Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Nowo odkryty gen może w znacznym stopniu osłabić strach przed genetycznie modyfikowanymi organizmami (GMO). Naukowcy z kanadyjskiego University of Guelph zidentyfikowali gen, który może zmniejszyć ryzyko zapylenia roślin niemodyfikowanych genetycznie przez rośliny GMO. Jak informuje szef zespołu badawczego, Sherif Sherif, wspomniany gen jest prawdopodobnie pierwszym znanym genem, który powoduje, że drzewa owocowe, które zwykle zapylają się krzyżowo zostają zmienione w rośliny samozapylające się. Zdaniem Sherifa nowo odkryty gen mógłby zostać wprowadzony do upraw GMO, dzięki czemu genetycznie modyfikowane rośliny zapylałyby same siebie i nie mogłyby krzyżować się z inną roślinnością. Kanadyjczycy odkryli gen, dzięki któremu powstaje proteina, która prowadzi do samozapylenia i pojawienia się owoców jeszcze zanim rozwiną się kwiaty. Sherif i jego opiekun naukowy profesor Jay Subramanian zajmują się badaniem reakcji roślin na czynniki stresogenne jak susza czy choroby. Uczeni mówią, że odkryty przez nich gen może przydać się też w przemyśle perfumeryjnym. Wiele z używanych tam roślin, jak np. jaśmin, otwiera swoje kwiaty. Jednak po ich otwarciu traconych jest około 80% związków aromatycznych. Jeśli uprawy takie udałoby się zmodyfikować, by kwiaty pozostały zamknięte, zbiory byłyby znacznie cenniejsze dla przemysłu. „Po raz pierwszy udało się wykazać, że za pomocą narzędzi molekularnych możemy indukować klejstogamię [samopylność w zamkniętym pąku kwiatowym – red.] u roślin” - mówi Subramanian. « powrót do artykułu
  2. Egipski kot z brązu z okresu XXVI dynastii, który prawie trafił do kontenera na śmiecie, został sprzedany za 52 tys. funtów. Figurkę odkryto podczas sprzątania domu w Kornwalii. Choć oczekiwano, że jej cena na aukcji sięgnie 5-10 tys. GPB, prominentny marszand z Londynu zapłacił za nią 5-krotnie więcej. Sprzedażą zajmował się dom aukcyjny Davida Laya. Popiersie kota, w którym nie brakowało nawet złotych kolczyków, należało kiedyś do Douglasa Liddlla, byłego dyrektora zarządzającego Spink & Son, jednej z najstarszych i najbardziej znamienitych instytucji zajmujących się handlem dziełami sztuki. Po przejściu na emeryturę w 1987 r. przeprowadził się on do Kornwalii, co wyjaśniałoby, w jaki sposób egipski artefakt zawędrował w okolice Penzance. W zeszłym roku zmarła kolejna właścicielka kota, a spadkobiercy nie orientowali się, jak cenna jest pokryta śniedzią figurka. Autentyczność "bibelotu" potwierdzili ostatnio eksperci z British Museum. Brytyjczycy sądzą, że świetnie zachowane popiersie wykonano na zamówienie dobrze sytuowanej osoby i przypominają, że za czasów XXVI dynastii upowszechniła się praktyka składania ofiar z kotów, które uznawano za inkarnację bogini Bastet. « powrót do artykułu
  3. Nić pajęcza straci prawdopodobnie miano najmocniejszego naturalnego materiału. Naukowcy z University of Portsmouth odkryli, że zęby skałoczepów mogą być bardziej wytrzymałe od nici pajęczej i mają strukturę, którą można skopiować i na jej podstawie budować wytrzymałe samochody, łodzie czy samoloty. Zespół profesora Asy Barbera badał zęby skałoczepów za pomocą mikroskopu sił atomowych. Uczeni zauważyli, że w skład zębów wchodzi minerał goethyt, który kumuluje się w organizmach skałoczepów w miarę ich wzrostu. Skałoczepy potrzebują mocnych zębów do odrywania alg od skał. Odkryliśmy, że włókna goethytu w ich zębach mają dokładnie taką długość, jaka jest potrzebna do stworzenia wytrzymałego kompozytu. Odkrycie to oznacza, że możemy naśladować strukturę tych zębów i stworzyć wytrzymałe kompozyty np. do pojazdów Formuły I, łodzi czy samolotów - mówi Barber. Uczeni zauważyli też, że zęby skałoczepów niezależnie od rozmiarów charakteryzują się taką samą wytrzymałością. Ogólnie rzecz biorąc im większa struktura, tym więcej w niej niedoskonałości, więc łatwiej pęka niż struktura mniejsza, która ma mniej niedoskonałości przez co jest mocniejsza. Problem w tym, że większość potrzebnych nam struktur musi być dość duża, zatem są one mniej wytrzymałe niż byśmy chcieli. Zęby skałoczepów przeczą tej zasadzie i są zawsze tak samo mocne - dodaje Barber. « powrót do artykułu
  4. Oleokantal (ang. oleocanthal, OC), związek występujący naturalnie w oliwie z oliwek, uśmierca na drodze nekrozy i apoptozy różne rodzaje komórek nowotworowych, nie szkodząc przy tym komórkom zdrowym, w przypadku których zahamowane zostaje jedynie namnażanie. Prof. Paul Breslin z Rutgers University oraz David Foster i Onica LeGendre z Hunter College ujawnili, że oleokantal doprowadza powstania kanałów przepuszczających substancje zgromadzone w lizosomach (ang. lysosomal-membrane permeabilization, LMP). Amerykanie wyjaśniają, że OC hamuje aktywność kwaśnej sfingomielinazy, co destabilizuje interakcje między białkami koniecznymi do utrzymania stabilności błony. Po dodaniu oleokantalu do hodowli ludzkich komórek nowotworowych Amerykanie zaobserwowali ich szybkie obumieranie (czasem już nawet po półgodzinie). Ponieważ programowana śmierć to kwestia 16-24 godz., naukowcy zorientowali się, że coś innego prowadzi do rozpadu i obumierania komórek. Chemik LeGendre stwierdził, że komórki nowotworowe są niszczone przez własne enzymy. Co ciekawe, w przypadku komórek zdrowych OC czasowo zatrzymuje się tylko cykl życiowy, który ponownie włącza się po upływie doby. Autorzy publikacji z Molecular and Cellular Oncology podkreślają, że kolejnym krokiem będą badania na modelu zwierzęcym. W ten sposób naukowcy ocenią, czy oleokantal zabija komórki nowotworowe i zmniejsza guzy in vivo. « powrót do artykułu
  5. W The Scripps Research Institute powstał lek, który daje nadzieję na opracowanie skuteczniej szczepionki przeciwko HIV. Dotychczasowe badania wykazały, że blokuje on każdy szczep HIV-1, HIV-2 i SIV wyizolowany z organizmu człowieka i rezusa. Chroni przed znacznie wyższą dawką wirusa niż otrzymuje człowiek podczas typowej transmisji. Lek jest skuteczny przez co najmniej 8 miesięcy. „Nasz związek to najpotężniejszy i najszerzej działający znany inhibitor wirusa HIV. W odróżnieniu od przeciwciał, które nie są w stanie zneutralizować szerokiego spektrum odmian HIV-1 nasza proteina okazała się skuteczna przeciwko wszystkim odmianom HIV-1 i może być dobrym kandydatem na szczepionkę” - mówi szef zespołu badawczego, profesor Michael Farzan. Podczas prac nad proteiną wykorzystano wcześniejsze doświadczenia zespołu Farzana, który wykazał, że w receptora CCR5 znajdujących się w ludzkich komórkach występuje niezwykła modyfikacja w regionie, do którego przyczepia się wirus HIV i że występujące tam białka mogą posłużyć do zapobieganiu infekcji. Uczeni opracowali więc lek, który przyczepia się do dwóch miejsc wirusa i uniemożliwia mu wniknięcie do komórki. „Gdy przeciwciała próbują naśladować ten receptor, umiejscawiają się w wielu różnych miejscach kapsydy HIV, a wirus z łatwością modyfikuje te miejsca. Nam udało się bardzo precyzyjnie naśladować receptory, wirus nie może się bronić, więc powstrzymujemy każdą jego odmianę” - mówi Matthew Gardner, współautor badań. « powrót do artykułu
  6. Na łamach Astrobiology ukazał się artykuł, z którego dowiadujemy się, że jeden z instrumentów łazika Curiosity może używać nieodpowiedniej techniki wykrywania związków organicznych. Uczeni z Imperial College London i Natural History Museum odtworzyli technikę badania jarosytu. To jeden z minerałów poszukiwanych przez Curiosity, a jego obecność może wskazywać, że w przeszłości na Marsie istniały warunki do powstania życia. Brytyjscy uczeni na jarosycie i związkach organicznych użyli techniki wykorzystywanej przez Curiosity. Łazik, w celu zbadania próbek, wykorzystuje intensywne impulsy cieplne. Okazało się jednak, że jeśli potraktuje tak jarosyt, a w próbce będą znajdowały się też związki organiczne, to minerał, rozkładając się na dwutlenek siarki oraz tlen zniszczy związki organiczne i Curiosity nie wykryje ani jednego ani drugiego. Już w ubiegłym roku współautor badań, profesor Mark Sephton wykazał, że również nadchlorany badane metodą gwałtownego podgrzewania ulegają zniszczeniu. Jednak w ich przypadku badania pozostałego dwutlenku węgla pozwolą na ewentualne wykrycie związków organicznych. W przypadku jarosytu nie ma takiej możliwości. Niektóre siarczki metali oraz nadchlorany wpływają niszcząco na materię organiczną, co może wyjaśniać, dlaczego dotychczasowe misje nie dostarczyły jednoznacznego dowodu na obecność tej materii na powierzchni Marsa. Brakuje takich dowodów, mimo iż naukowcy wiedzą z innych badań, że związki organiczne trafiły na Marsa wraz z kometami, meteorytami i pyłem - mówi Sephton. Brytyjczycy szukają teraz metody, której mógłby użyć Curiosity by zrekompensować nieefektywne metody badawcze, jakie wykorzystuje. Wyniki ich badań będą miały olbrzymie znaczenie zarówno dla obecnej jak i przyszłych misji marsjańskich. Nasze badania pokazują, że jeśli znajdziemy jarosyt to jego gwałtowne podgrzanie może uniemożliwić wykrycie materii organicznej. Problem jednak w tym, że sama obecność jarosytu może wskazywać, że istniały warunki do powstania życia, więc nie da się pominąć badań tego minerału. Mamy nadzieję, że uda nam się pomóc naukowcom pracującym przy Curiosity i opracujemy nowy sposób analizy danych dostarczanych przez łazik, co pozwoli na znalezienie dowodów, iż w przeszłości na Marsie istniały warunki umożliwiające podtrzymanie życia - dodaje James Lewis, współautor badań. Instrument SAM (Sample Analysis at Mars analizuje próbki gruntu podgrzewając je do temperatury 1000 stopni Celsjusza. Uwalniane z nich gazy są analizowane technikami chromatografii gazowej i spektrometrii mas. « powrót do artykułu
  7. Badanie 99 siekaczy i kłów 19 neandertalczyków z 3 stanowisk z Hiszpanii, Francji i Belgii wykazały, że istniał wśród nich podział obowiązków. Choć nie da się z całą pewnością ustalić, na czym polegały, to odnosząc się do współczesnych społeczeństw myśliwsko-zbierackich, naukowcy z Hiszpańskiego Komitetu Badań Naukowych uważają, że kobiety musiały sprawiać futra czy szyć i ozdabiać ubrania, podczas gdy panowie wykonywali i ostrzyli narzędzia. Jak ujawnili autorzy publikacji z Journal of Human Evolution, skamieniałości z Hiszpanii (El Sidrón) są datowane na 100 tys. lat, z Francji (L'Hortus) na 50 tys. lat, a z Belgii (Spy) na 44 tys. lat. Analizowano zęby z różnych miejsc, by mieć pewność, że ustalenia zespołu nie są prawdziwe tylko dla jednego obszaru geograficznego. Choć rowki były obecne na wszystkich zębach (neandertalczycy wykorzystywali je jako trzecią dłoń), w przypadku dorosłych osób płci żeńskiej wgłębienia były dłuższe i silniej zaznaczone. W przypadku drugiej z analizowanych cech - odprysków w szkliwie i zębinie - stwierdzono, że u kobiet występowały one w zębach żuchwy, zaś u mężczyzn głównie w zębach szczęki. Sądzimy, że podział pracy ze względu na płeć ograniczał się [...] do kilku zadań, ponieważ możliwe, że kobiety i mężczyźni na równi brali udział w polowaniu na dużą zwierzynę - podkreśla Almudena Estalrrich z Hiszpańskiego Narodowego Muzeum Historii Naturalnej. Badania neandertalczyków przyniosły w ostatnich latach szereg [ważnych] odkryć. Dzięki nim już nie postrzegamy ich jako niezbyt rozgarniętych istot. Wiemy, że hominidy te dbały o chorych, grzebały swoich zmarłych, jadły owoce morze, a nawet wyglądały inaczej, niż sądziliśmy: miały rude włosy, a także jasną skórę i włosy - podsumowuje prof. Antonio Rosas. « powrót do artykułu
  8. Likochalkon A (LicA) - flawonoid z korzenia lukrecji - chroni skórę przed stresem oksydacyjnym wywołanym promieniowaniem UV. Odkryliśmy, że przeciwutleniający likochalkon A, główny składnik wyciągu z korzenia Glycyrrhiza inflata, chroni skórę przed uszkodzeniem przez ultrafiolet [...], wzmacniając jej własne systemy obronne. Ekstrakty roślinne mogą więc zapewnić ochronną tarczę, która wspiera i wychodzi poza zakres działania filtrów słonecznych [...] - przekonuje Gitta Neufang z Beiersdorf AG. W ramach eksperymentów zespół Neufang wyekstrahował ludzkie komórki skóry i wystawił je na działanie światła (odpowiednio ustawiając parametry, symulowano ekspozycję słoneczną). Okazało się, że komórki potraktowane wcześniej likochalkonem A wytwarzały więcej przeciwutleniaczy, przez co w hodowli wykrywano mniej wolnych rodników oraz aktywowanych neutrofili. Wyniki wskazują, że LicA zabezpiecza przed stresem oksydacyjnym, aktywując ekspresję cytoochronnych enzymów II fazy. Na dalszym etapie badania wewnętrzną stronę przedramienia zdrowych ochotników smarowano przez 2 tygodnie balsamem z likochalkonem A. Stwierdzono, że zabieg ten chronił skórę przed uszkodzeniami przez UV. Analiza ultrasłabej emisji fotonowej ze skóry napromieniowanej UVA ujawniła znaczący spadek luminescencji. Niemcy uważają, że zastosowanie ekstraktu z korzenia lukrecji stymuluje własny system obronny skóry. Autorzy publikacji z Experimental Dermatology dodają, że łącząc wyciąg z tradycyjnymi filtrami anty-UV, można by zapewnić sobie nie tylko fizyczną, ale i biologiczną ochronę przed słońcem. Nie można bowiem zapominać, że nawet z najlepszym systemem filtrów (SPF50+) 2% fal UV nadal dociera do skóry i powoduje uszkodzenia. « powrót do artykułu
  9. Naukowcy z Uniwersytetu Missouri odkryli, że u pacjentów z mukowiscydozą śluz nie tyle zalega na wyściółce narządów wewnętrznych, co utyka w komórkach, które go wytwarzają. Prof. Lane Clarke z College'u Medycyny Weterynaryjnej podkreśla, że odkrycie to pozwoli opracować lepsze terapie. Normalnie specjalne komórki produkują śluz i z łatwością wypychają go na wyściółkę narządów. U pacjentów z mukowiscydozą niektóre komórki nie dają rady całkowicie uwolnić śluzu, przez co utyka on w połowie drogi. Zjawisko to utrudnia pozbywanie się wydzieliny i potencjalnie ułatwia bakteriom zakażanie komórek i wywoływanie chorób, np. zapalenia płuc. Badając śluz zatrzymany wewnątrz komórek, Clarke zauważyła, że nie jest on tak kwaśny, jak powinien. Wcześniej badacze mukowiscydozy nie zgadzali się co do tego, czy komórki chorych także mają wadę dotyczącą właściwego zakwaszania różnych swoich obszarów. Odkrycie, że ziarna śluzu nie są kwaśne, ma bardzo duże znaczenie, ponieważ w innych komórkach wydzielniczych brak kwasowości spowalnia uwalnianie [wyprodukowanych substancji]. W przyszłości Amerykanie chcą sprawdzić, skąd biorą się zmiany pH. « powrót do artykułu
  10. Eksperci występujący przed Kongresem USA stwierdzili, że Stany Zjednoczone muszą zwiększyć wydatki na badania kosmiczne jeśli nie chcą przegrać wyścigu z Chinami. Specjaliści zapewniali członków Kongresu, że olbrzymie inwestycje w wojskowe i cywilne programy kosmiczne to dla Chin część strategii, która ma na celu zdominowanie przez Państwo Środka regionu Azji i Pacyfiku. Zauważyli, że Stanom Zjednoczonym grozi przegrana w wyścigu na polu badań kosmicznych, gdyż od czasów programu Apollo Amerykanie coraz mniej entuzjastycznie podchodzą do badań NASA. Tymczasem Chiny przeżywają obecnie swoją epokę Apollo. Mają więc fundusze, których potrzebują, mówiła profesor Joan Johnson-Freese z U.S. Naval War College. Z kolei Kevin Pollpeter, ekspert University of California, specjalizujący się w zagadnieniach dotyczących rozwoju technologicznego Chin, zauważa, że w czasie, gdy budżet NASA jest regularnie obniżany, Chiny przeznaczają na swój program kosmiczny coraz więcej środków. Są też w stanie kreślić plany w 5- i 15-letniej perspektywie, co daje im stabilność i perspektywę długoterminowych celów do osiągnięcia. Jeśli Stany Zjednoczone chcą być liderem badań kosmosu muszą nada inwestować w wojskowe i cywilne badania w tym zakresie - powiedział Pollpeter. Na jeszcze inną ważną kwestię zwrócił uwagę Dean Cheng z think tanku Heritage Foundation. Jego zdaniem całemu amerykańskiemu przemysłowi kosmicznemu brakuje zarówno długoterminowego planowania, jak i młodych kadr. Szczególnie zaś brakuje inżynierów posługujących się językiem mandaryńskim. Chiński przemysł kosmiczny ma najprawdopodobniej najmłodsze kadry wśród wszystkich światowych potęg kosmicznych. Ci ludzie będą pracowali jeszcze przez długie lata, a innowacji zwykle dokonują właśnie młodzi - mówił Cheng. Amerykanie nie powinni też zapominać, że chiński program kosmiczny, wbrew zapewnieniom Pekinu, może mieć też charakter militarny. « powrót do artykułu
  11. Pewna skamieniałość z Dorset przeleżała w Doncaster Museum and Art Gallery ponad 30 lat, nim 25-letni paleontolog Dean Lomax rozpoznał w niej nieznanego ichtiozaura. Po raz pierwszy Lomax badał skamieniałość w 2008 r. Odkrył wtedy parę nietypowych cech budowy kości ramiennej i udowej, przez co zaczął uważać, że ma prawdopodobnie do czynienia z nieznanym zwierzęciem. Później, by potwierdzić swoje przypuszczenia, przez ponad 5 lat jeździł po świecie z prof. Judy Massare z Brockport College. Po zbadaniu być może ponad 1000 okazów [z muzeów z Europy i USA] znaleźliśmy 4 inne z tymi samymi cechami co skamieniałość z Dorset, której wiek szacuje się na 182-189 mln lat. Rozpoznanie nowego gatunku jest bardzo ważne dla rozumienia różnorodności gatunków ichtiozaurów we wczesnej jurze, zwłaszcza we wskazanym okresie. Najbardziej kompletnemu ichtiozaurowi z pliensbachu nadano nazwę Ichthyosaurus anningae. Drugi człon to hołd złożony Mary Anning, która jako pierwsza zaczęła zbierać ichtiozaury na początku XIX w. Autor publikacji z Journal of Vertebrate Paleontology podkreśla, że skamieniałość zachowała się tak dobrze, że można powiedzieć, co było ostatnim posiłkiem gada (w żołądku widać haczyki z ramion kałamarnicy). « powrót do artykułu
  12. W popkulturze zadomowił się obraz użytkownika marihuany, który zajada się słonymi lub słodkimi przekąskami. Grupa neurobiologów informuje na łamach Nature, że obraz ten jest zgodny z prawdą. Odkryto bowiem mechanizm, który odpowiada za zwiększone łaknienie po użyciu marihuany. Już w ubiegłym roku grupa neurologów z Europy stwierdziła, że kannabinoidy działają na korę węchową myszy, przez co zwierzęta lepiej czują pożywienia. To jednak nie wyjaśniało, dlaczego powodzeniem cieszyło się też pożywienie o bardzo słabym aromacie. Teraz uczeni, pracujący pod kierunkiem Tamasa Horvatha z Yale University skupili się na receptorach kannabinoidowych w mózgach ludzi i zwierząt. Uczeni spodziewali się, że po wypaleniu marihuany receptory wysyłają sygnały, które wpływają tłumiąco na neurony regulujące łaknienie. To prowadziłoby do pojawienia się chęci na zjedzenie czegoś. Ku zdumieniu naukowców okazało się, że kannabinoidy zwiększają, a nie zmniejszają, aktywność neuronów odpowiedzialnych za regulację łaknienia. Skąd więc chęć na przekąskę? Bliższe badania wykazały, że neurony, pod wpływem kannabinoidów, nie emitują swoich normalnych sygnałów prowadzących do zmniejszenia apetytu. Zamiast tego dochodzi do emisji endorfin, które trafiają do regulującego apetyt podwzgórza i wywołują chęć zjedzenia czegoś. Marihuana oszukuje układ odpowiedzialny za kontrolę apetytu - stwierdził Horvath. Jednak, jak się okazuje, stymulowany marihuaną organizm nie ma ochoty na jakiekolwiek jedzenie, ale najczęściej na słone tłuste przekąski lub słodycze. Ta właściwość marihuany może być pomocna w terapiach antynowotworowych, gdyż zachęci chorych do spożywania dodatkowych kalorii, oraz w innych chorobach, w których występuje brak apetytu. « powrót do artykułu
  13. Grupa astronomów z USA, Europy, RPA i Chile odkryła, że 70 000 lat temu doszło do bliskiego spotkania Układu Słonecznego z obcą gwiazdą. Analiza trajektorii gwiazdy Scholza, układu podwójnego znajdującego się w odległości 17-23 lat świetlnych od Ziemi wykazała, że przed tysiącami lat zbliżyła się ona do Układu Słonecznego na odległość zaledwie 0,8 roku świetlnego (52 000 j.a.). Obecnie najbliższą nam gwiazdą jest Proxima Centauri, położona w odległości 4,2 roku świetlnego. Astronomowie pracujący pod kierunkiem Erica Mamajeka z University of Rochester ustalili z 98% pewnością, że gwiazda Scholza przeszła przez zewnętrzną część Obłoku Oorta. Gwiazda ta przykuła uwagę Mamajeka swoimi niezwykłymi właściwościami. Mimo, iż znajduje się dość blisko Ziemi jej ruch własny jest mniejszy niż innych gwiazd. To zaś mogło wskazywać, że albo porusza się w kierunku Układu Słonecznego, albo niedawno go minęła i się oddala. Szczegółowa analiza wykazała, że gwiazda oddala się od Ziemi, a odtworzenie jej trajektorii uzmysłowiło badaczom, jak blisko Układu Słonecznego się znalazła. Zespół Mamajeka przeprowadził obliczenia dla 10 000 możliwych orbit gwiazdy Scholza. Okazało się, że aż 98% z nich przebiega przez zewnętrze obszary Obłoku Oorta. Trasa jednej wiodła przez obszary wewnętrzne. Takie wydarzenie wywołałoby deszcz komet bombardujących Układ Słoneczny. Gwiazda Scholza to układ podwójny składający się z czerwonego karła o masie 0,08 masy Słońca i brązowego karła o masie 0,06 masy Słońca. Dotychczas najbardziej prawdopodobnym kandydatem do miana gwiazdy, która przeleciała blisko Układu Słonecznego była HIP 85605. Szacowano, że do bliskiego spotkania doszło 240-470 tysięcy lat temu. Zespół Mamajeka dowiódł jednak, że szacunki dotyczące obecnej pozycji tej gwiazdy były nieprawidłowe i w przeszłości nie przeleciała ona przez Obłok Oorta. « powrót do artykułu
  14. Walcząc z pasożytami, trzmiele mają cichych sprzymierzeńców: składniki nektaru, w tym nikotynę. Zespół z Darmouth College i University of Massachusetts-Amherst stwierdził, że związki występujące w nektarze mogą wpłynąć na zakażenia pasożytem jelitowym - świdrowcem Crithidia bombi. Rośliny wytwarzają wtórne metabolity, by chronić liście przed roślinożercami. Występują one również w nektarze, ale niewiele wiadomo o wpływie jego składu chemicznego na zapylaczy. Biolodzy dywagowali, że niektóre substancje mogą zmniejszać zapasożycenie, dlatego w ramach studium 539 Bombus impatiens zakażono świdrowcami pozyskanymi od dzikich trzmieli z Massachusetts i testowano wpływ 8 składników nektaru na wzrost populacji pasożyta. Owadom podawano preparat kontrolny (czysty roztwór sacharozy) albo roztwory cukru z jednym z naturalnie występujących składników. Ich stężenia ustalano w oparciu o raporty dot. nektarów, wyjątkiem były kwas galusowy i tymol, gdzie wartości oszacowano na podstawie stężeń z miodów pszczoły miodnej, oraz aukubina i katapol, w przypadku których bazowano na niepublikowanych danych. Generalnie w eksperymencie uwzględniono następujące związki: alkaloidy anabazynę, kofeinę i nikotynę, glikozyd cyjanogenny amigdalinę, glikozydy irydoidowe aukubinę i katapol, terpen tymol, a także kwas fenolowy w postaci kwasu galusowego. Okazało się, że alkaloidy, glikozydy irydoidowe i terpen znacząco ograniczały zapasożycenie; ich wpływ wahał się w granicach 61-81%. W dalszej kolejności za pomocą mikrokolonii badano koszty i korzyści wynikające ze spożycia anabazyny - substancji najsilniej wpływającej na pasożyty. Każda z 4 mikrokolonii składała się wyłącznie z sióstr. Zakażone pierwotniakiem trzmiele, które spożywały anabazynę (30% roztwór sacharozy z 20 ppm anabazyny dziennie), miały o 65% mniej komórek Crithidia niż grupa kontrolna. Wyniki pokazały, że choć wtórne metabolity raczej nie uratują zakażonych owadów, mogą znacząco ograniczyć transmisję pasożytów wewnątrz i pomiędzy koloniami. Naukowcy sądzą, że uprawianie roślin bogatych w te związki na lub pomiędzy polami może korzystnie wpłynąć na stan zdrowia kolonii trzmieli oraz zapylanie roślin. « powrót do artykułu
  15. Niewykluczone, że znaleziono sposób na uchronienie przeszczepionych wysepek trzustki przed losem, jaki spotkał te zniszczone przez cukrzycę typu 1. Naukowcy z Massachusetts General Hospital (MGH) potwierdzili bowiem, że podana w dwóch różnych postaciach chemokina CXCL12 odpiera limfocyty Th, które pełnią funkcje związane z pobudzaniem odpowiedzi immunologicznej, jednocześnie przyciągając i przytrzymując limfocyty T regulatorowe (Treg), odpowiedzialne za tłumienie zbyt nasilonej lub autoreaktywnej odpowiedzi immunologicznej. W ramach badań porównywano pokrywanie przeszczepianych wysp trzustkowych CXCL12 oraz ich zamykanie w żelowych kapsułkach z chemokiną. Okazało się, że przy obu strategiach wyspy od myszy niechorujących na cukrzycę przeżywały i odtwarzały długoterminową prawidłową glikemię (biorcami przeszczepu były zwierzęta z cukrzycą uwarunkowaną genetycznie bądź wywołaną eksperymentalnie). Enkapsulowane wyspy były chronione przed odrzuceniem nawet u zwierząt, które wcześniej stykały się z tkanką genetycznie identyczną z tkanką dawcy (zwykle uwrażliwia to układ odpornościowy biorcy). Zamknięte w otoczce żelowej z chemokiną wyspy trzustkowe świń także nie były odrzucane i przywracały kontrolę nad poziomem cukru we krwi. Amerykanie podkreślają, że kolejnym ważnym krokiem będzie badanie procedury u większych zwierząt. Już teraz jednak uważają, że po połączeniu z takimi technologiami, jak np. pozyskiwanie wysp z komórek macierzystych czy wykorzystanie zaawansowanych urządzeń enkapsulacyjnych, metoda dość łatwo powinna znaleźć przełożenie kliniczne. « powrót do artykułu
  16. Ku zdumieniu astronomów nowy instrument SPHERE, zainstalowany w Very Large Telescope nie odkrył brązowego karła wokół gwiazdy podwójnej V471 Tauri. Brak planety oznacza, że konieczne jest inne wyjaśnienie nietypowego zachowania gwiazdy. V471 Tauri należy do gromady Hiady w gwiazdozbiorze Byka. Wiek gwiazdy ocenia się na 600 milionów lat, jest ona odległa od Ziemi o około 163 lata świetlne. Wpomniana gwiazda podwójna składa się z białego karła o masie 0,84 mas Słońca i gwiazdy typu K o masie 0,94 mas Słońca. Obie gwiazdy znajdują się tak blisko siebie, że obiegają się w czasie 12 godzin. Dwa razy na dobę jedna z gwiazd przechodzi, z punku widzenia Ziemi, na tle drugiej. Astronomowie niezwykle precyzyjnie, z dokładnością poniżej 2 sekund, zmierzyli obieg obu gwiazd i zaobserwowali pewne nieregularności, które można było łatwo wyjaśnić obecnością brązowego karła obiegającego obie gwiazdy. Znaleziono też sygnały wskazujące na obecność czwartego obiektu w całym układzie. Po zainstalowaniu instrumentu SPHERE specjaliści zwrócili Very Large Telescope w miejsce, w którym powinien znajdować się brązowy karzeł i... nie zauważyli niczego. Wiele prac naukowych wskazuje, że powinien tam być obiekt obiegający V471 Tauri. Jednak wyniki naszych badań dostarczają jednoznacznych dowodów, że nic tam nie ma - mówi Adam Hardy z chilijskiego Universidad Valparaiso. Eksperci zaproponowali już kilka hipotez wyjaśniających nietypowe zachowanie V471 Tauri. Część z nich została odrzucona. Jednak możliwe, że zakłócenia w obiegu gwiazd wywoływane są przez zmiany pola magnetycznego większej z nich. Od wielu lat istniała potrzeba przeprowadzenia tego typu badań, jednak dopiero rozwój techniki dał nam do reki takie narzędzia jak SPHERE. Tak właśnie działa nauka: obserwacje za pomocą nowych technologii mogą potwierdzić, lub jak w tym przypadku – odrzucić – wcześniejsze hipotezy. To wspaniałe rozpoczęcie pracy przez ten niesamowity instrument - mówi Hardy. « powrót do artykułu
  17. Międzynarodowy zespół naukowców planuje skanować lasy Amazonii za pomocą drona wyposażonego w lidar. Archeolodzy chcą w ten sposób określić skalę i rodzaj aktywności populacji zamieszkujących te tereny w późnym okresie prekolumbijskim. Co ważne, uzyskane dane przydadzą się do sprecyzowania współczesnych uregulowań prawnych dot. zrównoważonego gospodarowania lasem deszczowym. Projekt otrzymał od Europejskiej Rady ds. Badań Naukowych dofinansowanie w wysokości 1,7 mln euro. Jest on wspólną inicjatywą instytucji z Europy i Brazylii. Specjaliści mają nadzieję znaleźć więcej geoglifów. O ile w społeczności naukowej nie ma zgody co przeznaczenia tych obiektów, jedno wiadomo na pewno - stanowiły one miejsca realizacji zachowań kolektywnych. Choć pewni badacze myślą, że lasy, które widzimy teraz, są dziewicze od tysięcy lat i że Amazonia była domem niewielkich grup myśliwych-zbieraczy i przenoszących się z miejsca w miejsce rolników, którzy mieli minimalny wpływ na środowisko, coraz więcej dowodów wskazuje na to, że to nieprawda. Dane sugerują, że Amazonia mogła być zamieszkiwana przez duże, liczne, złożone i hierarchiczne społeczeństwa, mające istotny wpływ na środowisko [...] - podkreśla dr Jose Iriarte z Uniwersytetu w Exeter. Samolot o rozpiętości skrzydeł rzędu 3 m będzie latać na próbkami lasu. Algorytm oddzieli od siebie dwa rodzaje sygnału: odbity od drzew i położonych niżej obiektów. Istnienie ewentualnych geoglifów ma być potwierdzane w czasie wypraw w teren. Później akademicy zajmą się charakteryzowaniem wskazujących na działalność tutejszych mieszkańców zmian sygnaturowych w glebie i roślinności; posłużą one do ukierunkowania analizy zdjęć satelitarnych (jak można się domyślić, takie badania można prowadzić na szerszą skalę niż z dronem). « powrót do artykułu
  18. Opisano nowy gatunek grzyba z lasów północnej Danii i południowej Norwegii. Do tego stopnia spodobał się on mykologom, że nadano mu nazwę Hirticlavula elegans. Thomas Laessoe z Uniwersytetu w Kopenhadze wyjaśnia, że do odkrycia doszło dopiero teraz, bo H. elegans osiąga wysokość zaledwie 1 mm, dlatego łatwo go przeoczyć. Z bliska jest bardzo piękny, nadaliśmy mu więc łacińską nazwę nawiązującą do elegancji. Hans Kristensen Viborg z Muzeum Historii Naturalnej w Aarhus podkreśla, że do odkrycia nowego gatunku dochodzi w Danii dość rzadko. Często natrafiamy na novum w duńskich okolicach, ale gatunek jest znany z innych krajów i po prostu nie widuje się go u nas. Do ostatniego odkrycia nowego duńskiego grzyba doszło w 2013 r., gdy specjalista od krocionogów Henrik Enghoff znalazł go na pareczniku z okolic Mågevej. Choć H. elegans dostrzeżono po raz pierwszy już w 1995 r., aż do teraz nie dysponowano odpowiednią ilością DNA, by stwierdzić, czy to rzeczywiście coś nowego. Teraz udało się go znaleźć na butwiejącej korze z Jutlandii (z okolic Aalborga, a konkretnie miejscowości Skindbjerglund i Store Vildmose) oraz Norwegii (z rejonów Tonsberga). Na razie nie wiadomo, czy grzyb jest jadalny, ale Laessoe powątpiewa, czy jakieś zwierzę by się na niego skusiło. Z powodu niewielkich rozmiarów trudno stwierdzić, czy ma się coś w pysku, czy nie. Publikacja nt. nowego gatunku, której autorami są Laessoe, Jens Henrik Petersen i Marie L. Davey, ukazała się w piśmie Karstenia. « powrót do artykułu
  19. Dwa długo oczekiwane badania wzmacniają tezę o stepowym pochodzeniu języka praindoeuropejskiego. Jedno z badań już zostało opublikowane, drugie trafi do publikacji jeszcze w bieżącym miesiącu. Oba wykorzystują różne metody i wspierają jedną z dominujących hipotez dotyczących pochodzenia języków europejskich. Zgodnie z tą teorią praindoeuropejski powstał przed około 6000 lat na stepach na północ od Morza Czarnego. Mimo, że wspomniane badania opierały się na najnowocześniejszych analizach genetycznych i lingwistycznych, to nie przesądzają ostatecznie o pochodzeniu języków indoeuropejskich. Większość specjalistów zgadza się, że nie można wykluczyć konkurencyjnej hipotezy mówiącej o tym, że język protoindoeuropejski powstał przed 8000 lat w Anatolii. Ze wspólnego źródła pochodzi ponad 400 języków indoeuropejskich. Najstarsze z nich, anatolijski i tocharski, pojawiły się – odpowiednio – w Anatolii i Chinach. Aż do lat 80. ubiegłego wieku w nauce istniały różne warianty hipotezy stepowej. Jednak w 1987 roku Colin Renfrew, archeolog z University of Cambridge, wysunął hipotezę mówiącą, że praindoeuropejski rozprzestrzenił się wraz z rolnictwem z terenów Żyznego Półksiężyca na Bliskim Wschodzie. Część uczonych szybko ją przyjęła, inni z kolei odrzucili twierdząc, że przed 8000 lat języki były zbyt podobne, by mogły zacząć się różnicować. Z czasem jednak pojawiało się coraz więcej dowodów genetyczny i archeologicznych przemawiających za koncepcją anatolijską. Sceptycy pozostali jednak nieprzekonani. Teraz przychodzą im w sukurs najnowsze badania genetyczne przeprowadzone na próbce 69 osób, które żyły pomiędzy 8000 a 3000 lat temu na terenie Europy. Badania prowadził duży zespół naukowy pracujący pod kierunkiem genetyków Davida Reicha i Iosifa Lazaridisa z Harvard Medical School oraz Wolfganga Haaka z australijskiego University of Adelaide. Naukowcy mieli do dyspozycji m.in. materiał genetyczny dziewięciu (sześciu mężczyzn, dwóch kobiet i dziecka o nieokreślonej płci) przedstawicieli kultury grobów jamowych, która przed niemal 6000 lat pojawiła się na północy Morza Czarnego. Przedstawiciele tej kultury zajmowali się głównie pasterstwem i zbudowali jedne z pierwszych pojazdów wyposażonych w koła. Uczeni badali też DNA należące do przedstawicieli położonej bardziej na północ i zachód kultury ceramiki sznurowej. W obu kulturach występują pewne podobieństwa, szczególnie w zakresie hodowli bydła. Szczegółowe badania genetyczne ujawniły, że aż 75% przodków czterech badanych przedstawicieli kultury ceramiki sznurowej pochodziło z obszaru kultury grobów jamowych. To wskazuje, że około 4500 lat temu doszło do dużej migracji przedstawicieli kultury grobów jamowych ze stepów w kierunku Europy Zachodniej. Migracja ta mogła przyczynić się do rozprzestrzenienia się języka praindoeuropejskiego. Kultura ceramiki sznurowej szybko rozprzestrzeniła się na wschodzie i północy Europy, współcześni mieszkańcy tych terenów są potomkami ludów kultur grobów jamowych i ceramiki sznurowej. Wspomniane badania stanowią zatem dowód, że przed tysiącami lat doszło do dużej migracji ze stepów do Europy. To jednocześnie dowód, że migracja anatolijskich ludów rolniczych nie była jedyną wielką migracją na teren Europy. Drugie ze wspomnianych badań dostarcza dowodów lingwistycznych, a nie genetycznych. Jego autorami są uczeni, którzy pracowali pod kierownictwem lingwistów Andrew Garretta i Willa Changa z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Garrett i Chang wykorzystali metody analizy ewolucyjnej do utworzenia drzewa genealogicznego języków indoeuropejskich. W niektórych przypadkach przyjęli założenia, że pewne języki pochodzą bezpośrednio od innych. Uznali na przykład, że języki romańskie są bezpośrednimi spadkobiercami łaciny, a sanskryt wedyjski jest bezpośrednim przodkiem języków indoaryjskich. Wielu naukowców, ale nie wszyscy, zgadza się z takimi założeniami. Przeprowadzona przez Garretta i Changa analiza wspiera tezę, że praindoeuropejski narodził się przed 6000 lat na terenie stepu i wyklucza, by mógł on pojawić się wskutek migracji z Anatolii, gdyż miała ona miejsce przed 8000 lat. Gdy zaś przed 4500 laty mieszkańcy stepów zaczęli przybywać do Europy, ich język rozprzestrzenił się tutaj i zróżnicował. Wielu zwolenników hipotezy anatolijskiej nie jest jednak przekonanych. Na przykład Paul Heggarty, lingwista z Instytut Antropologii Ewolucyjnej im. Maksa Plancka, kwestionuje metodę Garretta i Changa. Uczony stwierdza, że na podstawie źródeł pisanych nie można jednoznacznie potwierdzić, by łacina była bezpośrednim przodkiem języków romańskich. Mogła bowiem być przodkiem jakichś dialektów, których dokumenty pisane nie zachowały się. Heggarty podkreśla też, że nawet niewielkie różnice pomiędzy językami mogą spowodować, że przyjmowana obecnie chronologia nie będzie właściwa. Inni uczeni, mimo że chwalą badania genetyczne zespołu Reicha, podkreślają, że nie można ich łączyć bezpośrednio z ewolucją języków. Sam Colin Renfrew, twórca hipotezy anatolijskiej, mówi, że migracja ze stepów mogła być drugą falą migracji do Europy Środkowej i miała ona miejsce 3 do 4 tysięcy lat po migracji rolników, którzy jako pierwsi przynieśli język indoeuropejski do Europy. Jeśli tak, to, jak mówi Renfrew, ludy kultury grobów jamowych mogły mówić nie praindoeuropejskim, a jednym z języków indoeuropejskich, z których później wyłoniły się języki bałtosłowiańskie, jak polski czy rosyjski. Kwestia pochodzenia języków indoeuropejskich wciąż pozostaje zatem nierozstrzygnięta. « powrót do artykułu
  20. Z amerykańskiej listy gatunków zagrożonych usunięto, po raz pierwszy w historii USA, rybę. Władze uznały, że pewien gatunek płotki, występujący wyłącznie w stanie Oregon, nie jest już zagrożony. Jeszcze przed 100 laty w wodach wokół Willamette River żyły miliony tych niewielkich rybek. Jednak wskutek osuszania bagien i wprowadzenia przez człowieka gatunków inwazyjnych, rodzime płotki zaczęły szybko ginąć. W 1993 roku na ośmiu terenach podmokłych pozostało mniej niż 1000 wspomnianych ryb. Wówczas wpisano je na listę gatunków zagrożonych i zaczęto prowadzić aktywną ochronę gatunku, odtwarzając jego środowisko i zapewniając mu bezpieczeństwo. W działania włączyła się społeczność lokalna, zapewniając rybie schronienie w prywatnych stawach. Obecnie liczebność gatunku ocenia się na ponad 150 000 osobników, występujących w 80 miejscach. To pokazuje, że można uratować gatunek dzięki spokojnej długotrwałej współpracy ze społecznością lokalną, zamiast podejmować wielkie działania rodzące konflikty - mówi Paul Henson z U.S. Fish and Wildlife. Sukces cieszy tym bardziej, że ostatnio obserwuje się oznaki odradzania się innych chronionych gatunków ryb. « powrót do artykułu
  21. Na kanadyjskim Dalhousie University powstał krem, który usuwa tatuaże. Na razie działa na zwierzętach, a jeśli będzie równie skuteczny w przypadku ludzi, to może stanowić znacznie tańszą i mniej bolesną alternatywę dla tradycyjnego usuwania tatuaży laserem. Zapotrzebowanie na tego typu usługi jest spore. W samych Stanach Zjednoczonych wartość rynku usuwania tatuaży to 75,5 miliona dolarów. Doktorant Alex Falkenham z Wydziału Patologii, który opracował nowy krem, nazwał go Biphosphonate Liposomal Tattoo Removal (BLTR). Gdy w czasie tatuowania wprowadzamy w skórę barwnik, do akcji przystępują makrofagi, które próbują oczyścić organizm. Dlatego też tatuażom często towarzyszy reakcja zapalna. Makrofagi, po wchłonięciu barwnika, przemieszczają się do układu limfatycznego, z którego są usuwane wraz z barwnikiem. Jednak część makrofagów wchłania tak duże ilości barwnika, że zostają uwięzione w tkance podskórnej i przechodzą w stan uśpienia. Z czasem część z nich jest usuwana z organizmu, dlatego też tatuaże bledną. Jest to jednak proces bardzo powolny. Falkenham stwierdził, że warto spróbować zaaplikować takim uśpionym makrofagom coś, co wyrwie je z odrętwienia i spowoduje, że przemieszczą się do układu limfatycznego. Stworzył więc krem, który zawiera lipidy. Po nałożeniu na skórę wnika on w nią, a po dotarciu do makrofagów powstają liposomy, które wchłaniają barwnik. Gdy w miejsce, w którym znajduje się tatuaż, przybywają nowe makrofagi, by usunąć liposomy z komórek, zabierają ze sobą też barwnik, dzięki czemu tatuaż blednie - wyjaśnia Falkenham. Gdy porównamy tę metodę do usuwania laserem, kiedy to dochodzi do oparzeń i uszkodzeń skóry, to możemy stwierdzić, że mamy do czynienia z techniką, która nie ma zbyt wielu skutków ubocznych. Nasz krem nie ma wpływu na zdrowe komórki, nie dochodzi do dużej reakcji zapalnej. Na podstawie dotychczasowych osiągnięć możemy przypuszczać, że reakcja zapalna w ogóle się nie pojawi, że krem będzie miał właściwości przeciwzapalne - dodaje uczony. Falkenham ocenia, że jego krem będzie najlepiej sobie radził z tatuażami, które mają co najmniej dwa lata. W ich przypadku skóra zdążyła się już bowiem całkowicie zagoić po tatuowaniu, dzięki czemu liposomy lepiej mogą wniknąć w miejsce wykonania tatuażu. Ze wstępnych szacunków wynika, że wykorzystanie kremu do usunięcia tatuażu o wymiarach 10x10 cm będzie kosztowało około 4,5 USD, czyli wielokrotnie taniej niż wykorzystywanie lasera. Na rynku są już obecne kremy, których twórcy obiecują, że usuwają tatuaże. Jednak, jak ostrzega Mayo Clinic, brak jest dowodów naukowych, że działają, a często nie są odpowiednio przebadane dermatologicznie, mogą więc dawać niepożądane skutki. « powrót do artykułu
  22. Nie mogąc samodzielnie rozwiązać zagadki kręgów, które powstały ok. 492 mln lat temu na dnie morskim Wisconsin, paleontolodzy poprosili o pomoc amatorów. Te fascynujące struktury, prawie idealne kręgi, odkrył 30 lat temu paleontolog amator z Madison. Od tej pory nieustannie wprawiają one w zdumienie specjalistów, którzy zastanawiają się, czy powstały w wyniku procesu fizycznego, czy raczej dokumentują aktywność prehistorycznego organizmu - opowiada prof. Nigel Hughes z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside. Naukowiec ujawnia, że autor najlepszej odpowiedzi otrzyma nagrodę w wysokości 500 dol.; w przypadku paru jednakowo przekonujących wersji kwota zostanie rozdzielona między kilka osób. Projekt wystartował 16 lutego i potrwa do 11 marca (zakończy się o 4 czasu pacyficznego). Odpowiedzi można zgłaszać na poświęconej mu witrynie. Paleontologia to jedna z niewielu dziedzin nauki, gdzie wkład amatorów jest nadal znaczący - zaznacza Huhges, dodając, że wykorzystanie do rozwiązania problemu tzw. crowdsourcingu może przynieść sporo korzyści. W końcu niewykluczone, że gdzieś ktoś widział tworzenie czegoś takiego w dzisiejszych czasach albo że projekt zainspiruje myślącą twórczo osobę [...], która wpadnie na coś, co nam umknęło. Hughes i prof. Eamonn Keogh liczą, że początkowe zainteresowanie projektem uda się rozbudować do tego stopnia, że przełoży się to na wysoką pozycję linku na Reddicie. Sześcioosobowe jury zobowiązuje się do przeczytania tysiąca słów z początku wpisu, zaznaczając, że oceny na Reddicie nie będą mieć wpływu na decyzję o nagrodzeniu bądź nie. Hughes i Keogh zamieścili na witrynie projektu swoje nagrania oraz wskazówki i dane (w sumie 14), które należy wziąć pod uwagę w czasie formułowania hipotez. Wiadomo np., że średnica kręgów wynosi od 2 do 11 cm, a rozkład rozmiarów wydaje się normalny. Przekroje przez kręgi sugerują, że jeśli powstały one na dnie, a nie w osadach, wyglądały raczej na rowki, a nie wypukłe struktury przypominające kratery. Wiele wskazuje na to, że szczeliny dopiero później wypełniły się osadami. Podczas poszukiwania rozwiązania zagadki należy również pamiętać, że grubość ścian kręgów waha się w granicach 2-4 mm, a szerokość nie jest zależna od ich średnicy, ale ma związek z materiałem otaczającym ścianę: jeśli jest to błoto, ściana jest węższa niż w przypadku piasku. Poza tym kręgi sięgają na ok. 9 mm w głąb osadów. « powrót do artykułu
  23. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Yale odkryli, że związek produkowany przez organizm w czasie odchudzania blokuje część układu odpornościowego zaangażowaną w choroby o podłożu zapalnym, np. cukrzycę typu 2., alzheimera czy miażdżycę. Amerykanie opisali, w jaki sposób β-hydroksymaślan (BHB) bezpośrednio hamuje jeden z receptorów NOD-podobnych - NLRP3. To bardzo istotne, zważywszy, że NLRP3 tworzy kompleksy białkowe (inflammasomy), które aktywując kaspazę-1, prowadzą do syntezy i uwolnienia cytokin prozapalnych, np. interleukin 8 i 33. Inflammasomy napędzają odpowiedź zapalną w chorobach autoimmunologicznych, cukrzycy typu 2., alzheimeryzmie czy miażdżycy. [Opisywane] odkrycia mają spore znaczenie, ponieważ endogenne metabolity, które blokują inflammasomy NLRP3, np. BHB, mogą wpływać na wiele chorób zapalnych, także na te, gdzie w grę wchodzą mutacje genów NLRP3 - podkreśla prof. Deep Dixit. BHB to metabolit, produkowany przez organizm w reakcji na post, bardzo intensywne ćwiczenia lub niskowęglowodanową ketogenną dietę. Jak przypomina Dixit, od jakiegoś czasu wiadomo, że ograniczenie spożycia kalorii zmniejsza stan zapalny, ale dotąd nie wiedziano, jak komórki immunologiczne przystosowują się obniżonej podaży glukozy i czy mogą one odpowiadać na metabolity związane z utlenianiem tłuszczu. Podczas eksperymentów na modelu mysim i ludzkich komórkach odpornościowych Amerykanie skupili się na tym, jak makrofagi reagują na ekspozycję na ciała ketonowe i sprawdzali, czy ma to wpływ na inflammasomy. Okazało się, że tak, bo wprowadzenie BHB ograniczało stan zapalny. Podobne zjawisko zachodziło pod wpływem diety ketogennej, przy której poziom BHB we krwi wzrasta. « powrót do artykułu
  24. Microsoft to pierwszy duży dostawca chmury obliczeniowej, który zaadaptował standard ISO/IEC 27018. To pierwszy międzynarodowy standard dla prywatności w chmurach obliczeniowych. Ma on na celu ochronę klientów chmur. Microsoft podkreśla, że zgodnie z założeniami nowego standardu, klienci będą mieli kontrolę nad swoimi danymi i będą informowani o tym, co się z nimi dzieje. Dane nie będą wykorzystywane do celów marketingowych, a klienci będą informowani, gdy jakieś rządowe agendy będą domagały się dostępu do ich danych. „Przyjęty przez nas standard mówi, że klient korporacyjny musi być informowany, gdy organa ścigania domagają się dostępu do danych pozwalających na zidentyfikowanie konkretnej osoby. Wyjątkiem są sytuacje, gdy przekazanie informacji o takim żądaniu jest zakazane przez prawo” - stwierdzili przedstawiciele Microsoftu. British Standard Institute zweryfikował już Office 365, Dynamics CRM Online oraz Azure i stwierdził, że spełniają one wymogi nowego standardu. Kilka miesięcy temu Microsoft przejął firmę Aorato, która specjalizuje się w bezpieczeństwie chmur obliczeniowych. Koncern prowadzi obecnie spór sądowy z rządem USA, któremu nie chce ujawnić danych przechowywanych na serwerach w Irlandii. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...