Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37634
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Niższy poziom immunoglobuliny IgA w ślinie wiąże się z podwyższonym ryzykiem zgonu. Ponieważ badanie śliny jest mniej inwazyjne od pobierania krwi, można by je uwzględnić jako część oceny ogólnego stanu zdrowia podczas wizyt lekarskich. Naukowcy z Uniwersytetu w Birmingham badali związki między stężeniem IgA w ślinie i wskaźnikiem umieralności w populacji generalnej. Zaobserwowano ujemną zależność między wskaźnikiem uwalniania IgA i śmiertelnością z dowolnych przyczyn. Dalsze analizy konkretnych przyczyn wykazały, że stoi za tym korelacja ze śmiertelnością na nowotwory, a zwłaszcza na nowotwory innych narządów niż płuca. W badaniu uwzględniono 639 dorosłych z najstarszej kohorty West of Scotland Twenty-07 Study. W momencie pobierania śliny w 1995 r. ochotnicy mieli 63 lata. Ich losy śledzono przez 19 lat. Analizując dane, naukowcy wzięli poprawkę na kilka czynników, w tym płeć, palenie, zażywane leki czy samoopis stanu zdrowia. Wiele czynników może wpływać na to, jak dobrze wytwarzamy i podtrzymujemy liczbę przeciwciał. Nad niektórymi, np. wiekiem, dziedzicznością czy chorobami, nie mamy kontroli, ale ważny jest także nasz ogólny stan zdrowia. [Warto też pamiętać o tym, że] na ich stężenia oddziałują stres, dieta, aktywność fizyczna, picie alkoholu czy palenie - wyjaśnia dr Anna Phillips. Okaże się jeszcze, jak dokładnie próbki śliny dałoby się wykorzystać w kontroli stanu zdrowia, bo musimy lepiej zrozumieć, jaką wartość wydzielania IgA należy uznać za powód do zmartwień [...]. Możemy, oczywiście, powiedzieć, że jeśli okazałaby się ona skrajnie niska, byłaby użytecznym wczesnym wskaźnikiem ryzyka. « powrót do artykułu
  2. Horrory naprawdę mrożą krew w żyłach i mogą być niebezpieczne dla zdrowia - twierdzą naukowcy z Uniwersytetu w Lejdzie. Holendrzy zebrali grupę 24 osób w wieku 30 lat lub młodszych (byli to studenci, absolwenci i pracownicy Centrum Medycznego Uniwersytetu). Czternaście miało najpierw oglądać horror "Naznaczony", a potem edukacyjny film "Rok w Szampanii", reszta oglądała filmy w odwrotnej kolejności. Filmy mają podobną długość (ok. 90-min). Wyświetlano je ochotnikom w ponadtygodniowym odstępie o mniej więcej tej samej porze dnia (ok. 19). Kwadrans przed i po seansie badanym pobierano krew, by określić poziom tzw. "czynników strachu", tj. markerów krzepnięcia (czynnika VIII, D-dimerów, kompleksów trombina-antytrombina i fragmentów protrombiny F1+2). Za pomocą wizualnej skali analogowej ochotnicy określali również poziom strachu. Dodatkowo pytano ich, czy już kiedyś widzieli któryś z pokazywanych filmów i proszono o wypełnienie kwestionariusza dot. stylu życia i ulubionego gatunku filmowego. Jak można się było spodziewać, horror uznano za bardziej straszny od filmu dokumentalnego. Holendrzy stwierdzili także, że średnia zmiana poziomu czynnika VIII (różnica między jego stężeniem przed i po seansie) była wyższa w przypadku "Naznaczonego" - wynosiła 11,1 IU/dl (jednostek międzynarodowych na decylitr). Autorzy publikacji ze świątecznego wydania pisma British Medical Journal dodają, że o ile poziom czynnika VIII wzrósł u 12 (57%) badanych oglądających horror, o tyle podobne zjawisko zaobserwowano tylko u 3 (14%) osób oglądających "Rok w Szampanii". Dla odmiany jego stężenia spadły aż u 18 (86%) ochotników zapoznających się z filmem edukacyjnym i jedynie u 9 (43%) widzów "Naznaczonego". Nie zaobserwowano wpływu ostrego strachu na pozostałe markery (średnie różnice nie były istotne statystycznie). Związany ze strachem średni wzrost czynnika VIII o 11 IU/dl może mieć znaczenie kliniczne, bo każdy skok stężenia globuliny antyhemofilowej o 10 IU/dl przekłada się na 17-proc. wzrost ryzyka zakrzepicy żył - podkreśla dr Banne Nemeth. Na szczęście u młodych i zdrowych dorosłych oglądanie mrożących krew w żyłach filmów wiąże się tylko ze wzrostem stężenia czynnika VIII, bez rzeczywistej produkcji trombiny. Choć nie jest oczywiste, w jaki sposób nasze wyniki mogłyby się przekładać na korzyści kliniczne, szerszą konsekwencją naszego badania jest ustalenie, że literacki termin "mrożący krew w żyłach" ma swe uzasadnienie. « powrót do artykułu
  3. Firma Airbus połączyła siły z Aerionem, producentem samolotów naddźwiękowych, i razem pracują nad następcą Concorde'a - pasażerskim samolotem naddźwiękowym. Ich projekt, samolot AS2 o długości 50 metrów ma zabierać na pokład 12 pasażerów. Samolot nie będzie tak szybki jak Concorde, jednak - w przeciwieństwie do niego - eksploatacja AS2 ma być bardziej opłacalna. AS2 będzie spełniał też wszystkie wymagania stawiane przed współczesnymi samolotami pasażerskimi. Concorde generował olbrzymi hałas i spalał bardzo dużo paliwa. AS2 nieprędko ujrzymy na niebie. Pierwszy lot testowy przewidziano na rok 2021, a regularne loty pasażerskie mają rozpocząć się dwa lata później. Obawy o bezpieczeństwo, hałas oraz koszty eksploatacji spowodowały, że od kilkunastu lat samoloty Concorde nie latają. Od lat NASA pracuje nad zmniejszeniem hałasu generowanego przez silniki naddźwiękowe, a Aerion jest ważnym partnerem Agencji. Pierwszą poważną przeszkodą, którą muszą pokonać twórcy AS2 jest wybór i produkcja silników odrzutowych, które będą napędzały nowy samolotów. Ma on zostać dokonany w pierwszej połowie przyszłego roku. Samolot jest też poważnym wyzwaniem dla inżynierów, gdyż będzie używał skrzydeł o geometrii niespotykanej w samolotach pasażerskich, a jego kadłub zaprojetowano tak, by maksymalnie zredukować opory powietrza. Lot z Londynu do Nowego Jorku ma trwać 4 godziny, a linie lotnicze mają zarabiać na samolocie. Niewykluczone zatem, że to właśnie AS2 będzie pierwszym po Concorde naddźwiękowym samolotem pasażerskim, który wejdzie do regularnej służby. « powrót do artykułu
  4. Badacze z Uniwersytetu w Southampton i brytyjskiego Narodowego Centrum Oceanograficznego opisali nowy rodzaj kominów hydrotermalnych. Zlokalizowane na południe od Kajmanów kominy z Von Damm Vent Field (VDVF) są zbudowane głównie z talku (objętościowo stanowi on 85-90%), a nie z minerałów siarkowych i siarczkowych. VDVF zostało odkryte w 2010 r. przez załogę RRS James Cook. Analizami pobranych tu próbek zajął się zespół Matthew Hodgkinsona. To pole kominów hydrotermalnych stanowi dom dla zwierząt przypominających faunę Grzbietu Śródatlantyckiego, ale minerały i chemia Von Damm bardzo się różnią od innych znanych kominów. Naukowcy zauważyli także, że system VDVF cechuje bardzo duża gęstość strumienia ciepła (ilość energii emitowanej do oceanu) - sięga ona ok. 500 megawatów. To znacznie więcej niż można by się spodziewać, zważywszy, że VDVF znajduje się na stoku podwodnej góry z dala od ognisk magmy (na krawędzi rejonu rozsuwania się, a nie pomiędzy płytami tektonicznymi). Jeśli istnieje więcej takich miejsc, mogą one stanowić ważny przyczynek do wymiany związków chemicznych i ciepła między wnętrzem Ziemi i oceanami oraz brakujący element obecnych globalnych ocen wpływu aktywności hydrotermalnej. « powrót do artykułu
  5. Aktywność fizyczna na wczesnych etapach życia zmienia skład mikrobiomu jelitowego na taki, który sprzyja zarówno lepszemu funkcjonowaniu mózgu, jak i zdrowszej aktywności metabolicznej na przestrzeni życia. Naukowcy z Uniwersytetu Kolorado w Boulder odkryli, że istnieje okno czasowe na wczesnym etapie rozwoju, które pozwala zoptymalizować szanse na lepsze zdrowie w ciągu całego życia. Bakterie zasiedlają ludzki przewód pokarmowy krótko po narodzinach. Są kluczowe m.in. dla rozwoju odporności. Mikroorganizmy dodają do naszego ogólnego profilu genetycznego nawet 5 mln genów, dlatego mają ogromną moc wpływania na różne aspekty fizjologii. Choć społeczność bakteryjna pozostaje do pewnego stopnia plastyczna w dorosłym życiu (można na nią wpływać za pomocą czynników środowiskowych, np. diety czy wzorców snu), naukowcy odkryli, że mikroflora jelit jest szczególnie plastyczna w młodym wieku. Okazało się, że młode szczury, które codziennie ćwiczyły z własnej woli, miały, w porównaniu do prowadzących osiadły tryb życia rówieśników i dorosłych (nawet tych ćwiczących), korzystniejszą strukturę mikrobiomu; wyrażało się to np. ekspansją bakterii probiotycznych. Na razie Amerykanie nie określili, w jakim wieku mikrobiom jest najbardziej podatny na zmiany, ale wstępne ustalenia sugerują, że im wcześniej zacznie się działać, tym lepiej. Prof. Monika Fleshner podkreśla, że zdrowy mikrobiom sprzyja lepszemu funkcjonowaniu mózgu i działa przeciwdepresyjnie. Jak dodaje Agnieszka Mika, kolejne badania będą dotyczyć mechanizmów długoterminowego wpływania przez bakterie na działanie mózgu. Istotnym aspektem studiów będzie też ustalenie, jak zwiększyć plastyczność mikrobiomu u dorosłych. « powrót do artykułu
  6. Na łamach Proceedings of the National Academy of Science naukowcy informują o odkryciu drugiego zakaźnego nowotworu pyska diabłów tasmańskich. Dotychczas znano dwa zaraźliwe nowotwory - jeden to nowotwór pyska diabłów tasmańskich, który przenosi się przez ugryzienia, drugi to przenoszony drogą płciową psi guz (CTVT). Z powodu szybkiego rozprzestrzeniania się nowotworu i powodowanego przez niego spadku populacji, diabeł tasmański jest od 7 lat uznawany za gatunek zagrożony. Teraz naukowcy z University of Tasmania oraz University of Cambridge donoszą o odkryciu drugiego, genetycznie różnego, zakaźnego nowotworu pyska diabłów tasmańskich. Drugi nowotwór powoduje guzy, których z zewnątrz nie można odróżnić od wcześniej odkrytego nowotworu. Dotychczas znaleźliśmy je u ośmiu zwierząt z południowo-wschodniej Tasmanii - informuje doktor Ruth Pye z University of Tasmania. Sądziliśmy, że zaraźliwe nowotwory są niezwykle rzadkie. To nowe odkrycie każe nam przemyśleć tę kwestię - dodaje doktor Elizabeth Murchison z University of Cambridge. Uważaliśmy też, że diabły tasmańskie miały olbrzymiego pecha, że padły ofiarą pojedynczego nowotworu, który rozpoczął się od jednego zwierzęcia i rozpowszechnił na niemal całą populację poprzez ugryzienia. Teraz, gdy odkryliśmy, że zdarzyło się to po raz drugi, musimy się zastanowić, czy diabły tasmańskie nie są szczególnie podatne na taki typ choroby, albo też czy zaraźliwe nowotwory nie występują częściej niż sądzimy - stwierdza uczona. Niewykluczone, że istnieje więcej zaraźliwych nowotworów atakujących diabły tasmańskie. Możliwość pojawienia się nowych chorób tego typu ma istotne znaczenie dla wysiłków zmierzających do ocalenia gatunku - dodaje profesor Gregory Woods. « powrót do artykułu
  7. Międzynarodowy zespół opracował nowy sposób konserwacji, dostarczania i ochrony wysp trzustkowych w organizmie biorcy. Dzięki urządzeniu mikroprzepływowemu są one enkapsulowane w hydrożelu kwasu alginowego (kwas ten jest składnikiem ścian komórkowych wielu alg i trawy morskiej). Przeszczep wysp trzustkowych to skuteczna metoda leczenia, które może znacznie zmniejszyć dawkę lub w ogóle wyeliminować konieczność iniekcji z insuliny u pacjentów z cukrzycą typu 1. Komórki wytwarzające hormon są wstrzykiwane do wątroby. Po okresie adaptacyjnym zaczynają wytwarzać insulinę. Mimo że z biegiem lat znacznie ulepszono procedurę transplantacyjną, dużym wyzwaniem pozostały pobieranie, utrwalanie i transport komórek beta wysp trzustkowych. Japońsko-amerykańsko-chiński zespół poczynił jednak spore postępy w tym zakresie. Przeszczep wysp nie wymaga poważnej operacji i często jest wykonywany w znieczuleniu miejscowym. Ponadto jest tańszy i bezpieczniejszy od transplantacji całej trzustki. Do konserwacji i transportu wysp wykorzystuje się krioprezerwację. Niestety, nie jest to do końca bezpieczne. Komórki dobrze sobie radzą z temperaturami poniżej −190°C, ale w czasie schładzania (w temperaturach od -15 do -60°C) woda wydostaje się z komórek i w przestrzeni międzykomórkowej tworzy się lód, który może mechanicznie uszkodzić ściany. To samo zjawisko stwarza też problemy w czasie odmrażania. Zespół prof. Amy Shen z Okinawa Institute of Science and Technology Graduate University (OIST) opracował metodę krioprezerwacji, która nie tylko zabezpiecza komórki wysp trzustkowych przed uszkodzeniem przez lód, ale i ułatwia ocenę ich żywotności w czasie rzeczywistym. Co istotne, metoda zmniejsza ryzyko odrzucenia przeszczepu, ograniczając wykorzystanie immunosupresantów. W hydrożelu nowych kapsułek występuje sieć porów oraz spora ilość nieulegającej wymrożeniu związanej wody (ang. non-freezable bound water). Ważne jest to, że woda nieulegająca wymrożeniu nie krystalizuje w temperaturach poniżej 0°C (nawet do ok. -100°C). Chroni to komórki przed uszkodzeniem i zmniejsza potrzebę stosowania krioprotektantów, które w wyższych stężeniach bywają toksyczne. Zespół zaproponował także, by w kapsułkach wykorzystać tlenoczuły barwnik fluorescencyjny. Porowata struktura kapsułek nie hamuje dopływu tlenu do komórek, a barwnik działa jak funkcjonujący w czasie rzeczywistym czujnik dla poszczególnych wysp czy ich populacji. Fluorescencja wskazuje, czy komórki zużywają O2 (są żywe). Ryzyko odrzucenia wysp spada właśnie w wyniku enkapsulacji. Drobne cząsteczki, np. składniki odżywcze czy wydzieliny wysp, przenikają przez błonę, ale kapsułka blokuje bezpośredni kontakt implantowanych wysp i komórek gospodarza. Enkapsulacja nie dopuszcza też do tego, by reakcja autoimmunologiczna, która zniszczyła własne komórki beta biorcy, objęła przeszczep. « powrót do artykułu
  8. W cleanroomie NASA w Goddard Space Flight Center zakończono montaż 9. segmentu lustra Teleskopu Kosmicznego Jamesa Webba (JWST). Całe lustro będzie składała się z 18 segmentów, jest ono zatem w połowie ukończone. Każdy z fragmentów ma nieco ponad 1,3 metra średnicy i waży około 40 kilogramów. Zakończenie prac montażowych przewidziano na początek przyszłego roku. Całe lustro teleskopu będzie mierzyło 6,5 metra średnicy. Segmenty lustra zostały wykonane przez firmę Ball Aerospace & Technologies. To główny podwykonawca zakontraktowany przez Northropa Grummana do stworzenia optyki teleskopu. Za montaż odpowiada firma Harris Corporation, której zadaniem jest złożenie i przetestowanie JWST. Zgodnie z planem Teleskop Kosmiczny Jamesa Webba ma zostać wystrzelony w październiku 2018 roku. JWST to oficjalny następca Teleskopu Hubble'a. Zostanie on umieszczony w pobliżu punktu libracyjnego 2. « powrót do artykułu
  9. J. Vaun McArthur z Uniwersytetu Georgii uważa, że za wzrost lekooporności bakterii odpowiadają po części zanieczyszczenia środowiskowe. Przetestował tę hipotezę w strumykach należącego do Departamentu Energii Stanów Zjednoczonych kompleksu nuklearnego Savannah River Site (SRS). Obszar zlokalizowany w Karolinie Południowej na wschód od rzeki Savannah zamknięto dla postronnych na początku lat 50. XX w. i zaczęto produkcję materiałów wykorzystywanych w broni nuklearnej. Stanowisko utworzono i zamknięto dla ludzi przed [złotą] erą antybiotyków w medycynie i rolnictwie. Do strumieni nie wpływały [też] ścieki, wiemy więc, że za zaobserwowane wzorce odpowiada coś innego niż antybiotyki. Na początku McArthur oceniał, jak na 427 szczepów pałeczki okrężnicy (Escherichia coli) oddziałuje 5 antybiotyków. Jego zespół pobrał próbki osadów dennych i wody z 11 stanowisk 9 strumieni. Poziom zanieczyszczenia metalami w tych miejscach był bardzo różny: od niewielkiego po znaczne. Amerykanie wykryli silną lekooporność w 8 z 11 próbek wody; największą w Upper Three Runs Creek, który przed wejściem na SRS przepływa przez tereny zamieszkałe przez ludzi, rolnicze i przemysłowe (tutejsze bakterie stykają się więc z antybiotykami), a także dopływach U4 i U8, które w całości znajdują się na obszarze kompleksu nuklearnego (nie oddziałuje na nie znane źródło leków, należy jednak pamiętać o działającym tu od wielu lat przemyśle nuklearnym). Poziom lekooporności był duży w próbkach zarówno osadów, jak i wody z U4 i U8. W drugim podejściu McArthur testował 23 antybiotyki lub kombinacje antybiotyków na 87 izolatach ze strumieni U4, U8 i pobliskiego U10 (cieku, w przypadku którego wpływ tutejszego przemysłu był niewielki bądź żaden). Duża część izolatów (>40 %) wykazywała oporność na 10 lub więcej czynników przeciwdrobnoustrojowych, co sugeruje, że środowiskowa wielolekooporność może być częsta. Tylko 4 izolaty były wrażliwe na wszystkie antybiotyki/kombinacje antybiotyków. Kilka izolatów demonstrowało oporność na wszystkie badane klasy antybiotyków, w tym na ciprofloksacynę i gatifloksacynę, które stosuje się do leczenia podstawowych zakażeń, m.in. zatok czy układu moczowego. Skażone strumienie U4 i U8 wykazywały najwyższy poziom lekooporności. Strumienie nie mają źródła dopływu antybiotyków, dlatego jedynym wyjaśnieniem dużej antybiotykooporności jest zanieczyszczenie środowiskowe metalami, w tym kadmem i rtęcią. Jak podkreśla autor publikacji z pisma Environmental Microbiology, tylko w strumieniach z historią przemysłowego wpływu występowały lekooporne bakterie. Mikroorganizmy z sześciu strumieni z dziewiczych obszarów były podatne na antybiotyki. McArthur martwi się, że skażone strumienie zasilają wody rzeki Savannah. « powrót do artykułu
  10. Kalifornia to miejsce, gdzie rosną najpotężniejsze i najstarsze drzewa na Ziemi. Teraz miliony z nich są zagrożone przez suszę, która trwa w tym stanie od 2011 roku. Greg Asner i jego zespół z Carnegie Airborne Observatory postanowili sprawdzić, jak zmieniała się ilość wody przechowywana w koronach drzew w latach 2011-2015. Okazało się, że nawet 58 milionów wielkich drzew w Kalifornii doświadczyło w tym czasie poważnych ubytków wody. Poziom wody w koronach jest używany do określenia stanu drzewa, jego podatności na uschnięcie czy pożar. Kalifornia jest uzależniona od swoich lasów. Od nich zależą dostawy wody, wychwytywanie węgla z atmosfery, produkcja drewna, turystyka, rekreacja. Są ważnym elementem ekologicznym, ekonomicznym i kulturowym. Susza wystawiła lasy na olbrzymie niebezpieczeństwo. Mamy do czynienia z sytuacją, która może spowodować długotrwałe zmiany w ekosystemie - mówi Asner. Naukowcy wykazali, że na ponad 10 milionach hektarów lasów, na których żyje nawet 888 milionów wielkich drzew, doszło w ciągu ostatnich 4 lat do mierzalnej utraty wody w koronach roślin. Z tego 58 milonów drzew utraciło tyle wody, że jest to niebezpieczne dla zdrowia całych lasów. Sytuacja jest na tyle poważna, że nawet gdyby w najbliższym czasie doszło do zwiększenia opadów spowodowanego pojawieniem się El Niño, to nadejście kolejnej podobnej suszy doprowadzi do znaczących zmian w osłabionych ekosystemach leśnych. « powrót do artykułu
  11. Przed dwoma tygodniami, 15 grudnia, CERN poinformował o zarejestrowaniu przez Wielki Zderzacz Hadronów sygnału, który może wskazywać na istnienie nieznanej cząstki. Informacja tak poruszyła świat fizyków, że powstało już niemal 100 prac naukowych próbujących wyjaśnić, co zarejestrował LHC. Przedstawiciele CERN-u nie są zaskoczeni zamieszaniem, jaki wywołali. Tiziano Camporesi, rzecznik prasowy eksperymentu CMS, informując przed dwoma tygodniami o odkryciu stwierdził, że spodziewa się, iż do końca roku fizycy-teoretycy umieszczą w arXiv setki prac na ten temat. Jestem niezwykle ciekawy, co nasi koledzy teoretycy wymyślą - powiedział. Zainteresowanie najnowszym odkryciem jest znacznie większe niż przy okazji dwóch poprzednich wydarzeń, które poruszyły teoretyków. Pierwszym z nich była informacja, że eksperyment OPERA wykazał, iż neutrino mogą poruszać się szybciej od światła, drugim - doniesienie o odkryciu bezpośredniego dowodu Wielkiego Wybuchu przez BICEP2. Żadne z tych stwierdzeń nie wytrzymało krytyki. Na razie jednak CERN nie opublikował oficjalnie wszystkich danych dotyczących odkrycia, zatem jego weryfikacja i jednoznaczna interpretacja nie są łatwe. Jednym z naukowców, którzy opublikowali artykuł z interpretacją sygnału z LHC jest fizyk teoretyk z CERN-u Gian Francesco Giudice, który wraz z kolegami jeszcze tego samego dnia udostępnił 38-stronicowy tekst. Giudice twierdzi, że nowe dane trudno będzie wyjaśnić na polu teorii o supersymetrii (SUSY). "Nie wygląda to na potwierdzenie SUSY" - stwierdza Giudice, które artykuł ma już kilkadziesiąt cytowań. Innego zdania są jednak autorzy wielu innych artykułów, którzy próbują dopasować sygnał do SUSY. Nazywają nawet nową hipotetyczną cząstkę, cząstką "S". Inni teoretycy rozważają hipotezy, jakoby sygnał wskazywał na istnienie cięższego kuzyna bozonu Higgsa lub też był dowodem istnienia grawitonu, hipotetycznej cząstki przenoszącej siłę grawitacji. Niewykluczone też, że uzyskany sygnał to jakieś zaburzenie w pracy LHC i nigdy już nie zostanie on zarejestrowany. Taka możliwość nie martwi jednak Linsy Randal, fizyka-teoretyka z Uniwersytetu Harvarda. Myślenie o tym, co mogło spowodować taki sygnał, nie jest niczym szkodliwym. Nawet jeśli nigdy więcej go nie zarejestrujemy, to dowiemy się wiele na temat różnych możliwych rozwiązań zagadki - stwierdziła uczona. « powrót do artykułu
  12. Cukrzyca to wiodąca przyczyna niewydolności nerek. Amerykańscy naukowcy odkryli jednak ostatnio, że podanie IL-17A, jednej z cytokin, której kiedyś przypisywano rolę wyłącznie prozapalną, skutkowało zapobieganiem, a nawet odwróceniem nefropatii cukrzycowej. Jak tłumaczy dr Ganesan Ramesh z Medical College of Georgia (MCG) na Georgia Regents University, przez długi czas uważano, że IL-17A odgrywa główną rolę w nefropatii cukrzycowej, lecz naukowcy z jego laboratorium ustalili, że gdy myszom usunie się gen cytokiny i później wywoła cukrzycę, nasila to uszkodzenie nerek. Późniejsze badania pacjentów z poważną nefropatią cukrzycową wykazały, że poziom IL-17A w ich krwi i moczu jest obniżony. W dalszej kolejności Amerykanie rozpoczęli badania na zwierzęcych modelach cukrzycy typu 1. i 2. Okazało się, że podawanie co 48 godzin przez kilka tygodni niewielkich ilości IL-17A zapobiegało lub odwracało nefropatię cukrzycową. Co więcej, terapia sprawdzała się najlepiej w zaawansowanej nefropatii. Ramesh dodaje, że leczenie cytokiną prowadziło do spadku stężeń lipidów w surowicy. IL-17A chroni komórki nerek na wiele sposobów, w tym aktywując przeciwzapalną cząsteczkę AMWAP (ang. activated microglia/macrophage WAP domain protein). Wydaje się też, że cytokina wspomaga przeżywalność i regenerację komórek nerek, m.in. podocytów i nabłonka kanalików. Na razie akademicy nie wykryli negatywnych skutków nadekspresji IL-17A w mysich nerkach. Obecnie nie ma leków, które by zwiększały poziom IL-17 u pacjentów. Wg specjalistów, to, czy cytokina sprzyja, czy hamuje stan zapalny, zależy od stężenia i czasu stymulacji. Reakcja może też zależeć od tego, która z sześciu form IL-17 jest aktywowana. Rodzaj pobudzanego receptora oddziałuje z kolei na to, jaki szlak sygnałowy zostanie uruchomiony. Podczas badań wykazano np., że zwiększanie poziomu IL-17C i IL-17E nie ma takiego pozytywnego wpływu na nefropatię cukrzycową, jak manipulowanie stężeniem IL-17A czy IL-17F. Zważywszy na korzystny wpływ w przypadku zaawansowanej choroby, w przyszłości naukowcy chcą sprawdzić, jak terapia wpłynie na całkowicie zniszczone nerki. Gdyby można było odzyskać funkcję marskiej nerki, można by uchronić miliony osób od dializ [...] . « powrót do artykułu
  13. Firma Bitsight przeprowadziła badania wśród 30 700 swoich klientów i okazało się, że w 25% z tych firm pracownicy pobierają pirackie treści. Problemem jest jednak nie sam fakt korzystania z takich treści, co niebezpieczeństwo związane z ich pobieraniem. Z badań Bitsight wynika bowiem, że 38% pirackich gier i 43% pirackich aplikacji było zarażonych szkodliwym oprogramowaniem. Podczas badań nie rozróżniano świadomego i nieświadomego pobierania, gdy np. komputer użytkownika był częścią botnetu. Najwięcej pirackich plików pobierają pracownicy firm działających na rynku edukacyjnym i turystycznym. Na trzecim miejscu uplasowali się urzędnicy państwowi. To szczególnie niepokojące, gdyż z jednej strony są oni odpowiedzialni za przestrzegania prawa, które - jak się okazują - sami chętnie łamią, a z drugiej mają najczęściej do czynienia z danymi obywateli, które narażają w ten sposób na kradzież. Najmniej pirackich treści pobierali pracownicy sektora usług finansowych. Tam nielegalnym dzieleniem się plikami zajmowało się tylko 12,5% pracowników. Najpopularniejszą grą pobieraną nielegalnie było Grand Theft Auto V, a najpopularniejszym programem użytkowym - Adobe Photoshop. « powrót do artykułu
  14. Right Cup to kubek z enkapsulowanymi zapachami owocowymi, który "oszukuje" mózg, że czysta woda to w rzeczywistości woda smakowa, np. jabłkowa lub pomarańczowa. Naczynie ma pomóc w odchudzaniu, skłaniać do wypijania właściwej ilości płynów, a także ułatwić diabetykom przestrzeganie bezcukrowej diety. Autorem rozwiązania jest Issac Lavi, który sam choruje na cukrzycę. "Lekarze radzili mi, bym trzymał się z daleka od słodkich napojów i pił wyłącznie czystą wodę. To było bardzo trudne, bo nienawidziłem tego smaku, a właściwie braku smaku". Stąd pomysł, by wykorzystać swoje doświadczenie w dziedzinie marketingu zapachu. Po 5 latach intensywnych prac w styczniu 2015 r. światło dzienne ujrzał prototyp Right Cup. Generalnie twórcy kubeczka bazowali na fakcie, że za doświadczenia smakowe w ok. 80% odpowiada zapach. Wykorzystali związki mające atest amerykańskiej Agencji Żywności i Leków, ale zamiast jak przemysł spożywczy dodać je do napojów, wbudowali je w samo naczynie (technologia enkapsulacji została opatentowana). Right Cup jest tak zaprojektowany, że podczas picia nozdrza znajdują się bardzo blisko wlotu naczynia, w wyniku czego nos lepiej wychwytuje woń i użytkownik wyczuwa słodkie nuty smakowe (tak jak w sytuacji picia smakowej wody). Amerykanie twierdzą, że im częściej korzysta się z kubka, tym wrażenia stają się mocniejsze, bo mózg nabywa doświadczenia. Right Cup ma pojemność 320 ml i jest wolny od bisfenolu A. Pełny zapach utrzymuje się przez pół roku. Jeśli ktoś chce wydłużyć żywotność naczynia, powinien je myć ręcznie i przechowywać odwrócone do góry nogami. Od listopada trwa zbieranie funduszy na witrynie Indiegogo. Choć do końca zostało jeszcze 19 dni, już teraz udało sie zebrać niemal 600% z zakładanych 50 tys. dolarów. W styczniu przyszłego roku mają się zacząć kolejne testy smakowe, a w lutym produkcja, tak że dostaw można się spodziewać od kwietnia. « powrót do artykułu
  15. Amerykańska policja wykorzystuje specjalnie tresowane psy do wykrywania ukrytych dysków twardych, kart pamięci i klipsów USB. Te tak zwane "porn dogs" są używane przede wszystkim podczas poszukiwania nośników z dziecięcą pornografią, poinformował Jon Dumas z organizacji Montgomery County Crime Stoppers. Organizacja ta przeznaczyła 17 000 USD na zainicjowanie programu szkolenia psów do poszukiwania nośników danych. Psy szkoli się tak, by reagowały na specyficzny klej wykorzystywany w HDD, USB i kartach SD. Zwierzęta rzeczywiście są skuteczne. Znaleźliśmy nośniki schowane w sejfie pod podłogą domu. Bardzo dobrze je ukryli, mówi jeden z policjantów. Z pracy psów zadowolony jest też miejscowy prokurator. Opowiadał, jak policjanci przeszukali dom podejrzanego i niczego nie znaleźli. Na drugie przeszukanie wzięli psa, który błyskawicznie namierzył poszukiwane nośniki. Na razie na terenie USA pracują pojedyncze "porn dogs". « powrót do artykułu
  16. Samsung, Micron i SK Hynix rozpoczną w przyszłym roku produkcję układów DRAM w procesie 18 nanometrów. Samsung już zakończył prace nad procesem 1X-nano D-RAM i obecnie weryfikuje możliwości masowej produkcji w tej technologii. Koreańczycy rozpoczną masową produkcję jeszcze w I kwartale przyszłego roku. Z kolei SK Hynix będzie zwiększał produkcję 20-nanometrowych układów DRAM i kończy prace nad technologią 1X-nano. Firma ma nadzieję, że będzie gotowa w pierwszej połowie przyszłego roku, a proces 18 nanometrów zostanie wdrożony przed końcem 2016 roku. Podobne plany ma Micron, który również ma nadzieję na rozpoczęcie w przyszłym roku produkcji w technologii 18 nanometrów. Eksperci uważają jednak, że proces wykorzystywany przez Microna jest o 1 lub 2 generacje mniej rozwinięty od rozwiązań Samsunga i Hyniksa. Ocenia się, że rozmiar płytki w 20-nanometrowych kościach DRAM Microna jest większy od płytki w 20-nanometrowych układach konkurencyjnych firm. Odpowiada on raczej wielkości 25-nanometrowych DRAM Samsunga. « powrót do artykułu
  17. Po usunięciu zapór ekosystem rzeczny odradza się znacznie szybciej, niż sądzono. Takie wnioski płyną z badań profesora Christophera Tonra z Uniwersytetu Stanowego Ohio. Uczony bada, jak grodzenie rzek zaporami wpływa na gatunki uzależnione od migracji łososia i co się dzieje, gdy tamy zostają usunięte. Jestem niezwykle podekscytowany faktem, że wykazałem, iż ochrona przyrody przynosi tak dobre efekty. Nie zawsze tak się dzieje. Jednak w przypadku badanych przeze mnie rzek ich ekosystem może w pełni odrodzić się jeszcze za naszego życia - mówi uczony. Naukowiec obserwował opróżnione zbiorniki wodne, pozostałości po zaporach, które początkowo wyglądały jak powierzchnia Księżyca, ale bardzo szybko wracało tam życie, pojawiały się ekosystemy, które zniszczyliśmy nawet przed 100 laty. To było niewiarygodne - mówi Tonra. Uczony i jego zespół skupiali się na badaniu pluszcza meksykańskiego. Ten nieduży ptak w niezwykły sposób zdobywa pożywienie. Ma on przezroczystą trzecią powiekę, która chroni oczy i pozwala mu widzieć pod wodą. Zwierzę nurkuje i wędruje po dnie w poszukiwaniu pożywienia. Zwykle poluje na larwy owadów, żywi się też niewielkimi rybami, w tym młodymi łososiami. Te ptaki żyją dokładnie na styku ekosystemu wodnego i ziemnego - mówi Tonra. Wraz z kolegami spędził on cztery lata w Olympic National Park i na okolicznych terenach. Na terenie parku znajduje się rzeka Elwha, która była świadkiem największego w historii usunięcia tam. Zapory zaczęto usuwać w 2011 roku, a prace ukończono w roku 2014. Od tamtej pory łososie po raz pierwszy od 100 lat mogą przedostać się w górę rzeki. Łososie wędrując w górę rzek i kończąc w nich życie, przynoszą z oceanów azot i węgiel, który wcześniej zaniosły tam rzeki. Ze wspomnianych pierwiastków korzystają i rośliny i zwierzęta, czy to jedząc łososie, czy to dzięki temu, że rozkładające się szczątki ryb uwalniają pierwiastki do wody i gleby. One nawożą rzekę, substancje odżywcze wędrują w górę łańcucha pokarmowego - mówi Tonra. Korzystają z nich też pluszcze żywiące się larwami. Podczas jednego z badań naukowcy wykazali, że pluszcze, które miały dostęp do łososi były w lepszej kondycji fizycznej i z większym prawdopodobieństwem próbowały wielokrotnego składania jaj w sezonie. Samice urodzone z takich ptaków były większe i z większym prawdopodobieństwem pozostawały przez cały rok na terytorium gniazdowania. Naukowcy badali cztery cieki wodne, z których trzy były zablokowane przez tamy. Porównywali wielkość zwierząt, badali ich krew pod kątem obecności węgla i azotu, co wskazuje za odsetek składników odżywczych pochodzących z morza. Obserwowali jak ptaki gniazdują, jak się rozmnażają, badali pokarm, jaki przynosiły młodym. Uczeni dowiedli, że ptaki z dostępem do łososi częściej spożywały składniki odżywcze pochodzące z mórz i z 20-krotnie większym prawdopodobieństwem próbowały wielokrotnie wychowywać młode w jednym sezonie. Z 13-krotnie większym prawdopodobieństwem pozostawały przez cały rok na obszarze, gdzie wychowywały młode, a prawdopodobieństwo przeżycia roku przez dorosłe osobniki było o 11% wyższe niż tam, gdzie ptaki nie miały dostępu do łososi. Samice z dostępem do łososi były cięższe, co sugeruje lepszą kondycję fizyczną. Ptaki bez dostępu do łososi i przynoszonych przezeń składników odżywczych wyglądały gorzej, miały gorszą kondycję i nie starały się tak bardzo o potomstwo. Różnice było widać nawet na tej samej rzece, wśród populacji po obu stronach tamy. Na takich rzekach mieliśmy do czynienia z dwiema populacjami - mówi Tonra. Uczony zauważa też, że gdy usunięto zapory, populacje pluszcza, które nie miały dotychczas kontaktu z łososiami, bardzo szybko zaczęły poprawiać swoją kondycję, a w ich organizmach występowało więcej składników odżywczych. « powrót do artykułu
  18. Wieszane przez Amerykanów światełka choinkowe zużywają w czasie Świąt więcej prądu niż niektóre kraje przez cały rok. W telewizji często widzimy, jak bogato mieszkańcy USA ozdabiają światełkami swoje posiadłości. Jednak ten zwyczaj ma swoją cenę. Na samo świąteczne oświetlenie Amerykanie zużywają więcej energii niż mieszkańcy Etiopii czy Salwadoru przez cały rok. Jak dowiadujemy się z bloga Center for Global Development każdego roku światła umieszczane na domach i drzewach w USA zużywają 6,63 miliardy kilowatogodzin elektryczności. To więcej niż roczne zużycie energii w Salwadorze (5,35 miliarda KWh), Etiopii (5,30 KWh) czy Tanzanii (4,81 KWh). Wspomniane już 6,63 miliarda KWh to zaledwie 0,2 rocznej amerykańskiej konsumpcji energii. « powrót do artykułu
  19. Temperaturowa determinacja płci (TDP) występuje u większości żółwi, części jaszczurek oraz wszystkich krokodyli i hatterii. U aligatorów amerykańskich (Alligator mississippiensis) w temperaturze 33ºC z jaj wykluwają się głównie samce, a 30ºC przede wszystkim samice. Ostatnio amerykańsko-japoński zespół ustalił, że z TDP u A. mississippiensis wiąże się temperaturozależny kanał jonowy TRPV4. Prof. Taisen Iguchi i Makoto Tominaga z Instytutu Nauk Biointegracyjnych w Okazace, doktorant Ryohei Yatsu z SOKENDAI oraz prof. Satomi Kohno z Uniwersytetu Medycznego Karoliny Południowej odkryli, że receptor waniloidowy TRPV4 występuje w gonadach zarodków aligatora. TRPV4 aligatorów reaguje na temperatury bliskie trzydziestu kilku stopni i może aktywować szlaki komórkowe za pośrednictwem napływu jonów wapnia. Naukowcy zademonstrowali także, że farmakologiczna inhibicja TRPV4 w jaju oddziałuje na geny ważne dla rozwoju samców, np. na gen kodujący hormon antymüllerowski lub czynnik transkrypcyjny SOX9. Wskutek tego w temperaturach "samczych" zachodzi częściowa feminizacja. To pierwszy raport na temat biocząsteczki związanej z mechanizmem temperaturowej determinacji płci. Nadal mamy dużo do zbadania [...]. Interesuje nas [na przykład], jak uzyskane rezultaty mają się do różnorodności i ewolucji innych gatunków z TDP - podkreśla Yatsu. « powrót do artykułu
  20. Grupa astronomów twierdzi, że Ziemia jest bardziej narażona na zderzenie z dużym kosmicznym obiektem niż się powszechnie sądzi. Większość badań i obserwacji dotyczących zagrożenia dla Ziemi skupia się na planetoidach bliskich Ziemi oraz pasie asteroid pomiędzy Marsem a Jowiszem. Tymczasem, jak twierdzą naukowcy, powinniśmy się też skupić na centaurach. To odkrywane od kilkudziesięciu lat małe obiekty poruszające się pomiędzy Jowiszem a Neptunem. Są czymś pośrednim pomiędzy kometami a planetoidami. Centaury mają przeważnie kilkadziesiąt kilometrów średnicy, a ich orbity znajdują się daleko od Ziemi, jednak przebiegają one w pobliżu wielkich planet, a skądinąd wiadomo, że oddziaływanie tych planet może kierować komety w stronę Ziemi. Skierowane w stronę Ziemi centaury rozpadałyby się w miarę zbliżania się do Słońca. Dezintegracja tak wielkiego obiektu mogłaby spowodować trwające 100 000 lat bombardowanie, czytamy na łamach Astronomy and Geophysics. Współautor badań, Bill Napier z University of Buckingham zauważa, że w ciągu ostatnich 30 lat włożono sporo wysiłku w śledzenie obiektów bliskich Ziemi i ocenę ryzyka zderzenia. Jednak skupiając się tylko na takich obiektach niewłaściwie oceniamy ryzyko. Nasze badania sugerują, że musimy spojrzeć poza nasze najbliższe sąsiedztwo, poza orbitę Jowisza i przyglądać się centaurom. Jeśli mamy rację, to mogą one stanowić duże niebezpieczeństwo i najwyższy czas, by lepiej je zrozumieć - mówi Napier. Spotkanie z centaurem może spowodować, że w atmosferze znajdzie się tyle pyłu i dymu, ile przyjmuje się w symulacjach zimy nuklearnej, stwierdzają autorzy badań. Z danych, które obecnie posiada ludzkość, wynika, że w ciągu najbliższych dziesięcioleci nie grozi nam zderzenie z żadnym dużym obiektem. « powrót do artykułu
  21. Wirus zapalenia wątroby typu C (HCV) wydaje się wiązać z podwyższeniem ryzyka choroby Parkinsona. W rozwoju parkinsona rolę odgrywa wiele czynników, w tym czynniki środowiskowe. Ogólnonarodowe badanie, w którym wykorzystano bazę danych z Tajwanu (National Health Insurance Research Database), sugeruje, że zapalenie wątroby wywołane przez HCV może zwiększać ryzyko tej choroby neurodegeneracyjnej. Potrzeba kolejnych badań nad tą korelacją - uważa dr Chia-Hung Kao z Chińskiego Uniwersytetu Medycznego w Taizhong. W czasie przeprowadzania tajwańskiego studium najczęstszym źródłem HCV były transfuzje. Warto przypomnieć, że w USA od 1992 r. całą oddaną krew bada się pod kątem ewentualnego zakażenia. Tajwańskie badanie objęło 49.967 osób z zapaleniem wątroby i 199.868 zdrowych ludzi. Chorych z zapaleniem wątroby podzielono na 3 grupy: zakażonych HBV (71%), zakażonych HCV (21%) i zakażonych oboma wirusami (8%). Losy badanych śledzono średnio przez 12 lat, by ocenić, u kogo rozwinęła się choroba Parkinsona. Zapadło na nią 270 osób z zapaleniem wątroby, w tym 120 chorych z zapaleniem wątroby typu C. W grupie zdrowych parkinsonizm zdiagnozowano u 1060 ludzi. Biorąc poprawkę wiek, płeć, cukrzycę i marskość wątroby, naukowcy zauważyli, że chorzy z HCV zapadali na parkinsona niemal 30% częściej niż osoby z grupy kontrolnej. Osoby z HBV, a także HBV i HCV zapadały na tę chorobę tak samo często jako przedstawiciele grupy kontrolnej. « powrót do artykułu
  22. Każdy, kto próbował korzystać z GPS-a wie, że w pewnych miejscach - jak wnętrza budynków czy ulica pomiędzy drapaczami chmur - sygnał jest niedostępny. istnieje kilka pomysłów na rozwiązanie tego problemu, a najbardziej obiecującym jest australijski system Locata. GPS działa dzięki satelitom i pomiarowi czasu, jaki upływa pomiędzy wysłaniem sygnału z satelity do odbiornika na Ziemi. Trzy satelity wystarczą, by określić nasze położenie w przestrzeni dwuwymiarowej, czwarty satelita określa je w przestrzeni 3D. Na pokładach satelitów znajdują się po cztery zegary atomowe, które dwa razy na dobę są synchronizowane z głównym zegarem w US Naval Observatory. Jednak te zaawansowane technologie stają się bezużyteczne, jeśli sygnał satelitów nie dociera do odbiornika, bo coś go przesłania. Locata rozwiązuje ten problem dzięki niezależnej sieci naziemnych przekaźników, które synchronizują się z GPS. W ubiegłym roku US Naval Observatory przeprowadziło test australijskiego systemu i okazało się, że sygnał w przekaźnikach Locaty synchronizuje się w ciągu 200 bilionowych części sekundy, czyli 50-krotnie szybciej niż GPS. Jest też na tyle silny, by przejść przez ściany. System jest na tyle doskonały, że australijska firma podpisała już odpowiednie umowy z amerykańskimi siłami zbrojnymi, które intensywnie go testują. US Air Force wykorzystuje Locatę do monitorowania ruchu samolotów nad White Sands Missile Range w Nowym Meksyku. Nad poligonem tym od dawna trwają bowiem testy warunków wojennych sygnał GPS jest celowo tłumiony. Z Locaty korzysta też NASA, która w Langley Research Center testuje bezpieczeństwo samolotów bezzałogowych. Australijski system jest wykorzystywany również przez amerykański Insurance Institute for Highway Safety podczas testów autonomicznych samochodów. Niewykluczone, że w przyszłości Locata zostanie zintegrowana z wieżami przekaźnikowymi telefonii komórkowej, a jej odbiorniki staną się na tyle małe, by można je umieścić w smartfonach. Na razie jednak system jest testowany przez różne instytucje, a na rynek konsumencki trafi nie wcześniej niż za 10 lat. Gdy to się stanie, będziemy mogli określać swoje położenie z dokładnością do kilku centymetrów. « powrót do artykułu
  23. Naukowcy z Harvardzkiej Szkoły Zdrowia Publicznego opracowali przeciwciała, które u otyłych myszy poprawiają glikemię i zmniejszają stłuszczenie wątroby, obierając na cel hormon tkanki tłuszczowej aP2 (zwany również FABP4). To badanie ma dwojakie znaczenie. Po pierwsze, demonstruje znaczenie aP2 jako hormonu krytycznego w nieprawidłowym metabolizmie glukozy. Po drugie, pokazuje, że aP2 można skutecznie obierać na cel, by leczyć cukrzycę i ewentualnie choroby immunometaboliczne - podkreśla prof. Gökhan S. Hotamisligil. Ostatnio stało się jasne, że tkanka tłuszczowa odgrywa aktywną rolę w chorobie metabolicznej, uwalniając hormony, które działają np. na wątrobę, mięśnie i mózg. Laboratorium Hotamisligila wykazało, że kluczowym hormonem, który pośredniczy w komunikacji tkanki tłuszczowej i wątroby, jest aP2. Ponieważ u ludzi z otyłością, cukrzycą i miażdżycą poziom aP2 jest znacząco podwyższony, a mutacje zmniejszające stężenie tego hormonu skutkują znacznym spadkiem ryzyka cukrzycy, dyslipidemii i choroby serca, strategie wymierzone w modyfikację działania tego hormonu wydają się obiecującymi metodami walki z wieloma chorobami cywilizacyjnymi. W ramach najnowszego badania zespół M. Furkana Buraka opracował przeciwciała monoklonalne obierające na cel właśnie aP2. Okazało się, że jedno z nich skutecznie poprawiało regulację glukozy w dwóch modelach otyłości. Dodatkowo zaobserwowano spadki otłuszczenia wątroby. Na razie badania znajdują się w fazie przedklinicznej i przed ewentualnym zastosowaniem u ludzi przeciwciała muszą przejść intensywne testy bezpieczeństwa i skuteczności. « powrót do artykułu
  24. NASA odwołała przyszłoroczną misję Mars InSight. Przyczyną podjęcia takiej decyzji jest awaria jednego z podstawowych instrumentów naukowych. W ramach misji InSight (Interior Exploration using Seismic Investigations Geodesy and Heat Transport) miało być zbadane wnętrze Marsa, a specjaliści mieli nadzieję na poznanie dzięki temu ewolucji planet skalistych. Okienko startowe dla misji będzie otwarte pomiędzy 4 a 30 marca. Teraz wiadomo, że misja nie wystartuje. NASA nie podała nowej daty przewidywanego startu, ale biorąc pod uwagę orbity Ziemi i Marsa, najprawdopodobniej trzeba będzie poczekać aż 26 miesięcy do kolejnego okienka. Zdobycie informacji na temat wewnętrznej struktury Marsa to jeden z priorytetów naukowych od czasów misji Viking. Przesuwamy granice technologii kosmicznych, dzięki czemu rozwija się nauka. Jednak eksploracja kosmosu nie jest łatwym zadaniem i musimy stwierdzić, że nie jesteśmy gotowi, by rozpocząć misję w okienku startowym, które otworzy się w 2016 roku. W najbliższych miesiącach zdecydujemy co dalej. Jednak chcemy postawić sprawę jasno: NASA jest w pełni zdeterminowana, by prowadzić dalsze badania naukowe i eksplorację Marsa - oświadczył John Grunsfeld, szef wydziału odpowiedzialnego za misje naukowe NASA. Instrument, który zawiódł, to Seismic Experiment for Interior Structure (SEIS) dostarczony przez francuskie Narodowe Centrum Badań Kosmicznych (CNES). Urządzenie, które ma mierzyć przesunięcia gruntu nawet tak niewielkie jak średnica atomu korzysta z trzech czujników, które są zaplombowane w komorze próżniowej. Tylko w ten sposób są one w stanie przetrwać na Marsie. Już wcześniej okazało się, że komora nie jest szczelna. Dokonano jej naprawa i rozpoczęto testy. Niestety, przy temperaturze -45 stopni Celsjusza komora znowu zawiodła. Eksperci z NASA uznali, że pozostało zbyt mało czasu, by rozwiązać kolejny problem, przeprowadzić niezbędne testy i umieścić urządzenie w łaziku. Stąd też decyzja o zawieszeniu misji. Po raz pierwszy w dziejach powstał tak czuły instrument. Byliśmy bardzo blisko sukcesu, jednak wystąpiła anomalia, która wymaga kolejnych badań. Nasz zespół znajdzie rozwiązanie i naprawi problem, jednak nie zostanie on rozwiązany na tyle szybko, by misja mogła wystartować w przewidywanym czasie - mówi Marc Pircher, dyrektor Centrum Kosmicznego w Tuluzie. Łazik, który miał polecieć na Marsa, został zbudowany przez Lockheeda Martina i 16 grudnia trafił do Bazy Sił Lotniczych Vandenberg w Kalifornii. Teraz wróci do zakładów Lockheeda Martina i tam będzie oczekiwał na dalsze decyzje dotyczące misji. Przypomnijmy, że to nie pierwsza marsjańska misja, którą trzeba było przesunąć. W 2008 roku podjęliśmy trudną, ale słuszną decyzję o przesunięciu o dwa lata misji Mars Science Laboratory. Sukces misji i łazika Curiosity całkowicie przyćmił zawód, jakim było jej przesunięcie - mówi Jim Green, dyrektor Planetary Science Division. NASA prowadzi obecnie intensywne badania Marsa. Na powierzchni planety pracują łaziki Opportunity i Curiosity, wokół planety krążą Odyssey, Mars Reconnaissance Orbiter oraz MAVEN. Czerwoną Planetę badają też indyjska sonda Mangalyaan oraz Mars Express Europejskiej Agencji Kosmicznej. W 2020 roku NASA ma zamiar wysłać misję Mars 2020, weźmie też udział w prowadzonych przez Europejską Agencję Kosmiczną misjach ExoMars 2016 i 2018. « powrót do artykułu
  25. Populacji koziorożców pirenejskich (Capra pyrenaica) zagraża śmiertelna choroba. Naukowcy starają się pomóc, uciekając się do dronów i kamer termowizyjnych. Koziorożce ukrywają się między skałami i krzewinkami górnych partii Sierra de las Nieves, co z jednej strony chroni je przed kłusownikami, z drugiej jednak utrudnia pracę naukowcom, którzy próbują zarządzać kurczącą się populacją. Wspominana na początku choroba atakuje zarówno samce, jak i samice (u tych ostatnich zmniejsza płodność). Szef andaluzyjskiego programu Ricardo Salas de la Vega podkreśla znaczenie multidyscyplinarnego podejścia. Zespoły z uniwersytetu mogą uzupełnić naszą pracę, prowadząc badania krwi. Łatwo wtedy określić czas potrzebny na rekonwalescencję po początkowym leczeniu czy najlepszy rodzaj terapii. Ponieważ zarażanie kolejnych osobników zachodzi bardzo szybko, prof. Antonio Arenas Casas, specjalista od chorób zakaźnych z Uniwersytetu w Kordobie, uważa, że do infekcji zachodzi najczęściej przez bezpośredni kontakt. W niektórych przypadkach wektorami transmisji bywają jednak rośliny, pnie drzewek czy kamienie. Obecnie naukowców wspomagają operatorzy dronów. Saul Matthew z Airdronerc uważa, że dzięki napowietrznym kamerom skuteczniej identyfikuje się osobniki chore na świerzb. Gdy ogląda się świat z poziomu gruntu, widok mogą zasłaniać krzaki, skały i góry, dlatego trudno namierzyć właściwe zwierzęta. Ponieważ koziorożec trafiony strzałką z lekiem usypiającym może nadal uciekać przez ok. 10 min, wyposażony w obiektyw szerokokątny dron pomoże w jego śledzeniu. Operatorzy dronów porozumiewają się ze snajperami za pomocą walkie-talkie. Pierwszą widoczną oznaką zakażenia Sarcoptes scabiei jest biały strup na grzbiecie, jednak zastosowanie kamer termowizyjnych pozwala wykryć chorobę jeszcze przed pojawieniem się zmian skórnych. Na początku temperatura ciała koziorożca wzrasta, a że kamera to wychwytuje, możemy zacząć leczenie zwierzęcia, nim stanie się naprawdę chore - wyjaśnia Ricardo Salas de la Vega. Dysponując opisaną technologią, Hiszpanie zaczynają mieć nadzieję na ustabilizowanie populacji. Teraz nie ma już ryzyka, że znieczulone zwierzę zabłądzi, zostanie odseparowane od stada albo padnie ofiarą drapieżników. Innowacją zastosowaną przez zespół jest wykorzystanie dwóch dronów naraz, by doprowadzić koziorożce do częściowo ogrodzonego obszaru, gdzie podkłada się pokarm z anestetykiem. Wg naukowców, pilotażowy schemat można w przyszłości zastosować do innych zagrożonych gatunków, np. rysi. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...