Witam wszystkich. Mój pierwszy post.
W zasadzie to nie powinno dziwić. Badania Andrzeja Wyczańskiego wskazują, że nawet w XVI wieku, gdy w skutek budowy nowych stawów hodowlanych wzrosło spożycie ryb, to było ono zaskakująco małe. Wyczański podaje tutaj liczby: w Rzeczpospolitej dla przeciętnego dworu średniozamożnej szlachty to było jakieś 5-6% dziennego spożycia kalorii, dla dworu królewskiego 15%. Może w tamtych czasach po prostu nie doceniano tego rodzaju pożywienia? W zasadzie nie jadano najwartościowszych tłustych ryb morskich. W zwyczajach kulinarnych Krzyżacy zanadto się raczej nie różnili od mieszkańców Korony czy Litwy.
Sięgnę jeszcze w wolnym czasie po opracowania Kuchowicza, tam może być więcej na ten temat.
Były oczywiście wyjątki. Królowa Jadwiga prawie nie jadła mięsa, za to chętnie spożywała ryby. Sprowadzano je nawet z zagranicy. Podobnie jak dla króla Zygmunta Augusta, który jadał mało popularne śledzie.
A tak w drugiej połowie XVII .wieku o "popularności" ryb pisał J.Ch. Pasek, który miał oswojona wydrę Robaka:
W drodze wielka była z nią wygoda, kiedy w post. Bo jak to u nas, osobliwie w tym kraju, przyjedziesz do miasteczka, spytasz: "Dostanie tu ryb kupić?" To się jeszcze dziwuje: "A skądci by się tu wzięły! I nie znamy ich". To jadąc gdziekolwiek mimo rzekę, staw, a wydra była, sieci nie trzeba. Zsiadszy trochę z woza: "Robak, hul! hul!" - to Robak poszedł, wyniósł, jakie ryby ta woda miała, jedne po drugiej, aż było dosyć. Jużem tam nie przebierał jako w domowym stawie; ale co przyniosła, to bierz, oprócz jednej żaby, bo i te często nosiła, gdyż - jakom już napisał - że ona tam nie brakowała osobami, ale co napadła, to wzięła.