Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Dr Venkata Yellepeddi z Roseman University zaprezentował przeciwmigrenowy sprej do nosa z prochlorperazyną. Nie zawiera on substancji konserwujących, np. chlorków benzalkoniowych czy sorbinianu potasu, nie powinien więc powodować podrażnienia błon śluzowych. Prochlorperazyna to antagonista receptorów dopaminergicznych, stosowany szeroko jako środek przeciwwymiotny. Porównawcze badania kliniczne wykazały, że prochlorperazyna radzi sobie z bólem skuteczniej niż inne przeciwmigrenowe leki, takie jak sumatryptan, metoklopramid czy ketorolak. Obecnie nie można kupić przeciwmigrenowej prochlorperazyny w spreju, dostępne są tylko tabletki z odroczonym początkiem działania. Zespół z Roseman University dywaguje, że sprej powinien działać szybko i skutecznie, wywołując u pacjentów mniejszy dyskomfort. Amerykanie przeprowadzili chromatografię cieczową, zastosowali też macierze mikrobiologiczne i stwierdzili, że prochlorperazynowy sprej do nosa pozostawał stabilny nawet do 120 dni (zachodził minimalny rozkład). W dalszej kolejności Yellepeddi planuje testy bezpieczeństwa, skuteczności, a także badania farmakokinetyczne na modelu szczurzym. « powrót do artykułu
  2. Zażywanie suplementów z kwasami omega-3 zmniejsza ochotę na nikotynę, a także liczbę wypalanych dziennie papierosów. Substancje i leki, wykorzystywane obecnie, by pomóc ludziom w ograniczeniu i rzuceniu palenia, nie są zbyt skuteczne i wywołują efekty uboczne, z którymi trudno sobie poradzić. Wyniki naszego studium wskazują, że prawie pozbawiony skutków ubocznych, tani i łatwo dostępny suplement diety w postaci kwasów omega-3 znacząco ogranicza palenie - podkreśla dr Sharon Rabinovitz Shenkar z Uniwersytetu w Hajfie. Palenie nie tylko wiąże się z chorobami płuc, układu sercowo-naczyniowego czy nowotworami, ale i ze zmniejszonym poziomem niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych (zwłaszcza omega-3) w mózgu. Niedobór kwasów omega-3 uszkadza strukturę komórek i zaburza przekaźnictwo nerwowe w rejonach związanych odczuwaniem przyjemności i satysfakcji. Obszary te ogrywają istotną rolę m.in. w podejmowaniu decyzji czy w rozwoju, utrzymaniu i powrocie do uzależnienia. Innymi słowy, niedobór kwasów tłuszczowych omega-3 sprawia, że organizmowi palacza trudniej poradzić sobie z ochotą na kolejnego papierosa. Wcześniejsze badania wykazały, że nierównowaga [poziomu] omega-3 ma również związek ze zdrowiem psychicznym, depresją i radzeniem sobie z naciskami i stresem. Presja i stres są z kolei związane z chęcią zapalenia. Poza tym wiadomo, że stres i napięcie rosną u ludzi rzucających palenie. Mimo świadomości tego wszystkiego związków między tymi czynnikami w ogóle dotąd nie badano. W izraelskim studium wzięło udział 48 palaczy w wieku 18-45 lat. W ciągu ubiegłego roku dziennie wypalali oni co najmniej 10 papierosów (średnio 14). Zdiagnozowano u nich umiarkowane uzależnienie od nikotyny. Średni wiek uczestników badania wynosił 29 lat, a średni wiek rozpoczęcia palenia plasował się poniżej 18. roku życia. Oznacza to, że ochotnicy palili średnio 11 lat. Badanych podzielono na dwie grupy. Jedna dostawała kapsułki z omega-3, druga placebo. Ludzi proszono o zażywanie przez miesiąc 5 kapsułek dziennie. W sumie przyznali się oni do przyjęcia 94% kapsułek. Na żadnym etapie eksperymentu nie proszono o zaprzestanie palenia. Ochotę na nikotynę i jej spożycie naukowcy oceniali za pomocą specjalnych skal. Określano różne aspekty tych zjawisk, w tym brak kontroli nad paleniem czy przewidywaną ulgę/satysfakcję związaną z paleniem. Pomiary przeprowadzano przed rozpoczęciem studium, po 30 dniach zażywania kapsułek i po miesiącu od zakończenia leczenia. Przed każdym testem ochotnicy przez 2 godziny powstrzymywali się od palenia, a następnie prezentowano im bodźce wyzwalające ochotę na palenie. O ile na początku studium nie było różnic międzygrupowych, o tyle po miesiącu palacze zażywający omega-3 ograniczyli liczbę wypalanych papierosów średnio o 2 sztuki (a to 11% spadek). Odnotowano też znaczący spadek ochoty na zapalenie. Po miesiącu niezażywania niczego zachcianki nikotynowe nieco się nasiliły, ale nadal były znacznie niższe niż na początku. W grupie zażywającej placebo w ciągu analizowanych 60 dni nie stwierdzono żadnych znaczących zmian ani w zakresie zachcianek, ani liczby wypalanych papierosów. « powrót do artykułu
  3. W mechanice kwantowej istnieje pojęcie funkcji falowej, które pozwala wyjaśnić wiele zjawisk niespotykanych w fizyce newtonowskiej, jest on m.in. rozwiązaniem słynnego równania Schrödingera. Zespół australijskich naukowców całkowicie odrzucił funkcję falową i związane z nią równania. Zamiast niej proponuje istnienie wielkiej liczby wszechświatów, w których obowiązuje fizyka newtonowska, a ich wzajemne oddziaływanie na siebie wyjaśnia zjawiska przypisywane dotychczas mechanice kwantowej. Od dawna wielu fizyków sceptycznie odnosiło się do funkcji falowej jako składnika rzeczywistości. Korzystali z opisywanych przez nią równań, ale sądzili, że potrzeba innej teorii wyjaśniającej obserwowane zjawiska. Nie można uznawać funkcji falowej za coś realnego - mówi teraz Howard Wiseman z australijskiego Griffith University. Wiseman i jego koledzy uważają, że nasz wszechświat jest jednym z olbrzymiej liczby wszechświatów równoległych, w których obowiązuje fizyka newtonowska. Cząstki tych wszechświatów oddziałują na siebie. Wszystko, co dotychczas uznawaliśmy za niezwykłe zjawiska i tłumaczyliśmy je mechaniką kwantową, jest w rzeczywistości wynikiem tych oddziaływań. Wiseman i jego koledzy matematycznie udowodnili, że ich teoria może wyjaśniać wiele zjawisk. Pierwszą rzeczą, którą musisz zrobić jest uzyskanie takich samych wyników, bo mechanika kwantowa była testowana z niezwykłą precyzją. Jeśli nie jesteś w stanie uzyskać takich samych wyników, jakie uzyskuje mechanika kwantowa, przegrałeś już na samym początku - wyjaśnia Wiseman. Na początek australijscy uczeni wzięli na warsztat doświadczenie Younga, które pozwala na potwierdzenie falowo-korpuskularnej natury cząstek. Wykazali, że istnienie zaledwie 41 wzajemnie oddziałujących wszechświatów da takie zjawiska, jakie obserwujemy i dowodzimy za pomocą mechaniki kwantowej. Naukowcy wykazali też, że za pomocą ich teorii można wyjaśnić wiele innych zjawisk, jak np. stabilność materii. W tym przypadku oddziaływanie innych wszechświatów zapobiega opadaniu elektronów na jądra atomów. Takie zjawiska obserwujemy na gruncie fizyki newtonowskiej. Jeśli byśmy wyłączyli te interakcje lub gdyby istniał tylko jeden wszechświat, wtedy zniknęłyby wszystkie zjawiska jakie bada mechanika kwantowa. Obserwowalibyśmy w naszym świecie wyłącznie to, co wyjaśniamy na gruncie klasycznej fizyki - mówi Michael Hall z grupy Wisemana. Australijczycy dopiero rozwijają swoją teorię, a przed nimi dużo pracy. Nie opisali jeszcze na przykład, jak za pomocą wielu wszechświatów można wyjaśnić splątanie kwantowe. Warto tutaj przypomnieć, że australijska koncepcja przypomina tę, jaką w latach 50. ubiegłego wieku zaproponował Hugh Everett. Uważał on, że za każdym razem gdy funkcja falowa się załamuje, wszechświat rozdziela się na pary wszechświatów równoległych. W koncepcji Everetta kot Schrödingera jest równocześnie żywy i martwy – zależy, z którego wszechświata nań spojrzymy. Istnieje jednak fundamentalna różnica pomiędzy koncepcją Everetta a Wisemana. Everett traktuje funkcję falową jako część rzeczywistości. Ponadto uważa, że gdy wszechświaty się rozdzielą, niemal nigdy nie wchodzą ze sobą w interakcje. Z kolei Wiseman i jego koledzy twierdzą, że wszechświaty równoległe istniały zawsze i zawsze ze sobą oddziałują. Lev Vaidman z Uniwersytetu w Tel Awiwie, który intensywnie badał koncepcję Everetta, przyznaje, że teoria Wisemana ma pewną przewagę. Na przykład w koncepcji wielu oddzielonych od siebie wszechświatów trudno jest wyjaśnić prawdopodobieństwo w świecie, w którym wszystko co mogło się zdarzyć, już się zdarzyło. W koncepcji wielu oddziałujących ze sobą światów jest to bardzo proste. Pomysł Wisemana daje nadzieję na dokonanie niezwykle ekscytującego odkrycia. Jeśli bowiem wszechświaty na siebie oddziałują, to powinniśmy być w stanie je odkryć. Wiseman zauważa też, że równanie Schrödingera jest precyzyjne tylko wówczas, gdy istnieje nieskończona liczba wszechświatów. Jeśli zaś ich liczba jest skończona, to równanie to jest jedynie przybliżeniem. Przeprowadzenie odpowiednich eksperymentów powinno wykazać, jakie są różnice pomiędzy przybliżonym a rzeczywistym wynikiem tego równania. To zaś oznacza, że eksperymenty takie mogą wykazać, ile jest wszechświatów - stwierdził Eric Cavalcanti z University of Sydney. Wiseman nie wyklucza też, że na gruncie jego teorii uda się wyjaśnić zasady działania grawitacji. Posuwa się nawet do stwierdzenia, że jeśli jego teoria jest prawdziwa, a siły oddziaływania pomiędzy wszechświatami są nieco inne od tych, które zaproponował, to możliwa będzie komunikacja pomiędzy wszechświatami. Wspomniany już wcześniej Lev Vaidman mówi: To koncepcja funkcji falowej pozwoliła na rozwiązanie paradoksów klasycznej mechaniki. Nie jestem entuzjastycznie nastawiony do próby zastąpienia funkcji falowej czymś innym. Przyznaje jednak, że teoria Wisemana może być użyteczna jeśli za jej pomocą uda się uprościć opisujące rzeczywistość równania matematyczne. Podobnego zdania są twórcy teorii. Gdy mamy sześć lub siedem wzajemnie oddziałujących cząstek to równanie Schrödingera staje się zbyt złożone, by rozwiązać je nawet w przybliżeniu. Dzięki naszej teorii wystarczy tylko określić, gdzie w każdym z wszechświatów znajduje się dana cząstka i obliczyć siły oddziaływania pomiędzy nimi - mówi Hall. « powrót do artykułu
  4. Zespół dr. Davida Krausego, paleontologa ze Stony Brook University, opisał niemal kompletną czaszkę ssaka, który 66-70 mln lat temu zamieszkiwał Madagaskar. Vintana sertichi przypominał współczesne świszcze (Marmota monax). Odkrycie kompletnie zmienia pogląd na drzewo ewolucyjne ssaków. Nie wiemy prawie nic na temat ewolucji wczesnych ssaków na południowych kontynentach. Odkrycie z bardzo słabo próbkowanych czasów i okolic uwypukla, jak skąpa jest nasza wiedza. Żaden z paleontologów nawet nie zbliżył się w swych przewidywaniach do niezwykłego zestawu cech anatomicznych prezentowanych przez czaszkę V. sertichi - opowiada Krause. V. sertichi należy do podrzędu Gondwanatheria, grupy wczesnych ssaków, znanych dotąd jedynie z izolowanych zębów i fragmentów żuchwy. W czasach, gdy większość ssaków osiągała wielkość myszy, V. sertichi ważył ok. 9 kg, a jego czaszka mierzyła ok. 13 cm. Vintana oznacza "szczęście" i odnosi się do okoliczności, w jakich Joseph Sertich, były student Krausego, a obecnie kurator w Muzeum Natury i Nauki w Denver, odkrył skamieniałość w 2010 r. Amerykanin pobrał wycinek piaskowca wypełnionego fosyliami ryb. Podczas tomografii komputerowej okazało się, że w środku znajduje się coś niezmiernie rzadkiego - niemal kompletna czaszka nieznanego wcześniej prehistorycznego ssaka. Okaz ten jest zaledwie 3. ssaczą czaszką z kredy z całej półkuli południowej (dwie inne pochodzą z Argentyny). Gdy tylko zorientowaliśmy się, co spogląda na nas z ekranu, byliśmy zdumieni - zaznacza Joe Groenke, który jako pierwszy zobaczył skany i później przez parę miesięcy wykuwał czaszkę z macierzy skalnej. Krause i inni przeprowadzili badania porównawcze czaszki. Korzystali przede wszystkim z mikrotomografii i skaningowego mikroskopu elektronowego. Różne cechy zębów, oczodołów, jamy nosowej, mózgoczaszki i ucha wewnętrznego wskazują, że V. sertichi był zwinnym roślinożercą o dużych oczach z dobrze rozwiniętym słuchem i powonieniem. Analizy filogenetyczne pokazały, że V. sertichi i inne Gondwanatheria były blisko spokrewnione z wieloguzkowcami (Multituberculata) - ssakami, które odniosły największy sukces w epoce dinozaurów na kontynentach północnych. Ekipa Krausego jako pierwsza znalazła dowody na zasadność grupowania wieloguzkówców, Gondwanatheria i haramiidów (Haramiyida). Wcześniej anatomia czaszki Gondwanatheria była bowiem całkowicie nieznana. « powrót do artykułu
  5. Choć osoby z całkowitym zespołem niewrażliwości na androgeny (ang. complete androgen insensitivity, CAIS) mają kariotyp 46,XY, fenotypowo są kobietami. Reakcja ich mózgu na obrazy o treści erotycznej jest również kobieca. Nasze ustalenia wykluczają bezpośrednią rolę chromosomu Y w wytwarzaniu męskich wzorców reakcji - opowiada prof. Kim Wallen z Emory University. Kobiety z CAIS mają krążące po mózgu androgeny, nie dysponują jednak receptorami, do których mogłyby się przyłączyć. W 2004 r. Wallen i prof. Stephan Hamann wykorzystali funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI) do obrazowania aktywności mózgu typowych kobiet i mężczyzn podczas oglądania zdjęć aktywności erotycznej. Wzorce reakcji były zupełnie różne. W porównaniu do kobiet, u mężczyzn występowała o wiele silniejsza aktywność 2 obszarów: odpowiadającego za emocje i motywację ciała migdałowatego oraz zaangażowanego w regulację hormonalną i prawdopodobnie w zachowania seksualne hipokampa - tłumaczy Hamann. Ostatnio Amerykanie powtórzyli eksperyment, uwzględniając w nim również 13 osób z CAIS. Nie natrafiliśmy na żadne różnice w zakresie reakcji nerwowych kobiet z CAIS i kobiet typowych [...]. Uzyskane wyniki stanowią poparcie dla teorii, że kluczowym czynnikiem męskiej reakcji są androgeny. Ograniczeniem studium jest brak uwzględnienia wpływu czynników środowiskowych. Osoby z CAIS wyglądają i zachowują się jak kobiety, dlatego są wychowywane i traktowane jak dziewczynki. Całe ich doświadczenie rozwojowe jest sfeminizowane. Nie możemy wykluczyć, że wpływa to reakcję ich mózgu - podkreśla Wallen. « powrót do artykułu
  6. Pacjenci z przerzutami czerniaka złośliwego żyją o połowę dłużej, jeśli leczenie ipilimumabem uzupełni się immunostymulatorem (sargramostimem). Mediana przeżycia wynosi, odpowiednio, 17,5 i 12,7 miesiąca. Jak donoszą naukowcy z Dana-Farber Cancer Institute, u pacjentów poddawanych terapii łączonej ogranicza się także toksyczność. Autorzy raportu z Journal of the American Medical Association stwierdzili, że wskaźnik rocznego przeżycia w grupie leczonej ipilimumabem i sargramostimem wynosił 68,9%, w porównaniu do 52,9% w grupie leczonej wyłącznie ipilimumabem. Mediana okresu wolnego od progresji (ang. progression-free survival, PFS) była w obu grupach jednakowa i wynosiła 3,1 miesiąca. Opisany zabieg ujawnia możliwości związane z łącznym zastosowaniem immunologicznych cząsteczek sygnalizacyjnych [cytokin] i zdjęcia blokady z limfocytów T [będący ludzkim przeciwciałem monoklonalnym ipilimumab blokuje antygen CTLA-4 i zwiększa w ten sposób aktywność układu immunologicznego; w innym razie na powierzchni aktywowanych antygenem limfocytów T pojawiłoby się CTLA-4, które zadziałałoby hamująco na dalszą ich odpowiedź] - wyjaśnia F. Stephen Hodi. Hodi postanowił sprawdzić, czy zastosowanie sargramostimu (cytokiny, formy czynnika stymulującego tworzenie kolonii granulocytów i makrofagów, ang. GM-CSF) i ipilimumabu wywrze skutek synergiczny. Amerykanin porównywał to do równoczesnego uruchomienia akceleratora układu odpornościowego i zwolnienia blokady. Hodi miał nadzieję, że tak się stanie, przypominając sobie wyniki uzyskiwane u pacjentów, którym podawano ipilimumab i szczepionki przeciwnowotworowe wydzielające GM-CSF. W fazie II testów klinicznych wzięło udział 245 pacjentów z III i IV stopniem zaawansowania czerniaka. Ich losy śledzono średnio przez 13,3 miesiąca. Akademicy nie wiedzą, czemu mimo ogólnego wydłużenia przeżycia i spadku toksyczności terapia łączona nie wydłużała czasu bez progresji choroby po zakończonym leczeniu. Być może leczenie powoduje stan zapalny przypominający wczesne postępy choroby, ale nie da się tego stwierdzić bez dalszych badań. « powrót do artykułu
  7. Eksperci z Wildlife Conservation Society, Uniwersytetu w Queensland i IUCN World Commission on Protected Areas (WCPA) wzywają do zwiększenia funduszy na obszary chronione. Z przeprowadzonych przez nich badań wynika bowiem, że przeznaczenie na obszary chronione dodatkowych 46-76 miliardów dolarów rocznie pozwoli na zapewnienie na ich terenie optymalnej ochrony znajdującym się tam gatunkom roślin i zwierząt. Wymienione kwoty to zaledwie 2,5% światowych wydatków militarnych. Los wielu gatunków zwierząt – słoni, tygrysów, nosorożców – oraz roślin jest uzależniony od terenów chronionych. Stwierdzenie takie jest prawdziwe zarówno dla obszarów lądowych jak i morskich, gdzie na obszarach chronionych biomasa ryb jest średnio 5-krotnie większa, a biomasa rekinów nawet 14-krotnie większa niż na obszarach nieobjętych ochroną. Obszary chronione to rozwiązanie obecnych problemów. Jeśli jednak będziemy opiekowali się nimi tak, jak dotychczas, to nasza polityka spali na panewce. Znacząca zmiana sposobu oceny, zarządzania i finansowania obszarów chronionych jest możliwa i można jej dokonać za kwotę stanowiącą ułamek tego, co wydajemy rocznie na obronę - mówi doktor James Watson. Obecnie obszary chronione stanowią około 15% lądów i 3% oceanów. Eksperci ostrzegają, że bioróżnorodności nie uda się zachować, jeśli obszary chronione nie zostaną powiększone. Założono, że do roku 2020 ochroną trzeba objąć 17% lądów i 10% oceanów. Mało prawdopodobne, by założeń tych udało się dotrzymać. Co gorsza, wiele ekosystemów jest słabo chronionych, gdyż obszary chronione ustanowiono w nich w niewłaściwych miejscach, nie tam, gdzie występuje największa bioróżnorodność. Ponadto większość obszarów chronionych jest – z braku odpowiednich środków – źle zarządzanych. Wedle niektórych badań jedynie 25% obszarów chronionych jest efektywnie zarządzanych. Tymczasem globalne ocieplenie i rozwijające się kłusownictwo stanowią poważne zagrożenia dla zwierząt żyjących na obszarach chronionych. Niektóre z najważniejszych obszarów chronionych, takich jak na przykład Park Narodowy Galapagos, ulegają poważnej degradacji, częściowo z powodu niemożności efektywnego zarządzania nimi - mówi profesor Marc Hockings z University of Queensland. Rządy nie mogą być jednak jedynymi odpowiedzialnymi za te obszary. Musimy znaleźć nowy sposób na ich ustanawianie i finansowanie, włączając w to rządy, biznes i lokalne społeczności - dodaje uczony. Zauważono również bardzo niepokojący trend. Zarówno w krajach rozwiniętych jak i rozwijających się rządy dokonują cięć budżetowych i zmian w polityce względem obszarów chronionych. Udokumentowano 543 przypadki w których status obszaru chronionego został albo obniżony, albo ochronę całkowicie zlikwidowano. Na przykład ostatnie cięcia budżetowe w kanadyjskich parkach narodowych spowodowały, że wydatki na ochronę przyrody zostały w nich zmniejszone o 15%. Z kolei w Ugandzie rząd pozwala na wydobywanie ropy naftowej na wielu obszarach chronionych. W Indonezji i Rosji na terenie parków narodowych i innych chronionych obszarach rozwija się górnictwo. W Omanie praktycznie zlikwidowano rezerwat oryksa, by umożliwić wydobycie ropy naftowej i gazu. Tymczasem ochrona przyrody może przynosić znaczące korzyści. Od zwiększenia plonów poprzez zmniejszenie liczby zachorowań, po bezpośrednie korzyści finansowe. W Rwandzie turyści odwiedzający Volcanoes National Park pozostawiają rocznie 200 milionów USD, co stanowi największy dla tego kraju zastrzyk gotówki z zagranicy. W Australii budżet parku narodowego na terenie którego znajduje się Wielka Rafa Koralowa wynosi około 50 milionów dolarów australijskich rocznie. Przychody Australii z turystyki związanej z istnieniem parku to 5,2 miliarda dolarów australijskich rocznie. « powrót do artykułu
  8. Hemoglobina występująca w burakach cukrowych może znaleźć zastosowanie w zastępnikach krwi. Jak wyjaśnia Nélida Leiva, doktorantka z Uniwersytetu w Lund, wcześniej sądzono, że białko zawierające w swoim składzie żelazo jest przez rośliny wytwarzane wyłącznie w sytuacjach stresowych, np. podczas suszy lub pod wpływem mrozu. My jednak wykazaliśmy, że hemoglobina jest także produkowana w normalnych warunkach. Proces ekstrahowania hemoglobiny z buraków cukrowych nie jest ponoć bardziej skomplikowany niż uzyskiwanie cukru. Wyzwaniem jest pozyskanie wystarczających objętości, lecz zarówno Leiva, jak i jej promotor prof. Leif Bülow mają nadzieję, że buraki i inne rośliny uprawne stanowią realistyczną alternatywę dla krwi oddawanej przez ludzi. Z jednego hektara możemy uzyskać 1-2 t hemoglobiny [...] - opowiada Bülow. Warto dodać, że nasz organizm zawiera ok. 1 kg hemoglobiny. W niedługim czasie naukowcy z Uniwersytetu w Lund zamierzają we współpracy z akademikami z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego rozpocząć testy roślinnej hemoglobiny na modelu zwierzęcym. Podczas prac nad doktoratem Leiva stwierdziła, że hemoglobina z buraków cukrowych jest bardzo podobna do ludzkiego białka, a zwłaszcza do jego formy występującej w mózgu. Różnica dotyczy szczególiku na powierzchni białka, ale to wydaje się jedynie wydłużać okres jego trwania, a to w końcu dobra wiadomość. Mimo podobieństwa budowy, hemoglobina spełnia u roślin zupełnie inną funkcję. Odkryliśmy, że hemoglobina wiąże w roślinach tlenek azotu. Prawdopodobnie pomaga ona kontrolować różne procesy, tak by np. NO nie stał się toksyczny, i odstraszać bakterie. Leiva odkryła hemoglobinę nie tylko w korzeniu, ale i w kwiatach czy liściach. W niektórych krajach, np. w Chinach oraz Indiach, banki krwi nie istnieją albo są bardzo małe, co oznacza, że należy szybko znaleźć jakąś alternatywę. « powrót do artykułu
  9. Doktor Zongsong Gan z australijskiego Swinburne Univeristy of Technology twierdzi, że opracował technologię pozwalającą na przechowywanie 1000 terabajtów danych na nośniku wielkości dysku DVD. Jego technologia działa dzięki znacznemu zmniejszeniu plamki światła lasera wykorzystywanego do zapisu i odczytu danych. Gan stworzył technologię, w której dane są zapisywane za pomocą plamki światła o szerokości wynoszącej zaledwie 9 nanometrów. Uczony, by uzyskać plamkę szerokości 9 nm, wykorzystał dwa lasery świecące 500-nanometrowym światłem. Jeden z laserów służy do zapisywania danych, a drugi blokuje niemal całe światło lasera zapisującego z wyjątkiem fragmentu o szerokości 9 nanometrów. Dyski DVD zdolne do przechowywania 1000 TB danych mogą być tanim nośnikiem olbrzymiej ilości danych. Zespól doktora Gana pracuje obecnie nad zwiększeniem prędkości zapisu danych na nośniku. « powrót do artykułu
  10. LG i Google podpisały umowę o wzajemnym licencjonowaniu patentów. Umowa ma pomóc w obronie przed trolami patentowymi. Podobne porozumienie Google podpisał na początku bieżącego roku z Samsungiem. LG prowadzi obecnie niezwykle ostrą walkę z Lenovo, Samsungiem i Xiaomi. W III kwartale bieżącego roku koreańska firma zaskoczyła świetnymi wynikami sprzedaży. W ciągu trzech miesięcy klienci nabyli ponad 15 milionów smartfonów LG. Po raz pierwszy w historii średnia miesięczna sprzedaż firmowych telefonów przekroczyła 5 milionów. Liderem rynku pozostaje Samsung, jednak LG osiągnął znacznie lepsze wyniki finansowe, co sugeruje, że jest w stanie lepiej zbalansować produkcję drogich i tanich modeli. Ponadto sprzedaż urządzeń LG rośnie, podczas gdy Samsunga spada. Podpisanie umowy pomiędzy LG a Google'em znacząco wzmacnia obie firmy. Znajdują się one co prawda w pierwszej setce posiadaczy największej liczby patentów, jednak wyraźnie odstają od innych przedsiębiorstw z branży IT. Portfolio LG liczy 12 400 patentów, co daje tej firmie 26. pozycję na liście, a do Google'a należy 4000 patentów (88. pozycja). Posiadaczem największej liczby patentów jest IBM (75 800), a na drugim miejscu znajdziemy Samsunga (45 700). Microsoft jest właścicielem 22 800 patentów i zajmuje 12. pozycję na liście. « powrót do artykułu
  11. Po 50 latach wyrzutów sumienia pewna Kanadyjka zwróciła ukradziony w 1964 r. w czasie podróży poślubnej fragment ornamentu z pompejańskich Koszar Niewolników (Quadriportico dei Teatri). Zabytek poleciał z nią do Montrealu, a po przeprowadzce do Pekinu. Postępek sprzed półwiecza nie dawał kobiecie spokoju, postanowiła więc wrócić do Włoch i oddać ozdobę policji. Kapitan Carmine Elefante, szef neapolitańskiej Grupy Ochrony Dziedzictwa Kulturowego, opowiada, że siedemdziesięciokilkulatka zalewała się łzami. Policjant podkreśla, że to sprawa bez precedensu. Staruszka nie została ukarana grzywną, a stróże prawa mają cichą nadzieję, że w jej ślady pójdą inni ludzie, którzy przywłaszczyli sobie coś z Pompejów. Elefante podkreśla, że ornament nie był szczególnie cenny. Stanowił część Quadriportico dei Teatri, gdzie wszystko ma swą wartość. Policja przekazała artefakt władzom, które mają go umieścić w pierwotnym miejscu. Wg doniesień, "pamiątka" z podróży poślubnej znajduje się w dobrym stanie. « powrót do artykułu
  12. Odkryto oporny na szczepionkę szczep wirusa polio. Inicjatywa, by wyeliminować polio za pomocą systematycznych szczepień, pomogła w ciągu 30 lat zmniejszyć liczbę przypadków aż o 99%: z szacowanych 350 tys. w 1988 r. do 650 przypadków odnotowanych w roku 2011. Nadal jednak zdarzają się wybuchy epidemii. Odnotowano je w Republice Konga (2010 r.), Tadżykistanie (2010 r.) czy w Chinach (2011 r.). Epidemia z Konga była o tyle wyjątkowa, że stwierdzono wysoką 47-proc. śmiertelność. Początkowo sądzono, że powodem był słaby zasięg szczepienia, lecz prawdziwą przyczyną okazał się nowo odkryty oporny szczep wirusa. Międzynarodowy zespół zidentyfikował go i zskewencjonował jego genom (pod lupę wzięto dzikiego poliowirusa typu 1 ze śmiertelnego przypadku oznaczonego jako PV1-RC2010). Wykryto dwie nieznane dotąd mutacje dotyczące kapsydu. Naukowcy wspominają o kombinacji zamian aminokwasów w kluczowym epitopie 2 (AgS2). Oznacza to, że przeciwciała produkowane przez zaszczepionego pacjenta nie rozpoznają wirusa. W dalszej kolejności akademicy badali oporność szczepu wirusa na próbki krwi ponad 60 zaszczepionych osób, w tym Gabończyków i studentów medycyny z Niemiec. Okazało się, że skuteczność przeciwciał przeciw nowemu szczepowi była mniejsza niż w stosunku do wykorzystywanego w szczepionkach atenuowanego szczepu Sabin-1. Naukowcy szacują, że ok. 15-30% tych osób nie byłoby chronionych w czasie kongijskiej epidemii z 2010 r. Specjaliści sądzą, że w końcowej fazie eliminacji polio w szczepionych populacjach natrafimy na jeszcze inne warianty wirusa. Choć są one dość rzadkie, mogą doprowadzić do takich epidemii, jak ta z Konga. « powrót do artykułu
  13. Disiarczek molibdenu (MoS2) był w swoim czasie postrzegany jako poważny konkurent grafenu. Jednak ekscytacja nim zaczęła mijać, gdy okazało się, że MoS2 zawiera rodzaj „pułapek” na elektrony. „Pułapki” te to zanieczyszczenia lub zaburzenia struktury, które znacząco zmniejszają użyteczne właściwości elektroniczne materiału. Część naukowców zajęła się poszukiwaniem sposobów na usunięcie „pułapek” z materiału, a inni zaczęli zastanawiać się, czy MoS2 nie można wykorzystać w innych zastosowaniach. Naukowcy z Rice University opracowali nową technikę manipulacji MoS2, dzięki której uzyskali materiał, który może jednocześnie służyć jako katalizator w ogniwach paliwowych i elektroda w superkondensatorach. Zespół prowadzony przez Jamesa Toura informuje na łamach Advanced Materials, o uzyskaniu cienkich warstw MoS2 z maksymalną możliwą do uzyskania powierzchnią krawędzi. Taki materiał może być bardzo efektywnym katalizatorem reakcji HER (hydrogen evolution reaction) przeprowadzanych w wodorowych ogniwach paliwowych. Reakcja przebiega na krawędziach materiału. Dwuwymiarowy materiał jest jak kartka papieru. Wielka powierzchnia z niewielką ilością krawędzi. Jednak nasz materiał jest niezwykle porowaty. Na przedstawionych państwu obrazkach widzicie kawałki o długości 5 do 6 nanometrów i wiele krawędzi. Tak jakby cały materiał by upstrzony wywierconymi dziurami - mówi Tour do dziennikarzy. Jego wydajność jako katalizatora HER jest lepsza niż jakiegokolwiek innego materiału w disiarczku molibdenu. Jest przy tym naprawdę łatwy w produkcji - dodał. Uczeni z Rice'a najpierw wykorzystali proces anodowania w temperaturze pokojowej do wyhodowania warstwy tlenku molibdenu na molibdenowym podłożu. Następnie przez godzinę wystawili tlenek molibdenu na działanie oparów siarki o temperaturze 300 stopni Celsjusza. Uzyskali w ten sposób disiarczek molibdenu o elastycznej, porowatej strukturze podobnej do gąbki. Szybko zdali sobie sprawę, że taki materiał może przydać się tam, gdzie kluczem do sukcesu jest duża powierzchnia – w superkondensatorach i katalizatorach. Okazało się, że materiał nadaje się do obu zastosowań. Zbudowany je jego bazie superkondensator po 10 000 cykli ładowania/rozładowania stracił jedynie 10% pierwotnej pojemności. Po 20 000 cykli jego pojemność spadła do 83% pierwotnej. « powrót do artykułu
  14. Kryminolodzy z Birmingham City University jako pierwsi przeanalizowali przypadki skazanych morderców, którzy wykorzystali serwis społecznościowy w kontekście popełniania przestępstw. Dr Elizabeth Yardley i prof. David Wilson znaleźli 48 facebookowych morderców z całego świata. Z artykułu opublikowanego na łamach Howard Journal of Criminal Justice dowiadujemy się, że działali oni w latach 2008-2013, a przegląd ich poczynań pozwolił wyodrębnić 6 typów czy jak kto woli, wizerunków prezentowanych w Sieci. Reagujący odpowiada na kontent publikowany na Facebooku, bezpośrednio atakując ofiarę. Atak może następować tuż po przeczytaniu denerwującej treści albo po okresie powracania do czyjegoś wpisu i poddawania się ruminacjom (przeprowadzania obsesyjnej analizy). Informujący wykorzystuje Facebooka do poinformowania ludzi o zbrodniczym zamiarze lub/i zabiciu ofiary. Dla mordercy tego rodzaju serwis społecznościowy jest środkiem do demonstrowania kontroli nad ofiarą i sytuacją. Antagonista angażuje się we wrogie wymiany zdań na Facebooku, które eskalują do śmiertelnej agresji w świecie rzeczywistym. Gdy konflikt przenosi się poza Sieć, antagonista może próbować zdobyć fizyczną przewagę, sięgając po broń. Fantazjujący wykorzystuje Facebooka do odgrywania czegoś lub dawania upustu marzeniom. Granica między marzeniami i rzeczywistością staje się coraz bardziej rozmyta, zabójstwo pozwala więc na podtrzymanie fantazji lub nie dopuszcza do wykrycia oszustwa przez innych. Myśliwy tworzy i podtrzymuje profil, by zwabić ofiarę i doprowadzić do spotkania w świecie realnym. Opiera się na informacjach udostępnionych na profilu ofiary, by w ten sposób odkryć i wykorzystać słabości umożliwiające nawiązanie i rozwijanie relacji. Oszust publikuje wpisy w imieniu innej osoby. Czasem tworzy w ten sposób iluzję, że ofiara nadal żyje, a czasem podszywając się pod kogoś, zdobywa dostęp i monitoruje profil ofiary. Kryminolodzy analizowali morderstwa, w przypadku których media wspominały o Facebooku jako znaczącym czynniku. Chcieliśmy sprawdzić, czy morderstwa facebookowe różniły się jakoś od innych morderstw. Okazało się, że nie - w większości przypadków ofiary znały swoich zabójców [...] - opowiada Yardley. « powrót do artykułu
  15. Naukowcy z Uniwersytetu w Miami odkryli system komunikacji tkankowej, który podczas rozwoju płodowego zapewnia, że mózg i rdzeń kręgowy dopasowują się do czaszki i kręgosłupa. Amerykanie opisali systemy sygnalizacji, wykorzystywane przez tkanki do komunikacji z sąsiadami w rejonie głowy i tułowia. Ich spostrzeżenia mogą znaleźć zastosowanie w leczeniu wad wrodzonych, w tym rozszczepu kręgosłupa czy zespołu Arnolda-Chiariego. Zespół stwierdził, że komórki ze styku głowy i tułowia komunikują sobie nie tylko rodzaj tkanki, jakim się staną, ale i swoje położenie. Co istotne, sygnalizacja tożsamości i lokalizacji są odrębnymi zdarzeniami. Autorzy raportu z pisma Development podkreślają, że wcześniejsze badania koncentrowały się na nabywaniu tożsamości bez brania pod uwagę sąsiednich tkanek. To tak, jakby ktoś znał rozmiar każdego kawałka gruntu w dzielnicy bloków, nie mając pojęcia o adresie. Teraz znamy też adres i wiemy, że każda działka może trafić pod różne adresy, potencjalnie zmieniając relacje z sąsiednimi parcelami - wyjaśnia prof. Isaac Skromne. Podczas eksperymentów akademicy zajmowali się embrionami danio pręgowanego (Danio rerio). Mamy nadzieję zrozumieć najwcześniejsze mechanizmy organizacji tkanek tworzących [ośrodkowy] układ nerwowy i kości, ponieważ malformacje szkieletowe noworodków mogą poważnie upośledzić funkcjonowanie - podkreśla Keun Lee. Naukowcy zauważyli, że koordynacja tkanek na styku głowy i tułowia ma związek z dwoma działaniami kwasu retinowego. Jedna z nich określa wielkość, a druga położenie osiowe tyłomózgowia. Teraz, gdy mamy ogólne pojęcie, jak tkanki są koordynowane, by utworzyć układ nerwowo-szkieletowy okolic przejścia głowowo-tułowiowego, chcielibyśmy ustalić, jak regulowane są tkankowo specyficzne geny - podsumowuje Lee. « powrót do artykułu
  16. Osoby z nietolerancją laktozy rzadziej zapadają na nowotwory płuc, piersi i jajnika. Odkryliśmy, że u osób z nietolerancją laktozy, które zazwyczaj spożywają niewielkie ilości mleka i nabiału, występuje zmniejszone ryzyko nowotworów płuc, piersi i jajnika. Ryzyko nie było obniżone u ich krewnych, co wskazuje, że ochrona przed tymi nowotworami ma związek z dietą. Byłoby jednak błędem skonkludować, że mleko to czynnik ryzyka dla wymienionych chorób - twierdzi prof. Jianguang Ji z Uniwersytetu w Lund. Pomiędzy krajami istnieją duże różnice w zakresie częstości występowania nowotworów piersi i jajnika. Jest ona największa w Ameryce Północnej, Europie Zachodniej i krajach nordyckich, a najniższa we wschodniej Azji i środkowej Afryce. Badania imigrantów i bliźniąt sugerują, że zaobserwowana zmienność sprowadza się raczej do czynników środowiskowych niż do genetycznych czy etnicznych. Choć podejrzewano, że za dużą zapadalność na raki piersi i jajnika w Ameryce Północnej i Europie Zachodniej odpowiada wysokie spożycie mleka i nabiału, wcześniejsze studia nie dały rozstrzygających rezultatów, a ostatni przegląd badań, którego podjęły się Amerykański oraz Światowy Instytut Badań nad Nowotworami, wskazał na brak dowodów łączących konsumpcję nabiału i ryzyko raka piersi. "By [wreszcie] odpowiedzieć na to pytanie, zdecydowaliśmy się na inne podejście. Sprawdzaliśmy, czy niskie spożycie mleka i nabiału chroni ludzi nietolerujących laktozy przed rakami piersi i jajnika. Ponieważ badania epidemiologiczne i na modelu zwierzęcym pokazują, że i spożycie mleka, i ryzyko nowotworów płuc są związane z białkiem IGF-1 (insulinopodobnym czynnikiem wzrostu 1), badaliśmy też nowotwór płuc. Posługując się ogólnokrajowymi danymi z dwóch rejestrów [...], zidentyfikowaliśmy 22.788 osób z nietolerancją laktozy i wyliczaliśmy ich ryzyko nowotworów płuc, piersi i jajnika. Standaryzowane wskaźniki zapadalności [sIR, od ang. standardised incidence ratio] wynosiły, odpowiednio, 0,55, 0,79 i 0,55 i bez względu m.in. na kraj urodzenia [...], były znacząco niższe u osób z nietolerancją laktozy. Dla odmiany, ryzyka obliczone dla ich rodzeństwa i rodziców pozostawały takie same jak w populacji generalnej. To sugeruje, że niższe ryzyko nowotworu jest skutkiem diety. Ji dodaje, że za zaobserwowane zjawisko mogą odpowiadać zmniejszone spożycie kalorii po wyeliminowaniu produktów mlecznych oraz czynniki ochronne występujące w mlekach roślinnych. « powrót do artykułu
  17. Policja w Tajlandii informuje o zatrzymaniu jednego z założycieli The Pirate Bay, Frederika Neij. Mężczyznę ma trafić do więzienia w Szwecji. Neij został w 2008 roku skazany na rok więzienia za naruszenie praw autorskich i promowanie naruszania praw autorskich. Po zwolnieniu za kaucją uciekł do Azji. W ostatni poniedziałek 36-latek został zatrzymany przy granicy z Laosem. Policja informuje, że był ubrany w tę samą koszulę, jaka widnieje na liście gończym przekazanym przez szwedzką ambasadę. Może to świadczyć o tym, że Neij nie radził sobie dobrze na emigracji. Teraz mężczyzna będzie oczekiwał w więzieniu na deportację. Neij był ostatnim pozostającym na wolności założycielem The Pirate Bay. Niedawno w Danii zakończył się proces Gottfrida Svartholma Warga. « powrót do artykułu
  18. Nowy szef brytyjskich służb wywiadowczych, Robert Hanningan, skrytykował amerykańskie firmy za ułatwianie życia terrorystom. Zaledwie kilka dni po objęciu stanowiska szefa GCHQ Hanningan udzielił wywiadu Financial Timesowi, w którym zauważył, że np. ekstremiści z Państwa Islamskiego często wykorzystują do komunikowania się takie usługi jak WhatsApp i Twitter. Nie podoba mu się również rosnąca popularność usług kryptograficznych obecnych w telefonach z systemami Apple'a i Google'a. Hanningan skarżył się też, że Facebook podejmuje działania mające na celu zwiększenie prywatności użytkowników i chce pozwolić im na łączenie się ze swoim serwisem za pomocą sieci Tor. Nigel Smart z University of Bristol zauważa, że technologie kryptograficzne powinny być szeroko dostępne. Wszyscy ich używamy, by chronić się przed złymi ludźmi - mówi. Przypomina, że popularność takich technologii znacząco wzrosła po tym, jak Edward Snowden ujawnił na jaką skalę internauci są szpiegowani przez NSA. Każdy z nas ma prawo do prywatności i obywatele z pewnością nie byliby zachwyceni, gdyby służby specjalne mogły się np. dowiedzieć, że właśnie odwiedzili witrynę dla chorych na AIDS. Przypomnijmy, że niedawno niezadowolenie z rosnącej popularności kryptografii wyraził też szef FBI. « powrót do artykułu
  19. Francuscy naukowcy twierdzą, że odkryli mechanizm genetyczny, dzięki któremu u dwóch mężczyzn zarażonych HIV nigdy nie rozwinął się AIDS. Jeden z mężczyzn jest zarażony HIV od 30 lat, jednak żaden z nich nigdy nie wykazywał objawów choroby. Uczeni informują, że wirus jest obecny w komórkach obu zarażonych, jednak jego kod genetyczny uległ takim zmianom, że pozostaje nieaktywny. Francuscy naukowcy z Instytutu Zdrowia i Badań Medycznych (Inserm) wysunęli hipotezę, że zmiana w genomie wirusa ma związek ze zwiększoną aktywnością enzymu APOBEC. Ich praca została opublikowana w piśmie Clinical Microbiology and Infection. HIV namnaża się za pośrednictwem ludzkich komórek odpornościowych CD4, które stają się jego fabrykami. Istnieje niewielka grupa ludzi, mniej niż 1% zarażonych, których organizmy potrafią utrzymać wirusa na poziomie niewykrywalnym przez większość testów klinicznych. Francuzi skupili się na dwóch takich osobach – 57-latku u którego HIV wykryto w 1985 roku oraz 23-laku, u którego wirusa zauważono w 2011 roku. Po przeanalizowaniu genomu wirusa zauważono, że nie namnaża się on, gdyż doszło do zmian genetycznych. Uczeni sugerują, że doszło do spontanicznej ewolucji wirusa – endogenizacji – dzięki której już w przeszłości nasze organizmy radziły sobie z innymi wirusami. Podobny proces zauważono u grupy koali, które włączyły do swojego genomu wirusa podobnego do HIV i przekazały swojemu potomstwu odporność. Sądzimy, że lekarstwem na HIV może być jego endogenizacja u ludzi. Nasze odkrycia sugerują, iż bez specjalnych terapii i profilaktyki po dekadach integracji HIV i gospodarza oraz po śmierci milionów osób jest prawdopodobne, że u grupy ludzi dojdzie do endogenizacji, zneutralizowania wirusa i przekazania odporności swojemu potomstwu. Sądzimy, że to powszechność występowania DNA HIV może prowadzić do wyleczenia i ochrony przed HIV - stwierdzili uczeni. Ich propozycja jest zatem zupełną odwrotnością tego, co robiono dotychczas. Obecnie probuje się bowiem całkowicie usunąć HIV z organizmu osoby zarażonej. Francuzi mówią, że nie wierzą, by ich pacjenci byli kimś wyjątkowym, bądź byśmy mieli do czynienia z nowym zjawiskiem. Ich zdaniem dowodem na to, że mają rację byłoby przeprowadzenie zakrojonego na szeroką skalę sekwencjonowania genomu mieszkańców Afryki, gdyż to właśnie oni pierwsi zetknęli się z HIV. Niedawno opisywaliśmy historię człowieka, który jest uważany za jedyną osobę wyleczoną z HIV. « powrót do artykułu
  20. Astronomowie z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA) twierdzą, że rozwiązali tajemnicę niezwykłego obiektu G2. Od wielu lat eksperci zastanawiali się czym on jest, a większość przychylała się do opinii, że to wielka chmura wodoru, która podąża w kierunku czarnej dziury (Sgr A*) znajdującej się w centrum Drogi Mlecznej. Zespół pracujący pod kierunkiem profesor Andrei Ghez stwierdził że G2 to najprawdopodobniej gwiazda podwójna, która okrążała czarną dziurę, aż w końcu obie gwiazdy połączyły się tworząc jedną wielką gwiazdę otoczoną gazem i pyłem. Jeśli G2 byłaby chmurą gazu, zostałaby rozerwana przez czarną dziurę i znacząco by ją zmieniła. G2 przetrwała i krąży po orbicie czarnej dziury. Zwykła chmura gazu nie mogłaby się tak zachować. Czarna dziura nie wpłynęła na G2 - mówi profesor Ghez. Uczona, która specjalizuje się w badaniu gwiazd w pobliżu Sgr A* uważa, że G2 to przedstawicielka nowej klasy gwiazd. Znajdują się one w pobliżu czarnych dziur, w przeszłości były gwiazdami binarnymi, jednak połączyły się w jedną gwiazdę wskutek oddziaływania czarnej dziury. Gdy dwie gwiazdy w pobliżu czarnej dziury łączą się w jedną, nowa gwiazda rozszerza się przez ponad milion lat, a następnie się kurczy, uważa Ghez. To może zdarzać się częściej niż sądzimy. Gwiazdy w centrum naszej galaktyki to masywne obiekty, większość z nich to gwiazdy podwójne. Możliwe, że wiele z gwiazd, które obserwujemy i których nie potrafimy zrozumieć, to właśnie efekt połączenia się dwóch gwiazd - dodaje uczona. Zdaniem jej zespołu G2 jeszcze się nie skurczyła. Obecnie przechodzi proces, obserwowany w przypadku wielu obiektów znajdujących się blisko czarnej dziury. Jest przez nią nadmiernie rozciągana. Jednocześnie gaz znajdujący się na powierzchni G2 jest podgrzewany przez okoliczne gwiazdy, przez co powstaje olbrzymia chmura gazu i pyłu. Zespół Ghez mówi, że nikt wcześniej nie wpadł na tego typu wyjaśnienie, gdyż niezbędnych danych dostarczają jedynie Teleskopy Kecka. To największe na Ziemi teleskopy optyczne, które wyposażono w najbardziej zaawansowane technologie optyki adaptacyjnej. Profesor Ghez brała udział w opracowaniu tej optyki. Wokół czarnych dziur zachodzą procesy, jakich nie spotka się nigdzie we wszechświecie. Dopiero zaczynamy rozumieć fizykę czarnych dziur - stwierdziła profesor Ghez. « powrót do artykułu
  21. Czterdziestoczteroletni mężczyzna został przypadkowo wyleczony z trwającej całe życie arachnofobii. "Wystarczyło" usunąć fragment jego mózgu... U pacjenta zaczęły się pojawiać napady padaczkowe, a badanie obrazowe mózgu ujawniło, że ich źródłem jest lewe ciało migdałowate. Pierwotną przyczyną okazała się sarkoidoza, zwana też chorobą Besniera-Boecka-Schaumanna. Po lobektomii mężczyzna zauważył, że pojawiła się u niego niechęć do muzyki (szczególnie widoczna przy podkładzie muzycznym pewnej reklamy), co jednak ważniejsze, zniknął lęk przed pająkami. Awersja do muzyki minęła z czasem, jednak - ku uciesze 44-latka - archachnofobia nie wróciła. Przed zabiegiem chory rzucał w pająki piłką tenisową lub spryskiwał je przed wciągnięciem do odkurzacza lakierem do włosów. Teraz może ich dotykać i prowadzi obserwacje z bliskiej odległości. Co ciekawe, pacjent nie odnotował zmian w zakresie innych swoich lęków, np. przed wystąpieniami publicznymi. Dr Nick Medford, który opisał przypadek 44-latka razem ze studentką Sophie Binks, podejrzewa, że pojedynczą fobię udało się wykorzenić dzięki istnieniu dwóch typów reakcji lękowej: paniki (niedokładnej, ale szybkiej odpowiedzi na potencjalne zagrożenie) oraz oceny zagrożenia (przetwarzanie danych trwa tu dłużej, ale jest bardziej precyzyjne). Wg Medforda, prawdopodobnie razem z ciałem migdałowatym Brytyjczykowi usunięto pewne szlaki nerwowe związane z pierwszym typem reakcji (paniką). Części amygdala odpowiadające za zgeneralizowany strach pozostały zaś nietknięte. Niestety, wątku nie można pociągnąć choćby dlatego, że 44-letni biznesmen odmówił udziału w dalszych testach. « powrót do artykułu
  22. Gangliozyd GD3 odpowiada za podtrzymanie populacji nerwowych komórek macierzystych, które umożliwiają neurogenezę i naprawę uszkodzeń. Naukowcy z Georgia Regents University odkryli, że u myszy pozbawionych GD3 dramatycznie spada zdolność do samoodnowy zasobów nerwowych komórek macierzystych (z DNA usunięto sekwencję genową kodującą syntazę GD3, czyli zastosowano knock-out genowy). Amerykanie skupili się na dwóch rejonach z zazwyczaj największym dopływem nerwowych komórek macierzystych: strefie podprzykomorowej i zakręcie zębatym formacji hipokampa. W porównaniu do gryzoni typu dzikiego, u myszy, u których w egzoplazmatycznej warstwie błony komórkowej brakowało GD3, dopływ nerwowych komórek macierzystych do obu badanych obszarów był w ciągu życia o wiele mniejszy. Występowały też charakterystyczne zachowania sugerujące utratę nadziei, takie jak nieposzukiwanie suchego lądu po umieszczeniu w wodzie. Zmiany, które korelują ze starzeniem lub chorobą, znikały po pojawieniu się GD3. Gdy brakuje GD3, populacja nerwowych komórek macierzystych nie może być podtrzymana. Nawet u jednomiesięcznych myszy ich liczebność jest znacznie zmniejszona. Do ukończenia 1. miesiąca życia spadek w zaopatrzeniu wynosił 60%, a u półrocznych, czyli starych myszy pozostawała zaledwie garstka nerwowych komórek macierzystych - wyjaśnia dr Jing Wang. Akademicy podkreślają, że u młodych myszy występuje dużo GD3, lecz z wiekiem następuje naturalnych spadek jego poziomu. W artykule opublikowanym w zeszłym roku w PNAS Wang i dr Robert Yu wykazali, że GD3 jest gangliozydem dominującym w mysich nerwowych komórkach macierzystych. Tam wchodzi w interakcje z receptorami naskórkowego czynnika wzrostu (ang. epidermal growth factor, EGF). W normalnych okolicznościach czynnik wzrostu umożliwia komórkom macierzystym namnażanie. Wang i Yu mają nadzieję, że pewnego dnia manipulowanie poziomem gangliozydów i czynników wzrostu pozwoli zapewnić stały dopływ nerwowych komórek macierzystych w ciągu życia. Przedtem trzeba będzie jednak rozwiązać ewentualne problemy związane z istnieniem bariery krew-mózg. Amerykanie przypominają również, że przynajmniej u szczurów, pomóc mogą ćwiczenia. Kolejnym krokiem duetu będzie zbadanie roli innych gangliozydów i czynników wzrostu. « powrót do artykułu
  23. W październiku w północnych regionach Grand Canyon National Park kilkukrotnie zauważono wilka. Zwierzę, na którego szyi widać nieaktywny nadajnik GPS, może być pierwszym od 70 lat wilkiem szarym przemierzającym Arizonę. Gatunek ten został doszczętnie wytępiony w tym stanie w latach 40. ubiegłego wieku. Władze federalne badają doniesienia o zauważeniu zwierzęcia, a urzędnicy z U.S. Fish and Wildlife Service (FWS) próbują zebrać próbki jego odchodów, by stwierdzić, czy mamy do czynienia z wilkiem czy z hybrydą psa i wilka. Michael Robinson, specjalista ds. wilków pracujący dla niedochodowej organizacji Center for Biological Diversity mówi, że na zdjęciach zwierzę wygląda jak wilk, a nie hybryda, jednak pewność można uzyskać dopiero po badaniach genetycznych. Do czasu, aż nie dowiemy się więcej o tym zwierzęciu, ludzie odwiedzający wspomniany teren muszą pamiętać, że wilk może pochodzić z populacji zamieszkującej północne obszary Gór Skalistych i jest on chroniony na podstawie ustawy Endangered Species Act - oświadczyli przedstawiciele FWS. Jeśli urzędnicy FWS mają rację, to wilk musiał przebyć setki kilometrów zanim trafił do Arizony. W przeszłości wilki zamieszkiwały większą część kontynentalnych Stanów Zjednoczonych. Jednak w XX wieku zostały niemal całkowicie wytępione. Jedynymi miejscami na południe od Kanady, w którym zwierzęta te przetrwały, były niewielkie skrawki północnej Minnesoty oraz Isle Royale w stanie Michigan, gdzie żyje niezwykle interesująca populacja. W latach 70. wilki zaczęto chronić na podstawie ustawy Endangered Species Act. Wysiłki na rzecz zachowania gatunku opłaciły się. Obecnie na terenie kontynentalnych USA żyje ponad 5000 wilków szarych. Zamieszkują one przede wszystkim stany Michigan, Minnesota, Wisconsin, Idaho, Montana i Wyoming, chociaż spotkać je można również w Oregonie i stanie Waszyngton. W części Arizony i Nowego Meksyku reintrodukowano niewielkie populacje wilków z Meksyku, które są podgatunkiem wilka szarego. Wilk, którego zauważono w Grand Canyon National Park najprawdopodobniej pochodzi z tych populacji. Samotny wilk z Arizony przywołuje na myśl słynnego OR-7, który z czasem zyskał imię Journey. O wilku tym zrobiło się głośno w 2012 roku, kiedy to zwierzę opuściło swoje stado w Oregonie i przeszło do Kalifornii. Było pierwszym wilkiem, którego zauważono w tym stanie od 87 lat. Dzięki nadajnikowi GPS wiadomo, że Journey wielokrotnie podróżował pomiędzy oboma stanami. W bieżącym roku Journey dochował się młodych. Jego historia daje nadzieję, że pewnego dnia dzikie wilki powrócą do Kalifornii. Podobną nadzieję można mieć w związku z samotnym wilkiem w Arizonie. Obrońcy przyrody przypominają jednak, że losy wielu samotnych wilków znajdują tragiczne zakończenie. W ubiegłym roku myśliwi polujący na kojoty zabili wilki w Missouri i Kansas. Z kolei w 2009 roku ludzie otruli wilka, który podróżował pomiędzy Montaną a Kolorado. Na ironię losu zakrawa fakt, że ludzie najpierw wytępili wilki, przez co nadmiernie rozrosła się populacja kojotów i stwarza ona poważne problemy. Teraz ludzie walcząc z kojotami zabijają wilki, przez co zwierzęta te nie mogą się osiedlić, a zatem nie mogą ponownie regulować populacji kojotów. Sytuacja wilków w USA znowu jest niepewna. Urzędnicy z FWS zaproponowali bowiem, by usunąć gatunek z listy chronionych. Spotkało się to z ostrym sprzeciwem wielu specjalistów i ekologów. Ostateczną decyzję FWS podejmie do końca roku. « powrót do artykułu
  24. Posługując się angiografią naczyń wieńcowych metodą tomografii komputerowej (ang. coronary computed tomography angiography, CCTA), naukowcy wykazali istnienie ścisłego związku między występowaniem blaszek miażdżycowych wysokiego ryzyka przyszłych incydentów sercowych a niealkoholową stłuszczeniową chorobą wątroby (ang. nonalcoholic fatty liver disease, NAFLD). W ramach wcześniejszych badań akademicy zademonstrowali, że za pomocą CCTA można wykrywać blaszki miażdżycowe podatne na zagrażające życiu pęknięcia. Ponieważ wiadomo, że miażdżyca wiąże się ze stanem zapalnym, naszym następnym krokiem było poszukanie ewentualnego związku między blaszkami wysokiego ryzyka a innymi układowymi chorobami zapalnymi, takimi jak NAFDL [najczęstsza choroba wątroby, która występuje u 20-30% populacji generalnej] - opowiada dr Stefan B. Puchner z Massachusetts General Hospital (MGH). Co ciekawe, obie patologie można wykryć za pomocą jednej tomografii. Autorzy publikacji z pisma Radiology wybrali pacjentów z większego badania, dotyczącego wykorzystania CCTA u osób zgłaszających się na oddział ratunkowy z ostrym bólem w klatce piersiowej. Wszyscy przeszli zarówno tomografię bez podania środka kontrastowego (w ten sposób oceniano uwapnienie tętnic wieńcowych), jak i CCTA. Zdjęcia oceniano pod kątem istnienia blaszek wysokiego ryzyka pęknięcia. Okazało się, że u 182 z 445 pacjentów (40,9%) CCTA wykazała niealkoholową stłuszczeniową chorobą wątroby. Blaszki wysokiego ryzyka występowały u 59,3% pacjentów z NAFDL, w porównaniu do 19% w grupie bez NAFDL. Jak zaznaczają naukowcy, związek między niealkoholową stłuszczeniową chorobą wątroby i blaszkami wysokiego ryzyka utrzymywał się nawet po wzięciu poprawki na zakres i nasilenie miażdżycy naczyń wieńcowych oraz tradycyjne czynniki ryzyka. Zespół uważa, że blaszki wysokiego ryzyka i NAFDL są częścią tego samego procesu chorobowego - zespołu metabolicznego. Naukowcy planują rozszerzyć studium poza oddział ratunkowy i zobaczyć, czy wyniki odnoszą się do innych kategorii populacji generalnej. Chcą się też dowiedzieć, czemu NAFDL jest tak rozpowszechniona u osób z zaawansowaną chorobą wieńcową wysokiego ryzyka. « powrót do artykułu
  25. Grupa naukowców dowodzi, że w świecie akademickim USA zjawisko seksizmu nie decyduje o zajmowanej pozycji. Psychologowie Stephen Ceci i Wendy Williams z Cornell University oraz ekonomiści Donna Ginther z University of Kansas i Shulamit Kahn z Boston University przeprowadzili analizy, z których wynika, że mała liczba kobiet na wydziałach nauk ścisłych wynika z ich preferencji, a nie jest spowodowana dyskryminacją. Kobiety pracujące na wydziałach nauk ścisłych mają taki sam dostęp do ścieżki kariery jak mężczyźni. We wstępie do swojego artykułu uczeni piszą: W ciągu ostatnich dwudziestu lat wiele napisano o kobietach w świecie nauki, jednak literatura przynosi sprzeczne dane. Wiele analiz pokazuje, że kobiety i mężczyźni mają równe szanse, podczas gdy autorzy innych stwierdzają, że nie są one równe. Jedynym punktem, w którym autorzy prac są zgodni jest stwierdzenie, że liczba kobiet jest znacznie niższa w tych dziedzinach, w których intensywnie wykorzystuje się matematykę, czyli takich jak nauki o ziemi, inżynieria, ekonomia, matematyka, informatyka czy fizyka. W innych dziedzinach nauki – psychologii, naukach biologicznych czy naukach społecznych – odsetek kobiet jest znacznie większy. Naukowcy informują, że różnice pomiędzy płciami w stosunku do matematyki są zauważalne już w przedszkolu, a później się pogłębiają. O ile jeszcze w koledżu kobiety stanowią 50% wśród studiujących różne nauki ścisłe, to później ich odsetek wyraźnie spada. Kobiety z większym prawdopodobieństwem niż mężczyźni wybierają później kierunki związane z człowiekiem, a rzadziej decydują się na doktorat w naukach ścisłych. Jednocześnie, jak zauważyli autorzy badań, te osoby, które rozpoczęły przewód doktorski w naukach ścisłych, mają równe szanse, niezależnie od płci. Powyższe badania już zostały skrytykowane przez niektóre środowiska. Dwoje zajmujących się nauką blogerów, stwierdziło, że autorzy badań próbują winić kobiety za to, że nie wybierają kariery w miejscach, w których nie są mile widziane. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...