studio telewizyjne w Nowym Jorku. Wieloletni wysiłek się opłacił. W latach 2010-2013 zanotowano 1157% wzrost liczby godzin obejrzanych transmisji. W roku 2010 widzowie spędzili łącznie na oglądaniu MLG 3 miliony godzin, a w roku ubiegłym już 54 miliony godzin. Tylko w latach 2012-2013 był to wzrost o 262%. Liga może poszczycić się wysokim współczynnikiem klikalności (CTR - click-through-rate), który pokazuje stosunek wyświetleń reklamy do kliknięć na nią. Średni CTR w internecie to 1,1%, tymczasem na MLG.tv jest to 2,4%. Jak informuje MLG w ubiegłym roku liga miała 21,6 miliona widzów. Szybko rosnące zainteresowanie elektronicznym „sportem” daje nadzieję na przyciągnięcie kolejnych reklamodawców. To z kolei oznacza więcej pieniędzy dla MLG, a więc i więcej osób zainteresowanych zarabianiem na życie dzięki graniu w gry komputerowe. Większa liczba zawodników i zawodów przyciągnie zaś więcej widzów. Pierwszy w USA „stadion” sportów elektronicznych to nie jedyna inwestycja MLG. W 2017 roku zostanie zakończona budowa jeszcze większego „stadionu” na chińskiej wyspie Hangqin. Wyspa jest dzierżawiona pobliskiemu Macau i znajduje się w gęsto zaludnionej prowincji Gangdong. MLG zawarło też umowę o partnerstwie z największą koreańską ligą profesjonalnych rozgrywek wideo, a w bieżącym roku powstał jej zagraniczny oddział – MLG Brasil. „Stadion” w stanie Ohio zostanie otwarty w październiku. Podczas jego inauguracji będzie rozegrany turniej w Call of Duty. Jego zwycięzca otrzyma 30 000 USD, a drużyna, która zdobędzie najwięcej punktów odbierze nagrodę w wysokości 75 000 dolarów. « powrót do artykułu
  12. Album z uważanym za pierwsze selfie autoportretem Oscara Gustave'a Rejlandera został sprzedany za 70 tys. funtów. Aukcja odbyła się 11 września. Zdjęcie odkryto w albumie datowanym na circa 1865-66 r. Gdy obecny właściciel zgłosił się do domu aukcyjnego Morphets, początkowo jego pracownicy nie mieli pojęcia, ile jest wart. Szybko [jednak] zdaliśmy sobie sprawę, że to dość ważny album [z okresu] wczesnej fotografii [...] - opowiada Liz Pepper Darling. W albumie znajdowały się m.in. zdjęcia żony Rejlandera, jego samego oraz Hallama Tennysona, syna sir Alfreda Tennysona, największego poety postromantyzmu wiktoriańskiego. Twórca sprzedał album kapitanowi George'owi Browingowi. Później dzieło było przekazywane w rodzinie z pokolenia na pokolenie. Ostatni właściciel nie miał żadnych podejrzeń co do jego wartości. Rejlander, który przed zajęciem się fotografią, malował portrety, zasłynął fotomontażem "Dwie drogi życia" (wykorzystał w nim aż 32 negatywy). Ze względu na obecność aktów praca ta wywołała oburzenie, artysta został jednak zrehabilitowany, gdy kompozycję zakupili królowa Wiktoria i książę Albert. « powrót do artykułu
  13. Czarne dziury to najbardziej chyba znane struktury kosmosu. Od dawna przyciągają wyobraźnię opinii publicznej, pisarzy science-fiction oraz naukowców. Są niezwykle tajemnicze, a ostatnie badania z pewnością wzmogą zainteresowanie nimi. Profesor fizyki Laura Mersini-Houghton z University of Norther Carolina dowiodła matematycznie, że... czarne dziury nie istnieją. Wciąż jestem w szoku. Badamy ten problem od ponad 50 lat, a wyniki mojej pracy dają dużo do myślenia - mówi Mersini-Houghton. Jedną z przyczyn, dla których czarne dziury są tak niezwykłe, jest fakt, że ich istnienie powoduje, iż dwie podstawowe teorie są ze sobą sprzeczne. Teoria Einsteina przewiduje formowanie się czarnych dziur, jednak z zasad mechaniki kwantowej wynika, że informacja nie może znikać ze wszechświata. Tymczasem, jak się wydaje, żadna informacja z czarnej dziury się nie wydostaje. Mersini-Houghton zgadza się, że najpierw, pod wpływem własnej grawitacji dochodzi do zapadnięcia się gwiazdy, w wyniku czego pojawia się promieniowanie Hawkinga, które ma wydostawać się z czarnej dziury. Jednak dalej występują poważne rozbieżności. Otóż z obliczeń uczonej wynika, że wraz z tą uciekającą energią gwiazda pozbywa się też masy. Traci jej tak wiele, że nie może zamienić się w czarną dziurę. Zanim może uformować się czarna dziura, gwiazda po raz ostatni eksploduje. Nie powstaje ani osobliwość ani horyzont zdarzeń, nie powstaje zatem czarna dziura. Wielu specjalistów uważa, że wszechświat powstał z osobliwości, która zaczęła rozszerzać się w wyniku Wielkiego Wybuchu. Jeśli jednak osobliwość nie istnieje, trzeba przemyśleć teorię Wielkiego Wybuchu. Fizycy od dziesięcioleci próbują połączyć ogólną teorię względności i mechanikę kwantową. Zaproponowany przeze mnie scenariusz łączy je obie. I to jest duże osiągnięcie - mówi uczona. Praca Mersini-Houghton nie została jeszcze przeanalizowana przez innych naukowców. « powrót do artykułu
  14. Apple ma wyraźnego pecha do swoich najnowszych smartfonów. Niedługo po premierze iPhone'a 4 okazało się, że wiele urządzeń ma problemy z anteną. Kolejne urządzenie było podatne na zarysowania, a obecnie – po niedawnej premierze iPhone'a 6 – coraz więcej użytkowników skarży się, że urządzenie ulega deformacji. Pojawiają się raporty mówiące o tym, że zaledwie po dwóch dniach używania i noszenia w kieszeni, telefon... wygina się. Urządzenie jest dość duże i cienkie, więc być może to jego rozmiary sprzyjają deformacjom. Niewykluczone, że winna jest zbyt słaba aluminiowa obudowa oraz ciepło panujące w kieszeni spodni, które prowadzi do utraty sztywności. Na forum użytkowników sprzętu Apple'a pojawia się coraz więcej skarg i zdjęć zdeformowanych telefonów. Niektórzy fani Apple'a oskarżają osoby umieszczające tego typu zdjęcia o celowe uszkodzenie telefonu, by zrzucić winę na ich ulubioną firmę. Trudno jednak wyobrazić sobie, by ktoś chciał specjalnie uszkodzić urządzenie, za które dopiero co zapłacił około 700 dolarów. « powrót do artykułu
  15. Doprowadzenie do kompletnego rozkładu biomasy roślinnej w przemysłowych reaktorach to nadal złożone wyzwanie, tymczasem okazuje się, że uprawiające grzyby termity rozwiązały ten problem ponad 30 mln lat temu. Wydaje się, że odniesiony przez nie sukces to wynik podziału prac między rozkładające złożone związki roślinne grzyby a bakterie z przewodu pokarmowego, które zapewniają enzymy do ukończenia tego procesu. Rozkładając do 90% całej obumarłej materii roślinnej, uprawiające grzyby termity są dominującymi destruentami (sub)tropikalnej subsharyjskiej Afryki i południowo-wschodniej Azji. Dzięki wieloetapowej współpracy z grzybami z rodzaju Termitomyces i bakteriami przewodu pokarmowego udaje im się doprowadzić do niemal zupełnego rozkładu. Termity zarządzają symbiontami, zapewniając przestrzeń jelita oraz infrastrukturę gniazda. Zespół z Uniwersytetu Kopenhaskiego i Pekińskiego Instytutu Genomiki doszedł do tego wniosku, przeprowadzając po raz pierwszy sekwencjonowanie genomu termitów, grzybów oraz mikrobiomu. Starsze robotnice/robotnicy przynoszą do termitiery materiał roślinny. Młodsze osobniki przeżuwają go razem z zarodnikami Termitomyces i wydalają mieszankę jako kolejną warstwę ogródka. Grzyby szybko się rozrastają, a starsze termity je zjadają. Choć do tej pory skupialiśmy się przede wszystkim na zjadanych przez termity grzybach, teraz wiadomo, że to bakterie z przewodu pokarmowego owadów zapewniają symbiozie tak wysoką wydajność - opowiada prof. Michael Poulsen. Trzeba było włożyć wiele wysiłku w sekwencjonowanie genomu termitów, ich upraw oraz metagenomikę jelitową, by przeanalizować enzymy biorące udział w rozkładzie roślin - dodaje prof. Guojie Zhang. Okazało się, że w symbiozie farmerskiej występowało aż 86% znanych rodzin hydrolaz glikozydowych. Grzyby kodowały enzymy konieczne do rozkładu złożonych węglowodanów, a bakterie dostarczały enzymy do końcowego trawienia oligosacharydów. Generalnie pierwsze przejście przez przewód pokarmowy służy do zaszczepienia substratu roślinnego zarodnikami, podczas gdy bakterie jelitowe odgrywają istotną rolę trawienną w czasie drugiego przejścia. « powrót do artykułu
  16. U ciężarnych występuje niezwykle silna odpowiedź immunologiczna na grypę. Autorzy artykułu z pisma Proceedings of the National Academy of Sciences podkreślają, że wyniki ich zaskoczyły, bo dotąd zakładano, że w ciąży ze względu na zapobieganie odrzuceniu płodu odpowiedź immunologiczna będzie osłabiona. Byliśmy zaskoczeni ogólnymi odkryciami. Teraz wiemy, że ciężka grypa w ciąży jest raczej chorobą hiperzapalną, niż wynikającą z niedoboru odporności. To oznacza, że leczenie grypy w ciąży powinno się opierać na modulowaniu reakcji zapalnej, a nie troszczeniu się o namnażanie wirusa - wyjaśnia dr Catherine Blish. W studium uwzględniono 21 ciężarnych i 29-osobową grupę kontrolną. Komórki odpornościowe uzyskano, pobierając krew przed i tydzień po zaszczepieniu na grypę. U pań w ciąży krew badano także 6 tygodni po porodzie. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Stanforda i Szpitala Dziecięcego Lucile Packard badali reakcje na 2 wirusy grypy: H1N1 (który wywołał w 2009 r. pandemię) oraz H3N2 (szczep zwykłej grypy sezonowej). W przypadku H1N1 u ciężarnych komórki NK i limfocyty T wytwarzały więcej cytokin i chemokin, czyli związków pomagających ściągnąć do miejsca objętego infekcją więcej komórek układu odpornościowego. Jeśli poziom chemokin jest za wysoki, można zwabić za dużo komórek odpornościowych. To zła sprawa w przypadku płuc, gdzie potrzeba przestrzeni. Zarażenie się grypą w czasie ciąży, zwłaszcza szczepami pandemicznymi, takimi jak te z 1918, 1957 i 2009 r., niesie za sobą podwyższone ryzyko zapalenia płuc i zgonu. Amerykanie ustalili, że u ciężarnych i H1N1, i H3N2 aktywowały komórki NK i limfocyty T na więcej sposobów. Zespół rozważa, czy reakcja kobiet w ciąży na inne wirusy także jest nasilona. Podejrzewam [jednak], że z różnych względów, jest to [raczej] reakcja typowa dla grypy. [biorąc pod uwagę, że] grypa w ciąży 4-krotnie zwiększa ryzyko przedwczesnego porodu, zastanawiam się nad istnieniem szlaku zapalnego, który jest normalnie aktywowany na późniejszych etapach ciąży, by przygotować organizm do porodu, jednak w czasie zachorowania bywa "przejmowany" i za wcześnie aktywowany przez wirus. Blish i dr Alxander Kay zamierzają kontynuować badania poza laboratorium, monitorując ciężarne i kobiety niebędące w ciąży, które zaraziły się grypą. « powrót do artykułu
  17. Indie odnotowały olbrzymi sukces w eksploracji kosmosu. Dołączyły do elitarnego klubu krajów, które umieściły pojazd na orbicie Marsa. Dotychczas udanymi marsjańskimi misjami mogą poszczycić się NASA oraz Europejska Agencja Kosmiczna. Częściowe sukcesy ma na swoim koncie Związek Radziecki. O indyjskim sukcesie warto wspomnieć nie tylko dlatego, że to pierwszy azjatycki kraj, który wysłał udaną misję w pobliże Marsa, ale również ze względu na jej koszty. Indie wydały na misję nieco ponad 70 milionów dolarów. To niemal 10-krotnie mniej, niż koszty prowadzonej przez NASA misji pojazdu MAVEN, który dotarł do Czerwonej Planety przed kilkoma dniami. Indie są też jedynym krajem, który może mówić o sukcesie swojej pierwszej misji. Wysłana przez Indie sonda Mangalyaan została wyposażona w pięć instrumentów badawczych. Jej celem jest studiowanie powierzchni Marsa i poszukiwanie metanu w jego atmosferze. Pojazd będzie przebywał na orbicie przez pół roku. Po tym czasie skończy mu się paliwo i nie będzie w stanie utrzymać orbity. Pierwszym krajem, który próbował wysłać pojazd w pobliże Marsa był Związek Radziecki. Misja pojazdu Mars 1M miała wystartować 10 października 1960 roku, a jego celem był przelot w pobliżu Czerwonej Planety. Misji nie udało się rozpocząć. Cztery dni później innym Mars 1M również nie wystartował. Całkowitą porażką zakończyła się też trzecia próba, przeprowadzona w 1962 roku. Dopiero w przypadku czwartej, która rozpoczęła się 1 listopada 1962 roku można mówić o pewnym sukcesie. Co prawda z pojazdem stracono kontakt przed osiągnięciem Marsa, ale przekazał on pewne dane. Prawdopodobnie przeleciał on w odległości 193 000 kilometrów od planety. USA dołączyły do marsjańskiego wyścigu 5 listopada 1964 roku kiedy to wystrzelono sondę Mariner 3. Jednak błędy podczas startu spowodowały, że nie opuściła ona ziemskiej atmosfery. Kolejna amerykańska mija była już pełnym sukcesem. Sonda Mariner 4, wystrzelona 28 listopada 1964 roku przeleciała w pobliżu Marsa i przekazała na Ziemię 21 fotografii. W roku 1969 Amerykanie zanotowali dwie udane misje sond Mariner 6 i 7, a wystrzelona 30 maja 1971 roku Mariner 9 była pierwszym ziemskim obiektem, który znalazł się na orbicie Marsa. Przybyła ona na Marsa na 2 tygodnie przed wystrzelonym wcześniej radzieckim Marsem 2. To pierwsza w dużej mierze udana radziecka misja, podczas której umieszczono pojazd na orbicie Marsa. ZSRR był też pierwszym krajem, który próbował lądowania na Marsie. Wszystkie próby były nieudane. Dopiero w roku 1975 w ramach programu Viking Amerykanom udało się wylądować na Marsie. Od tamtej pory większość amerykańskich misji marsjańskich jest udanych, natomiast ZSRR i Federacja Rosyjska pozostają wyraźnie w tyle w dziedzinie eksploracji Marsa. Swojego szczęścia próbowali też Japończycy, ale wysłana w 1998 roku sonda Nozomi doświadczyła problemów w czasie lotu i nigdy nie weszła na orbitę. W 2003 roku odbyła się misja Europejskiej Agencji Kosmicznej. Pojazd Mars Express wciąż pracuje na orbicie Czerwonej Planety, jednak brytyjskiemu łazikowi Beagle 2 nie udało się pomyślnie wylądować. Jego los jest nieznany. Obecnie na Marsie prowadzonych jest rekordowo dużo misji. Najdłużej trwająca to rozpoczęta przez NASA w 2001 roku misja pojazdu Mars Odyssey, który znajduje się na orbicie planety. Od stycznia 2004 roku na Marsie pracuje łazik Opportunity, a od 2006 z orbity bada planetę Mars Reconnaissance Orbiter. Słynny łazik Curiosity znajduje się na Czerwonej Planecie od sierpnia 2012 roku. Od kilku dni na orbicie Marsa pracuje też MAVEN, a teraz dołączył doń Mangalyaan. W sumie na Marsie prowadzonych jest obecnie 7 misji, w tym 1 Europejskiej Agencji Kosmicznej, 1 indyjska i 5 NASA. Najbliższe planowane misje to przygotowywana przez NASA InSight, która ma rozpocząć się w marcu 2016 roku. Duża misję ExoMars, składającą się z dwóch startów, planują ESA i Roskosmos. W ramach pierwszego startu na orbitę Marsa ma trafić satelita, a na powierzchni planety zostanie umieszczony lądownik. Dwa lata później, w 2018 roku, w ramach drugiej części misji na powierzchni ma zostać umieszczony rosyjski lądownik oraz łazik ExoMars. W 2020 roku NASA rozpocznie misję Mars 2020. « powrót do artykułu
  18. Seattle wprowadza karę grzywny za marnowanie produktów spożywczych. Jeśli odpady organiczne będą stanowić w kontenerze ponad 10%, gospodarstwa domowe zapłacą 1 dol., a firmy i apartamentowce 50 dol. Uchwałę przegłosowano jednogłośnie. Oznacza to, że od 1 stycznia 2015 r. można będzie dostać upomnienie, lecz od 1 lipca będzie to już kara grzywny. Gdy firmy oczyszczające miasto stwierdzą, że w kuble znajduje się za dużo odpadów organicznych, mają to odnotować w systemie komputerowym, a grzywna zostanie doliczona do rachunku. Przed ukaraniem budynki wielorodzinne i biznesy będą 2-krotnie ostrzegane. Tim Croll, dyrektor działu odpadów stałych w Seattle Public Utilities, nie spodziewa się, by miasto sporo zarobiło na zarządzeniu. Przypomina, że w ciągu 9 lat obowiązywania kar za wrzucanie do kontenerów rzeczy nadających się do recyklingu udało się uzbierać mniej niż 2 tys. dol. Celem nie jest zwiększenie dochodu, ale przypomnienie ludziom, by poprawnie prowadzili segregację. Zgodnie z raportem za zeszły rok, wskaźnik recyklingu wynosi w Seattle 56,2%, miastu zależy jednak, by w 2022 r. wzrósł on do 60, a w 2025 r. aż do 70%. Seatlle to drugie po San Franisco miasto w USA, gdzie kompostowanie, by ograniczyć emisję gazów cieplarnianych, jest obowiązkowe.
  19. Uczniowie, studenci oraz nauczyciele i wykładowcy otrzymają bezpłatny dostęp do pakietu Office 365. Na razie możliwość taką mają tylko Amerykanie, jednak do końca bieżącego roku Microsoft rozszerzy swój program na cały świat. Koncern już wcześniej prowadził program Student Advantage, w ramach którego możliwe było uzyskanie bezpłatnego MS Office, jednak odbywało się to za pośrednictwem szkoły. Teraz każdy będzie mógł samodzielnie zapisać się do programu. Podczas zakładania konta będzie jedynie musiał podać swój e-mail w domenie utrzymywanej przez jego szkołę bądź uczelnię. Dostęp do paietu biurowego uzyskają te osoby, których szkoły zgłoszą chęć uczestnictwa w projekcie. Każdy uczeń i student, który ukończył 13. rok życia otrzyma dostęp do najnowszej wersji MS Office'a (Word, Excel, PowerPoint, OneNote, Outlook, Access i Publisher), będzie mógł zainstalować pakiet na pięciu komputerach, zyska też dostęp do aplikacji dla tabletów z Windows oraz iPadów oraz 1 terabajt przestrzeni dyskowej w chmurze OneDrive. « powrót do artykułu
  20. Unijny komisarz ds. konkurencyjności, Joaquin Almunia, przychylił się do opinii konkurencji Google'a i oświadczył, że wyszukiwarkowy gigant wciąż nie zrobił dość, by uniknąć kary w związku ze swoimi praktykami monopolistycznymi. Almunia oświadczył, że zgodnie z procedurami kierowana przezeń komisja przyjmuje opinie i skargi w związku z toczącym się postępowaniem przeciwko Google'owi. Przepisy UE zakazują korporacjom „wykorzystywania swojej dominującej pozycji”. Prawo w założeniu ma chronić konsumentów, jednak można odnieść wrażenie, że często jest wykorzystywane, by karać grzywnami firmy spoza UE. W ostatnich latach bardzo wysokie kary musiały zapłacić Microsoft i Intel. Teraz unijni urzędnicy wzięli na celownik Google'a. Koncern Page'a i Brina został oskarżony m.in. o manipulowanie wynikami wyszukiwania tak, by oferowane przezeń usługi były lepiej wyszukiwane niż usługi konkurencji. Śledztwo prowadzone jest od ubiegłego roku, jednak dotychczas Google nie został ukarany. Firma początkowo zawarła porozumienie z Komisją Europejską, jednak zostało ono unieważnione. Doszło do kolejnej tury rozmów. Google zgodził się wówczas m.in. szybciej usuwać dane o użytkownikach wyszukiwarki i obiecał, że nie będzie manipulował wynikami wyszukiwania. Wydawało się, że to kończy sprawę, gdyż obie strony były zadowolone z porozumienia. Jednak w ostatniej chwili, wobec sprzeciwu konkurencji – w tym Microsoftu - która nadesłała do KE kolejne dowody na niewłaściwe postępowanie Google'a, porozumienie zostało unieważnione. « powrót do artykułu
  21. Przed 2 tygodniami podczas wykopalisk Kaplicy św. Morella w Hallaton archeolodzy odkryli parę, która od 700 lat trzyma się za ręce. W wyniku 4-letnich prac naukowców z Uniwersytetu w Leicester i ochotników z Hallaton Fieldwork Group (HFWG) ujawniono cały plan kaplicy, cmentarz oraz dowody na to, że stok wzgórza był wykorzystywany co najmniej od czasów rzymskich. Poza kobietą i mężczyzną, których nie zdołała rozłączyć nawet śmierć, zidentyfikowano ściany oraz wyłożoną kaflami podłogę kaplicy, a także kamienny mur, tynk i ołów z witraży. Na stanowisku natrafiono także na srebrne monety z XII-XVI w. (okres, z którego pochodziły, wskazuje na czas użytkowania kaplicy). Podstawowe pytane, to "Czemu się tam znaleźli?". Doskonałym miejscem [wiecznego spoczynku] wydaje się kościół z Hallaton, dlatego zaczęliśmy się zastanawiać, że być może kaplica była w owym czasie specjalnym stanowiskiem pochówku - opowiada Vicky Score. Zespół podejrzewa, że do kaplicy przybywali pielgrzymi. Niewykluczone, że z jakiegoś względu (przez popełnione przestępstwo, chorobę lub pochodzenie) parze odmówiono pochówku w głównej świątyni. W sumie archeolodzy znaleźli 11 szkieletów, wszystkie ułożone wzdłuż osi wschód-zachód. Dzięki datowaniu radiowęglowemu ustalono, że pochodzą z XIV w. Na części szkieletów ułożono kamień. To popularna tradycja w Europie Wschodniej. Chodziło o to, by zmarli pozostali w grobie. Pod średniowieczną kaplicą odkryto budowlę rzymską. Samą kaplicę "namierzono" dzięki badaniom lokalnego historyka Johna Morrisona. Antykwariusze od wieków odnosili się do kaplicy gdzieś w Hallaton. Wystarczyło więc połączyć kawałki układanki i wynająć geofizyków [...]. Od 430 r. święty Morrell był 4. biskupem Anjou we Francji. Sądzimy, że [do Hallaton] sprowadzono go w 1170 r. za panowania Henryka II Plantageneta - podsumowuje Morrison. « powrót do artykułu
  22. Wewnętrzny audytor NASA, inspektor generalny Paul Martin, ostrzega, że agencja niedoszacowała kosztów utrzymania Międzynarodowej Stacji Kosmicznej do roku 2024. ISS miała działać do 2020 roku, jednak USA chcą o 4 lata przedłużyć jej misję. Paul Martin uważa, że źle oszacowano koszty dłuższej pracy stacji. Będą one wyższe niż przewidziane, przede wszystkim dlatego, że NASA ma zamiar zrezygnować z usług Rosjan i będzie zlecała wożenie astronautów firmom prywatnym. Niedawno NASA przyznała 6,8 miliarda dolarów Boeingowi i SpaceX. Pieniądze te mają pomóc obu firmom w rozwoju załogowych pojazdów kosmicznych, a ich pierwsze loty z ludźmi na pokładzie mają odbyć się w 2017 roku. Obecnie za każdego astronautę przetransportowanego na ISS NASA płaci Rosji ponad 70 milionów dolarów. Agencja ocenia, że w najbliższym dziesięcioleciu roczne koszty utrzymania ISS wzrosną z obecnych 3 do 4 miliardów dolarów. Martin twierdzi, że to zaniżona kwota. Błąd w szacunkach ma wynikać z faktu, że za podstawę do obliczeń przyjęto kwoty, jakie pobierają Rosjanie. Tymczasem, jak sądzi Martin, korzystanie z usług SpaceX oraz Boeinga będzie droższe. Ponadto wzrosną też koszty bezzałogowych lotów towarowych. Jako że inni partnerzy współpracujący w ramach ISS – Europejska Agencja Kosmiczna, Japonia i Rosja – wciąż nie zadeklarowały chęci utrzymywania Stacji po roku 2020, niewykluczone, że to USA będą musiały ponosić całość kosztów zaopatrzenia. Martin przypomina, że dotychczasowe próby znalezienia firm zainteresowanych przeprowadzaniem badań na ISS spaliły na panewce. Jego zdaniem jest to spowodowane przez niekorzystne rozwiązania prawne. Koncerny farmaceutyczne byłyby zapewne zainteresowane prowadzeniem badań w stanie nieważkości, jednak prawo przewiduje, że prawa patentowe do odkryć dokonanych na ISS ma rząd USA. To odstrasza potencjalnych klientów. Martin uważa, że NASA powinna nalegać w Kongresie na zmianę tych przepisów. « powrót do artykułu
  23. Dzięki Google Earth w północnym Kazachstanie odkryto ponad 50 geoglifów o różnych kształtach, w tym okręgu czy swastyki. Mają one od 90 do 400 m średnicy. Przez rok ekspedycja z Kostanajskiego Państwowego Uniwersytetu im. Bajtursynowa i Uniwersytetu w Wilnie prowadziła wykopaliska, badała geoglify za pomocą georadaru czy wykonywała zdjęcia lotnicze. Uzyskane wyniki zaprezentowano ostatnio na dorocznej konferencji Europejskiego Stowarzyszenia Archeologicznego w Stambule. Wiele geoglifów ma postać nasypów ziemnych, ale np. swastykę wykonano z drewna. Podczas wykopalisk natrafiono na pozostałości struktur oraz palenisk, co wg Iriny Szewniny oraz Andrieja Logwina, sugeruje, że odprawiano tu rytuały. Archeolodzy uważają, że za pomocą geoglifów starożytne plemiona mogły również znakować swoje terytorium. Z całą pewnością możemy powiedzieć tylko jedno - geoglify zostały zbudowane przez prehistorycznych ludzi. Przez kogo i w jakim celu, pozostaje tajemnicą. « powrót do artykułu
  24. Północny-zachód USA, w tym stan Oregon i północ stanu Kalifornia, ogrzewa się od około 100 lat. Wraz z ociepleniem obszar ten doświadcza częstszych pożarów lasów oraz musi zmagać się ze szkodnikami niszczącymi rośliny. Jednak, zdaniem naukowców z University of Washington, za ocieplanie się tych terenów nie odpowiada globalne ocieplenie, ale naturalne zmiany wiatrów nad Pacyfikiem. Od roku 1900 północny-zachód USA ocieplił się o 0,8 stopnia Celsjusza. James Johnstone i Nathan Mantua postanowili sprawdzić, czy odpowiada za to globalne ocieplenie. Uczeni porównali gromadzone od 1900 roku dane dotyczące ciśnienia oraz temperatury powietrza i powierzchni oceanu. Okazało się, że każda zmiana temperatury powierzchni oceanu była poprzedzona zmianą ciśnienia. Najprostsze wyjaśnienie jest takie, że to zmiany w układzie wiatrów spowodowały zmiany temperatury - mówi Johnstone. Do zmian tych przyczynia się ten sam mechanizm, który powoduje, że co 20-30 lat zmienia się temperatura wód powierzchniowych Pacyfiku. Mechanizm ten, nazwany Pacyficzną Oscylacją Dekadową, odkrył Mantua. Nie wiadomo natomiast, co powoduje zmiany w rozkładzie wiatrów. Johnstone podkreśla, że nie ma dowodów, by były one związane z globalnym ociepleniem. Axel Timmermann z University of Hawaii zauważa, że dla klimatologów nie jest zaskoczeniem stwierdzenie, iż część regionalnego ocieplenia ma przyczyny naturalne. Z opinią tą zgadza się Wenju Cai z australijskiej narodowej instytucji badawczej CSIRO. Jego zdaniem, globalne ocieplenie nie ma większego wpływu na wzrost temperatury w omawianym regionie świata. « powrót do artykułu
  25. Rhinorex condrupus to dinozaur, który zawdzięcza swoją nazwę profilowi, a konkretnie wydatnemu nosowi (łac. Rhinorex tłumaczy się jako król-nos). Roślinożerny R. condrupus żył ok. 75 mln lat temu na terenie dzisiejszego Utah. Był bliskim krewnym innych kredowych hadrozaurów, np. parazaurolofów czy edmontozaura. Terry Gates, pracownik Uniwersytetu Stanowego Północnej Karoliny oraz Muzeum Historii Naturalnej Karoliny Północnej, i jego kolega Rodney Sheetz z Muzeum Paleontologii Brigham Young natknęli się na skamieniałość w magazynie BYU. W latach 90. odkryto ją na terenie Formacji Neslena, a konkretnie Book Cliffs w Utah. Zanim panowie zrekonstruowali czaszkę i zorientowali się, że mają do czynienia z nowym gatunkiem, zajmowano się głównie doskonale zachowanymi odciskami skóry (w 1999 r. ukazała się obszerna na ich temat). Mieliśmy niemal całą czaszkę i to było wspaniałe, ale preparowanie okazało się niezwykle trudne. Przez 2 lata wydobywaliśmy skamieniałość z piaskowca, w którym tkwiła - przypominało to wykopywanie czaszki dinozaura z betonowego podjazdu - opowiada Gates. W oparciu o odzyskane kości paleontolog szacuje, że R. condrupus miał ok. 9 m długości i ważył ponad 3,8 t. Zamieszkiwał bagienne okolice ujścia rzeki, ok. 80 km od brzegu morza. Znaleźliśmy inne hadrozaury z tego samego okresu, ale były one zlokalizowane ok. 200 mil [ok. 322 km] na południe i zamieszkiwały inne środowisko. Odkrycie daje nam geograficzny ogląd sytuacji w kredzie, a także pomaga umieścić ówczesne gatunki we właściwym czasie i miejscu. [Co istotne] Rhinorex pozwala zapełnić luki w drzewie filogenetycznym hadrozaurów. Gates dodaje, że nadal ciężko powiedzieć, do czego R. condrupus był potrzebny tak duży nos. Prawdopodobnie nie miał on nic wspólnego z lepszym powonieniem, ale służył do wabienia partnerów, rozpoznawania członków własnego gatunku albo funkcjonował jako zwykły dodatek do dzioba służącego do miażdżenia roślin. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...