Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Odpoczywający na plaży w tureckiej prowincji Izmir nauczyciel WF-u Turgul Metin odkrył bliźnięta syjamskie delfina. Dwudziestodziewięcioletni wczasowicz opowiadał mediom m.in. o nie w pełni ukształtowanym oku. Zauważyłem delfina w wodzie i patrzyłem, jak fale wymywały go na brzeg. Początkowo nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem. Myślałem, że oczy płatają mi figle. Młody delfin miał ok. 12 miesięcy i mierzył 1 m. Metin powiadomił o zdarzeniu policję. Teraz badaniem ssaka zajmuje się Mehmet Gokoglu, biolog morski z Akdeniz University. Specjalista podkreśla, że zroślaki zdarzają się wśród delfinów bardzo rzadko. « powrót do artykułu
  2. Sędzia Lucy Koh nie zgodziła się na zawarcie ugody proponowanej przez Google'a, Apple'a, Intela i Adobe. Sprawa dotyczy nielegalnego porozumienia, jakie zawarły między sobą firmy, a zgodnie z którym miały nie rekrutować pracowników wśród osób zatrudnionych u konkurencji. Takie działania w sztuczny sposób zaniżają pensje i wzmacniają pozycję pracodawców wobec pracowników. Giganci IT zostali pozwani w pozwie zbiorowym do którego dołączyło się 64 000 osób zatrudnionych w Dolinie Krzemowej. Koncerny IT zaproponowały ugodę i zaoferowały 324,5 miliona dolarów. Sędzia Koh odrzuciła tę propozycję. W uzasadnieniu stwierdziła, że oferowana kwota jest nieproporcjonalna do ugody, jaką wcześniej w tej samej sprawie zawarły Lucasfilm i Pixar, które wypłaciły 20 milionów USD. Sędzia tym bardziej nie mogła zgodzić się z ofertą gigantów IT, że od czasu rozstrzygnięcia w sprawie Lucasfilm i Pixar światło dzienne ujrzały nowe fakty, a do pozwu przeciwko koncernom IT dołączyły kolejne osoby. Pani Koh szczególną uwagę poświęciła roli Google'a i Apple'a w zawarciu porozumienia. Szefostwo Google'a i Apple'a szeroko omawiało i zdecydowanie wdrażało w życie to porozumienie. Istnieją szczególnie silne i przekonujące dowody, że Steve Jobs był jednym z głównych, jeśli nie głównym, architektów umowy - stwierdziła sędzia. Z zebranych dowodów wynika, że giganci umówili się, iż w latach 2005-2009 nie będą rekrutowali pracowników konkurencji. Jeśli zatrudnicie jedną z tych osób, będzie to oznaczało wojnę - pisał w 2005 roku Steve Jobs do współzałożyciela Google'a Sergeya Brina. Jeśli sprawa przeciwko gigantom IT trafi do sądu, to autorzy pozwu zbiorowego zażądają prawdopodobnie około 3 miliardów dolarów, a sąd, na podstawie prawa antymonopolowego, będzie mógł trzykrotnie zwiększyć tę kwotę. Sędzia Koh wyznaczyła kolejne przesłuchanie na 10 września. W roku 2010 Google, Apple, Intel i Adobe zawarły w tej sprawie ugodę z Departamentem Sprawiedliwości, nie były więc ścigane z urzędu. Teraz muszą zmierzyć się z pozwem cywilnym. « powrót do artykułu
  3. Microsoft przygotował na najbliższy wtorek dziewięć biuletynów bezpieczeństwa. Poprawiono w nich kilkadziesiąt luk w Windows, Explorerze, MS Office, SQL Serverze oraz .NET. Dwa spośród nich oceniono jako krytyczne, co oznacza, że poprawiane przez nie dziury pozwalają na wykonanie kodu bez wiedzy i współdziałania użytkownika. Krytyczne biuletyny łatają luki w Windows oraz Internet Explorerze. Powinny zostać zainstalowane najszybciej jak to możliwe. Siedem pozostałych biuletynów zyskało ocenę „ważny”. Poprawiono w nich dziury pozwalające na zdalne wykonanie kodu, zwiększenie uprawnień oraz ominięcie zabezpieczeń. Luki tego typu występują w pakiecie Office, systemie Windows, w Server Software oraz .NET Framework. Biuletyny zostaną opublikowane w ramach comiesięcznego Patch Tuesday. « powrót do artykułu
  4. Odkryty właśnie strumień wodoru długości 2,6 miliona lat świetlnych jest największą znaną strukturą tego typu. Strumień rozciąga się pomiędzy dwoma galaktykami, odległymi od Ziemi o 500 milionów lat świetlnych. Gaz został odkryty przez międzynarodową grupę studentów i astronomów. Tego się nie spodziewaliśmy. Często widzimy strumienie gazów w gromadach galaktyk ale znalezienie czegoś tak długiego, co nie znajduje się w gromadzie to niespodzianka - mówi doktor Rhys Taylor z Czeskiej Akademii Nauk. Zadziwia nie tylko długość strumienia, ale również ilość gazu. Masa samego tylko gazowego 'mostu' łączącego obie galaktyki jest 15 miliardów razy większa od masy Słońca. Jest go więcej niż w łącznie gazu w Drodze Mlecznej i Galaktyce Andromedy. A to jedynie połowa z całości zaobserwowanego gazu. Naukowcy wciąż badają pochodzenie strumienia. Jedna z hipotez mówi, że w przeszłości wielka galaktyka znajdująca się na jednym z końców 'mostu' przeszła w pobliżu grupy mniejszych galaktyk i w miarę, jak galaktyki oddalają się od siebie, wysysają gaz, tworząc coraz bardziej rozciągnięty 'most'. Zgodnie z drugą hipotezą duża galaktyka przeszła przez środek grupy galaktyk i zabiera z niej gaz. Gazowy 'most' został odkryty dzięki danym zebranym w latach 2008-2011 przez Arecibo Galaxy Environment Survey (AGES). « powrót do artykułu
  5. Krótki ostry stres psychologiczny przyspiesza gojenie w mysim modelu kontaktowego zapalenia skóry z podrażnienia, alergicznego kontaktowego zapalenia skóry i atopowego zapalenia skóry. Zespół z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco ustalił, że ma to związek z przeciwzapalnym działaniem glukokortykoidów, wytwarzanych przez gruczoły dokrewne pod wpływem stresu. W stresie przewlekłym te same naturalnie występujące steroidy zaburzają [strukturę i] ochronne funkcje skóry oraz hamują gojenie ran, ale w krótszych interwałach stresu wpływają korzystnie na choroby zapalne oraz ostre urazy zarówno u myszy, jak i ludzi. Sądzimy, że nasze ustalenia wyjaśnią, czemu ten skądinąd szkodliwy składnik odpowiedzi stresowej zachował się w trakcie ludzkiej ewolucji - tłumaczy dr Peter Elias. Podczas eksperymentów po potraktowaniu drażniącą substancją niewielkiego kawałka skóry na uchu część myszy umieszczono w zwykłej klatce, a część poddano stresowi, wkładając przez 4 dni na 18 godz. do bardzo małej klatki. Okazało się, że w drugiej grupie gryzoni w przypadku wszystkich trzech wymienionych na początku dermatoz następowało szybsze gojenie, ograniczony też zostawał stan zapalny. Gdy denerwowanym myszom podawano blokujący działanie steroidów mifepriston, wszystkie progojeniowe oddziaływania stresu znikały. Elias podkreśla, że co prawda autorzy pewnego wcześniejszego badania wspominali o potencjale stresu psychologicznego w przyspieszaniu gojenia, ale praca koncentrowała się raczej na układzie odpornościowym, a nie na glukokortykoidach [...]. Nasi przodkowie nie dysponowali arsenałem farmakologicznych steroidów do leczenia ostrych chorób czy urazów, dlatego w okresie, który jest zbyt krótki, by wyrządzić krzywdę, ten bezpieczny i [co najważniejsze] skuteczny wewnętrzny system przeciwzapalny zapewnia odpowiednią ilość steroidów, by sprzyjać gojeniu. Elias kontrastuje znaczące korzyści z wywołanych krótkotrwałym stresem umiarkowanych wzrostów stężenia glukokortykoidów ze skutkami ubocznymi zbyt często widywanymi podczas terapii steroidowej. Amerykanin spekuluje, że negatywne efekty mogą być pokłosiem zbyt agresywnego postępowania - wykorzystywania za wysokich dawek lub niepotrzebnie przedłużanych okresów leczenia. « powrót do artykułu
  6. Yahoo! Informuje, że dołączy do Google'a w wysiłkach utworzenia systemu pocztowego, który byłby niemal niemożliwy do szpiegowania. System taki miałby zostać uruchomiony w bieżącym roku. Po rewelacjach Snowdena coraz więcej gigantów z branży technologicznej podejmuje wspólne wysiłki na rzecz powstrzymania rządowych agend przed szpiegowaniem sieci komputerowych. Google, Microsoft i Facebook, na wieść o tym, że NSA włamywała się do ich sieci, zaczęły szyfrować ruch w sieciach wewnętrznych. Firmy podjęły też wiele drobnych kroków, których celem jest utrudnienie podsłuchiwania. Teraz Yahoo! ma zamiar zachęcać użytkowników swojego systemu pocztowego do włączenia opcji szyfrowania. Korzystający z niej użytkownik będzie pisał wiadomości w osobnym oknie, tak, że nawet administratorzy Yahoo! nie będą w stanie podejrzeć treści listu. Później zostanie ona zaszyfrowana. « powrót do artykułu
  7. Boeing i South African Airways połączyły siły, by opracować paliwo odrzutowe z hybrydowej odmiany tytoniu Solaris. Zabieg ten ma pomóc ograniczyć emisję dwutlenku węgla i promować zieloną energię w RPA. Produkcją paliwa miałaby się zająć holenderska firma SkyNRG, która chwali się, że zaopatrując ponad 20 przewoźników z 5 kontynentów, jest liderem światowego rynku paliw zrównoważonych. Choć pozbawiony nikotyny Solaris jest już testowo uprawiany w RPA, biopaliwo ujrzy światło dzienne dopiero w ciągu kilku następnych lat. Jak podkreśla rzecznika Boeinga Jessica Kowal, wkład w produkcję paliwa mogą mieć regiony świata, gdzie i tak tradycyjnie uprawia się tytoń: Afryka, południowa i środkowa Europa, Azja, Oceania oraz Ameryka Łacińska. « powrót do artykułu
  8. Epidemiolog Patrick E. Olson z Naval Medical Center w San Diego uważa, że wirus Ebola atakował ludzi już w starożytności. W liście skierowanym do pisma Emerging Infectious Diseases Olson przywołuje świadectwo Tukidydesa i twierdzi, że podczas pierwszej fazy II wojny peloponeskiej (431-421 p.n.e.) zakończonej pokojem Nikiasza, Ebola zabiła co trzeciego mieszkańca Aten. Tukidydes pozostawił szczegółowy opis objawów choroby. Na tej podstawie historycy spekulowali, że w Atenach szalała dżuma, tyfus lub grypa. Jednak, jak zwraca uwagę Olson, z żadną z tych chorób nie jest związane – przypominające wygłodzenie – wyczerpanie organizmu. Choroba pojawiła się w Atenach latem 430 roku przed Chrystusem i zabiła m.in. Peryklesa. Zachorował też sam Tukidydes, jednak udało mu się przeżyć. Przekazał on nam, że choroba rozpoczynała się od silnego bólu głowy i zapalenia spojówek, które przybierały czerwonego zabarwienia. Wiele osób umierało z powodu gorączki. Olson zauważa, że choroba, która pojawiła się w Atenach oraz gorączka krwotoczna wywoływana przez Ebolę, pojawiają się i znikają bardzo szybko. W obu przypadkach ofiary szybko umierają. Chorowali też ludzie, którzy opiekowali się chorymi. Tymczasem choroba nie dotknęła oblegających Ateny Spartan, co wskazuje, że nie przenosiła się za pomocą powietrza, a do zarażenia dochodziło wskutek bezpośredniego kontaktu. Jednak objawem, który najbardziej zwrócił uwagę Olsona, jest... czkawka. O męczącej czkawce wspomina Tukidydes. Cierpi na nią też 15% pacjentów zarażonych zairską odmianą Eboli. To jeden z najbardziej śmiercionośnych szczepów wirusa. Olson powołuje się też na Tukidydesa, który twierdził, że choroba przybyła do Aten z portu w Pireusie. Niewykluczone, że przyniósł ją z Afryki jeden z marynarzy. Twierdzeń Olsona nie jesteśmy dziś w stanie zweryfikować. Grecy palili swoich zmarłych, zatem ewentualne ślady wirusa w ciałach zostały zniszczone. « powrót do artykułu
  9. U 11-letniej dziś Kylie Simonds w wieku 8 lat zdiagnozowano mięsaka prążkowanokomórkowego. Bazując na swoich doświadczeniach, dziewczynka zaprojektowała plecak, w którym można wygodnie przenosić sprzęt do chemioterapii czy transfuzji. Musiałam korzystać ze stojaków na kroplówkę i zawsze się przewracałam przez te wszystkie rurki. Trudno było się poruszać i ponieważ przyjmując chemię byłam słaba, musiałam mieć kogoś, kto by go dla mnie pchał. I-Pack Kylie zdobył na Konwencie Wynalazców Connecticut Patent Award, co oznacza przesłanie w jego sprawie wniosku do Biura Patentów i Znaków Towarowych. Teraz mała Amerykanka zbiera za pośrednictwem witryny CrowdRise fundusze na stworzenie prototypu i rozpoczęcie produkcji. Dotąd uzyskała 429 dol., czyli zaledwie 1% z potrzebnych 40 tys. dol. « powrót do artykułu
  10. IBM zaprezentował „neurosynaptyczny” układ scalony, zbudowany z miliona programowalnych neuronów i 256 milionów programowalnych synaps. Układ jest w stanie wykonać 46 miliardów operacji synaptycznych na sekundę na wat. Zawiera też 5,4 miliarda tranzystorów, co czyni go jedną z najbardziej złożonych kości CMOS w historii. Jego zapotrzebowanie na energię wynosi zaledwie 70 miliwatów, czyli całe rzędy wielkości mniej od poboru mocy przez nowoczesne procesory. Jak przekonują przedstawiciele IBM-a układ wielkości znaczka pocztowego, który do pracy potrzebuje tyle energii co nowoczesny aparat słuchowy, może zrewolucjonizować naukę, technologię i stosunki społeczne, umożliwiając budowę urządzeń wspomagających widzenie, przetwarzanie dźwięku czy pozwalających na odbieranie wielu zróżnicowanych sygnałów jednocześnie. Nowy układ to wynik niemal dekady badań W 2011 roku zaprezentowano jednordzeniowy prototyp, a w 2013 powstał nowy język programowania i symulator układu scalonego. Architektura chipa zrywa z dominującą obecnie architekturą von Neumanna. Chip składa się z 4096 węzłów korzystających z topologii siatki. Układ zaprojektowano tak, by łatwo łączył się z podobnymi mu kośćmi, co w przyszłości pozwoli na budowę superkomputerów „neurosynaptycznych”. IBM już zaprezentował system składający się z 16 chipów z 16 milionami programowalnych neuronów i 4 miliardami synaps. « powrót do artykułu
  11. W 271-tysięcznym kolumbijskim Floridablanca ma stanąć statua Chrystusa, która będzie wyższa od pomnika Chrystusa Odkupiciela z Rio de Janeiro. Statua z Floridablanca będzie mierzyć 40 m, przy czym niemal połowa tej wartości przypadnie na piedestał (dla porównania, atrakcja turystyczna z Rio ma "tylko" 38 m). Przenoszenie figury w częściach do nowo powstałego Świętego EkoParku (EcoParque El Santisimo) potrwa ok. 2 tygodni. Jako ostatnia przybędzie głowa. Wg kolumbijskich mediów, zostanie dostarczona helikopterem. Ponoć otwarcie jest zaplanowane na przyszły rok. Chrystusa podzielono na dziewięć 4-tonowych fragmentów. Przed końcem lipca dostarczono cztery z nich. Zafascynowani niecodziennym widokiem ludzie nagrywali filmy i robili zdjęcia (część z nich znalazła się na serwisach społecznościowych). Rzeźbiarz Juan Jose Cobos opowiada, że stworzenie pomnika zajęło ponad dwudziestu osobom, w tym architektom, planistom czy inżynierom, 2 lata. W wywiadach wspomina, że postać pokryto nienasyconym polimerem. Departament Santander zainwestował w EcoParque El Santisimo 23 mln dol., z czego 1,4 mln przeznaczono właśnie na pomnik. « powrót do artykułu
  12. Google zmienił swoje algorytmy wyszukiwania tak, by wyżej w wynikach znajdowały się witryny korzystające z protokołu HTTPS, a niżej – HTTP. Wyszukiwarka bierze zatem pod uwagę również rodzaj wykorzystywanego połączenia. Witryny bezpieczniejsze, z łączem szyfrowanym, będą oceniane lepiej. Obecnie zmiana algorytmu ma niewielkie znaczenie. Obecność bądź nie HTTPS jest mniej ważna dla algorytmów Google'a niż inne czynniki. Niewykluczone jednak, że z czasem Google nada temu czynnikowi większą wagę. W ten sposób koncern może zechcieć zmusić właścicieli witryn do używania połączeń szyfrowanych. « powrót do artykułu
  13. George Osborne, brytyjski minister finansów, oświadczył, że wierzy w przyszłość wirtualnych pieniędzy i chciałby, żeby Wielka Brytania stała się światowym centrum handlu wirtualną walutą. Kierowany przez Osborne'a urząd prowadzi właśnie studium, mające dać odpowiedź na pytanie o sposób funkcjonowania wirtualnej waluty na skalę globalną. Tylko adaptując nowoczesne technologie i wykorzystując naszą światowej klasy wiedzę i usługi finansowe możemy upewnić się, że Wielka Brytania będzie w stanie zaspokoić zróżnicowane potrzeby firm i konsumentów tutaj oraz na całym świecie, a nasz sektor finansowy będzie rósł i tworzył miejsca pracy, czego po nim oczekujemy - stwierdził Osborne podczas uroczystości powołania urzędu Innovate Finance. Kluczem długoterminowego planu naszego rządu jest umocnienie roli Wielkiej Brytanii jako światowego centrum finansowego - dodał. Z kolei szefowa Innovate Finance, Claire Cockerton, powiedziała, że przyszedł czas na radykalną zmianę sektora usług finansowych. Nie wiemy, na ile Osborne naprawdę wierzy w wirtualną walutę. Pozostanie pytanie, na ile można wierzyć politykowi, który poparcie dla radykalnych zmian wyraża przed zbliżającymi się wyborami. « powrót do artykułu
  14. U pewnych ludzi uśmiechanie się, które ma zamaskować negatywne emocje bądź wywołać szczęście, może wywołać skutek odwrotny do zamierzonego, doprowadzając do pogłębienia smutku czy złego samopoczucia. Prof. Anirbana Mukhopadhyay z Hong Kong University of Science and Technology przeprowadził z zespołem serię 3 eksperymentów. W ramach pierwszego 108 osób pytano o częstość uśmiechania się w dniu badania, a także o to, czy sądzą, że ludzie zwykle uśmiechają się, bo są szczęśliwi, czy robią to, by zmusić się do czucia się dobrze. Ochotnicy wypełniali też kwestionariusz dot. satysfakcji życiowej. W drugim eksperymencie grupie 63 osób pokazywano śmieszne zdjęcia. Psycholodzy powiedzieli, że testują je pod kątem wykorzystania w przyszłym studium. Badanych poproszono, by uśmiechali się, jeśli fotografie naprawdę były dla nich śmieszne. W ostatnim eksperymencie 85 ludzi miało spisać sytuacje, w których uśmiechali się, bo czuli się szczęśliwi. Wykonywano też gimnastykę mięśni twarzy: należało przybierać miny, które albo przypominały uśmiech, albo nie. Hongkończycy ponownie oceniali poziom satysfakcji życiowej ochotników. Przeanalizowawszy wyniki, naukowcy stwierdzili, że ludzie, którzy zazwyczaj nie uśmiechają się w chwilach szczęścia, uśmiechając się często, czuli się gorzej, zaś osoby, które uśmiechają się w takich sytuacjach często, czuły się lepiej. "Generalnie sądzimy, że doprowadzając nieszczęśliwych do uśmiechu, [...] sprawiamy, że czują się gorzej, bo mogą interpretować uśmiech jako próbę wywołania szczęścia [na siłę]. Częste uśmiechanie może im [de facto] przypominać o złym samopoczuciu. W przypadku naturalnie radosnych osobowości ciągłe uśmiechanie (ang. keep smiling) ma szansę rzeczywiście poprawić humor. Jeśli ktoś jednak uśmiecha się rzadko, uśmiech będzie raczej tylko próbą stania się szczęśliwym/szczęśliwą. "W praktyce trzeba więc przemyśleć własne przekonania nt. uśmiechania, określić stosunek do swojej częstości uśmiechania i by poczuć się lepiej, przystosować albo przekonania, albo zachowania. « powrót do artykułu
  15. Wkrótce Internet Explorer zacznie ostrzegać użytkowników odwiedzających witryny, na których będą znajdowały się nieaktualne wersje kontrolek ActiveX. Kontrolki takie mogą stwarzać poważne zagrożenie, gdyż są często wykorzystywaną drogą ataku na komputer użytkownika. Po aktualizacji zaplanowanej na 12 sierpnia Internet Explorer poinformuje użytkownika, gdy ten wejdzie na witrynę z nieaktualną kontrolką. Kontrolka zostanie zablokowana, ale przeglądarka będzie wykonywała tę część kodu witryny, której błąd ActiveX nie dotyczy. Użytkownik będzie miał możliwość ominięcia blokady lub też zaktualizowania u siebie na komputerze wspomnianej kontrolki. Technologia ActiveX jest obecna w Internet Explorerze od 1996 roku. Jest też ulubionym celem cyberprzestępców. Szczególnie chętnie atakują oni kontrolki obsługujące Javę i Adobe Flasha. Z danych Microsoftu wynika, że w 2013 roku dziury w Javie stanowiły 84,6 do 98,5% wszystkich luk bezpieczeństwa. Wielu ekspertów radzi wyłączyć obsługę Javy w przeglądarkach. Dlatego też nowy mechanizm z IE będzie informował użytkowników o próbie uruchomienia Javy przez przeglądarkę. « powrót do artykułu
  16. Norwegia musiała zamknąć fragment arktycznej autostrady, bo przez temperatury przekraczające 22 st. Celsjusza renifery zaczęły szukać schronienia w tunelu Stallogargo, przez który prowadzi. Wcześniej tego lata było nawet 29 st., a długoterminowy trend powyżej przeciętnej utrzymuje się już od połowy maja. Ekipa utrzymania autostrad próbowała odpędzić renifery, ale nie miało to sensu, bo po paru godzinach wracały - opowiada Tor Inge Hellander. Doświadczenie pokazuje, że gdy robi się chłodniej, zwierzęta same opuszczają tunel. [Z oczywistych względów] nie możemy przez całą dobę trzymać tam ludzi [...]. Chcąc dostać się do Hammerfest, przy którego zachodnich rubieżach na wyspie Melkøya znajduje się jedyna w Europie instalacja do skraplania gazu ziemnego, kierowcy muszą zjechać z drogi krajowej nr 94 (Rv94). Planując przejazd, warto wziąć pod uwagę, że prognozy nie przewidują, by do piątku pogoda się zmieniła.
  17. Od początku Rewolucji Przemysłowej ilość rtęci w górnej warstwie światowych oceanów zwiększyła się trzykrotnie. Najnowsze analizy to pierwsze badania w skali globalnej. Dzięki niem poznaliśmy nie tylko ilość rtęci w oceanach, ale wiemy też, skąd ona pochodzi i jak jej stężenie zmienia się wraz z głębokością. Badania te to wynik 8 ekspedycji podjętych w latach 2006-2011 na oceanach Atlantyckim i Spokojnym. Uczeni pobrali tysiące próbek od głębokości 5 kilometrów do powierzchni oceanów. Analiza wykazała, że w najwyższej 100-metrowej warstwie wody ilość rtęci zwiększyła się 3,4 raza od czasów Rewolucji Przemysłowej. Światowe oceany zawierają obecnie 290 milionów moli rtęci pochodzenia antropogenicznego. Jej najwyższe stężenie zanotowano w Arktyce i na Północnym Atlantyku. Naukowcy zwracają uwagę, że cyrkulacja oceaniczna i tak uchroniła część morskiego ekosystemu przed rtęcią. Bardzo zimna, gęsta, zasolona woda zanurzając się na duże głębokości zabiera ze sobą olbrzymie ilości rtęci, co chroni wyższe warstwy oceanu, w których koncentruje się życie. Mimo to wpływ rtęci na zwierzęta jest olbrzymi. W organizmach głównych morskich drapieżników, takich jak na przykład tuńczyk, stężenie rtęci jest 10 milionów razy większe niż w otaczających wodach. Współautor badań, geochemik Carl Lamborg z Woods Hole Oceanographic Institution, ostrzega, że wkrótce możemy przekroczyć granicę, poza którą woda morska przestanie radzić sobie z rtęcią. Zauważa on, że w ciągu najbliższych 50 lat ludzkość wyemituje tyle rtęci co przez poprzednie 150 lat. Wyczerpują się możliwości ukrywania rtęci w głębokich warstwach oceanów, a to oznacza, że będzie jej coraz więcej w wodach płytszych - mówi Lamborg. Na bezpośrednie niebezpieczeństwo narażeni są ludzie, gdyż w organizmach spożywanych przez nas ryb i owoców morza znajdzie się coraz więcej tego niebezpiecznego pierwiastka. Już teraz we krwi 5-10% Amerykanek w wieku rozrodczym jest tyle rtęci, że ich dzieci narażone są na problemy z rozwojem układu nerwowego. Z kolei każdego roku na terenie UE rodzi się 1,5-2 milionów dzieci z deficytami IQ związanymi z nadmiernym stężeniem rtęci. Ludzkość tak bardzo zanieczyściła tym pierwiastkiem ekosystem, że zauważalny jest negatywny wpływ na zdrowie i płodność niektórych ryb i ptaków. David Krabbenhoft z US Geological Survey zauważa, że badania wskazują, iż polityka ograniczania emisji rtęci może być efektywna. Oceany nie są bowiem równomiernie zanieczyszczone tym pierwiastkiem. Można zauważyć zmiany związane z rosnącą świadomością i wprowadzaniem nowych rozwiązań mających redukować ilość emitowanej rtęci. « powrót do artykułu
  18. Penn Museum z Filadelfii odnalazło w swojej piwnicy unikatowy szkielet sprzed 6,5 tys. lat. Pochodzi on z Ur, starożytnego miasta na południu Mezopotamii. Jego dokumentacja "wypłynęła" tego lata podczas prac nad digitalizacją zapisków z lat 1922-1934 ze wspólnej ekspedycji Muzeum Brytyjskiego i Penn Museum do dzisiejszego Iraku. Naukowcy ustalili, że szkielet zwany pieszczotliwie Noem znaleziono ok. 1930 r. podczas wykopalisk królewskiego cmentarzyska, prowadzonych przez sir Charlesa Leonarda Woolleya. Z zapisków słynnego brytyjskiego archeologa wynika, że szkielet przetransportowano. Analizując dostępne materiały, Amerykanie natrafili na zdjęcia ukazujące wyciąganie go z grobu. Menedżer cyfryzującej ekipy Wiliam Hafford wspomniał o dokumentach Woolleya głównej kurator działu antropologii fizycznej dr Janet Monge, która mimo braków w muzealnej bazie danych od razu przypomniała sobie o tajemniczym szkielecie z piwnicy. Należące do mężczyzny o wzroście ok. 178 cm, który zmarł w wieku circa 50 lat, szczątki znaleziono w warstwie mułu na głębokości ok. 15 m, pod poziomem samego cmentarzyska. Dysponując nowocześniejszymi technikami niż zespół Woolleya, naukowcy będą mogli lepiej zbadać dietę czy choroby ze słabo poznanego okresu Ubajd, w którym żył Noe. Nietknięte szkielety z tej epoki należą do rzadkości, nie można też zapominać, że Noe jest o ok. 2 tys. lat starszy od materiałów i szczątków znalezionych w tzw. Grobach Królewskich (Woolley wydzielił 16 grobów z okresu wczesnodynastycznego III A - 2600-2500 p.n.e. - twierdząc, że to groby królów i królowych Ur). Z relacji prasowej muzeum wynika, że ekipa Woolleya dotarła do 48 grobów z równiny zalewowej wczesnego Ubajdu. Oceniwszy sytuację, sir Charles stwierdził, że tylko jeden szkielet nadaje się do wydobycia (jak można się domyślić, był to mężczyzna z magazynów Penn Museum). Jego kości i otaczającą ziemię pokryto woskiem i przewieziono najpierw do Londynu, a potem do Filadelfii. Zakończone niedawno "śledztwo" ujawniło, że schowany w przypominającej trumnę skrzyni Noe przeleżał w muzealnej piwnicy aż 85 lat. Choć to jeden z ok. 2 tys. kompletnych szkieletów w kolekcji Penn Museum, dr Monge zdawała sobie sprawę z jego istnienia. Znajdował się w piwnicy - w pozbawionej karty katalogowej skrzyni - odkąd była kuratorem. Na szczęście w 2012 r. rozpoczął się wspomniany na początku projekt cyfryzacji "Ur of the Chaldees: A Virtual Vision of Woolley's Excavations". Tak samo jak oryginalną wyprawę, prowadzą go wspólnie Muzeum Brytyjskie i Penn Museum. Dr Hafford zainteresował się listami podziałów artefaktów. Jedna połowa znalezisk została w nowo powstałym Iraku, a resztę rozdzielono między Londyn a Filadelfię. Szczególnym zaskoczeniem okazał się wpis z 8. sezonu wykopalisk z lat 1929-30. Stanowił on bowiem, że Penn Museum otrzyma m.in. jedną paletę mułu zalewowego oraz dwa szkielety. Po odkryciu Grobów Królewskich Woolley kopał dalej na terenie rowu zwanego Dołem Powodziowym (Flood Pit). W warstwie mułu, która niekiedy miała ponad 3 m grubości, natrafił na groby. Sięgając poniżej poziomu morza, Brytyjczyk doszedł do wniosku, że stanowisko Ur było niewielką, otoczoną bagnami wyspą. Po ogromnej powodzi ludzie nadal tu żyli i mieli się dobrze, lecz wydarzenie zainspirowało legendy. Szkielet z Filadelfii dorobił się imienia Noe, ale Hafford uważa, że lepszy byłby Gilgamesz.
  19. Po 10 latach, pięciu miesiącach i czterech dniach podróży, pięciokrotnym okrążeniu Słońca i przebyciu 6,4 miliarda kilometrów z radością informujemy, że dotarliśmy do celu - oznajmił Jean-Jacques Dordain, dyrektor generalny Europejskiej Agencji Kosmicznej. Tymi słowy poinformował świat o dotarciu sondy Rosetta do komety 67P/Czuriumow-Gierasimienko. Kometa i towarzysząca jej sonda znajdują się obecnie w odległości 405 milionów kilometrów od Ziemi. Rosetta będzie badała kometę przez ponad rok. Obecnie sondaznajduje się w odległości 100 kilometrów od powierzchni jądra komety. Przez najbliższych 6 tygodni dwukrotnie przeleci przed kometą. Raz na wysokości 100 kilometrów, raz – 50 kilometrów. W tym czasie będzie prowadziła jej szczegółowe badania. Ich plan przewiduje, że w pewnym momencie zbliży się na odległość 30 kilometrów do jądra, a jeśli warunki pozwolą, podleci jeszcze bliżej. Przez kilka najbliższych miesięcy będziemy badali jądro komety i określali kolejne cele badawcze. Rozpoczniemy też przygotowania do pierwszego w historii lądowania na komecie - powiedział Matt Taylor z ESA. Do końca sierpnia zostanie zidentyfikowanych pięć potencjalnych miejsc lądowania, a do połowy września specjaliści wybiorą jedno z nich. Na komecie wyląduje próbnik Philae. Lądowanie zaplanowano na 11 listopada, a ostateczna data zostanie potwierdzona do połowy października. Na pokładzie Rosetty znajduje się 11 instrumentów badawczych, które mają odkryć nieznane dotychczas tajemnice komet. Rosetta została wystrzelona w marcu 2004 roku, a w styczniu 2014 wybudzono ją z trwającej 957 dni hibernacji. « powrót do artykułu
  20. Google oraz Barnes & Noble łączą siły w walce z Amazonem. Firmy chcą zapewnić szybką i tanią dostawę zamówionych książek. Na razie jednak ich oferta jest bardzo ograniczona. Od dzisiaj mogą z niej skorzystać mieszkańcy Manhattanu, West Lost Angeles oraz San Francisco Bay Area, którzy książkę zamówioną w lokalnej księgarni Barnes & Noble otrzymają jeszcze tego samego dnia za pośrednictwem Google Shopping Express. Dla Barnes & Noble współpraca z Google'em to pierwsza próba łączenia dostaw książek elektronicznych i fizycznych. Próba bardzo ważna, gdyż w ciągu ostatnich pięciu lat firma musiała zamknąć 63 księgarnie, a w ostatnim kwartale przychody z czytnika Nook spadły o 22%. Z kolei Google Shopping Express to firma, która współpracuje z wieloma sieciami handlowymi. Obecnie klienci Costco, Walgreens, Staples i Target mogą skorzystać z jej usług i mają gwarancję, że towary dotrą do nich w ciągu kilku godzin. Rozszerzenie oferty o książki Barnes & Noble jest z pewnością interesującym urozmaiceniem. Amazon już od dłuższego czasu oferuje swoim amerykańskim klientom dostawętowaru jeszcze tego samego dnia. Wczoraj firma ogłosiła, że usługę tę rozszerza na 10 kolejnych miast. Taka błyskawiczna dostawa kosztuje 5,99 USD dla subskrybentów usługi Prime oraz 9,98 USD dla pozostałych. « powrót do artykułu
  21. Fujitsu pracuje nad procesorem SPARC64 XIfx, który może zostać użyty w superkomputerach o wydajności przekraczającej 100 petaflopsów. Obecnie najszybszy superkomputer, chiński Tianhe 2, osiąga maksymalnie 33,86 Pflops. Superwydajne procesory nie są obce japońskiemu koncernowi. To jego procesory SPARC64 VIIIfx zostały zastosowane w maszynie K Computer. W swoim czasie był to najszybszy komputer na Ziemi. Obecnie zajmuje 4. pozycję na liście TOP 500, a jego szczytowa wydajność to 11,28 Pflops. Procesory SPARC64 XIfx będą o dwie generacje nowocześniejsze od SPARC64 VIIIfx. Zastąpią one kości SPARC64 IXfx, które można spotkać w wysokowydajnych serwerach PrimeHPC FX10 autorstwa Fujitsu. Wydajność XIfx przekracza 1 teraflops (bilion operacji zmiennoprzecinkowych na sekundę), jest zatem około czterokrotnie większa niż kości IXfx. Szczegółowe informacje na temat nowego procesora zostaną przekazane podczas przyszłotygodniowej konferencji Hot Chips. Obecnie wiadomo, że SPARC XIfx korzysta z 32 rdzeni obliczeniowych oraz z rdzeni asystujących. Rola tych drugich nie została wyjaśniona. W obudowie 2U zmieści się 12 takich układów, co daje w sumie 384 główne rdzenie obliczeniowe. Procesor wspiera technologię Hybrid Memory Cube, w której układy pamięci są ułożone jeden na drugim. Zdaniem producenta pamięci, firmy Micron, technologia HMC umożliwia 15-krotnie szybszy przepływ danych i zużywa o 70% mniej energii niż kości DDR3. Transfer danych został udoskonalony dzięki technologii Tofu 2 o przepustowości 12,5 GB/s, zatem działa ponaddwukrotnie szybciej niż zastosowana w K Computer Tofu 1. « powrót do artykułu
  22. Kolonie mrówek mają kształtowane przez środowisko osobowości. Pewne cechy współwystępują ze sobą. Jeśli np. mrówki wyprawiają się dalej w poszukiwaniu pożywienia, reagują też agresywniej na intruza. Sarah Bengston, doktorantka z Uniwersytetu Arizony, zauważyła, że taka związana z podejmowaniem ryzyka osobowość jest bardziej powszechna na północy, gdzie klimat jest chłodniejszy. Amerykanka oceniała zachowanie mrówek z zachodu USA: w pasie między Waszyngtonem a Arizoną (pracowała zarówno w terenie, jak i w laboratorium). Przenosząc do przezroczystych pojemników kolonie składające się z 200-600 osobników, mogła nagrywać filmy i analizować je pod kątem różnych cech, np. poziomu aktywności czy agresji, jednak by sprawdzić, jak daleko mrówki wyprawiają się po jedzenie, musiała pojechać do lasu. Bengston znakowała owady różowym fluorescencyjnym pudrem i śledziła ich poczynania, poruszając się na czworakach. Choć sama przyznaje, że praca była żmudna, zaznacza równocześnie, że dzięki pełzaniu można zdobyć wiele niedostępnych innymi sposobami informacji. Inne badania wykazywały co prawda, że kolektywne właściwości, takie jak natężenie eksploracji czy agresja, zmieniają się z kolonii na kolonię, lecz w ramach studium, którego wyniki ukazały się w piśmie Proceedings of the Royal Society B, po raz pierwszy mierzono kilka wymiarów osobowości naraz. Naukowcy wspominają o "targu" między wysiłkiem wkładanym w żerowanie a obroną gniazda. Co istotne, oba zachowania odnoszą się do tego, jak kolonie radzą sobie z ryzykiem. "Niektóre bardziej ochoczo podejmują ryzyko w ramach codziennych czynności, podczas gdy inne robią to z o wiele mniejszym prawdopodobieństwem". Zespół stwierdził, że podczas przesuwania się z północy na południe następuje zmiana w zakresie tych cech, co sugeruje, że środowisko to ważny czynnik determinujący osobowość kolonii. Choć badanie nie sprecyzowało, w jaki sposób zmiana szerokości geograficznej oddziałuje na zachowania kolonii, Bengston podejrzewa, że chodzi o długą północną zimę. W habitatach wysuniętych dalej na północ pokrywa śnieżna topnieje dość późno i później mrówki mają krótkie okienko czasowe, w którym muszą zdobyć wszystkie zasoby konieczne do rozmnażania. By sprostać temu zadaniu, powinny podejmować większe ryzyko. « powrót do artykułu
  23. Rozmowa z Anną Lewandowską, pracownikiem Pracowni Konserwacji Malarstwa na Płótnie Muzeum Narodowego w Warszawie. Anna Lewandowska odnawiała m.in. odzyskaną niedawno "Pomarańczarkę" Gierymskiego, najcenniejszy obraz, jaki Polska straciła w czasie II wojny światowej. Jak dalece konserwatorzy i renowatorzy dzieł sztuki są gotowi ingerować w obecną (czasem przez długi czas nieodnawianą) postać dzieła i czy celem zwykle jest podejmowanie ryzyka przywracania wyglądu z chwili powstania, czy też powstrzymanie procesów starzenia lub naprawy uszkodzeń (z czasem np. barwniki w farbach ulegają zmianom i obraz nabiera innego wyglądu)? To bardzo rozbudowane i wielowątkowe pytanie, a więc po kolei… Podobnie jak lekarze za pacjentów, tak my ponosimy ryzyko związane z odpowiedzialnością za stan obiektów, którymi się zajmujemy. Po pierwsze, staramy się nie zaszkodzić naszemu pacjentowi. Podobnie jak w wypadku ludzi, procesu starzenia dzieła sztuki powstrzymać się nie da, jest on tylko znacznie wolniejszy. Nie udaje nam się również – podobnie jak w medycynie – przywrócić naszym pacjentom młodości. Tak więc dzieła sztuki, które żyją własnym życiem i we własnym rytmie się starzeją, nigdy nie będą wyglądały tak, jak w chwili, gdy artysta je tworzył. Wpływają na to zarówno sam proces starzenia materiałów, jak i zmiany chemiczne. Staramy się więc obiekt zabezpieczyć pod względem technicznym. Często bowiem ma on osłabioną strukturę, co skutkuje odpryskiwaniem czy złuszczaniem farby, ale na obrazach, rzeźbach czy przedmiotach sztuki użytkowej dzieją się i inne, bardzo niepokojące rzeczy. Naszą pracę zaczynamy zawsze od oceny, co takiemu zabytkowi dolega i czym spowodowane jest uszkodzenie. Potem przychodzi czas na program konserwatorski i rozpisanie działań, jakie należy wykonać: od zabezpieczenia, przez wzmocnienia osłabionej struktury, wzmocnienia konstrukcji, poprzez oczyszczanie powierzchni z brudu czy zmienionego kolorystycznie werniksu, po uzupełnianie ubytków kitem i retuszem. Jak często się zdarza, że konserwator nie wie, w jaki sposób namalowano jakiś obraz? Jeśli już się tak dzieje, jakimi metodami rozwiązuje on tę zagadkę? To raczej rzadki przypadek, ale wszystko zależy od tego, na jakim poziomie pytania się zatrzymamy i jaka wiedza jest nam potrzebna. Generalnie pytamy się – czym? Przy użyciu jakich materiałów obraz został namalowany? To bowiem w pierwszej kolejności skutkuje doborem odpowiednich środków konserwatorskich. Natomiast odpowiedź na pytanie, w jaki sposób obraz namalowano wpływa na odpowiedni sposób przeprowadzania zabiegów konserwatorskich. Czym innym jest jeszcze pytanie o sposób uzyskania efektu malarskiego przez artystę. Stwierdzenie bowiem, że autor używał szpachli czy np. grzebienia nie będzie miało skutków na sposób prowadzenia prac konserwatorskich. Konserwator widzi przed sobą nawarstwienia o silnej fakturze, które w trakcie działań konserwatorskich nie mogą ulec zmianie ( konieczny jest wówczas dobór właściwych metod i środków konserwatorskich ). Fakt zaobserwowania śladu takiego czy innego narzędzia na malaturze wzbogaca naszą wiedzę o twórcy i sposobach jego pracy. Chcąc się dowiedzieć, czym jest niezidentyfikowane narzędzie pracy artysty, przede wszystkim pytamy siebie i naszych współpracowników - konserwatorów czy historyków sztuki o ich skojarzenia. Robimy również różne próby fizyczne z rozmaitymi przyborami malarskimi oraz wszystkimi pomocami, które skojarzą się nam z zaobserwowanym na obrazie efektem. Korzystamy również z wiedzy o historycznych przyborach malarskich. Ile przeciętnie trwają prace nad odnową obrazu? Każdy przypadek jest inny. Niektóre obiekty potrzebują sklejenia osłabionej lub odspojonej miejscowo warstwy malarskiej. Niektóre - poprawienia naciągu płótna, oczyszczenia powierzchniowego lub pełnego wachlarza prac mających na celu przywrócenie stabilności, poprawę wytrzymałości mechanicznej czy walorów estetycznych dzieła. Długość trwania takich prac jest również uzależniona od wielkości obiektu, materiałów użytych do jego stworzenia oraz sposobu, w jaki autor nimi pracował. Mogą trwać od kilku godzin nawet do kilku lat. Czy istnieją obrazy, których nie udało się uratować, z pracy nad którymi konserwatorzy musieli zrezygnować? Niestety istnieją, choć na szczęście nieczęsto się to zdarza. Obiekty wydobyte z różnych opresji wyglądają niekiedy tak, że wydobywający nie ma wątpliwości – nie rokują jakiejkolwiek formy naprawy, uległy definitywnemu zniszczeniu. Obrazom przytrafia się na przykład przebywanie w pomieszczeniach objętych pożarem. W tych przypadkach ich uratowanie zależy od temperatury i odległości od źródła ognia, także od tego, czy zostały oblane środkami gaśniczymi. Wielu z nich jednak nie udaje się uratować. Spoiwo ulega wypaleniu i obraz staje się czarną, spaloną skorupką, przypominającą pełną kruchych bąbli zastygłą lawę. Zdarza się również, że obraz ulega zniszczeniu na skutek nieumiejętnych działań jego właściciela. Pamiętam sytuację, kiedy przyniesiony do nas obraz został wcześniej umyty przez właścicielkę w wannie. Kuracja za pomocą szczotki i wody wpłynęła na niego całkowicie „oczyszczająco”. Do naszych rąk zostało przyniesione naciągnięte na krosno płótno, ale już bez farby i gruntu. Właścicielka wciąż miała nadzieję, że uda się obraz naprawić, ale… obrazu już nie było. To tylko jeden przykład. « powrót do artykułu
  24. Z najnowszego numeru Lancet Diabetes and Endocrinology dowiadujemy się, że związek pomiędzy nasyconymi kwasami tłuszczowymi a cukrzycą typu 2 jest bardziej skomplikowany, niż się wydawało. Okazuje się bowiem, że nasycone kwasy tłuszczowe mogą zarówno zwiększać jak i zmniejszać ryzyko wystąpienia cukrzycy. Nasycone kwasy tłuszczowe znajdujemy zwykle w pożywieniu, w którym występuje dużo tłuszczów zwierzęcych. Są one zbudowane z długich łańcuchów molekuł. Ich rola w powstawaniu cukrzycy typu 2 nie została dotychczas dobrze wyjaśniona. Uczeni z University of Cambridge mieli za zadanie zbadać związek pomiędzy dziewięcioma różnymi nasyconymi kwasami tłuszczowymi, a ryzykiem wystąpienia cukrzycy typu 2. Naukowcy przyjrzeli się 12 403 osobom, u których występowała ta choroba. Za pomocą specjalnej metody badania krwi, opracowanej na potrzeby studium, zbadali proporcje wspomnianych dziewięciu kwasów we krwi chorych. Odkryli, że nasycone kwasy tłuszczowe o parzystej liczbie atomów węgla w łańcuchu były związane z większym ryzykiem wystąpienia cukrzycy typu 2. Z kolei te z nieparzystą liczbą atomów węgla wiązały się z niższym ryzykiem wystąpienia choroby. Nasze badania dostarczyły mocnych dowodów wskazujących, że nasycone kwasy tłuszczowe nie działają tak samo. Teraz musimy dowiedzieć się, jak nasza dieta wpływa na poziom poszczególnych kwasów we krwi - mówi doktor Nita Forouhi. Powyższe odkrycie jest zgodne z wcześniejszymi badaniami sugerującymi, że pokarmy takie jak jogurt i inne produkty mleczne, zawierające nasycone kwasy tłuszczowe o nieparzystej liczbie atomów węgla, zmniejszają ryzyko zapadnięcia na cukrzycę. W przypadku kwasów o parzystej liczbie atomów węgla sytuacja jest bardziej skomplikowana. Kwasy te mogą być wytwarzane przez sam organizm, a ich produkcja jest stymulowana przez spożywanie węglowodorów i alkoholu - dodaje Forouhi. « powrót do artykułu
  25. Podanie dwójce Amerykanów eksperymentalnego niezatwierdzonego leku na gorączkę krwotoczną postawiło władze Liberii w trudnej sytuacji. Lek zastosowano na terenie Liberii prawdopodobnie bez informowania o tym miejscowych władz. Główny lekarz Liberii, Brenice Dahn mówi, że na terenie kraju można podawać tylko lekarstwa zaakceptowane przez Komitet Etyczny Ministerstwa Zdrowia. Ani pani Dahn, ani Ministerstwo Zdrowia ani urząd prezydencki nic nie wiedzą, by zgoda taka została wydana. Problem dochowania odpowiednich procedur to jednak drobny incydent w porównaniu z reakcją mieszkańców Liberii. Ludzie mówią nam teraz. 'Twierdziliście, że Ebola jest nieuleczalna, ale Amerykanie potrafią ją wyleczyć' - mówi wiceminister zdrowia Tolbert Nyenswah. Liberyjscy urzędnicy spotkają się teraz z przedstawicielami Światowej Organizacji Zdrowia i będą rozmawiali na temat dostarczenia leku innym pacjentom. Obecnie nie do końca wiadomo, jak doszło do podania leku Amerykanom. Bruce Johnson, prezydent organizacji charytatywnej SIM USA która wysłała do Afryki panią Writebol i jej męża, stwierdził, że decyzję o zastosowaniu leku podjęła pacjentka, jej rodzina i opiekujący się nią lekarze. Z kolei amerykańscy urzędnicy poinformowali, że dostarczenie leku zostało zaaranżowane przez organizację charytatywną Samaritan's Purse, z ramienia której w Afryce przebywał doktor Brantly, drugi z zarażonych Amerykanów. Narodowe Instytuty Zdrowia (NIH) poinformowały Samaritan's Purse o istnieniu eksperymentalnego leku i testującej go firmie. NIH nie zakupiły, nie transportowały, nie zatwierdziły ani nie podały eksperymentalnego leku w Liberii - oświadczyli urzędnicy. W całej procedurze nie musiała brać udziału też Agencja ds. Żywności i Leków. Ma ona prawo do wydania zgody na użycie eksperymentalnych leków, ale zgoda FDA jest wymagana jeśli lek ma być podany na terenie USA. Producent leku ZMapp, firma Mapp Biopharmaceutical informuje, że jej środek to koktail trzech przeciwciał monoklonalnych wytworzonych z udziałem liści tytoniu. Przeciwciała monoklonalne to zmodyfikowane wersje naturalnych przeciwciał występujących u ludzi i zwierząt. Te konkretne przeciwciała uzyskano z myszy, której wcześniej wstrzyknięto pewne ludzkie komórki. Koktail składa się z dwóch starszych eksperymentalnych środków. Jeden z nich to MB-003 autorstwa Mapp Biopharmaceutical, a drugi to Zmab opracowany przez kanadyjską firmę Defyrus oraz kanadyjską Agencję Zdrowia Publicznego. ZMapp uzyskuje się poprzez wstrzyknięcie w liście tytoniui pewnych białek. Białka są hodowane w liściach. Później są z nich ekstrahowane i oczyszczane. Obecnie Mapp Biopharmaceuticals i współpracujące z nią firmy starają się zwiększyć produkcję ZMapp. Tymczasem stan obojga chorych Amerykanów, 33-letniego doktora Brantly'ego i 59-letniej pani Writebol poprawia się. Chorzy znajdują się na specjalnym izolowanym oddziale Emory University Hospital, który powstał przed 12 laty w celu leczenia pacjentów wystawionych na kontakt ze śmiertelnymi chorobami zakaźnymi. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...