Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

peceed

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    1797
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    64

Zawartość dodana przez peceed

  1. I właśnie po to przez jeden - dwa dni w tygodniu pompuje się węglowodanami. Na diecie ketogenicznej można spożywać całkiem spore ilości białek które przed tym chronią, pomaga też suplementacja tauryną. W mojej ocenie badania kliniczne często są znacznie gorsze niż duża ilość anegdotycznych relacji ludzi. Nie chodzi o to, że nic nie wniosą, tylko że nie są w stanie podważyć obserwacji ludzi, nie ma mowy o "weryfikacji". Ludzie posiadają bardzo wysoką świadomość własnego ciała która jest zazwyczaj ignorowana przez badaczy. Setka rozbudowanych relacji jest lepsza od wykresu i kilku cyferek.
  2. W teorii strun nie ma takiego założenia. Inflacja nie jest szybsza niż światło. Tak naprawdę każde rozszerzanie przestrzeni na odpowiednim dystansie może dać efekt lokalnego horyzontu zdarzeń, w okresie inflacji jest on po prostu bardzo mały. Już można powiedzieć że nie jest, i nigdy nie była. Po pierwsze - jest sprzeczna z teorią względności. (Po pierwsze nie mamy armat). Smutne. Ktoś daje granty, ktoś publikuje a gdzie do cholery jest kosz? Nie jest, co pokazuje każda czarna dziura. Będę wredny: tzn. kiedy? Fizyka wymaga dobrych pytań aby odpowiedzi miały sens Nie, moment pędu jest zachowany. A CD nie musi się obracać. Nie ta grupa. Strzałki czasu mimo tego istnieją, całkowicie po cichu. Po co? Przecież nie tylko istnieje wszechświat (nieskończenie wiele) w którym kolega zrobił to co miał do zrobienia, ale nawet są wszechświaty w których kolega nie zrobił a zrobiło się samo po sekundzie Jak to było... łapać złodzieja! Jest dokładnie odwrotnie - to osoby które mają najwięcej problemów z mechaniką kwantową są zafiksowane na swoich biologicznych intuicjach klasycznych. "shut up and calculate" to grzeczne zwrócenie uwagi że powinny jednak więcej popracować z mechaniką kwantową aby pozbyć się starych szkodliwych uprzedzeń i wyrobić nowe zrozumienie. Na przykład u kolegi zupełnie nie widać matematycznego podejścia: dostaję nową teorię z pewną aksjomatyką, wreszcie opisującą eksperymenty z perfekcyjną dokładnością, super! Jest za to masa marudzenia że coś jest w niej nie tak jak być powinno, bez wskazania eksperymentu z którym jest problem Żadnych obliczeń w przeszłości się nie psuje, psuje się ich wynik w teraźniejszości. Rozumienie obliczeń kwantowych jako superpozycji 2^n obliczeń klasycznych jest po prostu błędne, to matematyczna sztuczka pozwalająca analizować poprawność algorytmów. Potem takie podejście prowadzi do bredni o "dowodzie na wieloświat". Fascynujące. Robione są proste eksperymenty których wyniki potrafimy perfekcyjnie przewidzieć od 90 lat i wciąż są przedstawiane jako nadzwyczajne osiągnięcia. Można by je nazwać pomocami dydaktycznymi gdyby nie fakt, że są wykorzystywane w całkowicie antydydaktyczny sposób. Jedyna fajna zabawka to BBO. Samo wyjaśnienie z drugiej strony jest słabe. Brakuje analizy jak wygląda goły obraz interferencyjny w obu przypadkach bez uwzględniania koincydencji, to on najbardziej pokazuje skąd "wycina się" potem ostateczny obraz interferencyjny, co daje lepsze zrozumienie zjawiska. Warto też mieć świadomość że polaryzatory wycinają połowę fotonów każdy. Jak się pobawi w ten sposób to wszystko robi się dosyć oczywiste. Co znaczy "prawdopodobnie" - to jest oczywiste z teorii względności. Kontrakcja odległości i dylatacja czasu obowiązują! To gwóźdź do trumny dla pętlowej grawitacji jako TOE, ale zamiast grzecznie wywalić ją do kosza mamy ćwierć wieku ściemniania, pobierania grantów i produkowania takich protez jak "podwójnie szczególna teoria względności".
  3. Źródłem asymetrii jest logiczna strzałka czasu i asymetryczne traktowanie czasu przez MK. Symetria T jest łamana przez R, nie przez U, i to łamanie jest wbudowane w strukturę MK. Problem kolegi polega na uciążliwym ignorowaniu istnienia obserwatora w ujęciu Lagranżowskim. W ten sposób ulega kolega "złudzeniu istnienia obiektywnej rzeczywistości". Tymczasem w MK obraz lagranżowski wciąż mówi o prawdopodobieństwach zaistnienia różnych możliwości. To "rozwiązanie" to nie jest zbiór obiektywnych klasycznych trajektorii. Może sobie kolega zidentyfikować "kłębuszek" który jest dobrym klasycznym obserwatorem (w sensie statystycznym) i jego obserwowana rzeczywistość będzie miała z ogromnym prawdopodobieństwem rosnącą entropię. Taka identyfikacja obserwatora jest oczywiście statystyczna, ma to postać "pytamy się jakie są szanse, że istniał obserwator który widział to i owo". Większość obserwatorów musi widzieć wzrost entropii, w sensie istnienie takich jest znacznie bardziej prawdopodobne niż takich którzy widzą spadek entropii. (Tak buduje się równoważność między różnymi sformułowaniami MK). Jeśli rozwiązanie będzie wybitnie "dzikie" to po prostu nie będzie się dało zidentyfikować takich obserwatorów. Takie "dzikie" rozwiązanie samo z siebie jest nieprawdopodobne, co wynika bezpośrednio z faktu, że myślimy więc jesteśmy Nie żyjemy w stochatycznej brei T = Inf. Ależ jest. Ale to oznacza raptem tyle, że istnienie takiego rozwiązania jest niesprzeczne logicznie, a nie że jego prawdopodobieństwo istnienia jest wysokie (w obrazie mentalnym kolegi - takie samo). W rzeczywistości prawdopodobieństwo szybko maleje do zera. Szanse, że klasyczny świadomy obserwator będzie obserwował otoczenie w drugą stronę jest niezrównanie małe. Wiemy, że słoń może zniknąć i przetunelować się na drugą stronę planety, ale prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest skrajnie niskie. Szanse na "cofanie się w czasie" mają analogiczne prawdopodobieństwa, jeśli nie mniejsze. Zatem kolejna rzecz która umyka koledze to fakt, że fizyka to nauka o prawdopodobieństwach i że CPT nie zachowuje prawdopodobieństw. Te wszystkie problemy kolegi to efekt myślenia kategoriami klasycznymi - być może oduczenie się tego w dorosłym wieku jest niemożliwe dla większości ludzi. Wydaje się koledze, że taki rzeczywistość to taki "bursztynek" na który wystarczy się spojrzeć z drugiej strony (CPT) i on tak samo jest. Spróbuję techniki "motywacyjnej": Żyjecie kolego we wszechświecie wielkich możliwości, nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko skrajnie nieprawdopodobne. Dla układu skończonego. W MK twierdzenie o powrocie działa: istnieje wtedy niezerowa szansa, że przy pomiarze zaobserwujemy układ w stanie o dowolnie małej entropii. I może się to stać w dowolnym momencie! Zatem w czym problem? Ma to taki sens jak podróż "na północ od bieguna północnego" aby sprawdzić co też znajduje się za krawędzią mapy Można się umówić że istnieje tam wszystko, albo nic. Bez różnicy. Istnieje tylko jedna konfiguracja wszechświata o entropii równej zero (tak to tautologia) i nazywamy ją stanem Heartla-Hawkinga. Wielki Wybuch to nie zdarzenie, to proces w otoczeniu tego "punktu" w przestrzeni konfiguracyjnej.
  4. Postęp w fizyce zbliża nas do "ostatecznego rozwiązania" ;), zatem z czasem charakter fizyki ulega zmianie i kolejne obserwacje (doświadczenia) mają coraz mniejszą szansę istotnych modyfikacji obrazu świata: w pewnym momencie coraz bardziej istotna staje się dalsza kompaktyfikacja opisu. Niestety nie, w porządnej analizie bayesowskiej wychodzi znacznie więcej bo alternatywą jest częściowe pozbycie się zasad termodynamiki a do tego to promieniowanie to nie jest niezależny byt tylko inherentna konsekwencja teorii. Wszystkie szacowania prawdopodobieństw są subiektywne i zależą od modelu. Doświadczenie żuczka może być takie, że skoro przeżył 10 spotkań z drapieżnikami to jest prawie nieśmiertelny. My wiemy, że ma nikłe szanse przeżyć kolejne. Pewność fizyka może mieć charakter tej żuczkowej, ale lepszej nie ma i nie może mieć.
  5. Cały nasz obraz świata, jakikolwiek by on nie był, musi być hipotezą. Do pewnych zdań (pytań) możemy przyporządkować liczby z przedziału (0,1). Nigdy nie ma 1 i 0, ale przyjmujemy takie wartości dla wygody, jako uproszczenie. Jest wielką naiwnością sądzić, że jedyną opcją na uzyskanie praktycznej pewności jest bezpośrednia obserwacja. Dla większości fizyków teoretycznych istnienie promieniowania Hawkinga to znacznie, znacznie więcej niż 5 sigma. Oczywiście wymaga to rozbudowanego modelu rzeczywistości. Dla humanistów to 50%, tzn. promieniowanie Hawkinga może być, albo może go nie być, a jedynym sposobem na zmianę tych tych procentów jest obserwacja, najlepiej gołym okiem. BTW. ciekawe ile osób zdaje sobie sprawę, że promieniowanie Hawkinga to nie tylko fotony: wylecieć może naprawdę wszystko, jednorożec a nawet słoń. Fotony są tylko "bardziej" prawdopodobne W wersji hardcore do momentu kiedy nie złapiemy tego słonia nie można mówić o doświadczalnym potwierdzeniu promieniowania Hawkinga
  6. To jakaś kolejna próba tworzenia free-energy za pomocą generatora zamocowanego do trumny Maxa Plancka? Promieniowanie Hawkinga jest niezbędne dla utrzymania konsystencji fizyki, problemem był jego brak w nadmiernie uproszczonym obliczeniowo modelu. To bzdura, bo kot "istnieje" niezależnie czy posługujemy się cząstkami, czy falami czy polami. I to istnienie kota niesie za sobą najmniej "filozoficznych" kontrowersji. Co należy rozumieć jako podział na dwie makroskopowo różne, klasyczne, historie/stany. Cała zabawa sprowadza się do tego, że mechanika kwantowa nie ma granic stosowalności i formalizm MK działa zawsze. Żywy lub martwy kot oznacza, że mamy superpozycję gigantycznej ilości stanów i dominujący wkład posiadają takie które da się przypisać do jednej z dwóch jednoznacznych klasycznie klas: żywy lub martwy, bez wnikania w detale opisu "mikro". Niezależnie jaki opis "mikro" przyjmiemy, to wciąż musi być prawdą.
  7. Zawsze mnie fascynowała możliwość wejścia na everest nie tyle z butlą tlenową a w ubiorze ciśnieniowym. Wymiana powietrza mogłaby w ogóle nie dostarczania energii.
  8. Wcześniej było Kosowo. Zlekceważono największe państwo świata i drugie mocarstwo atomowe. To wtedy uświadomiono Rosjanom że koniec historii nie nastąpił a traktaty są nic nie warte. A jakie miejsca są istotne i co to w ogóle znaczy? (Dla mnie Słońce i okolice są bardzo istotne, tylko że moja istotność ma z zasady subiektywny a nie uniwersalny charakter) To tak jakby fanatyk wolnej miłości we wszelakich układach starał się nie dostrzegać, że to on zawsze jest ładowany w d4 Bardzo ciekawe stwierdzenie, niestety nie do końca je rozumiem.
  9. Przede wszystkim może być to lepszy, mniej szkodliwy kontrast do diagnostyki medycznej. Chyba że pojawią się efekty uboczne w postaci przejściowego lub trwałego zwiększenia diversity u pacjentów.
  10. Po rozłączeniu muszą być od razu różne. Przecież w końcu zaczną myśleć o innych rzeczach! Natomiast przy wymuszonej identyczności poprzez komunikację świadomość musi być jedna, ale jest funkcją całego układu. Po rozłączeniu następuje podzielenie (eureka). To wcale nie jest problem jakościowo inny w stosunku do problemu integracji. Operacja rozdzielenia półkul też częściowo tworzy 2 osobne okaleczone świadomości (to sytuacja kiedy wyłączamy część światłowodów w rozsuniętym mózgu). Mam podejrzenie że odpowiednia definicja świadomości sprowadzi rzecz do tautologicznego banału i nic nie wyjaśni, w stylu "maksymalna qualia funkcjonującego mózgu".
  11. To równie wielki "problem" jak ocknięcie. Co jest dziwnego w tym, że jakaś bryłka materii nagle się ocknie? Świadomość nie jest ciągła, nawet w grubej skali ją tracimy. Rozważmy mój układ dwóch skopiowanych mózgów zsynchronizowanych przez nanodruty, przy niewielkiej odległości zakłócenia czasowe są pomijalne (30 cm = 1 ns) Siłą rzeczy musimy traktować taki mózg jako jeden obiekt z jedną świadomością. I w pewnym momencie tworzymy desynchronizację. Ułamek sekundy i mamy "rozszczepienie jaźni". To dopiero jest jazda Udało nam się opóźnić rozdział świadomości w stosunku do tworzenia kopii. Taki rozszczep świadomości chyba lepiej odzwierciedla esencję problemu niż "transfery". Cała ta gimnastyka umysłowa opiera się na niezdefiniowanym pojęciu "świadomość".
  12. To za ogólne twierdzenie, bo sprowadza się do banału że "wszystkim steruje informacja". Moje to bardziej detalicznie pytanie o "ideały" i "cele" maszyn. Możemy się łudzić że zaprogramujemy je obecnie: przy dobrej korekcji błędów i stopniu sformalizowania być może przetrwają miliardy, biliony lat. Ale równie dobrze można zostawić proces dynamiczny i wtedy "wygrają" te ideały które uzyskają zdolność do kopiowania siebie (być może czas życia wszechświata jest za krótki aby to zaobserwować...). Przy nieuchronnej losowości w końcu pojawi się jakiś "Borgia". Choćby z ciekawości świata. Ale jeszcze więcej ludzi przed telewizorem zamieniłoby swój tryb życia na ten faraonów czy szlachciców Jest to niemożliwe. Z punktu "dawcy" będzie to oznaczać, że zobaczy komunikat "Operacja się powiodła, zapraszamy do skorzystania ze "suicide box" Podbijam. Robimy kopię/symulację mózgu, podłączamy do mózgu specjalną sieć z "nanodrutów" która sięga wszystkich synaps i może zastępować poszczególne neurony. Następnie usypiamy neurony jeden po drugim i zastępujemy ich funkcjonowanie symulacją. Czy subiektywne poczucie ja takiego mózgu się zmieni? Bo w ten sposób można przetransformować świadomość do maszyny. Oczywiście problem zaczyna się co się stanie jeśli znowu "obudzimy" biologicznego siebie. To taki problem filozoficzny z czasów liceum. Tak naprawdę nasza egzystencja to bardzo umowny proces, nie do końca zdefiniowany i te "paradoksy" to efekty niewłaściwego pojmowania świata. Jesteśmy bardzo złożonymi procesami, nie uświadamiamy sobie swojej wewnętrznej struktury z pełnymi detalami (bo gruboziarniście można). Taka opisana operacja wcale nie zawiera paradoksów. Nie zorientowalibyśmy się gdyby ktoś nam uśpił połówkę przekrojów naszych aksonów gdyby nie wpłynęło to na propagację impulsów i pracę indywidualnych neuronów. Albo gdyby coś nam podmieniło synapsy na równoważne układy elektroniczne. Mózg można by podzielić na pół, połączyć równoległe elementy światłowodami, rozsunąć na wiele kilometrów i wciąż nie poczulibyśmy subiektywnie żadnej zmiany. Świadomość należy rozumieć jako proces a nie obiekt. Operacja z transferem zaczyna się naprawdę wcześniej kiedy coś skanuje nam mózg i tworzy kopię/reprezentację funkcjonalną. W każdym momencie powstaje złożony układ który wykazuje jednolitą świadomość jako całość, jest "koherentny". Ciekawostka - świadomość to może być proces pamięciowy - nie pamiętamy rzeczy których nie jesteśmy sobie w stanie uświadomić. Paradoksu tu nie ma, jest tylko posługiwanie się niejednoznacznymi pojęciami (wszystkie są takie). Tak naprawdę nie ma żadnego sporu o istotę rzeczy a jedynie kłótnia o znaczenie krótkich słów kodowych. Odpowiednio długa "historia" jest jednoznaczna ("powstała kopia a oryginał zniknął", "wymieniono deski"). Język z natury rzeczy musi pomijać detale, każdy uproszczony model ma granice stosowalności. Tworzymy nowego człowieka z taką samą subiektywną historią do pewnego momentu. Oczywiście można wykonać po zrobieniu kopii wykonać fizyczne "połączenie", tj. dodatkowo zamontować druty synchronizujące pomiędzy mózgami łączące analogiczne neurony. Gdyby jeszcze dawać to samo wejście na zmysły, mielibyśmy niezłą koherencję umysłową. I już tutaj jest multum możliwości: bo przecież druty mogą działać w systemie wymuszenia (jeden mózg steruje drugim), albo uśrednienia ( synapsa jest pobudzana przez średnią sygnałów z obu mózgów, działają wtedy równolegle). Może rodzimy się i umieramy każdego dnia na nowo? Co z hibernacją (bryłka lodu nie jest świadoma)? Umieramy w momencie zamrożenia czy dopiero gdy ktoś rozbije bryłkę lodu na kawałki za milion lat (i wrzuci na patelnię)? Wystarczy nie wyświetlać informacji o detalach technicznych jak skan i likwidacja Widzę większy problem, czego bym nie robił to cały czas jest tylko "teraz". I nie wiem co wszechświat wyprawia pomiędzy różnymi "teraz". W rozważaniach widzę wielką fiksacje na zachowanie samego siebie. A co, jeślibyśmy mogli dynamicznie zmieniać szczegóły naszego mózgu? Wciskam guzik i nagle umiem grać na skrzypcach. Czy umarłem czy żyję jeszcze bardziej? W sumie dla mnie to nie są jałowe rozważania, jako osoba z osobowością chwiejną/wieloraką (zasadniczo od strony neuronalnej jest to tym samym) mogłem doświadczać przeskoków świadomości - pewne rejony mózgu przełączały się u mnie alternatywnie i stawałem się trochę inną osobą z innym charakterem pisma, zainteresowaniami i uzdolnieniami.
  13. Ja nic nie robię bo nie dożyje tego czasu, ale... bunty ludzi przeciwko zrobotyzowanej armii? To nie jest kwestia wiary, tylko fundamentalnie nieokreślonej przyszłości. Bardzo wiele scenariuszy jest możliwych, również taki. Ale są możliwe inne, w których ludzie odsunięci od realnej władzy zostaną usunięci, może powstać neofeudalizm, i cała masa innych wynalazków. Jedno jest pewne: kapitalizm przestanie działać, bo opiera się na założeniu wartości pracy ludzkiej. Znaczenie zyskają prawa: do ziemi, zasobów i całkowicie abstrakcyjne. Najbardziej prawdopodobna transformacja to będzie utrzymywanie ludzi przez państwa, ale mnogość rozwiązań politycznych na ziemi sugeruje że mechanizmy mogą być zróżnicowane. Otwartą sprawa są qualie psychiczne inteligentnych maszyn: może też będą szczęśliwe, w końcu jest to związane z realizacją "zaprogramowanych" celów. I wtedy epokę wiecznego szczęścia mamy zagwarantowaną, tylko czy ma to znaczenie po naszej osobniczej śmierci? Podzielą los koni po rozpowszechnieniu się motoryzacji. Albo będą sobie żyli jak kiedyś nasza szlachta. Być może w czymś rodzaju matrixu. To stary trick w którym ludzie mogli wykorzystywać elastyczność i sprawność swojego umysłu, ale AI sprawia że właśnie przestaje działać. Humanoidalny robot o nadludzkich możliwościach to tylko "dowód" że dziedziny w których maszyny sobie nie radzą przestały istnieć, takie nawet nie będą musiały powstać. Obywatel to będzie tylko "kolejna gęba do wykarmienia". W pewnym momencie ludzie staną się całkowicie zbędni z punktu utrzymywania "cywilizacji". Przy czym same mechanizmy ekonomiczne mogą zostać, tylko że człowiek przestanie być podmiotem w takim systemie. To co mnie zastanawia to kwestia "władzy": prawdziwymi elementami sterującymi w świecie są wyłącznie replikatory, obecnie genetyczne i memetyczne. Jakie konstrukty zajmą ich miejsce? Powstanie jednostkowych agentów może być jedynie artefaktem biologicznym i może zostaną zastąpieni przez mechanizmy których nie rozumiemy (przynajmniej na razie). Na pewno żyjemy w jednych z najciekawszych możliwych rejonoczasów we wszechświecie: oglądamy transformację życia w coś nowego z punktu widzenia istot inteligentnych.
  14. A w czym miałyby im pomagać? Co by nie kombinowały, nie zwiększą ilości potomstwa. Zatem nie "co ważne" tylko "co zupełnie oczywiste". Kobiety rodzące po 40 ryzykowały śmiercią, taka menopauza to wyłącznik bezpieczeństwa. Menopauza wyznacza moment, kiedy lepszą strategią jest rozmnażanie się przez dobór krewniaczy, i kobiety wykorzystują do tego celu wszystkie nadarzające się możliwości. Do tego wiek menopauzy wcale nie jest wczesny, jeśli uwzględni się ilość ciąży i ich długość. Do tego włącznik menopauzy na pewno działa na zasadzie oceny zużycia materiału a nie zegara.
  15. Tyle razy to przerabialiśmy. Kot jest żywy lub martwy. Superpozycja to uogólniona suma logiczna a nie iloczyn. I w ten sposób, jak już przetłumaczy się wzory na na język naturalny w poprawny sposób, to cały mistycyzm MK znika. Jedyna "dziwność" to taka, że nie istnieje dokładniejszy opis którym prawdziwy byłby opis (kot jest żywy) lub (kot jest martwy) i stan (żywy lub martwy) wynikał z klasycznej niewiedzy. Nie może. Stany "coś jest" i "czegoś nie ma" są ortogonalne. Gdzie tam, religia udaje że błędu nigdy nie było, tylko ludzie niewłaściwie rozumieli. Aczkolwiek religie są różne. Chodzi chyba o to, że zbiór praw opisujących fizykę może być nieskończony.
  16. No to chyba zaszczyt, że kot kogoś uznaje za swojaka i chce posiąść na wyłączność? Jasne, gra w 3 kubki pozwoli zrozumieć naturę inteligencji... Gratuluję optymizmu.
  17. To zwykły rozsądek. Nie wykluczam ciekawych zjawisk na brzegu, ale raczej i tak cała woda wyląduje w czapie polarnej. Czy są możliwe inne scenariusze? Tak. Prądy oceaniczne mogą sprawić że czapa nigdy nie powstanie. Wymaga to policzenia. Dokładna odpowiedź zależy od ilości dostępnej wody i ukształtowania kontynentów.
  18. Domyślam się że to kolejny artykuł z cyklu "dop* CO2". A zatem - stężenie CO2 w dowolnym pomieszczeniu/jaskini jest wielokrotnie większe niż globalny przyrost koncentracji C02. Do tego jakikolwiek czynnik obniżający sprawność ludzkiego myślenia z ewolucyjnego punktu widzenia będzie zwiększał rozmiar mózgu, to elementarz. O ile "myślenie" zdefiniujemy jako aktywność kory Ale nikt tego nie kwestionuje, natomiast nie należy popadać w skrajność: człowiek jest jedynym gatunkiem który okupuje swoją niszę ekologiczną. Wśród milionów gatunków owadów mózg rezusa również jest absolutnie wyjątkowy.
  19. Polskie górnictwo to ewenement na skalę światową. Do oceny rentowności trzeba brać globalne ceny węgla.
  20. A co tu myśleć, życie to chemia, zatem nic dziwnego że entalpia jest mu potrzebna Siły pływowe w ekosferze szybko zablokują obroty takiej planety i cała woda może szybko powędrować na nieoświetloną stronę. To co zostanie będzie ekstremalnie suche. no właśnie Współczuję. Należy iść do dermatologa Ale to jest bardzo ścisła obserwacja: mózg ludzki maleje od wielu tysięcy lat i widząc jak można bez wysiłku się rozmnażać mam wrażenie, że ten proces może jeszcze przyspieszać. Są zwierzęta które mają większe mózgi od ludzi, i te mózgi cały czas "myślą". Ludzki mózg myśli lepiej tylko w tej domenie która wytwarzała presję selekcyjną na wzrost jego rozmiaru (czyli prawdopodobnie zabawianie pań wieczorem przy ognisku). Gdybym nie lubił ludzi to bym oszalał dawno temu.
  21. Z punktu widzenia życia strumień ciepła nie ma żadnego znaczenia, potrzebna jest entalpia swobodna. Geotermia to śmieć. Liczymy tylko koncentrat w postaci wiązań chemicznych. I tutaj różnica w porównaniu ze słońcem robi się astronomiczna. Nie ma najmniejszych szans na powstanie drapieżnika zajadającego się rurecznikami. Btw. to właśnie świetny przykład myślenia na poziomie leksykalnym - ponieważ rureczniki żyją w kominach geotermalnych, zatem najpewniej korzystają z energii geotermalnej Taki glob jest "mocno wysmażony". Szanse na obecność istotnych ilości wody: 0. Przy ograniczonej, humanocentrycznej definicji myślenia - tak. Wszystkie zwierzęta używają swoich mózgów do myślenia. To tak drogi organ, że nigdy nie jest "przeinwestowany". Tylko w przypadku ludzi mam wątpliwości.
  22. Alcubierre nie zadziała, TW wciąż zabrania. Trawersowalne tunele czasoprzestrzenne wymagają ujemnej energii i rozpadają się znacznie szybciej niż cokolwiek może przeze nie przelecieć. Można to policzyć w kW i wtedy wyjdzie że to jednak wiele, wiele rzędów wielkości mniej niż porządne słońce. Zbieranie czy tworzenie? Bo tworząc odlewy można przynajmniej poznać sławnych ludzi. Ale po co? Lot powstał jako ucieczka przed drapieżnikami, nie ma presji selekcyjnej nad wodą zwiększającej odległość lotów bo nie wiadomo gdzie lecieć z jednej strony, a z drugiej adaptacja do lotu niszczy sprawność pływania znacznie szybciej niż mogą pojawić się korzyści. Ewolucja działa tu i teraz nie antycypując przyszłości. Ktoś tutaj nie wyrósł z twórczości Larry'ego Nivena Ważniejszy fragment to optymalizacja lokalna: ewolucja utyka w gigantycznej ilości minimów lokalnych i tylko dzięki temu mamy tyle nisz ekologicznych, całe bogactwo życia jest na tym oparte. Nie ma uniwersalnych całodobowych kotowatych drapieżników z futrem dającym zdolności maskowania kameleona.
  23. Ja nie proponowałem najgorszego człowieka i najgorszej kozicy
×
×
  • Dodaj nową pozycję...