Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37589
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Amerykańska Marynarka Wojenna już w najbliższym czasie zostanie wyposażona w futurystyczną broń. Jeszcze w bieżącym roku do służby trafi pierwszy laser służący do zestrzeliwania dronów, a w ciągu dwóch lat mają odbyć się morskie testy działka szynowego (railgun). Dla US Navy potrzeba posiadania supernowoczesnej broni wynika nie tylko z chęci utrzymania przewagi militarnej nad potencjalnym przeciwnikiem, ale również z rachunku ekonomicznego. Laser jest tańszy w użyciu od tradycyjnej broni rakietowej, a jako że okręty wojenne są samowystarczalne pod względem zapotrzebowania na energię bądź też posiadają jej zapasy na długi czas, działo laserowe może strzelać znacznie dłużej niż broń rakietowa, do której pociski kiedyś się skończą. Obecnie opracowania przez US Navy technologia laserowa jest tak bardzo zaawansowana, że prototypowe działo może być obsługiwane przez jedną osobę. Lawer Weapon System jest przeznaczony do zwalczania „zagrożeń asymetrycznych”, czyli dronów, niewielkich szybkich łodzi czy też całych grup niewielkich łodzi. Urządzenia stanowią coraz większe zagrożenie dla okrętów operujących w Zatoce Perskiej, dlatego też LWS trafi na okręt-amfibię USS Ponce. Z kolei działko szynowe to system elektromagnetyczny, który może wyrzucać pociski z kilkukrotną prędkością dźwięku. Tak szybko pędzący pocisk nie potrzebuje materiału wybuchowego, by poważnie uszkodzić cel. Oba systemy mają jednak poważne ograniczenia. Skuteczność działa laserowego zmniejsza się w sytuacji, gdy pada deszcz, powietrze ulega turbulencjom lub jest zanieczyszczone pyłem. Co prawda Marynarka Wojenna USA twierdzi, że poradziła sobie z tymi problemami, jednak analityk Loren Thompson z Lexington Instiute wątpi, czy w trudnych warunkach atmosferycznych laser będzie działał równie dobrze, co przy ładnej pogodzie. Z kolei głównym problemem związanym z użyciem railguna jest jego olbrzymie zapotrzebowanie na energię. Obecnie US Navy nie posiada żadnego okrętu, który byłby w stanie dostarczyć wystarczającą ilość energii do działka szynowego. Pierwszą jednostką zdolną do współpracy z taką bronią jest budowany właśnie USS Zumwalt, pierwszy z nowej klasy niszczycieli. Jednostka ta zostanie wyposażona w generatory o mocy do 78 MW. Inżynierowie pracują też nad systemem akumulatorów, który po zainstalowaniu na już istniejących okrętach pozwoli im na współpracę z railgunem. Zarówno działko laserowe jak i szynowe będą znacznie tańsze od broni rakietowej. Obecnie jeden rakietowy pocisk przechwytujący wykorzystywany przez US Navy kosztuje co najmniej milion dolarów. Obrona okrętu wojennego przed dronem czy szybką łodzią może być więc niezwykle kosztownym przedsięwzięciem. Tymczasem strzał z lasera o mocy 30 kW to koszt kilku dolarów. I nie wzrośnie on zbytnio nawet po planowanym na przyszłość 3-krotnym zwiększeniu mocy lasera. Nad bronią laserową pracuje wiele krajów, jednak to US Navy jest najbardziej zaawansowana. Wiele osób zdziwi się słysząc, że broń jest już gotowa do służby - mówi kapitan Mike Ziv, odpowiedzialny z Naval Sea Systems Command za systemy broni energetycznej i elektrycznej. Trzeba uczciwie przyznać, że inne kraje też pracują nad tą technologią. Ale mogę też powiedzieć, że nasz sukces wyniki ze sposobu, w jaki połączyliśmy wszystkie skomplikowane rzeczy w system, który może być obsługiwany przez jednego marynarza - dodaje Ziv. « powrót do artykułu
  2. Dzięki przeglądowi okazów wypożyczonych z kolekcji Muzeum Historii Naturalnej w Londynie chrząszcz znaleziony 182 lata temu przez Karola Darwina został uznany za nowy gatunek. Darwinilus sedarisi, bo o nim mowa, zawdzięcza swoją nazwę ojcu ewolucjonizmu i pisarzowi Davidowi Sedarisowi. Owad reprezentuje rodzinę kusakowatych (Staphylinidae). Głównym autorem studium i pomysłodawcą nazwy jest Stylianos Chatzimanolis z Uniwersytetu Tennessee w Chattanooga. Darwin znalazł chrząszcza w 1832 r. w Bahía Blanca. Choć był zafascynowany różnorodnością kusakowatych, niektórymi okazami nie zdążył się zająć. Przeglądając egzemplarze z Londynu, Chatzimanolis zauważył u jednego z nich nietypowe czułki z wypustkami przypominającymi ząbki piły. Chatzimanolis obawiał się, że cennemu obiektowi może się coś stać, dlatego starał się maksymalnie skrócić czas manipulowania nim. Odkrycie nowego gatunku jest zawsze ekscytujące, a znalezienie gatunku zebranego przez Darwina to coś naprawdę niesamowitego. Choć entomolog przetrząsał w poszukiwaniu nowego kusakowatego zasoby europejskich i północnoamerykańskich muzeów, natrafił jeszcze tylko na jeden egzemplarz. Zebrano go przed 1935 r. w Río Cuarto w Argentynie i trzymano w Muzeum Historii Naturalnej w Berlinie. Amerykanin uważa, że natrafienie jedynie na 2 egzemplarze tak dużego chrząszcza da się wyjaśnić na 2 sposoby. Po pierwsze, gatunek może być rzadko widywanym myrmekofilem. Po drugie, większość argentyńskiego habitatu przekształcono w pola uprawne. Niektórych aspektów morfologii (np. detali aparatu gębowego) nie opisano ze względu na delikatność i wartość naukową obu egzemplarzy. Długość holotypu to 21,5 mm. Zarówno holotyp, jak i paratyp są samcami. Darwin przybył do Bahía Blanca 6 września, a wyjechał 17 października 1832 r. Zgodnie z prowadzonymi przez naukowca Insect Notes, okaz został schwytany we wrześniu. « powrót do artykułu
  3. Rozpowszechnione przekonanie, że religia i nauka nie idą w parze nie jest prawdziwe, przekonuje profesor socjologii Elaine Howard Ecklund z Rice University. Podczas konferencji Amerykańskiego Towarzystwa Na Rzecz Postępu w Nauce (AAAS – American Association for the Advancement of Science) uczona zaprezentowała wyniki swoich badań przeprowadzonych na reprezentatywnej próbie 10 000 Amerykanów. Odkryliśmy, że niemal 50% ewangelików sądzi, że nauka i religia mogą współistnieć i nawzajem sobie pomagać. W całej populacji USA takie przekonanie żywi tylko 38% osób - mówi uczona. Badania wykazały również, że naukowcy są równie religijni jak reszta społeczeństwa. W cotygodniowej mszy udział bierze 18% naukowców i 20% populacji USA. Z kolei 15% uczonych i 19% ogólnej liczby Amerykanów określa się jako osoby bardzo religijne. Do cotygodniowej lektury tekstów religijnych przyznaje się 13,5% uczonych i 17% ogólnej populacji. Z kolei 19% naukowców modli się wielokrotnie w ciągu dnia. Do praktyk takich przyznaje się 26% Amerykanów. Profesor Ecklund mówi, że wyniki jej badań to dobra wiadomość dla prawodawców i nauczycieli, gdyż pokazują, że nie należy podchodzić do religii jako do czegoś, z czym należy walczyć. Raczej należy z nią współpracować. Zdaniem uczonej to media starają się przedstawiać naukę i religię jako swoje przeciwieństwa i to stąd bierze się takie a nie inne wyobrażenie w społeczeństwie. W programach informacyjnych czy historiach prezentowanych w mediach przedstawia się nam naukowców i osoby religijne jako dwa skonfliktowane światy spierające się m.in. o naukę kreacjonizmu w szkołach. Tymczasem różnego typu działacze i osoby biorące udziały w sporach to najbardziej hałaśliwi przedstawiciele obu grup. Wśród innych interesujących wyników uzyskanych przez profesor Ecklund warto wspomnieć o tym, że niemal 60% ewangelików i 38% ogółu badanych uważa, że naukowcy w swojej pracy powinni być otwarci na kwestię cudów. Około 27% Amerykanów uważa, że religia i nauka są skonfliktowane. Wśród osób tak uważających aż 52% opowiada się po stronie religii. Z kolei 48% ewangelików uważa, że nauka i religia mogą współpracować. Z kolei 22% naukowców sądzi, że większość osób wierzących jest wrogich nauce. Niemal 20 procent Amerykanów sądzi, że osoby religijne są wrogie nauce, a 22% uważa, że naukowcy są wrodzy religii. Aż 36% naukowców nie ma żadnych wątpliwości co do istnienia Boga. Ecklund odkryła jeszcze jeden sprzeczny z intuicją fakt. Okazało się bowiem, że nauka wcale nie powoduje pojawienia się wątpliwości co do prawdziwości wierzeń religijnych. Wręcz przeciwnie. Naukowcy będący jednocześnie ewangelikami są bardziej pobożni niż ogólna populacja ewangelików. Prace profesor Ecklund są najszerzej zakrojonymi badaniami dotyczącymi nauki i religijności Amerykanów. « powrót do artykułu
  4. Dr Klaus Reinhardt z Uniwersytetu w Tybindze przeanalizował archiwa Instytutu Entomologii Waffen-SS z Dachau. Okazało się, że naziści badali, które z komarów najlepiej dadzą sobie radę poza naturalnym habitatem. Wg specjalisty, miały one być infekowane malarią i zrzucane nad terytorium wroga. Instytut został założony w 1942 r. z rozkazu Heinricha Himmlera. Autor artykułu z pisma Endeavour skupił się na protokołach badawczych doktora Eduarda Maya i znalazł dowody na to, że jego podopieczni studiowali gatunek komara, który był w stanie przeżyć bez jedzenia i wody do 4 dni. Testy nad ewentualną długością przeżycia komarów na pokładzie samolotu pokazały, że widliszek malaryczny (Anopheles maculipennis) przetrwa w stanie deprywacji pokarmowej o wiele dłużej od pozostałych. Pomysł, by hodować zarażone malarią komary i zrzucać je na ludzi, nie jest dobrze udokumentowany. Pojawiają się tylko hasła "stacja hodowlana" i "miejsce zrzutu". Wyposażenie, którym dysponował May, było w rzeczywistości żałosne. Inni naukowcy nie wydają się przekonani argumentacją Reinhardta. Prof. Gregory Koblentz z George Mason University uważa np., że próbę oceny zagrożenia stwarzanego przez różne czynniki biologiczne i wektory szczególnie trudno skategoryzować jak ofensywną lub defensywną. Nawet jeśli zamiary Maya miały charakter zaczepny, badania znajdowały się na bardzo wczesnym etapie [...]. Reinhardt przyznaje, że faktycznie trudno udowodnić zamiary nazistów, zwłaszcza biorąc pod uwagę chaos panujący pod koniec wojny. Co więcej, wielu historyków uważa, że wszelkie tego typu badania musiały mieć charakter obronny, bo Hitler sprzeciwiał się rozwijaniu broni biologicznej. Choć May chciał badać wszelkie przenoszące choroby owady, by wiedzieć, jak eliminować szkodniki, wg Reinhardta, niektóre studia entomologiczne miały oczywisty związek z wojną.
  5. Inzynierowie z NASA i Lincoln Lab przez niemal miesiąc prowadzili testy komunikacji laserowej pomiędzy Ziemią a Księżycem. Wyniki przeszły najśmielsze oczekiwania. Nie było żadnych opóźnień w transmisji, błędów czy zerwania połączenia. Dane były przesyłane zarówno wtedy, gdy Księżyc był wysoko na niebie, gdy był nisko (wówczas transfer spowalniał do 311 Mb/s), gdy znajdował się blisko Słońca i gdy atmosfera była wzburzona. Co więcej, połączenie działało nawet wówczas, gdy niebo było przesłonięte cienką warstwą chmur. Don Boronson, który z ramienia Lincoln Lab był odpowiedzialny za Lunar Laser Communication Demonstration (LLCD) mówi, że system jest gotowy do debiutu. System laserowej komunikacji ma w przestrzeni kosmicznej olbrzymią przewagę nad komunikacją radiową. Łączność radiowa jest powolna i wymaga wielkich anten, niejednokrotnie większych od samych pojazdów znajdujących się poza Ziemią. Lasery są znacznie mniejsze i pozwalają nawet na 100-krotnie szybsze przesyłanie danych. Ziemski nadajnik LLCD znajdował się w White Sands w Nowym Meksyku. Wysłał on wiązkę laserową w kierunku satelity. Ten przeskanował przestrzeń, odnalazł wiązkę lasera i sam wysłał własną, wykorzystując w tym celu laser o mocy 0,5 wata. Od tego momentu oba nadajniki/odbiorniki były połączone i mogły nieprzerwanie pracować. Zaskoczył nas fakt, że satelita praktycznie nie musiał przeprowadzać skanowania. Niemal natychmiast odnalazł wiązkę. Tak więc już pierwszej nocy stopniowo zwiększaliśmy prędkość transferu danych i uzyskaliśmy maksymalny przewidziany transfer - mówi Boronson. Z Ziemi do pojazdu krążącego na orbicie Księżyca dane wysyłano z prędkością 20 Mb/s, a z orbitera na Ziemię – z prędkością 622 Mb/s. W ramach eksperymentu wysłano do orbitera i z powrotem film w formacie HD. Sygnał pomiędzy Ziemią a Księżycem biegł 1,3 sekundy. Uwzględniając czas podróży sygnału oraz opóźnienie spowodowane koniecznością jego obróbki opóźnienie w powrocie danych na Ziemię wyniosło 7 sekund. O tym, jak wielką przewagę nad komunikacją radiową ma komunikacja laserowa niech świadczy fakt, że pobranie 1 gigabajta danych naukowych z pamięci podręcznej orbitera trwało mniej niż 5 minut. Systemowi komunikacji radiowej zajęłoby by około 3 dni. Co więcej LLCD w ogóle nie wymagał użycia sygnałów radiowych. Eksperyment wykazał, że za pomocą komunikacji laserowej można programować satelitę i odpowiednio go ustawiać w celu przeprowadzenia poprawnej komunikacji. W 2017 roku NASA chce uruchomić Laser Communicatio Relay Demonstration (LCRD). To mający trwać 5 lat eksperyment, podczas którego dane będą wysyłane z prędkością 1 Gb/s pomiędzy Ziemią a satelitą na orbicie geosynchronicznej. « powrót do artykułu
  6. Jednym z czynników utrudniających leczenie glejaka wielopostaciowego jest fakt, że złośliwe komórki guzów rozprzestrzeniają się, podążając wzdłuż nerwów i naczyń krwionośnych. Ostatnio jednak naukowcy z Georgia Institute of Technology zhakowali mechanizm migracyjny za pomocą filmu nanowłókien. W ten sposób zamiast najeżdżać nowe obszary, komórki przemieszczają się do wybranej lokalizacji poza mózgiem, gdzie można je schwytać i uśmiercić. Dzięki tej metodzie lekarze są w stanie częściowo przeprowadzić zmiany z lokalizacji nieoperowalnych do bardziej dostępnych. Choć nie eliminuje nowotworu, nowa technika zmniejsza rozmiary guzów w modelach zwierzęcych. Zaprojektowaliśmy cienki polimerowy film z nanowłókien, który naśladuje budowę nerwów i naczyń, wykorzystywanych zwykle przez komórki guza do opanowania kolejnych części mózgu. Normalnie komórki uczepiają się tych naturalnych struktur i podróżują nimi jak koleją jednoszynową. Podsuwając atrakcyjne sztuczne włókno, możemy skutecznie przesunąć guz wzdłuż innego szlaku do wybranej przez nas lokalizacji - wyjaśnia dr Ravi Bellamkonda. Jeszcze jako studentka Georgia Tech Anjana Jain zajmowała się biomateriałami do regeneracji rdzenia kręgowego. Jak sama zauważa, szlaki sygnałowe, które próbowano aktywować, by naprawić rdzeń, są tymi samymi, które badacze chcieliby wyłączać w przypadku glejaków. Przejście do zastosowań związanych z nowotworami było zatem naturalnym posunięciem [...]. Komórki nowotworowe zazwyczaj opanowują zdrową tkankę, wydzielając enzymy. Aktywność ta wymaga sporych nakładów energii. Wymyśliliśmy, by dać im przypominający naturalne struktury mózgu szlak najmniejszego oporu, który byłby atrakcyjny, bo nie wymagałby żadnych dodatkowych wydatków energetycznych. Amerykanie stworzyli otoczone poliuretanowym nośnikiem włókna z polikaprolaktonu (PCL), których powierzchnia symulowała kontury nerwów i naczyń. Wszczepiono je szczurom z ludzkim glejakiem wielopostaciowym. Działały one jak prowadnice, kierujące komórki nowotworowe do żelu-kolektora, który zawierał toksyczną cyklopaminę. Dla porównania akademicy implantowali także włókna bez PCL, PCL bez tekstury, niektórych szczurów w ogóle zaś nie leczono. Żel do zbierania komórek guza zlokalizowano poza mózgiem. Po 18 dniach okazało się, że w porównaniu do grup kontrolnych, u zwierząt z implantami z nanowłókien PCL zlokalizowanymi w pobliżu zmian guzy znacząco się zmniejszyły. Komórki nowotworowe przebyły całą długość włókien, trafiając wprost do żelu. Choć ideałem jest wyeliminowanie nowotworu, nowa technika pozwoliłaby kontrolować wzrost nieoperowalnych guzów. Być może z rozwiązaniami takimi jak to będziemy w stanie żyć z nowotworem jak z cukrzycą czy nadciśnieniem - dywaguje Bellamkonda, dodając, że leczenie nowotworów minimalnie inwazyjnymi filmami może być o wiele bezpieczniejsze niż stosowanie związków chemicznych [szkodzących zdrowym komórkom]. W przyszłości akademicy chcą przetestować metodę m.in. na innych nowotworach mózgu. « powrót do artykułu
  7. Ludzie żyjący na terenie chłodnych, północnych szerokości geograficznych mają w przewodzie pokarmowym więcej bakterii predysponujących do otyłości niż osoby żyjące bardziej na południu. Metaanaliza 6 wcześniejszych studiów ukazała się online w piśmie Biology Letters. Autorami opracowania są Taichi Suzuki z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley i prof. Michael Worobey z Uniwersytetu Arizony. Ludzie myślą, że otyłość jest zła, ale może w przeszłości pozyskiwanie większej ilości tłuszczu i energii z diety było ważne dla przetrwania w chłodnych miejscach. Niewykluczone, że na dzisiejszy mikrobiom wpływają nasi przodkowie - wyjaśnia Suzuki, dodając, że jedna z teorii jest taka, że powiązane z otyłością bakterie lepiej pozyskują energię z pożywienia. To sugestia, że to, co nazywamy zdrowym mikrobiomem, może się różnić w poszczególnych regionach. Być może zmiany w składzie społeczności bakteryjnych zamieszkujących przewód pokarmowy są istotne dla przystosowania się populacji różnych gatunków, w tym ludzi, do rozmaitych warunków środowiskowych - dodaje Worobey. W przeszłości wykazano, że w jelitach otyłych ludzi i myszy dominują bakterie z typu Firmicutes, a w przewodzie pokarmowym szczupłych przedstawicieli obu wymienionych gatunków Bacteroidetes. Suzuki dywagował, że skoro zwierzęta stałocieplne są tym większe, im chłodniejszy jest klimat, w którym żyją - regułę tę sformułował w 1847 r. Christian Bergmann - to tak jak u otyłych osobników będzie u nich występować więcej Firmicutes niż Bacteroidetes. Zarówno na Uniwersytecie Arizony, jak i na UC Berkeley Suzuki analizował przystosowanie gryzoni do różnych szerokości geograficznych, później [...] pomyślał, że skoro Firmicutes i Bacteroidetes są powiązane z otyłością, czemu nie przyjrzeć się wielkoformatowym trendom u ludzi. Kiedy wrócił z wynikami wskazującymi, że rzeczywiście coś jest na rzeczy, spotkała nas spora niespodzianka - opowiada Worobey. Student wykorzystał dane z 6 studiów, które łącznie objęły 1020 ludzi z 23 populacji z Afryki, Europy, obu Ameryk oraz Azji. Stwierdził, że bez względu na płeć, wiek czy metody wykrywania, proporcja Firmicutes rosła, a Bacteroidetes malała z szerokością geograficzną. U Afroamerykanów występowały takie same wzorce jak u Europejczyków i mieszkańców USA oraz Kanady (a nie jak u Afrykanów mieszkających w rejonach tropikalnych). Czy mikrobiom pomaga także wyjaśnić regułę Bergmanna, trzeba będzie sprawdzić w ramach przyszłych testów eksperymentalnych, lecz odkrycie Taichiego dodaje intrygujący i kompletnie przeoczony kawałek układanki do tego skądinąd dobrze zbadanego wzorca ewolucyjnego - podsumowuje doradca Suzukiego, prof. Michael Nachman z UC Berkeley. « powrót do artykułu
  8. Rosyjska grupa hakerska WZOR twierdzi, że w maju bieżącego roku Microsoft zaprezentuje wersję beta systemu Windows 9. Wcześniej, jeszcze przed kwietniową konferencją BUILD, koncern z Redmond wyśle do swoich partnerów wersję Developer Preview. Zdaniem przedstawicieli WZOR edycja Release Candidate Windows 9 trafi do partnerów Microsoftu i producentów OEM w sierpniu lub wrześniu bieżącego roku. Biorąc pod uwagę fakt, że pomiędzy premierami Windows 8 i Windows 8.1 a prawdopodobną premierą Windows 9 minie niewiele czasu, nie powinniśmy spodziewać się radykalnych zmian w wyglądzie czy funkcjonowaniu systemu. Nie można jednak wykluczyć, że koncern z Redmond umożliwi uruchamianie androidowych aplikacji na Windows 9.
  9. Najnowszy sezon „Pułapek umysłu” ponownie zaskoczy widzów interaktywnymi zadaniami, rozgrywkami i eksperymentami, które mają pokazać nam, w jak niezwykły sposób pracuje ludzki mózg. Premierowy odcinek zostanie wyemitowany w poniedziałek 17 lutego, o godz. 22:00 na National Geographic Channel. „Pułapki umysłu” to produkcja, która zdobyła nie tylko ogromną popularność wśród widzów, ale także uznanie środowiska twórców telewizyjnych. Ci drudzy docenili program m.in. poprzez nominację do Nagrody Emmy dla najlepszego serialu informacyjnego lub programu specjalnego. Z tym większą przyjemnością prezentujemy widzom w Polsce nowy sezon serii. Pokażemy w nim, w jaki sposób postrzegamy świat, przetwarzamy informacje i jak interpretujemy różne zjawiska otaczające nas na co dzień. Przyjrzymy się takim tematom jak: atrakcyjność, zaufanie, współzawodnictwo, kolory czy stres. „Pułapki umysłu” będą wyświetlane w ramach emitowanego przez National Geographic Channel całorocznego bloku programowego „Podkręć swoje zwoje”. W tym paśmie zwracamy uwagę na niezwykłe dokonania nauki i ludzkiego umysłu, prezentując je za pomocą niesamowitych eksperymentów oraz ulicznych zagadek. W nowym sezonie, dzięki informacjom o najnowszych badaniach w obszarze neurologii i psychologii, postaramy się przeniknąć ludzki mózg za pomocą skrupulatnie dobranego zestawów łamigłówek, które zmuszają do ciągłego myślenia. Będą czarno-białe fotografie pojawiające się w kolorze, przypadkowy uczestnik wprowadzony w stan lewitacji, a także eksperyment pozwalający nie tylko dokładnie podać wiek widza, ale i cechy, które uznaje za atrakcyjne. Gospodarzem cyklu ponownie będzie Jason Silva. Przeprowadzi on widzów przez meandry naszych mózgów za pomocą serii eksperymentów, które wzbudzą zaskoczenie i ekscytację. Jason, poza pracą na planie „Pułapek umysłu”, sam zajmuje się reżyserią. Jego cykl ”Shots of Awe” – niekomercyjne mikro-dokumenty pokazujące współzależną ewolucję człowieka i technologii – stanowią źródło inspiracji dla milionów widzów. Jego ostatnia produkcja “Existential Bummer” stała się internetowym hitem. Do dziś obejrzało ją ponad 2 miliony osób. „Pułapki umysłu” to alfabet ludzkiej percepcji, abc funkcjonowania naszego mózgu – mówi Silva. Nowe łamigłówki, zagwozdki, iluzje i umysłowe ćwiczenia pobudzą w nas niezwykłe odczucia i pokażą, jakie tajemnice kryje w sobie najbardziej złożony z obiektów wszechświata”. Jeden z filmów z serii "Pułapki umysłu", dotyczący różnic pomiędzy kobietami a mężczyznami, można obejrzeć na witrynie National Geographic. « powrót do artykułu
  10. Książki zaczynają być gorzej oceniane, gdy zostaje im przyznana prestiżowa nagroda. Amanda Sharkey z University of Chicago Booth School of Business i Balázs Kovács z Uniwersytetu w Lugano przeanalizowali tysiące czytelniczych recenzji 32 par książek. W każdej parze jedna pozycja wygrała nagrodę, taką jak Nagroda Bookera, National Book Awards czy PEN/Faulkner Award for Fiction, a druga była nominowana, ale ostatecznie nie zdobyła żadnego lauru. Odkryliśmy, że w świecie literatury wygranie prestiżowej nagrody idzie ręka w rękę ze szczególnie ostrym spadkiem postrzeganej jakości - zaznacza Sharkey. Naukowcy dywagowali, że po podaniu do wiadomości publicznej, że dana pozycja została wyróżniona nagrodą, poszerza się grono odbiorców. Zwiększa się wtedy zróżnicowanie i zakres gustów czytelników, a pociąg do książki to niekoniecznie wyraz zainteresowania, ale raczej magnetycznego oddziaływania samej nagrody. Testując tę teorię, Sharkey i Kovács tworzyli przewidywane oceny każdej książki (bazowali na tym, jak kiedyś czytelnicy oceniali książki z tego samego gatunku). Stwierdzono, że przed przyznaniem nagrody przewidywane oceny tytułów, które zaraz miały wygrać, były zbliżone do przewidywanych ocen książek, które za chwilę okazywały się przegranymi. Po ogłoszeniu wyników przewidywane oceny pozycji wygrywających były jednak niższe od ocen książek niewygrywających. To bezpośredni dowód na to, że wygrywające tytuły przyciągają nowych czytelników, którzy normalnie nie sięgnęliby po taką lekturę. Amerykańsko-włoski duet twierdzi, że uzyskane wyniki odnoszą się także do innych dziedzin życia, np. branży filmowej. Rodzaje filmów, które zdobywają Oscara, mogą być bardzo różne od typów filmów, jakie oglądamy przez 9 miesięcy poza sezonem nagród. « powrót do artykułu
  11. Ze względu na wątpliwości dotyczące molekularnych podstaw choroby zwyrodnieniowej stawów (ChZS) leczenie często nie było skuteczne. Naukowcy z Instytutu Nauki i Technologii w Gwangju stwierdzili jednak, że uszkodzenie chrząstki jest skutkiem działania szlaku biorącego udział w regulowaniu i reagowaniu na poziom cynku w komórkach chrzęstnych. W skrócie można powiedzieć, że białko ZIP8 transportuje cynk do komórek, uruchamiając kaskadę zdarzeń prowadzących do zniszczenia tkanki chrzęstnej. Jako że ChZS jest uznawana za zaburzenie równowagi między czynnikami anabolicznymi i katabolicznymi, Jang-Soo Chun i inni przyglądali się roli homeostazy cynku (Zn2+), transporterów Zn2+ oraz zależnych od cynku czynników transkrypcyjnych. Mając na uwadze, że w procesie niszczenia chrząstki istotną rolę odgrywają rozkładające kolagen i proteoglikany enzymy proteolityczne, m.in. metaloproteinazy macierzy MMP-8 i MMP-13, a te są zależne od cynku, Koreańczycy zaczęli podejrzewać, że poziom Zn2+ w chondrocytach musi odgrywać jakąś rolę w patogenezie. Zespół badał tkankę pacjentów oraz eksperymentował na mysim modelu choroby. Koreańczycy natrafili na anormalnie wysoki poziom białka ZIP8, które znajduje się w błonie komórek chrzęstnych i odpowiada za import cynku do ich wnętrza. Napływ Zn2+ aktywował inne białko, czynnik transkrypcyjny 1 zależny od jonów metali (ang. metal-regulator transcription factor 1, MTF1), co z kolei zwiększało poziom MMP oraz enzymu ADAMTS5 w chondrocytach (cynk wchodzi w ich skład i spełnia rolę katalityczną). W ramach eksperymentów genetycznych na myszach Koreańczycy stwierdzili, że szlak cynk-ZIP8-MTF1 odgrywa kluczową rolę w związanej z ChZS degeneracji chrząstki. Nasze badania sugerują, że miejscowe wyeliminowanie cynku lub farmakologiczna inhibicja działania ZIP8 czy aktywności MTF1 w tkance chrzęstnej mogłyby być skutecznymi metodami leczenia choroby zwyrodnieniowej stawów. « powrót do artykułu
  12. W latach 2002-2013 w centralnej Afryce zabito 65% całej tamtejszej populacji słoni leśnych. Do takich wniosków doszli naukowcy, którzy przez 12 lat prowadzili badania w 80 obszarach znajdujących się na terenie 5 krajów. Obecnie liczba słoni leśnych jest ponaddziesięciokrotnie mniejsza niż jej szacowana historyczna populacja. Zwierzęta występują już tylko w 25% lasów, które niegdyś zajmowały. Jeśli masakra słoni nie zostanie powstrzymana, zwierzęta wyginą jeszcze za naszego życia. Z badań wynika, że niemal 60% populacji słoni leśnych występuje w niewielkim Gabonie. Historycznie największy odsetek przedstawicieli tego gatunku zamieszkiwał prawdopodobnie Demokratyczną Republikę Kongo. By uświadomić sobie, do jak dramatycznych zmian doprowadził człowiek, wystarczy porównać wielkość obu krajów. Powierzchnia Gabonu to około 268 000 kilometrów kwadratowych, podczas gdy DRK ma powierzchnię 2 345 000 kilometrów kwadratowych. Eksperci informują, że słonie leśne można spotkać jedynie w 5% kongijskich lasów. « powrót do artykułu
  13. Tami Reller, odpowiedzialna w Microsofcie za marketing, poinformowała, że dotychczas sprzedano 200 milionów kopii systemu Windows 8. Wyliczenia uwzględniają jedynie kopie OEM oraz wersje „pudełkowe”. Nie policzono natomiast masowych licencji, które kupują wielkie przedsiębiorstwa. W maju ubiegłego roku Microsoft informował, że sprzedał 100 milionów kopii najnowszego OS-a. Wówczas Windows 8 sprzedawał się równie dobrze jak Windows 7 w analogicznym okresie po debiucie. Obecnie jednak sprzedaż wyraźnie zwolniła. W ciągu 12 miesięcy od rynkowego debiutu klienci kupili 240 milionów kopii Windows 7, natomiast przekroczenie bariery 200 milionów kopii zajęło Windows 8 około 15 miesięcy. Gorsza w porównaniu z Windows 7 sprzedaż nowego systemu to nie tylko efekt słabszego zainteresowania produktem Microsoftu. Na zmniejszenie sprzedaży systemu ma też wpływ spadająca sprzedaż pecetów, na czym cierpią oba flagowe produkty z Redmond – Windows i MS Office. Czytając powyższe statystyki trzeba brać pod uwagę fakt, że – jak zwykle – mowa jest tutaj o kopiach sprzedanych producentom OEM oraz sprzedawcom detalicznym. Nie wszystkie z nich trafiły już w ręce klientów indywidualnych. Nie wiadomo też jak wiele osób, które kupiły Windows 8, skorzystało z prawa do powrotu do Windows 7. « powrót do artykułu
  14. Naukowcy z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) i Uniwersytetu Oksfordzkiego stworzyli interaktywną mapę ludzkiej historii genetycznej. Obejmuje ona 95 populacji z całego świata i demonstruje prawdopodobny genetyczny wpływ europejskiego kolonializmu, arabskiego handlu niewolnikami, Imperium Mongolskiego i podróży europejskich handlarzy wzdłuż Szlaku Jedwabnego. Mapa przedstawia wydarzenia z ostatnich 4 tys. lat. Artykuł nt. jej opracowywania i możliwości ukazał się w piśmie Science. Autorzy studium jednocześnie identyfikowali, datowali i charakteryzowali genetyczne mieszanie populacji. By analizować DNA 1490 osób z 95 populacji, stworzyli złożone narzędzie statystyczne Globetrotter. Ponieważ nasze podejście wykorzystuje tylko dane genetyczne, zapewnia informacje niezależne od innych źródeł. Wiele z naszych genetycznych obserwacji pasuje do wydarzeń historycznych. Dostrzegamy dowody na wcześniej nieudokumentowane mieszanie genetyczne. DNA osób z chińskiej mniejszości narodowej Tu sugeruje np., że ok. 1200 r. n.e. Europejczycy podobni do współczesnych Greków krzyżowali się z chińską populacją. Prawdopodobnie źródłem europejskiego DNA byli kupcy podróżujący pobliskim Szlakiem Jedwabnym - wyjaśnia dr Simon Myers z Wydziału Statystyki Uniwersytetu Oksfordzkiego. Zapisy historyczne sugerują, że Hazarowie ze środkowego Afganistanu są częściowo pochodzenia mongolskiego. Studium potwierdziło, że w okresie Imperium Mongolskiego mongolskie DNA rzeczywiście dostało się do tej populacji. Dowody genetycznego mieszania w analogicznym przedziale czasowym znaleziono także w odniesieniu do 6 innych populacji; niektóre znajdowały się bardzo daleko na zachód, bo aż w Turcji. Najbardziej zadziwia mnie [...], jak dobrze nasza technika działa. Choć indywidualne mutacje przesyłają słaby sygnał na temat pochodzenia, dodając informacje z całego genomu, jesteśmy w stanie odtworzyć wydarzenia dot. krzyżowania. Niekiedy próbkowane osoby z pobliskich regionów mogą mieć zaskakujące różne źródła mieszania. Dla przykładu, w badanych grupach z Pakistanu możemy zidentyfikować różne zdarzenia zachodzące w różnym czasie i [na tej zasadzie] jedni ludzie dziedziczą DNA z subsaharyjskiej Afryki, zapewne związane z arabskim handlem niewolnikami, drudzy z Azji Wschodniej, a jeszcze inni z historycznej Europy - podkreśla dr Garrett Hellenthal z Instytutu Genetyki UCL. Naukowcy analizowali dane genetyczne 1490 osób, próbując zidentyfikować fragmenty DNA dzielone przez jednostki z różnych populacji. Dzięki temu okazało się, że odmalowując genom współczesnych Majów, należy uwzględnić "odcienie" hiszpańskiego, zachodnioafrykańskiego i miejscowego DNA. Jak wyjaśnia dr Daniel Falush z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej Maxa Plancka, krzyżowanie datuje się na ok. 1670 r., a to pozostaje w zgodzie z zapisami, że Hiszpanie i ludzie z Afryki Zachodniej przybyli do Ameryk w mniej więcej tym czasie. Podsumowując pracę zespołu, dr Simon Myers wyjaśnia, że dobre zrozumienie genetycznych podobieństw i różnic między populacjami ma kluczowe znaczenie dla zdrowia publicznego. « powrót do artykułu
  15. Amerykańscy naukowcy poinformowali o zsekwencjonowaniu genomu dziecka płci męskiej, które przed 12 600 laty zostało pochowane w Montanie. To najstarszy genom człowieka z Nowego Świata. Przedmioty znalezione przy ciele wskazują, że dziecko należało do kultury Clovis, istniejącej między 13 000 a 12 600 lat temu. Chłopiec w wieku 12-18 miesięcy został pochowany na północny wschód od miasta Livingston. To jedyne znane miejsce pochówku kultury Clovis. Wraz z nim pogrzebano 125 przedmiotów, z których niektóre mają wyraźnie charakter kultowy. Przedmioty oraz same ciało zostały pokryte sproszkowaną czerwoną ochrą. Szkielet chłopca został odkryty w 1968 roku, jednak dopiero współczesna technologia pozwoliła na pozyskanie i przeanalizowanie jego genomu. Analiza genomu wykazała, że przedstawiciele kultury Clovis są bezpośrednimi przodkami wielu współczesnych mieszkańców Ameryki, ale raczej wszystkim tych z Ameryki Środkowej i Południowej niż z Kanady. Naukowcy nie wiedzą obecnie, dlaczego tak się dzieje. DNA chłopca wspiera teorię o azjatyckim pochodzeniu mieszkańców Ameryk. Odkrycie potwierdza ustną tradycję niektórych ludów zamieszkujących Ameryki. Zgodnie z nią ludy te są potomkami pierwszych ludzi, którzy przybyli do Nowego Świata. « powrót do artykułu
  16. W Egipcie znaleziono ozdobny sarkofag z nienaruszoną mumią. Wiek znaleziska oceniono na 3600 lat. Odkrycia dokonali hiszpańscy archeolodzy pracujący w Luksorze. Ich zdaniem pochówku dokonano za czasów XVII dynastii. Wykonany z drzewa sarkofag o długości 1,8 metra jest bogato zdobiony, znajdują się na nim hieroglify i delikatne rzeźbienia przedstawiające pióra. Bogactwo zdobień wskazuje, że pochowano w nim jakąś znaczną osobę, prawdopodobnie urzędnika wysokiego szczebla. Uczeni próbują go zidentyfikować. « powrót do artykułu
  17. W prowincji Anhui we wschodnich Chinach paleontolodzy odkryli najstarszą skamieniałość 3 płodów mezozoicznego gada morskiego (jest ona o ok. 10 mln lat starsza od poprzedniego rekordzisty). Fosylizacji uległy embriony czaohuzaura (Chaohusaurus), a jeden z nich znajduje się w pozycji porodowej, z czaszką dopiero co wyłonioną z miednicy matki. Autorzy artykułu z PLoS ONE sugerują, że ułożenie płodu głową do przodu silnie wskazuje na lądową ewolucję żyworodności u najstarszego morskiego gada mezozoiku (wcześniej sądzono, że żyworodność w tej grupie zwierząt była przystosowaniem wodnym). Takie ułożenie jest nietypowe, zważywszy, że dla większości morskich owodniowców, w tym waleni, krów morskich czy ichthyopterygii, charakterystyczne jest ułożenie pośladkowe, które wydaje się zapobiegać uduszeniu. Akademicy zastrzegają jednak, że choć w tej grupie gros młodych rodzi się tyłem do przodu, to przypadki porodów główkowych zdarzają się od czasu do czasu m.in. u wali białych (Delphinapterus leucas) czy węży Pelamis platura. Choć to wyjątki, stanowią dowód na poparcie tezy, że poród główkowy w wodzie jest możliwy, nawet u zwierząt oddychających powietrzem atmosferycznym. Dooogonowa orientacja czaszek czaohuzaurów niekoniecznie sugeruje poród lądowy, szczególnie jeśli samica zmarła, rodząc pod wodą. W częściowo zachowanym szkielecie widać ogon matki, który wystaje w prawą stronę. Pośrodku widnieją jej miednica i tylna płetwa, a po lewej żebra. Obserwując skamielinę, można z łatwością dostrzec 2 czaszki młodych: jedna (na zdjęciu zaznaczona na pomarańczowo) znajduje się wewnątrz rodzącej, druga (żółta) już się wydostała na zewnątrz. Kości trzeciego płodu (czerwone) są rozrzucone pod ogonem samicy. Obie wyartykułowane czaszki są ułożone w kierunku czubka matczynego ogona (podobnie jak czaszka rozczłonkowana). Poród główkowy wydaje się w takich okolicznościach bardzo prawdopodobny, zwłaszcza że nie ma miejsca, by zmienić ułożenie. Zespół z USA (pracom przewodniczył dr Ryosuke Motani z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis), Uniwersytetu Pekińskiego i Muzeum Geologicznego Anhui natknął się na skamieniałość przypadkowo, badając w laboratorium okaz drapieżnej ryby. Wycięliśmy ten fragment skały ze względu na rybę zwaną Saurichthys, którą częściowo odsłonięto w terenie. Później zorientowaliśmy się, że w tym samym bloku znajdują się też młode czaohuzaury. Zawsze zakładaliśmy, częściowo z powodu wspomnianej różnicy [dla zwierząt lądowych typowy jest poród główkowy, a u morskich owodniowców pośladkowy], że żyworodność u gadów morskich wyewoluowała po zasiedleniu przez nie mórz. Nowa skamieniałość pokazuje jednak, że najprymitywniejszy gad morski rodził główkowo. To silna sugestia, że odziedziczył żyworodność po swoich lądowych przodkach - podsumowuje dr Motani.
  18. Cyberprzestępcy wykorzystują nieznaną dotychczas dziurę w Internet Explorerze 10. Microsoft potwierdził, że dochodzi do ataków. Microsoft ma świadomość, że mają miejsce ataki na użytkowników Internet Explorera. Obecnie atakowani są posiadacze IE10. Badamy sprawę i podejmiemy odpowiednie kroki w celu ochrony naszych klientów - oświadczył rzecznik prasowy firmy. Ataki rozpoczęły się zaledwie 2 dni po lutowym Patch Tuesday, w ramach którego koncern opublikował poprawki dla każdej edycji Internet Explorera. Poprawki te łatały w sumie 24 dziury. Aż 15 z nich znaleziono w IE10. Początkowo Microsoft nie planował poprawiania Explorera w bieżącym miesiącu. Poprawki zostały dodane w ostatniej chwili, gdyż firmie udało się na czas zakończyć testy. Wspomniany na wstępie atak zero-day jest przeprowadzany z przejętej przez cyberprzestępców witryny znajdującej się na terenie USA. Szkodliwy kod wykorzystuje język skryptowy Flash ActionScript do ominięcia ASLR, jednej z najważniejszych linii obrony przed atakami. Po przeprowadzeniu udanego ataku ze zdalnego serwera jest pobierany i wykonywany szkodliwy kod. Z Internet Explorera 10 korzysta około 9% użytkowników internetu.
  19. Wczoraj oficjalnie uruchomiono największą na świecie termalną elektrownię słoneczną Ivanpah. Instalacja produkuje energię od ubiegłego roku, jednak od wczoraj rozpoczęła pracę komercyjną. Na Ivanpah składają się trzy jednostki generujące energię. Na powierzchni 13 kilometrów kwadratowych umieszczono niemal 350 000 sterowanych komputerowo luster. Kierują one promienie słoneczne w stronę boilerów umieszczonych na trzech 140-metrowych wieżach. W bojlerach podgrzewana jest woda, która napędza turbiny. Całość generuje niemal 400 megawatów energii, co wystarczy do zasilania 140 000 gospodarstw domowych. Elektrownia Ivanpah kosztowała 2,2 miliarda dolarów. Jej właścicielami są NRG Energy, Google i BrightSource. Energia słoneczna jest wciąż droższa od energii pozyskiwanej w węgla. Jak oblicza U.S. Energy Information Administration, koszt produkcji megatwatogodziny wynosi około 100 USD dla elektrowni węglowej i około 261 USD dla elektrowni słonecznej. Ekolodzy obawiają się, że tak rozległa struktura jak Ivanpah negatywnie wpłynie na miejscową florę i faunę. Elektrownię zbudowano w odległości 72 kilometrów na południowy zachód od Las Vegas. W jej okolicy żyją m.in. kojoty i żółwie. « powrót do artykułu
  20. Specjaliści z Instytutu Sztuki w Chicago odtworzyli oryginalne czerwienie z obrazu Renoira. Portret pani Valentine Clapisson, żony paryskiego maklera, powstał w 1883 r. Przez 131 lat zdążył wyblaknąć pod wpływem światła. Kiedy po raz pierwszy wzięliśmy olej do studia konserwatorskiego na badanie i zdjęliśmy ramę, zauważyliśmy, że na górze i po lewej stronie znajduje się wąski pasek bardzo intensywnego koloru - wyjaśnia dr Francesca Casadio. Utrzymany obecnie w jasnych fioletach i błękicie portret, kiedyś miał w sobie o wiele więcej życia. Komputerowa wizualizacja madame Clapisson powstała, gdy próbki farby zbadano za pomocą powierzchniowo wzmocnionej spektroskopii ramanowskiej (ang. Surface Enhanced Raman Spectroscopy, SERS). Pigmenty bledną, bo pod wpływem światła rozpadają się struktury molekularne odpowiedzialne za barwę. SERS pozwala znaleźć nawet najmniejsze fragmenty z nietkniętą budową i określić ich skład chemiczny. Już podręczniki z XIX w. przestrzegały artystów, że karmin [z czerwca o nazwie koszenila] jest ulotnym barwnikiem, że kolor nie będzie permanentny. Malarze go jednak najwyraźniej uwielbiali, ponieważ ciągle po niego sięgali, chociaż mieli do dyspozycji bardziej stabilne opcje. Czy wizualizacja wygląda jak dzieło, na które spoglądał w 1883 r. impresjonista, musnąwszy po raz ostatni płótno pędzlem? Wg dr Casadio, niekoniecznie, bo mieszania pigmentów na palecie nie da się opisać za pomocą równań. Możemy się bardzo zbliżyć [...], bo znamy dokładny skład mikstury używanej przez Renoira, ale ostatecznie, jeśli ty i ja zrobimy ciasto z tych samych składników, smak lub wygląd nie muszą być takie same. Casadio opowiadała o swoich badaniach na konferencji Amerykańskiego Stowarzyszenia na rzecz Postępów w Nauce. « powrót do artykułu
  21. Pogłoski o mojej śmierci były mocno przesadzone - mógłby za Markiem Twainem powtórzyć łazik Yutu. Jeszcze wczoraj chińskie media donosiły, że łazik uznano za utracony. Dzisiaj dowiadujemy się, że odebrano sygnał z Yutu. Jak doniosła agencja Xinhua, jeden z naukowców pracujących przy misji powiedział: Kondycja małego królika [Yutu to imię nefrytowego królika, który jest maskotką bogini Chang'e. Z kolei Chang'e to nazwa pojazdu, który zawiósł Yutu na Księżyc – red.] poprawia się. Mamy pewne wskazówki, że się budzi. Poczekajmy jeszcze chwilę. Kłopoty Yutu rozpoczęły się podczas przygotowań do drugiej nocy księżycowej. Jeden z paneli słonecznych, które podczas dwutygodniowej nocy chronią wnętrze urządzenia przed wychłodzeniem, nie zwinął się prawidłowo. Przy prawidłowym zwinięciu panele, wraz ze znajdującym się w łaziku izotopowym źródłem ciepła, powinny utrzymać jego temperaturę w okolicy -40 stopni Celsjusza. W tym czasie na Księżycu temperatura spada do -180 stopni. Doniesienia o wysłaniu przez Yutu sygnału napawają optymizmem. Na razie jednak jest zbyt wcześnie by stwierdzić jak poważnych uszkodzeń mógł doznać i czy będzie w stanie dokończyć misję. « powrót do artykułu
  22. Rozwijany przez Intela, Samsunga, Linux Foundation i LiMo Foundation system Tizen zyskał wsparcie kolejnych 15 podmiotów. Trzy z nich to dobrze znani azjatyccy giganci – chińska wyszukiwarka Baidu, producent urządzeń przenośnych ZTE oraz japoński operator komórkowy SoftBank Mobile. Partnerem Tizena jest też amerykański operator Sprint. Dołączenie nowych firm do Tizen Associacion wskazuje na rosnące zainteresowanie tym systemem. Dotychczas jednak nie rozpoczęto sprzedaży żadnego smartfonu z Tizenem, ale z dotychczasowych zapowiedzi wynika, że wiele takich urządzeń zobaczymy w czasie Mobile World Congress, który rozpocznie się w bieżącym miesiącu. W Tizen Association znajdziemy też NTT DoCoMo, który miał już rozpocząć sprzedaż smartfonów z tym systemem, jednak w ubiegłym miesiącu wycofał się z tych planów. Nie wiadomo, na jakie korzyści liczą firmy rozwijające Tizena. Rynek smartfonów jest zdominowany przez Androida i dotychczas nikomu nie udało się zagrozić jego dominacji. Pojawienie się alternatywnej platformy byłoby korzystne zarówno dla operatorów telefonii, producentów urządzeń jak i klientów. Obecnie nie widać jednak nikogo, kto mógłby rzucić wyzwanie systemowi Google'a. BlackBerry przegrał rywalizację, a Windows Phone, mimo iż stoi za nim taka potęga jak Microsoft, nie odniósł sukcesu. « powrót do artykułu
  23. Senator Rand Paul oraz konserwatywna organizacja FreedomWorks złożyły pozew zbiorowy przeciwko prezydentowi Obamie i dyrektorom agencji wywiadowczych. Zdaniem powodów masowa inwigilacja i przechowywanie metadanych przez 15 lat są niekonstytucyjne. Senator Paul stwierdził, że ostatnimi, którzy traktowali wszystkich Amerykanów jako podejrzanych byli Brytyjczycy, dla których każdy mieszkaniec ich północnoamerykańskich kolonii był potencjalnym buntownikiem. Teraz podobnie obywateli USA traktuje rząd. Prezydent Obama „publicznie odmówił zaprzestania naruszania Czwartej Poprawki. Karta Praw chroni obywateli przed masową inwigilacją. Spodziewam się, że nasz pozew trafi w końcu do Sądu Najwyższego i Amerykanie zwyciężą” - oświadczył Paul. Wśród pozwanych są, obok Obamy, dyrektor National Intelligence James Clapper oraz dyrektor NSA – Keith Alexander. Powodzi domagają się zaprzestania inwigilacji i usunięcia dotychczas zebranych danych. Akcję Paula poparło kilkaset tysięcy obywateli USA. « powrót do artykułu
  24. Naukowcy wykorzystali zdjęcia satelitarne w wysokiej rozdzielczości i oprogramowanie do przetwarzania obrazu ENVI5, by automatycznie wykryć i zliczyć znajdujące się na lub tuż pod powierzchnią wieloryby biskajskie południowe (Eubalaena australis). Testy prowadzono na terenie Golfo Nuevo w Patagonii. Autorzy artykułu z PLoS ONE twierdzą, że za pomocą nowej metody wykryto ok. 85-90% wskazań z manualnego digitalizowania i kodowania danych (po przedstawieniu na siatce obiekty wielorybopodobne dzielono na 3 klasy: 1) prawdopodobne walenie, 2) możliwe walenie i 3) podwodne obiekty interpretowane jako potencjalne walenie). Naukowcy podkreślają, że to duży postęp, bo dotąd walenie zliczano z brzegu, pokładu łodzi albo z samolotu. Automatyczne badanie satelitarne może objąć znacznie większą powierzchnię morza/oceanu, w dodatku jest znacznie tańsze. Nasze studium to dowód na działanie metody. Ponieważ rozdzielczość satelitów rośnie i poprawia się nasza zdolność analizy obrazu, powinniśmy być w stanie monitorować o wiele więcej gatunków [całe populacje i trasy ich przemieszczania się] w innych rodzajach lokalizacji - podkreśla Peter Fretwell z British Antarctic Survey. W ramach studium Brytyjczycy korzystali ze zdjęć satelity WorldView-2 firmy DigitalGlobe. Jak można przeczytać na witrynie operatora, satelita działa na wysokości 770 km (na orbicie heliosynchronicznej). Na szczęście dla naukowców robi on zdjęcia panchromatyczne o bardzo wysokiej rozdzielczości przestrzennej 0,46 m (dostępne 0,50 m) oraz zdjęcia wielospektralne o rozdzielczości przestrzennej 1,84 m, w dodatku działa w 9 zakresach spektralnych: 8 barwnych i 1 panchromatycznym. Naukowcy wybrali znany ze zgromadzeń E. australis wycinek Golfo Nuevo o powierzchni 113 km2. Mimo że wieloryby są duże, na zdjęciach satelitarnych i tak stanowią kilka pikseli. Podczas manualnego zliczania posiatkowanego zestawu danych odkryto 55 prawdopodobnych wielorybów, 23 możliwe i 113 obiektów z 3. kategorii. Następnie wypróbowano kilka automatycznych metod. Najlepsze wyniki uzyskano, łącząc widok panchromatyczny w wysokiej rozdzielczości z tzw. kanałem Coastal Band (400-450 nm), który penetrując przy dobrych warunkach do 15 m w głąb, jest użyteczny w badaniach przybrzeżnej strefy mórz. Razem wypadały one nieco lepiej niż sam kanał panchromatyczny. Przy podejściu automatycznym zidentyfikowano 89% obiektów zaklasyfikowanych manualnie jako prawdopodobne wieloryby. Fretwell podkreśla, że pewnym ograniczeniem dla metody satelitarnej będą mętne wody. Przy tym rodzaju automatycznej analizy musisz zrównoważyć 2 rodzaje błędów: 1) wynikające z pominięcia i 2) fałszywego rozpoznania. 90-proc. W takich okolicznościach trafność wydaje się naprawdę dobrym wynikiem... « powrót do artykułu
  25. W National Ignition Facility dokonano przełomowego kroku na drodze ku uzyskiwaniu energii z fuzji jądrowej. Po raz pierwszy w historii w tego typu systemie udało się uzyskać porównywalną ilość energii jak ta, która została zaabsorbowana przez paliwo podczas inicjowania reakcji. Jednak do uzyskania większej ilości energii niż włożono do całego systemu jeszcze daleka droga. Ostatni eksperyment wykazał też, że naukowcom z Lawrence Livermore National Laboratory udało się zwiększyć wydajność systemu o cały rząd wielkości. Przełom dokonał się, gdy cząsteczki alfa, jądra helu powstałe w wyniku fuzji deuteru i trytu, oddały swoją energię do paliwa, zamiast, jak zwykle, wydostać się z niego. Ta dodatkowa energia przyspieszyła fuzję, prowadząc do jeszcze większej produkcji cząsteczek alfa. Taki samonapędzający się mechanizm to początek fuzji jądrowej. Najnowszy eksperyment został bardzo szczegółowo zaprojektowany tak, by nie doszło do pęknięcia plastikowych osłon, w których znajduje się paliwo. Prawdopodobnie to właśnie degradacja osłoń spowodowała, że poprzednie eksperymenty były nieudane. Osiągnięcie celu było możliwe dzięki zmodyfikowaniu impulsu laserowego, za pomocą którego paliwo jest kompresowane. W National Ignition Facility używa się 192 laserów, które kompresują miniaturowe pigułki z paliwem deuterowo-trytowym do tego stopnia, iż w wyniku fuzji jądrowej dochodzi do uwolnienia dodatkowej energii. Kapsułki mają średnice mniejszą niż połowa średnicy ludzkiego włosa. Wewnątrz znajdują się tryt i deuter, które przez mniej niż miliardową część sekundy zostają poddane olbrzymiemu ciśnieniu i temperaturze. Obecnie naukowcy starają się wykorzystać dwie różne koncepcje rozpoczęcia fuzji jądrowej. Jedna, z której korzysta National Ignition Facility, zakłada użycie laserów do skompresowania paliwa i utrzymania go na miejscu za pomocą inercyjnego uwięzienia. Z kolei w Europie próbuje się innego podejścia. W Joint European Torus w Wielkiej Brytanii oraz w reaktorze ITER we Francji próbuje się utrzymać plazmę na miejscu za pomocą uwięzienia magnetycznego. Celem wszystkich tych prac jest rozpoczęcie fuzji jądrowej i uzyskanie z niej energii. Po dziesiątkach latach badań i niezwykle powolnego rozwoju techniki fuzji jądrowej w końcu udało się uzyskać nadmiarową energię. Przełom dokonany w otwartym w 2009 NIF powinien bardziej przychylnie nastawić doń krytyków tego eksperymentu. Warto przypomnieć, że NIF bił rekordy impulsu i uzyskanej mocy laserowej. Duże koszty związane z utrzymaniem NIF skłoniły jednak Kongres USA do podjęcia decyzji, iż ośrodek ma w większym niż wcześniej stopniu zajmować się badaniami nad bronią jądrową. To jednak, jak widzimy, nie przeszkodziło w osiągnięciu sukcesu na pierwotnym polu zainteresowań NIF. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...