-
Liczba zawartości
37615 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
246
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Nie ma naukowych dowodów na to, że zjedzenie po porodzie łożyska uchroni kobiety przed depresją czy bólem i zapewni zastrzyk energii. Naukowcy z Northwestern University przeanalizowali 10 badań nt. placentofagii, ale nie znaleźli dowodów, które potwierdziłyby, że zjedzenie łożyska - surowego, ugotowanego bądź w formie tabletek - zabezpiecza przed depresją i bólem poporodowym, zapewnia zastrzyk energii, wspomaga laktację, sprzyja elastyczności skóry, ułatwia rozwój przywiązania czy uzupełnia poziom żelaza w organizmie. Autorzy publikacji z pisma Archives of Women's Mental Health podkreślają, że co gorsze, nie ma studiów dotyczących ryzyka spożycia łożyska, a ostatecznie działa ono również jak filtr, który pochłania szkodliwe dla płodu toksyny i zanieczyszczenia. Placentofagia stwarza więc nieznane ryzyko dla kobiet, a jeśli karmią one piersią, także dla niemowląt. Istnieje wiele subiektywnych relacji kobiet [...], ale brakuje systematycznego badania, które dotyczyłoby korzyści bądź ryzyka spożycia łożyska. Badania na myszach nie da się przełożyć na korzyści u ludzi - podkreśla dr Crystal Clark. Nie ma regulacji dotyczących przechowywania i przygotowywania łożyska, dawkowanie także jest niespójne - dodaje Cynthia Coyle. Coyle ma nadzieję, że metaanaliza jej zespołu skłoni naukowców do systematycznego badania placentofagii, a kobiety do przedyskutowania planów poporodowych z lekarzem. Dzięki temu specjalista będzie mógł poinformować pacjentki o istniejących dowodach bądź ich braku. Clark zainteresowała się placentofagią po tym, jak kilka jej ciężarnych pacjentek zapytało, czy zjedzenie łożyska nie będzie wchodziło w interakcje z zażywanymi lekami przeciwdepresyjnymi. Ponieważ psychiatra nie była zaznajomiona z tą praktyką, zaczęła rozmawiać z innymi pacjentkami. [...] Placentofagia jest bardziej rozpowszechniona, niż przewidywałam. Choć niemal wszystkie nieczłowiekowate ssaki zjadają łożyska, pierwsze udokumentowane przypadki placentofagii wśród kobiet w połogu pochodzą z Ameryki Północnej lat 70. XX w. W ostatnich latach media i zwolennicy tej praktyki tak zachwalali związane z nią korzyści, że coraz więcej kobiet rozważa zjedzenie łożyska w ramach dochodzenia do siebie po porodzie. Obecnie Clark i Coyle zbierają dane nt. postrzegania, przekonań i praktyk łożyskowych służby zdrowia w USA i za granicą oraz samych pacjentek. Sprawdzają też, czy lekarze/położne rekomendują podopiecznym placentofagię. « powrót do artykułu
-
Jeden z użytkowników Skype'a odkrył poważny błąd w komunikatorze. Okazuje się, że wystarczy wysłać doń wiadomość zaczynającą się od http://: oraz ośmiu znaków, a dochodzi do awarii Skype'a. Zrestartowanie komunikatora nie pomaga. Po ponownym uruchomieniu aplikacja znowu ulega awarii. Nie pomoże też usunięcie historii, gdyż po restarcie Skype automatycznie pobierze ją z chmury i znowu ulegnie awarii. Problem występuje w starszych wersjach systemu Windows, Androidzie oraz iOS-ie. Wydaje się, że odporne na błąd są Skype for Mac OS X oraz wersja dla Windows 8.1. Microsoft został poinformowany o błędzie i pracuje nad jego naprawieniem. « powrót do artykułu
-
US Air Force potwierdziły, że pracują nad silnikiem typu scramjet, dzięki któremu samoloty mają rozwijać prędkość do Mach 5. Odpowiednia technologia została już przetestowana i do roku 2023 nowy silnik ma napędzać samoloty naddźwiękowe. Testy wspomnianej technologii odbyły się w 2013 roku, kiedy to pojazd Boeing X-51A WaveRider leciał z prędkością hipersoniczną na wysokości 60 000 stóp. Pojazd został najpierw wyniesiony na 50 000 stóp przez B-52H Stratofortress. WaveRider poruszał się z prędkością Mach 5,1. Teraz amerykańskie Siły Powietrzne są gotowe rozpocząć prace nad zintegrowaniem nowego silnika z bardziej konwencjonalnym samolotem. „Próbujemy stworzyć cały system. Tu nie chodzi tylko o silnik. Potrzebujemy materiałów, które zniosą działanie temperatur panujących przy locie hipersonicznym” - mówi główny naukowiec US Air Force Mica Endsley. „Potrzebujemy systemów nawigacyjnych działających przy tej prędkości. Musimy rozwiązać wiele problemów technologicznych zanim będziemy mieli działający system”. Amerykanie myślą o zastosowaniu nowych silników w broni rakietowej oraz użyciu ich do wynoszenia ludzi oraz towarów w przestrzeń kosmiczną. W przeciwieństwie do konwencjonalnych silników rakietowych screamjet nie potrzebują własnego źródła tlenu. W tej chwili wykluczone jest zastosowanie screamjeta w samolotach pasażerskich. Przeciętny człowiek nie byłby w stanie znieść przeciążeń panujących w takim samolocie. Jednak możliwość skrócenia podróży z Nowego Jorku do Los Angeles do zaledwie 30 minut to bardzo zachęcająca perspektywa. « powrót do artykułu
-
W piśmie SLEEP ukazała się rekomendacja dotycząca ilości snu, jakiej potrzebuje dorosły człowiek. Piętnastu ekspertów z Amerykańskiej Akademii Medycyny Snu oraz Towarzystwa Badań nad Snem stwierdziło, że dorosły powinien spać co najmniej 7 godzin na dobę. Zadaniem członków zespołu badawczego było przeanalizowanie publikacji naukowych i wypracowanie konsensusu na temat koniecznej ilości snu. Po trwającej 12 miesięcy analizie 5314 artykułów naukowych uczestnicy badań stwierdzili, że spanie w nocy sześć godzin i mniej jest niewystarczające dla zachowania zdrowia. Zdrowy dorosły człowiek potrzebuje siedmiu lub więcej godzin snu w nocy. Co ciekawe, nie ustalono górnej granicy liczby godzin snu. W opracowaniach naukowych często spotyka się stwierdzenie, że dorosły nie powinien spać więcej niż 9 godzin. Jednak autorzy najnowszych badań nie stawiają takiego ograniczenia. Mówią jedynie, że „regularne sypianie więcej niż 9 godzin może być właściwe dla młodych dorosłych, osób, które wcześniej doświadczyły niedoborów snu oraz osób chorych”. « powrót do artykułu
-
Za pomocą metody VirScan można zbadać kroplę krwi pod kątem ponad tysiąca szczepów wirusów, które mogły zainfekować pacjenta teraz lub w przeszłości. To świetna alternatywa dla obecnych metod, które prowadzą testy tylko jednego wirusa naraz, w dodatku tania, bo analiza kosztuje 25 dol. Bezstronne podejście (niezawężanie testów do wybranych wirusów) może ujawnić nieoczekiwane czynniki, które wpływają na zdrowie pacjenta, a także zwiększyć potencjał badań porównawczych zakażeń wirusowych w dużych populacjach. Opracowaliśmy metodę skryningową do zaglądania do czyjejś przeszłości i odtwarzania kontaktów z wirusami za pośrednictwem surowicy - wyjaśnia Stephen Elledge z Brigham and Women's Hospital. Zespół wykorzystał już VirScan do zbadania krwi 569 osób z USA, RPA, Tajlandii i Peru. Test wykrywa przeciwciała przeciwko 206 wirusom. Po pierwszym spotkaniu z wirusem układ odpornościowy uruchamia produkcję specyficznych dla patogenu przeciwciał. Ich wytwarzanie jest kontynuowane wiele lat, a nawet dziesięcioleci po wyeliminowaniu infekcji. To oznacza, że VirScan identyfikuje nie tylko zakażenia, które układ immunologiczny aktywnie zwalcza, ale i ujawnia indywidualną historię zakażeń. Opracowując nowy test, Amerykanie zsyntetyzowali ponad 93 tys. krótkich fragmentów DNA, kodujących różne fragmenty wirusowych białek. Później wprowadzili je do bakteriofagów. W efekcie każdy bakteriofag produkował jeden z fragmentów (peptyd) i prezentował go na swojej powierzchni. Jako grupa bakteriofagi prezentowały wszystkie sekwencje peptydowe występujące u ponad 1000 znanych szczepów ludzkich wirusów (to ważny etap, bo przeciwciała z krwi odnajdują swój wirusowy cel, rozpoznając epitopy, czyli łączące się bezpośrednio z nimi fragmenty antygenu). By przeprowadzić badanie VirScanem, prezentujące peptydy bakteriofagi miesza się z kroplą krwi. Przeciwciała znajdują i wiążą się z epitopami w prezentowanych peptydach. Później akademicy odzyskują przeciwciała i wymywają wszystko poza przywierającymi do nich bakteriofagami. Sekwencjonując DNA bakteriofaga, identyfikują fragment białka wirusowego. Dzięki temu dowiadują się, z jakimi wirusami (przez zakażenie bądź szczepienie) zetknął się pacjent. Elledge szacuje, że przy założeniu, że sekwencjonowanie działa optymalnie, przetworzenie 100 próbek powinno zająć ok. 2-3 dni. Testując metodę, naukowcy używali jej do analizy próbek krwi ludzi zarażonych konkretnymi wirusami, w tym HIV oraz WZW C. Czułość [testu] sięgała 95-100%. Specyficzność również była dobra - nie identyfikowaliśmy ludzi wirusonegatywnych. To dało nam pewność, że możemy wykryć inne wirusy i że gdy je "zobaczymy", nie będzie to artefakt. Po zbadaniu 569 próbek ludzi z 4 krajów okazało się, że średnio każda osoba miała przeciwciała przeciwko 10 gatunkom wirusów. Tak jak podejrzewano, przeciwciała przeciw pewnym patogenom były bardziej rozpowszechnione wśród dorosłych, co sugeruje, że dzieci jeszcze się z nimi nie zetknęły. Obywatele RPA, Tajlandii i Peru mieli przeciwciała przeciwko większej liczbie wirusów niż Amerykanie. U zakażonych HIV występowały przeciwciała przeciw o wiele większej liczbie wirusów niż u osób HIV-negatywnych. Jak opowiada Elledge, naukowców zaskoczyło międzyosobnicze podobieństwo reakcji przeciwciał na określone wirusy; przeciwciała różnych osób rozpoznawały identyczne aminokwasy wirusowych peptydów. Ze względu na powtarzalność odpowiedzi można było poprawić czułość VirScanu. Amerykanie sądzą, że na tym nie koniec ulepszeń. Amerykanie zaznaczają, że zaprezentowane podejście nie ogranicza się do przeciwciał przeciw wirusom. W laboratorium Elledge'a trwają np. prace nad wyszukiwaniem przeciwciał atakujących własne tkanki gospodarza. « powrót do artykułu
-
Najnowsze analizy danych zgromadzonych przez NOAA (Narodowa Administracja Oceaniczna i Atmosferyczna) wskazują, że nie jest prawdą, jakoby globalne ocieplenie spowolniło. IPCC nie miało zatem racji pisząc w 2013 roku w swoim raporcie, że od początku wieku obserwujemy spowolnienie tempa ocieplenia. IPCC informowało, że w ciągu ostatnich 15 lat globalne ocieplenie postępowało wolniej, niż przez 30-60 wcześniejszych lat. Z naszych danych wynika, że nie jest to prawda - mówi Tom Karl, główny autor badań i dyrektor National Centers for Environmental Information z Północnej Karoliny. Zespół pracujący pod kierunkiem Karla próbował się dowiedzieć, dlaczego od kilkunastu lat mamy do czynienia ze spowolnieniem ocieplenia. Okazało się jednak, że ocieplenie wciąż postępuje, a ogrzewanie się planety jest widoczne nawet wówczas, gdy za punkt wyjścia weźmie się wyjątkowo ciepły rok 1998, kiedy to wystąpiło zjawisko El Nino. Okazuje się, że rzekome spowolnienie globalnego ocieplenia wynika ze zmian metod pomiaru temperatury wód powierzchniowych. W ciągu ostatnich dwóch dekad coraz większą rolę odgrywają pomiary dokonywane za pomocą boi, a te pokazują temperatury nieco niższe niż pomiary dokonywane przez statki i okręty. Co więcej, na zakłócenie obrazu wpłynął też fakt, że różne jednostki pływające dokonują pomiarów w różny sposób. Już w przeszłości dokonywano podobnych korekt danych. Do końca II wojny światowej temperaturę wód powierzchniowych mierzyły załogi statków i okrętów. Wodę pobierano na pokład jednostki za pomocą wiadra, wrzucano doń termometr i w ten sposób uzyskiwano wynik. Po II wojnie światowej zaczęto mierzyć temperaturę wody bezpośrednio w rurach, którymi woda pobierana jest do przedziału silnikowego. Konieczna była wówczas korekta, gdyż pomiary te dawały nieco wyższe wartości niż przy badaniu temperatury wody w wiadrze. Obecnie powszechnie stosuje się boje, pokazujące nieco niższą temperaturę, ponadto naukowcy podejrzewają, że część jednostek pływających wciąż mierzy temperaturę wody pobierając ją do wiadra. Najnowsze dane NOAA zostały też wzbogacone o wiele dodatkowych lądowych punktów pomiarowych z Arktyki, która dotychczas miała ubogą sieć takich punktów. Ze skorygowanych danych wynika, że globalne ocieplenie postępuje w najlepsze. Grupa Karla oceniła, że w latach 2000-2014 średni globalny przyrost temperatury wynosił 0,116 stopnia Celsjusza na dekadę. W latach 1950-1999 wzrost ten był niższy i wynosił 0,113 stopnia Celsjusza. Naukowcy spodziewają się, że w najbliższym czasie okaże się, iż obecny wzrost jest jeszcze większy, gdyż coraz dokładniej zbieramy dany z Arktyki, która ociepla się wyjątkowo szybko. Pomimo tego, że globalne ocieplenie okazuje się postępować szybciej, niż się wydawało, to i tak jest wolniejsze niż wiele modeli klimatycznych wykorzystywanych przez IPCC. Uczeni odkryli, że istnieje sporo czynników ochładzających klimat, których modele nie biorą pod uwagę. Są wśród nich zarówno areozole z wulkanów jak i prądy oceaniczne. Faktem jest jednak, że czynników, które nie są brane pod uwagę przy projekcjach jest coraz mniej, zatem wiedza o samym mechanizmie ocieplenia jak i modele klimatyczne są coraz doskonalsze. « powrót do artykułu
-
Około 10 lat temu Peter Hews znalazł kości wystające z brzegu Rzeki Oldmana w Kanadzie. Okazało się, że była to niemal nietknięta czaszka niezwykłego i nieznanego dotąd nauce ceratopsa. Okaz pochodzi z rejonu Alberty, gdzie dotąd nie znaleziono żadnego ceratopsa, dlatego od początku wiedzieliśmy, że to coś ważnego. Zestaw niezwykłych cech i pełna anatomia ujawniły się jednak dopiero w laboratorium po powolnym wypreparowaniu skamieniałości ze skały. Wtedy stało się jasne, że to ceratops [...] - opowiada dr Caleb Brown z Królewskiego Muzeum Paleontologii im. Josepha B. Tyrrella. Brown i Donald Henderson nadali zwierzęciu nazwę Regaliceratops peterhewsi. Nawiązuje ona do wyglądu krezy oraz imienia i nazwiska mężczyzny, który odkrył kości i powiadomił o tym muzeum. Zarówno rogi, jak i kreza nowego dinozaura miały niespotykane rozmiary oraz kształty. Pod wieloma względami R. peterhewsi przypomina triceratopsa, lecz jego róg nosowy jest wyższy, a dwa rogi nad oczami niemal komicznie małe. Najbardziej charakterystyczna jest jednak kreza, składająca się z aureoli wystających na zewnątrz pięciobocznych płyt oraz centralnego rogu. Całość przypomina koronę. Panowie podkreślają, że odkrycie R. peterhewsi ma duże znaczenie dla odtworzenia ewolucji rogów i krez. Od dawna powtarza się, że ceratopsy mogą należeć do jednej z dwóch następująco opisanych podrodzin: 1) chasmozaurów (Ceratopsinae) z małym rogiem na nosie, dłuższymi rogami nad oczami i długą krezą lub 2) centrozaurów (Centrosaurinae) z długim rogiem na nosie, małymi rogami nad oczami i krótką krezą. Tymczasem nowy gatunek jest chasmozaurem, ale jego zdobienia bardziej przypominają te centrozaurów. Ponadto zwierzę pochodzi z okresu po wyginięciu centrozaurów. Biorąc wszystko pod uwagę, Brown sądzi, że to pierwszy przykład ewolucji konwergencyjnej u ceratopsów. Akademicy liczą, że uda im się znaleźć więcej okazów R. peterhewsi oraz kolejne nowe gatunki ceratopsów. Będą też kontynuować prace na cyfrowym modelu czaszki (co prawda jest ona nietknięta, ale zniekształcona milionami lat tkwienia w zboczu Gór Skalistych). « powrót do artykułu
-
Microsoft otworzył w Brukseli centrum, którego zadaniem będzie udowodnienie, że w kodzie firmowych produktów nie ma tylnych drzwi. Matt Thomlinson, wiceprezes wydziału Microsoft Security, poinformował, że rządy m.in. krajów europejskich, będą mogły sprawdzić kod źródłowy programów produkowanych przez Microsoft oraz uzyskają dostęp do istotnych informacji na temat bezpieczeństwa i zagrożeń. Dzięki otwarciu biura w Brukseli powstało wygodne miejsce, w którym rządy z Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki będą mogły przekonać się, że działamy przejrzyście oraz że dostarczane przez nas produkty i usługi są tworzone z myślą o bezpieczeństwie - stwierdził Thomlinson. Przed rokiem podobne biuro zostało otwarte w kwaterze głównej Microsoftu w Redmond. Oba biura istnieją w ramach uruchomionego w 2003 roku Government Security Program (GSP), w ramach którego Microsoft przekonuje rządy, iż korzystanie z rozwiązań tej firmy jest bezpieczne. Rządowi specjaliści mogą sprawdzić kody źródłowe oprogramowania, w szczególności 10 najważniejszych produktów Microsoftu. Są wśród nich m.in. systemy Windows Vista, 7 i 8.1, Windows Server, Microsoft Office, SharePoint, Windows Embedded czy Lync. Rządy mogą też uzyskać dostęp do kodu źródłowego innych programów, na przykład mogą już przeglądać Windows 10. Mają też możliwość używania specjalistycznych narzędzi diagnostycznych. Microsoft zdradził, że obecnie w programie GSP biorą udział 42 agendy z 23 rządów i organizacji międzynarodowych. Kod Microsoftu sprawdzają m.in. polskie agendy rządowe. « powrót do artykułu
-
Jeden z gatunków zarodźców - zarodziec ruchliwy (Plasmodium vivax) - wykorzystuje do wymykania się lekom przeciwmalarycznym biochemię niedojrzałych czerwonych krwinek, czyli retikulocytów. Badacze z Australii i Szkocji badali dwa gatunki, które najczęściej atakują ludzi: zarodźca sierpowego (Plasmodium falciparum), który rozwija się w dojrzałych erytrocytach i zarodźca ruchliwego, który woli środowisko retikulocytów. [...] Przez różną biologię rodzi się pytanie, czy leki na jeden gatunek będą również skuteczne w stosunku do innego - podkreśla prof. Malcolm McConville z Uniwersytetu w Melbourne. Dzięki temu, że naukowcy posłużyli się metabolomiką, mogli przyjrzeć się procesom biochemicznym, a więc środowisku panującemu w erytrocytach i retikulocytach. Odkryliśmy, że retikulocyty, które dopiero rozwijają się do dojrzałych krwinek, mają o wiele bardziej złożony metabolizm [...]. Dojrzewanie czerwonych krwinek obejmuje utratę wszystkich organelli; zasadniczo na końcu są one workami z hemoglobiną, więc nie potrzebują innych elementów, które występują w normalnych komórkach. Złożone metabolicznie środowisko retikulocytów zapewnia zarodźcom dostęp do związków wspierających działanie systemów, które zostały wytrącone z równowagi przez leki. "Są zdrowsze, bo mogą "żerować" na związkach odżywczych z komórek gospodarza, dlatego są w stanie opierać się pewnym stresorom". Ustalenia zespołu wyjaśniają, czemu u zarodźca ruchliwego częściej rozwija się oporność na leki przeciwmalaryczne, np. artemeter. Co istotne, retikulocyty zapewniają bardzo przyzwalające, alternatywne środowisko, w którym mogą żyć wszystkie gatunki Plasmodium. To może wyjaśnić niepowodzenia po podaniu suboptymalnej dawki leku. Niewykluczone, że większość populacji pasożyta - np. z erytrocytów - jest uśmiercana, ale mniejszość wykorzystująca retikulocyty utrzymuje się przy życiu i zaczyna ponownie rosnąć, odnawiając zakażenie po usunięciu leków. Autorzy publikacji z pisma PLoS Pathogens sądzą, że metabolomika pozwoli wytypować szlaki istotne zarówno dla P. vivax, jak i P. falciparum, co z kolei przełoży się na większą skuteczność farmakoterapii. « powrót do artykułu
-
Oceany pełne są plastikowych odpadków pozostawionych przez człowieka. Śmieci te zabijają każdego roku miliony żółwi, ryb, ssaków i ptaków. Plastikowe butelki czy torby znajdowane są nawet w najrzadziej odwiedzanych przez człowieka zakątkach oceanów. W przyszłym roku rozpocznie się faza pilotażowa projektu Ocean Cleanup. Na początek pilotaż obejmie 2-kilometry wód przybrzeżnych wyspy Tsushima. Specjaliści szacują, że każdego roku z tej wyspy trafia do oceanu około 1 m3 zanieczyszczeń na każdego mieszkańca. Ocean Cleanup wykorzysta pomysł 19-letniego Boyana Slata, który w czerwcu ubiegłego roku opracował koncepcję taniego i prostego oczyszczenia oceanów ze śmieci. Przez kilka miesięcy ubiegłego roku zespół ochotników składający się ze 100 naukowców i inżynierów prowadził analizy wykonalności systemu Slata. Eksperci są pewni, że dzięki temu pomysłowi można będzie oczyścić oceany. Po co poruszać się po oceanie, skoro ocean może przybyć do ciebie - mówią. Zamiast wykorzystywać łodzie i sieci do zbierania odpadków projekt Ocean Cleanups zakłada wykorzystanie długich unoszących się na wodzie barier, które będą zatrzymywały odpadki w miarę, jak pod barierami będzie przepływała woda. Cała woda przepłynie pod barierą, a lżejszy od wody plastik zatrzyma się na barierze. Rozwiązuje to problem przypadkowego chwytania stworzeń morskich, z którym mielibyśmy do czynienia w przypadku sieci. Bariery są skalowalne, mocuje się je do dna i mogą oczyszczać miliony kilometrów kwadratowych wód bez potrzeby przesuwania się chociażby o centymetr - stwierdzają eksperci. W niedalekiej przyszłości Ocean Cleanup ma zamiar ustawić 100-kilometrową barierę, która usunie Wielką Pacyficzną Plamę Śmieci. To olbrzymia struktura, której powierzchnię ocenia się na od 700 000 do 15 000 000 kilometrów kwadratowych. Uformowała się ona stopniowo, w miarę jak prądy przynosiły w jedno miejsce zanieczyszczenia. Plama nie jest widoczna na zdjęciach satelitarnych i można jej nie zauważyć gołym okiem, gdyż składa się głównie z mikroskopijnych fragmentów tworzyw sztucznych. Plama zbiera gigantyczne żniwo śmierci wśród stworzeń żerujących w oceanach, gdyż połykają one plastik i żywią nim swoje młode. Usunięcie Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci konwencjonalnymi metodami – czyli łodziami i sieciami – trwałoby około 79 000 lat i pochłonęłoby dziesiątki miliardów dolarów. Technika Slata pozwoli na zlikwidowanie jej znacznie mniejszym kosztem. Ocean Cleanup, w ramach którego pracują inżynierowie, fizycy, oceanografowie, ekolodzy, specjaliści od finansów, recyklingu i prawa morskiego, ma zamiar stworzyć też system do oczyszczania delt rzecznych i innych szlaków wodnych, z których śmieci trafiają do oceanów. « powrót do artykułu
-
Francuzi badają doskonale zachowane ciało sprzed 359 lat
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Francuscy naukowcy zbadali doskonale zachowane ciało kobiety, znalezione w marcu zeszłego roku w ołowianym sarkofagu w Rennes. Specjaliści sadzą, że należało ono do zmarłej w 1656 r. szlachcianki Louise de Quengo. Odkrycia dokonano na budowie centrum konferencyjnego. Zmarła nadal miała na sobie ubrania. Dysponujemy tkankami miękkimi - narządami - z którymi można pracować. W archeologii to niespotykane zjawisko - podkreśla kryminolog Fabrice Dedouit. Sekcja zwłok oraz badania obrazowe ujawniły m.in. duże kamienie nerkowe. Okazało się również, że serce kobiety usunięto z dużą precyzją. W pobliżu w urnie w kształcie serca znaleziono serce Toussainta de Perrein (prawdopodobnie był on mężem kobiety, która zmarła w wieku sześćdziesięciu kilku lat). Od razu po otwarciu pochówku Louise widać było, że szczątki i tkanina zajmują dużo miejsca. Jak podkreśla Rozenn Colleter z Narodowego Instytutu Prewencyjnych Badań Archeologicznych, pod peleryną można było rozróżnić ręce trzymające krzyż. Prawdopodobnie wdowa zdecydowała, że dożyje swoich dni w klasztorze, dlatego jej strój był prosty i składał się z peleryny, szorstkiego habitu, lnianej koszuli, podzelowanych korkiem butów oraz wełnianych barchanów. Na jej twarzy umieszczono całun, a obok kilka nakryć głowy. Odnowione ubrania mają trafić na wystawę. Na stanowisku odkryto jeszcze 4 ołowiane trumny z XVII w. oraz 800 grobów. W nich jednak znajdowały się tylko szkielety. « powrót do artykułu -
Mezozoiczny ptak ze wstążkowatymi piórami w ogonie
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
W 2011 r. w basenie Araripe odkryto skamieniałość ptaka wielkości kolibra ze wstążkowatymi piórami ogona. To pierwsza taka skamieniałość z Ameryki Południowej i jedna z najstarszych ptasich skamieniałości z Gondwany. Wcześniej podobne okazy znajdowano w północno-wschodnich Chinach, ale nie były one tak dobrze zachowane ani kompletne. Szef zespołu badawczego prof. Ismar de Souza Carvalho z Universidade Federal do Rio de Janeiro (UFRJ) opowiada, że początkowo nie wiedział, z czym ma do czynienia. Po kilku minutach zorientował się jednak, że skamieniałość może sporo ujawnić o historii lądowych ekosystemów z Gondwany sprzed co najmniej 115 mln lat. Badania anatomiczne wykazały, że płaskie wstążkowate pióra nie pomagały ptakowi w utrzymaniu równowagi czy locie. Pełniły raczej funkcje ozdoby, która pozwalała rozpoznać pobratymców. Pióra mogły też być wykorzystywane w czasie godów czy do komunikacji wzrokowej. Ogon osiągał imponujące rozmiary. Mierząc 8 cm, był dłuższy od 6-cm reszty ciała. Wśród współczesnych ptaków żaden nie ma takich piór. Najbliższe odpowiedniki występują u ptaków tropikalnych. Naukowcy podkreślają, że dominującą częścią piór ogona była mocna stosina o eliptycznym przekroju. Widać też na nich było okrągłe ślady, które prawdopodobnie odzwierciedlały pierwotne ubarwienie. Kości analizowanego okazu nie były w pełni rozwinięte, co w połączeniu z dużymi w stosunku do reszty ciała oczami sugeruje, że natrafiono na sfosylizowanego młodzika. Paleontolodzy mają nadzieję, że znajdą w basenie Araripe kolejne egzemplarze ptaka i uda im się dokładniej poznać gatunek. Należy on do podklasy enantiornisów (Enantiornithes), ale trzeba jeszcze dla niego utworzyć rodzaj. By zdecydować, jak go nazwać, porównujemy skamieniałość z ptakami z różnych części Gondwany - podkreśla de Souza Carvalho. Tak czy siak już wiadomo, że w kluczowym okresie ewolucji ptaków Enantiornithes występowały nie tylko w północnej Laurazji, ale i na południowej Gondwanie. « powrót do artykułu -
Abatis to mało znana, niewielka firma założona przez pracowników University of London. Jej pierwszy komercyjny produkt pojawił się w 2011 roku, jednak jest ona na tyle niezwykły, że przyciągnął wyjątkowych klientów. Kontrahentami Abatis są m.in. Lockheed Martin, sektor energetyki jądrowej, sektor kontroli ruchu powietrznego, szwajcarska armia, ONZ czy londyński Network Rail. Abatis produkuje kod zabezpieczający systemy informatyczne. Oferowany przez firmę program ma mniej niż 100 kilobajtów, działa na poziomie jądra systemu, jest kompatybilny z Windows, Linuksem, Uniksem i Androidem. Kod zabezpiecza, jak dotychczas, przed wszystkimi atakami, nie używający przy tym ani sygnatur, ani list, ani heurystyki ani piaskownicy. Pozwala na zaoszczędzenie 7% energii elektrycznej i jest o 40% bardziej wydajny niż tradycyjne oprogramowanie zabezpieczające bazujące na sygnaturach. Jesteśmy w stanie powstrzymać szkodliwy kod typu zero-day. Zabezpieczamy przez nieznanymi atakami - mówi Kerry Davis, dyrektor Abatisa. Najbardziej znany z klientów firmy Davisa, Lockheed Martin, opublikował raport, z którego wynika, że w centrach bazodanowych oprogramowanie Abatisa pozwala zaoszczędzić nawet 12 funtów rocznie na każdy serwer. W centrum składających się z 10 000 maszyn oszczędności mogą sięgnąć 125 000 funtów rocznie. Nie mogę zdradzić, jak dokładnie działa nasz program. To mechanizm pracujący na poziomie jądra. W momencie, gdy system startuje HDF (Abatis Host Integrity Technology) już pracuje i chroni wszelkie programy, które są później uruchamiane. Jeśli spróbujesz uruchomić coś wcześniej, nie będziesz w stanie tego zrobić. Program szuka niezatwierdzonego ruchu I/O związanego z każdym procesem. Nie zatrzymuje procesu już działającego w pamięci, ale uniemożliwia mu zapis danych na dysk - mówi Chris Rogan z Abatisa. Mężczyzna przyznaje, że HDF nie jest remedium na wszelkie bolączki. Tam, gdzie serwery nie są restartowane przez całe miesiące czy lata szkodliwy kod może poczynić znaczne szkody bez potrzeby zapisywania czegokolwiek na dysk. W takich systemach zauważamy wiele niezatwierdzonych procesów, jednak, jako że nie zapisują one danych na dysk, możemy ostrzec naszych klientów - dodaje. Przedstawiciele Abatisa zapewniają, że np. witryna ONZ, którą ich program chroni od 2011 roku, oparła się w tym czasie wszelkim atakom. Firma gromadzi teraz fundusze, by rozszerzyć swoją działalność. Szansy upatruje w rozwoju Internet of Things (IoT) i ma nadzieję, że jej oprogramowanie trafi do każdego urządzenia, czujnika i gadżetu mobilnego. « powrót do artykułu
-
Gdy środowisko się zmienia, np. zaczyna brakować tlenu czy substancji odżywczych, bakterie mikroflory jelit, które normalnie konkurują lub się zwalczają, zaczynają współpracować. Produkują nawet substancje, które ułatwiają życie innym gatunkom. Społeczność odzyskuje równowagę i przystosowuje się do nowych warunków. [...] Wykorzystując dane z literatury, modelowałam na komputerze, jak określone gatunki bakterii reagują na siebie, gdy warunki życiowe ulegają zmianie. Takie modele są popularną metodą przewidywania interakcji bakteryjnych. My rozwinęliśmy je dalej, odnosząc po raz pierwszy do mikrobiomu przewodu pokarmowego. Z 11 gatunkami jesteśmy w stanie wyliczyć, jak będą się one zachowywać w parach w obecności komórek jelita cienkiego - opowiada Almut Heinken z laboratorium prof. Ines Thiele z Luxembourg Centre for Systems Biomedicine (LCSB). Okazało się, że w obliczu zagrożenia dominujące bakterie, które w innych sytuacjach konkurują i walczą z pozostałymi gatunkami, nagle zaczynają wchodzić z nimi w symbiozę. Wydzielają substancje, które umożliwiają zwalczanym wcześniej gatunkom przetrwanie. Same również dostają związki, których brakowałoby im w niesprzyjających warunkach. W ramach studium Heinken prowadziła m.in. obliczenia dla pałeczek Lactobacillus plantarum. Zmiany metabolizmu są konieczne do podtrzymania funkcjonowania mikrobiomu na poszczególnych odcinkach przewodu pokarmowego. Zawartość tlenu jest różna w różnych odcinkach jelita cienkiego. Jest go więcej na ścianach i na początku niż w świetle i na końcu jelita cienkiego. Wspierając się wzajemnie w warunkach niedoboru tlenu, społeczność bakteryjna funkcjonuje jako całość, dzięki czemu trawienie przebiega sprawnie - wyjaśnia Heinken, dodając, że analogiczne reakcje zachodzą także pod wpływem zmian dostępności składników odżywczych i występowania złuszczonych komórek przewodu pokarmowego. Naukowcy z LCSB interesują się związkami interakcji bakteryjnych i chorób, nie tylko przewodu pokarmowego, ale i neurologicznych, np. parkinsona. W tym celu modele komputerowe są uzupełnianie o kolejne gatunki bakterii. Gdybyśmy umieli połączyć określone reakcje mikrobiomu z początkiem choroby, zyskalibyśmy niepowtarzalną szansę. Moglibyśmy podziałać prewencyjnie lub terapeutycznie za pomocą diety lub zmienić mikroflorę za pomocą probiotyków. « powrót do artykułu
-
Szympansy dzielą z ludźmi zdolności poznawcze konieczne do opanowania sztuki gotowania. Oznacza to, że nasz wspólny przodek przekazał je zarówno małpom, jak i ludziom. Zastanawiając się, kiedy ludzie nauczyli się gotować, dr Alexandra Rosati z Uniwersytetu Yale i prof. Felix Warneken z Uniwersytetu Hardvarda odwołali się do naszego najbliższego krewnego od czasu, kiedy wspólny przodek dał początek dwóm liniom ewolucyjnym ok. 13 mln lat temu. Na łamach pisma Proceedings B of the Royal Society Amerykanie opisali serię 9 eksperymentów. Wszystkie przeprowadzono na 12 urodzonych na wolności szympansach, które trafiły do rezerwatu Tchimpounga w Kongu. Na początku biolodzy umieścili w gorącym garnku plasterek batata. Później dawali szympansom do wyboru ugotowany kawałek oraz surowy plaster. Okazało się, że w większości przypadków małpy wolały ugotowane jedzenie. W dalszej kolejności prymatolodzy chcieli sprawdzić, czy zwierzęta rozumieją, na jakiej zasadzie zachodzi transformacja pokarmu. Posłużyli się więc symulatorem urządzenia do gotowania - plastikowym pojemnikiem z fałszywym dnem, pod którym znajdował się kawałek ugotowanego ziemniaka. Wkładano do niego kawałek surowego batata, przykrywano i na oczach szympansów wstrząsano. Potem ze skrytki wyjmowano ugotowane jedzenie. Rosati i Warneken mieli też łatwe do odróżnienia pojemniki, które po wstrząśnięciu nie zapewniały gotowanych ziemniaków. Gdy po demonstracji szympansy mogły wybrać między dwoma rodzajami pojemników, częściej wybierały urządzenie do gotowania. W kolejnym eksperymencie w jednym z końców wybiegu szympansom oferowano kawałek surowego batata. Małpy mogły zacząć od razu jeść lub przejść ok. 4 m na drugi z końców, aby "ugotować" ziemniaka w jednym z urządzeń. Kiedy jeden z szympansów zrobił to po raz pierwszy, byłam zdumiona. W ogóle tego nie przewidziałam. Po tym przypadku myśleliśmy, że mamy do czynienia z małpim geniuszem, jednak potem podobnie postąpiła circa połowa badanych zwierząt. Kiedy Amerykanie dali szympansom surową marchewkę, to choć procesu "gotowania" nie pokazywano im na tym warzywie, próbowały je umieszczać w specjalnym urządzeniu. Gdy małpom przekazywano surowego batata i drewienko, w pojemniku umieszczały tylko jedzenie. Mimo że szympansy nie opanowały ognia, nie dzielą się pokarmem, a ich dieta różni się od naszej, dysponują podstawowym repertuarem poznawczym potrzebnym do gotowania. Dowody, że źródłem tych zdolności jest wspólny przodek, mogą pomóc w ustaleniu, kiedy ludzie opanowali ogień. Dominująca teoria głosi, że hominidy najpierw wykorzystywały ogień do obrony i ogrzewania, a dopiero później do gotowania, Rosati i Warneken sądzą jednak, że gotowanie mogło stanowić zachętę, a nie konsekwencję opanowania ognia. Dowody z naszych badań poznawczych sugerują, że nawet przed opanowaniem ognia hominidy rozumiały związane z nim korzyści [...] - podsumowuje Rosati. « powrót do artykułu
-
Stany Zjednoczone to ziemia obiecana dla przestępców zajmujących się defraudacjami kart płatniczych. Z raportu banku Barclays dowiadujemy się, że połowa dokonywanych na świecie defraudacji ma miejsce w USA, mimo że w Stanach przeprowadza się 24% światowych transakcji kartami. Badacze uważają, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, iż w USA powszechnie używa się przestarzałych, źle zabezpieczonych technologii, od których świat odszedł lata temu. W amerykańskich kartach płatniczych wciąż są stosowane łatwe do skopiowania paski magnetyczne. Cyberprzestępcy często też zarażają terminale płatnicze szkodliwym oprogramowaniem. Tymczasem w większości krajów na świecie upowszechniły się karty chipowe. Znacznie utrudniają one defraudacje. Gdy w Wielkiej Brytanii zastąpiono karty z paskiem kartami chipowymi, liczba defraudacji spadła o 70%. Sytuacja w USA powoli jednak się zmienia. Niektóre sieci handlowe zaczęły przechodzić na technologię kart z chipami, a wydawcy takich kart zapowiedzieli, że do końca bieżącego roku wszystkie amerykańskie sklepy będą musiały akceptować takie karty. Wielu Amerykanów wciąż jednak używa kart z paskiem. « powrót do artykułu
-
Dzisiaj, po dwóch latach przestoju, rusza Wielki Zderzacz Hadronów. Przez ostatnie 24 miesiące urządzenie było remontowane i rozbudowywane, dzięki czemu akcelerator – po raz pierwszy – będzie pracował z pełną mocą. To oznacza, że będzie w nim dochodziło do zderzeń o energii 13 teraelektronowoltów (TeV). W wyniku tych kolizji może powstać np. ciemna materia. Fizycy będą poszukiwali też cząstek supersymetrii czyli cięższych wersji znanych nam cząstek. Niezależnie od tego, jakie nowe cząstki pojawią się w LHC, będą one wstępem do lepszego poznania wszechświata i położą podwaliny pod nowe teorie. Naukowcy z CERN-u nie wiedzą, jakie dane uzyskają. Zaczyna się podróż w nieznane. Możemy odkryć coś zupełnie nowego, czego istnienia nikt nie przewidział - mówi David Newbold z University of Bristol, który pracuje przy eksperymencie CMS. « powrót do artykułu
-
Szwedzko-amerykański zespół naukowców opracował bardzo pojemne elastyczne baterie z pulpy drzewnej. Eksperci z Królewskiego Instytutu Technologicznego oraz Uniwersytetu Stanforda wykorzystali nanocelulozę do stworzenia materiału przypominającego piankę, która może zostać wykorzystana do tworzenie struktur 3D. Istnieją ograniczenia nie pozwalające na robienie niezwykle cienkich baterii, jednak w strukturach 3D nie jest to tak wielkim problemem. Nie jesteśmy tu ograniczeni dwoma wymiarami, możemy korzystać z trzech, umieszczając więcej podzespołów na mniejszej przestrzeni - mówi Max Hamedi z Królewskiego Instytut Technologicznego i Uniwersytetu Harvarda. Trójwymiarowe porowate materiały nie były uważane za dobry budulec do tworzenia elektrod. Udowodniliśmy,że nie stanowią one problemu. Co więcej, takie struktury dają większą elastyczność w projektowaniu baterii - mówi Hamedi. Cały proces produkcji rozpoczyna się rozkładem włókien celulozy do skali nano. Nanoceluloza jest rozpuszczana, zamrażana i suszona na zimno, by nie pojawiła się faza ciekła. Następnie poddawana jest procesowi stabilizującemu jej molekuły. Uzyskujemy materiał, który jest wytrzymały, miękki i lekki. Przypomina on piankę stosowaną w materacach, jest jednak od niej nieco twardszy, lżejszy i bardziej porowaty - dodaje Hamedi. Następnie piance można nadać pożądane właściwości. Za pomocą odpowiedniej techniki, operującej na poziomie atomowym, naukowcy potraktowali piankę atramentem, dzięki któremu przewodziła ona ładunki elektryczne. Celulozowy aerożel ma bardzo dużą powierzchnię, a to znaczy, że może przechowywać dużo ładunków. Jako, że jest elastyczna i wytrzymała, baterie z niej zrobione mogą znaleźć wiele interesujących zastosowań. « powrót do artykułu
-
Batteriser, niewielki gadżet o wielkich możliwościach
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Niewielkie urządzenie o nazwie Batterriser będzie sprzedawane w cenie 2,50 USD, jednak może ono tak bardzo wpłynąć na rynek baterii, że ktoś zdecydował się na włamanie do biura jego twórcy. Jak mówi Bob Roohparvar, twórca Batterisera, włamywacze musieli dobrze znać rozkład pomieszczeń, wiedzieli, czego szukają i gdzie to znajdą. Bez problemu przeszli przez wszystkie otwarte drzwi i wyłamali zamek do jego biura. Zabrali dysk twardy, klips USB i niewielkie kawałki metalu – próbki Batterisera. Roohparvar nie martwi się jednak o przyszłość swojego wynalazku, gdyż zdążył go opatentować, a we wrześniu rozpocznie jego sprzedaż. Opakowanie z 4 Batterizarami będzie kosztowało 10 dolarów. Czym jest tajemniczy Batteriser? To urządzenie, które kilkukrotnie przedłuży czas, przez jaki będziemy mogli używać baterii alkalicznych. Od AAA do D. Nikomu nie trzeba mówić, jak wielki wpływ może wywrzeć na rynek baterii, który w samych tylko Stanach Zjednoczonych jest warty 3,4 miliarda USD rocznie. Baterie alkaliczne zapewniają napięcie 1,5 wolta. Jednak wystarczy, że spadnie ono do 1,35V lub nawet do 1,4V, a stają się bezużyteczne. Wiele nowoczesnych urządzeń uzna wówczas, że baterie nie przechowują już energii, podczas gdy w rzeczywistości baterie wciąż są naładowane w 80%. Batteriser umożliwia wykorzystanie całej energii z baterii. Wzmacniacze napięcia to nic nowego, jednak Batteriser to miniaturowe urządzenie, które nakładamy na baterie. Jest ono na tyle małe, że powinno pasować wszędzie tam, gdzie używamy baterii. Może ono zwiększyć napięcie z 0,6 do 1,5 wolta, tak, jakbyśmy mieli do czynienia z nową baterią. Opatentowaliśmy nie sposób na zwiększanie napięcia, ale sposób miniaturyzacji, która pozwoliła nam na stworzenie Batterisera. Kluczem do sukcesu był właśnie taki stopień miniaturyzacji, jakiego nikomu dotychczas nie udało się osiągnąć - mówi Roohparvar. « powrót do artykułu -
Komputery Mac wyprodukowane przed połową 2014 roku zawierają poważną dziurę pozwalającą na nadpisanie firmware'u startującego maszynę. Udany atak daje napastnikowi całkowitą kontrolę nad maszyną, od pierwszych chwil po jej uruchomieniu. Błąd dotyczy maszyn, w których włączono tryb uśpienia. Pedro Vilaca, znany ekspert ds. bezpieczeństwa systemu OS X znalazł sposób na wgranie własnego oprogramowania do BIOS-u komputerów. Ataku można dokonać wykorzystując część systemu operacyjnego zwaną userland oraz dziurę w dowolnej przeglądarce. Zainstalowanego w ten sposób szkodliwego oprogramowania nie można usunąć ani formatując HDD ani instalując nowy system operacyjnych. Cały atak może zostać przeprowadzony zdalnie. BIOS nie powinien być aktualizowany za pomocą userland, a Apple zastosowało pewne mechanizmy, które mają przed tym chronić. Jeśli bowiem można wykorzystać userland do aktuliazacji BIOS-u, to istnieje niebezpieczeństwo zainstalowania tam rootkita. Rootkity BIOS-u są znacznie bardziej niebezpieczne niż tradycyjne rootkity, gdyż działają na niższym poziomie oraz są w stanie przetrwać każdą reinstalację oraz kolejne aktualizacje BIOS-u - mówi Vilaca. Opracowany przez Vilacę szkodliwy kod dokonuje ataku w momencie, gdy Mac zaczyna wychodzić z trybu uśpienia. Normalnie BIOS jest chroniony przez FLOCKDN, który daje userlandowi dostęp jedynie w trybie odczytu. Z nieznanych przyczyn po przebudzeniu komputera z trybu uśpienia FLOCKDN jest wyłączany, co pozwala na nadpisanie BIOS-u. Do przeprowadzenia takiego ataku konieczne jest wcześniej znalezienie w dziury, która daje napastnikowi dostęp na prawach administratora. Luki takie nie są łatwe do odkrycia, ale jednak się zdarzają. Taka dziura w Safari czy innym oprogramowaniu łączącym się z internetem, może posłużyć do zainstalowania rootkita BIOS-u bez fizycznego dostępu do komputera. Wymagane jest jedynie, by do wprowadzenia komputera w stan uśpienia doszło podczas tej samej sesji, podczas której wgrano kod atakujący BIOS. Niewykluczone, że możliwe jest zdalne wprowadzenie komputera w stan uśpienia i wymuszenie w ten sposób wgrania rootkita do BIOS-u - mówi Vilaca. Jako, że komputery są standardowo ustawione tak, by przechodziły w stan uśpienia, większość użytkowników zapewne nie widziałaby nic podejrzanego w tym, że ich maszyna nagle została uśpiona. Vilaca potwierdził, że jego atak jest skuteczny przeciwko maszynom MacBook Pro Retina, MacBook Pro 8.2 oraz MacBook Air. Wydaje się, że komputery wyprodukowane po połowie 2014 roku są odporne. Nie wiadomo, czy Apple załatał dziurę celowo czy przypadkowo. « powrót do artykułu
-
Krytycznie zagrożona wyginięciem ryba - piła drobnozębna (Pristis pectinata) - rozmnaża się na wolności na drodze fakultatywnego dzieworództwa. Choć zjawisko występuje u różnych trzymanych w niewoli kręgowców, w tym ptaków, gadów i rekinów, dotąd nie obserwowano go u żadnego dzikiego taksonu. Autorzy publikacji z pisma Cell Biology wspominają tylko o odkrytych ostatnio samicach mokasyna miedziogłowca i błotnego, które były w ciąży z płodami powstałymi w wyniku dzieworództwa. Nie wiadomo jednak, czy ciąże zostały donoszone, a młode okazały się zdolne do życia. Specjaliści sądzą, że partenogenezę pił drobnozębych mogła wyzwolić kurczącą się liczebność populacji. Obecnie P. pectinata występuje wyłącznie na południu Florydy. Między 2004 a 2013 r. naukowcy zbadali, oznakowali i wypuścili w rejonie rzek Caloosahatchee i Peace oraz Ten Thousand Islands 190 osobników o długości całkowitej mieszczącej się w granicach 67,1 cm-3,81 m. Przeprowadziliśmy rutynowe badanie DNA pił z regionu, by zobaczyć, czy przez małą liczebność populacji krzyżują się ze sobą spokrewnione osobniki. Analiza genotypowa pokazała jednak coś jeszcze bardziej zaskakującego: rozmnażanie bez udziału samców [markery ze znaczną zwykle zmiennością okazały się bowiem homozygotyczne] - opowiada Andrew Fields, doktorant ze Stony Brook University. Naukowcy z 3 instytucji - Stony Brook University, Florida Fish and Wildlife Conservation Commission i The Field Museum - stwierdzili, że wynikiem dzieworództwa może być ok. 3% pił drobnozębnych z florydzkiego estuarium. Generalne przekonanie było takie, że dzieworództwo kręgowców [uznawane za wchłonięcie przez niezapłodnione jajo niemal identycznego genetycznie ciałka kierunkowego] to ciekawostka, która zwykle nie prowadzi do narodzin zdolnego do życia potomstwa - podkreśla dr Gregg Poulakis. Tymczasem siedem z badanych przez nas ryb partenogenetycznych odznaczało się idealnym zdrowiem i miało rozmiary typowe dla wieku. Zakładając, że takie piły osiągają dojrzałość i rozmnażają się, oznacza to, że dzieworództwo nie jest reprodukcyjnym ślepym zaułkiem. Teraz biolodzy zachęcają naukowców, którzy prowadzą podobne badania na innych zwierzętach, by zajrzeli do swoich baz danych DNA i poszukali ukrytych osobników partenogenetycznych z dzikich populacji. To mogłoby zweryfikować podręczniki biologii. Okazjonalna partenogeneza może być bardziej rutynowa niż wcześniej sądzono - uważa dr Kevin Feldheim. Niewykluczone, że partenogeneza włącza się u dzikich kręgowców, gdy populacja jest tak mała, że osobniki mają problem z odnalezieniem się [w sezonie rozrodczym] - podsumowuje Fields. « powrót do artykułu
-
Badania zespołu z Uniwersytetu w Liverpoolu wykazały, że po usunięcia oka z powodu nowotworu - czerniaka spojówki bądź naczyniówki - blisko połowa pacjentów doświadcza tzw. zespołu oka fantomowego (ang. phantom eye syndrome). Ludzie z tym zespołem "widzą" nieistniejącym okiem, doświadczają też bólu. Po zbadaniu 179 pacjentów Brytyjczycy stwierdzili, że u ponad 1/3 objawy zespołu oka fantomowego pojawiają się codziennie. U większości ustępują one samoistnie, niektórzy wspominają jednak, że by zniknęły, trzeba coś zrobić, np. mrugać. Wrażenia fantomowe często rozpoczynają się parę tygodni po amputacji i z czasem zanikają. W większości przypadków ludzie postrzegają tylko wzory bądź kolory, niektórzy wspominają jednak o widzeniu ludzi i całych scen. Ponad 1 osoba na 4 uważa, że za pomocą nieobecnego oka można obserwować otaczający świat. Tyle samo ludzi wspomina o bólu usuniętej gałki ocznej. Dla 1/5 badanych objawy są przyjemne, tyle samo osób opisuje je jako niepokojące. Liverpoolczycy podkreślają, że to największe badanie zespołu oka fantomowego, dzięki czemu można stwierdzić, u kogo z większym prawdopodobieństwem wystąpią jego objawy. Są one powszechniejsze u młodszych pacjentów. Choć na razie nie wiemy, co jest tego przyczyną, ból usuniętej gałki jest częstszy u osób z depresją bądź lękowych - podkreśla dr Steve Brown. « powrót do artykułu
-
Nowe studium naukowców z Uniwersytetu Iowy sugeruje, że bakterie mogą wywoływać cukrzycę typu 2. Zespół prof. Patricka Schlieverta odkrył, że przedłużone wystawienie na oddziaływanie toksyny wytwarzanej przez gronkowca złocistego (Staphylococcus aureus) powoduje, że u królików rozwijają się objawy cukrzycy typu 2., w tym insulinooporność, nietolerancja glukozy i układowe zapalenie. Zasadniczo za pomocą chronicznej ekspozycji na superantygen [enterotoksynę] gronkowca odtworzyliśmy u królików cukrzycę typu 2. Warto przypomnieć, że otyłość, znany czynnik ryzyka cukrzycy typu 2., zmienia mikrobiom. Odkryliśmy, że tyjąc, ludzie stają się coraz bardziej podatni na kolonizację gronkowcami [...], zaś osoby skolonizowane gronkowcami są przewlekle wystawione na oddziaływanie superantygenów. W ramach wcześniejszych studiów Schlievert zademonstrował, że superantygeny gronkowców zaburzają działanie układu odpornościowego i odpowiadają za zespół wstrząsu toksycznego, sepsę czy zapalenie wsierdzia. Najnowsze badanie, którego wyniki ukazały się w piśmie mBio, demonstruje, że wywołując stan zapalny, superantygeny oddziałują na komórki tłuszczowe i układ odpornościowy, zaś stan zapalny prowadzi do insulinooporności oraz innych objawów typowych dla cukrzycy typu 2. Zbadawszy skórę 4 pacjentów z cukrzycą, Amerykanie oszacowali, że ekspozycja u mocno skolonizowanych osób jest proporcjonalna do dawek superantygenów, jakie wywołały cukrzycę u królików. Wyniki uzyskane przez zespół sugerują antycukrzycowy potencjał terapii wymierzonych w eliminowanie gronkowców lub neutralizowanie ich enterotoksyn. Obecnie trwają testy żelu z zabijającym gronkowce monolaurynianem glicerolu. Ekipa chce sprawdzić, czy doprowadzi to do obniżenia poziomu glukozy u osób ze stanem przedcukrzycowym. « powrót do artykułu
-
Microsoft poinformował o cenach detalicznych systemu Windows 10. Będzie on kosztował tyle, ile trzeba było w przeszłości zapłacić za Windows 8 i 8.1. Edycja Windows 10 Home została wyceniona na 119 USD, za Windows 10 Pro trzeba będzie zapłacić 199 dolarów. Aktualizacja z Home do Pro będzie kosztowała 99 USD. Microsoft ma nadzieję, że w ciągu kilku najbliższych lat zostanie zainstalowanych miliard kopii Windows 10. Jeśli tak się stanie, będzie to najszybciej zdobywający popularność system operacyjny. Znaczną część będą stanowiły kopie bezpłatne. Warto bowiem przypomnieć, że pomiędzy 29 lipca 2015 a 29 lipca 2016 użytkownicy legalnych kopii Windows 7 i Windows 8.1 będą mogli za darmo pobrać Windows 10. « powrót do artykułu
-
Fruktoza prowadzi do tycia i spadku aktywności fizycznej
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Amerykańskie badanie wykazało, w przypadku równokalorycznych diet, gdzie glukoza i fruktoza zapewniają identyczny odsetek kalorii, drugi z cukrów prostych prowadzi do znaczącego przyrostu wagi, braku aktywności i odkładania tłuszczu. Justin Rhodes z Uniwersytetu Illinois przez 2,5 miesiąca badał 2 grupy myszy. W jednej z diet 18% kalorii pochodziło z glukozy, w drugiej z fruktozy (miało to odzwierciedlać spożycie nastolatków z USA; chłopcy w tym wieku są głównymi konsumentami fruktozy i 3-4-krotnie przekraczają maksymalne dzienne dawki, zalecane przez Amerykańskie Towarzystwo Serca). Ważne, by odnotować, że zwierzęta z obu eksperymentalnych grup spożywały liczbę kalorii typową dla myszy. Nie jadły więcej, niż powinny. W dodatku z cukru pochodził dokładnie taki sam procent kalorii. Jedną różnicą był jego rodzaj [...] - wyjaśnia dr Catarina Rendeiro. Okazało się, że gryzonie karmione fruktozą znacząco przytyły. W porównaniu do myszy na glukozie, wzrosła też masa ich wątroby oraz masa tłuszczowa. Co istotne, myszy nie tylko przybierały na wadze, ale i stawały się mniej aktywne fizycznie. Nie wiemy, czemu na fruktozowej diecie myszy mniej się ruszają, jednak oszacowaliśmy, że ograniczenie aktywności fizycznej może odpowiadać za większość przyrostu wagi. Jonathan Mun podejrzewa, że w grę wchodzą również czynniki biochemiczne. Wiemy, że w odróżnieniu od glukozy, fruktoza obchodzi pewne etapy metaboliczne, co skutkuje nasilonym tworzeniem tłuszczu m.in. wątrobie. W poprzednich studiach wzrostowi spożycia fruktozy towarzyszył wzrost ogólnego spożycia pokarmów, trudno więc było rozstrzygnąć, czy zwierzęta przytyły przez fruktozę, czy przez objadanie się - podkreśla Rhodes. Teraz, choć trzeba jeszcze ustalić dokładny mechanizm tego zjawiska, wiadomo już, że za tycie odpowiada sama fruktoza. « powrót do artykułu