Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Przed dwoma dniami Nissan przeprowadził pierwszy test autonomicznego pojazdu Nissan Leaf na drodze publicznej. To krok milowy dla firmy, która chce do 2020 roku rozpocząć sprzedaż autonomicznych samochodów. Test przeprowadzono we współpracy z rządem prefektury Kanagawa. W kabinie samochodu, który jechał autostradą Sagami, siedzieli wiceprzewodniczący Nissana Toshiyuki Shiga oraz gubernator Kanagawy Yuji Kuroiwa. Myślę, że jesteśmy bardzo blisko wyprodukowania w pełni autonomicznego samochodu. Wjechaliśmy na autostradę, wyprzedzaliśmy wolniejsze samochody i zjechaliśmy z autostrady. Wszystko w trybie autonomicznym - mówi Shiga. Samochód wjechał na autostradę z prędkością 40 km/h i poruszał się po niej z prędkością 80 km/h. « powrót do artykułu
  2. Nad bonobo, jednym z najbliższych krewnych człowieka, wisi większe niebezpieczeństwo niż dotychczas sądzono. Najszerzej zakrojone badania dotyczące zasięgu występowania bonobo wykazały, że wskutek fragmentacji lasów i ludzkiej aktywności bonobo mogą mieszkać jedynie na 28% obszaru swojego występowania. O tym, że zwierzęta te, zwane też szympansami karłowatymi, są zagrożono, wiadomo nie od dzisiaj. Wcześniej jednak nie zdawano sobie sytuacji, jak zła jest sytuacja. Bonobo, w przeciwieństwie do szympansów, są niezwykle łagodnymi spokojnymi zwierzętami. Różnice w usposobieniu obu blisko spokrewnionych gatunóków i przyczyny leżące u ich podstaw opisywaliśmy już wcześniej. Naukowcy z amerykańskich, japońskich, brytyjskich i niemieckich uczelni oraz instytutów badawczych, we współpracy z m.in. z WWF-em oraz afrykańskimi organizacjami społecznymi i urzędami, przeprowadzili badania terenowe, podczas których liczyli gniazda bonobo i wykorzystali rozmieszczane w lasach aparaty fotograficzne. Bonobo unikają miejsc uczęszczanych przez ludzi oraz pofragmentowanych połaci lasu. Najnowsze badania wykazały, że tam, gdzie mieszkają bonobo tylko 28% terenów spełnia warunki konieczne do występowania tych zwierząt. Wyniki jasno wskazują, że działalność człowieka zmniejsza habitat bonobo. Pomoże nam to w zidentyfikowaniu obszarów, które powinny być chronione - mówi doktor Jena R. Hickey z Cornell University i University of Georgia. Jeśli chcemy, by bonobo przetrwały kolejne 100 lat lub dłużej, to musimy zrozumieć zasięg ich występowania oraz czynniki decydujące o tym, gdzie mieszkają, dzięki czemu będziemy mogli efektywnie je chronić. Bonobo to najmniej poznane z wielkich małp Afryki, więc obecne badania są niezbędne do lepszego zrozumienia tych pięknych charyzmatycznych zwierząt - dodaje Ashley Vosper z Wildlife Conseveation Society. Bonobo żyją w złożonych matriarchalnych społecznościach. Obecnie występują wyłącznie w nizinnych lasach Demokratycznej Republiki Kongo. Uczeni zebrali dane z różnych studiów z lat 2003-2010 i na ich podstawie stwierdzili występowania 2364 "bloków gniazdowania" bonobo. "Blok gniazdowania" to obszar o powierzchni 1 hektara, w którym znajduje się co najmniej 1 gniazdo bonobo. Następnie sprawdzono warunki, w jakich gniazda występują (rodzaj lasu, gleby, klimat, stosunki wodne) oraz wpływ człowieka na okollicę (np. odległość od dróg, pól uprawnych, tempo wycinki lasu itp.). Na tej podstawie stworzono model przestrzenny najważniejszych warunków koniecznych do osiedlenia się bonobo. Okazało się, że najważniejsza jed odległość od obszarów uprawnych. Ze wspomnianych 28% obszarów, które nadają się do zamieszkania przez bonobo jedynie 27,5% znajduje się na terenach chronionych. « powrót do artykułu
  3. By rozprzestrzenić zarodniki, grzyby tworzą własną pogodę. Dotąd uważano, że grzyby są pasywne - po prostu uwalniają spory i czekają, aż całą pracę wykonają za nie prądy powietrzne. Najnowsze badania wykazały jednak, że potrafią rozprowadzić zarodniki na dużym obszarze również przy bezwietrznej pogodzie. Ich tajemnicę rozszyfrowali stosujący szybką kamerę oraz modelowanie matematyczne naukowcy z Trinity College. Amerykanie badali boczniaki oraz twardziaki japońskie (Lentinula edodes), znane lepiej pod nazwą grzyby shiitake. Zauważyli, że uwalniają one parę wodną, która ochładza powietrze w ich pobliżu, tworząc prądy konwekcyjne. Dzięki temu tworzą się miniaturowe wiatry, które unoszą zarodniki w siną dal. Nasze badania pokazują, że te 'maszyny' [grzyby] są bardziej złożone [niż do tej pory sądzono]: kontrolują lokalne środowisko i generują wiatry tam, gdzie naturalnie nie występowały. To niesamowite, ale grzyby są genialnymi inżynierami - podkreśla prof. Emilie Dressaire. Akademicy podejrzewają, że ten sam mechanizm jest wykorzystywany przez wszystkie grzyby owocnikowe. Wyniki ich studiów zaprezentowano na dorocznej konferencji Oddziału Dynamiki Płynów Amerykańskiego Towarzystwa Fizycznego w Pittsburghu. « powrót do artykułu
  4. Gdy są przyjmowane w maksymalnych zalecanych dawkach, niektóre rozpuszczalne środki przeciwbólowe prowadzą do przekroczenia norm dziennego spożycia sodu dla dorosłych. Autorzy artykułu opublikowanego w BMJ przyjrzeli się skutkom przyjmowania tych leków w próbie 1,2 mln brytyjskich pacjentów. Średnio ich losy śledzono przez nieco ponad 7 lat. Studium dotyczyło okresu między 1987 a 2010 r. W tym czasie odnotowano ponad 61 tys. zdarzeń sercowo-naczyniowych. W porównaniu do osób, które zażywały te same leki bez sodu (a konkretnie bez wodorowęglanu sodu, który np. przyspiesza wchłanianie paracetamolu, a w przypadku kwasu acetylosalicylowego działa buforująco, zobojętniając nadmiar kwasu solnego w soku żołądkowym), chorzy, którzy regularnie przyjmowali rozpuszczalne preparaty, o 16% zwiększali ryzyko wystąpienia zawału, udaru lub zgonu z przyczyn naczyniowych. Naukowcy stwierdzili także, że dochodziło u nich do 7-krotnego wzrostu prawdopodobieństwa rozwoju nadciśnienia. Analizując dane, zespół wziął poprawkę na potencjalnie istotne czynniki, w tym wskaźnik masy ciała (BMI), palenie, picie alkoholu, historię chorób przewlekłych oraz inne zażywane leki. Akademicy z Uniwersytetu w Dundee oraz Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego przyglądali się 24 środkom musującym, w tym przeciwbólowym (paracetamolowi i aspirynie) oraz suplementom. Zawierały one od 3 do 18 mmol sodu (69-414 mg). W Wielkiej Brytanii zalecana dzienna dawka sodu wynosi 104 mmol, tymczasem osoba, która przyjmuje maksymalną dopuszczalną liczbę musujących tabletek paracetamolu na dobę (8), spożywa w ten sposób aż 148,8 mmol Na. Jeśli doda się do tego sód pochodzący z diety, bywa, że przekroczenie norm dla sodu okazuje się naprawdę spore. « powrót do artykułu
  5. Nie potwierdziły się przypuszczenia izraelskich naukowców, którzy sugerowali, że twórca lub twórcy bitcoina, ukrywający się pod nazwiskiem Satoshi Nakamoto, mógł finansować powstanie czarnorynkowego targu Silk Road. Adi Shamir i Dorit Ron z Instytutu Weizmanna badali przepływy bitcoinów na Silk Road i wpadli na trop konta, z którego na początku działalności bitcoinów przelano na konto twórcy Silk Road 1000 bitcoinów o ówczesnej wartości 60 000 USD. Jako, że wczesne konta bitcointów były prawdopodobnie kontrolowane przez Nakamoto, eksperci uznali, że twórcy bitcoinów mogli finansować Silk Road. Dustin Trammell, ekspert ds. bezpieczeństwa, który jest dyrektorem firmy ExploitHub zajmującej się sprzedażą informacji o dziurach w zabezpieczeniach, poinformował, że to on jest właścicielem konta, z którego przelano wspomnianą sumę. Mam nadzieję, że to kończy obecne i przyszłe spekulacje dotyczące czy jestem czy też nie jestem Satoshi Nakamoto i czy brałem udział w tworzeniu Silk Road. Nie, nie jestem Nakamoto i nie jestem zaangażowany w Silk Road - poinformował na swoim blogu. Trammell wyjaśnia, że za pośrednictwem Silk Road przesłał 1000 bitcoinów na Mt. Gox, tokijską giełdę bitcoinów. Shamir i Ron bronią swojej pracy mówiąc, że podkreślali, iż nie mają dowodów, a jednie przypuszczenia. Podkreślają, że ich analizy zostały wykonane zgodnie z wszelkimi zasadmi sztuki, a jeden paragraf został nagłośniony przez media, które nadały mu własne znaczenie i uczyniły z pobocznej kwestii główny temat. Shamir dodał też, że miłośnicy bitcoinów nie lubią analiz, które są niezgodne z ich poglądami. « powrót do artykułu
  6. Japońska firma Sinfonia Technology wyprodukowała niewielkiego robota, który samodzielnie porusza się po panelach słonecznych i je czyści. Urządzenie powstało z myślą o wielkich farmach słonecznych. Robot jest zasilany bateriami, czyści panele za pomocą obrotowej szczotki i wycieraczki wykorzystując przy tym wodę, którą spryskuje powierzchnię urządzeń. Urządzenie zostało wyposażone w kamerę i liczne czujniki. Swobodnie porusza się po powierzchni paneli i może wyczyścić 100 metrów kwadratowych na godzinę. Robot jest w stanie jeździć po powierzchniach nachylonych pod kątem 5-30 stopni, a jeśli panele są mokre - np. po deszczu - to niestraszne mu nachylenie do 20 stopni. To nie wszystkie jego zalety. Robot może podróżować pomiędzy panelami, które dzieli odległość do 50 centymetrów i radzi sobie z różnicami w pionie dochodzącymi do 30 centymetrów. Urządzenie wyposażono w moduł transmisji danych, co pozwala na bieżąco sprawdzać jego status (np. poziom naładowania baterii czy ilość wody w zbiorniku). Gdy bateria jest bliska wyczerpania, robot zatrzymuje się w najniższym punkcie właśnie czyszczonego panelu. Po wymianie baterii rozpoczyna pracę tam, gdzie skończył. Sinfonia Technology twierdzi, że w przypadku dużych farm słonecznych kurz, piasek czy ptasie odchody mogą zmniejszyć produkcję energii aż o 5%, co oznacza straty w wysokości około 10 000 USD rocznie na każdy 1 megawat mocy elektrowni. « powrót do artykułu
  7. Chińskie władze zapowiadają, że na początku grudnia wyślą na Księżyc łazik. Wykonano już fotografie potrzebne do wybrania miejsca lądowania. W 2007 roku Chiny wysłały na orbitę Księżyca swój pierwszy pojazd - Chang'e. Został on nazwany od imienia bogini Księżyca. Wkrótce na powierzchni ziemskiego satelity wyląduje Yutu. To imię nefrytowego królika, który jest maskotką Chang'e. Misja Chang'e Trzy wymaga udoskonalenia wielu kluczowych technologii. Będziemy mieli do czynienia z wieloma poważnymi wyzwaniami technologicznymi i dużym ryzykiem - powiedział Wu Zhijan, rzecznik prasowy Krajowej Administracji Nauki, Technologii i Przemysłu Obronnego. Dodał, że jednocześnie Chiny przetestują technologie potrzebne do głębokiej eksploracji kosmosu. Mimo, że w dziedzinie podboju kosmosu Chiny, w porównaniu do USA i Rosji mają kilkadziesiąt lat opóźnienia, to Państwo Środka szybko nadrabia zaległości. W czerwcu z powodzeniem ukończyły kolejną misję załogową, w ramach której trzyosobowy zespół spędził 15 dni na orbicie i przeprowadził dokowanie do eksperymentalnego laboratorium kosmicznego. Chiny chcą do 2020 roku wybudować własną stację kosmiczną. Pierwsze udane lądowanie próbnika na Księżycu przeprowadził Związek Radziecki. Urządzenie Luna 9 trafiło na Srebrny Glob 3 lutego 1966 roku. Cztery miesiące później wylądował próbnik USA, Surveyor 1. Natomiast pierwszy łazik, czyli urządzenie, które przemieszczało się po powierzchni Księżyca, trafił tam w październiku 1970 roku. Był nim radziecki Łunochod 1. Amerykanie nie próbowali wysyłać samodzielnych łazików na Księżyc. W trzech ostatnich misjach Apollo udział brały pojazdy Lunar Roving Vehicle, które mogły wozić astronautów i wyposażenie. W najbliższej przyszłości własny łazik na Księżyc chcą wysłać też Indie. NASA rozwija zaś pojazdy ATHLETE, które mają zarówno jeździć jak i kroczyć po powierzchni Księżyca. Niezwykle interesującym projektem jest też rozwijany przez NASA Space Exploration Vehicle (SEV). To łazik zawierający kabinę dla załogi z toaletą i prysznicem. W kabinie dwóch astronautów może mieszkać przez 2 tygodnie. W sytuacji awaryjnej mogą się w nim schronić cztery osoby, a wewnątrz można przebywać bez kombinezonów. Do SEV można będzie dołączyć różne urządzenia, takie jak dźwig czy koparka. Moduł mieszkalny SEV może być też częścią niewielkiego pojazdu latającego, służącego serwisowaniu sztucznych satelitów czy badaniu asteroid.
  8. Młode płomykówki zwyczajne (Tyto alba) rozpoznają zawołania swojego rodzeństwa. Zamiast agresywnie rywalizować o jedzenie, pisklęta tych ptaków negocjują, wyrażając własne zdanie. Biolodzy z Uniwersytetu w Lozannie odkryli, że sówki mają wysoce zindywidualizowane sygnały. Wg nich, pozwala to komunikować potrzeby i tożsamość. W ramach wcześniejszych badań wykazano, że gdy rodzice szukają pożywienia, sówki anonsują rodzeństwu, że są głodne. Sygnał akustyczny ma odstraszyć [czy zniechęcić] innych do wokalizowania i rywalizowania o pokarm po powrocie rodziców. Jeśli nie ma zgody, zawsze bez uciekania się do przemocy, ptaki mogą zwiększać po trochu intensywność sygnału do momentu, aż mniej głodne pisklęta ostatecznie wycofają się z rozgrywki - wyjaśnia dr Amelie Dreiss. Chcąc dokładniej przyjrzeć się temu procesowi, naukowcy badali dzikie płomykówki mieszkające w budkach lęgowych w zachodniej Szwajcarii. Analizując nagrania, stwierdzili, że pod nieobecność rodziców sówka emituje w ciągu nocy do 5000 zawołań. Biorąc pod uwagę fakt, że wydawanie dźwięków jest kosztowne energetycznie, mało prawdopodobne, by były to "fałszywe alarmy". Zespół dr Dreiss zaangażował do przesłuchania nagrań studentów, którzy nawet bez aparatury potrafili odróżnić od siebie pisklęta. Dalsza analiza głosów ujawniła, że różniły się one w zależności od rodziny sów, wieku, płci oraz nasilenia głodu. Jeden z komponentów zawołania jest wrażliwy na deprywację pokarmową i może być sygnałem potrzeby, podczas gdy inne składowe wiążą się z indywidualnymi atrybutami, które nie zmieniają się z czasem. Podczas badań zademonstrowano, że pisklęta wykorzystują osobniczą sygnaturę, by rozpoznać, który ze mieszkańców gniazda jest motywowany do współzawodnictwa (dzieje się tak, mimo że większość cech wokalizacji zmienia się wraz z poziomem łaknienia). Młode okazały się łatwiej identyfikowalne, gdy odczuwały głód niż wtedy, gdy były nasycone. Sugeruje to, że tożsamość wokalna ulega uwypukleniu, kiedy korzyść z wygrania zawodów głosowych jest większa. Warto dodać, że w ramach wcześniejszych studiów jeden z członków zespołu, prof. Alexandre Roulin, zauważył, że sówki sobie nie przerywają i nasłuchują, co "mówią" inni. « powrót do artykułu
  9. Wzrastająca wielkość naczynia czy talerza inaczej wpływa na dzieci ekstra- oraz introwertywne. Naukowcy z Uniwersytetu Cornella oraz Uniwersytetu w Groningen badali dzieci w wieku 6-10 lat. Na początku śniadanie serwowali dorośli. Maluchom dawano dużą miseczkę i proszono, by powiedziały, ile płatków im nałożyć i jaką ilością mleka je zalać. Innego dnia rządziły dzieci. Dawano im do dyspozycji duże lub małe naczynie, do którego można było nałożyć dowolną ilość jedzenia. Nauczyciele i opiekunowie oceniali na skali od 1-9 stopień nasilenia ekstra- oraz introwersji każdego dziecka. Wyniki uśredniano. Ilość nałożonego przez dorosłego lub samo dziecko jedzenia mierzono dzięki zamontowanym w stołach wagom. Później porównywano wielkość porcji ekstra- oraz introwertyków. Okazało się, że w warunkach samoobsługi wielkość miseczki (wskazówka zewnętrzna) z o wiele większym prawdopodobieństwem wpływała na ekstrawertywne dzieci. Do dużego naczynia nakładały sobie o 33,1% więcej śniadania, podczas gdy u introwertyków porcja rosła wtedy zaledwie o 5,6%. Przewaga introwertywnych dzieci występowała jednak tylko podczas samodzielnego nakładania. Gdy posiłek serwowali dorośli, obie grupy składały zamówienie na większą ilość płatków w dużej misce. Koert Van Ittersum i Brian Wansink uważają, że skoro podczas samoobsługi dzieci ekstrawertywne silnie poddają się wpływowi wskazówek zewnętrznych, zapełniając duże naczynia po brzegi, lepiej, by posiłki serwowali im dorośli. Ponieważ w identycznej sytuacji introwertywne maluchy z mniejszym prawdopodobieństwem określają wielkość porcji w oparciu o samą wielkość miseczki, to by uniknąć odchylenia spowodowanego rozmiarami naczynia, rodzice powinni im pozwolić na samodzielne nakładanie pokarmów. « powrót do artykułu
  10. Psy stróżujące pomagają chronić zagrożone gatunki. Do takich wniosków doszli naukowcy z University of Kent, którzy badali rolę, jaką na południu Afryki odgrywają psy chroniące stada przed gepardami czy lampartami. Chroniąc zwierzęta hodowlane zmniejszają liczbę konfliktów pomiędzy ludźmi a dzikimi drapieżnikami. Przeprowadzone badania wykazały, że na farmach, na których pracowały psy, liczba zwierząt zabitych przez dzikie koty jest o 91% mniejsza niż na farmach, których psy nie pilnują. Dzięki temu każdy farmer zaoszczędził rocznie ponad 3000 dolarów. Naukowcy zbadali również stosunek farmerów posiadających psy do gepardów przebywających na ich terenie. Okazało się, że farmerzy tacy są znacznie bardziej tolerancyjni dla dzikich kotów i znacznie rzadziej na nie polują. Nikki Rust z Durrell Institute of Conservation and Ecology (DICE), stwierdziła, że to pierwsze badania, które wykazały, że psy stróżujące w Południowej Afryce skutecznie chronią stada przed atakami drapieżników, zarówno tak dużych jak lamparty, jak i tak małych jak szakale. Profesor Douglas Macmillan z DICE dodaje, że jednym z największych zagrożeń dla dużych drapieżników są farmerzy, którzy zabijają je z zemsty. Badania wykazały, że dzięki odpowiednio przszkolonym psom można uniknąć strat w zwierzętach hodowlanych. Jestem przekonany, że wykorzystanie psów zwiększyłoby szanse przeżycia dużych drapieżników na całym świecie. « powrót do artykułu
  11. Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) nakazała firmie 23andMe zaprzestanie sprzedaży testu genetycznego. Założona przez żonę Siergieja Brina firma, w którą Google zainwestował kilka miliardów dolarów, jest największym graczem na amerykańskim rynku. FDA poinformowała, że przedsiębiorstwo nie dostarczyło informacji dowodzących bezpieczeństwa i efektywności swoich testów. Urzędnicy martwią się o konsekwencje, jakie dla zdrowia publicznego może mieć przeprowadzanie testów, które potencjalnie mogą dawać nieprawdziwe wyniki. Profesor prawa John Conley z University of North Carolina, który wydaje pismo Genomics Law Report, zauważa, że decyzja FDA jest czymś niezwykłym. Wydaje się, że FDA jest naprawdę zirytowana. 23andMe od chwili swojego powstania w roku 2006 utrzymywała, że świadczy ogólne usługi informacyjne, a nie usługi medyczne. W ubiegłym roku zmieniła jednak zdanie i złożyła w FDA dokumenty wymagane przy sprzedaży usługi testów genetycznych. Przed kilkoma dniami Agencja poinformowała, że pomimo 14 osobistych spotkań, telekonferencji, wymiany setek e-maili oraz dziesiątków pism" firma nie dostarczyła żadnego dokumentu, który dowodziłby skuteczności sprzedawanych przez nią testów. W maju 23andMe przestała reagować na próby kontaktu ze strony FDA. Zirytowało to urzędników na tyle, że przed kilkoma dniami dali przedsiębiorstwu 15 dni na złożenie odpowiednich dokumentów. Jeśli tego nie zrobią FDA podejmie działania, do których jest uprawniona. Agencja może zająć majątek firmy czy nałożyć na nią grzywnę. W wydanym oświadczeniu 23andMe oświadczyła, że będzie współpracowała z FDA. Misha Angrist, analityk z Duke University specjalizujący się w polityce dotyczącej genetyki, mówi, że FDA strzela z armaty do wróbla i wyolbrzymia ryzyko związane z testami genetycznymi. Jego zdaniem nie jest prawdą, że kobiety, na podstawie samego tylko testu genetycznego wykonanego przez 23andMe podejmą decyzję o usunięciu piersi z powodu zwiększonego ryzyka nowotworu. W ciągu ostatnich trzech lat kilkanaście firm otrzymało pisma, w których FDA stwierdziło, że usługa testów genetycznych powinna być regulowana tak, jak sprzedaż urządzeń medycznych. Skutek tych listów był taki, że niemal wszystkie firmy albo zakończyły działalność albo zmieniły jej profil. « powrót do artykułu
  12. Dwaj Kanadyjczycy udzielili pierwszej pomocy rekinowi polarnemu (Somniosus microcephalus), który połakomił się na zbyt duży (60-cm) kawałek łosia. Do zdarzenia doszło na Nowej Fundlandii. Jako pierwszy na plaży zjawił się Derrick Chaulk, który początkowo sądził, że ma do czynienia z wyrzuconym na brzeg waleniem. Po dokładniejszym przyjrzeniu stwierdził jednak, że to żywy rekin z wystającym z pyska kawałkiem łosia. Chaulk przypuszcza, że ryba została wymyta na plażę przez pływ, gdy kąsek utknął w połowie drogi, a rekin nie mógł ani go wypluć, ani przełknąć do końca. Dołączywszy do Chaulka, Jeremy Ball zajął się wyciąganiem łosia z pyska rekina. Udało się to po kilku szarpnięciach. Później panowie wspólnymi siłami wciągnęli łakomczucha na głębsze wody. Po kilku minutach zwierzę zaczęło oddychać, a po półgodzinie, ku uciesze zgromadzonego tłumu, odpłynęło. « powrót do artykułu
  13. Podczas wykopalisk archeologicznych prowadzonych w pobliżu miejscowości Eshtaol, która znajduje się na południowy zachód od Jerozolimy, znaleziono pozostałości po liczącej sobie 6000 lat świątyni i domu mieszkalnego, którego wiek oceniono na 10 000 lat. To najstarszy budynek w tej okolicy. "Odkryliśmy budowle, z których najstarszą datujemy na początek ósmego tysiąclecia, a najmłodszą na koniec czwartego tysiąclecia przed Chrystusem - oświadczyli przedstawiciele Izraelskiej Rady Starożytności. W czasie wykopalisk dokonaliśmy wyjątkowych odkryć. Dzięki nim poznamy dzieje społeczności, która przez wieki się tutaj osiedlała. Widzimy, że na początku Epoki Brązu, 5000 lat temu, miejscowa ludność przeszła ze społeczności wiejski w miejską. Widzimy, jak osada była planowana, składały się na nią drogi i budynki, które, z punktu widzenia wielkości i sposobu wzniesienia, robią wrażenie. Widzimy tutaj jasne dowody planowej rozbudowy miasta, którą celowo kierowali liderzy społeczności, ściśle kontrolując zabudowę w centrum i pozwalając na większą swobodę na obrzeżach osady - stwierdził Amir Golani, jeden z archeologów. Najstarszy z budynków pochodzi z czasów pierwszego udomowienia roślin i zwierząt. Ktokolwiek go wzniósł dokonał znaczącej innowacji, gdyż wcześniej lokalne grupy ludzi migrowały z miejsca na miejsce w poszukiwaniu żywności. Tutaj mamy dowód na stałe osadnictwo i początek udomowienia roślin i zwierząt. Zamiast poszukiwać dzikich owiec, człowiek zaczął hodować je w pobliżu domu - oświadczyli uczeni. Budynek, który odkopaliśmy niemal w całości, przechodził liczne remonty i przeróbki, co tylko dodaje mu znaczenia - stwierdzili. W pobliżu budynku znaleziono dziewięć siekier z krzemienia i wapienia ułożonych obok siebie. Wydaje się, że siekiery, z których część była przedmiotami użytkowymi, a część przedmiotami kultu, były bardzo cenione przez właścicieli. Tak jak dzisiaj nie ruszamy się nigdzie bez telefonu komórkowego czy komputera, tak i wówczas ludzie przywiązywali wielkie znaczenie do swoich narzędzi. Wnosząc ze sposobu ułożenia siekier sądzimy, że z jakiegoś powodu właściciel celowo je porzucił - przypuszczają eksperci. Oprócz najstarszego budynku mieszkalnego odkryto też budynki sprzed 6000 lat. Natrafiono również na cześcioboczną kolumnę wysokości 1,3 metra. Jej obecność wskazuje na istnienie świątyni. « powrót do artykułu
  14. Przedwczesny poród uruchamia w istocie białej mózgu procesy, które mogą zwiększać ryzyko wystąpienia problemów behawioralnych (impulsywności, autyzmu czy ADHD) na późniejszych etapach życia. Zespół doktora Stefana Blümla ze Szpitala Dziecięcego w Los Angeles koncentrował się głównie na substancji białej, która tworzy szlaki łączące obszary kory i pozakorowe. Amerykanie posłużyli się spektroskopią magnetycznego rezonansu jądrowego (ang. magnetic resonance spectroscopy, MRS). Stężenia pewnych substancji związanych z dojrzałą istotą białą i szarą porówywano u 51 dzieci urodzonych w terminie i 30 wcześniaków. O ile wyniki badania rezonansem magnetycznym (MRI) wcześniaków nie dawały powodów do obaw (plasowały się w normie), o tyle MRS wskazywało na znaczące różnice w biochemicznym dojrzewaniu istoty białej. Dochodziło do zaburzenia czasowania i synchronizacji dojrzewania substancji białej i szarej. Rozwój istoty białej rozpoczynał się wcześnie i nie zgrywał się z istotą szarą - wyjaśnia Blüml. Oś czasowa zdarzeń może się zaburzać [...] z powodu istotnych przełączników fizjologicznych działających przy porodzie oraz stymulujących zdarzeń, które występują bez względu na dojrzałość noworodka. Najbardziej oczywistą zmianą jest ilość tlenu przenoszonego przez krew. Do mózgu płodu dociera go dość mało. W toku ewolucji nasze mózgi nauczyły się optymalizować rozwój w niskotlenowym środowisku, po narodzinach są one jednak szybko wystawiane na oddziaływanie o wiele wyższych dawek O2. Taka zmiana może być czymś, na co niedojrzałe mózgi nie są gotowe. Mimo tych wszystkich niedogodności mózg wcześniaka nadal może polegać na plastyczności, dzięki której dobrze reaguje na interwencje terapeutyczne. « powrót do artykułu
  15. Podczas wykopalisk prowadzonych w Lumbini, miejscu narodzenia Buddy, archeolodzy odkryli pozostałości najstarszej kapliczki buddyjskiej świata. Na pochodzącą z VI w. p.n.e. strukturę z belek natrafiono pod dzisiejszą Świątynią Mai Devi. Wydaje się, że w kapliczce rosło drzewo. To dość oczywiste nawiązanie do historii narodzin Buddy - wydając go na świat, matka uchwyciła się bowiem gałęzi śala (damrzyka mocnego). Wg autorów artykułu z pisma Antiquity, odkrycie może pomóc w ustaleniu, kiedy żył Budda. Choć wiele pism traktuje o jego żywocie i nauce, data narodzin pozostaje owiana tajemnicą (niektórzy specjaliści wspominają nawet o 623 r. p.n.e., ale większość historyków uważa, że bardziej realistyczny jest przedział 390-340 p.n.e.). Dotąd najstarsze buddyjskie struktury w Lumbini były datowane na najwcześniej III w. p.n.e., czyli na okres panowania Aśoki, władcy indyjskiego imperium Maurjów. Kopiąc w samym sercu Maya Devi, archeolodzy natknęli się na konstrukcję z belek z niezadaszonym centrum. Ceglane świątynie, które później budowano na wyższych poziomach, także organizowano wokół tej przestrzeni. By określić wiek znaleziska, naukowcy sięgnęli po węgiel drzewny oraz ziarna piasku. Posłużyli się datowaniem radiowęglowym oraz optycznie stymulowaną luminescencją (ang. optically stimulated luminescence, OSL). Prace były sponsorowane przez UNESCO. Niezbędnego wsparcia udzieliło Stowarzyszenie National Geographic. Miejmy nadzieję, że odkrycie korzystnie wpłynie na ochronę tego świętego dla buddystów miejsca, które padło ofiarą zaniedbania mimo wpisania na Listę Światowego Dziedzictwa. Ram Kumar Shrestha, nepalski minister kultury, twierdzi, że jego rząd nie będzie szczędzić starań w tym zakresie.
  16. Supernowa po eksplozji świeci przez kilka tygodni lub miesięcy. Jednak pozostałości po eksplozji świecą przez setki lub tysiące lat. Naukowcy od dłuższego czasu zastanawiali się, co powoduje, że świecą tak długo. Teraz astronomowie odkryli, że - przynajmniej w przypadku supernowej Tycho - za podgrzewanie pozostałości supernowej i wymuszanie w ten sposób emisji promieni X odpowiada wsteczna fala uderzeniowa. Rozchodzi się ona z prędkością 1000 Mach, czyli tysiąc razy większą z prędkością dźwięku. Bez wstecznej fali uderzeniowej nie moglibyśmy badać pozostałości dawnych supernowych - mówi Hiroya Yamaguchi z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics (CfA). Eksperci wiedzą, że Tych była supernową typu Ia. Podczas eksplozji materiał gwiazdy został wyrzucony z prędkością ponad 5000 km/s. Gdy materiał ten uderzył w gaz wypełniający przestrzeń międzygwiezdną doprowadził do powstania fali uderzeniowej. Wciąż podróżuje ona z prędkością 300 Mach. Powstała wówczas również wsteczna fala uderzeniowa, która przesuwa się w odwrotnym kierunku z prędkością 1000 Mach. To jak fala świateł stopu, wędrująca po autostradzie w kierunku przeciwnym do kierunku ruchu gdy droga jest zablokowana - mówi Randall Smith z CfA. Ta wsteczna fala uderzeniowa rozgrzewa pozostałości supernowej wymuszając radiację promieni X. Dzięki wstecznej fali uderzeniowej możemy badać supernową Tycho - mówi Smith. « powrót do artykułu
  17. W największym i najbardziej pogłębionym jak do tej pory studium żalu dotyczącego aktywności seksualnej naukowcy stwierdzili, że mężczyźni z większym prawdopodobieństwem żałują niezrobienia czegoś, a kobiety przejmują się raczej przypadkowym seksem. Prof. Martie Haselton z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles uważa, że da się to wyjaśnić różnicami w zakresie presji ewolucyjnych. Dla mężczyzn każda przepuszczona okazja do seksu z nową partnerką to potencjalnie umykająca okazja do rozmnażania - kosztowna strata z perspektywy ewolucyjnej. W przypadku kobiet reprodukcja wymaga jednak o wiele większej inwestycji w każde dziecko, włączając w to 9-miesięczną ciążę oraz dodatkowo okres 2-letniego karmienia piersią. Konsekwencje przypadkowego seksu są znacznie większe dla kobiet niż dla mężczyzn i to prawdopodobnie kształtuje emocjonalne reakcje na romans nawet dziś. David Buss, psycholog ewolucyjny z Uniwersytetu Tekasńskiego w Austin, podkreśla, że wcześniejsze badania koncentrowały się przede wszystkim na roli pociągu w podejmowaniu decyzji seksualnych, tymczasem żal może być wysoce funkcjonalny, sprzyjając adaptacyjnym wyborom. Amerykanie przeprowadzili serię 3 eksperymentów. W pierwszym 200 osób proszono o ocenę hipotetycznych scenariuszy, w których ktoś żałował zaangażowania się lub przepuszczenia okazji do uprawiania seksu. W drugim 395 ochotnikom przedstawiono listę erotycznych żali, by wybrali z niej to, co stało się kiedyś ich udziałem. Ostatni eksperyment był powtórzeniem drugiego na o wiele większej próbie (24.230), obejmującej gejów, lesbijki oraz respondentów biseksualnych. Autorzy artykułu z pisma Archives of Sexual Behaviour stwierdzili, że dla kobiet na szczycie listy żali znalazły się 1) utrata dziewictwa z niewłaściwym partnerem (24%), 2) zdradzanie obecnego lub przeszłego partnera (23%) oraz 3) zbyt szybkie przechodzenie do seksu (20%). Mężczyźni żałowali za to, że 1) okazali się zbyt nieśmiali, by posunąć się o krok dalej w relacji z potencjalną partnerką seksualną (27%), 2) nie prowadzili bogatszego życia erotycznego w młodości (23%) oraz 3) będąc singlem (19%). Panie częściej niż panowie uznawały "seks z nieatrakcyjnym partnerem" za żal nr jeden (17 vs. 10%). Mimo że wskaźnik angażowania się w przypadkowy seks był podobny w przypadku wszystkich uczestników (56%), kobiety miały z tego powodu częstsze i silniejsze wyrzuty sumienia. Porównując gejów i lesbijki oraz biseksualnych mężczyzn i kobiety, psycholodzy zauważyli analogiczną tendencję. Choć żal pojawia się po fakcie i tak może, wg Haselton, chronić, pomagając kobietom uniknąć popełnienia 2 razy tego samego błędu. « powrót do artykułu
  18. Microsoft potwierdził to, co od dłuższego czasu podejrzewano. Firma w przyszłości zrezygnuje z rozwijania systemu Windows RT. To wersja Windows dla komputerów i tabletów z układem ARM. Julie Larson-Green, odpowiedzialna w Microsofcie za wydział urządzeń, powiedziała: Mamy Windows Phone OS, mamy Windows RT i mamy Windows. W przyszłości nie będziemy mieli trzech systemów. Od dłuższego czasu mówi się, że Microsoft planuje w przyszłości rozwój jednego systemu operacyjnego, wspólnego dla wszystkich urządzeń - od komputerów po telefony komórkowe. Jak łatwo się domyślić, będzie się on opierał na pełnym Windows, a nie na edycji RT. Być może koncern z Redmond zdecyduje się jednak na rozwijanie dwóch systemów - jednego dla komputerów i tabletów, drugiego dla telefonów komórkowych. Również i taki scenariusz oznacza rezygnację z Windows RT. System ten okazał się wyjątkowo nietrafioną inwestycją. Trafił na tablety Surface RT, które nie znalazły nabywców. Microsoft musiał w związku z tym odpisać od wyników finansowych aż 900 milionów dolarów, a wiele osób twierdzi, że to klęska Windows RT przyczyniła się do wcześniejszego niż sam planował odejścia Steve'a Ballmera ze stanowiska dyrektora wykonawczego. Microsoft nie zdradził kiedy oficjalnie zakończy produkcję Windows RT. Jednak nie ma to większego znaczenia, gdyż klienci nie są zainteresowani tym produktem. « powrót do artykułu
  19. Burmistrz Nowego Jorku, Michael Bloomberg, postanowił po raz kolejny zadbać o mieszkańców miasta. W przeszłości forsował pomysły zakazu używania soli przez szefów kuchni w restauracjach oraz zakazu sprzedaży napojów gazowanych w dużych butelkach. Teraz polityk, zwany "Nianią" przez to, że traktuje obywateli jak dzieci, chce zakazać umieszczania żywności i napojów w opakowaniach ze styropianu. Zakaz może uderzyć w wiele firm i organizacji, od schronisk dla bezdomnych po sieci fast foodów. Styropian, mimo iż jest bardzo użytecznym tworzywem, może sprawiać też problemy. Wśród ekspertów trwa dyskusja o jego potencjalnej szkodliwości. Niewykluczone, że składnik styropianu, styren, może w niewielkiej ilości przenikać do żywności. Testy laboratoryjne na szczurach wykazały, że powoduje on białaczkę, chłoniaka, chroniczne zmęczenie i bóle głowy. Badania były jednak prowadzone na zwierzętach, które wdychały olbrzymie ilości styrenu. Ludzki nos jest w stanie wyczuć styren w ilości 0,32 części na milion. Nic więc dziwnego, że czujemy jego zapach. Badane w laboratoriach zwierzęta wdychały powietrze zawierające aż 24 000 ppm. Tymczasem badania prowadzone na terenach miejskich wykazują, że przeciętna osoba jest narażona na wdychanie od 0,4 do 0,6 ppm styrenu dziennie. Ryzyko wchłonięcia go z wodą jest jeszcze mniejsze i wynosi 0,002 ppm w przypadku zanieczyszczenia wody. Sporo styrenu zawierają też papierosy, w związku z tym palacze narażeni są na dwukrotnie większe dawki niż ludzie niepalący. Biorąc więc pod uwagę ilość styrenu, na jaką jesteśmy narażeni oraz mechanizmy obronne ludzkiego organizmu, można stwierdzić, że nawet u osób mających bardzo częsty kontakt ze styrenem ryzyko nowotworu jest niewielkie. Burmistrz Bloomberg chce jednak zakazu styropianu twierdząc, że jest to materiał, który nie ulega biodegradacji, zanieczyszcza wodę, tereny zielone i powoduje raka. Faktem jest, iż nie jest on biodegradowalny, jednak łatwo poddaje się recyklingowi. By jednak był on opłacalny zakład recyklingu musi otrzymywać duże ilości materiału do przerobienia, a z tym są problemy. Niektóre wielkie sieci, takie jak McDonald's, Dunkin Donuts czy The Wendy's Comp. już zrezygnowały z używania styropianowych opakowań w Nowym Jorku i wielu innych miejscach, zastępując je biodegradowalnymi alternatywami. O ile jednak wielkie sieci sobie poradzą, to dla niewielkich sieci czy organizacji nonprofit rezygnacja ze styropianowych opakowań może oznaczać bankructwo. Amerykańska Rada Chemiczna szacuje, że średni koszt zmiany opakowań na najtańszą alternatywę wyniesie około 91,3 miliona dolarów. « powrót do artykułu
  20. By sprawdzić, czemu u niższych kręgowców po uszkodzeniu rdzenia neurony się regenerują, a u wyższych, np. ludzi, nie, naukowcy z Uniwersytetu Missouri wyizolowali od minoga morskiego zniszczone neurony połączeń siatkowo-rdzeniowych. W dalszej kolejności zajęli się hodowlą i oceną wpływu podania aktywatorów różnych grup przekaźników wtórnych (ang. second messengers) na wzrost komórek. Zauważyli, że aktywacja cyklicznego AMP (cAMP) działała jak włącznik - przestawiając neurony z nierośnięcia w stan wzrostowy. Zabieg ten nie miał jednak wpływu na komórki, które zaczęły już rosnąć. U ssaków cAMP wydaje się nasilać regenerację neuronalną w obrębie ośrodkowego układu nerwowego w środowisku, które normalnie ją hamuje. Cykliczny AMP wydaje się znosić niektóre z inhibitorów i sprzyjać przynajmniej częściowej regeneracji. Mamy nadzieję, że nasze studia z minogami pomogą sporządzić listę warunków istotnych dla regeneracji, aby pokierować rozwojem terapii dla kręgowców wyższych, w tym dla ludzi - podkreśla prof. Andrew McClellan, jeden z autorów badania pt. "Cykliczny AMP stymuluje odrastanie aksonów neuronów połączeń siatkowo-rdzeniowych, nie zmieniając znacząco ich właściwości biofizycznych". « powrót do artykułu
  21. Specjaliści z IBM-a i Baylor College of Medicine opracowali oprogramowanie, które czyta prace naukowe w poszukiwaniu lekarstwa na raka. Obecnie oprogramowanie analizuje ponad 60 000 prac dotyczących proteiny p53. Bierze ona udział w powstawaniu nowotworów. Program, przetwarzając tekst, szuka informacji o kinazach białkowych regulujących pracę p53. Kinazy białkowe to enzymy, których działanie prowadzi do zmiany zachowania białka. To właśnie one są częstym celem terapii przeciwnowotworowych. Wspomniany program tworzy listę białek wymienionych w pracach naukowych i - bazując na tym, co wie o istniejących kinazach - próbuje przewidzieć, które z wymienionych w pracach białek mogą być kinazami. Dotychczas z listy kandydatów stworzonych przez program przetestowano 10 białek. Aż 7 z nich okazało się niezidentyfikowanymi dotychczas kinazami białkowymi, poinformował Olivier Lichtarge z Baylor. To nie pierwsze tak imponujące osiągnięcie oprogramowania. Lichtarge zdradził, że w ramach testów analizie poddano teksty naukowe, które powstały przed rokiem 2003. Chciano w ten sposób sprawdzić, czy program jest w stanie zidentyfikować kinazy białkowe p53, które wówczas nie były znane, a teraz zostały zidentyfikowane. Okazało się, że oprogramowanie odnalazło w pracach aż 7 z 9 kinaz p53, o których istnieniu dowiedzieliśmy się po roku 2003. Biologia p53 to kluczowe zagadnienie dla każdego rodzaju choroby. Zwykle odkrywamy nowe kinazy białkowe w tempie jednej rocznie. Teraz można to znacznie przyspieszyć - mówi Lichtarge. Naukowiec dodaje, że chociaż oprogramowanie zostało skonfigurowane pod kątem poszukiwania kinaz, to prawdopodobnie poradzi sobie również z identyfikowaniem fosfataz, które mają odwrotne działanie do kinaz. Być może pozwoli też na wyszukiwanie innych białek mających wpływ na działanie p53. Przyspieszenie odnajdowania kinaz oraz wysoka trafność przewidywania powinna doprowadzić nie tylko do szybszego opracowania nowych leków, ale również do spadku ich cen. Stworzenie nowego lekarstwa kosztuje od 500 milionów do 1 miliarda dolarów, a jedną z przyczyn stojących za tak olbrzymimi wydatkami jest fakt, że w procesie badań odpada aż 90% procent potencjalnych kandydatów na leki. Olbrzymie kwoty są zatem przeznaczane na produkty, które nigdy nie trafiają na rynek, a co za tym idzie, te, które wchodzą do sprzedaży muszą pokryć koszt nietrafionych inwestycji. Oprogramowanie analizujące prace naukowe może być niezwykle przydatne. Nauki biologiczne rozwijają się w takim tempie, że nikt nie jest w stanie przeczytać wszystkich prac ze swojej specjalizacji. W ubiegłym roku do prowadzonej przez amerykańską Narodową Bibliotekę Medyczną bazy Medline dodano ponad milion prac naukowych. Obecnie w Medline znajdują się 23 miliony prac. Czasami okazuje się, że kluczowymi informacjami są te, które są rozsiane po pracy naukowej i nie stanowiły przedmiotu zainteresowań badacza. Ich znalezienie jest jednak bardzo ważne - mówi Lawrence Hunter, dyrektor Centrum Farmakologii Obliczeniowej na University of Colorado Denver. Zauważa on, że naukowcy mogliby jeszcze przed rozpoczęciem badań korzystać z oprogramowania analizującego, by sprawdzić, czy hipotezy, które stawiają, nie zostały już przez kogoś sprawdzone. Myślę, że to naprawdę przyspieszy badania. Często marnujemy w laboratoriach wiele czasu, gdyż nie znamy całej literatury specjalistycznej - mówi. « powrót do artykułu
  22. Kompozycja 6 naturalnych składników roślinnych zabija 100% komórek raka piersi w badanych próbkach, nie szkodząc przy tym zdrowym komórkom. Do podstawowych przyczyn nawrotów choroby oraz zgonów zalicza się wymykające się terapii niewielkie grupy komórek. Te często wielolekooporne komórki cechują się zdolnością tworzenia nowych guzów, dlatego tak bardzo istotne jest opracowywanie nowych podejść, by skuteczniej i bezpieczniej leczyć lub zapobiegać rakowi piersi - podkreśla dr Madhwa Raj z Centrum Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Stanowego Luizjany. Początkowo Amerykanie testowali 10 ochronnych subsubstancji, potem okroili zestaw do 6 pozycji - kurkuminy, izoflawonu z soi, indol-3-karbinolu z warzyw kapustowatych, fikocyjaniny C z sinic, resweratrolu z winogron i kwertecyny z warzyw czy herbaty. Naukowcy aplikowali je w bioosiągalnych stężeniach do hodowli komórek raka piersi i kontrolnych. Związki testowano w pojedynkę i łącznie. Okazało się, że z osobna były one nieskuteczne, lecz razem hamowały wzrost komórek raka sutka nawet o ponad 80%, ograniczały migrację oraz inwazję, prowadziły do zatrzymania cyklu komórkowego, a także wyzwalały proces prowadzący do śmierci komórkowej (skutkiem tego było unicestwienie 100% komórek próbki). Nie stwierdzono szkodliwego wpływu koktajlu na zdrowe komórki. Podczas dalszych badań zidentyfikowano kilka genów, które można by wykorzystać w roli markerów postępów terapii. « powrót do artykułu
  23. Kompozycja 6 naturalnych składników roślinnych zabija 100% komórek raka piersi w badanych próbkach, nie szkodząc przy tym zdrowym komórkom. Do podstawowych przyczyn nawrotów choroby oraz zgonów zalicza się wymykające się terapii niewielkie grupy komórek. Te często wielolekooporne komórki cechują się zdolnością tworzenia nowych guzów, dlatego tak bardzo istotne jest opracowywanie nowych podejść, by skuteczniej i bezpieczniej leczyć lub zapobiegać rakowi piersi - podkreśla dr Madhwa Raj z Centrum Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Stanowego Luizjany. Początkowo Amerykanie testowali 10 ochronnych subsubstancji, potem okroili zestaw do 6 pozycji - kurkuminy, izoflawonu z soi, indol-3-karbinolu z warzyw kapustowatych, fikocyjaniny C z sinic, resweratrolu z winogron i kwertecyny z warzyw czy herbaty. Naukowcy aplikowali je w bioosiągalnych stężeniach do hodowli komórek raka piersi i kontrolnych. Związki testowano w pojedynkę i łącznie. Okazało się, że z osobna były one nieskuteczne, lecz razem hamowały wzrost komórek raka sutka nawet o ponad 80%, ograniczały migrację oraz inwazję, prowadziły do zatrzymania cyklu komórkowego, a także wyzwalały proces prowadzący do śmierci komórkowej (skutkiem tego było unicestwienie 100% komórek próbki). Nie stwierdzono szkodliwego wpływu koktajlu na zdrowe komórki. Podczas dalszych badań zidentyfikowano kilka genów, które można by wykorzystać w roli markerów postępów terapii. « powrót do artykułu
  24. Dwóch ekspertów z izraelskiego Instytutu Weizmanna przypuszcza, że czarnorynkowy targ Silk Road, o którego zamknięciu przez FBI niedawno informowaliśmy, został sfinansowany przez twórcę lub twórców bitcoina. Adi Shamir i Dorit Ron wpadli na trop przelewu wartego 1000 bitcoinów. Został on wykonany 20 marca 2009 roku i pochodził z konta założonego zaledwie tydzień po tym, jak styczniu 2009 roku uruchomiono sieć bitcoin. Obecnie uważa się, że wczesne z bitcoinami były kontrolowane przez Satoshiego Nakamoto. To pseudonim osoby lub grupy osób, które stworzyły bitcoin. Przelewu dokonano na konto powiązane z osobą o pseudonimie Dread Pirate Roberts. Śledczy z FBI twierdzą, że ukrywał się pod nim założyciel Silk Road, Ross William Ulbricht. Tożsamości Nakamoto, mimo wielu prób ekspertów, nigdy nie poznano. Posty podpisane tym nazwiskiem przestały ukazywać się na forum bitcointów w 2010 roku. Izraelscy naukowcy uważają, że z komputerów kontrolowanych przez Nakamoto wykonano pierwszych 20 000 transakcji bitcoinami. Głównym tematem zainteresowań Shamira i Rona nie jest Nakamoto, ale transakcje dokonywanie bitcoinami na Silk Road. Obaj eksperci uważają, że przez witrynę przepłynęło 633 000 bitcoinów, a ich wartość stanowiła od 1,5 do 10 procent całości wartości transakcji dokonywanych za pomocą serwisu. FBI, które zatrzymało Ulbrichta 1 października przejęło wraz z jego laptopem 144 336 bictoinów. Ich wartość wynosi obecnie około 28 milionów dolarów. « powrót do artykułu
  25. Naukowcy z Karolinska Institutet, Technicznego Uniwersytetu Drezdeńskiego oraz Instytutu Biologii Molekularnej Komórki i Genetyki Maxa Plancka odkryli, że za regeneracją mięśni szkieletowych utraconych części ciała u 2 przedstawicieli podrzędu Salamandroidea stoją różne mechanizmy komórkowe. By ustalić, jaki rodzaj komórek daje początek nowej tkance mięśniowej, Szwedzi i Niemcy oznakowali różne ich typy u atlantotrytona zielonkawego (Notophthalmus viridescens) i salamandry meksykańskiej (Ambystoma mexicanum). Płazy straciły przednią kończynę. Wykazaliśmy, że u jednego z gatunków [atlantotrytona] tkanka mięśniowa jest regenerowana z wyspecjalizowanych miocytów, które deróżnicują się i zapominają, jakim rodzajem komórek były. To interesujący mechanizm, który destabilizuje specjalizację komórek i prowadzi do powstania nowych komórek macierzystych; u drugiego gatunku [salamandry meksykańskiej] nowe mięśnie powstają z istniejących komórek macierzystych [satelitowych komórek PAX7+; białko Pax7 to czynnik transkrypcyjny] - wyjaśnia dr András Simon. To ważne, by badać procesy, które prowadzą do zapominania tożsamości komórkowej i jej modulacji. Istotne także, by sprawdzić, dlaczego zdolności regeneracyjne [deróżnicujących gatunków Salamandroidea] są niezależne od wieku i tego, ile razy ta sama tkanka/część ciała była odtwarzana. Wiedza ta przyda się w studiach dotyczących dystrofii mięśniowej u ludzi. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...