Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37601
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Paleoceńsko-eoceńskie maksimum termiczne (PETM) było bardziej podobne do dzisiejszych zmian klimatycznych, niż dotychczas sądziliśmy. Dalsze prace nad tym okresem w historii Ziemi może odpowiedzieć na pytanie, co czeka naszą ocieplającą się planetę. Dobra wiadomość jest taka, że mimo iż w czasie PETM średnie temperatury wzrosły o 5-8 stopni Celsjusza, większość gatunków przetrwała. Zła – że powrót do poprzedniego stanu trwał niemal 200 000 lat. Geochemik Gabe Bowen wraz kolegami z University of Utah wykonał badania osadów, dzięki którym uczeni dowiedzieli się, że w czasie PETM – które było spowodowane pojawieniem się w atmosferze olbrzymich ilości dwutlenku węgla – średnio do atmosfery trafiało około 900 milionów ton CO2 rocznie. W krótkich przedziałach czasu prawdopodobnie dochodziło do jeszcze większej emisji. Tymczasem antropogeniczna emisja dwutlenku węgla przekracza tę z przeszłości. Od 1900 roku ludzkość wysyła do atmosfery średnio 3 miliardy ton CO2 w ciągu roku. Naukowcy z Utah odkryli, że w czasie PETM doszło do dwóch, trwających nie dłużej niż 1500 lat impulsów wyrzutu dwutlenku węgla do atmosfery. Po pierwszym impulsie poziom węgla w atmosferze wrócił do normy w ciągu kilku tysięcy lat. Prawdopodobnie węgiel został rozpuszczony w oceanach. Po drugim impulsie powrót zajął aż 200 000 lat. Niewykluczone, że to pierwszy impuls stał się przyczyną drugiego. Mógł np. doprowadzić do ogrzania oceanów, co z kolei mogło przyczynić się do rozpuszczenia klatratów. Opisane powyżej odkrycie wyklucza niektóre z hipotez mających wyjaśnić pojawienie się w atmosferze wielkich ilości węgla. Jeśli Bowen ma rację, to należy wykluczyć uderzenie asteroidy, powolne roztapianie się wiecznej zmarzliny, pożary czy wysychanie wielkiego morza. Okres, w jakim doszło do uwolnienia gazu cieplarnianego najbardziej odpowiadałby rozpuszczaniu się klatratów – o tej hipotezie już informowaliśmy – lub też działaniu wulkanów, które podgrzały skały bogate w związki organiczne, co doprowadziło do uwolnienia się CO2. PETM to najlepszy, ale wciąż kwestionowany, model tego, w jaki sposób obecny przyrost węgla w atmosferze może wpłynąć na klimat, środowisko i ekosystemy. Nasze badania pokazują, że model ten jest odpowiedni. Ówczesna emisja węgla przypomina dzisiejszą antropogeniczną emisję, możemy więc sporo nauczyć się z wydarzeń, które miały miejsce 55,5 miliona lat temu - mówi Bowen. Uczony przypomina jednocześnie, że wówczas już przed rozpoczęciem PETM klimat był znacznie cieplejszy niż obecnie. Na biegunach nie było pokryw lodowych, zatem to co się działo miało miejsce w innych warunkach, niż obecne. Paleobiolog Scott Wing ze Smithsonian Institution zauważa, że tempo uwalniania się węgla do atmosfery było w czasie PETM podobne do dzisiejszej emisji. Dotychczas sądzono, że uwalniał się on znacznie wolniej. Już wcześniejsze badania pokazały, że podczas PETM w niektórych regionach Ziemi występowało więcej burz niż wcześniej, w innych było bardziej sucho. Dochodziło do wielkich migracji roślin i zwierząt. Nie obserwujemy natomiast masowego wymierania. Wyginęły niektóre grupy otwornic i niewiele więcej. W tym czasie pojawiają się też pierwsze współczesne ssaki, w tym naczelne, oceany stają się bardziej zakwaszone, jak ma to miejsce obecnie - mówi Bowen. Zdaniem uczonego możliwe są trzy scenariusze, które doprowadziły do PETM. Jeden z nich to ogrzanie się oceanów, drugi podmorskie osunięcie się gruntu, które doprowadziło do rozpuszczenia klatratów, a trzecie to działalność gorących roztopionych skał, które podgrzały skały bogate w składniki organiczne. « powrót do artykułu
  2. Specjaliści badający nadprzewodnictwo wysokotemperaturowe od 30 lat skupiają swoją uwagę na miedzianach. Najwyższa uzyskana dotychczas temperatura, w jakiej miedziany są nadprzewodnikami wynosi 164 kelwiny (-109 stopni Celsjusza). Jednak naukowcom udało się pobić ten rekord. Wykorzystali w tym celu siarkowodór, który poddany ciśnieniu podobnemu jakie panuje we wnętrzu Ziemi wykazywał właściwości nadprzewodzące w temperaturze 190 kelwinów (-83 stopnie Celsjusza). Jeśli wyniki te się potwierdzą, będzie to szokujące. Będziemy mieli do czynienia z historycznym odkryciem - mówi Robert Cava, chemik z Princeton University. Uznawana obecnie teoria dotycząca nadprzewodnictwa (teoria BCS) mówi, że wibracje w atomach kryształów mogą spowodować, że elektrony utworzą pary Coopera, które z kolei przemieszczają się nie napotykając na żaden opór. Teoria ta powstała w latach 50. ubiegłego wieku, jednak prawdopodobnie nie wyjaśnia nadprzewodnictwa obserwowanego w miedzianach. Specjaliści mają jednak nadzieję, że BCS umożliwi badanie nad innymi potencjalnymi nadprzewodnikami wysokotemperaturowymi, szczególnie zawierającymi lekkie atomy, jak wodór. Najnowsze badania bazują na pracy Neila Ashcrofta z Cornell Univeristy, który opierając się na teoretycznych przewidywaniach chińskich fizyków, badał nadprzewodnictwo związków wodoru. Chińczycy stwierdzili bowiem, że siarkowodór powinien wykazywać właściwości nadprzewodzące w temperaturze do około 80 K o ile zostanie poddany ciśnieniu rzędu 1,6 miliona atmosfer. Tak wysokie ciśnienie wymusza pojawienie się par Coopera i czyni je bardziej odpornymi na zmiany temperatury. Najnowsze odkrycie to dzieło zespołu Mikhaila Eremetsa z Instytutu Chemii im. Maksa Plancka w Moguncji. Uczeni umieścili kawałek siarkowodoru, wielkości zaledwie 1/100 milimetra, pomiędzy diamentowymi ostrzami, a następnie badali, w jakiś sposób zmienia się oporność materiału w miarę jego schładzania do temperatury zera absolutnego. Eksperci są podekscytowani i mówią, że możemy mieć do czynienia z bardzo ważnym przełomem w badaniach nad nadprzewodnictwem. Jednak Alexander Gurevich, teoretyk z Old Dominion University w Norfolk, zaleca ostrożność. Zauważa, że niemiecki zespół powinien jeszcze wykazać pojawienie się efektu Meissnera, czyli zanikania pola magnetycznego w czasie przechodzenia w stan nadprzewodzący. « powrót do artykułu
  3. Naukowcy z japońskiego instytutuNaukowcy z japońskiego instytutu RIKEN opracowali technologię samoorganizowania się molekuł organicznych w struktury, które mogą posłużyć do produkcji organicznej optoelektroniki. RIKEN opracowali technologię samoorganizowania się molekuł organicznych w struktury, które mogą posłużyć do produkcji organicznej optoelektroniki. Już wcześniej wiedziano, że molekuły organiczne w odpowiedzi na działanie światła mogą zmieniać swój stan. Ta ich właściwość może przydać się np. do produkcji optycznych układów pamięci. Problem jednak w tym, że aby taki układ wyprodukować, należy uzyskać wysoce zorganizowaną pojedynczą warstwę molekuł, przytwierdzoną do metalowego podłoża. Tutaj pojawia się główna trudność, gdyż po umieszczeniu na podłożu zmieniają się właściwości i uzyskanie odpowiednich właściwości optoelektronicznych staje się trudne. Jak dowiadujemy się teraz z Angewandte Chemie, uczeni z RIKEN wykorzystali interakcje pomiędzy elektrycznymi dipolami molekuł, a alkalicznymi jonami metalu, dzięki czemu uzyskali homogeniczną pojedynczą warstwę molekuł diaryletenu na miedzianej powierzchni. Zwykle diaryleten charakteryzuje się zmianą koloru pod wpływem światła. Jednak materiał uzyskany przez Japończyków ma jeszcze jedną interesującą właściwość – posiada dipole, zatem nie tylko samodzielnie porządkuje się na miedzi, ale jego fotochromatyczne właściwości nie ulegają zmianie. « powrót do artykułu
  4. Mozaiki ze starożytnego Rzymu miały m.in. chronić przed pechem, złym urokiem i ludzką zawiścią. Wyniki badań kilkunastoosobowego zespołu prof. Maríi Luz Neiry Jiménez z Uniwersytetu Karola III Hiszpańskiego w Madrycie zostały ostatnio zebrane w książce pt. "Religiosidad, rituales y prácticas mágicas en los mosaicos romanos". Mozaiki to nie tylko dzieła sztuki, ale i źródła wiedzy historycznej. Ich analiza pomaga zrozumieć, jak ówczesna elita, bo to głównie jej przedstawiciele zamawiali mozaiki do przestrzeni domowych i publicznych, postrzegała rzeczywistość i co się dla niej liczyło. Najpowszechniejsze przedstawienia dotyczą małżeństwa i ofiar [...]. Są to też sceny chroniące przed złym urokiem i zawiścią - podkreśla Jiménez. Mozaiki ostatniego typu miały spełniać funkcję magiczną. Aby uchronić się przed urokiem, przesądni Rzymianie uciekali się np. do wizerunku oka przeszytego włócznią i otoczonego przez zwierzęta (w niektórych przypadkach występowały też inskrypcje). W holach domostw umieszczano przedstawienia postaci mitologicznych z wydatnymi fallusami oraz inne sceny, które mogłyby odstraszyć zazdrośników. Na mozaice z Kefalinii uwieczniono przykładowo kogoś, kto skręca się z bólu i sam się dusi pod wpływem zazdrości wywołanej widokiem domu. Tematyka ta nie ogranicza się do specyficznej epoki; jest charakterystyczna dla całej historii Imperium Rzymskiego. To bardzo ważne, ponieważ dokumentuje przetrwanie obyczajów pochodzących z metaforyki pogańskiej - zaznacza Jiménez. W zespole Jiménez za analizę zmiany mentalności właścicieli Willi Fortunatusa we Fradze, która znalazła wyraz w mozaikach, odpowiadał Dimas Fernámdez Galiano. Prof. María Pilar San Nicolás oraz Irene Mañas z Universidad Nacional de Educación a Distancia (UNED) wzięły pod lupę m.in. inskrypcje odpędzające zły urok. « powrót do artykułu
  5. Włoscy naukowcy opisali pierwszy na świecie przypadek "wybudzenia" pacjenta w stanie minimalnej świadomości (ang. minimally-conscious state, MCS) za pomocą midazolamu, leku nasennego podawanego w ramach premedykacji przed zabiegiem chirurgicznym. Dwa lata po wypadku komunikacyjnym mężczyznę lekko znieczulono przed tomografią komputerową. Zamiast powszechnie wykorzystywanego propofolu podano właśnie midazolam. Ku zaskoczeniu wszystkich pacjent nawiązał kontakt z anestezjologiem, a następnie z rodzicami. Rozmawiał przez telefon komórkowy z ciotką i rozpoznał drogę do siebie do domu. Zapytany o wypadek, niczego nie pamiętał i nie był świadomy swojego stanu. Poprawa utrzymywała się ok. 2 godzin od podania leku. Później nastąpił powrót do MCS. By lepiej zrozumieć przebieg wydarzeń, lekarze zbadali pacjenta za pomocą EEG przed, w czasie i po dożylnym podaniu midazolamu. Dzięki złożonym analizom Włosi wskazali obszary mózgu, gdzie lek wywołał zmiany. W zapisie EEG natrafiono na podobieństwa do katatonii, a ta może być przejawem niedrgawkowego stanu padaczkowego (ang.non-convulsive status epilepticus, NCSE). Mając to wszystko na uwadze, autorzy raportu z pisma Restorative Neurology and Neuroscience będą musieli odpowiedzieć na 3 pytania: 1) czy to przypadek katatonii przypominającej MCS?, czy też raczej 2) MCS jako zespół obejmuje elementy katatoniczne? I wreszcie, 3) czy określając relatywny wkład MCS i katatonii, można ustalić, czy dany pacjent zareaguje na leki będące agonistami receptorów GABAA (do tej grupy należy midazolam)? Dr Maria Chiara Carboncini ze Szpitala Uniwersyteckiego w Pizie podkreśla, że uzyskane wyniki torują drogę zupełnie nowemu podejściu do leczenia i zarządzania przypadkami MCS. « powrót do artykułu
  6. Microsoft jest kolejną z wielkich firm, które zaufały bitcoinom. Koncern akceptuje płatność tą walutą w swoich sklepach. Mieszkańcy USA mogą teraz płacić bitcoinami za gry, aplikacje, pliki muzyczne i wideo w sklepach Windows, Windows Phone, Xbox Games, Xbox Music i Xbox Video. Wprowadzono jednak pewne ograniczenia. Użytkownik może dodać do swojego konta bitcoiny o maksymalnej wartości 100 USD, opłata nie może być zwrócona, a zakupy są możliwe tylko w USA. Bitcoinami można płacić tylko za towary cyfrowe, a nie fizyczne. Już wcześniej bitcoiny zaczął akceptować Dell. Z kolei Amazon, jeden z najważniejszych graczy na rynku handlu internetowego, nie przyjmuje opłat w bitcoinach. « powrót do artykułu
  7. Kiedy naukowcy podawali myszom pokarmy bogate w nasycone kwasy tłuszczowe z mleka, dochodziło do eksplozji populacyjnej mikrogleju w podwzgórzu, a więc regionie odpowiedzialnym m.in. za kontrolę głodu. Zespół z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco posłużył się lekiem eksperymentalnym, "wyłączał" też mikroglej za pomocą metod genetycznych. Okazało się, że oba sposoby nie tylko skutecznie eliminowały wywołany przez mikroglej stan zapalny podwzgórza, ale i sprawiały, że zwierzęta jadły mniej w porównaniu do gryzoni z grupy kontrolnej. Akademicy nie dopatrzyli się przy tym jakichś objawów chorobowych. Co istotne, wyeliminowanie mikrogleju wpływało na spożycie pokarmów tylko wtedy, gdy dużą część diety stanowiły nasycone tłuszcze z mleka. Zabieg nie miał wpływu ma gryzonie karmione paszą niskotłuszczową lub bogatą w inne rodzaje tłuszczu, w tym oliwę czy olej kokosowy. Dr Martin Valdearcos Contreras odkrył, że kiedy myszy spożywają dużo nasyconych kwasów tłuszczowych, tłuszcz dostaje się do mózgu i odkłada w podwzgórzu. Wg prof. Suneila Koliwada, mikroglej wyczuwa nasycone tłuszcze i wysyła do obwodów mózgowych w podwzgórzu instrukcje będące ważnymi "sterownikami" spożycia pokarmów. Mikroglej jest znany głównie z wywoływania stanu zapalnego mózgu w odpowiedzi na zakażenie lub uraz, ale nowe badania pokazują, że odgrywa również kluczową rolę w kształtowaniu reakcji mózgu na dietę. W przebiegu otyłości inne komórki odpornościowe - makrofagi - wywołują stan zapalny poza mózgiem: w tkance tłuszczowej, wątrobie i mięśniach. Generalnie przejadanie się powoduje, że mikroglej akumuluje się w podwzgórzu szybciej niż makrofagi w tkankach obwodowych. Dotąd jednak nie znano skutków tego zjawiska. W odróżnieniu od klasycznie definiowanego stanu zapalnego, w którym komórki odpornościowe gromadzą się w miejscach, gdzie bodźce środowiskowe wywołały zamęt, aktywacja mikrogleju [...] może być częścią fizjologicznego procesu remodelowania funkcji mózgu w odpowiedzi na zmiany składu spożywanego pokarmu. Kiedy konsumpcja nasyconych kwasów tłuszczowych jest stale wysoka, może dojść do zawłaszczenia mikroglejowej sieci czuciowej, a zjawisko to pośredniczy w zwiększeniu spożycia i sprzyja szybszemu przyrostowi wagi. Obieranie na cel mikrogleju może być zatem sposobem kontrolowania konsumpcji przy tak dziś popularnej wysokotłuszczowej diecie - wyjaśnia Koliwad. « powrót do artykułu
  8. Niejeden internauta, czytając doniesienia o masowej inwigilacji służb wywiadowczych w internecie, zastanawia się, na ile możliwe jest śledzenie jego komputera. NSA, BND czy GCHQ dysponują przecież wyrafinowanymi technologiami, specjalistycznym oprogramowaniem i mają do dyspozycji świetnych specjalistów. Wydaje się zatem, że przeciętny użytkownik komputera jest bez szans. Jak jest jednak naprawdę? W sieci powstała witryna, która pozwala sprawdzić, na ile unikatowe są ślady, które pozostawiamy w internecie. Dzięki Am I Unique dowiemy się ile komputerów podłączonych do sieci pozostawia identyczne ślady co nasz. Korzystając z niej warto pamiętać, że to zwykła, „cywilna” witryna, która na pewno nie używa tak zaawansowanych technik, jakimi dysponują rządowe agencje bezpieczeństwa. « powrót do artykułu
  9. Chińska firma Xiaomi, która chce w ciągu najbliższych lat stać się jednym z największych producentów smartfonów na świecie, wstrzymała debiut swoich urządzeń w Indiach. Na przeszkodzie w rozpoczęciu ekspansji stanął spór patentowy z Ericssonem. Analitycy ostrzegają, że w miarę, jak Xiaomi będzie mocnej wchodziła na rynek, powinna liczyć się kolejnymi pozwami o naruszenie praw patentowych. Nieporozumienia z Ericssonem trwają już ponad trzy lata. Szwedzki koncern od dawna zwraca uwagę, że chińska firma narusza jego patenty. Dotychczas Chińczycy odmawiali płacenia tantiem, dlatego Ericsson zdecydował się na oddanie sprawy do sądu. Xiaomi zapowiada, że będzie współpracowało z Ericssonem na rzecz rozwiązania sporu. To prawdopodobnie będzie chińską firmę kosztowało sporo pieniędzy. Xiaomi powstała w 2010 roku, a już w roku bieżącym została największym chińskim producentem telefonów komórkowych. Firma nie posiada wielu patentów, jest więc pod tym względem w gorszej sytuacji, niż przedsiębiorstwa od dawna działające na rynku. Błyskawiczny wzrost Xiaomi sprowadzi na tę firmę kłopoty. Coraz więcej przedsiębiorstw będzie używało swoich praw patentowych w walce z nią. « powrót do artykułu
  10. Amerykańska Izba Reprezentantów przegłosowała poprawki budżetowe, w ramach których NASA otrzyma w przyszłym roku aż o 2% więcej pieniędzy niż w roku 2014. Przyszłoroczny budżet Agencji będzie wynosił 18 miliardów USD, czyli o 364 miliony dolarów więcej niż w roku bieżącym. Sama Agencja wnioskowała o 17,5 miliarda USD. Na większym budżecie najwięcej zyska wydział zajmujący się badaniem innych planet, który otrzyma 160 milionów dolarów więcej. Prawodawcy zdecydowali, że co najmniej 100 milionów dolarów ma zostać przeznaczonych na badanie księżyca Europa za pomocą robotów. Ten księżyc Jowisza niezwykle interesuje naukowców, gdyż pod jego lodową pokrywą może kryć się życie. Obecnie priorytetem NASA jest przyszła misja na Marsa, w ramach której na Ziemię mają powrócić próbki gruntu z Czerwonej Planety. Kolejnym beneficjentem zwiększenia budżetu jest wydział astrofizyczny, który otrzymał o 70 milionów USD więcej. Pozwoli to na wydłużenie misji Stratospheric Observatory for Infrared Astronomy (SOFIA). SOFIA to podczerwony teleskop zamontowany na pokładzie Boeinga 747. Samolot lata w stratosferze, dzięki czemu teleskop ma dobry niezakłócony widok. Koszty funkcjonowania SOFIA są znacznie niższe od kosztów obsługi teleskopu kosmicznego. Program jest jednak droższy od wielu innych, w związku z czym obawiano się, że trzeba będzie go zakończyć. Nowe środki pozwolą na kontynuację badań. NASA otrzymała też całość z 645 milionów dolarów o jakie wnioskowała w związku z budową Teleskopu Kosmicznego Jamesa Webba. Pełne finansowanie otrzymał też program załogowych lotów kosmicznych, zarówno w ramach projektu Orion jak i przy pomocy firm prywatnych. « powrót do artykułu
  11. W wersji Windows 10, która niedawno wyciekła w internecie, znajdują się informacje sugerujące, że nowy system Microsoftu będzie wspierał technologię 3D Touch. Korzysta z czujnika wykrywającego ruchy dłoni wykonywane nad wyświetlaczem. Technologia ta umożliwia przewijanie witryn czy przechodzenie pomiędzy nimi bez potrzeby dotykania wyświetlacza. Tego typu technologia nie jest niczym nowym. Korzysta z niej Samsung w swoich smartfonach z wbudowaną technologią Air Gestures. Sam Microsoft oferuje podobną technologię w urządzeniu Kinect for the PC. Jednak w przeciwieństwie do technologii używanej w Kinect, ta wykorzystana w Windows 10 korzysta z ruchów samych dłoni, a nie z ruchów całego ciała. Niewykluczone również, że Windows 10 będzie obsługiwał urządzenia do rzeczywistości wirtualnej (VR). « powrót do artykułu
  12. Wyciąg z ziemniaka może ograniczyć przyrost wagi związany z wysokotłuszczową dietą obfitującą w rafinowane cukry. Wyniki były tak zaskakujące, że naukowcy z McGill University zdecydowali się dla pewności powtórzyć eksperyment. Kanadyjczycy przez 10 tygodni tuczyli myszy. Na wyniki nie trzeba było długo czekać. Zwierzęta, które zaczynały badanie, ważąc średnio 25 g, przybierały ok. 16 g. Okazało się jednak, że gryzonie, którym przy tej samej niezdrowej diecie podawano wyciąg z ziemniaków, tyły o wiele mniej, bo tylko 7 g. Naukowcy tłumaczą, że korzystny wpływ ekstraktu wiąże się z wysoką zawartości przeciwutleniających polifenoli. Byliśmy zdumieni rezultatami. Myśleliśmy, że to nie może być prawda - w rzeczywistości, by się upewnić, przeprowadziliśmy eksperyment jeszcze raz, korzystając z innej partii wyciągu przygotowanego z ziemniaków wyhodowanych w innej porze [roku] - wyjaśnia prof. Luis Agellon. Jak dodaje główny autor studium prof. Stan Kubow, dzienną dawkę ekstraktu uzyskuje się z 30 ziemniaków, ale oczywiście, nie radzimy, by każdy zjadał 30 kartofli dziennie, bo byłaby to ogromna liczba kalorii. Zamiast tego autorzy publikacji z Molecular Nutrition & Food Research wspominają o suplemencie diety z wyciągiem albo dodatku/przyprawie, którą można by stosować w kuchni. Choć o ziemniakach mówi się głównie w kontekście zawartości węglowodanów, są one również źródłem polifenoli. W słynnej - uznawanej za bardzo zdrową - kuchni francuskiej to ziemniaki, a nie czerwone wino są podstawowym źródłem polifenoli. Kubow podkreśla, że hodowla ziemniaków jest prosta, a produkt już i tak stanowi część podstawowej diety wielu krajów. Do badań wybrano odmianę jedzoną w Kanadzie, która jest szczególnie bogata w polifenole. Mimo że ludzie i myszy metabolizują pokarmy w podobny sposób, by potwierdzić wyniki, trzeba koniecznie przeprowadzić testy kliniczne. Należy również określić optymalną dawkę dla mężczyzn i kobiet. Zespół, w którego skład wchodziła również prof. Danielle Donnelly, chce opatentować ekstrakt z ziemniaków. Obecnie trwają poszukiwania partnerów, którzy pomogliby w sfinansowaniu badań klinicznych. « powrót do artykułu
  13. Tlenek diazotu - znany jako gaz rozweselający - daje obiecujące rezultaty w leczeniu ciężkiej depresji opornej na inne formy terapii. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis jako pierwsi na świecie podawali 20 pacjentom z lekooporną depresją kliniczną gaz rozweselający. Okazało się, że u 2/3 nastąpiła poprawa. Dla porównania, placebo polepszyło stan tylko 1/3 z tych samych badanych. Stan chorych oceniano w dniu podania substancji i dzień później, a więc 2-krotnie w ciągu 24 godzin. Nasze wyniki muszą zostać zreplikowane, ale sądzimy, że to dobry punkt wyjścia. Wierzymy, że terapia tlenkiem diazotu może ostatecznie pomóc wielu osobom z depresją - twierdzi dr Peter Nagele. Ok. 1/3 pacjentów z depresją kliniczną nie reaguje na obecne metody leczenia, inne formy terapii są więc na wagę złota. Gaz rozweselający to atrakcyjna alternatywa, bo ma niewiele skutków ubocznych (do najczęstszych należą mdłości i wymioty). Plusem jest też błyskawiczne usuwanie z organizmu po zakończeniu inhalacji. Mając to wszystko na uwadze, psychiatrzy sądzą, że poprawa obserwowana następnego dnia jest czymś realnym, a nie zwykłym "skutkiem ubocznym" gazu rozweselającego. W pilotażowym studium przewidziano dwa scenariusze, ale ani ochotnicy, ani naukowcy nie wiedzieli, w jakiej kolejności będą one realizowane u danej osoby. W ramach jednej sesji badanym podawano mieszaninę będącą w połowie tlenem, a w połowie tlenkiem diazotu, podczas drugiej mieszankę tlenu i azotu. Dwie godziny po sesji i następnego dnia ochotników wypytywano o nasilenie objawów: smutku, poczucia winy, myśli samobójczych, lęku czy bezsenności. Nazajutrz po podaniu gazu rozweselającego 7 pacjentów wspominało o lekkiej, a kolejnych 7 o znaczącej poprawie. Trzech twierdziło, że symptomy niemal całkowicie zniknęły. Nikt nie wspominał o pogorszeniu. Po scenariuszu placebo następnego dnia jedna osoba donosiła o pogorszeniu objawów, 5 opowiadało o lekkiej, a 2 o znaczącej poprawie. Dostając tlenek diazotu, wielu ludzi wspominało o szybkiej i dużej poprawie [tymczasem na ewentualne działanie selektywnych inhibitorów zwrotnego wychwytu serotoniny trzeba czekać ok. 2 tyg.] - podkreśla dr Charles R. Conway. Autorzy publikacji z pisma Biological Psychiatry chcą sprawdzić, czy tlenek diazotu wpływa korzystnie także na innych chorych z depresją. Zamierzają też przetestować wpływ różnych stężeń gazu rozweselającego. « powrót do artykułu
  14. Dieta obfitująca w błonnik zmniejsza stan zapalny w płucach palaczy. Choć najlepszym sposobem eliminowania zagrożeń wynikających z palenia - nowotworów czy przewlekłej choroby obturacyjnej płuc - jest, oczywiście, zerwanie z nałogiem, okazuje się, że pomóc może także dieta bogata we włókna. W przeszłości wykazano, że stan zapalny płuc odgrywa kluczową rolę w postępującym ich uszkadzaniu, prowadząc ostatecznie do różnych chorób. Artykuł zespołu prof. Roberta Younga z University of Auckland ukazał się w piśmie European Respiratory Review. Wcześniej w tym roku w raporcie z Nature Medicine opisywano studium, które wykazało, że w płucach myszy na diecie wysokobłonnikowej proces zapalny był mniej nasilony. To pomaga potwierdzić nasze wnioski z wcześniejszych obserwacji, które wskazywały, że dieta ma duży wpływ na stan płuc. Studium stanowi poparcie dla kluczowej hipotezy, że korzystny wpływ diety wysokobłonnikowej jest w dużej mierze skutkiem zwiększonego wchłaniania naturalnych związków przeciwzapalnych - wytwarzanych przez "ochronne" bakterie jelitowe krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych. Dobroczynne bakterie mają się świetnie w przewodzie pokarmowym ludzi spożywających dużo włókien. Ich liczebność spada jednak u osób, w których diecie jest mało błonnika, a dużo pokarmów przetworzonych. Tam przeważają bakterie szkodliwe. Young współpracuje z naukowcami z całego świata, by ustalić, w jaki dokładnie sposób dieta obfitująca w błonnik może ograniczać uszkadzający wpływ palenia na płuca. « powrót do artykułu
  15. Premier Wielkiej Brytanii, David Cameron, ogłosił powstanie nowej jednostki do zwalczania pedofilii w internecie. Jednostka zostanie założona przez National Crime Agency (NCA) oraz brytyjską agencję wywiadu elektronicznego GCHQ. Jej zadaniem będzie poszukiwanie pedofilów w niedostępnych dla przeciętnego internauty obszarach internetu. Ma ona prowadzić podobne działania do tych, mających na celu walkę z terroryzmem – będzie zatem przeciwdziałała nie tylko przestępstwom, które już się wydarzyły, ale również przestępstwom planowanym. Plan został ogłoszony podczas londyńskiego spotkania We Protect Children Online, w którym uczestniczyli przedstawiciele rządu, niezależni eksperci oraz przedstawiciele 23 największych firm technologicznych. W konferencji brali udział m.in. przedstawiciele Microsoftu, Google'a, Facebooka i Twittera, którzy będą omawiali ze strona rządową warunki i metody współpracy. W ramach walki z internetową pedofilią w Wielkiej Brytanii tworzona jest już baza danych CAID (Child Abuse Image Database), o której niedawno informowaliśmy. Media donoszą, że producenci przeglądarek pracują nad technologiami, które z poziomu przeglądarki będą blokowały pedofilskie materiały, co powinno utrudnić dostęp do nich. Ponadto Cameron zapowiedział wprowadzenie przepisów, które uczynią nielegalnym proszenie dzieci o wysłanie własnych nagich fotografii. Obecnie sprawa ta nie jest prawnie uregulowana. « powrót do artykułu
  16. Specjaliści z Uniwersytetu w Leiden i Federalnej Politechniki w Lozannie (EPFL) sądzą, że natrafili na sygnał z cząstki ciemnej materii. Szczegóły ich badań zostaną opublikowane w przyszłotygodniowym wydaniu Physical Review Letters. Naukowcy znaleźli sygnał, który może pochodzić z czarnej materii, analizując promieniowanie X Gromady w Perseuszu oraz galaktyki Andromedy. Uczeni przyglądali się tysiącom sygnałów przechwyconych przez należący do ESA teleskop XMM-Newton. Wyeliminowali z nich sygnały pochodzące ze znanych cząstek i atomów, uwzględnili ewentualne błędy pomiaru lub zakłócenia pochodzące od teleskopu i natrafili na anomalię, która przykuła ich uwagę. Anomalia ta to sygnał w spektrum promieniowania X. Wygląda on jak słaba nietypowa emisja fotonu, której charakterystyk nie udało się przypisać do żadnej znanej formy materii. Dystrybucja tego sygnału w galaktyce dokładnie odpowiada temu, czego możemy spodziewać się po ciemnej materii. Jest ona skoncentrowana i intensywna w centrum obiektów oraz słabsza i rozproszona na ich obrzeżach - wyjaśnia Oleg Ruchayskiy z EPFL. Jeśli odkrycie zostanie potwierdzone, może to zachęcić do zbudowanie teleskopów specjalnie przeznaczonych do badania sygnałów z ciemnej materii - dodaje jego współpracownik, profesor Alexey Boyarsky z Uniwersytetu w Leiden. « powrót do artykułu
  17. Fruktoza zwiększa odpowiedź mózgowych ośrodków nagrody na wskazówki związane z jedzeniem. Jak tłumaczą naukowcy, za współczesną epidemię nadwagi i otyłości odpowiadają zmiany w trybie życia i diecie. Szczególne obawy wzbudza wzrost spożycia fruktozy (głównie w postaci syropu glukozowo-fruktozowego). Co istotne, spożycie fruktozy prowadzi do mniejszych wzrostów krążących hormonów sytości niż spożycie glukozy. Ponadto bezpośrednie podanie fruktozy do mózgu wywołuje u gryzoni żerowanie, a analogiczne podanie glukozy prowadzi do uczucia sytości. Wstępne badania na ludziach pokazały, że tylko glukoza zmniejsza aktywność podwzgórza (zdarzenie to wiąże się z metaboliczną sytością). Zespół Kathleen Page z Uniwersytetu Południowej Kalifornii zwiększył nasz stan wiedzy na ten temat, wykorzystując funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI). Amerykanie oceniali reakcje mózgu i motywację do jedzenia w sytuacji, gdy 24 ochotników obojga płci w wieku od 16 do 25 lat oglądało zdjęcia jedzenia (np. ciasta czekoladowego) po wypiciu napoju zawierającego glukozę albo fruktozę. Badani oglądali fotografie wyświetlane w skanerze i mówili, ile chcieliby zjeść. Wskazówki pokarmowe aktywowały jądro półleżące - jeden z ośrodków nagrody - i nasilały zachcianki. Pobudzenie jądra półleżącego było większe po wypiciu napoju z fruktozą. W porównaniu do napoju z glukozą, ten pierwszy skutkował większym uczuciem głodu i motywacją do jedzenia. « powrót do artykułu
  18. Fińscy naukowcy odkryli, że przewód pokarmowy osób z chorobą Parkinsona zamieszkują inne bakterie niż osób zdrowych. Teraz zespół z Uniwersytetu w Helsinkach i uniwersyteckiego Szpitala Centralnego próbuje sprecyzować mechanizm łączący mikrobiom z parkinsonizmem. Naszą podstawową obserwacją było to, że u pacjentów z chorobą Parkinsona występuje o wiele mniej bakterii z rodziny Prevotellaceae; w odróżnieniu od grupy kontrolnej, praktycznie nikt z grupy pacjentów nie miał dużej liczby bakterii z tej rodziny - opowiada Filip Scheperjans, neurolog z Helsińskiego Szpitala Uniwersyteckiego. Dotąd autorzy publikacji z pisma Movement Disorders nie ustalili, co niedobór Prevotellaceae oznacza dla parkinsoników: czy bakterie te mają jakieś właściwości, które chronią gospodarza przed chorobą, czy też raczej różnice dotyczące mikroflory przewodu pokarmowego są po prostu kolejnym objawem? Dodatkowo Finowie ustalili, że liczba bakterii z rodziny Enterobacteriaceae wiązała się z natężeniem zaburzeń równowagi i problemów z chodzeniem. Im więcej enterobakterii, tym bardziej nasilone objawy. Obecnie ponownie badamy tych samych ludzi, by zobaczyć, czy różnice są stałe i czy bakterie jelitowe są związane z postępami choroby, a więc z prognozami. Dodatkowo będziemy musieli sprawdzić, czy zmiany w ekosystemie bakteryjnym są widoczne przed wystąpieniem objawów motorycznych - podkreśla Scheperjans. Finowie mają nadzieję, że ich spostrzeżenie znajdą zastosowanie w diagnostyce, a kiedyś nawet w terapii czy profilaktyce choroby Parkinsona. « powrót do artykułu
  19. Google ogłosiło, że z serwisu Google News znikną materiały z hiszpańskiej mediów. Decyzja taka zapadła w związku z wprowadzeniem w Hiszpanii przepisów nakazującymi wnoszenie opłat za umieszczanie odnośników do wiadomości z innych witryn, nawet jeśli witryny te zgadzają się na bezpłatne linkowanie do ich treści. Hiszpańskie serwisy zostaną usunięte z Google News 16 grudnia, na kilka tygodni przed wejściem nowych przepisów w życie. Decyzja Google'a oznacza, że np. odbiorcom z Ameryki Łacińskiej, gdzie hiszpańskie media chciały zwiększyć swoją obecność, trudniej będzie dotrzeć do informacji z witryn publikujących w Hiszpanii. Co więcej, z Google News znikną też np. anglojęzyczne witryny hiszpańskich mediów. Znalezienie informacji nie będzie jednak trudne. Nowe przepisy dotyczą bowiem tylko agregatorów treści, a nie osób indywidualnych korzystających z wyszukiwarek, zatem w samej wyszukiwarce treści będą obecne. Nie będą jedynie agregowane w Google News. Jednak zaletą Google News jest podawanie na talerzu gotowych, posortowanych treści. Taki sposób zapoznawania się z bieżącymi informacjami jest znacznie łatwiejszy niż ich samodzielne wyszukiwanie. W tej chwili trudno stwierdzić, jaki wpływ na hiszpańskie media będzie miała decyzja Google'a. Wiadomo, że każdego miesiąca Google News notuje miliard kliknięć. Nie wiemy, jaki odsetek to kliknięcia na media hiszpańskie. Przedstawiciele stowarzyszenia AEDE, skupiającego wielkich wydawców, którzy lobbowali za przyjęciem wspomnianego prawa, mówią, że na razie nie można ocenić wpływu decyzji Google'a na hiszpańską prasę. Skomentowania decyzji odmówili też wydawcy kilku największych dzienników. Hiszpania nie jest pierwszym krajem, który postanowił uregulować kwestie związane z agregatorami treści. W ubiegłym roku w Niemczech wprowadzono przepisy zgodnie z którym wydawcy mogą, ale nie muszą, domagać się pieniędzy od agregatorów. Google zapytało wydawców o zgodę na bezpłatne agregowanie ich treści. Większość zgodę wyraziła. « powrót do artykułu
  20. W najnowszym świątecznym numerze British Medical Journal ukazał się artykuł, którego autorzy postanowili zweryfikować tzw. 'male idiot theory' (MIT), mówiącą, że mężczyźni są głupi. Faktem jest bowiem, że mężczyźni znacznie częściej niż kobiety trafiają do szpitala po przypadkowych zranieniach, częściej trzeba udzielać im pomocy medycznej w związku z kontuzjami sportowymi oraz częściej padają ofiarami wypadków komunikacyjnych. Jednak niewiele wiadomo, czy jeśli weźmiemy pod uwagę idiotyczne zachowanie, zauważymy jakieś różnice pomiędzy płciami. Dwójka naukowców postanowiła zatem przyjrzeć się osobom nominowanym do Nagrody Darwina. Nagroda przyznawana jest od 1995 roku. Aby się zakwalifikować do nominacji, należy ulepszyć pulę genetyczną ludzkości, eliminując się z jej szeregów w możliwie najgłupszy sposób. Wśród nominowanych znajdziemy na przykład mężczyznę, który z bronią w ręku napadł na sklep z bronią. Problem w tym, że było to w godzinach otwarcia sklepu, gdy wewnątrz był i właściciel i wielu klientów posiadających własną broń, a przed sklepem stał radiowóz, gdyż policjant zrobił sobie przerwę w pracy i wszedł do sklepu na kawę. Inny z geniuszy zbrodni przygotował list z bombą w środku i go wysłał. Jednak, jako że nakleił zbyt mało znaczków poczta odesłała mu go z powrotem. Ten, otrzymawszy list, otworzył go. Przez 20 lat przyznawania Nagrody Darwina zgłoszono doń 413 nominacji, z czego 332 przypadki zostały niezależnie potwierdzone. Wśród nich znalazło się 14 nominacji dotyczących kobiety i mężczyzny. Do analizy pozostało więc 318 przypadków. Okazało się, że z 318 analizowanych nominacji na panów przypadały aż 282, czyli 88,7%. Autorzy publikacji piszą, że to statystycznie istotna różnica pomiędzy płciami. Wnioski wypływające z analizy potwierdzają hipotezę MIT. Autorzy badań przyznają jednak, że mają one swoje poważne ograniczenia. Zauważają na przykład, że kobiety mogą być bardziej skłonne do nominowania mężczyzn, niż mężczyźni do nominowania kobiet. Ponadto na wspomnianą różnicę mogły wpłynąć różnice w konsumpcji alkoholu pomiędzy płciami. W końcu mężczyźni mogą odczuwać większą presję społeczną na podejmowanie ryzyka, wykazywanie się. Autorzy stwierdzają na koniec, że hipoteza MIT wymaga kolejnych, głębszych badań. « powrót do artykułu
  21. Sąd federalny w Nowym Jorku orzekł, że instruowanie użytkowników legalnie nabytych e-booków w jaki sposób mogą wyłączyć zabezpieczenia DRM, nie stanowi naruszenia praw autorskich. Sąd rozstrzygał oskarżenie, jakie przeciwko sklepowi Abbey House Media wniosły wydawnictwa Penguin oraz Simon & Schuster. Wcześniej właściciel postanowił zlikwidować sklep i poinformował na swojej witrynie, w jaki sposób klienci mogą usunąć DRM z zakupionych u niego e-booków. Problem w tym, że Abbey House Media zobowiązał się w umowie z wydawnictwami, że będzie dodawał do e-booków DRM, który ograniczał liczbę urządzeń, na jakich e-booki były odczytywane. Jednak po zamknięciu sklepu użytkownicy nie mogli do swojego konta DRM dodawać nowych urządzeń, a to oznaczało, że gdyby któryś z nich zmienił czytnik e-booków, nie mógłby na nim wykorzystać już kupionych książek elektronicznych. Właściciel Abbey House Media poinformował o zamiarze zamknięcia sklepu z miesięcznym wyprzedzeniem oraz poinstruował ich, w jaki sposób można wykorzystać program Calibre do usunięcia DRM, dzięki czemu mogli oni bez problemu czytać swoje e-ksiązki na dowolnych urządzeniach. Firma wyjaśniła dodatkowo, że takie działania można przeprowadzić tylko w ramach użytku osobistego oraz w przypadku legalnie nabytych e-booków. Penguin oraz Simon & Schuster oskarżyły Abbey House o wzięcie udziału w naruszeniu praw autorskich oraz namawianie osób trzecich do naruszenia. Sąd uznał jednak, że działania Abbey House pozwoliły na wykonanie osobistych kopii zapasowych oraz transfer pomiędzy urządzeniami, co nie jest zabronione. W wyroku zauważono też, że wydawcy nie podali żadnego przykładu rzeczywistego naruszenia, do którego miałoby dojść z winy Abbey House. Jako, że prawo przewiduje, iż przyczynienie się do naruszenia praw autorskich wymaga zarówno wiedzy o naruszeniu jak i uczestnictwa w czynie, sąd oddalił skargę wydawców. « powrót do artykułu
  22. Zespół napięcia przedmiesiączkowego (ZNP) jest jak zespół abstynencyjny. Zidentyfikowawszy enzym, który dezaktywuje kluczowy metabolit progesteronu, naukowcy ustalili, że ZNP można leczyć fluoksetyną, znaną lepiej pod nazwą handlową Prozac. W tym przypadku jej skuteczność bazuje nie tyle na hamowaniu wychwytu serotoniny, co na zachowaniu dostępności allopregnanolonu. Jeśli podczas cyklu nie dochodzi do zapłodnienia, zmniejsza się wydzielanie progesteronu i pojawia się miesiączka. Ze spadkiem stężenia progesteronu wiąże się spadek ilości jego metabolitu - allopregnanolonu, który wpływa na mózg znieczulająco i uspokajająco. Jednym słowem - kobiety z zespołem napięcia przedmiesiączkowego czy depresją poporodową doświadczają zespołu odstawienia od związku steroidowego. Naukowcy z Uniwersytetu w Bristolu, Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) i Universidade de São Paulo, Ribeirão Preto prowadzili eksperymenty na szczurzycach. Wykazali, że fluoksetyna jest inhibitorem pewnego enzymu - mikrosomalnej dehydrogenazy 3-alfa-hydroksysteroidowej, która katalizuje utlenianie allopregnanolonu do 5-alpha-dihydroprogesteronu. Co istotne, po badaniach na gryzoniach analogiczne wyniki udało się uzyskać na enzymie z ludzkiego mózgu. To ważne studium, które daje możliwość celowanej, okresowej terapii z minimalnymi skutkami ubocznymi [...] - podkreśla dr Thelma Lovick z Uniwersytetu w Bristolu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wkrótce w Brazylii rozpoczną się testy z udziałem ludzi. Gdy zidentyfikowano już cel (mikrosomalną dehydrogenazę 3-alfa-hydroksysteroidową), będzie można popracować nad lekami o bardziej specyficznym działaniu niż antydepresanty. Akademicy podkreślają, że w przypadku szczurów skuteczne dawki fluoksetyny były o wiele niższe od tych potrzebnych do uzyskania efektu przeciwdepresyjnego. Wpływ leku na allopregnanolon, a więc i na wrażliwość na stres był widoczny w ciągu kilku godzin od podania (przypomnijmy, że działanie antydepresyjne pojawia się zazwyczaj dopiero po 2-3 tygodniach). « powrót do artykułu
  23. Dane przesłane przez instrument ROSINA (Rosetta Orbiter Spectrometer for Ion and Neural Analysis) znajdujący się na pokładzie sondy Rosetta wskazują, że woda na Ziemi nie pochodzi z obiektów podobnych do komety 67P/Czuriumow-Gierasimienko. Naukowcy zgadzają się co do tego, że woda na Ziemi została przyniesiona z zewnątrz na późniejszym etapie ewolucji naszej planety. Nie wiadomo jednak, jakie obiekty ją przyniosły. W grę wchodzą trzy rodziny obiektów: podobne do asteroid obiekty znajdujące się w pobliżu Jowisza, komety z Obłoku Oorta lub też komety z Pasa Kuipera. Kluczem do określenia, z których obiektów pochodzi ziemska woda jest porównanie stosunku deuteru do wodoru w wodzie i różnych obiektów w Układzie Słonecznym. Instrument ROSINA wykazał właśnie, że skład izotopowy pary wodnej z komety 67P/Czuriumow-Gierasimienko jest znaczącą różny od składu ziemskiej wody. Stosunek deuteru do wodoru jest na komecie ponadtrzykrotnie wyższy niż na Ziemi. Już w 1986 roku udało się zmierzyć stosunek deuteru do wodoru w komecie Halleya. Okazało się, że jest on dwukrotnie większy niż na Ziemi. Badania kolejnych komet z Obłoku Oorta potwierdziły te pomiary i hipoteza o pochodzeniu ziemskiej wody właśnie z tamtych regionów stawała się coraz mniej prawdopodbna. Gdy jednak dokonano pomiarów komety Hartley 2, która pochodzi z Pasa Kuipera, okazało się, że stosunek deuteru do wodoru odpowiada temu, co obserwujemy na Ziemi. Takie wyniki były zaskoczeniem, gdyż uważano, że na obiektach z Pasa stosunek wodoru do deutery jest jeszcze wyższy niż na obiektach z Obłoku Oorta. Najnowsze dane z Rosetty uprawdopodabniają hipotezę, że ziemska woda pochodzi z asteroid. Niewykluczone też, że jej część zachowała się z wczesnych etapów ewolucji. « powrót do artykułu
  24. Za życia ok. 520 mln lat temu Nidelric pugio przypominał pokryty kolcami balon, lecz jego odkryta w Chengjiang w Chinach bardzo rzadka skamieniałość wygląda raczej jak ptasie gniazdo. Rzuca ona nieco światła na życie w prehistorycznych morzach. Pracami chińsko-brytyjskiego zespołu kierował prof. Xianguang Hou z Yunnan University. Zwierzę nazwane na cześć zmarłego niedawno prof. Richarda Aldridge'a z Uniwersytetu w Leicester należy prawdopodobnie do rodziny Chancelloriids. Opisując źródłosłów nazwy, naukowcy podkreślają, że łac. Nidus oznacza "ptasie gniazdo" lub "wyobrażone podobieństwo do", natomiast adelric odnosi się do staroangielskiego imienia Aedelic (adel - "szlachetny" i ric - władca), od którego z kolei pochodzi nazwisko Aldridge. W ciągu 30 lat zbierania nasi chińscy koledzy natrafili w Chengjiang na jedną tylko skamieniałość tego tajemniczego zwierzęcia. Niezwykle rzadkie znalezisko pokazuje, jak dziwne i zróżnicowane kształty przyjmowały wczesne zwierzęta - podkreśla dr Tom Harvey z Uniwersytetu w Leicester. W skałach sprzed 520 mln w Chengjiang można znaleźć fosylia różnych form życia; zachowały się nawet ślady tkanek miękkich, w tym nóg, oczu, przewodów pokarmowych, a nawet mózgu. W przypadku wielu zwierząt można wskazać współczesnych krewnych. Innych skamieniałości nie można jednak odnieść do niczego, co dziś żyje (do grupy tej należą m.in. Chancelloriids). Zazwyczaj dostajemy połamane szczątki szkieletów prehistorycznych zwierząt. W okazie tym widzimy jednak, jak różne fragmenty szkieletu się ze sobą łączyły. W ten sposób zyskujemy cenne informacje nt. funkcjonowania, kontaktów z innymi zwierzętami czy ochrony przed drapieżnikami - podsumowuje Tom Hearing. « powrót do artykułu
  25. Słońce krąży wokół centrum Drogi Mlecznej z prędkością około 720 000 kilometrów na godzinę, a niedawno odkryto gwiazdy poruszające się z prędkością dochodzącą do 10 milionów km/h. To imponujące osiągi, jednak powstaje pytanie, czy istnieją gwiazdy poruszające się jeszcze szybciej. Na to pytanie postanowili odpowiedzieć astrofizycy Avi Loeb i James Guillochon z Harvard University. Z ich teoretycznych obliczeń wynika, że mogą istnieć szybsze gwiazdy. Znacznie szybsze. Teoretycznie mogą się one poruszać z prędkością bliską prędkości światła. Dotychczas nikt takich gwiazd jednak nie zauważył, astronomów zaś interesuje nie tylko ich prędkość. Jeśli tego typu gwiazdy uda się zaobserwować, to pomogą one odpowiedzieć na wiele pytań dotyczących ewolucji wszechświata. Mogłyby przede wszystkim stać się narzędziem pozwalającym na określenie tempa rozszerzania się wszechświata. Poszukiwania superszybkich gwiazd rozpoczęły się w 2006 roku, kiedy zauważono gwiazdę poruszająca się na tyle szybko, że mogłaby opuścić Drogę Mleczną. Od tamtej pory znaleziono więcej takich obiektów i utworzono klasę gwiazd hiperprędkościowych. Gwiazdy są przyspieszane do hiperprędkości najprawdopodobniej wówczas, gdy gwiazdy podwójne zostają schwytane w pole grawitacyjne czarnej dziury. Wówczas jedna z gwiazd zostaje wciągnięta do dziury, a druga jest wyrzucana z olbrzymią prędkością przekraczającą 1,6 miliona km/h, co pozwala na opuszczenie galaktyki macierzystej. Ostatnio informowaliśmy o odkryciu około 20 gwiazd, które prawdopodobnie poruszają się z hiperprędkością, ale nie zostały przyspieszone przez czarną dziurę. Naukowcy wciąż nie wiedzą, co nadało im przyspieszenie. Loeb i Guillochon odkryli, że w scenariuszu, w którym zamiast pary gwiazd mamy do czynienia z parą bliskich połączenia się ze sobą czarnych dziur, a wokół jednej z tych dziur krąży gwiazda, to oddziaływanie obu dziur może przyspieszyć taką gwiazdę do prędkości setki razy większej od prędkości gwiazd hiperprędkościowych. W ten sposób mogą powstać najszybciej poruszające się gwiazdy we wszechświecie. Takich gwiazd może być mnóstwo. Niemal każda galaktyka posiada w centrum czarną dziurę i w niemal każdym przypadku obecne galaktyki powstały z połączenia mniejszych galaktyk, a więc doszło do połączenia czarnych dziur. Z obliczeń uczonych z Uniwersytetu Harvarda wynika, że niewiele gwiazd osiąga prędkości bliskie prędkości światła. Ale wynika z nich również, że w samym tylko obserwowalnym wszechświecie może istnieć ponad bilion gwiazd, poruszających się z prędkością około 30 000 km/s. Superszybkie gwiazdy mogą być niezwykle użyteczne. Jeśli je zaobserwujemy i oszacujemy ich wiek oraz prędkość, będziemy mogli z dużym prawdopodobieństwem określić skąd pochodzą, obserwacja wielu takich gwiazd może z kolei dać odpowiedź na pytanie o tempo rozszerzania się wszechświata. Ponadto, jako że zostały przyspieszone przez łączące się czarne dziury, a w czasie połączenia powstają fale grawitacyjne, gwiazdy takie mogą wskazać miejsce, w którym możemy szukać źródła takich fal. Ich poszukiwaniem zajmie się teleskop eLISA, który zostanie uruchomiony w 2028 roku. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...