-
Liczba zawartości
37601 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
246
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Producent systemów antywirusowych, firma Symantec, oraz producent ubrań, Betabrand, opracowały spodnie i bluzy, których kieszenie wyposażono we włókna blokujące sygnały radiowe. Ubrania takie mają zabezpieczyć ich właścicieli przed zeskanowaniem danych z kart płatniczych czy paszportów wyposażonych w technologię RFID.Producent systemów antywirusowych, firma Symantec, oraz producent ubrań, Betabrand, opracowały spodnie i bluzy, których kieszenie wyposażono we włókna blokujące sygnały radiowe. Ubrania takie mają zabezpieczyć ich właścicieli przed zeskanowaniem danych z kart płatniczych czy paszportów wyposażonych w technologię RFID. Technologia RFID jest coraz bardziej popularna, a korzystają z tego przestępcy, którzy za pomocą specjalnych czytników kradną dane z kart. Wystarczy, że zbliżą czytnik do miejsca, w którym przechowywana jest karta. Eksperci szacują, że w 2015 roku aż 70% wydawanych kart będzie wyposażonych w RFID. To łakomy kąsek dla przestępców. Dlatego też Betabrand i Symantec połączyły siły, a efektem ich pracy są dżinsy i bluza blokujące sygnały. Ubrania z linii „READY Active Jeans” oraz „Work-It Blazer” trafią na rynek w lutym przyszłego roku. Będą sprzedawane w cenie, odpowiednio, 151 i 148,5 USD. « powrót do artykułu
-
Najnowsza generacja komputerowych sieci neuronowych rozpoznaje obrazy równie dobrze, jak robią to mózgi naczelnych. James DiCarlo, profesor neurologii z MIT-u i główny autor badań opisujących osiągnięcia sieci neuronowych, podkreśla niezwykle istotny fakt. Jako, że sieci neuronowe usiłują naśladować ludzki mózg, ostatnie osiągnięcia tych sieci oznaczają, że prace idą w dobrym kierunku, a naukowcy dość dobrze rozumieją strukturę mózgu, skoro udaje im się zbudować coś, co do dobrze naśladuje. Fakt, że modele dobrze przewidują odpowiedź neuronów i odległość pomiędzy obiektami w sieci neuronowej pokazuje, że jesteśmy w stanie modelować to, co do niedawna było dla nas tajemnicą - stwierdza uczony. Zrozumienie, w jaki sposób działa mózg, pozwoli na stworzenie sztucznej inteligencji oraz opracowanie nowych technik leczenia zaburzeń widzenia. Pierwsze sieci neuronowe zaczęto tworzyć w latach 70. ubiegłego wieku w nadziei na opracowanie systemów komputerowych zdolnych do naśladowania przebiegającego w mózgu procesu przetwarzania informacji wizualnych, rozpoznawania mowy i rozumienia języka. Teraz naukowcy z MIT-u postanowili sprawdzić, jakie postępy poczyniła ludzkość. Najpierw zbadali, jak mózg małpy tworzy reprezentację dla widzianych przez zwierzę obiektów, a następnie porównali tę reprezentację z tworzoną przez komputerowe sieci neuronowe. Okazało się, że najlepiej sprawuje się sieć stworzona przez uczonych z New York University. Klasyfikowała ona widziane przedmioty równie skutecznie, co mózg makaka. Do ostatniego sukcesu sieci neuronowych przyczyniły się głównie dwa czynniki. Pierwszy z nich to znaczne zwiększenie mocy obliczeniowej układów scalonych i wykorzystanie do obliczeń procesorów graficznych. Czynnik drugi to dostęp do olbrzymich zestawów danych, z których korzystają algorytmy obliczeniowe i na których sztuczne „mózgi” się uczą. Takie zestawy danych zawierają miliony fotografii, z których każda została opisana przez człowieka różnymi coraz bardziej szczegółowymi treściami. Na przykład zdjęcie psa zostaje opisane jako zwierzę, psowate, udomowiony pies, rasa psa. Początkowo sieci słabo rozpoznają obrazy, jednak w miarę uczenia się stają się coraz lepsze. Charles Cadieu z należącego do MIT-u McGovern Institute for Brain Research mówi, że specjaliści nie wiedzą dokładnie, jak działają ich sieci. Mają one wady i zalety. Z jednej strony to bardzo dobrze, że nie musimy tak naprawdę wiedzieć, w jaki sposób one działają, żeby działały. Jednak z drugiej strony, bardzo trudno jest bez tej wiedzy dokonywać analiz, by sprawdzić, co tam naprawdę się dzieje. Teraz, skoro wiemy, że działają one dobrze, musimy zrozumieć, co dzieje się wewnątrz nich. Pomimo imponujących osiągnięć, sieci neuronowe są wciąż niezwykle prymitywne w porównaniu z tym, co stworzyła natura. Nie potrafią przetwarzać obiektów w ruchu ani obiektów trójwymiarowych. « powrót do artykułu
-
Cytyzyna skutczniejsza od nikotynowej terapii zastępczej
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Cytyzyna, alkaloid występujący we wszystkich częściach złotokapu zwyczajnego (Laburnum anagyroides), sprawdza się lepiej jako środek pomagający rzucić palenie niż tradycyjna nikotynowa terapia zastępcza (NTZ) w postaci plastrów czy gumy. Autorzy artykułu z New England Journal of Medicine sprawdzali, czy cytyzyna - częściowy agonista receptora nikotynowego dla acetylocholiny - jest co najmniej tak samo skuteczna jak NTZ. Nowozelandczycy zebrali grupę 1310 palaczy, którzy chcieli zerwać z nałogiem. Połowa przez 25 dni zażywała tabletki ze zmniejszającą się dawką cytyzny. Reszta przez 2 miesiące stosowała NTZ w postaci plastrów, gumy czy cukierków. Po tygodniu, miesiącu, dwóch miesiącach i pół roku naukowcy oceniali, ile osób z obu grup stale powstrzymywało się od palenia. Po miesiącu o nieprzerwanej abstynencji wspominało 40% zażywających cytyzynę (264 osób z 655) i 31% przedstawicieli grupy NTZ (203 osób z 655). Skuteczność cytyzyny okazała się lepsza także po 1 tygodniu (394 vs. 303 osoby), 2 miesiącach (202 vs. 143) i po pół roku (143 vs. 100). Akademicy zauważyli, że na przestrzeni 6 miesięcy ludzie otrzymujący cytyzynę nieco częściej doświadczali skutków ubocznych (odnotowano 188 przypadków u 204 ochotników, w porównaniu do 174 u 134 korzystających z NTZ), najczęściej mdłości, wymiotów i zaburzeń snu. Nigdy nie były one jednak silne. Co istotne, nawet osoby, u których wystąpiły skutki uboczne, nadal twierdziły, że poleciłyby produkt chcącym rzucić palenie. Na początku studium, a także w okresach kontrolnych badani wypełniali baterię testów. Poza tym po tygodniu oraz 1, 2 i 6 miesiącach zbierano dane dot. stosowania wylosowanej formy terapii (ang. treatment compliance). Natalie Walker z Uniwersytetu w Auckland podkreśla, że cytyzyna do 25-dniowej terapii kosztuje od 20 do 30 dol., natomiast 8-10-tygodniowa NTZ, w zależności od wybranej formy i producenta, wymaga wysupłania z kieszeni od 112 do 685 dol. Gdyby ktoś wybrał wareniklinę, na 12-tygodniową terapię musiałby zaś wydać ok. 500 dol. W Polsce cytyzyna jest dostępna w tabletkach pod nazwą handlową Tabex i Desmoxan. « powrót do artykułu -
Cukrowa otoczka eliminuje toksyczność leku przeciwnowotworowego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Cukrowa mikrokapsułka eliminuje toksyczność leku przeciwnowotworowego - kwasu 3-bromopirogronowego (3BrPA). W badaniach na myszach, którym wszczepiono ludzkie komórki raka trzustki, enkapsulowany lek zahamował rozwój guza bez efektów toksycznych (utraty wagi, hipotermii czy wstrząsu hipoglikemicznego). Opracowaliśmy 3BrPA, by obrać na cel cechę charakterystyczną komórek nowotworowych, a mianowicie ich zwiększoną, w porównaniu do zdrowych komórek, zależność od glukozy. [Niestety], nieenkapsulowany lek jest toksyczny dla zdrowych tkanek [...] - podkreśla dr Jean-Francois Geschwind z Wydziału Radiologii Interwencyjnej Szkoły Medycznej Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Podczas eksperymentów Amerykanie wykorzystali kapsułkę z cyklodekstryny (polimeru zbudowanego z jednostek glukozy). W ten sposób 3BrPA nie ulegał wczesnemu rozpadowi, a zdrowe tkanki były chronione przed toksycznym wpływem leku. Geschwind i inni naukowcy z Hopkinsa przez ponad 10 lat prowadzili badania, mając na względzie fakt, że eksperymentalny lek blokuje kluczowy szlak metaboliczny komórek nowotworowych. Jak wyjaśnia doktor, ważną cechą komórek nowotworowych jest metabolizm oparty na glikolizie, a nie na fosforylacji oksydacyjnej (tzw. efekt Warburga). 3BrPA przerywa proces metabolizowania glukozy bezpośrednio do kwasu L-mlekowego, hamując enzym dehydrogenazę 3-fosforanogliceroaldehydową. Niestety, badania na modelu zwierzęcym wykazały, że w wolnym, nieekapsulowanym stanie lek jest bardzo toksyczny. W ramach najnowszego studium u myszy leczonych mikroenkapsulowanym 3BrPA opisywano minimalny bądź zerowy wzrost guza. Dla porównania, u gryzoni leczonych tradycyjnie gemcytabiną sygnał aktywności guza nasilił się 60-krotnie. U zwierząt, którym podawano nieekapsulowany 3BrPA, aktywność guza zwiększyła się aż 140-krotnie. Codzienne zastrzyki z nieenkaspulowanego 3BrPA były bardzo toksyczne dla myszy, ponieważ 28-dniową terapię przeżyło tylko 28% z nich. Wszystkie zwierzęta otrzymujące enkapsulowany lek dożyły końca studium. Wg Geschwinda, wysoce obiecujące wyniki sprawiają, że enkapsulowany 3BrPA jest świetnym kandydatem do testów klinicznych, zwłaszcza z udziałem pacjentów z gruczolakorakiem przewodowym trzustki. W badaniach na modelu mysim enkapsulowany 3BrPA ograniczał metastazę komórek raka trzustki. « powrót do artykułu -
Bezsoczewkowy mikroskop wykrywa nowotwór na poziomie komórkowym
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Zespół prof. Aydogana Ozcana z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA) opracował bezsoczewkowy mikroskop, który pozwala na wykrywanie komórek nowotworowych oraz innych anomalii na poziomie komórkowym z taką samą dokładnością jak większe i droższe mikroskopy optyczne. Może się on okazać szczególnie użyteczny na odludziu oraz w sytuacji, kiedy w krótkim czasie trzeba zbadać dużą liczbę próbek. To krok milowy w naszych poczynaniach. Po raz pierwszy próbki tkanek można obrazować w 3D za pomocą bezsoczewkowego mikroskopu na układzie scalonym - podkreśla Ozcan. Urządzenie oświetla umieszczoną na szkiełku tkankę lub próbkę krwi za pomocą lasera lub emitującej światło diody. Układ czujników na mikrochipie wykrywa i zapisuje wzorzec cieni tworzonych przez próbkę. Mikroskop przetwarza te wzorce jak serie hologramów, tworząc trójwymiarowe obrazy próbki. Dzięki algorytmowi koloru kontrasty zrekonstruowanego obrazu stają się bardziej widoczne niż w hologramach. W ten sposób łatwiej wykryć wszelkie nieprawidłowości. Ozcan i inni przetestowali urządzenie na wymazach cytologicznych wskazujących na raka szyjki macicy, próbkach tkanki zawierających komórki raka piersi i na próbkach krwi pacjentów z niedokrwistością sierpowatą. W ślepym teście dyplomowany patolog analizował zestawy obrazów uzyskanych za pomocą technologii bezsoczewkowej i mikroskopu. Okazało się, że trafność diagnoz stawianych po obejrzeniu tych pierwszych sięgała 99%. Na korzyść nowej technologii przemawia również fakt, że daje obraz o kilkaset razy większej powierzchni niż ten uzyskiwany podczas badania mikroskopowego w jasnym polu. Zapewnia to szybsze badanie próbki. « powrót do artykułu -
Cyberprzestępcom udało się włamać do systemu należącego do ICANN, organizacji, która zarządza domenami internetowymi najwyższego rzędu. Napastnicy zyskali dostęp do systemu zarządzania plikami rozwiązującymi nazwy domen. Do ataku doszło prawdopodobnie już w listopadzie, a odkryty został na początku grudnia. Włamanie udało się dzięki precyzyjnym atakom na pracowników ICANN, podczas których zdobyto hasła i loginy do kont pocztowych części pracowników. Następnie hakerzy uzyskali dostęp do Centralized Zone Data System, który służy do zarządzania plikami. Znajdujące się tam pliki zawierają m.in. informacje o nazwach domen czy o tym, w jaki sposób nazwy doment są powiązane z konkretnymi serwerami i adresami IP. ICANN poinformował o włamaniu wszystkich, których nazwy domen mogły zostać poznane przez napastników. Włamywacz uzyskał dostęp administracyjny do wszystkich plików w CZDS, w tym do kopii plików oraz informacji przekazywanych przez użytkowników, takich jak nazwiska, adresy pocztowe, adresy e-mail, numery telefonów, nazwy użytkowników i hasła. Mimo, że dane były zaszyfrowane i zastosowano ciąg zaburzający, zdecydowaliśmy się na ich unieważnienie. Użytkownicy mogą poprosić o przyznanie nowych haseł - oznajmili przedstawiciele ICANN. Organizacja ICANN to kluczowy organ „zarządzający” internetem. Jej zadaniem jest przyznawanie nazw domen, ustalanie ich struktury i nadzór nad działaniem serwerów DNS. Szczęśliwie na początku bieżącego roku w serwerach ICANN zastosowano dodatkowe zabezpieczenia. Bez nich skala ataku byłaby zapewne większa. « powrót do artykułu
-
Ważenie przynajmniej raz w tygodniu pomaga w odchudzaniu
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Ważenie to powszechna praktyka wśród odchudzających się, dlatego naukowcy postanowili sprawdzić, jak częstość wchodzenia na wagę wpływa na osiągane rezultaty. Okazało się, że im częściej walczący ze zbędnymi kilogramami się ważyli, tym więcej chudli. Poza tym jeśli ochotnicy nie ważyli się od ponad tygodnia, zaczynali tyć. Zespół z Uniwersytetu Cornella i Tempere University of Technology (TUT) analizował 2838 wskazań wagi 40 osób z BMI równym bądź wyższym od 25 (z nadwagą). Autorzy raportu z pisma PLoS ONE zauważyli, że utrata wagi korelowała z częstością ważenia. Im częściej się ważysz, tym więcej zbędnych kilogramów tracisz - opowiada Elina Helander z TUT. Obserwacyjne studium nie może jednak wykazać, że związek ma charakter przyczynowo-skutkowy. Równie prawdopodobne jest więc to, że ludzie mniej poważnie podchodzący do odchudzania rzadziej się ważą albo że ochotnicy, którzy przestają chudnąć, przestają się też ważyć. Średni czas, jaki mógł minąć między ważeniami, by ludzie nie utyli, wynosił 5,8 dnia. Bazując na tym i na poprzednim studium, Brian Wansink z Uniwersytetu Cornella doradza: Jeśli chcesz schudnąć, najlepiej jest ważyć się codziennie. Jeśli jednak ważysz się tylko raz w tygodniu, rób to w środę, bo to da ci najdokładniejszy wynik. « powrót do artykułu -
ONZ informuje, że w Zachodniej Afryce z powodu epidemii Eboli niedobory żywności dotyczą już 500 000 ludzi. Do marca 2015 roku, jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie, głód zagrozi milionowi osób. Od marca bieżącego roku Ebola zabiła około 7000 osób. W Liberii, Sierra Leone i Gwinei, gdzie doszło do największej liczby zakażeń, ludzie unikają targów, pracownicy nie wychodzą na pola, co prowadzi do zaburzeń w produkcji i dystrybucji żywności. Ponadto zamykanie granic i wprowadzanie kwarantann dodatkowo zakłóca działanie łańcucha dostaw. „Epidemia ujawniła słabości w obecnym systemie produkcji i dystrybucji żywności” - mówi Bukar Tijani, reprezentant FAO w Afryce. Specjaliści obliczają, że obecnie w Gwinei niedobory żywności dotykają 230 000 osób. Za kilka miesięcy może ich być 470 000. W Liberii problemy z zaopatrzeniem w żywność dotyczy obecnie 170 000 mieszkańców, do marca będzie ich około 300 000. Zauważalny jest też spadek produkcji żywności. W 2014 roku, w porównaniu z rokiem poprzednim, w Liberii wyprodukowano o 8% żywności mniej, w Gwinei o 3% mniej, a w Sierra Leone spadek wynosi 5%. « powrót do artykułu
-
Kanadyjska firma BlackBerry rozpoczęła sprzedaż smartfonu Classic. Urządzenie, skierowane do osób, które chcą korzystać z fizycznej klawiatury, ma zapewnić BlackBerry powrót na rynek smartfonów. Classic przypomina wyglądem bestsellery z przeszłości – Bold i Curve. Jednak jest znacznie bardziej nowoczesny. Ma o 60% większą powierzchnię wyświetlacza, pracuje o 50% dłużej na pojedynczym ładowaniu baterii, oferuje użytkownikowi dostęp do sklepu z aplikacjami na Androida, a jego przeglądarka działa trzykrotnie szybciej. BlackBerry Classic to potężne narzędzie komunikacyjne, na jakie czekali użytkownicy modeli Curve i Bold. Zapewnia bezpieczeństwo, wyglądem przypomina tamte urządzenia, ale ma przy tym wydajność i elastyczność potrzebną we współczesnym świecie - mówi John Chen, dyrektor wykonawczy BlackBerry. Najnowsze urządzenie zostało wyposażone w klawiaturę AWERTY oraz Trackpad, przeglądarkę BlackBerry 10, która podczas testów okazała się jedną z najszybszych wśród urządzeń mobilnych, 3,5-calowy wyświetlacz dotykowy o rozdzielczości 294 dpi, procesor Snapdragon taktowany zegarem o częstotliści 1,5 GHZ, 2 GB RAM, 16 GB pamięci masowej, którą można poszerzyć do 128 GB oraz dwa aparaty fotograficzne. Urządzenia korzysta z systemu operacyjnego BlackBerry 10.3.1, który z jednej strony odświeżono i dodano wiele nowych funkcji, a z drugiej poprawiono bezpieczeństwo, z którego BlackBerry jest od lat znane. « powrót do artykułu
-
W przyszłym roku LG rozpocznie sprzedaż telewizorów korzystających z technologii kwantowych kropek. Technologia ta zapewnia szerszą paletę kolorów i lepsze ich nasycenie z porównaniu z tradycyjnymi wyświetlaczami LCD. Kropki kwantowe, to niewielkie kryształy o średnicy od 2 do 10 nanometrów, których kolor zależy od wielkości. Urządzenia UHD QD (Ultra HD Quantum Dot) uzupełnią dotychczasową ofertę LG, w której znajdziemy urządzenia UHD oraz OLED. Pierwsze telewizory QD będą miały przekątną 55 i 65 cali. Niestety, w tej chwili trudno będzie wykorzystać zalety telewizorów z kropkami kwantowymi. Technologie Blu-ray i HDTV korzystają ze standardu REC709, który zapisuje mniej kolorów niż mogą wyświetlić kwantowe kropki. Telewizory z kwantowymi kropkami zaprezentują pełnię swoich możliwości dopiero przy korzystaniu ze standardu REC.2020, który pozwala na zapiasnie dwukrotnie większej liczby kolorów niż REC709. Problem jednak w tym, że na rynku jest niewiele kamer zapisujących w REC.2020. LG nie jest pierwszym producentem odbiorników z kwantowymi kropkami. Z technologii tej korzysta Sony w serii Triluminos, a Samsung zapowiada, że podczas targów CES zaprezentuje swój pierwszy telewizor QD. « powrót do artykułu
-
Do 2050 roku antybiotykooporne bakterie zabiją 300 000 000 ludzi, a straty światowej gospodarki z tego tytułu wyniosą 100 bilionów USD. Antybiotykooporność staje się coraz większym problemem, tym większym, że firmom farmaceutycznym nie opłaca się pracować nad nowymi antybiotykami. Lepiej zarabia się bowiem na innych lekach. W opublikowanym raporcie „Review on Antimicrobial Resistance”, przygotowanym na zlecenie brytyjskiego rządu przez zespół pod kierunkiem Jima O'Neilla, czytamy, że do roku 2020 z powodu przedwczesnych zgonów wywołanych antybiotykoopornymi bakteriami PKB Ziemi będzie o 0,5% niższe, a do roku 2030 – o 1,4% niższe. W tym czasie antybiotykooporne bakterie zabiją już 100 000 000 osób. Oceną skutków rosnącej antybiotykooporności zajęły się RAND Europe i KPMG. Obie firmy skupiły się na Klebsiella pneumoniae, Escherichia coli, Staphylococcus aureus, HIV, gruźlicy i malarii. RAND Europe przyjęła w swoim scenariuszu, że w ciągu 15 lat wszystkie te bakterie zyskają 100-procentową oporność, a odsetek zachorowań pozostanie na stalym poziomie. Z kolei w scenariuszu KPMG założono, że oporność zyska 40% bakterii, ale liczba zachorowań zwiększy się dwukrotnie. Z obu scenariuszy wynika, że największą liczbę przypadków śmiertelnych spowoduje malaria, a największe straty ekonomiczne – E. coli. Interesującego spostrzeżenia dokonał Kevin Outterson z Boston University. Niedawno na zlecenie think-tanku Chatham House przygotował on report na temat nowych modeli biznesowych dotyczących sprzedaży antybiotyków. Jeśli wynalazłbym nowy lek na choroby układu krążenia, to w ciągu roku sprzedam go za dziesiątki miliardów dolarów. Jeśli jednak opracuję równie innowacyjny antybiotyk, to dostaną go tylko najbardziej chorzy i przez pierwszą dekadę sprzedam umiarkowaną jego ilość. Rynkowe zapotrzebowanie na nowe antybiotyki jest bardzo ograniczone, a jest to spowodowane rozsądnymi powodami dotyczącymi zdrowia publicznego - mówi Outterson. Jego zdaniem, jeśli chcemy, by powstawały nowe antybiotyki, trzeba oddzielić od siebie zwrot z inwestycji i wielkość sprzedaży. Firmy farmaceutyczne, zamiast liczyć na zwrot kosztów prac badawczych poprzez sprzedaż dużych ilości produktu, mogłyby dostawać od rządów pieniądze za możliwość dostępu do antybiotyków - stwierdza Outterson. Właśnie przygotowuje on raport, który opisze, jak taki mechanizm miałby działać. Inny pomysł to wykorzystanie starych antybiotyków. Opracowanie nowych leków jest drogie i trwa latami. Dlaczego więc nie sięgnąć po stare, nieużywane od lat antybiotyki, i ich nie udoskonalić? Pomysłodawcy takiego rozwiązania uważają, że rządy powinny dać małym firmom farmaceutycznym pieniądze właśnie na udoskonalanie już znanych leków. Takie działania są już prowadzone. W Unii Europejskiej w ramach programu AIDA finansuje się testy kliniczne pięciu antybiotyków opracowanych przed latami 80. ubiegłego wieku. Podobnie dzieje się w USA. Outterson przypomina, że ostatnio rząd USA przeznaczył ponad 5 miliardów dolarów na walkę z Ebolą. Zagrożenie spowodowane antybiotykoopornością jest znacznie większe od tego, spowodowanego przez Ebolę. Jeśli raport dobrze przewiduje to, co się będzie działo w roku 2050, to możemy stwierdzić, że świat zawiedzie na całej linii pod względem ochrony zdrowia publicznego. « powrót do artykułu
-
Po raz pierwszy zaobserwowano poród dzikiej samicy bonobo. Udało się to w LuiKotale w pobliżu Parku Narodowego Salonga. Artykuł Pameli Heidi Douglas z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej Maxa Plancka ukazał się w piśmie Primates. Luna rodziła w otoczeniu 2 innych samic, Umy i Zoe, które zapewniały jej towarzystwo i wsparcie. Poród odbywał się w gnieździe na drzewie. Krótko po przyjściu młodego na świat rodząca i jej towarzyszki zjadły łożysko. Zwykle dzikie małpy chronią się przed spojrzeniami ciekawskich, jednak bonobo przyzwyczaiły się do Douglas, która towarzyszyła im przez ponad 1,5 r. podczas zbierania materiałów do doktoratu. Pozwalały jej się zbliżyć na tyle, by mogła pobrać próbki moczu. De facto to dzięki testowi ciążowemu Niemka wiedziała o ciąży Luny niedługo po zapłodnieniu. Jednym z elementów mojego doktoratu jest badanie endokrynologii reprodukcyjnej samic bonobo. Tydzień przed połogiem brzuch samicy był wyraźnie powiększony. Rano w dniu porodu na sromie Luny zauważyłam niezwykłą białą grudkę lub czop śluzowy [...]. Z jej gniazda słyszałam przez dłuższy czas wysokie [...] wokalizacje, ale dopiero reakcje 2 towarzyszek sprawiły, że zorientowałam się, że rozpoczął się poród. Samice nie tylko otaczały gniazdo. Jednej z nich Luna pozwoliła nawet wejść do środka. Naczelne, w tym człowiekowate, często rodzą pod osłoną nocy, dlatego poranny poród Luny był dla pani antropolog pewnym zaskoczeniem. Douglas dokonała przeglądu literatury nt. udokumentowanych porodów dzikich nieczłowiekowatych naczelnych (dane dotyczyły 31 gatunków). Okazało się, że w 34 na 39 uczestniczyły inne osobniki. Tymczasem w niewoli rodzące bonobo przeważnie odseparowuje się od reszty stada. Zrozumienie, że poród to wydarzenie społeczne, a u pewnych małp pozostałe samice spełniają nawet funkcję położnych, powinno doprowadzić do zmiany praktyk w ogrodach zoologicznych. Jak widać, z powodu placentofagii łożysko także powinno zostać z matką. « powrót do artykułu
-
W otoczeniu największego meczetu świata stanie las parasoli
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
W Al-Masdżid al-Haram, największym na świecie meczecie z Mekki, stanie ok. 300 parasoli. Przykryją one powierzchnię circa 275 tys. m2. Projekt został zaakceptowany przez króla Arabii Saudyjskiej. Podobne przypominające kwiaty parasole działają już w Meczecie Proroka w Medynie. Zaprogramowano je w taki sposób, by zamykały się w nieco opóźnionej sekwencji, tak by poruszające się elementy sąsiednich konstrukcji nie zahaczały o siebie. Parasole otwierają się o poranku i zamykają wieczorem, a cała operacja trwa mniej niż 3 minuty. Latem parasole zapewniają cień. Po zamknięciu ściany i chodniki mogą zaś oddać zaabsorbowane ciepło. Przy stosunkowo niskich zimowych temperaturach w dzień parasole są zamknięte, a słońce ogrzewa otoczenie meczetu. Otwarcie ich nocą zatrzymuje ciepło przy gruncie. Zarządzający meczetami przypominają, że chłodzenie otoczenia klimatyzowanej świątyni zmniejsza nakłady energii wydatkowanej na osiągnięcie zadanej temperatury. W 2014 r. hadż odbyło ponad 2 mln pielgrzymów. Ponieważ do największych problemów należą odwodnienie i udar słoneczny, ludzie często zabierają ze sobą własne parasole. « powrót do artykułu -
Bajki dla dzieci są bardziej brutalne od filmów dla dorosłych. Prawdopodobieństwo, że ich główni bohaterowie zginą, jest ponad 2-krotnie większe. Analiza czterdziestu pięciu bajek z lat 1937-2013 wykazała, że są one przepełnione śmiercią i zniszczeniem. Zamiast być niewinną i łagodną alternatywą dla typowych horrorów czy dramatów, bajki animowane są siedliskami mordu i chaosu - twierdzą doktorzy Ian Colman z Uniwersytetu w Ottawie i James Kirkbride z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL). W studium, którego wyniki ukazały się w bożonarodzeniowym wydaniu British Medical Journal, oceniano ilość przemocy w produkcjach przeznaczonych dla dzieci. Naukowcy sprawdzali, jak szybko główne postaci ginęły w filmach z 2 kategorii: 1) bez ograniczeń wiekowych i 2) z sugerowanym nadzorem rodzicielskim. Dodatkowo ustalano, czy pierwsza śmierć była wynikiem morderstwa lub czy wiązał się z nią/był w nią uwikłany rodzic głównego bohatera. Okazało się, że śmierć ważnego bohatera pokazywano w 2/3 bajek (dla porównania, takie zdarzenie miało miejsce tylko w połowie filmów dla dorosłych), a straszna śmierć znajdowała się na porządku dziennym. Warto przypomnieć choćby zastrzelenie mamy Bambiego czy ataki zwierząt w "Gdzie jest Nemo?" i "Tarzanie". Idealnymi przykładami wczesnych zgonów są zjedzenie matki Nemo (Coral) przez barrakudę już po upływie 4 min 3 s bajki czy zabicie rodziców Tarzana przez lamparta również w 5. minucie produkcji (4 min 8 s). Kiedy Colman i Kirkbride uwzględnili czas trwania i liczbę lat od premiery, okazało się, że główne postaci produkcji dla dzieci umierały 2,5 razy częściej niż bohaterowie filmów dla dorosłych i były niemal 3 razy częściej mordowane. W bajkach rodzice głównych bohaterów umierali ponad 5-krotnie częściej niż w filmach dla dorosłej publiczności. W analizie uwzględniono tylko bajki, w których głównymi bohaterami byli ludzie i zwierzęta, ponieważ trudno powiedzieć, czy istnieje coś takiego jak śmierć humanizowanych obiektów, np. zabawek czy samochodów. Zawartość przemocy porównywano z dwoma najbardziej kasowymi filmami dla dorosłych z tego samego roku (z analizy wyłączano filmy akcji i przygodowe, bo te są często reklamowane jako przeznaczone dla dzieci). Wśród wziętych pod lupę gatunków znalazły się m.in. horrory (np. "Egzorcyzmy Emily Rose" czy "Co kryje prawda") i thrillery (np. "Pulp Fiction"). Kanadyjsko-brytyjski duet zaznacza, że myli się ten, kto sądzi, że poziom przemocy w filmach dla dzieci zmienił się znacząco od premiery "Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków" w 1937 r., gdzie zapędzona na klif zła królowa ginęła po uderzeniu błyskawicy (na szczęście dla krasnoludków, które inaczej mogłyby zostać zmiażdżone przez zrzucony głaz). « powrót do artykułu
-
Dzięki danym z satelity MAVEN (Mars Atmosphere and Volatile Evolution), który od 16 listopada bada górne warstwy atmosfery Czerwonej Planety, naukowcy zdobywają pierwsze informacje pozwalające na opisanie, w jaki sposób Mars utracił atmosferę. Zaczynamy odkrywać związki w łańcuchu wydarzeń rozpoczętych przez procesy zapoczątkowane oddziaływaniem Słońca na gaz w górnych warstwach atmosfery, które z czasem doprowadziły do utraty atmosfery mówi Bruce Jakosky z University of Colorado. W miarę trwania misji, będziemy uzupełniali ten obraz i naprawdę zrozumiemy proces, w wyniku którego doszło do zmiany atmosfery - dodaje. MAVEN jest pierwszym pojazdem, który bada górne warstwy atmosfery Marsa. Wraz z każdym okrążeniem Czerwonej Planety zanurza się w jego jonosferę i zbiera dane. Już teraz jego misja pokazała naukowcom, jak bardzo mylili się przypuszczając, że jonosfera chroni planetę przed wiatrem słonecznym i można go badać jedynie nad jonosferą. MAVEN wykazał, że głęboko we wnętrzu jonosfery niespodziewanie pojawiają się strumienie cząstek wiatru słonecznego. Pojawienie się tych strumieni, które mają wszystkie charakterystyki wiatru słonecznego, pozwala lepiej zrozumieć interakcje pomiędzy różnymi warstwami atmosfery Marsa oraz wskazują, że planeta utraciła atmosferę wskutek procesów zachodzących w górnej atmosferze i jonosferze. Jak dotychczas misja MAVEN jest sporym sukcesem. W przeciwieństwie do wielu misji prowadzonych przez NASA podczas jej przygotowań nie doszło do żadnych opóźnień, a całość okazała się tańsza, niż przewidziany budżet. « powrót do artykułu
-
W najbliższy piątek firma SpaceX przeprowadzi próbę lądowania rakiety Falcon 9 na morskiej platformie. Ma to być pokaz możliwości precyzyjnego lądowania nowej rakiety. Jest to konieczne by uzyskać zezwolenie na lądowanie rakiety na ziemi. SpaceX pracuje nad technologią, która pozwala na wielokrotne używanie rakiet, co pozwoli na znaczne obniżenie kosztów. Dotychczas przeprowadzono dwa testy rakiet Falcon 9. Dotychczas jednak lądowania odbywały się na powierzchni oceanu. Lądowania przebiegały pomyślnie, rakiety przyjmowały odpowiednią pozycję, wysuwały nogi potrzebne podczas lądowania. „Powrót czegokolwiek z przestrzeni kosmicznej to wielkie wyzwanie. A powrót rakiety Falcon 9 i jej precyzyjne lądowanie stawia przed nami dodatkowe zadania” - czytamy w oświadczeniu wydanym przez SpaceX. Ustabilizowanie podczas lądowania Falcona 9, który liczy sobie 14 pięter wysokości i podróżuje z prędkością 2092 km/h, jest jak próba ustabilizowania gumowego kija od szczotki podczas sztormu - dodali przedstawiciele firmy. SpaceX ocenia szanse powodzenia piątkowego testu na 50%. Sukces będzie tym trudniej osiągnąć, gdyż umieszczona na oceanie platforma nie zostanie zakotwiczona. « powrót do artykułu
-
Niski indeks glikemiczny (IG) nie zwiększa wrażliwości na insulinę ani nie zmniejsza wpływu czynników ryzyka choroby sercowo-naczyniowej. Wyniki studium były zaskakujące. Dywagowaliśmy, że zwłaszcza przy wysokowęglowodanowej diecie niski indeks glikemiczny zapewni umiarkowaną, ale nadal potencjalnie istotną poprawę w zakresie insulinowrażliwości oraz czynników ryzyka choroby sercowo-naczyniowej. [Tymczasem okazało się, że] posługiwanie się IG do wybierania konkretnych pokarmów nie prowadzi do poprawy cholesterolów LDL i HDL, trójglicerydów, ciśnienia krwi oraz insulinowrażliwości - podkreśla dr Frank M. Sacks z Brigham and Women's Hospital (BWH). Stu sześćdziesięciu trzem osobom z nadwagą i podwyższonym ciśnieniem skurczowym (120-159 mm Hg) przez 5 tygodni podawano jedną z czterech diet (obejmowały one wszystkie posiłki, przekąski i napoje). Ponieważ przeprowadzano badanie w układzie naprzemiennym, podczas analizy wyników uwzględniono ludzi, którzy przeszli co najmniej 2 diety. Amerykański zespół zastosował 4 interwencje: 1) wysokowęglowodanową dietę (gdzie węglowodany zapewniały 58% energii) z wysokim IG (65%), 2) wysokowęglowodanową dietę z niskim IG (40%), 3) niskowęglowodanową (40%) dietę z wysokim IG oraz 4) niskowęglowodanową dietę z niskim IG. Wyjściowymi dietami, w których manipulowano IG, były wzorce żywieniowe ustalone podczas badań nad DASH (od ang. Dietary Approaches to Stop Hypertension), czyli dietą do zapobiegania i kontroli nadciśnienia, oraz bazującą raczej na białku i tłuszczach nienasyconych OmniHeart (Optimal Macronutrient Intake To Prevent Heart Disease). Naukowcy oceniali 5 wskaźników: wrażliwość na insulinę, poziomy cholesterolu LDL i HDL, trójglicerydów oraz skurczowe ciśnienie krwi. Wpływ indeksu glikemicznego porównywano dla wysokiej i niskiej całkowitej zawartości węglowodanów. Zauważyliśmy, że zdrowa dieta z produktami węglowodanowymi z niskim IG wcale nie poprawiała insulinowrażliwości, poziomów LDL i HDL czy ciśnienia skurczowego. W ramach przyszłych badań naukowcy sprawdzą m.in., czy niski IG pomaga w długoterminowej utarcie wagi. « powrót do artykułu
-
Zostało tylko 5 nosorożców białych północnych
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Nosorożec biały północny znajduje się na skraju wyginięcia. W ciągu ostatnich 3 miesięcy padło 2 przedstawicieli tego gatunku. Na Ziemi pozostał jeszcze 1 samiec i 4 samice. Gatunek został niemal doszczętnie wytępiony przez kłusowników. Przed dwoma dniami pracownicy ogrodu zoologicznego w San Diego poinformowali o śmierci 40-letniego samca Angalifu. Zwierzę zostało wypożyczone z ogrodu zoologicznego w Chartumie. Sudan to jeden z ostatnich krajów, w którym w latach 70. na wolności pozostawała niewielka populacja północnego nosorożca białego. Angalifu został wypożyczony w nadziei, że spłodzi potomka z jedną z samic żyjących w San Diego. Okazało się jednak, że samice były prawdopodobnie zbyt wiekowe. Jedna z nich, Nadine, padła w 2007 roku. Żyje jeszcze Nola, jednak prawdopodobnie jest bezpłodna. Sam Angalifu też mógł być już zbyt stary. Na panewce spaliły też próby sztucznego zapłodnienia samic w rezerwacie w Kenii. W Afryce żyją dwa gatunki nosorożców – czarny i biały. Nosorożec biały jest zdecydowanie większy. Jeden z jego przedstawicieli ważył ponad 4500 kilogramów, czyli dwukrotnie więcej niż najcięższy znany nosorożec czarny. Biały nosorożec ma też największy róg, którego długość może dochodzić do 150 centymetrów. Gatunek ten dzieli się na dwa podgatunki: południowy i północny. Podgatunek południowy liczy obecnie ponad 15 000 przedstawicieli. Z północnego pozostało jedynie 5 osobników. Do zagłady gatunku przyczynili się – oczywiście – ludzie. W latach 60. na wolności pozostawało około 2000 nosorożców białych północnych, w latach 70. było ich zaledwie 500, a w latach 80. gatunek wyginął na wolności. W ogrodach zoologicznych pozostawało 15 jego przedstawicieli. Intensywne wysiłki na rzecz ocalenia nosorożców początkowo dały obiecujące wyniki. W USA i krajach Europy udawało się rozmnażać te zwierzęta. W 2003 roku było już 32 przedstawicieli nosorożca białego północnego. Wydawało się, że gatunek uda się ocalić tak, jak stało się to z nosorożcem białym południowym. Pod koniec XIX wieku, kiedy to sądzono, że gatunek wyginął. Jednak w latach 90. XIX wieku odkryto niewielką populację liczącą 20 osobników. Udało się ją ochronić i w XX wieku jej liczebność sięgnęła 20 000 sztuk. Do zagłady nosorożców przyczyniły się zachodnie media oraz Mao Zedong. Od lat 60. po 80. ubiegłego wieku w wielu produkowanych na zachodzie filmach twierdzono, że azjatyccy szamani tradycyjnie używali rogu nosorożca jako afrodyzjaku. W zdecydowanej większości przypadków była to nieprawda. Azjatycka medycyna rzadko używała tego składnika. Jednak popkultura zrobiła swoje, a Mao Zedong, twórca komunistycznych Chin, postanowił promować coś, co określano jako „tradycyjną chińską medycynę”. Pod wpływem zachodniej kultury oraz decyzji politycznych gwałtownie wzrosło zapotrzebowanie m.in. na rogi nosorożców, które mają być lekarstwem na alkoholizm czy raka. Jeszcze w latach 90. kilogram roku nosorożca sprzedawano za 250-300 USD, obecnie cena sproszkowanego roku wynosi ponad 300 000 dolarów za kilogram. To oznaczało wyrok śmierci dla nosorożców. W latach 90. afrykańscy kłusownicy zabijali przede wszystkim słonie. Na nosorożcach też mogli zarobić, ale ryzyko związane z polowaniem na dość dobrze chronione zwierzęta było niewarte ceny. Jeszcze w 2003 roku żyły 32 nosorożce białe północne. Do roku 2007 zostało 7 przedstawicieli tego gatunku. W ciągu ostatnich 3 miesięcy padły dwa zwierzęta. Suni, 34-letnia samica z Kenii, i Angalifu z San diego. Obecnie na świecie żyje jeszcze 5 nosorożców białych północnych. Są nimi: Nola, 40-letnia bezpłodna samica w San Diego, Sudan, 40-letni samiec, prawdopodobnie płodny, z rezerwatu Ol Pejeta w Kenii Najin, 25-letnia samica, prawdopodobnie płodna, urodzona w niewoli, z Ol Pejeta w Kenii Fatu, 14-letnia samica, płodna, z Ol Pejeta w Kenii Nabire, 32-letnia samica, miała jedno płodne jajo, urodzona w niewoli, przebywa w ogrodzie zoologicznym Dvur Kralove w Czechach. Zwierzęta żyjące w Kenii zostały tam przeniesione właśnie z Dvur Kralowe. Czesi usiłują pozyskać od Nabire jajko i sztucznie je zapłodnić. Podobne prace prowadzone są w Kenii. Głównym problemem jest dostępność spermy. Jeszcze do połowy ubiegłej dekady stawiano głównie na naturalne zapłodnienie, więc nie zachowywano spermy. Obecnie próbuje się sztucznego zapłodnienia. Jednak, jako że kłusownicy wybili niemal cały gatunek, do dyspozycji pozostały dwa samce, Sudan i Angalifu. Ich spermę pobrano jednak bardzo późno. Nosorożce żyją 40-50 lat, więc spermę pobierano od sędziwych zwierząt. Ponadto niektóre zwierzęta są ze sobą spokrewnione. Na przykład Nabire jest córką Sudana. Jeśli sztuczne zapłodnienie się nie powiedzie, nosorożec biały północny zniknie z powierzchni Ziemi w ciągu najbliższych 30 lat. Tyle bowiem może jeszcze żyć Fatu. Być może kiedyś na ratunek nosorożcom przyjdzie klonowanie, jednak obecne przyszłość rysuje się w czarnych barwach. Podobny los może czekać też nosorożca białego południowego. W 2007 roku żyło 17 460 przedstawicieli tego gatunku. Kłusownicy coraz częściej polują na te zwierzęta. W RPA, gdzie żyje 93% wszystkich nosorożców białych południowych, w 2013 roku zabito ponad 1000 tych zwierząt. Obecnie gatunek liczy 13-15 tysięcy osobników. Tylko podjęcie odpowiednich działań może uchronić ten gatunek przed ludźmi. Najważniejszym pytaniem jest jednak, czy uda się uratować nosorożca białego północnego. Przed trzema laty informowaliśmy o wyginięciu nosorożca czarnego zachodniego. « powrót do artykułu -
Pracujący na Marsie łazik Curiosity zanotował 10-krotny wzrost stężenia metanu w swoim pobliżu i wykrył marsjańskie związki organiczne w materiale pobranym ze skały. Ten czasowy wzrost stężenia metanu – najpierw gwałtowny skok, a później powolny powrót do normalnego poziomu – wskazuje, że trafiliśmy na miejscowe źródło. Istnieje wiele źródeł metanu, organicznych i nieorganicznych, może on powstawać np. wskutek interakcji wody i skał - mówi Sushil Atreya z University of Michigan, który jest jednym z naukowców pracujących przy łaziku Curiosity. W czasie 20-miesięcznego pobytu łazika wielokrotnie badano atmosferę Marsa pod kątem obecności metanu. Podczas dwóch pomiarów – pod koniec 2013 i na początku 2014 roku – zanotowano stężenie metanu rzędu 7 części na miliard. Wcześniej i później stężenie wynosiło 0,7 części na miliard. Curiosity przeprowadził też wiercenia w skale nazwanej Cumberland i odkrył w jej wnętrzu związki organiczne. Mogły się one uformować na Marsie lub zostać tam przyniesione. Wcześniej Curiosity wielokrotnie odkrywał związki węgla, jednak w wielu przypadkach okazywało się, że to związki, które sam łazik przywiózł z Ziemi. W innych przypadkach nie było możliwe jednoznaczne potwierdzenie marsjańskiego pochodzenia znalezionej materii organicznej. Wszystko przez obecność nadchloranów w marsjańskich skałach. Po podgrzaniu w SAM nadchlorany zmieniają strukturę związków organicznych, zatem naukowcy nie byli pewni, skąd one pochodzą. Tym razem zdobyli tę pewność. Pierwsze potwierdzenie, że mamy do czynienia z organicznym węglem w skałach z Marsa jest bardzo obiecujące. Związki organiczne są ważne, gdyż mówią nam dużo o reakcjach chemicznych, w wyniku których powstały oraz jak się zachowały. To z kolei powie wiele o różnicach pomiędzy Marsem a Ziemią - stwierdził Roger Summons z MIT-u. « powrót do artykułu
-
Hiszpańscy naukowcy zauważyli, że po dodaniu do płachty grafenu atomów ołowiu, powstaje silne pole magnetyczne. Odkrycie to może mieć znaczenie dla rozwoju spintroniki. Grafen ma bardzo interesujące właściwości optyczne i mechaniczne. Jednak nie ma właściwości magnetyczych, co znacznie utrudnia manipulowanie innymi cechami grafenu. Teraz naukowcy z IMDEA Nanosciencias, Uniwersytetu Autonomicznego w Madrycie, Madryckiego Instytutu Nauk Mateiałowych (CSIC) i Uniwersytetu Kraju Basków, opisali, w jaki sposób stworzyć silne pole magnetyczne w grafenie. Okazało się, że po dodaniu atomów ołowiu dochodzi do niezwykle silnej interakcji pomiędzy spinami a orbitami elektronów. Interakcja te jest milion razy silniejsza niż w samym grafenie. Dlatego też uzyskane przez nas wyniki są niezwykle obiecujące, a odkrycie może zostać wykorzystane np. do stworzenia systemów do przechowywania danych - mówi Rodolfo Miranda, który stał na czele grupy badawczej. Uczeni najpierw wyhodowali warstwę grafenu na podłożu z irydu, a następnie nałożyli nań warstwę ołowiu. Ołów utworzył „wyspy” pod grafenem, a elektrony w grafenie zaczęły zachowywać się tak, jakby zostały poddane działaniu pola magnetycznego o natężeniu 80 tesli. Co najważniejsze, w warunkach tych pewne stany elektroniczne są topologicznie chronione, czyli są odporne na zakłócenia czy zanieczyszczenia. Jeśli porównamy to do ruchu drogowego, to w tradycyjnych materiałach spintronicznych samochody poruszają się po drodze dwupasmowej, co zwiększa prawdopodobieństwo kolizji. W naszym nowym materiale poruszają się drogą z dwoma pasmami fizycznie od siebie oddzielonymi - mówi Miranda. « powrót do artykułu
-
Kamień nazębny pomógł rozwikłać dietetyczną tajemnicę
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Badając kamień z zębów z przybrzeżnych stanowisk archeologicznych, doktorantka Monica Tromp z University of Otago i dr John Dudgeon z Uniwersytetu Stanowego Idaho ustalili, jaka roślina stanowiła podstawę diety mieszkańców Wyspy Wielkanocnej (Rapa Nui) przed kontaktem z Europejczykami. Duet opublikował ostatnio w Journal of Archaeological Science artykuł, który wyjaśniał uzyskane wcześniej wyniki, sugerujące, że podstawowym pokarmem roślinnym populacji Rapa Nui była palma. Tajemnica wydawała się tym większa, że dowody wskazywały, że palmy wyginęły wkrótce po kolonizacji wyspy. Tak czy siak większość fitolitów (mikroskamieniałości roślinnych) z kamienia nazębnego pochodziła właśnie z palm. Wykorzystane w badaniach zęby wykopano w latach 80. XX w. Próbując rozwiązać zagadkę, Tromp i Dudgeon przeprowadzili dalsze analizy. Po odwapnieniu kamienia z 30 zębów akademicy zidentyfikowali ziarna skrobi odpowiadające tym ze współczesnych słodkich ziemniaków. Żadne z wydobytych ziaren nie przypominało bananów, taro (kolokazji jadalnej) ani pochrzynu, czyli innych bogatych w skrobię roślin, o których dywagowano, że mogłyby stanowić postawię diety mieszkańców Wyspy Wielkanocnej. Para postanowiła zbadać skórki batatów wyhodowanych na osadach podobnych do tych Rapa Nui. Okazało się, że podczas wzrostu bulwy w skórkę wbudowują się fitolity palmowe z gleby. Tromp i Dudgeon są pierwszymi antropologami biologicznymi, którzy analizują kamień nazębny z rejonu Pacyfiku. Kamień to doskonałe miejsce do poszukiwania roślinnych składników historycznej diety, ponieważ mikroskamieniałości się w nim zakotwiczają [...]. Studium pokazuje także, że ślady ze zmineralizowanej płytki, które sugerują spożycie pewnych pokarmów, mogą pochodzić ze środowiska, w którym coś hodowano, a nie z samego produktu [...]. Fakt ten należy uwzględnić w badaniach kamienia prowadzonych na całym świecie. « powrót do artykułu -
Naukowcy z Centrum Medycznego Uniwersytetu Columbii odkryli, że poza glutenem, układy odpornościowe pacjentów z celiakią reagują również na specyficzne rodzaje nieglutenowych białek pszenicy. Rolę glutenu w celiakii intensywnie badano już od lat 50., jednak ewentualny udział nieglutenowych białek pszenicy jest nadal słabo poznany. Nasze studium to pierwsze podejście do mapowania reakcji limfocytów B na białka nieglutenowe pszenicy [...] - podkreśla dr Armin Alaedini. Alaedini, Sina Huebener, Melanie Uhde oraz naukowcy z Departamentu Rolnictwa szukali celu białkowego za pomocą 2 technik: testów immunologicznych i spektrometrii mas. Okazało się, że poza 4 innymi typami białek pszenicy nowymi nieglutenowymi białkami immunogennymi są serpiny (od ang. serine proteinase inhibitor). Choć na razie nie jesteśmy w stanie wyciągnąć [...] wniosków odnośnie do patogennego wpływu tych białek, odkrycia powinny skłonić do bliższego przyjrzenia się ich potencjalnemu udziałowi w procesie zapalnym w przebiegu celiakii - podsumowuje Alaedini. « powrót do artykułu
-
W maju bieżącego roku Microsoft pochwalił się dokonaniem przełomu w automatycznym tłumaczeniu symultanicznym. Koncern twierdził, że opracowana przezeń technologia usunie w przyszłości bariery językowe. Teraz poszedł o krok dalej. Mamy przyjemność ogłosić rozpoczęcie pierwszej fazy publicznej prezentacji programu Skype Translator - poinformował Gurdeep Pall z Microosftu. W ramach prezentacji uruchamiamy tłumaczenia pomiędzy dwoma językami, hiszpańskim i angielskim. Skype Translator pozwoli ludziom na całym świecie komunikować się ze sobą i współpracować. Ludzie nie będą ograniczani miejscem zamieszkania i językiem - dodał. Pierwszą publiczną próbą była rozmowa pomiędzy uczniami szkoły w Mexico City z uczniami z Tacoma w stanie Waszyngton. Jak możemy przekonać się na załączonym filmie, dzieci mogły rozmawiać, posługując się swoimi macierzystymi językami. Skype Translator korzysta z technologii uczącej się maszyny, zatem im częściej jest używany, tym doskonalszy się staje. Zaczynamy od angielskiego i hiszpańskiego. Im więcej osób będzie korzystało ze Skype Translator, tym będzie on doskonalszy - stwierdził Pall. « powrót do artykułu
-
Tadż Mahal, jeden z najbardziej znanych zabytków światowej architektury, wymaga regularnego czyszczenia, bez którego straci swój niepowtarzalny wygląd. Naukowcy z USA i Indii właśnie odkryli, że budowli szkodzą cząstki węgla oraz kurz. Teraz będą musieli zbadać, skąd konkretnie pochodzą zanieczyszczania, co pozwoli na lepszą ochronę zabytku. Nasz zespół stwierdził, że zanieczyszczeniami, które prowadzą do utraty koloru przez Tadż Mahal to pyły: węgiel ze spalania biomasy, śmieci i paliw kopalnych oraz kurz, prawdopodobnie z dróg i rolnictwa. Zbadaliśmy też, w jaki sposób czynniki te prowadzą do brązowienia - mówi profesor Michael Bergin z Georgia Institute of Technology. Tadż Mahal powstało w XVII wieku. To mauzoleum zbudowane przez Szahdżahana, piątego władcę Indii z dynastii Wielkich Mogołów, dla upamiętnienia jego żony Mumtaz Mahal. W 1983 roku obiekt został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Od lat 70. ubiegłego wieku obserwuje się, że białe marmury Tadż Mahal brązowieją. W związku z tym prowadzone są ciągłe prace mające na celu utrzymanie blasku mauzoleum. Od dawna podejrzewano, że winne są zanieczyszczenia powietrza, jednak dotychczas nie przeprowadzono kompleksowych badań. Dopiero niedawno sfinansowali je Amerykanie. Od listopada 2011 do czerwca 2012 wraz z kolegami z Indii zbierali próbki powietrza z okolicy Tadż Mahal. Ponadto na samej budowli umieszczono niewielkie kawałki czystego marmuru i po dwóch miesiącach poddano je analizie za pomocą mikroskopu elektronowego. Zarówno w filtrach powietrza jak i na powierzchni próbek marmuru znaleziono kurz, węgiel drzewny i sadzę. Cząstki węgla pochodzą z wielu lokalnych źródeł – od spalania paliwa, poprzez gotowanie po produkcję cegieł. Kurz pochodzi albo z okolicznych pól i dróg, albo też przybył z dużej odległości. Wykazaliśmy, że to te cząstki przyczyniają się do zmiany koloru powierzchni. Podzielimy się naszymi badaniami z innymi naukowcami, którzy będą mogli zbadać, w jaki sposób środowisko miejskie i naturalne prowadzą do zmian koloru budowli - mówi Bergin. Naukowiec ma również nadzieję, że odkrycie źródła pochodzenia zanieczyszczeń pozwoli chronić Taj Mahal i przyczyni się do poprawy zdrowia ludzi. Niektóre z tych cząstek są bardzo szkodliwe, jeśli więc pomożemy Tadż Mahal, pomożemy też ludziom. Zdrowie zabytku i zdrowie ludzkie są tutaj ściśle powiązane - stwierdza uczony. « powrót do artykułu
-
W poniedziałek (15 grudnia) z Portu lotniczego Los Angeles po raz pierwszy jako pasażer odleciał humanoidalny robot o imieniu Athena. Maszynę ubraną w białą koszulkę i czerwone trampki przewoził przez terminal na wózku inwalidzkim Alexander Herzog - doktorant z Towarzystwa Maxa Plancka. Towarzystwo Maxa Plancka współpracuje z Uniwersytetem Południowej Kalifornii przy robotach, które miałyby zastąpić ludzi podczas wykonywania trudnych czy niebezpiecznych zadań, np. usuwaniu skutków wycieku w elektrowni atomowej w Fukushimie. Na razie zbudowana przez firmę Sarcos z Salt Lake City Athena ma ograniczone możliwości. Potrafi np. poruszać rękoma, ale nadal trwają prace nad oprogramowaniem odpowiadającym za ruchy nóg i stanie. W klasie ekonomicznej samolotu Lufthansy wyłączoną Athenę przypięto pasami. W podróży towarzyszyli jej Herzog oraz Jeannette Bohg. Humanoid mógł być standardowo dostarczony w dużej skrzyni, ale naukowcy chcieli sprawdzić, jak ludzie zareagują na robota siedzącego w samolocie - wyjaśnia rzeczniczka lotniska Nancy Suey Castles. « powrót do artykułu