Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Felix Baumgartner, który przed dwoma laty wykonał swój głośny skok z wysokości około 39 000 metrów, niedługo cieszył się swoim rekordem. Przed kilkoma dniami, w piątek 24 października, został on bowiem pobity przez wiceprezesa Google'a, Alana Eustace'a. Eustace skakał z wysokości ponad 41 kilometrów, a podczas wynoszenia na tak wielką wysokość nie korzystał – w przeciwieństwie do Baumgartnera – ze specjalnej kapsuły. Skok Eustace'a to część projektu prowadzonego przez firmę Paragon Space Development Corp., której celem jest opracowanie skafandra kosmicznego, który pozwoli na swobodną pracę i badania naukowe w stratosferze. Wiceprezes Google'a został wyniesiony w górę przez balon stratosferyczny. Cały czas miał na sobie skafander ciśnieniowy wyposażony w systemy podtrzymywania życia. Zawsze zastanawiałem się, czy uda się opracować skafander, dzięki któremu eksploracja stratosfery będzie równie łatwa i bezpieczna jak eksploracja oceanów. Mam nadzieję, że dzięki pomocy zespołu StratEx zachęcimy inne zespoły do prowadzenia podobnych badań - mówi Eustace. Podróż balonem trwała około 2,5 godziny. Skoczek przebywał w nim dodatkowe pół godziny ciesząc się widokami, a następnie wyskoczył. Po około 90 sekundach lotu przekroczył prędkość dźwięku. Jego lot był stabilizowany przez niewielki spadochron hamujący. Mężczyzna swobodnie spadał przez około 5 minut. Na wysokości około 5,5 kilometra rozwinął główny spadochron i po 15 minutach bezpiecznie wylądował. Technologia przetestowana podczas skoku będzie wykorzystywana w czasie komercyjnych lotów w kosmos. « powrót do artykułu
  2. Współzałożyciel Microsoftu, Paul Allen, ogłosił, że przeznaczy co najmniej 100 milionów dolarów na walkę z Ebolą. Zadeklarował zatem kwotę większą, niż Bill Gates i Mark Zuckerberg razem. Ten pierwszy we wrześniu ogłosił, że przeznaczy na walkę z tą chorobą 50 milionów USD. W ubiegłym tygodniu w ślady Gatesa poszedł Zuckerberg, który zadeklarował kwotę 25 milionów dolarów. Pieniądze Allena zostaną przeznaczone na sfinansowanie miesięcznej misji do Afryki zespołu 12 lekarzy i pielęgniarek, zakup publicznych stacji do mycia rąk oraz domowych zestawów ochronnych, 7,5 miliona dolarów otrzyma Wydział Medyczny University of Massachusetts, a pieniądze te zostaną wydane na szkolenia i wyposażenie lekarzy w Liberii. Pieniądze Allena powędrują też do Światowej Organizacji Zdrowia z przeznaczeniem na monitorowanie rozprzestrzeniania się choroby i wysyłanie medycznych zespołów interwencyjnych. Paul Allen już wcześniej przeznaczył 9 milionów dolarów na walkę z Ebolą. Pieniądze te przekazał Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC), jego fundacja uruchomiła też specjalny program „Tackle Ebola”. Allen, którego majątek jest szacowany na 16,2 miliarda dolarów, jest znany ze swojej działalności charytatywnej. Finansuje nie tylko medycynę, ale również inne nauki. Sfinansował jeden z największych zespołów teleskopów na świecie – Allen Telescope Array, przeznaczył pieniądze na założenie na University of Washington Paul G. Allen School for Global Animal Health, dzięki niemu powstały Allen Institute for Brain Science, Allen Institute for Artificial Intelligence i jest budowany Allen Telescope Array. Finansuje też wiele programów z dziedziny monitorowania i ochrony środowiska, liczne muzea i kolekcje sztuki. Przystąpił również do inicjatywy Giving Pledge, w ramach której miliarderzy zobowiązują się rozdać większość swoich majątków. « powrót do artykułu
  3. Niedawno założona firma Soft Machines zaprezentowała podczas Linley Microprocessor Conference nową architekturę nazwaną VISC. Przedsiębiorstwo twierdzi, że jest ona znacznie bardziej wydajna od obecnie używanych CISC i RISC. Architektura VISC pozwala na wykonanie 3-4 razy więcej instrukcji w cyklu, co oznacza, że zarówno w zastosowaniach jedno- i wielowątkowych jest 2-4 razy bardziej wydajna niż współczesne architektury - czytamy w relacji prasowej. Architektura VISC bazuje na koncepcji 'wirtualnych rdzeni' i 'wirtualnych wątków sprzętowych'. To nowe podejście pozwalające na dynamiczną alokację i współdzielenie zasobów między rdzeniami. Mikroprocesory korzystające z architektur CISC i RISC korzystają z 'rdzeni fizycznych' i 'wątków programowych' przez co są ograniczone wydajnością tranzystorów, częstotliwością pracy i zapotrzebowaniem na energię - stwierdzają przedstawiciele Soft Machines. Oczywiście do twierdzeń nieznanych firm, nawet jeśli pochodzą z Krzemowej Doliny, należy podchodzić sceptycznie. Jednak wagi słowom Soft Machines dodaje fakt, że w przedsiębiorstwo zebrało już 125 milionów dolarów dofinansowania, a wśród jego inwestorów są m.in. Samsung Ventures, AMD oraz Mubadala, firma z Abu Zabi, która jest właścicielem Globalfoundries. « powrót do artykułu
  4. Chirurdzy ze Szpitala św. Wincenta w Sydney jako pierwsi na świecie przeszczepili serce po stwierdzonej śmieci krążeniowej. Normalnie od dawcy z orzeczoną śmiercią mózgową pobiera się bijące serce, które przed przeszczepem jest schładzane płynem kardioplegicznym. Metoda Australijczyków opiera się zaś na umieszczeniu resuscytowanego (niebijącego wcześniej nawet do 20 min) serca w przenośnym aparacie do podtrzymywania i monitorowania perfuzji, tzw. heart-in-the-box. W ten sposób można wyeliminować uszkodzenia powstające wskutek zimnego niedokrwienia. Przeprowadzając procedurę, zespół ze Szpitala św. Vincenta oraz Instytutu Victora Changa posługuje się stworzonym przez siebie płynem konserwującym (jego doskonalenie zajęło ponoć aż 12 lat). Pierwszą osobą, która otrzymała "ożywiany" narząd, była 57-letnia Michelle Gribilas z wrodzoną niewydolnością serca. Kobieta przeszła operację ponad 2 miesiące temu. Później z powodzeniem przeprowadzono 2 kolejne zabiegi. Zespół prof. Petera MacDonalda cieszy się, że rozbudowując pulę dostępnych organów, "serce w pudełku" pozwoli ocalić nawet o 30% więcej żyć. Naukowcy twierdzą, że konserwujący roztwór zmniejsza liczbę obumierających kardiomiocytów i ogranicza uszkodzenia mięśnia sercowego, m.in. związane z brakiem tlenu. Wspominają też o lepszej funkcji takiego serca po przeszczepie. « powrót do artykułu
  5. Nowe studium uważności (ang. dispositional mindfulness) oraz 7 wskaźników zdrowia sercowo-naczyniowego wykazało, że osoby bardziej zwracające uwagę na aktualne uczucia i doświadczenia mają się lepiej. Naukowcy z Brown University natrafili na istotny statystycznie związek między uważnością a lepszym wynikiem ogólnym oraz w zakresie 4 z 7 badanych wskaźników zdrowia sercowo-naczyniowego. Amerykanie przypuszczają, że osoby dostrojone do swoich aktualnych uczuć mogą sobie lepiej radzić z zachciankami, które niekorzystnie wpływają na zdrowie. Prof. Eric Loucks poprosił 382 ochotników biorących udział w New England Family Study, by odpowiedzieli na 15 pytań z Kwestionariusza Uważności (Mindful Attention Awareness Scale, MAAS). MAAS został skonstruowany w 2003 r. do pomiaru różnic indywidualnych dotyczących częstości występowania stanu uważności. Badani muszą się ustosunkować do twierdzeń (np. "Trudno mi się skupić na tym, co się dzieje w tej chwili" czy "Wykonuję prace i zadania automatycznie, bez świadomości, co robię"), posługując się 6-stopniową skalą, gdzie 1 oznacza "prawie zawsze", a 6 "prawie nigdy". Ochotników testowano także pod kątem 7 wskaźników zdrowia sercowo-naczyniowego: 1) unikania palenia, 2) aktywności fizycznej, 3) wskaźnika masy ciała (BMI), 4) spożycia warzyw i owoców, 5) cholesterolu, 6) ciśnienia krwi i 7) glikemii na czczo. Poza tym naukowcy zbierali dane dotyczące wieku, rasy, płci, wykształcenia oraz wyników uzyskanych w czasie badania kwestionariuszami depresji i poczucia kontroli. Loucks i inni oceniali związek między wynikiem w MAAS a punktacją w zakresie wskaźników zdrowia sercowo-naczyniowego (brano poprawkę na wiek, płeć i rasę). Obliczali też wynik ogólny. Okazało się, że w porównaniu do ludzi z niższym wynikiem MAAS, osoby z wysokim wynikiem w Kwestionariuszu Uważności o 83% częściej cieszyły się dobrym ogólnym zdrowiem sercowo-naczyniowym, o lepszym wyniku w zakresie 4 z 7 badanych wskaźników zdrowia sercowo-naczyniowego (BMI, aktywności fizycznej, glikemii na czczo i unikania palenia) nie wspominając. Brak wpływu większej uważności na poziom cholesterolu może wynikać z tego, że nie oddziałuje on wprost na czyjeś samopoczucie w danym momencie, podczas gdy palenie, otyłość (i ściśle z nią związana glikemia na czczo) oraz aktywność fizyczna są dla ja bardziej bezpośrednimi doświadczeniami. Związek wyższego wyniku MAAS i spożycia owoców i warzyw nie osiągnął poziomu istotności statystycznej. W przyszłości Amerykanie chcą sprawdzić, czy wzrost uważności poprawia wskaźniki zdrowia sercowo-naczyniowego. Zamierzają przeprowadzić długoterminowe badania z losowaniem do grup. « powrót do artykułu
  6. Wyspa Wielkanocna, znana przede wszystkim z tajemniczych wielkich posągów, wydaje się odizolowana od świata zewnętrznego. Położona jest bowiem w odległości 2300 kilometrów od Ameryki Południowej i 1770 kilometrów od najbliższej wyspy. Jednak najnowsze badania genetyczne wykazały, że jej mieszkańcy nie żyli w izolacji. Z artykułu w Current Biology dowiadujemy się, że mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej mieli kontakty z mieszkańcami Ameryki na setki lat przed przybyciem na Wyspę pierwszych Europejczyków w 1722 roku. Kultura Wyspy Wielkanocnej, której znanymi dowodami są właśnie wielkie posągi, rozkwitała od około XIII wieku, a do XVI wieku upadła. Dane genetyczne zebrane od 27 tubylców dowodzą, że w tym czasie, a konkretnie pomiędzy XIV a XVI wiekiem dochodziło do mieszania się ludności Wyspy z mieszkańcami Ameryki Południowej. Odkrycie to „sugeruje istnienie migracji pomiędzy Polinezją a Amerykami” - mówi genetyk Anna-Sapfo Malaspinas z Uniwersytetu w Kopehadze, która stała na czele grupy badawczej. Wydaje się bardziej prawdopodobne, że to ludzie z Rapa Nui podróżowali do Ameryki Południowej, przywozili stamtąd miejscowych i mieszali się z nimi - stwierdza Mark Stoneking, genetyk z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maksa Plancka, który brał udział w powiązanych badaniach nad brazylijskim ludem Botocudo. Ciekawe, czy w kodzie genetycznym mieszkańców Ameryki Południowej znajdziemy jakieś ślady z Rapa Nui - dodaje. Z przeprowadzonych badań wynika, że do mieszania się ludzi z Wyspy Wielkanocnej z mieszkańcami Ameryki Południowej dochodziło 19-23 generacji wstecz. Z Europejczykami zaczęli się oni mieszać znacznie później, prawdopodobnie dopiero w XIX wieku. Obecnie genom mieszkańców Rapa Nui to w 75% materiał z Polinezji, w 15% z Europy i w 10% z Ameryki. Z Current Biology dowiadujemy się również, że badania wśród ludu Botocudo, znanego z wielkich drewnianych dysków noszonych w uszach i dolnych wargach, wykazały, iż dwie przechowywane przez nich stare czaszki pochodzą od Polinezyjczyków. W materiale genetycznym nie wykryto śladów mieszkańców Ameryki. Obecność tych ludzi na terenie dzisiejszej Brazylii stanowi zagadkę. Mogli tam się dostać albo lądując na zachodnim wybrzeżu i podróżując przez interior, albo też lądując na Ziemi Ognistej i podejmując podróż wzdłuż wschodniego wybrzeża. Tak czy inaczej była to niezwykła, wymagająca wielkiego wysiłku, wyprawa. « powrót do artykułu
  7. Narodowe języki migowe również mają własną intonację. Nasze odkrycie, że języki migowe także mają unikatową intonację, po raz kolejny demonstruje, że języki migowe dzielą z językami mówionymi wiele centralnych cech - podkreśla prof. Wendy Sandler z Uniwersytetu w Hajfie. Jak przypominają naukowcy, mimo że nie rozumiemy chińskiego czy francuskiego, potrafimy rozpoznać te języki, kierując się ich wzorcami intonacyjnymi. Co więcej, dzieci reagują na melodię języka otoczenia, nie znając jeszcze żadnych słów. W języku ojczystym intonacja pozwala np. odróżnić pytania od nakazów. Sandler wyjaśnia, że odpowiednikiem intonacji w językach migowych jest zestaw wyrazów twarzy i pozycji głowy. W ramach najnowszego studium Sandler współpracowała z dwiema doktorantkami - Svetlaną Dachkovsky z Uniwersytetu w Hajfie i Christiną Healy z Uniwersytetu Gallaudeta. Panie sprawdzały, czy intonacja języka migowego jest taka sama w przypadku wszystkich języków migowych, czy też raczej, jak w językach mówionych, każdy język dysponuje własnymi wzorcami. W tym celu poproszono użytkowników izraelskiego i amerykańskiego języka migowego (dwóch niepowiązanych historycznie i kulturowo języków), by m.in. zadali pytanie zamknięte (rozstrzygające) oraz wypowiedzieli zdania w trybie przypuszczającym i rozkazującym czy zdania względne. Panie zauważyły, że w każdym z języków poszczególnym typom wypowiedzi towarzyszyły ustalone wyrazy twarzy i ruchy głowy. Niektóre z nich pokrywały się w obu językach, podczas gdy inne okazały się znacząco i systematycznie różne. O ile w obu przypadkach pytaniom zamkniętym towarzyszyło uniesienie brwi, szerokie otwarcie oczu i wysunięcie głowy do przodu, o tyle zdanie wprowadzające demonstrowano już inaczej. Użytkownicy amerykańskiego języka migowego unosili brwi i odchylali głowę do tyłu, a użytkownicy izraelskiego języka migowego mrużyli oczy i wysuwali pochyloną głowę. To odkrycie paralelne do języków mówionych. W większości języków intonacja pytań zamkniętych jest bardzo podobna, bo wznosząca na końcu zdania. Intonacja pozostałych typów wypowiedzi wygląda już jednak inaczej. « powrót do artykułu
  8. Microsoft poinformował o osiągnięciu lepszych niż przewidywane wynikach finansowych za kwartał lipiec-wrzesień, który był dla firmy pierwszym kwartałem roku podatkowego 2015.. Najbardziej interesujący jest fakt, że na poprawę wyników wpłynęła dobra sprzedaż smartfonów, tabletów Surface i usług w chmurze obliczeniowej. Jednocześnie margines zysku koncernu pozostał nienaruszony. To istotny sygnał dla analityków, którzy uważali, że w związku z tym, iż wiele firm szuka coraz tańszych usług w chmurach, Microsoft będzie musiał obniżyć ceny i zmniejszyć swój margines zysku. Po ogłoszeniu wyników akcje Microsoftu, które w ciągu ostatnich 12 miesięcy zdrożały o 33%, zanotowały 3-procentowy wzrost ceny do poziomu 46,36 USD. W porównaniu z innymi liderami IT, Oracle'em, IBM-em, SAP-em, VWware czy EMC, którzy informowali o słabszych wynikach finansowych, Microsoft wydaje się iść wbrew temu trendowi i jego wyniki są bardzo solidne - mówi Daniel Ives, analityk z FBR Capital Markets. Koncern z Redmond nie zdradził szczegółów finansowych swoich operacji dotyczących chmury obliczeniowej. Poinformował jedynie, że zanotował wzrost sprzedaży o ponad 120%. Warto tutaj zauważyć, że w ciągu ostatnich 4 lat marża brutto koncernu zmniejszyła się z ponad 80% do około 65%. Ma to związek z podjęciem przez Microsoft działalności na rynku produkcji tabletów i smartfonów. To niezwykle konkurencyjny rynek, na którym obowiązują niewielkie marże, co wpłynęło negatywnie na marżę całego koncernu. Najnowsze wyniki Microsoftu wzmacniają pozycję firmy. Analityk Rick Sherlund zauważą, że w najbliższym czasie przychody koncernu z chmury obliczeniowej sięgną 6 miliardów dolarów rocznie. I mimo że będzie to jedynie 6% całych przychodów firmy, to wzrost ten jest niezwykle ważny, gdyż inwestorzy postrzegają chmury obliczeniowe jako bardzo przyszłościowy rynek. Zwracał na to również uwagę dyrektor wykonawczy koncernu, Satya Nadella, który na konferencji dla analityków chwalił się, że Microsoft jest jedynym graczem na rynku chmur, którego przychody rosną w tempie przekraczającym 100 procent. Mimo zwiększonych przychodów, zysk Microsoftu zmniejszył się o 13%. Był to spadek spodziewany i ma on głównie związek z zapowiedzianymi niedawno masowymi zwolnieniami. Ich koszt to bowiem aż 1,1 miliarda USD. Dlatego też w ostatnim kwartale zysk Microsoftu wyniósł 4,5 miliarda USD czyli 54 centy na akcję. Przed rokiem było to 5,2 miliarda (62 centy na akcję). Analitycy prognozowali zysk rzędu 49 centów na akcję. Dobre wyniki finansowe i perspektywy na przyszłość mogą być pierwszym sygnałem świadczącym o udanym wdrażaniu, zapoczątkowanej przez Steve'a Ballmera, strategii zamiany Microsoftu w firmę zajmującą się urządzeniami i usługami ("devices and services"). « powrót do artykułu
  9. Tak jak w przypadku ludzi, w przewodzie pokarmowym owadów występują liczne bakterie. Mikrobiom jelita wpływa zaś na zdolność transmitowania przez nie chorób. Ostatnio naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa ustalili, że bakteria wyizolowana z przewodu pokarmowego Aedes aegypti może zmniejszyć liczbę komarów zarażonych zarodźcami malarii i wirusami dengi. Zespół George'a Dimopoulosa zauważył także, że w laboratorium wspomniana bakteria hamuje rozwój patogenów oraz skraca życie komarów, które je przenoszą. W ramach wcześniejszych badań Amerykanie wyizolowali z przewodu pokarmowego A. aegypti Csp_P - przedstawiciela rodzaju Chromobacterium. Obecnie zajęto się jego wpływem na komary i patogeny. Uzyskane wyniki sugerują, że Csp_P pomaga zwalczać malarię i dengę na kilku poziomach. Autorzy publikacji z PLoS Pathogens dodali Csp_P do słodzonej wody, którą żywiły się komary. Okazało się, że bakteria nie tylko szybko kolonizowała jelita A. aegypti i Anopheles gambiae (pierwszy z komarów jest wektorem dengi, a drugi malarii), ale i zmniejszała ich podatność na zarażenie zarodźcami sierpowymi (Plasmodium falciparum) lub wirusem dengi. Stwierdzono też, że nawet bez kolonizacji przewodu pokarmowego sama ekspozycja na Csp_P za pośrednictwem pokarmu i wody wystarczyła, by skrócić życie dorosłych osobników i larw obu gatunków. Sprawdzając, czy Csp_P może oddziaływać na patogeny bezpośrednio, zespół zauważył, że prawdopodobnie dzięki produkcji toksycznych metabolitów bakteria hamuje wzrost pierwotniaka na różnych etapach cyklu rozwojowego i ogranicza zakaźność wirusa dengi. Co istotne, Csp_P hamuje również wzrost wielu bakterii. Akademicy mają nadzieję, że metabolity Csp_P uda się wykorzystać przy projektowaniu nowych leków na malarię i dengę. « powrót do artykułu
  10. Profesorowie Yoshiyuki Tatsumi i Keiko Suzuki z Uniwersytetu w Kobe ostrzegają, że w ciągu najbliższego wieku Japonia może zostać niemal całkowicie zniszczona przez wielką erupcję wulkaniczną. Naukowcy przeanalizowali siłę i częstotliwość erupcji na Wyspach Japońskch z okresu ostatnich 120 000 lat i wyliczyli, że prawdopodobieństwo wystąpienia katastrofalnej erupcji wynosi około 1% w ciągu najbliższych 100 lat. Tylko pozornie wydaje się to niewiele. Uczeni przypominają, że w 1995 roku prawdopodobieństwo wystąpienia dużego trzęsienia ziemi w Kobe również szacowano na około 1%. Dzień później 6400 mieszkańców miasta zginęło w trzęsieniu o sile 7,2 stopnia. Naukowcy z Kobe zauważają, że w Japonii występuje aż 7% światowych wulkanów, które wybuchały w ciągu ostatnich 10 000 lat. Z przeprowadzonych przez naukowców symulacji wynika, że jeśli do erupcji doszłoby na wyspie Kiusiu, która w ciągu 120 000 lat doświadczyła siedmiu potężnych wybuchów wulkanów, to obszar zamieszkany przez 7 milionów ludzi zostałby pogrzebany pod lawą i popiołem w ciągu zaledwie 2 godzin. Wiatr mógłby zanieść olbrzymie ilości popiołu nad Honsiu, zagrażając życiu 120 milionów ludzi zamieszkujących wyspę. Naukowcy oparli swoje symulacje na danych uzyskanych z badań gigantycznego krateru na Kiusiu. Ma on średnicę 23 kilometrów i powstał wskutek erupcji, do której doszło przed 28 tysiącami lat. « powrót do artykułu
  11. Chiny rozpoczęły swoją pierwszą misję do Księżyca i z powrotem. To ostatni etap przygotowań Państwa Środka do wysłania człowieka na Srebrny Glob. Chiński próbnik ma dotrzeć do Księżyca, okrążyć go i wrócić na Ziemię. Władze poinformowały, że pierwszy etap podróży przebiegł pomyślnie. Rakieta z próbnikiem bez przeszkód wystartowała z bazy kosmicznej Xichang w Syczuanie. Podczas 8-dniowej podróży próbnik oddali się od Ziemi na odległość 413 000 kilometrów. Jak informuje agencja Xinhua, podczas drogi powrotnej próbnik wejdzie w atmosferę Ziemi z prędkością 11,2 kilometra na sekundę i wyląduje w Mongolii Wewnętrznej. Obecna misja ma również na celu sprawdzenie technologii, które zostaną wykorzystane w Chang'e-5. Ta sonda ma wylądować na Księżycu około roku 2017. Jej zadaniem będzie zebranie próbek gruntu. « powrót do artykułu
  12. Być może uda się uratować indyjską populację sępów. Wydaje się, że zakaz stosowania leku, który zabija te ptaki, odnosi skutek. Od lat 90. ubiegłego wieku liczba sępów w Indiach zmniejszyła się o ponad 99%. W roku 2004 naukowcom udało się powiązać śmierć ptaków z uszkodzeniem nerek. Dochodzi do niego, gdy sępy żywią się ciałami padłych zwierząt, którym wcześniej podawano diclofenac. W 2006 roku pod naciskiem ekologów, rząd Indii wprowadził zakaz stosowania tego leku u zwierząt hodowlanych. Rhys Green i jego koedzy z University of Cambridge zbadali w latach 2005-2009 wątroby ponad 6000 padłych w Indiach zwierząt hodowlanych. Badania dowiodły, że w tym czasie użycie diclofenaku spadło o 50%, a wykorzystywanie meloxicamu – leku, który nie szkodzi sępom – zwiększyło się o 44%. Co więcej wzrost użycia meloxicamu był geograficznie ściśle skorelowany ze spadkiem popularności diclofenaku. Wydaje się, że zakaz działa. Brytyjscy uczeni zauważyli, że w latach 2007-2011 w niektórych częściach Indii tempo spadku populacji sępów zmniejszyło się lub też spadek został całkowicie powstrzymany. Jednak liczba sępów wciąż jest niezwykle niska. Eksperci obawiają się, że sam zakaz może nie wystarczyć. Diclofenac wciąż jest sprzedawany do użytku dla ludzi. Lekarze przepisują go w olbrzymich ilościach, a jako że jest on tańszy od meloxicamu, jest nielegalnie używany do celów weterynaryjnych. Dodatkowym problemem jest fakt, że większość rodzajów meloxicamu gorzej nadaje się do użytku weterynaryjnego. Obrońcy przyrody apelują zatem o przeprowadzenie akcji informacyjnej, promującej te lepsze dla zwierząt rodzaje meloxicamu. Eksperci ostrzegają, że również w Europie używa się wielu leków toksycznych dla sępów. Niedawno w Hiszpanii znaleziono padłego sępa płowego, który zatruł się flunixinem. « powrót do artykułu
  13. OTS964 to nowy lek, który u myszy usuwa agresywne komórki ludzkiego nowotworu płuc. Lek, podawany w formie pigułek lub zastrzyków blokuje działania białka, które jest w dużych ilościach produkowane w komórkach różnych nowotworów – w tym nowotworów płuc i piersi – a jest rzadko aktywne w zdrowych tkankach. Bez tej proteiny komórki nowotworowe nie mogą się dzielić i umierają. Lekarstwo podawane w formie ustnej jest dobrze tolerowane i wykazuje niewielką toksyczność. Podawane w formie zastrzyków jest równie skuteczne, ale prowadzi do wystąpienia mniejszej liczby efektów ubocznych. Oba typy leczenia doprowadziły do całkowitej regresji guza. Molekularny cel dla naszego leku zidentyfikowaliśmy już 10 lat temu. Poszukiwania sposobu na powstrzymanie choroby zajęło nam całą dekadę - mówi główny autor badań, profesor Yusuke Nakamura z University of Chicago. Przeanalizowaliśmy 300 000 związków chemicznych i na tej podstawie zsyntetyzowaliśmy ponad 1000 z nich. Sprawdziliśmy, że kilka ma szansę działać na ludziach. Wybraliśmy ten najbardziej efektywny. Sądzimy, że trafiliśmy na coś bardzo obiecującego - dodaje uczony. OTS964 atakuje białko TOPK (T-lypmhokine-activated killer cell – originated protein kinase), które prawdopodobnie bierze udział we wzroście guza. Wiadomo, że im wyższy poziom TOPK tym mniejsze szanse na przeżycie u pacjentów cierpiących na nowotwory płuc i piersi. Wstępne badania nad OTS964 i jego poprzednikiem OTS514 wykazały, że leki zabijają komórki nowotworowe, ale uniemożliwiają produkcję białych i czerwonych ciałek krwi, co może doprowadzić do umiarkowanej anemii i zwiększyć ryzyko infekcji. Jednocześnie oba środki prowadziły do zwiększenia produkcji blaszek miażdżycowych, co groziło zatorami. Rozwiązaniem problemu okazały się sztuczne liposomy. Gdy lekarstwo zostało z nich zamknięte, przestało negatywnie wpływać na tworzenie się krwinek. Naukowcy przetestowali OTS964 na wysoce agresywnym guzie nowotworu płuc – LU-99. Guzowi pozwolono urosnąć do 150 mm3. Następnie dwa razy w tygodniu przez trzy tygodnie wstrzykiwano myszom lek albo zamknięty w liposomach, albo bez nich. Okazało się, że guz zaczął gwałtownie się zmniejszać i kurczył się nawet po zaprzestaniu terapii. U pięciu z sześciu myszy guz całkowicie zniknął – u trzech w czasie 25 dni od rozpoczęcia leczenia, u dwóch w czasie 29 dni. Myszy, którym podawano lek w liposomach, nie wykazywały skutków ubocznych. Lek był skuteczny również przy aplikacji ustnej. Tam stosowano większe dawki, 100 miligramów na kilogram masy ciała. OTS964 był podawany codziennie przez dwa tygodnie. U wszystkich sześciu myszy guz zniknął. U wszystkich zwierząt doszło do spadku poziomu białych krwinek, jednak ich poziom powrócił do normy po dwóch tygodniach. Nakamura, który w 2012 roku dla pracy na University of Chicago zrezygnował z funkcji dyrektora Japońskiego Rządowego Biura Innowacji Medycznych, mówi, że co prawda badania przeprowadzono na niewielkiej liczbie myszy, jednak ich wyniki są „dramatyczne”. Bardzo rzadko obserwuje się całkowitą regresję guza u mysich modeli. Wiele leków potrafi powstrzymać wzrost guza, jednak bardzo rzadko prowadzą do jego usunięcia - mówi uczony. Wydaje się, że białko TOPK odgrywa główną rolę w późnym stadium podziału komórkowego. Komórka nowotworowa rozpoczyna podział, pojawia się druga komórka, jednak bez TOPK nie są one w stanie oddzielić się od siebie. Nie mogą zakończyć procesu. Pozostają złączone niewielkim mostem. Gdy most ten się rozpada, komórki nie mogą zamknąć swoich błon, ich wnętrze wydostaje się na zewnątrz i komórki umierają - wyjaśnia Nakamura. Uczeni mówią, że białko TOPK może być dobrym celem leczenia nie tylko nowotworów płuc. Co prawda OTS964 testowano tylko na takich nowotworach, jednak TOPK występuje też w nowotworach piersi, mózgu, wątroby, pęcherza i w niektórych odmianach białaczki. Zespół Nakamury współpracuje z onkologami z University of Chicago. Naukowcy chcieliby już jesienią przyszłego roku rozpocząć pierwszą fazę badań klinicznych nowego leku. « powrót do artykułu
  14. Dotknięcie wydruku na papierze termicznym dłońmi pokrytymi kosmetykiem, np. kremem bądź płynem do odkażania, prowadzi do szybkiego wzrostu poziomu bisfenolu A (ang. bisphenol A, BPA) we krwi. Warto przypomnieć, że BPA zaburza działanie hormonów, m.in. mechanizmy sygnalizacyjne bazujące na estrogenie. W paragonach z kas [...], biletach lotniczych, pokwitowaniach z bankomatów oraz innych papierach termicznych na powierzchni występuje dużo BPA, który spełnia funkcje wywoływacza koloru - wyjaśnia Frederick vom Saal z University of Missouri-Columbia. W ramach studium badano ludzi, którzy najpierw umyli dłonie środkiem odkażającym, a później wzięli do ręki wydruk na papierze termicznym i jedli frytki, nie korzystając ze sztućców. Nasze studium wykazało, że na dłonie przechodziły duże ilości BPA, który później przedostawał się na trzymane jedzenie oraz był wchłaniany przez skórę. Wykorzystanie w papierze termicznym bisfenolu A lub jego zastępników stanowi zagrożenie dla ludzkiego zdrowia. Preparaty do odkażania oraz inne kosmetyki, np. kremy czy balsamy, zawierają związki zwiększające penetrację, które mogą nawet 100-krotnie nasilać absorpcję substancji lipofilowych takich jak BPA. Połączenie skórnego i oralnego wchłaniania BPA prowadziło w ciągu 90 min do szybkiego i dużego wzrostu zarówno stężenia wolnego (bioaktywnego) BPA w surowicy (średnie Cmax sięgnęło ~7 ng/ml), jak i wydalania BPA z moczem (~20 µg BPA w przeliczeniu na gram kreatyniny). « powrót do artykułu
  15. Plany IBM-a, który chce sprzedać swój wydział produkcji procesorów firmie Globalfoundries, wywołały dyskusję nt. implikacji takiego działania dla bezpieczeństwa USA. IBM jest ważnym dostawcą sprzętu dla Pentagonu i innych agend rządowych. Teraz firma chce sprzedać fabryki, w których m.in. powstaje sprzęt dla wojska, policji czy służb specjalnych. Firma Globalfoundries ma co prawda swoją siedzibę w USA, jednak jest własnością inwestorów z Abu Zabi. Przedsiębiorstwo powstało w 2008 roku z wydzielonej z AMD części odpowiedzialnej za produkcję. Właśnie na to wydarzenie powołuje się Jason Gorss, rzecznik Globalfoundries. Przypomina, że już wtedy nowa firma musiała przejść rządowy audyt bezpieczeństwa. Jesteśmy zaznajomieni z tym procesem - mówi Gorss. Rzecznik dodaje, że w związku z tym, iż fabryki IBM-a kupuje podmiot zagraniczny, transakcji przyjrzy się Komitet ds. Inwestycji Zagranicznych (CFIUS). Tymczasem emerytowany generał, John Adams, który w ubiegłym roku na zlecenie przemysłu przygotował raport nt. słabości amerykańskiego łańcucha dostaw i zagrożeń z tym związanych, podkreśla, że całej transakcji trzeba się dokładnie przyjrzeć. Generał zauważa, że CFIUS musi wziąć pod uwagę, skąd pochodzą inwestorzy. Amerykanie mają bliższe stosunki z jednymi krajami, a bardziej luźne z innymi. Nie chcę tutaj rzucać jakichś pomówień na Abu Zabi, ale nie są oni Kanadą. Uważam, że informacja o sprzedaży zagranicznemu podmiotowi części naszego łańcucha dostaw półprzewodników to zła informacja - stwierdził wojskowy. Rzecznik prasowy Globalfoundries zauważa jednak, że Stany Zjednoczone najwyraźniej ufają Zjednoczonym Emiratom Arabskim, skoro sprzedały im swoje najbardziej zaawansowane systemy obronne, w tym systemy przeciwrakietowe. Ponadto w ZEA stacjonuje około 5000 amerykańskich żołnierzy, a Emiraty odgrywają coraz ważniejszą rolę w walce z Państwem Islamskim. « powrót do artykułu
  16. Dzięki nowemu testowi opracowanemu przez naukowców z Uniwersytetu w Manchesterze będzie można wcześniej diagnozować wrodzony hiperinsulinizm (ang. congenital hyperinsulinism, CHI). CHI pozbawia mózg dziecka glukozy i może prowadzić do jego uszkodzenia oraz trwałego upośledzenia. Chorzy z oporną na leczenie postacią choroby wymagają usunięcia trzustki (pankreatektomii). U ponad 2/3 dzieci nie udaje się rozpoznać genetycznej przyczyny CHI. W ramach studium zespół z Manchesterskiego Szpitala Dziecięcego badał geny i hormony 13 małych pacjentów. Odkryliśmy nowy test kliniczny, który pozwala zidentyfikować wrodzony hiperinsulinizm u [...] pacjentów z nieznaną genetyczną przyczyną choroby. To pierwszy krok w kierunku zrozumienia, co wywołuje chorobę u tych konkretnych osób. W przyszłości test może wpłynąć na sposób leczenia [...] dzieci, pozwalając nawet uniknąć pankreatektomii - opowiada dr Karen Cosgrove. Nowy test bazuje na pomiarze 2 hormonów zwanych inkretynami. Są one uwalniane przez wyspecjalizowane komórki jelita w odpowiedzi na bodziec pokarmowy. Normalnie powodują wydzielanie insuliny przez komórki beta trzustki. Jeśli jednak organizm dziecka uwalnia za dużo inkretyn, trzustka wydziela za dużo insuliny, powodując niebezpieczną hipoglikemię. [...] Jesteśmy pierwszymi badaczami donoszącymi o wysokim poziomie inkretyn u pacjentów z wrodzonym hiperinsulinizmem, [dlatego] konieczne są dalsze testy, by sprawdzić, czy nasz test sprawdzi się na większej grupie pacjentów. « powrót do artykułu
  17. Stworzony przez holenderską organizację społeczną awatar 10-letniej dziewczynki umożliwił zdobycie informacji pozwalających na zidentyfikowanie około 1000 pedofilów. Coraz większym problemem staje się „internetowa seks-turystyka dziecięca”. Pedofile z Europy, USA i innych bogatych regionów świata coraz chętniej nawiązują z dziećmi kontakty seksualne za pośrednictwem kamer internetowych. Ich ofiarami padają dzieci z Ameryki Południowej, Azji i Afryki. Bardzo często są one zmuszane do takich działań przez własnych krewnych. Rząd Filipin ocenia, że około 1000 dzieci z tego kraju zostało zmuszonych przez krewnych lub grupy przestępcze do pracy jako online'owi seksualni niewolnicy. Z kolei FBI uważa, że w każdej chwili z internetu korzysta nawet 750 000 pedofilów na całym świecie. Trudno jest ich namierzyć, gdyż łączą się z internetem m.in. za pośrednictwem protokołu Tor. Holenderska organizacja Terre des Hommes stworzyła awatar udający 10-letnią mieszkankę Filipin. „Sweetie” powstała w 2013 roku. Jest zarządzana przez człowieka. Najpierw rozmawia z potencjalnymi pedofilami w chatroomach. Gdy proponują jej sesję na Skype, Sweetie czeka na przelew – zwykle jest to 20 USD – i podaje swój adres. Następnie włączany jest Skype, a awatar przez chwilę zachowuje się tak, jak człowiek. Widać, jak sięga po kamerę, ustawia ją, odwraca głowę czy wpatruje się w kamerę. Ta chwila ma służyć temu, by sprawca włączył swoją kamerę i by można było wykonać mu zdjęcie. Terre des Hommes założyło swoje centrum dowodzenia w jednym z magazynów i przez 10 tygodni 2013 roku Sweetie była obecna na czatach. W tym czasie z awaterem skontaktowało się 20 000 pedofilów. Holendrom udało się zdobyć dane, pozwalające na zidentyfikowanie ponad 1000 z nich. W większości to mężczyźni, mieszkańcy 72 różnych krajów. Terre des Hommes przekazało zdobyte dane Interpolowi i innym agencjom. Okazało się, że wielu z przyłapanych wykorzystywało też dzieci w świecie rzeczywistym. Stwierdzono również, opierając się na profilach pedofili w sieciach społecznościowych, że niejeden z nich ma własne dzieci. Dzięki działaniom Terre des Hommes dokonano już aresztowań w USA, Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Belgii, Australii, Irlandii i RPA. Istnieją jednak obawy, że pedofile unikną kary. Trudno będzie bowiem przestawić sądom przekonujące dowody. Przedstawiciele Europolu już wyrazili obawy, że sądy w Europie mogą uznać, iż pedofile zostali wciągnięci w pułapkę przez Terre des Hommes. Dlatego też stwierdzili, że do skutecznego przeprowadzenia takich działań należy zatrudniać profesjonalistów. Terre des Hommes nakręciło film o swoich działaniach. Zdobył on nagrody na festiwalu w Cannes. Przedstawiciele organizacji stwierdzili, że ich prawdziwym celem było pokazanie, jak łatwo można zidentyfikować pedofili. Holendrom pomagała amerykańska organizacja National Centre for Missing and Exploited Children (NCAR), która za pomocą microsoftowego oprogramowania PhotoDNA była w stanie identyfkować sprawców przestępstw. Na razie działania Terre des Hommes doprowadziły do jednego wyroku skazującego. Zapadł on w Australii. W kraju tym Holendrzy zidentyfikowali 46 pedofili. Niektórzy z nich otrzymali oficjalne ostrzeżenia i wiedzą, że informacje na temat ich działań mogą zostać upublicznione. Kilku policja postawiła zarzuty. Jeden został skazany. To 37-letni Scott Robert Hansen z Brispane, który ma już na koncie kilka wyroków. Policji jest znany jako „serial flasher”. Po raz pierwszy został aresztowany w 1995 roku, gdy wielokrotnie obnażał się przed dziewczynkami w mijających go szkolnych autobusach. Kolejny raz, za takie samo przestępstwo, trafił do więzienia w 1999 roku. Po krótkim pobycie w więzieniu został zwolniony. Dziesięć lat później, w 2009 roku, obnażanie się mu nie wystarczyło. Podszedł nagi do trzech dziewczynek, jedną z nich złapał za nogę i próbował zatkać jej usta, gdy zaczęła krzyczeć. Dziewczynce udało się uciec. Policja znalazła wówczas w jego komputerze 20 000 zdjęć i filmów z dziecięcą pornografią. Prokuratura ostrzegła sąd, że widoczna jest eskalacja poczynań Hansena, a popełniane przezeń czyny są coraz bardziej groźne. Mimo to sąd skazał go jedynie na 18 miesięcy więzienia. Hansen wyszedł na wolność w ubiegłym roku i zaczął szukać ofiar w internecie. Trafił na Sweetie. Tym razem został skazany na... 2 lata więzienia. Jako, że na wyrok czekał w areszcie 8 miesięcy natychmiast po zakończeniu przewodu sądowego zyskał prawo do ubiegania się o zwolnienie warunkowe. Po wyjściu z więzienia prawdopodobnie trafi do aresztu domowego i będzie przechodził rehabilitację dla sprawców przestępstw seksualnych. Holenderska organizacja nadal współpracuje z organami ścigania. Brytyjska National Crime Agency otrzymała od niej informacje o 110 identyfikowanych Brytyjczykach, którzy próbowali kontaktować się ze Sweetie. W ich sprawie prowadzone są czynności operacyjne. « powrót do artykułu
  18. Niedawno dyrektor FBI James Comey stwierdził, że producenci smartfonów nie powinni mieć prawa do stosowania algorytmów szyfrujących, a w telefonach powinny znaleźć się tylne drzwi, pozwalające organom ścigania na zajrzenie do każdego urządzenia. Słowa te spotkały się z ostrym sprzeciwem. Jak zauważył przedstawiciel Electronic Frontier Foundation, żądanie Comeya jest sprzeczne z obowiązującym prawem. Ustawa opisująca obowiązki firm telekomunikacyjnych odnośnie pomocy organom ścigania mówi, że dostawca usług telekomunikacyjnych nie może być odpowiedzialny za odszyfrowanie czy zapewnienie rządowi możliwości odszyfrowania jakiejkolwiek komunikacji, która została zaszyfrowana przez użytkownika, chyba, że algorytmy szyfrujące zostały dostarczone przez dostawcę usług telekomunikacyjnych i posiada on informacje niezbędne do odszyfrowania komunikacji. Comeya spotkała ostra krytyka ze strony kongresmenów. Wielu czołowych przedstawicieli Kongresu pozbawiło go złudzeń, co to możliwości uchwalenia odpowiednich przepisów. Zdziwiłbym się, gdyby więcej niż garstka kongresmenów poparła pomysł wprowadzenia tylnych drzwi do czegoś, co stanowi własność obywateli - stwierdził senator Ronald Lee Wyden. Nawet autor niesławnego Patriot Act uznał, że dyrektor FBI posunął się zbyt daleko. Dyrektor Comey mówi, że wahadło wychyliło się zbytnio w stronę ochrony prywatności. Jednak nie wspomniał o tym, że Kongres nie przeprowadził jeszcze żadnej znaczącej reformy przepisów dotyczących prywatności. Z powodu tego niedopatrzenia to biznes wziął na siebie odpowiedzialność ochrony swoich klientów - powiedział Frank James Sensenbrenner. Inni prawodawcy nie byli tak oględni w słowach. Darrell Edward Issa stwierdził: Dyrektor FBI Comey i administracja prezydencka krytykują biznes, bo stosuje szyfrowanie. Pijecie piwo, którego sami nawarzyliście. FBI może być pewne, że nie dostanie tego, czego chce Comey. Tym bardziej, że Kongres jest skonfliktowany z organami ścigania. NSA jest podejrzewana o szpiegowanie parlamentarzystów, a CIA włamała się do komputerów senatorów, by sabotować śledztwo dotyczące torturowania podejrzanych o terroryzm. « powrót do artykułu
  19. Naukowcy pracują nad plastrami na skórę, które pewnego dnia zastąpią strzykawkę i pobieranie krwi do badań. Simon R. Corrie stworzył i przetestował z zespołem łatkę, która wykrywa w płynie wewnątrzskórnym żywych myszy antygen HRP2 zarodźców sierpowych (Plasmodium falciparum) oraz przeciwciała IgG. W przyszłości metoda powinna znaleźć zastosowanie w diagnostyce chorób innych niż malaria. Choć krew jest bogatym źródłem informacji o stanie zdrowia danej osoby, jej pozyskiwanie bywa bolesne. Wymaga także obecności kogoś, kto będzie ją umiał pobrać oraz zastosowania drogiego sprzętu analitycznego. Chcąc przezwyciężyć te przeszkody, naukowcy od jakiegoś czasu pracowali nad diagnostycznymi plastrami. Z jednej strony są one pokryte mikroskopijnymi igłami, mogącymi próbkować płyn wewnątrzskórny. Do tej pory tego typu urządzenia służyły do badania pojedynczego związku, lecz Australijczycy postanowili spróbować uzyskać łatkę do wykrywania większej liczby biomarkerów. Po podaniu przez żyłę ogonową rekombinowanego antygenu HRP2 (rPfHRP2) akademicy porównywali poziomy analitu w osoczu i wycinkach skóry o powierzchni przekroju poprzecznego porównywalnej do mikromacierzy z igłami. Okazało się, że próbki skóry zawierały tyle analitu, co circa 8 μl osocza. Kiedy u gryzoni zastosowano łatki, powierzchnie gęsto pokryte przeciwciałami wychwytywały znaczącą ilość rPfHRP2. « powrót do artykułu
  20. John Hawkley, farmer z doliny Napa, wyhodował najcięższą jak dotąd dynię w Ameryce Północnej. Gdy zważono ją w zeszły poniedziałek (13 października) w ramach zbliżających się obchodów Half Moon Bay Pumpkin Festival, wskazówka zatrzymała się na 933 kg. Poprzedni północnoamerykański dyniowy rekord ustanowiono zaledwie w zeszłym roku. Wtedy warzywo również pochodziło z doliny Napa. Dynia ma polecieć do Nowego Jorku. Razem z dwoma innymi okazami będzie wystawiana w tamtejszym ogrodzie botanicznym. Zgodnie z danymi opublikowanymi na witrynie Great Pumpkin Commonwealth, ogólnoświatowy rekord wagi dyni został ustanowiony w tym roku przez hodowcę ze Szwajcarii i jego 952-kg egzemplarz. « powrót do artykułu
  21. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis (UC Davis), Lawrence Berkeley National Laboratory i Marine Biological Laboratory stworzyli sondę komórkową, która dzięki połączeniu toksyny ptaszników i związku fluorescencyjnego pozwala obrazować aktywność elektryczną neuronów oraz innych komórek. Sonda wiąże się z kanałami potasowymi bramkowanymi napięciem (Kv2.1) i zapala się, gdy kanał jest zamknięty, a gaśnie, gdy ulega on aktywacji. Tego typu narzędzia są prototypami sond, które pewnego dnia pomogą zrozumieć dysfunkcje kanałów (kanałopatie) prowadzące np. do padaczki czy arytmii. Kanały jonowe bywały nazywane tranzystorami [...], bo działają jak przełączniki, generując elektryczne sprzężenie zwrotne. By zrozumieć, jak działają systemy neuronalne lub serce, musimy wiedzieć, które przełączniki są aktywowane. Pomogą nam w tym sondy - opowiada Jon Sack z UC Davis. Autorzy artykułu z PNAS przypominają, że choć za pomocą innych metod dało się precyzyjnie mierzyć aktywność elektryczną komórek, nie wiadomo było, które konkretnie kanały jonowe się aktywowały. Do eksperymentów wybrano guangksytoksynę-1E, bo wiąże się ona z kanałami Kv2. Ekspresja tych kanałów zachodzi w prawie wszystkich, jeśli nie we wszystkich neuronach, lecz zrozumienie ich skomplikowanej regulacji i aktywności nastręczało dotąd sporo trudności. By zbadać aktywność kanałów, Amerykanie wykorzystali wariant toksyny ptasznika, który po znakowaniu fluorescencyjnym zachowuje swoją funkcję. Sondę zaprojektowano w taki sposób, by wiązała się z kanałem w stanie spoczynku i odłączała się po jego aktywacji. Ku zaskoczeniu naukowców, prototyp działał od razu. Wielokrotnie widuje się niejednoznaczne rezultaty, lecz kiedy dodaliśmy próbniki do żywych komórek, pojawił się bardzo czysty sygnał. Gdy by stymulować komórki, podaliśmy potas, sondy się odłączyły. Choć poczyniono zaledwie pierwszy krok, podejście wydaje się obiecujące, jeśli chodzi o zrozumienie podłoża rozmaitych kanałopatii. Sack podkreśla, że odkrywa się ich coraz więcej. Wiadomo np., że gdy kanał Kv2.1, z którym wiąże się sonda, nie działa prawidłowo, skutkuje to padaczką. Sack i Bruce Cohen będą kontynuować prace z następnymi pajęczymi toksynami, które wiążą się z innymi kanałami potasowymi. « powrót do artykułu
  22. Dieta uwzględniająca orzechy włoskie może pomagać w zmniejszeniu ryzyka, opóźnieniu początku czy spowolnieniu choroby Alzheimera. Podczas badań na myszach zespół dr Abhy Chauhan z Institute for Basic Research in Developmental Disabilities (IBR) odkrył, że dieta wzbogacona o orzechy włoskie poprawiała m.in. zdolność uczenia, pamięć oraz zmniejszała lęk. Naukowcy sugerują, że orzechy chronią mózg przed zmianami degeneracyjnymi, ponieważ zawierają dużo przeciwutleniaczy. Warto przypomnieć, że wcześniejsze badania in vitro wykazały, że ekstrakt z orzechów włoskich może hamować proces agregacji beta-amyloidu, rozpuszczać jego włókna, a także zabezpieczać przed stresem oksydacyjnym i śmiercią komórkową, wywołaną przez białko o nieprawidłowej konformacji. Począwszy od 4. miesiąca życia, naukowcy podawali transgenicznym myszom paszę o 6- lub 9-procentowej zawartości orzechów włoskich, co u ludzi odpowiada 1 i 1,5 uncji (ok. 2,8 i 4,2 dag) orzechów dziennie. Grupom kontrolnym - transgenicznemu modelowi alzheimeryzmu i gryzoniom typu dzikiego - nie podawano orzechów. Wszystkie myszy badano w wieku 13-14 miesięcy za pomocą: 1) labiryntu wodnego Morrisa, 2) labiryntu w kształcie litery T, 3) systemu RotaRod oraz 4) labiryntu krzyżowego podwyższonego. Testy te pozwalały ocenić pamięć przestrzenną, zdolność uczenia, m.in. dyskryminacji położenia, koordynację ruchową oraz lęk. Okazało się, że w porównaniu do myszy typu dzikiego na diecie kontrolnej, u transgenicznych gryzoni na tej samej diecie występowały deficyty pamięciowe, zachowania lękowe, poważne upośledzenie uczenia przestrzennego i dyskryminacji położenia, a także koordynacji ruchowej. U zwierząt z grup eksperymentalnych odnotowano znaczącą poprawę pamięci, zdolności uczenia, lęku i rozwoju motorycznego. Nie stwierdzono istotnych statystycznie różnic behawioralnych między transgenicznymi myszami jedzącymi orzechy i gryzoniami typu dzikiego na diecie kontrolnej. « powrót do artykułu
  23. Holenderska firma Mars One chce wysłać ochotników na Marsa. Do podróży w jedną stronę – powrotu na Ziemię bowiem nie przewidziano – zgłosiło się ponad 200 000 osób. Jeśli jednak jakimś cudem Holendrzy zrealizują swoje plany, to wysłani przez nich ludzie zaczną umierać po 68 dniach spędzonych na Czerwonej Planecie. Podczas ubiegłotygodniowego Międzynarodowego Kongresu Astronautycznego, który odbył się w Toronto, zaprezentowano wyniki badań przeprowadzonych przez Sydneya Do z Massachusetts Institute of Technology. Do i jego zespół przeprowadzili symulację komputerową systemu podtrzymywania życia, jaki planuje wykorzystać Mars One. Z symulacji wynika, że podczas produkcji żywności będzie powstawało tyle tlenu, że po 68 dniach osiągnie on stężenie toksyczne dla człowieka. Jeśli koloniści będą produkowali 100% spożywanej żywności, to cały system doprowadzi do pojawienia się w kolonii niebezpiecznego poziomu stężenia tlenu - powiedział Do. Uczeni z MIT-u skrytykowali też twierdzenia przedstawicieli Mars One, jakoby technologie, które chcą wykorzystać i które przetestowali na Ziemi, działały również na Marsie. Do przypomina, że dotychczas nie zaprezentowano żadnej działającej w przestrzeni kosmicznej technologii usuwania nadmiaru tlenu. Takie samo zastrzeżenie dotyczy systemu produkcji wody. Uczeni przypominają, że system produkowania wody z moczu, który jest wykorzystywany na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, został z powodzeniem przetestowany na Ziemi. Jednak w przestrzeni kosmicznej okazało się, że utrata masy kostnej mieszkańców ISS spowodowała, że w moczu znalazło się tak dużo wapnia, iż cały system produkcji wody przestał działać. Bas Lansdorp, założyciel Mars One, niezbyt przejmuje się zastrzeżeniami Do i jego zespołu. Twierdzi, że do roku 2024, kiedy to pierwsi koloniści mają trafić na Marsa, zostało tak dużo czasu, iż wszystkie problemy zostaną rozwiązane. Do rozwiązania zostało wiele problemów, ale usuwanie tlenu z pewnością nie jest jednym z nich - mówi Holender. « powrót do artykułu
  24. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Północnej Karoliny odkryli populację komórek czerniaka, która ukrywa się w naczyniach krwionośnych guzów. Komórki te naśladują nienowotworowe komórki śródbłonka. Odkrycie Amerykanów pomaga wyjaśnić, w jaki sposób guzom udaje wymknąć się lekom hamującym angiogenezę. Przez długi czas liczono na to, że terapie antyangiogenne pozbawią guzy składników odżywczych [...], ale leki te nigdy nie działały tak dobrze, jak się spodziewano. Nieskuteczność można wyjaśnić na kilka sposobów. Nasze badania sugerują, że jedną z przyczyn są niezidentyfikowane wcześniej komórki - wyjaśnia dr Andrew C. Dudley. Większość leków wpływających na naczynia krwionośne nowotworu obiera na cel czynnik wzrostu śródbłonka naczyniowego (ang. vascular endothelial growth factor, VEGF), który wchodzi w skład ważnego szlaku sygnałowego nienowotworowych komórek śródbłonka. W jednym z eksperymentów Dudley i James Dunleavey posłużyli się znanym lekiem antyangiogennym blokującym VEGF i odkryli, że u myszy w lekoopornych guzach nowa subpopulacja komórek czerniaka występowała częściej. Co więcej, guzy składające się w całości z nowych komórek w ogóle nie reagowały na terapię anty-VEGF. Nim Dunleavey doszedł do takich wniosków, najpierw wyizolował z guzów coś, co początkowo wziął za nienowotworowe komórki śródbłonka. Kiedy jednak przeprowadził analizy genetyczne, stwierdził, że w komórkach nie zachodzi ekspresja większości znanych biomarkerów śródbłonka. Ponieważ nie dochodziło m.in. do ekspresji receptorów VEGF, to wyjaśnia, czemu leki anty-VEGF nie były w stanie zahamować wzrostu czerniaka. W hodowlach komórki te wyglądały zupełnie inaczej niż normalne komórki śródbłonka. Przez moment nie wiedzieliśmy, z czym mamy do czynienia. Na przestrzeni roku Jim przeprowadził jednak więcej eksperymentów i odkrył kilka markerów przypominających komórki czerniaka - opowiada Dudley. Dalsze badania ujawniły, że to nowy rodzaj komórek czerniaka, w których zachodzi ekspresja cząsteczki adhezyjnej komórek śródbłonka i płytek krwi PECAM-1 (ang. platelet/endothelial cell adhesion molecule-1). PECAM-1 jest adhezyną. W przeszłości naukowcy wykazali, że komórki śródbłonka wykorzystują ją, by przywierać do siebie i tworzyć naczynia krwionośne. Gdy zespół przyjrzał się guzom PECAM-1-pozytywnym, okazało się, że wewnątrz naczyń obok komórek śródbłonka znajdowały się komórki czerniaka. Nie wydaje nam się, by komórki czerniaka po prostu biernie zapełniały w waskulaturze guza luki między komórkami śródbłonka - podkreśla Dudley. Po nawiązaniu współpracy z laboratorium prof. Paula Daytona badania obrazowe ujawniły, że waskulatura guzów PECAM-1-pozytywnych była 2-krotnie gęstsza niż w guzach PECAM-1-negatywnych, a objętość krwi aż 4,5-krotnie większa. Wszystko wskazuje więc na to, że PECAM-1-pozytywne komórki czerniaka mają realny wpływ na działanie naczyń krwionośnych guzów. Komórki te pomagają komórkom guza kontaktować się z komórkami śródbłonka - precyzuje Dunleavey. Ta interakcja oraz brak reakcji na VEGF pozwalają naczyniom krwionośnym wymknąć się leczeniu antyangiogennemu. « powrót do artykułu
  25. NASA zakończyła testy najważniejszego elementu Teleskopu Kosmicznego Jamesa Webba. The Integrated Science Instrument Module (ISIM), zawierający liczne instrumenty badawcze, został wyciągnięty z komory próżniowej. Spędził tam 116 dni w temperaturze 40 kelwinów (-233 stopnie Celsjusza). Podczas przebywania w komorze ISIM był monitorowany 24 godziny na dobę przez zespół inżynierów i techników. Teleskop zostanie umieszczony w punkcie libracyjnym L2. Panują tam ekstremalne warunki. Serce Teleskopu Kosmicznego Jamesa Webba, zwane ISIM, to bardzo ważna jego część. To z niej będą pochodziły wszystkie obrazy wykonane przez Webba - wyjaśnia Mike Drury, odpowiedzialny za testy i integrację ISIM z teleskopem. Dlatego też urządzenia poddano tak rygorystycznym testom. Badania przeprowadzono w Goddard Space Flight Center w specjalnej komorze symulującej warunki panujące w przestrzeni kosmicznej. Cylindryczna Space Environment Simulator ma ponad 12 metrów wysokości i ponad 8 metrów średnicy. Do stworzenia próżni są tam wykorzystywane pompy, a temperatura obniżana jest za pomocą ciekłego azotu i helu. Prowadziliśmy te testy po to, by przekonać się, czy po schłodzeniu cztery elementy ISIM wciąż będą znajdowały się w precyzyjnie dobranym położeniu, w jakim zostały umieszczone. To warunek konieczny, by teleskop właściwie przechwytywał światło z gwiazd i galaktyk. Proces chłodzenia będzie największym obciążeniem, jakiemu zostanie poddany teleskop. Gdy cała jego struktura będzie chłodzona z temperatury pokojowej do temperatury panującej w przestrzeni kosmicznej, obciążenia związane z kurczeniem się materiału będą większe, niż obciążenia spowodowane wibracjami podczas startu rakiety, która wyniesie go w przestrzeń kosmiczną - mówi Paul Geithner, wicedyrektor odpowiedzialny za całość prac nad Teleskopem. Każdy etap testu był niezwykłym przedsięwzięciem. Od opuszczania kilkutonowego ISIS do komory, poprzez chłodzenie, całodobowy nadzór, po ogrzewanie komory i późniejsze testy połączeń elektrycznych. W tym roku pogoda nam bardzo sprzyjała. Gdy jest brzydka, pada, jest wilgotno mogą pojawić się problemy z komorą. Co prawda na początku testu mieliśmy kilka burz, a uderzenie pioruna spowodowało wyłączenie całego systemu na około 30 minut, ale od tamtej pory mieliśmy wspaniałą pogodę - mówi Ray Lundquist, główny inżynier systemów ISIM. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...