Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W przeszłości banki Szwajcarii były symbolem bezpieczeństwa i dyskrecji. W Polsce powstały powiedzenia „mieć coś jak w szwajcarskim banku” czy „pewne jak w szwajcarskim banku”. Te czasy należą jednak do przeszłości. Banki Helwetów zaczęły zdradzać tajemnice swoich klientów. Jednak na dobrej reputacji kraju świetny interes robią firmy specjalizujące się w przechowywaniu danych. Przechowywanie danych to nowe eldorado Szwajcarii. Przeżywamy prawdziwy boom - mówi Franz Grueter, dyrektor jednej z czołowych firm na tym rynku, Green.ch. Prowadzone przez niego przedsiębiorstwo każdego roku notuje 30-procentowy wzrost. A zainteresowanie usługami bezpiecznego przechowywania informacji jeszcze bardziej wzrosło od czasu, gdy Edward Snowden zaczął zdradzać tajemnice NSA. W ciągu ostatnich pięciu lat w Szwajcarii zainwestowano ponad miliard franków w stworzenie centrów bazodanowych. Dzięki temu ten niewielki kraj jest obecnie 5. największym w Europie hubem bazodanowym. Władze Szwajcarii chcą, by ich kraj oferował klientom centrów bazodanowych większe bezpieczeństwo niż inne państwa Starego Kontynentu. Spełnienie tego warunku może być łatwiejsze niż gdzie indziej. Szwajcarskie prawo definiuje informacje osobiste jako „cenne dobro”, które, bez względu na okoliczności, można wydać stronie trzeciej tylko i wyłącznie za zgodą sądu. Dobra opinia i rozwiązania prawne przyciągają do Szwajcarii coraz więcej firm zajmujących się przechowywaniem informacji. W kraju tym nie słychać bowiem głosów wysoko postawionych polityków i urzędników mówiących np. o potrzebie wydania zakazu szyfrowania danych czy ułatwieniu służbom specjalnym dostępu do informacji. « powrót do artykułu
  2. Zespół z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego wykazał, że mikrosilniki mogą się przemieszczać w kwasie żołądkowym żywej myszy. Naukowcy mają nadzieję, że w przyszłości będzie można w ten sposób dostarczać leki lub diagnozować nowotwory. Profesorowie Joseph Wang i Liangfang Zhang eksperymentowali z różnymi projektami i systemami paliwowymi dla mikrosilników przemieszczających się przez wodę, krew oraz inne płyny ustrojowe, ale to badanie to pierwszy przypadek wprowadzenia i uwolnienia ładunku in vivo. Uważaliśmy, że sprawdzenie, czy silniczki będą w stanie pływać w soku żołądkowym, jest logiczną kontynuacją przeprowadzonych dotąd prac - wyjaśnia Wang. Sok żołądkowy reaguje z cynkowym korpusem silnika, generując napędzający konstrukcję strumień wodorowych mikrobaniek. Amerykanie zauważyli, że mikrosilniki pewnie dokują w wyściółce żołądka myszy. Ponieważ rozpuszczają się w kontakcie z kwasem, znikają w ciągu paru dni, nie pozostawiając po sobie toksycznych śladów. Podczas eksperymentów zespół zauważył, że dzięki zastosowaniu mikrosilniczków do wyściółki docierało więcej nanocząstek złota niż po połknięciu samych nanocząstek. Silniczki dostarczały 168 nanogramów złota na gram błony śluzowej żołądka, podczas gdy w tradycyjny sposób osiągano wartość zaledwie 53,6 ng. Wstępne badania potwierdzają, że silniczek może działać w prawdziwym zwierzęciu, a jego wykorzystanie jest bezpieczne - podkreśla Zhang. W ramach studium myszy połykały krople roztworu z setkami mikrosilniczków. Uaktywniały się one w zetknięciu z sokiem żołądkowym i obierały na cel wyściółkę, przemieszczając się do 10 minut z prędkością 60 mikrometrów na sekundę. Odrzut pomagał stożkowatym silniczkom penetrować błonę śluzową. To silniczek, który potrafi wcisnąć się w tę lepką warstwę i tam pozostać, czym zapewnia sobie przewagę nad bardziej pasywnymi systemami dostawczymi. Zhang, Wang i inni stwierdzili, że do celu dociera niemal 4-krotnie więcej cynkowych niż platynowych mikrosilniczków (korpus tych ostatnich nie reaguje z sokiem żołądkowym). Wang uważa, że możliwe jest dodanie do silniczków różnych funkcji, np. nawigacyjnych. « powrót do artykułu
  3. Pewien tajwański rybak znalazł w swojej sieci żuchwę jednego z naszych przodków. Żuchwa, wydobyta z wód w odległości 25 kilometrów od wybrzeża, ma niezwykle duże zęby trzonowe i przedtrzonowe. Znalezisko jest podobne do części czaszki z jaskini Longtan w Chinach oraz do wcześniejszych szczątków Homo erectus. Jako, że żuchwę znaleziono wraz ze szczątkami wymarłego gatunku hieny, można podejrzewać, iż pochodzi ona sprzed 400 000, a co bardziej prawdopodobne, sprzed 200 000 laty. Byłby to kolejny dowód na to,, że na południu Azji H. erectus przetrwał znacznie dłużej niż w Europie i Afryce. Najmłodsze skamieniałości tego gatunku pochodzą z Jawy i liczą sobie 200-400 tysięcy lat. Nie można jednak wykluczyć, że żuchwa to pozostałość po wciąż tajemniczych denisowianach. Paleoantropolog Chris Stringer z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie stwierdził, że jeśli żuchwa należy do denisowianina, to wygląda bardziej prymitywnie, niż można się było spodziewać. Ostateczną odpowiedź na pytanie o przynależność gatunkową żuchwy powinny dać badania genetyczne. « powrót do artykułu
  4. W poniedziałek na terenie Białego Domu rozbił się niewielki dron. Odpowiedzialna za bezpieczeństwo prezydenta Secret Service poinformowała właśnie o wynikach prowadzonego przez siebie śledztwa. Okazało się, że sprawca rozbicia drona sam przyznał się do winy. Sprawcą jest pracownik NGA (National Geospatial Intelligence Agency), który przyznał, że pił alkohol w swoim apartamencie w pobliżu Białego Domu i postanowił polatać nowym dronem DJI Phantom, należącym do swojego kolegi. Stracił kontrolę nad pojazdem i rozbił go na trawniku przed Białym Domem. Siedziba prezydenta USA jest co prawda wyposażona we własny system radarowy, jednak nie potrafi on wykryć tak małych obiektów. Secret Service od kilku lat pracuje nad stworzeniem koncepcji systemu obrony przed małymi dronami. NGA to agencja specjalizująca się w wykonywaniu i analizie zdjęć lotniczych oraz satelitarnych. Jest ona w stanie tworzyć w czasie rzeczywistym mapy na potrzeby wojska czy służb ratowniczych. Może dostarczyć szczegółowych danych na temat zniszczeń spowodowanych przez katastrofy naturalne czy dostarczyć załodze samolotu najświeższych informacji o stanie lotniska, na którym planuje się zatrzymać. Rzecznik prasowy NGA poinformował, że pracownik, który rozbił drona, nie obsługuje dronów w ramach swoich obowiązków zawodowych. « powrót do artykułu
  5. Zaledwie dwa tygodnie po premierze Firefoksa 35 Mozilla udostępniła pilną nieplanowaną poprawkę dla swojej najnowszej przeglądarki. Wersja 35.0.1 poprawia błędy, które prowadziły do awarii oprogramowania. Przeglądarka ulegała awarii zarówno podczas startu jak i używania rozszerzenia Steam czy poczty Godaddy. Miała również problemy z wyświetlaniem animacji SVG i CSS, źle obsługiwała opcję zmiany kierunku tekstu. Nieprawidłowo zaimplementowano w niej też Kerberosa. Jeśli nie mamy włączonych automatycznych aktualizacji Firefoksa, poprawkę możemy pobrać z witryny Mozilli. « powrót do artykułu
  6. Apple po raz pierwszy stało się największym sprzedawcą smartfonów na chińskim rynku. W czwartym kwartale ubiegłego roku dzięki popularności urządzeń iPhone 6 oraz iPhone 6 Plus koncern z Cupertino sprzedał w Państwie Środka więcej smartfonów niż jakakolwiek inna firma. Osiągnięcie to jest tym bardziej imponujące, że ceny urządzeń Apple'a są niemal dwukrotnie wyższe od najbliższej konkurencji. Największymi sprzedawcami na rynku chińskim byli w IV kwartale 2014 roku Apple, Xiaomi, Samsung i Huawei. Chińscy producenci smartfonów coraz śmielej wchodzą na rynki zagraniczne. Tymczasem Apple zyskuje coraz silniejszą pozycję w ich kraju. Nie tylko zresztą tam. W listopadzie należało doń aż 33% rynku w Korei Południowej. Cały ostatni kwartał ubiegłego roku był bardzo pomyślny dla Apple'a. Przychody firmy zwiększyły się o 29,5%, głównie dzięki świetnej sprzedaży iPhone'ów. Klienci na całym świecie nabyli aż 74,5 miliona tych urządzeń. Obroty przedsiębiorstwa rok do roku zwiększyły się z 57,6 do 74,6 miliarda dolarów, a zysk netto skoczył o 38%, do 18 miliardów dolarów. « powrót do artykułu
  7. Rozprzestrzenianie chorób zakaźnych, np. grypy, można ograniczyć, szczepiąc na początku najpopularniejsze (czyt. najbardziej wpływowe) osoby w danej sieci społecznej. Grypa pozostaje globalnym problemem zdrowotnym. Rocznie choruje na nią od 3 do 5 mln osób, dlatego zespół z Uniwersytetu w Lancaster postanowił sprawdzić, jak zwiększyć skuteczność akcji szczepienia pracowników służby zdrowia, w przypadku których ryzyko zarażenia pacjenta i od pacjenta jest szczególnie wysokie (rządowym celem jest pułap 75%, ale szczepi się tylko ok. 50% osób). Wykazano, że osoby połączone w sieci społecznej mogą wzajemnie wpływać na swoje zachowanie, nawet jeśli nie są połączone bezpośrednio. Jeśli na indywidualną decyzję o szczepieniu ma wpływ krąg społeczny, mogą powstać klastry niezaszczepionych jednostek, a te będą ułatwiać wybuchy epidemii. Doktorantka Rhiannon Edge, a także doktorzy Thomas Keegan i Rachel Isba postanowili określić wskaźnik szczepienia wśród 253 studentów medycyny, którzy wkrótce sami staną się pracownikami służby zdrowia. Dodatkowo prosili badanych o określenie siły związku ze wszystkimi koleżankami i kolegami. Na apel odpowiedziało 215 studentów (85%). W przypadku tych, którzy tego nie zrobili, założono, że relacja ma charakter zwrotny. W ten sposób odtworzono całą sieć społeczną. Najpopularniejsza osoba miała 57 przyjaciół, najmniej popularna 1, a średnia wynosiła 18. Naukowcy stworzyli model komputerowy i 1500-krotnie przeprowadzili symulację (w każdej losowo wybierano osobę, która wprowadzała wirus do populacji). Pod uwagę brano dwie strategie szczepienia: bazującą na centralności, czyli stopniu, do jakiego ktoś znajduje się pomiędzy innymi osobami w sieci, a także opartą na liczbie połączeń w sieci. Kiedy za pomocą odpowiednich narzędzi wykryliśmy wpływowe jednostki, sprawdzaliśmy, czy ich szczepienie lub nieszczepienie ma różny wpływ na wybuchy [epidemii] grypy w sieci. Jest oczywiste, że pewne osoby mają nieproporcjonalny wpływ na dynamikę choroby. Studium sugeruje, że strategie szczepienia, które obierają na cel dobrze połączone jednostki w obrębie sieci, mogą ograniczyć rozprzestrzenianie chorób zakaźnych. Wyniki symulacji dla obu strategii szybko stawały się zbieżne. W miarę jak rosła liczba zaszczepionych, prawdopodobieństwo zarażenia jednostek było podobne. Uzyskane wyniki stanowią poparcie dla strategii bazujących na centralności, jednak naukowcy sądzą, że w małych, gęsto połączonych populacjach łatwiej będzie wskazać osoby z większą liczbą połączeń. « powrót do artykułu
  8. Delfiny uzdeczkowe (Stenella frontalis) używają swoich głów i pleców do podtrzymywania ciał zmarłych noworodków. Wg portugalskich biologów, zachowanie to można interpretować jako żałobę czy inaczej mówiąc, formę opiekuńczego zachowania w reakcji na śmiertelność okołoporodową. Zespół Filipe Alvesa z Uniwersytetu w Porto opisał na łamach Acta Ecologica dwa przypadki takiego zachowania u wybrzeży Madery. W pierwszym przypadku operator łodzi turystycznej spostrzegł 4 dorosłe S. frontalis, które utrzymywały nieżywe młode na powierzchni, wykorzystując do tego grzbiety i pyski. Po półgodzinie odpłynęły, zostawiając cielę. W drugim przypadku, obserwowanym z pokładu statku badawczego, jeden delfin, prawdopodobnie matka, także utrzymywał młode na powierzchni. W obu przypadkach stan ciała był bardzo dobry, co oznaczało, że cielęta zmarły niedługo wcześniej. Poza tym naukowcy wspominają o 2 innych martwych młodych. Widziano je unoszące się na wodzie, a w pobliżu nie było żadnych delfinów. Tutaj także zwłoki były świeże, co wskazuje na niedawny zgon i dość szybkie porzucenie. Sekcje zwłok ujawniły, że wszystkie cielęta zmarły z przyczyn naturalnych, a nie w wyniku działań człowieka, ataku drapieżnika lub stada, ewentualnie innych gatunków waleni. Biolodzy zdobyli dane nt. długości urodzeniowej, a tych brakuje w literaturze dotyczącej S. frontalis. Podobne zachowania udokumentowano wcześniej u delfinów butlonosych i długopyskich. Różnica polega na tym, że nasze studium wskazuje, że dorosłe delfiny uzdeczkowe zostawiają truchło po krótkim czasie (mierzonym w minutach i godzinach), zaś w przypadku innych delfinów udokumentowano wielodniowe, niekiedy aż do momentu rozpoczęcia rozkładu, przenoszenie zwłok. « powrót do artykułu
  9. Bracia Winklevoss, byli reprezentanci USA w wioślarstwie, którzy oskarżyli Marka Zuckerberga o kradzież pomysłu na Facebooka i w ramach ugody otrzymali od niego kilkadziesiąt milionów dolarów, chcą założyć legalną zarejestrowaną giełdę bitcoinów. Cameron i Tyler, którzy są prawdopodobnie największymi na świecie posiadaczami bitcoinów, uważają, że zarejestrowana giełda będzie chroniła wirtualną walutę przed wielkimi wahaniami cen, atakami hakerów i przestępcami, którzy coraz chętniej ją wykorzystują. W tym celu założyli firmę Gemini i zawarli umowę z dużym nowojorskim bankiem. Winklevossowie mówią, że dzięki ich giełdzie bitcoiny będą znacznie bardziej bezpieczne, można je będzie np. deponować w bankach i będą gwarantowane przez FDIC, czyli odpowiednik polskiego Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Obecnie w firmie Gemini pracuje 14 osób, w tym obaj bracia. Nie wiadomo też, kiedy giełda otrzyma zezwolenie władz. Przesłuchanie przed Wydziałem Usług Finansowych stanu Nowy Jork odbyło się w styczniu ubiegłego roku. Urzędnicy nie podjęli jeszcze decyzji. To prawda, że bitcoin jest obietnicą nowej waluty. Jednak obietnica ta pozostanie jedynie w sferze akademickich rozważań, jeśli nie stworzymy dla waluty bezpiecznego ekosystemu, wolnego od ataków hakerskich, defraudacji i naruszeń zasad bezpieczeństwa - napisali na blogu Winklevossowie. « powrót do artykułu
  10. Mogło by się wydawać, że ktoś taki jak Ross Ulbricht, założyciel czarnorynkowego serwisu Silk Road, potrafi dobrze ukrywać swoje działania. Nic bardziej mylnego. Podczas toczącego się właśnie procesu Ulbrichta zeznawał agent Gary Alford z amerykańskiego urzędu podatkowego (IRS), który pracuje w zespole zwalczającym przestępczość zorganizowaną. Alford zdradził, że wystarczyło proste wyszukiwanie w Google'u by namierzyć i aresztować Ulbrichta. Agent zeznał przed sądem, że wpisał w wyszukiwarce frazę „Silk Road” i sprawdził najstarszy znaleziony wpis. Szczegóły, które tam znalazł pozwoliły na aresztowanie Ulbrichta i zajęcie jego majątku. Alford poinformował, że najstarszy znaleziony wynik wyszukiwania „Silk Road” dotyczył wpisów ze stycznia 2011 roku. Wtedy to na dwóch forach, Bitcointalk.org i Shroomery.org użytkownik o pseudonimie Altoid pytał o Silk Road. Gdy Alford zaczął sprawdzać w wyszukiwarce użytkownika Altoid, okazało się, że posługuje się on mailem rossulbricht@gmail.com. IRS zdobył nakaz sądowy, na podstawie którego Google wydało urzędnikom maile przechowywane pod tym adresem. Pomiędzy marcem a wrześniem 2013 roku IRS zdobył tyle dowodów obciążających Ulbrichta, że mógł przekazać je innym agencjom prowadzącym śledztwo przeciwko Silk Road. Ulbricht został aresztowany w październiku 2013 roku w bibliotece w San Francisco, gdzie za pomocą własnego laptopa prowadził prace administracyjne na Silk Road. Obrońca Ulbrichta twierdzi, że mężczyzna jedynie stworzył Silk Road i szybko przekazał witrynę we władanie innym. Dopiero na krótko przed aresztowaniem miał ponownie podjąć się administrowania witryną. Mieli go do tego zachęcić ludzie, którym przekazał serwis, gdyż czuli, że pali im się grunt pod nogami i szukali kozła ofiarnego. Oskarżenie, które twierdzi, że Ulbricht nie jest kozłem ofiarnym a przypomina raczej tradycyjnego narkotykowego bossa, będzie musiało udowodnić, że mężczyzna przez większość czasu zarządzał Silk Road. Nie będzie to łatwe, gdyż prawdopodobnie korzystał on z publicznych anonimowych połączeń. « powrót do artykułu
  11. Języki tonalne są częstsze w wilgotnych rejonach świata. Międzynarodowy zespół naukowców, w tym specjaliści z Instytutów Psycholingwistyki, Antropologii Ewolucyjnej oraz Matematyki Stosowanej Maxa Plancka, badał wpływ wilgotności na ewolucję języków. Okazało się, że języki tonalne z dużym zakresem emitowanych dźwięków są bardziej rozpowszechnione w wilgotniejszych rejonach globu, a języki nietonalne na obszarach suchych. Dzieje się tak, bo struny głosowe wymagają odpowiedniego środowiska, by wydać właściwy dźwięk. Choć wysokość dźwięku ma znaczenie we wszystkich językach, w jednych liczy się bardziej, a w innych mniej. O ile niemiecki czy angielski da się zrozumieć w monotonnej intonacji robota, o tyle np. z chińskim sprawy mają się inaczej. W językach tonalnych mogą wyrazić siebie tylko ci, którzy potrafią osiągnąć właściwy dźwięk - zaznacza Seán G. Roberts. Mając na uwadze, że nawet przejściowy wzrost wilgotności korzystnie oddziałuje na struny głosowe - wilgoć wpływa na równowagę jonową błon śluzowych, a nawilżone struny głosowe są bardziej elastyczne, co pozwala im drżeć z odpowiednią częstotliwością - akademicy zaczęli podejrzewać, że języki tonalne są rzadsze w suchych rejonach, bo trudno tam wyemitować całą gamę dźwięków, co zwiększa ryzyko niezrozumienia. Naukowcy przeanalizowali 3750 języków z różnych rodzin. Okazało się, że języki tonalne są rzeczywiście rzadsze w suchych rejonach. W odróżnieniu np. od subtropikalnej Azji czy centralnej Afryki, w stosunkowo suchej Europie Środkowej nie rozwinęły się języki tonalne. Klimat najwyraźniej kształtuje sposób wymiany informacji. Nawet drobne oddziaływania mogą być wzmacniane w ciągu życia pokoleń, prowadząc do powstania globalnych wzorców. « powrót do artykułu
  12. Menedżer w NASA powiedziała, że amerykańska agencja kosmiczna, zlecając prywatnym firmom a nie Rosjanom wysyłanie astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną, zaoszczędzi 12 milionów dolarów na jednym astronaucie. Od czasu wysłania promów kosmicznych na emeryturę Amerykanie latają na ISS rosyjskimi statkami. Za wysłanie jednego człowieka Rosjanie wystawiają rachunek w wysokości 70 milionów USD. We wrześniu NASA podpisała ze SpaceX oraz Boeingiem kontrakty na łączną kwotę 6,8 miliarda USD. W ich ramach obie firmy mają opracować technologie pozwalające na wysyłanie astronautów na orbitę. Kathy Lueders, odpowiedzialna w NASA za program lotów załogowych mówi, że agencja spodziewa się, iż za wysłanie jednego astronauty amerykańskie firmy będą żądały średnio 58 milionów USD. „Mam nadzieję, że po 2018 roku nie będę musiał podpisywać żadnego czeku dla Roskosmosu” - mówi szef NASA, Charles Bolden. SpaceX chce wykonać testowy lot bezzałogowy w 2016 roku, a pierwszy lot załogowy ma mieć miejsce na początku 2017 roku. Boeing planuje loty testowe w kwietniu i lipcu 2017, a pierwszy lot załogowy chce wykonać w grudniu 2017 roku. « powrót do artykułu
  13. Naukowcy z Centrum Medycznego Uniwersytetu Cornella (CUMC) zidentyfikowali neurony, które uruchamiają i wyłączają pragnienie. Badacze od lat podejrzewali, że pragnienie jest regulowane przez neurony z narządu podsklepieniowego (ang. subfornical organ, SFO) podwzgórza, jednak trudno im było wskazać, które dokładnie komórki biorą w tym udział. Kiedy specjaliści wykorzystywali prąd do stymulacji różnych części SFO myszy, uzyskiwali sprzeczne rezultaty - opowiada dr Yuki Oka. Zespół z CUMC zaczął więc dywagować, że w SFO istnieją co najmniej 2 typy neuronów, w tym włączające i wyłączające pragnienie. Podczas eksperymentów z elektrostymulacją pobudzano oba rodzaje komórek [naraz], stąd sprzeczne wyniki. By to potwierdzić, doktorzy Oka i Charles S. Zuker posłużyli się bardziej precyzyjną metodą kontrolowania aktywności mózgu - optogenetyką. Tutaj - po wprowadzeniu światłoczułych cząsteczek - naukowcy mogą wpływać wyłącznie na określone zestawy komórek; wystarczy skierować na nie światło. Akademicy zauważyli, że neurony CAMKII (nazwa pochodzi od kinazy typu II zależnej od wapnia i kalmoduliny) aktywują pragnienie, a neurony VGAT (z transporterem pęcherzykowym GABA) je wyłączają. Kiedy Amerykanie pobudzali neurony CAMKII, myszy od razu zaczynały szukać wody i dużo piły. Okazało się, że zachowanie było równie silne u dobrze nawodnionych i odwodnionych gryzoni. Kiedy komórki wyłączano, zwierzęta od razu przestawały pić. Zespół, którego publikacja ukazała się w Nature, zauważył, że neurony CAMKII nie oddziaływały na żerowanie, a wywołane światłem pragnienie dotyczyło tylko wody (nie wpływało na spożycie innych cieczy, np. glicerolu czy miodu). Gdy podczas eksperymentów oświetlano neurony VGAT, odwodnione myszy natychmiast przestawały pić. Łącznie ustalenia te pokazują, że SFO jest systemem dedykowanym do [kontroli] pragnienia - twierdzi Oka. SFO to jedna z nielicznych struktur neurologicznych niezablokowanych przez barierę krew-mózg - ma ona kontakt z krążeniem ogólnym. Niewykluczone więc, że uda się opracować leki na schorzenia związane z pragnieniem. « powrót do artykułu
  14. Najnowszy raport finansowy Microsoftu pokazuje, że wydział urządzeń konsumenckich radzi sobie coraz lepiej. Oczywiście głównym rynkiem koncernu jest i pozostanie rynek oprogramowania, jednak jako ciekawostkę warto odnotować, że telefony Lumia sprzedają się lepiej niż kiedykolwiek, a przychody z tabletów Surface przekroczyły miliard dolarów. Koncern z Redmond przechodzi obecnie istotne zmiany. Jego szef, Satya Nadella, ma do spełniania dwa najważniejsze zadania. Pierwsze z nich to doprowadzenie do udanego debiutu Windows 10 – systemu, który ma działać na jak największej liczbie różnych urządzeń. Drugie to spowodowanie, by klienci indywidualni polubili Windows. Wielkim wyzwaniem jest zatem nie tyle sprzedaż jak największej liczby urządzeń - Microsoft nie jest przecież firmą produkującą hardware – ale zachęcenie deweloperów, by równie energicznie zajęli się produkcją programów dla platformy Windows, co dla iOS-a i Androida. Jeśli zaś chodzi o konkretne wyniki finansowe, to w poprzednim kwartale zysk Microsoftu zamknął się kwotą 5,86 miliarda USD, był zatem o 700 milionów dolarów niższy niż rok wcześniej. Wartość sprzedaży to 26,47 miliarda dolarów (24,52 miliardy przed rokiem). Wyniki te są zgodne z przewidywaniami analityków. Spadek zysku nie jest zaskakujący, gdyż Microsoft wciąż odpisuje koszty przejęcia wydziału produkcji telefonów komórkowych Nokii. Koncern nie tylko zapłacił 7,2 miliarda USD, ale musi wydać kolejne 1,14 miliarda dolarów na niezbędne zmiany i włączenie firmy w swoje struktury. W ubiegłym kwartale Microsoft sprzedał 10,5 milionów smartfonów Lumia. To o 28% więcej niż rok wcześniej. Wzrost sprzedaży napędziły tańsze modele Lumii, na których rynkowy debiut w końcu się zdecydowano. Dobrze sprzedawały się też tablety Surface. Po raz pierwszy klienci wydali na nie w ciągu kwartału ponad miliard dolarów. W sumie przychody wydziału Devices and Consumer wyniosły 12,9 miliarda USD, czyli o 8% więcej niż rok wcześniej. Dobrze radziły sobie też inne wydziały Microsoftu, przede wszystkim firmowe konie pociągowe odpowiedzialne za produkcję oprogramowania dla biznesu, za system operacyjny i pakiet biurowy. Dzięki obniżce ceny i bezpłatnym grom dodawanym do konsoli, sukces odniosły też Xbox 360 i Xbox One, których sprzedało się aż o 214% więcej niż kwartał wcześniej. Duże nadzieje budzą też dobre wyniki wydziału odpowiedzialnego za chmurę obliczeniową. Oferuje on produkty dla biznesu, w tym Office 365 i chmurę Azure. Tego typu usługi są uważane za przyszłość na rynku korporacyjnym, nic więc dziwnego, że giganci IT przywiązują do nich olbrzymią wagę. W ostatnim kwartale wspomniany wydział zanotował 114-procentowy wzrost przychodów. Kwartał wcześniej wzrost wyniósł 128%. Strategia Nadelli może dawać dobre rezultaty, jednak przed menedżerem stoi poważne wyzwanie. Będzie musiał przekonać inwestorów do poważnych zmian dotyczących Windows. System operacyjny jest jednym z głównych źródeł przychodów firmy, tymczasem coraz więcej jego kopii jest udostępnianych bezpłatnie. Już wcześniej koncern zrezygnował z opłat licencyjnych na Windows instalowany na urządzeniach o przekątnej ekranu mniejszej niż 9 cali oraz udostępnił posiadaczom iPada oraz iPhone'a bezpłatny pakiet Office. Przed kilkoma zaś dniami ogłoszono, że posiadacze Windows 7, Windows 8.1 i Windows Phone 8 będą mogli za darmo zaktualizować swój system do Windows 10. Nadella będzie musiał przekonać do tych planów inwestorów, a będzie to tym trudniejsze im mniejsze zyski będzie firma osiągała. Już teraz, po ogłoszeniu najnowszego raportu finansowego, inwestorzy nie byli zachwyceni spadkiem dochodów i akcje firmy staniały o 4,3%. « powrót do artykułu
  15. Badania przeprowadzone przez Międzynarodową Federację Przemysłu Fonograficznego wykazały, że w Norwegii piractwo niemal całkowicie zamarło. Wyniki ankiety przeprowadzonej w grudniu napawają optymizmem. Okazało się, że jedynie 4% Norwegów, którzy nie ukończyli 30. roku życia nielegalnie pobiera pliki z sieci. To jednak nie wszystko. Mniej niż 1% twierdzi, że pirackie pliki są dla nich głównym źródłem muzyki. Jeszcze w 2009 roku do nielegalnego pobierania plików z muzyką przyznawało się aż 80% młodych Norwegów. Co się zmieniło? Wydaje się, że Norwegowie mają większy wybór niż kiedyś. Aż 75% obrotów na norweskim rynku muzycznym trafia do serwisów streamingowych, a z badań IFPI dowiadujemy się, że dla 80% młodych Norwegów serwisy takie są podstawowym źródłem muzyki. Oferujemy usługi, które są lepsze i bardziej przyjazne użytkownikowi niż pirackie platformy. W ciągu ostatnich pięciu lat praktycznie wyeliminowaliśmy piractwo - mówi Marte Thorsby z IFPI. Wprowadziliśmy zdrowy ekonomiczny model. Musimy jednak pamiętać, że serwisy streamingowe dopiero się rozwijają, będziemy więc świadkami dużych zmian na rynku. Młodzi chętnie ich używają. Gdy zaczną ich na większą skalę używać też starsi, na rynku dojdzie do sporych zmian - stwierdziła Thorsby. W roku 2009 Norwegowie wydali na muzykę 592 miliony koron, w tym 89 milionów na muzykę cyfrową. W roku ubiegłym obroty na norweskim rynku muzycznym wyniosły 601 milionów koron, a rynek muzyki cyfrowej warty był 515 milionów. « powrót do artykułu
  16. Archeolodzy prowadzący badania na byłym okręcie flagowym jednego z najsłynniejszych piratów – Czarnobrodego – znaleźli przyrządy medyczne, świadczące o tym, że Czarnobrody dbał o zdrowie swojej załogi. Jednostka, na której prowadzone są badania, to Queen Anne's Revenge. To były francuski statek do przewozu niewolników, który Czarnobrody zdobył w listopadzie 1717 roku. Przejęcie statku przyszło mu z łatwością, gdyż większość jego załogi była chora lub zmarła z powodu choroby. Kilka miesięcy później Queen Anne's Revenge osiadł na mieliźnie w Północnej Karolinie. Czarnobrody i część załogi opuścili jednostkę zabierając większość łupu. Niedługo potem Czarnobrody zginął w bitwie. Queen Anne's Revenge został znaleziony w 1996 roku, a odkryte na nim niedawno przyrządy medyczne wskazują, że zdrowie załogi było ważne dla pirata. W tym czasie marynarze cierpieli na wiele chorób, musieli zmagać się z ranami, problemami z zębami czy oparzeniami. Czarnobrody, po zdobyciu na Francuzach swojej jednostki flagowej, zwolnił większość francuskiej załogi, ale zatrzymał sobie trzech lekarzy i kilku innych specjalistów. Archeologom udało się nawet ustalić nazwiska tych lekarzy. Najciekawszym jednak znaleziskiem są przyrządy, które mieli oni ze sobą. Na wraku znaleziono m.in. strzykawkę do cewki moczowej. Analizy wykazały, że była w niej rtęć, zatem archeolodzy przypuszczają, że mogła ona być używana do leczenia syfilisu. Odkryto też pozostałości dwóch lewatyw. Nie zbadano jeszcze ich wnętrza, nie wiadomo zatem, w jakim celu były stosowane. Z kolei niewielka miseczka z rączką była prawdopodobnie stosowana przy upuszczaniu krwi. Archeolodzy odnaleźli też moździerz i odważniki wykorzystywane przy wytwarzaniu leków oraz pojemniki na lekarstwa. Niektóre z wydobytych przedmiotów mogły mieć zarówno zastosowania medyczne jak i niemedyczne. Naukowcy mówią, że srebrna igła czy nożyczki mogły być przydatne podczas operacji. Podobnie jak zestaw zacisków, który mógł służyć do ograniczania utraty krwi w czasie amputacji. Jednak oprócz przyrządów medycznych Czarnobrody potrzebował też lekarstw. Wiadomo, że w 1718 roku, gdy przez tydzień blokował port w Charleston w Południowej Karolinie, udało mu się przechwycić statek, który usiłował prześliznąć przez blokadę. Czarnobrody zażądał, by w zamian za wydanie załogi przysłano mu skrzynię z lekami i zagroził, że w przeciwnym razie wyśle gubernatorowi głowy więźniów. Żądanie pirata zostało spełnione. Czarnobrody zginął w listopadzie 1718 roku w walce ze ścigającymi go okrętami brytyjskiej Marynarki Wojennej. « powrót do artykułu
  17. Australijski rybak David Guillot złowił rzadkiego płaszczaka (Chlamydoselachus anguineus), prymitywnego rekina z rodziny płaszczakowatych. Warto dodać, że ta monotypowa rodzina obejmuje tylko dwa współcześnie żyjące gatunki. Angielska nazwa ryby - rekin falbankowy (frilled shark) - nawiązuje do sześciu par szczelin skrzelowych. Łeb tego stworzenia wyglądał jak obiekt z horroru - opowiadał rybak w wywiadzie udzielonym Fairfax Radio. Guillot łowił trawlerem w pobliżu Lakes Entrance, gdy z wody głębokiej na ok. 1,1 km wyciągnął mierzącego 1,5 m rekina. Przez dziwną "aparycję" początkowo myślał, że to nowy gatunek. Zasięg występowania płaszczaków w okolicach stoków kontynentalnych Oceanów Spokojnego i Atlantyckiego jest duży, ale i nieregularny. Choć Ch. anguineus chwytano na głębokości 1570 m, poniżej 1200 m spotyka się je rzadko. Rekiny te rzadko padają ludzkim łupem, bo ich habitaty znajdują się zazwyczaj na terenach, gdzie rybołówstwo jest zabronione. Czasem jednak płaszczaki można znaleźć na tajwańskich targowiskach. Płaszczaki mają 25 rzędów zębów, w sumie ok. 300 sztuk. Żywią się kałamarnicami i rybami. Ich ciąża trwa circa 3,5 roku, bo płody rosną tylko ok. 1,4 cm miesięcznie. Egzemplarz złowiony przez Guillota nie przeżył długo, więc rybak przekazał go CSIRO. « powrót do artykułu
  18. Znany dziennikarz IT, Mike Elgan, studzi zapał związany z prezentacją technologii HoloLens i twierdzi, że to nie ona jest czymś, co powinno zwrócić naszą uwagę podczas ostatniej konferencji Microsoftu. HoloLens to produkt badawczy. Microsoft od 20 lat opracowuje tego typu rzeczy. W Microsoft Research widziałem perfekcyjną technologię zamiany tekstu w głos, w której można było wykorzystać głos dowolnej osoby. Oni zrobili demo z głosami celebrytów. Widziałem projekty, w których badacze z Microsoft Research wykorzystali kamery do tworzenia w czasie rzeczywistym animowanych awatarów. Widziałem projekty badawcze takie jak system sztucznej inteligencji, który przeczesywał słowniki, by zrozumieć zależności pomiędzy wyrazami i dzięki temu 'zrozumieć' świat. A wszystko to widziałem 15 lat temu. Jednak żaden z tych niesamowitych produktów nie zadebiutował na rynku - pisze Elgan. Jego zdaniem w chwili, gdy HoloLens trafi do sprzedaży, na rynku będzie już wiele podobnych produktów innych firm. Jego zdaniem prawdziwą rewolucją, na którą jednak mało kto zwrócił uwagę, jest SurfaceHub. To wielki wyświetlacz typu all-in-one zbudowany z myślą o przedsiębiorstwach. Wyświetlacz z zamkniętym wewnątrz komputerem z Windows 10 będzie sprzedawany w 2 rozmiarach – 55 cali i 84 cale. SurfaceHub to urządzenie dotykowe, z którego można korzystać za pomocą gestów, dotyku, piórka i klawiatury. Wyposażono je w dwie szerokokątne kamery 1080p, mikrofon, czujniki ruchu i dotyku. Urządzenie korzysta z zaawansowanego interfejsu, który precyzyjnie obsługuje jednocześnie do 100 punktów dotyku. To oznacza, że z wyświetlacza może korzystać jednocześnie wiele osób. Jako, że jest on kontrolowany przez Windows, producent dostarcza go z pakietem MS Office, One Note i Skype for Business. W podstawowej konfiguracji SurfaceHub jest więc jednocześnie wielkim wielodotykowym wyświetlaczem komputerowym, telewizorem, systemem wideokonferencyjnym, komputerem, telefonem i systemem prezentacyjnym. Spełnia zatem wszystkie zadania potrzebne w sali konferencyjnej przedsiębiorstwa, pracowni projektowej inżyniera czy gabinecie prezesa firmy. Urządzenie to dzieło grupy Perceptive Pixel. W 2012 roku Microsoft przejął firmę Perceptive Pixel, która specjalizowała się w produkcji wielkich wyświetlaczy na potrzeby wojska czy mediów. Szef Perceptive Pixel używa SurfaceHuba ustawionego niemal poziomo, lekko pochylonego jak stół projektowy. I prawdopodobnie właśnie w tym widzi Elgan przełomowe zastosowanie. Urządzenie może bowiem zastąpić wszyskie lub niemal wszystkie urządzenia i przedmioty, które mamy obecnie na biurku. Może być jednocześnie biurkiem, komputerem, notatnikiem, telefonem czy odtwarzaczem muzycznym. Elgan sądzi, że w przyszłości może zastąpić też telewizor, a raczej telewizory będą tworzone na wzór SurfaceHuba. Obecnie urządzenie trafia wyłącznie do przedsiębiorstw, jest zbyt drogie na rynek konsumencki. Niewykluczone jednak, że w ciągu najbliższych lat jego cena spadnie na tyle, że zaczną go kupować osoby indywidualne. Gigantyczny dotykowy all-in-one to rewolucyjna platforma komputerowa, która w najbliższych latach będzie coraz bardziej popularna. Obecnie bardziej służy ona do pracy niż do zabawy. Ale ma coś, czego nie ma HoloLens: to gotowy produkt i będzie sprzedawany już w bieżącym roku - pisze Elgan. Trzeba jednak pamiętać, że SurfaceHub nie jest oryginalnym pomysłem Microsoftu. Wielokrotnie w przeszłości pokazywano podobne rozwiązania, a sam Microsoft już w 2007 roku zaprezentował urządzenie Surface. Tym razem jednak mamy do czynienia z urządzeniem, które korzysta z popularnego systemu operacyjnego, szerokiej gamy profesjonalnego oprogramowania i jest gotowe do rynkowego debiutu. « powrót do artykułu
  19. Niewykluczone, że zanieczyszczenie środowiska zmniejsza gęstość kości prącia (bakulum) niedźwiedzi polarnych. Christian Sonne z Uniwersytetu w Aarhus już wcześniej wykazał, że niedźwiedzie z wyższym poziomem halonów w organizmie mają mniejsze jądra i mniejsze kości prącia. Teraz Duńczycy zademonstrowali, że polichlorowane bifenyle (PCB) wiążą się ze zmniejszoną gęstością bakulum. Autorzy publikacji z pisma Environmental Reserach uważają, że może to przeszkadzać, a nawet wykluczać kopulację. Choć Konwencja sztokholmska w sprawie trwałych zanieczyszczeń organicznych weszła w życie 17 maja 2004 r., PCB wolno się rozkładają, a w Arktyce występują szczególnie wysokie ich stężenia. By sprawdzić, jaki ma to wpływ na spółkowanie niedźwiedzi polarnych, zespół Sonnego nawiązał współpracę z badaczami z Kanady. Naukowcy badali gęstość kości penisa 279 samców z północno-wschodniej Grenlandii i Kanady (niedźwiedzie urodziły się w latach 1990-2000 i reprezentowały 8 subpopulacji Ursus maritimus). To kość zabierana przez miejscowych myśliwych, którzy polują zarówno dla trofeów, jak i pożywienia. W ten sposób uzyskują dowód, że rzeczywiście zastrzelili niedźwiedzia. Akademicy przeprowadzili densytomerię, a następnie zestawili uzyskane wyniki z danymi z literatury nt. zanieczyszczenia (zdecydowano się na ten krok, bo nie dysponowano poziomami czynników zaburzających funkcje endokrynne - ang. endocrine disruptors, ED - od tych samych osobników). Okazało się, że istniała korelacja między wysokim poziomem PCB i niską gęstością bakulum. Ta ostatnia spadała jako funkcja koncentracji PCB; związkowi blisko było do istotności statystycznej. Co ważne, zaobserwowano gradienty południkowy i równoleżnikowy zarówno gęstości bakulum, jak i poziomu ED. Niedźwiedzie z zachodniej Zatoki Hudsona miały najwyższą gęstość mineralną kości i najniższe stężenie ED, podczas gdy u osobników z północno-wschodniej Grenlandii stwierdzano odwrotną konfigurację tych wskaźników. Sonne obawia się interakcji ocieplenia klimatu i zanieczyszczeń. Gdy pokrywa lodowa ulega pofragmentowaniu i zmniejszeniu, niedźwiedziom trudniej jest żerować, a we krwi szczupłych osobników krąży więcej zanieczyszczeń. W najbliższej przyszłości Duńczycy chcą sprawdzić, czy stres pokarmowy i zanieczyszczenia napędzają zmianę ewolucyjną u niedźwiedzi. Sonne sądzi, że skoro związki chemiczne zabiły w ciągu kilkudziesięciu lat wiele drapieżników, mogły zmienić ich kod genetyczny. « powrót do artykułu
  20. W najnowszym numerze Cell opublikowano artykuł, z którego dowiadujemy się, że przez kilkadziesiąt lat w medycynie pokutował niewłaściwy pogląd na temat pewnej grupy enzymów. Uznawano je za wspomagające rozwój guzów nowotworowych i prowadzono badania w kierunku ich wyciszania, gdy tymczasem enzymy te blokują rozwój guzów, należy więc starać się pobudzać ich działanie. Kinaza białkowa C (PKC) jest katalizatorem wielu funkcji komórkowych, w tym i takich związanych z rozwojem nowotworów. W przeszłości odkryto, że jest ona receptorem dla estrów forbolu, stwierdzono zatem, że aktywacja PKC przez te estry wspomaga rozwój guzów nowotworowych. Przez trzydzieści lat badacze próbowali walczyć z nowotworami za pomocą tłumienia bądź blokowania sygnałów PKC, jednak chemioterapie nakierowane na PKC nie dawały dobrych wyników - mówi główna autorka badań, profesor AlexandraNewton z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego. Pracująca w zespole Newton Corina Antal szczegółowo przyjrzała się 8% z ponad 550 mutacji PKC zidentyfikowanych w komórkach nowotworowych. Ze zdumieniem odkryła, że większość z tych mutacji osłabia bądź całkowicie blokuje PKC, a żadna z nich nie prowadzi do większej aktywności tego białka. Mutacje blokowały sygnały, zapobiegały stworzeniu prawidłowej struktury enzymu lub blokowały jego zdolności katalityczne. Gdy naukowcy naprawili zmutowane PKC w laboratoryjnej hodowli komórek okrężnicy, okazało się, że prawidłowo działające PKC blokuje rozwój nowotworu. Zespół Newton mówi, że być może prawidłowo działające PKC tłumi sygnały z niektórych onkogenów. Gdy PKC nie działa prawidłowo, sygnały te są silniejsze, co przyspiesza rozwój guza. Dotychczasowe próby blokowania aktywności PKC okazały się chybioną strategią podczas testów klinicznych. Co więcej, podawanie inhibitorów PKC w czasie chemioterapii wiąże się ze zmniejszoną odpowiedzią na leczenie. Jeśli weźmiemy pod uwagę wyniki naszych badań, to nie ma w tym nic dziwnego. Nasze badania sugerują bowiem, że trzeba iść w przeciwnym kierunku - należy opracować strategie mające na celu odzyskanie aktywności PKC, a nie jego stłumienie. Czyli coś przeciwnego, niż obecnie się robi - mówi profesor Newton. « powrót do artykułu
  21. Przedstawiciele New Hampshire Fish and Game Department (NHF&G) chcą ograniczyć lub wyeliminować proceder wabienia baribali czekoladą. Parę miesięcy temu znaleziono bowiem 4 niedźwiedzie, które zmarły po przedawkowaniu teobrominy. We wrześniu w obrębie ok. 15 m od pułapki, gdzie myśliwy umieścił niemal 45 kg czekolady i pączków, znaleziono 4 martwe baribale, w tym 2 młode. Sekcja zwłok przeprowadzona na Uniwersytecie New Hampshire wykazała, że przyczyną zgonu było przedawkowanie teobrominy. Jak tłumaczy Kent Gustafson, kierownik Programu Dzikiej Przyrody w NHF&G, w jesiennym sezonie łowieckim baribale nie mogą się oprzeć czekoladzie, bo budują zapasy tkanki tłuszczowej przed hibernacją. "Spodziewam się, że gdzieś w przyszłym miesiącu zaproponujemy sposób poradzenia sobie z tym problemem". Wśród rozważanych rozwiązań znajdują się całkowity zakaz wykorzystywania czekolady w pułapkach na baribale lub pozwolenie na stosowanie jej w ograniczonych ilościach (w postaci nadzienia w pączkach lub czekoladowej posypki na innych słodyczach). Gustafson dodaje, że choć to pierwsze przypadki w New Hampshire, przez czekoladę ginęły już niedźwiedzie i szopy pracze z Michigan. « powrót do artykułu
  22. Zdolność do wyczuwania umami, zwłaszcza w starszym wieku, może mieć związek z lepszym zdrowiem ogólnym. Zespół z Uniwersytetu Tohoku w Sendai opracował test wrażliwości smaku. Zbadano nim 44 osoby (wszystkie zgłosiły się do kliniki z subiektywnymi objawami hipogeuzji, czyli obniżonej wrażliwości na bodźce smakowe). Okazało się, że starsi pacjenci, którzy stracili smak umami, narzekali również na utratę apetytu i wagi. Wzmacnianie przepływu śliny stymulowało ich kubki smakowe i poprawiało zwyczaje żywieniowe. Jak podkreślają autorzy publikacji z pisma Flavour, osoby, które miały problem z wyczuciem umami, nie jadły normalnie i twierdziły, że pokarm przestał im już smakować. Wszyscy ci ludzie mieli ponad 65 lat, dlatego utratę smaku można zinterpretować jako skutek starzenia. Naukowcy dodają jednak, że winę da się również przypisać chorobom i efektom ubocznym zażywanych leków. Co istotne, większość seniorów z utratą smaku umami cierpiała na choroby układowe, takie jak cukrzyca, choroby przewodu pokarmowego i/lub depresja, a także choroby jamy ustnej, np. kandydozę, wrzodziejące zapalenie jamy ustnej i/lub kserostomię. Japończycy zauważyli, że podawanie kombuczy (herbaty z wodorostów) wspomagało przepływ śliny, a to z kolei miało korzystny wpływ na odczuwanie smaku. Kiedy naukowcy zbadali wydzielanie z drobnych gruczołów ślinowych 11 zdrowych mężczyzn w średnim wieku 31 lat i uporządkowali poszczególne smaki w zależności od siły wyzwalanej reakcji, otrzymali następujący ciąg: glutaminian sodu (umami) > kwas cytrynowy (smak kwaśny) > NaCl (smak słony) = sacharoza (słodycz) = chinina (smak gorzki). Japończycy zauważyli, że wzrost ślinienia w odpowiedzi na umami był długotrwały, podczas gdy stymulacja kwasem zanikała niemal natychmiast. Mając to wszystko na uwadze, Japończycy zaproponowali, by do usuwania związanej z suchością w ustach hipogeuzji stosować bogatą w glutaminian sodu kombuczę. Ślina zawiera bowiem dużo mucyny, która nawilża jamę ustną i utrzymuje kubki smakowe w dobre kondycji. Ponieważ receptory umami występują również w przewodzie pokarmowym, może to oznaczać, że odgrywają one pewną rolę w trawieniu. « powrót do artykułu
  23. Amerykańskie lotnictwo wojskowe (US Air Force) to kolejna organizacja, po instytucjach z Francji, Chile i Nowej Zelandii, która w jednym miejscu udostępniła dokumentację dotyczącą UFO. Co prawda odtajnionymi dokumentami można było zapoznawać się od pewnego czasu, jednak nie było to proste. Mikrofilmy udostępnia Archiwum Narodowe w Waszyngtonie, wiele z nich zostało skopiowanych na różnego rodzaju witryny, niektóre płatne. Teraz w jednym miejscu można zapoznać się ze 130 000 stron dokumentów odtajnionych przez USAF. A stało się to możliwe dzięki uporowi i wieloletnie pracy jednego człowieka, Johna Greenewalda. To on prowadzi witrynę Project Blue Book Collection która była największym źródłem informacji na temat programu Blue Book prowadzonego w latach 1947-1969 we Wright-Patterson Air Force Base. Witryna Greenewalda zawiera dokumenty z Project Blue Book, Project Sign oraz Project Grudge. To oficjalne nazwy programów badawczo-śledczych prowadzonych przez amerykańskich wojskowych w sprawie niezidentyfikowanych obiektów latających. Przed 15 laty Greenewald, miłośnik historii, zwrócił do się wojskowych z żądaniem odtajnienia informacji na podstawie słynnego Freedom of Information Act (FOIA). Pierwsze dokumenty, jakie otrzymał, tylko wzmogły jego ciekawość. Dotyczyły one spotkania z UFO w 1970 roku nad Iranem. W ciągu tych 15 lat wystosował do wojska około 5000 żądań FOIA. Projekt Blue Book został oficjalnie zakończony w 1969 roku, gdyż stwierdzono, że nie przyniósł on żadnych użytecznych informacji, a podczas badań przypadków zauważenia UFO nie stwierdzono, by stanowiły one zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju. USAF twierdzi, że od tamtej pory nie prowadzi badań UFO. Ale Greenewald nie wierzy tym zapewnieniom, szczególnie biorąc pod uwagę fakt olbrzymią liczbę wyedytowaych, niewidocznych fragmentów w dokumentach, które otrzymuje. Nie wierzę w oficjalne zapewnienia. Myślę, że dzieje się coś ważnego. Jeszcze przez jakiś czas nie dowiemy się, jak ważnego, gdyż to rząd ustala zasady. Trudno rozgrywać grę z kimś, kto jednocześnie ustala zasady i sędziuje - mówi Greenwald. Badacz dodaje,że kto, jeśli nie amerykańskie wojsko miałby dowiedzieć się, czym są niezidentyfikowane obiekty latające. « powrót do artykułu
  24. Analizując tłumaczenia tekstów z Mezopotamii, naukowcy natrafili na dowody zespołu stresu pourazowego z czasów X dynastii, zwanej również asyryjską (1300-606 p.n.e.). Wg specjalistów, świadectwa żołnierzy nawiedzanych przez duchy, z którymi zmierzyli się w bitwie, pasują do współczesnej diagnozy PTSD. Stąd wniosek, że PTSD (od ang. posttraumatic stress disorder) jest zapewne tak samo stare, jak ludzka cywilizacja. Prof. Jamie Hacker Hughes z Anglia Ruskin University i dr Walid Abdul-Hamid z North Essex Partnership University NHS Foundation Trust napisali artykuł, który ukazał się w piśmie Early Science and Medicine. Hughes przypomina, że dotąd za autora pierwszego opisu zespołu stresu pourazowego uznawano Herodota. Historyk wspominał o mutyzmie, który rozwinął się u włócznika Epizelusa po bitwie pod Maratonem. Ponadto wojownik miał nagle stracić wzrok w obojgu oczu, choć nikt go nie dotykał. W swojej publikacji Brytyjczycy powołują się m.in. na doniesienia o królu elamickim, którego umysł się zmienił, co oznacza, że rozwinęło się zaburzenie. Psychiatrzy uważają, że mógł cierpieć właśnie na PTSD. W owych czasach mężczyźni co trzeci rok spędzali w wojsku. W pierwszym roku 3-letniego cyklu walczyli, w drugim brali udział w pracach publicznych, a w trzecim poświęcali się rodzinie. Urazy - związane z rolnictwem, przemysłem czy wojaczką - były częścią życia codziennego w cywilizacjach starożytnego Iraku. Specjalizujący się w diagnozie i leczeniu ašipus pracowali dla armii zwłaszcza w okresie asyryjskim, a większość medycznych dokumentów klinowych dotyczy właśnie ran wojennych. Warto pamiętać, że starożytni żołnierze musieli się obawiać mieczy, kamieni z proc czy strzał. Ryzyko zgonu lub bycia świadkiem czyjejś śmierci wydaje się głównym źródłem psychologicznej traumy. Poza tym rany, które dziś łatwo zoperować, były wtedy często śmiertelne. Wszystkim tym czynnikom można przypisać rozwój PTSD i innych zaburzeń stresowych [...]. Ten artykuł pokazuje, że na długo przed erą Greków i Rzymian, przed czasami Abrahama i biblijnych królów Dawida i Salomona i współcześnie do faraonów w starożytnej Mezopotamii można było dostrzec pobitewne objawy stresu pourazowego. PTSD zdecydowanie nie jest niczym nowym. Szczególnie ważne jest to, że dowody pochodzą z kolebki cywilizacji. Hughes podkreśla, że żołnierze wspominali o słyszeniu/widywaniu przemawiających do nich duchów, które mogły być zjawami ludzi zabitych w bitwie. Tego samego doświadczają współcześni żołnierze, biorący udział w walce wręcz. « powrót do artykułu
  25. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego donieśli na łamach ACS Nano o pierwszych testach mikroskopijnych „maszyn”, które dzięki własnemu napędowi poruszały się w ciele zwierzęcia. Testy przeprowadzono na myszach, a maszyny dostarczyły nanocząstki do wyściółki żołądka zwierząt. Dotychczas tego typu urządzenia były testowane jedynie na hodowlach komórek. „Maszyny” stworzone przez profesorów Liangfanga Zhanga i Josepha Wanga to 20-nanometrowej długości tuby z polimeru pokrytego cynkiem. Podano je myszom w pokarmie. Po trafieniu do żołądka, cynk w tamtejszym środowisku zaczął wytwarzać bąbelki wodoru. W ten sposób tuby zostały napędzone, przemieściły się w kierunku wyściółki żołądka i przyczepiły się do niej. Gdy rozpuściły się w kwasie żołądkowym, ich ładunek trafił bezpośrednio do wyściółki. Technika ta może być skuteczną metodą leczenia wrzodów żołądka i innych chorób. W swoim artykule uczeni zaznaczają, że konieczne są dalsze badania nad wydajnością i funkcjami podobnych „maszyn” w organizmach żywych. Ich prace są pierwszym, niezwykle ważnym krokiem w tym kierunku. Pomysł wprowadzania niewielkich leczących maszyn do ciała człowieka został przedstawiony w 1959 roku przez wybitnego fizyka Richarda Feynmana. W 1959 roku podczas wykładu dla Amerykańskiego Towarzystwa Fizycznego Feynman mówił: To co prawda bardzo dziwny pomysł, ale niezwykle interesującą operacją byłaby taka, podczas której połykałoby się chirurga. Wprowadzasz mechanicznego chirurga do krwioobiegu, on dostaje się do serca i tam się rozgląda. Znajduje wadliwą zastawkę i ją operuje. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...