Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37636
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Wydawca muzyczny Warner/Chappell nie może już dłużej pobierać opłat z tytułu korzystania z praw autorskich do piosenki "Happy Birthday". Musi ponadto zwrócić 14 milionów dolarów tym, którzy dotychczas zapłacili za wykonanie piosenki. To wynik ugody sądowej, którą zawarł Warner/Chappell z reżyser Jennifer Nelson. W 2013 roku Nelson poddała w wątpliwość prawa Warner/Chappell do piosenki. "Happy Birthday" ma bowiem tę samą melodię co "Good Morning to You", dziecięca piosenka z XIX wieku. Tymczasem Warner/Chappell twierdzi, że od 1935 roku posiada prawa do "Happy Birthday" i pobierał z tego tytułu opłaty. We wrześniu ubiegłego roku sędzia George King uznał, że przekazanie praw autorskich firmie Warner/Chappell było obarczone wadą prawną, w związku z czym jest nieważne. Sędzia wyraził przy tym wątpliwość, czy Patty Hill jest rzeczywiście autorką piosenki. W wyniku takiego rozstrzygnięcia prawnicy obu stron zasiedli do rozmów i w grudniu poinformowali sędziego o osiągnięciu wstępnego porozumienia. Kolejne dwa miesiące zajęło im dopracowywanie szczegółów. Sędzia King musi jeszcze zaakceptować ugodę. Każdego roku Warner/Chappell otrzymywało około 2 miliony dolarów od osób, które wykorzystywały "Happy Birthday". Głównie były to wykonania w filmach i programach telewizyjnych. Dla niezależnych twórców, takich jak pani Nelson, konieczność zapłacenia kilku tysięcy dolarów była sporym obciążeniem. Wspomniane na wstępie 14 milionów dolarów zostanie wypłacone dwóm grupom. Ci, którzy za "Happy Birthday" zapłacili przed rokiem 2009 otrzymają zwrot 15% kwoty. Ci, którzy kupili prawa do piosenki po 2009 roku otrzymają zwrot całości. Podział na dwie grupy ma związek z przedawnieniem roszczeń. Co prawda sędzia zezwolił w tej sprawie na dochodzenie roszczeń od roku 1949, jednak nawet on miał wątpliwości. Tutaj jest olbrzymi problem z przedawnieniem roszczeń - mówi Randall Newman, adwokat pani Nelson. Nie jesteśmy pewni, czy tak stare roszczenia podlegałyby nawet pozwom zbiorowym. Tak czy inaczej nie będziemy rozpatrywać indywidualnych roszczeń starszych niż z roku 1953 - dodaje. To świetna ugoda. Nie jest to jedna z tych ugód, w ramach których prawnicy zgarniają miliony, a poszkodowani zostają z niczym. Tutaj ludzie otrzymają prawdziwe pieniądze. Jednak najważniejsze, że piosenka została uwolniona do domeny publicznej. Będzie ją teraz można zobaczyć wszędzie. To znaczące zwycięstwo dla artystów - cieszy się Newman. Newman jest prawdopodobnie pierwszym prawnikiem, który wykorzystał pozew zbiorowy do obalenia wątpliwych praw autorskich. Niewykluczone, że wkrótce w jego ślady pójdą inni. « powrót do artykułu
  2. Microsoft opublikował 13 biuletynów bezpieczeństwa dla Windows, Internet Explorera, Edge, Office'a, Microsoft Server Software, .NET Framework i Adobe Flash Player. Biuletyny, z których sześć uznano za krytyczne, poprawiają w sumie 42 dziury. Najważniejszy z krytycznych biuletynów to MS16-022, w którym poprawiono 23 luki w Adobe Flash dla przeglądarek IE10, IE11 oraz Edge. Problem dotyczy wszystkich wersji Windows. Z kolei krytyczny biuletyn MS16-009 to zestaw 13 poprawek dla Internet Explorera. Poprawia on m.in. dziury pozwalające na zdalne wykonanie dowolnego kodu. W MS16-011 poprawiono sześć luk w przeglądarce Edge, w tym i taką, która pozwala na zdalne wykonanie dowolnego kodu gdy użytkownik odwiedzi odpowiednio spreparowaną witrynę. Kolejny z krytycznych biuletynów oznaczono jako MS16-012. Znajdziemy w nim łaty na dziury w Microsoft Windows PDF Library. Najpoważniejsza z nich pozwala na zdalne wykonanie dowolnego kodu. Biuletyn określono jako krytyczny dla każdej wspieranej wersji Windows. MS16-013 poprawia błąd w Windows Journal. Do przeprowadzenia skutecznego ataku konieczne jest tutaj zachęcenie ofiary, by otworzyła złośliwy plik Journal. Ostatni z krytycznych biuletynów - MS16-015 - jest przeznaczony dla pakietu MS Office i poprawia błędy w Wordzie, Excelu oraz SharePoincie. « powrót do artykułu
  3. Zdaniem włoskich specjalistów, komórki mózgu osób cierpiących na Parkinsona można wytrenować tak, by reagowały na podawanie placebo. Co prawda efekt placebo mija po 24 godzinach, jednak przeprowadzony eksperyment pokazuje, że można zmniejszyć dawkowanie leków przeplatając te prawdziwe dawkami placebo. Większość osób z chorobą Parkinsona nie reaguje na placebo. Tym, którzy potrzebują prawdziwych leków podaje się m.in. apomorfinę, która aktywuje receptory dopaminowe. Fabrizio Benedetti i jego zespół z Uniwersytetu w Turynie badali 42 pacjentów z wszczepionymi do mózgu elektrodami. Jako, ze przeprowadzano na nich zabieg neurochirugiczny, naukowcy zyskali unikatową szansę zbadania reakcji poszczególnych neuronów we wzgórzu, regionie który u osób z Parkinsonem nieprawidłowo działa z powodu braku dopaminy. Podczas operacji pacjentom podawano roztwór soli fizjologicznej, informując ich, że otrzymują apomorfinę. Zwykle nie dawało to żadnego efektu. Wyjątkiem była sytuacja, w której pacjenci na kilka dni przed zabiegiem otrzymywali codziennie 1-4 dawek apomofriny. U takich pacjentów po wstrzyknięciu soli fizjologicznej i poinformowaniu, że to apomorfina neurony wykazywały większą aktywność, a neurolog, który nie został wtajemniczony w cały eksperymenty stwierdzał, iż sztywność mięśni pacjentów uległa zmniejszeniu. Benedetti mówi, że jako iż dane o zwiększeniu aktywności neuronów pochodzą z bezpośrednich pomiarów, nie można tutaj mówić o pomyłce czy nieświadomym wpływie prowadzących eksperyment na jego wynik. Co więcej, okazało się, że im więcej pacjent otrzymał wcześniej zastrzyków z apomorfiną, tym silniej jego neurony reagowały na sól fizjologiczną. U pacjentów, którzy otrzymywali 4 dawki apomorfiny dziennie reakcja na placebo była równie silna, co na lek. Naukowcy podkreślają, że efekt nie mógł być wywołany apomorfiną obecną w organizmie, gdyż lek jest eliminowany z ciała w ciągu kilku godzin. Efekt placebo mijał w ciągu 24 godzin, jednak Benedetti ma nadzieję, że jeśli pacjenci przez dłuższy czas będą otrzymywali prawdziwy lek, to czas działania placebo również ulegnie wydłużeniu. Badania przeprowadzone przez Włochów są bardzo ważne, gdyż to jasny dowód, że odpowiedź kliniczna i aktywacja neuronów są powiązane i można je wytrenować - stwierdza neurolog Christopher Goetz z Rush University Medical Center w Chicago. Pomimo tego, że badania przeprowadzono na małej grupie pacjentów, ich wyniki są przekonujące - uważa neurolog Tor Wager z University of Colorado, który bada efekt placebo w uśmierzaniu bólu. Jeśli udałoby się przeplatać dawki prawdziwych leków z efektem placebo, można by nie tylko zmniejszyć koszty opieki nad chorymi, ale i opóźnić pojawienie się tolerancji na leki, która powoduje, iż pacjentom trzeba podawać coraz większe dawki. Zwykle badając efekt placebo naukowcy skupiają się na oczekiwaniach pacjenta, który jest przekonany, iż podawany lek pomaga. Tymczasem badania Benedettiego sugerują, że wyuczone reakcje organizmu w połączeniu z oczekiwaniami pacjenta mogą prowadzić do korzystnych zmian w działaniu mózgu. « powrót do artykułu
  4. Naukowcy z Politechniki Federalnej w Lozannie wykorzystali nowy program statystyczny do przyjrzenia się... Gwiezdnym Wojnom. Dzięki nim dowiadujemy się, że w sadze pojawia się ponad 20 000 postaci, zamieszkujących 640 społeczności. Są one przedstawione na przestrzeni 36 000 lat. Stworzone właśnie oprogramowanie korzysta z teorii grafów. Za jego pomocą przeanalizowali setki witryn poświęconych dziełu Lucasa. Warto w tym miejscu przypomnieć, że Gwiezdne Wojny to nie tylko seria siedmiu filmów kinowych, ale historia rozwijana jest też w książkach czy grach komputerowych. Fani mogą być zaskoczeni, że pojawia się tam ponad 20 000 postaci, z których 7500 odgrywa istotną rolę - mówi doktorant Kirell Benzi. Można wśród nich wymienić 1367 Jedi oraz 724 Sithów. Wszystkie postaci żyją w 640 społecznościach na 294 planetach. Analiza 10 największych społeczności ujawniła, że galaktyka została skolonizowana przez ludzi. Aż 80% ich mieszkańców stanowią bowiem Homo sapiens. Żeby to wszystko uporządkować, oparliśmy się na analizie sieci społecznej. Zidentyfikowaliśmy wszystkie połączenia, jakie dana postać ma z innymi. Dzięki temu możemy z dużą dokładnością określić czas, w jakim występuje dana postać, nawet wtedy, gdy informacja taka nie została zawarta w książkach czy filmach - mówi jeden z badaczy, Xavier Bresson. Analiza Gwiezdnych Wojen nie służyła celom rozrywkowym. Naukowcy chcieli zaprezentować, w jaki sposób program zbiera i analizuje dane. Mapuje on połączenia pomiędzy dużą ilością rozproszonych danych - wyjaśnia Benzi. Tego typu oprogramowanie przydaje się np. w badaniach historycznych czy socjologicznych, gdyż dzięki temu można łączyć powiązane ze sobą dokumenty występujące w różnych bazach danych. « powrót do artykułu
  5. Naukowcy uważają, że by zmniejszyć ilość metanu wytwarzanego przez bakterie z żwacza krów, można dodać do paszy oregano (lebiodkę). Jak podkreśla Kai Grevsen z Uniwersytetu w Aarhus, greckie oregano (Origanum vulgare ssp. hirtum) to podgatunek typowo śródziemnomorski, który cechuje się bardzo wysoką, bo 2,30–7,40% zawartością olejku eterycznego o właściwościach bakteriobójczych. [Naszym] celem jest wykazanie, że za pomocą dodatku organicznego oregano można zmniejszyć emisję metanu aż o 25%. W ramach 4-letniego studium Duńczycy ocenią, jak krowy reagują na różne ilości lebiodki, jak powinno się uprawiać ekologiczne oregano i czy lepiej stosować lebiodkę suszoną, czy kiszonkę. Najpierw eksperymenty będą prowadzone w komorach metanowych na krowach z przetokami, a później na ekologicznych farmach. Grevsen dodaje, że uniwersytet współpracuje z ekologicznym hodowcą ziół, który udostępni swoje pola i suszarnie, umożliwiając m.in. badania nad oregano, które zarówno dawałoby duże plony, jak i zawierało dużo olejku eterycznego. Choć projekt ma przede wszystkim ograniczyć emisję gazu cieplarnianego, skorzystają na nim także hodowcy. Wcześniejsze badania sugerowały, że lebiodka może poprawiać skład mleka (profil kwasów tłuszczowych), dlatego farmy biorące udział w studium będą badać smak uzyskiwanego mleka. « powrót do artykułu
  6. W Utah trwają przygotowania do pobicia rekordu prędkości pojazdu napędzanego silnikiem elektrycznym. Rekord będzie bił pojazd Venturi Buckeye Bullet 3 (VBB-3), wspólne dzieło Venturi Automobiles i studentów z Ohio State University. Samochód o długości ponad 11 metrów ma moc 3000 KM i szacuje się, że osiągnie prędkość 600 kilometrów na godzinę. Jeśli tak się stanie, pokona pochodzący z 2010 roku rekord dla samochodu elektrycznego. Rekord należy do tego samego zespołu, którego samochód Venturi VBB-2.5 osiągnął prędkość 495 km/h. Rekord próbowano pobić już w 2013 i 2015 roku, jednak próby odwołano z powodzi oraz zbyt dużej wilgotności. Kolejna próba odbędzie się za kilka miesięcy. O ile oczywiście będzie wystarczająco sucho. Zespół, który stworzył VBB-3 mówi, że głównym celem jego prac nie jest bicie rekordu. Wszystko, czego nauczyliśmy się podczas prac nad samochodem i w czasie testów jest już wykorzystywane przez inżynierów projektujących seryjnie produkowane pojazdy - mówi główna inżynier projektu, Delphine Biscaye. Większość ze studentów, którzy pracowali przy VBB-3.0 pracuje już w przemyśle motoryzacyjnym, w NASA i innych firmach, gdzie wykorzystują swoją wiedzę - dodaje. « powrót do artykułu
  7. Naukowcy z Indyjskiego Instytutu Astrofizyki (IIA) przeprowadzą na zlecenie policji dochodzenie, czy kierowca autobusu Kamraj zmarł wskutek upadku meteorytu na teren kampusu Bharathidasan Engineering College. Jeśli specjaliści potwierdzą, że kawałek skały rzeczywiście był meteorytem, będzie to pierwszy tego typu wypadek od 191 lat. Wg International Comet Quarterly, ostatnio do takiego zdarzenia miało dojść 16 stycznia 1825 r., również w Indiach. W Oriang zginął wtedy mężczyzna, a kobieta została ranna. Komisarz P.K. Senthilkumari z Vellore powiedziała w wywiadzie dla dziennika The Hindu, że z zagłębienia o głębokości ok. 60 cm wydobyto kamień ważący circa 10 g. Był on czarny i miał nieregularny kształt. Z myślą o badaniach policjanci z Vellore pobrali próbki gleby. Gdy obiekt spadł i wywołał głośną eksplozję, 40-letni Kamraj stał na trawniku obok kantyny (mimo wysiłków ratowników, zmarł w drodze do szpitala). Oprócz niego ucierpiały 3 inne osoby: 2 ogrodników i student. W pobliskich budynkach i pojazdach wypadły szyby. Do zdarzenia doszło w sobotę (6 lutego). Tego samego dnia w Bharathidasan Engineering College mieli się zjawić przedstawiciele Indyjskiej Agencji Badań Kosmicznych, a na poniedziałek lub wtorek zapowiadano odwiedziny zespołu z IIA. Początkowo władze sądziły, że eksplozję spowodowały materiały wybuchowe pozostawione przez budowlańców. Dochodzenie tego jednak nie potwierdziło. Obecnie obowiązuje teoria meteorytowa, choć śledczy dopuszczają też możliwość, że za śmierć kierowcy odpowiadają np. kosmiczne śmiecie. Wg doniesień medialnych, to drugi "kosmiczny" wypadek, do jakiego miało dojść w dystrykcie Vellore w ostatnich 2 tygodniach. Dwudziestego szóstego stycznia mieszkańcy Bethaveppampattu twierdzili, że widzieli ognisty obiekt spadający z nieba na pole. Zostawił on prawie metrowe (91-cm) zagłębienie. Premier stanu Tamil Nadu Jayaram Jayalalitha złożyła rodzinie Kamraja kondolencje i zapowiedziała wypłatę odszkodowania w wysokości 100 tys. rupii. « powrót do artykułu
  8. Sundar Pichai, powołany niedawno dyrektor wykonawczy Google'a, został jednym z najlepiej wynagradzanych menedżerów na świecie. Z dokumentów złożonych przed amerykańską Komisją Giełd dowiadujemy się, że Pichai otrzymał opcje na akcje Google'a o łącznej wartości 199 milionów dolarów. Menedżerowi przyznano 273 328 akcji C. Żeby je w pełni zrealizować Pichai musi pozostać w Google'u do 2019 roku. Wynagradzanie menedżerów akcjami jest często spotykaną praktyką. Tim Cook, gdy został szefem Apple'a, otrzymał akcje o wartości 378 milionów dolarów. Z czasem ich wartośc jeszcze bardziej wzrosła. Steve Ballmer, gdy jeszcze był szefem Microsoftu, otrzymywał niewielką jak na to stanowisko pensję podstawową w wysokości około 600 000 USD rocznie, jednak wciąż pozostaje właścicielem ponad 300 milionów akcji giganta z Redmond, co czyni go największym indywidualnym udziałowcem tej firmy. W 2014 roku najlepiej opłacanym prezesem w USA był David Zaslav z Discovery Communications, który zarobił nieco ponad 156 milionów dolarów. Sundar Pichai rozpoczął pracę w Google'u w 2004 roku, tworząc nieużywany już Google Toolbar. Następnie odpowiadał za rozwój przeglądarki Chrome, później awansował na szefa grupy produktowej Google'a. W sierpniu ubiegłego roku został dyrektorem wykonawczym firmy. « powrót do artykułu
  9. Zawierająca krzemionkę ściana komórkowa okrzemek (nazywana skorupką) ma największą wytrzymałość właściwą - stosunek wytrzymałości doraźnej materiału do jego gęstości - wśród znanych materiałów biologicznych. Przewyższa pod tym względem zarówno kości i zęby, jak i poroże. Zespół prof. Julii Greer z Wydziału Inżynierii i Nauk Stosowanych Kalifornijskiego Instytutu Technologii (California Institute of Technology) opublikował swoje wyniki w piśmie Proceedings of the National Academy of Science. Skorupki okrzemek są perforowane; wzór otworków przypomina plaster miodu. Istnieje kilka teorii na temat ich funkcji. Niektóre postulują, że wyewoluował on, by kontrolować przepływ płynów lub by pomagać organizmowi w pobieraniu składników odżywczych. Greer i inni uważają, że dziurki działają jak koncentratory naprężeń - "wady" materiału, które hamują powiększanie się pęknięć (mogłyby one w końcu zagrozić całemu organizmowi). Krzemionka jest wytrzymałym, ale kruchym materiałem. Jeśli, na przykład, upuści się szkło, rozbije się. Wbudowanie tego materiału w złożony projekt skorupek okrzemek tworzy jednak strukturę oporną na uszkodzenie. Obecność otworków delokalizuje naprężenia [...]. Amerykanie chcą wykorzystać zasady budowy okrzemek do stworzenia bioinspirowanych sztucznych struktur. « powrót do artykułu
  10. Międzynarodowy zespół naukowy odkrył dwóch nowych przedstawicieli wymarłego rodzaju Rhinconichthys. Te żywiące się planktonem ryby żyły w kredzie przed 92 milionami lat. Dotychczas znano jednego przedstawiciela tego rodzaju, którego szkielet odkryto w Anglii. Teraz znaleziono jedną czaszkę w USA, a drugą w Japonii. Tym samym liczba gatunków rodzaju Rhinconichtys wzrosła do 3, znacząco też zwiększył się ich obszar występowania. Dwa nowe gatunki nazwano R. purgatoirensis oraz R. uyenoi. Byłem członkiem zespołu, który w 2010 roku nadał nazwę rodzajowi Rhinconichtys. Wówczas znaliśmy tylko jednego przedstawiciela z Anglii. Nie wiedzieliśmy, że rodzaj ten był tak różnorodny i miał tak szeroki obszar występowania - mówi Kenshu Shimada z DePaul University. W najnowszych badaniach brali udział naukowcy z instytucji rządowych, muzeów i firm prywatnych. Byli wśród nich specjaliści z United States Forest Service, National Museum of Scotland czy Rocky Mountain Dinosaur Resource Center. Rodzaj Rhinconichthys należy do wymarłego nadrodzaju Pachycormidae, do których należą największe ryby kostnoszkieletowe, jakie kiedykolwiek żyły na Ziemi. Naukowcy oceniają, że długość ciała Rhinconichthys wynosiła ponad 2 metry. Ich chrząstka gnykowożuchwowa jest zbudowana w wyjątkowy sposób, umożliwiający niezwykle szerokie otwarcie pyska, dzięki czemu zwierzę mogło wchłonąć duże ilości planktonu. « powrót do artykułu
  11. Profesor Lister Staveley-Smith z University of Western Australia i jego zespół przyjrzeli się 883 galaktykom, z których niemal 330 było wcześniej nieznanych. Badania Staveleya-Smitha mogą pomóc w wyjaśnieniu tajemnicy Wielkiego Atraktora. Wielki Atraktor to obszar zaburzenia grawitacyjnego we wszechświecie. Obszar ten przyciąga do siebie setki tysięcy galaktyk, w tym Drogę Mleczną. Mimo, że wspomniane galaktyki znajdują się w stosunkowo niewielkiej odległości 250 milionów lat świetlnych od Ziemi, to ich obserwacja jest znacznie utrudniona, gdyż przesłania je Droga Mleczna. Profesor Stavaley-Smith zauważa, że naukowcy starają się wyjaśnić tajemnice Wielkiego Atraktora od czasu odkrycia zaburzeń w latach 70. i 80. ubiegłego wieku. Nie rozumiemy, co powoduje przyspieszenie grawitacyjne Drogi Mlecznej, ani co jest jego źródłem. Wiemy, że w tamtym regionie znajduje się nieco wielkich gromad galaktyk i że Droga Mleczna porusza się w ich kierunku z prędkością przekraczającą 2 miliony kilometrów na godzinę - stwierdza uczony. Naukowcy zidentyfikowali liczne nowe struktury, które mogą wyjaśniać zachowanie się Drogi Mlecznej. Są wśród nich trzy zbiory galaktyk, nazwane NW1, NW2 i NW3 oraz dwie gromady CW1 i CW2. Średnio galaktyka zawiera 100 miliardów gwiazd, odkrycie więc za Drogą Mleczną setek nowych galaktyk oznacza, że istnieje tam olbrzymia ilość masy, o której dotychczas nie mieliśmy pojęcia - mówi jeden z członków zespołu badawczego, profesor Renee Kraan-Korteweg z Uniwersytetu w Kapsztadzie. W badaniach brali udział naukowcy z Australii, Holandii, RPA i USA. « powrót do artykułu
  12. NASA prowadzi program, którego celem jest opracowanie niedużego samolotu pasażerskiego o napędzie elektrycznym. Proponowany samolot nazwano Sceptor od Scalable Convergent Electric Propulsion Technology and Operations Research. W ramach prowadzonych badań inżynierowie z NASA mają zamiar usunąć oryginalne skrzydła z samolotu Tecnam P2006T, zastąpić je skrzydłami własnej konstrukcji zintegrowanymi z silnikami elektrycznymi. Jak mówi Sean Clarke, jeden z menedżerow odpowiedzialnych za Sceptora, wykorzystanie seryjnie produkowanego samolotu ma tę zaletę, że łatwo będzie można porównać osiągi zmodyfikowanego samolotu z jego oryginalną wersją. Zamówiony u włoskiego producenta Tecnam powinien zostać w ciągu roku dostarczony do Armstrong Flight Research Center w Kalifornii. Przez cały ubiegły wrzesień piloci z NASA latali oryginalnym Tecnamem i zbierali informacje na temat jego osiągów. Przerobiony Tecnam będzie oblatywany przez NASA przez dwa lata. W tym czasie badania będą prowadzone w trzech kierunkach. Testowane będą eksperymentalne skrzydła zamontowane na ciężarówce, będzie rozwijany i wykorzystywany nowy symulator lotu samolotem elektrycznym, tworzone i weryfikowane będą narzędzia, które ostatecznie pozwolą na zbudowanie Sceptora. Dotychczasowe testy wykazały, że nowe skrzydło wyposażone w 18 silników charakteryzuje się dwukrotnie większą siłą nośną przy niższych prędkościach od systemów tradycyjnych. Celem NASA jest stworzenie samolotu, który jest energooszczędny, cichszy i bardziej przyjazny dla środowiska niż obecne maszyny. Sceptom ma powstać w 2019 roku. Ma być to samolot zabierający 9 pasażerów i wyposażony w 500 kilowatowy zespół napędowy. « powrót do artykułu
  13. Po ponad 300 latach dociekań naukowcom udało się wreszcie ustalić, w jaki sposób bakterie postrzegają świat. Zespół z Wielkiej Brytanii, Niemiec i Portugalii zauważył, że całe komórki bakteryjne spełniają funkcję mikroskopijnej gałki ocznej. Koncepcja, że bakterie mogą oglądać świat zasadniczo w ten sam sposób co my, jest ekscytująca - uważa prof. Conrad Mullineaux z Queen Mary University of London (QMUL). Autorzy publikacji z pisma eLife badali sinice (cyjanobakterie) z rodzaju Synechocystis. Ponieważ fotosynteza jest kluczowa dla przeżycia cyjanobakterii, naukowcy próbowali zrozumieć, w jaki sposób wyczuwają one światło. Wcześniejsze badania wykazały, że dysponują one fotoreceptorami i że potrafią ustalić położenie źródła światła i poruszać się w jego kierunku (wykazują fototaksję). Najnowsze studium zademonstrowało, że są do tego zdolne, bo całe ich ciało komórkowe spełnia rolę sferycznej soczewki. Cyjanobakterie poruszają się w kierunku przeciwnym do punktu, w którym promień skupia się na dalszej krawędzi komórki. Mullineaux opowiada, że do odkrycia doszło przez przypadek. Mieliśmy komórki przytwierdzone do powierzchni i oświetlaliśmy je z jednej strony, by obserwować ruch. Nagle zobaczyliśmy jasne punkty skupienia promieni i doznaliśmy olśnienia. Wtedy stało się jasne, co się dzieje. Naukowcy nie tylko badali zdolność skupiającą bakterii za pomocą różnych rodzajów mikroskopu, ale i posłużyli się promieniem lasera, by zbadać jego wpływ na zachowanie Synechocystis. Na środek szalki Petriego kierowano stały strumień światła, a następnie innym (silniejszym) promieniem podświetlano komórki z jednej strony. Na przestrzeni minut cyjanobakterie tworzyły pile, za pomocą których przemieszczały się w jego kierunku. Gdy tylko komórki docierały do promienia lasera i promień "dotykał" jednej ze stron, momentalnie zmieniały jednak kierunek. W normalnych okolicznościach zachowanie to skierowałoby sinice w kierunku źródła światła. Ponieważ światło dociera do komórki ze wszystkich stron, każda z sinic ma 360-stopniowy obraz otoczenia, skupiony na wnętrzu błony komórkowej. Obraz jest bardzo rozmyty - o rozdzielczości kątowej ok. 21 stopni (w przypadku naszych oczu wynosi ona 0,02 st.). To jednak wystarczy fotoreceptorom, by pokierować ruchem. Kiedy biolodzy oświetlali komórki 2 promieniami, pojawiały się 2 punkty skupienia promieni i bakteria wydawała się integrować informacje, przemieszczając się w kierunku pośrednim. Zespół sądzi, że bakterie mające kształt pałeczek także wykorzystują refrakcję do ustalenia położenia źródła światła; tym razem miałyby one działać jak światłowody. Dokładny mechanizm trzeba jednak określić w ramach przyszłych badań. « powrót do artykułu
  14. Międzynarodowy zespół naukowy uważa, że istnieje dajek może powodować trzęsienia ziemi o sile 6-7 stopni w skali Richtera. Dajka to formacja skalna powstała w wyniku intruzji magmy niezgodna z układem warstw skalnych i je przecinająca. Dajki mogą pojawiać się na całym świecie, gdyż są one związane z istnieniem samych procesów tektonicznych. Magma może pojawiać się wszędzie tam, gdzie dochodzi do odsuwania się od siebie płyt tektonicznych. Pojawianie się dajek to znane zjawisko, jednak nie było ono dotychczas zbyt intensywnie badane. Wiemy, że wiąże się ono z otwarciem się szczeliny i ma wpływ na tektonikę. W naszej pracy dowodzimy, że jest ono niebezpieczne dla ludzi mieszkających w pobliżu - mówi profesor Christelle Wauthier z Penn State. Naukowcy analizowali związek dwóch katastrof naturalnych. W dniu 17 stycznia 2002 roku w Demokratycznej Republice Kongo doszło do erupcji wulkanu Nyiragongo. Zginęło ponad 100 osób, a ponad 100 000 utraciło domy. Dziewięć miesięcy później, 24 października, doszło do trzęsienia ziemi wmieście Kalehe, położonym w odległości około 20 kilometrów od Nyiragongo. Trzęsienie w Kalehe to najsilniejsze tego typu zjawisko zarejestrowane w okolicach Jeziora Kivu. Chcieliśmy sprawdzić, czy istnieje związek pomiędzy erupcją wulkanu, a trzęsieniem ziemi - mówi Wauthier. Naukowcy wykorzystali interferometrię radarową InSAR do przeprowadzenia pomiarów zmian powierzchni Ziemi przed i po obu wydarzeniach. Technika ta pozwala na stworzenie mapy deformacji powierzchni. Badając te deformacje można znaleźć źrodło, które tłumaczy ich powstanie. Przyjrzeliśmy się deformacjom ze stycznia 2002 roku i stwierdziliśmy, że jej najbardziej prawdopodobnym źródłem jest 20-kilometrowej długości dajka powstała pomiędzy Nyiragongo i Kalehe - mówi Wauthier. Po trzęsieniu ziemi naukowcy przeprowadzili ponowne badania. Stwierdzili, że na granicy Wielkiego Rowu Wschodniego istnieje pęknięcie, które się osunęło i doprowadziło do trzęsienia ziemi. Analiza typu pęknięcia wykazała, że najbardziej pasuje ono do modelu formowania się dajki. Dane z obu badań wykorzystaliśmy podczas analizy zmian naprężeń Coulomba i stwierdziliśmy, że dajka ze stycznia 2002 roku mogła wywołać trzęsienie ziemi z października - dodaje uczona. Naukowcy przypuszczają, że pojawienie się dajki doprowadziło do zmian naprężeń w okolicznych skałach, które z kolei przekazały te naprężenia sąsiadującym skałom. Wystarczyło, że z czasem pojawiło się niewielkie zakłócenie, by wywołać spore trzęsienie ziemi. Nie od dzisiaj wiadomo, że za każdym razem, gdy magma przepływa przez skorupę ziemską, dochodzi do zmian naprężeń. Zwykle powoduje to jednak niewielkie trzęsienia. Nasze badania sugerują, że dajki mogą prowadzić do dużych trzęsień - stwierdza Wauthier. « powrót do artykułu
  15. Naukowcy z Uniwersytetu Technologicznego w Sydney scharakteryzowali zmiany zapachu ciała zmarłych ludzi w ciągu 72 godzin od zgonu. Mają nadzieję, że dzięki temu będzie można lepiej kierować poszukiwaniami na obszarach katastrof, kierując odpowiednie psy w odpowiednie miejsca. Wspominają też o ofiarach zagubionych np. w buszu czy lesie albo identyfikacji ukrytych grobów. Analiza wykazała, że najważniejszą cezurą jest 43. godzina od zgonu. Ponieważ świnie są fizjologicznie podobne do ludzi, badania prowadzono na zwłokach właśnie tych zwierząt. Autorzy publikacji z pisma Heliyon tłumaczą, że po katastrofie używa się 2 rodzajów psów: wykrywających zapach ludzi (mają one szukać tych, którzy przeżyli) i wykrywających zapach rozkładających się zwłok. Problemem jest jednak ustalenie, kiedy korzystać z pomocy jednych, a kiedy z pomocy drugich. Zespół Prue Armstrong umieścił latem na ziemi zwłoki 3 świń. Gdy zaczęły się rozkładać, Australijczycy kilka razy dziennie próbkowali wydobywający się zapach. Później posłużyli się chromatografem gazowym połączonym ze spektrometrem mas czasu przelotu (GC-GC-TOF-MS). Zidentyfikowano 105 lotnych związków organicznych (ang. volatile organic compounds, VOCs), które odpowiadały za woń rozkładu. Reprezentowały one kilka klas związków, najwięcej zawierało jednak azot, siarkę lub estry. Skład VOCs zmieniał się z godziny na godzinę. Profil zapachowy przed 43. godziną był zaś zupełnie inny od profilu po upływie 43 godzin. Naukowcy sądzą, że 43 godziny wyznaczają moment, kiedy zapach zmienia się z profilu przedśmiertnego na pośmiertny. Byliśmy zaskoczeni, że we wczesnym okresie pośmiertnym udało się zidentyfikować tyle lotnych związków organicznych. Sądzimy, że stało się tak dzięki wykorzystaniu GC-GC-TOF-MS. Wcześniejsze badania z zastosowaniem prostszych metod chromatograficznych nie wskazały na tyle [...] VOCs. Rozszerzając zakres badanych sytuacji, naukowcy przeprowadzili kolejne testy zapachowe w warunkach australijskiej zimy. « powrót do artykułu
  16. Po raz pierwszy w historii układy flash NAND charakteryzują się większą gęstością zapisu niż dyski HDD. Podczas 2016 IEEE International Solid State Circuits Conference Micron przedstawił dane, z których wynika, że w układach NAND można na tej samej powierzchni zapisać więcej danych niż w tradycyjnych HDD. Jeszcze w 2015 roku Samsung informował, że układy 3D NAND osiągnęły gęstość zapisu rzędu 1,19 Tb/in2 i obiecywał, że w roku 2016 zostanie osiągnięta gęstość 1,69 Tbpsi (terabitów na cal kwadratowy). Teraz Micron informuje, że posiada laboratoryjny prototyp układu 3D NAND o gęstości zapisu sięgającej 2,77 Tbpsi. Tymczasem gęstość zapisu współczesnych HDD nie przekracza 1,3 Tbpsi. Warto jednak zauważyć, ze producenci HDD nie poddają się. Pomiędzy III kwartałem 2014 a III kwartałem 2015 gęstość zapisu na HDD wzrosła o około 60%. Daleko jej jednak do gęstości zapisu układów NAND. Tradycyjne dyski twarde mają jednak tę zaletę, że są znacznie tańsze w produkcji i będą znacznie tańsze od układów flash pod względem ceny za jednostkę pojemności. Różnica w cenie może być ogromna. Dość wspomnieć, że japońska firma Fixstars rozpoczyna sprzedaż 13-terabajtowego SSD, którego cena za gigabajt będzie wynosiła 1 USD. Dysk będzie zatem kosztował 13 000 dolarów. Tymczasem 8-terabajtowy HDD wypełniony helem można kupić już za 515 dolarów. Na wysoką cenę układów flash wpływ m.in. koszt budowy fabryki, w której są one produkowane. Zakład wytwarzający nowoczesne układy 3D NAND może kosztować nawet 10 miliardów dolarów. « powrót do artykułu
  17. Naukowcy z Uniwersytetu Stanforda oraz SLAC National Accelerator Laboratory opracowali technologię, która umożliwi stworzenie efektywnej krzemowej anody. Taka anoda może potencjalnie przechowywać 10-krotnie więcej energii niż współczesne anody. Problem jednak w tym, że podczas ładowania akumulatorów cząstki krzemu powiększają się, pękają i rozpadają. Ponadto wchodzą w reakcje z elektrolitem, co powoduje tworzenie się na nich powłoki, która negatywnie wpływa na ich wydajność. Uczeni ze Stanforda i SLAC opisali prosty, trzystopniowy proces, pozwalający na stworzenie mikroskopowych grafenowych klatek, w których umieszczane są cząstki krzemu. Klatki są na tyle duże, że pozwalają krzemowi na zwiększanie objętości i na tyle elastyczne, że popękane kawałki krzemu przylegają do siebie, zostaje więc zachowany przepływ ładunków. Ponadto blokują reakcję z elektrolitem, nie dopuszczając do formowania się niekorzystnej powłoki. Profesor Yi Cui i jego zespół mówi, że podobną technikę można zastosować do innych materiałów wykorzystywanych w elektrodach i stworzyć lekkie akumulatory o dużej pojemności. Początkowo Cui i jego współpracownicy tworzyli anody z krzemowych nanokabli i nanocząstek, które są na tyle małe, że się nie rozpadają. Później zaczęli eksperymentować z różnymi sposobami zamykania krzemowych nanocząstek w strukturach ochronnych. W końcu wykorzystali grafenowe klatki. Nowa metoda pozwala na użycie znacznie większych cząstek krzemu. Takich o średnicy 1-3 mikrometów. Są one tanie i łatwo dostępne. Cząstki, których użyliśmy, są bardzo podobne do odpadów przemysłu półprzewodnikowego. Tej wielkości cząstki nigdy nie sprawowały się dobrze w anodach. Jesteśmy więc niezwykle podekscytowani, że znaleźliśmy praktyczne rozwiązanie problemu - mówi Cui. Grafenowe klatki, by spełnić swoją rolę, muszą mieć wielkość dopasowaną do każdej z nanocząstek. Naukowcy najpierw pokryli nanocząstki niklem. Grubość jego warstwy łatwo jest dobrać. Następnie na jego powierzchni hodowali grafen. Nie było to trudnym zadaniem, gdyż nikiel jest katalizatorem wzrostu grafenu. W końcu pozbyli się niklu za pomocą kwasu, a dzięki temu wewnątrz grafenowej klatki pozostała odpowiednia ilość miejsca, by umożliwić rozszerzanie się cząstek krzemu. Wcześniej próbowano różnych powłok, jednak wszystkie one zmniejszały efektywność anody. Grafenowe klatki to pierwsze powłoki, które nie zmniejszają wydajności, a cały proces ich produkcji przebiega w stosunkowo niskiej temperaturze - mówi jeden z naukowców, Kai Yan. « powrót do artykułu
  18. Wolontariusze z grupy Coolum and North Shore Coast Care znaleźli na plaży Castaways na Słonecznym Wybrzeżu (Sunshine Coast) w Queensland bardzo rzadkiego młodego żółwia zielonego-albinosa. Australijczycy oglądali w niedzielę gniazdo, w którym 2 dni wcześniej doszło do wylęgu. Byli przekonani, że poza skorupkami niczego w nim nie ma, tymczasem spotkała ich spora niespodzianka... Nigdy wcześniej [...] nie widzieliśmy czegoś takiego, wszyscy byliśmy więc trochę zaskoczeni - opowiada Linda Warneminde, szefowa grupy. Albinos leżał na karapaksie, łapami do góry. Miał czerwone oczy i lekko zaróżowione brzegi kończyn. Poza tym był idealnie biały. Ochotnicy natrafili na niego, gdy zliczali skorupki jaj, by ustalić, ile dokładnie żółwi się wykluło. Okazało się, że poza albinosem, 121. Młode żółwie-albinosy są skrajnie rzadkie; zdarzają się w jednym przypadku na kilkaset tysięcy złożonych jaj - podkreśla dr Col Limpus, naukowiec z Wydziału Zagrożonych Gatunków rządu Queensland. Warneminde tłumaczy, że przeżywalność młodych Chelonia mydas jest bardzo niska. [...] Tylko jeden na tysiąc wyklutych żółwików dożyje dorosłości, a dr Limpus dodaje, że przeżywalność albinosów jest jeszcze mniejsza. Brakuje im odpowiedniego ubarwienia, które pozwoli wtopić się w otoczenie i częściej padają ofiarą drapieżników. Ku uciesze zgromadzonych na plaży, Alby, jak go pieszczotliwie nazwano, zdołał dotrzeć do wody. « powrót do artykułu
  19. Gwałtowne ochłodzenie klimatu mogło przyczynić się do wielu dramatycznych wydarzeń, które miały miejsce w VI i VII wieku naszej ery. Badania pierścieni drzew ujawniły, że w tym czasie doszło do znaczącego ochłodzenia, które mogło wywołać głód, migracje czy wojny. Międzynarodowy zespół naukowy przeanalizował ponad żywych 150 drzew oraz ponad 500 martwych drzew z Gór Ałtaj. Na tej podstawie zrekonstruował klimat w latach 359 przed Chrystusem do roku 2011. Z badań wynika, że w ciągu ostatnich 2 mileniów 20 najzimniejszych okresów lata przypada na VI wiek, po roku 536. Niedawne badania rdzeni lodowych wykazały, że w 536 roku gdzieś na półkuli północnej doszło do potężnej erupcji wulkanicznej. Niedługo później, w roku 540 i 547, miały miejsce kolejne silne erupcje, które wzmocniły efekt, jaki wywarła ta pierwsza. Wybuchy wulkanów spowodowały, że lata 40. VI wieku były najchłodniejszą dekadą od ponad 2300 lat. Uczeni obliczyli, że średnia roczna temperatura wynosiła wówczas 11,8 stopnia Celsjusza. Dla porównania warto zauważyć, że średnia roczna temperatura w roku 2015 wynosiła 14,8 stopnia. Pyły i gazy wyrzucone przez trzy silne erupcje wulkaniczne trafiły do atmosfery i odbijały promienie słoneczne, przyczyniając się do wychłodzenia powierzchni planety. Ochłodzenie pociągnęło za sobą zwiększenie pokrywy lodowej na biegunie północnym, a chłodzący efekt został dodatkowo wzmocniony niezwykle małą aktywnością Słońca w połowie VII wieku. Naukowcy uważają więc, że w latach 536-660 miała miejsce Późna Antyczna Epoka Lodowa. Jej pojawienie się mogło być jednym z czynników, który wywołał dramatyczne zmiany, jakie wówczas zaszły. Na początku lat 40. VI wieku doszło do epidemii dżumy Justyniana, która mogła zostać spowodowana migracjami z obszarów, gdzie dżuma występowała. Ochłodzenie klimatu mogło przyczynić się do klęsk nieurodzaju i migracji ze stepów azjatyckich oraz Półwyspu Arabskiego (pojawienie się i rozprzestrzenienie islamu), migracji Słowian, niepokojów politycznych w Chinach czy upadku imperium Sasanidów. « powrót do artykułu
  20. Nasze badania dowiodły, że pyłki roślinne - materiał odnawialny - mogą posłużyć do stworzenia węglowej anody - mówi profesor Vilas Pol z Purdue University. We współczesnych bateriach litowo-jonowych anody są przeważnie wykonane z grafitu. Naukowcy z Purdue badali pyłki roślinne, które są materiałem szeroko dostępnym, pod kątem wykorzystania w bateriach zawartego w nich węgla. Pod uwagę wzięli pyłek zbierany przez pszczoły oraz pyłek pałki. Pyłek zbierany przez pszczoły to mieszanina pyłków różnych roślin. Z kolei pyłek pałki charakteryzuje się identycznym kształtem. Współpracownik Pola, doktorant Jialiang Tang, mówi: zacząłem przyglądać się pyłkom, gdy przed dwoma laty mama powiedziała mi, że się na nie uczuliła. Zafascynowało mnie piękno i różnorodność struktur pyłków. Jednak na pomysł wykorzystania ich w bateriach wpadłem dopiero, gdy zacząłem pracować nad bateriami i zdobywałem wiedzę na temat karbonizacji biomasy. Pyłek najpierw poddawano pirolizie w wysokiej temperaturze w obecności argonu, a następnie materiały wyjściowy podgrzewano do temperatury około 300 stopni Celsjusza w obecności tlenu, tworząc pory w węglowej strukturze. Badania wykazały, że tak uzyskaną anodę można ładować z różną szybkością. Po 10 godzinach jest ona w pełni naładowana, jednak już po godzinie jest naładowana a ponad 50%. Pyłkowa anoda charakteryzuje się też dobrą pojemnością. Teoretyczna pojemność grafitu wynosi 372 mAh na gram. My po godzinie ładowania osiągnęliśmy 200 mAh na gram, poinformował profesor Pol. Anody poddawano też testom w różnych temperaturach i wykazały one, że pyłek pałki sprawuje się lepiej niż pyłek zbierany przez pszczoły. Uczeni wciąż rozwijają swoją koncepcję. W przyszłości chcą swoją anodę połączyć ze standardową katodą i sprawdzić, jak będzie sprawowała się taka bateria. Niewykluczone zatem, że za jakiś czas na rynek trafią baterie z anodą z pyłku roślinnego. « powrót do artykułu
  21. Ciemniejące skórki banana mogą pomóc w określeniu stadium czerniaka złośliwego. Na skórkach dojrzewających bananów pojawiają się brązowe plamy. Są one wywoływane przez enzym tyrozynazę. W komórkach czerniaka aktywność enzymu jest podwyższona, co skutkuje wzmożoną produkcją barwnika melaniny. Tzu-En Lin z Politechniki Federalnej w Lozannie współtworzyła technikę obrazowania, która pozwala mierzyć poziom tyrozynazy i jej dystrybucję w skórze. Na początku badania prowadzono na dojrzałych owocach, a później na próbkach tkanki nowotworowej. Okazało się, że stężenie i rozkład tyrozynazy wskazują na zaawansowanie choroby. W czerniaku in situ poziom enzymu jest niski. W stadium inwazyjnym, gdy guz sięga skóry właściwej, występuje go dużo i jest on równomiernie rozłożony. W stadium, kiedy guz dociera do krwiobiegu, stężenie ponownie jest niższe, a rozkład heterogenny (nierównomierny). Wszystko wskazuje więc na to, że enzym jest wiarygodnym markerem rozwoju czerniaka. Plamy na ludzkiej skórze i skórce bananów są z grubsza tej samej wielkości. Pracując z owocem, byliśmy więc w stanie rozwinąć i przetestować metodę diagnostyczną przed wypróbowaniem jej na ludzkich biopsjach - wyjaśnia dr Hubert Girault z Laboratorium Elektrochemii Fizycznej i Analitycznej. Szwajcarzy skonstruowali skaner z mikroelektrodami ustawionymi w rzędzie jak zęby grzebienia (giętkością przypominają one ludzkie palce). W trakcie badania przesuwają się po nierównościach skóry, nie uszkadzając jej. Mierzą reakcję elektrochemiczną na obszarze kilku milimetrów kwadratowych. Elektrody wyliczają ilość i rozkład tyrozynazy, co pozwala określić stadium rozwoju czerniaka. Kolejnym krokiem będzie zastosowanie skanera do zobrazowania guza i zniszczenia go. Wstępne testy laboratoryjne pokazały, że nasze urządzenie można wykorzystać do zniszczenia [zmienionych chorobowo] komórek - podsumowuje Girault. « powrót do artykułu
  22. Drzewa sadzone w Europie od 1750 r. zwiększają globalne ocieplenie. Naukowcy sądzą, że główną przyczyną jest zastępowanie drzewostanu liściastego gatunkami iglastymi. Sosny czy świerki są bowiem ciemniejsze i pochłaniają więcej ciepła niż np. dąb i brzoza. Między 1750 a 1850 r. okrywa leśna Europy zmniejszyła się aż o 190 tys. km2. Wykorzystanie paliw kopalnych spowolniło wyrąb i od 1850 r. po współczesność lasy Starego Kontynentu powiększyły się o 386 tys. km2 i obecnie zajmują o 10% większy obszar niż przed rewolucją przemysłową. Biolodzy podkreślają jednak, że w przeszłości europejskie lasy rosły dziko, a obecnie aż ok. 85% zarządzają ludzie. Podejście do zalesienia stało się bardziej naukowe: sadzi się szybciej rosnące i wartościowe komercyjnie gatunki, takie jak sosna zwyczajna (Pinus sylvestris) czy świerk pospolity (Picea abies). Szybkie ponowne zalesianie dużych powierzchni uznawano za dobrą strategię - drzewa miały być magazynem węgla. Okazało się jednak, że pozytywny wpływ nowych drzew na klimat był zdecydowanie przeceniany. Zespół dr Kim Naudts, która prowadziła badania, pracując w Laboratorium Klimatologii i Nauk o Środowisku w Gif-sur-Yvette, zrekonstruował 250 lat zarządzania lasem w Europie. Naukowcy ustalili, że sposób gospodarowania sprawił, że drzewa zmagazynowały o wiele mniej węgla, niż miałoby to miejsce, gdyby las rósł dziko. Zorganizowane wycinanie skutkuje uwolnieniem węgla, który w innych okolicznościach pozostałby w glebie, ściółce leśnej i butwiejącym drewnie. Ponadto wybór drzew iglastych, a nie liściastych zmienia albedo i ewapotranspirację. Nawet dobrze zarządzane współczesne lasy magazynują mniej węgla niż ich naturalne odpowiedniki z 1750 r. - podkreśla Naudts. Wskutek zwrotu ku gatunkom iglastym latem temperatura w warstwie granicznej atmosfery wzrosła o 0,12 K; drzewa iglaste są bowiem ciemniejsze i absorbują więcej promieniowania. Nasze wyniki sugerują, że w dużych częściach Europy program sadzenia drzew mógłby zrównoważyć emisję. Nie ma jednak mowy o ochłodzeniu planety, zwłaszcza w przypadku zalesiania gatunkami iglastymi. Autorzy publikacji z pisma Science podejrzewają, że podobne zjawiska występują w innych rejonach świata, gdzie zastosowano podobny program. Wiele krajów uznało sadzenie drzew za kluczowy element radzenia sobie ze zmianą klimatu. Chiny tworzą np. wielki zielony mur, który po ukończeniu ma zajmować ok. 400 mln hektarów. Naudts i inni doradzają, by lepiej przyglądać się zarówno typowi sadzonych drzew, jak i gospodarce leśnej. Sądzą, że wycinane drzewa iglaste dobrze byłoby zastępować liściastymi. « powrót do artykułu
  23. Holenderscy producenci i dystrybutorzy filmowi zagrozili swojemu rządowi pozwem sądowym za niedopełnienie ciążącego na nim obowiązku egzekwowania prawa. Jeśli dojdzie do procesu producenci i dystrybutorzy zrzeszeni w organizacji Vereniging van Speelfilm Ondernemers (VSO) będą domagali się 1,2 miliarda euro odszkodowania za to, że rząd niedostatecznie przykłada się do walki z piractwem. Organizacja VSO dała rządzącym czas do 19 lutego na wzięcie na siebie odpowiedzialności rozpoczęcie rozmów o wysokości odszkodowania. W przeciwnym razie sprawa trafi do sądu. Rząd Holandii od roku utrzymuje, że pobieranie treści z nielegalnych źródeł jest dozwolone. W wyniku tego cała generacja ludzi sądzi, że może oglądać filmy nie płacą za nie - mówią przedstawiciele VSO. Piractwo jest w Holandii tolerowane, a producenci i dystrybutorzy otrzymują pieniądze z tzw. opłaty reprograficznej, czyli podatku nałożonego m.in. na urządzenia, na których można odtwarzać muzykę czy filmy. W kwietniu 2014 roku Trybunał Sprawiedliwości UE zwrócił Holandii uwagę na kwestię piractwa i od tej pory jest ono nielegalne w Holandii. Zdaniem VSO rząd nie egzekwuje jednak przepisów prawa w tym zakresie. « powrót do artykułu
  24. Naukowcy z Wielkiej Brytanii i Włoch zademonstrowali, w jaki sposób, nie naruszając integralności komórki, stworzyć bezpośredni interfejs grafen-neuron. Zespół uważa, że uzyskane wyniki można wykorzystać w budowie elektrod grafenowych do bezpiecznej implantacji w mózgu. Wspomina też o odnowie funkcji u osób z paraliżem czy po amputacji, a także pacjentów z zaburzeniami motorycznymi, np. chorobą Parkinsona. Wcześniej inne ekipy wykazały, że do oddziaływań z neuronami można wykorzystać modyfikowany grafen. W przypadku takich interfejsów stosunek sygnału do szumu był jednak bardzo niski. Opracowując metody bazujące na niemodyfikowanym grafenie, badacze zachowali przewodność elektryczną i uzyskali lepszą elektrodę. Po raz pierwszy stworzyliśmy bezpośredni interfejs grafenu i neuronów. Później testowaliśmy zdolność komórek nerwowych do generowania sygnałów elektrycznych [...] i stwierdziliśmy, że nie uległa ona zmianie. To pierwsze badanie funkcjonalne aktywności synaptycznej za pomocą niepowlekanych materiałów grafenowych - podkreśla prof. Laura Ballerini z Uniwersytetu w Trieście. Wszczepiane elektrody muszą być bardzo wrażliwe na impulsy elektryczne. Powinny też być stabilne i nie zmieniać poddawanej pomiarom tkanki. Niestety, bazujące na wolframie czy krzemie elektrody z interfejsu często tracą z czasem sygnał (niekiedy całkowicie). Dzieje się tak przez utworzenie wokół nich tkanki bliznowatej. Wykazano, że doskonałym rozwiązaniem tych problemów może być giętki, biokompatybilny, stabilny i cechujący się świetnym przewodnictwem grafen. Na podstawie eksperymentów przeprowadzonych w hodowlach szczurzych neuronów naukowcy zademonstrowali, że grafenowe elektrody dobrze oddziałują z komórkami. Badanie pod mikroskopem elektronowym i za pomocą immunofluorescencji pokazało, że neurony pozostają zdrowe i przekazują normalne impulsy elektryczne. Nie zaobserwowano niekorzystnych reakcji prowadzących do bliznowacenia. W przyszłości naukowcy zamierzają sprawdzić, jak na neurony wpływają różne formy grafenu - od wielo- po jednowarstwowy. Chcą też ustalić, czy dostrajanie właściwości grafenu może zmienić synapsy i pobudliwość neuronów w nieznany dotąd sposób. Wstępne wyniki pokazują, że jeśli chodzi o potencjał grafenu i materiałów pokrewnych w biozastosowaniach i medycynie, odkryliśmy zaledwie czubek góry lodowej - podsumowuje prof. Andrea Ferrari, dyrektor Centrum Grafenu w Cambridge. « powrót do artykułu
  25. Naukowcy z MIT założyli firmę Mapdwell, która tworzy mapy opłacalności stosowania paneli słonecznych. Na uruchomionej już witrynie wystarczy odnaleźć swój budynek i kliknąć na nim, by otrzymać informacje na temat kosztów instalacji, oszczędności energii i pieniędzy oraz wpływu na środowisko paneli fotowoltaicznych, które chcielibyśmy zainstalować na dachu. Na razie na witrynie Mapdwell znajduje się osiem miast z USA, w tym Nowy Jork, San Francisco i Boston oraz kilka miejscowości z Chile. Do końca roku Mapdwell chce rozszerzyć swoją usługę na wszystkie główne metropolie Stanów Zjednoczonych. Profesor Christoph Reinhart, szef MIT Sustainable Desing Lab i jeden z twórców technologii używanej przez Mapdwell mówi, że w miastach, które dotychczas umieszczono w Mapdwell instalowanie paneli słonecznych jest przeważnie opłacalne w dłuższym okresie. Na przykład w Cambridge [stan Massachusetts - red.] instalacja na dobrym dachu zwraca się w ciągu 7 lat - informuje uczony. Pod pojęciem "dobrego dachu" kryje się wiele czynników branych pod uwagę przez Mapdwell, takich jak np. nachylenie dachu czy obecność drzew. Latem chcesz mieć drzewa przy domu, gdyż zmniejszają one koszt klimatyzacje. Ale jeśli w dużej mierze zacieniają one dach, to nie jest to dobre dla pozyskiwania energii słonecznej - mówi Reinhart. Mapdwell dostarcza też przydatne informacje władzom miast. Oblicza bowiem potencjał energetyczny miejscowości. Z witryny możemy się dowiedzieć np. że niewykorzystany potencjał Bostonu wynosi około 1,5 GW, dla San Francisco 3 GW, a dla Nowego Jorku aż 11 GW. Gdyby na przykład Nowy Jork wykorzystywał cały dostępny potencjał energii słonecznej, to emisja węgla zmniejszyłaby się o tyle, ile wchłania go 185 milionów drzew. Mapdwell korzysta z map lotniczych tworzonych za pomocą systemów LiDAR oraz z danych geograficznych i pogodowych. Na tej podstawie tworzony jest trójwymiarowy obraz każdego dachu oraz przypisywane mu są indywidualne dane. Każdy dach pokryty jest różnokolorowymi kropkami reprezentującymi dostępne miejsca instalacji paneli słonecznych wraz z informacjami o nasłonecznieniu. Dla każdego z pokolorowanych obszarów dostępna jest informacja o kosztach instalacji, średnich miesięcznych i rocznych oszczędnościach, czasie zwrotu całej inwestycji oraz o ewentualnych ulgach podatkowych czy dopłatach. Otrzymujemy tez informacje środowiskowe, takie jak oszczędność energii w przeliczeniu na zasadzone drzewa, zmniejszenie emisji węgla, wydajność paneli i wiele wiele innych. Profesor Reinhart zaczął pracować nad technologią leżącą u podstaw Mapdwell w 2011 roku, gdy dowiedział się, że istnieją tego typu narzędzia dla kilku miast. Jeśli przyjrzało się tym mapom dokładniej, wychodziły na jaw różne śmieszne rzeczy - mówi uczony. Stosowane algorytmy były błędne lub wykorzystywały błędne lub przestarzałe dane. Reinhart i jego zespół otrzymali dofinansowanie z Narodowej Fundacji Nauki i stworzyli technologię opisującą szczegółowo całe miasta. Rozpoczęli od Cambridge, siedziby MIT. Pokazali wyniki swojej pracy władzom miasta. Wynikało z nich, że gdyby panele słoneczne zainstalować na wszystkich 17 000 budynków w mieście, to zaspokoiłoby to 30% jego zapotrzebowania na energię elektryczną. Profesor zauważył też potencjał biznesowy stworzonej technologii. Nawiązał więc współpracę ze swoim dawnych kolegą z Uniwersytetu Harvarda, Eduardo Berlinem, który specjalizuje się w badaniach nad modelami informacyjnymi dla rynku nieruchomości. Wspólnie stworzyli technologię i witrynę, z której korzystać może każdy właściciel nieruchomości. Nowa platforma zdała swój pierwszy test już w 2014 roku, gdy w Wellfleet's Solarize Campaign firmy instalujące panele słoneczne mogły skorzystać z Mapdwell, by określić gdzie opłaca się instalować panele słoneczne. Wyposażeni w takie dane instalatorzy mogli odwiedzić właścicieli nieruchomości już z gotowymi wyliczeniami dotyczącymi kosztów i oszczędności. Ponad połowa właścicieli podpisała umowy na instalację paneli fotowoltaicznych. Korzyść z Mapdwell odnoszą więc obie strony, gdyż firmy oferujące panele wiedzą, gdzie warto się udać z ofertą, w właściciele budynków mogą z łatwością sprawdzić, czy przedstawiona im oferta jest korzystna. Teraz profesor Reinhart tworzy model, który pozwoli na określenie godzinowego zapotrzebowania na energię dla każdego z budynków w mieście. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...