Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37615
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Przed trzema laty głośno było o wyroku w sporze pomiędzy Apple'em a Samsungiem. Wówczas to sąd uznał Samsunga winnym wszystkich zarzucanych mu naruszeń i skazał na miliard dolarów odszkodowania. Teraz w tej sprawie wypowiedział się sąd wyższej instancji. Najważniejszą częścią orzeczenia, wydanego właśnie przez Sąd Apelacyjny dla Okręgu Federalnego jest stwierdzenie, że ogólny wygląd iPhone'a jest tak integralną częścią wyglądu wszystkich smartfonów z ekranem dotykowym, że Apple nie może zakazywać Samsungowi używania tego samego ogólnego wyglądu. Sąd przypomniał, że prawo patentowe stanowi, iż wygląd można chronić tylko tam, gdzie nie służy celom użytkowym. A to oznacza, np. że nie można zabronić innym firmom umieszczenia logo na produkcie, gdyż jest to użytkowa część projektu wyglądu urządzenia. Sąd stwierdził, że kształt iPhone'a służy celom użytkowym. W szczególności zaś prostokątna forma i zaokrąglone rogi ułatwiają wyjmowanie i wkładanie urządzenia do kieszeni oraz zwiększają jego wytrzymałość. Służą zatem celom użytkowym. Płaska powierzchnia ułatwia operowanie palcami, metalowa obudowa chroni szklany wyświetlacz, użytkowe są też kropki pojawiające się na dole ekranu w interfejsie iPhone'a, gdyż informują one użytkownika z ilu stron składa się ekran aplikacji. Sąd przypomniał, że podczas przesłuchań jeden z menedżerów Apple'a przyznał, że ogólny wygląd poprawia jakość iPhone'a. Sąd apelacyjny częściowo odrzucił wcześniejszy wyrok sądu federalnego. Podtrzymał jednak go w części dotyczącej naruszenia przez Samsunga wielu patentów Apple'a. We wcześniejszym wyroku Samsungowi nakazano wypłacenie Apple'owi 980 milionów dolarów odszkodowania, w tym 382 milionów za naruszenie tzw. „handlowego wyglądu iPhone'a”. Teraz sąd będzie musiał zdecydować, jaką część odszkodowania ma Samsung rzeczywiście zapłacić. Wojna prawna pomiędzy Apple'em a Samsungiem rozpoczęła się w 2011 roku. Oba koncerny rozpoczęły spory sądowe w wielu krajach. W 2014 roku zgodziły się na zakończenie wszelkich sporów prowadzonych poza USA. « powrót do artykułu
  2. Większe kapsułki przenoszące przeszczepiane komórki beta wysp trzustkowych są bardziej biokompatybilne. Jak tłumaczą naukowcy z Uniwersytetu Illinois w Chicago (UIC), w żelowych kapsułkach umieszcza się komórki wysp trzustkowych. W półprzenikalnej błonie znajdują się pory, dzięki którym produkowana insulina wydostaje się na zewnątrz, a substancje odżywcze wnikają do środka. Otwory mają taką wielkość, by nie mogły się przez nie przedostawać komórki układu opornościowego, co eliminuje konieczność zażywania przez chorych z cukrzycą typu 1. leków immunosupresyjnych. W czasie wczesnych testów klinicznych zaobserwowano niestety pewien problem - tworzenie na powierzchni kapsułek tkanki bliznowatej, hamującej napływ tlenu i substancji odżywczych. Wg naukowców, rozwiązaniem może jednak być powiększenie sfer. [...] To odkrycie zmienia wszystko, co myśleliśmy o biokompatybilności wszczepianych kapsułek. Zawsze sądziliśmy, że do enkapsulacji komórek konieczne są małe sfery; [niewielki rozmiar] minimalizuje bowiem odległość dyfuzji insuliny do krwiobiegu. Teraz jednak wiemy, że biokompatybilność małych sfer nie jest nawet zbliżona do parametrów większych kapsułek - opowiada dr Jose Oberholzer. Najnowsze badanie, zrealizowane we współpracy z MIT-em, wykazało, że kapsułki wykonane z innych materiałów o średnicy 1,5 mm bądź większej (w poprzednich testach klinicznych wykorzystywano sfery o średnicy 0,1-1 mm) wyzwalają słabszą reakcję układu odpornościowego, a na ich powierzchni powstaje mniej tkanki bliznowatej. W serii eksperymentów prowadzonych na myszach, a później na nieczłowiekowatych naczelnych zademonstrowano, że makrofagi niemal ignorowały kapsułki o średnicy 1,5 mm i większe, podczas gdy sfery mniejsze były rozpoznawane i atakowane. W mysim modelu cukrzycy zwierzęta leczone kapsułkami o średnicy 1,5 mm i większymi zachowywały prawidłowy poziom glukozy nawet do 180 dni, a więc 5-krotnie dłużej niż zwierzęta, którym aplikowano sfery o wielkości 0,5 mm. Wykorzystując urządzenie mikroprzepływowe opracowane na UIC, akademicy wprowadzali niewielkie ilości glukozy do kanału zawierającego enkapsulowane komórki wysp trzustkowych. Mierzono ilość i przemieszczanie wydzielanej insuliny w czasie rzeczywistym. Ekipa wykazała, że szczurze komórki zamknięte w 1,5-mm żelowych sferach były w stanie wyczuć cukier i zareagować, produkując insulinę bez znaczącego opóźnienia w dyfuzji, w porównaniu do komórek z 0,5-mm sfer. Kolejnym krokiem zespołu Oberholzera ma być ocena bezpieczeństwa i skuteczności większych sfer w ramach testów klinicznych. « powrót do artykułu
  3. Hydrożel wypełniony wchłaniającymi toksyny nanogąbkami może pomóc w leczeniu zakażeń skóry i ran metycylinoopornym gronkowcem złocistym (ang. methicillin-resistant Staphylococcus aureus, MRSA). Podczas badań naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego stwierdzili, że u myszy zakażonych MRSA hydrożel z nanogąbkami minimalizował powiększanie zmian skórnych, w dodatku bez antybiotyków. Studium opublikowane w piśmie Advanced Materials jest kontynuacją eksperymentów z 2013 r., które zademonstrowały, że nanogąbki absorbują toksyny bakteryjne w krwiobiegu, nim dotrą one do pierwotnego celu - erytrocytów. Amerykanie zmieszali nanogąbki, będące nanocząstkami absorbującymi toksyny produkowane przez MRSA, pałeczki okrężnicy (Escherichia coli) i inne lekooporne bakterie, z hydrożelem. Hydrożel utrzymuje nanogąbki, tak że mogą one usuwać szkodliwe substancje z zakażonego miejsca. By uzyskać potężną formułę do leczenia miejscowych zakażeń bakteryjnych, połączyliśmy mocne strony dwóch materiałów - nanogąbek i hydrożelów. Same nanogąbki trudno wykorzystać w konkretnym fragmencie tkanki, bo bardzo szybko rozchodzą się do innych części ciała. Dzięki integracji z hydrożelem możemy je utrzymać w okolicach infekcji - wyjaśnia prof. Liangfang Zhang. Ponieważ nie stosuje się antybiotyków, lekooporność nie wpływa na uzyskiwanie rezultaty. Nie ma raczej też zagrożenia rozwojem lekooporności. Jednym ze sposobów eliminowania antybiotykoopornych zakażeń jest usuwanie toksyn, które działają zarówno jak broń, jak i tarcza dla produkujących je bakterii. Dywagujemy, że bez toksyn bakterie stają się znacznie słabsze i obnażone, co pozwala układowi odpornościowemu na łatwiejsze ich zniszczenie bez antybiotyków. Jak działa hydrożel z nanogąbkami? Kalifornijczycy tłumaczą, że nanogąbki to nanocząstki pokryte błonami erytrocytów. Ponieważ czerwone krwinki są celem toksyn MRSA, powłoka przyciąga szkodliwe substancje i w ten sposób eliminuje je z krążenia. Istotne jest to, że hydrożel może utrzymać miliardy nanogąbek na milimetr, co ułatwia skoncentrowanie się na zakażonym miejscu. Pory hydrożelu są na tyle małe, by nanogąbki nie mogły przez nie uciec, a jednocześnie na tyle duże, by toksyny dostały się do środka i przyłączyły do nanogąbek. Podczas eksperymentów Amerykanie zademonstrowali, że u myszy zmiany skórne wywoływane przez MRSA były o wiele mniejsze, gdy ranę pokryto hydrożelem z nanogąbkami. Po wstrzyknięciu hydrożelu do zakażonego miejsca obserwowaliśmy wchłanianie toksyn bakteryjnych i zapobieganie dalszemu uszkodzeniu tkanek krwi, skóry i mięśni. O tym, że hydrożel skutecznie przytrzymuje nanogąbki, świadczył fakt, że dwa dni po podskórnej iniekcji w miejscu zastrzyku nadal znajdowało się ok. 80% nanogabek. Gdy iniekcję wykonano bez hydrożelu, po 2 godzinach w zakażonych okolicach pozostało zaledwie 20% nanogąbek. « powrót do artykułu
  4. Beton, najpowszechniej używany materiał budowlany, z czasem pęka. W pęknięcia wnika woda, która nie tylko rozsadza beton, ale gdy dotrze do metalowych elementów wzmacniających konstrukcję, powoduje ich korozję, osłabienie, a to może doprowadzić do zawalenia się budowli. Jednak problemy te być może zaczną odchodzić w przeszłość, a wszystko dzięki pracom profesora Henka Jonkersa z Uniwersytetu Technologicznego w Delft, w Holandi. Profesor Jonkers to... mikrobiolog. W 2006 roku technolodzy zajmujący się betonem zapytali go, czy możliwe byłoby stworzenie betonu, który dzięki bakteriom sam by się naprawiał. Uczony przez trzy lata szukał odpowiednich mikroorganizmów, a gdy je znalazł, przystąpił z nimi do pracy. Potrzebujesz bakterii, które przeżyją w trudnych warunkach panujących w betonie. To podobny do skały bardzo suchy materiał - mówi Jonkres. Beton ma odczyn silnie zasadowy, dlatego też uczony wybrał bakterie z rodzaju Bacillus (Laseczka). Rozwijają się one w środowisku zasadowym i tworzą spory, które przez dziesięciolecia potrafią przetrwać bez dostępu do pożywienia czy tlenu. Kolejnym wyzwaniem jest spowodowanie, by po aktywacji przez wodę, bakteria produkowała materiał naprawiający pęknięcia, w tym przypadku wapień - wyjaśnia Jonkers. Bakteria potrzebuje źródła pożywienia, bez niego nie powstanie wapień. Jednym z potencjalnych źródeł są cukry, jednak dodawanie ich do betonu powoduje, że staje się on miękki i słaby. Po licznych eksperymentach Jonkers wybrał mleczan wapnia, który zamknął wraz z bakteriami w kapsułkach z biodegradowalnego tworzywa i wymieszał z betonem. Gdy w betonie pojawiały się pęknięcia, wnikała w nie woda, która rozpuszczała kapsułki. Bakterie zaczynały się namnażać i żywiły się mleczanem wapnia, produkując przy tym wapień, który wypełniał pęknięcia. « powrót do artykułu
  5. NASA i National Additive Manufacturing Innovation Institute, tzw. America Makes, ogłosiły konkurs, w ramach którego uczestnicy mają zaprojektować i stworzyć na drukarce 3D kolonię dla ludzi przebywających w dalekiej przestrzeni kosmicznej. Kolonia ma sprawdzić się np. na Marsie. Na konkurs przeznaczono 2,25 miliona USD. Ludzie, którzy wybiorą się np. na Marsa, będą potrzebowali schronienia. Zabieranie ze sobą elementów, z których schronienie taki powstanie byłoby niezwykle kosztowne, skomplikowane i zmniejszyłoby przestrzeń ładunkową, które można by przeznaczyć na inne rzeczy. Stąd też pomysł, na budowę schronienia z materiałów, które zostaną znalezione w miejscu docelowym misji kosmicznej. Pierwsza faza zawodów potrwa do 27 września. W czasie jej trwania uczestnicy muszą przedstawić projekt architektoniczny, który będzie możliwy do urzeczywistnienia za pomocą drukarki 3D. Zwycięzca tej fazy otrzyma nagrodę w wysokości 50 000 USD. Faza druga zostanie podzielona na dwa etapy. Pierwszy z nich to Structural Member Competition, podczas którego uczestnicy skupią się na technikach wytwarzania niezbędnych do stworzenia materiałów strukturalnych albo z tego, co znajdą na miejscu, albo z połączenia tych materiałów z odpadkami wytwarzanymi przez samą misję. Drugi etap fazy drugiej to On-Site Habitat Competition. W jego ramach konieczne będzie wybudowanie pełnowymiarowego schronienia. Zapisy do drugiej fazy rozpoczną się 26 września, a zwycięzcy każdego z etapów tej fazy mogą liczyć na nagrodę w wysokości 1,1 miliona USD. Konkurs ma pozwolić NASA na zdobycie niezbędnych doświadczeń i opracowanie technologii, które w przyszłości pozwolą na budowę osad ludzkich w przestrzeni pozaziemskiej. « powrót do artykułu
  6. Dodanie komórek macierzystych szpiku zdrowych dawców do złamań u cukrzyków zwiększa wytrzymałość zregenerowanej kości. Dr Cynthia Coleman z Narodowego Uniwersytetu Irlandii w Galway wyjaśnia, że kości diabetyków są bardziej kruche niż niediabetyków i dłużej się goją po złamaniu. Ponadto cukrzycy z większym prawdopodobieństwem doznają złamań w wyniku upadku, bo częściej mają słabszy wzrok i zmniejszone czucie w stopach. W ramach laboratoryjnego badania przedklinicznego do złamań dodawano komórki macierzyste pozyskane ze szpiku dawcy bez cukrzycy. Okazało się, że dodatek komórek macierzystych sprawiał, że kości goiły się bardziej wydajnie. Ponadto Irlandczycy zauważyli, że wytrzymywały one większe naprężenia niż w grupie kontrolnej. Zespół Coleman opracował wrażliwy test, który pozwalał wykryć, gdzie (i w jakiej liczbie) znajdowały się dodane komórki macierzyste. W ten sposób wykazano, że nie integrowały się one na stałe z tkanką gospodarza, ale wysyłały sygnały zachęcające komórki biorcy do skuteczniejszego gojenia urazu. Przyszłe studia Coleman mają wyjaśnić rolę komórek macierzystych w gojeniu złamań, tak by kiedyś dało się je wykorzystać w praktyce klinicznej. « powrót do artykułu
  7. Wysokie spożycie soli może opóźnić pokwitanie - twierdzi zespół Dori Pitynski z Uniwersytetu Wyoming, który zaprezentował swoje wyniki na Europejskim Kongresie Endokrynologii w Dublinie. Naukowcy podkreślają, że skoro zawartość soli w diecie zachodniej stale rośnie, ich ustalenia mogą mieć wpływ na zdrowie reprodukcyjne przyszłych pokoleń. Amerykanie badali wpływ różnych ilości soli w diecie na początek dojrzewania u szczurów. Okazało się, że zwierzęta, którym podawano dużo soli (odpowiednik 3-4-krotności normy dla ludzi), wchodziły w okres pokwitania znacznie później niż gryzonie karmione paszą niskosolną. Co ciekawe, u szczurów, z których diety sól całkowicie wykluczono, również występowało opóźnione dojrzewanie. Pitynski i inni sądzą, że sól jest konieczna do zapoczątkowania pokwitania, ale jej nadmiar może mieć negatywny wpływ na zdrowie reprodukcyjne. Wspominają m.in. o tym, że późne dojrzewanie prowadzi niekiedy do problemów behawioralnych, stresu oraz zmniejszonej płodności. Amerykanie zaznaczają, że dotąd prowadzono badania nad wpływem różnych ilości tłuszczu na dojrzewanie, nikt jednak nie zajmował się oddziaływaniem soli z diety. Nasze studium pokazuje, że duże zawartości tłuszczu i soli mają odwrotny wpływ na zdrowie reprodukcyjne. Uważa się, że duża ilość tłuszczu przyspiesza początek pokwitania, ale w naszym badaniu nawet na wysokotłuszczowej diecie szczury, którym podawano sporo soli, nadal dojrzewały później. Nasz eksperyment po raz pierwszy naświetla kwestię, że zawartość soli w diecie ma na zdrowie reprodukcyjne większy wpływ niż zawartość tłuszczu. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) alarmuje, że populacje z całego świata jedzą o wiele więcej soli, niż jest to fizjologicznie konieczne, przekraczając dopuszczalną dzienną dawkę 5 g dla dorosłych. « powrót do artykułu
  8. Wiele zespołów naukowych pracuje nad urządzeniami biomedycznymi, które po wszczepieniu do organizmu mogą dostarczać lekarstwa, naprawiać uszkodzone tkanki czy monitorować stan zdrowia pacjenta. Niestety, urządzenia takie stają się często celem ataku układu odpornościowego, który może uczynić je nieprzydatnymi do użytku. Naukowcy z MIT-u znaleźli sposób na zmniejszenie niebezpieczeństwa ataku. W najnowszym numerze Nature Materials informują, że kształt urządzeń ma wpływ na ich tolerowanie przez organizm. Byliśmy zdumieni tym, do jakiego stopnia kształt i wielkość urządzenia wpływa na reakcję układu odpornościowego. Wciąż ważne jest też, z jakiego materiału jest to zrobione, jednak okazuje się, że jeśli zależy nam na utworzeniu się jak najmniejszej ilości tkanki bliznowatej, trzeba dobrać odpowiedni kształt i wielkość - mówi profesor Daniel Anderson z MIT-u. Naukowcy sądzili na przykład, że im mniejsze urządzenie, tym lepiej. Okazało się jednak, że większe sferyczne urządzenia są lepsze niż urządzenia mniejsze. Naukowcy mają nadzieję, że ich badania przyczynią się np. do stworzenia sztucznej trzustki, która będzie pomagała osobom cierpiącym na cukrzycę. Obecne badania mają właśnie związek z podjętymi przed wielu laty próbami stworzenia sztucznej trzustki. Uczeni chcą dostarczyć do organizmu wysepki Langerhansa, które odgrywają zasadniczą rolę w funkcjonowaniu trzustki. Komórki miałyby zostać zamknięte w chroniących je kapsułkach. Problem jednak w tym, że takie obce dla organizmu kapsułki mogą zostać otoczone tkanką bliznowatą, a wówczas całość nie spełni swojej roli. Zadaniem tych urządzeń byłoby chronienie komórek przed atakiem układu immunologicznego, ale jednocześnie zapewnienie ich odpowiedniej pracy - mówi Anderson. W ramach badań uczeni wszczepili myszy sfery o średnicy 0,5 i 1,5 milimetra. Okazało się, że mniejsze sfery w ciągu miesiąca zostały otoczone przez tkankę bliznowatą i przestały działać. Większe nie zostały odrzucone i pracowały przez ponad pół roku. Sfery testowano też na naczelnych nieczłowiekowatych. Mniejsze zostały zneutralizowane w około dwa tygodnie, większe przez nawet cztery tygodnie pozostawały wolne od tkanki bliznowatej. Co więcej, ten sam efekt obserwowano w przypadku sfer wykonanych z różnych materiałów, od polisacharydów z alg, poprzez stal nierdzewną, szkło, polistyren i polikaprolakton. Imponuje mi systematyczność przeprowadzonych badań - mówi profesor Douglas Melton z Uniwersytetu Harvarda. Porównali różne kształty, rozmiary i materiały w bardzo systematyczny i dogłębny sposób. Doszli do prostego, interesującego, eleganckiego wniosku, wskazującego, że należy korzystać ze sfer o średnicy co najmniej 1,5 milimetra. « powrót do artykułu
  9. Wielu największym roślinożercom, takim jak nosorożce, słonie czy goryle, zagraża wyginięcie, a należy pamiętać, że ich wyeliminowanie wpłynie również na inne zwierzęta czy całe środowisko. Jednym z najważniejszych czynników, jakie napędzają to zjawisko, są korzyści finansowe wynikające z nielegalnego handlu częściami zwierząt. Jak podkreśla William Ripple z Uniwersytetu Stanowego Oregonu, wagowo róg nosorożca jest cenniejszy od złota, diamentów i kokainy. Przez wejście przestępczości zorganizowanej na rynek kości słoniowej i rogów nosorożców zostają zniweczone dziesięciolecia wysiłków dot. ochrony - twierdzi prof. Blaire Van Valkenburgh z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles. Autorzy studium, które ukazało się w piśmie Science Advances, wyliczyli, że w latach 2002-11 liczba słoni afrykańskich leśnych spadła o 62%, a od 2007 do 2013 r. liczba nosorożców zabijanych przez kłusowników wzrosła z 13 do 1004 rocznie. Wykazali również, że w okresie między 2010 a 2012 r. przestępcy upolowali ponad 100 tys. słoni, czyli 1/5 światowej dzikiej populacji słonia afrykańskiego. Jeśli trend się utrzyma, za 10 lat będzie kilka lub nie będzie w ogóle słoni afrykańskich, a w ciągu 20 lat to samo spotka nosorożce - twierdzi van Valkenburgh, dodając, że nawet naukowcy byli zaskoczeni, że obecnie za gatunki zagrożone uznaje się aż 60% badanych zwierząt (wielkości renifera i większych). W przypadku niektórych największych zwierząt, takich jak słonie i nosorożce, wyginięcie jest prawdopodobnie kwestią dekad. W przypadku reszty dużych roślinożerców chodzi o przedział czasu nie dłuższy niż 80-100 lat. Nawet jeśli pojedyncze słonie czy nosorożce przetrwają gdzieś w Afryce, w kategoriach wpływu na ekosystem będą one funkcjonalnie wymarłe. Amerykanie analizowali 74 gatunki roślinożerców, które w dorosłości ważą średnio ok. 100 kg (220 funtów). Dwoma największymi zagrożeniami są dla nich polowania i zmiana habitatu. Wśród pozostałych istotnych czynników wymienia się rozrost ludzkich populacji i nasilenie konkurencji ze stadami zwierząt hodowlanych (w latach 1980-2002 w krajach rozwijających się produkcja tych ostatnich się potroiła). Akademicy odnotowują, że w plejstocenie na Ziemi żyło ponad 40 gatunków roślinożerców z dorosłymi przedstawicielami ważącymi ok. 998 kg (2200 funtów) i więcej. Obecnie występuje tylko 8 takich zwierząt. Wyginięcie megaroślinożerców ma wielki wpływ na ekosystem. Wystarczy wspomnieć choćby o tym, że ich ciała stanowią główne źródło pokarmu dla drapieżników, padlinożerców czy ok. 1 mld ludzi, zwłaszcza w krajach rozwijających się, a deptanie i zjadanie roślin wpływa na wzorce wzrostu flory. Biolodzy proponują, by próbować rozwiązać kryzys, wprowadzając zachęty finansowe dla ludzi mieszkających w pobliżu habitatu roślinożerców (tak by bardziej opłacalna była ochrona niż kłusownictwo). Wspominają też o marketingu społecznym i kampaniach edukacji ekologicznej. « powrót do artykułu
  10. Rosyjski przemysł kosmiczny trapi seria awarii. Po nieudanym locie statku towarowego na Międzynarodową Stację Kosmiczną teraz doszło do awarii i spłonięcia w atmosferze rakiety Proton-M z meksykańskim satelitą komunikacyjnym. Awaria miała miejsce około 500 sekund po starcie z kosmodromu Bajkonur. Przedstawiciele Roskosmosu oświadczyli, że większość rakiety i satelity uległa spaleniu. Jim Kramer, wiceprezes firmy International Launch Services, na zlecenie której odbywał się start, poinformował, że wstępne dane wskazują na uszkodzenie sprzętu. Dodał, że do czasu zakończenia śledztwa odwołano wszystkie starty rakiet Proton-M. Meksykański minister transportu i komunikacji powiedział, że satelita był ubezpieczony, rząd odzyska więc pieniądze. Drugi meksykański satelita zostanie wystrzelony w październiku z Przylądka Canaveral przez Lockheed Martin Commercianl Launch Services. Rakiety Proton powstały w latach 60. ubiegłego wieku. Zostały one skonstruowane na potrzeby międzykontynentalnych pocisków balistycznych. Nigdy ich jednak nie umieszczono w tego typu urządzeniach. Rosyjski przemysł kosmiczny najwyraźniej nie wydobył się jeszcze całkiem z kłopotów spowodowanych upadkiem ZSRR. Dość często jest on trapiony różnymi problemami. W kwietniu pojazd Progress M-27M wymknął się spod kontroli i nie dotarł do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, w lipcu 2013 doszło do spektakularnej eksplozji rakiety Proton z trzema satelitami nawigacyjnymi, a kilka godzin przed ostatnim startem Protona okazało się, że pojazd Progress M-26M, który zadokował do ISS ma problemy z silnikami. « powrót do artykułu
  11. Zatrzymany przez FBI ekspert ds. bezpieczeństwa przyznał, że około 20 razy włamywał się do systemu komputerowego lecącego samolotu pasażerskiego, a raz wydawał polecenia jednemu z silników. Chris Roberts został zatrzymany w kwietniu po tym, jak na Twitterze chwalił się włamaniem do systemu informatycznego samolotu, którym podróżował. FBI uzyskało sądowy nakaz przeszukania i prowadzi śledztwo, które może zakończyć się postawieniem Robertsowi zarzutów o przestępstwa komputerowe. Z dokumentów, które już trafiły do sądu, dowiadujemy się, że Roberts powiedział śledczym, iż w latach 2011-2014 latał samolotami i 15-20 razy włamał się do ich systemów komputeerowych. Stwierdził, też, że w jednym przypadku wydał jednemu z silników polecenie wznoszenia, co skutkowało obracaniem się samolotu w czasie lotu. Roberts miał też zdradzić, że zna luki w systemach trzech typów samolotów Boeinga i jednym typie Airbusa. Włamań miał dokonywać za pomocą pokładowych systemów rozrywkowych autorstwa firm Thales i Panasonic. Roberts przyznał, że wykorzystywał zmodyfikowany kabel Ethernet, dzięki któremu podłączał swój laptop do skrzynki pod siedzeniem pasażera. Skrzynka ta kontroluje pokładowy system rozrywkowy. Ekspert mógł ją wykorzystać do włamania się do systemu sterowania maszyną. O działalności Robertsa FBI zostało poinformowane 15 kwietnia przez United Airlines. To pracownicy tej firmy zauważyli, jak na Twitterze chwali się on, że podczas lotów z Denver do Chicago, a później z Chicago do Syracuse włamywał się do systemów samolotowych oraz że miał możliwość awaryjnego uruchomienia masek tlenowych pasażerów. Agenci FBI dotarli do samolotu, którym Roberts podróżował z Denver do Chicago i rzeczywiście znaleźli w nim ślady włamania zarówno do skrzynki, jak i do systemów komputerowych. Fizyczne ślady włamań nosiła zarówno skrzynka fotela, na którym siedział Roberts, jak i skrzynka z siedzenia przed nim. FBI przejęło sprzęt komputerowy Robertsa. Na klipsie USB znaleziono groźny szkodliwy kod. Boeing wyklucza, by do jego systemów można było się włamać. Firma zapewnia, że system rozrywki jest odizolowany od innych systemów komputerowych. Airbus nie ustosunkował się do doniesień o działalności Robertsa. « powrót do artykułu
  12. Po napadzie padaczkowym nerwowe komórki macierzyste (nKM) hipokampa, których rola polega na uzupełnianiu puli neuronów biorących udział w różnych rodzajach uczenia czy reakcjach lękowych i stresowych, przekształcają się nie w neurony, lecz reaktywne astrocyty. Te ostatnie sprzyjają zaś stanowi zapalnemu i zmieniają komunikację między komórkami nerwowymi. Pracując na modelu mysim, naukowcy z Uniwersytetu Kraju Basków zaobserwowali także, że nawet gdy nadmierne pobudzenie neuronów nie prowadzi do drgawek, skutkuje masywną aktywacją nerwowych komórek macierzystych i ich przedwczesnym wyczerpaniem. W wyniku tego neurogeneza hipokampa jest chronicznie zmniejszona. To odkrycie pozwoliło nam lepiej zrozumieć działanie nerwowych komórek macierzystych. Stwierdziliśmy, że oprócz neuronów i astrocytów, po napadzie padaczkowym nKM mogą również generować reaktywne astrocyty - podkreśla Juan Manuel Encinas. Gdybyśmy umieli zachować u ludzi populację nKM oraz ich zdolność tworzenia nowych neuronów, dałoby się zapobiec wystąpieniu różnych objawów padaczki i prawdopodobnie ograniczyć uszkodzenia hipokampa. « powrót do artykułu
  13. Zdaniem Stephena Hawkinga za 100 lat sztuczna inteligencja prześcignie ludzką. Podczas londyńskiej konferencji Zeitgeist Hawking stwierdził: Dzięki sztucznej inteligencji komputery zdobędą przewagę nad ludźmi w ciągu 100 lat. Gdy to się stanie, musimy być pewni, że cele komputerów będą takie same jak nasze. Wybitny fizyk już po raz kolejny podkreślił, że musimy być ostrożni. W grudniu mówił, że rozwój sztucznej inteligencji może oznaczać koniec ludzkości. Maszyny z niej korzystające będą mądrzejsze, większe i silniejsze od ludzi. Mogą same się udoskonalać w coraz szybszym tempie. Ludzie, ograniczeni powolną ewolucją biologiczną, nie będą w stanie z nimi konkurować. « powrót do artykułu
  14. Microsoft przypomina, że użytkownicy nielegalnych kopii Windows 7 i Windows 8.1 nie otrzymają bezpłatnej aktualizacji do Windows 10. Koncern już wcześniej zapowiedział, że użytkownicy tych systemów – ale tylko legalnych kopii – będą mogli, przez rok od premiery, zainstalować Windows 10 za darmo. Terry Myerson, szef wydziału odpowiedzialnego za system operacyjny, mówi, że w sytuacjach, gdy nie uda się zweryfikować legalności kopii Windows, na pulpicie użytkownika pojawi się znak wodny z informacją na ten temat. « powrót do artykułu
  15. Sześcioro studentów z Uniwersytetu w Reykjavíku opracowało szampon dla miłośników produktów organicznych. W jego skład wchodzi krowi mocz. Młodzi Islandczycy opowiadają, że natknęli się na historyczne zapiski, w których wspomina się, że by oczyścić włosy i nadać im połysk, kobiety dodawały do wody właśnie krowi mocz. Q Sahmpoo (Q to skrót od islandzkiego kú, czyli krowa) zawiera ponoć mnóstwo witamin i minerałów. Choć nie zabraknie [niedowiarków i] krytyków, niektórzy ludzie pomyślą, że to ekscytujące i będą chcieli wypróbować kosmetyk. Islandzkie źródła historyczne opowiadają o dziewczynach, które dodawały do wody moczu, by umyć i upiększyć włosy - twierdzi Anton Reynir Hafdísarson. Woń uryny zamaskowano różnymi środkami zapachowymi, w tym olejami kokosowym i słonecznikowym, ale część odbiorców nadal twierdzi, że wyczuwa amoniak. Niewykluczone, że to skutek świadomości, co wchodzi w skład kosmetyku. My niczego nie czujemy. Jak dodaje Hafdísarson, Q Shampoo jest w 100% naturalny. Sam codziennie go stosuje i jest bardzo zadowolony z rezultatów. Nawiązaliśmy kontakt z różnymi sklepami [...], mamy nadzieję, że międzynarodowe rynki również będą zainteresowane. Oprócz Hafdísarsona w skład ekipy młodych wynalazców weszli: Brynhildur María Gestsdóttir, Íris Dröfn Magnúsdóttir, Alfreð Andri Alfreðsson, Björg Maríum Adamsdóttir i Helga Guðný Elías­dóttir. Zdjęcia szamponu w formie mydełka można zobaczyć na profilu przedsięwzięcia na Facebooku. « powrót do artykułu
  16. Z najnowszego Science dowiadujemy się, że pilotażowy program walki z ubóstwem, prowadzony w sześciu krajach, daje świetne rezulataty. W ramach programu „Graduation” ponad 20 000 bardzo ubogich osób dostarczono zasoby produkcyjne – jak np. zwierzęta hodowlane – zapewniono im szkolenia zawodowe oraz informacje o tym, w jaki sposób dbać o zdrowie. Po trzech latach okazało się, że w grupie, która brała udział w eksperymencie, dochody zwiększyły się o 5% na głowę, konsumpcja żywności wzrosła o 8%, aktywa tych osób zwiększyły się o 15%, a oszczędności wzrosły o 96% w porównaniu z ludźmi, którzy w programie udziału nie brali. Wyniki pokazują, że trzy lata po udzieleniu pomocy ludzie ci mniej głodują, zwiększyli konsumpcję i wzrosły ich dochody - mówi profesor ekonomii Abhijit Banerjee z MIT-u. Pilotażowy program prowadzono w Etiopii, Ghanie, Hondurasie, Indiach, Pakistanie i Peru. Aż 46% biorących w nim udział gospodarstw domowych stanowiły takie, w których dzienne wydatki na konsumpcję na głowę nie przekraczały 1,25 USD. Prowadzący program spodziewali się, że w krótkim terminie sytuacja tych osób się poprawi. Okazało się jednak, że pozytywne efekty obserwowano po latach. Poprawiła się sytuacja materialna ludzi, a oni sami są szczęśliwsi. W programie wzięło udział 21 063 dorosłych z 10 495 gospodarstw wiejskich. Otrzymali oni jednorazowo zasoby produkcyjne (jak krowy czy kurczęta), przez jakiś czas uczono ich, jak wydawać pieniądze, jak prowadzić interesy, zachęcano do oszczędzania, uczono jak dbać o zdrowie. Program modyfikowano w zależności od specyfiki każdego z krajów. Wydaje się on efektywny w większości miejsc, gdzie był prowadzony - napisali autorzy badań. Ich zdaniem, dowiedziono, że najubożsi ludzie na świecie nie są niezdolni do poprawy swojej sytuacji, potrzebują jedynie nieco pomocy, ale świadczonej w odpowiedni sposób. « powrót do artykułu
  17. NASA informuje, że pozostała część Lodowca Szelfowego Larsen B, który rozpadł się w 2002 roku, prawdopodobnie nie przetrwa do końca dekady. Widzimy sygnały, świadczące o tym, że pozostałość ulega rozpadowi. Z naukowego punktu widzenia jest to fascynująca okazja do obserwowania procesu destabilizacji i rozpadu szelfu lodowego. Jednak to zła wiadomość dla planety. Ten lodowiec istniał przez co najmniej 10 000 lat i wkrótce zniknie - mówi Ala Khazendar z Jet Propulsion Laboratory (JPL), który stoi na czele grupy badającej lodowiec. Resztki lodowca Larsen B zlokalizowane na wybrzeżu Półwyspu Antarktycznego mają powierzchnię około 1600 kilometrów kwadratowych, a lód w najgrubszym miejscu liczy sobie 500 metrów. „W przypadku tego lodowca najbardziej zaskakujące jest szybkie tempo zachodzących zmian” - mówi Khazendar. Po rozpadzie lodowca w 2002 roku jego pozostałości przez kilka lat wydawały się stabilne. Okazało się jednak, że w ostatnich latach znacząco zwiększyło się tempo wypływu przesuwania się lodowca (nawet do 700 metrów rocznie), a grubość lodu zmniejszyła się nawet o 22 metry. „Badania lodowców Półwyspu Antarktycznego dają nam wgląd w zachowanie lodowców położonych bardziej na południe, które w większej części składają się z lodu położonego na gruncie. Dowiadujemy się, jak zareagują one na globalne ocieplenie” - mówi glacjolog Eric Rignot z JPL. « powrót do artykułu
  18. Microsoft poinformował, że Windows 10 ukaże się w siedmiu różnych wersjach. Użytkownicy Windows 7, Windows 8.1 oraz Windows Phone 8.1 będą mogli zainstalować je bezpłatnie. Wśród edycji nowego systemu znajdziemy Windows 10 Home dla użytkowników domowych, która zostanie wyposażona m.in. w cyfrowego asystenta Cortanę, przeglądarkę Edge, tryb Continuum dla tabletów, technologię biometrycznego logowania Windows Hello rozpoznającą twarz, tęczówkę i odciski palców oraz liczne aplikacje, a także możliwość – dla posiadaczy Xbox One – możliwość korzystania z gier za tej konsoli na dowolnym domowym pececie z Windows 10. Windows 10 Mobile to wersja wyspecjalizowana pod kątem używania jej na małych tabletach i smartfonach, wyposażona w te same aplikacje co edycja Home oraz zoptymalizowaną pod kątem urządzeń dotykowych wersję Office. Edycja Windows 10 Pro została przygotowana pod kątem potrzeb małych i średnich przedsiębiorstw. Ma dodatkowe mechanizmy ochrony danych, ułatwia pracę w chmurze, wyposażono ją w mechanizmy lepszej współpracy zdalnej, poprawy produktywności i współpracy z urządzeniami mobilnymi. Dla dużych przedsiębiorstw przeznaczono wersję Windows 10 Enterprise. Jej użytkownik znajdzie zaawansowane mechanizmy obrony, zarządzania aplikacjami, danymi i urządzeniami. Edycja ta będzie dostępna tylko dla klientów kupujących masowe licencje. Powstała też mobilna odmiana tej wersji – Windows 10 Mobile Enterprise. W podobny sposób będzie można nabyć wersję Education, zmodyfikowaną pod kątem potrzeb szkół i uczelni. Modyfikacje przeprowadzono tak, by zaspokoić potrzebny nauczycieli, uczniów oraz pionu administracyjnego. Microsoft przygotował też specjalistyczne odmiany Windows 10 Enterprise i Windows 10 Mobile Enterprise dla bankomatów, terminali płatniczych, robotyki przemysłowej oraz edycję Windows 10 IoT Core dla niewielkich urządzeń w rodzaju bram sieciowych. « powrót do artykułu
  19. Uszkodzenia DNA związane z paleniem można wykryć za pomocą wymazów z jamy ustnej. Brytyjskie studium pokazało, że palenie uruchamia ogólny program nowotworowy, obecny także w nowotworach, które zazwyczaj nie są związane z uzależnieniem od nikotyny. Zespół prof. Martina Widschwendtera z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego przyglądał się zmianom epigenetycznym, regulującym włączanie i wyłączanie genów. Bywają one związane z rozwojem nowotworu i wynikają z wystawienia na oddziaływanie czynników środowiskowych, np. dymu papierosowego. Brytyjczycy porównują DNA do hardware'u, a epigenom do oprogramowania (software'u). Palenie wprowadza błędy do oprogramowania, przez co kod genetyczny jest trudny bądź niemożliwy do odczytania. Połączenie tego zjawiska i mutacji sprawia, że komórki nie są w stanie rozwinąć się do w pełni zróżnicowanej wersji. Rosną w niekontrolowany sposób i rozprzestrzeniają do innych narządów. Naukowcy zastanawiali się, czy prawidłowe komórki z wnętrza policzka mogą demonstrować zmiany epigenetyczne związane z nowotworami płuc oraz innymi nowotworami nabłonkowymi. Komórki nabłonkowe jamy ustnej łatwo pozyskać, a u palaczy są one bezpośrednio wystawione na oddziaływanie dymu. Dzięki współpracy z zespołem prof. Diany Kuh udało się zbadać próbki "policzkowe" pozyskane od 790 kobiet urodzonych w 1946 r. Analizowano też 152 dopasowane próbki krwi z Medical Research Council National Survey of Health and Development. Wśród danych, jakimi dysponowali Brytyjczycy, znajdowały się informacje nt. historii palenia i statusu palenia w momencie pobrania próbek. Okazało się, że w porównaniu do dopasowanych próbek krwi, w komórkach nabłonka palaczek występował 40-krotny wzrost liczby nieprawidłowych miejsc metylacji. Oznacza to, że komórki z wymazów są lepszym wskaźnikiem zmian DNA. W dalszym etapie badań naukowcy zajęli się programem epigenetycznym wyzwalanym paleniem. Badano ponad 5 tys. próbek tkanek, w tym tkankę prawidłową, tkankę przednowotworową oraz tkankę 15 rodzajów nowotworów nabłonkowych. W ten sposób Brytyjczycy chcieli sprawdzić, czy uda im się odróżnić tkankę prawidłową od nowotworowej. Okazało się, że program, pierwotnie zidentyfikowany w prawidłowych komórkach nabłonka jamy ustnej palaczek, pozwala różnicować tkanki nowotworowe i zdrowe z niemal 100% wrażliwością i 100% specyficznością, w dodatku bez względu na narząd, w którym guz się utworzył. Autorzy publikacji z pisma JAMA Oncology stwierdzili także, że nieobecność lub występowanie tego programu pozwala przewidzieć los przedinwazyjnych zmian nowotworowych. Przy pierwszym scenariuszu prawdopodobne jest, że nastąpi rozwój do w pełni inwazyjnego nowotworu. W drugim możliwe jest cofnięcie i zanik zmian przednowotworowych. Wyniki tego studium torują drogę innym badaniom, w ramach których łatwo dostępne komórki można by wykorzystać jako "zastępnik" epigenetycznych zmian związanych z ryzykiem rozwoju nowotworów w niedostępnych miejscach. To bardzo ekscytujące odkrycie z perspektywy kobiecych nowotworów, takich jak rak piersi czy trzonu macicy, gdzie przewidywanie ryzyka stanowi ogromne wyzwanie - podkreśla Widschwendter. Badanie pokazuje, jak można wykryć objawy rozwijającego się nowotworu, wykorzystując dostępne komórki z jamy ustnej - dodaje Athena Lamnisos. Szczególnie ważne jest to, że [pewne] zmiany epigenetyczne są widoczne zarówno w nowotworach związanych, jak i niezwiązanych z paleniem, co wskazuje na uniwersalny program nowotworowy. Uzyskane wyniki przybliżają nas do zrozumienia samych początków nowotworzenia. W przyszłości dzięki nim możemy wypracować testy do oceny ryzyka zachorowania oraz diagnostyczne - uważa Andrew Teschendorff. Akademicy zauważyli, że zmiany epigenetyczne dot. konkretnych genów znikają u kobiet, które rzuciły nałóg 10 lat przed pobraniem próbek. « powrót do artykułu
  20. Liczba wizyt generowana przez boty jest większa niż ta generowana przez ludzi. Z raportu przygotowanego przez firmę Distil Networks dowiadujemy się, że boty generują obecnie aż 59% wizyt na witrynach WWW. Jeszcze w ubiegłym roku odsetek ten wynosił 45%. Większość aktywnych botów to boty legalne, przydatne, pochodzące z wyszukiwarek czy witryn społecznościowych. Przestrzegają one zasad określonych w pliku robot.txt. Zdaniem dyrektora wykonawczego firmy Distil, Ramiego Essaida, wyraźne zwiększenie się ruchu botów ma związek z bardziej intensywnym działaniem Binga oraz wchodzących na rynek wyszukiwarek. Ruch 'dobrych botów' niemal zwiększył się w ciągu roku - mówi Essaid. Z przedstawionych przezeń danych wynika, że wzrósł on z 21 do 36 procent. Z kolei 'złe boty' są obecnie odpowiedzialne za 23% ruchu w sieci. W ubiegłym roku było to 24%. Ich aktywność nie uległa jednak zmniejszeniu, a zmiana procentowa jest spowodowana gwałtownym wzrostem ruchu generowanego przez 'dobre boty'. Znacząco też, z 55 do 41 procent, zmniejszył się udział ruchu generowanego przez ludzi. Distil odnotowała w ubiegłym roku aktywność 23 miliardów 'złych botów'. Mianem tym określa boty, które nie przestrzegają zasad opisanych w robots.txt i których wizyta nie przynosi żadnej korzyści witrynie. Firma dzieli tego typu boty na trzy kategorie. Pierwsza, największa, to boty zbierające dane z witryn, przede wszystkim boty konkurujących ze sobą firm, które kolekcjonują np. informacje o cenach u konkurencji. Grupa druga to boty wyszukujące dziury na witrynach. Najmniejsza, trzecia grupa, którą stanowi około 10% 'złych botów' to boty zaangażowane w takie działania jak defraudacja kliknięć, ataki brute force czy boty spamujące. Mianem „króla botów” można określić Amazon. I to w podwójnym znaczeniu. Aż 78% ruchu z chmury Amazona to ruch generowany przez boty, co wskazuje, że oferowana przez Amazon chmura jest bardzo popularna wśród twórców botów. Aż 15% światowego ruchu botów pochodzi właśnie z tej chmury. Sam Amazon też tworzy boty. Okazuje się, że 70% ruchu z Amazon.com to boty, co stanowi 3% całego światowego ruchu botów. Przed botami coraz trudniej się bronić, gdyż coraz trudniej jest odróżnić je od człowieka. Niektóre boty podszywają się zaś nie pod ludzi, a pod... inne boty. Administratorzy witryn zwykle pozwalają botom Goole'a na odwiedzanie ich stron, zatem inne boty próbują się pod nie podszywać. « powrót do artykułu
  21. Bing idzie w ślady Google'a. Microsoft poinformował właśnie, że algorytmy wyszukiwarki będą przywiązywały większą niż dotychczas wagę do tego, czy znaleziona witryna dobrze wyświetla się na urządzeniach przenośnych. Zmiany wprowadzane przez wyszukiwarki – przede wszystkim na dominującego Google'a – mogą mieć duży wpływ na właścicieli i operatorów witryn internetowych oraz reklamodawców. Microsoft podkreślił, że dobra współpraca z urządzeniami mobilnymi będzie tylko jednym z wielu czynników wpływających na pozycję witryny w wynikach wyszukiwania. Zmiany do algorytmów Binga zostaną wprowadzone „w ciągu najbliższych miesięcy”. « powrót do artykułu
  22. Dziennikarz ComputerWorlda wzywa Unię Europejską do opamiętania się i zaprzestania urzędniczej walki z firmami technologicznymi z USA. Preston Gralla pyta, co wspólnego mają Facebook, Apple, Google, Amazon i Netflix. Oczywiście to amerykańskie firmy, a łączy ich fakt, że wszystkie znalazły się na celowniku europejskich urzędników. Walka eurokratów z amerykańskimi koncernami trwa od lat. Jej ofiarami padły i Microsoft, który w ciągu 10 lat został ukarany grzywnami w wysokości 3,4 miliarda USD, i Intel, który musiał zapłacić 1,44 miliarda dolarów. Teraz problemy ma Uber, a w Holandii przedsiębiorstwu grozi nawet proces karny. Europejski protekcjonizm i antyamerykanizm jedynie zwróci się przeciwko Europejczykom. Stary Kontynent coraz bardziej odstaje pod względem technologicznym od USA. I nie pomagają w tym urzędnicy, którzy pod pozorem dbałości o rynek zwalczają amerykańskie firmy. W ostatnim czasie na celowniku Komisji Europejskiej znalazły się kolejne przedsiębiorstwa. W połowie kwietnia KE rozpoczęła śledztwo ws. Google,a pod koniec marca podobne działania podjęto przeciwko Amazonowi i Netfliksowi. Wystarczyło też, by Apple ogłosił chęć uruchomienia usługi streamingu audio, by eurourzędnicy rozpoczęli śledztwo, czy aby usługa ta nie będzie groźna dla konkurencyjności. Preston Gralla nie wierzy w przypadek i zauważa, że największa na świecie firma, oferującą usługę podobną do tej, jaką chce zaoferować Apple, to szwedzka Spotify. KE próbuje zatem przeszkadzać konkurencji z zewnątrz. Nie warto tutaj nawet wspominać o Facebooku, który ma problemy w kilku europejskich krajach. Kiedyś symbolem imperializmu były Myszka Miki i Coca-Cola, teraz francuscy urzędnicy otwarcie przyznają się, że obawiają się Les Gafa (Google-Apple-Facebook-Amazon). Gralla uważa, że zamiast decyzjami administracyjnymi blokować konkurencję, KE powinna skupić się na tworzeniu w Europie kultury większej konkurencyjności, w której przedsiębiorcy – aby przetrwać – muszą być innowacyjni, przebojowi, podejmować ryzyko. Hodowanie ich pod kloszem i karmienie dotacjami z podatków obywateli to ślepa uliczka. Amerykański sektor IT jest niezwykle konkurencyjny, żeby przeżyć trzeba rozpychać się łokciami, oferować nowe produkty, docierać do klientów. Wiele firm po drodze upada, jednak efekt jest taki, że to USA są znacznie bardziej innowacyjne niż Europa. Prezes pewnej amerykańskiej firmy, który spędził dużo czasu w Europie powiedział mi kiedyś, że gdy w Europie założysz firmę i ona upadnie, do końca życia nosisz łatkę kogoś, czyja firma upadła. W USA jesteś w takiej sytuacji chwalony za odwagę, podjęcie ryzyka i spróbowanie czegoś nowego - pisze Gralla. « powrót do artykułu
  23. Wstrzymywanie oddechu przed bolesnym zabiegiem, np. zastrzykiem, podwyższa próg bólowy. Zespół Gustava Reyesa del Pasy z Uniwersytetu w Jaén dywagował, że wstrzymywanie oddechu podwyższy ciśnienie krwi, a stymulacja baroreceptorów naczyń będzie stanowić dla mózgu sygnał, by obniżyć ciśnienie i wyciszyć układ nerwowy, zmniejszając odczuwanie bólu. W eksperymencie wzięło udział 38 zdrowych osób. Naukowcy polecili, by wolno oddychać (grupa kontrolna) lub po głębokim wdechu zatrzymać powietrze w płucach (grupa eksperymentalna). Ból wywoływano, ściskając przez 5 s paznokieć lewego palca wskazującego. Stosowano 3 stopnie ściskania, a ból oceniano za pomocą wizualnej skali analogowej. Cały czas monitorowano ciśnienie i tętno. Okazało się, że bez względu na siłę ściskania postrzeganie bólu było słabsze przy wstrzymywaniu oddechu niż przy wolnym oddychaniu (mimo że obie techniki odciągały uwagę od procedury). W czasie wstrzymywania oddechu obserwowano szybki wzrost ciśnienia i spadek tętna, co wskazywało na aktywację odruchu z baroreceptorów. Del Paso podejrzewa, że wstrzymywanie oddechu może być naturalną reakcją na oczekiwanie bólu. Kilku ochotników wspominało, że już kiedyś to robiło. Hiszpan nie sądzi, by prosta technika sprawdziła się przy silniejszym bólu, np. przy uderzeniu w palec, albo bólu z zaskoczenia (na który nie można się przygotować). Warto dodać, że choć zaobserwowano zmniejszenie bólu, efekt nie był duży. Średnio w 10-punktowej skali następował spadek z 5,5 na 5 pkt. « powrót do artykułu
  24. U dorosłych powyżej 50. r.ż. wieloletnia depresja podwaja ryzyko udaru. Co ciekawe, ryzyko staje się jeszcze większe po ustąpieniu objawów. Naukowcy z zespołu Paoli Gilsanz z Uniwersytetu Harvarda analizowali dane 16.178 osób, które między 1998 a 2010 r. w ramach Health and Retirement Study co 2 lata wypytywano o objawy depresji, historię udarów oraz czynniki ryzyka udaru (wszyscy ochotnicy mieli 50 i więcej lat). W ciągu 12 lat studium udokumentowano 1192 udary. Okazało się, że w porównaniu do ludzi bez objawów depresji w wywiadach, u osób z nasilonymi jej symptomami w dwóch kolejnych wywiadach ryzyko pierwszego udaru było ponad 2-krotnie większe. W przypadku ludzi, u których objawy depresji stwierdzano w pierwszym, ale nie w drugim wywiadzie, ryzyko udaru okazało się aż o 66% wyższe. Naukowcy nie sprawdzali, czy depresja ustąpiła w wyniku leczenia, czy z innego powodu, jednak wyniki sugerują, że choć choroba psychiczna znika, korzyści dotyczące udaru mogą się nie pojawiać od razu. Amerykanie podkreślają, że wyeliminowanie depresji wydawało się silniej wpływać na kobiety. Co ważne, niedawny początek depresji nie wiązał się z podwyższonym ryzykiem udaru. Byliśmy zaskoczeni, widząc, że zmiany w nasileniu objawów depresji muszą trwać ponad 2 lata, by chronić lub podwyższać ryzyko udaru. Wcześniejsze badanie pokazało, że depresja wiąże się z podwyższonym ryzykiem nadciśnienia, nieprawidłowościami w działaniu autonomicznego układu nerwowego oraz nasiloną reakcją zapalną. « powrót do artykułu
  25. Opinia publiczna uważa, że od czasów Zimnej Wojny zagrożenie konfliktem atomowym maleje. Niestety, jest to przekonanie błędne. I nie chodzi tutaj wyłącznie o postępy Korei Północnej, która w ubiegłym tygodniu zadziwiła ekspertów wystrzeliwując bez problemów rakietę balistyczną spod wody. Co prawda niedawno dowiedzieliśmy się, że Iran zgodził się na międzynarodowe kontrole, których celem jest upewnienie się, iż kraj ten nie produkuje bojowych materiałów rozszczepialnych, jednak postępowanie potęg atomowych nie napawa optymizmem i każe wątpić, czy pozostałe kraje będą przestrzegały porozumień, skoro nie przestrzegają ich sami inicjatorzy. Zgodnie z zawartym w 1968 roku Układem o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej pięć posiadających ją wówczas krajów – USA, ZSRR, Chiny, Francja i Wielka Brytania – zgodziły się na stopniowe rozbrojenie, a w zamian za to inne kraje nie budowały własnej broni. Żadna ze stron nie wywiązuje się ze zobowiązań. Co prawda jeszcze w 1989 roku USA i ZSRR posiadały łącznie 23 000 głowic atomowych, a w roku 2014 liczba ta spadła do 3500 głowic, jednak gwałtownie spada tempo pozbywania się tej broni. Jeszcze w latach 2004-2008 USA zniszczyły 3287 głowic, jednak od roku 2008 Stany Zjednoczone pozbyły się jedynie 500 głowic. Rosja w latach 2004-2008 zrezygnowała z 2500 głowic, a od roku 2008 – zaledwie z 1500. Wszystkie kraje posiadające bron atomową, a do klubu tego dołączyły też Pakistan, Indie, Izrael i Korea Północna, bardzo mocno inwestują w jej rozwój. Same Stany Zjednoczone chcą w ciągu najbliższej dekady wydać 350 miliardów USD na modernizację arsenału. Modernizacja broni atomowej to problem. Broń staje się bardziej precyzyjna, z mniejszymi głowicami, łatwiej jej używać, więc jest większe prawdopodobieństwo, że zostanie użyta - mówi Joe Cirincione z antyatomowego think-tanku Ploughshares Fund. W Azji trwa wyścig zbrojeń pomiędzy Indiami, Pakistanem i Chinami. Dwa pierwsze kraje nigdy nie podpisały traktatu, nie są więc nim związane. Chiny podpisały, ale go nie przestrzegają. Zdaniem wielu ekspertów, ryzyko wybuchu konfliktu nuklearnego jest większe niż kiedykolwiek. USA i Rosja mają głowice gotowe do użycia w każdej chwili. Jeśli satelity wywiadowcze potwierdzą, że przeciwnik wystrzelił rakiety, przywódcy obu krajów muszą w ciągu 30 minut zadecydować o uderzeniu odwetowym. Presja czasu jest ogromna, co zwiększa możliwość pomyłki. W przeszłości Rosja niemal nie wystrzeliła swoich rakiet w odpowiedzi na start satality pogodowego. W ubiegłym miesiącu zaś dwaj wysocy rangą generałowie – Amerykanin i Rosjanin – poinformowali, że od czasu gdy w ostatniej jesieni przestał działać jeden z ważniejszych rosyjskich satelitów wczesnego ostrzegania, czas jaki mają Rosjanie na podjęcie decyzji o kontruderzeniu skrócił się do 10-15 minut. Nowy satelita ma trafić na orbitę w lipcu, jednak jego start jest ciągle odkładany. Generałowie ostrzegli też, że cyberatak na systemy ostrzegania czy startu może doprowadzić do pojawienia się fałszywych sygnałów i zapoczątkować wojnę atomową. Problemy z jakimi borykają się potęgi atomowe oraz fakt, że albo nie przestrzegają traktatów, albo wypełniają ich postanowienia bardzo powoli, może skłonić inne państwa do rozpoczęcia prac nad własną bronią atomową. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...