Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Po zbadaniu kupionych w Brazylii czekolad zespół Solange Cadore stwierdził, że występują w nich potencjalnie szkodliwe dla zdrowia ołów i kadm. Ich stężenie korelowało z zawartością kakao w produkcie. Wcześniejsze studia wykazały, że kakaowce mogą wychwytywać te naturalnie występujące metale. Autorzy artykułu z Journal of Agricultural and Food Chemistry przypominają, że u dorosłych ołów powoduje bóle brzucha, głowy i anemię, a u dzieci m.in. zaburzenia behawioralne. Kadm może za to uszkadzać narządy wewnętrzne i wykazuje działanie estrogenopodobne. Akademicy analizowali 30 różnych czekolad (mleczne, gorzkie i białe). Większość to brazylijskie marki, ale niektóre da się kupić także w USA. Okazało się, że gorzkie czekolady zawierały najwięcej ołowiu i kadmu, ale stwierdzane stężenia nie wykraczały poza normy spożycia ustalone przez Brazylię, Unię Europejską i Światową Organizację Zdrowia. Amerykańska Agencja Żywności i Leków zaleca jednak, by poziom ołowiu w słodyczach nie był wyższy od 100 nanogramów na gram, a dwie próbki przekraczały tę granicę o ok. 30-40 ng/g. W przypadku kadmu zespół wyliczył, że jeśli ważące 33 funty (ok. 15 kg) dziecko zje dziennie ok. 1/3 uncji (9 g) czekolady, spożyje maksymalnie 20% sugerowanej przez UE tolerowalnej tygodniowej dawki. Choć tylko część ołowiu i kadmu dostanie się do krwiobiegu, naukowcy i tak uważają, że stężenie ołowiu w gorzkiej czekoladzie rodzi obawy. « powrót do artykułu
  2. Google ma zamiar rozpocząć projektowanie i budowę podzespołów do komputera kwantowego. Koncern kontynuuje zatem swoje zaangażowanie w kwantową technologię. Google od 2009 roku współpracuje z firmą D-Wave, która twierdzi, że jest autorem pierwszego komercyjnego komputera kwantowego. Firma Page'a i Brina nawet kupiła jedną z maszyn D-Wave. Teraz idzie zaś znacznie dalej. Do jej zespołu dołączył właśnie profesor John Martinis z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara. To znany fizyk, który od wielu lat zajmuje się udoskonalaniem technologii obliczeń kwantowych i zbudował jedne z największych systemów kubitów, czyli bitów kwantowych. Martinis ma stworzyć w Google'u laboratorium, którego zadaniem będzie zbudowanie własnej wersji układu scalonego napędzającego maszyny D-Wave. „Chcemy jeszcze raz przemyśleć tę architekturę i uzyskiwać kubity w inny sposób. Sądzimy, że wiemy jak tworzyć kubity, by udoskonalić maszynę”. Profesor Martinis nie porzucił jednak kariery akademickiej i będzie kontynuował swoje uniwersyteckie badania. Profesor Martinis jest autorem najszerzej zakrojonych niezależnych badań nad maszyną produkowaną przez D-Wave. Uczony stwierdził wówczas, że nie znalazł dowodów na przyspieszenie obliczeń dzięki zjawiskom kwantowym. Firma odpowiedziała, że podczas testów komputerowi dano do wykonania niewłaściwe zadania. Nie jest on bowiem maszyną ogólnego przeznaczenia, ale wykonuje bardzo specyficzne rodzaje obliczeń. Komputery D-Wave ciągle budzą spory i niedowierzanie w świecie naukowym, ale dzięki wspomnianym testom Martinis i Google nawiązali kontakt, który obecnie zaowocował formalną współpracą. Może być ona wyjątkowo owocna. Z jednej strony uczony będzie miał więcej okazji, by dokładniej zbadać komputer D-Wave. Z drugiej zaś, może go znacznie udoskonalić. Po pierwsze dlatego, że kubity w komputerze D-Wave utrzymują superpozycję, czyli jednocześnie przyjmują wartość 0 i 1, zaledwie przez nanosekundy. Martinis tworzył już kubity, które superpozycję utrzymują przez 20 mikrosekund. Ponadto uczony potrafi tworzyć kubity w szafirowych chipach z aluminiowymi obwodami, tymczasem układ D-Wave składa się z niobu na krzemie. Martinis pracuje właśnie nad przystosowaniem swojego autorskiego rozwiązania do krzemu i podejrzewa, że pewien materiał wykorzystany w chipie D-Wave może ograniczać wydajność układu. Rozpoczęcie współpracy z Martinisem nie oznacza, że Google zrywa stosunki z D-Wave. Wręcz przeciwnie. Wyszukiwarkowy koncern zapewnił, że obie firmy będą nadal współpracowały, a Google kupi nowy 1000-kubitowy procesor D-Wave'a. « powrót do artykułu
  3. Droga Mleczna należy do olbrzymiej gromady galaktyk, która jest znacznie bardziej masywna i większa niż dotychczas sądzono. Astronomowie, którzy dokonali najnowszych pomiarów nadali gromadzie nazwę Laniakea, co po hawajsku znaczy „bezkresne niebo”. Zespół Brenda Tully'ego z University of Hawaii stworzył diagram ruchu galaktyk, określając w ten sposób rozkład grawitacji w pobliskim wszechświecie i stworzył nową mapę okolic Drogi Mlecznej. Uczeni skupili się na 8000 galaktykach i średniej prędkości rozszerzania się wszechświata. Wykorzystali przy tym algorytm, dzięki któremu prędkości poruszania się galaktyk przełożono na trójwymiarową mapę ich ruchu i zagęszczenia. Jak zauważył Paulo Lopes z brazylijskiego Valongo Observatory, taka metoda bierze pod uwagę bardziej wpływ galaktyk niż rozkład materii. Ponadto ruch galaktyk uwzględnia rozkład całej materii, nie tylko tej, którą możemy obserwować. Naukowcy z Hawajów zdefiniowali supergromadę jako obszar, w którym należące do niej galaktyki wywierają wpływ grawitacyjny na otoczenie. Taka definicja inaczej określa przynależność Drogi Mlecznej. Dotychczas uznawano, że nasza galaktyka należy do Supergromady Lokalnej (Supergromada w Pannie) o długości około 200 milionów lat świetlnych. Zgodnie z definicją Tully'ego należymy do Laniakei, która rozciąga się na 520 milionów lat świetlnych, a jej masa to 100 biliardów mas Słońca. To jednak nie ostatnie słowo nauki w kwestii supergromad. Gayoung Chon, astronom z Instytutu Fizyki Pozaziemskiej im. Maksa Plancka pracuje nad inną definicją supergromady. Zgodnie z nią do supergromad należą te galaktyki, które w odległej przyszłości zapadną się i utworzą jeden obiekt. Zgodnie z nią Laniakea nie tworzy supergromady.
  4. Publikowane pod reklamami alkoholu hasła dotyczące odpowiedzialnego picia promują produkty, a nie zdrowie publiczne. Naukowcy ze Szkoły Zdrowia Publicznego Bloomberga na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa przeanalizowali wszystkie reklamy alkoholu, jakie ukazały się w amerykańskich magazynach między 2008 a 2010 rokiem. Sprawdzali, czy komunikaty dotyczące odpowiedzialności w ogóle ją definiują albo czy występują w nich jasne ostrzeżenia przed zagrożeniami związanymi ze spożyciem alkoholu. Naukowcy zauważyli, że w większości badanych reklam (87%) znalazło się hasło dotyczące odpowiedzialnego picia, ale praktycznie żadna z nich go nie definiowała ani nie promowała abstynencji w określonych okresach lub sytuacjach. Kiedy hasłu towarzyszył slogan, w 95% przypadków był on wydrukowany większą czcionką. Analiza wykazała, że wiele haseł o odpowiedzialności pozostawało w sprzeczności ze scenami przedstawianymi w reklamie. W jednej z reklam wódki wykorzystano np. zdjęcie strumienia alkoholu, a slogan sugerował, że pijący imprezował całą noc. W tej samej reklamie zachęcano odbiorcę, by zachował umiar. Choć hasło o odpowiedzialności pojawiało się w 9 reklamach na 10, żadna z nich nie informowała, co to znaczy pić odpowiedzialnie - podkreśla dr Katherine Clegg Smith. Zamiast tego stwierdziliśmy, że znaczącą większość wykorzystano do przekazania informacji promocyjnych, np. [zarysowania] pociągających właściwości produktu, czy dotyczących zalecanych sposobów spożycia. Amerykanie sugerują, by mylące hasła zastąpić lepszymi albo uzupełnić je umieszczonymi w widocznym miejscu, przetestowanymi ostrzeżeniami, wymierzonymi bezpośrednio w zachowania przedstawione w reklamie i niewzmacniającymi przekazu marketingowego. Z doświadczeń z tytoniem wiemy, że ostrzeżenia na opakowaniach i w reklamie mogą wpłynąć na konsumpcję potencjalnie niebezpiecznych produktów. Powinniśmy odnieść tę wiedzę do alkoholu i zapewnić realne ostrzeżenia odnośnie do jego nadmiernego spożycia. « powrót do artykułu
  5. Płazy Chiromantis hansenae mogą przyspieszać cykl życiowy (wyląg), jeśli polują na nie pasikonikowate Hexacentrus cf. unicolor. Sinlan Poo i David Bickford z Narodowego Uniwersytetu Singapuru pracowali w otwartym laboratorium w Stacji Badań Środowiskowych Sakaerat w Tajlandii. Płazy trzymano tam w akwariach, a wyniki eksperymentów na 70 lęgach utrwalano za pomocą kamery poklatkowej. Ch. hansenae występuje w Tajlandii i w części Kambodży. W sezonie deszczowym składa skrzek na spodniej części roślin zwieszających się nad tymczasowymi zbiornikami. Na chwilę przed wylęgiem masa odczepia się od liścia i wpada do wody. Niemal natychmiast pojawiają się kijanki. Na nieszczęście płazów na dorosłe osobniki i jaja polują jednak Hexacentrus cf. unicolor. Sprawdzając, jak zagrożenie wpływa na cykl życiowy Ch. hansenae, naukowcy zauważyli, że w świeżo złożonym skrzeku, z którego kawałek usunięto, wyląg następował szybciej niż w partii jaj pozostawionej w spokoju. Kiedy pasikonikowate zjadały starsze 4-dniowe embriony, pozostałe jaja wykluwały się w ciągu godziny od incydentu. Jak wyliczyli autorzy artykułu z pisma Behavioral Ecology and Sociobiology, embriony, które wymknęły się drapieżnikowi, wykluwały się o 1/5 szybciej niż jaja z nieruszanych mas. Przyspieszenie wylęgu może zachodzić pod wpływem związków uwalnianych przez uszkodzone embriony albo po zaburzeniu struktury skrzeku jako całości. Poo i Bickford podkreślają, że wcześniejsze wykluwanie nie miało związku z wielkością samicy składającej jaja ani z czasem spędzanym przez nią na opiece. « powrót do artykułu
  6. Po intensywnych ćwiczeniach ubrania poliestrowe pachną gorzej od bawełnianych, bo pewne bakterie (pakietowce) lepiej rosną na poliestrze. W ramach studium naukowcy zebrali po intensywnym treningu (godzinnej jeździe na rowerze) koszulki 26 zdrowych osób. T-shirty inkubowano przez 28 godzin, a później dano do oceny wytrenowanemu panelowi. Naukowcy określali także przynależność taksonomiczną mikroorganizmów z koszulek oraz spod pach. Jak tłumaczy Chris Callewaert z Uniwersytetu w Gandawie, świeży pot właściwie nie pachnie, bo długołańcuchowe kwasy tłuszczowe są zbyt duże, by być lotne. Później jednak do gry wkraczają bakterie, które rozkładają do cząsteczek lotnych nie tylko kwasy tłuszczowe, ale i hormony oraz związki siarki. Głównymi zapachowymi winowajcami z ubrań są pakietowce (Micrococcus). Są one znane z enzymatycznego potencjału w zakresie przekształcania długołańcuchowych kwasów tłuszczowych, hormonów i aminokwasów do mniejszych - lotnych - związków, które mają typowy przykry zapach. Gronkowce, które zamieszkują zarówno skórę pach, jak i przyległe tkaniny (te ostatnie z mniejszą różnorodnością), odpowiadają za normalny, nieśmierdzący zapach ciała. Podstawowym źródłem przykrego zapachu spod pach są maczugowce, jednak bakterie beztlenowe nie rosną na tkaninach. Jak podkreśla Callewaert, "pakietowce lepiej rosną na poliestrze". Obecnie Belg prowadzi badania, czemu się tak dzieje i podejrzewa, że ma to coś wspólnego z naturą powierzchni tego materiału. Badania Callewaerta to pokłosie problemów z przykrym zapachem, zgłaszanych mu przez ponad 200 pacjentów (z myślą o nich i im podobnych naukowiec prowadzi witrynę drarmpit.com). Nieprzyjemny zapach ciała to temat tabu, a częstość jego występowania jest poważnie niedoszacowana. Ludzie niewiele mogą zrobić, by sobie pomóc. Niektórzy są zbyt zestresowani, by rozmawiać z nieznajomymi lub by wychodzić z domu [...]. Problem mogą nieco zmniejszyć ubrania bawełniane. Dodatkowo Belg pracuje nad ostatecznym rozwiązaniem tej kwestii na drodze przeszczepiania mikroorganizmów od niepachnących nieładnie krewnych (pierwsze rezultaty są obiecujące). Generalnie Callewaert przestrzega przed nadmiernym używaniem antyperspirantów, bo może to prowadzić do wzrostu liczebności maczugowców. Dezodoranty nie wydają się działać w ten sposób. « powrót do artykułu
  7. Po raz pierwszy udało się uzyskać DNA niedźwiedzia polarnego z... odcisków łap na śniegu. To przełomowe dokonanie pozwoli na lepsze badanie gatunku oraz jego skuteczniejszą i tańszą ochronę. Zwykle naukowcy, gdy chcą uzyskać DNA zwierząt żyjących na wolności, muszą całymi dniami je tropić, by zebrać fragmenty futra czy odchody. Tymczasem najczęściej spotykanym dowodem obecności zwierzęcia są odciski jego łap. Pobranie z nich DNA oznacza, że materiał genetyczny uzyska się znacznie łatwiej niż dotychczas, ludzie nie będą zakłócali spokoju zwierząt, a zaoszczędzone pieniądze można będzie przeznaczyć na inne badania. Zebranie DNA niedźwiedzia było o tyle łatwiejsze, że w chłodnej Arktyce materiał genetyczny wolniej ulega degradacji niż w cieplejszym klimacie. Szczegółowa analiza próbki ujawniła DNA niedźwiedzia, zabitej przez niego foki oraz widzianej w pobliżu mewy. « powrót do artykułu
  8. Islandczycy Bui Adalsteinsson i Stefan Thoroddsen przymierzają się do produkowania batonów energetycznych z owadów. Crowbar ma być wytwarzany z mąki świerszczowej. Panowie zaanonsowali właśnie na Twitterze, że powstał drugi prototyp. Wszystko zaczęło się od projektu dyplomowego Buia na Islandzkiej Akademii Sztuk Pięknych. Chłopak stworzył Fly Factory, maszynę do hodowli i pozyskiwania odżywczych larw muchówek Hermetia illucens. Później Bui skontaktował się ze Stefanem i razem obmyślili batonik z owadami jako podstawowym składnikiem (zainspirował ich raport ONZ-etu, który sugerował, że Zachód mógłby skorzystać z tego obfitego źródła białka). Po opracowaniu biznesplanu duet złożył wniosek do inkubatora przedsiębiorczości Startup Reykjavik. W wywiadzie udzielonym Nutiminnowi Islandczycy przekonywali, że Crowbar jest bogaty m.in. w wapń, żelazo i witaminy. Z opisu zamieszczonego na witrynie firmowej dowiadujemy się o reszcie składu, w tym o białkach serwatkowych i sojowych, a także kwasach tłuszczowych omega-3 i 6. Bui i Stefan uważają, że mieszczący się w kieszeni Crowbar to rozsądny i dobry dla środowiska wybór, bez względu na to, czy robimy sobie przerwę w wymagającej fizycznie wspinaczce, czy potrzebujemy wzmocnienia między spotkaniami w pracy. Ponieważ nie każdemu musi przypaść do gustu smak owadów, przyrządzaną z nich mąkę zmieszano z innymi składnikami, np. migdałami, kakao czy wiórkami kokosowymi. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, zwykła produkcja powinna ruszyć jeszcze w tym roku. Już teraz można dokonywać zamówień. « powrót do artykułu
  9. Brian Krebs, znany bloger zajmujący się kwestiami bezpieczeństwa IT, jako pierwszy poinformował o włamaniu do sieci Home Depot. Teraz informuje, że napastnicy zyskali dostęp do systemów informatycznych niemal wszystkich 2200 sklepów tej sieci, które znajdują się na terenie USA. Krebs doszedł do takich wniosków przeglądając szczegóły dotyczące pochodzenia kart płatniczych i kredytowych klientów Home Depot, które cyberprzestępcy umieścili w sieci. Podano tam informację o mieście, stanie, kodzie pocztowym i kodzie sklepu, z którego ukradziono kartę. Szczegóły takie pozwalają innym przestępcom, którzy chcieliby kupić ukradzione karty, skupić się na obszarze, na którym sami działają. Informacje takie są niezwykle istotne dla przestępców z jednego prostego powodu. Banki, szczególnie gdy dochodzi do włamań takich jak to, często blokują transakcje kartami jeśli są przeprowadzane poza regionem geograficznym, w którym mieszka ich właściciel - wyjaśnia Krebs. Bloger dodaje, że z informacji, jakie uzyskał od jednego z banków wynika, iż do ataku na Home Depot doszło pod koniec kwietnia lulb na początku maja. Firma Home Depot nie potwierdza informacji o włamaniu. Przyznaje jednak, że prowadzi śledztwo w sprawie „niezwykłych transakcji” dokonywanych kartami, które były używane w jej sklepach. « powrót do artykułu
  10. Inspirując się podążającymi za słońcem słonecznikami, projektanci z hiszpańskiego Studia BAG Disseny stworzyli doniczkę Voltasol w kształcie stożka ściętego. Można je swobodnie przetaczać po podstawce, tak by roślina była stale wystawiona do światła albo miała dostęp do deszczówki. Donice są wykonywane ręcznie z wodoodpornej terakoty z La Bisbal d'Empordà. Produkt oficjalnie zaprezentowano w Gironie na tegorocznym festiwalu Temps de Flors. Gamę kolorystyczną (każda z doniczek ma na dole obwódkę) wzorowano na naturalnych gamie kolorów wiosennej Empordy. Hiszpanie proponują Voltasol w dwóch wymiarach. Mniejsza doniczka ma 190 mm wysokości, a także podstawę o wymiarze 160 mm i otwór o średnicy 140 mm. Większa wersja mierzy 300 mm, a jej górny i dolny kraniec mają, odpowiednio, 240 i 280 mm. Zamówień można dokonywać za pośrednictwem witryny livingthings.
  11. Nierówne obciążenie pracą w grupie naraża najbardziej zajętych, czytaj samca i samicę alfa, na zły stan zdrowia oraz przyspieszone starzenie. Naukowcy z Uniwersytetu w Exeter badali społeczne dzierzagacze białobrewe (Plocepasser mahali), u których rozmnażają się tylko samica i samiec alfa, lecz pisklętami zajmują się wszyscy (z oczywistych względów najbardziej obciążona zajęciami jest jednak para osobników dominujących). Choć to samica w większym stopniu dba o młode, oboje sporo inwestują w żarliwą obronę terytorium grupy. By ocenić, jak nierówny rozdział obowiązków wpływa na ochronę przeciwoksydacyjną, naukowcy badali 93 dzierzgacze przed i po sezonie lęgowym (wytężona praca może przeciążać naturalne mechanizmy obronne, prowadząc do stresu oksydacyjnego). Gdy grupy zwierząt, w tym ludzi, żyją razem, dzielą się obowiązkami i jedni pracują więcej niż drudzy. Chcieliśmy sprawdzić, czy najciężej pracujące osobniki są najzdrowsze i czy to pozwala im żyć na wyższych obrotach [...]. Chcieliśmy również ustalić, czy tempo pracy oddziałuje na zdrowie, pozostawiając najpracowitszych w kiepskiej kondycji - opowiada dr Dominic Cram. Studium wykazało, że o ile osobniki dominujące i podległe mają przed sezonem lęgowym podobny poziom ochrony przeciwoksydacyjnej, o tyle po zakończeniu półrocznego sezonu lęgowego u najciężej pracujących samic alfa następuje osłabienie zabezpieczenia. Nasze ustalenia sugerują, że nierówny podział pracy w społeczeństwach zwierzęcych może narażać najciężej pracujących na stres oksydacyjny, który z kolei skutkuje złym stanem zdrowia i przyspieszonym starzeniem - podsumowuje dr Andrew Young. « powrót do artykułu
  12. Rozwijająca się robotyka, coraz bardziej zaawansowane prace nad sztuczną inteligencją powodują, że niektórzy obawiają się, iż w niedalekiej przyszłości roboty wyprą ludzi z wielu zawodów. Podobne obawy jednak pojawiają się co najmniej od czasów rewolucji przemysłowej. Profesor ekonomii David Hummels z Purdue University zauważa, że ludzie posiadają nad maszynami pewną przewagę, której nigdy nie utracą, zdolność do reagowania na innych ludzi. Przez 100 000 lat ewoluowaliśmy tak, by zwracać szczególną uwagę na sygnały wizualne i akustyczne przesyłane przez innych ludzi. To unikatowa umiejętność, w której maszyny mogą nam nigdy nie dorównać - mówi uczony. Ponadto ludzie rozwinęli szczególne umiejętności sensomotoryczne, które są niezbędne w wielu zawodach. Na przykład przy pracach budowlanych konieczna jest duża zręczność oraz logiczne myślenie. Dużo się mówi o innowacji, każda firma, która pracuje nad robotami, twierdzi, że dokonała jakiegoś przełomu na polu manipulowania przedmiotami przez maszyny. Jednak zręczne roboty to wielka rzadkość i są przy tym bardzo drogie - dodaje Hummels. Oczywiście, jak zauważa, historia zna wiele przypadków zastąpienia człowieka przez maszyny. Na przykład w 1850 roku około 66% mieszkańców USA pracowało w rolnictwie. Obecnie farmerzy stanowią mniej niż 2% pracujących. Gdy mechanizacja i automatyzacja wypiera ludzi z jednych zawodów, ekonomia znajduje dla nich inne zajęcie - stwierdza naukowiec. Hummels zwraca uwagę na popularność filmu „Humans Need Not Apply”, który porusza problem rozwoju technologicznego i zatrudnienia. Jednym z podstawowych problemów tego filmu oraz podobnych mu artykułów czy książek jest stwierdzenie, że innowacje zachodzą coraz szybciej i coraz mniejszym kosztem, co grozi nam utratą kontroli. Jednak takie opinie nie znajdują potwierdzenia w historii. Gdy dojdzie do wielkiego przełomu, takiego jak pojawienie się elektryczności czy komputerów zauważamy, że pojawia się wielka fala innowacji korzystających z tych wynalazków. Początkowo wydaje się ona nie do powstrzymania. Jednak z czasem jej impet wyhamowuje. Wielu prac nie uda się wykonać za pomocą maszyn. Co prawda IBM-owski Watson i inne wyspecjalizowane systemy uczą się obecnie diagnozowania osób chorych. Jednak gdy przyprowadzimy dziecko do lekarza, chcemy, by ten je uspokoił i zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Takiego poziomu interakcji z człowiekiem maszyny prawdopodobnie nigdy nie osiągną. Oczywiście zmiany technologiczne wpływają niekorzystnie na duże grupy ludzi. Jeśli popatrzymy na średnie zarobki w USA w latach 2000-2010 to zauważymy, że jedyną grupą, której pensje ciągle rosną są ludzie bardzo dobrze wykształceni, lekarze, prawnicy osoby z doktoratem. Wszyscy inni, w tym licencjaci i magistrzy, doświadczyli spadku zarobków. Szczególnie dotknięci są najgorzej wykształceni - zauważa naukowiec. Zdaniem Hummelsa w najbliższej przyszłości najbardziej narażeni na konkurencję ze strony maszyn są mężczyźni wykonujący prace fizyczne. Są zatrudniani w zawodach wymagających siły. Tymczasem maszyny są silniejsze i nigdy się nie męczą. Z kolei kobiety pracują często w zawodach wymagających empatii, troski. Tutaj maszyny nie mogą zastąpić człowieka. Kolejną wrażliwą na rozwój technologii grupą są osoby słabo wykształcone. Najczęściej wykonują one proste, powtarzalne fizyczne prace, idealne dla maszyn. Roboty będą coraz częściej zastępowały ludzi w fabrykach, ale niekoniecznie w warsztatach. Mimo, że do wykonania jest bardzo podobna praca. Robot może instalować szyby w samochodach na linii produkcyjnej, gdyż to powtarzalna praca, wymagająca wykonania tych samych czynności. Nie zainstaluje jednak szyby w warsztacie samochodowym, ponieważ tutaj zbyt często zmieniają się warunki, mamy do czynienia z różnymi uszkodzeniami, typami samochodów czy szybami. Roboty mogą też zastąpić człowieka tam, gdzie wymagana jest interakcja z drugim pracownikiem tej samej firmy. Prace wspomagające np. dział sprzedaży czy logistyki mogą być wykonywane przez maszyny, bo możliwe jest przeszkolenie ich do interakcji z maszynami. Jednak tam, gdzie pracownik ma do czynienia z klientem, zachodzi typowa międzyludzka interakcja. Automatyzacja wymusi też... poprawienie stosunków międzyludzkich w pracy. Zaawansowana automatyka pozwala maszynom na wykonywanie wielu zadań, szczególnie powtarzalnych zadań urzędniczych. A to oznacza, że nie trzeba będzie pracować z opryskliwymi ludźmi. Jeśli byłbym pracodawcą i miał chamskiego pracownika, zastąpiłbym go maszyną. « powrót do artykułu
  13. Opatentowane diety mają podobną skuteczność, kluczem do sukcesu jest po prostu ich przestrzeganie. Różnice utraty wagi między popularnymi dietami są minimalne i prawdopodobnie nie mają znaczenia dla odchudzających się. Spadek wagi wspomagają ćwiczenia i "asysta" behawioralna. By określić skuteczność przy utracie wagi, chcieliśmy jako pierwsi porównać, w oparciu o dowody, wszystkie randomizowane testy diet - wyjaśnia prof. Bradley Johnston z McMaster University. Naukowcy przeanalizowali 48 testów klinicznych. Objęły one ponad 7200 dorosłych z nadwagą lub otyłością w średnim wieku 46 lat. Zespół oceniał spadek wagi po pół roku i roku. W porównaniu do niestosujących żadnej diety, po 6 miesiącach ludzie na diecie niskowęglowodanowej tracili o 19 funtów (ok. 8,6 kg) więcej, a osoby na diecie niskotłuszczowej o 17 funtów więcej (ok. 7,7 kg). Po roku różnica między oboma rodzajami diety zanikała. Wsparcie behawioralne miało znaczenie w perspektywie półrocznej, zwiększając utratę wagi o ok. 7 funtów (3 kg), a ćwiczenia okazały się istotne z punktu widzenia 12 miesięcy, dopisując do listy straconych kilogramów ok. 4,5 funta (ok. 2 kg). W studium uwzględniono następujące diety: Atkinsa, Strażników Wagi, Jenny Craig, Rosemary Conley, Deana Ornisha, Slimming World, LEARN, Nutrisystem, Zone (czyli strefową), objętościową oraz South Beach. W przyszłości akademicy chcą wziąć pod uwagę dłuższe okresy stosowania diety oraz wpływ na zdrowie ogólne. « powrót do artykułu
  14. Najnowsze badanie pokazuje, że wzrost ekonomiczny jest głównym czynnikiem napędzającym wymieranie mniejszościowych języków. Ich ochrona powinna się koncentrować na najbardziej rozwiniętych krajach, gdzie języki znikają najszybciej - przekonują naukowcy z Uniwersytetu w Cambridge. Zespół nawołuje, by natychmiast zwrócić uwagę na krytyczne rejony w najbardziej rozwiniętych państwach, takie jak północna Australia czy północno-zachodnie rogi USA i Kanady. Autorzy artykułu z pisma Proceedings of Royal Society B wspominają też o tropikach i regionie Himalajów, gdzie zachodzi szybki rozwój ekonomiczny. Wg nich, należy zachować czujność, bo Brazylia czy Nepal mogą się w przyszłości stać najbardziej zagrożonymi lingwistycznie punktami. By ocenić tempo i częstość utraty języka, akademicy posłużyli się kryteriami zagrożenia gatunków, stworzonymi przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody. Trzema składającymi się na ryzyko wymarcia czynnikami są: 1) niewielka populacja (niewielka liczba użytkowników języka), 2) niewielki geograficznie habitat oraz 3) zmiana populacji, w tym przypadku spadek liczby użytkowników języka. Analizując językowe bazy danych, naukowcy zauważyli, że wartość PKB per capita (wskaźnik oblicza się, dzieląc dochód kraju przez liczbę obywateli) korelowała z utratą różnorodności językowej: im większy sukces ekonomiczny, tym szybciej zanikała różnorodność językowa. Gdy ekonomie się rozwijają, często jeden język zaczyna dominować w sferach narodowej polityki i edukacji. Ludzie są zmuszeni go przyjąć, bo inaczej ryzykują wyrzucenie na margines [...]. Każdy ma, oczywiście, prawo wybrać wykorzystywany język, lecz zachowanie wymierających języków jest ważne dla podtrzymania ludzkiej różnorodności kulturowej w coraz bardziej zglobalizowanym świecie - wyjaśnia dr Tatsuya Amato. W alarmującym tempie znikają języki północno-zachodniego krańca USA. W 2008 r. językiem wichita posługiwał się płynnie np. tylko 1 człowiek. W Australii na półwyspach Terytorium Północnego zanikają języki aborygeńskie; ostatnio wymarł margu, a na krawędzi wyginięcia znajduje się rembarunga. Języki ulegają obecnie szybkiemu zanikowi, w tempie przewyższającym dobrze znane katastrofalne spadki bioróżnorodności. W odróżnieniu od wymierania gatunków, różnorodność języków można jednak próbować ocalić dzięki dwujęzyczności. Wcześniejsze badania Wydziału Lingwistyki Teoretycznej i Stosowanej Uniwersytetu w Cambridge wykazały, że dzieci mówiące w 2 językach zyskują przewagę w sferze edukacji czy kontaktów społecznych. Gdy ekonomie się rozwijają, coraz więcej korzyści przynosi uczenie się międzynarodowych języków, np. angielskiego, ale ludzie mogą nadal posługiwać się językami historycznymi. Wspieranie dwujęzyczności będzie krytyczne dla zachowania lingwistycznej różnorodności - podsumowuje Amano.
  15. Naukowcy dowiedzieli się, w jaki sposób można powstrzymać komórki układu odpornościowego przed atakowaniem własnego organizmu. To niezwykle ważny przełom na drodze ku leczeniu chorób autoimmunologicznych. Wśród chorób takich znajdziemy m.in. stwardnienie rozsiane, cukrzycę typu I czy toczeń. Na samo tylko stwardnienie rozsiane cierpi 2,5 miliona osób na całym świecie. Współczesna medycyna potrafi poradzić sobie z niektórymi alergiami stosując odczulanie, polegające na uspokajaniu aktywnych komórek układu odpornościowego. Ostatnimi czasy zaczęto pracować nad zastosowaniem podobnej strategii w przypadku innych chorób autoimmunologicznych. Grupa naukowców z Bristolu, finansowana przez Wellcome Trust, poinformowała właśnie, że podanie chorym fragmentów protein, które są normalnie celem ataku układu odpornościowego, doprowadziło do skorygowania reakcji autoimmunologicznej. Co więcej, stopniowe zwiększanie dawek wstrzykiwanych protein coraz bardziej poprawia skuteczność terapii. Uczeni postanowili zajrzeć w głąb komórek, by sprawdzić, jak działa cały mechanizm. Odkryli zmiany w ekspresji genów, które pozwoliły wyjaśnić, w jaki sposób dochodzi do wytłumienia reakcji. W efekcie wstrzyknięte białka są ignorowane, układ odpornościowy przestaje je atakować, ale jednocześnie jest w pełni gotowy do obrony organizmu przed czynnikami z zewnątrz. Taka strategia, jeśli pomyślnie przejdzie testy kliniczne, pozwoli na zrezygnowanie z lekarstw immunosupresyjnych, które całościowo tłumią układ odpornościowy, a ubocznym skutkiem ich działań są m.in. infekcje czy rozwój nowotworów. Badania kliniczne nad nowym sposobem zwalczania chorób autoimmunologicznych prowadzi firma Apitope. « powrót do artykułu
  16. Chiński gigant wyszukiwarkowy, Baidu, pracuje nad urządzeniem konkurencyjnym dla Google Glass. W przeciwieństwie do okularów Google'a to, co proponuje Baidu nie będzie wyposażone w wyświetlacz. Pozwoli to na zaoszczędzenie energii, a informacje będą przekazywane użytkownikowi za pomocą słuchawki. BaiduEye wyposażono w kamerę, która zbada interesujący użytkownika obiekt, znajdzie podstawowe informacje na jego temat i przekaże je w formie głosowej. Bardziej szczegółowe dane zostaną, na życzenie użytkownika, wyświetlone na jego smartfonie. Rezygnacja z wyświetlacza jest podyktowana chęcią zaoszczędzenia energii. Dzięki temu prototyp działa przez 2 godziny. Jak twierdzą przedstawiciele chińskiego koncernu, w niektórych przypadkach świetnie się sprawdza. Na przykład pracownicy sklepów z odzieżą będą mogli wykorzystać BaiduEye do identyfikowania klientów, sprawdzania historii ich zakupów, co pozwoli na zarekomendowanie im konkretnych towarów. Dyrektor wykonawczy Baidu, Robin Li, twierdzi, że informacje i wyszukiwanie głosowe zdominują rynek wyszukiwarek w ciągu 5 lat. Już teraz niektórzy chińscy użytkownicy wydają Baidu ponad 500 głosowych poleceń dziennie. « powrót do artykułu
  17. BlackBerry nie rezygnuje z rynku urządzeń mobilnych. Firma ma zamiar zaprezentować swój nowy flagowy smartfon. Urządzenie zostanie pokazane światu dwa tygodnie po prezentacjach zaplanowanych przez konkurentów BlackBerry. Samsung i Microsoft pokażą swoje urządzenia w bieżącym tygodniu, a iPhone'a 6 zobaczymy 9 września. Z nieoficjalnych doniesień prasowych wiadomo, że BlackBerry zaprezentuje 4,5-calowe urządzenei Passport. Firma mówi o nim, jako o urządzeniu dla architektów, agentów nieruchomości czy lekarzy. Passport zapewnia duży czytelny obraz, potrafi wyświetlać dobrej jakości zdjęcia rentgenowskie. Urządznie wyposażono w czterordzeniowy procesor Snapdragon 800, 3 gigabajty RAM, 32 GB pamięci masowej, slot na kartę microSD, wyświetlacz o rozdzielności 1440x1400, dwa aparaty fotograficzne i baterię o pojemności 3400 mAh. « powrót do artykułu
  18. Z wydawanego przez American Heart Association pisma Circulation: Heart Failure dowiadujemy się, że wystarczy nieco ponad godzina umiarkowanych bądź pół godziny intensywnych ćwiczeń dziennie, by o 46% zmniejszyć ryzyko niewydolności serca. Niewydolność serca to powszechnie występujące schorzenie. W krajach rozwiniętych pochłania ono 2% wszystkich wydatków na ochronę zdrowia, a od 30 do 50 procent osób z tym schorzeniem umiera w ciągu 5 lat od postawienia diagnozy. Badacze ze Szwecji przeanalizowali dane dotycząc 39 805 osób w wieku 20-90 lat. Studium rozpoczęło w roku 1997 i wówczas żadna ze wspomnianych osób nie cierpiała na niewydolność serca. Uczeni śledzili losy tych ludzi przez ostatnich 17 lat i stwierdzili, że im bardziej aktywna fizycznie osoba, tym mniejsze ryzyko niewydolności. Odkryli także, że aktywność jest równie korzystna dla kobiet jak i mężczyzn. Niewydolność serca najczęściej dotykała osób starszych, mężczyzn, gorzej wykształconych, z wyższym BMI, większym stosunkiem talii do bioder oraz u cierpiących na cukrzycę, mających wysoki poziom cholesterolu i wysokie ciśnienie. Nie musisz biegać w maratonach, by odnosić korzyści z aktywności fizycznej. Nawet jej dość niski poziom daje pozytywne efekty. Aktywność obniża wiele czynników składających się na niewydolność serca, co zmniejsza ryzyko wystąpienia samej niewydolności oraz wielu innych chorób serca - mówi Kasper Andersen, współautor badań. Uczony zauważa, że Zachód promuje siedzący tryb życia. W wielu budynkach trudno znaleźć schody, mamy rozwinięte systemy transportu, a ulubionym sposobem spędzania czasu jest oglądanie telewizji i surfowanie po internecie. Tymczasem przejażdżka na rowerze, rezygnacja z windy na rzecz schodów czy spacer do sklepu mogą znacząco zwiększyć ilość dziennej dawki aktywności fizycznej i znacząco wpłynąć na nasze zdrowie. « powrót do artykułu
  19. Mały teksański browar Austin Beerworks przygotowuje się do rynkowego debiutu czegoś, co należałoby chyba uznać za największe zbiorcze opakowanie piwa na świecie. Peacemaker składa się bowiem aż 99 ułożonych w 3 rzędach puszek. Paczka o długości 2,13 m waży, bagatela, 37 kg. Ma kosztować ok. 99 dolarów. Jak wyjaśnia współzałożyciel browaru Michael Graham, początkowo wszystko było żartem, jednak ludzie potraktowali sprawę bardzo poważnie. Mimo że ponaddwumetrowe opakowanie niełatwo ustawić gdzieś na półce, zainteresowanie sprzedawców było i jest bardzo duże. Dziewięćdziesięciodziewięciopaku nie da się co prawda wsadzić do domowej lodówki, ale po otwarciu paczki puszki można obłożyć lodem. Austin Beerworks planuje dostarczać ok. 20 paczek tygodniowo. « powrót do artykułu
  20. Japońscy naukowcy opracowali test, który w ciągu 30 minut pozwala na wykrycie obecności wirusa Ebola. Dzięki niemu możliwa będzie szybka i tania diagnostyka, szczególnie ważna w ubogich krajach. Nowa metoda jest prostsza niż obecnie używana i można ją wykorzystać w krajach, w których nie ma dostępu do droższego sprzętu laboratoryjnego - poinformował profesor Jiro Yasuda, który opracował nowy test we współpracy z kolegami z Uniwersytetu w Nagasaki. Test Yasudy skupia się na wyszukiwaniu genów specyficznych dla Eboli. Ekstrahuje on molekuły RNA z każdego wirusa obecnego w próbce krwi. Następnie wykorzystuje się je do zsyntetyzowania DNA, miesza z odczynnikami i podgrzewa do 60-65 stopni Celsjusza. Jeśli w próbce znajdował się wirus Ebola, test ujawni to w ciągu trzydziestu minut. Dodatkową wskazówką jest zmętnienie płynu w próbówce spowodowane obecnością produktów ubocznych całego procesu. Obecnie do wykrywania Eboli wykorzystuje się reakcję łańcuchową polimerazy (PCR). Metoda ta wymaga wielokrotnego schładzania i podgrzewania próbek, a cały proces wykrywania trwa do dwóch godzin. Nowa metoda wymaga jedynie użycia niewielkiego, zasilanego akumulatorem, podgrzewacza, a cały system kosztuje kilkaset dolarów. To kwota, na którą mogą sobie pozwolić kraje rozwijające się - dodaje Yasuda.
  21. Ludzie z tkanką tłuszczową zgromadzoną w rejonie brzucha są bardziej narażeni na wystąpienie nadciśnienia niż osoby z podobnym wskaźnikiem masy ciała (BMI) z tłuszczem odkładającym się w innych rejonach. W ramach studium średnio przez 7 lat śledzono rozwój nadciśnienia u 903 osób biorących udział w Dallas Heart Study. Za nadciśnienie uznawano ciśnienie skurczowe równe bądź wyższe od 140, ciśnienie rozkurczowe równe lub większe od 90 albo rozpoczęcie farmakoterapii. Pacjenci przechodzili obrazowanie tłuszczu wisceralnego (wokół narządów wewnętrznych), podskórnego, a także tłuszczu z niższych partii ciała. Do końca studium nadciśnienie rozwinęło się u 25% badanych. O ile początkowo zauważono, że BMI jako takie koreluje ze zwiększoną częstością występowania nadciśnienia, o tyle gdy uwzględniono zawartość tłuszczu brzusznego, ogólną zawartość tłuszczu oraz zawartość tkanki tłuszczowej w niższych partiach ciała, okazało się, że tylko pierwszy z wymienionych czynników pozostawał niezależnie związany z nadciśnieniem. Związek ten nie uległ zmianie, gdy wzięto poprawkę na płeć, wiek czy rasę. Najsilniejszą korelację między brzusznym tłuszczem wisceralnym a nadciśnieniem obserwowano przy tłuszczu zaotrzewnowym, który gromadzi się głównie w okolicach nerek. Ta korelacja może otworzyć drogę nowym metodom zapobiegania i zarządzania nadciśnieniem - podsumowuje dr Aslan T. Turer, kardiolog z University of Texas Southwestern Medical Center.
  22. Europol powołał międzynarodowy zespół ds. zwalczania cyberprzestępczości. Joint Cybercrime Action Taskforce (J-CAT) ma za zadanie koordynować najważniejsze międzynarodowe śledztwa prowadzone przeciwko twórcom i operatorom szkodliwego kodu czy podziemnych forów. W pracach J-CAT będą brały udział wyspecjalizowane jednostki z krajów Unii Europejskiej, EU Cybercrime Taskforce oraz FBI. Dotychczas swój akces zgłosiły Kanada, USA, Wielka Brytania, Austria, Niemcy, Holandia, Włochy, Francja oraz Hiszpania, a zainteresowane przystąpieniem do współpracy są też Australia i Kolumbia. « powrót do artykułu
  23. Roskosmos wystrzelił 19 lipca br. kapsułę Foton-M4. Na jej pokładzie znajdowało się m.in. 6 gekonów. Jaszczurki stanowiły część badania wpływu mikrograwitacji na życie płciowe, rozmnażanie oraz rozwój. Niestety, gdy w poniedziałek (1 września) sprzęt wrócił na Ziemię, okazało się, że wszystkie gady nie żyją. Wg mediów, gekony mogły zginąć po awarii systemu podtrzymywania życia. Przedstawiciel Instytutu Problemów Medycznych i Biologicznych stwierdził, że zginęły co najmniej tydzień temu, bo ich ciała uległy częściowej mumifikacji. Roskosmos zapowiada utworzenie komisji, która zbada przyczynę zgonu jaszczurek. Co ciekawe, muszki owocowe dość dobrze przetrwały lot i się rozmnożyły. Poza gekonami i owocówkami, Foton-M4 wyniósł na orbitę jaja jedwabników, grzyby oraz wysuszone nasiona. Skupiano się nie tylko na reakcjach organizmów żywych; inny z prowadzonych na pokładzie eksperymentów dotyczył bowiem oddziaływania mikrograwitacji na wzrost kryształów półprzewodnikowych. Za pomocą specjalnego pieca próżniowego oceniano też przebieg uzyskiwania stopów metali. « powrót do artykułu
  24. Japońska firma zaprezentowała technologię dotykową 3D. Pozwala ona użytkownikom na ciągnięcie i pchanie wirtualnych obiektów trójwymiarowych. Przedstawiciele Miraisens zapewniają, że ich technologia wkrótce trafi na rynek. Dotyk to ważna część ludzkiej komunikacji, jednak dotychczas nie był on dostępny w świecie wirtualnym. Nasza technologia pozwala na manipulowanie obiektami 3D za pomocą dotyku - mówi szef Miraisens Natsuo Koda, który w przeszłości pracował w Sony nad wirtualną rzeczywistością. Norio Nakamura, główny inżynier firmy mówi, że „3D-Haptics Technology” działa dzięki niewielkim wibracjom, jakie specjalne urządzenie wywołuje na opuszkach palców. Specjalny wyświetlacz pokazuje nam obiekt, a palcami go „czujemy”. Firma Miraisens została założona przez pracowników Narodowego Instytutu Zaawansowanej Nauki i Technologii Przemysłowej.
  25. Wbrew wcześniejszym badaniom oraz temu, czego można się było spodziewać, Kent Condie, geochemik z New Mexico Institute of Mining and Technology twierdzi, że płyty tektoniczne przyspieszyły. Jeśli Condie ma rację, to może mieć to związek z niedawnym zdumiewającym odkryciem, iż w skorupie ziemskiej znajduje się więcej wody niż we wszystkich oceanach na powierzchni. Ruch płyt tektonicznych jest napędzany ciepłem z wnętrza planety. Ziemia powoli stygnie, zatem należałoby się spodziewać, że płyty będą zwalniały. W ubiegłym roku Martin van Kranendonk z University of New South Wales dokonał pomiarów aktywności 3200 skał z całego świata i odkrył, że od 1,2 miliarda lat płyty tektoniczne spowalniają swój ruch. Condie i jego zespół najpierw zbadali, jak często tworzą się pasma górskie gdy dochodzi do kolizji płyt tektonicznych. Następnie pomiary te połączyli z danymi dotyczącymi pomiarów magnetyzmu skał na różnych szerokościach geograficznych, co pozwala stwierdzić, kiedy się uformowały i jak szybko poruszały się kontynenty. Obie techniki wykazały, że w ciągu ostatnich 2 miliardów lat zarówno średnia liczba kolizji pomiędzy płytami jak i średnie tempo zmiany szerokości geograficznej przez kontynenty zwiększyły się dwukrotnie. Condie uważa, że zjawisko to można wyjaśnić olbrzymią ilością wody w skorupie. Gdy krawędź płyty tektonicznej zanurza się pod inną płytę, do wnętrza skorupy zasysana jest woda. Część z niej wraca na powierzchnię, jednak z części tworzą się minerały zawierające dużo wody. Powodują one, że płyty tektoniczne stają się bardziej śliskie. Zjawisko to jest na tyle silne, że przeważa nad stopniowym chłodnięciem Ziemi. Peter Cawdood z brytyjskiego University of St Andrews uważa, że przyspieszenie ruchu płyt tektonicznych wydaje się wiarygodne. Dodaje jednak, że potrzebne będą dalsze badania, by przekonać sceptyków.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...