Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Jesienią zeszłego roku zespół z Instytutu Egiptologii Uniwersytetu Karola w Pradze odkrył w nekropolii w Abusir grobowiec nieznanej wcześniej królowej Chentkaus III. Jest on częścią niewielkiego cmentarzyska, zlokalizowanego na południe od kompleksu pogrzebowego Neferere, władcy z V dynastii. Inskrypcje z imieniem i tytułami (żona i matka króla) widniały na ścianach komory grobowej. Prof. Miroslav Bárta i koledzy po fachu dywagują, że skoro królowa została pochowana za czasów Niuserre, co sugerowały m.in. pieczęcie, to mogła być matką Menkauhora. Mimo że grobowiec kobiety, oznaczony przez egiptologów jako AC 30, splądrowali rabusie, znaleziono w nim 24 miniatury naczyń z tarwertynu oraz 4 modele przyborów z miedzi. Czesi podkreślają, że zarówno pod względem rozmiarów, jak i wyglądu grobowiec przypomina inne tego typu obiekty w okolicy i jest mastabą. W części nadziemnej na zachodniej ścianie znajdują się tzw. ślepe wrota. « powrót do artykułu
  2. Jedzenie większych ilości pełnych ziaren wiąże się ze zmniejszonym ryzykiem wczesnego zgonu z powodu chorób sercowo-naczyniowych (ChSN), ale nie w wyniku nowotworów. Zespół dr Hongyu Wu ze Szkoły Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Harvarda przeanalizował związek między jedzeniem pełnych ziaren a ryzykiem zgonu, wykorzystując dane 74.341 kobiet z Nurses' Health Study (1984-2010) i 43.744 mężczyzn z Health Professionals Follow-Up Study (1986-2010). Na starcie nikt nie chorował na ChSN ani na nowotwory. Wyliczano współczynnik ryzyka śmiertelności ogólnej oraz śmiertelności na ChSN i nowotwory w odniesieniu do kwintyli spożycia pełnych ziaren (dane nt. diety aktualizowano co 2-4 lata za pomocą kwestionariuszy). Autorzy raportu z JAMA Internal Medicine udokumentowali 26.920 zgonów. Po uwzględnieniu potencjalnie istotnych czynników, takich jak wiek, palenie, aktywność fizyczna czy wskaźnik masy ciała (BMI), okazało się, że jedzenie większych ilości pełnych ziaren wiązało się z mniejszą śmiertelnością ogólną i mniejszą śmiertelnością z powodu chorób sercowo-naczyniowych, lecz nie wskutek nowotworów. Amerykanie oszacowali, że każda porcja pełnych ziaren (28 g/dobę) wiązała się z 5-procentowym spadkiem śmiertelności całkowitej lub 9-proc. spadkiem śmiertelności na ChSN. « powrót do artykułu
  3. Silnik szachowy Komodo wygrał siódmy sezon Thorsten Chess Engines Competition, czyli zawody szachowe dla komputerów. Siła Komodo jest znacznie większa od możliwości jakiegokolwiek człowieka. Silnik ten mógłby bowiem zdobyć nawet 3304 punkty w klasyfikacji ELO. To oparta na podstawach naukowych metoda obliczania relatywnej siły gry szachistów. Obecnym rekordzistą w punktacji ELO jest Magnus Carlsen, który przed niecałym rokiem osiągnął 2882 punkty ELO. Garri Kasparow, z wynikiem 2851 punktów znajduje się na drugim miejscu. Silnik Komodo powstał w 2007 roku. Jest wspólnym dziełem programisty Dona Daileya i arcymistrza szachowego Larry'ego Kaufmana. Silnik szybko się rozwijał i w październiku 2011 roku Komodo 4 został skomercjalizowany. Don Dailey zmarł w 2013 roku. Rozwojem silnika zajmują się inni programiści. Jego najnowsza wersja, Komodo 8, jest dostępna dla systemów Windows, Linux, Mac oraz Android. Kosztuje ona 60 dolarów. W Komodo widać podobno styl gry Kaufmana. Arcymistrz jest bardzo dobry w ocenie wartości konkretnej pozycji zajmowanej przez figurę czy pionek. Podobnie gra Komodo – program przywiązuje większą wagę do oceny siły aktualnej pozycji niż do przewidywania kolejnych ruchów. Warto też przypomnieć, że Komodo jest jedynie silnikiem szachowym. Jeśli chcemy zmierzyć się z Komodo potrzebujemy jeszcze graficznego interfejsu użytkownika. « powrót do artykułu
  4. Faza cyklu miesiączkowego ma wpływ na zachcianki nikotynowe - twierdzi Adrianna Mendrek z Uniwersytetu w Montrealu. Nasze dane ujawniają, że niekontrolowane zachcianki są silniejsze na początku [...] fazy pęcherzykowej. Spadki stężenia estrogenu i progesteronu prawdopodobnie pogłębiają zespół abstynencyjny i zwiększają aktywność obwodów neuronalnych związanych z zachciankami. Kanadyjka podejrzewa, że paniom może być łatwiej zwalczyć objawy syndromu w środkowej fazie lutealnej, np. po owulacji, gdy poziomy estrogenu i progesteronu są podwyższone. Autorzy publikacji z Psychiatry Journal pracowali z 19 kobietami i 15 mężczyznami, którzy wypalali ponad 15 papierosów dziennie. Ochotnicy wypełniali serię testów i przechodzili badanie funkcjonalnym rezonansem magnetycznym podczas oglądania zdjęć neutralnych i mających stymulować chęć zapalenia. Trzydzieści-czterdzieści minut przed badaniem obrazowym zachęcano ich do wypalenia papierosa, tak by zminimalizować objawy zespołu abstynencyjnego oraz wystandaryzować okres niepalenia. W skanerze badanym pokazywano na przemian zdjęcia z International Smoking Image Series (ISIS) oraz obrazy neutralne z International Affective Picture System (IAPS). Zdjęcia dopasowano pod względem złożoności wzrokowej, koloru, a także liczby twarzy i części ciała. Kobiety skanowano 2-krotnie: na początku fazy pęcherzykowej i w środkowej fazie lutealnej. Początkowo fazę cyklu i historię menstruacji badano za pomocą Menstrual Cycle Questionnaire, później ze względu niemiarodajność raportów kobiet dane weryfikowano laboratoryjnie. Mniej więcej 30 min przed każdą sesją skanowania pobierano 10 ml krwi i określano poziom estradiolu, progesteronu i testosteronu. By lepiej różnicować fazy folikularną i lutealną, określano stosunek estrogenu do progesteronu. W studium uwzględniono wyłącznie panie z regularnymi cyklami. W badaniach na gryzoniach z wykorzystaniem nikotyny i innych substancji psychoaktywnych zaobserwowano różnice międzypłciowe. Samice szczurów uzależniały się szybciej i były skłonne pracować ciężej, by dostać tę samą dawkę, co samce. Mając to na uwadze, zespół Mendrek założył, że samice są bardziej zagrożone nałogiem, a przyczyną mogą być właśnie hormony. Pamiętając, że u ludzi sytuację komplikują liczne czynniki, np. osobowość czy środowisko, Kanadyjczycy próbowali odpowiedzieć na 2 pytania: 1) czy istnieją różnice dot. obwodów neuronalnych powiązanych z zachciankami i 2) czy objawy zespołu abstynencyjnego fluktuują w powiązaniu ze stężeniem hormonów w cyklu. Mimo że nie odkryto międzypłciowych różnic dotyczących obwodów neuronalnych per se, u kobiet w oczy rzuciły się zależne od fazy cyklu różnice w zakresie ich aktywacji. W fazie folikularnej pewne obszary kory czołowej, skroniowej i ciemieniowej (np. zakręt kątowy czy przedklinek) były bardziej aktywne, a w fazie lutealnej odnotowywano głównie ograniczoną aktywność prawego hipokampa. Żaden z wyróżnionych obszarów nie ulegał w fazie lutealnej wyłączeniu, ale w porównaniu do fazy folikularnej żaden też nie był bardziej aktywny. « powrót do artykułu
  5. Podczas targów CES Nvidia zaprezentowała własny komputer dla samochodów – Drive PX. Urządzenie ma pomóc w interpretowaniu otoczenia pojazdu i reagowaniu na wydarzenia. Nvidia jest dużym dostawców układów scalonych dla producentów samochodów, jednak to sami producenci muszą odpowiednio oprogramować te układy. Drive PX jest kompleksowym urządzeniem, ułatwiającym pracę programistom z przemysłu motoryzacyjnego. W komputerze wykorzystano mikroprocesor graficzny Tegra X1, który jest zdolny do jednoczesnego przetwarzania obrazu z 12 kamer. Komputer wyposażono w oprogramowanie zdolne do współpracy z systemami autonomicznego sterowania samochodem. Jednak tym, co najbardziej przyciąga uwagę, jest zastosowanie techniki deep learning w systemie rozpoznawania otoczenia. Komputer może tworzyć też mapy 3D i inne obrazy wyświetlane na desce rozdzielczej. To niesamowite, że taka moc obliczeniowa trafi do samochodów. To pierwszy komputer, który wydaje się naprawdę gotowy do współpracy z samochodami. To autopilot dla samochodów - ekscytuje się profesor John Leonard z MIT-u, który specjalizuje się w autonomicznych pojazdach. Maszyna Nvidii jest w stanie rozpoznać na drodze inne samochody, pieszych, rowerzystów i znaki. Nawet gdy obiekty te są częściowo ukryte. Nie nazwałbym tego przełomem, ale dalszym postępem w dziedzinie, która rozwija się od lat - mówi Yoshua Bengio z University of Montreal. Ten specjalista od techniki deep learning uważa, że skomercjalizowanie produktu Nvidii to ważny krok naprzód. Podobnego zdania jest Yann LeCunn z New Yort University. To ważny krok, gdyż dotychczasowe produkty były zamknięte, wykorzystywały specjalnie przygotowanego, nieelastycznego sprzętu i zwykle były czarnymi skrzynkami, których producenci nie mogli tak naprawdę dostosować do swoich potrzeb - mówi LeCunn. Pierwszym klientem Nvidii zostało Audi. Firma zaprezentowała koncepcyjny luksusowy Audi Prologue wyposażony w Drive PX. « powrót do artykułu
  6. Wirus przeziębienia namnaża się skuteczniej w niższych temperaturach wnętrza nosa częściowo przez mniej skuteczną reakcję zakażonych komórek. Naukowcy od dawna wiedzieli, że rinowirusy, które najczęściej wywołują przeziębienie, namnażają się szybciej w lekko chłodniejszym środowisku jamy nosowej niż w cieplejszych płucach. Jak podkreśla prof. Akiko Iwasaki, autorzy wcześniejszych studiów koncentrowali się jednak na wpływie temperatury na wirusy, a nie na odpowiedź immunologiczną. By uzupełnić tę lukę, Amerykanie porównywali odpowiedź immunologiczną na wirusy, kiedy komórki pobrane z dróg oddechowych myszy były inkubowane w temperaturze 37 i 33 stopni Celsjusza. Odkryliśmy, że w porównaniu do temperatury ośrodkowej, przy 33 stopniach odpowiedź odpornościowa nieswoista była upośledzona - podkreśla Iwasaki. W temperaturze ośrodkowej w zainfekowanych komórkach zachodziła silniejsza ekspresja genów interferonów typu I i III oraz genów stymulowanych obecnością IFN (ang. IFN-stimulated genes, ISG). Uzyskane wyniki silnie sugerowały, że zmienne temperatury oddziaływały raczej na odpowiedź immunologiczną niż na same wirusy. Gdy bowiem w komórkach występował niedobór genetyczny białka MAVS (ang. mitochondrial antiviral signaling) lub receptorów interferonu typu I, rinowirus namnażał się także przy wyższej temperaturze. To dowodzi, że głównym przyczynkiem nie jest sam wirus, ale reakcja gospodarza. Choć badania prowadzono na komórkach myszy, wyniki mogą się przydać ludziom. Generalnie im niższa temperatura, tym słabsza wydaje się nieswoista odpowiedź na wirusy. Innymi słowy, by uniknąć przeziębienia, trzeba się trzymać ciepło, zakrywając nawet nos. W ramach przyszłych badań Amerykanie chcieliby przeanalizować wpływ temperatury m.in. na odpowiedź immunologiczną w przebiegu dziecięcej astmy wywołanej rinowirusami. « powrót do artykułu
  7. NASA informuje o odkryciu 1000. planety przez Teleskop Keplera. Urządzenie nie jest już w stanie wyszukiwać planet, jednak przed awarią Kepler zauważył około 4000 kandydatów na planety. Ekspertom udało się właśnie potwierdzić, że teleskop odkrył osiem kolejnych planet, zatem liczba pozasłonecznych planet odnalezionych przez Keplera przekroczyła 1000. Trzy spośród wspomnianych planet znajduje się w ekosferze swoich gwiazd, co oznacza, że na ich powierzchni może znajdować się woda w stanie ciekłym. Dwie z tych planet są prawdopodobnie ciałami skalistymi, jak Ziemia. Każda analiza danych z misji Keplera to kolejny krok na drodze ku odpowiedzi na pytanie, czy jesteśmy sami we wszechświecie - stwierdził John Grunsfeld ze Science Mission Directorate. Dwie z nowo odkrytych planet – Kepler-438b i Kepler-442b – mają średnicę nie większą niż 150% średnicy Ziemi. Pierwsza z nich znajduje się 475 lat świetlnych od nas, jest o 12% większa od Ziemi i obiega swoją gwiazdę w czasie 35,2 dnia. Z kolei Kepler-442b znajduje się w odległości 1100 lat świetlnych od Ziemi, jest od niej 33% większa i obiega gwiazdę w 112 dni. Obie planety krążą wokół gwiazd mniejszych i chłodniejszych od Słońca. Całkowita liczba odkrytych przez Keplera kandydatów na planety wynosi 4175. Naukowcy mają więc sporo danych do przeanalizowania. Wiadomo też, że osiem z tych potencjalnych planet może być obiektami wielkości od 1 do 2 razy większymi od Ziemi, krążącymi w biosferze gwiazd. Sześć krąży wokół gwiazd podobnych do Słońca. « powrót do artykułu
  8. Bill Gates od czasu odejścia z Microsoftu całkowicie poświęcił się działalności charytatywnej. Miliarder chce rozwiązać jedne z największych światowych problemów. Za cel postawił sobie m.in. całkowite wyeliminowanie polio, stworzenie szczepionki na malarię czy opracowanie nowych toalet dla krajów rozwijających się. Toalety jakie znamy z naszych domów nie sprawdzają się w ubogich krajach Afryki czy Azji. Przede wszystkim dlatego, że wymagają istnienia rozbudowanej infrastruktury i dużych oczyszczalni ścieków. Fundacja Gatesów rzuciła wyzwanie światu naukowemu, proponując opracowanie innowacyjnej toalety. Naukowcy i inżynierowie podjęli się zadania, a efektem ich pracy było pojawienie się wielu innowacyjnych pomysłów. Ogłoszony przez Gatesów konkurs wygrała toaleta opracowana przez California Institute of Technology, drugie miejsce zdobyli naukowcy z brytyjskiego Loughborough University, trzecie przypadło University of Toronto, a dodatkową specjalną nagrodę otrzymał szwajcarsko-niemiecki zespół naukowy. Jednak Bill Gates nie ogranicza się do wyznaczania celów dla Fundacji i zasilania jej swoim majątkiem. Filantrop postanowił osobiście przyjrzeć się jednemu z ciekawszych systemów radzenia sobie z ludzkimi odchodami. Gates opublikował właśnie film, na którym zachwala jedno z ciekawszych urządzeń – Janicki Bioenergy Omniprocesor. To duży system, który można umieścić praktycznie w dowolnym miejscu na świecie i obsłużyć do 100 000 ludzi. Urządzenie zamienia ludzkie odchody w energię elektryczną, pitną wodę i popiół. Spełnia amerykańskie normy emisji zanieczyszczeń i jest w stanie – z odchodów 100 000 osób – wyprodukować codziennie 250 kW energii i 86 000 litrów wody. Zapewnia nas o tym osobiście Bill Gates, raczący się na filmie wodą, która jeszcze przed chwilą była ludzkimi odchodami. Testy pilotażowe nowego systemu rozpoczną się jeszcze w bieżącym roku w stolicy Senegalu, Dakarze. Twórcy Janicki Bioenergy Omniprocesora chcą dzięki nim zidentyfikować pozostałe jeszcze problemy. System ma i tę zaletę, że można nim sterować zdalnie, zatem po umieszczeniu go w wielu lokalizacjach na całym świecie, firma będzie mogła nadzorować urządzenia ze swoich biur w Seattle. « powrót do artykułu
  9. Samsung rozpoczął masową produkcję wysokowydajnych energooszczędnych nośników SSD współpracujących z szyną PCIe. Urządzenie SM951 jest kompatybilne ze standardami PCIe 3.0 oraz PCIe 2.0 i powstało z myślą o ultracienkich notebookach. Prędkość odczytu danych wynosi 1,6 GB/s, a zapis odbywa się z prędkością 1,35 GB/s. SM951 przeprowadza 130 000 IOPS w czasie odczytu i 85 000 IOPS podczas zapisu danych. Urządzenie działa trzykrotnie szybciej od najnowszych SSD podpinanych do złącza SATA i około 30% szybciej niż jego poprzednik, dysk XP941. Jego osiągi są jeszcze lepsze jeśli wykorzystujemy najnowsze łącze PCIe 3.0. Dysk jest też energooszczędny. Potrafi osiągnąć prędkość odczytu około 450 MB/s na wat, a przy zapisie prędkość na wat wynosi 250 MB/s. Urządzenie SM951 jest pierwszym SSD w którym zastosowano tryb oszczędzania energii L1.2. Dzięki temu podczas uśpienia komputera urządzenie pobiera mniej niż 2 mW. Powszechniej używany tryb L1 przewiduje zużycie 50 mW. « powrót do artykułu
  10. Nie u wszystkich ludzi otyłość prowadzi do zmian metabolicznych skutkujących cukrzycą, chorobami serca czy udarem. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis odkryli, że u pewnej podgrupy otyłych osób nie występują związane z otyłością nieprawidłowości metaboliczne, takie jak insulinooporność, wysoki poziom trójglicerydów i niski poziom cholesterolu HDL, wysokie ciśnienie krwi i stłuszczenie wątroby. Co ważne, otyli ludzie, którzy nie mieli problemów metabolicznych na początku studium, nie rozwinęli ich nawet po zwiększeniu wagi. Studium objęło 20 otyłych ochotników, których proszono, by w ciągu paru miesięcy przybrali na wadze ok. 6,8 kg (15 funtów). Naukowcy chcieli w ten sposób sprawdzić, jak wpłynie to na ich funkcje metaboliczne. Naszym celem było, by ochotnicy spożywali każdego dania 1000 dodatkowych kalorii do momentu zwiększenia wagi o 6%. To nie było wcale łatwe. Sprawienie, by ludzie przytyli, jest tak samo trudne jak ich odchudzanie - podkreśla dr Elisa Fabbrini. Wszyscy ludzie przytyli, stołując się pod okiem dietetyka w fast foodach. Naukowcy wybierali sieci restauracji, które ściśle przestrzegają ustalonych wielkości porcji i zapewniają dane nt. składu. Przed i po przytyciu Amerykanie badali skład ciała ochotników, wrażliwość na insulinę i zdolność regulowania poziomu krwi, a także otłuszczenie wątroby itp. Po przybraniu na wadze profile metaboliczne badanych pozostały w normie, jeśli mieściły się w niej na początku studium. Jednak u otyłych osób, których profil metaboliczny był nieprawidłowy już na wstępie, dodatkowe kilogramy znacząco wszystko pogorszyły. Nasze badanie pokazuje, że niektórzy otyli ludzie są chronieni przed niekorzystnymi metabolicznymi skutkami przyrostu wagi, podczas gdy inni wydają się do nich predysponowani. To spostrzeżenie ważne klinicznie, bo ok. 25% otyłych ludzi nie ma metabolicznych powikłań - wyjaśnia dr Samuel Klein. Ważne, by podkreślić, że gdy studium się zakończyło, uwzględniliśmy wszystkich w naszym programie utraty wagi, by upewnić się, że zrzucili co najmniej tyle, ile przytyli w czasie badania - dodaje Klein. Naukowcy zidentyfikowali cechy różniące metabolicznie normalnych otyłych ludzi od osób z problemami. Jedną z nich było niegromadzenie tłuszczu w wątrobie. Poza tym u ochotników z prawidłowym metabolizmem mimo otyłości zachodziła ekspresja większej liczby genów regulujących produkcję i akumulację tłuszczu. Należy nadmienić, że aktywność tych genów rosła podczas tycia. W przyszłości Klein i inni chcą się bliżej przyjrzeć tkankom tłuszczowej, mięśniowej i wątroby oraz uwzględnić w badaniach również szczupłych ludzi. « powrót do artykułu
  11. Czterdziestoletnia Nola, jedna z czterech pozostałych na Ziemi samic nosorożca białego północnego (Ceratotherium simum cottoni), zapadła na zakażenie bakteryjne. Na szczęście podopieczna San Diego Zoo Safari Park wydaje się reagować na antybiotykoterapię. W zeszłym tygodniu Nola miała katar, zmniejszony apetyt i była senna. Jak podkreśla rzeczniczka zoo Darla Davis, po podaniu leku, samica poczuła się lepiej: zaczęła chodzić i jeść. Przed podaniem antybiotyków weterynarze upewnili się, że infekcja ma charakter bakteryjny. Z nosa zwierzęcia pobrano wymaz. Lekarze zbadali też krew z ogona. Davis dodaje, że wśród nosorożców białych północnych, które w niewoli żyją 40-50 lat, Nola jest już seniorką. Z powodu chłodów i choroby (prawdopodobnie zapalenia zatok) przeniesiono ją do bomy. Weterynarze sądzą, że jej spokojne podejście do ich zabiegów jest pokłosiem wielu lat walki z wrastającymi paznokciami. Warto przypomnieć, że 14 grudnia w San Diego Zoo Safari Park z powodu schorzeń związanych z podeszłym wiekiem zmarł 44-letni samiec Angalifu. « powrót do artykułu
  12. Przed dwoma miesiącami, 29 października, informowaliśmy o eksplozji rakiety Antares, która miała zawieźć zaopatrzenie na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Teraz dowiadujemy się, że katastrofa była łatwa do przewidzenia, a wątpliwości co do wykorzystywania radzieckich silników były formułowane od lat. W Antares użyto silników, które zostały zbudowane w latach 60. w Związku Radzieckim, a które już w latach 70. okazały się nieprzydatne do wynoszenia ludzi w przestrzeń kosmiczną. Już w roku 2008 powołany przez NASA komitet ostrzegał, że wykorzystywanie kilkudziesięcioletnich silników wiąże się z poważnym ryzykiem. W 2011 roku podczas testów w Mississippi jeden z takich silników zapalił się. O problemie wiedziała też firma Orbital Sciences, do której należała rakieta Antares. W 2013 podczas wywiadu udzielonemu historykowi NASA jeden z menedżerów Orbital Sciences mówił, że radzieckie silniki mają poważne wady materiałowe. Nie zaprojektowano ich do tak długiego przechowywania - stwierdził wówczas Ken Eberly. Mimo to silniki zostały użyte podczas pechowego startu. Na szczęście obyło się bez ofiar w ludziach, jednak wraz z eksplozją rakiety NASA straciła wyposażenie warte dziesiątki milionów dolarów. Uszkodzeniu uległa też naziemna struktura bazy, z której startowała Antares. Teraz NASA stawiane są zarzuty o lekkomyślność i niedopilnowanie podwykonawców. Pomimo tego, że zarówno Agencja jak i Orbital Sciences wiedziały o problemach z silnikami, urzędnicy NASA podpisali z prywatną firmą kontrakt wartości 1,9 miliarda USD, w ramach którego Orbital Sciences ma wykonać osiem misji. Co prawda silniki przed startem sprawdzono, wykonano prześwietlenia promieniami X i zaspawano pęknięcia, jednak – jak widać – nie zapobiegło to katastrofie. Wypadek dostarczył zaś amunicji przeciwnikom NASA i wynajmowaniu prywatnych firm do lotów orbitalnych. Faktem jest bowiem, że to podatnicy ponoszą największą część ryzyka związanego ze startem. Na podstawie umowy pomiędzy NASA a Orbital prywatna firma otrzymuje za każdym razem co najmniej 80% zakontraktowanej kwoty. Pieniądze są wypłacane nawet wówczas, gdy rakieta eksploduje. Za uszkodzenia własnej infrastruktury naziemnej również płaci NASA. Koszty naprawy infrastruktury bazy w Virginii oszacowano na 20 milionów USD. Śledztwo w sprawie wypadku prowadzi Orbital Sciences. Firma już w ubiegłym miesiącu przyznała, że prawdopodobną przyczyną była awaria jednego ze starych radzieckich silników. Dlatego też zobowiązała się, że podczas przyszłych lotów wykorzysta nowsze rosyjskie silniki. Przedstawiciele Orbital Sciences mówią, że nie należy winić firmy za katastrofę. Silniki przeszły przed startem wszystkie wymagane testy. Takie same silniki były używane podczas czterech wcześniejszych, udanych, startów. Orbital uspokaja swoich inwestorów, że starty firmy są „minimalne”. Mogą oni spać spokojnie gdyż, jak dowiadujemy się z dokumentów finansowych przedsiębiorstwa, mimo iż wykonało ono zaledwie 2 z 8 zakontraktowanych misji, to NASA przelała na jego konto już 1,3 z przewidzianych 1,9 miliarda USD. Urzędnicy wykonali przelewy pomimo tego, że już wcześniej inspektor generalny NASA ostrzegał, iż w ten sposób ryzykują pieniądze podatników. Urzędnicy odpowiedzieli, że płacą, by Orbital miała na budowę kolejnych rakiet i by utrzymać ją w dobrej kondycji finansowej. NASA jest klientem Orbitala od 1982 roku. Z Agencji pochodzi aż 80% rocznych wpływów tej firmy. Eksplozja Antares to nie pierwsze niepowodzenie Orbital Sciences. W 2009 roku wskutek awarii rakiety Orbital NASA straciła wartego 273 miliony dolarów satelitę Orbiting Carbon Observatory, w 2011 roku doszło do identycznej awarii, a zniszczeniu uległ satelita Glory, na którego budowę NASA wydała 424 miliony USD. Od czasu ostatniej katastrofy NASA przyznała firmie dwa kolejne kontrakty. Jeden z nich, o wartości 186 milionów USD, przewiduje, że Orbital Sciences będzie operatorem wielkich balonów wykorzystywanych przez NASA do badań, a drugi – opiewający na 56 milionów USD – zakłada wystrzelenie niewielkiego satelity. Wspomniane na wstępie radzieckie silniki NK-33 zostały zakupione w latach 90. przez firmę Aerojet. Nabyła ona w Rosji dziesiątki takich urządzeń, które wcześniej, przez niemal 30 lat były przechowywane w radzieckich magazynach. Aerojet odrestaurowała silniki i przemianowała je na AJ-26, jednak klient, dla którego je sprowadzono, w międzyczasie zbankrutował. Dlatego też właściciel Aerojet, firma GenCorp., wpisała silniki w straty uznając je za bezwartościowe. Menedżerowie Orbital Sciences uznali to za okazję i w 2008 roku w propozycji kontraktu dla NASA zaznaczyli, że chcieliby wykorzystać te właśnie silniki. Okazało się, że Aerojet chętnie się ich pozbędzie. Wewnętrzny komitet NASA uznał jednak, że wykorzystanie silników jest związane z dużym ryzykiem. Przedstawiciele Orbitala zapewnili jednak, że w ZSRR silniki były przechowywane w warunkach kontrolowanej wilgotności i nie uległy korozji. Komitet NASA zmienił wówczas zdanie i uznał, że wykorzystanie silników wiąże się ze standardowym ryzykiem. Oczywiście wystrzeliwanie rakiet wiąże się zawsze z pewnym ryzykiem. Jednak wszystko wskazuje na to, że urzędnicy z NASA, dysponujący publicznymi pieniędzmi, okazali się znacznie bardziej lekkomyślni niż prywatne firmy wydające własne pieniądze. Były astronauta NASA, a obecnie wiceprezes firmy Orbital Sciences, Frank Culbertson już w czerwcu 2013 roku rozmawiając z historykami NASA wspominał o ryzyku związanym z możliwymi uszkodzeniami strukturalnymi silników. Skarżył się wówczas, że po tym, jak w czasie testów w 2011 roku doszło do pożaru jednego z silników, prywatne firmy nie chcą, by ich satelity były wynoszone przez rakiety Orbital Sciences. « powrót do artykułu
  13. Choć może się to wydawać dziwne, prawnicy z bardziej męsko brzmiącym głosem rzadziej wygrywają w amerykańskim Sądzie Najwyższym niż adwokaci z delikatniejszymi głosami. By sprawdzić, czy cechy głosu prawników wpływają na uzyskiwane przez nich wyniki, zespół Alana Yu, lingwisty w Uniwersytetu Chicagowskiego, i Daniela Chena, teoretyka prawa z Politechniki Federalnej w Zurychu, dotarł do 60 nagrań adwokatów (mężczyzn) wypowiadających kwestię "Mister Chief Justice, may it please the court". Podczas eksperymentu 200 ochotników oceniało głosy pod kątem postrzeganej męskości, atrakcyjności, pewności siebie, inteligencji, wzbudzanego zaufania i wykształcenia właściciela. Gdy Amerykanie i Szwajcarzy wzięli poprawkę na wiek i doświadczenie prawników, okazało się, że tylko jeden czynnik pozwalał przewidzieć wynik ich działań. Częściej wygrywali mężczyźni z głosem uznawanym za mniej męski. To było zaskoczeniem dla nas wszystkich - podkreśla Yu. Naukowcy zamierzają dalej badać zagadnienie. Yu podejrzewa, że na sposób wypowiadania się adwokata może wpływać postrzegane prawdopodobieństwo przegranej. Prawnicy, którzy zaczynają się obawiać przegranej, mogą wydawać z siebie inny rodzaj głosu, prawdopodobnie kompensując [ryzyko] bardziej męskim brzmieniem. Jeśli odchylenie naprawdę istnieje, ciężko je będzie wyeliminować. Trudno sobie bowiem wyobrazić zastąpienie mów czy słownych potyczek prawników wystąpieniami pisemnymi. « powrót do artykułu
  14. Siła wpływu powiązanego z otyłością wariantu genu FTO zależy od daty urodzenia. O ile w przypadku badanych urodzonych we wcześniejszych latach nie ma żadnej korelacji między wariantem genu a otyłością, o tyle związek u osób urodzonych później jest o wiele silniejszy niż dotąd sądzono. Przyglądając się uczestnikom Framingham Heart Study, zauważyliśmy, że korelacja między najlepiej poznanym związanym z otyłością wariantem genu a wskaźnikiem masy ciała rosła znacząco z rokiem urodzenia badanych. Uzyskane wyniki - zgodnie z naszą wiedzą, pierwsze tego rodzaju - sugerują, że ta, a niewykluczone, że inne korelacje między wariantami genów i fizycznymi cechami mogą w dużym stopniu zależeć od tego, kiedy dana jednostka się urodziła, nawet w przypadku osób z tej samej rodziny - opowiada dr James Niels Rosenquist z Wydziału Psychiatrii Massachusetts General Hospital. Amerykanie podkreślają, że większość studiów nt. oddziaływań między genami a środowiskiem skupiała się na różnicach w obrębie kohorty urodzeniowej (czyli wśród ludzi, którzy urodzili się w tym samym czasie), co nie pozwalało prześledzić i uwzględnić zmian zachodzących z biegiem czasu w szerszym środowisku. By sprawdzić, czy różne warunki doświadczane przez poszczególne generacje wpływają na wariant genu, zespół analizował również dane uczestników Framingham Offspring Study (w ramach tego studium śledzi się losy dzieci ochotników z oryginalnej kohorty; próbkę 5124 osób zebrano w 1971 r.). Gdy wzięto pod uwagę 8-krotny pomiar BMI, odziedziczony wariant FTO i datę urodzenia, okazało się, że opisywany wcześniej przez naukowców związek między pewnym wariantem a wskaźnikiem masy ciała istniał średnio tylko u ochotników urodzonych w późniejszych latach. O ile u ludzi urodzonych przed 1942 r. nie było korelacji między wariantem zwiększającym ryzyko otyłości a BMI, o tyle korelacja u osób urodzonych po 1942 r. była 2-krotnie silniejsza niż ustalono w ramach wcześniejszych studiów. Choć raport opublikowany na łamach pisma PNAS Early Edition nie wskazuje, jakie różnice środowiskowe działające łącznie z wariantem FTO zwiększają ryzyko otyłości, akademicy wskazują na dwa zjawiska typowe dla powojennej rzeczywistości: 1) odejście od pracy fizycznej i większą zależność od technologii oraz 2) większą dostępność wysokokalorycznego pożywienia. « powrót do artykułu
  15. W Stanach Zjednoczonych notuje się duże spadki sprzedaży plików i albumów MP3. Gwałtownie rośnie za to popularność streamingu, a do łask wracają... winyle. Z danych Nielsen SoundScan wynika, że w ubiegłym roku Amerykanie kupili 257 milionów albumów, z czego 106,5 miliona zakupili online w postaci cyfrowej. Reszta to sprzedaż na nośnikach CD. W porównaniu z rokiem 2013 oznacza to spadek sprzedaży albumów o 9%. Jeszcze bardziej, bo o 12%, spadła sprzedaż pojedynczych utworów, których zakupiono 1,1 miliarda. Gwałtownie rośnie za to popularność płyt winylowych. W 2014 roku Amerykanie kupili 9,2 miliona tego typu nośników, czyli aż o 52% więcej niż rok wcześniej. Sprzedaży CD i muzyki cyfrowej zagrażają przede wszystkim usługi streamingowe. Amerykanie odtworzyli za ich pośrednictwem aż 164 miliardy utworów. W roku 2013 było to 106 miliardów. Jasnym więc się staje, że koncerny muzyczne będą musiały coraz większą wagę przywiązywać do tego sposobu sprzedaży muzyki. Najpopularniejszym albumem był „1989” Taylor Swift, który sprzedał się w 3,66 milionach kopii. Co ciekawe, artystka nie pozwoliła, by był on obecny w serwisach streamingowych. To jednak raczej wyjątek. Jak zauważył szef Spotify Daniel Ek dawniej wielu artystów każdego roku notowało wielomilionową sprzedaż. Teraz już się to nie zdarza. Zwyczaje ludzi się zmieniły i dawne dni nie powrócą. « powrót do artykułu
  16. Google w ramach prowadzonego przez siebie programu Project Zero wyszukuje luki i informuje o nich twórców wadliwego oprogramowania. Daje przy tym 90 dni na załatanie dziury. O tym, co się dzieje, gdy w ciągu trzech miesięcy nie powstanie łata przekonał się właśnie Microsoft. Google opublikował szczegóły dziury znalezionej w Windows 8.1 oraz szkodliwy kod, za pomocą którego można ją wykorzystać. Wspomniana luka pozwala zwykłym użytkownikom systemu na nadanie sobie uprawnień administratora. Dziura i szkodliwy kod zostały opublikowane 30 grudnia. Microsoft został poinformowany o istnieniu błędu 30 września. Część obserwatorów i ekspertów krytykuje postępowanie Google'a jako nieodpowiedzialne, a część chwali i podkreśla, że wywrze to presję na Microsoft, by szybciej załatał tę dziurę. « powrót do artykułu
  17. Do Europy powracają wielkie drapieżniki. Niedźwiedzie, wilki, rysie i rosomaki mają się coraz lepiej na Starym Kontynencie. Co ważne, większość z nich żyje poza obszarami chronionymi, gdzie współistnieją obok ludzi. Niezwykle ważny jest fakt, że liczba drapieżników stabilizuje się lub rośnie, mimo tego, że w Europie nie ma już dziewiczych, nienaruszonych terenów. Dobre wiadomości na temat kondycji drapieżników w Europie przyniosły badania prowadzone przez zespół profesora Guillaume'a Chaprona ze Szwedzkiego Uniwersytetu Nauk Przyrodniczych. Uczony i jego koledzy zebrali dane ze wszystkich krajów Europy z wyjątkiem Rosji, Ukrainy i Białorusi. Przeanalizowali je i stwierdzili, że duże drapieżniki mają się w Europie bardzo dobrze. Z wyjątkiem Belgii, Danii, Holandii i Luksemburga w każdym z badanych krajów występuje stała i zdolna do reprodukcji populacja jednego z drapieżników: niedźwiedzia brunatnego, rysia europejskiego, rosomaka lub wilka szarego. Z badań wynika, że obecnie w Europie żyje 17 000 niedźwiedzi brunatnych. Stanowią one 10 populacji i zamieszkują 22 kraje. Z kolei 9000 rysiów żyje w 11 populacjach i 23 krajach. Liczbę wilków oszacowano na ponad 12 000 osobników z 10 populacji w 28 krajach. Rosomaki, przystosowane do chłodnego klimatu, występują tylko na północy kontynentu, zatem Szwecja, Norwegia i Finlandia są jedynymi krajami, w których występują wszystkie cztery wielkie europejskie drapieżniki. Liczbę rosomaków w Europie ocenia się na 1250 osobników, jednak w związku ze zmianami klimatycznymi gatunek ten może być zagrożony. Powrót wielkich drapieżników to bardzo dobra wiadomość. Ludzie od tysięcy lat tępią te zwierzęta, a wielokrotnie pisaliśmy (np. tu i tu), jak katastrofalne skutki dla środowiska ma brak głównego drapieżnika. « powrót do artykułu
  18. Zespół ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego odkrył nieznaną funkcję adipocytów skóry. Okazało się, że produkują one peptydy antydrobnoustrojowe (AMP, od ang. antimicrobial peptides), które pomagają zwalczać bakterie i inne patogeny. Uważano, że gdy bariera skórna zostaje naruszona, odpowiedzialność za zabezpieczanie przed rozwojem sepsy spoczywa wyłącznie na krążących [białych] krwinkach, takich jak neutrofile i makrofagi. Na ich zrekrutowanie do miejsca urazu trzeba jednak czasu, a teraz okazało się, że funkcje ochronne są również domeną komórek tłuszczowych. To było zupełnie nieoczekiwane. Nie wiedziano, że adipocyty mogą wytwarzać AMP i że produkują ich prawie tyle samo co neutrofil - opowiada dr Richard Gallo. Dr Ling Zhang wystawiała myszy na działanie gronkowca złocistego (Staphylococcus aureus). Okazało się, że w ciągu paru godzin następował wzrost zarówno liczby, jak i rozmiarów komórek tłuszczowych w miejscu zakażenia. Co istotne, wytwarzały one duże ilości katelicydyny (ang. cathelicidin antimicrobial peptide, CAMP). AMP to naturalna pierwsza linia obrony przeciw zakażeniu. Peptydy te są stare ewolucyjnie; wykorzystują je wszystkie żyjące organizmy. W przypadku ludzi staje się jednak coraz bardziej oczywiste, że peptydy antydrobnoustrojowe, a zwłaszcza CAMP, działają jak obosieczny miecz. Za mało AMP i występują częste infekcje, czego najlepszym przykładem jest atopowe zapalenie skóry [...]. Pacjenci ci doświadczają częstych zakażeń gronkowcowych i wirusowych. Zbyt duża ilość CAMP to także nic dobrego. Dowody sugerują, że nadmiar CAMP może napędzać choroby autoimmunologiczne i zapalne, takie jak toczeń, łuszczyca i trądzik różowaty. Amerykanie potwierdzili swoje spostrzeżenia, badając zakażenia S. aureus u myszy niezdolnych do skutecznej produkcji adipocytów lub takich, w których komórkach tłuszczowych nie dochodziło do wystarczającej ekspresji AMP lub CAMP. We wszystkich przypadkach zwierzęta cierpiały na częstsze i cięższe zakażenia. Dalsze testy potwierdziły, że ludzkie adipocyty również mogą produkować katelicydynę, sugerując, że odpowiedź immunologiczna ludzi i gryzoni jest podobna. W porównaniu do osobników z prawidłową wagą, we krwi jednostek otyłych występowało więcej CAMP. Potencjalne zastosowania kliniczne wymagają dalszych studiów. Skutkiem otyłości lub insulinooporności może być wadliwa produkcja AMP przez dojrzałe adipocyty, co prowadzi do wzrostu podatności na infekcje. Za duże ilości katelicydyny mogą [zaś] prowokować niezdrową reakcję zapalną - wyjaśnia Gallo. Kluczowe jest to, że teraz znamy tę część układanki odpowiedzi immunologicznej, co otwiera wiele ścieżek badań. Dzisiejsze leki dla cukrzyków mogą np. być skuteczne u innych osób potrzebujących wzmocnienia tego typu odporności. Naukowcy mają też szansę zrozumieć powikłania otyłości i rozwinąć nowe strategie zoptymalizowania terapii. « powrót do artykułu
  19. Od stycznia wyposażeni w telefony komórkowe, tablety i iPady urzędnicy mają zacząć monitorować wykorzystanie toalet przez mieszkańców wiejskich Indii. Dane będą ładowane w czasie rzeczywistym na stronę internetową. Wg raportu Banku Światowego, niedobór toalet kosztuje Indie ponad 50 mld dolarów rocznie (chodzi głównie o przedwczesne zgony i choroby związane ze złą higieną). Jak donosiła w 2012 r. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), na dworze wypróżniało się ok. 625 mln Hindusów, w porównaniu do 14 mln Chińczyków. Premier Indii Narendra Damodardas Modi, który sprawuje swoją funkcję od 26 maja 2014 r., obiecuje rozwiązać problem w ciągu kolejnych 5 lat. W tym celu rząd podwoił wydatki na program budowy toalet i zwrócił się z prośbą o wsparcie finansowe do największych firm w kraju. Jak podkreślają przedstawiciele rządu, dotąd monitorowano tylko budowę toalet, ale już nie ich rzeczywiste wykorzystanie. « powrót do artykułu
  20. Opportunity, weteran eksploracji Marsa, pracuje ponad 40-krotnie dłużej, niż planowano. Teraz, po niemal 11 latach pobytu łazika na Czerwonej Planecie, NASA donosi, że urządzenie ma coraz większe problemy z pamięcią. Eksperci zauważyli, że zaczyna szwankować siódmy, ostatni, układ pamięci flash. Pamięć flash ma ograniczoną żywotność. Po pewnej liczbie cykli zapisu/odczytu niektóre komórki się zużywają. Podejrzewamy, że po 11 latach pracy, jesteśmy świadkami zużycia części komórek - mówi John Callas, odpowiedzialny za misję Mars Exploration Rover [w jej ramach na Marsa wysłano łaziki Spirit i Opportunity – red.]. Kłopoty z układem flash oznaczają, że Opportunity częściej wykorzystuje układ RAM. To oznacza, że w razie wyłączenia łazika dane, które nie trafiły na Ziemię, są tracone. Z tym jednak uczeni potrafią sobie poradzić, dzięki szczegółowemu planowaniu pracy Opportunity. Znacznie poważniejszym problemem jest fakt, że gdy występują problemy z układem flash komputer łazika restartuje się. Przerywa wówczas planowane prace i czeka na instrukcje z Ziemi. Problem jest szczególnie poważny, gdy do restartu dojdzie w czasie weekendu lub podczas dłuższych przerw w pracy. Gdy zespół nadzorujący Opportunity wraca do pracy okazuje się, że wykonanie założonych planów opóźni się o wiele dni. Eksperci z NASA wpadli jednak na pomysł, w jaki sposób zaradzić problemom. Planują tak zmodyfikować oprogramowanie łazika, by korzystał on tylko z sześciu pierwszych układów pamięci. Na szczęście zawiódł ostatni z układów. Mamy szczęście, że nie zepsuł się któryś z układów położonych w środku. Jego obejście byłoby znacznie bardziej skomplikowane - mówi Callas. Nikt nie wie, jak długo Opportunity będzie pracował. Łazik nie jest w pełni sprawny i w każdej chwili może dojść do ostatecznej awarii. Jednak pracuje już wielokrotnie dłużej niż planowano i na stałe zapisał się w historii eksploracji Czerwonej Planety. « powrót do artykułu
  21. Naukowcy z laboratorium Melanie Blokesch z Politechniki Federalnej w Lozannie zaobserwowali, że w ramach współzawodnictwa przecinkowce cholery (Vibrio cholerae) przechwytują geny sąsiadujących z nimi bakterii i wbudowują je w swoje DNA. Nakłuwają sąsiednie komórki za pomocą białkowego ostrza. Wyposażony w mechanizm sprężynowy "harpun" raz po raz wystrzeliwuje w kierunku ofiar. Zwykle V. cholerae występują w środowisku wodnym i wiążą się z chityną ścian komórkowych stawonogów, np. skorupiaków. W ramach najnowszego studium Szwajcarzy zauważyli, że chityna wydaje się aktywować u przecinkowców system sekrecji typu 6. (T6SS). To dzięki niemu bakterie tworzą białkowe ostrze, którym przebijają otaczające komórki, nawet jeśli należą one do tego samego gatunku co one. Ostrze uśmierca bakterie, wydzielając białka przeprowadzające lizę błony komórkowej. Później przecinkowce wchłaniają uwolniony materiał genetyczny. Blokesch postanowiła sprawdzić, jak V. cholerae wykorzystują to zachowanie w ramach walki o przeżycie na wolności. Pracownicy jej laboratorium testowali szczepy przecinkowców cholery z całego świata (większość miała związek z 7. pandemią cholery, która rozpoczęła się w Indonezji w latach 60., rozprzestrzeniając się szybko po Azji, Europie i Ameryce Łacińskiej). Naukowcy hodowali bakterie na powierzchniach chitynowych symulujących naturalne habitaty na skorupiakach. Ustalono, że drobne ostrza są nie tylko częścią naturalnego systemu przeżycia V. cholerae, ale i przyczyniają się do transferu genów, które mogą sprawić, że bakteria będzie bardziej oporna na zagrożenia, np. na antybiotyki. By w czasie rzeczywistym zidentyfikować mechanizmy biorące udział w horyzontalnym transferze genów, Szwajcarzy posłużyli się technikami genetycznymi i obrazowymi. Stosując ten tryb nabywania DNA, pojedyncza komórka V. cholerae może wchłonąć fragmenty zawierające ponad 40 genów innej bakterii. To olbrzymia ilość nowych danych genetycznych - podkreśla Blokesch. Autorzy artykułu z pisma Science podkreślają, że najprawdopodobniej aktywacja ostrza za pośrednictwem chityny sprawia, że spożyte przecinkowce są bardziej niebezpieczne dla pacjentów, ponieważ molekularna broń może niszczyć ochronne bakterie z przewodu pokarmowego. Obecnie naukowcy badają wzajemne oddziaływania między transferem horyzontalnym a produkcją harpuna uruchamianą przez chitynę. W ten sposób można lepiej zrozumieć siły ewolucyjne kształtujące ludzkie patogeny, a niewykluczone, że i transmisję cholery. « powrót do artykułu
  22. Rok 2014 był prawdopodobnie najcieplejszym rokiem od 1880 roku, kiedy to zaczęto regularnie dokonywać pomiarów temperatury w skali globalnej. Trzy główne organizacje zajmujące się badaniem zmian klimatycznych – amerykańska NOAA, brytyjskie Met Office oraz Światowe Towarzystwo Meteorologiczne – nie opracowały jeszcze danych za grudzień, ale pomiary z wcześniejszych 11 miesięcy ubiegłego roku wskazują, że był on rekordowo ciepły. NOAA poinformowała, że jeśli grudniowe temperatury były o 0,42 stopnia Celsjusza wyższe niż średnia z XX wieku, to ubiegły rok zapisze się jako najcieplejszy w historii regularnych pomiarów. W ubiegłym roku szczególnie wysokie temperatury zanotowano w Australii, na wschodzie Oceanu Spokojnego, na Syberii, w Kalifornii i na północy Europy. W Australii drugi rok z rzędu miały miejsce wielkie fale upałów. Pomiędzy marcem a majem temperatury dochodziły do 49 stopni Celsjusza. Rekordowe upały panowały też pomiędzy wrześniem a listopadem. Wyjątkowo gorąco było też na wschodzie Pacyfiku, aż do wybrzeży USA, pomimo że spodziewany El Niño się nie pojawił. Pomiędzy wrześniem listopadem średnia temperatura powierzchni wody była o 0,63 stopnia Celsjusza wyższa niż średnia dla całego XX wieku, a rybacy informowali o przesunięciu się zasięgu wielu gatunków ryb daleko na północ. Niezwykle ciepło było też na Syberii. W jej środkowej części średnie temperatury wiosną i na początku lata były aż o 5 stopni Celsjusza wyższe niż średnia z lat 1981-2010. Lód na rzece Ob popękał dwa tygodnie wcześniej niż zwykle. Niewykluczone, że pojawiające się na Syberii głębokie dziury w gruncie to wynik podziemnych eksplozji metanu, który uwolnił się z wiecznej zmarzliny. Wysokie temperatury pogłębiły też deficyt wody w Kalifornii, która i tak zmaga się z suszą. Pierwsze 10 miesięcy ubiegłego roku było w tym stanie najcieplejsze od 1895 roku. Na początku 2014 roku gdy nad Amerykę Północną nadciągnęło wyjątkowo chłodne powietrze znad Arktyki, nad Europą pojawiło się powietrze wyjątkowo ciepłe. W Danii, Norwegii i Turcji zanotowano bardzo wysokie wiosenne temperatury. Od co najmniej 100 lat w krajach tych wiosna nie była tak ciepła. Ponadto okres od stycznia do października był w centralnej Anglii najcieplejszy od 1659 roku, a w Holandii od 1706 roku. « powrót do artykułu
  23. Limnonectes larvaepartus, niedawno odkryty przedstawiciel żab posiadających kły, zwraca uwagę swoim wyjątkowym w świecie żab sposobem rozmnażania się. Niewielki płaz, zamieszkujący indonezyjską wyspę Sulawesi, jest jedynym spośród 6455 gatunków żab, który rodzi kijanki. U zdecydowanej większości żab dochodzi do zapłodnienia zewnętrznego. Samiec spryskuje spermą jaja założone przez samice, z jaj wykluwają się kijanki, które dojrzewają i zmieniają się w żaby. U kilkunastu gatunków mamy do czynienia z zapłodnieniem wewnętrznym – kijanki rozwijają się w zapłodnionych jajach w ciele samicy, a samica rodzi małe żabki. Jednak w przypadku Limnonectes larvaepartus jest zupełnie inaczej. To jedyny znany gatunek żab, w którym samica rodzi kijanki. Nie wiadomo, dlaczego ten sposób rozmnażania się nie pojawia się częściej - mówi herpetolog Jimmy McGuire z Uniwersytetu Kalifornijskiego, który specjalizuje się w badaniu strategii reprodukcyjnych żab. To właśnie on zauważył niezwykły, jak na żaby, sposób rozrodu Limnonectes larvaepartus. To niewielkie, mierzące do 4 cm i ważące około 5 gramów zwierzę, ma najczęściej szare lub brązowe ubarwienie, żyje w lesie deszczowym w niewielkich strumieniach i zbiornikach wodnych. Jego głównymi wrogami są większe żaby, węże oraz ptaki. « powrót do artykułu
  24. Spełnienia marzeń, dużo szczęścia, pomyślnych projektów naukowych, zawodowych i osobistych życzą Kopalniowicze « powrót do artykułu
  25. Od 1 listopada ruszyły zapisy do VIII edycji Ogólnopolskiego Konkursu Nauk Przyrodniczych Świetlik. Organizatorem projektu już po raz trzeci jest Fundacja Akademia Młodych Odkrywców. Finałowy test konkursowy odbędzie się 17 marca 2015 r. w siedzibie każdej zgłoszonej szkoły. Co wyróżnia konkurs Świetlik? Eksperymenty, które można wykonać w domu lub w szkole, są świetnym sposobem nie tylko na samodzielne poznanie praw fizyki. Pozwalają także na twórcze spędzenie czasu z rodziną, poszerzają horyzonty myślowe i wzbogacają słownictwo. Na podstawie tych doświadczeń i ich wyników tworzona jest pewna część zadań konkursowych (w zależności od wieku dzieci jest to 10-30% wszystkich pytań). W ramach przygotowań do Konkursu, uczniowie mogą także sięgnąć do testów konkursowych z lat poprzednich (pełne zestawy, wraz z kluczami odpowiedzi, opublikowane są na stronie www.swietlik.edu.pl; większość zestawów zamieszczana jest w dwóch formatach: PDF i on-line). Testy, dostosowane do wieku dzieci, uczą myślenia naukowego i analitycznego. Poprzez szeroki wachlarz poruszanych wątków, od geografii, poprzez fizykę, aż do medycyny, zachęcają do poznawania różnych źródeł wiedzy, a przede wszystkim poszerzenia wiadomości zdobywanych w szkole. Pytania i doświadczenia układa zespół naukowców, którzy każdą chwilę poświęcają na badanie świata i poszukiwanie nowych form nauczania. Ich wiedza owocuje stworzeniem testów, doświadczeń i warsztatów, które budzą w dzieciach ciekawość świata i potrzebę zadawania ważnych pytań. Każde dziecko otrzymuje dyplom uczestnictwa, a około 15% wszystkich uczestników nagrodę główną, nagrodę lub wyróżnienie w postaci nagrody rzeczowej. Ponadto dla 5 szkół, które osiągną najwyższy procentowy udział uczniów, zorganizowane zostaną warsztaty przyrodnicze na terenie tych placówek. Warsztaty będą przeprowadzane przez pracowników i doktorantów Wydziału Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Warunkiem uczestnictwa w Konkursie jest rejestracja, której dokonuje nauczyciel koordynujący Konkurs w danej szkole. Każde z dzieci uiszcza 8 zł opłaty konkursowej i dostarcza podpisane przez rodzica lub opiekuna oświadczenie o zgodzie na przetwarzanie danych osobowych ucznia. Najważniejsze informacje: Zapisy: www.swietlik.edu.pl Biuro Konkursu: konkurs@swietlik.edu.pl Telefon: 730 100 301 Pod adresem warsztaty@swietlik.edu.pl można zapisać się organizowane przez Fundację warsztaty. Więcej informacji na ten temat znajduje się na stronie internetowej. Najważniejsze terminy: Zapisy do Konkursu: od 1 listopada 2014 r. do 31 stycznia 2015 r. Ogłoszenie doświadczeń konkursowych: 27 stycznia 2015 r. Wysyłka testów: 9 marca 2015 r. TEST KONKURSOWY: 17 marca 2015 r. Ogłoszenie wyników: 11 maja 2015 r. Reklamacje i potwierdzenie danych uczestników do druku dyplomów: 11-20 maja 2015 r. Druk dyplomów: 20-29 maja 2015 r. Wysyłka nagród: od 3 czerwca 2015 r. W każdej edycji Konkursu odnotowano poszerzenie kręgu odbiorców i uczestników. W siedmiu poprzednich edycjach zanotowano łącznie prawie 120 tysięcy uczestników, z czego w edycji VII – prawie 29 tysięcy z 782 szkół podstawowych w całej Polsce. Serdecznie zapraszamy wszystkich uczniów szkół podstawowych do wzięcia udziału w Konkursie! « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...