Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

ex nihilo

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    2099
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    100

Zawartość dodana przez ex nihilo

  1. Owszem, ale to jest kwantowanie efektywne/obserwowalne dla elektronu jako oddziałującej (mierzonej) cząstki. Nie mówi ono nic o ew. kwantowaniu poza momentem pomiaru (kwantowanie fundamentalne). Oczywiście, jeśli przyjmie się założenie, że cząstka jest obiektem trwałym (realistycznym) w swojej cząstkowej (np. solitonowej, "kulkowej", innej takiej) postaci, to poza momentem pomiaru będzie tak samo. Ale to jest tylko założenie, niekoniecznie zgodne z rzeczywistością. Oczywiście że nie - nie ma "odgłosu", jest fala akustyczna. To nie jest to samo. Ale nie w tym rzecz - któryś już raz próbujesz mnie wyswatać ze "świadomym obserwatorem", a ja nawet "obserwatora" unikam, coby podejrzeń o takie zboczenie nie było Powtórzę Twoje: I odpowiem (moja wersja) to samo co poprzednio, ale w innych słowach: natura nie jest "rządzona" przez żaden zbiór reguł, ani kompletny, ani niekompletny. Sama jest tym, co jest "kompletne", niezależnie od istnienia/nieistnienia dających się sformułować reguł, pytań itp., itd. Nic i nikt nią nie "rządzi" - obserwowalne reguły są wynikiem, a nie przyczyną. Za 10 minut mogą być inne, chociaż to trochę mało prawdopodobne Ale za 10100 lat? To raczej determinizm, ten ścisły, wymaga bytu nadnaturalnego, który najpierw "prawa" nada, a potem będzie pilnował, żeby mu się to nie rozsypało, kiedy jakiś błąd się pojawi. To było chyba w szóstej klasie podstawówki, ale...
  2. Akurat świadomy obserwator to było pierwsze, z czym się w tej zabawie pożegnałem, kiedy tylko z klasycznego drzewa spadłem... A w zasadzie nigdy się z tym nie przywitałem, zobaczyłem i ominąłem, tak będzie dokładniej. Z teologią i ortodoksją u mnie kiepsko, a nawet całkiem źle, bo: w ogóle nie wierzę, nie mam takiej zdolności, pewnie brak modułu wiary Suwadełka na skali prawdopodobieństw (tak czy inaczej szacowanych), i to wszystko. A co do kwantyzacji: tak, stawiam na to, że ładunki (i nie tylko) nie są fundamentalnie skwantowane - że kwantyzacja wynika z "woli większości". Kto się nie dostosuje, nie oddziałuje, a w zasadzie nie istnieje jako realna cząstka, bo o tym istnieniu decyduje interakcja. Nie ma interakcji - nie ma realnej cząstki. To coś w okolicach interpretacji transakcyjnej. Tak, w deterministycznym sensie niekompletny. Stale się tworzący. Bezprawie, w którym zaobserwować możemy statystyczne "prawa". Przeciwnie. Tych brakujących pytań nie ma, bo nikt nie pyta - poza nami, ale my w tej grze się praktycznie nie liczymy. Uważam, że fizyka (natura) nie zna przyszłości, nie ma ani celu, ani sensu. Po prostu jest. A przyszłość istnieje statystycznie, jako rozkład prawdopodobieństw wynikających z bezwładności układu. Ale to nikogo nie obchodzi, poza nami (wliczam w to psiura, który jest przekonany, że w przyszłości michę też dostanie, tak jak w przeszłości dostawał). Czyli fizyka nie ma brakujących pytań, a tym samym nie potrzebuje też odpowiedzi. Coś tam zrobi, bo układ jest dynamiczny i wyhamowanie wymagałoby ogromnej energii. A nie wiem co to "teraźniejszość", ile ona trwa... Pytam o to czasem, tutaj też kiedyś zapytałem, i nie tylko tutaj, ale odpowiedzi, takiej ścisłej, nie dostałem. No właśnie... "4D galarecie". I to jest coś z mojej bajki. Tyle, że do "minimalizująca działania" bym dodał "statystycznie". A chyba też by nie zaszkodził rozkład gęstości galarety Jeśli nie ma, to pewnie by trzeba zrobić... ------------------- Do MERW pytanie mam, może durne, ale...: czy próbowałeś może robić symulację w dynamicznym układzie defektów?
  3. Sorki, ale nie nadaję się dzisiaj do bardziej szczegółowych dyskusji. Jedno, że bym się musiał do tego przygotować, czyli porządnie przeczytać Twoje artykuły (na razie tylko przeglądałem*), drugie: czeka mnie cała noc pisania papióra (to już książka prawie), od którego bebechy mi już jakiś n-wymiarowy spin wykręcają, a trzecie - wczoraj adrenalina do zera mi zeszła: w jednej ważnej sprawie (z tym papiórem związanej) zagrałem na dużo mniejsze prawdopodobieństwo, ale taktycznie bardziej opłacalne - jak wczoraj się okazało, to był dobry ruch, ale adrenalinę szlag trafił, no i jak flak jestem * - nie z braku chęci, a z braku czasu i odpowiedniego momentu. To jest ciekawe, co piszesz, chociaż (patrz niżej ). A w czym sprawa bardziej ogólnie: zakładasz realne istnienie cząstki (elektronu) - od poczęcia do naturalnej śmierci. Cząstka (np. ten solitonowy elektron) istnieje jako realny fizyczny byt, tyle że nie wiemy, jakie są jej aktualne koordynaty. Tak rozumiem Twoje podstawowe założenie. Moje jest przeciwne: cząstka nie istnieje jako byt fizyczny, podobnie jak w szklance wody nie istnieją poszczególne krople, natomiast ta woda może - w oddziaływaniu - przejawić się jako krople. To oczywiście obrazek paskudnie uproszczony, ale... W tym jest zasadnicza różnica. Może to Ty masz rację, a ja w krzaczory wlazłem, ale taki właśnie obrazek pasuje mi do całej reszty świata.
  4. Mam trochę takie wrażenie, że próbujesz przeziębienie gruźlicą leczyć... Czy podejście klasyczne/semiklasyczne jest mniej "SuaC" (shut...) niż kwantologiczne (w takiej czy innej wersji)? A może tylko takie się wydaje - przyzwyczajenie, młotek i palec itd., itp. a w rzeczywistości to taka sama albo i gorsza abstrakcja, tyle że bardziej oswojona. Te próby klasycyzacji o naturze samych "pól" nadal nic nie mówią, to też tylko liczenie, tyle że łatwiejsze do wizualizacji ("no popatrz, jak ta kropelka..."). Przypuszczam, że jako jako-tako łapię i Twoje solitony, i "coudery", i inne takie, przynajmniej na poziomie ideowym, ale czy to rzeczywiście mogą być realistyczne modele świata mikro/submikro? Co do tego mam duże wątpliwości. Chyba już za bardzo przesiąknięty jestem wizją "niecząstek", które cząstkami stają się tylko pod przymusem, a i to nie zawsze.
  5. Musiałem czym innym się zająć, a trochę ciekawych spraw wrzuciłeś. Teraz muszę się trochę przespać, czyli tylko najbardziej ogólnie. Tutaj chyba podstawowym problemem dla "zrozumienia" jest zrozumienie natury samego pola (pól), czym to cholerstwo jest. Bo raczej to nie jest tylko wygodna abstrakcja. Z moich obserwacji raczej nic takiego nie wynika, przeciwnie - punktowość jest chyba traktowana tylko jako abstrakcja, podobnie jak np. punktowa masa w "klasyce". Punktowa w obliczeniach jest, ale w BH się nie zamienia. W ogóle pojęcie "punktu" chyba od dawna w fizyce jest już tylko abstrakcją.
  6. Tak, sprzeczności nie ma. U mnie przede wszystkim jest znacznie więcej stopni swobody - nie ograniczają się tylko do bezmasowców, do czterech oddziaływań itp. Też nie ograniczam powstawania tych dziwolągów do BB, raczej odwrotnie, ale to za chwilę, jednak ogólna idea jest jest podobna. Przyjąłem założenie, że im próżnia bardziej "pusta", tym produkcja dziwadeł jest bardziej wydajna - więcej jest stopni swobody. W skrajnym przypadku, "NIC", nie ma jakichkolwiek ograniczeń. Tutaj mi pasuje bąblowata struktura wielkoskalowa. Wewnątrz bąbli próżnia jest tylko w niewielkim zanieczyszczona przez cząstki MS, czyli tam powinno powstawać najwięcej dziwolągów. Przyciąganie grawitacyjne galaktyk, a w zasadzie całych ścianek bąbli, by te dziwolągi do siebie ściągało. Do tego by dochodził (statystycznie) ich własny pęd. Pytanie jest jak by się zachowała próżnia w taki sposób "dojona", i tu zakładam, że może dochodzić do kontrakcji - "puchnięcia" przestrzeni (=DE). Czyli objętość pustego wnętrza bąbli zwiększała by się proporcjonalnie (w zasadzie wykładniczo) bardziej, niż objętość "ścianek", dodatkowo ściskanych przez własną grawitację. Jak z tego wynika, DM i DE nie wiążę z BB (+ ew. inflacja itd.), który by był tylko (lub prawie tylko) impulsem uruchamiającym dalszą ewolucję. To się dzieje tu i teraz, tylko że wewnątrz galaktyk, gdzie siedzimy, nawet skupisk galaktyk itd., próżnia jest mocno zanieczyszczona, czyli proces jest mało wydajny. W sumie w tą zabawkę dałoby się trochę matematyki włożyć, ale większość danych byłaby i tak z kapelusza albo na tyle niedokładna, że sens tego byłby raczej niewielki - co by się chciało, to by się wykazało Może coś takiego by wyszło w analizie rozkładu EM 2,7K - to, co przechodzi przez wnętrze bąbli powinno być odrobinę chłodniejsze. W sumie to spekulacja na spekulacji spekulacją popychana, ale że zabawa fajna i nieszkodliwa, to co sobie żałować
  7. To by chyba było cholernie kosztowne energetycznie dla galaktyki, jakoś by musiała za to halo "zapłacić". Tym bardziej, że: Zakładając, że to bezmasowce, to raczej trzeba by też założyć, że v=c, a to spowoduje (prawie)natychmiastową ucieczkę. Czyli wracamy do "ceny". ? Mam swój durny dosyć pomysł na "ciemnoty", o którym kiedyś tu napisałem (zabawka, ale chyba ją lubię ) - że to śmietnik ewolucji Wszechświata, stale uzupełniany. Przynajmniej z naszego punktu widzenia śmietnik - wszystko, co kiedykolwiek powstało (jako "urealnione" fluktuacje próżni/przestrzeni), a nie zmieściło się w schemacie (umownie) modelu standardowego, ale oddziałuje grawitacyjnie (bo w naszym 3D+1 w skali makro powstało), sobie tu i tam ciemniaczy. W takim układzie bardziej równomierny rozkład mi pasuje. Jako "losowiec" nie widzę powodu, żeby ewolucja Wszechświata miała działać bezodpadowo i ze 100% skutecznością produkować tylko to, co da się wsadzić do worka MS. Grawitacyjna równowartość ~ jednego protonu na m3 próżni na 109 lat lądująca w śmietniku powinna chyba wystarczyć... A z drugiej strony ta przemiana próżni/przestrzeni może przejawiać się też jako DE. To tylko takie bajania, ale coś w tym może być (no chyba, żeby nie mogło ). Tak łatwo się nie zrobią z chmury gazu, ale może jakieś istnieją - od zwykłych byśmy ich pewnie nie rozróżnili, przynajmniej na razie.
  8. Wirtualki w każdym badanym obszarze będą miały statystykę "zerową" (próżnia). Jeśli znajdą się tam jakieś "rzeczywiste" (wliczając w to fotony), statystyka zrobi się niezerowa, to już nie będzie próżnia.
  9. No właśnie. Tłumaczenie jest zwykle takie: "dokładnie na horyzoncie powstaje para + i -, jedna z pary wpada do dziury, a druga leci wont i zabiera dziurze energię". Ale to tylko obrazowe uproszczenie. Rzeczywisty matematyczny opis jest inny: nie dzieje się to w żadnym określonym punkcie czasu i przestrzeni, proces jest rozmazany po całości dziury i "świata". Liczenie wirtualnych cząstek na sztuki i ścisłe lokalizowanie ich nie bardzo ma sens. Nie da się cząstki wirtualnej dziabnąć palcem czy nawet najostrzejszą szpilką. To jest statystyka dotycząca jakiegoś czasoprzestrzennego obszaru. Podobnie bez dziury. "Wirtualna para" to pojęcie statystyczne, dotyczące nie jakiegoś punktu czasoprzestrzeni (próżni) i jakichś konkretnych cząstek, a obszaru, statystyki tego obszaru. Taka statystyczna "para" nie musi anihilować "z sobą". Nie ma możliwości stwierdzenia, że w wybranym "tu i teraz" jakaś wirtualna para (też pojedyncza cząstka) powstała czy anihilowała. To sprawa czasoprzestrzennego obszaru pola jako całości, a gdzie dokładnie, kiedy dokładnie i co dokładnie, to cholera wie... a w zasadzie nawet ta cholera nie wie Możesz sobie przyjąć, że np. w danym "punkcie" jednocześnie zachodzą wszystkie możliwe kreacje/anihilacje z pdp zgodnym z nieoznaczonością i stanem pola w danym punkcie (mikroobszarze), a wynik to całka po historiach. Do tego dodaj nieoznaczoność położenia-pędu i to, że wirtualne cząstki/antycząstki możesz traktować jako to samo, ale z odwrotną strzałką czasu (dokładniej, z odwrotną symetrią CPT). Trochę inaczej to wygląda w przypadku kreacji/anihilacji cząstek "rzeczywistych" - z "rzeczywistego" fotonu i do fotonów. W tym przypadku obowiązują prawa zachowania (ładunek, pęd itd.). Ale tylko trochę inaczej, bo zgodnie z QFT cząstki "rzeczywiste", to też statystyka pola (niezerowa), czyli statystyka kreacji/anihilacji cząstek wirtualnych, więc...
  10. W sumie to wszystko statystyka, która dąży do "0" w > min. czasoobjętości pudełka. Ale jak wrzucimy tam elektron, statystyka się zmieni i już niekoniecznie będzie "zawsze para". To w tym naszym uproszczonym modelu, który nie wchodzi w ścisłe matematyczne szczegóły, które zresztą raczej też trzeba traktować jako model właśnie, a nie ścisły opis rzeczywistości. A inną sprawą jest to "z niczego"... Nie wiadomo, jaki jest rzeczywisty stan próżni, czy faktycznie jest to "0, 0, ... ". Nie wiadomo, czy to, co uznajemy za próżnię, jest próżnią rzeczywistą, "zerową", czy fałszywą, może nawet bardzo fałszywą. Na razie w rachunkach są ogromne rozbieżności.
  11. Coś mam takie wrażenie, że "kulkofalowcy" próbują w tym sobie znaleźć jakąś niszę jeszcze niezajętą, bo gdzie indziej zwykli QMowcy, ci od "licz i nie marudź", pozjadali im już wszystkie koty (te realistyczne i deterministyczne). Zakładając, że EmDrive faktycznie działa, to czy musi łamać trzecią Newtona? Może jakiś fajny rezonans, np. ze spolaryzowaną próżnią? Nie wiem, poczekam. A zabawka Coudera bardzo fajna. Jeśli trochę czasu znajdę (ostatnio z tym katastrofa), to... Wszystko mam, tylko poskładać do kupki, i bawić się, i bawić. Ale czy można to przeskalować do mikro? "Tam" chyba jest inaczej, mocno inaczej. Kaśka w sumie dosyć podobna do Baśki. Ale... Dodane 22.11.16 20:05 (wkleiło się do wczorajszego z ~ 23.): Abo taki mi się trafił, kiedy trochę czego innego szukałem: https://arxiv.org/pdf/quant-ph/0412119v2.pdf Przeczytać nie miałem czasu, nawet porządnie przejrzeć, tylko patrzałkami na szybko przeskanowałem... ale wygląda to na warte przeczytania. 2005, czyli przed ostatnimi zabawami z nierównością Bella.
  12. Kosmiczny teleskop interferencyjny ma być połączony geometrią pola grawitacyjnego
  13. 1. «mechanizm lub zespół mechanizmów, służący do wykonania określonych czynności» (http://sjp.pwn.pl/sjp/urzadzenie;2533403.html) Chcesz i masz
  14. Z tymi definicjami w prawie to nie tak, nawet mocno nie tak... Przepis w dwóch linijkach definiuje jakąś normę prawną. A później do tego dochodzi worek interpretacji, nierzadko mocno z sobą sprzecznych. I jeszcze judykatura, czyli praktyka stosowania danej normy. A do tego klauzule generalne (ze swojej natury nieostre) i inne takie zabawki. W sumie ze ścisłej (pozornie!) normy prawnej robi się zbiór rozmyty, i to często mocno rozmyty. 90% "zabawy w prawo" polega na tym, żeby to rozmycie wykorzystać na korzyść tego, kogo się reprezentuje. Gdyby nie to, to adwokaci, radcy i doradcy prawni, itd., z głodu by powymierali Nie jest to zresztą wina takich czy innych "falandyszów" - rzeczywistości nie da się wsadzić w skończony zbiór ścisłych norm czy definicji. To niewykonalne.
  15. Za kilka minut może definiować inaczej, wystarczy, że parę razy klepnę w klawiaturę Ale to nie jest matma, w praktyce ścisłość definicyjna na poziomie matematycznym (klasycznym) jest i niemożliwa i nieuzasadniona. Rzeczywistości nie zamkniesz w sztywnych granicach klasycznych zbiorów. Niemal wszystkie definicje praktyczne (też np. prawne) definiują zbiory rozmyte. Czyli są obiekty "graniczne", które będą pasować do definicji "takiej" i "przeciwnej", w zależności np. od tego jaką cechę w danym momencie uzna się za ważniejszą. A tutaj najważniejsza jest funkcja - te sprzężone teleskopy działają jako pojedyncze urządzenie pomiarowe. Niekoniecznie... zabawki do trzech kieszeni, statywy na grzbiet, Alleluja i do przodu...
  16. Dlaczego nie może być? Funkcjonalnie jest to jedno urządzenie, podobnie jak np. dalmierz laserowy składający się z lasera, lustra i detektora, które nie są z sobą fizycznie połączone (detektor z laserem może być, ale nie musi).
  17. A ja nie Bo do siekierzenia potrzebna jest masa na obu końcach trzonka, a tej na moim końcu trochę brakuje Lubię za to młot, taki ośmiokilogramowy (do drewna + kliny), do tego wystarcza czysta siła - odpowiednio rozpędzony młot robi swoje bez masy uczepionej do drugiego końca A poza tym w lecie na rąbanie szkoda by mi było czasu, a w zimie się do tego nie nadaję - dla mnie temperatura graniczna to +10 ze Słońcem i +15 kiedy są chmurwysyny Gdybyś miał w nieograniczonych ilościach taki opał jak ja mam, w dodatku praktycznie za darmochę (tylko dowóz), pewnie byś "w tym kierunku" poszedł nie czekając na "nie dawał rady". Chyba nie ma do pieca drewna lepszego niż główki korzeniowe (karpy) jabłoni i czereśni. Siekiera tego nie rusza, tylko klinami można to rozwalić kiedy są za duże. Ale i to nie jest takie łatwe. Do drobnicy (gałęzie i inne takie) superwygodny jest Alligator B&D. Można ciąć w stosie, na ziemi itd. Praktyczna fizyka jest fajna (nieźle sobie dałem przez ostatnie dni), ale wróćmy do teorii. Co z tą masą? Wykombinowaliście coś? Bo jeśli nie, to proponuję przyjąć, że jest to jakaś tam wielkość fizyczna, obserwowalna i mierzalna, którą do odpowiednich robali wpisuje się tam, gdzie jest litera "m" (no chyba że z rozpiski pod robalem co innego wynika)
  18. Ok., ale gdzieś za miesiąc. Teraz jeszcze nie palę, a że robię reorganizację przestrzeni życiowej (dlatego te dechy i inne takie), to bajzel mam nieziemski, piec poobstawiany wszelką graciarnią itd., itp. Jak się z tym wszystkim obrobię, to popstrykam i wyślę. Nie wygląda jeszcze jak ma wyglądać, bo od 10 lat nie mogę zabrać się do wykończenia (ma być obłożony starymi cegłami), ale grzeje porządnie - jak mi się chce palić oczywiście, bo nie zawsze mi się chce.
  19. Pewnie pół wsi pobudziłem, ale musiałem rozładować, bo jutro po następne dwa kubole jadę. No tego... kieby nie masa, to waga by no tego... Ale w tym przypadku i cięzar ważny i masa, bo dużo przyspieszeń. Trzeba wyjąć (dostawczak) trzy metry przenieść i pęd odpowiedni nadać, coby pizgło gdzie trzeba. Abo się chyba kapkę mylisz. Miałem okazję toto sprawdzić i to na wyjątkowo trudnym do rąbania drewnie - jabłonie fi 20-30 z sadu przemysłowego. Same sęki i węzły. Najlepsze siekiery potrafią na tym wymiękać, często trzeba klinami. A ten patent łupie to bez problemu, dokładnie jak na filmie. Sąsiad dwa lata temu jakieś 40 kubików na tym połupał. Jedyny wysiłek to podnoszenie pniaków, resztę maszynka robi sama. Gdybym musiał łupać, to właśnie taki sprzęt bym sobie kupił... ale nie muszę, bo mój piec ma tylko jedno ograniczenie - czy uda się pniora do niego donieść. Jak uda się donieść, to spali w całości Konstrukcja własna, wykonanie znajomy spawacz, działa bezproblemowo od 10 lat.
  20. Definicja: masa to jest to, co wk..., kiedy trzeba 3 m3 dębowych desek rozładować. Idę to zrobić.
  21. No urrwał... oni znowu się nap...
  22. W całości pewnie tak, ale "w Tobie" już tego spoczynku nie ma - od wnętrza jąder (tych atomowych) do drgań termicznych (obiadu nie liczę . Czyli Twoja masa spoczynkowa (w ścisłym sensie) jest niewielka. Za to pędów we wszystkich możliwych kierunkach od cholery i jeszcze trochę. A to w sumie da m (obserwowalne) do wsadzenia pod daszek H, co w naszym przypadku jest najważniejsze. Mogłem oczywiście nie wspominać o polu Higgsa, ale... Zresztą sprawa masy (mas) nie jest jeszcze ostatecznie rozwiązana. Dla wszelkich (? ale chyba tak) "kwantowych" (kwantowo-falowych) właściwości decydująca jest energia, a nie skala przestrzenna. Foton może mieć ogromną długość fali, ale nadal pozostanie pojedynczym kwantem. A cy jest w tym przypadku fizyczny sens myszowego gluta? Dla praktyki nie, ale teoretycznie jest taki sam sens, jak każdego innego - chociażby po to, żeby pokazać, jak małe jest pdp takiego tunelowania i z czego ta małość wynika
  23. Trochę tak, i trochę nie... A ile? A ch.. to wie Ale... w ścisłym sensie masą spoczynkową ("masą własną", masą Higgsa) jest masa wynikająca z oddziaływania z polem Higgsa. Oczywiście w przyjętym modelu, w jego podstawowej wersji +/- ogólnie akceptowanej. Natomiast masa obserwowalna (jako spoczynkowa) może być inna - mogą w nią wchodzić energie wiązań (oddziaływań, pól), które łącznie z masą Higgsa dają to, co jako masę obiektu obserwujemy. I ta masa jest wpisywana do H z daszkiem, bez rozdziału na składniki. Ale gdybyśmy sobie to rozdzielili, dostaniemy coś takiego: Mo = Ms(H) + Ew, czyli to co napisałem będzie prawdziwe, chociaż pewnie warte uzupełnienia. A co do spraw ilościowych - nie jest to jednoznaczne. Dopiero kiedy kwarki uda się (?) jakoś wyizolować, będzie wiadomo co i jak. Jak wiesz, na razie sporo w tym prowizorki i spraw wymagających sprawdzenia. Coś tam "przyjmuje się", i tyle Jeśli chcesz kapcia zostawić, to proszę bardzo - poluzuj sznurówki tak, żebyś z niego wyskoczył Jeśli ucapisz się krzesła, będzie trzeba i krzesło do gluta dodać. Odpowiadasz sobie w następnym zdaniu: Ustawianie granicy na poziomie atomów nie bardzo ma sens - cząsteczka chemiczna to w sumie taki wielojądrowy atom. Te same wiązania są w "jednojądrowym" atomie, jak i w cząsteczce. Tymi samymi wzorami to można opisać. Atom H to proton + elektron, molekuła H2 to dwa protony i dwa (wspólne) elektrony. Itd., aż do DNA, czy innych superzłożonych cząsteczek. A te z kolei takimi samymi oddziaływaniami (wiązaniami) połączone są z innymi, co zusammen do kupki daje myszę. To wszystko jest jedno pole EM. Możesz je dzielić na składowe, ale możesz i łączyć w zależności od tego, co w danym przypadku Cię interesuje. Podobnie jak możesz pytać o np. tunelowanie całego atomu, albo tylko elektronu z niego. Powód jest, a nawet dwa: pierwszy to, że interesuje mnie mysz jako całość; a drugi, który uprawnia pierwsze, to oddziaływania pomiędzy tymi atomami, które z biliardów atomów robią mysz. Jeśli mysza wykituje, to po pewnym czasie pytanie o tunelowanie myszy straci sens - to już będzie biliard niepowiązanych atomów, a nie mysz. To jak z H2 - dopóki istnieje, może tunelować jako H2, a kiedy się rozsypie na dwa oddzielne H, pytanie o tunelowanie H2 straci sens. Tunelowanie w tym przypadku faktycznie jest nie tyle "w lewo", co "w górę", bo tam jest bariera potencjału, która uniemożliwia klasyczne przesunięcie się lewo (tarcie). To "lewo" dodałem tylko (zakładam, że w lewo mógłbyś bez tunelowania), żeby było bardziej obrazowo, do tunelowania wystarczyłby minimalny podskok "w górę". Jeśli masz takie długie grabki, coby stworzyć z Astro jeden fizyczny obiekt połączony wspólnymi oddziaływaniami, to nie ma przeszkód
  24. A uzasadnij (P.S. - czuj się powitany na wolności ) Tyle że nie ma jakiejś zasadniczej fizycznej różnicy pomiędzy układem jednoatomowym, a wieloatomowym. "Atom" nie jest żadnym szczególnym obiektem fizycznym. Fizycznie to tylko względnie stabilny układ nośników dodatnich i ujemnych ładunków elektrycznych. Cząsteczka chemiczna różni się od atomu tylko tym, że ma więcej niż jeden nośnik ładunku + (jąder). A mysza ma ich jeszcze więcej niż pojedyncza cząsteczka. Elektron i antyelektron (pozyton) też mogą stworzyć atom - pozytu. I robią to. Jedna z dwóch odmian jest nawet dosyć trwała (ok. 140 ns), czyli więcej niż w przypadku wielu krótko żyjących izotopów atomów z jądrem protonowo neutronowym. Są też inne tego typu atomy, w których jądro lub elektrony zastąpione są innymi nośnikami ładunków. Nie musiałyby się składać, bo by się nie rozkładały Potraktuj mysz jako stan pola - jeden wektor będący sumą wektorów składowych, który jako całość tuneluje do innego stanu energetycznego przez stan zabroniony (barierę energetyczną). To trochę tak, jakby Ci zabrakło 10 groszy do piwa, a jednak to piwo byś kupił Cały kupiłeś piwo, a nie poszczególne atomy w Tobie Cały przeszedłeś ze stanu "bez piwa" do stanu "z piwem" przez barierę braku 10 gr. Tunelowanie jest przez barierę potencjału, a nie przez "barierę odległości" czy przez jakąś fizyczną ścianę itp. Załóżmy że siedzisz sobie na krześle w swoim pokoju, w ziemskim polu grawitacyjnym. Załóżmy też, że chcesz (albo i nie chcesz) się podnieść i usiąść 0,0000000000000000000000000000000000000001 mm bliżej stołu. Potrzeba Ci jest jakaś energia, żeby się podnieść i przesunąć (w całości!) - to jest ta bariera. Jako obiekt kwantowy z jakimś tam pdp, obliczalnym dla konkretnych warunków, możesz to zrobić. I wcale nie jest wykluczone, że kiedyś Ci się to zdarzyło, nawet byś tego nie zauważył
  25. Przeciwnie, jest to w praktyce niemożliwe Pieniądze teraz nie mają praktycznie żadnej wewnętrznej (substancjalnej) wartości*. Ich obieg oparty jest wyłącznie na przymusie prawnym lub na zaufaniu do emitenta. Prywatny emitent nie będzie na pewno dysponował tym pierwszym, a co do drugiego, to najwyżej w bardzo ograniczonym zakresie, na pewno niewystarczającym do wpływu na sytuację gospodarczą w kraju takim jak Polska. Może gdzieś na wysepce na Pacyfiku. Natomiast produkcja pieniędzy (znaków pieniężnych) pełnowartościowych jest ekonomicznie nieuzasadniona. Czyli ryzyka zrobienia bajzlu w gospodarce nie ma. * - bywają wyjątki, np. polskie groszówki (starszy typ) były nawet nadwartościowe - wartość metalu do nominału to było ok. 1,5:1 Dwugroszówki były pełnowartościowe, ok. 1:1. Jeśli chcesz, to możesz emitować dowolną ilość środków płatniczych, a państwo - za drobną opłatą (10 gr od pełnych lub rozpoczętych 100 zł) - nawet Ci w tym pomoże Nazywa się toto weksel i jest pełnoprawnym prywatnym środkiem płatniczym (bez obowiązku przyjęcia). Za te 10 groszy od stówki państwo ułatwi obieg Twoich weksli przez zapewnienie odbiorcy łatwej egzekucji należności (praktycznie automat) lub sankcję w przypadku wystawienia weksla bez pokrycia. Teraz weksle rzadko są spotykane w obiegu pieniężnym, z reguły są tylko zabezpieczeniem płatności, ale to głównie z przyczyn technicznych - są mniej wygodne w obiegu niż płatności gotówkowe czy z konta. Jednak w 19 w. i (w Polsce) do ok. 1950 duża część obiegu, głównie w małym biznesie, to był obieg wekslowy, a nie pieniędzmi państwowymi. A płacił wekslem B, B wekslem A płacił C itd., aż czasem cały alfabet przeleciał, zanim weksel wrócił do A, czyli wystawcy. Niekiedy z takich czy innych przyczyn nie wracał, i to był czysty zysk emisyjny wystawcy W sumie - po jakiego czorta coś tam klepać czy drukować ze szwagrem w piwnicy... coś, czego raczej nikt rozumny w rozliczeniu nie przyjmie. Lepiej emitować weksle, które, nawet teraz, mają większą szansę znaleźć się w obiegu niż jakieś piwniczne wynalazki. Pieniądze prywatne mają sens, ale praktycznie tylko w obiegu zamkniętym, do wewnętrznych rozliczeń - w dużych zakładach przemysłowych, chociaż nie tylko. Kiedyś było to popularne, głównie w czasach dużej inflacji lub kiedy w obiegu brakowało drobniaków, teraz mniej. Nie wiem nawet, czy teraz w Polsce jakaś firma w to się bawi, parę lat temu trochę tego było, ale bardziej jako reklamówki niż z powodów "obiegowych". He he, nawet zakładając, że sąd by takiego aktu oskarżenia nie zwrócił do prokuratury, to już z pierwszej rozprawy prok by tak zwiewał, że kapcie na schodach by zgubił A dochód, gdyby jakiś był, bez problemu mógłbym ujawnić i podatek zapłacić.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...