Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Badania Alana Dennisa z Uniwersytetu Indiany wskazują, że w dobie cyfrowej romantyczne uczucia wyraża się skuteczniej za pomocą e-maila niż wiadomości głosowej. Wcześniejsze badania sugerowały coś odwrotnego, że to wiadomość głosowa stanowi bardziej intymny kanał komunikacji z innymi, ale wygląda na to, że to nie do końca prawda, szczególnie w przypadku generacji Y. Dennis i prof. Taylor M. Wells z Uniwersytetu Stanowego Kalifornii w Sacramento posłużyli się psychofizjologicznymi parametrami 72 młodych ludzi (w wieku studentów college'u) i stwierdzili, że osoby, które wysłały romantyczne e-maile, były bardziej emocjonalnie pobudzone, a także używały mocniejszego i bardziej przemyślanego języka niż ochotnicy zostawiający wiadomość głosową. Pisząc romantyczne e-maile, autorzy, świadomie lub podświadomie, dodają do wiadomości więcej pozytywnych treści. Niewykluczone, że robią to, by skompensować niemożność przekazywania przez to medium tonu głosu - twierdzą Amerykanie. E-mail pozwala nadawcy modyfikować zawartość gotowej wiadomości, tak by upewnić się, że jest dopasowana do wymogów sytuacji. Poczta głosowa nie daje takiej możliwości. Autor nagrywa wiadomość w jednym podejściu - można ją wysłać, usunąć, nagrać od nowa, ale nie edytować. Z tego powodu ludzie dłużej pracują nad e-mailem i bardziej myślą o zadaniu [...]. To dodatkowe przetwarzanie może zwiększać pobudzenie. Dennis i Wells stwierdzili, że wykorzystanie poczty elektronicznej zawsze wyzwalało silniejszą reakcję psychofizjologiczną niż wiadomości głosowe, bez względu na to, czy wiadomość dotyczyła kwestii codziennych (praktycznych), czy romantycznych. Ponieważ płeć nie miała żadnego znaczenia, w ostatecznej analizie ją pominięto. Dennis zaznacza, że wyniki studium przeczą teorii naturalności mediów, która sugeruje, że im bardziej się odchodzi od komunikacji twarzą w twarz, tym mniej naturalna i skuteczna się ona staje. W tym przypadku stwierdziliśmy, że ludzie się przystosowali. E-mail funkcjonuje w świadomości społecznej od lat 90. XX w. i jeśli spojrzy się na pokolenie Y, a tych właśnie ludzi badaliśmy, to dorastało ono z pocztą elektroniczną i wiadomościami tekstowymi. Z tego powodu badane medium nie musi wcale być tak nienaturalne, jak początkowo sądziliśmy. Amerykanie nie zauważyli, by badani używali w mailach dużo emotikonów czy emoji. Zamiast tego zaobserwowali, że poświęcali więcej czasu na dobór właściwych słów. Autorzy publikacji z pisma Computers in Human Behavior zaobserwowali także, że wykorzystywane medium wpływało na zawartość wiadomości. Wykonując to samo zadanie, nadawcy wiadomości utylitarnych generowali mniej pozytywne e-maile niż wiadomości głosowe. Dla odmiany, komponując wiadomości romantyczne, nadawcy zawierali w e-mailach najbardziej pozytywne i pobudzające emocjonalnie treści. Psycholodzy podkreślają, że menedżerowie nie powinni w żadnym razie rezygnować ze spotkań twarzą w twarz, rozmów telefonicznych itp. Jeśli coś nie jest naprawdę jasne albo chcemy się upewnić, że wszyscy rozumieją zagadnienie w ten sam sposób, najlepiej porozmawiać przez telefon, spotkać się czy urządzić wideokonferencję. Wtedy dysponuje się innymi wskazówkami, a dyskusja ma charakter synchroniczny; w przypadku e-maila mija [zaś] pewien czas, po którym odbiorca zapoznaje się z wiadomością - podsumowuje Dennis. « powrót do artykułu
  2. Pomimo tego, że Windows 10 cieszy się znacznie większym zainteresowaniem niż Windows 7 czy Windows 8 to europejskie sklepy ze sprzętem komputerowym mają spore problemy. Wbrew oczekiwaniom pojawienie się najnowszego OS-u Microsoftu nie pobudziło sprzedaży komputerów. Sytuacja jest tak zła, że niektóre sklepy do zakupionego komputera oferują drugi gratis. Spadek sprzedaży komputerów to wynik rosnącej popularności smartfonów oraz bezpłatnego udostępniania Windows 10. Sprzedawcy mają magazyny pełne komputerów, na które nie ma zbytu. Sytuację pogarsza fakt, że zbliża się sezon świąteczny, podczas którego tradycyjnie już notuje się największe obroty. Tymczasem z powodu zapełnionych magazynów nie ma gdzie przyjmować nowszego sprzętu. Europejscy sprzedawcy mają problemy, gdyż jeszcze niedawno dokonywali dużych zakupów. HP i Lenovo oferowały bardzo atrakcyjne zniżki, a sklepy kupowały sprzęt w nadziei, że sprzedadzą go po premierze Windows 10. Sytuacja odbiła się też niekorzystnie na takich producentach jak Asus czy Acer, którzy musieli obniżyć ceny, by były one konkurencyjne. Całkiem inaczej wygląda natomiast rynek USA. Tam komputery sprzedają się dobrze. Marne to jednak pocieszenie dla azjatyckich producentów, gdyż Amerykanie kupują głównie własne marki - HP, Della czy Apple'a. « powrót do artykułu
  3. Cyberprzestępcy atakują dziurę w MS Office, do której poprawkę opublikowano w kwietniu. Ci, którzy jej nie zainstalowali, narażają się na utratę kontroli nad komputerem. Wystarczy bowiem otworzyć odpowiednio spreparowany dokument, by doszło do zainfekowania komputera backdoorem. Eksperci ostrzegają, że pomimo tego, iż łaty zostały opublikowane przed kilkoma miesiącami, wciąż wielu użytkowników ich nie zainstalowało. Szczególnie duży odsetek narażonych komputerów może znajdować się w przedsiębiorstwach, gdyż tam zwykle poprawki instalowane są z dużym opóźnieniem. Szkodliwy kod rozsyłany jest w formie załączników do poczty. Pliki noszą nazwy "UPOS_update.doc", "amendment.doc", "information 2.doc" oraz "Anti-Money Laundering & Suspicious cases.doc". Przestępcy atakowali wspomnianą lukę jeszcze zanim Microsoft ją załatał, jednak od sierpnia obserwuje się rosnącą liczbę ataków. W przypadku udanej infekcji przestępca całkowicie przejmuje kontrolę nad komputerem ofiary. « powrót do artykułu
  4. Francuscy naukowcy informują na łamach PNAS, że w syberyjskiej wiecznej zmarzlinie odkryli gigantycznego wirusa sprzed 30 000 lat. Co więcej, mają zamiar go ożywić. Ostrzegają jednocześnie, że globalne ocieplenie może doprowadzić do przebudzenia się niebezpiecznych mikroorganizmów zamkniętych w zamarzniętych glebach. Wirus, o którym mowa, to Mollivirus sibericum. Jest czwartym prehistorycznym wirusem znalezionym od 2003 roku i drugim odkrytym przez zespół Jeana-Michela Claverie'a. Wirus, aby zostać sklasyfikowany jako gigantyczny, musi mieć długość większą niż pół mikrona czyli musi być większy niż 0,0005 milimetra. Długość Mollivirus sibericum to 0,0006 mm. Francuzi przeprowadzą badania by sprawdzić, czy nie będzie on niebezpieczny dla ludzi i zwierząt. Globalne ocieplanie powoduje rozpuszczanie się wiecznej zmarzliny. Może więc dojść do uwolnienia się różnych nieznanych obecnie patogenów. Wystarczy kilka części wirusa, by w obecności podatnego gospodarza pojawił się potencjalnie niebezpieczny wirus - mówi Claverie. Uczeni przypominają, że region, w którym znajdowane są antyczne wirusy jest przedmiotem coraz bardziej intensywnej eksploatacji. Pojawia się tam coraz więcej firm poszukujących ropy i gazu, gdyż wraz z cofaniem się zmarzliny eksploatacja surowców staje się łatwiejsza. Jeśli nie będziemy ostrożni i zajmiemy się industrializacją tych obszarów bez odpowiedniego zabezpieczenia się, to ryzykujemy obudzeniem wirusów i rozprzestrzenieniem się takich chorób jak np. ospa prawdziwa, która obecnie uznawana jest za wytępioną - ostrzega Claverie. Naukowiec, który stoi na czele laboratorium we francuskim Narodowym Centrum Badań Naukowych (CNRS), ma zamiar ożywić Mollivirus sibericum poprzez umieszczenie go w amebie, która będzie pełniła rolę gospodarza. Przed dwoma laty to samo laboratorium ożywiło znalezionego w tym samym miejscu Syberii Pithovirus sibericum. Ku zdumieniu naukowców okazało się, że antyczne wirusy są nie tylko większe ale i bardziej złożone genetycznie od współczesnych. Na przykład M. sibericum ma ponad 500 genów, odkryty w 2003 roku Pandoravirus ma ich aż 2500. Tymczasem na przykład wirus grypy A ma zaledwie 8 genów. Skądinąd wiadomo, że w wiecznej zmarzlinie znajdują się niebezpieczne patogeny. W 2004 roku amerykańscy naukowcy ożywili wirusa grypy hiszpanki, by zbadać dlaczego patogen ten był aż tak niebezpieczny. Wirusa przywieziono z Alaski, a pobrano go z płuc kobiety, która została przed laty pochowana w wiecznej zmarzlinie. « powrót do artykułu
  5. Ponieważ osoby z uszkodzoną w wyniku udaru wyspą łatwiej rzucają palenie i doświadczają mniej, w dodatku lżejszych, objawów odstawienia niż ludzie z udarami obejmującymi inne rejony mózgu, naukowcy zaczęli przypuszczać, że to obszar kluczowy dla terapii uzależnienia od tytoniu. Te ustalenia wskazują, że kora może odgrywać centralną rolę w uzależnieniu. Kiedy ta część mózgu zostaje uszkodzona w wyniku udaru, palacze z 2-krotnie większym prawdopodobieństwem zrywają z nałogiem, a ich zachcianki i objawy zespołu abstynencyjnego są o wiele słabsze - podkreśla dr Amir Abdolahi z Philips Research North America. Do tej pory uzależnienie od tytoniu zwalczano głównie za pomocą leków obierających na cel szlaki układu nagrody (np. warenikliny czy bupropionu), które zaburzają uwalnianie i wiązanie dopaminy w odpowiedzi na nikotynę. Choć generalnie są one dobrze tolerowane, po pół roku większość zapewnia jedynie ok. 30-proc. stopień skuteczności. Nikotynowa terapia zastępcza - plastry i tabletki - daje podobne efekty. Ostatnie badania pokazały jednak, że wyspa może odgrywać istotną rolę w procesach emocjonalnych i poznawczych ułatwiających uzależnienie od tytoniu i narkotyków. Autorzy studiów, których wyniki ukazały się w pismach Addiction i Addictive Behaviors, przetestowali tę teorię, sprawdzając, czy palacze z uszkodzoną wyspą łatwiej zrywają z nałogiem. Amerykanie przyglądali się dwóm rodzajom wskaźników: 1) temu, czy po udarze pacjenci wrócili do palenia i 2) natężeniu chęci do zapalenia w czasie hospitalizacji. Badania objęły 156 osób z udarem, przyjętych do 3 szpitali w Rochester. Wszyscy byli aktywnymi palaczami. Umiejscowienie udaru zlokalizowano za pomocą rezonansu magnetycznego i tomografii komputerowej. Pacjentów podzielono na 2 grupy: tych, którzy mieli udar obejmujący wyspę i tych, u których wystąpiły uszkodzenia innych części mózgu. Do pomiaru różnych aspektów zespołu abstynencyjnego - podenerwowania, niepokoju, zachcianek, czy smutku - zastosowano 2 narzędzia. Okazało się, że osoby z udarem wyspy miały mniej objawów i były one słabsze. By stwierdzić, czy pacjenci zaczną znowu palić, naukowcy śledzili ich losy przez 3 miesiące. Abstrahując od tego, że sam udar to silny bodziec motywujący do zerwania z nałogiem (po pierwsze, palenie to jeden z czynników ryzyka, po drugie, pojawiają się naciski ze strony lekarzy), uczeni stwierdzili znaczące różnice we wskaźniku udanego zakończenia palenia między grupami - przy uszkodzeniu wyspy przestało palić 70%, a po udarze zlokalizowanym gdzie indziej 37% osób. Zespół Abdolahiego uważa, że ustalenia te mogą utorować drogę terapiom nakierowanym na wyspę: nowym lekom, a także głębokiej stymulacji mózgu czy przezaczaszkowej stymulacji magnetycznej. Potrzeba wielu kolejnych badań wyjaśniających dokładnie rolę wyspy, ale wyraźnie widać, że dzieje się tu coś mającego wpływ na uzależnienie - podsumowuje Abdolahi. « powrót do artykułu
  6. Scott Shim i Morris Koo z Uniwersytetu Stanowego Ohio zaprojektowali łatwiejszą do czyszczenia szczotkę do włosów MAZE. Ma to spore znaczenie dla ochrony środowiska, bo badania Amerykanina wykazały, że średni czas użytkowania szczotki to jedynie pół roku-rok. Nie chcemy, by ludzie wyrzucali całkiem dobre szczotki tylko dlatego, że wymagają czyszczenia. Nazwa szczotki bierze się stąd, że jej zęby są przymocowane do wsporników przypominających ścieżki labiryntu. Poszczególne rzędy bolców łatwo rozdzielić i wyczyścić. Uniwersytet szuka partnerów patentowych, by skomercjalizować wynalazek. Inspiracją dla Shima była obserwacja "walczącej" ze szczotką żony. Naszym celem było stworzenie szczotki, pozwalającej na łatwe usuwanie włosów spomiędzy zębów. Skupiliśmy się na tym, że zwykle szczotki mają twarde powierzchnie, które w tym przeszkadzają. Shim dodaje, że projekt MAZE ułatwia proces produkcyjny. Często szczotki są wytwarzane w kilku częściach, a następnie składane, tymczasem, nie licząc montażu zębów, MAZE można uzyskać w jednym etapie. Duet dopracowuje prototypy uzyskiwane na drukarce 3D (zęby są wkładane ręcznie). Drukarka ogranicza wybór wykorzystywanych materiałów do takich tworzyw jak ABS (kopolimer akrylonitrylo-butadieno-styrenowy), który jest nieco kruchy i czasem zapada się przy montowaniu bolców. Panowie szukają wytrzymałych i elastycznych plastików, które nadawałyby się do masowej produkcji szczotki. Do tej pory MAZE dostała 2 nagrody, m.in. Green Product Award, przyznawaną przez white lobster, niemiecką agencję na rzecz ekologicznych wynalazków. « powrót do artykułu
  7. Naukowcy z Hiszpanii i Danii zsekwencjonowali kompletny genom neolitycznego iberyjskiego rolnika. To jednocześnie pierwszy tak stary genom zsekwencjonowany w całym basenie Morza Śródziemnego. Badania prowadzili uczeni z Instytutu Biologii Ewolucyjnej założonego przez hiszpańską Radę Badań Naukowych i barceloński Universitat Pompeu Fabra we współpracy z duńskim Centrum Geogenetyki. Pierwsi rolnicy przybyli do Europy przed 8000 lat. Jedna fala migracji przemieściła się wzdłuż Dunaju do Europy Środkowej, druga - wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego powędrowała na Półwysep Iberyjski. Dotychczas naukowcy dysponowali dokładnymi danymi genetycznymi z terenów Węgier i Niemiec, znaliśmy zatem genom ludzi, którzy przemieścili się do Europy Środkowej. Brakowało podobnych danych dotyczących migracji wzdłuż wybrzeży Morza Śródziemnego. Warunki klimatyczne w tym rejonie nie sprzyjają bowiem zachowaniu się materiału genetycznego. Zespół kierowany przez Carlesa Laluezę-Foksa był jednak w stanie zsekwencjonować genom z zęba neolitycznej kobiety. Ząb liczy sobie 7400 lat i został znaleziony w jaskini Cova Bonica w Vallirana w pobliżu Barcelony. Dzięki poznaniu genomu naukowcy mogli jednoznacznie stwierdzić, że zarówno wzdłuż Dunaju jak i wzdłuż Morza Śródziemnego migrowały grupy blisko spokrewnionych ze sobą ludzi. Z pewnością mieli oni wspólnych przodków, którymi najprawdopodobniej byli rolnicy z Anatolii. Analiza genomu pozwoliła również stwierdzić, że migranci mieli jasną skórę i ciemne oczy. Wyglądali zatem inaczej niż mezolityczni myśliwi, tacy jak człowiek z La Braña w Leon. Myśliwy miał jaśniejszą skórę niż obecni Europejczycy i niebieskie oczy. Od kobiety, której genom obecnie zsekwencjonowano, dzieliło go zaledwie 600 lat i 800 kilometrów, ale mimo to obie osoby należały do odmiennych genetycznie grup. Obecni mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego są w znacznej mierze potomkami rolników. Nasze badania to dopiero pierwszy krok na drodze do stworzenia kompletnej mapy genetycznej Półwyspu Iberyjskiego - od mezolitu po średniowiecze. Mapa ta pozwoli nam zrozumieć skład współczesnej ludności, zbadać jak przemieszczały się ludy zamieszkujące Europę - mówi Carles Lalueza-Fox. « powrót do artykułu
  8. Do niedawna nie było wiadomo, dlaczego metylortęć - bardzo silna neurotoksyna - jest znajdowana w dużych ilościach w morskich roślinach i zwierzętach pochodzących z Arktyki. Naukowcy z Uniwersytetu Harvarda dowodzą, że podwyższona koncentracja tego niebezpiecznego związku to wynik globalnego ocieplenia. Ale, uwaga, także produkcja czystej energii odnawialnej może przyczyniać się do pojawienia się metylortęci w łańcuchu pokarmowym. Odkrycia dokonano gdy lokalny rząd Nunatsiavut poprosił Elsie Sunderland z Uniwersytetu Harvarda, o dokładne zbadanie wpływu planowanej hydroelektrowni Muskrat Falls na rzeczne estuarium Lake Melville. Rząd Kanady planuje uruchomić tam w przyszłym roku elektrownię wodną. Dla mieszkających w pobliżu Inuitów Lake Melville jest podstawowym źródłem pożywienia. W ramach budowy zapory Lake Melville zostanie zalane. Lokalne władze chciały wiedzieć, jak wpłynie to na łańcuch pokarmowy. Produkcja czystej energii przynosi korzyści całemu światu, ale koszty budowy hydroelektrowni ponoszą niemal wyłącznie ludzie żyjący w jej pobliżu. Nasze badania pokazały jakie to koszty i pozwolą lepiej im pomóc i zaadaptować się do zmian - mówi Sunderland. Amerykańscy uczeni po raz pierwszy odwiedzili Lake Melville w 2012 roku. Pobrali wówczas próbki, które pozwoliły im na określenie poziomu metylortęci. Okazało się, że w wodzie jest więcej metylortęci niż można było wyjaśnić za pomocą naszych modeli. W sumie wszystkie źródła metylortęci, takie jak rzeki wpadające do Lake Meliville oraz osady z samego jeziora nie mogły dać tak dużego poziomu tego związku. Tam działo się coś jeszcze - wspomina uczona. Naukowcy zauważyli, że koncentracja metylortęci w planktonie gwałtowanie wzrasta na poziomie od 1 do 10 metrów pod powierzchnią wody. To z kolei przypominało dane z Oceanu Arktycznego. Naukowcy zaczęli się więc zastanawiać, dlaczego podobne zjawisko występuje w tych dwóch ekosystemach. Odpowiedzią okazały się zwyczaje żywieniowe planktonu. Gdy dochodzi do mieszania się wody słodkiej ze słoną - a ma to miejsce np. estuariach oraz tam, gdzie woda z topniejących lodów dostaje się do oceanów - im jest głębiej, tym woda jest bardziej słona. To z kolei powoduje, że drobna martwa materia organiczna (detrytus), która zwykle opada na dno, zyskuje naturalną pływalność. Przestaje przemieszczać się w górę lub w dół kolumny wody. Powstaje warstwa zwana morskim śniegiem. bakterie rozkładają detrytus, a w czasie złożone procesu chemicznego dochodzi do zamiany naturalnie występującej rtęci w niezwykle toksyczną i łatwo się akumulującą metylortęć. Tym wszystkim żywi się plankton, przyciągany łatwo dostępną warstwą pokarmu. Planktonem żywią się z kolei kolejne zwierzęta i dochodzi do kumulacji metylortęci w łańcuchu pokarmowym. To niezwykle efektywny system gromadzenia metylortęci - mówi Amina Schartup z zespołu Elsie Sunderland. Naukowcy postanowili też sprawdzić, jak może wzrosnąć poziom metylortęci po napełnieniu zbiornika hydroelektrowni Muskrat Falls. Uczeni pobrali próbki gleby z okolic i badali, jak zareagują na zalanie ich wodą z rzeki. Okazało się, że w ciągu 5 dni koncentracja metylortęci wzrosła w nich aż 14-krotnie. Sama Churchill River dostarczy do Lake Melville dodatkowo od 25 do 200 procent metylortęci. Uczeni podkreślają, że ich szacunki są bardzo ostrożne. W swoich symulacjach usunęli bowiem wierzchnią, najbardziej zanieczyszczoną warstwę gleby oraz znajdujące się tam rośliny. Jednak ta wierzchnia warstwa i rosnące na niej rośliny również zostaną zalane, zatem koncentracja metylortęci w Lake Melville będzie większa niż wynika to z symulacji. Podobny mechanizm zwiększania się metylortęci ma miejsce w Arktyce. Tam jednak jest spowodowany nie przez chęć produkcji czystej energii, a przez globalne ocieplenie i szybkie topnienie lodu. « powrót do artykułu
  9. Inżynierowie z Uniwersytetu w Toronto sprawili, że uzyskanie działającej tkanki serca jest prawie tak samo łatwe, jak wiązanie butów. Kanadyjczycy stworzyli biokompatybilne rusztowanie, dzięki któremu arkusze kardiomiocytów zaczepiają się o siebie jak ząbki zamka błyskawicznego. Możemy zbudować większe struktury tkankowe chwilę przed tym, jak będą potrzebne i tak samo prosto je rozłożyć. Nie znam żadnej innej techniki z takimi właściwościami - podkreśla prof. Milica Radisic. Hodowla komórek mięśnia sercowego nie jest niczym nowym. Problemem jest to, że często nie przypominają one swoich odpowiedników z organizmu. Prawdziwe kardiomiocyty rosną w środowisku pełnym białkowych rusztowań i komórek podporowych, które pomagają im osiągnąć formę wydłużonych bijących maszyn. Komórkom hodowanym w laboratorium brakuje takiego wsparcia, przez co są bezkształtne i słabe. Z tego względu Radisic i jej zespół skupili się na stworzeniu sztucznego środowiska, które bardziej przypominałoby warunki panujące w ciele. Dwa lata temu ekipa Radisic stworzyła Biowire, platformę dojrzewania kardiomiocytów pozyskiwanych z pluripotencjalnych komórek macierzystych, w której komórki serca rosną wokół jedwabnego szwu. Imituje to wzrost włókien mięśniowych w sercu. "Jeśli traktuje się pojedyncze włókno jako strukturę 1D, kolejnym krokiem jest stworzenie układów 2D, a następnie złożenie ich w strukturę 3D" - wyjaśnia doktorant Boyang Zhang. Na początku Zhang i inni posłużyli się więc polimerem POMaC, który miał być siatką 2D do wzrostu kardiomiocytów. Przypomina ona plaster miodu, ale poszczególne otwory są mniej symetryczne. Pod wpływem stymulacji elektrycznej kardiomiocyty się kurczą, powodując wygięcie elastycznego POMaC. Później Kanadyjczycy przymocowali do "plastra miodu" wsporniki w kształcie litery "T". Gdy na wierzchu umieszcza się kolejny arkusz komórek, działają one jak haczyki, które zaczepiają się o krawędzie otworów. Złożone arkusze zaczynają działać niemal natychmiast. Zaczynają bić, gdy tylko je złożysz. Po przyłożeniu pola elektrycznego widzimy, że biją synchronicznie - zaznacza Radisic. Autorzy raportu z pisma Science Advances stworzyli nawet 3-warstwowe tkanki o różnych konfiguracjach, m.in. szachownicy. Ostatecznym celem ekipy jest stworzenie sztucznej tkanki serca do naprawy uszkodzeń tego narządu. Modułowa natura technologii powinna pozwolić łatwiej dostosować przeszczep do konkretnego pacjenta. Sam polimer jest biodegradowalny; w ciągu paru miesięcy stopniowo rozłoży się i zostanie wchłonięty przez organizm. Co ważne, technologia działa nie tylko w przypadku komórek serca. W studium wykorzystaliśmy 3 typy komórek: kardiomiocyty, fibroblasty i komórki nabłonka, ale de facto nie ma tu żadnych ograniczeń, więc inni naukowcy mogą w ten sposób budować np. tkanki płuc czy wątroby. Kanadyjczycy wspominają też o wykorzystaniu technologii do testowania leków w realistycznym środowisku. Skutkiem łatwego składania i rozkładania jest o wiele dokładniejszy wgląd w reakcje poszczególnych komórek. Będzie się np. dało wyjąć środową warstwę, by sprawdzić, jak wyglądają komórki. Później można by tylko do niej dodać cząsteczkę powodującą różnicowanie, namnażanie bądź cokolwiek innego i włożyć ją z powrotem do tkanki, by sprawdzić, w jaki sposób oddziałuje z sąsiednimi warstwami - opowiada Radisic. Kolejnym etapem kanadyjskiego studium ma być obserwacja działania systemu in vivo. « powrót do artykułu
  10. Trzmiele zarażone pierwotniakiem pasożytującym w przewodzie pokarmowym leczą się, żerując na kwiatach żółwików nagich (Chelone glabra), których nektar i pyłek zawierają glikozydy irydoidowe katalpol i aukubinę. Wcześniejsze badania laboratoryjne zespołu z Darmouth College i University of Massachusetts-Amherst sugerowały, że nektar zawierający alkaloidy, m.in. nikotynę, glikozydy irydoidowe i terpen znacząco zmniejsza liczbę świdrowców Crithidia bombi u chorych trzmieli. Teraz okazało się, że w ten sam sposób radzą już sobie zapasożycone dzikie owady. Naukowcy z Darmouth College i Uniwersytetu Kolorado w Boulder najpierw przyglądali się stężeniom katalpolu i aukubiny w 4 populacjach żółwików. Później nimi manipulowali, by sprawdzić, jaki będzie to miało wpływ na żerowanie trzmieli. Okazało się, że w porównaniu do zdrowych owadów, trzmiele zapasożycone pierwotniakami wolały odwiedzać kwiaty z największą zawartością glikozydów irydoidowych. Osobniki zakażone pasożytniczymi muchówkami nie reagowały w ten sposób na skład chemiczny nektaru. Ponieważ chore trzmiele z większym prawdopodobieństwem wracały do kłosów z dużą zawartością glikozydów irydoidowych, żółwiki te przekazywały więcej pyłku na znamię słupka innych kwiatów. To oznacza, że chemia nektaru może wpływać na sukces reprodukcyjny roślin. Wtórne metabolity często występują w nektarze i pyłku, jednak ich funkcje nie są jeszcze dobrze poznane - podkreśla Leif Richardson, dodając, że tym razem jego zespołowi udało się wykazać, że wpływają one na rozmnażanie. Wykazaliśmy, że trzmiele mogą się leczyć, zmieniając w czasie zapasożycenia żerowanie, tak by zmaksymalizować spożycie korzystnych dla siebie wtórnych metabolitów roślinnych - podsumowuje Rebecca Irwin (obecnie Uniwersytet Stanowy Karoliny Północnej). « powrót do artykułu
  11. Dyrektor belgijskiego oddziału Microsoftu, Bruno Schröder, twierdzi, że użytkownicy Windows 10 nie powinni obawiać się o swoją prywatność. Na łamach dziennika De Morgen Schröder zapewnia, że Windows 10 zbiera wyłącznie dane służące poprawie jakości i bezpieczeństwa OS-u. Twierdzi, że kolekcjonowanie informacje nie będą wykorzystywane w celach marketingowych. Windows 10 wysyła do Microsoftu dane m.in. wówczas, gdy nastąpi awaria jakiejś aplikacji. Informacje takie są anonimizowane, a dostęp do nich mają wyłącznie inżynierowie Microsoftu. Każdemu zestawowi takich danych przypisywany jest losowy numer, który ma jakiś związek z urządzeniem i profilem użytkownika, ale nie z konkretnym użytkownikiem. Schröder podkreśla, że wszelkie dane pozwalające na zidentyfikowanie użytkownika są usuwane. Z wywiadu dowiadujemy się też, że Microsoft może przekazywać takie dane firmom zewnętrznym, które na potrzeby koncernu wykonują analizy. Gdy tak się dzieje, nigdy nie są przekazywane pojedyncze zbiory danych. Firma trzecia dostaje wielki zbiór zagregowanych danych. Schröder przypomina również, że na zgodne z prawem i procedurami żądanie władz Microsoft, podobnie jak każda inna firma, przekazuje dane organom ścigania. Dodaje przy tym, że użytkownik może zdecydować, jakie dane jego komputer przekazuje Microsoftowi. « powrót do artykułu
  12. Canon stworzył matrycę CMOS o rozmiarze APS-H (29,2x20,2 mm) i rozdzielczości 250 megapikseli (19 580 x 12 600). Dotychczas żadna matryca CMOS o rozmiarach mniejszych niż pełna klatka filmowa (35 mm) nie mogła pochwalić się tak dużą rozdzielczością. Canon informuje, że za pomocą takiej matrycy można wykonać zdjęcie, na którym będzie widoczny napis na burcie samolotu znajdującego się w odległości 18 kilometrów. Zwiększanie liczby pikseli na matrycy CMOS wiąże się też z dodatkowymi problemami. Więcej pikseli to więcej źródeł danych, pojawia się więc problem z opóźnieniem sygnału i różnicą w czasie przekazywania informacji z poszczególnych pikseli. Canon poradził sobie z tymi problemami zwiększając tempo odczytu danych z matrycy do 1,25 miliarda pikseli na sekundę. Nowa matryca może zatem rejestrować obrazy w tempie 5 klatek na sekundę. Canon chce zastosować swoją matrycę w zaawansowanych narzędziach obrazujących wykorzystywanych przez wojsko, policję, naukę oraz przemysł. « powrót do artykułu
  13. Niemieccy naukowcy opracowali technologię pozyskiwania germanu z roślin. German, w formie dodatku do krzemu, jest obecnie powszechnie wykorzystywany w elektronice, od procesorów po czujniki parkowania. Pierwiastek ten powszechnie występuje w glebach na całym świecie, jednak bardzo trudno jest go pozyskać. Większość przemysłowo wydobywanego germanu pochodzi obecnie z Chin. Naukowcy z Uniwersytetu Przemysłu Wydobywczego i Technologii we Freiburgu informują o opracowaniu rewolucyjnej metody pozyskiwania germanu z gleby. Wykorzystują przy tym rośliny. Profesor Hermann Heilmeier wyjaśnia: uprawiamy różne rośliny energetyczne, takie jak słoneczniki, kukurydzę czy mozgę trzcinowatą, ale my używamy ich do ekstrakcji pierwiastków z gleby. Obecne w glebie pierwiastki przechodzą do roślin. Po tym, jak rośliny zostają wykorzystane do celów energetycznych, na przykład poprzez fermentację, my ekstrahujemy z nich przydatne pierwiastki. Procesem pozyskiwania zajmuje się chemik, profesor Martin Bertau. Tutejsza ziemia jest bogata w rudy cynku. Po jego wydobyciu zostały duże hałdy, przez które przesiąka woda i wypłukuje z nich german. Gdy uprawiamy tutaj rośliny i podlewamy je tą wodą, german gromadzi się w ich tkankach. Rośliny poddajemy procesowi fermentacji i w ten sposób dostajemy się do germanu - mówi uczony. Co ważne, cały proces jest opłacalny, gdyż rośliny są fermentowane w celu pozyskania biogazu. Jego produkcja pokrywa większość kosztów. Korzystamy ze standardowego procesu produkcji biogazu. Zabieramy produkty fermentacji i odzyskujemy z nich german. Całość jest opłacalna mimo niewielkich ilości germanu, jakie pozyskujemy - stwierdza Bertau. Na razie cały proces znajduje się w fazie eksperymentalnej i pozwala na pozyskanie minimalnych ilości germanu, rzędu kilku miligramów na litr. Aby proces był opłacalny w skali przemysłowej konieczne jest uzyskanie co najmniej 1 grama germanu z litra produktu wyjściowego, co obecnie jest możliwe tylko poprzez koncentrację ekstraktu. W przemyśle to norma: oni będą czekali, aż opracujemy metodę, w której wszystko działa jak należy. Dopiero wtedy się nią zainteresują. My musimy uczynić pierwszy krok. Dzięki pomocy BMBF (Ministerstwo Edukacji i Badań) znaleźliśmy już rozwiązanie problemu i znajdujemy się w momencie, w którym możemy skalować cały proces. Już wkrótce będziemy dysponowali istalacją o pojemności 1000 litrów w miejsce obecnych 20 litrów - cieszy się Bertau. « powrót do artykułu
  14. Analiza danych uzyskanych przez Wielki Zderzacz Hadronów (LHC) potwierdza dane z wcześniejszego eksperymentu BaBar. Dwa osobne eksperymenty dały wyniki niezgodne z założeniami Modelu Standardowego. Wspomniane eksperymenty wykazały, że podczas rozpadu mezonu B częściej powstaje taon niż mion. Tymczasem z Modelu Standardowego wynika, że prawdopodobieństwo powstania obu cząstek powinno być takie samo. Zanotowana w LHC różnica jest bardzo mała i może być spowodowana jedynie fluktuacjami statystycznymi, nie można zatem ogłaszać odkrycia. O odkryciu mówi się, gdy prawdopodobieństwo statystyczne wynosi 5 sigma, tymczasem prawdopodobieństwo we wspomnianym eksperymencie to 2,1 sigma. Naukowcy są jednak podekscytowani uzyskanymi wynikami, gdyż już wcześniej uzyskiwano podobne. Różnica 2 sigma w pojedynczym pomiarze nie jest niczym interesującym. Jednak tutaj mamy do czynienia z całą serią pomiarów z różnicą 2 sigma przeprowadzonych podczas różnych typów rozpadów i niezależnie od siebie prze różne grupy naukowe w różnych eksperymentach. To staje się intrygujące - mówi Tara Shears, fizyk cząstek z University of Liverpool. Wcześniej podobne wyniki uzyskali amerykanie pracujący przy eksperymencie BaBar prowadzonym w SLAC National Accelerator Laboratory. Shear przypomina, że w ubiegłym roku w LHC również uzyskano prawdopodobieństwo 2,6 sigma podczas rozpadu innego typu mezonu B. Jednym z wielu możliwych wytłumaczeń może być istnienie różnych rodzajów bozonu Higgsa. Taką właśnie hipotezę stawiają zwolennicy teorii o supersymetrii. « powrót do artykułu
  15. U dzieci miejscowe znieczulenie wpływa na rozwój komórek zębów, a więc i samych zębów - twierdzi zespół Binga Hu z Uniwersytetu w Plymouth. Posługując się świńskimi zębami oraz komórkami z miazgi zębów stałych młodych osób, naukowcy wykazali, że często stosowane przez stomatologów anestetyki wpływają na namnażanie komórek. To niezwykle ważne, bo mimo że ustanowiono maksymalne dawki różnych znieczulających miejscowo środków, dotąd nie zbadano w pełni ich skutków ubocznych dla tkanki zębów. Autorzy publikacji z pisma Cell Death Discovery zauważyli, że dłuższa ekspozycja na wysokie stężenia anestetyków zaburzała pracę mitochondriów i wywoływała autofagię. Naukowcy analizowali rodzaj anestetyków miejscowych, który jest obecnie najczęściej stosowany w klinikach stomatologicznych w Wielkiej Brytanii, Szwajcarii i Chinach. Zespół przestrzega, że przed ewentualną zmianą zaleceń trzeba przeprowadzić dalsze testy kliniczne i zgromadzić więcej danych. Nasze studium po raz pierwszy zademonstrowało dowody na to, że znieczulenie miejscowe może wpłynąć na rozwój dziecięcych zębów na poziomach komórkowym i molekularnym. Akceptujemy potrzebę przeprowadzenia kolejnych badań i nie chcemy, by nasze wyniki niepotrzebnie niepokoiły rodziców, ale zakładamy, że w odpowiednim momencie doprowadzimy do polepszenia zaleceń i minimalizacji dawki anestetyków. « powrót do artykułu
  16. Głęboko pod powierzchnią Ziemi znajdują się olbrzymie zasoby wody. Jest jej trzykrotnie więcej niż we wszystkich ziemskich oceanach. Woda zamknięta jest w ringwoodycie, skale zawierającej nawet 3% H2O i znajduje się na głębokości 700 kilometrów. Obecność tak olbrzymich ilości wody może tłumaczyć, skąd wzięły się ziemskie oceany. Obecnie wielu ekspertów uważa, że woda została przyniesiona na Ziemię przez komety. Jednak nowe odkrycie wspiera hipotezę mówiącą, że mogła wydostać się na powierzchnię z wnętrza planety. Co więcej ta ukryta pod powierzchnią planety woda może tłumaczyć także, dlaczego przez miliony lat rozmiar oceanów nie ulega większym zmianom. Wspomniana woda została odkryta przez zespół Stevena Jacobsena z Northwestern Univerity. Uczeni wykorzystali dane zebrane przez 2000 sejsmometrów z ponad 500 trzęsień ziemi. Dzięki pomiarom prędkości fal sejsmicznych na różnych głębokościach naukowcy określili, przez jakie skały fale przechodzą. W skałach nasączonych wodą fale sejsmiczne zwalniają. Z badań laboratoryjnych Jacobsen dowiedział się, jak powinny zachowywać się fale sejsmiczne napotykające ringwoodyt poddany temperaturze i ciśnieniu panującemu na głębokości 700 kilometrów. Interesowała go właśnie ta głębokość, gdyż tam rozpoczyna się strefa przejściowa dzieląca dolny i górny płaszcz ziemski. Dzięki porównaniu wyników z laboratorium z danymi z sejsmometrów zespół Jacobsena mógł stwierdzić, że na tej głębokości znajdują się pokłady ringwoodytu. Panuje tam na tyle duże ciśnienie, że dosłownie wyciska ono wodę ze skał. Skały wyglądają, jakby się pociły. Badania Jacobsena potwierdziły niedawne badania Grahama Pearsona z University of Alberta, który znalazł w diamencie ze strefy przejściowej fragmenty ringwoodytu. Obecnie zespół Jacobsena ma dowody na to, że ringwoodyt występuje pod powierzchnią USA. Uczony szuka teraz dowodów na występowanie skały w innych częściach planety. « powrót do artykułu
  17. Jak poinformowało Muzeum w Lęborku, na cmentarzysku w Czarnówku znaleziono należący do dziewczyny lub młodej kobiety grób z przełomu II i III w. n.e., czyli z okresu kultury wielbarskiej. Zmarła musiała należeć do lokalnej elity, na co wskazują cenne dary funeralne, przede wszystkim szklany puchar z wizerunkami niebieskich i białych ptaków (łabędzi) oraz świetnie zachowana szklana ryba. Oprócz nich natrafiono na liczne paciory, zapinki ze srebra i brązu oraz 2 gliniane naczynia. Ponieważ w literaturze przedmiotu nie ma wzmianek na temat podobnych obiektów, nie wiadomo, skąd pochodzi ryba, ale biorąc pod uwagę maestrię wykonania, archeolodzy podejrzewają, że przywieziono ją z prowincji Cesarstwa Rzymskiego, a nawet z Syrii. Gdy zakończą się analizy, puchar i ryba trafią do muzeum. Wejdą w skład ekspozycji dokumentującej wykopaliska w Czarnówku. Warto przypomnieć, że od 2008 r. prace badawcze na stanowisku koordynuje Muzeum w Lęborku, a ich kierownikiem jest tamtejsza kustosz Agnieszka Krzysiak. W sierpniu br. w grobowcu dziecka odkryto tu pacior w formie skarabeusza. Mógł on pochodzić aż z Egiptu. « powrót do artykułu
  18. W centrum kwazara OJ287 znajduje się najbardziej masywna ze znanych nam czarnych dziur. Struktura ma masę 18 miliardów mas Słońca i znajduje się w odległości 3,5 miliarda lat świetlnych od Ziemi. Odkrycie największej znanej czarnej dziury było też okazją do przetestowania ogólnej teorii względności. Okazało się bowiem, że wokół wielkiej czarnej dziury krąży znacznie mniejsza. Badanie jej orbity pozwoliło sprawdzić teorię Einsteina w silniejszym niż kiedykolwiek polu grawitacyjnym. Mniejsza czarna dziura ma masę około 100 milionów Słońc i okrążą większą co 12 lat. Jej orbita dwukrotnie przecina dysk akrecyjny większej czarnej dziury, dzięki czemu dochodzi do rozbłysków OJ287. Zgodnie z ogólną teorią względności mniejsza czarna dziura powinna ulegać precesji, czyli powinno dochodzić do zmiany osi jej obrotu. Olbrzymia grawitacja wielkiej czarnej dziury powoduje, że precesja mniejszej wynosi aż 39 stopni. To właśnie ruch precesyjny jest czynnikiem decydującym, gdzie i kiedy mniejsza czarna dziura przetnie dysk akrecyjny większej. To dzięki precesji mniejszej czarnej dziury można z duża dokładnością określić masę większej. Jak mówi Mauri Valtonen z fińskiego Obserwatorium Tuorla, znamy czarne dziury równie masywne co ta w OJ287, ale nie potrafimy określić ich masy aż tak precyzyjnie. Zapał fińskich uczonych studzi jednak Tod Strohmayer z Goddard Space Flight Center. Nie jest on przekonany, że Valtonen i jego zespół dokładnie określili masę większej czarnej dziury. Zauważa, że na razie udało się z dużą precyzją zmierzyć jedynie kilka rozbłysków OJ287, a to zbyt mało, by jednoznacznie stwierdzić, że za pojawianie się rozbłysków jest odpowiedzialny ruch precesyjny. Valtonen upiera się jednak przy swoim. Przypomina, że ostatni rozbłysk miał miejsce 13 września 2007 roku, zgodnie z przewidywaniami ogólnej teorii względności. "Gdyby nie precesja, to rozbłysk ten miałby miejsce 20 dni później", stwierdza Fin i dodaje, że obie czarne dziury połączą się za 10 000 lat. « powrót do artykułu
  19. Trotyl (TNT) ma duży wpływ na różnorodność mikroorganizmów środowiska glebowego oraz powstawanie wegetacji. Większość TNT pozostaje w korzeniach roślin, hamując ich wzrost i rozwój. Ponieważ duże wojskowe zapotrzebowanie na materiały wybuchowe oznacza, że TNT będzie nadal wykorzystywane na masową skalę, naukowcy szukali sposobu na wyeliminowanie jego wpływu na rośliny. Biolodzy z University of York odkryli, że enzym MDHAR6, który bierze udział w ochronie przed stresem, reaguje z TNT, tworząc uszkadzający komórki ponadtlenek. Później okazało się, że pozbawione MDHAR6 zmutowane rośliny wykazują zwiększoną tolerancję na trotyl. Autorzy publikacji z Science uważają więc, że obierając na cel enzym w konkretnych gatunkach, można by stworzyć rośliny oporne na TNT i zazielenić, a także oczyścić z trotylu skażone obszary, np. poligony. Tylko eliminując ostrą fitotoksyczność MDHAR6, można z powodzeniem zastosować systemy roślinne do oczyszczania skażonych miejsc. Nasze prace to ważny krok na drodze do tego celu - podkreśla dr Liz Rylott. Ponieważ MDHAR6 jest specyficzny dla roślin, degradowalne składniki, które reagują z nim podobnie jak TNT, można by zbadać pod kątem zastosowania w roli herbidyców. To ważne dodatkowe odkrycie, ponieważ mimo narastającej od lat 70. herbicydooporności od lat 80. nie wprowadzono do handlu żadnych środków chwastobójczych o nowym mechanizmie działania - podsumowuje prof. Neil Bruce. « powrót do artykułu
  20. Za pomocą przypominającego gąbkę nanoporowatego złota można wykrywać DNA patogenów wywołujących choroby ludzi, zwierząt i roślin. Zespół Erkina Sekera z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis zademonstrował, że za pomocą porowatego złota da się wykrywać kwasy nukleinowe w zatykających większość czujników mieszaninach innych biocząsteczek. Nanoporowate złoto można sobie wyobrazić jako metalową gąbkę z otworami tysiąc razy mniejszymi od średnicy ludzkiego włosa. [...] Białka są np. zbyt duże, aby przecisnąć się przez pory, ale włókna kwasów nukleinowych, o wykrywanie których nam chodzi, już do nich pasują. To trochę jak naturalne sito. Szybkie i wrażliwe metody wykrywania kwasów nukleinowych odgrywają kluczową rolę we wczesnej identyfikacji patogenów i biomarkerów chorób. Obecne techniki wymagają zazwyczaj wieloetapowego oczyszczania kwasów nukleinowych za pomocą specjalistycznego sprzętu, co ogranicza wykorzystanie takich czujników w terenie. Autorzy metody opisanej na łamach Analytical Chemistry mają nadzieję, że uda się ją wdrożyć w przenośnej platformie. Można by w ten sposób sprawdzać, czy przy braku jakichkolwiek symptomów na roślinie występują konkretne patogeny, a przypadku sepsy skażenie bakteryjne dałoby się wykryć o wiele wcześniej niż teraz. « powrót do artykułu
  21. Kosztujący tysiące dolarów laserowy system LIDAR stosowany w autonomicznych samochodach może zostać oszukany za pomocą sprzętu o wartości 60 USD. Jonatan Petit z firmy Security Innovation mówi, że udało mu się spowodować, by czujniki wykrywały nieistniejące samochody, pieszych i ściany. Napastnik, który w ten sposób zaatakuje autonomiczny samochód może np. zmusić go do zwolnienia lub zatrzymania się, gdyż wykryje przed sobą nieistniejącą przeszkodę. W artykule, który zostanie zaprezentowany podczas listopadowej konferencji Black Hat Europe Petit opisuje, jak w prosty sposób za pomocą niewielkiego lasera oszukać samochód. "To tak naprawdę wskaźnik laserowy. Nie trzeba mieć nawet osobnego generatora impulsów. Można użyć komputerka Raspberry Pi czy Arduino. Petit od pewnego czasu szuka słabych punktów w samochodach autonomicznych. Szybko zauważył, że najsłabszym ogniwem łańcucha są właśnie czujniki. To miejsce, w którym zbierane są dane. Jeśli autonomiczny samochód otrzyma niewłaściwe dane to podejmie niewłaściwe decyzje - mówi ekspert. Petit rozpoczął swój atak od zarejestrowania impulsów wysyłanych przez LIDAR. Na ich podstawie samochód tworzy trójwymiarową mapę otoczenia. Impulsy takie nie są w żaden sposób zabezpieczone, można więc je z powodzeniem odtworzyć Jedyną trudną rzeczą jest odpowiednie zsynchronizowanie całości tak, by sygnał trafił do LIDAR we właściwym momencie, stwierdza Petit. Ekspert informuje, że dzięki opracowanej przez siebie technice był w stanie spowodować, że autonomiczny pojazd otrzymywał informacje o nieistniejących ścianach, samochodach i pieszych znajdujących się w odległości od 20 do 350 metrów od pojazdu. Można w ten sposób symulować tysiące obiektów i przeprowadzić atak DoS, powodując, że system nie będzie w stanie wykrywać prawdziwych obiektów. Petit przyznaje, że obecnie jego atak działa na konkretny model LIDAR. Uważa, że producenci takich urządzeń, nie wpadli na to, iż w ten sposób ktoś będzie chciał je atakować, zatem nie badali ich pod tym kątem. « powrót do artykułu
  22. Mozilla informuje o włamaniu do serwisu Bugzilla i kradzieży stamtąd istotnej informacji związanej z bezpieczeństwem. Bugzilla to serwis internetowy służący raportowaniu błędów. Wiadomo, że skradziona informacja dotyczyła krytycznej dziury zero-day w Firefoksie. Błąd ten naprawiono na początku sierpnia, w opublikowanym pod koniec sierpnia Firefoksie 40.0.3 poprawiono wszystkie luki, o których napastnik się dowiedział i które mógł wykorzystać do zaszkodzenia użytkownikom Firefoksa. Mozilla informuje też, że konto, za pomocą którego dokonano włamania zostało zamknięte natychmiast po odkryciu ataku, a wszyscy użytkownicy z dostępem do istotnych informacji związanych z bezpieczeństwem musieli zmienić hasła i zacząć stosować dwustopniowe uwierzytelnianie. « powrót do artykułu
  23. Intel i QuTech (Instytut Kwantowy Uniwersytetu Technicznego w Delft) podpisały dziesięcioletnie porozumienie o współpracy. Umowa przewiduje wspólną pracę nad rozwojem technologii kwantowych. Intel zapewni finansowanie w wysokości 50 milionów dolarów oraz odpowiedni sprzęt, powierzchnię biurową i pomoc ekspertów. Głównym wyzwaniem, jakie stanie w najbliższej dekadzie przed technologiami kwantowymi, takimi jak stworzenie komputera kwantowego, będzie ich skalowanie, czyli tworzenie coraz bardziej złożonych struktur korzystających z olbrzymiej liczby kubitów. Dzięki tej umowie połączymy nasze doświadczenie naukowe z najlepszym doświadczeniem inżynieryjnym w przemyśle komputerowym - mówi główny naukowiec QuTechu Lieven Vandersypen. Intel i QuTech skupią się głównie na badaniach nad komputerami kwantowymi, które już są prowadzone na QuTech. Grupa Vandersypena prowadzi badania nad kubitami bazującymi na spinie elektronów zamkniętych w kwantowych kropkach. Z kolei zespół, na którego czele stoi Leo DiCarlo, zajmuje się kubitami w obwodach nadprzewodzących na chipie. Edoardo Charbon rozwija niskotemperaturową elektronikę zarządzającą kubitami, Koen Bertels skupia się na architekturze komputera kwantowego, a Ryoichi Ishihara prowadzi prace nad połączeniem kubitów i zarządzającej nimi elektroniki. « powrót do artykułu
  24. Hamowanie białka transportującego pirogronian, związek, od którego rozpoczyna się resynteza glukozy w komórkach wątroby, to nowy i bardzo obiecujący sposób leczenia cukrzycy typu 2. Sądzimy, że ta strategia może prowadzić do skuteczniejszych leków na cukrzycę typu 2. Lek, który wyłącza produkcję glukozy [glukoneogenezę], ma potencjał, by pomóc milionom pacjentów z najpowszechniejszą formą cukrzycy - opowiada dr Brian N. Finck ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis, członek ekipy prowadzącej badania na myszach. W testach klinicznych związku MSDC-0602 bierze udział firma farmaceutyczna Metabolic Solutions Development Co. Nowe studium pokazuje, że działa on, przynajmniej częściowo, hamując białko kluczowe dla produkcji glukozy w wątrobie. Wcześniejsze badania sugerowały, że oddziaływanie na to, co dzieje się z pirogronianem, może ograniczać resyntezę glukozy w komórkach wątroby, ale studium Amerykanów jako pierwsze zademonstrowało krytyczną rolę spełnianą przez mitochondrialny transporter pirogronianu 2 (ang. mitochondrial pyruvate carrier 2, MPC2), białko transportujące pirogronian z cytozolu do mitochondriów hepatocytów. Autorzy artykułu z pisma Cell Metabolism zastosowali knock-out genowy i uzyskali myszy, w których wątrobie nie występował MPC2 (ang. liver-specific deletion of mitochondrial pyruvate carrier 2, LS-Mpc2−/−). Okazało się, że utrata MPC2 upośledzała, lecz nie kompletnie blokowała przekształcanie znakowanego pirogronianu w produkty pośrednie cyklu Krebsa i glukozę. Analiza metabolomu (metabolicznego odpowiednika genomu) wątroby myszy LS-Mpc2−/− na czczo sugerowała, że utratę MPC2 może kompensować zmiana metabolizmu aminokwasów. Wszystko wskazuje na to, że u zmodyfikowanych genetycznie gryzoni w cytozolu pirogronian jest dzięki aminotransferazie alaninowej 1 (ALT1) przekształcany w alaninę, a ta po dostaniu się do mitochondriów jest dzięki aminotransferazie alaninowej 2 przekształcana z powrotem do pirogronianu. Amerykanie sądzą, że za pomocą zaburzania transportu pirogronianu można by pomagać nie tylko pacjentom z cukrzycą, ale i z niealkoholową stłuszczeniową chorobą wątroby. « powrót do artykułu
  25. Statek na środku oceanu czy oddział wojska w odległych zakątkach globu muszą obecnie polegać na komunikacji satelitarnej. W razie jej przerwania mogą pojawić się poważne problemy. Fińska firma KNL Networks twierdzi, że opracowała tańszą alternatywę dla komunikacji za pomocą satelitów. W wymagających środowiskach, jak żegluga morska i inne, jeśli nie masz nad sobą satelity, nie masz też łączności. Teraz pojawiła się alternatywa dla długodystansowej łączności satelitarnej - mówi Toni Linden, szef KNL Networks. Fińska firma pojawiła się w 2011 roku w wyniku wydzielenia jej z Centrum Komunikacji Bezprzewodowej Universytetu w Oulu. Firma rozwija technologię Cognitive Networked HF (CNHF). Pozwala ona na przesyłanie dowolnych danych cyfrowych na odległość tysięcy kilometrów. Technologia wykorzystuje tradycyjne fale radiowe o wysokiej częstotliwości (HF) oraz Cognitive Radio (CR) i radio programowalne. To ostatnie okazało się kluczem do sukcesu, gdyż pozwala zastąpić tradycyjne podzespoły elektroniczne odpowiednim oprogramowaniem, dzięki czemu całość pracuje w najbardziej wymagającym środowisku. Z kolei CR potrafi samodzielnie wykrywać dostępne spektrum bezprzewodowe i automatycznie dostosować parametry transmisji tak, by jak najlepiej z niego skorzystać. Głównym problemem CR, który udało nam się rozwiązać, było zarządzanie jakością spektrum. Warunki ciągle się zmieniają w zależności od pola magnetycznego Ziemi, Słońca, partnerów transmisji itp. Nasz system potrafi się adaptować tak, by optymalnie je wykorzystać - dodaje Linden. Głównym elementem CNHF jest radiostacja, jednak użytkownicy wykorzystują swoje laptopy i inne urządzenia. Radiostacja ma tylko włącznik i może być połączona z ruterem lub bezpośrednio z laptopem. Maksymalne tempo transmisji danych wynosi 153 kbps. To wystarczy do przekazania najważniejszych informacji. Nasz system jest kompatybilny z IPv4 oraz IPv6. W praktyce oznacza to, że nasze radio działa jak terminal. Identycznie jak terminal satelitarny. Możemy przesyłać każde dane IP. W kolejnym kroku chcemy udostępnić VoIP oraz możliwość przeglądania stron WWW, dodaje Linden. Jeśli chcielibyśmy porównać CNHF z komunikacją satelitarną, która jest jedynym podobnym systemem komunikacyjnym, to trzeba powiedzieć, że główna różnica polega na tym, iż w CNHF za każdym razem tworzymy dedykowany kanał łączności. Jego pojemność nie jest dzielona z innymi użytkownikami. W komunikacji satelitarnej kanały są dzielone, zatem jakość połączenia zależy od możliwości konkretnego satelity. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...