-
Liczba zawartości
37636 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Dotąd ośmiornice postrzegano jako zwierzęta prowadzące samotniczy tryb życia, a zdolność zmieniania kolorów jako sposób ukrywania się przed drapieżnikami. Tymczasem okazuje się, że mięczaki te kontaktują się ze sobą, a nawet prowadzą dysputy. Biolodzy doszli do takiego wniosku, przeanalizowawszy ponad 52 godziny nagrań. Stwierdziliśmy, że ośmiornice wykorzystują postawy i wzory na ciele do przesyłania innym sygnałów w czasie "rozmów". Mogą one być dość krzykliwe; dość wspomnieć o dużym wyciągnięciu, uniesieniu płaszcza [...] i przybraniu bardzo ciemnej barwy - podkreśla David Scheel z Alaskańskiego Uniwersytetu Pacyficznego. Badane ośmiornice należały do gatunku Octopus tetricus, który zamieszkuje płycizny zatoki Jervis. Pierwsza wskazówka nt. nieznanych dotąd aspektów życia ośmiornic pochodziła od płetwonurka. Zachęceni tymi doniesieniami biolodzy postanowili przeprowadzić dogłębniejsze badania. Ogółem byli świadkami 186 interakcji (na nagraniu zajmowały one ponad 7 godzin) i ponad 500 działań. Scheel i współpracownicy w Uniwersytetu w Sydney zauważyli, że gdy ośmiornica o ciemnym ubarwieniu zbliżała się do drugiej ciemnej O. tetricus, spotkanie częściej kończyło się zapasami. Kiedy ciemna ośmiornica podpływała do jaśniejszego osobnika, ten drugi raczej się wycofywał. Jeśli to jasna ośmiornica przybliżała się do ciemnej, ciemna przeważnie stawiała jej czoła (utrzymywała pozycje). Ciemne umaszczenie wydaje się wiązać z agresją, podczas gdy jasny kolor towarzyszy wycofaniu. Ośmiornice rozpościerały też czasem ramiona i unosiły płaszcz. Przybierając tę wyprostowaną postawę, często szukały położnych wyżej obszarów. Naukowcy sądzą, że w zamierzeniu chcą one wtedy wydawać się większe i bardziej pewne siebie. Badacze przypuszczają, że kontakty społeczne ośmiornic są częstsze przy dostatku pożywienia i niedoborze kryjówek. « powrót do artykułu
-
Xerox zostanie podzielony na dwie firmy, a znany inwestor Carl Icahn otrzyma kilka miejsc w zarządzie. Oba przedsiębiorstwa powstałe po podzieleniu Xeroksa będą notowane na giełdzie. Jedno z nich będzie zajmowało się sprzętem, drugie usługami dla biznesu. Jeszcze dzisiaj firma powinna wydać oficjalne oświadczenie w tej sprawie. Podział firmy to efekt największego w historii przejęcia dokonanego przez Xeroksa. W 2010 roku firma wydała 6 miliardów dolarów na zakup Affiliated Computer Services i od tamtej pory coraz ważniejszą część jej biznesu stanowiły usługi księgowe, centra telefonicznej obsługi klienta i inne usługi świadczone biznesowi oraz organom rządowym. W ubiegłym roku podziału dokonał rywal Xeroksa, Hewlett-Packard. Podział pociągnie za sobą zmiany w zarządach. Inwestor Carl Icahn, znany m.in. z tego, że starał się, by doszło do sprzedaży Yahoo! Microsoftowi, otrzyma trzy miejsca w zarządzie firmy zajmującej się usługami. Do funduszu Icahna należy 8,1% akcji Xeroksa, jest on więc drugim największym akcjonariuszem po Vanguard Group. Obecnie roczne przychody Xeroksa wynoszą około 20 miliardów dolarów. Jeszcze w roku 2008 i 2009 udział przychodów z usług rozkładał się podobnie i wynosił mniej niż 4 miliardy dolarów, wobec ponad 10 miliardów USD przychodów ze sprzedaży sprzętu. Od 2010 widoczna jest wyraźna zmiana proporcji. Już wówczas przychody z usług wynosiły nieco mniej niż 10 miliardów USD, a przychody ze sprzedaży sprzętu - nieco ponad 10 miliardów USD. W kolejnych latach przychody z usług stanowiły ponad połowę przychodów firmy, a analitycy oceniają, że w roku 2015 przychody z usług wyniosły 10,7 miliarda USD, a ze sprzętu - 7,9 miliarda dolarów. Xerox to kolejna amerykańska korporacja, która zostanie podzielona. Wcześniej, jak już wspominaliśmy, doszło do podziału Hewlett-Packarda, a z firmy eBay został wydzielony PayPal. Analityk George Tong z firmy Piper Jaffray zauważa, że podział może spowodować, że zniweczone zostaną oszczędności związane z przejęciem ACS. Zdaniem Tonga to wielka, obarczona sporym ryzykiem transakcja, którą trudno zarządząć. Jednak tutaj z pomocą może przyjść Carl Icahn, który ma doświadczenie w tego typu operacjach. « powrót do artykułu
-
Kosmiczna wytrzymałość antarktycznych grzybów
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Europejscy naukowcy zebrali grzyby z antarktycznych skał i wysłali je na Międzynarodową Stację Kosmiczną (MSK). Po 1,5 roku hodowli w warunkach przypominających marsjańskie przeżyło ponad 60% komórek. Autorzy publikacji z pisma Astrobiology podkreślają, że DNA pozostało stabilne. Suche Doliny McMurdo leżą w południowej części Wybrzeża Scotta na Ziemi Wiktorii. Spośród tego, co można znaleźć na Ziemi, tamtejsze surowe warunki klimatyczne najbardziej przypominają te z Czerwonej Planety. Uważa się, że przeżyć tam mogą wyłącznie mikroorganizmy kryptoendolityczne. Parę lat temu naukowcy pobrali w Suchych Dolinach próbki dwóch gatunków grzybów: Cryomyces antarcticus i Cryomyces minteri. Założenie było takie, by wysłać je na MSK, poddać działaniu warunków marsjańskich i obserwować ich reakcje. Grzyby ulokowano w komórkach o średnicy ok. 1,5 cm na platformie do eksperymentów EXPOSE-E. Po przetransportowaniu przez wahadłowiec Atlantis zostały one umieszczone na zewnątrz laboratorium kosmicznego Columbus. Przez 1,5 roku połowę grzybów hodowano w atmosferze zawierającej 95% dwutlenku węgla, 1,6% argonu, 0,15% tlenu, 2,7% azotu i 370 części na milion wody. Ciśnienie wynosiło 1000 paskali. Stosując filtry, próbki poddano oddziaływaniu promieniowania ultrafioletowego. Najważniejszym spostrzeżeniem było, że po ekspozycji marsjańskiej ponad 60% badanych komórek [...] pozostało nietkniętych. Inaczej rzecz ujmując, stabilność ich DNA nadal była wysoka - wyjaśnia Rosa de la Torre Noetzel z hiszpańskiego Narodowego Instytutu Technologii Aerokosmicznej. Wyniki uzyskane w ramach projektu LIFE (Lichens and Fungi Experiment) pozwalają ukierunkować badania nad życiem na Marsie. Zespół, którego działaniami kierował prof. Silvano Onofri z Uniwersytetu Toskańskiego, zajął się także dwoma gatunkami porostów: wzorcem geograficznym (Rhizocarpon geographicum) i złotorostem pysznym (Xanthoria elegans). Zebrano je w Sierra de Gredos (części Gór Kastylijskich) oraz Alpach. Ponownie połowę wystawiono na oddziaływanie warunków marsjańskich. Naukowcy wyjaśniają, że poza tym część próbek grzybów i porostów wystawiono na oddziaływanie skrajnego środowiska kosmicznego. Temperatura wahała się od -21,5 do +59,6ºC, a zakresy próżni zmieniały się od 10-7 do 10-4 paskala. Dawka pochłonięta promieniowania kosmicznego sięgała 190 megagrejów. Po 1,5 roku aktywność metaboliczna porostów hodowanych w warunkach marsjańskich była 2-krotnie wyższa niż porostów poddawanych oddziaływaniom kosmicznym. W przypadku X. elegans była ona nawet o 80% wyższa. Aktywność fotosyntetyczna uległa zahamowaniu u 2,5% porostów z warunków kosmicznych. Co ciekawe, w warunkach tych nietknięte błony występowały aż u 35% komórek antarktycznych grzybów. « powrót do artykułu -
Rynek smartfonów ciągle się rozwija. Ze wstępnych danych IDC wynika, że w czwartym kwartale 2015 roku sprzedano 399,5 miliona tych urządzeń, czyli o 5,7% więcej niż w analogicznym okresie roku wcześniejszego. Całoroczna sprzedaż była jeszcze lepsza, gdyż w 2015 roku klienci kupili niemal 1,433 miliarda smartfonów, a więc o 10,1% więcej niż rok wcześniej (1,302 miliarda). Zwykle rynek smartfonów kręci się wokół Samsunga i Apple'a, ale zarówno w ostatnim kwartale jak i całym roku 2015 bardzo dobre wyniki miało Huawei, które wyrosło na międzynarodową markę. Można mieć wiele wątpliwości związanych ze spowolnieniem gospodarczym w Chinach, ale Huawei to jedna z niewielu chińskich marek, które odniosły światowy sukces. Niemal połowa produkcji tej firmy jest sprzedawana poza Chinami - mówi Melissa Chau z IDC. W IV kwartale 2015 roku najwięcej smartfonów sprzedał Samsung. Klienci kupili 85,6 miliona urządzeń tej firmy, co oznacza 14-procentowy wzrost w porównaniu z rokiem wcześniejszym. Tylko minimalnie zwiększyła się sprzedaż urządzeń Apple'a, która wzrosła z 74,5 do 74,8 miliona sztuk (0,4%). O sukcesie może zaś mówić Huawei, które w ostatnim kwartale ubiegłego roku sprzedało o 37% smartfonów więcej, niż rok wcześniej. Sprzedaż urządzeń tej firmy wzrosła z 23,6 do 32,4 miliona sztuk. Dobrze wiodło się też Lenovo. Klienci kupili 20,2 miliona telefonów tej firmy, podczas gdy rok wcześniej sprzedaż wyniosła 14,1%. Mamy tu więc do czynienia ze wzrostem o 43,6%. Musimy jednak pamiętać, że pod koniec 2014 roku Lenovo przejęło Motorola Mobility. Jeśli zaś razem policzymy sprzedaż obu firm, okaże się, że jest ona o 18,1% mniejsza niż przed przejęciem. Znacznie bardziej interesujące od wyników kwartalnych są roczne wyniki sprzedaży. Także i w tych statystykach dominuje Samsung. Koreański koncern zanotował wzrost sprzedaży o 2,1%, jednak jego udziały w rynku spadły z 24,4% do 22,7%. O dużym sukcesie może mówić Apple. Firma z Cupertino sprzedała aż o 20,2% smartfonów więcej i zanotowała wzrost rynkowych udziałów z 14,8 do 16,2%. Dobrze wiodło się Huawei. Klienci kupili 106,6 miliona urządzeń tej firmy, czyli o 44,3% więcej niż rok wcześniej. Obecnie do Huawei należy 7,4% rynku smartfonów. Na kolejnej pozycji znajdziemy Lenovo ze wzrostem sprzedaży rzędu 24,5% i udziałami w rynku obliczanymi na 5,2%. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę Lenovo i Motorolę to możemy mówić o 21-procentowym spadku sprzedaży i spadku udziałów o 2 punkty procentowe. Powodów do narzekań nie ma też Xiaomi, które z 4,9-procentowymi udziałami jest piątym największym sprzedawcą smartfonów. W ciągu roku sprzedaż firmy wzrosła o 22,8%. Klienci coraz mniej chętnie sięgają po produkty mniejszych, mniej znanych marek. Co prawda ich sprzedaż zwiększyła się o 4,2%, ale ogólne udziały w rynku spadły o 2,5 pp. « powrót do artykułu
-
Ashish Singh, który specjalizuje się w bezpieczeństwie systemów komputerowych, poinformował, że w przeglądarce Edge występuje błąd, który powoduje, iż tryb InPrivate nie jest tak anonimowy, jak być powinien. Okazało się, że dane z odwiedzanych witryn są zapisywane na dysku twardym i można je przejrzeć odczytując plik WebCache. Informacje o odwiedzonych witrynach są zapisywane w tej samej tabeli "Containter_n", w której zapisywane są dane z jawnych sesji surfowania po internecie. Wystarczy przeanalizować tę tabelę, by poznać całą historię odwiedzanych witryn. Edge to nie jedyna przeglądarka, w której wystąpiły tego typu problemy. W 2010 roku naukowcy z Uniwersytetu Stanforda przeprowadzili różne ataki na Firefoksa, Chrome'a, Safari i Internet Explorera, w czasie których poznali historię, nawet tę z trybów prywatnych. Jak mówi informatyk śledczy Lesley Carhart, to wspólny problem. Tryby prywatne zawsze pozostawiają na dyskach twardych łatwe do odzyskania ślady. To mechanizmy prywatności, a nie zabezpieczenia przed atakami - mówi Carhart. Edge ma jednak poważniejszy problem, gdyż dane z WebCache można odczytać znacznie łatwiej i nie trzeba do tego dużego doświadczenia. Microsoft potwierdził występowanie błędu i obiecał szybkie jego naprawienie. « powrót do artykułu
-
Oracle oświadczyło, że zrezygnuje z publikowania wtyczki dla Javy w JDK 9. Kolejna wersja Javy powinna ukazać się w marcu 2017 roku. Rezygnacja z wtyczki dla przeglądarek jest podyktowana troską o bezpieczeństwo, gdyż wtyczka ta jest ulubionym celem cyberprzestępców. Trzeba jednak przyznać, że koncern został postawiony przed faktem dokonanym, gdyż do tego czasu większość przeglądarek i tak nie będzie wspierało wtyczki dla Javy. Firefox przestanie ją wspierać do końca bieżącego roku, Chrome wyłączył wsparcie już we wrześniu. Microsoftowy Edge nie obsługuje obecnie żadnych wtyczek. Jedynymi przeglądarkami, które po roku 2016 będą wspierały stary model wtyczek, w jakim działa plug-in dla Javy, będą Internet Explorer oraz Safari. Zgodnie z zaleceniami Oracle'a, należy zrezygnować z Java Applets na rzecz Java Web Start. Technologia ta nie wymaga stosowania wtyczki. Co nie znaczy, że cyberprzestępcy nie będą starali się jej wykorzystać do przeprowadzania ataków. Jednak nawet gdy Oracle przestanie publikować wtyczki dla przeglądarek, olbrzymia rzesza internautów nadal będzie narażona na taki. Miliony komputerów, przede wszystkim w środowisku biznesowym, wciąż obsługują wtyczki dla Javy 6 i 7. Wersje te od dawna nie otrzymują żadnych poprawek bezpieczeństwa. « powrót do artykułu
-
Masowe zwolnienia zwykle kojarzą się z dużymi prywatnymi przedsiębiorstwami. Tym razem jednak zwolnienie 980 pracowników zapowiada... Uniwersytet w Helsinkach. Instytucja, która od lat znajduje się wśród 100 najlepszych uczelni wyższych na świecie, będzie redukowała zatrudnienie w związku ze zmniejszeniem dotacji budżetowej. Z obliczeń dokonanych przez sam uniwersytet wynika, że do końca kadencji obecnego rządu uczelnia musi wydawać nawet 106 milionów euro rocznie mniej niż dotychczas. Fiński Związek Zawodowy Uniwersyteckich Profesorów, Badaczy i Wykładowców krytykuje decyzję władz Uniwersytetu twierdząc, że cięcia są zbyt radykalne. Trzeba jednak pamiętać, że koszty osobowe stanowią aż 2/3 wszystkich wydatków uczelni. Uniwersytet ocenia, że jeszcze tej wiosny zwolni 570 osób, w tym 75 wykładowców i badaczy. Do roku 2020 pracę straci 210 osób zatrudnionych na umowach czasowych, a w grupie tej znajdzie się 160 naukowców i wykładowców. Z kolei do przyszłego roku na emerytury odejdzie 200 pracowników (w tym 60 wykładowców i badaczy) i nie zostaną oni zastąpieni nikim innym. Obecnie uczelnia zatrudnia około 8000 osób. Studiuje zaś na niej 35 000 osób. « powrót do artykułu
-
Archeolodzy prowadzący wykopaliska willi w Apterze na Krecie odkryli figury Artemidy i Apolla. Aptera została zniszczona w VII w. n.e. przez trzęsienie ziemi. Figurki mierzące z cokołem ok. 53 cm (bez cokołu circa 35 cm) pochodzą z I-II w. n.e. Ubraną w chiton, gotową do strzału Artemidę wykonano z brązu, a Apolla z marmuru. Biały materiał do wykonania jej oczu zachował się w niesamowitym stanie - podkreśla Ministerstwo Kultury Grecji. Jak twierdzi szefowa wykopalisk Vanna Niniou-Kindelis, figury sprowadzono z centrów artystycznych spoza Krety. Miały ozdobić kapliczkę willi. « powrót do artykułu
-
Europejski Instytut Norm Telekomunikacyjnych (ETSI) powołał grupę roboczą, której zadaniem jest przystosowanie protokołu TCP/IP do wymagań przyszłości. Obecnie TCP/IP zarządza większością ruchu w internecie. Protokół ten powstał w 1973 roku i musi ewoluować, by zapewnić działanie sieci przyszłości. Grupa robocza, na której czele stanął Andy Sutton musi wziąć pod uwagę m.in. technologię 5G, która umożliwi wymianę danych bezprzewodowych z prędkością 1 Gbps lub większą i zapewni mniejsze opóźnienia niż obecne 4G. Jeśli zostalibyśmy przy obecnych protokołach, uniemożliwią one wykorzystanie pełnych możliwości nowych technologii. Stąd też potrzeba ciągłych zmian. Grupa Suttona zajmie się m.in. kwestiami bezpieczeństwa, uwierzytelniania, adresowania danych, wykorzystania urządzeń mobilnych, metodami dystrybucji danych multimedialnych czy kwestią rozwoju cyfrowego handlu. Grupa ma pracować w sposób jawny i zapewnić wszystkim zainteresowanym dostęp do swoich dokumentów, badań i testów. Będzie starała się zaangażować w swoje prace inne organizacje zajmujące się standardami. « powrót do artykułu
-
Najnowsza wersja Cortany, cyfrowego asystenta Microsoftu, będzie skanowała e-maile, by przypomnieć użytkownikowi o umówionych spotkaniach. Funkcja taka została dodana do testowanej właśnie edycji Windows 10. Cortana będzie poszukiwała e-maili, w których użytkownik pisze, że ma zamiar coś zrobić - wyjaśnia Marcus Ash z Microsoftu. Jeśli więc napiszemy do znajomego, że mamy zamiar umówić się z nim w restauracji, Cortana zapyta nas, czy chcemy ustawić odpowiednie powiadomienie. Microsoft obiecuje, że skanowanie będzie odbywało się lokalnie i żadne informacje nie będą wysyłane na zewnątrz. Możliwe będzie również wyłączenie tej funkcji. « powrót do artykułu
-
Pięćdziesięciopięcioletnia Sue York, która od 7. roku życia choruje na cukrzycę typu 1., jest pierwszą osobą na świecie, której wykonano przeszczep trzustki z powodu aichmofobii, czyli chorobliwego lęku przed igłami. Gdy kobieta wstrzykiwała sobie insulinę, występowały u niej niekontrolowane wymioty i drgawki. Często iniekcja trwała nawet 20 minut. Lekarze ujawniają, że po przeszczepie przeprowadzonym w Manchester Royal Infirmary oczekiwana długość życia York się podwoiła. Ona sama podkreśla, że operacja całkowicie zmieniła jej życie. Wreszcie skończyły się problemy z wchodzeniem po schodach, wskutek poprawy wzroku kobieta musiała też sobie sprawić nowe okulary. Oprócz tego chora odzyskała czucie w rejonach stóp, gdzie zaczynało ono zanikać. W 2012 r. problemy York się spiętrzyły, bo DVLA (Driver and Vehicle Licensing Agency) zmieniła swoje uregulowania dot. kierowców-cukrzyków. Agencja wymagała, przy przed jazdą sprawdzić poziom glukozy we krwi, a także by oceniać glikemię co 2 godziny w czasie podróży (wiązało się to, oczywiście, z koniecznością kłucia). Kobieta zdecydowała się zrezygnować z jeżdżenia samochodem, ponieważ jednak była zbyt słaba, by pokonać dłuższe dystanse, groziło jej uwięzienie w domu. Wypróbowała więc hipnoterapię i terapię poznawczo-behawioralną. Bez skutku. Po ponad 2 latach starań York została umieszczona na liście oczekujących na przeszczep trzustki. Komisje rozważały konieczność transplantacji, podnosząc, że chora nie cierpi na powikłania nefrologiczne. Zastanawiano się także, czy fobia jest na tyle silna, by uzasadniało to przeprowadzenie poważnej operacji. Dr Raman Dhanda podkreśla, że przypadek Sue był wyjątkowy. York, która twierdzi, że aichmofobia jest częsta wśród chorujących od dawna na cukrzycę, ma nadzieję, że jej historia stanie się swego rodzaju precedensem. « powrót do artykułu
-
Firma Ookla, właściciel popularnego serwisu do sprawdzania prędkości łączyć interntowych speedtest.net, potwierdziła wnioski z niedawnego artykułu, jaki ukazał się w Myce. Ookla przyznaje, że co najmniej jeden z testowanych dostawców internetu manipuluje wynikami Speedtestu. Manipulacja taka służy przekonaniu klienta, że dostarczane mu łącze internetowe jest szybsze niż w rzeczywistości. Wspomniany ISP prawdopodobnie nadaje większy priorytet ruchowi na porcie 8080, stąd lepsze wyniki. Ookla zapewnia, że stara się przeciwdziałać tego typu oszustwom. Jeśli zaś podejrzewamy, że nasz dostawca internetu nas oszukuje, możemy przeprowadzić własne testy prędkości. Pamiętajmy, by przed rozpoczęciem testów wyłączyć wszystkie akceleratory i podobnie działające mechanizmy, jak np. "Data Saver" w przeglądarce Chrome. Najpierw powinniśmy wejść na witrynę Speedtest.net, przeprowadzić test i zapisać sobie jego wyniki. Następnie należy wejść na http://testmy.net/mirror. Żółta gwiazdka wskaże nam najbliższy serwer. Jeśli wskazanie jest nieprawidłowe, należy wybrać go ręcznie klikając [set Default], a następnie kliknąć "Test My Internet" i wybrać opcję "Combined". Po teście również zapisujemy wyniki. W kolejnym kroku wchodzimy na http://testmy.net:8080/mirror, wybieramy najbliższy serwer, klikamy "Test My Internet" i "Combined". Jeśli wyniki tego testu, podczas którego sprawdzamy port 8080 znacząco różnią się od testu wcześniejszego, możemy podejrzewać, że nasz dostawca internetu nadaje priorytet ruchowi na porcie 8080. Należy testy powtórzyć, by upewnić się, że to nie przypadkowe zakłócenia w ruchu. Jeśli żaden z testów przeprowadzonych na Test My Internet nie daje wyników zbliżonych do wyników ze Speedtest.net, możemy przeprowadzić test wielowątkowy. W tym celu wchodzimy na http://testmy.net/multithread i klikamy "Enable Multithreading", wybieramy najbliższy serwer i upewniamy się, że inne opcje są wyłączone. Uruchamiamy test, pamiętając przy tym, że obecnie jest on przeprowadzany jedynie dla ruchu przychodzącego. Test wielowątkowy przeprowadzamy też dla portu 8080, wchodząc na stronę http://testmy.net:8080/multithread. Jeśli dostawca internetu nas nie oszukuje, testy jednowątkowe powinny dać podobne wyniki, tak jak i testy wielowątkowe. Jeśli jest spora różnica, trzeba powtórzyć testy wielowątkowe. Jeśli widzimy dużą różnice pomiędzy zwykłym testem wielowątkowym, a testem wielowątkowym portu 8080, oznacza to, że nasz dostawca nadaje temu portowi priorytet gdy ustanowione są liczne połączenia. Duża różnica pomiędzy testami wielowątkowymi, a z pojedynczym wątkiem nie powinna nas martwić. « powrót do artykułu
-
Studenci z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie opracowali skarpety z czujnikami nacisku, które są połączone z aplikacją na smartfony, ostrzegającą pacjentów z cukrzycą przed rozwojem ran. Neuropatia cukrzycowa jest najczęstszym powikłaniem cukrzycy, w którym dochodzi do odcinkowego uszkodzenia obwodowych nerwów czuciowych oraz ruchowych, a także układu autonomicznego. Problemem są niedokrwienie, zmiany w budowie stopy w wyniku neuropatii czuciowej i w końcu nadmierny ucisk. Pacjenci często doznają też urazów mechanicznych, które źle się goją. Tzw. stopa cukrzycowa bywa przyczyną amputacji. Diabetyków zachęca się do regularnych kontroli, jednak owrzodzenia są diagnozowane już po utworzeniu, co oznacza leczenie i wzrost kosztów opieki zdrowotnej. Problemem tym postanowili się zająć członkowie programu BioDesign: Medical Innovation (został on utworzony przez Uniwersytet Hebrajski i Centrum Medyczne Hadassah). Dzięki temu powstały skarpety SenseGO, które można prać w pralce. Czujniki wykrywają zmiany nacisku związane z wadliwą postawą, deformacjami anatomicznymi czy źle dopasowanymi butami. Są one rejestrowane jako sygnały elektryczne i przekazywane do aplikacji na smartfony, która informuje pacjentów o ryzyku. « powrót do artykułu
-
Po raz pierwszy w historii wykazano, że wychwycony z powietrza dwutlenek węgla można za pomocą homogenicznego katalizatora bezpośrednio zmienić w metanol. Z jednej strony usuwamy więc z atmosfery szkodliwy gaz cieplarniany, z drugiej - otrzymujemy paliwo, które może być alternatywą dla paliw kopalnych. Wyniki badań prowadzonych przez profesora G. K. Surya Prakasha i laureata nagrody Nobla profesora George'a A. Olaha, opublikowano w najnowszym Journal of the American Chemical Society. Każdego roku przemysł chemiczny produkuje ponad 70 milionów ton metanolu. Jest on podstawą do wytwarzania wielu produktów, a przede wszystkim etylenu i propylenu. Podstawowym problemem w konwersji CO2 do metanolu jest znalezienie odpowiedniego homogenicznego katalizatora. Nie jest to łatwe, gdyż reakcja przebiega w temperaturze około 150 stopni Celsjusza, czego wiele katalizatorów nie wytrzymuje. Podczas najnowszych badań wykorzystano katalizator bazujący na rutenie. Jest on stabilny w wysokich temperaturach i można go wielokrotnie używać. Stworzenie stabilnego homogenicznego katalizatora do przeprowadzenia procesu redukcji CO2 do metanolu było poważnym wyzwaniem. Większość katalizatorów przestawała działać na etapie kwasu mrówkowego. Co więcej, potrzebowaliśmy katalizatora, który mógłby zredukować karbaminiany bezpośrednio do metanolu - mówi Prakash. Naukowcy wykazali, że za pomocą nowego katalizatora i kilku dodatków są w stanie przekonwertować na metanol 79% dwutlenku węgla wychwyconego z powietrza. Naukowcy mają nadzieję, że w przyszłości ich technika posłuży do produkcji metanolu, a przy okazji pozwoli na oczyszczenie atmosfery z nadmiaru dwutlenku węgla. W kolejnym etapie badań uczeni chcą obniżyć temperaturę reakcji do 100-120 stopni. « powrót do artykułu
-
James Joyce, Julio Cortázar, Marcel Proust, Henryk Sienkiewicz czy Umberto Eco. Zaskakujące, ale niezależnie od języka, dzieła literackie najsłynniejszych autorów pod pewnymi względami okazują się mieć budowę fraktalną. Analizy statystyczne przeprowadzone w Instytucie Fizyki Jądrowej PAN w Krakowie ujawniły jednak fakt jeszcze bardziej intrygujący. Kompozycja utworów jednego z gatunków literackich cechuje się wyjątkową dynamiką, o strukturze kaskadowej (lawinowej). Ten typ narracji okazuje się mieć charakter multifraktalny, czyli jest fraktalem fraktali. Dla niejednego książkowego mola zaawansowane równania i wykresy to ostatnie rzeczy, z którymi chciałby mieć bliższy kontakt. Przed matematyką trudno jednak uciec. Fizycy z Instytutu Fizyki Jądrowej Polskiej Akademii Nauk (IFJ PAN) w Krakowie przeprowadzili szczegółową analizę statystyczną ponad stu słynnych dzieł światowej literatury, napisanych w kilku językach i kojarzonych z różnymi gatunkami literackimi. Książki, badane pod kątem korelacji ujawniających się w zmianach długości zdań, okazały się być rządzone dynamiką o charakterze kaskadowym. Fakt ten oznacza, że budowa tych książek jest w istocie fraktalna. W przypadku kilkunastu dzieł ich matematyczna złożoność okazała się wyjątkowa, porównywalna ze strukturą tak skomplikowanych obiektów matematycznych jak multifraktale. Co ciekawe, w analizowanej puli wszystkie utwory multifraktalne okazały się należeć do jednego gatunku literackiego. Fraktale to samopodobne obiekty matematyczne: gdy zaczynamy powiększać ich jeden czy drugi fragment, prędzej czy później zobaczymy strukturę przypominającą obiekt wyjściowy. Typowe fraktale, zwłaszcza te szerzej znane, jak trójkąt Sierpińskiego czy zbiór Mandelbrota, są monofraktalami. Stwierdzenie to oznacza, że tempo powiększania w każdym miejscu fraktala jest takie samo, liniowe: jeśli gdzieś przeskalowaliśmy go x razy i zobaczyliśmy strukturę podobną do pierwotnej, to samo powiększenie w innym miejscu także ujawni strukturę podobną. Multifraktale są bardziej zaawansowanymi konstrukcjami matematycznymi: to fraktale fraktali. Powstają z fraktali „splecionych” ze sobą w odpowiedni sposób i w odpowiednich proporcjach. Multifraktal nie jest zwykłą sumą fraktali i nie można go rozłożyć z powrotem na fraktale składowe, ponieważ już sam sposób splotu ma charakter fraktalny. Powoduje to, że aby zobaczyć strukturę podobną do pierwotnej, różne fragmenty multifraktala trzeba powiększać z różną szybkością. Multifraktal jest więc obiektem o charakterze nieliniowym. Analizy w wielu skalach, prowadzone z użyciem fraktali, pozwalają w zwarty sposób ująć informacje o korelacjach między danymi na rozmaitych poziomach złożoności badanego układu i wskazują na hierarchiczną organizację zjawisk i struktur występujących w naturze. Można więc oczekiwać, że język naturalny, który jest wielkim ewolucyjnym osiągnięciem świata przyrody, też będzie wykazywał takie korelacje. Ich istnienie w dziełach literackich nie było jednak jak dotąd przekonująco udokumentowane. Tymczasem okazało się, że gdy spojrzeć na te dzieła z właściwej perspektywy, takie korelacje są nie tylko częste, ale w niektórych utworach wykazują szczególnie wyrafinowaną matematyczną złożoność, mówi prof. dr hab. Stanisław Drożdż (IFJ PAN, Politechnika Krakowska). Badaniom poddano 113 utworów literackich napisanych w językach angielskim, francuskim, niemieckim, włoskim, polskim, rosyjskim i hiszpańskim. Wśród autorów znalazły się tak znane postaci jak Honoré de Balzac, Arthur Conan Doyle, Julio Cortázar, Charles Dickens, Fiodor Dostojewski, Alexandre Dumas, Umberto Eco, George Elliot, Victor Hugo, James Joyce, Thomas Mann, Marcel Proust, Władysław Reymont, William Shakespeare, Henryk Sienkiewicz, John R. R. Tolkien, Lew Tołstoj czy Virginia Woolf. Wybrane dzieła liczyły nie mniej niż 5000 zdań, co zapewniało statystyczną wiarygodność analiz. Aby przekształcić tekst w poddające się analizie statystycznej ciągi liczbowe, w każdej książce zliczano długości zdań, wyrażone liczbą wyrazów (alternatywna metoda, zliczania znaków w zdaniu, okazała się nie mieć większego wpływu na wnioski płynące z analizy). W danych szukano następnie zależności – najpierw tych najprostszych, czyli liniowych. Chodziło o odpowiedź na pytanie: jeśli zdań o pewnej długości jest x razy więcej niż zdań o innej długości, to czy te same proporcje zostaną zachowane, gdy spojrzymy na zdania odpowiednio dłuższe lub krótsze? Wszystkie badane przez nas utwory wykazywały samopodobieństwo pod względem organizacji długości zdań. Jedne bardziej wyraziste – tu wyróżniali się zwłaszcza 'The Ambassadors' Henry'ego Jamesa – inne zdecydowanie mniej, z ekstremalnym przypadkiem francuskiego XVII-wiecznego romansu 'Artamene ou le Grand Cyrus'. Korelacje były jednak ewidentne, a zatem teksty te miały budowę fraktalną, komentuje dr hab. Paweł Oświęcimka (IFJ PAN) i zaznacza jednocześnie, że fraktalność tekstu w praktyce nigdy nie będzie tak perfekcyjna jak w świecie matematyki. Fraktale matematyczne można bowiem powiększać w nieskończoność. Tymczasem liczba zdań w każdej książce jest skończona i na pewnym etapie skalowania zawsze pojawi się przeszkoda w postaci końca zbioru danych. Sprawy przybrały szczególnie interesujący obrót, gdy fizycy z IFJ PAN zaczęli tropić zależności nieliniowe. W większości klasycznych tekstów ujawniały się one słabo lub w umiarkowanym stopniu. W trakcie analiz wyłonił się jednak zbiór kilkunastu dzieł o bardzo wyraźnej strukturze multifraktalnej. Niemal wszystkie książki tej grupy okazały się być przedstawicielami jednego gatunku literackiego, szerzej znanego jako strumień świadomości. Jedynym wyjątkiem była Biblia, a konkretnie Stary Testament – książka do tej pory nigdy nie kojarzona z tym gatunkiem literackim. Absolutnym rekordzistą pod względem multifraktalności okazało się 'Finnegans Wake' Jamesa Joyce'a. Wyniki naszych analiz w przypadku tego tekstu praktycznie w niczym nie odbiegają od otrzymywanych dla idealnych, czysto matematycznych multifraktali, mówi prof. Drożdż. Wśród najbardziej multifraktalnych dzieł znalazły się także: „A Heartbreaking Work of Staggering Genius” Dave'a Eggersa, „Rayuela” Julio Cortázara, „Ulysses” Jamesa Joyce'a, „U.S.A. trilogy” Johna Dos Passosa, „The Waves” Virginii Woolf i „2666” Roberto Bolano. Jednocześnie sporo dzieł zwykle zaliczanych do strumienia świadomości okazało się mieć niewielkie korelacje multifraktalne. Były one trudno zauważalne zwłaszcza w takich książkach jak „Atlas Shrugged” Ayn Randy czy „A la recherche du temps perdu” Marcela Prousta. Nie jest do końca jasne, czy utwory należące do strumienia świadomości rzeczywiście ujawniają głębsze cechy naszej świadomości, czy raczej wyobrażenia literatów na jej temat. Trudno się więc dziwić, że przypisanie dzieła do tego czy innego gatunku bywa subiektywne. Widzimy tu zresztą możliwość ciekawego zastosowania naszej metodologii: w przyszłości może ona pomagać w bardziej obiektywnym przyporządkowaniu książek do tego czy innego gatunku literackiego, zauważa prof. Drożdż. Analizy multifraktalne tekstów literackich, przeprowadzone w IFJ PAN, zostały opublikowane w Information Sciences, prestiżowym czasopiśmie nauk informatycznych. Publikacja przeszła rygorystyczną weryfikację: z uwagi na interdyscyplinarny charakter tematyki redaktorzy powołali od razu aż sześciu recenzentów. « powrót do artykułu
-
Jednym z 20 najdroższych zdjęć świata jest portret ziemniaka
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Pewien paryżanin zapłacił w zeszłym roku milion euro za zdjęcie... ziemniaka. Jego autorem jest jeden z najpopularniejszych fotografów świata - Kevin Abosch. Abosch fotografuje gwiazdy Hollywood, m.in. Johnny'ego Deppa czy Dustina Hoffmana. Równie często na będącym jego znakiem rozpoznawczym czarnym tle pojawiają się jednak właśnie ziemniaki. Kevin lubi ziemniaki, bo porównuje je do ludzi i twierdzi, że choć przynależność do tego samego gatunku jest widoczna, każdy jest inny. [Abosch] sfotografował wiele kartofli, a ten tutaj to jeden z jego ulubieńców. Mierzący 162 na 162 cm portret ziemniaka pt. Potato #345 (2010) wisiał na ścianie studia Irlandczyka w Paryżu. Tam zobaczył go pewien klient, który po kolejnych kieliszkach wina coraz bardziej się nim interesował. Po 2 tygodniach kupiec bez oporów zaakceptował nienegocjowalną cenę w wysokości miliona euro. To najwyższa kwota, jaką Abosch zarobił na pojedynczym zdjęciu. Jego zwykła stawka za zdjęcie celebryty wynosi 150 tys. dol.; w przypadku wykorzystania komercyjnego rośnie ona do 500 tys. dol. za ujęcie. Prace Aboscha ukazywały się w wielu znanych magazynach. Co ciekawe, Irlandczyk jest samoukiem i nie poświęca zbyt wiele czasu na poszczególne ujęcia. Czasem kończy pracę, zrobiwszy zaledwie dwa zdjęcia. « powrót do artykułu -
Chirurdzy z King's College Hospital jako pierwsi na świecie wykorzystali nowe urządzenie do wzmocnienia/uszczelnienia zastawki dwudzielnej u pacjenta z zaawansowaną niewydolnością serca. Pięćdziesięciodziewięcioletni Richard Reach był zbyt chory, by przeprowadzić u niego konwencjonalną operację. Mitra-Spacer ma kształt balonika. Wielkością przypomina małą papryczkę chilli. Jego wszczepienie nie wymagało poważnego zabiegu. W lutym ubiegłego roku Reach został przyjęty do King's College z powodu zawału serca. Był on spowodowany zamknięciem dwóch naczyń wieńcowych. Mężczyzna przeszedł operację, w czasie której je udrożniono, ale okazało się, że zarówno zastawki, jak i mięśnie serca nie działają prawidłowo, konieczny jest więc kolejny zabieg. Jako że operację na otwartym sercu i wszczepienie rozrusznika uznano za zbyt ryzykowne, szpital uzyskał od MHRA (Medicines and Healthcare Products Regulatory Agency) zgodę na wykorzystanie "balonika". Laparoskopię przeprowadzono w czerwcu. Stan pacjenta bardzo się poprawił, po paru dniach wypisano go więc do domu. W listopadzie mężczyzna był już na tyle silny, że można było przeprowadzić konwencjonalną operację. Mitra-Spacer został usunięty i wszczepiono nową zastawkę. Przebywający w domu pacjent z dnia na dzień radzi sobie coraz lepiej. Nowa terapia daje nadzieję pacjentom z zaawansowaną niewydolnością serca. Operacja na otwartym sercu jest bardzo inwazyjną procedurą i nie zawsze nadaje się dla bardzo chorych osób. Mitra-Spacer może pozostać w sercu na zawsze, a w pozostałych sytuacjach wzmocnienie zastawki daje sercu czas na regenerację przed przeprowadzeniem właściwej operacji - wyjaśnia prof. Olaf Wendler, szef zespołu z King's. « powrót do artykułu
-
Związku pomiędzy czerwonym karłem a samotnym olbrzymem nie dostrzegano przez lata. Jednak Niall Deacon z University of Hertfordshire zauważył, że obiekty są powiązane grawitacyjnie i mamy do czynienia z najbardziej oddaloną planetą od swojej gwiazdy. Niewielka gwiazda TYC 9486 została odkryta w 2006 roku, a w 2008 zauważono planetę 2MASS J2126. Od czasu odkrycia wiedziano, że oba obiekty poruszają się w tym samym kierunku. To właśnie wzbudziło podejrzenia Deacona. Po dokonaniu odpowiednich pomiarów Deacon i jego koledzy doszli do wniosku, że gwiazda i planeta są grawitacyjnie powiązane. Jeśli tak, to planeta okrąża gwiazdę w odległości 6900 jednostek astronomicznych, czyli 6900 razy większej niż odległość Ziemi od Słońca. Astronomowie nigdy czegoś takiego nie widzieli. Dla porównania, postulowana dziewiąta planeta Układu Słonecznego, miałaby okrążać Słońce w odległości nie większej niż 1200 j.a. Brytyjscy naukowcy podejrzewają, że 2MASS J2126 jest kilkanaście razy bardziej masywna od Jowisza, a to oznacza, że znajduje się na granicy pomiędzy brązowymi karłami a największymi z planet. Jonathan Gagné, z Carnegie Institute w Waszyngtonie uważa, że możemy się wiele nauczyć obserwując J2126. Gagné w przeszłości argumentował, że obiekt ten należy do osobnej grupy gwiazd, jednak najnowsze badania przekonały go, iż jego najbliższym sąsiadem jest TYC 9486. Uczony zauważa, że J2126 jest na tyle daleko od swojej gwiazdy, iż nie jest przyćmiewana przez jej blask, co ułatwi jej badanie. Jednocześnie zaś obiekty są powiązane. To grawitacyjne łącze daje nam swobodę przekładania pomiarów z jednego obiektu na drugi. Myślę, że mamy tu do czynienia z systemem, który w przyszłości stanie się ważnym punktem odniesienia - mówi Gagné. « powrót do artykułu
-
Po co zebrze paski? Nie wiadomo, ale na pewno nie do kamuflażu... Najdłużej utrzymującą się hipotezą dot. pasków zebry jest kamuflaż, ale do tej pory kwestię tę rozpatrywano zawsze z ludzkiej perspektywy. My natomiast przeprowadziliśmy serię obliczeń, za pomocą których mogliśmy wskazać odległości, przy jakich lwy, hieny cętkowane, a także inne zebry widzą paski zebr w świetle dziennym, o zmierzchu i w bezksiężycową noc - opowiada prof. Amanda Melin z Uniwersytetu w Calgary. Melin przeprowadziła badania z Timem Caro z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis. Warto przypomnieć, że ramach wcześniejszych studiów zespół Caro zdobył dowody, że paski zebr odstraszają kąsające je owady. Ostatnio autorzy publikacji z pisma PLoS ONE stwierdzili, że paski nie mogą pomagać zebrom wtapiać się w tło. Nie chodzi też o zaburzanie zarysu ciała, ponieważ w momencie, gdy drapieżniki są w stanie zobaczyć pasy, prawdopodobnie wyczuły już lub usłyszały swoją ofiarę. Wyniki nie potwierdzają pomysłu, że pasy zebry zapewniają maskowanie przed drapieżnikami. Odrzuciliśmy [więc] powtarzaną od lat hipotezę, dyskutowaną [m.in.] przez Karola Darwina czy Alfreda Russella Wallace'a. Testując hipotezę maskującą, naukowcy przepuścili wykonane w Tanzanii cyfrowe zdjęcia zebr przez filtry przestrzenne i barwne; symulowali w ten sposób postrzeganie tych zwierząt przez lwy, hieny cętkowane i same zebry. Mierzyli też szerokość pasów, a także luminancję świetlną. Na tej podstawie, biorąc pod uwagę możliwości układu wzrokowego, określano maksymalną odległość, przy której lwy, hieny i zebry są w stanie wykryć pasy. Okazało się, że powyżej 50 m w dzień lub 30 m o zmroku, kiedy poluje większość drapieżników, pasy są widoczne dla ludzi, ale niekoniecznie dla drapieżników. W bezksiężycową noc przy dystansie powyżej 9 m nie potrafi ich dostrzec żaden z gatunków. Oznacza to, że pasy nie kamuflują na zadrzewionych obszarach (wcześniej teoretyzowano, że ciemne pasy naśladują pnie, a białe przypominają promienie prześwitujące między gałęziami). Analizując postrzeganie zebr na otwartych terenach, gdzie spędzają najwięcej czasu, biolodzy stwierdzili, że lwy widzą zarys pasiastych zebr równie dobrze jak umaszczonych jednolicie zwierząt o zbliżonych czy mniejszych gabarytach, np. koba śniadego (Kobus ellipsiprymnus) oraz impali zwyczajnej (Aepyceros melampus). Wcześniej sugerowano zaś, że paski zaburzają kontur zebr na równinach. Eksperyment nie zapewnił też dowodów, że paski zapewniają zebrom jakieś korzyści społeczne. Choć zebry potrafią dostrzec pasy z nieco większej odległości niż drapieżniki, naukowcy podkreślają, że u innych blisko spokrewnionych z nimi wysoce społecznych gatunków rozpoznawanie pobratymców występuje mimo braku pasów. « powrót do artykułu
-
Zamieszkujący Devil's Hole karpieniec diabli to jeden z najbardziej zagrożonych kręgowców na świecie. Niewykluczone jednak, że najlepszym sposobem ochrony miejscowego ekosystemu jest... pozwolenie, by karpieniec wyginął. Karpieniec diabli (Cyprinodon diabolis) to niewielka ryba zamieszkująca niezwykły zbiornik wodny w centrum Doliny Śmierci, najbardziej gorącego miejsca na Ziemi. Devil's Hole to wypełniona wodą formacja skalna. Otwór w skałach ma długość 22 metrów i szerokość 3,5 metra. Głębokość zbiornika nie jest znana, gdyż jego dno nie zostało jeszcze odnalezione. W gorących, ciemnych, ubogich tlen wodach Devil's Hole żyje karpieniec diabli. Populacja ryby mocno się waha i wynosi od kilkudziesięciu do kilkuset osobników. Devil's Hole to jedno z najbardziej niezwykłych miejsc zamieszkanych przez ryby. Temperatura wody jest tam tak wysoka, że w ciągu kilku godzin zabiłaby większość innych gatunków" - Christopher Martin z University of North Carolina. Martin wraz ze swoim zespołem przeanalizował DNA karpieńca diablego. Naukowcy ze zdumieniem odkryli, że w ciągu kilkuset ostatnich lat doszło do wymiany genów pomiędzy karpieńcem diablim a spokrewnionymi rybami zamieszkującymi okoliczne strumienie. Sama obecność niewielkiej populacji w izolowanej Devil's Hole jest czymś zdumiewającym. Powinna ona bowiem wyginąć w ciągu kilkuset lat wskutek chowu wsobnego lub jakiegoś nagłego wydarzenia. Jednak badania genetyczne rozwiązały tę zagadkę. O ile bowiem wszystkie karpieńcowate w okolicy pochodzą od wspólnego przodka, który żył około 10 000 lat wcześniej, to ryby z Devil's Hole oddzieliły się od reszty przed zaledwie 255 laty. Tak krótki czas wystarczył jednak, by wyewoluowały one na tyle, żeby można było uznać je za osobny gatunek. Naukowcy przypuszczają, że do wymiany genów i kontaktów z krewniakami ze strumieni może dochodzić podczas powodzi. Ryby lub ich jaja mogą też być przenoszone przez ludzi lub ptaki. Z powyższych badań można więc wyciągnąć wniosek, że Devil's Hole mogła być w przeszłości domem dla wielu innych gatunków karpieńcowatych. Ryby lub ich jaja moga tam trafiać w nieznany jeszcze sposób, rozwija się tam i ewoluuje lokalna populacja, z czasem dochodzi do jej wyginięcia, a Devil's Hole jest po jakimś czasie ponownie zasiedlana. Zdaniem biologa Andrew Martina z University of Colorado, zadaniem obrońców środowiska powinno być przede wszystkim podtrzymanie procesu zachodzącego w okolicach Devil's Hole, a nie próba uratowania populacji karpieńca diablego, gdyż to może zaburzyć cały proces. Najważniejsze są zatem prace na rzecz utrzymania łączności pomiędzy wszystkimi elementami cyklu biologicznego w Dolinie Śmierci. « powrót do artykułu
-
Choć niespodziewana wygrana lokalnej drużyny sportowej czy pogodny dzień nie zwiększają szans na wygraną w loterii, ludzie zachowują się, jakby tak było i częściej kupują losy. Nasze studium pokazuje, jak pozytywne, ale niespodziewane wyniki w sporcie czy pogodzie pozwalają przewidywać codzienne zachowania hazardowe 8 mln nowojorczyków - opowiada Ross Otto z Uniwersytetu w Nowym Jorku. Wcześniejsze badanie laboratoryjne pokazało, że ludzie, którzy mają dobry nastrój, chętnie przyjmują bardziej ryzykowne zakłady i że nieoczekiwane pozytywne zdarzenia w szczególny sposób poprawiają nasz nastrój. Autorzy publikacji z pisma Psychological Science podkreślają, że dotąd przeprowadzono mało badań dotyczących związku między niespodziewanymi korzystnymi wynikami i podejmowaniem ryzyka w realnym świecie. Stąd pomysł Otta i jego współpracowników Stephena M. Fleminga i Paula W. Glimchera, by przyjrzeć się temu zagadnieniu, wykorzystując dane dot. gry w loterię na terenie Wielkiego Jabłka. Nowojorska Stanowa Komisja Gier przekazała naukowcom dane dot. zakupów losów na loterie bez kumulacji z lat 2011-12. Oprócz tego psycholodzy sporządzili tabelę z wygranymi i przegranymi w rozgrywkach regularnych i poza sezonem drużyn z okolic Nowego Jorku (także z lat 2011-12). Uwzględniono zespoły z Narodowej Ligi Futbolowej (NFL), Narodowej Ligi Koszykówki (NBL), Narodowej Ligi Hokeja (NHL) oraz najważniejszej amerykańskiej ligi bejsbolowej Major League Baseball (MLB). Akademicy określili oczekiwania odnośnie do prawdopodobieństwa wygranej. Dla każdej rozgrywki obliczano różnicę między przewidywanym a prawdziwym rezultatem. W ten sposób można było stwierdzić, jak niespodziewanie dobry lub zły był dany wynik. Zespół wykorzystał także satelitarne dane odnośnie do napromieniowania słonecznego, czyli ilości słońca dla wszystkich dni z 2011 i 2012 r. Naukowcy wyliczali ważoną średnią, która miała posłużyć jako wskazówka przewidywanego nasłonecznienia następnego dnia. Generalnie okazało się, że im bardziej niespodziewana była wygrana sportowa, tym więcej nowojorczycy wydawali na zakup losów następnego dnia. Analogicznie, im bardziej niespodziewana była ładna pogoda, tym bardziej następnego dnia ludzie angażowali się w loterię. Odkryliśmy, że duże błędy przewidywania dot. sportu i pogody mogą przesunąć dzienny wskaźnik zakupu losów w górę lub w dół nawet o 0,5%. Efekt ten był w dużej mierze jednorodny (homogeniczny) w okolicach biednych i bogatych. Choć na pierwszy rzut oka efekt ten wydaje się niewielki, należy odnotować, że ujawnia się on w całym mieście. Po niespodziewanej wygranej licznych drużyn, w stosunku do przeciętnego dnia na grę w loteriach wydaje się o ok. 160 dol. więcej. « powrót do artykułu
-
Glina z Kolumbii Brytyjskiej używana od setek lat w medycynie ludu Heiltsuk, może stać się przydatnym narzędziem w walce z lekoopornymi bakteriami. Naukowcy z University of British Columbia (UBC) uważają, że gliną można leczyć ludzi zarażonych szczepami ESKAPE. Tak zwane szczepy ESKAPE - Enterococcus faecium, Klebsiella pneumoniae, Acinetobacter baumannii, Pseudomonas aeruginosa i Enterobacter species - są odpowiedzialne za większość zakażeń szpitalnych w USA. Infekcje ESKAPE nie poddają się leczeniu i przyczyniają się do rosnącej śmiertelności w szpitalach. Po 50 lat nadużywania i złego używania antybiotyków starożytne metody leczenia i środki bazujące na składnikach naturalnych mogą być nowa bronią w walce z wieloopornymi szczepami patogenów - mówi mikrobiolog Julian Davies. Złoże wspomnianej gliny znajduje się w odległości 400 kilometrów na północ od Vancouver. Jego wielkość jest szacowana na 400 000 ton, a uformowało się ono pod koniec ostatnie epoki lodowej. Rdzenni mieszkańcy Ameryki wykorzystywali tę glinę w medycynie i podobno była ona skuteczna przeciwko wrzodziejącemu zapaleniu jelita grubego, chorobie wrzodowej, zapaleniom stawów i żył, zapaleniom skóry i oparzeniom. Teraz naukowcy z UBC przeprowadzili badania właściwości gliny. Okazało się, że jej wodny roztwór zabił 16 szczepów z grupy ESKAPE. Bakterie pochodziły z różnych źródeł, m.in. z Vancouver General Hospital, St. Paul's Hospital oraz pilotażowej oczyszczalni ścieków działającej na UBC. Wobec zaobserwowanej skuteczności gliny naukowcy zalecają, by rozpocząć badania zmierzające do wykorzystania jej w praktyce szpitalnej. « powrót do artykułu
-
Dotychczas sądzono, że większość ludności Półwyspu Indyjskiego pochodzi od dwóch wcześniejszych populacji. Trzech ekspertów z indyjskiego Narodowego Instytutu Genomiki Biomedycznej twierdzi, że populacji przodków było pięć. Analabha Basu, Neeta Sarkar-Roy oraz Partha Majumder przeprowadzili badania genetyczne setek mieszkańców subkontynentu i odkryli 5 różnych haplotypów. Cztery z nich występują na samym półwyspie, a jeden na Andamanach. Naukowcy pobrali i przebadali próbki od 367 osób z 18 lokalizacji na kontynencie oraz na Nikobarach i Andamanach. Badaniom poddano zatem 20 grup etnicznych. Na kontynencie odkryto cztery haplotypy spokrewnione z ludnością austro-azjatycką i tybetańsko-birmańską. Mieszkańcy wysp mają natomiast najbliższe związki ze współczesnymi mieszkańcami wysp na Pacyfiku. Naukowcy dowiedli też, że pierwsi mieszkańcy Indii pochodzi z Afryki. Później na obszar Półwyspu Indyjskiego przywędrowali ludzie ze wschodnich i południowych obszarów Azji Środkowej. Badania genetyczne wykazały również, że miejscowa ludność bez przeszkód się mieszała, dochodziło do wymiany materiału genetycznego, ale proces ten nagle został zatrzymany mniej więcej 70 generacji wstecz, czyli około 1575 lat temu. Zbiega się to z początkiem rządów władców z dynastii Gupta, kiedy to zaczęto stosować system kast. Mieszanie się genomów kast wyższych i niższych zostało praktycznie zatrzymane. « powrót do artykułu
-
Koty zostały prawdopodobnie udomowione co najmniej dwukrotnie. Najnowsze badania wskazują, że kotek bengalski został udomowiony w Chinach przed ponad 5000 lat. Udomowienie kotów wiąże się prawdopodobnie nierozerwalnie z rozwojem rolnictwa. Zdaniem Fiony Marshall, zooarcheologa z Washington University, koty w dużej mierze uległy spontanicznemu udomowieniu, a jeśli tak, to podobnie mogło wyglądać udomowienie wielu innych zwierząt. To może być przełom w myśleniu o procesie udomowienia - mówi uczona. Marshall kilka lat temu pomagała w analizie kości ośmiu kotów odkrytych w Quanhucun. To wioska w środkowych Chinach, której mieszkańcy bardzo wcześnie zaczęli uprawiać kaszę jaglaną. Okazało się, że kości liczą sobie około 5300 lat, a zawarte w nich izotopy węgla i azotu wskazują, że koty jadły małe zwierzęta, które z kolei żywiły się ziarnem. To zaś był poważny powód na poparcie jednej z hipotez dotyczących procesu udomowienia kotów. Mówi ona, że dzikie koty wślizgiwały się do ludzkich osad, by polować na myszy i szczury, a ludziom zależało na obecności kotów pomagających w walce ze szkodnikami. Jeden z osobników, którego kości znaleziono w Quanhucun miał bardzo starte zęby, co sugeruje, że dożył sędziwego wieku, a to z kolei wskazuje, iż ludzie mogli się nim opiekować. Tamte badania nie dawały jednak odpowiedzi na zasadnicze pytanie, czy koty z Quanhucun były spokrewnione z kotem nubijskim, przodkiem dzisiejszych kotów domowych, które udomowiono na Bliskim Wschodzie przed około 10 000 lat? A może był to osobny gatunek któregoś z rodzimych małych kotów? Jeśli odpowiedź twierdząca padła by na pierwsze pytanie, oznaczało by to, że domowe koty trafiły do Chin z zewnątrz, za pośrednictwem szlaków handlowych. Jeśli zaś pozytywną odpowiedź udzielimy na drugie z pytań, będzie to oznaczało, że w Chinach doszło do niezależnegu udomowienia kota. Do ponownej analizy kości kotów z Quanhucun przystąpił Jean-Denis Vigne z Francuskiego Narodowego Centrum Badań Naukowych i jego zespół. Szczegółowe badania, tysiące pomiarów rozmiarów i kształtu kości jednoznacznie wykazały, że należą one do kotka bengalskiego, lokalnego gatunku, który został udomowiony niezależnie. Vigne podkreśla, że kilka charakterystycznych cech wskazuje, iż mamy do czynienia ze zwierzęciem na wczesnym etapie udomowienia, a nie z dzikim gatunkiem. Po pierwsze, wszystkie koty były nieco mniejsze od swoich dzikich kuzynów. Ponadto co najmniej jeden z kotów został pochowany. Jego szkielet jest kompletny, zwierzę nie zostało zabite ani zjedzone. To dowód na specjalne traktowanie. Nawet jeśli nie mamy tu dowodów na pełne udomowienie, to widzimy intensyfikację relacji człowiek-kot - stwierdził Vigne. Wyniki badań przekonują nie tylko Fionę Marshall, ale również Guya Bar-Oz, zooarcheologa z Uniwersytetu w Hajfie. Zwraca on uwagę, że koty mają bardzo silny instynkt łowcy, zabijają gryzonie, które dla rolników są szkodnikami, poza tym są aktywne głównie w nocy, nie muszą więc konkurować z aktywnymi w dzień psami. Dotychczas sądzono, że jedynym zwierzęciem udomowionym więcej niż jeden raz jest świnia. Teraz wszystko wskazuje na to, że doszło do co najmniej dwukrotnego udomowienia kotów. Udomowione koty z Quanhucun nie przetrwały próby czasu. Obecnie żaden z kotów domowych nie ma ich genów. Wyjątkiem są koty bengalskie, sztucznie utworzone w latach 60. w wyniku krzyżowania kotów domowych z kotkiem bengalskim. Niewykluczone, że udomowione w Chinach kotki bengalskie zostały wyparte przez koty przywiezione z Bliskiego Wschodu. Na malunkach z okresu dynastii Tang (618-907) widzimy wyłącznie koty przypominające współczesne koty domowe. « powrót do artykułu
-
Amerykańskie Narodowe Biuro Rozpoznania (National Reconnaissance Office - NRO) to jedna z najbardziej tajnych agencji wywiadu USA. Zajmuje się ono m.in. satelitarnymi misjami rozpoznawczymi. Tradycja unikatowych logo lotów kosmicznych pochodzi z lat 60. i początków programu załogowych lotów kosmicznych. NASA pozwalała astronautom nazywać pojazdy kosmiczne. Z początkiem programu Gemini przywilej ten cofnięto. Astronauci byli zawiedzeni. Pilot Gemini, Gordon Cooper, zapytał, czy wobec tego astronauci mogliby - wzorem pilotów eskadr bojowych - projektować logo swoich misji. NASA wyraziła zgodę. Tradycję projektowania unikatowego logo dla każdej misji kontynuuje też NROL. Niektóre z nich są niezwykle interesujące. « powrót do artykułu