Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Intel ogłosił, że ubiegły rok był kolejnym rekordowo dobrym pod względem finansowym. W samym tylko czwartym kwartale przychody Intela wyniosły 14,7 miliarda USD, a dochód netto zamknął się kwotą 3,7 miliarda dolarów czyli 74 centy na akcję. Analitycy z Wall Street prognozowali, że przychody wyniosą 14,7 miliarda USD, ale przewidywali dochód w wysokości 71 centów na akcję. Bilans całego roku przedstawia się bardzo dobrze. Przychody wyniosły 55,9 miliarda USD, a dochód netto to 11,7 miliarda. Intel informuje o rekordowo dużej sprzedaży na rynku pecetów, serwerów, tabletów, telefonów oraz Internet of Things. Podczas konferencji prasowej przedstawiciele Intela poinformowali, że na rok 2015 przewidują nieco gorsze wyniki, mają być one gorsze od przewidywań analityków. Zapowiedź taka spowodowała, że po konferencji cena akcji firmy spadła o 1,24%. W całym ubiegłym roku akcje Intela zyskały na wartości 41,75%. Wyniki poszczególnych wydziałów firmy przedstawiałysię następująco. Przychody PC Client Group wyniosły 34,7 miliarda USD, czyli o 4% więcej niż w 2013 roku, przychody Data Center Group wzrosły o 18% wynosząc 14,4 miliarda, a Internet of Things Group zanotowała wzrost o 19% do 2,1 miliarda dolarów. Mobile and Communications Group zanotowała spadek przychodów o 85%, do kwoty 202 milionów dolarów, a przychody wydziałów odpowiedzialnych za oprogramowanie i usługi wzrosły o 1%, do 2,2 miliarda USD. « powrót do artykułu
  2. Google zaprzestaje sprzedaży głośnych swego czasu Google Glass. Koncern zapewnia jednak, że to nie koniec produktu i w przyszłości zaoferuje jego nową wersję. Sprzedaż Google Glass, w cenie 1500 USD za sztukę, rozpoczęto w Stanach Zjednoczonych w 2013 roku. Miały one trafić przede wszystkim do developerów, którzy mieliby stworzyć na tyle dużo atrakcyjnych programów, że na Google Glass skusiliby się zwykli konsumenci. Teraz koncern nie tylko przestaje sprzedawać Glass, ale wydziela prace nad nimi z wydziału Google X. Okularami ma zajmować się osobny zespół kierowany, jak dotychczas, przez Ivy Ross. Będzie on bezpośrednio podlegał Tony'emu Fadellowi, szefowi przejętej przed rokiem przez Google'a firmy Nest. Nie wiadomo, kiedy miałaby pojawić się nowsza wersja Glass. « powrót do artykułu
  3. Irlandczycy Anne Cleary i Denis Connolly stworzyli serię hełmów/urządzeń percepcyjnych, które pozwalają człowiekowi postrzegać świat hiperstereoskopowo jak rekin młot, z szerokim polem widzenia jak koń czy w stylu kota z Cheshire (ponieważ ten ostatni ciągle się uśmiechał, dominującą informacją z jego aparatu są właśnie uśmiechy). Artystów zainspirowały eksperymenty psychologa George'a Malcolma Strattona, który przez jakiś czas nosił okulary pryzmatyczne zamieniające strony lewą i prawą oraz górę z dołem. Zastanawiało ich, czemu skoro mamy dwoje oczu, nasze widzenie jest tak ograniczone? Czemu mamy tak kiepską percepcję głębi? [...] Czemu oczy nie mogą wystawać poza ciało, byśmy się mogli dobrze rozejrzeć wokół? Czemu nie pozwalają nam patrzeć jednocześnie do przodu i do tyłu lub na boki? Czemu wreszcie nie skupiają się symultanicznie na dwóch różnych zadaniach? By rozszerzyć możliwości dane nam przez naturę i sprawić, że staniemy się hybrydami siebie, maszyny i zwierzęcia, poza wymienionymi wcześniej wersjami Cleary i Connoly zaproponowali też hełm kameleona oraz żyrafy. Z postaci mityczno-bajkowych oprócz kota z Cheshire wybrano cyklopa. W przypadku tego ostatniego dające ogólny pogląd oko ze środka czoła uzupełnia ukryte oczko do szczegółów i bliży. Optykę stworzono w ciągu 18 miesięcy; artyści konsultowali się z instytutami badawczymi z Paryża i Montrealu. Wykonanie części z aluminium powierzono Neilowi McKenzie. W listopadzie serię wystawiano przez tydzień w Muzeum Historii Naturalnej w Dublinie, później wystawa pojechała do paryskiego Centre Culturel Irlandais. W stolicy Francji będzie ją można oglądać do lutego br. « powrót do artykułu
  4. Bardzo często czytamy, że światowym oceanom grozi katastrofa. Zdaniem Carlosa Duarte i jego kolegów z University of Western Australia, chociaż oceany nie są w najlepszym stanie, znaczna część doniesień jest przesadzona. Duarte mówi, że informacje o wymieraniu raf koralowych czy zniszczeniach dokonywanych przez gatunki inwazyjne nierzadko są oparte na starszych badaniach. Jednak nie tylko dziennikarze ponoszą tutaj winę. Duarte, biolog morski, uważa, że także jego środowisko wykazuje zbyt mały sceptycyzm wobec alarmistycznych wyników badań. W analizie opublikowanej w BioScience Duarte i jego zespół przyjrzeli się wynikom badań przewidujących katastroficzne scenariusze, jak nadmierny połów, inwazje meduz i innych gatunków czy wpływ zakwaszenia wód na rafy koralowe. W niektórych przypadkach – w szczególności dotyczących nadmiernego połowu – rzeczywiście stwierdzili, że istnieją mocne dowody wskazujące, że jest to problem na skalę globalną. Jednak w wielu innych, często bardzo głośnych, okazuje się, że wyniki badań są niejednoznaczne a dowody słabe. Zdaniem Duarte takie przesadzone raporty dotyczą przede wszystkim pojawiania się meduz oraz gatunków inwazyjnych. Uczeni porównali te same doniesienia z pism naukowych oraz z serwisów informacyjnych. Te drugie często w sposób nieuzasadniony rysują czarną wizję przyszłości. Duarte zauważył, że nawet tak prestiżowe pismo jak Nature padło ofiarą takiej praktyki, nadmiernie wyolbrzymiając wyniki chińskich badań nad wpływam zniszczenia linii brzegowej na pojawienie się większej liczby meduz. Często jednak wystarczy chwila nieuwagi, by ze zwykłych badań wyciągnąć katastroficzne wnioski. Naukowcy, próbujący nakreślić możliwy rozwój sytuacji w przyszłości często biorą pod uwagę tzw. najgorsze możliwe scenariusze. Wystarczy pominąć informację, o jakiego rodzaju scenariusz chodzi, a opinia publiczna odniesie wrażenie, że wkrótce czeka nas katastrofa. Duarte zwraca na przykład uwagę, że co prawda obserwuje się rosnącą liczbę przypadków pojawiania się wielkiej liczby meduz, jednak przed rokiem 2012 nie robiono badań mających na celu stwierdzenie, o jak duży wzrost chodzi, zatem wszelkie tego typu stwierdzenia są ekstrapolowane z małej liczby zbadanych przypadków, są zatem obarczone dużym marginesem błędu. To o tyle niebezpieczne, że kreślenie obarczonych błędem katastrofalnych scenariuszy może doprowadzić do sytuacji, w której wszyscy stwierdzą, że i tak się nic nie da zrobić, zatem nie zostaną podjęte działania mające na celu zapobieżenie problemom, którym wciąż można zapobiec. Nasza planeta stoi w obliczu poważnych problemów i tutaj nie ma żadnej przesady. Przesada może pojawić się wówczas, gdy oceniamy, co wydarzy się w niedługim czasie w konkretnym miejscu. Duarte i jego zespół zwracają właśnie uwagę na fakt, że niektóre z takich badań rzeczywiście są przesadzone, do pewnego momentu - mówi Benjamin Halpem, biolog morski z University of California. Australijczyków skrytykował Ralph Keeling ze Scripps Institution of Oceanography. Duarte i jego zespół skrytykowali bowiem pracę Keelinga z 2010 roku dotyczącą niskiego poziomu tlenu w oceanach, w której ostrzegał on, że martwe strefy mogą pojawiać się na coraz większą skalę. Keeling zauważa, że Duarte nie przedstawił żadnych dowodów na to, iż jego badania były błędne, skrytykował natomiast Keelinga, który miał stwierdzić, że czeka nas „klęska”. Jednak Keeling zwraca uwagę, że w swojej pracy nie użył słowa „klęska”, stwierdził natomiast, że jest to „potencjalnie poważną konsekwencją globalnego ocieplenia”. Zdaniem Keelinga Duarte popełnia błędy, które próbuje krytykować – używa przesadnego języka. « powrót do artykułu
  5. Dzieci wierzą, że ludzkie i zwierzęce cechy są wrodzone, co może prowadzić do przekonania, że język czy preferencje dotyczące ubioru są raczej wrodzone niż wyuczone. Okazuje się jednak, że przy bilingwizmie sekwencyjnym, gdzie dziecko najpierw uczyło się jednego, a po 3. r.ż. drugiego języka, rośnie prawdopodobieństwo zrozumienia, że sprawy mają się inaczej. Prof. Krista Byers-Heinlei i studentka Bianca Garcia z Concordia University badały 48 dzieci w wieku 5 i 6 lat: maluchy monojęzyczne, symultanicznie dwujęzyczne (uczące się dwóch języków naraz) i sekwencyjnie dwujęzyczne. Dzieciom opowiedziano historie o dzieciach angielskich rodziców adoptowanych przez Włochów oraz o kaczkach wychowywanych przez psy. Później panie psycholog pytały, czy dorastając, dzieci będą mówić po angielsku, czy po włosku i czy zwierzęta będą kwakać, czy szczekać. Podchwytliwie dociekały także, czy przysposobione przez psy ptaki będą miały pióra, czy sierść. Przewidywałyśmy, że własne doświadczenia dzieci sekwencyjnie dwujęzycznych pomogą im zrozumieć, że ludzki język jest w rzeczywistości wyuczony, ale że wszystkie dzieci będą raczej oczekiwać, że inne cechy, takie jak wokalizacje zwierząt i cechy fizyczne, są wrodzone - opowiada Byers-Heinlei. Wyniki zaskoczyły jednak badaczki. Okazało się bowiem, że bilingwizm sekwencyjny zmniejszał esencjalistyczne przekonania odnośnie do wszystkich cech/umiejętności: nie tylko języka (dzieci wiedziały, że osoby wychowane przez Włochów będą mówić po włosku), ale i cech fizycznych czy wokalizacji zwierząt (takie przedszkolaki częściej wierzyły w ich wyuczony charakter, stąd kaczka wychowana przez psy miała raczej szczekać i biegać niż kwakać i latać). O ile osoby monojęzyczne [i symultanicznie dwujęzyczne] częściej wierzyły, że wszystko jest wrodzone, o tyle [sekwencyjnie] dwujęzyczne uznawały, że wszystko jest wyuczone. Błędy systematyczne są dla psychologów bardzo interesujące, ponieważ pomagają zrozumieć proces rozwoju. Nasze wyniki pokazują, że codzienne doświadczenie w jednej dziedzinie - nauce języka - może zmienić przekonania dziecka odnośnie do szerokiej gamy zjawisk, ograniczając dziecięce odchylenie esencjalistyczne. Panie podkreślają, że ich spostrzeżenia mają duże znaczenie praktyczne, gdyż dorośli z silnymi przekonaniami esencjalistycznymi z większym prawdopodobieństwem uciekają się do stereotypów i uprzedzeń. « powrót do artykułu
  6. Thomas Falzarano, dowódca grupy operacyjnej US Air Force's Eastern Range zdradził, że Centrum Kosmiczne im. Kennedy'ego na Przylądku Canaveral będzie w roku 2015 najbardziej zapracowanym portem kosmicznym świata. Na bieżący rok zaplanowano bowiem stamtąd aż 24 starty w przestrzeń kosmiczną. To najwięcej od 1992 roku. Czternaście startów przeprowadzi firma SpaceX, a 10 pozostałych – United Space Alliance (ULA), należące do Lockheeda Martina i Boeinga. Falzarano dodał, że na rok 2016 zaplanowanych jest 36 startów. W 2014 roku z Przylądka Canaveral przeprowadzono 18 startów, wszystkie były udane. Jednak najbardziej zatłoczonym portem kosmicznym był wówczas Bajkonur, z którego dokonano 21 startów, z czego 19 udanych. Pierwszy start z Canaveral miał miejsce w ostatnią sobotę, kiedy to za pomocą rakiety Falcon 9 n na Międzynarodową Stację Kosmiczną wysłano kapsułę zaopatrzeniową Dragon. Firma SpaceX przetestowała przy okazji technologię lądowania pierwszego członu rakiety. Próba się nie udała i rakieta rozbiła się na pływającej platformie. W tegorocznych planach SpaceX jest też testowy lot 27-silnikowej rakiety Falcon Heavy. SpaceX wykonuje loty przede wszystkim na zlecenie NASA. Firma ma w bieżącym roku czterokrotnie zaopatrywać ISS, wykonać kilka startów z komercyjnymi satelitami komunikacyjnymi oraz umieścić na orbicie satelitę pogodowego należącego do NOAA. Zleceniodawcą ULA są przede wszystkim amerykańskie siły zbrojne, na zlecenie których firma wynosi satelity wojskowe. SpaceX ma zamiar w bieżącym roku odebrać jej część tego rynku. ULA chce w bieżącym roku wykonać z Przylądka Canaveral 8 startów rakiet Atlas 5 i dwa starty Delty. Obie wspomniane firmy przeprowadzą też starty z kalifornijskiej Vandenberg Air Force Base. ULA planuje trzy starty, a SpaceX co najmniej jeden. « powrót do artykułu
  7. Studium ponad 334 tys. Europejczyków wykazało, że brakowi ruchu można przypisać 2-krotnie więcej zgonów niż otyłości. Wystarczy jednak codzienna 20-minutowa energiczna przechadzka, by ryzyko wczesnego zgonu znacząco spadło. Stale znajdowane są dowody, że brak aktywności wiąże się z podwyższonym ryzykiem wczesnego zgonu oraz chorób serca czy nowotworów. Chociaż może się on również przyczyniać do większego wskaźnika masy ciała i otyłości, związek z wczesną śmiercią jest niezależny od BMI. By ocenić relacje między nieaktywnością i przedwczesnym zgonem oraz jej interakcje z otyłością, naukowcy z Uniwersytetu w Cambridge przeanalizowali dane 334.161 kobiet i mężczyzn ze studium European Prospective Investigation into Cancer and Nutrition. Przez średnio 12 lat oceniano wzrost i wagę ochotników, mierzono także ich talię. Poza tym badani sami opisywali poziom swojej aktywności fizycznej. Zespół zauważył, że największy spadek ryzyka przedwczesnego zgonu występował podczas porównywania grup nieaktywnej i umiarkowanie nieaktywnej (łącznie oceniano aktywność w pracy i rekreacyjną). Do grupy osób nieaktywnych zaliczono 22,7% badanych, którzy wspominali o braku ruchu rekreacyjnego i pracy siedzącej. Autorzy artykułu z American Journal of Clinical Nutrition szacują, że wystarczy codziennie wykonywać ćwiczenia stanowiące odpowiednik 20 min energicznego marszu (chodzi o spalenie 90-110 kcal), by przesunąć się z grupy nieaktywnej do umiarkowanie nieaktywnej i zmniejszyć ryzyko przedwczesnej śmierci o 16-30%. Skutek był największy wśród osób z normalną wagą, ale skorzystać mogą także ludzie z wyższym BMI. Bazując na najnowszych danych odnośnie do śmiertelności na Starym Kontynencie, akademicy oceniają, że 337 tys. z 9,2 mln zgonów Europejczyków można przypisać otyłości (klasyfikowanej jako BMI powyżej 30), a aż 676 tys. brakowi aktywności fizycznej. « powrót do artykułu
  8. Naukowcy z Carnegie Mellon University twierdzą, że są w stanie skrócić czas podróży samochodem w miastach aż o 40%. Ich zdaniem można tego dokonać zastępując fizyczną sygnalizację świetlną jej wirtualnym odpowiednikiem. Opracowana przez nas technologia polega na tym, że sygnalizacja świetlna pojawia się w momencie, gdy dwa samochody próbują przejechać przez to samo skrzyżowanie i znika, gdy jest niepotrzebna - wyjaśnia profesor Ozan Tonguz. Wirtualna sygnalizacja wyświetlana jest przez samochód na przedniej szybie. Pojazdy komunikują się między sobą, ustalają pierwszeństwo przejazdu i pokazują kierowcy, w jakim kierunku może pojechać, a gdzie jest to zabronione. Twórcy nowej technologii twierdza, że dzięki niej obniży się emisja spalin, zmniejszy liczba wypadków i skróci czas przejazdu przez miasto. « powrót do artykułu
  9. Dziennikarze Reutera dowiedzieli się, że Samsung złożył ofertę zakupu firmy BlackBerry. Koreańczycy zaoferowali za kanadyjskie przedsiębiorstwo nawet 7,5 miliarda dolarów. Samsungowi zależy przede wszystkim na patentach BlackBerry. Gdyby je przejęli, łatwiej byłoby im się bronić przed oskarżeniami ze strony Apple'a. Portfolio BlackBerry składa się z 44 000 patentów, które są oficjalnie wyceniane na 1,43 miliarda USD. Wielu analityków twierdzi jednak, że w rzeczywistości jest ono warte znacznie więcej. Propozycja Samsunga zakłada, że każda akcja kanadyjskiej firmy zostanie wykupiona za 13,35-15,49 USD. To o 38-60 procent drożej niż niedawna cena papierów wartościowych firmy. Niedawna, gdyż po podaniu informacji przez Reutera akcje BlackBerry zdrożały o 30%, jednak gdy przedstawiciele przedsiębiorstwa oświadczyli, że nie prowadzą rozmów z Samsungiem, akcje staniały o 15%. Z kolei kanadyjski dziennik Globe and Mail donosi, że w ciągu ostatnich miesięcy zarząd BlackBerry i największy inwestor firmy odrzucili kilka propozycji przejęcia. Uznali bowiem, że ich plan restrukturyzacyjny przyniesie więcej korzyści, a w ciągu najbliższych lat firma będzie warta znacznie więcej niż oferowane 7 miliardów USD. Analityk Brian Colello zauważa, że obecnie każda inwestycja w BlackBerry wiąże się z ryzykiem. Przedsiębiorstwo przechodzi bowiem bardzo poważną restrukturyzację. Samsung jest obecnie największym na świecie producentem smartfonów. Swoją pozycję zbudował dzięki rynkowi konsumenckiemu, który jednak jest już niezwykle konkurencyjny. Przejęcie BlackBerry pozwoliłoby koreańskiej firmie na ekspansję na rynku biznesowym, na którym przegrywa z konkurencją. Ewentualne przejęcie BlackBerry wymagałoby zgody Prema Watsy. Należący do niego Fairfax Financial Holding jest największym udziałowcem BlackBerry. To właśnie Fairfax jest główną siłą napędową obecnych zmian w BlackBerry i to z inicjatywy jego szefostwa szefem kanadyjskiej firmy został John Chen, pod którego rządami sytuacja BlackBerry uległa poprawie. « powrót do artykułu
  10. Ian Robertson z BMW ostrzega, że firmy technologiczne i marketingowe naciskają na producentów samochodów, by ci udostępniali im dane zbierane przez czujniki pojazdów mających łączność z internetem. Obecnie każdy samochód zjeżdżający z linii produkcyjnych BMW jest wyposażony w łączność bezprzewodową i może przekazać do sieci informacje na temat lokalizacji, prędkości, przyspieszenia czy osób przebywających w samochodzie. Wiele osób mówi nam: dajcie nam dostęp do tych danych, a my pokażemy, co potrafimy z nimi zrobić - stwierdza Robertson. Jego firma konsekwendie odmawia. Obecnie zdecydowana większość nowych samochodów jest wyposażona w czujniki i systemy łączności. Producent samochodu może dzięki temu dowiedzieć się, w jaki sposób używane są pojazdy, a reklamodawcy i ubezpieczyciele mogliby zdobyć informacje np. na temat jego użytkowników. Jeśli samochód przekazuje dane na zewnątrz, powstaje pytanie, w jaki sposób można je zabezpieczyć i kto może uzyskać do tych informacji dostęp. Żaden z producentów samochodów nie chce stać się pierwszym, który nie upilnował danych czy którego pojazd został zaatakowanych przez hakerów. Źle wpłynęłoby to na wizerunek firmy - mówi Adam Jonas, analityk z Morgan Stanley. Nowoczesne samochody nie tylko pozwalają na bieżąco śledzić, czy pojazd przekracza prędkość, ale np. umożliwiają dowiedzenie się, czy w pojeździe znajduje się dziecko. Chcieliby to wykorzystać np. reklamodawcy. Z umieszczonych wewnątrz pojazdu czujników dowiedzą się bowiem, że samochód porusza się od kilku godzin. Mogliby więc przekazać kierowcy informację, że za chwilę będzie mijał McDonald's, a dziecko jest prawdopodobnie głodne. « powrót do artykułu
  11. Jak wiadomo, antybiotyki niszczą jelitową florę bakteryjną. Jak się okazuje, to samo dotyczy przewodu pokarmowego komarów. Najnowsze badania pokazują, że jeśli komar pożywi się na człowieku, w którego krwi znajdują się antybiotyki, to substancje te mogą zabić bakterie w przewodzie pokarmowym komara, a przez to zwierzę z większym prawdopodobieństwem może stać się nosicielem zarodźca malarii i zacząć zarażać nim ludzi. Naukowcy karmili komary krwią dzieci zarażonych zarodźcem. Następnie do części próbek dodali koktajl z penicyliny i streptomycyny, a do innych wprowadzili roztwór kontrolny. Okazało się, że te komary, które piły krew z antybiotykami częściej stawały się nosicielami zarodźca. Jednocześnie zauważono, że prawdopodobnie czerpią korzyści z antybiotyków – żyły dłużej i miały więcej młodych. Innymi słowy, najbardziej rozpowszechnione antybiotyki powodują, że komary znacznie skuteczniej rozprzestrzeniają malarię. Na szczęście nie wszystkie antybiotyki działają w ten sposób. Doksycyklina pomaga zapobiegać zarażeniu zarodźcem. Różne antybiotyki mają różne działanie. To oznacza, że mogą mieć odmienny efekt od tego, który uzyskaliśmy podczas naszych badań - mówi autor badań, George Christophides z Imperial College London. Badania prowadzone przez jego zespół są niezwykle istotne w odniesieniu do osób zarażonych malarią, a cierpiących jednocześnie na HIV czy gruźlicę. Choroby te wiążą się bowiem w wielomiesięcznym przyjmowaniem antybiotyków, a jednocześnie w krajach, w których malaria występuje endemicznie, jest wielu chorych na obie wspomniane przypadłości. Zatem, jeśli ci ludzie biorą antybiotyki, musimy wiedzieć, jaki ma to wpływ na rozprzestrzenianie się malarii - mówi Christophides. Uczeni z ICL rozpoczęli właśnie badania mające na celu upewnienie się, że antybiotyki pomagające chorym na HIV i gruźlicę nie powoduą pojawienia się „malarycznych superkomarów”. « powrót do artykułu
  12. Dudki (Upupa epops) "malują" jaja wydzielinami z mutualistycznymi bakteriami. Są one zachowywane w specjalnych strukturach skorupki i chroniąc przed zakażeniami, zwiększają prawdopodobieństwo udanego wylęgu. Takie zachowanie odkryto dotąd wyłącznie u dudków. Hiszpańscy naukowcy, m.in. z Uniwersytetu w Grenadzie, wykazali, że w jajach, które się nie wykluły, liczba patogenów była wyższa w gniazdach, gdzie eksperymentalnie samicom dudka nie pozwolono zaimpregnować jaj wydzieliną gruczołu kuprowego. Autorzy raportu z Journal of Animal Ecology doszli do wniosku, że wydzielina stanowi barierę, chroniącą przed przenikaniem szkodliwych bakterii do wnętrza jaja. Biolodzy ujawniają, że chodzi nie tyle o samą wydzielinę, co o bakteriocyny wytwarzane przez znajdujące się w niej enterokoki. Udany wyląg był bowiem bezpośrednio związany z liczbą enterokoków w skorupce i w wydzielinie samic. Im więcej bakterii z rodzaju Enterococcus, tym większy sukces reprodukcyjny. Gruczoł kuprowy dudków różni się od swojego odpowiednika u innych ptaków właśnie z powodu działania tutejszych bakterii. Naukowcy ujawnili również, że w skorupce jaj U. epops występują charakterystyczne obniżenia. Nie przechodzą one na wylot, a ich rola wydaje się polegać na magazynowaniu wydzieliny z enterokokami. Dzięki temu eksperymentowi zademonstrowaliśmy, że jeśli samica może wykorzystać swoją wydzielinę, w okresie inkubacji kratery są wypełnione substancją wysyconą bakteriami. Jeśli nie dopuścimy do zastosowania wydzieliny, obniżenia pozostają puste [...] - tłumaczy prof. Manuel Martín-Vivaldi. Obecnie akademicy próbują określić skład społeczności bakteryjnej gruczołów kuprowych dudków, a także ustalić, jak symbionty są nabywane i jakie bakteriocyny chronią rozwijające się embriony. « powrót do artykułu
  13. W bieżącym miesiącu Microsoft opublikował osiem biuletynów bezpieczeństwa, w tym jeden oceniony jako „krytyczny” i siedem „ważnych”. „Krytyczny” biuletyn MS15-002 poprawia dziurę w serwerze Telnet w systemie Windows. Luka pozwala napastnikowi na zdalne wykonanie dowolnego kodu poprzez przesłanie odpowiednio spreparowanych pakietów na port obsługiwany przez Telnet. Mimo, że dziura jest poważna, większości użytkowników nic nie grozi, gdyż w większości systemów Windows Telnet albo nie jest domyślnie zainstalowany, albo nie jest domyślnie uruchomiony. Dwa spośród „ważnych” biuletynów (MS15-001 i MS15-003) poprawiają dziury, które w ostatnim czasie upublicznił Google. Są to zatem dziury, które przed pojawieniem się łaty z pewnością były znane cyberprzestępcom. Pozostałych pięć biuletynów instaluje łaty dla dziur, o których opinia publiczna nie była wcześniej informowana. Błędy występują m.in. w Network Location Awarness, Windows Error Reporting i Network Policy Server. Tym razem Microsoft nie musiał łatać żadnej nowej dziury w Internet Explorerze. To dość zaskakujące, gdyż od wielu miesięcy w każdy Patch Tuesday publikowano łaty poprawiające groźne luki. Tym razem nowych dziur nie znaleziono. Opublikowano jedną poprawkę dla IE naprawiającą wcześniejszą łatę, która w niektórych systemach prowadzi do awarii oraz poprawkę dla dziewięciu dziur w Adobe AIR i Adobe Flash Player. Dziury te występują również w systemach OS X oraz Linux. Są one związane z nieprawidłową weryfikacją plików, mogą prowadzić do wycieków adresów pamięci, przez co pozwalają napastnikowi na wprowadzenie do systemu dodatkowego szkodliwego kodu. Microsoft opublikował więc poprawki dla Flash i AIR w przeglądarkach IE10 oraz IE11. W najbliższym czasie podobne poprawki powinien udostępić Google dla przeglądarki Chrome. « powrót do artykułu
  14. Odczuwanie zimna jest zaraźliwe. Wystarczy spojrzeć na kogoś zziębniętego, by samemu zacząć czuć to samo. Dosłownie... Gdy podczas eksperymentu ochotnicy oglądali film, którego bohater zanurzał ręce w zimnej wodzie, ich własna temperatura znacząco spadała. Tym samym naukowcy z Brighton and Sussex Medical School wykazali, że ludzie są podatni na "zarażanie się temperaturą". Neuropsychiatra dr Neil Harrison uważa, że takie nieświadome zmiany fizjologiczne pomagają nam empatyzować z innymi i żyć w społeczeństwie. Uważa się, że naśladowanie drugiej osoby pomaga stworzyć wewnętrzny model jej stanu fizjologicznego, który można wykorzystać do lepszego zrozumienia jej motywacji i samopoczucia. Ludzie są wyjątkowo społecznymi istotami i duża część sukcesu naszego gatunku zależy od umiejętności współpracy w złożonych grupach. Trudno by to to było osiągnąć, gdybyśmy nie potrafili [na] szybko empatyzować oraz przewidywać czyichś myśli, uczuć i motywacji. Podczas studium każdy z 36 badanych oglądał 8 filmów z aktorami wkładającymi ręce do widocznie ciepłej lub zimnej wody. W tym czasie mierzono temperaturę dłoni samych ochotników. Okazało się, że przy filmach z zimną kąpielą dłonie były znacząco chłodniejsze, zaś przy ciepłej wersji nagrania nie odnotowano żadnych zmian. Sądzimy, że stało się tak przez mniejszą sugestywność tzw. ciepłych wideo - jedynymi wskazówkami, że woda jest gorąca, były para na początku nagrania i zaróżowienie dłoni aktora (tymczasem przy chłodnych filmach przez cały czas w oczy rzucały się bloki lodu). « powrót do artykułu
  15. W Indiach wydano zakaz palenia krowim łajnem w pobliżu Tadź Mahal. Władze mają nadzieję, że w ten sposób uda się zredukować brązowienie zabytku. Przypomnijmy, że w grudniu ubiegłego roku ukazał się raport naukowców z Indii i USA, z którego wynikało, że zanieczyszczeniami, które prowadzą do utraty koloru przez Tadź Mahal, są pyły, m.in. węgiel ze spalania biomasy. W sąsiedztwie Tadź Mahal znajdują się Agra oraz rafineria. Od czasu do czasu pojawiają się obawy odnośnie do zmiany koloru mauzoleum, dlatego na ostatnim posiedzeniu zdecydowano, że w granicach miasta będzie obowiązywać zakaz spalania brykietu z krowich placków. W grę wchodzi również aspekt estetyczny - nie chcemy, by ściany budynków były pokryte tym materiałem - podkreśla Pradeep Bhatnagar, urzędnik z Agry. Bhatnagar dodaje, że mieszkańcy metropolii będą zachęcani do korzystania z czystszych paliw; większej ich liczbie zostanie zapewniony dostęp do gazu. « powrót do artykułu
  16. W sieci pojawiła się nowa, nietypowa usługa. Internauci mogą zarabiać pieniądze wynajmując wolną przestrzeń na własnych dyskach twardych. Twórcy usługi Storj chcą zbudować w ten sposób chmurę, której nikt nie będzie mógł monitorować ani kontrolować. W ubiegłym roku za pośrednictwem serwisów crowfundingowych zebrali 910 bitcoinów, czyli około 215 000 USD i uruchomili wersję beta Storj. Usługa wykorzystuje sieci P2P, za pomocą których udostępnia wolną przestrzeń na dyskach twardych innych użytkowników. Pliki, które chcemy przechować na czyimś HDD są najpierw szyfrowane na naszym komputerze, a dopiero później wysyłane do sieci na docelowy HDD. Wynajmujący otrzymują zapłatę w wirtualnych Storjcoin X, które mogą być wymienione na prawdziwą walutę. Osoba, która chce korzystać z sieci Storj musi najpierw zainstalować oprogramowanie MetaDisk. Dzieli ono pliki na bloki i każdy z nich szyfruje. Następnie bloki są wysyłane na komputery użytkowników, którzy udostępniają miejsce i wcześniej zainstalowali oprogramowanie DriveShares. Całość jest regularnie monitorowana pod kątem jakości i dostępności przechowywanych danych. Jako, że każdy blok ma unikatowy identyfikator, możliwe jest tworzenie tzw. „szarych list”, czyli bloków z nielegalną zawartością. Każdy z udostępniających dysk ma możliwość zdecydowania, czy chce przechowywać u siebie „szare listy”. Obecnie Storj znajduje się w fazie beta. Nie wiadomo, kiedy zostanie udostępniony wszystkim chętnym. « powrót do artykułu
  17. Wczoraj, 13 stycznia, zakończył się główny okres wsparcia dla systemu Windows 7. Oznacza to, że jego użytkownicy nie będą otrzymywali bezpłatnych rozszerzeń i udoskonaleń systemu. Zakończono też wsparcie telefoniczne. Windows 7 wszedł w okres rozszerzonego wsparcia. Microsoft będzie dostarczał jego użytkownikom jedynie bezpłatne poprawki związane z bezpieczeństwem. Łaty przestaną być publikowane 14 stycznia 2020 roku. Koncern z Redmond przestał sprzedawać wersje instalacyjne Windows 7 w październiku 2013 roku, a licencje pozwalające producentom sprzętu na sprzedaż klientom indywidualnym systemu wraz z pecetami nie są udzielane od października 2014 roku. « powrót do artykułu
  18. Mirabegron, lek stosowany przy zespole nadreaktywnego pęcherza (ang. overactive bladder, OAB), może pomóc w zwiększeniu aktywności metabolicznej tłuszczu brunatnego, a zatem odchudzaniu. Mogę powiedzieć, że wyniki są zachęcające, ale duże jeszcze musimy ustalić - twierdzi dr Aaron Cypess, szef Działu Cukrzycy, Endokrynologii i Otyłości w Narodowym Instytucie Cukrzycy, Chorób Układu Pokarmowego i Nerek. "Nie wiemy, czy lek jest skuteczny przy przewlekłym zażywaniu" ani czy sprawdzi się dawka 50 mg dziennie, stosowana w leczeniu OAB, czy należy raczej pozostać przy 200 mg dziennie, jakie wykorzystano w ramach opisywanego studium. Mirabegron aktywuje receptory β3-adrenergiczne (ADRB3), które występują zarówno w tkance pęcherza, jak i białej oraz brunatnej tkance tłuszczowej. Zespół Cypessa wykrył brunatną tkankę tłuszczową u 12 zdrowych mężczyzn, którzy później w odstępie przynajmniej 48 godzin przeszli dwa badania obrazowe. W ten sposób naukowcy monitorowali aktywność brunatnego tłuszczu. Jednego dnia ochotnicy dostali placebo, drugiego 200 mg mirabegronu. Okazało się, że po zażyciu mirabegronu brunatna tkanka tłuszczowa wychwytywała znacznie więcej glukozy. Średnio pod wpływem leku badani spalali dziennie 203 kalorie więcej (w porównaniu do placebo odnotowano 13-proc. wzrost zużycia energii). Naukowcy wyliczyli, że rocznie przekładałoby się to na zrzucenie ok. 11 kg. Amerykanie odnotowali skutki uboczne mirabegronu. Pod jego wpływem tętno ochotników wzrosło średnio o 14 uderzeń na minutę, a ciśnienie skurczowe o 11 mmHg. Naukowcy podkreślają jednak, że to i tak mniej niż po zażyciu innych substancji nasilających tempo przemiany materii, np. efedryny. Choć ekipa Cypessa nie ma na razie pojęcia, jak wyglądają fizjologiczne podstawy działania brunatnego tłuszczu, np. do uwolnienia jakich hormonów dochodzi, mają nadzieję, że poza spaleniem kalorii uda się na tej drodze leczyć choćby pacjentów ze stłuszczeniem wątroby. « powrót do artykułu
  19. Kevin Lipton, 55-letni handlarz rzadkimi monetami z Beverly Hills, zapłacił za jednocentową monetę z 1792 r. prawie 2,6 mln dolarów (2.585.000). To najwyższa cena, jaką kiedykolwiek uzyskano na aukcji za jednocentówkę. W ten sposób pobito rekord ustanowiony zaledwie dzień wcześniej, kiedy tzw. Łańcuchowego Centa (Chain Cent, od łańcucha otaczającego nominał) z 1793 r. sprzedano za 2,35 mln dol. Cent Bircha (nazywany tak po grawerze Robercie Birchu) to jeden z pierwszych centów wybitych w USA. Podobno istnieje tylko 10 egzemplarzy tej monety i jak twierdzi Lipton, ta kupiona przez niego w Orlando na Florydzie znajduje się w najlepszej kondycji. Pomyślałem, że moneta może mi zapewnić więcej pieniędzy. To naprawdę dobry zakup. Jim Halperin, prezes Heritage Auctions, wyjaśnia, że po założeniu w 1792 r. Amerykańskiej Mennicy eksperymentalnie wybito niewielką serię tych centówek. Na awersie widnieją profil Miss Liberty oraz motto: Liberty Parent of Science & Industry. Na rewersie umieszczono okolony wieńcem nominał oraz napis United States of America. Wcześniej moneta wchodziła w skład kolekcji Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Przed Liptonem należała do nowojorskiego dewelopera Donalda Grovesa Patricka. « powrót do artykułu
  20. Wychodząc od stwierdzenia Paracelsusa, że to dawka czyni truciznę, amerykańscy naukowcy ustalili, że w zachodnich stanach wskaźnik nowotworów płuc spada ze wzrostem wysokości i spadkiem zawartości tlenu w powietrzu. Podobnego trendu nie odnotowano w przypadku trzech nieoddechowych nowotworów, co sugeruje, że do ekspozycji na kancerogen dochodzi na drodze inhalacji. Choć za 90% nowotworów płuc odpowiada palenie, nowe studium, którego wyniki ukazały się w piśmie PeerJ, sugeruje, że w procesie nowotworzenia pewną rolę może odgrywać tlen atmosferyczny. Naukowcy przypominają o naturalnych produktach metabolizmu - reaktywnych formach tlenu (RFT), które prowadzą do uszkodzenia DNA i mutacji. Mimo że skład procentowy powietrza w troposferze nie zmienia się znacznie, to jednak jego gęstość maleje z wysokością. Oznacza to, że im dalej od powierzchni Ziemi, tym mniej tlenu w jednostce objętości. Sprawdzając, czy wdychany tlen może być ludzkim kancerogenem, naukowcy porównali częstość występowania nowotworów płuc w różnych hrabstwach zachodnich USA. Okazało się, że gdy rosła wysokość hrabstwa nad poziomem morza, malał wskaźnik częstości występowania nowotworów płuc. Każdemu wzrostowi wysokości o 1000 metrów odpowiadał spadek częstości występowania choroby o 7,23 przypadku na 100.000 osób (to aż 12,7% średniej, która wynosi 56,8 przypadku na 100.000). Ponieważ naukowcy przyglądali się raczej grupom, a nie jednostkom i z wysokością poza poziomem tlenu może korelować wiele innych czynników, wzięto poprawkę na ważne czynniki ryzyka i zmienne demograficzne, takie jak palenie czy wykształcenie. Okazało się, że związek występował stale w różnych podgrupach populacji, stanach i modelach. Akademicy analizowali też raki piersi, jelita grubego i prostaty. Związek z wysokością n.p.m. był tu albo słaby, albo go w ogóle nie było, co stanowiło poparcie dla hipotezy o wdychanym czynniku ryzyka. W porównaniu do samej wysokości, jej środowiskowe korelaty (wystawienie na oddziaływanie słońca czy drobnych cząstek pyłu zawieszonego) dawały znacząco gorsze przewidywania występowania nowotworów płuc. Dumni autorzy raportu podkreślają, że studium bazowało na ponad 30 zmiennych. Zasięg i dokładność pozwoliły uwzględnić ok. 250 hrabstw zachodnich USA. Wykorzystując dane ze spisów powszechnych, naukowcy wyliczali wysokości odzwierciedlające rozkład populacji w każdym z hrabstw. Amerykanom zależy, by inni naukowcy również zajęli się tym zagadnieniem. Cenna wydaje się analiza różnych regionów oraz danych jednostek. Ostatecznym etapem powinien być kontrolowany eksperyment. Potwierdzenie związku między tlenem a nowotworzeniem oznaczałoby nie tyle konieczność przeprowadzki na niziny, co możliwość doprecyzowania etiologii nowotworu płuc oraz lepszego dopasowania metod zapobiegania i leczenia. « powrót do artykułu
  21. W pływaniu w piasku węże są lepsze od jaszczurek. Badanie naukowców z Georgia Institute of Technology wykazało, że Chionactis occipitalis z pustyni Mojave wykorzystuje swój wydłużony kształt, by przesuwać się gładko przez piasek, a jego śliska skóra zmniejsza tarcie. To zapewnia mu przewagę nad innym pływającym w piasku zwierzęciem - scynkiem aptekarskim (Scincus scincus) z gorących pustyń północnej Afryki i Półwyspu Arabskiego. Amerykańskie studium nie tylko wyjaśnia wpływ presji ewolucyjnych na budowę ciała zwierząt żyjących w piasku, ale i stanowi inspirację dla projektowania robotów ratunkowych, zdolnych do przemieszczania się przez piach oraz inne ziarniste materiały. Stosując obrazowanie rentgenowskie, naukowcy śledzili fale rozchodzące się w piasku wzdłuż ciał węża i jaszczurki. Teoria siły oporu materii ziarnistej pomogła w modelowaniu lokomocji i porównaniu wydajności energetycznej beznogiego węża i czterokończynowej jaszczurki. Nasz model ujawnił, jak wąż i jaszczurka przemieszczają się z największą dostępną ze względu na budowę ciała prędkością, zużywając przy tym jak najmniej energii. Okazało się, że wąż bił scynka na głowę zarówno pod względem prędkości, jak i wydajności energetycznej - podkreśla prof. Dan Goldman. Pomiary przeprowadzone przez Sarah Sharpe ujawniły, że od głowy ku ogonowi przemieszczają się fale. Wędrującym krzywiznom towarzyszą fale w piasku, które wspomagają przemieszczanie przez ziarnisty materiał. Ponieważ zasadniczo wąż podąża w piasku własnym śladem, osuwanie generowane przez ruch jest mniejsze, a przemieszczanie pozostaje wydajniejsze energetycznie (wokół ciała jaszczurki powstaje większy obszar "płynnego" piasku). Dla każdego wygenerowanego ruchu ciała wąż przemieszcza się dalej niż scynk na pojedynczej fali. Długie i smukłe ciało zapewnia wężowi większą amplitudę wygięcia, [...] czyniąc go skuteczniejszym pływakiem - wyjaśnia Goldman. Ponieważ skóra węża jest bardziej śliska, dodatkowo zmniejsza to ilość energii potrzebnej do przemieszczania się przez piasek. Naukowcy od dawna przypuszczali, że długie i smukłe zwierzęta będą się przemieszczać przez piasek skuteczniej od zwierząt z inną budową ciała, ale zespół z Georgia Tech jako pierwszy zademonstrował, że przewaga ta jest wynikiem większego stosunku długości do szerokości, który pozwala wygenerować więcej fal. By prześledzić ruch węży, Sharpe i Robyn Kuckuk przykleiły do ich łusek znaczniki. Później panie nagrały przemieszczanie się Ch. occipitalis przez podłoże z piasku. Na kolejnych etapach prac prof. Patricio Vela i student Miguel Serrano stworzyli algorytm do analizy kształtów fal w funkcji czasu, zaś Stephen Koehler z Uniwersytetu Harvarda odniósł do danych teorię siły oporu materii ziarnistej, która mówi, że zwierzę może się przesunąć tylko wtedy, gdy siła pchnięcia przewyższa tarcie generowane przez ciało. Teoria przewidywała, że tarcie skóry węża będzie o połowę mniejsze niż skóry jaszczurki, a eksperymenty to potwierdziły. « powrót do artykułu
  22. Badanie opublikowane na łamach Journal of the Royal Society of Medicine sugeruje, że bez względu na podłoże kulturowe obrzezani chłopcy są bardziej narażeni na wystąpienie przed 10. r.ż. zaburzeń ze spektrum autyzmu (ang. autism spectrum disorder, ASD). Szczególnie wysokie ryzyko stwierdzono dla autyzmu wczesnodziecięcego przed 5. r.ż. Naukowcy zauważyli także, że w niemuzułmańskich rodzinach obrzezanie wiąże się z podwyższonym ryzykiem zespołu hiperkinetycznego (ang. hyperkinetic disorder, HD). Badanie przeprowadzono w Danii na kohorcie dzieci urodzonych między 1994 a 2003 r. W czasie śledzenia losów 342.877 chłopców do momentu, aż skończyli oni 9 lat, zdiagnozowano prawie 5 tys. (4986) przypadków ASD. Poza ASD duńskie rejestry monitorowano pod kątem 2 innych zaburzeń: wspomnianego wcześniej HD oraz astmy. Nasza analiza to pokłosie serii ostatnich badań na zwierzętach, łączących pojedynczy bolesny uraz z utrzymującym się całe życie deficytem w zakresie reakcji stresowej, oraz studium, które zademonstrowało silną dodatnią korelację między krajowym wskaźnikiem obrzezania a częstością występowania ASD u chłopców - wyjaśnia prof. Morten Frisch ze Statens Serum Institut w Kopenhadze. Choć obecnie przeprowadzanie obrzezania bez znieczulenia jest niedopuszczalne, najczęściej stosowane formy znieczulenia nie znoszą bólu całkowicie. Co istotne, podczas badań na ludziach i zwierzętach doświadczenia bólowe w okresie neonatalnym powiązano z długoterminowymi zmianami w nocycepcji, a to cecha często występująca u dzieci z ASD. Możliwe mechanizmy łączące ból i stres ze wczesnych etapów życia ze zwiększonym ryzykiem problemów neurorozwojowych, behawioralnych czy psychologicznych nie są w pełni rozpoznane. Biorąc pod uwagę światowe rozpowszechnienie nieterapeutycznego obrzezania w niemowlęctwie i dzieciństwie, nasze wyniki powinny skłonić innych naukowców do badania tego zagadnienia. « powrót do artykułu
  23. Francuscy specjaliści postanowili przyjrzeć się bliżej fenomenowi tzw. kobiecej ejakulacji. Wiadomo, że podczas orgazmu niektóre kobiety wydzielają z cewki moczowej duże ilości płynu, u innych zaś pojawia się niewielka ilość białej mlecznej substancji. Samuel Salama, ginekolog ze szpitala Parly II poprosił o pomoc siedem kobiet, które informowały, że podczas orgazmu wydzielają dużą ilość płynu. Najpierw kobiety dostarczyły próbkę moczu, a badania ultrasonograficzne potwierdziły, że ich pęcherze są całkowicie puste. Następnie proszono je by samodzielnie lub przy pomocy partnera doprowadziły się do orgazmu. Bezpośrednio przed orgazmem wykonano kolejne badanie USG, a w czasie orgazmu zebrano wypływający płyn. Później zrobiono ostatnie badanie ultrasonograficzne. Okazało się, że mimo iż kobiety miały puste pęcherze przed badaniem, to bezpośrednio przed orgazmem pęcherze były całkowicie pełne. Ostatnie USG wykazało zaś, że pęcherze były ponownie puste, co sugeruje, iż płyn wydobywający się w czasie orgazmu niemal na pewno pochodził z pęcherza. W przypadku dwóch kobiet analiza chemiczna próbek moczu i próbek płynu pobranego podczas orgazmu nie wykazała żadnych różnic chemicznych. U pięciu kobiet w próbkach płynu wykryto zaś niewielką ilość swoistego antygenu sterczowego (PSA), którego nie było w próbkach moczu. PSA produkowane jest przez mężczyzn w prostacie i pomaga plemnikom w poruszaniu się. Salama uważa, że u kobiet PSA jest produkowane głównie w gruczołach przedsionkowych mniejszych. Beverley Whipple, neurofizjolog z Rutgers University uważa, że za „kobiecy ejakulat” powinno uznawać się tylko niewielkie ilości mlecznej substancji, a nie wszystkie płyny. Badanie to dowodzi, że podczas orgazmu z kobiecych dróg moczowych mogą wydobywać się też dwa inne płyny – mocz oraz mocz rozcieńczony substancjami z kobiecego odpowiednika prostaty - mówi uczona. Mamy tutaj przekonujący dowód na poparcie hipotezy, że kobiety doznające „wytrysku” wydalają substancję podobną pod względem chemicznym do moczu, która zawiera też niewielkie ilości PSA, obecnego w prawdziwym ejakulacie mężczyzn i kobiet - mówi Barry Komisaruk z Rutgers University. « powrót do artykułu
  24. Analiza 727 przypadków masowego wymierania, które dotknęły 2500 gatunków w ciągu ostatnich 70 lat, wykazała, że dochodzi do coraz częstszego wymierania ptaków, ryb i bezkręgowców morskich. Jednocześnie zmniejsza się liczba zabitych gadów i płazów. Dla ssaków pozostaje niezmieniona. To pierwsza próba oceny wzorców częstotliwości, wielkości i przyczyny przypadków masowego wymierania - mówi główny autor badań, profesor Stephanie Carlson z University of California, Berkeley. Wspomniane badania prowadzili uczeni z UC Berkeley, University of San Diego czy Yale University. Naukowcy ustalili, że najważniejszymi przyczynami przypadków masowej śmierci zwierząt są choroby. To one odpowiadały za 26% takich zdarzeń, działalność człowieka, taka jak np. zanieczyszczenie środowiska przyczyniła się do 19% tego typu przypadków. Za kolejne 25% odpowiadały łącznie przypadki pojawienia się toksyn biologicznych – spowodowanych np. nagłym zakwitem alg – oraz procesy związane z klimatem, jak gwałtowne zjawiska pogodowe, stres termiczny, niedobór tlenu czy nagłe zniknięcie zasobów pożywienia. Do największej liczby zgonów dochodzi tam, gdzie jednocześnie działa wiele czynników. Stwierdzono również, że w ciągu ostatnich 70 lat średni wzrost liczby przypadków masowych śmierci wśród zwierząt wynosił 1/rok. « powrót do artykułu
  25. Microsoft krytykuje Google'a za nieodpowiedzialne ujawnienie szczegółów dziury w Windows 8.1 i publikację kodu atakującego tę dziurę. Redmond prosił Google'a o wstrzymanie się z informowaniem o dziurze, gdyż przygotował poprawkę, która zostanie opublikowana w ramach styczniowego Patch Tuesday. Mimo to, na dwa dni przed publikacją łaty, Google poinformował świat o szczegółach luki. Wspomniana dziura występuje w procesie ahcache.sys/NtApphelpCacheControl i pozwala napastnikowi na uruchomienie nowego procesu z uprawnieniami administratora oraz przejęcie kontroli nad maszyną. Google poinformował Microsoft o znalezieniu dziury na trzy miesiące przed jej ujawnieniem. Stworzenie poprawki prawdopodobnie okazało się bardziej skomplikowane, niż początkowo sądzono, jednak koncern z Redmond przygotował ją na styczniowy Patch Tuesday i poinformował o tym Google'a. Wyszukiwarkowy gigant postanowił jednak nie czekać i zdradził szczegóły luki. Microsoft opublikuje łatę dzisiaj, 13 stycznia. Chris Betz, jeden z dyrektorów Microsoftu, wezwał Google'a do bardziej odpowiedzialnego postępowania, stwierdzając decyzja wydaje się mniej podyktowana zasadami, a bardziej chęcią powiedzenia 'mamy cię', za co mogą zapłacić konsumenci. To, co jest dobre dla Google'a nie zawsze jest dobre dla konsumentów. Wzywamy Google'a by wspólnie z nami uznał ochronę klientów za główny cel działań. Niedawno, 29 grudnia, Google ujawnił inną, niezałataną lukę w produktach Microsoftu. Przed kilku laty byliśmy świadkami podobnego sporu pomiędzy Google'em a Microsoftem. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...