-
Liczba zawartości
37588 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
246
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Walka o Krym przenosi się do cyberprzestrzeni. Hakerzy zaatakowali i zablokowali co najmniej 3 witryny należące do NATO. Atak miał związek z napięciem wokół Krymu. Do przeprowadzenia ataku przyznała się grupa o nazwie „cyber berkut”. Jak poinformowali na swojej witrynie jej przedstawiciele, organizacja składa się z ukraińskich patriotów, którzy uważają, że NATO wtrąca się w wewnętrzne sprawy Ukrainy. Nie pozwolimy na obecność NATO i okupację naszego terytorium - czytamy. Atak doprowadził do wyłączenia witryn nato.int, ccdcoe.org oraz nato-pa.int. Wspomniane witryny już działają. « powrót do artykułu
-
NASA wykonała ważny krok na drodze ku zdalnemu tankowaniu satelitów. Agencja zakończyła właśnie trwający dziewięć dni test. Operatorzy w Maryland kontrolowali robota przemysłowego, znajdującego się 1287 kilometrów od nich, na Florydzie. Urządzenie zatankowało zbiornik. W czasie Remote Robotic Oxidizer Transfer Test (RROxiTT) sprawdzono całą gamę nowych technologii i procedur. Dzięki automatycznemu tankowaniu możliwe będzie znaczne wydłużenie czasu pracy satelitów. Z jednej strony przetestowaliśmy nowe technologie i dowiedzieliśmy się, jak się sprawdzają. Z drugiej strony dzięki testowi dowiedzieliśmy się nowych rzeczy o naszych technologiach, dzięki czemu rozważymy, gdzie jeszcze można je wykorzystać - mówi Benjamin Reed, zastępca dyrektora Satellite Servicing Capibilities Office. Założenie, że satelita jest urządzeniem jednorazowym pochodzi z XX wieku. W przyszłości w kosmosie urządzenie będą używane wielokrotnie, będzie zmieniało się ich przeznaczenie - dodał. Napełnianie zbiorników satelitów w przestrzeni kosmicznej będzie znacznie trudniejsze niż na Ziemi. Roboty będą musiały poradzić sobie z potrójnym zamknięciem zbiornika, swobodnie poruszającym się wężem paliwowym oraz żrącym paliwem znajdującym się pod wysokim ciśnieniem. To wszystko w warunkach nieważkości. Obecnie na orbicie ziemskiej znajduje się ponad 400 satelitów. To jednorazowe urządzenia, które w razie awarii czy wyczerpania się paliwa są spisywane na straty. Opracowanie technologii pozwalającej na tankowanie w przestrzeni kosmicznej czy dokonywanie drobnych napraw powinno znakomicie wydłużyć czas pracy satelitów i pozwolić na zaoszczędzenie olbrzymich pieniędzy. « powrót do artykułu
-
Nie ma pewności, czy szeroko relacjonowana w styczniu przez media przełomowa metoda uzyskiwania komórek pluripotencjalnych z poddanych stresowi krwinek (leukocytów) naprawdę działa. Wątpliwości świata naukowego wzbudziło najpierw zdjęcie, które przypominało fotografie z wcześniejszych badań szefowej zespołu doktor Haruko Obokaty. Później okazało się, że innym akademikom nie udaje się zreplikować wyników. W odpowiedzi Instytut RIKEN zaczął sporządzać sprawozdanie okresowe, którego wstępne wyniki opublikowano 14 marca. Jego autorzy skrupulatnie opisali okoliczności wszczęcia postępowania (dowiadujemy się np., że komitet śledczy rozpoczął prace 18 lutego). Wymieniono badane osoby, metody oraz analizowane artykuły z Nature. Stwierdzono m.in., że pewne zdjęcia pozostały w raporcie przypadkowo. Nie wyciągnięto jednak konkluzji odnośnie do zarzutów wspominających o skopiowaniu części metodologii z innego artykułu czy zdjęciach przypominających ilustracje z poprzednich badań Obokaty. Próbę powtórzenia wyników Japończyków podjął np. prof. Kenneth Ka-Ho Lee z Chińskiego Uniwersytetu w Hongkongu. Mimo że staraliśmy się, jak mogliśmy, generować komórki STAP [od ang. stimulus-triggered acquisition of pluripotency, co oznacza wyzwalane bodźcem nabywanie pluripotencji] za pomocą ich protokołu, wydaje się, że to nie takie proste i powtarzalne, jak oczekiwaliśmy. Dyrektor RIKEN-u prof. Ryoji Noyori wyraził swoje ubolewanie z powodu zaistniałej sytuacji. Prof. Teruhiko Wakayama z University of Yamanashi powiedział w wywiadzie udzielonym japońskiej telewizji, że w trakcie przeprowadzania eksperymentu był przekonany, że wszystko jest w porządku. Teraz jednak, gdy wypłynęło tyle pomyłek, myślę, że najlepiej wycofać artykuł, a później wykorzystując poprawne dane i zdjęcia, udowodnić, że dokument był poprawny.
-
Groźne dziury w oprogramowaniu przemysłowym
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Bezpieczeństwo IT
Eksperci z firmy Rapid 7 alarmują, że znaleźli trzy krytyczne dziury w programach kontroli przemysłowej, z których na całym świecie korzysta ponad 7600 elektrowni, fabryk chemicznych i petrochemicznych. Dziury znaleziono m.in. w popularnym Centum CS 3000 R3 firmy Yokogawa Electric Corporation. Jeśli popatrzysz na klientów Yokogawy, to znajdziesz tam kilkanaście firm o globalnym zasięgu, które prowadzą operacje w wielu krajach, w tym w Wielkiej Brytanii. Dziury pozwalają na przeprowadzenie różnego typu ataków – od prostego wycieku danych w postaci zrzutu ekranowego aktualnego procesu inżynieryjnego po przejęcie kontroli nad komponentem HIS (Human Interface Station) - mówi Tod Beardsley z Rapid 7. W przypadku oprogramowania Yokogawy HIS to serwer pracujący pod kontrolą Windows. Jeśli jest on podłączony do internetu, to udany atak pozwala napastnikowi przejęcie kontroli nad zakładem produkcyjnym. Informacje takie są o tyle niepokojące, że przed paru laty mieliśmy do czynienia z robakiem Stuxnet, który zaatakował irańską infrastrukturę służącą do wzbogacania uranu. Wiadomo zatem, że możliwy jest zdalne sabotowanie oprogramowania do zarządzania procesami przemysłowymi. Stuxnet to bardzo skomplikowane narzędzie, którego stworzenie wymaga posiadania olbrzymich zasobów i umiejętności, a jego autorami są prawdopodobnie służby USA i Izraela. To oznacza, że przynajmniej niektóre państwa posiadają możliwości sabotowania gospodarki swoich wrogów. Firma Yokogawa została poinformowana o problemie i rozpoczęła dostarczanie łatek swoim klientom. W styczniu ubiegłego roku znaleziono dziury w oprogramowaniu Ecava IntegraXor, wykorzystywanym przez przemysł w 38 krajach, w tym w Polsce. « powrót do artykułu -
Dzięki grantowi z Fundacji Melindy i Billa Gatesów powstała niezależna, działająca bez wody toaleta na energię słoneczną, która podgrzewa ludzkie ekskrementy do wystarczająco wysokiej temperatury, by je wysterylizować i uzyskać biowęgiel (ang. biochar), który posłuży do sekwestarcji węgla w glebie i uzyskania nawozu organicznego. Projekt naukowców z Uniwersytetu Kolorado w Boulder jest częścią konkursu "Reinvent the Toilet Challenge". Już niedługo, bo między 20 a 22 marca, jego uczestnicy wystawią swoje pomysły w Delhi. Wynalazek z Boulder składa się z 8 parabolicznych zwierciadeł. Skupiają one promienie słoneczne na pręciku ze szkła kwarcowego, który podłączono do 8 wiązek światłowodowych. Dzięki pozyskanej energii komorę reakcyjną można podgrzać do ponad 600 stopni Fahrenheita (315,5 st. Celsjusza). W ten sposób eliminuje się patogeny z odchodów i pozyskuje biowęgiel (karbonat powstający w wyniku pirolizy biomasy roślinnej i odpadów organicznych). Biowęgiel jest cennym materiałem. Ma dobrą zdolność utrzymywania wody i może być wykorzystywany na terenach rolniczych do przytrzymywania składników odżywczych i zwiększenia stabilności gleby - tłumaczy prof. Karl Linden. Mieszanka glebowa z 10% biowęgla może utrzymać o 50% więcej wody. Poza tym biowęgiel da się spalać, uzyskując w przybliżeniu tyle samo energii, co podczas spalania komercyjnego węgla drzewnego. Testy wykazały, że każda ze światłowodowych wiązek zapewnia strumień energii rzędu 80-90 watów, a więc cały system dostarcza do komory reakcyjnej do 700 watów. Pod koniec grudnia zademonstrowano, że energia słoneczna skierowana do komory z łatwością doprowadza wodę do wrzenia i skutecznie karbonizuje odpady stałe. Obecną toaletę zaprojektowano, by obsługiwała 4-6 osób dziennie, jednak teraz trwają prace nad wersją dla kilku gospodarstw domowych (zgodnie z wytycznymi Fundacji Gatesów, dzienny koszt na użytkownika ma wynosić 5 centów). « powrót do artykułu
-
Naukowcy odkryli nowy marker i prawdopodobny cel terapeutyczny dla zwapnienia naczyń i zastawek. Niestety, obecnie nie ma terapii dla zwapnienia, co może prowadzić do ostrych zdarzeń sercowo-naczyniowych, takich jak zawał czy udar, oraz niewydolności serca - podkreśla dr Elena Aikawa z Brigham and Women's Hospital. Zespół z Brigham and Women's Hospital i japońskiej firmy farmaceutycznej Kowa Company skupił się na osteoklastach, komórkach kościogubnych, które można by wykorzystać do rozpuszczania złogów mineralnych. Dojrzałych osteoklastów zwykle nie ma w układzie naczyniowym. Mając to na uwadze, akademicy przeprowadzili proteomikę, czyli badanie całościowego składu białkowego (proteomu) osteoklastopodobnych komórek z waskulatury. Chcieli w ten sposób stwierdzić, jakie białka indukują tworzenie osteoklastów. Zespół zidentyfikował ponad 100 protein związanych z ich rozwojem. Kolejne studium zatwierdziło 6 białek-celów dla ewentualnych leków. By poczynić dalsze postępy, musimy zrozumieć, czemu osteoklasty nie są rozpowszechnione w układzie naczyniowym mimo aktywnego wapnienia zastawek serca i naczyń i określić różnice między wapnieniem w obrębie waskulatury i wapnieniem kości. Potem możemy badać sposoby tworzenia osteoklastów w układzie naczyniowym. « powrót do artykułu
-
W najbliższą niedzielę, 16 marca, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, firma SpaceX dokona rzeczy niespotykanej dotychczas w przemyśle kosmicznym. Rakieta Falcon 9, która dostarczy towary na Międzynarodową Stację Kosmiczną, wejdzie z powrotem w atmosferę i odbędzie w niej kontrolowany lot. Urządzenie doleci do wybrzeży Florydy, gdzie zawiśnie nad powierzchnią Oceanu Atlantyckiego i na wysokości kilku metrów wyłączy silniki. Rakieta wpadnie do wody i zostanie wyciągnięta przez oczekującą na nią barkę. Będzie to wydarzenie wyjątkowe, gdyż dotychczas rakiety nośne są używane jednokrotnie. Urządzenie Falcon 9-R nie odrzuca poszczególnych stopni, rakieta ma wylądować i być gotowa do powtórnego użycia. Taka konstrukcja powinna znacząco zmniejszyć koszty misji kosmicznych. Możliwość ponownego użycia jest od wielu dziesięcioleci marzeniem przemysłu kosmicznego - mówi Jeff Foust, analityk z firmy Futron. Obecnie na potrzeby każdej misji konieczne jest budowanie nowej rakiety nośnej. Należąca do Elona Muska, właściciela Tesla Motors, firma SpaceX już wcześniej przyczyniła się do zmian w przemyśle kosmicznym. Już w tej chwili, korzystając z jednorazowych rakiet, oferuje ona tańsze usługi niż państwowe przedsiębiorstwa, dzięki czemu mocno wkroczyła na warty 190 miliardów dolarów rynek związany z wynoszeniem satelitów w przestrzeń kosmiczną. Konkurencja ze strony SpaceX spowodowała, że francuska firma Arianespace, która jest własnością 11 państwowych europejskich agencji kosmicznych, poinformowała, że zwróci się do państwa o zwiększenie dotacji. SpaceX jest też poważną konkurencją dla firm działających w USA. Przedsiębiorstwo Muska stara się o kontrakt w ramach rządowego programu wynoszenia w przestrzeń kosmiczną satelitów US Air Force. Musk stwierdził, że jest w stanie zaoferować taką usługę za 90 milionów dolarów za każdy start. Jedyny konkurent SpaceX, założone przez Boeinga i Lockheeda Martina konsorcjum United Launch Alliance, proponuje kwotę 380 milionów USD. Jeśli lot Falcona 9-R się powiedzie, to technologia będzie nadal rozwijana tak, by w przyszłości rakieta lądowała na lądzie. Na razie, ze względów bezpieczeństwa, całą podróż będzie odbywała nad oceanem. « powrót do artykułu
-
Siedemdziesiąt milionów lat temu Alaskę przemierzał karłowaty tyranozaur. Naukowcy z Perot Museum of Nature and Science znaleźli sfosylizowane szczątki jego czaszki koło rzeki Colville, daleko za kołem podbiegunowym. Nazwę Nanuqsaurus hoglundi ukuto od inupiackiego słowa nanuq - niedźwiedź polarny. Niespodziewane znalezisko pokazuje, że krewni T. rex radzili sobie nawet w ekstremalnych warunkach polarnych. Amerykańscy paleontolodzy zbadali kawałki dachu czaszki oraz szczęk i na tej podstawie stwierdzili, że czaszka dorosłego N. hoglundi miała ok. 63,5 cm długości. Dla porównania, czaszka T. rex mierzyła ponad 1,5 m (ok. 152,4 cm). Na tej podstawie wywnioskowano, że całkowita długość miniatury sięgała ok. 7 m. Doprecyzowania pojawią się zapewne dość szybko, zważywszy, że gdy tylko zaakceptowano ostateczną wersję artykułu o N. hoglundi do PLoS ONE i Amerykanie udali się na Alaskę po kolejną porcję materiału, natknęli się na drugą połowę czaszki nowego gatunku. Zespół doktora Anthony'ego Fiorillo z Perot Museum odkopał skały z fosyliami w 2006 r. w ramach projektu prowadzonego do tej pory w regionie Alaska North Slope. Ich oczyszczaniem zajął się Ronald Tykoski. Na początku Amerykanie nie byli pewni, czy mają do czynienia z gatunkiem typowym dla Arktyki, czy północnym wariantem gatunku znanego z innych części świata. Kwestia rozwiązała się mniej więcej w zeszłym roku, gdy paleontolodzy doznali olśnienia pod wpływem niedawno opublikowanych artykułów nt. tyranozaurów. Nie wiadomo, skąd wzięła się karłowatość N. hoglundi. W przypadku mięsożernego ptakopodobnego troodona, który żył w tym samym czasie, forma północna (alaskańska) była bowiem większa od południowej (z Montany i Alberty). I troodon, i N. hoglundi musiały sobie radzić z identycznymi zmianami pogody. Pod koniec kredy Alaska była wysunięta co najmniej tak samo daleko na północ, jak dziś, ale ogólnie temperatury były wyższe. Latem produktywność biologiczna zapewne wzrastała, potem następowała ponura zima. Jak widać, oba dinozaury przystosowały się do tych wahań na własny sposób. « powrót do artykułu
-
Jak donoszą media, NSA zajmowała się nie tylko szpiegowaniem linii telekomunikacyjnych czy podsłuchiwaniem komputerów. Okazuje się, że agencja od sześciu lat dysponuje narzędziem, które pozwala jej przejmować botnety. W ramach programu Quantum stworzono QuantumBota. To narzędzie, za pomocą którego przejmowano kontrolę nad nieużywanymi w danej chwili komputerami-zombie, czyli maszynami, które, bez wiedzy ich właścicieli, zostały przez cyberprzestępców zarażone i dołączone do botnetu. Następnie za pomocą tych komputerów NSA atakowała serwery kontrolujące botnet, przejmowała nad nimi kontrolę, a tym samym zyskiwała kontrolę nad całym botnetem. Wiadomo, że tylko w latach 2007-2010 roku za pomocą QuantumBota przejęto botnety, w skład których wchodziło co najmniej 140 000 komputerów. Jeśli NSA nadal korzysta z tego narzędzia, to liczba przejętych maszyn jest z pewnością wielokrotnie wyższa. Przejmowanie botnetów ma sens z punktu widzenia NSA. Za pomocą komputerów-zombie można ukryć swoje działania. Możliwe jest np. zarażenie maszyn obcego rządu, a ślady ataku będą prowadziły do botnetu, sama NSA pozostanie więc bezpieczna. « powrót do artykułu
-
W południowej Syrii na stanowisku Tell Qarassa natrafiono na rytualną różdżkę z 2 naturalistycznymi wizerunkami ludzkich twarzy. Artefakt, prawdopodobnie z kości tura, ma ok. 9 tys. lat. Znaleziono go w pobliżu cmentarza, gdzie pochowano ok. 30 osób (w późniejszym okresie głowy zmarłych wykopano i przeniesiono do zamieszkałej części osady). Inne dowody archeologiczne sugerują, że tutejsi mieszkańcy byli rolnikami, którzy jadali pszenicę płaskurkę, jęczmień, ciecierzycę i soczewicę oraz hodowali lub polowali na kozy, gazele, świnie i jelenie. Różdżka ma ok. 12 cm długości, ale oryginalnie była dłuższa. Przy obu końcach widać ślady celowego złamania, niewykluczone więc, że widniało na niej więcej twarzy z zamkniętymi oczami. [Artefakt] jest w oczywisty sposób powiązany z rytuałami pogrzebowymi, ale jakimi konkretnie, nie da się powiedzieć - podkreśla Frank Braemer, archeolog z Centre National de la Recherche Scientifique (CNRS). Różdżka, podobnie jak dzieła sztuki z tego samego okresu odkryte na terenie dzisiejszej Jordanii i Anatolii, wskazuje na kulturowe przesunięcie w kierunku większego zainteresowania ludzką formą. Dla wcześniejszych artefaktów typowe było stylizowane lub schematyczne przedstawianie ludzi i realistyczne oddawanie zwierząt. Wymienione znaleziska sugerują, że trend pojawił się równocześnie w różnych regionach Środkowego Wschodu. Autorzy artykułu z pisma Antiquity uważają, że ma on związek z potrzebą tworzenia materialnych reprezentacji osobowości. Czemu przeniesiono głowy zmarłych? Bazując na podobnym znalezisku z Jerycha, gdzie czaszki zagipsowano, namalowano na nich twarze, a następnie ustawiono na widoku, naukowcy przypuszczają, że była to forma kultu przodków. Niewykluczone też, że to trofea zebrane od pokonanych wrogów. « powrót do artykułu
-
Doktorzy Peder Norberg i Mark Swinbank oraz Will Parr z Instytutu Kosmologii Obliczeniowej Uniwersytetu w Durham stworzyli animację 3D, która pozwala odbyć podróż przez kosmos (a właściwie przez kosmos, jaki udało nam się dotąd poznać). Brytyjczycy skorzystali z GAMA (Galaxy and Mass Assembly), mapy oddającej, gdzie w trójwymiarze położone są galaktyki. GAMA kompiluje dane pochodzące m.in. z Teleskopu Angielsko-Australijskiego (AAT), Galaxy Evolution Explorer (GALEX) czy Kosmicznego Obserwatorium Herschela. Zdjęcia zaczerpnięto z SDSS (Sloan Digital Sky Survey). Choć zachowano odległości, obrazy galaktyk powiększono, by łatwiej je było oglądać.
-
Przeszczep wątroby wyeliminował zachowania autystyczne
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
U pacjentki z rzadką chorobą metaboliczną latosterolozą, która powoduje niewydolność wątroby i zachowania autystyczne, po przeszczepie wątroby nastąpiła poprawa zarówno kondycji fizycznej, jak i psychicznej. Wg autorów raportu z American Journal of Transplantation, może to sugerować, że istnieje związek między zaburzeniami metabolicznymi a pewnymi formami autyzmu. Naukowcy podkreślają też, że jak widać, zdrowa wątroba jest kluczowa dla prawidłowej pracy mózgu. Będąca defektem biosyntezy cholesterolu latosteroloza charakteryzuje się różnymi wadami wrodzonymi, upośledzeniem umysłowym i postępującą chorobą wątroby. Zespół doktora Piera Luigiego Calvo z Cittá della Salute e della Scienza przeprowadził analizę przypadku jedynej żyjącej pacjentki z latosterolozą. Gdy została zdiagnozowana w wieku 2 lat, wykazywała zachowania autystyczne, nie umiała chodzić bez pomocy, miała też zaćmę. Do wieku 7 lat rozwinęła się u niej schyłkowa niewydolność wątroby, dlatego lekarze musieli przeprowadzić przeszczep. Rok później synteza cholesterolu przebiegała prawidłowo, a dziecko stopniowo opanowało sztukę samodzielnego chodzenia i zaczęło wchodzić w kontakt z opiekunami. Po 5 latach zatrzymała się deterioracja poznawcza. Włosi dywagują, że choć defektów w budowie mózgu nie dało się odwrócić, powrót syntezy cholesterolu zadziałał na korzyść resztkowej plastyczności ośrodkowego układu nerwowego. « powrót do artykułu -
Dzikie zwierzęta mogą unikać linii wysokiego napięcia przez niewidoczne dla naszych oczu rozbłyski UV. Wskutek tego ich habitaty ulegają rozczłonkowaniu, o zaburzeniu migracji nie wspominając. Zakres widzenia reniferów [Rangifer tarandus] sięga do głębokiego ultrafioletu, ponieważ Arktyka obfituje w UV - wyjaśnia prof. Glen Jeffery z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego. Na liniach wysokiego napięcia w pewnych punktach akumulują się zjonizowane gazy. Skutkuje to świetleniem (zwanym potocznie ulotem lub koroną) oraz snopieniami. Firmy energetyczne próbują walczyć ze stratami ulotowymi, np. poprzez wybór dostatecznie dużej średnicy przewodów, ale nie udaje im się wyeliminować ich całkowicie. Naukowcy długo nie umieli wyjaśnić utrzymującego się unikania linii elektroenergetycznych - często w promieniu kilku kilometrów - zwłaszcza że zawieszone przewody nie stanowią fizycznej bariery i nie towarzyszy im ludzka aktywność. Anatomiczne badania oczu 38 gatunków ssaków z 25 rodzin, z których wynikami można się zapoznać na łamach Proceedings of the Royal Society B, pokazały jednak, że wiele zwierząt jest wrażliwych na promieniowanie ultrafioletowe, co może pomóc wyjaśnić rozczłonkowanie różnych habitatów od Arktyki po Afrykę. Potencjalnie zwierzęta widzą nie tylko pojedyncze rozbłyski, ale i całe ich ciągi [...]. Autorzy najnowszego raportu z pisma Conservation Biology analizowali świetlenie na terenie południowej Norwegii. Obecnie występują tam 23 populacje dzikich reniferów. To pokłosie fragmentacji habitatu przez ludzką infrastrukturę, m.in. drogi. Dr Nicholas Tyler z Uniwersytetu w Tromsø tłumaczy, w jaki sposób renifery zainspirowały międzynarodowy zespół. Zwykle unikanie linii elektroenergetycznych tłumaczono wycinką pod pylony (zwierzęta nie chcą przekraczać takich rejonów), ale w Arktyce nie ma w końcu drzew, a R. tarandus i tak nie zbliżają się do przewodów. To była zagadka, ale teraz zaproponowaliśmy mechanizm wyjaśniający.
-
Thalassocnus, pradawny wodno-lądowy leniwiec, zamieszkujący Ziemię przed 4-8 milionami lat, powrócił do wody, by przetrwać. Takie wnioski wypływają z badań przeprowadzonych przez naukowców z Sorbony. Skamieniałe kości Thalassocnusa znaleziono na wybrzeżu Peru. W czasie, gdy zwierzę żyło, tamtejsze okolice były niezwykle suche, co oznaczało, że na lądzie było niewiele pożywienia. Naturalnym byłby zatem powrót do wodnego trybu życia. Jednak nie jest to proste. Przede wszystkim dlatego, że zwierzęta lądowe mają mniej gęste kości. Pozwala to na łatwiejsze poruszanie się po lądzie, ale sprawia problemy w wodzie. Francuscy naukowcy wypożyczyli kości Thalassocnusa z wielu muzeów i poddali je skanowaniu za pomocą tomografu komputerowego. Jako, że kości były datowane, naukowcy mogli na tej podstawie odtworzyć, w jaki sposób ich gęstość zmieniała się w czasie. Odkryli, że w ciągu 3 milionów lat kości tego gatunku zwiększyły gęstość aż o 20%. To wskazuje, że gatunek przystosował się do warunków, w którym potrzebował mniejszej wyporności. Uczeni sugerują, że gdy na lądzie było coraz mniej pożywienia, leniwce zaczęły spędzać coraz więcej czasu w wodzie. Najpierw w niej stały i jadły trawę morską, a z czasem, gdy ich kości stawały się coraz gęstsze, mogły coraz głębiej nurkować za pożywieniem. Przystosowanie się do życia morskiego nie uratowało gatunku. Przed trzema milionami lat powstał Przesmyk Panamski i gorące wody z Karaibów przestały docierać na wybrzeże Peru. Leniwce nie przystosowały się ponownie do życia na lądzie. Wyginęły albo wskutek braku źródeł pożywienia, które zmniejszyły się w wyniku oddziaływania chłodniejszych wód, albo też same nie były w stanie przetrwać w zimnych wodach. « powrót do artykułu
-
W Science Translational Medicine poinformowano o stworzeniu żelu dopochwowego, który chroni przed zarażeniem wirusem HIV. Żel, który można aplikować zarówno przed kontaktem seksualnym, jak i kilka godzin po nim, uchronił przed zarażeniem 2 z 3 małp. Żel, którego autorami są uczeni pracujący pod kierunkiem Walida Heneine'a z CDC (Centers for Disease Control and Prevention), zawiera 1-procentowy roztwór raltegraviru. Blokuje on zdolność wirusa do połączenia swojego DNA z DNA komórki zwierzęcia. Połączenie DNA jest kluczowym krokiem na drodze do zakażenia. Dochodzi do niego najczęściej po ponad 6 godzinach od kontaktu z wirusem. To daje wystarczająco dużo czasu na zastosowanie żelu. Gdy lekarstwo zostanie użyte, wirus HIV nie jest w stanie przenieść swojego materiału genetycznego. DNA degraduje się i komórka nie zostaje zarażona. Raltegravir jest skutecznym lekiem w leczeniu HIV, a teraz chcemy wykorzystać go do zapobiegania zakażeniom - mówi Heneine. Żel najpierw testowano na trzech małpach, u których podawano je przed kontaktem z wirusem. Zwierzęta były wystawiane na kontakt z HIV dwa razy w tygodniu przez siedem tygodni. Dwie z małp nie uległy zakażeniu. W grupie kontrolnej, składającej się z 10 małp, którym podawano żel-placebo, zaraziło się 9 zwierząt. Następnie przeprowadzono testy na 6 małpach, które najpierw miały kontakt z wirusem, a żel stosowano u nich trzy godziny później. Sześć zwierząt przez 10 tygodni było narażane na zakażenie dwa razy w tygodniu. Tylko jedna z nich się zaraziła. Wśród czterech małp z grupy kontrolnej zarażono wszystkie. Nie należy oczekiwać, że żel wkrótce trafi na półki sklepowe. Testy kliniczne rozpoczną się dopiero za kilka lat i nie ma pewności, że w przypadku ludzi będzie on równie skuteczny, co w przypadku małp. « powrót do artykułu
-
Rozsnuwaczowate (Scytodidae) plują lepką cieczą, która zastyga, gdy wejdzie w kontakt z ofiarą. Zawiera ona zarówno jad, jak i ciekły jedwab. Można powiedzieć, że skakun Phintella piatensis ma prawdziwego pecha, ponieważ Scytodidae często budują swoje gniazda nad jego gniazdami i czatują, aż nieszczęśnik będzie próbował wejść lub wyjść z domu. Ximena Nelson i Robert Jackson z University of Canterbury odkryli jednak, że P. piatensis zabezpiecza się, mieszkając z mrówkami Oecophylla smaragdina. Kiedy Nowozelandczycy umieszczali w komorze liście z gniazdami skakuna i wprowadzali do środka zapach O. smaragdina, rozsnuwaczowate unikały budowania nad nimi swoich siedzib. P. piatensis wolały z kolei budować gniazda na liściach, gdzie mrówki można było zobaczyć lub wyczuć. Mrówki są żarłocznymi myśliwymi, którzy pochłaniają także pająki. W spotkaniu z nimi nawet rozsnuwaczowate są bezsilne, lepka ciecz może bowiem obezwładnić kilka osobników, ale nie całą grupę. Kiedy Nelson i Jackson trzymali razem przedstawiciela rodziny Scytodidae i mrówki, pająk prawie zawsze ginął. Co szkodzi Scytodidae, nie przeszkadza jednak P. piatensis, który tka mrówkoodporny jedwabny kokon z klapkami na zawiasach po obu stronach. Związek skakuna i mrówek to najprawdopodobniej komensalizm. W jaki sposób P. piatensis unikają zjedzenia przez ochroniarzy po opuszczeniu bezpiecznej kryjówki? Nelson podkreśla, że na razie nie wiadomo, ale w grę wchodzą przystosowania behawioralne (skakun może zobaczyć mrówkę, nim ona go dojrzy i zniknąć) albo obrona chemiczna. « powrót do artykułu
-
Glenn Greenwald, opierając się na materiałach przekazanych przez Edwarda Snowdena, informuje, że NSA korzysta ze szkodliwego oprogramowania, które pozwala Agencji na zainfekowanie milionów komputerów i automatyczne zbieranie znajdujących się na nich informacji. Początkowo oprogramowanie takie powstało na potrzeby szpiegowania kilkuset trudnych do inwigilacji celów, które nie mogły być monitorowane za pomocą tradycyjnych metod. Z czasem jednak eksperci z NSA stworzyli olbrzymi zautomatyzowany system TURBINE, dzięki czemu inwigilacji można dokonywać przy minimalnym udziale człowieka. Greenwald informuje, że infrastruktura wykorzystywana przy TURBINE znajduje się w kwaterze głównej NSA w Maryland oraz w bazach w Wielkiej Brytanii i Japonii. Wydaje się również, że istotną rolę w programie odgrywa brytyjski wywiad elektroniczny GCHQ. Z przekazanych informacji dowiadujemy się również, że w niektórych przypadkach NSA wykorzystywała fałszywe serwery Facebooka, by zarazić wybrane cele. Instalacja szkodliwego oprogramowania trwa zaledwie osiem sekund, a malware jest w stanie m.in. przechwytywać dźwięk z mikrofonów i wykonywać zdjęcia za pomocą wbudowanych kamer. « powrót do artykułu
-
Analiza jednego z diamentów potwierdziła teorię o olbrzymich ilościach wody znajdującej się we wnętrzu naszej planety. Wspomniany diament zawiera ringwoodyt, minerał powstający na głębokości około 500 kilometrów pod powierzchnią planety. To pierwszy przypadek znalezienia na powierzchni Ziemi ringwoodytu niepochodzącego z kosmosu. Analiza minerału ujawniła, że zawiera on znaczącą ilość wody (H2O stanowi 1,5% wagi). Ringwoodyt jest formą perydotu. Nazwa minerału to hołd dla Australijczyka Teda Ringwooda (1930-1993), który badał polimorficzne przejścia fazowe minerałów płaszcza ziemskiego. Ringwoodyt zidentyfikowano po raz pierwszy w 1969 r. w meteorytach Tenham, dotąd jednak przez niemożność prowadzenia badań na tak dużych głębokościach nie znaleziono żadnych ziemskich próbek. Naukowcy od dawna wiedzą, że wnętrze naszej planety składa się w dużej mierze z oliwinów. Do takich wniosków doszli badając meteoryty oraz materiał wyrzucany przez wulkany. W ostatnich dziesięcioleciach naukowcy próbują odtworzyć też skład Ziemi w laboratoriach, poddając oliwiny ekstremalnym warunkom, jakie panują na dużych głębokościach. Badania laboratoryjne sugerują, że na różnych głębokościach występują różne formy oliwinów. Wszystko zależy od warunków zewnętrznych. Z badań laboratoryjnych wynika, że ringwoodyty powstają na głębokościach 520-660 kilometrów. Dotychczas jednak nie znaleziono takiego materiału pochodzącego z wnętrza planety. Większość osób, w tym i ja, nigdy nie spodziewała się, że zobaczy taki materiał. Próbki z mezosfery są niezwykle rzadkie i można je spotkać w niewielu, rzadko spotykanych diamentach - stwierdził Hans Keppler, geochemik z Uniwersytetu w Bayreuth. Próbkę odkryto w 2008 r. na terenie Juíny w stanie Mato Grosso. Górnicy wydobyli macierzysty diament ze żwiru płytkiej rzeki. Diament został wyniesiony na powierzchnię Ziemi przez skałę wulkaniczną zwaną kimberlitem. Diament zawierający ringwoodyt nie tylko potwierdza obecność tego minerału we wnętrzu planety, ale również rozstrzyga spór o obecność tam dużych ilości wody. Woda jest w nim obecna nie w postaci ciekłej, a w postaci jonów wodorotlenowych. To wskazuje, że na dużych głębokościach znajduje się taka ilość wody, jaką gromadzą wszystkie oceany. Ruchy tektoniczne powodują, że płyty z dna oceanów wędrują w głąb planety. Są one silnie nasączone wodą, którą niosą ze sobą. Stąd może pochodzić znaczna część wody w mezosferze. Uczeni nie wykluczają, że istnieją ubogie w wodę obszary mezosfery, jednak w świetle ostatnich badań jest to mało prawdopodobne.
-
Zidentyfikowano jedną z największych znanych nam gwiazd
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Olivier Chesneau, korzystając z Very Large Telescope, odkrył największą znaną żółtą gwiazdę. Hiperolbrzym HR 5171 A jest jednocześnie jedną z 10 największych znanych nam gwiazd. Jego średnica jest 1300 razy większa od średnicy Słońca, zatem jest on większy od słynnej Betelgezy. HR 5171 A jest około miliona razy jaśniejszy od naszej gwiazdy. Podczas badań naukowcy wykorzystali technikę interferometrii, dzięki której połączyli dane z wielu pojedynczych teleskopów, tworząc w ten sposób wirtualny teleskop o średnicy 140 metrów. Po uzyskaniu nowych danych naukowcy przejrzeli dane archiwalne z ostatnich 60 lat, by sprawdzić, jak HR 5171 A zachowywała się w przeszłości. Żółte hiperolbrzymy należą do największych i najjaśniejszych gwiazd w naszej galaktyce. Są też bardzo rzadkie. Dotychczas znamy kilkanaście takich obiektów. HR 5171 A znajduje się w odległości niemal 12 000 lat świetlnych od Ziemi, ale dzięki temu, że jest olbrzymia, można ją zobaczyć gołym okiem. Pod warunkiem, że ma się bardzo dobry wzrok. Hiperolbrzym należy do układu podwójnego. Towarzyszy mu mniejsza gwiazda, która obiega olbrzyma w ciągu 1300 dni. Temperatura powierzchni HR 5171 A wynosi około 5000 stopni Celsjusza, a jego towarzysz jest nieco cieplejszy. « powrót do artykułu -
Pawiany uczą się od innych małp o nowych źródłach pożywienia, ale tylko wtedy, gdy są zuchwałe lub niespokojne. W ramach Tsaobis Baboon Project naukowcy oceniali wpływ osobowości na to, czy pawian rozwiąże zadanie związane z żerowaniem i czy później pokaże innym, jak sobie z nim poradzić. Okazało się, że u śmiałych małp występowały oba zachowania. Na przestrzeni 3 lat akademicy przeprowadzili 2 typy eksperymentów, podczas których pawiany mogły zdobyć wiedzę dotyczącą nowego źródła pokarmu, obserwując zajmującą się nim inną małpę. O ile zuchwałe pawiany się uczyły, o tyle nieśmiałe, choć patrzyły na drugie zwierzę z nowym zadaniem tyle samo czasu, nie. W efekcie, mimo że uświadomiono im, co trzeba uczynić w przypadku danego zadania, nadal były zbyt nieśmiałe, by po wszystkim cokolwiek zrobić - opowiada dr Alecia Carter z Uniwersytetu Oksfordzkiego. To oznacza niedopasowanie między zbieraniem i wykorzystywaniem informacji społecznej. Biolodzy zauważyli także, że choć spokojne małpy dłużej obserwowały demonstrującego wykonanie niż osobniki zdenerwowane, to te ostatnie uczyły się wykonania zadania. Wyniki są znaczące, bo sugerują, że w zadaniach poznawczych zwierzęta mogą wypadać źle nie dlatego, że nie są wystarczająco mądre, aby sobie z nimi poradzić, lecz dlatego, że są zbyt nieśmiałe lub nerwowe, by się nimi zająć. Indywidualne różnice w uczeniu społecznym są związane z osobowością, a zatem powinny być brane pod uwagę podczas badania poznania zwierząt. Autorzy artykułu z pisma PeerJ podkreślają, że ich ustalenia mają także odniesienie do tworzenia kultury za pośrednictwem uczenia społecznego. Może się bowiem zdarzyć, że ktoś nie jest w stanie pozyskać informacji, bo nie zadaje się z uświadomionymi jednostkami albo jest zbyt nieśmiały, by wcielić zdobytą wiedzę w życie, a przez to informacja nie przemieszcza się między członkami grupy. « powrót do artykułu
-
Skąd pochodzi tajemnicza chmura tlenku węgla?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Beta Pictoris to pierwsza gwiazda, o której wiemy, że jest otoczona dyskiem złożonym z kurzu i różnej wielkości odłamków pochodzących z komet i asteroidów, rozbitych w wyniku zderzeń. Dzięki teleskopowi ALMA wiemy również, że w pobliżu gwiazdy znajduje się wielka chmura tlenku węgla. Mark Wyatt z University of Cambridge mówi, że światło gwiazd bardzo szybko rozbija tlenek węgla, zatem istnienie tak dużej chmury tego gazu wskazuje, iż musi być on ciągle uzupełniany. Zdaniem naukowca istnieją dwa możliwe wyjaśnienia tego fenomenu. Niewykluczone, że w pobliżu znajduje się planeta wielkości Saturna, która wciąż przyciąga nowe komety. Te zderzają się ze sobą i uwalniają gaz. Za każdym razem, gdy komety znajdą się w pobliżu, grawitacja planety zmienia ich orbitę i prowadzi do zderzeń - mówi uczony. Komety takie zderzałyby się w dwóch punktach, jednym położonym przed, a drugim za orbitą planety. Powstawałyby zatem dwie chmury gazu po przeciwnych stronach. Być może jednak prawdziwe jest inne wyjaśnienie. Otóż w pobliżu Beta Pictoris przed 500 000 lat mogło dojść do zderzenia dwóch lodowych planet zawierających gaz. Pozostałości planet krążą wokół gwiazdy, otoczone chmurą gazu. W takim wypadku orbitująca chmura powinna pozostawiać za sobą słabo widoczny ogon złożony z gazu i pyłu. Dopiero szczegółowe badanie kształtu i orbity chmury tlenku węgla pozwoli odpowiedzieć na pytanie, który z dwóch scenariuszy jest prawdziwy. Nie wiadomo jednak, czy z pozycji ziemskiego obserwatora uda się ten kształt ustalić. « powrót do artykułu -
Badacze z Uniwersytetu Harvarda, The Warton School oraz MIT-u postanowili rozwiązać pewną zagadkę dotyczącą amerykańskich funduszy inwestycyjnych. Otóż w USA fundusze inwestycyjne dwukrotnie częściej ryzykują swoje pieniądze inwestując w nowo otwarte firmy prowadzone przez mężczyzn, niż przez kobiety. Co więcej, do kobiet-przedsiębiorców trafia zaledwie 7% środków przeznaczanych przez właścicieli na inwestycje na niepublicznym rynku kapitałowym. Naukowcy zastanawiali się, jaka przyczyna powoduje, że właściciele kapitału zdecydowanie częściej powierzają go mężczyznom. Do udziału w pierwszym z przeprowadzonych eksperymentów namówiono 60 prawdziwych inwestorów. Każdy z nich oglądał filmy, nagrane przed osoby, które miały pomysł na biznes i poszukiwały finansowania. Filmy pochodziły z prawdziwych przedsięwzięć tego typu urządzanych na terenie USA. Po obejrzeniu klipów inwestorzy mieli ocenić, jak bardzo przekonujące były występujące w nich osoby oraz na ile były atrakcyjne. Okazało się, że inwestorzy chętniej wybierali mężczyzn niż kobiety, pomimo iż zawartość merytoryczna filmów była niemal identyczna. Co więcej, okazało się, że im bardziej atrakcyjna była osoba z filmu, tym bardziej uchodziła za atrakcyjną, ale dotyczyło to tylko mężczyzn. Niezależnie od tego, jak atrakcyjne były kobiety, zwykle oceniano je jako mniej przekonujące od mężczyzn. W drugim z eksperymentów uczestnicy, pochodzący z generalnej populacji, mogli dzięki internetowi posłuchać wystąpienia aspirującego przedsiębiorcy, ale go nie widzieli. I znowu mężczyźni okazali się bardziej przekonujący od kobiet, nawet wówczas, gdy ich wystąpienia były identyczne. Gdy następnie biorący udział w eksperymencie mogli i posłuchać i zobaczyć młodego biznesmena, okazało się, że wybierali tego, który spełniał dwa warunki: był mężczyzną i był atrakcyjny. Naukowcy mówią, że ich eksperyment pokazał, iż zarówno wśród inwestorów jak i w generalnej populacji istnieje preferencja dla mężczyzn, szczególnie tych przystojnych. To wyjaśnia, dlaczego mężczyźni mogą częściej liczyć na wsparcie ze strony venture capital. Nie wiadomo natomiast, skąd taka preferencja się bierze. « powrót do artykułu
-
US-CERT (Computer Emergency Readiness Team) wydał zalecenie dla użytkowników Windows XP, którzy chcą używać tego systemu po kwietniu, kiedy to Microsoft zakończy wsparcie dla leciwego systemu i nie będzie łatał znalezionych w nim dziur. Użytkownicy, którzy będą używali Windows XP po zakończeniu wsparcia mogą uniknąć części związanego z tym ryzyka, korzystając z innej przeglądarki niż Internet Explorer - stwierdzili eksperci z US-CERT. Wersje innych przeglądarek dla Windows XP będą jeszcze przez jakiś czas wspierane. Użytkownicy powinni sprawdzić terminy wsparcia na witrynie wybranej przez siebie alternatywnej przeglądarki- czytamy. Wsparcie dla IE jest związane z systemem operacyjnym, na którym zainstalowana jest przeglądarka. Gdy zatem Microsoft przestanie dostarczać poprawki dla Windows XP, nie będzie aktualizowana zainstalowana w nim firmowa przeglądarka. Nawet mimo faktu, że użytkownicy IE7 czy IE8 korzystający z nowszych systemów Microsoftu będą mieli zapewnione łaty dla przeglądarki. Wsparcie dla IE6 zostanie zakończone w przyszłym miesiącu i dotyczyć będzie wersji na wszystkie systemy operacyjne. Przeglądarki są ulubionym celem ataku cyberprzestępców. To właśnie za ich pośrednictwem najczęściej atakowane są systemy operacyjne. Dlatego też jest niezwykle istotne, by w sytuacji, w której używamy niezałatanego systemu mieć do dyspozycji przeglądarkę z najnowszymi poprawkami. Google już zapowiedział, że Chrome działająca pod kontrolą Windows XP będzie wspierana co najmniej do kwietnia przyszłego roku. Mozilla odmówiła podania konkretnej daty zakończenia wsparcia, ale jej przedstawiciele przypomnieli, że dotychczas nie poinformowali o tym, iż mają zamiar przestać produkować łaty dla Firefoksa dla Windows XP. Podobnie ma się sytuacja z Operą. Większość użytkowników Windows XP używa prawdopodobnie Internet Explorera 8, który został dostarczony w ramach automatycznej aktualizacji na początku 2012 roku. Osoby takie powinny pamiętać, że już w kwietniu, wraz z końcem wparcia dla systemu operacyjnego zostanie zakończone też wsparcie dla przeglądarki. « powrót do artykułu
-
Wyrażające emocje sceny z reliefów greckich grobowców z epoki hellenistycznej miały być formą terapii dla pogrążonych w żałobie. Sandra Karlsson z Wydziału Sztuki Uniwersytetu w Göteborgu badała na potrzeby pracy doktorskiej reliefy nagrobne ze Smyrny i Kyzikos. Przedstawiały one zarówno motywy figuratywne, jak i inskrypcje. "Materiał źródłowy zapewnia ważne informacje nt. rytuałów pogrzebowych, a także dane demograficzne, dotyczące struktury rodziny oraz poglądów na temat życia po śmierci" - podkreśla Karlsson, która skoncentrowała się na wyrazach emocji oraz koncepcjach śmierci. Mimo że kamienie nagrobne mogą potencjalnie być bogatym źródłem danych o historii emocji, badacze rzadko się nimi zajmują. Wg Szwedki, ilustracje oraz inskrypcje odzwierciedlają stosunek ówczesnych ludzi do śmierci, a kamienie nagrobne to sposób na radzenie sobie z utratą kogoś bliskiego. Kamienie nagrobne były nie tylko znakami upamiętniającymi, ale także terapią wzrokową dla żałobników. Zmarły może np. być sportretowany jako postać stojąca koło tablicy nagrobnej. Wybór położenia ujawnia wiarę w to, że ci, którzy odeszli, egzystują szczęśliwie w podziemiu, a grób jest miejscem interakcji między żywymi i umarłymi. Wyrazy emocji na kamieniach nagrobnych wskazują także na wartości społeczne: osoby o niższym statusie demonstrują bowiem żal z większym prawdopodobieństwem niż ludzie o wyższej pozycji. Ponieważ reliefy nagrobne były drogie, zmarli reprezentowali zapewne starożytny odpowiednik dzisiejszej klasy średniej. Często portretowano ich ze służącymi i członkami rodziny. Podczas gdy krewnych ustawiano obok siebie w rzędzie jak figury, służący wykonywali różne gesty oznaczające żałobę i żal, np. siedzieli na ziemi lub dotykali jedną ręką brody. Choć wcześniejsze badanie sugerowało, że w związku z dużą śmiertelnością dzieci w starożytności rozwinęły się normy kulturowe tłumienia w takich okolicznościach wyrazów smutku, Karlsson tego nie potwierdza. Wręcz przeciwnie, odkryłam, że najsilniejsze wyrazy żalu dotyczyły zmarłych dzieci i młodzieży. Karlsson opowiada, że niekiedy na tablicach pojawiały się niekonwencjonalne elementy, np. poruszający opis zmarłego albo dziecko z ulubioną zabawką. Szwedka porównuje to do współczesnego zwyczaju zastępowania w nekrologu krzyża czymś bardziej osobistym, np. sercem czy piłką futbolową, albo umieszczania na nagrobku zdjęcia zmarłego. « powrót do artykułu
-
Wpływowa senator Dianne Feinstein, znana zwolenniczka prowadzonego przez NSA programu masowej inwigilacji, tym razem ma poważne zastrzeżenia do amerykańskich służb specjalnych. Feinstein, która jest przewodniczącą Senackiego Komitetu ds. Wywiadu oskarżyła CIA o nielegalne szpiegowanie... komputerów jej komitetu. Maszyny znajdują się w zamkniętej sieci, którą utworzono specjalnie w celu zbadania działalności CIA. Agencja podejrzewana jest o dopuszczenie się nadużyć w ramach programu zatrzymań i przesłuchań, który rozpoczął się w 2002 roku. W 38-minutowym przemówieniu pani senator stwierdziła: „mam poważne obawy, że dokonane przez CIA przeszukanie komputerów naruszyło rozdział władzy określony w Konstytucji Stanów Zjednoczonych”. Feinstein dodała, że działanie CIA mogło naruszyć Czwartą Poprawkę, która chroni przed „nieuzasadnionymi przeszukaniami” oraz inne prawa federalne, m.in. rozporządzenie prezydenckie zakazujące CIA prowadzenia działań wywiadowczych na terenie USA. Na ironię losu zakrawa fakt, że pani senator oskarża CIA o naruszenie tej samej poprawki, którą, zdaniem obrońców praw obywatelskich, masowo narusza broniona przez Feinstein NSA. Dyrektor CIA, John Brennan, zaprzeczył oskarżeniom Feinstein „Nic nie jest bardziej odległe od prawdy” - stwierdził. Departament Sprawiedliwości rozpoczął śledztwo w sprawie domniemanego popełnienia przestępstwa przez pracowników CIA. « powrót do artykułu