Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Jak nieoficjalnie dowiedział się The Wall Street Journal, Microsoft rozpoczął testy urządzenia podobnego do Google Glass. Źródło, na które powołują się dziennikarze, mówi, że koncern z Redmond, który bardzo późno dołączył do wyścigu na rynku smartfonów, tym razem nie chce zostać w tyle z Google'em, Apple'em oraz Samsungiem i interesuje się rozwojem ubieralnej elektroniki. A ten zaczyna rozwijać się coraz bardziej. W ubiegłym miesiącu Samsung pokazał Galaxy Gear, zegarek, który obsługuje aplikacje i łączy się ze smartfonami. Rosnące zainteresowanie Microsoftu elektroniką jest zrozumiałe w świetle rozpoczętej przez Steve'a Ballmera dużej restrukturyzacji firmy, w wyniku której ma się ona zmienić w przedsiębiorstwo zajmujące się urządzeniami i usługami (devices and services). Zdaniem Gartnera rynek elektroniki ubieralnej będzie do roku 2016 warty 10 miliardów dolarów. Firmy technologiczne nie mogą się doczekać, jednak producenci takich urządzeń muszą zmierzyć się z poważnymi wyzwaniami, a wśród nich są ograniczenia dotyczące ilości dostępnej energii, co wymusza stosowanie niewielkiej liczby podzespołów - mówi Daniel Matte, analityk z firmy Canalys. Jego zdaniem elektroniczne okulary będą jeszcze przez co najmniej 3-5 lat niszowym produktem. Specjaliści zwracają też uwagę na tak istotny czynnik, jakim jest cena. Google Glass będą prawdopodobnie kosztowałyu około 1500 dolarów, a to zbyt dużo, by zainteresować szerokie rzesze odbiorców.
  2. Naukowcy zidentyfikowali prawdopodobną kalderę na Marsie. Wcześniej sądzono, że obserwowana struktura to krater powstały wskutek uderzenia. Jeśli rzeczywiście mamy do czynienia z kalderą, to jest ona pozostałością po olbrzymiej eksplozji wulkanicznej. Dotychczas w regionie Arabia Terra, w którym znajduje się Eden Patera, nie znajdowano wulkanów. Joseph Michalski z londyńskiego Muzeum Historii Naturalnej i amerykańskiego Planetary Science Instytute postanowił bliżej przyjrzeć się Eden Patera. Zauważył, że brak mu typowych dla krateru uderzeniowego wyniesionych brzegów, a w pobliżu nie ma warstw materiału, które uderzenie powinno wyrzucić. Zaczął podejrzewać, że Eden Patera powstała wskutek aktywności wulnanicznej. Uczony skontaktował się z Jacobem Bleacherem, wulkanologiem z NASA. Ten zidentyfikował w Eden Patera liczne struktury, które zwykle świadczą o działalności wulkanicznej. Później uczeni przyjrzeli się innym strukturom z Arabia Terra i stwierdzili, że kilka kolejnych domniemanych kraterów może być pozostałością po gigantycznych erupcjach wulkanicznych. Jeśli tylko kilka takich wulkanów było w przeszłości aktywnych, mogły one w znaczący sposób wpłynąć na ewolucję Marsa - mówi Bleacher.
  3. Jakiś czas temu światowe media obiegła wiadomość o Cecilii Gimenez, która samodzielnie "odnowiła" XIX-wieczny fresk Ecce Homo z Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Borja koło Saragossy. Teraz do podobnego zdarzenia doszło w Chinach, gdzie 2 urzędników ukarano, gdy bloger ujawnił, że freski z 270-letniej świątyni buddyjskiej w Chaoyang zamalowano postaciami taoistycznymi przypominającymi bohaterów kreskówek. Władze rozpoczęły śledztwo tuż po tym, jak zdjęcia nowych malowideł wypłynęły w Sieci. Bloger posługujący się nickiem Wujiaofeng opublikował je w zestawieniu z wizerunkami oryginału. Jak wyjaśnia jeden z urzędników Li Haifeng, lokalne biuro monitorowania zabytków dziedzictwa kulturowego wydało pozwolenie na realizację projektu, lecz później instytucja z poziomu prowincji powinna stwierdzić, czy wybrany wykonawca spełnia narodowe standardy. Przez zaniedbanie procedury odnawianiem zajęła się miejscowa firma bez kwalifikacji. Na razie ukarano 2 urzędników (szefa lokalnego zespołu ds. dziedzictwa kulturowego zwolniono, a osoba odpowiadająca z ramienia partii za otoczenie świątyni otrzymała ostrzeżenie), ale śledztwo nadal trwa, poleci więc zapewne więcej głów... Eksperci z biura dziedzictwa w Liaoning twierdzą, że freskowi można przywrócić pierwotną formę, ale malowidło nigdy nie będzie już wyglądać tak dobrze jak kiedyś.
  4. NASA jest zadowolona ze wstępnych testów systemu, który w przyszłości ma stać się "kosmicznym internetem". Poszło lepiej niż się spodziewaliśmy. Oczywiście mieliśmy nadzieję, że system będzie dobrze działał. Wszystko poszło lepiej. W systemie nie pojawiły się żadne błędy - stwierdzili przedstawiciele Agencji. Na podstawie przeprowadzonych dotychczas testów specjaliści uznali, że lasery mogą stać się ważnym elementem komunikacji w przestrzeni kosmicznej. Użycie laserów pozwoli na przesyłanie większej ilości danych nich jest jest możliwe za pomocą obecnie wykorzystywanych fal radiowych. Wspomniane testy przeprowadzono za pomocą satelity LADEE. Rozpoczęto je 17 października. Dane wysyłane są z jednej z trzech ziemskich stacji nadawczych z prędkością 20 megabitów na sekundę. Dane z przestrzeni kosmicznej wędrują na Ziemię z prędkością 622 Mb/s. To dowód, że komunikacja laserowa może odbywać się z sześciokrotnie większą prędkością niż radiowa, a używany przy niej sprzęt jest o połowę lżejszy i używa o 25% mniej energii. To niezwykle ważne w przypadku pojazdów znajdujących się w przestrzeni kosmicznej. Zmniejszając masę urządzeń komunikacyjnych możesz umieścić w satelicie dodatkowy instrument czy zapewnić mu nieco więcej paliwa umożliwiając dłuższa pracę na orbicie. Ale największym zyskiem jest możliwość przesłania większej ilości danych - mówi Don Cornwell z NASA. Możemy nadawać wideo HD. Można urządzić telekonferencję. W przyszłości będą odbywały się załogowe misje na Księżyc czy asteroidy. Astronauci mogą potrzebować lekarza lub instrukcji, jak coś naprawić. Będą mogli uzyskać pomoc za pośrednictwem wideo w wysokiej rozdzielczośc" - dodaje. Ekspert mówi, że komunikacja laserowa przyda się też podczas misji w bardziej odległe obszary Układu Słonecznego. Transmisja pomiędzy Marsem a Ziemią przeprowadzana za pomocą technik radiowych pozwala na przesyłanie do 6 megabitów danych na seundę, a i to tylko wtedy, gdy planety są blisko siebie i panują sprzyjające warunki atmosferyczne. Komunikacja laserowa mogłaby odbywać się z prędkością do 250 Mb/s.
  5. Naukowcy udowodnili właśnie ponad wszelką wątpliwość, że wśród kilkudziesięciu tysięcy skorupiaków występuje jeden jadowity gatunek. Łopatonóg Speleonectes tulumensis występuje w przybrzeżnych jaskiniach i jest ślepy. Autorzy artykułu z pisma Molecular Biology and Evolution podkreślają, że udało im się wykazać, że jady wyewoluowały w 4 głównych grupach stawonogów: u szczękoczułkowców (Chelicerata), wijów (Myriapoda), sześcionogów (Hexapoda) i skorupiaków (Crustacea). Pierwsze współcześnie żyjące łopatonogi odkryto na przełomie lat 70. i 80. Naukowcy szybko zauważyli, że po obu stronach głowy za szczękami występują przekształcone odnóża w formie zębów jadowych - ostre, puste w środku i połączone z gruczołami. Kolejni zaobserwowali, że na wolności łopatonogi zjadają inne skorupiaki. Gdy połączyło się jedno z drugim, wiele wskazywało na to, że zwierzęta te powinny być jadowite. Ostatnio zespół Bojrna von Reumonta z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie zrekonstruował w trójwymiarze aparat jadowy S. tulumensis. Okazało się, że skorupiak potrafi wstrzykiwać jad w kontrolowany sposób. Naukowcy przeprowadzili też badania transkryptomiczne, zyskując wgląd w skład śmiercionośnej mieszanki. Znaleźli w niej rozmaite enzymy (w tym proteazy, które rozkładają białka i chitynazy radzące sobie z chityną) i prawdopodobną neurotoksynę paraliżującą, która bardzo przypomina pewien składnik jadu pajęczego. Akademicy przypuszczają, że neurotoksyna może doprowadzać do ciągłego wyładowywania neuronów ruchowych ofiary. System jadowy S. tulumensis jest bardzo złożony. Jeden zestaw mięśni kurczy gruczoły, pompując jad do zębów. Drugi zestaw mięśni wysuwa zęby ku przodowi, ściskając w tym samym czasie przewód, by jad się nie cofał. Wiele wskazuje na to, że S. tulumensis najpierw paraliżuje ofiarę, a potem po kolei radzi sobie z jej egzoszkieletem i wnętrznościami. Jad S. tulumensis różni się od jadu innych stawonogów. Te ostatnie polegają głównie na niewielkich białkach zatruwających neurony, tymczasem łopatonóg dysponuje jedną neurotoksyną i całą baterią enzymów. Jego broń przypomina raczej jad żmij i grzechotników. Ronald Jenner dywaguje, że to, co sprawdza się na lądzie, nie musi wcale działać w wodzie. Nie da się także ukryć, że skorpiony czy pareczniki dysponują potężnym aparatem gębowym, a łopatonogi preferują raczej styl à la pająk, polegający na strawieniu ofiary i wyssaniu powstałego koktajlu.
  6. Naukowcy z Duke Health zidentyfikowali w mleku matki proteinę, która chroni dziecko przed przejęciem od niej wirusa HIV. Wspomniana proteina to TNC (Tenascin-C), o której dotychczas wiedziano, że odgrywa rolę w leczeniu ran. Teraz dowiadujemy się, że łączy się ona z wirusem HIV i go neutralizuje. Mimo tego, że mamy leki zapobiegające przekazaniu wirusa z matki na dziecko, nie każda ciężarna jest testowana pod kątem HIV, a mniej niż 60% otrzymuje leki, szczególnie w biedniejszych krajach. Istnieje zatem zapotrzebowania na alternatywny sposób zapobiegania transmisji wirusa. Dlatego te prace są tak ważne - mówi profesor Sallie Permar. Podczas swoich badań uczeni z Duke wykorzystali próbki mleka zdrowych kobiet i traktowali nim wirusa. Odkryli, że jest on neutralizowany przez proteinę o dużej wadze molekularnej. Eliminowanie kolejnych protein wykazało, że przeciwnikiem HIV jest TNC. TNC to składnik macierzy pozakomórkowej, która decyduje o integralności tkanek. Ta proteina zaangażowana jest w leczenie ran. Jest też ważna podczas rozwoju płodu. Jednak dotychczas nie wiedzieliśmy ani dlaczego jest składnikiem mleka, ani że posiada właściwości przeciwwirusowe - mówi Permar i dodaje, że współautorem badań jest profesor Harold Erickson, który w latach 80. był jednym z pierwszych naukowców opisujących TNC. Badania wykazały, że TNC łączy się z otoczką wirusa. Możliwe, że TNC współdziała z innymi czynnikami w mleku. Konieczne są dalsze badania. Biorąc jednak pod uwagę szerokie spektrum działania przeciwko HIV-1 możemy mieć nadzieję, że uda się opracować terapię wykorzystującą tę proteinę. Terapia taka mogłaby polegać na doustnym podawaniu odpowiedniego środka jeszcze zanim niemowlę zacznie ssać. Podobnie jak w krajach rozwijających się podaje się rutynowo sole zapobiegające odwodnieniu wskutek biegunki.
  7. Holenderski projektant Daan Roosegaarde zaprezentował "odkurzacz" do smogu. Prowadzi rozmowy z burmistrzem Pekinu, by przetestować rozwiązanie w nowym parku stolicy Chin. Firma Studio Roosegaarde podpisała już porozumienie w tej sprawie. Zakopana w ziemi cewka miedziana generuje słabe pole elektrostatyczne, które rozciąga się na niebo powyżej. Cząstki smogu są ściągane w kierunku gruntu. Powyżej powstaje krąg czystego powietrza. Roosegaarde współpracuje z naukowcami z Uniwersytetu w Delft. W zeszłym tygodniu zespół zademonstrował działający prototyp. W mierzącym 5x5 m pomieszczeniu ze smogiem utworzyliśmy dziurę czystego powietrza wielkości 1 m3. Teraz pozostaje wdrożyć technologię w przestrzeni publicznej. Zwoje miedzi można wkopać pod trawę. Jak zapewniają specjaliści, rozwiązanie jest całkowicie bezpieczne, także dla osób z rozrusznikami serca. To podobna sytuacja jak przy naładowanym elektrostatycznie balonie, który przyciąga włosy. Roosegaarde wpadł na pomysł systemu, gdy przebywając w Pekinie, spoglądał przez hotelowe okno na siedzibę CCTV (Centralnej Telewizji Chińskiej). Budynek czasem całkowicie znikał w smogu, a czasem był dość dobrze widoczny. Pomyślałem, że to interesujące i że to problem projektowy. Nim rozpoczną się działania w Pekinie, zespół Holendra czeka kilkanaście miesięcy pracy nad ulepszaniem technologii.
  8. Trwają zapisy do II edycji Konkursu Astronomicznego Astrolabium. Jego organizatorami są Fundacja dla Uniwersytetu Jagiellońskiego i Fundacja Akademia Astronomii, a konkurs odbywa siię pod patronatem Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Konkurs skierowany jest do uczniów szkól ponadpodstawowych i podstawowych. Będzie się on składał z dwóch etapów. Podczas pierwszego uczniowie będą mogli przeprowadzić obserwacje astronomiczne w oparciu o opisy doświadczeń przedstawione na stronie konkursu. W drugim etapie uczniowe napiszą test, którego część zadań będzie oparta na wynikach wcześniej przeprowadzonych obserwacji. Zapisy przyjmowane są do 31 stycznia 2014 roku Sam konkurs odbędzie się w marcu 2014 roku w siedzibie każdej ze szkół. Opłata za każdego zgłoszonego ucznia wynosi 8 złotych. Organizatorzy konkursu zapraszają do zapoznania się ze wszystkimi szczegółami na stronie www.astrolabium.edu.pl.
  9. Międzynarodowy zespół badaczy z USA, Austrii i Hiszpanii nie odnalazł wspólnego przodka człowieka współczesnego i neandertalczyka. Uczeni stwierdzili również, że linie ewolucyjne Homo sapiens i Homo neanderthalensis rozeszły się około miliona lat temu, a zatem znacznie wcześniej niż wykazały inne badania. Uzyskane przez nas wyniki wskazują na duże rozbieżności pomiędzy szacunkami wykonywanymi na podstawie danych molekularnych i paleontologicznych dotyczących rozejścia się linii ewolucyjnych. Rozbieżności tych nie można zignorować, trzeba je w jakiś sposób pogodzić - mówi Aida Gomez-Robles, główna autorka badań. Naukowcy przebadali 1200 zębów trzonowych i przedtrzonowych należących do 13 gatunków hominidów. Wykorzystali techniki analizy morfometrycznej i statyski filogenetycznej do zrekonstruowania morfologii zębów ostatniego wspólnego przodka człowieka współczesnego i neandertalczyka. Na tej podstawie byli w stanie z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że żaden z dotychczas proponowanych gatunków - m.in. Homo heidelbergensis, H. erectus czy H. antecessor - nie był wspólnym przodkiem. Z badań wynika, że wszyscy potencjalni wspólni przodkowie, których szczątki znaleziono na terenie Europy, byli bliżej spokrewnieni z neandertalczykiem niż z Homo sapiens. Ich zdaniem linie ewolucyjne rozeszły się około miliona lat temu, a nie, jak wcześniej przypuszczano, około 350 000 lat temu. Naukowcy sądzą, ze wspólnego przodka należy szukać wśród szczątków odkrytych w Afryce.
  10. Katia Vega z Pontifícia Universidade Católica do Rio de Janeiro opracowała elektrokosmetyki do sterowania gadżetami. Dzięki przewodzącemu eye-linerowi i metalizowanym sztucznym rzęsom może za pomocą mrugnięcia okiem sterować dronem czy włączyć system diod LED. Mruganie zostaje wychwycone przez kosmetyk i informacja może być przesłana do obwodu w opasce, aktywując coś za pośrednictwem wiązki podczerwieni - wyjaśnia Vega. Obwód nie reaguje na mimowolne mruganie, trzeba celowo zacisnąć powieki na dłużej (na ponad 0,5 s). Vega prowadzi rozmowy z firmami kosmetycznymi, ale na razie nie podpisała żadnego kontraktu. W międzyczasie pracuje z Hugo Fuksem nad innymi podobnymi technologiami, np. tipsami z metkami RFID. Za ich pomocą można by np. otwierać elektroniczne drzwi.
  11. Na witrynie Della ukazała się informacja, że przyszła konsola Microsoftu Xbox One będzie obsługiwała programy dla Windows 8. Jak dotąd sam Microsoft nie informował o takiej możliwości. Na stronie Della dotyczącej konsoli czytamy: Możecie uznać to za oficjalną zmianę reguł gry. Wszystkie ulubione programy z Windows 8 będzie może uruchomić i zsynchronizować na Xbox One. Teraz telefon, komputer, tablet i telewizor dostarczą tę samą treść. Informacja Della zgodna jest częściowo z planami o jakich mówi Microsoft. Koncern chce zunifikować system operacyjny dla różnych urządzeń, dzięki czemu developerzy nie będą musieli pisać różnych wersji swoich programów na różne urządzenia. Wiadomość, którą przekazał Dell może świadczyć o tym, że dokonano już ważnego kroku w kierunku unifikacji. Jej zwieńczeniem będzie możliwość uruchomienia tych samych programów na smartfonie i pececie.
  12. Podczas odbywającej się właśnie w Abu Zabi konferencji Nokia World fiński producent zaprezentował swoje pierwsze phablety i tablety. Konferencja zostanie zapamiętana także dlatego, że to ostatnie duże wydarzenie, podczas którego Nokia prezentuje tego typu urządzenia. Firma sprzedaje swój wydział produkcji smartfonów Microsoftowi. Jednym z zaprezentowanych urządzeń jest 10,1-calowy tablet Lumia 2520 korzystający z systemu Windows 8.1 RT. W urządzeniu zastosowano technologię LTE i baterię o pojemności 8000 mAh, co ma pozwolić na 25-dniowy czas oczekiwania. Tablet korzysta też z czterordzeniowego procesora Snapdragon 800 taktowanego zegarem o częstotliwości 2.2 GHz i aparatu o rozdzielczości 6,7 megapiksela z optyką Carla Zeissa. Analitycy zauważają, że microsoftowy tablet Surface z systemem RT, a zatem z procesorem ARM, sprzedaje się słabo i Microsoft już odpisał wydane nań pieniądze, uznając je za stracone. Stąd może dziwić fakt pojawienia się kolejnego RT. Analitycy nie wykluczają, że po zakończeniu transakcji z Nokią Microsoft wypozycjonuje nowy tablet na niższy segment rynku. Nokia zaprezentowała też phablet - czyli połączenie smartfona z tabletem - Lumię 1520. Korzysta on z 6-calowego wyświetlacza o rozdzielczości Full HD (1920x1080), procesora Snapdragon 800 2,2 MHz i 20-megapikselowego aparatu. Nokia twierdzi, że maksymalny czas prowadzenia rozmów wynosi ponad 27 godzin przy połączeniach 2G i ponad 25 godzin przy połączeniach 3G. Muzykę można zać odtwarzać przez 124 godziny. Lumia 1520 ma przyciągnąć przede wszystkim użytkowników biznesowych. Dzięki większej przekątnej ekranu i dużej rozdzielczości na wyświetlaczu mieści się 6 kolum kafelków, co daje bezpośredni dostęp do większej liczby funkcji czy dokumentów, ponadto można wyświetlić większą wirtualną klawiaturę pozwalającą na bardziej wygodne pisanie. Zarówno tablet jak i phablet korzystają m.in. z LTE, USB, Bluetooth, NFC i kart pamięci MicroSD. Nokia od czterech kwartałów notuje wzrost sprzedaży smartfonów Lumia. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że od początku czerwca do końca września bieżącego roku klienci nabyli co najmniej 8 milionów takich urządzeń. To o kilka procent więcej niż kwartał wcześniej, kiedy to sprzedało się 7,4 miliona Lumii oraz ponaddwukrotnie więcej w porównaniu do analogicznego okresu ubiegłego roku. Już za tydzień, 29 października, fiński koncern ogłosi swoje wyniki finansowe za ostatni kwartał.
  13. Choć dotąd uważano, że zostają one zniszczone w ciągu kilku lat od początku choroby, ok. 3/4 pacjentów z cukrzycą typu 1. ma aktywne komórki beta. Co więcej, tak jak u osób zdrowych, dochodzi do wydzielania insuliny w odpowiedzi na pokarm. Naukowcy z Uniwersytetu w Exeter prowadzili testy na 74 ochotnikach. Zespół zauważył, że 73% badanych produkowało niewielkie ilości insuliny (działo się tak bez względu na "staż" chorobowy). To niesamowicie interesujące, że niewielkie stężenia insuliny powstają u większości osób z cukrzycą typu 1., nawet jeśli choroba trwa od 50 lat. Fakt, że poziom hormonu zwiększa się po posiłku, wskazuje, że pozostałe komórki beta mogą reagować na posiłek w normalny sposób - wydaje się, że albo są one odporne na ataki [układu odpornościowego], albo się regenerują. Akademicy posłużyli się nowymi technologiami, które pozwalają na detekcję o wiele niższych - wcześniej niewykrywalnych - stężeń insuliny. Stężenia są tak niskie, że wcześniej naukowcy sądzili, że hormon w ogóle nie powstaje - opowiada dr Richard Oram. Wiemy, że zachowanie lub odtworzenie nawet stosunkowo niewielkiej sekrecji insuliny w cukrzycy typu 1. może zapobiec hipoglikemii (niedocukrzeniu) i ograniczyć powikłania, dlatego większość badań koncentrowała się na sposobach wytwarzania nowych komórek do przeszczepu. To badanie pokazuje, że zachowuje się część własnych komórek beta pacjenta, więc w przyszłości być może udałoby się je regenerować. Niewykluczone, że zrozumienie, czemu u niektórych pacjentów produkcja insuliny nadal zachodzi, a u innych zanika, pozwoli odpowiedzieć na kluczowe pytania dot. biologii cukrzycy typu 1. i zaawansować prace na lekarstwem - zaznacza dr Matthew Hobbs z Diabetes UK, organizacji, która ufundowała studium.
  14. Po tym, jak w odstępie niecałego tygodnia u wybrzeży Kalifornii znaleziono drugiego martwego wstęgora królewskiego (Regalecus glesne), w mediach społecznościowych pojawiły się plotki o zbliżającym się trzęsieniu ziemi. Wstęgor, zwany również królem śledziowym, jest gatunkiem kosmopolitycznym, ale widuje się go rzadko, bo żyje na dużych głębokościach (20-1000 m). Na pierwszy padły egzemplarz natknęła się w 13 października Jasmine Santana, instruktorka z Catalina Island Marine Institute. Ryba mierzyła 5,5 m, a przez rozmiary transportem na plażę zajmowało się aż 15 dorosłych. Drugi król śledziowy - tym razem nieco krótszy, bo 4,3-m - znalazł się 18 października na plaży w Oceanside. Media społecznościowe powołują się na japońskie mity, łączące spotkania ze wstęgorami ze wstrząsami. Naukowcy wątpią jednak w związki z nasiloną aktywnością tektoniczną. Przeprowadzono już sekcję zwłok większej ryby. Wydaje się, że była dobrze odżywiona i zdrowa. Są również wykonywane testy pod kątem napromieniowania po wycieku radioaktywnym w elektrowni w Fukushimie. Milton Love, biolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara, czeka na próbki tkanek, by zająć się sekwencjonowaniem DNA. Jego zdaniem, zgony obu wstęgorów nie są dziełem przypadku, ale nie należy ich również łączyć z działalnością człowieka. Uczony spekuluje, że wstęgory, które nie są zbyt dobrymi pływakami, zostały wyniesione w kierunku brzegu przez silne prądy, a później zabiły je potężne fale.
  15. Południowoamerykańskie wielbłądowate, a zwłaszcza lamy i alpaki, są bardzo podatne na infekcje endopasożytami. Za szczególnie problematyczne uchodzą zakażenia motyliczką wątrobową (Dicrocoelium dendriticum), które dość często kończą się zgonem. Ponieważ wielbłądowate łatwo poddają się stresowi i plują (nieprzypadający do gustu smak zwiększa ryzyko, że tak się stanie), połknięte dawki leków przeciw parazytozie niejednokrotnie są zbyt niskie. Niewłaściwe leczenie prowadzi do postępów choroby, może też dojść do wykształcenia oporności. Jako rozwiązanie tego problemu Agnes Dadak i Sonja Franz z Vetmeduni Vienna zaproponowały smaczną pastę. Zwierzęta chętnie ją przełykają, dzięki czemu w niewielkiej objętości można podać skoncentrowane leki. Medykamenty, które dopuszczono do użytku u innych gatunków, a których nie można dostać w stężeniach dla lam i alpak, da się zmieszać z pastą we właściwej dawce. Aby wyleczyć wywołaną przez przywrę D. dendriticum dikroceliozę, weterynarze posłużyli się prazykwantelem (ostateczna superdawka wynosiła 50 mg/kg masy ciała). Doustne administrowanie leków u wielbłądowatych to nie tylko kwestia wyboru. Miejscowe leczenie jest bowiem generalnie nieskuteczne, gdyż gruba skóra stanowi często nieprzenikalną barierę. Ze względu na właściwości chemiczne wielu substancji czynnych nie można też podać w formie zastrzyku. Nasza pasta wydaje się wyjątkowo użyteczna w leczeniu zwierząt. Obecnie pracujemy nad włączeniem innych [niż prazykwantel] leków [...] - podkreśla Dadak. Warto dodać, że lamy i alpaki cieszą się w Europie coraz większą popularnością zarówno jako zwierzęta juczne, jak i dostarczyciele wełny.
  16. Doktorzy Patrick Ruch i Bruno Michel z laboratorium IBM-a w Zurichu zaprezentowali prototypowy komputer, w którym pompowany elektrolit zapewnia zarówno zasilanie jak i chłodzenie. Napędzany "elektroniczną krwią" komputer został zainspirowany ludzkim mózgiem. Mózg to niezwykle wydajne urządzenie obliczeniowe, potrzebujące do pracy jedynie 20 watów energii. IBM chce dorównać przyrodzie. Ruch i Michel wierzą, że dzięki ich pracy do 2060 roku powstanie biurkowy komputer o wydajności 1 petaflopsa. Potrzebujemy komputera wielkości kostki cukru. Aby to osiągnąć, musimy dokonać zmiany w elektronica, musimy wzorować się na naszym mózgu - stwierdził Michel. Uczony przpomina, że mózg ma 1000-krotnie większą gęstość mocy obliczeniowej i jest 1000-krotnie bardziej wydajny niż jakikolwiek współczesny komputer. Jest to możliwe dlatego, że wykorzystuje jeden, niezwykle wydajny, system naczyń krwionośnych, który jednocześnie zapewnia mu transport ciepła i energii - dodaje Michel. Efektywne wykorzystanie energii i chłodzenie to krytyczne elementy systemów komputerowych. Przemysł komputerowy zużywa energię o wartości 30 miliardów dolarów i ją marnuje. Wydajemy 30 miliardów USD na ogrzewanie powietrza. Aż 99% objętości komputera jest wykorzystywane na chłodzenie i zapewnianie energii. Używamy zaledwie 1% na przetwarzanie informacji. I sądzimy, że mamy świetne komputery. Mózg wykorzystuje na potrzeby obliczeniowe 40% objętości, a jedynie 10% przeznacza na dostawy energii i chłodzenie - zauważa naukowiec. Jednym ze sposobów na zagęszczenie mocy obliczeniowej procesorów jest układanie układów scalonych jeden na drugim, w schemacie 3D. Problem jednak w tym, że takie układy trudno jest schłodzić. IBM już wcześniej wpadł na pomysł, by pomiędzy układami poprowadzić rurki z cieczą chłodzącą. Testowa maszyna, niemiecki superkomputer SuperMUC, w której zastosowano takie rozwiązanie, zużywa o 40% mniej energii. Jednak inżynierom Błękitnego Giganta to nie wystarcza. By jak najwierniej symulować mózg konieczne jest, by ta sama ciecz, która chłodzi, zapewniała też energię. W swoim prototypowym projekcie wykorzystują więc elektrolit, który jest ładowany przez elektrody i oddaje ładunki układowi scalonemu. Inni eksperci przyznają, że koncepcja IBM-a jest niezwykle interesująca. Trudno jednak ocenić szanse powodzenia nowej technologii. Trzeba bowiem pamiętać, że mówimy tutaj o komputerach przyszłości, a obecnie nikt nie jest w stanie przewidzieć, która z licznych technologii nad którą świat pracuje - spintronika, obliczenia wykorzystujące DNA lub zjawiska kwantowe czy też architektura przypominająca mózg - zwycięży.
  17. Kenya Wildlife Service (KWS) otrzymała od WWF 5 skanerów i ponad 1000 mikrochipów, które trafią do rogów nosorożców. Sprzęt o wartości ponad 1,3 mln szylingów kenijskich pomoże w walce z kłusownikami. Kenijskie władze mają nadzieję, że znakowanie ułatwi skazywanie przestępców, bo każdy z odzyskanych lub skonfiskowanych rogów będzie można połączyć z konkretnym zwierzęciem i obszarem pochodzenia. Chipy rzucą także nieco światła na kształt siatek handlujących nielegalnym towarem. Robert Magori z WWF poinformował, że chipy będą wszczepiane w ciągu kolejnych 4-6 miesięcy. Przyznał też, że proces będzie kosztowny i czasochłonny. Stanowi on część szerszej kampanii zwalczania kłusownictwa. Ma ona obejmować lepszy nadzór, badanie DNA itp. W czasie, gdy trwają starania, by ulepszyć kenijskie prawo, strażnicy będą doposażani, a aktywność kłusowników pomogą monitorować m.in. drony.
  18. Najnowsze rewelacje Snowdena dotyczące działalności wywiadowczej NSA wywołały oburzenie w Meksyku i Francji. Le Monde i Der Spiegel doniosły, że NSA przechwyciła dziesiątki milionów rozmów telefonicznych przeprowadzonych we Francji i włamała się na konto pocztowe byłego prezydenta Meksyku Felipe Calderona. Le Monde, powołując sie na dokumenty przekazane przez Snowdena informuje, że pomiędzy 10 grudnia 2012 a 8 stycznia bieżącego roku NSA zarejestrowała 70,3 miliona połączeń telefonicznych nawiązanych na terenie Francji. Amerykanie nagrywali połączenia z konkretnych numerów oraz przechwytywali SMS-y. Dokumenty, które widzieli dziennikarze Le Monde, dają podstawy do przypuszczeń, że podsłuchiwano nie tylko osoby podejrzewane o działalność terrorystyczną, ale również wysoko postawionych polityków i biznesmenów. Podsłuch odbywał się w ramach programu "US-985D". Z kolei Der Spiegel doniósł, że w maju 2010 roku wydział NSA o nazwie "Tailored Access Operations" uzyskał dostęp do konta pocztowego Calderona. Amerykanie włamali się do serwera pocztowego, dzięki czemu mogli przechwytywać korespondencję nie tylko samego prezydenta, ale również wielu ważnych osobistości z jego otoczenia. Z wcześniejszych doniesień wiemy też, że NSA podsłuchiwała kandydata na prezydenta Meksyku Enrique Pena Nieto, który w grudniu ubiegłego roku zastąpił Calderona. Działalność NSA już zaszkodziła relacjom USA z innym krajem Ameryki Południowej - Brazylią. Prezydent Dilma Rousseff zawiesiła plany dotyczące swojej wizyty w Waszyngtonie, gdy okazało się, że była szpiegowana przez NSA. Meksyk, dla które Stany Zjednoczone są najważniejszym partnerem handlowym, na razie ograniczył się do wezwania, by prezydent Obama przeprowadził śledztwo w sprawie działań NSA.
  19. Implanty medyczne, np. wkręty kostne, bywają, niestety, źródłem zakażeń bakteryjnych. Na razie jedyną metodą odróżniania normalnego obrzęku po operacji od wyniku zainfekowania implantu jest wykonanie biopsji. By ułatwić lekarzom pracę, Marleen van Oosten z Uniwersytetu w Groningen zaproponowała jednak wankomycynę znaczoną fluorescencyjnym barwnikiem. Cząsteczka wankomycyny przenika przez wszystkie warstwy peptydoglikanu ściany komórkowej bakterii i dociera do zewnętrznej powierzchni błony komórkowej. W tym miejscu przyłącza się do dipeptydu D-Ala-D-Ala, a przez świecenie od razu widać, gdzie znajdują się tkanki zakażone np. gronkowcem złocistym (Staphylococcus aureus). Podczas eksperymentów Holendrzy wstrzykiwali myszom zarażonym gronkowcami bardzo małe dawki antybiotyku - wystarczały one, by zobaczyć bakterie pod mikroskopem fluorescencyjnymi, ale nie dało się ich w ten sposób uśmiercić. Później do kości piszczelowej ludzkich zwłok (8 mm pod skórą) wszczepiano metalowe płytki pokryte fluorescencyjnym antybiotykiem. Na niektóre naniesiono dodatkowo oportunistyczne Staphylococcus epidermidis. Kiedy naukowcy sfotografowali nogę aparatem wykrywającym fluorescencję, zaobserwowali świecenie płytek. Ponieważ zarówno wankomycyna, jak i zastosowany barwnik są bezpieczne dla ludzi, van Oosten ma nadzieję, że technika znajdzie wkrótce zastosowanie w praktyce klinicznej. Sceptycy podkreślają jednak, że świecenie może być zbyt słabe, by skaner wykrył je głęboko w żywym ludzkim organizmie, zwłaszcza gdy bakterie nie będą reprezentowane zbyt licznie.
  20. Australia to jeden z niewielu krajów na świecie, które już dopuściły do użytku komercyjne drony. Teraz fakt ten chce wykorzystać firma Zookal, która zapowiada, że użyje dronów do dostarczania podręczników. By uniknąć podejrzeń o naruszanie prywatności drony nie będą wyposażone w kamery. Będą za to używały czujników pozwalających na uniknięcie przeszkód takich jak budynki, drzewa czy ptaki. Drony będą dostarczały książki do dowolnego miejsca na otwartej przestrzeni w Sydney. Pozycja drona i zamawiającego będzie koordynowana za pomocą GPS-a znajdującego się w urządzeniu i smartfonie klienta. Zamawiający będzie mógł dzięki specjalnej aplikacji śledzić położenie drona i gdy urządzenie będzie w pobliżu, wyjdzie z domu przy odebrać przesyłkę. Dron nie będzie lądował. Zawiśnie nad głową klienta, a tem za pomocą przycisku na smartfonie wyda mu polecenie opuszczenia książki. Przedstawiciele Zookala zapewniają, że od momentu startu drona z magazynu do chwili dostarczenia podręcznika miną nie więcej niż 3 minuty. Początkowo Zookal będzie używał 6 dronów, a testowe loty rozpoczną się w listopadzie. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już w marcu będzie można zamówić książki dostarczane przez drony.
  21. Prace domowe mogą nie być aż tak zdrowe, jak ludzie sądzą. Ci, którzy uwzględniają je jako część zalecanej tygodniowej dawki ruchu, okazują się bowiem ciężsi. W ramach Sport NI Sport and Physical Activity Survey (SAPAS) naukowcy z University of Ulster zbadali ponad 4500 osób. Ochotników poproszono o ocenę ilości oraz intensywności aktywności fizycznej w domu, pracy, sporcie, rekreacji oraz w ramach transportu. Okazało się, że prace domowe stanowiły sporą część ogólnej ilości umiarkowanie intensywnego oraz intensywnego ruchu, o jakim wspominano. Co więcej, osoby donoszące o największej ilości wykonywanych prac domowych były w rzeczywistości cięższe od ludzi przyznających się do innych form umiarkowanie intensywnych ćwiczeń. Choć istnieje zgoda co do tego, że jakiś ruch jest lepszy od żadnego, studium sugeruje, że pracując w domu, można fałszywie zakładać, że osiąga się umiarkowany poziom wysiłku, przez co zajęcia takie wliczają się do rekomendowanych przez brytyjskich ekspertów 150 min umiarkowanie intensywnego ruchu tygodniowo. Podczas studium 42,7% respondentów wspominało o zrealizowaniu lub przekroczeniu zalecanych norm, przy czym osoby te twierdziły, że 11-73% tygodniowej umiarkowanej aktywności stanowiły właśnie prace domowe. Porządki, majsterkowanie czy ogrodnictwo są aktywnością fizyczną i teoretycznie powinny zwiększać liczbę spalanych kalorii, ale odkryliśmy, że prace domowe i szczupłość były ze sobą odwrotnie skorelowane. To sugeruje, że albo ludzie przeceniają ilość umiarkowanego ruchu w czasie sprzątania itp., albo jedzą za dużo, by skompensować sobie wysiłek - opowiada prof. Marie Murphy. W przypadku kobiet wykluczenie prac domowych z listy tygodniowych aktywności fizycznych powodowało, że tylko 1:5 (20,4%) realizowała rządowe normy ruchu. Rozmawiając z ludźmi nt. dawki ruchu koniecznej do zachowania zdrowia, należy zaznaczyć, że prace domowe mogą nie być wystarczająco intensywne, by przyczynić się do realizacji tygodniowego planu i że w każdym tygodniu należałoby uwzględnić także bardziej wymagające formy ruchu.
  22. Służby celne z lotniska w Zurychu skonfiskowały milion podrabianych tabletek leku przeciwlękowego Xanaksu. Dostawa była transportowana z Chin do Egiptu. Szwajcarska Agencja Produktów Terapeutycznych (Swissmed) poinformowała, że podczas badań laboratoryjnych nie wykryto w nich substancji czynnej (alprazolamu), ale na pierwszy rzut oka pigułki trudno było rozpoznać jako "fałszywki". Cztery skrzynki, które ważyły ponad 400 kg, zostały już zniszczone. Warto dodać, że kraje rozwijające się, np. Egipt, są głównymi rynkami zbytu wielomiliardowego biznesu podrabianych leków.
  23. Suplementacja witaminą D nie zwiększa ryzyka kamieni nerkowych - twierdzą naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego. W studium uwzględniono przypadki 2012 osób. Naukowcy nie znaleźli istotnego statystycznie związku między stężeniem 25-hydroksywitaminy D (25-OH-D) w surowicy, które mieściło się w zakresie 20-100 ng/ml, a występowaniem kamieni. Zespół dr Cedrika F. Garlanda wykorzystał dane niedochodowej organizacji GrassrootsHealth, która zajmuje się promocją zdrowia, by przez 19 miesięcy śledzić losy reprezentantów różnych grup wiekowych. Podczas studium tylko 13 osób doniosło o zdiagnozowaniu kamieni nerkowych. Coraz więcej dowodów wskazuje, że by znacząco zmniejszyć ryzyko różnych chorób, w tym raka piersi czy jelita grubego, poziom witaminy D w surowicy powinien wpadać w terapeutyczny zakres 40-50 ng/ml - podkreśla Garland, dodając, że taki poziom jest generalnie osiągany przez zażywanie suplementów. Nasze wyniki mogą zmniejszyć [rozbudzone przez niektóre wcześniejsze studia] obawy dotyczące zażywania witaminy D, bo nie znaleziono związku między suplementacją a podwyższonym ryzykiem kamieni nerkowych. Badanie pokazało, że czynnikami ryzyka kamicy są starszy wiek, płeć męska i wyższy wskaźnik masy ciała (BMI). Wg Amerykanów, osoby z wysokim BMI muszą sobie dostarczyć więcej witaminy D, by poziom 25-OH-D w ich surowicy był taki sam jak u ludzi szczupłych.
  24. Eksperci z Europejskiej Agencji Kosmicznej rozpoczęli przygotowania do wybudzenia sondy Rosetta z hibernacji. Sonda od 10 lat podróżuje przez Układ Słoneczny. Została wystrzelona w marcu 2004 roku, trzykrotnie korzystała z astysty grawitacyjnej Ziemi i raz Marsa. We wrześniu 2008 roku sfotografowała asteroidę Steins a w lipcu 2010 - asteroidę Lutetia. Rosetta podąża na spotkane głównego celu swoich badań, komety 67P/Czuriumow-Gierasimienko. W lipcu 2011 Rosetta została wprowadzona w stan głębokiej hibernacji, gdyż odleciała na 800 miionów kilometrów od Słońca i znajduje się blisko orbity Jowisza. Obecnie zarówno kometa jak i sonda podążają w kierunku wewnętrznych części Układu Słonecznego. Obudzenie Rosetty zaplanowano na 20 stycznia 2014 roku na godzinę 10.00 czasu Greenwich. Po wyjściu z hibernacji sonda najpierw ogrzeje swoje instrumenty oraz przestanie się obracać i ustawi swoją główną antenę w kierunku Ziemi. Nie wiemy, kiedy Rosetta po raz pierwszy nawiąże kontakt z Ziemią, ale nie nastąpi to przed godziną 17.45 GMT tego samego dnia - mówi menedżer misji Fred Jansen. W momencie przebudzenia się Rosettę będzie dzieliło od komety 9 milionów kilometrów. Sonda poleci w kierunku 67P/Czuriumow-Gierasimienko, a zanim do niej dotrze przeprowadzone zostaną testy 11 instrumentów naukowych orbitera i 10 instrumentów modułu lądującego. Na początku maja Rosetta będzie w odległości 2 milionów kilometrów od komety i do końca miesiąca wykona główny manewr pozwalający na spotkanie z kometą. Zaplanowano je na sierpień. Już w maju powinniśmy otrzymać z Rosetty pierwsze zdjęcia komety. Sonda wykona tysiące fotografii, które pozwolą na dokładne określenie głównych cech komety. Rosetta wykona też pomiary grawitacji, masy, kształtu, zbada warkocz komety, otaczającą ją plazmę oraz przeprowadzi badania jej interakcji z zewnętrzną atmosferą Słońca. W sierpniu i wrześniu zostaną przeprowadzone oględziny komety, dzięki czemu naukowcy będą mogli wybrać miejsce lądowania 100-kilogramowego próbnika Philae. Próbnik wykona zdjęcia komety w bardzo wysokiej rozdzielczości i za pomocą wiertła pobierze próbki z głębokości 20-30 centymetrów. Zostaną one przeanalizowane przez pokładowe laboratorium Philea. W tym czasie Rosetta pozostanie w pobliżu komety i prowadzi własne badania. Sonda będzie śledziła kometę przez cały 2015 rok. Misja zakończy się w grudniu 2015 roku. Po raz pierwszy będziemy mogli analizować kometę przez tak długi czas i to nie tylko przelatując obok niej. Zyskamy w ten sposób wgląd w "pracę" komety i dowiemy się, jaką rolę odgrywają komety w ewolucji Układu Słonecznego - mówi Matt Taylor, jeden z naukowców pracujących przy misji Rosetty. Dnia 13 sierpnia 2015 roku 67P/Czuriumow-Gierasimienko będzie najbliżej Słońca. Zbliży się do naszej gwiazdy na odległość 185 milionów kilometrów.
  25. Choć marmozety nie wydają się symbolem dobrego wychowania, ich manierom podczas wymiany zdań nie można niczego zarzucić. Małpy grzecznie czekają na swoją kolej: nie wokalizują jednocześnie z interlokutorem i nie przerywają. Ich pogaduszki trwają nawet pół godziny. Co istotne, marmozety są równie uprzejme dla obcych jak dla małp, z którymi normalnie mieszkają. Zespół Asifa Ghazanfara z Princeton University umieszczał pary marmozet w przeciwległych rogach pomieszczenia (ssaki się nie widziały, ale mogły się słyszeć). Potem rozpoczynało się nagrywanie. Okazało się, że po zakończeniu wypowiedzi partnera zwierzęta odczekiwały ok. 5 s. To bardziej przypomina ludzką rozmowę niż skoordynowane zawołania ptaków, żab czy świerszczy, które mają związek z godami czy obroną terytorium. Badanie wykazało, że półgodzinne rozmowy nie są wcale zarezerwowane dla znajomych. Innymi słowy, [marmozety] przestrzegają niepisanych zasad konwersacyjnej etykiety. W odróżnieniu od nich, pozostałe zwierzęta albo rzadko odzywają się do siebie, albo wydają dźwięki jednocześnie. Nawet szympansy i inne człowiekowate nie tylko że nie czekają na swoją kolej, ale i w ogóle nie wokalizują zbyt dużo. Ghazanfar zaznacza, że duży mózg nie jest wcale warunkiem niezbędnym do przeprowadzenia rozmowy. Amerykanin uważa, że zwrotny wzorzec konwersacji może działać na marmozety rozluźniająco, zwłaszcza gdy w pobliżu nie ma członków stada. Pojawia się też dodatkowy plus: kiedy uprzejmie się słucha, mimo wszędobylskiego hałasu dżungli łatwiej wychwycić ważne informacje, np. dotyczące tożsamości. Autorzy artykułu z pisma Current Biology mają nadzieję, że dalsze badanie marmozet pomoże zrozumieć ludzkie zaburzenia, np. autyzm. Prowadząc rozmowę, osoby z zespołem Downa lub autyzmem mają często kłopot z synchronizacją wypowiedzi. Jesteśmy pewni, że analizując rozwój i neurobiologię czekania na swoją kolej u marmozet, jesteśmy w stanie rzucić nieco światła na to, co idzie źle w takich zaburzeniach.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...