Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Naukowcy z Australijskiego Instytutu Nauk o Morzu i Hawajskiego Instytutu Biologii Morskiej badają, czy ewolucja wspomagana (ang. assisted evolution, AE) może pomóc koralowcom z Wielkiej Rafy Koralowej lepiej przystosować się do zmiany klimatu. Ewolucja wspomagana to przyspieszenie naturalnie występujących procesów ewolucyjnych; generalnie chodzi o wzmocnienie pewnych cech. Różne formy AE są szeroko stosowane do ulepszania gatunków komercyjnych, w tym roślin uprawnych, drzew czy bydła. AE obejmuje hodowlę selektywną, a ostatnio także manipulowanie społecznościami bakteryjnymi związanymi z roślinami i zwierzętami - wyjaśnia dr Madeleine van Oppen. Zamierzamy ocenić skuteczność i wykonalność 4 podejść [...], które miałyby wzmocnić tolerancję na stres środowiskowy u koralowców. W ciągu ostatnich paru lat przeprowadziliśmy pewne pilotażowe badania, ale studium nadal znajduje się w powijakach - dodaje. W symulatorze morza w Townsville tuż przed wyrzutem gamet do wody wybrano różne koralowce i skrzyżowano je za pomocą in vitro. Naukowcy wyhodowali larwy, a następnie osadzili je na podłożu i dalej obserwowali rozwój. Koralowce z centralnej części Wielkiej Rafy skojarzono z koralowcami z chłodniejszych rejonów z południa. W ten sposób sprawdzano, czy hybrydy będą bardziej odporne na wyższe temperatury. Australijsko-amerykański zespół oceniał również, czy można tak zmienić społeczności bakteryjne żyjące w tkankach koralowców, by te ostatnie lepiej przystosowywały się do zmiany klimatu. Wg van Oppen, możemy wytworzyć różnorodność genetyczną i nowe cechy, a później pozwolić działać doborowi naturalnemu. Koncepcja opiera się na dziesięcioleciach badań dwóch zespołów, które ujawniły mechanizmy adaptacji i aklimatyzacji u koralowców. Duże znaczenie miały też obserwacje poczynione na terenie Indo-Pacyfiku; naukowcy wykazali, że koralowce naturalnie przystosowują się do obszarów z podwyższoną temperaturą, a pewne koralowce coraz lepiej tolerują blaknięcie. Takie spostrzeżenia pokazują, że we właściwych warunkach aklimatyzacja może zachodzić w stosunkowo krótkim czasie - podkreśla dr Ruth Gates z Uniwersytetu Hawajskiego. Van Oppen ma nadzieję, że rozwijaniu technik AE w ciągu kolejnych 5-10 lat towarzyszyć będzie dyskusja nt. zastosowania bardziej odpornych form z organizacjami naukowymi, władzami ustawodawczymi, menedżerami raf i społeczeństwem. To będzie wymagało pieczołowitej oceny ryzyk ekologicznych, a także rozważenia konsekwencji etycznych i socjoekonomicznych. « powrót do artykułu
  2. Europejska Agencja Kosmiczna zrezygnowała z planu poszukiwania lądownika Philae przez sondę Rosetta. W najbliższym czasie nie należy spodziewać się przelotów Rosetty poświęconych poszukiwaniu Philae. Przed trzema miesiącami ESA odebrała ostatni sygnał W ubiegłym miesiącu wśród naukowców pojawiła się nadzieja, że towarzysząca komecie 67P/Czuriumow-Gierasimienko sonda Rosetta wykona serię manewrów, które być może pozwoliłyby zlokalizować Philae i stwierdzić, czy uda się ponownie uruchomić lądownik. Mimo, że ESA nie ma zamiaru na razie szukać Philae, pozostaje iskierka nadziei. Być może podczas jednego ze swoich planowanych przelotów Rosetta znajdzie się w pobliżu prawdopodobnego miejsca lądowania Philae i zauważy próbnik. Fred Jansen, menedżer misji Rosetta, mówi, że specjalny przelot w poszukiwaniu Philae mógłby odbyć się ewentualnie w przyszłym roku. Jansen wyjaśnia, że wykonanie takiego przelotu jest trudne, skomplikowane i ryzykowne dla samej Rosetty. Ponadto nie ma żadnej gwarancji, że sonda przeleciałaby nad miejscem prawdopodobnego lądowania Philae. Dotychczasowe analizy wykazały, że Philae może znajdować się na terenie o powierzchni 4000 metrów kwadratowych. Miejsce lądowania ograniczono do obszaru 200x20 metrów. Z wysokości 18 kilometrów, na jakiej znajduje się Rosetta obraz Philae zajmowałby 3 piksele. Lądownik znajduje się prawdopodobnie w cieniu klifu, nie otrzymuje więc energii ze słońca. Specjaliści mają nadzieję, że w miarę zbliżania się komety do Słońca sytuacja ulegnie zmianie i w panele słoneczne Philae trafią promienie naszej gwiazdy. Wówczas lądownik mógłby przesłać do Rosetty sygnał określający jego pozycję. ESA informuje, że jeśli Philae nie został uszkodzony przez niskie temperatury, to może przebudzić się nie wcześniej niż pod koniec marca. Jednak bardziej prawdopodobne jest, że pierwsze promienie słoneczne trafią weń w maju lub czerwcu. « powrót do artykułu
  3. Kwaśne deszcze padające w czasie wymierania permskiego sprawiały, że okresowo gleba była tak kwaśna jak sok cytrynowy. Naukowcy doszli do tego wniosku, badając zawartość waniliny w skałach sprzed ok. 250 mln lat. Związek ten powstaje m.in. podczas rozkładu drewna. Normalnie bakterie glebowe przekształcają go w kwas wanilinowy, ale kwaśne środowisko hamuje proces. Zespół prof. Marka Sephtona z Imperial College London zauważył, że stosunek kwasu wanilinowego do waniliny w skałach wskazuje, że poziom kwasowości gleby pod koniec permu zbliżał się do octu lub soku cytrynowego. Jak podkreśla Brytyjczyk, do odtworzenia przebiegu wydarzeń wykorzystano metody ze współczesnego przemysłu spożywczego. Podczas wymierania permskiego dochodziło do masywnych erupcji wulkanicznych. Symulacje komputerowe 3D sugerowały, że w wyniku wyrzucania do atmosfery gazów padały kwaśne deszcze, które zabiły rośliny lądowe, prowadząc do rozpadu łańcuchów pokarmowych. Teraz zdobyto bezpośredni dowód owego zakwaszenia. Z nowo uzyskaną wiedzą możemy spojrzeć na wymieranie permskie jak na miejsce zbrodni i [próbować] rozpoznać chemiczne ślady zabójczego narzędzia. Wiele wskazuje na to, że kwaśne deszcze zniszczyły lasy Pangei, uwalniając z butwiejącego drewna wanilinę. Kwaśne gleby nie pozwoliły bakteriom przekształcić waniliny w kwas wanilinowy, a przez erozję oba związki były wymywane do płytkich wód. Zgromadzone dowody sugerują, że zakwaszenie gleby nie odbyło się jednorazowo, trzeba raczej mówić o serii czy pulsach kwaśnego deszczu. W ramach studium autorzy raportu z pisma Geology badali osady morskie sprzed blisko 252 mln lat ze ściany klifu w pobliżu miejscowości Vigo Meano w południowych Alpach. Kolejnym etapem mają być badania skał z pozostałych rejonów świata, ale wg Sephtona znalezienie innych lokalizacji z tak dobrze zachowaną materią organiczną może być wyzwaniem. « powrót do artykułu
  4. Z pisma Interface, wydawanego przez Royal Society, dowiadujemy się, że 'robot-naukowiec' Eve może przyspieszyć prace nad nowymi lekami. Podczas testów robot Eve samodzielnie doszedł do wniosku, że pewien związek, mający właściwości antynowotworowe, może być też używany do zwalczania malarii. „Robot-naukowiec” jest w stanie samodzielnie opracować i przetestować hipotezę, przeprowadzić badania laboratoryjne, zinterpretować wyniki, poprawić hipotezę i ponownie przeprowadzić eksperymenty. Urządzenie takie może wielokrotnie powtarzać te same czynności, zapamiętywać ich wyniki, udoskonalać się, dążąc do osiągnięcia pożądanego rezultatu. W 2009 roku uczeni z uniwersytetów w Aberystwyth i Cambridge stworzyli Adama. Był to pierwsza maszyna, która samodzielnie dochodziła do własnych wniosków naukowych. Teraz ci sami uczeni zbudowali na University of Manchester Eve. Robot ma przyspieszyć prace nad nowymi lekami i zmniejszyć koszty ich opracowywania. Urządzenie takie może przynieść duże korzyści przede wszystkim krajom rozwijającym się. Miliony osób umierają w nich na choroby, na które nie opracowuje się lekarstw. Te lekceważone choroby to wielki problem ludzkości. Cierpią na nie setki milionów ludzi, a miliony umierają. Wiemy, co powoduje te choroby, zatem możemy, przynajmniej teoretycznie, zwalczyć powodujące je pasożyty. Jednak koszt związany z opracowaniem nowych leków i czas potrzebny na ich wynalezienie czynią całość mało atrakcyjnym ekonomicznie, zatem przemysł farmaceutyczny nie zajmuje się nimi - mówi profesor Steve Oliver z University of Cambridge. Eve korzysta z systemów sztucznej inteligencji i na podstawie wcześniejszych doświadczeń może z dużym prawdopodobieństwem wybrać związki, które mogą stać się podstawą przyszłych leków. Używamy inteligentnego systemu opartego na genetycznie zmodyfikowanych drożdżach. Dzięki niemu Eve może wyeliminować związki, które są toksyczne dla komórek i wybrać te, które blokują aktywność białka pasożyta, a jednocześnie nie niszczą białek odpowiadających białkom w organizmie człowieka. To obniża koszty, ryzyko pomyłek oraz skraca czas potrzebny do analizy różnych związków - dodaje naukowiec. « powrót do artykułu
  5. Tryptofan nasila skłonność do przekazywania pieniędzy. Aminokwas występuje m.in. w jajach, soi czy serze. Jego przemiany w organizmie prowadzą do uzyskania serotoniny, czyli hormonu szczęścia. Psycholodzy z Uniwersytetu w Lejdzie podali jednej 16-osobowej grupie sok pomarańczowy z tryptofanem, a drugiej placebo. Wszystkim ochotnikom za udział w studium wypłacono 10 euro. Dano im wolną rękę w kwestii przeznaczenia części nagrody na cele charytatywne; na stole ustawiono skarbonki 4 organizacji: Unicefu, Amnesty International, Greenpeace'u i WWF-u. Okazało się, że osoby, które spożyły tryptofan, dawały ponad 2-krotnie więcej pieniędzy niż przedstawiciele grupy placebo (0,47 vs. 1 EUR). Uzyskane wyniki stanowią poparcie dla stwierdzenia, że jesteśmy tym, co jemy; pokarmy mogą działać jak społeczny wzmacniacz, który modyfikuje sposoby radzenia sobie ze światem - przekonuje Laura Steenbergen. « powrót do artykułu
  6. Przez dziesięciolecia wycinanie lasów deszczowych było jednym z najpoważniejszych problemów środowiska naturalnego w skali globalnej. Jednak dzięki radykalnym działaniom władz Brazylii, problem znacznie się zmniejszył. Przykładem takich działań był np. nalot policji na rolników i drwali w Alta Foresta. W 2004 roku nielegalnie wycięli oni ponad 28 000 hektarów lasu. Rok później dokonano masowych aresztowań, a sprawców postawiono przed sądem. Kilka lat później brazylijski bank centralny sporządził listę 35 obszarów szczególnie zagrożonych wycinką. Mieszkający tam właściciele ziemscy, aby otrzymać kredyt, muszą udowodnić, że chronią lasy deszczowe. Brazylia prowadzi więc obecnie politykę znacząco różniącą się od tej sprzed 40 lat, kiedy to rząd federalny zachęcał do wycinania lasów. Nowa polityka odnosi skutek, w roku 2010 w Alta Foresta wycięto mniej niż 400 hektarów lasu. Tego typu działania spowodowały, że wpływ wycinki lasów deszczowych na zmiany klimatyczne zmniejszył się o niemal 25% w ciągu ostatnich dwóch dekad. Spadek jest tak duży, że obecnie do ocieplania się klimatu bardziej przyczynia się rolnictwo niż zanikanie lasów deszczowych. Ochrona lasów deszczowych jest wciąż jednym z ważniejszych zadań organizacji międzynarodowych, ale naukowcy coraz częściej zwracają więc uwagę, że należy przyłożyć większą wagę do zmian w rolnictwie. Obserwowany od dekady czy dwóch spadek tempa wylesiania do duży sukces - mówi profesor Rob Jackson z Uniwersytetu Stanforda. Przyczyniły się do niego radykalna polityka władz Brazylii, prowadzony przez ONZ program REDD (Reducing Emissions from Deforestation and Forest Degradation) oraz podobne projekty wdrożone w innych krajach. Eksperci, którzy dokonali oceny ilościowego wpływu różnych czynników na globalne ocieplenie, zauważyli, że lasy są często wycinane pod uprawy, zatem rolnictwo ma większy pośredni wpływ na klimat niż wylesianie. Oczywiście na ocieplanie klimatu najbardziej wpływa spalanie paliw kopalnych. Wpływ ten jest czterokrotnie większy niż wpływ wylesiania i rolnictwa łącznie. W raporcie zauważono też, że o ile dobrze chronimy lasy deszczowe, to, z punktu widzenia zmian klimatycznych, utraciliśmy niemal wszystkie korzyści związane z tą ochroną, gdyż rośnie zapotrzebowanie na żywność, szczególnie na mięso. Od 1990 roku ilość gazów cieplarnianych pochodzących z produkcji rolnej zwiększyła się o 13%. Głównym winowajcą są zwierzęta hodowlane. Wytwarzają one tak wiele metanu, odchodów i jedzą tak dużo produktów powstających za pomocą nawozów sztucznych, że wytwarzają 2/3 wszystkich zanieczyszczeń pochodzących z rolnictwa. Po wielu latach rozmów ludzkości udało się wdrożyć programy ochrony lasów deszczowych. Teraz przydatne okazują się podobne projekty dotyczące rolnictwa. Jednak wiele krajów rozwijających się w ogóle nie chce na ten temat rozmawiać. Na przykład Indie obawiają się, że ograniczenie działalności rolnej może spowodować niedobory żywności. Z obawami takimi nie zgadza się Doug Boucher, dyrektor ds. badań klimatu w Union of Concerned Scientists. Boucher mówi, że aby chronić klimat, nie trzeba zmniejszać produkcji. Duże znaczenie odegrałyby zmiany sposobów postępowania, takie jak zaprzestanie nadużywania nawozów sztucznych, większa dbałość o naturalną jakość ziemi rolnej czy zlewanie pól ryżowych wodą na krótszy czas. Olbrzymie znaczenie miałoby też namówienie konsumentów, by marnowali mniej żywności, szczególnie mięsa, czy zrezygnowali z wołowiny na rzecz drobiu. « powrót do artykułu
  7. Miliony smartfonów z Androidem zostały zarażonych adware'em. Eksperci odkryli, że w oficjalnym sklepie Google Play znajduje się wiele gier i innych programów instalujących oprogramowanie wyświetlające niechciane reklamy. Są wśród nich i takie, jak np. gra karciana Durka, które aktywują adware dopiero po miesiącu od instalacji. Gdy moduł adware zostanie aktywowany, użytkownik widzi na ekranie smartfonu ostrzeżenia mówiące o tym, że urządzenie zostało zainfekowane, korzysta z nieaktualnego oprogramowania lub znajduje się na nim pornografia. Adware proponuje też rozwiązanie rzekomego problemu. Gdy użytkownik wyrazi zgodę, aplikacja przekierowuje jego połączenie na witryny, które kradną dane i wysyłają SMS-y z telefonu ofiary. Eksperci z firmy Avast mówią, że twórcy i dystrybutorzy adware'u zarabiają na generowaniu ruchu do konkretnych aplikacji i sklepów z aplikacjami. Co gorsze, większość użytkowników nie będzie w stanie zidentyfikować źródła problemu i będzie musiała oglądać reklamy za każdym razem, gdy odblokują telefon, mówi Filip Chytry z Avasta. Jego zdaniem większość ludzi może skusić się na 'rozwiązania' proponowane przez adware i kupi niepotrzebne im i potencjalnie niebezpieczne oprogramowanie. « powrót do artykułu
  8. Po latach szybko rosnącej sprzedaży rynek mógł już nasycić się tabletami. Firma analityczna IDC informuje, że w IV kwartale 2014 roku sprzedaż tabletów spadła w porównaniu z IV kwartałem roku 2013. Aż czterech z pięciu największych sprzedawców tabletów zanotowało poważne spadki. W ostatnich trzech miesiącach ubiegłego roku sprzedano o 3,2% tabletów mniej niż rok wcześniej. Rynkowym liderem pozostaje Apple, którego urządzenia wybrało 28,1% klientów. Kwartalna sprzedaż firmy zmniejszyła się aż o 17,81%. Podobny spadek – o 18,4% - zanotował główny konkurent Apple'a Samsung. Lenovo, trzeci co do wielkości producent, jako jedyny zanotował wzrost i to o 9,1%. Poważnie zmniejszyła się sprzedaż urządzeń ASUSA. Tablety tej firmy znalazły o 24,9% nabywców mniej niż przed rokiem. O poważnych problemach na rynku może zaś mówić Amazon. W jego przypadków spadek sprzedaży sięgnął aż 69,9%. Powodów do narzekań nie powinni mieć pozostali producenci tabletów. Sprzedali oni łącznie o 36,2% takich urządzeń więcej niż rok wcześniej, a ich udział w rynku zwiększył się z 32,8 do 46,2%. « powrót do artykułu
  9. Międzynarodowy zespół naukowców odkrył bakterie siarkowe, które nie ewoluują od 2 mld lat. Paleontolodzy badali bakterie zachowane w skałach wód przybrzeżnych Australii Zachodniej (w tzw. formacji Duck Creek). Mają one ok. 1,8 mld lat. Autorzy artykułu z pisma PNAS ustalili, że są zasadniczo takie same, jak starsza o 500 mln lat skamieniała społeczność z tego samego regionu (Turee Creek Group). Co więcej, obu prehistorycznych zestawów nie da się odróżnić od współczesnych bakterii siarkowych, żyjących w mule u wybrzeży Chile. Wydaje się zdumiewające, że życie nie ewoluowało przez ponad 2 mld lat, a więc przez blisko połowę historii Ziemi - podkreśla prof. J. William Schopf z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA). Jak to wyjaśnić? Regułą biologii jest nieewoluowanie, chyba że środowisko fizyczne lub biologiczne się zmieni [...], a środowisko tych dobrze przystosowanych organizmów pozostało w dużej mierze takie samo przez circa 3 miliardy lat. Ewoluowanie bakterii w niezmiennym środowisku zadawałoby kłam naszej wiedzy, dlatego Schopf i inni uważają, że ich odkrycia stanowią dalsze potwierdzenie dla prac Darwina. To dokładnie pasuje do jego idei. Skamieniałości badane przez Schopfa mają pomóc w dokumentowaniu wpływu katastrofy tlenowej, do której doszło w paleoproterozoiku między 2,2 a 2,4 miliarda lat temu. Zdarzeniu towarzyszyło również znaczne zwiększenie poziomu metabolicznie użytecznych azotanów i siarczanów, co wg naukowców, umożliwiło bakteriom z mułu morskiego wzrost i namnażanie (w powstałych wtedy skałach osadowych odkryto najstarsze sulfuretum, czyli układy bakterii pozostających w zależności przestrzennej i metabolicznej). Badając zachowane w rogowcu zmineralizowane tkanki, Schopf zastosował wiele technik, w tym spektroskopię Ramana oraz mikroskopię konfokalną. « powrót do artykułu
  10. Zmniejszona grawitacja przyspiesza starzenie układu odpornościowego. Naukowcy odkryli, że u myszy dochodzi do zmian wytwarzania limfocytów B (zwanych też szpikozależnymi). Podobne zmiany obserwuje się u starszych gryzoni żyjących w ziemskich warunkach. Studium pokazuje, że model warunków lotu kosmicznego można wykorzystać nie tylko do testowania skuteczności cząsteczek poprawiających odpowiedź immunologiczną astronautów po misji, ale i starszych, przykutych do łóżka populacji na Ziemi. Model dałoby się też wykorzystać do zrozumienia związanych z wiekiem zmian dotyczących układu odpornościowego (immunosenescencji) - opowiada Jean-Pôl Frippiat z Université de Lorraine. Ponieważ loty kosmiczne wiążą się z osteoporozą, Francuzi sprawdzali, czy zmiany w mikrostrukturze kości wywołane przez odciążanie kończyn tylnych poprzez podwieszanie (ang. hindlimb unloading, HU) wpływają na dojrzewanie limfocytów B. Przyglądali się parametrom kości oraz częstości występowania wczesnych prekursorów hematopoezy (krwiotworzenia) i komórek z linii limfocytów B po 3, 6, 13 i 21 dniach HU. Okazało się, że niekorzystanie z kończyn prowadziło zaburzenia mikrostruktury kości. HU nie wpływało na komórki multipotentne, ale blokowało przejście między komórkami pro–B (ang. progenitor B–cells) i prekursorowymi komórkami B (ang. precursor B cells). Autorzy publikacji z The FASEB Journal podkreślają, że bardzo podobne zmiany limfocytopoezy obserwowano u starych myszy, ponieważ spadek produkcji limfocytów B wiązał się m.in. ze zmniejszeniem ekspresji czynnika wczesnej komórki B (ang. early B-cell factor, EBF) i PAX-5, czynnika transkrypcyjnego swoistego dla komórek szpiku. « powrót do artykułu
  11. Lepiej biegać intensywnie i często czy wolno i tylko od czasu do czasu? Wg duńskich naukowców, korzystniejsze dla zdrowia wydaje się bieganie kilka razy w tygodniu w niezbyt szybkim tempie, bo zmniejsza to ryzyko przedwczesnego zgonu. Akademicy analizowali dane 1098 zdrowych biegaczy w wieku od 20 do 86 lat oraz 413 zdrowych osób, które nie biegały i prowadziły głównie siedzący tryb życia. Okazało się, że biegający mniej i wolniej o 78% rzadziej umierali w ciągu 12 lat studium niż ludzie prowadzący siedzący tryb życia. Spokojnych biegaczy definiowano jako tych, którzy poruszają się z prędkością ok. 8 km/h i biegają parę razy w tygodniu (mniej niż 2,5 godz. tygodniowo). Co istotne, w przypadku ludzi biegających intensywnie i dużo ryzyko zgonu w czasie studium było takie samo, jak prowadzących siedzący tryb życia. Za biegaczy forsujących się uznawano osoby biegające ponad 4 godziny w tygodniu z prędkością ponad 11 km/h. Wyniki sugerują, że może istnieć górna granica dawki ćwiczeń, która jest optymalna z punktu widzenia korzyści zdrowotnych. Jeśli czyimś celem pozostaje zmniejszenie ryzyka zgonu i zwiększenie długości życia, bieganie parę razy w tygodniu w umiarkowanym tempie jest dobrą strategią. Cokolwiek ponad to jest nie tylko zbędne, ale i potencjalnie szkodliwe - twierdzi dr Peter Schnohr z Copenhagen City Heart Study. Akademicy proponują ewentualne wyjaśnienie zaobserwowanego zjawiska. Możliwe, że ćwiczenia wytrzymałościowe negatywnie wpływają na serce; niektóre studia pokazywały np., że u maratończyków występuje większy wskaźnik bliznowacenia serca niż u osób, które nie biegają w maratonach. W studium najlepsze wyniki dawało bieganie 1-2,4 godz. tygodniowo (nie więcej niż 3 razy na tydzień) w przeciętnym lub w wolnym tempie, jednak nawet u osób biegających mniej niż godzinę tygodniowo ryzyko zgonu było mniejsze niż u ludzi, którzy nie biegali w ogóle. W ciągu 12 lat wśród biegaczy odnotowano 28 zgonów, a wśród niebiegaczy 128. Generalnie biegacze byli młodsi, rzadziej palili i chorowali na cukrzycę i mieli niższe ciśnienie krwi oraz wskaźnik masy ciała (BMI). Autorzy artykułu wstępnego z Journal of the American College of Cardiology podkreślają, że choć większość badań sugeruje, że po przekroczeniu pewnego pułapu większe nasilenie aktywności fizycznej niekoniecznie daje lepsze rezultaty, nadal potrzebujemy [...] danych, by z całą pewnością ustalić, czy rzeczywiście więcej znaczy gorzej. Poza tym w omawianym studium na grupę forsujących się składało się tylko 40 osób, podczas gdy inne były o wiele większe. Gdyby grupa ta była liczniejsza, mogłoby się okazać, że intensywniejsze bieganie koreluje z mniejszym ryzykiem zgonu w czasie studium. Dodatkowo naukowcy polegali na raportach samych badanych, które nie muszą oddawać faktycznego stanu rzeczy. « powrót do artykułu
  12. Kot Schrödingera to symbol jednego z nierozwiązanych dotychczas dylematów w fizyce kwantowej. Zespół z University of Queensland dokonał ważnego kroku na drodze ku odpowiedzi na pytanie, czy kot jest żywy czy martwy. Uczeni, wykorzystując czterowymiarowe stany fotonów i poddając je bardzo precyzyjnym pomiarom, wykluczyli, by trudność w opisaniu kota jako żywego bądź martwego wynikała z naszej niewiedzy o jego rzeczywistym stanie. Doktor Alessandro Fedrizzi i jego koledzy zauważają, że, podobnie jak wszystkie obiekty w fizyce kwantowej, kot jest opisany za pomocą kwantowej funkcji falowej. Mimo, że jest to jedno z głównych pojęć służących do opisu fizycznych obiektów w mechanice kwantowej, nie jest jasne, czym jest funkcja falowa. Czy ona opisuje naszą ograniczoną wiedzę dotyczącą rzeczywistego stanu systemu czy też jest dokładnym opisem rzeczywistości? I czy w ogóle istnieje obiektywna rzeczywistość? - zastanawia się Fedrizzi. Proponujemy przeprowadzenie testu, który miały sprawdzić, czy konkurujące ze sobą teorie funkcji falowej mogą wyjaśnić, dlaczego nie jesteśmy w stanie z całą pewnością opisać stanów kwantowych. Wyniki naszych badań sugerują, że jeśli istnieje obiektywna rzeczywistość, to funkcja falowa ją opisuje - mówi główny autor badań, Martin Ringbauer. Jeśli australijscy naukowcy mają rację, to kot Schrödingera rzeczywiście jest równocześnie żywy i martwy. W przyszłości, w miarę udoskonalania technik pomiarowych powinniśmy dowiedzieć się zatem jednej z dwóch rzeczy: albo funkcja falowa oddaje stan rzeczywisty, albo obiektywna rzeczywistość nie istnieje. « powrót do artykułu
  13. Międzynarodowy zespół naukowców odkrył bakterie siarkowe, które są najdłużej nieewoluującymi organizmami. Nie zmieniają się od ponad 2 miliardów lat. Próbki pobrane ze skał wód przybrzeżnych Australii Zachodniej (w tzw. formacji Duck Creek) liczą sobie 1,8 miliarda lat i są zasadniczo takie same jak starsza o 500 mln lat skamieniała społeczność z tego samego regionu (Turee Creek Group). Co więcej, obu prehistorycznych zestawów nie da się odróżnić od współczesnych bakterii siarkowych, żyjących w mule u wybrzeży Chile. To zdumiewające, że życie nie ewoluowało przez ponad 2 miliardy lat – niemal przez połowę historii Ziemi - mówi główny autor badań, profesor J. William Schopf z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles. Biorąc pod uwagę, że ewolucja jest faktem, musieliśmy wyjaśnić jej brak - dodaje uczony. Naukowiec przypomina, że zgodnie z obowiązującymi zasadami, ewolucja nie zachodzi, jeśli nie dojdzie do zmiany środowiska biologicznego lub fizycznego, w którym przebywa organizm. Tymczasem środowisko, w jakim żyją wspomniane bakterie, praktycznie nie zmieniło się w ciągu ostatnich 3 miliardów lat. Te mikroorganizmy są dobrze przystosowane do ich prostego środowiska, bardzo stabilnego pod względem biologicznym i fizycznym. Jeśli przebywałyby w środowisku, które się nie zmieniało, a one by wyewoluowały, oznaczałoby to, że teoria Darwina ma poważne wady - dodaje naukowiec. Skamieniałości badane przez Schopfa mają pomóc w dokumentowaniu wpływu katastrofy tlenowej, do której doszło w paleoproterozoiku między 2,2 a 2,4 miliarda lat temu. Zdarzeniu towarzyszyło również znaczne zwiększenie poziomu metabolicznie użytecznych azotanów i siarczanów, co wg naukowców, umożliwiło bakteriom z mułu morskiego wzrost i namnażanie (w powstałych wtedy skałach osadowych odkryto najstarsze sulfuretum, czyli układy bakterii pozostających w zależności przestrzennej i metabolicznej). Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, brak ewolucji przez tak długi czas potwierdza teorię Darwina. « powrót do artykułu
  14. Uczonym po raz pierwszy udało się zdobyć mocne dowody na poparcie jednej z teorii spiskowych, mówiącej, że przyczyną interwencji wojskowych jest ropa naftowa. Uczeni z brytyjskich uniwersytetów w Portsmouth, Warwick i Essex stworzyli modele podejmowania decyzji w krajach, które wtrącały się w wojny domowe w innych państwach i zbadali ich motywację ekonomiczną. Analizy wykazały, że zapotrzebowanie na ropę naftową było ważniejszym powodem podjęcia interwencji niż związki historyczne, geograficzne czy etniczne. Od 1945 roku wojny domowe stanowią ponad 90% wszystkich konfliktów zbrojnych na świecie. W latach 1945-1999 wojny takie toczyły się w aż 69 państwach. W około 66% przypadków doszło do interwencji z zewnątrz, podjętej przez inny kraj lub organizację międzynarodową. Doktorzy Petros Sekeris, Vincenzo Bove oraz Kristian Skrede Gleditsch postanowili sprawdzić, jaki czynnik jest główną przyczyną mieszania się państw w wojny wewnętrzne w innych krajach. Znaleźliśmy oczywiste dowody wskazujące, że kraje, które potencjalnie mogą produkować ropę naftową są narażone na większe ryzyko interwencji zewnętrznej jeśli wybuchnie w nich wojna domowa. Interwencja wojskowa jest kosztowna i ryzykowna. Żaden kraj nie włączy się w wojnę domową w innym państwie bez oceny kosztów, swoich strategicznych interesów oraz potencjalnych korzyści. Chcieliśmy wyjść poza teorie spiskowe i przeprowadzić szczegółową analizę, by sprawdzić, czy ropa naftowa odgrywa rolę przy podejmowaniu decyzji dotyczących interwencji w konflikcie wewnętrznym - mówi doktor Sekeris. Analiza, opublikowana w Journal of Conflict Resolution, wykazała, że im więcej dany kraj posiada ropy, tym większe prawdopodobieństwo, że inny kraj podejmie interwencję w przypadku wojny domowej oraz, że im więcej kraj importuje ropy, z tym większym prawdopodobieństwem będzie interweniował w wojnie domowej producenta ropy. Doktor Bove podaje najbardziej aktualny z przykładów: zanim siły ISIS nie zbliżyły się do bogatej w ropę północy Iraku, media ledwo wspominały o ISIS. Jednak gdy znaleźli się oni w pobliżu pól naftowych, zajęcie Kobane w Syrii stało się główną wiadomością, a USA wysłały drony do ataków na ISIS. Nie twierdzimy, że nasze analizy można odnieść do każdej decyzji o interwencji w wojnie domowej innego kraju, ale jasno pokazują one, że podaż i popyt na ropę decydowała o znaczącej liczbie interwencji podczas wojen domowych. Naukowcy odkryli też, że prawdopodobieństwo interwencji rośnie, gdy kraj interweniujący ma duży potencjał militarny, rebelianci są liczni i dobrze uzbrojeni, istnieją bliskie więzy etniczne pomiędzy oboma krajami oraz – w przeszłości – gdy wojna domowa miała miejsce w czasie zimnej wojny. Uczeni podają też historyczne przykłady takich interwencji. Właśnie ropą naftową były motywowane, ich zdaniem, udział USA w wojnie domowej w Angoli, Gwatemali, Indonezji, na Filipinach oraz wsparcie, jakiego Stany Zjednoczone udzielają autokratycznym reżimom w krajach bogatych w ropę. To z powodu ropy Wielka Brytania interweniowała podczas wojny domowej w Nigerii (1967-1970), a jednocześnie nie interesowała się wojnami w Sierra Leone czy Zimbabwe, w których ropy nie ma. Ropa skłoniła ZSRR do udziału w wojnach w Indonezji, Nigerii czy Iraku. Zachód jest coraz mniej uzależniony od energii z zewnątrz, Chiny – coraz bardziej. Można zatem spodziewać się, że w przyszłości będziemy świadkami zmian we wzorcu interwencji. « powrót do artykułu
  15. W piśmie Neurology ukazał się artykuł pokazujący, jak cena leku może wpływać na efekty leczenia. Opisany eksperyment potwierdza też przekonanie, że ludzie odbierają towar droższy jako lepszy od tańszego. W eksperymencie wzięło udział 12 osób cierpiących na chorobę Parkinsona. Części z nich podano roztwór soli fizjologicznej (placebo), informując ich, że jest to nowy lek, którego dawka kosztuje 100 USD. Druga grupa otrzymała ten sam roztwór, ale poinformowano ich, że lek kosztował 1500 dolarów. Gdy specjaliście przyjrzeli się później pacjentom odkryli, że grupa, która otrzymała rzekomo droższy lek wykazywało o 28% większą poprawę zdolności motorycznych niż grupa, które podano rzekomo tańszy lek. Nasze badania to dowód, że postrzeganie ceny terapii wpływ na funkcje motoryczne i aktywację mózgu u osób z chorobą Parkinsona - napisali autorzy eksperymentu. « powrót do artykułu
  16. Po raz pierwszy od początku wieku Chiny zmniejszyły wydobycie węgla. Jeszcze w 2013 roku w Państwie Środka wydobyto 3,7 miliarda ton „czarnego złota”. W roku 2014 produkcja spadła do 3,5 miliarda ton. Jednocześnie Chiny zmniejszyły import ponad o 10%. Spadek zapotrzebowania na węgiel to efekt nowej polityki, w ramach której władze w Pekinie walczą z zanieczyszczeniem środowiska. To również wynik zwalniającej gospodarki i zmniejszonego – po raz pierwszy od dziesięcioleci – zapotrzebowania na stal. Na razie jest jeszcze zbyt wcześnie by stwierdzić, że spadek produkcji węgla to jednorazowe wahnięcie czy też Chiny osiągnęły szczyt zapotrzebowania. Jeśli obecny trend się utrzyma będzie to świetna wiadomość dla całej planety. W ostatnich latach również w USA spada zużycie węgla. Pozostaje mieć nadzieję, że dwaj najwięksi światowi truciciele będą emitowali coraz mniej szkodliwych substancji. « powrót do artykułu
  17. Microsoft zainwestował w firmę Cyanogen, która niezależnie od Google'a tworzy własną wersję systemu Android. Koncern z Redmond wsparł firmę kwotą 70 milionów dolarów i będzie mniejszościowym udziałowcem. Najnowsza runda finansowania wskazuje, że inwestorzy oceniają już wartość Cyanogen na setki milionów dolarów. Oprócz Microsoftu inwestorami jest wiele firm, które chcą zmniejszyć kontrolę Google'a nad Androidem. Zainteresowanie Microsfotu Cyanogenem jest o tyle zaskakujące, że koncern ma własny system operacyjny dla smartfonów. Android powstał jako system opensource'owy, jednak wielu przedsiębiorstwom nim zainteresowanym nie podoba się fakt, że Google żąda instalowania w nim własnych aplikacji oraz ustawienia własnej wyszukiwarki jako domyślnej w zamian za dostęp do silnika wyszukiwarki, YouTube'a i aplikacji z Play Store. Dla konkurencji Google'a oznacza to, że jest jej trudniej przebić się z własną ofertą. Na przykład Microsoft ma przez to ograniczone pole manewru, by zaprezentować użytkownikom swoją własną wyszukiwarkę. Cyanogen pracuje nad Androidem, który jest pozbawiony takich ograniczeń. Firma zatrudnia obecnie 80 osób i pomaga jej 9000 ochotników. Chcemy zabrać Androida Google'owi - mówi szef firmy, Kirt McMaster. Przedstawiciele przedsiębiorstwa zdradzili, że z produkowanej przezeń wersji Androida korzysta już ponad 50 milionów osób. Większość z nich samodzielnie zainstalowała swój OS, zastępując nim oryginalny system operacyjny. Cyanogen współpracuje obecnie z producentami sprzętu, zachęcając ich, by instalowali jego system na swoich telefonach. Ostatnio firma podpisała odpowiednią umowę z indyjskim producentem Micromaksem. Microsoft, inwestując w Cyanogen, szuka kolejnych sposobów sprzedaży swoich produktów. Obecnie dwoma największymi platformami na smartfony są Android Google'a oraz iOS Apple'a. Cyanogen może mieć większe niż Microsoft szanse na zbudowanie trzeciego pod względem popularności ekosystemu dla urządzeń mobilnych - mówi Rajeev Chand, dyrektor Rutberg & Co., banku inwestycyjnego szczególnie zainteresowanego rynkiem mobilnym. « powrót do artykułu
  18. Assyrian International News Agency donosi, że mury Niniwy – dawnej stolicy Asyrii – ciągle stoją. Nie potwierdziły się więc plotki, jakoby terroryści z ISIS mieli je zniszczyć. Mieszkańcy okolic Mosulu mówią, że ISIS zapowiedziało wysadzenie w powietrze murów, jeśli Irakijczycy spróbują odbić Mosul. Niedawno pojawiła się informacja, że dżihadyści zniszczyli starożytne mury. Wczoraj (2 lutego) mury wciąż stały. Ich los wciąż jednak jest niepewny. Islamiści splądrowali muzeum w Mosulu i zniszczyli wiele asyryjskich zabytków. Asyryjczycy to jedyna rdzenna grupa ludności zamieszkującej Irak. Wiadomo, że mieszkają tam od około 7000 lat. W 2003 roku przed atakiem USA Irak zamieszkiwało 1,5 miliona Asyryjczyków. Obecnie pozostało ich około 500 000. Asyryjczycy są prześladowani i mordowani przez Kurdów oraz szyitów i sunnitów. Setki tysięcy uciekło do Syrii, Jordanii, Turcji i Libanu. W połowie ubiegłego roku ISIS zbliżyło się do równiny Niniwy, zamieszkałej w dużym stopniu przez wyznających chrześcijaństwo Asyryjczyków. W obawie przed islamistami swoje domy opuściło wówczas 200 000 osób. « powrót do artykułu
  19. Podczas renowacji na numerach wykutych na łukach wejść do Koloseum znaleziono ślady czerwonej farby. Do Koloseum prowadziło 76 publicznych (numerowanych) wejść oraz 4 specjalne (nienumerowane): dwa zarezerwowano dla cesarza, senatorów, patrycjuszy czy westalek, jedno przeznaczono do wynoszenia ciał poległych gladiatorów i zwierząt, a ostatniego używali wojownicy paradujący przed walką. Każdy z 50 tys. widzów miał bilet, który precyzował, bramą z jakim numerem należy wejść. Wewnątrz areny znajdowały się inne liczby [tym razem malowane na kamieniu], pozwalające dotrzeć do miejsc przypisywanych wg klasy społecznej - wyjaśnia dyrektorka Koloseum Rossella Rea. Nietrwały barwnik z tlenku żelaza i minerałów ilastych nakładano bez substancji wiążącej, a ponieważ mógł wytrzymać zaledwie 2-3 lata, trzeba go było okresowo uzupełniać [...] - wyjaśnia konserwatorka Cinzia Conti, dodając, że odkrycie pokazuje, jak delikatnym zabiegiem powinno być i jest odnawianie Koloseum. Strumień wody usuwa brud i osad ze smogu, ale zachowuje starożytne elementy spod spodu. Symbole wyryte w trawertynie miały 34 cm wysokości i średnio 2 cm głębokości. Pozostałości farby zachowały się w X, L i I, tworzących numery wejść od 39. po 42. (XXXIX-XLII). Włosi spodziewają się, że podczas renowacji w środku budowli znajdą inne malowane numery. « powrót do artykułu
  20. Amerykańskie Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) ostrzegają, że niemal 7 na 10 posiłków dla niemowląt i kilkulatków zawiera zbyt dużo soli, a do większości przekąsek producenci wsypują dodatkowo cukier. Specjaliści z CDC przeanalizowali skład ponad 1000 produktów żywnościowych reklamowanych jako przeznaczone dla dzieci i niemowląt. Wyniki ich analizy ukazały się w piśmie Pediatrics. Uczeni apelują do rodziców, by dokładnie czytali etykiety produktów, które podają dzieciom. Autorzy badań przypominają, że w USA niemal 25% dzieci w wieku 2-5 lat ma nadwagę lub jest otyłych, a niemal 80% maluchów w wieku 1-3 lat spożywa codziennie większą niż zalecana (1500 mg) soli. Dzięki tym dodatkowym składnikom producenci żywności zachęcają dzieci do swoich produktów. Nadmiar cukru i soli prowadzi do otyłości oraz nadciśnienia. Wiemy też, że co dziewiąte dziecko ma zbyt wysokie ciśnienie, nadmiar sodu jest związany właśnie z jego występowaniem. Takie wysokie ciśnienie zwykle utrzymuje również w dorosłości. W efekcie może to prowadzić do chorób sercowo-naczyniowych - mówi główna autorka badań, Mary Cogswell. Badacze nie podają nazw firm, których żywność analizowali, zapewniają jedna, że sprawdzali produkty popularnych firm, produkujących m.in. gotowe obiady z makaronem i serem dla niemowląt, mini hotdogi, ciasteczka ryżowe, krakersy, jogurty i batony z owocami. Na wyniki badań zareagowała organizacja Grocery Manufacturers of America, która skupia m.in. producentów żywności dla dzieci. Przedstawiciele organizacji oświadczyli, że badania nie oddają dokładnie całego wachlarza wyboru zdrowej żywności, gdyż opierają sią na danych z 2012 roku i nie biorą pod uwagę nowych produktów ze zmniejszoną zawartością sodu. Stwierdzono też, że badania niepotrzebnie niepokoją i mylą zapracowanych rodziców, którzy starają się wybrać zdrowe pożywienie dla swoich dzieci. Zgodnie z zaleceniami amerykańskiego Instytutu Medycyny (IoM), posiłek dla niemowląt nie powinien zawierać więcej niż 210 miligramów. Z badań wynika zaś, że kupowany w sklepie gotowy posiłek zawiera średnio 361 miligramów. W różnych produktach ilość sodu wahała się od 100 do 900 mg. IoM definiuje wysoki poziom cukru jako taki, gdy cukier w posiłku dostarcza 35% wszystkich kalorii. Średnio w zbadanych posiłkach było to 47% w płatkach z dodatkiem owoców, 66% w batonikach z owocami i ponad 35% w deserach mlecznych. « powrót do artykułu
  21. Naukowcy powiązali N-tlenek trimetyloaminy (TMAO) - związek powstający podczas trawienia choliny i karnityny z jajek, czerwonego mięsa, wątróbki czy tłustego nabiału - z przewlekłą niewydolnością nerek (PNN). Wcześniej TMAO połączono z chorobami sercowo-naczyniowymi; jego stężenie we krwi to dobre narzędzie przewidywania przyszłych zawałów, udarów oraz zgonu. Od dawna wiedziano, że pacjenci z przewlekłą niewydolnością nerek znajdują się również w grupie podwyższonego ryzyka chorób sercowo-naczyniowych, ale nie znano mechanizmu łączącego te 2 choroby. Podniesiony poziom TMAO w osoczu wiąże się z przyszłymi ryzykami kardiologicznymi. U osób z prawidłową funkcją nerek podwyższone stężenie N-tlenku trimetyloaminy wskazuje [zaś] na [...] przyszłe ryzyko rozwoju PNN. Badania na modelu zwierzęcym demonstrują, że długoterminowa ekspozycja na oddziaływanie TMAO sprzyja upośledzeniu działania nerek i miażdżycy. W miarę jak nerki funkcjonują coraz gorzej, TMAO nie jest usuwany tak skutecznie, więc jego poziom dalej rośnie, jeszcze bardziej zwiększając zagrożenie chorobami serca i nerek - wyjaśnia dr Stanley Hazen z Cleveland Clinic. Hazen i dr W.H. Wilson Tang badali stężenie TMAO na czczo u 521 pacjentów z PNN i u 3166 osób bez choroby nerek. Ich losy śledzono przez 5 lat. Amerykanie zauważyli, że u chorych z PNN stężenie TMAO było wyższe. W obu grupach podwyższone stężenie N-tlenku trimetyloaminy wiązało się zaś z większym ryzykiem zgonu. W badaniach na modelu zwierzęcym przewlekła ekspozycja na cholinę i TMAO z pokarmu korelowała z rozwojem i postępami przewlekłej niewydolności nerek. Akademicy podkreślają, że w ramach przyszłych badań trzeba będzie sprawdzić, czy interwencje dietetyczne mogą odroczyć postępy PNN i choroby sercowo-naczyniowej. Tak czy owak ich studium to silna sugestia, by w ramach prewencji i terapii obrać na cel zależne od mikroflory szlaki TMAO. « powrót do artykułu
  22. Leki na zaburzenia erekcji mogą zapobiec uszkodzeniu wątroby przez sepsę. Jak wyjaśnia dr Timothy Billiar ze Szkoły Medycyny Uniwersytetu w Pittsburghu, sepsa uruchamia produkcję czynnika martwicy nowotworu (ang. tumor necrosis factor, TNF), który co prawda pomaga zwalczyć zakażenie, ale jest szkodliwy w wysokich przez dłuższy czas stężeniach. Podczas badań na mysim modelu posocznicy naukowcy zauważyli, że sildenafil (Viagra) powoduje, że wątroba zaczyna produkować więcej cGMP (3',5'-cyklicznego guanozynomonofosforanu). Dzięki temu komórki pozbywają się receptorów TNF, a ograniczenie sygnalizacji TNF zapobiega uszkodzeniu wątroby. Co istotne, eksperymenty na ludzkich hepatocytach potwierdziły ochronny wpływ leku. Nasze studium pokazuje, że zwiększenie biodostępności cGMP może pomagać w usuwaniu związanego z sepsą stanu zapalnego. Sildenafil oraz inne leki na zaburzenia erekcji mogą być dobrym podejściem do wdrożenia na wczesnych etapach choroby, by uprzedzić uszkodzenie narządów. W kolejnym etapie Amerykanie chcą przeprowadzić badania na większych zwierzętach. « powrót do artykułu
  23. Dotąd sądzono, że nie przetrwała ani jedna rzeźba z brązu autorstwa Michała Anioła. Teraz naukowcy sądzą, że zidentyfikowali aż dwie. Przedstawiają one mężczyzn na panterach. Renesansowy mistrz stworzył je krótko po marmurowym Dawidzie, na jakiś czas przed rozpoczęciem prac nad plafonowymi freskami Kaplicy Sykstyńskiej. Jeden z jeźdźców jest młody i atletyczny, drugi starszy i gibki. Figurki powiązano po raz pierwszy z Michałem Aniołem w XIX w., kiedy znalazły się w kolekcji Adolphe'a de Rothschilda. Ponieważ jednak nie są podpisane ani udokumentowane, tezę tę odrzucono i przez ostatnie 120 lat autorstwo przypisywano innym utalentowanym rzeźbiarzom. Zmieniło się to, gdy jesienią zeszłego roku emerytowany profesor historii sztuki Uniwersytetu w Cambridge Paul Joannides przypomniał sobie o nich w kontekście rysunku jednego z uczniów Michała Anioła, który obecnie znajduje się w zbiorach Musée Fabre w Montpellier. A Sheet of studies with Virgin embracing Infant Jesus z circa 1508 r. to wierna kopia nieco wcześniejszych utraconych szkiców samego mistrza. W jednym z rogów widnieje kompozycja z umięśnionym młodzikiem dosiadającym pantery. Poza bardzo przypomina młodzieńca z brązu, a styl rysowania (energiczny i urywany) jest typowy dla projektów rzeźb Michała Anioła. Odkrycie Joannidesa zainspirowało specjalistów z całego świata, którzy zaczęli porównywać figurki z brązu z innymi dziełami Michała Anioła i stwierdzili, że styl oraz anatomia przypominają jego prace z 1500-1510 r. Data pasuje do wstępnych wyników analiz, ale badania nadal trwają. Pełniejsze rezultaty zostaną zaprezentowane na konferencji 6 lipca. Wiele osób mylnie sądzi, że Michał Anioł rzeźbił niemal wyłącznie w marmurze, choć udokumentowano, że sporządził brązowego Dawida dla francuskiego granda oraz figurę papieża Juliusza II. Niestety, pierwsza zniknęła w czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej, a drugą przetopiono na potrzeby artylerii zaledwie 3 lata po powstaniu. Rzeźby mężczyzn na panterach trafiły na wystawę poprzedzającą 200-lecie Fitzwilliam Museum w 2016 r. oraz kolejną ważną wystawę Treasured Possessions. « powrót do artykułu
  24. Po dziewięciu miesiącach poszukiwań hiszpańscy naukowcy trafili na trumnę, w której, jak sądzą, znajdują się szczątki Miguela de Cervantesa y Saavedry. Prowadzący poszukiwania informują, że na znalezionej trumnie znajdują się gwoździki układające się w inicjały „MC”. Obecnie trwa analiza kości, która ma potwierdzić, czy znaleziono szczątki wielkiego pisarza. Mimo, iż Cervantes to najbardziej chyba znany hiszpański pisarz, dotychczas nie wiedziano, gdzie znajduje się jego ciało. Autor „Don Kichota” zmarł w 1616 roku i pochowano go w klasztorze trynitarzy bosych w Madrycie. Jednak w 1673 roku klasztor został przebudowany, utracono więc informacje o dokładnej lokalizacji trumny z ciałem Cervantes. Zidentyfikowanie kości Cervantesa nie powinno być trudne. Podczas słynnej bitwy w zatoce Lepanto pisarz odniósł dwie rany postrzałowe klatki piersiowej, kula strzaskała mu też lewą rękę, która została bezwładna do końca życia. Ponadto wiadomo, że w chwili śmierci 69-letni Hiszpan miał tyko sześć zębów. Mimo tych wszystkich znaków szczególnych, od kilku dni naukowcy nie są w stanie potwierdzić odnalezienia ciała pisarza. Tam, gdzie go pochowano, panowała wilgoć, trumna rozpadła się, a kości wymieszały z kośćmi wielu dorosłych i dzieci. Jeśli szczątki Cervantesa zostaną odnalezione, ich szczegółowe badania mogą dużo powiedzieć nam o jego życiu. Mogą potwierdzić, czy rzeczywiście zmarł w nędzy oraz czy umarł na marskość wątroby. Z przekazów historycznych wiemy, że pił dużo alkoholu. Niewykluczone też, że uda się odtworzyć wygląd wielkiego Hiszpana. Obecnie znamy go jedynie z portretu, który Juan de Jauregui namalował dwadzieścia lat po jego śmierci. Wiemy natomiast, dlaczego Cervantes i jego żona zostali pochowani w klasztorze. Miejsce pochówku wybrał sam pisarz. W przeszłości został schwytany przez tureckich piratów i spędził cztery lata w niewoli w Algierii. To trynitarze bosi zapłacili zań 500 sztuk złota okupu. W poszukiwaniach i badaniach domniemanych szczątków Cervantesa bierze udział około 20 specjalistów. Chcą oni skończyć swoją pracę na początku 2016 roku. Na ten rok zaplanowano bowiem wspólne obchody czterechsetnej rocznicy śmierci Cervantesa i Shakespeare'a, który zmarł na 10 dni przed wielkim Hiszpanem. « powrót do artykułu
  25. Wg najnowszego studium, w najgorszym przypadku lemury niebieskookie (Eulemur flavifrons) wyginą w ciągu 13 lat. Warto przypomnieć, że do 2008 r. zwierzę to było uznawane za podgatunek lemura mokoka. Lemur niebieskooki jest krytycznie zagrożony wyginięciem. Zamieszkuje suche, zrzucające liście lasy północno-zachodniego Madagaskaru. Podczas ostatnich spisów doliczono się kilkuset osobników i nie wiadomo, ile tych zwierząt żyje w jeszcze niezbadanych rejonach. Zespół Marii Volampeno z University of KwaZulu-Natal w Pietermaritzburgu postanowił opracować model wpływu utraty habitatu w wyniku karczowania lasu i pożarów na przyszłość ssaka. W analizie żywotności populacji z lasu Ankarafa z Parku Narodowego Sahamalaza brano pod uwagę, m.in.: częstość rozmnażania, długość życia, rozmiar populacji czy zmienne natężenie ludzkiego wpływu. Akademikom zależało na zidentyfikowaniu czynników kluczowych dla przeżycia i określeniu prawdopodobieństwa wymarcia. Okazało się, że we wszystkich 6 analizowanych scenariuszach lemur wymiera w ciągu stulecia. Jeśli drzewa będą niszczone w wolnym tempie, E. flavifrons zniknie z powierzchni Ziemi w ciągu 44 lat. Jeśli jednak szybkość niszczenia habitatu wzrośnie do 12%, a lemury będą mieć problemy reprodukcyjne, żyjąc w odizolowanych płatach lasu, gatunek wyginie już po 13 latach. Biolodzy z RPA i Madagaskaru chcieliby, by w przyszłości ich modele były uszczegółowiane i weryfikowane. Już teraz domagają się jednak zapobiegania rolnictwu opartemu na wypalaniu i wycince czy górnictwu. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...