Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Za pomocą obrazowania w wysokiej rozdzielczości w czasie rzeczywistym naukowcy ustalili, jak działa tzw. mikrośrodowisko metastazji guza (ang. tumor microenvironment of metastasis, TMEM), czyli brama w ścianie naczynia krwionośnego, która pozwala komórkom raka piersi przemieścić się z guza do innych części organizmu. W zeszłym roku zespół z Albert Einstein Cancer Center i Montefiore Einstein Center for Cancer Care (MECCC) wykazał, że rak piersi tworzy przerzuty, gdy w bezpośredni kontakt wejdą ze sobą i utworzą stabilny kompleks 3 rodzaje komórek: 1) komórka śródbłonka, 2) makrofag okołonaczyniowy i 3) komórka guza, która wytwarza wysokie stężenia Mena, białka zwiększającego zdolność nowotworu do przerzutowania. Kompleks ten nazwano TMEM. Od jakiegoś czasu wiedziano, że naczynia w guzie są anormalnie przepuszczalne. Nie było jednak jasne, co reguluję tę przepuszczalność. W oparciu o nasze ostatnie badania obrazowe możemy powiedzieć, że odpowiadają za to makrofagi TMEM - opowiada dr Allison Harney. Amerykanie wykazali, że makrofagi TMEM uwalniają czynnik wzrostu środbłonka naczyniowego (ang. vascular endothelial growth factor, VEGF), który miejscowo zwiększa przepuszczalność naczynia. Zjawisko ma charakter przejściowy, ale zapewnia wystarczająco dużo czasu, by komórki rakowe dostały się z guza pierwotnego do krwiobiegu. Naukowcy jako pierwsi zaobserwowali, że przejściowy wzrost przenikalności naczynia oraz wejście komórki guza do krwiobiegu zachodzą jednocześnie i wyłącznie w obrębie TMEM. Zespół posłużył się dwufotonową mikroskopią przyżyciową o wysokiej rozdzielczości. Badano mysi model raka sutka oraz gryzonie z przeszczepioną ludzką tkanką nowotworową. Odkrycie unikatowych wrót umożliwiających komórkom guza dostanie się do krwiobiegu stwarza szanse na opracowanie nowych leków zapobiegających przerzutom - podsumowuje prof. John Condeelis. « powrót do artykułu
  2. Marcus Perlman uważa, że opinia, jakoby małpy nie były zdolne do nauki wokalizacji i nie kontrolowały oddechu w sposób umożliwiający mówienie, jest błędna. Swoją opinie opiera na obserwacji gorylicy Koko, która od ponad 40 lat żyje wśród ludzi. W 2010 roku Perlman rozpoczął pracę w The Gorilla Foundation, w której żyje Koko. Chciałem tam badać sposób, w jaki Koko uczy się języka migowego. Jednak gdy obejrzałem materiały wideo z jej udziałem, zdałem sobie sprawę, że wykazuje ona zadziwiające zachowania wokalne, mówi uczony. Gorylica potrafi coś, co obecna nauka uważa za niemożliwe. W latach 30. i 40. ubiegłego wieku różne małżeństwa psychologów próbowały wychowywać szympansy na ludzki sposób i próbowały nauczyć je mówić. Eksperymenty te zakończyły się całkowitymi porażkami i od tamtego czasu nauka uważa, że małpy nie są w stanie świadomie kontrolować ani wokalizacji, ani oddechu, informuje Perlman. Co więcej, uznaje się, że repertuar dźwięków, jakie może wydawać każdy z gatunków małp, jest zamknięty i zwierzęta nie są w stanie nauczyć wydawania nowych dźwięków czy innych czynności związanych z kontrolą oddechu. Taka teoria jest zgodna z obowiązującymi teoriami ewolucji języka, stwierdzającymi, że wśród naczelnych tylko ludzie są zdolni do mówienia. Przyjmuje się zatem, że małpy nie są w stanie wytworzyć niczego, co chociażby przypominałoby język mówiony. Stąd wniosek, że mowa pojawiła się w toku ewolucji już po oddzieleniu się ludzi od szympansów - dodaje Perlman. W lipcowym numerze Animal Cognition Perlman oraz Nathaniel Clark z University of California, Santa Cruz informują, że Koko świadomie wydaje dziewięć różnych dźwięków, które wymagają kontroli wokalizacji i oddychania. Dźwięki te nie wchodzą w skład typowego repertuaru goryli, są wyuczone. Nie wydaje wyraźnych, powtarzalnych dźwięków jak my, gdy mówimy. Ale jest w stanie na tyle kontrolować krtań, że kontroluje wydawanie dźwięków - mówią uczeni. Zwierzę potrafi też kaszleć na komendę. Ludziom nie sprawia to problemu, jednak zwierzę musi wówczas celowo zamknąć krtań. Często podczas wydawania tych dźwięków wygląda to tak, jakby bawiła się własnym głosem. Prawdopodobnie nie jest ona utalentowana bardziej niż inne goryle. Różnicę czyni tutaj otoczenie. W dzikich populacjach nie spotyka się takich zachowań - podkreśla Perlman. Koko potrafi np. dmuchać w dłoń gdy chce dostać przysmak, wydmuchać nos w chusteczkę, dmuchać w instrumenty dęte, nachuchać na okulary przed wytarciem ich kawałkiem materiału czy udawać, że rozmawia przez telefon. Najnowsze odkrycie sugeruje, że mowa zaczęła ewoluować nie później niż w czasie, gdy żył ostatni wspólny przodek ludzi i goryli. Koko dowodzi, że w odpowiednim środowisku małpy mogą rozwinąć pewien stopień kontroli nad swoim aparatem wokalnym. Kontrola ta nie jest tak precyzyjna jak u ludzi, ale z pewnością jest to kontrola, stwierdza uczony. « powrót do artykułu
  3. Duże studium, w ramach którego analizowano dane z Quebecu z 20 lat, wykazało, że cukrzyca ciążowa (ang. Gestational Diabetes Mellitus, GDM) sygnalizuje przyszłe ryzyko rozwoju cukrzycy typu 2. nie tylko u matki, ale i ojca. Warto przypomnieć, że kobiety z ciążą powikłaną cukrzycą są 7-krotnie bardziej zagrożone rozwojem cukrzycy w latach następnych. Zaobserwowaliśmy, że częstość występowania cukrzycy wśród mężczyzn, których partnerka miała cukrzycę ciężarnych, była o 33% wyższa niż u mężczyzn, których partnerki jej nie miały. To pierwsze studium demonstrujące związek między cukrzycą ciążową matek i występowaniem cukrzycy typu 2. u ojców - podkreśla dr Kaberi Dasgupta z Centrum Zdrowia McGill University. W studium przeprowadzonym w zeszłym roku zespół dr Dasgupty wykazał, że cukrzyca małżonka/małżonki stanowi czynnik ryzyka cukrzycy. Mając to na uwadze, Kanadyjczycy zaczęli się zastanawiać, czy cukrzyca ciążowa kobiety nie sygnalizuje możliwej cukrzycy u ojców. Biorąc pod uwagę fakt, że ciąża przypada na wczesną/średnią dorosłość, gdyby przypuszczenia się potwierdziły, dawałoby to dużo czasu na zapobieganie (zmianę stylu życia). Naukowcy wylosowali pojedyncze żywe urodzenia z lat 1990-2007 z diagnozą cukrzycy ciążowej u matki. Grupę kontrolną utworzono z dopasowanych pod względem różnych cech kobiet, które nie miały cukrzycy ciążowej. Później zidentyfikowano ojców, u których cukrzycę typu 2. stwierdzono od czasu wypisania kobiety po porodzie do domu do ich wyjazdu z Quebecku, śmierci lub końca studium (31 marca 2012 r.). Ogólnie analizowano przypadki 70.890 ojców (połowa miała partnerki z cukrzycą ciążową). W średnim okresie 13 lat częstość występowania cukrzycy typu 2. wynosiła 4,01 na 1000 osobolat w grupie ojców z partnerkami z cukrzycą ciążową i 3,03 na 1000 osobolat wśród mężczyzn z partnerkami bez cukrzycy ciążowej. Przekładało się to na 1838 ojców-diabetyków z partnerkami z GDM i 1397 ojców-diabetyków z partnerkami bez GDM. Nasze analizy sugerują, że częściowo pary dzielą ryzyko z powodu wspólnych środowisk społecznych i kulturowych, co może się przyczyniać do [określonych] zachowań i postaw zdrowotnych. Wyniki te stanowią poparcie dla naszego wcześniejszego studium dot. dzielonego ryzyka cukrzycowego małżonków, a wcześniejsze badania wskazywały, że w gospodarstwie domowym zwyczaje związane z mniej zdrowym odżywianiem i niską aktywnością fizyczną są niejednokrotnie wspólne. « powrót do artykułu
  4. Kobiece mózgi silniej reagują na romantyczne wskazówki przy pełnym żołądku. W ramach małego pilotażowego studium naukowcy z Drexel University porównywali obwody mózgowe w stanie głodu i sytości. Badali kobiety, które były kiedyś na diecie i takie, które nigdy się nie odchudzały. Odkryliśmy, że u młodych kobiet, zarówno tych, które się odchudzały, jak i tych, które nigdy tego nie robiły, aktywacja w powiązanych z nagrodą rejonach mózgu była większa po jedzeniu niż na czczo - opowiada dr Alice Ely. Jak dodaje Amerykanka, wcześniejsze badania pokazywały raczej coś przeciwnego, że ludzie są wrażliwsi na nagradzające bodźce, gdy są głodni. W tym przypadku silniej reagowały [jednak] najedzone badane. Dane sugerują, że jedzenie może przygotowywać lub uwrażliwiać młode kobiety na nagrody inne niż jedzenie. Stanowią także poparcie dla badań wspominających o wspólnych obwodach neuronalnych dla jedzenia i seksu. Najnowsze studium to kontynuacja wcześniejszego badania, którego wyniki ukazały się w piśmie Obesity w 2014 r. Ely i inni sprawdzali, czy reakcja nagrodowa na jedzenie różni się znacząco u kobiet zagrożonych otyłością, czyli takich, które w przeszłości się odchudzały i pań, które nigdy tego nie robiły. Wszystkie uczestniczki studium były młode i miały prawidłową wagę. Naukowcy stwierdzili wtedy, że mózgi najedzonych badanych z historią odchudzania reagowały o wiele silniej na pozytywne bodźce pokarmowe niż mózgi osób, które nigdy nie były na diecie albo właśnie się odchudzały. W porównaniu do 2 pozostałych grup, w stanie sytości ośrodki nagrody byłych odchudzających się reagowały silniej na wskazówki w postaci bardzo apetycznych potraw (reakcję porównywano do bodźców neutralnych i umiarkowanie apetycznych). Do pierwszej kategorii należało np. ciasto czekoladowe, a do drugiej np. marchewka. Ely wyjaśnia, że byłe odchudzające, które jak wykazały badania podłużne, są bardziej zagrożone przyrostem wagi, mogą być predysponowane przez obwody nagrody, by pragnąć jedzenia bardziej niż ludzie, którzy nigdy się nie odchudzali. W oparciu o uzyskane rok temu wyniki dywagowaliśmy, że po jedzeniu ci, którzy się kiedyś odchudzali, są inaczej wrażliwi na nagrodę jako taką. Przetestowaliśmy więc tę hipotezę, porównując aktywację mózgu tej samej grupy na romantyczne i neutralne zdjęcia w stanie głodu i sytości. Uczestniczkom wykonywano funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI). Okazało się, że o ile ośrodki nagrody obu grup (kobiet z i bez historii odchudzania) reagowały silniej na bodźce romantyczne po jedzeniu, o tyle u byłych odchudzających się aktywacja rozciągała się także na regiony powiązane z postrzeganiem i zachowaniem ukierunkowanym na cel. W porównaniu do nieodchudzających się koleżanek, u eks-odchudzających się wskazówki romantyczne wywoływały na czczo silniejszą reakcję górnego zakrętu czołowego, a po jedzeniu środkowego zakrętu czołowego. Ten wzorzec reakcji przypominał odpowiedź na bardzo apetyczne bodźce pokarmowe i potwierdza wyniki wcześniejszych badań, które wskazywały na nakładanie się mózgowych obwodów dla seksu, narkotyków i jedzenia - podsumowuje Ely. « powrót do artykułu
  5. Pojawiła się nadzieja na opracowanie skutecznej szczepionki przeciwko szczególnie niebezpiecznemu dla niemowląt wirusowi RSV. To główny patogen odpowiedzialny za infekcje dróg oddechowych u dzieci i niemowląt. Poszukiwania szczepionki przeciwko RSV trwają od 50 lat. Teraz naukowcy z Oxford University poinformowali o udanym zakończeniu pierwszej fazy badań klinicznych. Każdego roku RSV zabija około 200 000 ludzi na całym świecie. Aż 66% dzieci zaraża się nim przed pierwszym rokiem życia, wybuchają lokalne epidemie, a w najbiedniejszych krajach świata RSV jest drugim, po malarii, największym zabójcą dzieci, które nie ukończyły 12. miesiąca życia. Profesor Andrew Pollar, stojący na czele Oxford Vaccine Group, która prowadziła testy kliniczne, mówi: z powodu RSV do oddziałów pierwszej pomocy trafia bardzo dużo ludzi, szczególnie dzieci. Obecnie nie jesteśmy w stanie zapobiegać zakażeniom, a to oznacza, że opracowanie szczepionki jest priorytetem. Z kolei doktor Christopher Green, główny lekarz testów klinicznych informuje, że wyniki testów to pozytywny sygnał, że można zapobiegać RSV. Sukces zawdzięczamy wieloletniej pracy naukowców z Oxford University i producentów szczepionek. W ramach szczepień podaje się dwa elementy leku. Pierwszy wywołuje reakcję układu odpornościowego na obecność RSV (priming), drugi pomaga mu zwalczyć infekcję. Szczepionka została wyprodukowana z innych wirusów, do których wprowadzono białka charakterystyczne dla RSV. Nośnikami białek są szympansi adenowirus PanAd3, którego nigdy wcześniej nie używano na ludziach, oraz pokswirus MVA (Modified Vaccinia Ankara). Podobne szympansie adenowirusy oraz MVA były testowane jako wektory innych szczepionek, w tym nowych szczepionek na Ebolę, i wiadomo, że są bezpieczne. W pierwszym etapie badań klinicznych sprawdzano, czy szczepionka na RSV jest bezpieczna i czy wywołuje odpowiedź układu odpornościowego. Testy przeprowadzono na 42 dorosłych zdrowych ochotnikach. Otrzymali oni oba składniki szczepionki w różnych odstępach czasu. Pierwszy element, uwrażliwiający na RSV, był podawany albo w formie zastrzyku albo spreju do nosa. Drugi element, wspomagający walkę z RSV, podano w formie zastrzyku. Oba składniki szczepionki okazały się bezpieczne i oba wywołały odpowiedź układu immunologicznego. Jestem zadowolony z uzyskanych wyników, ale musimy pamiętać, że to dopiero pierwszy etap badań. Chcemy wykorzystywać tę szczepionkę na dzieciach i osobach starszych, więc w tym kierunku muszą iść prace nad jej rozwojem - mówi profesor Pollard. Pierwsze prace nad szczepionką nad RSV zostały przeprowadzone w latach 60. ubiegłego wieku. Testy kliniczne FI-RSV (formalin-inactivated RSV) dały opłakane skutki. Po podaniu szczepionki aż 80% uczestników badań trafiło do szpitala (dla porównania, zwykle z powodu RSV do szpitali trafia jedynie 5% niezaszczepionych dzieci). Dwie osoby zmarły. Wypadek ten spowodował, że naukowcy do dzisiaj niezwykle ostrożnie podchodzą do badań nad szczepionką przeciw RSV. « powrót do artykułu
  6. Cisco pracuje nad nowym opensource'owym kodekiem o nazwie Thor. Ma on być alternatywą dla niezwykle popularnego płatnego H.264 oraz zdobywającego coraz większą rzeszę użytkowników H.265. Kodek H.265 ma zapewniać dwukrotnie lepszą jakość obrazu, a jednocześnie będzie potrzebował dwukrotnie mniejszej przepustowości. Będzie on wykorzystywany w Ultra HD Blu-ray. Oba kodeki są płatne. H.264 jest licencjonowany prze MPEG-LA. Z kolei za H.265 trzeba płacić wielu firmom i organizacjom. Co więcej, H.265 jest - jak twierdzi Cisco - szesnastokrotnie droższy od H.264. Co gorsza, o ile istnieje odgórne ograniczenie wysokości opłat za H.264 to limitu takiego nie ma w przypadku H.265. Dlatego też Cisco zdecydowało się na opracowanie Thora. Firma ma nadzieję, że rozpowszechni się on w sieci i witryny będą miały dostęp do bezpłatnego kodeku wysokiej jakości. Firma wynajęła nawet dwóch ekspertów od kodeków i prawa patentowego, którzy mają dopilnować, by Thor nie naruszał niczyjej własności intelektualnej i by nie można było żądać opłat za technologie w nim wykorzystywane. Do ukończenia Thora jeszcze długa droga, ale Cisco już uruchomiło witrynę Thor Project, za pośrednictwem której można zgłosić swoją chęć współpracy przy tworzeniu kodeka. « powrót do artykułu
  7. Apple zdecydowało, że Windows 10 nie może zostać zainstalowany na komputerach starszych niż 3 lata. Wkrótce po udostępnieniu Windows 10 ukazała się nowa wersja Boot Campa, oprogramowania pozwalającego na wybór systemu operacyjnego, z którego chcemy korzystać. Dzięki niej możliwe jest uruchomienie najnowszego OS-u Microsoftu. Jest jednak i ograniczenie. Koncern z Cupertino zdecydował, że Windows 10 może być instalowany na maszynach MacBook Pro, Macbook Air, iMac, Mac Pro i Mac mini wyprodukowanych nie wcześniej niż w 2012 roku. Na starszych komputerach nie będzie możliwe ani zainstalowanie Windows 10, ani jego aktualizacja z Windows 7 i Windows 8.1. Co więcej, Apple zdecydowało też, że w przypadku komputerów Mac Prok wyposażonych w procesory Xeon można zainstalować Windows 10 tylko wówczas, gdy maszyna została wyprodukowana nie wcześniej niż pod koniec 2013 roku. Oznacza to na przykład, że posiadacz Maka Pro z 2012 roku wyposażonego w czterordzeniowy Xeon, 6 gigabajtów pamięci RAM i kartę graficzną ATI Radeon HD5770 nie może zainstalować najnowszego OS-u Microsoft. Decyzja Apple'a może budzić zdziwienie, gdyż Windows 10 dobrze sprawuje się na starszym sprzęcie, nie mówiąc już o maszynach z tak dużej wydajności jak te z Xeonami. Apple nie wyjaśnia swojej decyzji, ale przyczyną takiego stanu rzeczy może być np. fakt, że układ Intel HD 3000 obecny w niektórych komputerach Apple'a nie jest oficjalnie wspierany przez Windows 10. Niewykluczone jednak, że Apple dopiero opracowuje swoją listę komputerów, na których można uruchomić Windows 10, trwają odpowiednie testy, przygotowywane są sterowniki i poprawki, więc w najbliższym czasie lista ta będzie poszerzana. « powrót do artykułu
  8. St. John's College, jeden z collage'ów Cambridge University, udostępnił dokumentację dotyczącą XVIII-wiecznego handlu niewolnikami. Możemy dowiedzieć się z niej m.in. jakie ceny osiągali poszczególni niewolnicy. Na kolekcję składa się dokumentacja Williama Philipa Perrina, XVIII-wiecznego właściciela ziemskiego, który posiadał plantację trzciny cukrowej w pobliżu Kingston na Jamajce. Perrin i jego partnerzy biznesowi omawiają w niej warunki transportu niewolników z Zachodnich Indii. St. John's College zawiera duże zbiory dokumentacji dotyczącej ruchu abolicyjnego. To właśnie tę uczelnię ukończyli William Wilberforce i Thomas Clarkson, jedni z czołowych brytyjskich abolicjonistów, którzy w 1807 roku doprowadzili do uchwalenia przez brytyjski parlament Slave Trade Act, zakazującej handlu niewolnikami na terenie Imperium Brytyjskiego. W 1833 roku uchwalono Slavery Abolition Act znoszący niewolnictwo w Imperium. Teraz uczelnia nabyła szczegółowe zapiski handlowe związane z obrotem niewolnikami. Wśród udostępnionych dokuementów znajdziemy np. list z 1797 roku, w którym wymienione są imiona, wiek oraz cena za każdego niewolnika, jaki ma zostać dostarczony na plantację Perrina. Dokument został zatytułowany lista Murzynów pana Johna Broomfielda zawierająca ich wiek i wartość. Spis zawiera imiona 35 mężczyzn, 19 kobiet oraz imiona dzieci, z których najmłodsze miało 14 lat. Spisy prowadzono bardzo szczegółowo. Widzimy tam takie pozycje jak Dick, 25 lat, dobry Murzyn do prac polowych, 140 funtów czy Castile, lat 45, kucharka i sprzątaczka, 60 funtów. W sumie wartość 54 kobiety i mężczyzn sprzedano za 5100 funtów, co w przeliczeniu na dzisiejszą walutę daje około 500 000 funtów. Wspomniane dokumenty zostały kupione przez college od Derby County Record Office. Jak mówi Kathryn McKee, odpowiedzialna w St. John College za zbiory specjalne, dokumenty te to bezpośredni dowód handlu niewolnikami na plantacjach brytyjskich. Dla nas to interesujące świadectwo, jednak dla stron transakcji było to codzienna działalność biznesowa. Rutynowa część XVIII-wiecznej ekonomii, w której wielki biznes czerpał znaczące korzyści z dóbr produkowanych przez niewolników, a jego klienci cieszyli się niską ceną. Ludzie tacy jak Clarkson, Wilberforce i inni abolicjoniści walczyli z potężną grupą interesów. Dokumenty obejmują lata 1772-1797 czyli szczytowy okres transatlantyckiego handlu niewolnikami. Dzięki temu możemy poznać takie szczegóły, jak detale dotyczące transportu, spory o własność czy stawki celne. Z listu z 1796 roku dowiadujemy się, że zarządcy plantacji Perrina poszukują 60 sprawnych Murzynów, z w innym prowadzona jest dyskusja o zakupie tanich niewolników, co pozwoli obniżyć koszty plantacji o zakup bydła i zwiększyć sprzedaż cukru producentom rumu. Jeszcze w innym autor zapewnia, że niewolnicy są zadowoleni ze swojej sytuacji. Dochody z plantacji wynosiły 4500 funtów rocznie (około 400 000 współczesnych funtów). « powrót do artykułu
  9. Naukowcy zidentyfikowali mechanizm, dzięki któremu skurcze podczas porodu stają się coraz silniejsze. Wiadomo, że ważną rolę w stymulowaniu skurczów odgrywa oksytocyna. Dalszy przebieg zdarzeń jest jednak owiany tajemnicą, bo zgodnie z regułami biologicznymi, skurcze macicy powinny stawać się słabsze, a nie silniejsze, bo kurczący się mięsień zaciska naczynia krwionośne, zmniejszając dopływ krwi i tlenu. Testy laboratoryjne pokazały, że nawet gdy brakuje hormonu, oksytocyny, skurcze nie tylko nadal występują, ale i stają się mocniejsze. To wskazuje, że choć rola oksytocyny jest ważna, nie jest ona jedynym czynnikiem odpowiadającym za skurcze przy porodzie. Zrodziło się więc pytanie: co podtrzymuje pracę macicy? - opowiada prof. Susan Wray z Uniwersytetu w Liverpoolu. Wskazówką było dla Brytyjczyków hartowanie mięśnia sercowego przez niedokrwienie (w komórkach zachodzą zmiany zwiększające tolerancję na ewentualne kolejne niedokrwienie). Naukowcy zauważyli, że macica reaguje na powtarzające się niedotlenienia za pomocą innego mechanizmu - wywołanego hipoksją wzrostu siły (ang. hypoxia-induced force increase, HIFI). Zaobserwowano, że próbki macicy, w których wywoływano przejściową hipoksję, reagowały, stopniowo zwiększając siłę skurczu. Gdy tylko HIFI został uruchomiony, utrzymywał się przez wiele godzin (czyli dokładnie jak w czasie porodu). Sądzimy, że ten maciczny wyzwalacz może być kluczem do rozwiązania kwestii przedłużających się porodów i wzrostu liczby nagłych cesarskich cięć - podsumowuje prof. Wray. « powrót do artykułu
  10. Olbrzymi, bo 30-procentowy, spadek sprzedaży telefonów skłonił Lenovo do ogłoszenia zwolnień. Pracę straci 10% załogi. Lenovo odkupiło od Motoroli wydział produkcji telefonów komórkowych za niemal 3 miliardy USD. Chiński gigant ciągle musi dokładać do interesu. Dzisiaj przedstawiciele Lenovo poinformowali, że kwartalny zysk firmy będzie o połowę mniejszy, gdyż wydział produkcji urządzeń mobilnych zanotował stratę w wysokości 300 milionów USD. Akcje Lenovo natychmiast staniały o niemal 9 procent. Firma oświadczyła jednocześnie, że zwolni około 3200 pracowników spoza wydziałów produkcyjnych. Będzie ją to kosztowało 600 milionów USD, ale roczne oszczędności mają wynieść 1,35 miliarda USD. Dyrektor wykonawczy Lenovo, Yang Yanqing powiedział, że problemy na rynku mobilnym oraz spadająca sprzedaż pecetów spowodowały, że przedsiębiorstwo przeżywa najpoważniejsze problemy od lat. Wciąż wierzę, że kupno Motoroli było dobrą decyzją. Poza Apple'em i Samsungiem na świecie nie ma trzeciego silnego gracza. Wierzę, ze stanie się nim Lenovo - dodał Yanqing. W ostatnim kwartale Lenovo sprzedało 5,9 miliona smartfonów i telefonów komórkowych. To o 31% mniej niż w analogicznym kwartale ubiegłego roku. Przyczyną spadku jest słaba sprzedaż w Chinach i Brazylii. « powrót do artykułu
  11. Dziewięcio- i dziesięcioletnie dzieci z większą wydolnością fizyczną (wydolnością serca i układu oddechowego, ang. cardiorespiratory fitness) mają cieńszą istotę szarą (korę) i lepsze zdolności matematyczne niż mniej sprawni rówieśnicy. Naukowcy podkreślają, że studium sugeruje, ale nie udowadnia, że wydolność fizyczna przyczynia się do cienienia istoty szarej, normalnego procesu rozwojowego. Po raz pierwszy zdobyto też dowody na to, że sprawność aerobowa zwiększa zdolności matematyczne, wspomagając rozwój istotnych dla nich struktur. Utrata istoty szarej w czasie rozwoju stanowi część zdrowego dojrzewania. Pocienienie kory to rzeźbienie w pełni ukształtowanego mózgu. Zgodnie z teorią, mózg przycina niepotrzebne połączenia nerwowe i wzmacnia te użyteczne - wyjaśnia dr Laura Chaddock-Heyman z Uniwersytetu Illinois, dodając, że wcześniejsze badania wykazały, że pocienienie substancji szarej jest związane z lepszym rozumowaniem. Jako pierwsi pokazaliśmy, że wydolność fizyczna może odgrywać pewną rolę w przycinaniu. W szczególności ustaliliśmy, że u sprawniejszych dzieci w wieku 9 i 10 lat występuje spadek grubości kory w obszarach zmieniających się w ramach dojrzewania, a konkretnie w płatach czołowych, skroniowych i potylicznych. Analiza objęła 48 dzieci. Wszystkie przeszły test maksymalnego pułapu tlenowego (VO2max) na bieżni. Połowę próby stanowiły dzieci z wysoką sprawnością aerobową (plasujące na lub powyżej 70. percentyla), a połowę dzieci o niskiej sprawności (30. percentyl lub poniżej). W dalszej kolejności przeprowadzono rezonans magnetyczny, a zdolności matematyczne, czytanie i pisownię zbadano za pomocą Wide Range Achievement Test-3 (jego wyniki silnie korelują z osiągnięciami szkolnymi w tych dziedzinach). Amerykanie natrafili na różnice dot. zdolności matematycznych i budowy kory obu tych grup. U sprawniejszych dzieci cieńsza kora współwystępowała z lepszymi zdolnościami matematycznymi. Nie wykryto związanych z wydolnością fizyczną różnic w zakresie czytania i ortografii. Kolejnym ważnym krokiem jest ustanowienie związku przyczynowo-skutkowego między zmianami dot. mózgu, aktywności fizycznej i zdolności poznawczych/osiągnięć szkolnych. Zajmujemy się tym w ramach badania podłużnego dzieci uczestniczących w programie treningowym - podsumowuje Art Kramer. « powrót do artykułu
  12. Grupa fizyków i chemików z Laboratorium Fizyki Attosekundowej w Instytucie Optyki Kwantowej im. Maksa Plancka, monachijskiego Uniwersytetu Ludwiga-Maksymiliana, Uniwersytetu w Rostocku i Freie Universitat Berlin, zbadała interakcję nanocząsteczek szkła z impulsami laserowymi. Okazało się, że interakcja w czasie liczonym w attosekundach (10-18 sekundy) jest różna w zależności od liczby atomów w nanocząsteczce. Impuls powoduje powstanie pola elektromagnetycznego bliskiego z kontrolowanym kierunkiem emisji elektronów. Odkrywcy zjawiska mówią, że ich prace mogą w przyszłości przyczynić się do udoskonalenia terapii przeciwnowotworowej oraz technik obrazowania medycznego. Silne impulsy elektromagnetyczne wywierają duży wpływ na nanocząsteczki. Gdy tylko do atomów dociera impuls, ich elektrony zaczynają oscylować. Powstaje pole bliskie o szerokości liczonej w nanometrach, a oscylacje mają własne charakterystyki zależne od długości fali światła, które je wzbudziło. Niemieccy naukowcy eksperymentowali z krzemionkowymi sferami o średnicy od 50 do 550 nanometrów. Oświetlali je silnymi impulsami laserowymi, które trwały około czterech femtosekund (10^-15). Gdy tylko impuls docierał do sfer, pojawiało się pole bliskie, które zaczynało pulsować. Im większa była sfera w stosunku do długości fali światła (720 nm), bym silniejsze było pole bliskie i tym mocniej wyrzucane były elektrony. "Energia i kierunek emitowanych elektronów są silnie powiązane z przestrzenną i czasową strukturą pola bliskiego. Emisja elektronów to jak gra w pingponga na powierzchni nanosfer. Można ją kontrolować z dokładnością liczoną w attosekundach" - mówi profesor Thomas Fennel. Najpierw elektrony opuszczają sfery, ale później są przyciągane do ich powierzchni. Po odbiciu się od niej zostają przyspieszone przez pole bliskie i uwalniają się od nanocząsteczek - dodaje profesor Matthias King. Naukowcy mówią, że dzięki kontrolowanej emisji elektronów w przyszłości można będzie udoskonalić obrazowanie medyczne. Twierdzą też, że wykorzystując silniejsze impulsy laserowa można by wywołać emisję jonów i opracować nową technikę radioterapii. Nie wykluczają również, że połączenie silnych impulsów laserowych i nanocząsteczek może stać się podstawą do budowy elektroniki przyszłości. Tak zwana elektronika fali świetlnej może być zdolna do przeprowadzania obliczeń z częstotliwością fali światła, która wynosi 1015, czyli jest 100 000 razy szybsza niż obecnie wykorzystywane częstotliwości. « powrót do artykułu
  13. Rywalizacja z kotowatymi (Felidae) odgrywała w ewolucji psowatych (Canidae) większą rolę niż zmiana klimatu. Międzynarodowy zespół naukowców z Uniwersytetów w Göteborgu, São Paulo i Lozannie zbadał ponad 2 tys. skamieniałości i doszedł do wniosku, że przybycie kotowatych z Azji do Ameryki Północnej miało bardzo duży wpływ na różnorodność Canidae, przyczyniając się do wyginięcia aż 40 ich gatunków. Zazwyczaj oczekujemy, że przytłaczającą rolę w ewolucji bioróżnorodności będą odgrywać zmiany klimatu, tymczasem [tutaj] okazało się, że dla psowatych ważniejsza była rywalizacja między gatunkami drapieżników - podkreśla Daniele Silvestro z Wydziału Nauk Biologicznych i Środowiskowych Uniwersytetu w Göteborgu. Psowate pojawiły się na terenie Ameryki Północnej ok. 40 mln lat temu i osiągnęły maksymalną różnorodność ok. 22 mln lat temu, gdy kontynent zamieszkiwało ponad 30 gatunków (obecnie w Ameryce Północnej żyje tylko 9 przedstawicieli rodziny Canidae). Psowate stopniowo stawały się coraz większe. Niektóre z nich ważyły ponad 30 kg i należały do największych mięsożerców na kontynencie. Ograniczona ilość zasobów stwarza silną konkurencję między mięsożercami dzielącymi obszar występowania; od zdolności ich zdobywania zależy sukces ewolucyjny. Analiza zapisu kopalnego ujawniła, że konkurencja wielu kladów mięsożerców doprowadziła do stopniowego wymierania i zastępowania jednych podrodzin psowatych kolejnymi (konkurencja zwiększała tempo wymierania i hamowała specjację). Stwierdzono, że o ile kotowate wywierały silny negatywny wpływ na przeżywalność prehistorycznych psowatych, o tyle nie było już mowy o odwrotnej zależności. Wydaje się więc, że kotowate były skuteczniejszymi myśliwymi. « powrót do artykułu
  14. Jeden z użytkowników notebooka Lenovo odkrył, że jego producent zainstalował w nim rootkita. Zadaniem ukrytego kodu jest upewnienie się, że na notebooku zawsze będzie zainstalowane dodatkowe oprogramowanie Lenovo. Nawet jeśli wyczyścimy komputer i przeinstalujemy Windows, rootkit pobierze i zainstaluje oprogramowanie Lenovo. Lenovo wyjaśnia, że program Lenovo Service Engine pobiera program o nazwie OneKey Optimizer, który jest "potężnym narzędziem przyszłej generacji optymalizującym system". Jego zadaniem jest aktualizacja firmware'u, sterowników oraz preinstalowanych aplikacji. OneKey Optimizer kontaktuje się z serwerami Lenovo, ale, jak zapewnia firma, nie wysyła żadnych danych pozwalających na zidentyfikowanie użytkownika. Lenovo mogło zainstalować rootkita, gdyż Microsoft pozwala producentom komputerów na załadowanie do BIOS-u pliku EXE podczas startu systemu. Odpowiada za to technologia o nazwie Windows Platform Binary Table (WPBT), która uruchamia taki plik przed zalogowaniem się użytkownika do systemu. WPBT nie można wyłączyć. Głównym celem WPBT jest automatyczna instalacja oprogramowania zabezpieczającego przed kradzieżą. Może ono np. kontaktować się co jakiś czas z odpowiednim serwerem i sprawdzać, czy zgłoszono kradzież komputera. Jeśli tak, zostanie on trwale unieruchomiony. Lenovo korzysta z tej technologii w komputerach z Windows 8. W maszynach z Windows 7 firma nadpisuje plik autochk.exe i w ten sposób pobiera aktualizacje. Jakby tego było mało, okazało się, że Lenovo Service Engine zawierało dziurę pozwalającą cyberprzestępcom na zainstalowanie szkodliwego kodu na komputerze ofiary. Lenovo opublikowało poprawkę, jednak trzeba zainstalować ją ręcznie, co oznacza, że prawdopodobnie większość użytkowników jest nadal narażonych na atak. Użytkownicy mogą sprawdzić, czy w ich notebooku znajduje się rootkit Lenovo. W przypadku maszyn z systemami Windows 8/8.1/10 należy w logowaniu zdarzeń sprzawdzić wpis dla "Microsoft-Windows-Subsys-SMSS" i jeśli znajduje się tam wpis: "A platform binary was successfully executed", mamy rootkita. Alternatywnie możemy zajrzeć do katalogu c:windowssystem32. Jeśli w maszynie zainstalowano rootkita, w katalogu będzie plik wpbbin.exe. Użytkownicy Windows 7 mogą zaś zalogować się jako administrator z sesją konsoli i w linii poleceń wpisać sfc /VERIFYFILE=c:windowssystem32autochk.exe. Jeśli wystąpi błąd i/lub data nie zgadza się z datą instalacji systemu, rootkit jest obecny. Alternatywnie można użyć komendy /sfc /VERIFYONLY i dalej postępować według instrukcji. « powrót do artykułu
  15. W zeszłym roku Sven Hagemeier postanowił zapracować na wpis w Księdze Guinnessa w kategorii "najdłuższe urodziny". Udało mu się, bo dzięki odpowiedniemu planowaniu lotów i przekroczeniu linii zmiany daty, dzień jego 26. urodzin rozrósł się do 46 godzin. Z Auckland w Nowej Zelandii Hagemeier poleciał do Brisbane w Australii i w ten sposób zyskał 2 godziny. Później poleciał do Honolulu, dzięki czemu wskazówki zegara przesunęły się wstecz o kolejne 20 godzin. Koniec końców spędził w powietrzu 13 h 10 min. Niemiec przyznaje, że zawsze był wielkim fanem Księgi i od dawna marzył o ustanowieniu własnego rekordu. Gdy znalazłem idealną dla siebie kategorię, byłem pewien, że mi się uda. Sven pobił wcześniejszy rekord, ustanowiony w czerwcu 1998 r. przez Nargis Bhimji z Karaczi, która świętowała swoje urodziny przez 35 h 25 min, lecąc z Karaczi do Singapuru, a później do San Francisco. Rekord Niemca zweryfikowano dopiero w tym roku. Powtórki z rozrywki ponoć nie będzie, bo w 2015 r. jubilat planuje spędzić urodziny w domu w gronie rodziny. « powrót do artykułu
  16. Wszechświat powoli umiera. Potwierdzają to badania międzynarodowego zespołu astronomów. Uczeni z International Centre for Radio Astronomy Research w Zachodniej Australii oraz siedmiu najpotężniejszych teleskopów świata obserwowali 200 000 galaktyk w 21 różnych zakresach długości fali - od dalekiego ultrafioletu po daleką podczerwień. Z badań wynika, że wszechświat generuje obecnie dwukrotnie mniej energii niż przed 2 miliardami lat. Jej ilość ciągle się zmniejsza. Fakt, że we wszechświecie uwalniane jest coraz mniej energii jest znany od końca lat 90., obecne badania dowodzą, że "wygaszanie" wszechświata ma miejsce we wszystkich długościach fali, jest więc najbardziej szczegółowym badaniem tego typu. Badania prowadzono w ramach projektu Galaxy and Mass Assembly (GAMA). Wykorzystaliśmy tyle kosmicznych i naziemnych teleskopów ile mogliśmy. Zmierzyliśmy wydzielanie energii z ponad 200 000 galaktyk w tak szerokim zakresie długości fali, jak tylko to było możliwe - mówi profesor Simon Driver, który prezentował wyniki badań. Cała energia wszechświata powstała podczas Wielkiego Wybuchu. Jej część została zamknięta w materii. Gwiazdy świecą zamieniając materię w energię zgodnie z einsteinowskim E=mc2. Emitowana obecnie energia jest albo absorbowana przez pył w galaktykach, albo ucieka do przestrzeni międzygwiezdnej - mówi profesor Driver. Wszechświat położył się na kanapie, przykrył kocem i zapada w wieczną drzemkę - dodaje uczony. « powrót do artykułu
  17. U niemowląt urodzonych przez cesarskie cięcie zaobserwowano spowolnienie procesów uwagi odruchowej. Nie wiadomo, czy zjawisko to utrzymuje się na późniejszych etapach życia. Scott Adler i Audrey Wong-Kee-You z York University podkreślają, że dotąd udokumentowano np. wpływ wieku matki czy wagi urodzeniowej na rozwój dziecka, mało jednak wiadomo, jak na rozwój poznawczy czy rozwój mózgu oddziałują same narodziny. Kanadyjczycy jako pierwsi postanowili więc porównać uwagę przestrzenną maluchów urodzonych pochwowo i przez cesarskie cięcie. Studium składało się z dwóch eksperymentów (wzięły w nich udział różne grupy 3-miesięcznych dzieci). Niemowlęta leżały na plecach, a bodźce wyświetlano na umieszczonym nad nimi ekranie. Ruchy oczu śledzono za pomocą podczerwieni. W pierwszym eksperymencie badano sterowaną bodźcowo (stimulus driven) uwagę przestrzenną 24 dzieci. Demonstrowano im peryferyjną wskazówkę, która aktywowała ruchy sakkadowe oczu i sugerowała, gdzie pojawi się bodziec docelowy. Okazało się, że kierowana bodźcowo uwaga odruchowa i ruchy sakkadowe dzieci urodzonych przez cesarskie cięcie były wolniejsze w porównaniu do niemowląt urodzonych pochwowo. Wg Kanadyjczyków, nie chodzi o próby dokładniejszego wybierania właściwych wskazówek, lecz o wpływ cesarskiego cięcia na wstępne przekierowanie uwagi z aktualnego punktu skupienia na nagle ukazujący się bodziec. W drugim eksperymencie badano drugi z systemów uwagi wzrokowej (sterowany wewnętrznie, zależny od woli). Nie zaobserwowano różnic między dziećmi urodzonymi przez cesarskie cięcie i pochwowo. Dzieciom (12) demonstrowano bodźce pojawiające się na zmianę to po lewej, to po prawej stronie ekranu. Nasilały się ruchy sakkadowe, bo dzieci spodziewały się, gdzie tym razem pokaże się bodziec. « powrót do artykułu
  18. Analizy przeprowadzone na McMaster University dowodzą, że spożycie tłuszczów trans zwiększa ryzyko zgonu oraz chorób wieńcowych. Z kolei w przypadku tłuszczów nasyconych nie zaobserwowano zwiększonego ryzyka zgonu, chorób serca, udaru i cukrzycy typu 2. Badania prowadziła grupa pod kierunkiem profesora Russela de Souzy z Wydziału Epidemiologii Klinicznej i Biostatystyki. Ich wyniki opublikowano w British Medical Journal. Przez lata radzono nam redukcję spożycia tłuszczów. Tłuszcze trans nie przynoszą żadnych korzyści, a ich spożycie wiąże się ze znaczącym ryzykiem chorób serca. Jednak w przypadku tłuszczów nasyconych sytuacja nie jest tak jasna. Nie oznacza to, że zalecamy zwiększenie spożycia tłuszczów nasyconych, gdyż nie zaobserwowaliśmy, by ich większe spożycie wiązało się z jakimiś korzyściami dla zdrowia - mówi de Souza. Tłuszcze nasycone w naszej diecie pochodzą przede wszystkim z produktów zwierzęcych, masła, mleka, mięsa, jajek oraz czekolady czy olejów palmowych. Nienasycone tłuszcze trans są wytwarzane przez przemysł w procesie uwodorniania tłuszczów palmowych i są wykorzystywane w margarynach, przekąskach czy ciastkach. Naukowcy z McMaster University zauważyli, że - wbrew temu, co się powszechnie uważa - zbyt duże spożycie tłuszczów nasyconych nie wiąże się ze zwiększeniem ryzyka chorób serca. Takie ryzyko występuje natomiast w przypadku spożywania tłuszczów trans. De Souza i jego zespół przeanalizowali wyniki 50 badań dotyczących spożycia tłuszczów nasyconych, tłuszczów trans i zdrowia ludzi dorosłych. Podczas analizy brano pod uwagę jakość badań i sposób ich przeprowadzenia. Okazało się, że osoby spożywające przemysłowe tłuszcze trans narażają się na 34% większe ryzyko śmierci, 28% większe ryzyko zgonu z powodu choroby wieńcowej i o 21% większe ryzyko zapadnięcia na chorobę wieńcową. De Souza mówi, że zmiany zaleceń żywieniowych muszą być przeprowadzane ostrożnie. Jeśli powiemy ludziom,by jedli mniej tłuszczów nasyconych czy tłuszczów trans, musimy zaoferować im coś w zamian. Niestety podczas naszych analiz nie znaleźliśmy na tyle dużo dowodów, by móc ludziom powiedzieć, co najlepiej zastąpiłoby te tłuszcze. Dotychczasowe badania sugerują jednak, że dobrą alternatywną dla mięs czy ciastek są oleje roślinne, orzechy i całe ziarna zbóż. « powrót do artykułu
  19. Naukowcy z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej odkryli gen, który może stanowić istotną przyczynę otyłości. Koduje on białko 14-3-3zeta i znajduje się w każdej komórce ciała. Gdy Kanadyjczycy go wyciszyli, mimo że myszy jadły tyle samo, ilość białej tkanki tłuszczowej spadła o połowę. Gryzonie, które wyhodowano w taki sposób, by występowały u nich wyższe stężenia 14-3-3zeta, były zauważalnie większe i bardziej zaokrąglone i na diecie wysokotłuszczowej miały o 22% więcej białej tkanki tłuszczowej. Wcześniej w tym roku konsorcjum naukowe odkryło 100 regionów ludzkiego genomu, które korelują z otyłością (prawdopodobnie regulując postrzeganie głodu przez mózg oraz rozkład tłuszczu w organizmie). Nie zidentyfikowano jednak genu białka 14-3-3zeta, kontrolującego adipogenezę i wzrost komórek tłuszczowych. Autorzy publikacji z Nature Communications już snują plany dotyczące przyszłych terapii. Wspominają o supresji genu albo blokowaniu białka, tak by zapobiec gromadzeniu tłuszczu u osób z nadwagą lub zmierzających w kierunku nadmiernej wagi ciała. Ilość tłuszczu zwiększa się na dwa sposoby: na drodze namnażania adipocytów oraz wzrostu objętości poszczególnych komórek tłuszczowych. Odgrywając rolę w cyklu wzrostu, 14-3-3zeta wpływa i na liczbę adipocytów, i na ich wielkość - wyjaśnia dr Gareth Lim. Lim i prof. James Johnson 4 lata temu zaczęli badać rodzinę białek 14-3-3, ponieważ często występują one w nieprawidłowej tkance tłuszczowej otyłych osób. Najnowsze studium nie tylko wykazało, że zeta jest białkiem kluczowym, ale i zademonstrowało klarowny związek przyczynowo-skutkowy między 14-3-3zeta i akumulacją tłuszczu. « powrót do artykułu
  20. Firmy Adobe i Pagefair infomują, że gwałtowanie rośnie liczba internautów korzystających z oprogramowania do blokowania reklam. Jest już ich niemal 200 milionów. W ciągu ostatniego roku liczba osób blokujących reklamy wzrosła o 41%. Obecnie w USA blokady stosuje 45 milionów użytkowników, a w Europie - 77 milionów. Całkowita liczba blokujących do 198 milionów na całym świecie. W roku 2010 było to zaledwie 21 milionów. Eksperci oceniają, że tak powszechne blokowanie oznacza dla właścicieli witryn internetowych globalne zmniejszenie przychodów o około 20 miliardów dolarów. Interesująco wygląda geograficzny rozkład popularności oprogramowania blokującego. W USA największy odsetek użytkowników blokujących reklamy mieszka w stanie Oregon (16,4%), najmniejszy, bo wynoszący 8,2%, jest zaś w stolicy kraju, Waszyngtonie. W Europie krajem o największym odsetku blokujących reklamy jest Grecja (37,5%), najmniejszy zaś na Słowacji - 8,9%. « powrót do artykułu
  21. Sony ostrzega użytkowników notebooków Vaio, by nie aktualizowali systemu operacyjnego do Windows 10. Firma oświadczyła, że nie jest w stanie zagwarantować kompatybilności pomiędzy sprzętem a OS-em i dopiero prowadzi odpowiednie testy. Zdaniem Sony, zainstalowanie najnowszego OS-u Microsoftu na notebooku Vaio może skończyć się uszkodzeniem sterowników i oprogramowania. Japońska firma nie wyklucza nawet utraty danych i uszkodzenia sprzętu. Sony jest dotychczas jedynym sprzedawcą komputerów, który ostrzega przed aktualizacją do Windows 10. Japońska firma już nie produkuje komputerów, w 2014 roku sprzedała swój wydział pecetów firmie Japan Industrial Partners, obiecała jednak, że nadal będzie zapewniała serwis gwarancyjny. « powrót do artykułu
  22. Ledwo Google ogłosił powstanie holdingu Alphabet, a już pojawiły się pierwsze problemy. Okazało się, że domena alphabet.com oraz znak handlowy Alphabet należą do BMW. Niemiecki producent samochodów nie ma zamiaru sprzedawać swoich praw. Należąca do BMW firma Alphabet zajmuje się długoterminowym wynajmem pojazdów, oferuje usługi w dziedzinie leasingu i zarządzaniu flotą pojazdów. Na rynku istnieje też wiele innych przedsiębiorstw o nazwie Alphabet. Od firm hydraulicznych, poprzez nagraniowe po przedsiębiorstwo sprzedające fotografie. Zajęta jest również polska domena alphabet.pl, która przekierowuje na IBM-owską alphabet.com. Google'owi udało się zarejestrować domenę abc.xyz, natomiast domenę abc.wtf zarejestrował Microsoft i przekierowuje ona do Binga, wyszukiwarki konkurencyjnej wobec Google'a. Wyszukiwarkowego giganta mogą czekać kłopoty. Firma Alphabet Photography, które wykonuje i sprzedaje zdjęcia budynków oraz tworów natury wyglądających jak litery, cały swój biznes prowadzi w internecie. Powstanie drugiej internetowej firmy o nazwie Alphabet może być dla niej niekorzystne. Także prawnicy BMW badają, czy Google nie narusza ich praw. Z kolei Jason Adler, założyciel i szef firmy Alphabet Funds, grupy funduszy hedgingowych z Nowego Jorku, mówi że od kilku godzin dostaje od znajomych i przyjaciół informacje, w której piszą oni, iż Google przejęło jego nazwę. Zgodnie z zasadami Urzędu Patentowego Stanów Zjednoczonych (USPTO) do naruszenia znaku handlowego dochodzi, gdy podobny znak może wprowadzać klientów w błąd. Google działa na rynku motoryzacyjnym, pracuje nad autonomicznymi pojazdami, oferuje system operacyjny dla samochodów. O ile małe firmy jak Alphabet Funds czy Alphabet Photography raczej nie mają zasobów do prowadzenia sporów sądowych z Google'em, o tyle BMW jest w stanie walczyć o swoje prawa, jeśli uzna, że naruszono firmowy znak handlowy. « powrót do artykułu
  23. IBM ogłosił, że ma zamiar kupić firmę Merge Healthcare. Jeśli warta miliard dolarów transakcja zostanie sfinalizowana, będzie to już trzecie w bieżącym roku kupione przez IBM-a przedsiębiorstwo zajmująca się zarządzaniem danymi medycznymi. Merge specjalizuje się w przechowywaniu danych obrazowych. Klientami firmy jest 7500 amerykańskich klinik, szpitali oraz firmy farmaceutyczne i instytuty badawcze. Chce zgromadzić jak najwięcej danych medycznych po to, by na ich podstawie nauczyć superkomputer Watson diagnozować choroby. Watson miałby pomóc lekarzom w podejmowaniu decyzji o sposobie leczenia. Zbiory Merge Healthcare składają się z imponującej liczby około 30 miliardów obrazów. Jak mówi Shahram Ebadollahi, wiceprezes ds. innowacji i prezes ds. naukowych Watson Health Group, dane te są kluczowe dla projektów prowadzonych przez tę grupę. Wykorzystuje ona bowiem technologię deep learning, która polega na uczeniu się maszyny poprzez zapewnienie mu dostępu do olbrzymiej ilości danych. Watson będzie korzystał też z innych źródeł, w tym z anonimizowanych tekstowych danych o pacjentach. Technologia deep learning stoi za takimi imponującymi osiągnięciami jak automatyczny tłumacz Microsoftu przekładający w czasie rzeczywistym jeden język na drugi, czy technologia Facebooka, która rozpoznaje twarze z wyjątkowo dużą trafnością. IBM chce, by technika ta sprawdziła się na polu diagnostyki medycznej. Ocenia się, że już obecnie dane graficzne stanowią nawet 90% wszystkich danych medycznych, jednak niejednokrotnie lekarzom jest trudno na ich podstawie wyciągnąć potrzebne informacje. John Smith, odpowiedzialny w IBM Research za inteligentne systemy informacyjne mówi, że jednym z najbliższych najbardziej obiecujących zastosowań Watsona może być wykorzystanie go do diagnozowania czerniaka. Postawienie właściwej diagnozy może być bardzo trudne w przypadku tej choroby, gdyż u każdego pacjenta może ona dawać nieco inny obraz. Smith ma nadzieję, że Watson, po zapoznaniu się z tysiącami różnych obrazów czerniaka nauczy się rozpoznawać subtelne zmiany umożliwiające postawienie diagnozy. Praca Watsona miałaby polegać na porównaniu danych graficznych i tekstowych pacjenta ze swoją bazą danych i przekazanie lekarzowi najbardziej istotnych informacji. Innym miejscem, w którym wkrótce ma pomóc Watson jest wyszukiwanie oznak nowotworu płuc na zdjęciach z tomografu. Lekarze często muszą przejrzeć setki fotografii, by znaleźć nieprawidłowo rozwinięte komórki i łatwo przy tym o pomyłkę. Tymczasem, jak twierdzi Jeremy Howard, dyrektor wykonawczy start-upu Enlitic, jego firma już opracowała algorytm, który lepiej niż radiolodzy rozpoznaje nowotwór na zdjęciach z TK. Obecnie, jak mówią przedstawiciele IBM-a, największą przeszkodą na drodze rozwoju deep learningu w zastosowaniach medycznych jest fakt, że olbrzymie bazy danych są rozproszone pomiędzy różnymi instytucjami, a regulacje dotyczące ochrony danych osobowych utrudniają dostęp do nich. « powrót do artykułu
  24. Ponowne wprowadzenie diabłów tasmańskich (Sarcophilus harrisii) na kontynent australijski mogłoby wspomóc bioróżnorodność, ograniczając rozprzestrzenianie się lisów rudych i zdziczałych kotów w habitatach, gdzie wybito dingo. Diabły tasmańskie żyły kiedyś w Australii, ale wyginęły tam ok. 3 tys. lat temu, najprawdopodobniej wskutek upolowania wszystkich osobników przez dingo. Intensywne odstrzały dingo, które prowadzi się ostatnio, by chronić bydło, zmieniły równowagę ekologiczną, torując drogę inwazyjnym drapieżnikom. Te ostatnie sieją spustoszenie wśród rodzimych ssaków. Ekolodzy z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii oszacowali po raz pierwszy wpływ reintrodukcji diabła tasmańskiego na ekosystemy leśne południowo-wschodnich obszarów Nowej Południowej Walii. Istnieją duże obszary, gdzie nie ma dingo i potrzebujemy drapieżnika, który mógłby zmniejszyć liczbę lisów. Diabeł tasmański jest oczywistą odpowiedzią. Nie stanowi poważnego ryzyka dla bydła, odegrał też ważną rolę w powstrzymywaniu lisów od zdobycia przyczółka na Tasmanii - wyjaśnia doktorant Daniel Hunter. Autorzy publikacji z pisma Biological Conservation stwierdzili, że zastępując dotychczasowe drapieżniki alfa, S. harrisii mógłby odtworzyć ważne funkcje ekosystemu. Dodatkowo reintrodukcja wspomogłaby przeżywalność odległą samego diabła, którego liczebność drastycznie spadła w ostatnich 2 dekadach wskutek raka pyska (ang. Devil Facial Tumour Disease, DFTD). Na początku Australijczycy przejrzeli wyniki wcześniejszych badań nt. ekologicznego wpływu dingo, diabłów i lisów, a następnie wprowadzili dane do swojego modelu. W ten sposób przewidywali reakcję różnych ekosystemów na obecność S. harrisii. Wydaje się, że reintrodukcja diabłów będzie skutkować mniejszą liczebnością lisów, zdziczałych kotów i takich roślinożerców jak walabie (walabie niszczą zarośla, w których mniejsze zwierzęta mogłyby się ukryć przed drapieżnikami). Podejrzewamy, że diabły tasmańskie kontrolują populacje kotów, bezpośrednio atakując zarówno dorosłe osobniki, jak i ich młode. Dane z Tasmanii pokazują, że tam, gdzie występują zdrowe populacje diabłów, tam kotów jest mniej, w dodatku zmieniają one swoje zachowanie [działa ekologia strachu] - opowiada prof. Mike Letnic. Naukowcy sądzą, że wprowadzenie diabłów na kontynent australijski będzie korzystne dla małych i średnich zwierząt, takich jak jamraje czy pałanki wędrowne, a także dla niskopiennej wegetacji. Reintrodukcja S. harrisii wpłynie za to w niewielkim stopniu na zagrożone gatunki, wrażliwe na drapieżnictwo ze strony lisów. Diabły tasmańskie nie są receptą na wszystko, ale mogą zrobić dużo dobrego [..] - podsumowuje Letnic. « powrót do artykułu
  25. Szefostwo Google'a ogłosiło znaczące zmiany organizacyjne w koncernie. Wielkim zaskoczeniem jest zmiana na stanowisku dyrektora wykonawczego firmy. Nowym CEO zostanie Sundar Pichai. Pracę w Google'u rozpoczął on w 2004 roku, a w roku ubiegłym pojawiły się pogłoski, jakoby miał zastąpić Steve'a Ballmera na stanowisku dyrektora wykonawczego Microsoftu. Teraz Pinchai, którego najbardziej znanym osiągnięciem jest nadzorowanie prac nad przeglądarką Chrome, będzie zarządzał Google'em. Jednak nie mniejszą niespodzianką jest utworzenie nad Google'em holdingu o nazwie Alphabet. Na jego czele staną założyciele Google'a - Larry Page zostanie dyrektorem wykonawczym, a Sergiej Brin - prezesem zarządu. Alphabet będzie zbiorem firm, z których największą i najważniejszą jest Google. Analitycy i inwestorzy z zadowoleniem powitali zmiany. Czynią one bowiem całą strukturę znacznie jaśniejszą niż dotychczas i pozwalają na oddzielenie i odróżnienie zasadniczych części działalności Google'a - biznesu internetowego - od przedsięwzięć w dziedzinie ochrony zdrowia czy budowy autonomicznego samochodu. Alphabet będzie więc działał na podobieństwo General Electric czy Berkshire Hathaway. Struktura holdingu staje się użyteczna w momencie, gdy firma na tyle się rozrośnie, że różne jej wydziały nie mogą być już ze sobą powiązane. Holding nadzoruje więc działalność niezależnych firm. Firmy te z jednej strony tracą ochronę, jaką zwykle firma-matka zapewnia swoim start-upom, z drugiej strony jednak rynek jest w stanie lepiej określić, jak te firmy sobie radzą. Nawet jeśli ich finanse nie są upubliczniane. Larry Page już zresztą zapowiedział, że kwestie alokacji kapitału w poszczególnych firmach będą rygorystycznie pilnowane, a nadzór ze strony Alphabet ma wymuszać sukces biznesowy każdej z firm. Przedsiębiorstwa wchodzące w skład holdingu mają przynosić mu korzyści finansowe, poza tym dobrze radzące sobie firmy można łatwiej sprzedać. Już na początku w skład Alphabet wejdą: firma biotechnologiczna Calico, która skupia się na badaniach biologii starzenia się, Life Sciences, która we współpracy z Novartisem pracuje np. nad soczewkami kontaktowymi monitorującymi organizm, Google Ventures czyli fundusz hedgingowy Google'a, Google X zajmujące się m.in. autonomicznymi samochodami czy balonami, które mają zapewniać łączność internetową, firma prowadzi też badania w dziedzinie ochrony zdrowia. Oczywiście znajdzie się tam też Google. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...