Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów ' czaszka' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 20 wyników

  1. Szpik kostny jest najważniejszym narządem krwiotwórczym w naszym organizmie. Jednak z wiekiem jego zdolność do produkcji zdrowych komórek krwi znacząco spada, co prowadzi do stanów zapalnych i chorób. Naukowcy z Instytutu Biomedycyny Molekularnej im. Maxa Plancka w Münster wykazali właśnie, że szpik w kościach czaszki jest wyjątkowy i z wiekiem... zwiększa produkcję krwi. A wyspecjalizowane naczynia krwionośne w szpiku kostnym czaszki wciąż rosną, napędzając produkcję krwinek. W szpiku powstają komórki macierzyste hemopoezy (HSC), z których powstają komórki krwi i układu odpornościowego. Z wiekiem produkcja HSC zostaje zaburzona, powstaje coraz więcej komórek układu odpornościowego, spada ich jakość. W większości organów dochodzi do zmniejszenia sieci naczyń krwionośnych i pogorszenia ich funkcjonowania. Ważnymi oznakami starzenia się szpiku kostnego są też akumulacja tłuszczu, utrata masy kostnej, stany zapalne, pojawia się coraz więcej komórek mieloidalnych kosztem limfocytów. Większość kości zawiera szpik, ale kości długie, takie jak kości ramion czy nóg oraz kości płaskie, jak kości czaszki, powstają w odmiennym procesie niż reszta kości. Naukowcy od dawna wykorzystują czaszki myszy – są one cienkie i niemal przezroczyste – do obserwowania aktywności komórek HSC. Zakładają przy tym, że mikrośrodowisko szpiku kostnego we wszystkich kościach jest takie same. Naukowcy z Instytutu Maxa Plancka postanowili rzucić wyzwanie temu przekonaniu. Zadali sobie pytanie, czy jest ono prawdziwe i odkryli, że szpik kostny w czaszce ma wyjątkowe właściwości, zwiększa produkcję komórek krwiotwórczych w czasie dorosłego życia i jest wyjątkowo odporny na oznaki starzenia się. Odkrycia dokonano za pomocą specjalnej techniki wizualizacji, która pozwoliła obserwować całą sieć naczyń krwionośnych i wszystkie komórki szpiku kostnego w sklepieniu czaszki. Za pomocą metody immunufluorescencji in vivo naukowcy mogli porównywać zmiany w szpiku kostnym sklepienia czaszki, jakie zachodziły podczas starzenia się zwierzęcia. Główny autor badań, Bong-Ihn Koh mówi, że jego zespół zauważył coś niespodziewanego gdy porównał czaszkę młodej dorosłej myszy z czaszką starej myszy w wieku 95 tygodni. W sklepieniu czaszki młodej dorosłej myszy jest niewiele szpiku i nie spodziewałem się, by jego ilość znacząco się zmieniła. Jednak gdy przyjrzałem się po raz pierwszy czaszkom starych myszy, ze zdumieniem zauważyłem, że kości sklepienia są całkowicie wypełnione szpikiem i pełne naczyń krwionośnych. Kolejne badania wykazały, że to ciągły wzrost sieci naczyń krwionośnych napędza zwiększanie się ilości szpiku przez całe życie. Zwiększanie się ilości szpiku kostnego w miarę starzenia się, było czymś zaskakującym, ale jeszcze bardziej zaskakujący był wzrost sieci naczyń krwionośnych, mówi uczony. To jednak nie wszystko. Okazało się bowiem, że komórki HSC powstające w kościach czaszki były wysoce odporne na starzenie się i były zaskakująco zdrowe. Oznaki starzenia się, jaki obserwowaliśmy w szpiku kości udowej myszy – jak akumulacja tłuszczu, stan zapalny, zwiększone wytwarzanie komórek odpornościowych – były niemal nieobecne w szpiku kości czaszki tej samej myszy, dodaje Koh. « powrót do artykułu
  2. Mózg chroniony jest przez czaszkę, opony mózgowo-rdzeniowe i barierę krew-mózg. Dlatego leczenie chorób go dotykających – jak udary czy choroba Alzheimera – nie jest łatwe. Jakiś czas temu naukowcy odkryli szlaki umożliwiające przemieszczanie się komórek układ odpornościowego ze szpiku kości czaszki do mózgu. Niemieccy naukowcy zauważyli, że komórki te przedostają się poza oponę twardą. Zaczęli więc zastanawiać się, czy kości czaszki zawierają jakieś szczególne komórki i molekuły, wyspecjalizowane do interakcji z mózgiem. Okazało się, że tak. Badania prowadził zespół profesora Alego Ertürka z Helmholtz Zentrum München we współpracy z naukowcami z Uniwersytetu Ludwika i Maksymiliana w Monachium oraz Uniwersytetu Technicznego w Monachium. Analizy RNA i białek zarówno w kościach mysich, jak i ludzkich, wykazały, że rzeczywiście kości czaszki są pod tym względem wyjątkowe. Zawierają unikatową populację neutrofili, odgrywających szczególną rolę w odpowiedzi immunologicznej. Odkrycie to ma olbrzymie znaczenie, gdyż wskazuje, że istnieje złożony system interakcji pomiędzy czaszką a mózgiem, mówi doktorant Ilgin Kolabas z Helmholtz München. To otwiera przed nami olbrzymie możliwości diagnostyczne i terapeutyczne, potencjalnie może zrewolucjonizować naszą wiedzę o chorobach neurologicznych. Ten przełom może doprowadzić do opracowania bardziej efektywnych sposobów monitorowania takich schorzeń jak udar czy choroba Alzheimer i, potencjalnie, pomóc w zapobieżeniu im poprzez wczesne wykrycie ich objawów, dodaje profesor Ertürk. Co więcej, badania techniką pozytonowej tomografii emisyjnej (PET) ujawniły, że sygnały z czaszki odpowiadają sygnałom z mózgu, a zmiany tych sygnałów odpowiadają postępom choroby Alzhaimera i udaru. To wskazuje na możliwość monitorowania stanu pacjenta za pomocą skanowania powierzchni jego głowy. Członkowie zespołu badawczego przewidują, że w przyszłości ich odkrycie przełoży się na opracowanie metod łatwego monitorowania stanu zdrowia mózgu oraz postępów chorób neurologicznych za pomocą prostych przenośnych urządzeń. Nie można wykluczyć, że dzięki niemu opracowane zostaną efektywne metody ich leczenia. « powrót do artykułu
  3. Do Wiednia wróciły kości, które prawdopodobnie są fragmentami czaszki Ludwiga van Beethovena. Kości, znane jako fragmenty Seligmanna, trafią do kolekcji słynnego Josephinum, czyli dawnej Cesarsko-Królewskiej Akademii Medyczno-Chirurgicznej. Obecnie w jego budynku znajduje się Muzeum Medyczne Wiedeńskiego Uniwersytetu Medycznego z jego niezwykłymi kolekcjami. Teraz wzbogaci się ona o prawdopodobne szczątki wielkiego kompozytora, które zostaną poddane specjalistycznym badaniom. Fragmenty Seligmanna przekazał Josephinum amerykański biznesmen Paul Kaufmann. Ten z kolei odziedziczył je po swojej matce. Gdy kobieta zmarła Paul znalazł w skrytce bankowej we Francji metalową skrzynkę z wydrapanym napisem „Beethoven”. Jak jednak trafiły w ręce matki Kaufmanna? Wielki kompozytor, który przez większość życia cierpiał na niezdiagnozowaną chorobę, chciał, by jego ciało dobrze zbadano po śmierci. Zmarł 26 marca 1827 roku, a dzień później przeprowadzono autopsję. W jej trakcie z czaszki pobrano dwa fragmenty wielkości dłoni i jeden wielkości groszku. Dwa dni później fragmenty te pochowano wraz z ciałem Beethovena. W 1863 roku Gesellschaft der Musikfreunde zorganizowała ekshumację i badanie ciał Beethovena i Szuberta. W ekshumacji brał udział wiedeński lekarz i historyk medycyny Franz Romeo Seligmann. Był on entuzjastą historii sztuki i frenologii, chciał przeprowadzić własne badania czaszki kompozytora. Selingman był bratem dziadka matki Paula Kaufmanna. Fragmenty czaszki pozostawały w rodzinie przez dziesięciolecia. W latach 30. uciekając przed nazistami, rodzina przeniosła się do Francji i dlatego to właśnie w skrytce francuskiego banku Kaufmann znalazł część swojego spadku. Biznezmen wypożyczył je Ira F. Brilliant Center for Beethoven Studies w San Jose State University. Część amerykańskich naukowców wątpi w autentyczność fragmentów. Jednak kości były badane też w Wiedniu w 1985 roku i tamtejsi specjaliści byli przekonani co do ich autentyczności. Patolog Christian Reiter mówi, że pasują one do odlewu czaszki kompozytora wykonanego w 1863 roku. Ponadto kości zawierają dużą koncentrację ołowiu, co odpowiada wysokiej koncentracji tego pierwiastka stwierdzonej we włosach Beethovena. Niedawne badania tych włosów przyniosły sensacyjne wyniki odnośnie pochodzenia kompozytora i jego zdrowia. Specjaliści z Instytut Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka w Lipsku już pobrali fragmenty kości do badań DNA. Porównają je z materiałem z pukli włosów, które na pewno należą do Beethovena. Do końca roku ostatecznie dowiemy się, czy fragmenty Seligmanna pochodzą z czaszki kompozytora. « powrót do artykułu
  4. Lampki oliwne, broń oraz ludzkie czaszki wskazują, że w późnym okresie rzymskim w jaskini Te'omim na Wyżynie Judzkiej odprawiano rytuały nekromantyczne. Jaskinia Te'omim, zwana też Mŭghâret Umm et Tûeimîn czyli Jaskinią matki bliźniąt, to kompleks jaskiń znajdujących się na wschód od Bet Szemesz. Według lokalnych przekazów, płynąca tam woda ma właściwości uzdrawiające i wspomaga płodność. W XIX wieku narodziła się legenda, zgodnie z którą bezpłodna kobieta, która napiła się tej wody, powiła z czasem bliźnięta. Pierwsze kompleksowe badania jaskini zostały przeprowadzone już w 1873 roku. Wówczas C.R. Conder i H.H. Kitchener opisali w „The Survey of Western Palestine” układ jaskini, poinformowali o istnieniu głębokiego dołu na jej północnym krańcu, dostarczyli nam informacji o lokalnych zwyczajach i legendach z nią związanych. Pod koniec lat 20. XX wieku francuski konsul w Jerozolimie dokonał wykopalisk w głównej komorze i znalazł tam ceramiczne, drewniane oraz kamienne naczynia, które datowano na okres od neolitu po czasy Bizancjum. Kolejne badania, w ramach których wykonano dokładniejsze mapy oraz odkryto m.in. ceramikę i szklane naczynia, miały miejsce w latach 1970–1974. Od roku 2009 w jaskini trwają regularne badania prowadzone przez Uniwersytet Hebrajski w Jerozolimie i Uniwersytet Bar-Ilana. W czasie tych badań znaleziono zabytki świadczące o tym, że ludzie wykorzystują jaskinię od czasu neolitu, a główne okresy historyczne, kiedy z niej korzystano, to środkowa epoka brązu (2000–1550 p.n.e.), koniec powstania Bar Kochby (132–136) oraz od późnego okresu rzymskiego po wczesny okres bizantyjski (II–IV wiek). Eitan Klein i Boaz Zissu przeprowadzili analizę przedmiotów, które dotychczas odkryto w jaskini, skupiając się na okresie rzymskim i bizantyjskim. Naukowcy stwierdzili, że jaskinia służyła wówczas obrzędom religijnym. Znaleziono tam dużą liczbę lamp oliwnych i monet z okresu rzymskiego oraz ceramikę i inne przedmioty z czasów Bizancjum. Użytkownicy jaskini pozostawili w zagłębieniach ścian około 120 dobrze zachowanych lamp. Były ono celowo ukryte w wąskich, głębokich szczelinach, a do większości z nich był bardzo utrudniony dostęp, można się tam było dostać tylko czołgając się. To zaś wskazuje, że rolą lamp było nie tylko oświetlenie jaskini. W jednej z bardzo wąskich szczelin ktoś umieścił trzy lampy oliwne z późnego okresu rzymskiego, a obok położono siekierkę ze środkowego okresu brązu, dzbanek z wczesnego okresu brązu oraz dwa groty włóczni. Mamy więc tutaj przedmioty z trzech różnych okresów historycznych i trudno byłoby uznać, że trafiły one w tak trudno dostępne miejsce przypadkowo i niezależnie od siebie. W jeszcze innym miejscu archeolodzy natrafili na miskę ze środkowej epoki brązu. Pod nią znajdowały się trzy rzymskie lampki oliwne, a dwie inny postawiono obok. Tutaj wszystko wskazuje na to, że znacznie starsza miska została znaleziona w innym miejscu i celowo przyniesiona do jaskini, by złożyć ją razem z lampkami. Naukowcy odkryli też trzy ludzkie czaszki umieszczone w szczelinach pod dużymi skałami w głównej komorze. Nie znaleziono żadnych innych kości. Jednej z czaszek towarzyszyły cztery ceramiczne lampki lokalnego typu pochodzące z III lub IV wieku. Naukowcy zbadali same znaleziska, przeanalizowali literaturę i wysunęli hipotezę, że w jaskini odbywały się magiczne rytuały związane z przywoływaniem duchów zmarłych.  Nekromancja była akceptowana w Lewancie i na Wschodzie. O tego typu praktykach wspomina chociażby Biblia (1 Sm 28:7–24), jest dobrze udokumentowana na glinianych tabliczkach z Mezopotamii oraz w literaturze greckiej i rzymskiej. Tutaj najwcześniejszym źródłem jest Odyseja i scena, w której Kirke pomaga Odyseuszowi przywołać ducha Tejrezjasza. W czasach rzymskich nekromancja była postrzegana negatywnie, często kojarzona z ofiarą z człowieka. Rzymski senat już w 97 roku przed Chrystusem zakazał składania ofiar z ludzi. Karano też za czary. Mamy jednak dowody, że nawet niektórzy cesarze, jak Neron, Hadrian, Kommodus, Karakalla i Heliogabal, korzystali z nekromancji, by przewidzieć swoją przyszłość. W końcu w roku 257 Konstancjusz II ostatecznie zakazał nekromancji. Za wróżbiarstwo, komunikację z demonami, zaburzanie spokoju duchom zmarłych groziła kara śmierci. Prawo było jednak często lekceważone. Ze źródeł pisanych wiemy, że na przełomie II i III wieku wróżbiarstwo czy nekromancja stają się bardziej popularne, a literatura od II do V wieku dostarcza opisów praktyk, w czasie których wykorzystywano ludzkie czaszki i głowy, by ożywiać zmarłych. Bardzo dobrze udokumentowane mamy też wykorzystywanie lamp oliwnych podczas różnego typu rytuałów, w tym nekromancji i konsultowania się z duchami. Znamy miejsca, w których gromadzono lampy używane podczas rytuałów, a najsłynniejszym z nich jest „Fontanna lamp” w klifie w pobliżu Koryntu, gdzie w podziemnej strukturze znaleziono ponad 4000 wotywnych lamp. O używaniu lamp i siekier podczas magicznych rytuałów wspomina też Pliniusz Starszy. Od niego i z innych źródeł dowiadujemy się, że metal, jak właśnie sztylety z brązu czy groty włóczni, miały chronić uczestnika rytuałów przed złymi duchami. Bały się one bowiem metalu, szczególnie brązu i żelaza. Za ich pomocą można było je kontrolować. Dlatego też izraelscy badacze stwierdzają, że większość przedmiotów znalezionych w trudno dostępnych miejscach jaskini Te'omim było używanych podczas rytuałów magicznych. Jaskinia była prawdopodobnie uważana za bramę do świata podziemnego. Być może jaskinia była też lokalnym nekromantejonem, wyrocznią zmarłych. « powrót do artykułu
  5. Gdy ponad 100 lat temu z pewnej angielskiej kopalni węgla wydobyto skamieniałą rybią czaszkę, jej odkrywcy z pewnością nie zdawali sobie sprawy, jaką sensację skrywa ich znalezisko. Przeprowadzone niedawno badania tomograficzne wykazały, że w czaszce zwierzęcia sprzed 319 milionów lat zachował się mózg. To najstarszy znany nam dobrze zachowany mózg kręgowca. Organ ma około 2,5 cm długości. Widoczne są nerwy, dzięki czemu naukowcy mają szansę na lepsze poznanie wczesnej ewolucji centralnego układu nerwowego promieniopłetwych, największej współcześnie żyjącej gromady ryb, w skład której wchodzi około 30 000 gatunków. Odkrycie rzuca też światło na możliwość zachowania się tkanek miękkich kręgowców w skamieniałościach i pokazuje, że muzealne kolekcje mogą kryć liczne niespodzianki. Ryba, której mózg się zachował, to Coccocephalus wildi, wczesny przedstawiciel promieniopłetwych, który żył w estuariach żywiąc się niewielkimi skorupiakami, owadami i głowonogami. Tan konkretny osobnik miał 15-20 centymetrów długości. Naukowcy z Uniwersytetów w Birmingham i Michigan nie spodziewali się odkrycia. Badali czaszkę, a jako że jest to jedyna skamieniałość tego gatunku, posługiwali się wyłącznie metodami niedestrukcyjnymi. Na zdjęciach z tomografu zauważyli, że czaszka nie jest pusta. Niespodziewane odkrycie zachowanego w trzech wymiarach mózgu kręgowca daje nam niezwykłą okazję do zbadania anatomii i ewolucji promieniopłetwych, cieszy się doktor Sam Giles. To pokazuje, że ewolucja mózgu była bardziej złożona, niż możemy wnioskować wyłącznie na podstawie obecnie żyjących gatunków i pozwala nam lepiej zdefiniować sposób i czas ewolucji współczesnych ryb, dodaje uczona. Badania zostały opublikowane na łamach Nature. « powrót do artykułu
  6. Gdy zbliża się zima, krety stają przed poważnym wyzwaniem. Muszą przetrwać najmroźniejsze miesiące, tymczasem pożywienia będzie zbyt mało, by podtrzymać ich wymagający metabolizm. Zwierzęta znalazły jednak niezwykły sposób na przeżycie. Zamiast migrować lub hibernować, krety... obkurczają swój mózg. Dina Dechmann i jej zespół z Instytutu Behawiorystyki im. Maxa Plancka donoszą, że w zimie krety zmniejszają objętość mózgu o 11%, a do lata zwiększa się on o 4%. Kret europejski jest zatem kolejnym gatunkiem ssaka, u którego występuje fenomen znany jako zjawisko Dehnela. Jednak niemieccy naukowcy zrobili coś więcej, niż tylko powiększenie katalogu takich zwierząt. Przyjrzeli się też mechanizmom ewolucyjnym, w ramach których wytworzył się ten niezwykły mechanizm oszczędzania energii. Uczeni porównali krety żyjące w różnych warunkach klimatycznych i stwierdzili, że mechanizm kurczenia mózgu jest napędzany raczej przez niskie temperatury, niż przez same niedobory pożywienia. Zmniejszenie tkanki mózgowej pozwala na zmniejszenie poboru energii i przetrwanie chłodów. Zjawisko Dehnela zostało opisane w latach 50., kiedy zauważono, że czaszki ryjówek są mniejsze zimą, a większe latem. W 2018 Dechmann wraz z kolegami udowodniła, że takie zmiany zachodzą przez całe życie zwierzęcia i wykazała, iż mają one miejsce też u gronostajów i łasic. Wszystkie wymienione gatunki łączy bardzo wymagając metabolizm. Ich metabolizm działa na najwyższych obrotach i są aktywne przez cały rok w chłodnym klimacie. Ich organizmy są jak silniki Porscha z turbodoładowaniem. Spalają zapasy energii w ciągu godzin, wyjaśnia Dechmann. Obkurczenie wymagających energetycznie narządów, takich jak mózg, pozwala zwierzętom zmniejszyć zapotrzebowanie na energię. Rozumieliśmy, że zjawisko Dehnela pozwala zwierzętom przetrwać trudne czasy. Nie rozumieliśmy jednak, co było prawdziwym wyzwalaczem środowiskowym, napędzającym ten proces, wyjaśniają uczeni. Uczeni zmierzyli przechowywane w muzeach czaszki kretów europejskich oraz kretów iberyjskich i na tej podstawie zbadali, jak zmieniają się one wraz z porami roku. Odkryli, że w listopadzie czaszka kreta europejskiego kurczy się o 11%, a wiosną zwiększa się o 4%. U kreta iberyjskiego jej rozmiar się nie zmieniał. Na tej podstawie stwierdzili, że czynnikiem wyzwalającym proces zmniejszania i powiększania czaszki jest temperatura, a nie dostępność pożywienia. Gdyby to była kwestia tylko pożywienia, to czaszki kretów europejskich powinny zmniejszać się zimą, a kretów iberyjskich latem, gdy z powodu upałów zmniejsza się dostęp do pożywienia, mówi Dechmann. Naukowcy mają nadzieję, że poznanie mechanizmu zmian wielkości tkanki mózgowej i tkanki kostnej ułatwi nam badania nad chorobą Alzheimera czy osteoporozą. « powrót do artykułu
  7. Na pochodzącej sprzed 5300 lat czaszce kobiety znaleziono najstarsze znane nam dowody na przeprowadzenie zabiegu chirurgicznego ucha. Czaszka pochodząca z dolmenu „El Pendón” została znaleziona w 2018 roku. Zmarłą była kobieta w wieku 35–50 lat. Zidentyfikowane na czaszce ślady wskazują, że w pewnym momencie życia kobieta przeszła mastoidektomię. To zabieg chirurgiczny polegający na nacięciu znajdującej się za uchem części sutkowej kości skroniowej, w celu likwidacji rozwijające się infekcji. Naukowcy z z Uniwersytetu w Valladolid, którzy prowadzili badania, stwierdzili, że to najstarszy znany nam przykład operacji ucha człowieka. Nieleczony stan zapalny w tym miejscu mógł doprowadzić do głuchoty, zapalenia opon mózgowych lub śmierci. Jak na owe czasy była to starsza kobieta w wieku 35–50 lat, na której czaszce widzimy obustronną perforację odpowiadającą dwóm mastoidektomiom, mówi główny autor badań, Manuel Rojo-Guerra. Zdaniem uczonego, taki zabieg mógł zostać wykonany przez specjalistę lub kogoś dobrze znającego anatomię, kto miał doświadczenie w leczeniu ludzi. Wiemy, że kobieta przeżyła zabieg, a szczegółowe analizy struktur odbudowującej się kości wykazały, że żyła jeszcze co najmniej miesiąc po nim. Jakby jeszcze tego było mało, że grobowcu znaleziono cienki krzemień, na którym są zarówno ślady cięcia kości jak i wielokrotnego podgrzewania do wysokiej temperatury. Dlatego też uczni sądzą, że znaleźli narzędzie, którym wykonano zabieg. Badania czaszki ujawniły też, że kobieta straciła wszystkie zęby, co wskazuje, że była w podeszły – jak na swoje czasy – wieku. Dolmen „El Pendón” to miejsce pochówki około 100 osób. Wiele z nich cierpiało na różne schorzenia i patologie rozwojowe. Wiemy, że grobowiec był wykorzystywany w latach ok. 3800 p.n.e. do ok. 3000 p.n.e. Zwłoki były w nim wielokrotnie przemieszczane i przegrupowywane. Dolmen musiał zatem służyć również jako centrum symboliczne i rytualne. W swojej historii przeszedł różne fazy, aż w końcu przestano w nim chować nowych zmarłych. Stał się miejscem pamięci, stwierdzają badacze. « powrót do artykułu
  8. W 2000 r. podczas ratowniczych badań wykopaliskowych na stanowisku Paliokastro na wyspie Tasos odkryto naiskos z czterema grobami. Pochowano w nich 10 osób z okresu protobizantyńskiego. Cechy kostno-anatomiczne tych ludzi, zarówno kobiet, jak i mężczyzn, pokazują, że prowadzili wymagający fizycznie tryb życia. Bardzo poważne urazy, jakich doznali, były leczone chirurgicznie bądź ortopedycznie przez lekarza z olbrzymim doświadczeniem w opiece urazowej. Sądzimy, że był to lekarz wojskowy - opowiada dr Anagnostis Agelarakis z Adelphi University. Badania antropologiczne wykazały, że w Paliokastro pochowano 9 osób dorosłych w wieku od 35 do 60 lat oraz dziewczynkę w wieku 14-17 lat. W grobie nr 1 pogrzebano 4 osoby, w tym 3 mężczyzn w wieku 35-55 lat oraz dziewczynkę. W pozostałych trzech grobach złożono po dwie osoby. Stan zachowania szczątków, a także lokalizacja oraz architektura pochówku wskazują na wysoki status społeczny zmarłych. Duża część kobiet i mężczyzn (4 mężczyźni i 2 kobiety z 7 osób, w przypadku których zachował się kościec nóg) jeździła konno. Dodatkowo u 5 z 6 mężczyzn dzięki zachowaniu górnych kończyn można było udokumentować wzorce szkieletowo-mięśniowe wskazujące na skutki długoterminowego naciągania łuków (wszystko wskazuje więc na to, że ludzie ci byli konnymi łucznikami-lansjerami). W książce pt. "Eastern Roman Mounted Archers and Extraordinary Medico-Surgical Interventions at Paliokastro in Thasos Island during the ProtoByzantine Period: The Historical and Medical History Records and the Archaeo-Anthropological Evidence" Agelarakis opisuje operację mężczyzny, w którą mimo złych prognoz, włożono duży chirurgiczny wysiłek. Możliwe więc, że była to bardzo ważna persona w populacji Paliokastro. Ustalono, że przyczyną, dla której przeprowadzono operację, wydaje się zakażenie. Prawdopodobnie zaczęło się od ropiejącego zapalenia ucha środkowego, związanego z urazem i powikłanym pęknięciem błony bębenkowej. W wyniku tego mógł powstać guz perlisty oraz przewlekłe zapalenie wyrostka sutkowatego, negatywnie wpływające na przyległą tkankę mózgową, nerwy i naczynia krwionośne. Wskutek tego lekarz zdecydował się na wycięcie wyrostka sutkowatego. Postawienie ostatecznej diagnozy utrudnia jednak niemożność przeprowadzenia analizy bakteriologicznej. W diagnozie różnicowej należy też, wg specjalistów, uwzględnić inne jednostki chorobowe, takie jak nerwiak osłonkowy nerwu przedsionkowo-ślimakowatego, chrzęstniakomięsak czy oponiak. Bez względu na przyczynę operacji, łucznik zmarł krótko po niej albo nawet w jej trakcie. To najbardziej złożona operacja chirurgiczna, z jaką się spotkałem w ciągu 40 lat pracy z materiałem antropologicznym. To niewiarygodne, że ją przeprowadzono [...] w erze przedantybiotykowej. « powrót do artykułu
  9. Roślinożerne niedźwiedzie jaskiniowe wyginęły przez budowę swojej czaszki. Ich wielkie zatoki przynosowe uniemożliwiły im zmianę diety, gdy klimat się znacząco ochłodził, uważa Alejandro Perez-Ramos i jego koledzy z Uniwersytetu w Maladze. Naukowcy wykorzystali tomograf komputerowy do zeskanowania czaszek czterech niedźwiedzi jaskiniowych i ośmiu współcześnie żyjących niedźwiedzi. Następnie badali, w jaki sposób niedźwiedzie żuły pokarm. Naukowcy dotychczas sprzeczają się, dlaczego niedźwiedzie jaskiniowe wyginęły podczas ostatniej epoki lodowej. Zabiła je zmiana klimatu, wytępili je ludzie czy też wpływ miały oba te czynniki. I dlaczego nie wyginęły niedźwiedzie brunatne? Hiszpanie zauważyli, że wielkie zatoki przynosowe niedźwiedzi jaskiniowych ukształtowały ich czaszkę tak, że mogły żuć wyłącznie za pomocą tylnych zębów. Naukowcy sądzą, że to może być odpowiedź na zagadkę. Gdy klimat uległ zmianie i pożywienie roślinne stało się mniej dostępne, niedźwiedzie nie mogły przestawić się na dietę mięsną, gdyż do tego trzeba użyć przednich zębów. Niedźwiedzie brunatne mają zaś mniejsze zatoki, inaczej zbudowaną czaszkę i mogą używać zarówno tylnych jak i przednich zębów do żucia. Perez-Ramos wyjaśnia też, dlaczego u niedźwiedzi jaskiniowych pojawiły się tak duże zatoki. Mogły one pozwolić na dłuższą hibernację, co przy wydłużających się zimach na początku zlodowacenia dawało im przewagę. U niektórych gatunków niedźwiedzi zatoki przynosowe działają jak zbiorniki takich gazów jak tlenek azotu czy siarkowodór, które odgrywają rolę przy wprowadzaniu zwierzęcia w hibernację. Jednocześnie jednak, jak uważa Perez-Ramos, te wielkie zatoki przyniosły niedźwiedziom jaskiniowym zgubę. Przez swoją roślinną dietę nie mogły one zgromadzić wystarczającej ilości tłuszczu na coraz dłuższe okresy hibernacji i w jej trakcie umierały z głodu. « powrót do artykułu
  10. Zamurowało mnie, gdy po raz pierwszy zobaczyłem tę czaszkę. Jest tak dobrze zachowana i tak dziwna. Od razu wiedziałem, że to wielka rzadkość, mówi Jingmail O'Connor z Chińskiej Akademii Nauk. Tym, co zachwyciło naukowca, jest zatopiona w bursztynie czaszka najmniejszego znanego dinozaura ery mezozoiku. Obiekt liczy sobie 99 milionów lat. Badania przeprowadzone za pomocą tomografu komputerowego ujawniły, że stworzenie, które nazwano Oculudentavis khaungraae, ma wyłupiaste oczy i ostre zęby. Z budowy oczu naukowcy domyślają się, że prowadziło ono dzienny tryb życia, a liczne zęby wskazują, że było drapieżnikiem. Cała czaszka ma długość zaledwie 1,4 centymetra. Dinozaur był więc mniejszy od najmniejszych współczesnych ptaków. Jednak kształt szczęk sugeruje dużą siłę zgryzu. Doliczono się w nich aż 30 ostrych jak igła zębów. Zwierzę nie tylko było najmniejszym znanym nam dinozaurem mezozoiku, ale było mniejsze nawet od koliberka hawajskiego, najmniejszego współcześnie żyjącego ptaka. Sam dziób koliberka jest bowiem równie długi, jak cała czaszka Oculudentavisa. Jako że miniaturyzacja jest zwykle związana ze środowiskiem wysp, naukowcy sądzą, że dinozaur żył na jednej z wysp morza Tetydy. « powrót do artykułu
  11. W Salango, w rytualnym kompleksie na środkowym wybrzeżu Ekwadoru, archeolodzy odkryli szczątki niemowląt, na których czaszki nasadzono jak hełm zmodyfikowane czaszki starszych dzieci. Wykopaliska ratunkowe prowadzono w latach 2014-16. Wyniki badań opublikowano w piśmie Latin American Antiquity. Naukowcy podkreślają, że w wielu kulturach południowoamerykańskich ludzka głowa była ważnym symbolem. W Salango odkryto 2 kurhany z ok. 100 r. p.n.e. Zidentyfikowano liczne artefakty, w tym pochodzące z późnej fazy Engoroy figurki przodków, oraz szczątki 11 osób (przedstawicieli kultury Guangala). W zachodnim kurhanie pogrzebano czworo niemowląt, a we wschodnim dwie osoby dorosłe, starsze dziecko i czworo niemowląt. Jedno niemowlę z każdego kurhanu miało "kask" utworzony ze zmodyfikowanych czaszek innych dzieci. Głowy i nasadzone na nie czaszki z pochówków 370. i 339. zostały wyjęte z kurhanów z otaczającą glebą. W czerwcu 2018 r. Sara Juengst i Abigail Bythell z Uniwersytetu Karoliny Północnej w Charlotte oddzieliły warstwy czaszek i oceniły pochówki pod kątem demograficznym i patologicznym. Wiek w momencie zgonu określiły na podstawie wyrzynania zębów i uformowania korzeni. W przypadku dodatkowych czaszek wiek dzieci oceniono w oparciu o stopień rozwinięcia kości. Jedno z niemowląt (z pochówku 370.) zmarło w wieku ok. 18 miesięcy. Klatkę piersiową, ramiona oraz głowę odkryto w pozycji anatomicznej. Hełm przygotowano z czaszki innego dziecka, które w chwili zgonu miało ok. 4-12 lat. Specjalistki stwierdziły występowanie cribra orbitalia (są to zmiany patologiczne na górnej ścianie oczodołu, w wyniku których warstwa zbita przekształca się w przerośniętą substancję gąbczastą) oraz częściowo wygojone odgraniczone porowate zmiany w okolicy ciemieniowej. Nie stwierdziły żadnych urazów. Spomiędzy dwóch warstw czaszkowych wyjęto muszelkę i paliczek starszego dziecka. Do zrobienia kasku wykorzystano obie kości ciemieniowe, skrzydło większe kości klinowej oraz okolicę potyliczną. Tutaj także stwierdzono odgraniczone porowate zmiany w obu kościach ciemieniowych. Wygląd krawędzi fragmentów czaszki wskazywał na okołośmiertne cięcie. Drugie niemowlę (z pochówku 339.) zmarło, gdy miało mniej więcej 6-9 miesięcy. Zachował się cały szkielet. Juengst i Bythell stwierdziły m.in. zapalenie okostnej w obu kościach piszczelowych. Nie zauważyły żadnego urazu. Dodatkowe elementy czaszkowe (22) to fragmenty kości ciemieniowej, łuski kości skroniowej i potylicy 2-12-letniego dziecka w położeniu anatomicznym. Ponownie na 4 fragmentach skroniowych zauważono odgraniczone porowate zmiany. Nie wiadomo, czy zmarłe dzieci były ze sobą spokrewnione. Akademicy z Uniwersytetu Karoliny Północnej w Charlotte i Universidad Técnica de Manabí dodają, że hełmy były ciasno dopasowane, co może sugerować jednoczesny pochówek niemowlęcia i dziecka-dawcy czaszki. Juengst i inni tłumaczą, że zabieg mógł być próbą zapewnienia ochrony w życiu pozagrobowym (wydaje się to tym bardziej prawdopodobne, że głowy otoczono figurkami przodków). Istnieje też jednak alternatywne wyjaśnienie, że niemowlęta i/lub starsze dzieci wzięły udział w rytuale mającym uspokoić pobliski aktywny wulkan. Poza tym wysuwano sugestie, że któreś z nich mogło umrzeć z powodu głodu panującego po erupcji. Występowanie u wszystkich pewnych zmian patologicznych może bowiem wskazywać na stres będący wynikiem opadu popiołów wulkanicznych. « powrót do artykułu
  12. Władze hrabstwa Fife w Szkocji chcą odtworzyć losy czaszki i reszty szkieletu Lilias Adie, kobiety, która została oskarżona o czary (rzucanie uroków na sąsiadów i spółkowanie z diabłem) i zmarła  w więzieniu w 1704 r. Tylko ona została pochowana, resztę szkockich "czarownic" spalono bowiem na stosie. W XIX w. jej kości ekshumowano w celach naukowych (trafiły do studentów). Czaszkę wystawiano w Muzeum Uniwersytetu w St. Andrews. Ostatni raz widziano ją na Empire Exhibition w Glasgow w 1938 r. Potem tajemniczo zniknęła. Trzydziestego pierwszego sierpnia br. odprawiono nabożeństwo żałobne w intencji domniemanej czarownicy. Dzień później mieszkańcy Torryburn i członkowie facebookowej grupy Fife Witches Remembered spotkali się w miejscu pochówku pani Adie i złożyli wieńce. Radna Kate Stewart podkreśliła, że ma nadzieję, że ludzie pomogą zlokalizować szczątki Lilias Adie. Adie zmarła w więzieniu, przyznawszy się, zapewne pod wpływem tortur, do zarzucanych jej czynów. Niewykluczone, że jej śmierć była wynikiem samobójstwa. By jej dusza nie wróciła i nie próbowała się zemścić na żywych, ciało pochowano na plaży w Torryburn pod ciężką kamienną płytą. Jeśli uda się znaleźć kości Adie, zostaną one wmurowane w pomnik upamiętniający szkockie ofiary polowania na czarowników i czarownice. Nim czaszka trafiła na Empire Exhibition Bellahouston Park w Glasgow, w 1904 r. została sfotografowana (zdjęcia znajdują się w Narodowej Bibliotece Szkocji). Dzięki temu dr Christopher Rynn Centre of Anatomy and Human Identification Uniwersytetu w Dundee mógł w 2017 r. zaprezentować cyfrową rekonstrukcję twarzy Lillias. « powrót do artykułu
  13. W V i VI wieku na terenie dzisiejszej Chorwacji przeprowadzano modyfikacje czaszki w celu zaznaczenia przynależności kulturowej. Takie wnioski płyną z badań przeprowadzonych przez zespół pod kierunkiem Rona Pinhasiego z Uniwersytetu w Wiedniu i Mario Novaka z Instytutu Badań Antropologicznych w Zagrzebiu. Stanowisko Hermanov Vinograd w Osijeku jest znane od XIX wieku. W 2013 roku znaleziono tam trzy szkielety datowane na lata 415–560, czyli na czasy wielkiej wędrówki ludów. U dwóch ze wspomnianych szkieletów widoczne są znaczące modyfikacje czaszki. W jednym przypadku czaszka została wydłużona w rzucie ukośnym, a drugą ściśnięto i wydłużono. To najstarsze przykłady modyfikacji czaszki z terenów Chorwacji. Modyfikowanie czaszki, najczęściej jako oznakę statusu społecznego, zna wiele kultur. Zmiany przeprowadzano od niemowlęctwa. W przypadku czaszek z Chorwacji przeprowadzone badania ujawniły, że mamy do czynienia z chłopcami, w wieku 12–16 lat. Wszyscy oni byli niedożywieni. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazuje na to, by chłopcy różnili się statusem społecznym, jednak analizy genetyczne wykazały, że jeden z chłopców ze zmodyfikowaną czaszką miał przodków na Bliskim Wschodzie. Znacznie bardziej interesujący okazał się drugi szkielet z modyfikacją czaszki. To pierwszy znaleziony w Europie szkielet z okresu wielkiej wędrówki ludów, którego przodkowie pochodzili z Azji Wschodniej. Archeolodzy spekulują, że modyfikacje czaszki miały służyć odróżnieniu osób z różnych kręgów kulturowych, które podczas migracji weszły ze sobą w bliski kontakt. W tej chwili nie wiadomo, czy wspomniani chłopcy byli powiązani z Hunami, Ostrogotami czy inną populacją. Nie wiadomo też, czy modyfikacje czaszki były szerzej rozpowszechnione, czy też są czymś wyjątkowym. Najbardziej uderzające jest to, że to, że wszystkie trzy osoby mają różnych przodków. Osoba bez zdeformowanej czaszki wykazuje pokrewieństwo ze społecznościami zachodniej Eurazji, osobnik ze skośnie wydłużoną czaszką miał przodków na Bliskim Wschodzie, a przodkowie osoby z czaszką ściśniętą i wydłużoną pochodzili z Azji Wschodniej, mówi doktor Novak. « powrót do artykułu
  14. W ustach dziecka pochowanego ok. 200 lat temu w jaskini Tunel Wielki archeolodzy odkryli czaszkę zięby; kolejna znajdowała się przy policzku dziecka. To jedyny odkryty do tej pory nowożytny szkielet człowieka, znaleziony w jaskini na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej - uważają odkrywcy. Znaleziska dokonano kilkadziesiąt lat temu, ale nigdy nie zostało opublikowane i przeanalizowane. Mniej więcej 10-letnie dziecko pochowano bardzo płytko pod powierzchnią w jednej z dwóch komór jaskini - opowiada PAP dr Małgorzata Kot z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego. Naukowcy pobrali próbki ze szczątków dziecka do badań radiowęglowych, które umożliwiają określenie ich wieku. Okazało się, że dziecko pochowano w drugiej poł. XVIII wieku lub na przełomie XVIII i XIX wieku n.e. Archeologów najbardziej zaskoczyło to, że dziecko zostało pochowane z czaszką ptaka (zięby) w ustach. Druga taka sama czaszka znajdowała się tuż przy policzku dziecka. Ten pochówek jest dla nas sporym zaskoczeniem. Taka praktyka nie jest znana również wśród etnologów, których poprosiliśmy o opinie. Dlatego na razie jest dla nas zagadką, dlaczego dziecko pochowano w jaskini w taki sposób, a nie na cmentarzu w pobliskiej wsi - opowiada dr Kot. Dr Małgorzata Kot prowadzi szeroko zakrojony projekt, którego celem jest analiza zabytków i kości odkrytych przez archeologów kilkadziesiąt lat temu w czasie wykopalisk w jaskiniach położonych w Dolinie Sąspowskiej - jednej z dolin Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Większość znalezisk od razu po wykopaliskach trafiła do kartonów, a następnie do magazynów. W trakcie analizy materiałów z tych zapomnianych już pudeł doszło do niespodziewanego odkrycia dotyczącego nietypowego pochówku dziecka. Gdy otworzyliśmy kolejny z zakurzonych kartonów z dawnych badań, naszym oczom ukazały się drobne dziecięce kości. Ich odkrywca, prof. Waldemar Chmielewski nigdy nie opublikował szczegółowo tego znaleziska. Zamieścił jedynie jego zdjęcie w książce z lat 80. - opowiada dr Kot. Z najnowszych badań antropologicznych wynika, że dziecko było prawdopodobnie niedożywione. Naukowcy planują wykonać analizy specjalistyczne, w tym DNA i izotopów, które pomogą w zebraniu większej ilości informacji na temat zmarłego. Na tym etapie nie da się nawet stwierdzić, jakiej płci było dziecko. W magazynie UW nie mamy niestety czaszki zmarłego dziecka - ta trafiła do antropologów we Wrocławiu tuż po zakończeniu wykopalisk 50 lat temu. Dziś miejsce jej przechowywania nie jest znane - ubolewa dr Kot. Badaczka jednak liczy, że być może uda się ją odnaleźć - miałaby kardynalne znaczenie dla dalszych badań - zaznacza archeolożka. Co ciekawe, publikacje na temat czaszek zięb odkrytych przy zmarłym dziecku wydali badacze z Instytutu Systematyki i Ewolucji Zwierząt Polskiej Akademii Nauk w Krakowie. Byli jednak zupełnie nieświadomi, że znaleziono je przy pochówku. Wróciliśmy do tych czaszek, jednak ponowne analizy nie wykazały nic, co mogłoby choć trochę wyjaśnić, dlaczego głowy zięb towarzyszyły dziecku. Na czaszkach nie ma żadnych śladów np. nacięć. Wiemy tylko, że były to szczątki dorosłych ptaków - opowiada dr Kot. W tej samej komorze jaskini Tunel Wielki wykopaliska w ostatnim czasie prowadził również zespół dr. Michała Wojenki z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Odkrył on liczne szczątki ludzkie, ale datowane na ponad 4,5 tysiąca lat. Ta komora jaskini była miejscem, do którego ludzie w różnych okresach dziejów wracali, aby złożyć swoich zmarłych - zauważa dr Kot. W Dolinie Sąspowskiej, które ma zaledwie 5 km długości, znajduje się kilkadziesiąt jaskiń. W wielu z nich archeolodzy odkryli ślady działalności ludzi począwszy od okresu paleolitu po średniowiecze. Wśród najstarszych śladów są narzędzia, z których korzystali neandertalczycy. Na przestrzeni pradziejów grzebano również w nich ludzi. Jednak zwyczaj ten zakończył się wraz z końcem starożytności. Dr Kot ubolewa, że jaskinie na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej zostały bardzo silnie zniszczone szczególnie w XIX i na początku XX w. Wówczas na masową skalę wydobywano z nich namuliska (osady zalegające na dnie jaskini). Używano ich jako nawozu. W okresie międzywojennym naukowcy sygnalizowali władzom, że wraz z ziemią wywożone są i niszczone bezcenne zabytki. Dlatego w końcu zakazano przemysłowej eksploatacji jaskiń. Niestety, wie wiemy, ile cennych zabytków i kości, które mogłyby nam opowiedzieć o przeszłości człowieka, bezpowrotnie przepadło - kończy dr Kot. « powrót do artykułu
  15. Urazy to część codzienności. Wiele z nich powstaje przypadkiem, a inne to konsekwencja zachowań grupowych lub indywidualnych, aktywności czy norm społecznych. Badanie urazów może nam wiele powiedzieć o społeczeństwie, w którym do nich dochodzi. Na wielu szczątkach neandertalczyków znajdowane są ślady urazów, szczególnie widoczne na czaszkach. Skłoniło to antropologów do wysunięcia tezy, że sposób życia, organizacji społeczności i kultura neandertalczyków w jakiś sposób prowadziły do większej ilości urazów niż w społecznościach Homo sapiens. Jednak badania przeprowadzone przez Judith Beier z Uniwersytetu w Tybindze przeczą tej hipotezie. Beier i jej zespół przeanalizowali dostępne opisy czaszek neandertalczyków i ludzi współczesnych, którzy żyli w Eurazji pomiędzy 80 000 a 20 000 lat temu. Porównując liczbę czaszek z urazami i bez urazów u obu gatunków naukowcy doszli do wniosku, że w obu społecznościach występował podobny odsetek urazów głowy. W przeciwieństwie do autorów poprzednich badań, którzy porównywali czaszki neandertalczyków z młodszymi lub współcześnie żyjącymi przedstawicielami H. sapiens, Beier porównała czaszki przedstawicieli obu gatunków, którzy nie tylko żyli obok siebie, ale również czaszki, które w podobnym stopniu się zachowały. W sumie przeanalizowano 114 czaszek neandertalczyków i 90 czaszek Homo sapiens. Naukowcy zebrali dane z 14 kości czaszki, a rozpiętość zgromadzonego materiału wahała się o danych o 1 słabo zachowanej kości po dobrze zachowane wszystkie 14 kości. W sumie zauważono ślady urazów na 295 kościach neandertalczyków i 541 kościach H. sapiens. Naukowcy brali pod uwagę też inne informacje, jak odsetek zachowanych kości czaszki dla każdego osobnika, płeć, wiek w chwili śmierci czy miejsce znalezienia szczątków. Zespół Beier przeprowadził dwa rodzaje analizy statystycznej. Jedna opierała się na obecności lub braku urazu na każdej z kości czaszki, druga w ogóle na obecności urazu na czaszce. Sprawdzano też, czy liczba urazów miała związek z płcią lub wiekiem, wzięto pod uwagę stopień zachowania kości, lokalizację znaleziska oraz możliwe zależności pomiędzy różnymi zmiennymi. Obie analizy dały podobne wyniki. Im bardziej kompletne były szczątki, z tym większym prawdopodobieństwem zachowały się na nich ślady urazów. Ten czynnik pomijali autorzy wcześniejszych studiów. Jednak gdy wzięto go pod uwagę okazywało się, że odsetek urazów u obu gatunków był niemal identyczny. Zarówno u neandertalczyków jak i u H. sapiens odsetek urazów był znacznie większy u mężczyzn niż u kobiet ich gatunków. Również obecnie mamy do czynienia z takim zjawiskiem. Intrygującym odkryciem było zaś stwierdzenie, że mimo iż urazy były widoczne na szczątkach w każdym wieku, to neandertalczyk, który odniósł uraz głowy, z większym prawdopodobieństwem umierał przed 30 rokiem życia niż przedstawiciel H. sapiens z urazem głowy. Zdaniem autorów oznacza to, że albo neandertalczycy odnosili więcej urazów w młodym wieku, albo z większym prawdopodobieństwem były to urazy śmiertelne. Badania Beier pozwalają stwierdzić, że urazy odnoszone przez neandertalczyków nie wymagają specjalnej interpretacji i wysuwania hipotez o bardziej niebezpiecznym życiu, jakie prowadzili. To kolejny dowód, że mieli oni sporo wspólnego z Homo sapiens. Jednak spostrzeżenie, że neandertalczycy z większym prawdopodobieństwem ginęli od urazów w młodym wieku może dać odpowiedź na pytanie, dlaczego to nasz gatunek przetrwał. Oczywiście badania Beier nie dają odpowiedzi na wszystkie pytania. Badane były tylko urazy czaszki. Nie wiemy więc, czy neandertalczycy, co sugerują dostępne dane, nie odnosili większej liczby urazów innych części ciała. Do zbadania pozostają też przyczyny urazów. Kształt, lokalizacja i rozległość urazu, stopień zagojenia się czy wygląd brzegów rany pozwalają czasem stwierdzić, czy uraz był wypadkiem podczas polowania, przykładem agresji indywidualnej czy walki grupowej. Ponadto przeżycie poważnego zranienia może oznaczać, że osobnik znajdował się pod dobrą opieką członków grupy, co wiele powie o więzach społecznych czy poziomie medycyny. « powrót do artykułu
  16. W pogorzelisku Muzeum Narodowego Brazylii w Rio de Janeiro znaleziono części szkieletu Luzii - kobiety z paleolitu górnego sprzed 12 tys. lat. To jeden z najcenniejszych tutejszych artefaktów (Luzię uznaje się za jeden z najstarszych szkieletów paleoindiańskich odkrytych na terenie obu Ameryk). Znaleźliśmy niemal całą czaszkę; zidentyfikowano 80% fragmentów - powiedział dyrektor muzeum Alexander Kellner i dodał, że ze zgliszczy wydobyto też fragmenty kości udowej. Luzia została odkryta w 1975 r. na stanowisku archeologicznym Lapa Vermelha w Lagoa Santa przez francuską archeolog Annette Laming-Emperaire. Zespół Richarda Neave'a z Uniwersytetu w Manchesterze przeprowadził cyfrową rekonstrukcję twarzy Luzii. Wykorzystano ją do wykonania modelu, który spłonął 2 września z większością pozostałych eksponatów. Kilka dni temu udało się jednak znaleźć fragmenty czaszki, które przechowywano w metalowej urnie. Trochę ucierpiały, ale jesteśmy bardzo optymistycznie nastawieni - podkreśla Claudia Rodrigues, profesor z muzeum, która przeszukiwała pogorzelisko. W bieżącym roku Muzeum obchodziło 200-lecie swojego istnienia. Mieści się ono w byłej rezydencji portugalskiej rodziny królewskiej. Pożar wybuchł 2 września wieczorem po zamknięciu muzeum. « powrót do artykułu
  17. Nowe badanie na myszach i ludziach pokazało, że drobne kanaliki przecinające szpik kostny czaszki mogą stanowić bezpośrednie połączenie dla komórek odpornościowych reagujących na urazy spowodowane przez udar i inne zaburzenia. Zawsze sądziliśmy, że do uszkodzonej tkanki mózgowej przemieszczają się z krwią komórki odpornościowe z naszych rąk i nóg. Uzyskane właśnie wyniki sugerują [jednak], że zamiast tego komórki odpornościowe przemieszczają się skrótem, by szybko dotrzeć do obszarów stanu zapalnego. Stan zapalny odgrywa krytyczną rolę w wielu zaburzeniach mózgu, niewykluczone więc, że nowo opisane kanaliki mają znaczenie dla wielu chorób. Odkrycie otwiera nowe ścieżki badawcze - zaznacza dr Francesca Bosetti z Narodowego Instytutu Zaburzeń Neurologicznych i Udaru (NINDS). Dzięki najnowszym technologiom i komórkospecyficznym barwnikom zespół prof. Matthiasa Nahrendorfa z Harvardzkiej Szkoły Medycznej mógł określić, czy komórki odpornościowe dotarły do tkanki mózgu uszkodzonej przez udar lub zapalenie opon ze szpiku kostnego czaszki czy kości piszczelowej. Naukowcy skupili się na neutrofilach. Okazało się, że w czasie udaru czaszka jest bardziej prawdopodobnym źródłem neutrofili niż kość piszczelowa. Dla odmiany po zawale czaszka i kość piszczelowa dostarczały do serca podobną liczbę neutrofili. Nahrendorf i inni zaobserwowali też, że 6 godzin po udarze w szpiku kostnym czaszki było mniej neutrofili niż w szpiku kości piszczelowej, co sugeruje, że ten pierwszy uwolnił więcej komórek do miejsca urazu. Uzyskane wyniki pokazują, że szpik kostny z ciała w niejednakowym stopniu dostarcza komórki odpornościowe do miejsc urazu/zakażenia. Sugerują też, że szpik kostny czaszki i mózg po urazie jakoś się komunikują, co skutkuje bezpośrednią reakcją pobliskich leukocytów. Wg Nahrendorfa, różnice w aktywności szpiku podczas stanu zapalnego mogą zależeć od czynnika pochodzenia stromalnego 1 (ang. stromal cell-derived factor-1, SDF-1), który zatrzymuje komórki odpornościowe w szpiku. Gdy poziom SDF-1 spada, neutrofile są uwalniane ze szpiku. Naukowcy zaobserwowali, że 6 godzin po udarze poziom SDF-1 spadał w szpiku kostnym czaszki, ale nie kości piszczelowej. Amerykanie sądzą, że spadek poziomu SDF-1 może być reakcją na lokalny uraz tkanki. Taki alarm mobilizuje zaś wyłącznie szpik kostny najbliższy miejscu stanu zapalnego. Po zgromadzeniu tych wszystkich informacji akademicy chcieli się dowiedzieć, jak neutrofile dostają się do uszkodzonej tkanki. Zaczęliśmy bardzo dokładnie badać czaszkę, oglądając ją pod wszelkimi kątami. Nieoczekiwanie odkryliśmy drobne kanały, które bezpośrednio łączą szpik z zewnętrzną wyściółką mózgu [oponą twardą]. Dzięki mikroskopowi konfokalnemu naukowcy mogli obserwować neutrofile przemieszczające się przez kanaliki. Kanaliki w ludzkiej czaszce miały 5-krotnie większą średnicę niż kanaliki mysie. W przyszłości naukowcy chcą sprawdzić, jakie inne typy komórek się przez nie przemieszczają. « powrót do artykułu
  18. Przez lata sądzono, że drobna egipska mumia z Maidstone Museum w Wielkiej Brytanii to jastrząb. Badania mikrotomograficzne wykazały jednak, że to dziecko, które urodziło się martwe. U chłopca stwierdzono liczne wady wrodzone, w tym malformację czaszki i kręgów. Analizą zajmował się międzynarodowy zespół, pracujący pod kierownictwem bioarcheologa i eksperta od mumii, prof. Andrew Nelsona z Uniwersytetu Zachodniego Ontario w Kanadzie. Dzięki mikrotomografii mumię wirtualne odwinięto z zawojów. Okazało się, że 2 tys. lat temu mumifikacji poddano dziecko urodzone w 23.-28. tygodniu ciąży. Płód cierpiał na bezmózgowie. Błąd w klasyfikacji mumii EA 493 (Mummified Hawk Ptolemaic Period; zmumifikowany jastrząb z okresu ptolemejskiego) wyszedł na jaw w 2016 r., gdy muzeum zdecydowało się poddać skanowaniu mumie żeńskie. Przez przypadek zbadano wtedy także EA 493 oraz inne mumie zwierzęce. Ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że EA 493 to mumia ludzka. Ponieważ skany nie były szczegółowe, zdecydowano się na mikrotomografię. Do analizy zdjęć wykonanych w Museum and Nikon Metrology Nelson zebrał grupę naukowców o różnych specjalnościach (ekipa podkreśla, że nigdy dotąd nie uzyskano obrazów mumii płodu o tak dużej rozdzielczości). Na skanach widać prawidłowo rozwinięte palce u stóp i dłoni oraz poważną malformację czaszki. Stwierdziliśmy całkowity brak pokrywy kostnej. Łuki kręgów się nie zamknęły, a kosteczki słuchowe znajdowały się z tyłu głowy dziecka. Chłopiec jest jedną z dwóch znanych anencefalicznych mumii; drugą odkryto w 1826 r. Badania zespołu stanowią wskazówkę co do diety matki (bezmózgowie bywa bowiem skutkiem braku kwasu foliowego). Nelson przedstawił uzyskane wyniki  Extraordinary World Congress on Mummy Studies na Wyspach Kanaryjskich.   « powrót do artykułu
  19. Rytualne naczynia i kompletną czaszkę byka wraz z rogami sprzed ok. 3,5 tys. lat odkryli archeolodzy w czasie wykopalisk na terenie świątyni w Egipcie. Zabytki znajdowały się na dnie szybu. Archeolodzy uważają, że to depozyt związany z budową świątyni. Świątynia grobowa faraona Totmesa III (1479 – 1425 lat p.n.e.) w Deir el-Bahari pozostaje w cieniu sąsiadującej z nią, słynnej, tarasowej świątyni Hatszepsut. Świątynia Totmesa III uległa zniszczeniu już w starożytności, prawdopodobnie na skutek trzęsienia ziemi. Jej pozostałości zostały odkryte i zidentyfikowane dopiero w 1962 r.  przez Polaków, którzy od dekad prowadzą prace rekonstruktorskie i archeologiczne na terenie obu obiektów. W obecnym sezonie archeologicznym architekt misji, Mariusz Caban z Politechniki Wrocławskiej wspólnie z egiptologiem Dawidem F. Wieczorkiem, odkryli tam fragmenty rytualnych naczyń i kompletną czaszkę byka z rogami. Na głowie zachował się nawet fragment skóry i sierści – podkreśla w rozmowie z PAP kierownik prac badawczych w Deir el-Bahari, dr Zbigniew E. Szafrański z Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW. Mamy nadzieję, że dzięki temu odkryciu będziemy mogli powiedzieć więcej o historii świątyni – dodała kierowniczka misji w świątyni Totmesa III w Deir el-Bahari, dr Monika Dolińska z Muzeum Narodowego Warszawie. Archeolodzy znaleźli też fragment splecionej z drewna i palmowych liści tacy, na której być może złożono ofiary z żywności. Wszystkie przedmioty znajdowały się na dnie szybu wykonanego z suszonych cegieł mułowych. Zdaniem archeologów jest to depozyt fundacyjny. To oznacza, że naczynia i czaszkę umieszczono w momencie wznoszenia świątyni, w czasie rytuałów związanych z rozpoczęciem budowy świętego przybytku. Akt ten można porównać do wmurowania kamienia węgielnego pod niektóre dzisiejsze budowle - tłumaczą badacze. Jednak w przypadku egipskich świątyń nie było jednego depozytu związanego z całą świątynią. Było ich kilka na terenie całej budowli i każdy związany był z innym jej elementem - konkretną kaplicą lub rampą - wyjaśnia Szafrański. W jego ocenie podobnie mogło być w przypadku tegorocznego odkrycia. Depozyt umieszczony był tuż obok miejsca, w którym znajdowała się kaplica bogini Hathor (obecnie w całości przeniesiona do Muzeum Kairskiego), zarazem jest to południowo-wschodni narożnik platformy, na której wzniesiono świątynię. Według egiptologa przedmioty mogły zostać złożone w szybie w czasie uroczystych obrzędów religijnych. Naczynia zapewne były wypełnione piwem, winem lub świętymi olejami, a na tacach złożono zapewne mięso - wszystko w ofierze dla bogów. Egiptolodzy mogą dokonać takiej rekonstrukcji, bo identyczne przedmioty są przedstawiane na reliefach ze świątyń egipskich. Znanych jest też szereg innych podobnych depozytów – najwięcej z sąsiadującej świątyni Hatszepsut – aż 11. Naukowcy ubolewają, że nie byli pierwszymi odkrywcami depozytu. W czasie odkopywania szybu natknęli się na niedopałki po papierosach z początku XX wieku. W ich ocenie najpierw dotarli tutaj odkrywcy-amatorzy, którym zależało przede wszystkim na znalezieniu zabytków cennych z antykwarycznego punktu widzenia. Spośród czterech znanych depozytów ze świątyni Totmesa III tylko jeden był nienaruszony (odkryli go niemieccy badacze w latach 60-tych XX w.). W podobnych depozytach znajdowane są również modele narzędzi oraz inne przedmioty związane z budową świątyni, jak formy do cegieł, próbki kamieni i pigmentów, płytki z nazwą świątyni - tych tutaj jednak nie było. Z pewnością zostały wykradzione - spekuluje egiptolog. Szafrański dodaje, że miejsca składnia depozytów miały też praktyczne funkcje. To od takich punktów wytyczano odległości w momencie budowania poszczególnych elementów świątyni. Używając pojęcia związanego z geodezją - były zatem reperami, czyli stanowiły podstawę dla dalszych pomiarów - dodaje egiptolog. Podobne depozyty fundacyjne towarzyszyły każdej budowli sakralnej w starożytnym Egipcie, począwszy od okresu Starego Państwa, czyli 1. poł. III tysiąclecia. Znane są ze świątyń towarzyszących piramidom - wskazuje naukowiec. "Jednak nie znamy ich zbyt wiele. Deir el-Bahari jest wyjątkiem, bo zostało bardzo szczegółowo przebadane, jako że archeolodzy pracują tam począwszy od końca XIX w." - podkreśla Szafrański. Odkrycia dokonano w ramach badań sfinansowanych przez dr Nathalie Beaux z Francuskiego Instytutu Archeologii Orientalnej. Francuska badaczka prowadzi studia nad kaplicą Hathor w świątyni Totmesa III. « powrót do artykułu
  20. Czaszka krowy sprzed 5000 lat nosi ślady pierwszej znanej trepanacji weterynaryjnej. Wiemy, że w neolicie przeprowadzano u ludzi operacje trepanacji, dysponujemy bogatym materiałem archeologicznym dowodzącym takich praktyk, dotychczas jednak nie zauważono, by to samo robiono w przypadku zwierząt. Czaszkę z dziurą znaleziono na stanowisku archeologicznym na zachodzie Francji. Region ten był w latach 3400-3000 przed Chrystusem zamieszkany przez społeczność łowców-zbieraczy. Znalezione tam liczne fragmenty kości wskazują, że krowy, obok świń, owiec i kóz, były głównym źródłem pożywienia. Początkowo archeolodzy sądzili, że dziura w czaszce krowy powstała wskutek uderzenia rogiem innego zwierzęcia. Jednak skany wykonane w dużej rozdzielczości pokazały, że wokół dziury nie ma pęknięć i wyszczerbień typowych dla silnego uderzenia. Sama dziura zaś była zbyt regularna. Nie wydaje się też, by za jej powstanie odpowiadał nowotwór lub choroba taka jak syfilis czy zapalenie płuc. Pozostała część czaszki nie nosi bowiem śladów żadnych schorzeń. Mało też prawdopodobne, by dziurę wywiercono w celach religijnych, gdyż czaszka została wyrzucona do śmieci. Współautor badań, Fernando Ramirez Rozzi z francuskiego Narodowego Centrum Badań Naukowych mówi, że wokół dziury widać zadrapania podobne do tych, jakie znajdujemy na czaszkach neolitycznych ludzi poddanych trepanacji. Moim zdaniem mamy tu do czynienia z niepodważalnymi dowodami na trepanację. To jedyne rozsądne wytłumaczenie, stwierdza Rozzi. Jego zdaniem fakt przeprowadzenia trepanacji u krowy można wyjaśnić w dwojaki sposób. Albo chodziło o leczenie krowy, albo była to próba przed trepanacją u człowieka, mówi uczony. Rozzi dodaje, że leczenie krowy jest mało prawdopodobne, gdyż zwierząt tych nie brakowało. Naukowcy nie byli w stanie stwierdzić, czy trepanację wykonano u żywego czy martwego zwierzęcia. Na czaszce brak śladów odrastania kości, zatem albo zwierzę już nie żyło, albo nie przeżyło operacji. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...