Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Unia Europejska zawarła ugodę z Apple'em i wielkimi wydawcami, podjerzewanymi o próbę monopolizacji rynku. Na jej podstawie koncern z Cupertino i jego partnerzy odstąpią od obecnie obowiązującej umowy, której celem jest uniemożliwienie sprzedawcom detalicznym ustalanie własnych cen na książki elektroniczne. Ugodę zawarły wydawnictwa Simon & Schuster, Harper Collins, Hachette i Holtzbrinck. Apple zerwie też kontrowersyjne umowy z Penguinem. Zwykle tradycyjni wydawcy sprzedają detalistom książki w cenie o połowę niższej niż cena wydrukowana na okładce. Detaliści mogą je następnie sprzedać taniej niż sugerowana cena. Jednak wydawcy książek elektronicznych nie przyjęli tego modelu, a zastosowali model agencyjny. Wszystko dlatego, że obawiali się zbyt niskich cen książek. Nie podobało im się bowiem postępowanie Amazona, który sprzedawał tanio książki elektroniczne po to, by zachęcić klientów do kupowania Kindle’a. Dlatego też z Apple’em podpisano umowę na model agencyjny, który polega na tym, że to wydawca ustala ostateczną cenę książki. Apple kupował książki elektroniczne z 30-procentową zniżką. Jednak innym detalistom nie wolno było sprzedawać książek taniej niż Apple. Na podstawie ugody z UE wydawcy zgodzili się nie stosować modelu agencyjnego i przez dwa lata pozwolić detalistom na samodzielne ustalanie cen cyfrowych książek. Każdy wydawca i każdy sprzedawca e-książek ma prawo do wyboru dowolnego modelu biznesowego, jednak każda forma zmowy mająca na celu ograniczenie konkurencji jest nieakceptowalna - mówi Joaquín Almunia, odpowiedzialny w UE za politykę konkurencyjności. Wydawcy zgodzili się na zawarcie ugody z UE, gdyż groziła im grzywna w wysokości do 10% wartości światowej sprzedaży.
  2. Dotychczasowe próby wyjaśnienia pochodzenia życia koncentrowały się na bazowych elementach, które można by porównać do cegiełek. Prof. Paul Davies i dr Sara Walker z Uniwersytetu Stanowego Arizony uważają jednak, że zamiast chemią (materialnymi podstawami) należy się zająć zawartością informacyjną. Wg nich, życie odróżnia od nieżycia przede wszystkim zarządzanie danymi przepływającymi przez układ. Chodzi zatem o metodę, a nie o składniki, o software, a nie hardware... Kiedy opisujemy procesy biologiczne, zazwyczaj odwołujemy się do opowieści wyjaśniającej - komórki wysyłają sygnały, programy rozwojowe przebiegają, zakodowane instrukcje są odczytywane, dane genetyczne są przekazywane z pokolenia na pokolenie i tak dalej. Rekonstrukcja początków życia skoncentrowana na metodach przetwarzania i zarządzania informacjami może zapoczątkowywać nowy kierunek badań - przekonuje Walker. Sugerujemy, że życie da się scharakteryzować za pomocą unikatowego i aktywnego wykorzystania danych. Walker podkreśla, że podejścia chemiczne przestawały się sprawdzać na bardzo wczesnych etapach, na długo przed dojściem do czegoś, co zasługiwałoby na miano życia. Dodatkową ich wadą był brak rozróżnienia między chemią a biologią. Duet naukowców uważa, że przemiany architektur informacyjnych w sieci chemicznej można porównać do przemian fazowych w fizyce. Kładziemy nacisk na przepływ informacji w kierunku góra-dół. W ten sposób system jako całość zyskuje kontrolę przyczynową nad poszczególnymi elementami - wyjaśnia Davis. Takie podejście pokaże, jak bardzo logiczna organizacja biologicznych replikatorów różni się od trywialnego kopiowania kryształów (nieżycia). Uwzględnienie sprawczej roli informacji wyjaśnia wiele zagadkowych aspektów życia.
  3. Julian Assange, który wciąż ukrywa się w ambasadzie Ekwadoru w Londynie, poinformował, iż ma zamiar wystartować w przyszłorocznych wyborach do australijskiego Senatu. Na początku przyszłego roku ma też ogłosić powstanie partii Wikileaks. W wywiadzie udzielonym Fairfax Media Assange stwierdził, że podczas procesu Bradleya Manninga, żołnierza, który przekazał Wikileaks tajne dane, mogą zostać ujawnione szczegóły o tym, jak amerykańscy prokuratorzy spreparowali sprawę o konspirację pomiędzy Manningiem a mną. Zdaniem lidera demaskatorskiego portalu, sprawą najważniejszą jest doprowadzenie do zaprzestania przez USA prowadzenia śledztwa w sprawie Wikileks. Assange poinformował, że jego ojciec, John Shipton koordynuje przygotowania do utworzenia partii Wikileaks. Partia, która chce startować w wyborach, musi mieć co najmniej 500 członków posiadających bierne prawo wyborcze. Jeśli Assange zostałby wybrany senatorem, ale nie mógłby wrócić do Australii, jego miejsce w Senacie zająłby wyznaczony przez niego przedstawiciel. Sondaże wskazują, że założyciel Wikileaks byłby poważnym kandydatem do objęcia fotela senatora.
  4. Gdy w grudniu 2012 r. na świat przyszła Awen Gwyneth, w jej rodzinie nastała wielka radość. I nie chodzi wyłącznie o sam fakt narodzin, ale także o płeć dziecka. Awen jest bowiem pierwszą dziewczynką, jaka urodziła się u Jenkinsów od 103 lat. Walijczycy dopiero ostatnio zdali sobie sprawę, jak rzadko szeregi familii zasilają dziewczynki. Analizując drzewo genealogiczne, przeżyli mały szok. Awen ma, oczywiście, starszego brata Micaha. Gdy mała się urodziła, zaczęliśmy o tym rozmawiać. Zagłębiając się w historię rodziny, stwierdziliśmy, że to pierwsza dziewczynka od 103 lat. By dotrzeć do kogoś, kto pamięta ostatnią kobietę, trzeba się było cofnąć o parę pokoleń. Dopiero dziadek Howell Jenkins przyznał, że znał Sarę Olwen. Była ona jego ciotką i urodziła się w 1909 r.
  5. Przeglądając zawartość pudełka kartotekowego z Landsarkivet for Fyn, historyk Esben Brage natrafił na białego kruka - nieznaną baśń Hansa Christiana Andersena. Od października eksperci szczegółowo badali skrypt "Świecy woskowej". Opowieść składa się z zaledwie 700 słów. To jednak wystarczyło, by opisać historię cenionej świecy, która staje się brudna i popada w zapomnienie, aż ktoś ponownie poznaje się na jej wewnętrznym pięknie. Świeca była dzieckiem małej owieczki i tygla. Biała i smukła, początkowo stanowiła obietnicę świetlanej przyszłości. Z czasem zewnętrzna powłoka uległa jednak przybrudzeniu, fałszywi przyjaciele odeszli, a świeca pogrążyła się w depresyjnych myślach. Na trop jej prawdziwej natury wpadła dopiero hubka... Pisarz zadedykował dzieło madame Bunkeflod ("Dla Mme Bunkeflod od uniżonego sługi H.Ch. Andersena"). Tajemnicza kobieta była wdową po pastorze, której młody Hans składał wizyty. Jako dziecko czytał jej książki, od czasu do czasu pożyczał też coś do przejrzenia u siebie w domu. Wg ekspertów, skrypt z archiwum jest kopią zaginionego oryginału. Uproszczony styl sugeruje, że Andersen zdecydował się napisać baśń jeszcze w czasie nauki w Szkole Łacińskiej w Slagelse i Helsingør (uczęszczał tam w latach 1822-26). Ejnar Stig Askgaard, który zna twórczość i życie Andersena jak własną kieszeń, podkreśla, że nie ma wątpliwości, iż "Woskowa świeca" wyszła spod pióra syna szewca i niepiśmiennej praczki. Odkrycie jest sensacyjne z 2 powodów. Z jednej strony należy przyznać, że opowieść to pierwsza baśń Andersena, z drugiej uświadamiamy sobie, że interesował się on baśniami jako młody człowiek, jeszcze przed początkiem kariery pisarskiej. Andersen debiutował w 1829 r. sztuką "Miłość na Wieży Mikołaja", a "dojrzałe" baśnie zaczął pisać dopiero w połowie lat 30. Poza Askgaardem, misję analizowania domniemanych literackich pierwocin Andersena powierzono Brunowi Svindborgowi z Biblioteki Królewskiej oraz doktorowi Johanowi de Myliusowi z Uniwersytetu Południowej Danii. Wnioski wszystkich trzech panów się ze sobą pokrywają. Na kopii widnieje druga dedykacja: "Dla P. Pluma od przyjaciela Bunkefolda". Adnotację sporządzono niebieskim atramentem, podczas gdy baśń przepisano czarnym. Rodziny Plumów i Bunkefoldów utrzymywały bliskie stosunki, a Andersen przyjaźnił się z panią Bunkefold, co podpowiada, jaką w przybliżeniu drogę pokonała "Woskowa świeca". Najpierw trafiła do wdowy, a potem stała się prezentem dla kogoś z rodziny Plumów. Dziennikarze gazety Politiken przetłumaczyli baśń na angielski i opublikowali w Internecie.
  6. Promieniowanie bozonu Higgsa przemieniło techników, uwięzionych w podziemiach CERN-u w zombie. Dwaj brytyjscy doktoranci Luke Thompson i Hugo Day z University of Manchester nakręcili niskobudżetowy horror, który opowiada nam tę historię. Film został stworzony bez autoryzacji władz CERN-u, a z ośrodkiem badawczym ma tyle wspólnego, że zdjęcia rzeczywiście powstały w ogólnodostępnych miejscach instytucji goszczącej Wielki Zderzacz Hadronów. Thompson i Day wpadli na pomysł jego nakręcenia w 2010 roku. Realizacja projektu kosztowała ich 3000 dolarów i dwa lata pracy. W filmie gra około 20 osób. Obraz został bezpłatnie udostępniony w oraz oficjalnej stronie filmu.
  7. Analiza kwasów tłuszczowych pozostałych na ceramicznych sitach wykopanych na terenie Polski dowodzi, że naczynia były wykorzystywane do przetwarzania produktów mlecznych. Natomiast topologia ich otworów, która jest niezwykle podobna do topologii współczesnych sit do odsączania sera wskazuje, że służyły właśnie do wyrobu sera. Biorąc pod uwagę wiek naczyń można stwierdzić, że w 6. tysiącleciu przed naszą erą na terenie współczesnej Polski wytwarzano ser. Równie stare naczynia do przetwarzania mleka znaleziono jedynie w północno-zachodniej Anatolii (liczą sobie 8000 lat) oraz Libii (7000 lat). Pozostała na nich materia organiczna wskazuje na produkty mleczne, jednak żadne badania nie mogą nam wskazać, co konkretnie produkowano. W przypadku ceramiki z Kujaw wygląd wskazuje na ser. Naukowcy już 30 lat temu spekulowali, na podstawie wyglądu, że naczyń używno do produkcji sera. Teraz na University of Bristol przeprowadzono specjalistyczne badania, w których brali też udział uczeni z Princeton, Łodzi, Gdańska i Poznania. Dzięki lipidowym biomarkerom i analizie izotopów stwierdzono, że zarówno sito, jak i używane wraz z nim naczynie służyło do przetwarzania mleka. Uczeni zbadali też inne naczynia, które znaleziono wraz ze wspomnianym sitem. Okazało się, że niektóre z nich nie miały kontaktu z mlekiem, używano ich do gotowania mięsa. Natomiast resztki pszczelego wosku na szyjkach butelek sugerują, że przechowywano w nich wodę. Analiza szerokiej gamy naczyń pochodzących z tego samego obszaru dowiodła, że nasi przodkowie używali różnych naczyń do róznych celów. Umiejętność przetwarzania mleka była dla wczesnych rolników niezwykle ważna. Mleko w formie przetworzonej łatwiej jest przechowywać, transportować i jest ono lepiej przyswajalne przez organizm. Przed tymi badaniami nie było jasne, czy 7000 lat temu na terenie północnej Europy hodowano bydło dla mleka. Obecność sit i ich topologia sugerowały wytwarzanie sera. Jednak sita mogły być wykorzystywane do wielu różnych celów, jak np. wyciskanie miodu z plastrów czy soków z mięsa. Postanowiliśmy sprawdzić hipotezę o produkcji sera i zbadaliśmy lipidy uwięzione w ceramice. Obecność cząstek mleka to najwcześniejszy dowód na wytwarzanie sera. Dotychczas jedynymi dowodami na taką działalonść były rysunki przedstawiające przetwarzanie mleka. Jednak są one o kilka tysięcy lat młodsze niż sita - mówi Melanie Salque, doktorantka z University of Bristol. Piotr Bogucki, jeden ze współautorów badań i twórca pochodzącej sprzed 30 lat hipotezy dotyczącej produkcji sera stwierdził, że badania te nie tylko dowodzą, że przed 7000 laty ludzie wytwarzali ser, ale również, iż żywili się produktami mlecznymi o obniżonej zawartości laktozy. To szczególnie ważne, gdyż, jak zauważa uczony, w tamtych czasach większość ludzi nie tolerowała laktozy. Wytwarzanie sera to bardzo efektywny sposób na wykorzystanie odżywczych właściwości mleka, bez narażania się na kłopoty zdrowotne związane ze spożyciem laktozy.
  8. World Wildlife Fund (WWF) poinformował o otrzymaniu od Google'a grantu w wysokości 5 milionów dolarów. Pieniądze zostały przyznane w ramach rozpoczętego niedawno przez Google'a Global Impact Awards. Program ten ma na celu finansowanie tych organizacji, które używają technologii i nowatorskiego podejścia do rozwiązywania jednych z najpoważniejszych problemów, z jakimi mierzy się ludzkość. Takim problemem jest masakrowanie zagrożonych gatunków przez kłusowników. Dzięki grantowi z Google'a WWF chce połączyć drony, technologię tagowania zwierząt oraz znajdujące się na ziemi patrole w jeden system zarządzany przez oprogramowanie analityczne o nazwie Spatial Monitoring and Reporting Tool (SMART). Projekt zakłada wykorzystanie bezprzewodowych samolotów do monitorowania ruchu zagrożonych zwierząt, które zostaną oznaczone specjalnymi urządzaniami. Ponadto drony pilnowałyby szczególnie ważnych miejsc i w przypadku zauważenia podejrzanych osób, które mogą być kłusownikami, alarmowane byłyby naziemne patrole. WWF informuje, że ostatnie dziesięciolecia pracy nad ratowaniem zagrożonych gatunków, mogą pójść na marne. Bogacący się Azjaci nie mają najmniejszych skrupułów, by zamówić schwytanie czy zabicie zagrożonego zwierzęcia i dostarczenie sobie części jego ciała. Wartość nielegalnego światowego rynku handlu zwierzętami jest oceniana na 7-10 miliardów dolarów rocznie.
  9. Migaloo to pierwszy na świecie pies archeologiczny. Zamiast węszyć za kontrabandą, szuka starych ludzkich kości. Jej trenerem jest Gary Jackson, który już wcześniej uczył psy różnych "sztuczek", np. znajdowania ag czy koali. W wywiadzie dla National Geographic specjalista tłumaczy, że w pewnym momencie podczas treningu policyjnych psów tropiących rozkładające się zwłoki zaczynają wydzielać głównie woń zgnilizny, a nie człowieka. Poza tym w lesie gnije wiele rzeczy. Prowadząc trening z ludzkimi kośćmi, można wyeliminować rozpraszające wonie. Migaloo szaleje za swoją piłeczką tenisową, dlatego podczas "kościanej" nauki wykorzystano ją jako nagrodę. Po jakimś czasie wystarczyło pokozłować piłeczką i zapytać: "Chcesz ją dostać? Szukaj". Po dotarciu do celu suka skupia wzrok na danym miejscu, a usłyszawszy komendę "Pokaż mi" wbija nos w ziemię i się wycofuje. Jak dokładnie wyglądał trening? Jackson uzyskał od aborygeńskiej starszyzny pozwolenie, by wykorzystać kości stanowiące część kolekcji Muzeum Południowoaustralijskiego. Chcąc uszanować tradycje rdzennych mieszkańców antypodów, między sesjami owijano je aborygeńską flagą. Poza tym 250-letnie szczątki układano w taki sposób, by wskazywały wschód. Kobiety nie mogły ich dotykać. Jednym z najważniejszych etapów szkolenia było zamówienie tub z komorą wentylacyjną. Kości wprowadza się do nich za pomocą długiego pręta. Tworząc prowizoryczny cmentarz, w 10 grobach schowano ludzkie szczątki, a wokół rozrzucono fragmenty szkieletu różnych zwierząt, m.in. koni, krów, kangura i kota. Migaloo ignorowała kości zwierząt i wskazywała tylko kości ludzkie. Tuby zakopywano na głębokości od 30 cm do 3 m, a mimo to suka była w stanie wykryć kostkę wielkości paznokcia. Wystarczyło dotknąć kości wacikiem, a następnie musnąć nim skałę, by podopieczna Jacksona pędziła tam jak w dym. Umiejętności Migaloo testowano też na cmentarzysku w Australii Południowej, gdzie parę lat temu odkryto grób sprzed 600 lat. Suka miała do dyspozycji teren o powierzchni 0,4 ha. Jej poczynaniom przyglądali się zarówno reprezentanci muzeum, jak i aborygeni. Mimo że opiekunowie nie znali lokalizacji grobów, już po 2 minutach Migaloo krążyła wokół pewnego punktu, który, oczywiście, okazał się 600-letnim pochówkiem. Suka nie może zniszczyć artefaktów, ponieważ niecierpliwiąc się przy zbyt długim oczekiwaniu na piłeczkę, zaczyna jedynie kopać. Niezmiennie atrakcyjna pozostaje zabawka, kości to środek do celu. Jackson zdradził, że obecnie Migaloo uczy się znajdowania ceramiki i skamieniałości.
  10. Znudzeni standardowym obiadowym menu francuscy graficy Thomas i Quentin zaprojektowali serię pięknych hamburgerów (tak, hamburgery naprawdę mogą być piękne). Nawiązują one do różnych idei popkultury, a także ilustrują najpopularniejsze doniesienia medialne. Byliśmy tak znudzeni przypadkowymi daniami lunchowymi, że zaczęliśmy razem gotować. Czynność ta szybko nabrała cech rytuału. Projekt Fat & Furious Burger reprezentują m.in. burger końca świata (to oczywiste odniesienie do "przepowiedni" Majów), burger Święta Dziękczynienia czy kanapka Władcy Pierścieni. Wyjątkowo upiornie prezentuje się bułka à la Drakula, która spoczywa na lichtarzu. Wystają z niej kukurydziane zęby. Na pewno nie padnie ofiarą wampira, bo wokół porozrzucano główki czosnku. Burger upamiętniający spacer Neila Armstronga po Księżycu lewituje wśród gwiazd z sezamu. Regolit satelity zmienił się zaś w posypkę z wiórków kokosowych. Francuskie hamburgery, których nie powstydziłaby się restauracja z gwiazdką Michelina, dokumentują czasem historię kina - James Bond (grany przez Seana Connery'ego) zastaje w łóżku nie kobietę, lecz kanapkę, poza tym z okazji 50-lecia serii o agencie Jej Królewskiej Mości zainaugurowano bułkę powlekaną płatkami złotej folii. Pojawiają się też nawiązania do zabawek kojarzonych z daną kulturą, np. matrioszek. Bywa, że w tle lub na pierwszym planie przewijają się symbole religijne i filozoficzne (np. taijitu). Wszystkie hamburgery opatrzono podpisami-hasłami. Chętni mogą spróbować odtworzyć przepis, bo Thomas i Quentin zawsze wymieniają składniki.
  11. Twitterowi przybył nowy, wyjątkowy użytkownik. Papież Benedykt XVI opublikował na koncie @Pontifex swój pierwszy wpis. Brzmi on: Drodzy przyjaciele. Jestem zadowolony, że mogę kontaktować się z wami za pomocą Twittera. Dziękuję za liczne odpowiedzi. Błogosławię was całym sercem. Wpis został natychmiast udostępniony dalej przez kilkadziesiąt tysięcy osób. Papież umieścił wkrótce potem dwa kolejne wpisy. Obecnie konto @Pontifex jest obserwowane przez ponad 700 000 użytkowników Twittera. Papież dokonał wpisów za pomocą iPada. Wbrew doniesieniom licznych mediów, nie są to pierwsze wpisy Benedykta XVI. W czerwcu bieżącego roku, korzystając z oficjalnego konta Watykanu na Twitterze, papież poinformował o uruchomieniu nowej witryny Stolicy Apostolskiej.
  12. Jeszcze niedawno pisaliśmy, jakoby Microsoft zmniejszył produkcję tabletu Surface RT. Tym razem pojawiły się informacje, które są całkowitym przeciwieństwem poprzednich. Media, powołując się na Agencję Reutera, twierdzą, że koncern nie tylko zwiększa produkcję, ale też udostępnia tablet w ofercie firm trzecich. Dotychczas urządzenie można było kupić tyko w sklepach Microsoftu w USA i Kanadzie oraz w sklepie online w Australii, Chinach, Francji, Wielkiej Brytanii i Niemczech. Jeszcze w bieżącym tygodniu Surface RT trafi do oferty innych sprzedawców niż Microsoft. Jesteśmy podekscytowani reakcją klientów na Surface'a - mówi Panos Panay, główny menedżer odpowiedzialny za projekt Surface. Dodaje przy tym, że koncern zamówił wyprodukowanie większej liczby tabletów niż pierwotnie oraz że otwierane są nowe kanały dystrybucji. Obecnie na rynku dostępny jest tylko Surface RT - tablet wyposażony w procesor ARM, na którym zainstalowano Windows RT. W styczniu rozpocznie się sprzedaż bardziej wydajnegoo Surface'a z procesorem Intela i systemem Windows 8 Pro. Microsoft dotychczas nie poinformował, ile tabletów udało mu się sprzedać.
  13. Zderzenie z asteroidą nie tylko doprowadziło do wyginięcia dinozaurów, ale i poczyniło znaczne spustoszenie w szeregach węży oraz jaszczurek. Ofiarą kataklizmu była np. jaszczurka odkryta przez naukowców z Yale i Harvardu - Obamadon gracilis (skojarzenia z Barackiem Obamą są jak najbardziej uprawnione). Uważa się, że kolizja z asteroidą wpłynęła głównie na dinozaury, ale w rzeczywistości odcisnęła piętno na całym ekosystemie [...]. Węże i jaszczurki ucierpiały szczególnie mocno - podkreśla dr Nicholas R. Longrich. Autorzy publikacji z PNAS uważają, że wyginęło aż 83% gatunków węży i jaszczurek, a im większe zwierzę, tym większe ryzyko wymarcia (nie przetrwał żaden gatunek o wadze powyżej 500 g). Naukowcy doszli do takiego wniosku po przeanalizowaniu skamieniałości węży i jaszczurek, które znaleziono na terenie Ameryki Północnej - w pasie od Nowego Meksyku po Albertę w Kanadzie. Zbadano 21 znanych wcześniej gatunków, poza tym wskazano 9 nowych dla paleoherpetologii jaszczurek i węży. Okazało się, że pod koniec ery dinozaurów rozmaitość gadów była naprawdę duża. Znajdowały się wśród nich zarówno drobne jaszczurki, jak i boa dusiciel na tyle duży, by żywić się jajami i młodymi wielu gatunków dinozaurów. Na południowym zachodzie występowały iguanopodobne roślinożerne jaszczurki, a bagna i obszary zalewowe dzisiejszej Montany przemierzały mięsożerne jaszczurki (niektóre miały prawie 2 m długości). Jaszczurki i węże konkurowały z dinozaurami pod względem różnorodności, co uprawomocnia twierdzenie, że równie dobrze co o erze dinozaurów można mówić o erze jaszczurek. Klad Polyglyphanodontia obejmował 40% jaszczurek, które żyły wtedy w Ameryce Północnej. Badając zebrane wcześniej fosylia z mastrychtu i paleocenu, paleontolodzy natrafili na nieznany gatunek i nadali mu nazwę Obamadon gracilis (od łac. odon - ząb i gracilis - smukły). Ta niewielka jaszczurka miała długie, cienkie zęby z dużymi guzkami głównymi, oddzielonymi wcięciem od drobnych guzków dodatkowych. Opis gatunku brzmi bardzo stomatologicznie, bo sporządzając go, akademicy dysponowali właściwie tylko szczękami 2 osobników. Wg Longricha, zwierzę żywiło się owadami i miało poniżej 30 cm długości. Obecnie na Ziemi żyje ok. 9 tys. gatunków jaszczurek i węży. Nie przetrwały one jednak, bo były lepiej przystosowane, lecz wygrały walkowerem po wyeliminowaniu konkurentów [przez asteroidę].
  14. Facebook pomógł w zamknięciu olbrzymiego botnetu. Butterfly zaraził 11 milionów komputerów i ukradł 850 000 000 dolarów. W śledztwie, które doprowadziło do jego zamknięcia, brały udział FBI, brytyjska Serious Organised Crime Agency i organa ścigania z wielu krajów świata. Aresztowano dziesięć osób, które podejrzewane są o rozpowszechnianie szkodliwego kodu o nazwie Yahos. Zatrzymań dokonano w Bośni i Hercegowinie, Chorwacji, Macedonii, Nowej Zelandii, Peru, Wielkiej Brytanii i USA. Z oświadczenia FBI wynika, że zarówno do powstania jak i likwidacji botnetu przyczynił się Facebook. Zespół ds. bezpieczeństwa Facebooka pomógł organom ścigania w ustaleniu źródła pochodzenia szkodliwego kodu, sprawców i ofiar. Yahos atakował użytkowników Facebooka od 2010 roku do października 2012. Narzędzia zabezpieczające pozwoliły na wykrycie zarażonych kont i dostarczenie środków do usunięcia zagrożenia.
  15. Autonomiczny układ nerwowy reguluje wydzielanie insuliny w komórkach beta wysp trzustkowych, jednak ze względu na ograniczony dostęp do samej trzustki, dotąd trudno było poznać przebieg tego procesu. Na szczęście naukowcom z Karolinska Institutet udało się przeszczepić komórki β do komory przedniej gałki ocznej myszy, by w ten sposób śledzić ich działanie w żywym organizmie przez dłuższy czas. W komorze przedniej komórki beta są zaopatrywane w krew, nie mniej ważne wydaje się jednak unerwianie przez układy sympatyczny i parasympatyczny (przeszczepy wyspowe zostały gęsto unerwione przez nerwy tęczówki). W kontekście regulacji glikemii warto dodać, że przygotowując organizm do walki, układ sympatyczny zwiększa dostępny poziom energii. Ogranicza uwalnianie insuliny, a przez rozkład glikogenu w wątrobie podnosi stężenie glukozy w mięśniach i mózgu. Układ parasympatyczny działa antagonistycznie i odpowiada za odpoczynek organizmu. Posługując się z fluorescencyjnymi markerami dla różnych typów nerwów i zaawansowaną mikroskopią, zespół ze Sztokholmu i Uniwersytetu w Miami ustalił, że gdy dochodziło do zwężenia źrenic pod wpływem światła - odruchu źrenicznego - poziom glukozy spadał w wyniku stymulacji układu parasympatycznego (zmniejszał się poziom cukru na czczo, poprawie ulegała też tolerancja glukozy). Kiedy źrenice rozszerzały się w ciemności, aktywacja układu sympatycznego prowadziła do wzrostu stężenia cukru. Naukowcom udało się wpłynąć na poziom glukozy przez hamowanie lub stymulację poszczególnych zestawów nerwów za pomocą substancji aplikowanych do oka. Efekty występujące przy odruchu źrenicznym można było np. zablokować za pomocą atropiny, która poraża zakończenia przywspółczulnego układu nerwowego (jest antagonistą receptorów muskarynowych). Rozumiemy już podstawy wydzielania insuliny i wiemy, jak wpływa na nie autonomiczny układ nerwowy. Następnym krokiem będzie ustalenie, czy u cukrzyków proces przebiega tak samo, czy też występują jakieś defekty sygnalizacji - zapowiada prof. Per-Olof Berggren.
  16. W 2010 roku DARPA rozpoczęła program Wound Stasis System, którego celem jest znalezienie sposobu na tamowanie krwotoków wewnętrznych na polu bitwy. Wielu żołnierzy umiera z powodu ran, które same w sobie nie są śmiertelne, jednak niemożność zatamowania krwotoku w warunkach polowych oznacza dla nich wyrok śmierci. Żołnierz z krwotokiem wewnętrznym, niemożliwym do zatamowania na miejscu, powinien w ciągu godziny trafić do szpitala polowego. Często jednak transport rannego odbywa się na tyle późno, że nie można go już uratować. Firma Arsenal Medical, która bierze udział w programie Wound Statis System, opracowała specjalną piankę, która może co najmniej przez godzinę powstrzymywać krwawienie w jamie brzusznej. Piankę może podać lekarz na polu bitwy i jest ona łatwa do usunięcia w szpitalu. Podczas Annual Meeting of the American Association for the Surgery of Trauma twórcy pianki zaprezentowali wyniki przedklinicznych testów na zwierzętach. Wynika z nich, że produkt był w stanie przez trzy godziny powstrzymać poważne krwawienie spowodowane modelową śmiertelną raną wątroby. Testy wykazały, że pianka zmniejsza krwawienie aż 6-krotnie, a w trzy godziny po zranieniu przeżywalność wynosi 72%, w porównaniu z 8-procentową przeżywalnością grupy kontrolnej. Z badań U.S Army Institute of Surgical Research wynika, że krwotok wewnętrzny to główna przyczyna śmierci z powodu obrażeń, które potencjalnie są uleczalne. [...] Jeśli testy potwierdzą przydatność pianki, to może ona znaleźć zastosowanie nawet w 50% potencjalnie uleczalnych zranień na polu bitwy - powiedział Brian Holloway, menedżer odpowiedzialny w DARPA za Wound Stasis System. Ratująca życie pianka to polimer poliuretanowy, który tworzy się w ciele pacjenta z dwóch płynnych faz - polihydroksylowej i izocyjaninowej. Gdy obie fazy się łączą, dochodzi do 30-krotnego zwiększenia ich objętości, a oba płyny zmieniają się w ciało stałe, zdolne do zatamowania krwotoku. Pianka rozszerza się nawet przez zakrzepniętą i wylewającą się krew, pokonując znaczne siły hydrostatyczne krwotoku. Podczas testów chirurg był w stanie usunąć piankę w czasie którszym niż minuta. Usuwanie odbywa się bez pomocy narzędzi, pianka odchodzi w jednym kawałku. Nieliczne fragmenty mogą pozostać w jamie brzusznej, a do samej pianki przyczepia się niewiele tkanek. Zastosowanie pianki wymaga nietkniętych powłok brzusznych. Arsenal Medical otrzymała od DARPA grant w wysokości 15,5 miliona dolarów. Pieniądze zostaną przeznaczone na dalszy rozwój pianki oraz na koszty związane z dopuszczeniem jej do użycia.
  17. Orientacja przestrzenna przeciwciała podczas wiązania z antygenem to dla bakterii kwestia życia i śmierci. Jeden z układów sprawia, że intruz jest niewidoczny dla komórek układu odpornościowego, które patrolują organizm. Drugi oznacza niechybny atak i fagocytozę. Wszystko zależy jednak od miejsca i liczebności. Istotnym elementem budowy przeciwciała jest fragment wiążący antygen Fab (od ang. fragment antigen binding). W igrekowatych przeciwciałach odpowiada to ramionom litery. Znacznie większy kawałek przeciwciała - tzw. fragment krystalizujący (Fc) - nie bierze udziału w wiązaniu antygenu, lecz wystaje jak znak, by zwrócić uwagę układu immunologicznego. Pewne bakterie, w tym wywołujące anginę Streptococcus pyogenes, wytwarzają białka powierzchniowe, które wiążą region Fc przeciwciał IgG. Niedawne analizy próbek pobranych od pacjenta z inwazyjnym zakażeniem S. pyogenes unaoczniły ważne zjawisko. O ile we krwi grę w chowanego wygrywał układ odpornościowy, o tyle w śluzie (gardle) przewagę wydawały się mieć bakterie. Pontus Nordenfelt z Uniwersytetu Harvarda oraz naukowcy z Uniwersytetu w Lund odkryli, że w ślinie przeciwciała wiązały się z paciorkowcami głównie za pośrednictwem końca Fc, ale we krwi ich ułożenie ulegało odwróceniu. Kierunek wiązania zależał od miejscowego stężenia przeciwciał. Niski ich poziom - np. w ślinie - faworyzował wiązanie via Fc, wysoki - jak w osoczu - wiązanie Fab (ułatwiało to opsonizację i fagocytozę). Dokładny mechanizm trzeba dopiero rozpoznać, ale akademicy przypuszczają, że w środowisku z dużą liczbą przeciwciał dochodzi do wysycenia bakteryjnych białek wiążących się z Fc, co pozwala wolnym przeciwciałom przyjąć drugą z możliwych pozycji.
  18. Na grzbiecie ursona (Erethizon dorsatum) znajduje się ok. 30 tys. kolców. Czubek każdego z nich pokrywają zwrócone ku tyłowi mikroskopijne zadziory. Okazuje się, że dzięki takiej budowie kolce wbijają się w tkanki jak w masło i trudniej z nich wychodzą. Naukowcy mają nadzieję, że opisywane odkrycie utoruje drogę rozmaitym urządzeniom medycznym, np. igłom, które sprawiają mniej bólu czy ulepszonym siatkom do operowania przepuklin. To jedyny system z podwójną funkcjonalnością, gdzie pojedyncza cecha - zadzior - zarówno redukuje siłę penetracji, jak i zwiększa siłę wyciągania - podkreśla Jeffrey Karp z Harvardzkiej Szkoły Medycznej. Kolce ursonów są wykorzystywane w indiańskiej biżuterii. Można je z łatwością zdobyć - jeden z członków zespołu Woo Kyung Cho kupił pokaźny zapas na eBayu. Później zeszlifowywał zadziory papierem ściernym, kontrując przebieg prac pod mikroskopem (Amerykanin dbał o to, by nie zmniejszyć średnicy kolca). Wbijanie całych i ogolonych kolców w świńską skórę pokazało, że zadziory zmniejszają o połowę siłę potrzebną do penetracji tkanki. Okazało się także, że kolce ursona wsuwają się z mniejszą siłą niż igły medyczne tej samej średnicy czy kolce jeżozwierza afrykańskiego (Hystrix cristata), na których nie ma zadziorów. Przy użyciu tej samej siły nie tylko penetrują głębiej, ale i w mniejszym stopniu uszkadzają tkankę. Karp przypuszcza, że zadziory działają jak ząbki noża, które skupiają siły na małych punktach okolicznej tkanki. Eksperymenty Cho wykazały, że zadziory aż 4-krotnie zwiększają siłę konieczną do wyjęcia kolca, bo rozpościerają się i wyginają, rozrywając włókna tkanki. Gdy zbudowano replikę kolca z zadziorami, które się nie wyginały, usuwanie okazało się dużo łatwiejsze. Naprężenia koncentrują się w rejonach kolca, gdzie średnica przekroju nagle wzrasta. Zadziory zlokalizowane w pobliżu pierwszej strefy zmiany geometrii w największym stopniu wpływają na zmniejszenie siły penetracji. Zadziory z czubka grają także pierwsze skrzypce w przypadku siły adhezji tkankowej. Współdziałanie między zadziorami w 0-2- i 2-4-mm obszarach wydaje się krytyczne dla jej spotęgowania. W następnym etapie studium naukowcy stworzyli poliuretanową wersję kolców ursona. Widzą dla niej sporo zastosowań, np. w roli szwów. Z myślą o urządzeniach najpierw wprowadzanych, a później wyjmowanych z organizmu Amerykanie pracują nad degradowalnymi zadziorami, które zachowują właściwości czepne tylko przez jakiś czas.
  19. Jednym z mechanizmów, jakie Google dodał do Androida 4.2, było sprawdzanie instalowanych aplikacji pod kątem obecności w nich szkodliwego oprogramowania. Oprogramowanie porównuje program z bazą danych Google'a. Niestety, przeprowadzone testy wykazały, że mechanizm ten jest niezwykle zawodny. Xuxian Jiang z NC State University zainstalował na tabletach Nexus 10 z Androidem 4.2 aż 1280 próbek złośliwego kodu pochodzących z Android Malware Genome Project. Jedynie 193 z nich zostały wykryte jako kod stanowiący zagrożenie. Co więcej uczony porównał też na przypadkowo wybranej próbce malware'u możliwości mechanizmu Google'a z 10 różnymi aplikacjami antywirusowymi, które były oceniane przez Virus Total. Efektywność wykrywania zagrożeń przez oprogramowanie antywirusowe wahała się od 51 do 100 procent. W przypadku mechanizmu Google'a efektywność wyniosła jedynie 20,4%. Warto przypomnieć, że od września bieżącego roku Virus Total należy do Google'a. Słabość mechanizmu oferowanego przez Google'a leży prawdopodobnie w fakcie, że weryfikacja dokonywana jest po stronie serwera, a nie na urządzeniu klienckim, przez co nie jest on wyposażony w żadne mechanizmy badania aplikacji. Cały mechanizm polega na sprawdzeniu wartości SHA1 oraz nazwy weryfikowanego oprogramowania.
  20. Wiele osób wyprowadza się z wiejskich obszarów Amazonii do przeżywających boom miast. Wyludnienie, w połączeniu z rozrastającą się siecią dróg i przybierającą na sile suszą, sprawia, że wybucha więcej pożarów (są one potężniejsze i - niekontrolowane - niszczą olbrzymie tereny). Kolejne badania sugerują, że zmiana wykorzystania ziemi, której towarzyszą inne czynniki, np. przekształcenie klimatu, napędza coraz bardziej destrukcyjne pożary w różnych rejonach naszego globu. Studium dotyczące peruwiańskiej Amazonii jest ostatnim z nich. Większość pożarów w peruwiańskiej Amazonii wzniecają ludzie, którzy próbują się pozbyć drzewek z pastwisk czy użyźnić glebę. Tzw. system żarowy nie był w ostatnich dziesięcioleciach zbyt dobrze oceniany, bo prowadził do masywnej erozji i uwalniania węgla. Ponieważ wiele pól opuszczono, a niektóre są uprawiane tylko dorywczo, gdy właściciel wraca z miasta, naukowcy sądzili, że liczba pożarów się zmniejszy. Okazało się jednak, że jest dokładnie na odwrót. Gdy wokół znajduje się mniej osób, które mogłyby kontrolować ogień, a ugory przejmują w posiadanie łatwo palne drzewka i trawy, wybucha więcej pożarów. Rozprzestrzeniają się one swobodnie, pochłaniając nie tylko las, ale i farmy, plantacje owoców, domy czy wioski. Rolnicy są często obwiniani za wylesianie i zniszczenie środowiska, ale ich podejście do zarządzania ogniem jest dość skomplikowane - planują kiedy, jak i gdzie wypalać ziemię. Kiedy jednak pojawia się więcej ugorów i brakuje ludzi do kontrolowania sytuacji, taka kombinacja generuje wielkie pożary -przekonuje María Uriarte z Columbia University. Między 1993 a 2007 r. populacja peruwiańskiej Amazonii powiększyła się o ponad 20% do ok. 7,5 mln. Obszary miejskie rozwijają się o wiele szybciej. Napływ ludności z mniejszych miejscowości spowodował, że w pewnych prowincjach populacja wsi zmniejszyła się nawet o 60%. Podobny trend można zaobserwować w brazylijskiej Amazonii, ten sam los czeka inne państwa basenu Amazonki. Z rosnących w siłę miast wychodzi coraz więcej dróg, którymi da się dotrzeć do niedostępnych wcześniej rejonów. Dodatkowo w 2005 i 2010 roku Amazonia ucierpiała wskutek suszy (do tej pory sądzono, że takie zdarzenia mają miejsce raz na 100 lat). Ponieważ już wcześniej po wykarczowaniu wilgotnych lasów ziemia stała się łatwiej palna, susza tylko dopełniła dzieła - jak szacują ekolodzy, przed 7 laty w samym brazylijskim stanie Acre i wokół miasta Pucallpa we wschodnim Peru spłonęło przez to 800 tys. akrów. Zeszłoroczne badania zespołu z Columbia University wykazały, że susze mają związek z fluktuacjami temperatury nad Oceanem Atlantyckim. Niektóre modele przewidują, że zjawisko przybierze na sile, gdy klimat się ociepli. Wielkie susze można podobno przewidzieć, analizując temperaturę powierzchni wody. Aby ocenić częstotliwość i przyczyny niekontrolowanych pożarów, naukowcy sięgnęli po dane klimatyczne z regionu i techniki teledetekcyjne. Prowadzili też wywiady z rolnikami z okolic Pucallpy. Okazało się, że susza i bliskość dróg korelowały z nasileniem pożarów. Te stawały się jednak najsilniejsze i najczęstsze w rejonach z największym wyludnieniem. Autorzy raportu z PNAS podkreślają, że poza obserwacją zjawisk nad Atlantykiem pomocne może się okazać to, co dzieje się w samej Amazonii - spore połacie przeznacza się teraz pod uprawę niepalącego się zbyt łatwo olejowca gwinejskiego. Plantacje powstają najczęściej po wykarczowaniu lasu, a nie na terenie opuszczonych farm, ale naukowcy mają nadzieję, że problem rozwiążą odpowiednie uregulowania prawne.
  21. IBM informuje o dokonaniu ważnego przełomu na polu krzemowej nanofotoniki. Inżynierowie koncernu jako pierwsi na świecie zintegrowali na jednym kawałku różne podzespoły optyczne z obwodami elektrycznymi, wykorzystując przy tym technologie produkcyjne o rozdzielczości mniejszej niż 100 nanometrów. To pozwoli nam na wprowadzenie krzemowej nanofotoniki do fabryk i będzie miało olbrzymi wpływ na wiele różnych dziedzin życia - mówi doktor John E. Kelly, jeden z wiceprezesów IBM Research. Światło stosowane jest obecnie do przesyłania danych na duże odległości, jednak specjaliści z wielu firm poszukują technologii, która umożliwiłaby zastosowanie impulsów światła wewnątrz komputerów. Obecnie za transport danych zarówno w domowych pecetach, laptopach jak i serwerach odpowiadają znacznie wolniejsze impulsy elektryczne. Teraz specjaliści IBM-a pokazali, że krzemowa nanofotonika może trafić do komputerów. Zapewniają, że wystarczy standardową 90-nanometrową linię produkcyjną CMOS wzbogacić kilkoma nowymi urządzeniami, a będziemy mogli umieszać na pojedynczym krzemowym układzie liczne urządzenia do zwielokrotniania sygnałów świetlnych (WDM - Wavelength Division Multiplexing), modulatory i czujniki zintegrowane z obwodami elektrycznymi.
  22. Po porodzie kobiety mniej przejmują się zagrożeniami niezwiązanymi z dzieckiem. Zmiana w obwodach neuroendokrynnych pomaga świeżo upieczonym matkom przystosować się do stresów nowej sytuacji - opieki nad noworodkiem. Gdy w ramach studium kobietom pokazywano zdjęcia o nieprzyjemnej treści, w porównaniu do osób bezdzietnych, u pań, które rodziły, występowała mniejsza aktywność ciała migdałowatego, a więc części mózgu odpowiedzialnej za kontrolę reakcji emocjonalnej. Kobiety te wspominały również o słabszym zdenerwowaniu. Okazało się, że gdy bezdzietnym kobietom podano donosowo oksytocynę, skany ich mózgu przypominały obrazy uzyskane podczas funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) matek. Badane wspominały też o lżejszym stresie podczas oglądania zdjęć. Podczas gdy wcześniejsze studia demonstrowały większą wrażliwość matek na zagrożenia związane z dzieckiem, w raporcie opublikowanym na łamach Social Cognitive and Affective Neuroscience po raz pierwszy wykazano, że świeżo upieczone matki są z kolei mniej wrażliwe na stresy niemające związku z dzieckiem. Wydaje się, że u podłoża zaobserwowanych zmian leży zwiększone wydzielane oksytocyny w czasie i po porodzie. Naukowcy nie mają jednak pojęcia, jak wygląda dokładny mechanizm jej oddziaływania. W eksperymencie Heather Rupp z Indiana University wzięło udział 29 kobiet po porodzie i 30 bezdzietnych pań; średnia wieku wynosiła 27 lat. W ramach podwójnie ślepego schematu ochotniczki przydzielono do grupy zażywającej placebo albo stosującej sprej z oksytocyną (ani badane, ani naukowcy nie wiedzieli, kto trafił do jakiej grupy). Akademicy przeprowadzali fMRI, badali poziom hormonu stresu kortyzolu w moczu, dawali też badanym do wypełnienia kwestionariusz. Ponieważ kobiety z dziećmi rodziły 1-6 miesięcy przed eksperymentem, nie wiadomo, jak długo zmniejszona reakcja na stres się utrzymuje.
  23. Profesor Rob Dwyer-Joyce z University of Sheffield opracował sposób na wykorzystanie ultradźwięków do sprawdzania efektywności pracy tłoków w cylindrach. Bardzo pilną sprawą jest poprawienie sprawności energetycznej silników samochodowych - mówi uczony. Nasza metoda pozwoli producentom silników precyzyjnie określić ilość smaru i upewnić się, że jest ona optymalnie dobrana do indywidualnego silnika. Obecnie, by upewnić się, że nie dojdzie do uszkodzeń, producenci wolą dać zbyt dużo lubrykantu - dodaje. Jako, że cylindry poruszają się w szczelnie zamkniętej obudowie, badanie ich pracy nie jest proste. Producenci samochodów stosują przybliżone obliczenia, mające wykazać, jak należy nasmarować tłoki. Jednak wzory te nie oddają wszystkiego, co dzieje się w samochodzie podczas jazdy. Naukowcy z Sheffield badali smarowanie cylindrów emitując ultradźwięki z czujników umieszczonych na obudowie silnika. Sygnał odbijał się od tłoków, dzięki czemu można było go zmierzyć. W projekcie biorą też udział uczeni w uniwersytetów w Loughborough i Cranfield oraz przedstawiciele przemysłu samochodowego. W jego ramach badana jest dynamika oddziaływać tłok-cylinder, opracowywane są nowe urządzenia do produkcji silników czy czujniki do bezpośredniego pomiaru tarcia. Nasz system może zapewnić znaczne oszczędności w silnikach samochodowych, ale może znaleźć też zastosowanie w większych silnikach diesla, np. takich, z jakich korzystają okręty, które zużywają nawet tonę paliwa dziennie - mówi Dwyer-Joyce.
  24. Inżynierowie z MIT-u wyprodukowali najmniejszy tranzystor uzyskany z arsenku galu. Tym samym dowiedli, że materiał ten może w niedalekiej przyszłości zastąpić krzem w roli głównego półprzewodnika uzywanego w elektronice. Tranzystor został wykonany w technologii 22 nanometrów, a zatem jest tych samych rozmiarów, co tranzystory w najnowocześniejszych procesorach. Wydajność układów scalonych ciągle rośnie. Jest to możliwe dzięki postępującej miniaturyzacji. Im mniejsze tranzystory, tym więcej można ich zmieścić w procesorze, dzięki czemu będzie on szybciej działał. Jednak miniaturyzacja ma też i wady. Mniejsze tranzystory mają mniejsze możliwości wzmacniania sygnału, co zmniejsza tempo pracy układu. Uczeni, zdając sobie z tego sprawę, od dawna poszukują półprzewodników o lepszych właściwościach niż krzem. Jednym z nich jest właśnie arsenek galu, wykorzystywany już w komunikacji światłowodowej czy radarach. Jednak pomimo znacznych postępów dokonanych na polu technik produkcji, które pozwalały na wytwarzanie z arsenku galu tranzystorów podobnych do krzemowych, nikomu nie udało się odpowiednio zminiaturozywać takiego tranzystora. Dokonał tego dopiero profesor Jesús de Alamo oraz jego współpracownicy, profesor Dimitri Antoniadis i student Jianqian Lin. Właśnie udowodnili, że możliwe jest wybudowanie z arsenku galu tranzystora MOSFET [to podstawowa obecnie technologia produkcji tranzystorów i obwodów - red.], którego wielkość liczona jest w nanometrach. Teraz Alamo i jego zespół rozpoczną prace nad dalszym polepszeniem właściwości elektrycznych tranzystora, a kiedy im się to uda, będą go nadal miniaturyzowali. Ich celem jest wyprodukowanie tranzystora o długości bramki poniżej 10 nanometrów. Matthias Passlack z TSMC, największego na świecie producenta półprzewodników podkreśla, że Alamo dokonał przełomu. On i jego zespół eksperymentalnie dowiedli, że w tak małej skali arsenek galu ma lepsze właściwości niż krzem. Ta pionierska praca ułatwi prace badawczo-rozwojowe nad stworzeniem kompatybilnych z CMOS technologii, w których zostaną wykorzystane pierwiastki z III-V grupy układu okresowego.
  25. Dr Jaime Awe, dyrektor Instytutu Archeologii Belize, złożył w imieniu swojego państwa w sądzie federalnym stanu Illinois pozew przeciwko firmom związanym z produkcją i dystrybucją "Indiany Jonesa i Królestwa Kryształowej Czaszki". Lucasfilm, Disney i Paramount Pictures miałyby czerpać profity z wykorzystywania repliki przypominającej artefakt skradziony z Belize kilkadziesiąt lat temu. Jest o co walczyć, bo obraz zarobił brutto ok. 786 mln dolarów. Awe domaga się zwrotu kryształowej czaszki od spadkobiercy rodziny łowców skarbów, państwa Mitchell-Hedges. Archeolog twierdzi, że w 1924 r. adoptowana córka Fredericka Alberta Mitchella-Hedgesa Anna znalazła kryształową czaszkę w Lubaantun w Hondurasie Brytyjskim (dzisiejszym Belize). Miała się ona znajdować pod zawalonym ołtarzem. Ponoć kobieta ujawniła ten fakt w dokumencie wyemitowanym w 2008 r. przez SciFi Channel. Od ok. 1930 r. czaszka krążyła ponoć między Starym a Nowym Światem, a rodzina zarabiała na jej wykorzystywaniu i wystawianiu na widok publiczny. Wg pozwu, w filmie sprzed 4 lat wykorzystano replikę przypominająca czaszkę Mitchellów-Hedgesów. Problem w tym, że zamiast o Belize (czy o Hondurasie Brytyjskim) mówi się tam o Peru, a dziedzictwo przypisuje niezidentyfikowanemu rdzennemu ludowi z Ameryki Środkowej. Lucasfilm nigdy nie prosił o ani tym bardziej nie uzyskał pozwolenia na wykorzystanie czaszki Mitchellów lub podobieństwa do niej w produkcji. [...] Do tej pory Belize nie miało udziału w zyskach ze sprzedaży filmu lub praw do niego. Autor pozwu zauważa, że w 1924 r., krótko przed odkryciem przez Annę czaszki, weszła w życie Ordynacja Starożytnych Pomników i Zabytków, która stwarzała ramy dla prowadzenia wykopalisk archeologicznych. Jeśli dany zabytek podlegał jurysdykcji państwa, nie wolno tam było pracować bez pozwolenia władz. Mitchellowie nie zdobyli pozwolenia na badania w ruinach majańskiego miasta Lubaantun. Ordynacja Starożytności z 1928 r. całkowicie zakazywała wywożenia artefaktów bez zgody państwa. Ani Frederic, ani Anna nie uzyskali jej przed transportem czaszki do USA w 1930 r. Jak czytamy dalej, powód - Belize - ma prawa do czaszki, a zabierając ją za granicę, rodzina poszukiwaczy skarbów pogwałciła prawo. Ojciec i córka odmawiali zwrócenia artefaktu prawowitemu właścicielowi, podobnie zresztą jak obecnie mąż zmarłej Anny William Homann. Tymczasem czaszka Mitchellów-Hedgesów i inne znane kryształowe czaszki to symbole Belize oraz kultury tego państwa. Belizeńczyków reprezentuje pełnomocnik Adam S. Tracy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...