Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37636
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Odporność wrodzona jest u nietoperzy ciągle "włączona". Wg naukowców, spostrzeżenie to może pomóc w walce z groźnymi dla ludzi patogenami, np. wirusem Ebola. Nietoperze są nosicielami ponad 100 wirusów, niektórych śmiertelnych dla ludzi, ale nie wykazują symptomów wywoływanych przez nich chorób. Zespół dr Michelle Baker z Australijskiego Laboratorium Zdrowia Zwierząt CSIRO badał geny oraz układ odpornościowy rudawek żałobnych (Pteropus alecto). By zrozumieć, na czym polega wyjątkowość odpowiedzi nietoperzy na wirusy, skupiliśmy się na wrodzonym układzie odpornościowym, a zwłaszcza interferonach [...]. Co ciekawe, wykazaliśmy, że nietoperze mają zaledwie 3 interferony, a to zaledwie ułamek - mniej więcej 1/4 - ludzkiego arsenału. Biorąc pod uwagę unikatową zdolność kontrolowania śmiertelnych dla ludzi zakażeń wirusowych, to [naprawdę] zaskakujące [...]. Naukowcy porównali dwa interferony typu I: IFN-α i IFN-β. Okazało się, że nawet gdy nie były zakażone żadnym wykrywalnym wirusem, nietoperze wykazywały wzmożoną wrodzoną odpowiedź odpornościową nieswoistą. Ludzie i myszy aktywują odpowiedź immunologiczną tylko w reakcji na zakażenie, [tymczasem] IFN-α rudawek jest stale "włączony", spełniając rolę działającej 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu linii walki z chorobami. U innych gatunków ssaków stała aktywność odpowiedzi immunologicznej jest niebezpieczna (w tym miejscu warto wspomnieć choćby o cyto- i histotoksyczności), ale u nietoperzy układ odpornościowy działa w pełnej harmonii. Dr Baker uważa, że gdyby odpowiedź immunologiczną innych gatunków przekierować na modłę nietoperzy, śmiertelność na różne choroby mogłaby spaść. « powrót do artykułu
  2. Amerykańscy i brazylijscy badacze rozpoczynają największe z dotychczasowych badań nad związkiem wirusa Zika z mikrocefalią. Od początku wybuchu epidemii wirusa Zika w Brazylii potwierdzono ponad 500 przypadków mikrocefalii. Badanych jest też ponad 3900 kolejnych przypadków. Zwykle w Brazylii występuje rocznie około 150 przypadków mikrocefalii. Eksperci z amerykańskiego Centrum Kontroli i Prewencji Chorób Zakaźnych we współpracy z kolegami z Brazylii planują przeprowadzenie kilkutygodniowych badań, które mają odpowiedzieć na pytanie, czy wirus Zika powoduje mikrocefalię. Naukowcy mają nadzieję, że uda im się zachęcić do współpracy 100 matek, których dzieci cierpią na mikrocefalię. Wyniki takich badań zostaną porównane z wynikami 300-400 zdrowych matek i ich dzieci. Wstępne wyniki powinny być znane wiosną. Specjaliści podkreślają, że ich praca może przynieść mocniejsze potwierdzenie istnienia istnienia związku pomiędzy infekcją Zika a mikrocefalią, jednak ostateczny naukowy dowód wykazujący, że Zika powoduje mikrocefalię możemy zdobyć dopiero po wielu latach badań. Mamy jednak coraz więcej przesłanek, wiążących wirusa z mikrocefalią. Znaleziono go bowiem w tkance mózgowej płodu, wodach płodowych i łożysku. Brazylia to jedyny kraj, w którym doszło do zwiększenia liczby mikrocefalii po pojawieniu się epidemii wirusa Zika. « powrót do artykułu
  3. Państwowa spółka Petróleos del Perú S.A. (Petroperú) poinformowała w poniedziałek (22 lutego), że przez 2 pęknięcia w głównym rurociągu doszło do zanieczyszczenia rzek Chiriaco i Morona na północnym zachodzie kraju. Do wody, z której korzysta przynajmniej osiem społeczności Achuarów, dostało się ok. 3 tys. baryłek surowca. Ministerstwo Zdrowia ogłosiło alert dot. jakości wody w pięciu dystryktach w pobliżu wycieków. Organismo de Evaluación y Fiscalización Ambiental (OEFA) poinformowała, że jeśli testy potwierdzą, że wycieki pod koniec stycznia i na początku lutego zaszkodziły zdrowiu ludzi, Petroperú będzie musiała zapłacić grzywnę w wysokości 60 mln nowych soli (17 mln dolarów). Jak podkreśla lider lokalnej społeczności Edwin Montenegro, ulewne deszcze zniweczyły początkowe próby zaradzenia sytuacji. Ropa pokonała bowiem ściany oporowe i dostała się do pobliskich rzek. Dyrektor Petroperú German Velasquez ujawnia, że przyczyną pierwszego wycieku było obsunięcie ziemi. Przyczyny drugiego uszkodzenia są na razie nieznane. Wypadek może zaszkodzić wizerunkowi firmy, która przygotowywała się do wprowadzenia do obrotu na giełdzie papierów wartościowych w Limie 49% akcji. Podlegająca Ministerstwu Ochrony Środowiska OEFA poleciła Petroperú wymianę uszkodzonych odcinków rurociągu oraz poprawę konserwacji. Ważne, by zauważyć, że [opisane] wycieki nie są izolowanymi przypadkami - napisano w oświadczeniu Organismo de Evaluación y Fiscalización Ambiental. Velasquez poinformował, że by zapobiec przyszłym wyciekom, spółka prowadzi przegląd zbudowanego w latach 70. rurociągu. Może on potrwać nawet 2 miesiące. Dyrektor zaprzeczył doniesieniom, jakoby firma płaciła za oczyszczanie rzek dzieciom, ale jednocześnie przyznał, że rozważane jest zwolnienie 4 urzędników, w tym jednego, który miał pozwolić dzieciom walczyć ze skutkami zanieczyszczenia. « powrót do artykułu
  4. W XX wieku poziom oceanów zwiększył się bardziej niż w którymkolwiek z 27 poprzednich stuleci, wynika z badań przeprowadzonych przez naukowców z Rutgers University. Naukowcy stwierdzili również, że gdyby nie globalne ocieplenie w XX wieku poziom oceanów nie zwiększyłby się bardziej niż o połowę, a być może by nawet spadł. Tymczasem w latach 1900-2000 poziom ten wzrósł o około 14 centymetrów. To bardzo duży przyrost, szczególnie odczuwalny dla nisko położonych obszarów przybrzeżnych. Przyrost w XX wieku był wyjątkowy na przestrzeni ostatnich trzech tysiącleci. A w ciągu ostatnich 20 lat był nawet szybszy - mówi główny autor badań, profesor Robert Kopp. Naukowcy podczas swoich badań wykorzystali metodę statystyczną opracowaną przed 2 laty przez Koppa. Żaden lokalny pomiar nie dostarcza informacji o globalnym poziomie wód. Każdy taki pomiar mówi nam o poziomie w danej lokalizacji, a na pomiar ten może wpływać wiele lokalnych czynników, przez co różni się od od średniej światowej. Uśrednienie pomiarów jest poważnym statystycznym wyzwaniem - mówi uczony. Badania wykazały też, że w latach 1000-1400 poziom oceanów zmniejszył się o 8 centymetrów. W tym czasie średnia temperatura Ziemi zmniejszyła się o około 0,2 stopnia Celsjusza. Obecnie jest o około 1 stopień wyższa niż w drugiej połowie XIX wieku. Na potrzeby badań uczeni wykorzystali dane dotyczące takich wskaźników poziomu oceanów jak wysokość atoli koralowców, położenie miejsc archeologicznych czy lokalizacja bagien z ostatnich 3000 lat. W ten sposób zebrali dane z 24 lokalizacji na całym świecie. Na tej podstawie ustalili nie tylko ostatni wzrost poziomu oceanów, ale stwierdzili również, że bez globalnego ocieplenia mógłby nastąpić 3-centymetrowy spadek do 7-centymetrowego wzrostu. Zdaniem uczonych nie doszłoby też do ponad połowy z dziesiątków tysięcy przybrzeżnych powodzi, jakie zanotowano w USA od 1950 roku. Zespół Koppa oszacował, że w XXI wieku poziom oceanów może podnieść się od 52 do 131 centymetrów. Jeśli jednak zrezygnujemy z paliw kopalnych najbardziej prawdopodobny jest wzrost poziomu o 24-61 centymetrów. « powrót do artykułu
  5. Jedzenie suszonych śliwek może chronić przed działaniem promieniowania jonizującego, które zwiększa uszkodzenie oksydacyjne tkanek szkieletowych, prowadząc do nierównowagi w przebudowie kości (metabolicznym obrocie kostnym). Wywołany promieniowaniem jonizującym ubytek masy kostnej to potencjalny problem zdrowotny dla przedstawicieli pewnych zawodów [...]. Ma to odniesienie nie tylko do astronautów [...], ale i leczonych onkologicznie, którzy przechodzą radioterapię, pracowników elektrowni atomowej czy ofiar katastrof jądrowych. Zmiany w aktywności metabolicznej mogą prowadzić do zaburzenia integralności szkieletu i łamliwości zarówno u zwierząt, jak i ludzi poddawanych radioterapii - podkreśla dr Nancy Turner z Texas A&M AgriLife Research. Amerykańscy naukowcy oceniali metody interwencji, w tym koktajle antyoksydantów, kwas dihydroliponowy (DHLA), ibuprofen i suszone śliwki, które mogą zapobiec uszkodzeniu kości pod wpływem promieniowania o niskim i wysokim przekazywaniu energii. Różne czynniki o działaniu przeciwutleniającym lub przeciwzapalnym badano pod kątem zdolności zapobiegania utracie masy kostnej i tłumienia w komórkach szpiku ekspresji genów, prowadzącej do rozpadu kości po naświetleniu promieniami gamma lub symulowanym promieniowaniem kosmicznym. Jak wyjaśnia Turner, utrata masy kostnej pod wpływem promieniowania jonizującego zachodzi u gryzoni dość szybko. Suszone śliwki okazały się najskuteczniejsze w zmniejszaniu ekspresji genów związanych z rozpadem kości oraz zapobieganiu efektowi gąbczastych kości po napromienieniu fotonami albo ciężkimi jonami. Suszone śliwki zawierają biologicznie aktywne składniki [np. polifenole], które mogą zostać wykorzystane w interwencjach do walki z utratą integralności strukturalnej po radioterapii czy długoterminowych lotach kosmicznych. « powrót do artykułu
  6. Astronomowie z Laboratoire d'Astrophysique de Marseille odkryli strumień gazu o długości 300 000 lat świetlnych. Złożony z wodoru strumień wydobywa się z galaktyki NGC 4569 i jest pięciokrotnie od niej dłuższy. Specjaliści od dawna wiedzieli, że NGC 4569 zawiera mniej wodoru, niż powinna. Nie mieli jednak pojęcia, gdzie gaz znika. Nie mieliśmy żadnego dowodu na usuwanie gazu z galaktyki - mówi Luca Cortese z International Centre for Radio Astronomy Research. Teraz nowe obserwacje ujawniły strumień gazu rozciągający się za galaktyką. Pierwszy raz coś takiego widzimy. Bardzo nas cieszy fakt, że po pomiarach masy tego strumienia okazało się, że gazu jest tyle, ile brakuje w dysku galaktycznym. NGC 4569 znajduje się w Gromadzie w Pannie odległej od Ziemi o około 54 miliony lat świetlnych. Galaktyka wędruje przez Gromadę z prędkością około 1200 km/s i zdaniem doktora Cortese to właśnie jej względna prędkość w stosunku do całej gromady powoduje wyciąganie gazu z galaktyki. Wiemy, że wielkie gromady potrafią uwięzić olbrzymie ilośći gorącego gazu. Gdy więc galaktyka trafia do takiej gromady odczuwa ciśnienie tego zgromadzonego gazu, podobnie jak odczuwamy wiatr na twarzy. I to ciśnienie może usuwać materię z galaktyki - wyjaśnia uczony. Zdaniem Cortese w przyszłości możemy odkryć wiele galaktyk z długim ogonem gazu. « powrót do artykułu
  7. Już nie tylko Huawei i Xiaomi, ale i inne mniej znane chińskie marki zagroziły pozycji światowych gigantów na rynku Państwa Środka. Pokonały Samsunga i coraz częściej wkraczają na terytorium zajmowana przez Apple'a. Analitycy przewidują, że w najbliższych latach chińskie marki zdobędą sobie coraz większą popularność wśród konsumentów w Europie, Korei Południowej i USA. Chińscy producenci smartfonów mają pewną istotną przewagę - cenę. Za niższą cenę otrzymuje się podobne korzyści, jakie są obecne w telefonach LG i Samsunga - mówi Shu On Kwok, wydawca AndroidPIT. W 2015 roku Samsung doświadczył pierwszego spadku swoich udziałów w rynku smartfonów, niewykluczone też, że po raz pierwszy od 13 lat spadły przychody Apple'a. Amerykański koncern utrzymuje wysokie ceny na swoje produkty i przekonuje użytkowników o ich wyjątkowości, chociaż wiele z tego, co oferuje Apple można spotkać też w tańszych telefonach z Androidem. Jak dowiadujemy się z danych firm IDC oraz Counterpoint Technology, Samsung, największy na świecie producent smartfonów, nie mieści się w pierwszej 5 największych sprzedawców w Chinach. Przychody z rynku Państwa Środka spadły o połowę. Z kolei Apple zanotowało co prawda wzrost, jednak więcej urządzeń sprzedało Huawei. Wielu mało znanych chińskich producentów sprzedaje dobrej jakości smartfony w cenie poniżej 200 USD. Konsument może więc w cenie high-endowego telefonu Apple'a lub Samsunga kupić 3-4 chińskie urządzenia. Nie oferują one, co prawda takiej wydajności co najlepsze produkty światowych gigantów. Chińscy producenci utrzymują niskie ceny m.in. dzięki temu, że nie wykorzystują najnowszych podzespołów. Używają kości liczących 1-2 lat. Rynek smartfonów nie jest jednak tak innowacyjny jak przed kilkoma laty, zatem różnica technologiczna pomiędzy najnowszymi a nieco starszymi podzespołami jest mniejsza, dzięki czemu konsumenci coraz częściej wybierają nieco tylko słabszy sprzęt, ale za kilkukrotnie niższą cenę. W Europie obecna jest już znana chińska marka Huawei, z kolei Xiaomi zdobywa rynki Singapuru, Indonezji i Malezji. Poza Państwo Środka zaczyna wychodzić czwarty największy chiński producent, OPPO, który rozpoczął kampanię marketingową w Azji Południowo-Wschodniej. « powrót do artykułu
  8. Codzienne picie alkoholu może być częścią... zdrowego trybu życia. Tak przynajmniej uważa profesor Imre Janszky z Norweskiego Instytutu Nauki i Technologii (NTNU). Uczony mówi, że umiarkowana ilość alkoholu korzystnie wpływa na nasze serce i nie ma znaczenia, czy pijemy wino, piwo czy też mocniejsze alkohole. Alkohol powoduje, że w naszych organizmach zwiększa się ilość dobrego cholesterolu. Ale podnosi też ciśnienie. Dlatego też najlepiej pić często umiarkowane ilości - stwierdza uczony. Janszky i jego koledzy z NTNU i szwedzkiego Karolinska Institutet opublikowali ostatnio dwa artykuły dotyczące wpływu alkoholu na zdrowie. Pierwszy z ukazał się we wrześniu ubiegłego roku w piśmie Journal of Internal Medicine i dotyczył zawału mięśnia sercowego. Z kolei artykuł ze stycznia bieżącego roku traktował o niewydolności serca i ukazał się w International Journal of Cardiology. Z obu artykułów dowiadujemy się, że badania wykazały, iż osoby regularnie spożywające umiarkowane ilości alkoholu mają zdrowsze serce od tych, którzy nie piją wcale lub piją niewiele. Z przeprowadzonych badań dowiadujemy się, że 3-5 drinków tygodniowo o 33% zmniejszają ryzyko niewydolności serca. Z kolei każdy dodatkowy drink aż o 28% zmniejsza ryzyko zawału. Dla większości badaczy powyższe stwierdzenia nie są zaskoczeniem. Niejednokrotnie wykazywano dobry wpływ alkoholu na serce. Jednak badacze chcieli naukowcy chcieli przeprowadzić badania w Norwegii ze względu na specyfikę tego kraju. W państwach takich jak Francja czy Włochy mało kto nie pije alkoholu, ponadto zdrowiu sprzyja tamtejsza dieta. Tymczasem w Norwegii bardzo dużo ludzi w ogóle nie pije alkoholu i nie występuje tam wiele innych czynników, które mogły zaburzyć wyniki badań. Norwesko-szwedzki zespół przeanalizował więc wyniki dużych badań przeprowadzonych w latach 1995-1997. Aż 41% uczestników tych badań stwierdziło, że nie pije alkoholu lub też pije mniej niż pół drinka tygodniowo. Naukowcy przyjrzeli się losom 60 665 osób, które podczas badań z lat 1995-1997 nie miały problemów z sercem. Do roku 2008 niewydolność serca wystąpiła u 1588 osób. Okazało się, że na największe ryzyko niewydolności byli narażeni ci, którzy pili najmniej oraz nałogowi alkoholicy. Im więcej zaś badany pił alkoholu, tym mniejsze ryzyko wystąpienia problemów z sercem, pod warunkiem jednak, że spożycie to utrzymywało się w normalnych granicach. Naukowcy ostrzegają jednak, że przy około pięciu drinkach tygodniowo wzrasta zagrożenie chorobami układu krążenia. Ponadto wysokie spożycie alkoholu jest silnie skorelowane ze zwiększonym ryzykiem zgonu z powodu chorób wątroby. « powrót do artykułu
  9. Zmniejszenie amerykańskiej emisji węgla o 40% do roku 2030 ocali w samych tylko Stanach Zjednoczonych życie 300 000 osób. W każdym kolejnym roku będzie zaś o 30 000 przedwczesnych zgonów mniej. Takie wnioski płyną z badań Drew Shindella i jego zespołu z Duke University. Uchronienie ludzi przed przedwczesnym zgonem to tylko jedna z wielu korzyści płynących z redukcji emisji. Z innych badań wynika na przykład, że zmniejszenie zanieczyszczenia powietrza oznacza, iż każdego dnia do amerykańskich szpitali trafi o 29 000 dzieci mniej, które obecnie są tam przyjmowane z powodu ataków astmy. Zanieczyszczenia powietrza znacząco zwiększają ryzyko zgonu. Jednak ich oddziaływania często nie jesteśmy świadomi. Ludzie wiedzą, że ktoś umarł na zawał, ale nie wiążą tego z zanieczyszczonym powietrzem - mówi Shindell. Tymczasem, jak wykazały badania Anny Hansell z Imperial College London, osoba, która w roku 1971 mieszkała na bardzo zanieczyszczonym obszarze wciąż w latach 2002-2009 była narażona na o 14% większe ryzyko zgonu, niż osoba mieszkająca w tym czasie na obszarze mniej zanieczyszczonym. Ludzie narażeni na kontakt z pełnym zanieczyszczeń powietrzem są narażeni na liczne choroby układu oddechowego i krążenia. Negatywne efekty kumulują się przez lata, przez co najczęściej nie uświadamiamy sobie, że przyczyną niedawnego zgonu było wieloletnie wdychanie zanieczyszczonego powietrza. Teoretycznie możliwe jest znacznie zmniejszenie powietrza bez porzucania paliw kopalnych, jednak byłoby to na tyle kosztowne, że znacznie taniej będzie rozwijanie odnawialnych źródeł energii. « powrót do artykułu
  10. Korzystne bakterie mikrobiomu jelitowego potrafią zwiększać produkcję limfocytów T regulatorowych (Treg), które odpowiadają za tłumienie zbyt nasilonej lub autoreaktywnej odpowiedzi autoimmunologicznej. Efekt ten jest znoszony przez obumierające (apoptyczne) komórki nabłonka. To bardzo ważne badanie, bo pokazuje nam ono, że apoptyczne komórki nabłonkowe nie są po prostu odpadami, których organizm próbuje się pozbyć. Aktywnie wpływają one bowiem na środowisko w jelicie. Interesujące jest też to, że komórki dendrytyczne są pośrednikami w procesie wpływania bakterii komensalnych na wzrost namnażania Treg. Obumierające komórki nabłonka mogą zablokować to zjawisko, wykorzystując fosfatydyloserynę ze swojej powierzchni - wyjaśnia Akira Shibuya z Uniwersytetu w Tsukubie. Jak tłumaczą Japończycy, bakterie mikrobiomu oddziałują z komórkami dendrytycznymi, by zwiększyć produkcję interferonu-beta. Ten z kolei stymuluje powstawanie Treg. Z drugiej strony apoptyczne komórki nabłonka także wchodzą w interakcje z komórkami odpornościowymi, zmniejszając ilość wytwarzanego interferonu. Rozbicie genu (knock-out genowy) z komórek dendrytycznych spowodowało, że populacja limfocytów T regulatorowych się rozrosła. Na tej podstawie autorzy publikacji z Nature Immunology doszli do wniosku, że zwykle gen ten hamuje namnażanie Treg. Jego produkt wchodzi w interakcje z fosfatydyloseryną apoptycznych komórek nabłonka, co skutkuje zablokowaniem cząsteczki sygnalizacyjnej - interferonu-beta. Chigusa Nakahashi-Oda wyjaśnia, że podczas eksperymentów obserwowano różnice między dwiema grupami myszy: zwykłymi gryzoniami i zwierzętami z rozbitym genem receptora fosfatydyloseryny. Kiedy zabrakło oddziaływań komórek nabłonka, po zastosowaniu czynnika uszkadzającego jelito grube występował lżejszy stan zapalny [...]. « powrót do artykułu
  11. Układ podwójny TYC 2505-672-1 okazał się rekordzistą zarówno pod względem długości trwania zaćmienia jak i okresu upływającego pomiędzy zaćmieniami. Astronomowie z kilku amerykańskich uczelni zauważyli, że co 69 lat dochodzi w nim do trwającego 3,5 roku zaćmienia. TYC 2505-672-1 znajduje się w odległości niemal 10 000 lat świetlnych od Ziemi. Dotychczasowym rekordzistą była gwiazda Epsilon Aurigae, która co 27 lat jest przysłaniania na 640-730 dni. Układ ten znajduje się znacznie bliżej Ziemi, bo jedynie 2200 lat świetlnych od nas, i jest jaśniejszy, co ułatwia badania. Jednym z największych wyzwań astronomii jest fakt, że niektóre z najważniejszych zjawisk zachodzą w astronomicznej skali czasu, tymczasem astronomowie są ograniczeni ludzką skalą. Tutaj mamy do czynienia z fenomenem, który rozciąga się na wiele dekad i rzuca światło na zjawiska mogą mieć miejsce pod koniec życia systemu planetarnego - mówi profesor Keivan Stassun. Odkrycia niezwykłych właściwości systemu TYC 2505-672-1 dokonano analizując tysiące zdjęć oraz wyniki setek obserwacji nieba. Wydaje się, że system ten składa się z dwóch czerwonych olbrzymów, z których powierzchnia jednego jest o około 2000 stopni Celsjusza cieplejsza od powierzchni Słońca. Astronomowie obliczyli, że gwiazdy muszą obiegać się w odległości około 20 jednostek astronomicznych. Obecnie nasze najpotężniejsze teleskopy nie są w stanie zaobserwować obu gwiazd osobno - mówi doktorant Joey Rodriguez. Prawdopodobnie jednak do czasu kolejnego zaćmienia, które będzie miało w miejsce w 2080 roku, postęp technologiczny pozwoli na zaobserwowanie obu gwiazd - dodaje. « powrót do artykułu
  12. Mistrz świata w Go, Lee Sedol, uważa, że pokona program AlphaGo w zaplanowanej na marzec rozgrywce. Nie jest jednak pewien, czy będzie w stanie pokonać komputer w przyszłym roku. Stworzony przez Google'a program AlphaGo wygrał w październiku z profesjonalnym zawodnikiem w Go. Dotychczas uważano, że komputer będzie w stanie pokonać człowieka w go dopiero za około 10 lat. Lee Sedol mówi, że rozgrywka z października dowodzi, iż AlphaGo gra o kilka poziomów gorzej niż on sam. Sztuczna inteligencja czyni jednak postępy z roku na rok. Trudno przewidzieć wyniki meczu za rok czy dwa lata - mówi Lee. Komputery od dawna wygrywają z ludźmi w wiele gier, w tym w szachy. Jednak Go jest dla nich grą znacznie bardziej skomplikowaną. Dlatego też jeszcze do niedawna przewidywano, że jeszcze przez lata ludzie będą lepsi. Wynik ubiegłorocznej rozgrywki, podczas której AlphaGo pokonał mistrza Europy był szokującym zaskoczeniem. Mecz pomiędzy Lee Sedolem a AlphaGo zaplanowano na 9 marca. Stawką jest milion dolarów. Jeśli wygra komputer, nagroda trafi do organizacji charytatywnych. Jednak Sedol nie daje komputerowi szans. Uważa, że zwycięży 5:0 lub 4:1. Przedstawiciele Google'a nie wykluczają, że w przyszłości AlphaGo zostanie udostępniony naukowcom, którym pomoże rozwiązywać takie problemy jak analizowanie rozprzestrzeniania się chorób czy modelowanie klimatu. « powrót do artykułu
  13. Ośmioletnie badanie pokazało, że dzięki zastosowanym zabiegom populacja tygrysów z tajlandzkiego rezerwatu Huai Kha Khaeng (HKK) się odbudowuje. To jedyne miejsce w południowo-wschodniej Azji z potwierdzonym wzrostem liczebności tych kotów. W 2006 r. rząd Tajlandii i Wildlife Conservation Society (WCS) wprowadziły patrole, które miały ukrócić nielegalne polowania na tygrysy i ich ofiary. Monitoring populacji w latach 2005-12 doprowadził do zidentyfikowania 90 kotów. Wg naukowców, poprawiły się przeżywalność i rekrutacja nowych osobników. Somphot Duangchantrasiri, główny autor studium, prognozuje, że w nadchodzących latach populacja tygrysów z HKK jeszcze bardziej się rozrośnie. Monitorując tygrysy, naukowcy rokrocznie prowadzili zliczanie za pomocą kamer pułapkowych (sfotografowane osobniki identyfikowano dzięki układowi pasków). Później posługiwali się zaawansowanymi modelami statystycznymi. Analiza historii pojawień się, liczebności i gęstości populacji, rocznych wskaźników przeżywalności i rekrutacji nowych osobników pozwoliły ocenić dynamikę populacji dzikich tygrysów z HKK. Naukowcy podkreślają, że potrzeba 10-15 lat intensywnej ochrony stanowisk, by populacje ofiar osiągnęły gęstość optymalną do podtrzymania większej liczby tygrysów. « powrót do artykułu
  14. Firma Santa Cruz Biotechnology to jeden z największych na świecie dostawców przeciwciał. Przedsiębiorstwu przyglądają się tez amerykańskie władze, które badają, czy wykorzystywane przez siebie zwierzęta przetrzymuje ono w odpowiednich warunkach. Teraz okazało się, że tysiące zwierząt zniknęły. Jeszcze w lipcu 2015 roku Santa Cruz Biotechnology posiadało 2471 królików i 3202 kozy. Podczas ostatniej inspekcji stwierdzono, że zwierzęta zniknęły. Santa Cruz produkuje przeciwciała wstrzykując zwierzętom białka, które stymulują produkcję przeciwciał. Przeciwko firmie złożono trzy skargi i toczy się postępowanie, które wszczęto po tym, jak inspektorzy amerykańskiego Departamentu Rolnictwa (USDA) stwierdzili, iż wykorzystywane przez nie kozy są nieodpowiednio traktowane. USDA i Santa Cruz poprosiły sąd o odroczenie rozprawy do 5 kwietnia. W tym czasie obie instytucje miały zawrzeć ugodę. Zgodnie z prawem firmie groziła grzywna w wysokości 10 000 USD za każdy dzień naruszenia przepisów. Inspektorzy USDA stwierdzili 31 naruszeń. Departament Rolnictwa prowadził więc z przedsiębiorstwem negocjacje, a gdy 12 stycznia wysłano do niej inspektorów okazało się, że zwierzęta zniknęły. Przedstawiciele Santa Cruz odmawiają odpowiedzi na pytania, co stało się ze zwierzętami. Prawo zabrania sprzedaży ich do rzeźni, ale mogą zostać sprzedane innej placówce badawczej. Cathy Liss, prezes organizacji Animal Welfare Institute podejrzewa, że Santa Cruz zabiła zwierzęta. Jest bowiem mało prawdopodobne, by udało się sprzedać tak dużą liczbę zwierząt hodowanych na potrzeby tak specyficznych badań. David Favre, ekspert ds. praw zwierząt z Michigan State University uważa, że pomimo zniknięcia zwierząt sprawa przeciwko firmie może nadal się toczyć. Uczony potępia też postępowanie urzędników Departamentu Rolnictwa, którzy niepotrzebnie jego zdaniem odraczali ukaranie firmy. W przypadku tak dużego przedsiębiorstwa nie można mówić o przypadkowych niedociągnięciach, zatem urzędnicy powinni je jak najszybciej ukarać za łamanie prawa. Trzeba przyznać, że urzędnicy wyjątkowo opieszale postępują w sprawie Santa Cruz. Firma znalazła się na celownika USDA już w 2007 roku. Na jej farmach znaleziono kozy z ranami zadanymi przez kojoty i nikt tych kóz nie leczył, inne zwierzęta miały masywne guzy, króliki przetrzymywano w okrutnych warunkach. Kuriozalna sytuacja miała miejsce w 2012 roku, kiedy jedna z kóz padła w trakcie inspekcji. Mimo to USDA od lat nie zdecydował się na ukaranie firmy za łamanie prawa. Co więcej wyszło też na jaw, że firma posiada farmę, na której mieszka 841 kóz, a o której nie poinformowała Departamentu Rolnictwa. O istnieniu tajnej farmy poinformowała była weterynarz Santa Crus Robin Parker. Zeznała, że decyzję o zatajeniu istnienia farmy podjął osobiście prezes firmy John Stephenson. Przeciwciała produkowane są przez setki firm. Wiele z nich nie korzysta już ze zwierząt, a używa laboratoryjnych kultur komórek. Alice Ra'anan z American Physiological Society ma nadzieję, że skandal związany z Santa Cruz Biotechnology doprowadzi do zmiany postępowania wśród ludzi zaangażowanych w badania na zwierzętach. « powrót do artykułu
  15. Australijczycy rozwiązali zagadkę działania nutlin, obiecujących leków przeciwnowotworowych. Nutliny - badane pod kątem terapii nowotworów krwi - aktywują gen p53, który odpowiada za kontrolę podziałów komórkowych. Koduje on białko nazywane "strażnikiem genomu", wymuszające na komórce powstrzymanie podziału w sytuacjach, gdy ta zachowuje się nieprawidłowo, czyli np. nadmiernie się dzieli lub ulega mutacjom. Dotąd nie było jednak wiadomo, czy nutliny zabijają komórki nowotworowe, czy tylko czasowo je hamują. Doktorzy Liz Valente i Brandon Aubrey oraz prof. Andreas Strasser z Instytutu Waltera i Elizy Hallów wykazali, że nutliny aktywują gen p53, by wyzwolić programowaną śmierć komórek nowotworowych - apoptozę. Udało się to ustalić dzięki obecności białka PUMA. Szczegółowe zrozumienie działania leków pomoże nam w zaprojektowaniu lepszych testów klinicznych i przybliżeniu do bardziej precyzyjnych i spersonalizowanych metod terapii nowotworów - podkreśla Aubrey. Działający prawidłowo p53 jest aktywowany w odpowiedzi na wczesne zmiany nowotworowe w komórce. Bez jego pomocy uszkodzona komórka będzie się namnażać, prowadząc do rozwoju nowotworu. [Niezmutowany] p53 pozostaje uśpiony w wielu rodzajach nowotworu, a nutliny działają, ponownie go aktywując - opowiada prof. Strasser. « powrót do artykułu
  16. Naukowcy odkryli w kręgu tytanozaura 2 rodzaje zmian nowotworowych. O ile znalezienie na skamieniałościach zadrapań czy ugryzień jest dość częste, o tyle fosylia ze śladami choroby, a zwłaszcza nowotworu, to prawdziwa rzadkość. Znalezienie śladów jakiejkolwiek choroby w skamieniałościach to rzadkość. Nowotwory pozostają najrzadsze, bo gros z nich nie pozostawia śladów w kościach - wyjaśnia Fernando Barbosa z Universidade Federal do Rio de Janeiro (UFRJ). Jak podkreślają autorzy artykułu z pisma Cretaceous Research, to pierwszy przypadek guza u niehadrozaura. Paleontolodzy przypominają, że 17-cm kręg ogonowy tytanozaura sprzed ok. 90 mln lat odkryto w 2012 r. w stanie São Paulo. Miał on nietypowy kształt, z małym guzikowatym zgrubieniem. Zaciekawieni naukowcy postanowili zbadać twór o wymiarach 8,6 na 7,5 mm. Barbosa opowiada, że ostatecznie wykryto 2 rodzaje łagodnych guzów: kostniaka i naczyniaka. Mieliśmy olbrzymie szczęście, znajdując naczyniaka, bo [przed tomografią] nie dysponowaliśmy żadnymi wskazówkami. [...] Na badanie zdecydowaliśmy się wyłącznie ze względu na kostniaka. Oprócz tomografii, przeprowadzono badania histologiczne oraz analizy makroskopowe. Brazylijsko-amerykański zespół uważa, że ze względu na lokalizację i niewielkie rozmiary dinozaur prawdopodobnie nie zauważał obecności łagodnych nowotworów. Nowe ustalenia pokazują, że wśród dinozaurów nie tylko hadrozaury cierpiały na zmiany neoplastyczne. Dotąd akademicy wiedzieli, że naczyniaki występowały np. u brachylofozaurów, gilmoreozaurów, baktrozaurów (jaszczurów maczugowatych) czy edmontozaurów. U tych ostatnich znaleziono też dowody na obecność kostniaków zarodkowych, włókniaka desmoplastycznego oraz przerzutowania. Najstarszego kostniaka wykryto u ryby Phanerosteon mirabile z wczesnego karbonu. « powrót do artykułu
  17. Datowanie radiowęglowe potwierdziło, że koszula z cmentarza Tarchan jest najstarszym tego typu zabytkiem na świecie. Specjaliści z Uniwersytetu w Oxfordzie stwierdzili, że lniana koszula została wykonana w pomiędzy 3482 a 3102 rokiem przed naszą erą. Ubiór już wcześniej był uważany za najstarszy znany przykład tkanej odzieży, jednak wcześniejsze badania radiowęglowe były zbyt nieprecyzyjne. Teraz wiemy, że koszula mogła powstać przed pojawieniem się egipskiej Pierwszej Dynastii. Koszula została odkryta w 1913 roku na cmentarzu w Tarchan przez egiptologia Flindersa Petrie, który znalazł tam stos płócien. Nikt nie zwrócił na nią uwagi aż do roku 1977, kiedy to płótna zostały wysłane do londyńskiego Victoria and Albert Museum celem przeprowadzenia prac konserwatorskich. Ubiór wykonano z trzech kawałków płótna. Dolna część się nie zachowała, zatem nie jest możliwe precyzyjne określenie jej długości. Po rozmiarach można jednak wnioskować, że uszyto ją dla nastolatka lub drobnej kobiety. Koszulę z Tarchan można oglądać w Petrie Museum of Egyptian Archeology. « powrót do artykułu
  18. Szczury laboratoryjne, które oddychały powietrzem z Pekinu przybrały na wadze i miały problemy z układem krążenia, układem oddechowym oraz nieprawidłowo działały u nich funkcje metaboliczne. Schorzenia rozwinęły się w ciągu 3-8 tygodni oddychania zanieczyszczonym powietrzem. Naukowcy z Duke University umieścili ciężarne szczury oraz ich młode w komorach, które wystawiono na działanie pekińskiego powietrza. Grupa kontrolna przebywała w identycznych komorach wyposażonych w filtry wyłapujące większość zanieczyszczeń. Wystarczyło 19 dni, by płuca i wątroby ciężarnych wystawionych na zanieczyszczenia były cięższe i występowało w nich więcej ognisk zapalnych. U tych szczurów stwierdzono występowanie o 50% więcej cholesterolu LDL, 46% więcej trójglicerydów i 97% więcej całkowitego cholesterolu niż u grupy kontrolnej. Wyższa był też u nich poziomo oporności na insulinę. Podobny wpływ zanieczyszczonego powietrza na zdrowie stwierdzono u młodych szczurów, które przebywały w komorach razem z matkami. Dodatkowo stwierdzono, że im dłuższe wystawienie na działanie zanieczyszczonego powietrza, tym większy negatywny wpływ na zdrowie. Po ośmiotygodniowej ekspozycji do licznych problemów dochodziła zwiększona masa ciała. Samice były o 10%, a samce o 18% cięższe niż szczury z komór z czystym powietrzem. Jak mówi profesor Junfeng Zhang z Duke University, zanieczyszczone powietrze prowadzi do pojawienia się stanówzapalnych, a z kolei chroniczny stan zapalny jest jedną z przyczyn otyłości. Jako, że choroby metaboliczne, takie jak otyłość i cukrzyca są blisko ze sobą powiązane, przeprowadzone badania dowodzą, że zanieczyszczenie powietrza sprzyja ich występowaniu. Badania były finansoswane prze chiński rząd. « powrót do artykułu
  19. Im cięższy ktoś jest, tym bardziej mózg przeszacowuje odległości. Badania wykazały, że dla kogoś, kto waży ok. 150 kg, obiekt znajduje się 2-krotnie dalej niż dla osoby ważącej circa 60 kg. Spostrzeżenia te odnoszą się także do oceny nachylenia powierzchni. Psycholodzy sądzą, że zjawisko to wiąże się z mechanizmem przetrwania z ewolucyjnej przeszłości, który pozwala błyskawicznie ocenić sytuację bez zastanawiania się nad nią. Niestety, współcześnie może on utrudniać osobie z nadwagą podjęcie decyzji o zwiększeniu aktywności fizycznej. Wysiłek i [osiągane] wyniki wpływają na percepcję, [dlatego] ludzie, którzy ważą więcej od innych, postrzegają dystanse jako dłuższe, a nachylenie jako większe; generalnie idea jest taka, że jeśli musisz nosić ten większy ciężar, wpływa to także na twoje postrzeganie świata. [Co ważne], nie da się tego kontrolować, to fenomen niezależny od woli - wyjaśnia dr Jessica Witt z Uniwersytetu Stanowego Kolorado, która wygłosiła wykład na ten temat na dorocznej konferencji Amerykańskiego Towarzystwa Postępów w Nauce w Waszyngtonie. Nie widzimy rzeczywistego świata, postrzegamy go w kategoriach naszej zdolności do działania. Amerykanka podkreśla, że otyłość/nadwaga wiąże się z błędnym kołem percepcji i zachowania. Testy wskazują na to, że otyłe osoby postrzegają odległości jako co najmniej 10% większe niż osoby z przeciętną wagą. Sześćdziesięciu sześciu ochotników zwerbowano podczas robienia zakupów w Walmarcie. Poproszono ich o ocenę nachylenia i odległości od pachołka ustawionego na drodze 25 m od nich, a także o grę w wirtualnego tenisa, wbicie piłki golfowej do dołka i ćwiczenie bejsbola. Witt podkreśla, że osoba ważąca 330 funtów (ok. 150 kg) uważała, że pachołek znajduje się w odległości 30 m, a dla osoby ważącej 59 kg 25-m odcinek kurczył się do zaledwie 15 m. Okazało się także, że nachylenie było w dużym stopniu przeszacowywane przez ludzi z całego zakresu wzrostu i wagi. Zespół z Kolorado zauważył, że wyniki osiągane w zadaniach zmieniały się po zastosowaniu iluzji optycznych. Gdy pod wpływem złudzenia Ebbinghausa, zwanego też kołami Titchenera, dołki golfowe zaczynały się wydawać mniejsze (dołek otaczano większymi kołami), wskaźnik trafień spadał, a gdy były postrzegane jako większe (dołek otaczano kołami mniejszymi od niego), rósł. Na postrzeganie prędkości wirtualnej piłki w tenisie oddziaływała zaś wielkość rakiety; przy większej piłka wydawała się przemieszczać wolniej, przy mniejszej szybciej. Choć studium, które zostało już zaakceptowane do publikacji, nie bada mechanizmu stojącego za zaobserwowanym zjawiskiem, wiadomo, że występuje on także u innych gatunków, np. afrykańskich słoni, które przemierzają olbrzymie odległości, byle tylko uniknąć wspinania się na wzniesienia. « powrót do artykułu
  20. Archeolodzy z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie informują o odkryciu niezwykłej prehistorycznej wsi. Rzuca ono światło na przejście od kultury zbierackiej do rolniczej. Wieś, której wiek określono na około 12 000 lat, odkryto w Dolinie Jordanu. Stanowisko NEG II znajduje się w Nahal Ein-Gev. Prowadzone tam wykopaliska ujawniły wiele artefaktów z przeszłości, w tym ludzkie szczątki. dzieła sztuki, narzędzia z kości i kamienia. Obszar o szacunkowej powierzchni 1200 metrów kwadratowych był miejscem intensywnego osadnictwa, którego ślady sięgają 2,5-3 metra w głąb. uwagę archeologów zwrócił fakt, że wioska różni się znacząco od innych podobnych wsi z tego okresu. Widać w niej cechy charakterystyczne zarówno dla starszej (paleolit) jak i młodszej (neolit) epoki kamienia. Chociaż cechy kamiennych narzędzi znalezionych w NEG II plasują to miejsce w paleolicie, to inne charakterystyki, jak tradycja artystyczna, grubość i rozmiar warstwy archeologicznej, architektura, są bardziej reprezentatywne dla wczesnych rolników z okresu neolitu - mówi doktor Leore Grosman. Scharakteryzowanie momentu przejścia od mobilnych łowców-zbieraczy okresu paleolitu do osiadłych rolników neolitu jest bardzo ważne dla zrozumienia przebiegu tego procesu - dodaje. Paleolit to najwcześniejszy i najdłużej trwający okres w historii współczesnego człowieka. Jego koniec jest wyznaczony pojawieniem się osiadłego trybu życia, udomowieniem roślin i zwierząt. Naukowcy badający NEG II uważają, że trafili na jedno z ostatnich siedlisk przedstawicieli późnej kultury natufijskiej. To ostatnia kultura paleolitu, której stanowiska znajdują się na całym Lewancie. W czasie, gdy istniała kultura natufijska nastąpił młodszy dryas. To ostatni zimny epizod ostatniej epoki lodowej. Coraz chłodniejszy klimat spowodował, że grupy przedstawicieli tej kultury stawały się coraz mniejsze i coraz bardziej mobilne. Wykopaliska w NEG II wskazują jednak, że grupy zamieszkujące żyzną Dolinę Jordanu były coraz bardziej osiadłe i - prawdopodobnie - coraz liczniejsze. Budynki reprezentują co najmniej cztery okresy osadnictwa, a różne szczątki zwierzęce to dobra wskazówka stałego osiedlenia. Ponadto gruba warstwa archeologiczna, jednolitość rodzajów narzędzi oraz technologii łupania krzemienia wskazują, że osiedli tu ludzie należeli do tej samej kultury - dodaje Grosman. Zdaniem naukowców w badanym przez nich regionie młodszy dryas nie miał tak niekorzystnych skutków jak gdzie indziej. Klimat był bardziej stabilny, a żyzne ziemie zapewniały wystarczającą ilość żywności, by można było się osiedlić. Nie ma nic zaskakującego w fakcie, że pod sam koniec kultury natufijskiej w Dolinie Jordanu pojawiła się społeczność, która stanowi pomost między paleolitycznymi łowcami-zbieraczami, a neolitycznymi rolnikami - stwierdza Grosman. « powrót do artykułu
  21. Archeolodzy zastanawiają się nad przeznaczeniem Khatt Shebib, 150-km muru biegnącego w poprzek Jordanii. Nie wiadomo też, kiedy ani kto go zbudował. W 1948 r. jako pierwszy mur dostrzegł podczas podróży samolotem brytyjski dyplomata sir Alec Kirkbride. Opisał go jako kamienny mur, wzniesiony tam bez wyraźnego celu. Archeolodzy z projektu AAJ (Aerial Archaeology in Jordan) badali pozostałości muru, korzystając z fotografii lotniczej. Okazało się, że mur rozciąga się z północy-północnego wschodu na południe-południowy zachód na przestrzeni 106 km. Na pewnych odcinkach na konstrukcję składają się dwie biegnące równolegle ściany, podczas gdy w innych mur się rozgałęzia. Jeśli zsumuje się odgałęzienia i odcinki ścian równoległych, ogólna długość struktury może sięgać ok. 150 km - wyliczają autorzy publikacji z Zeitschrift für Orient-Archäologie, prof. David Kennedy z Uniwersytetu Zachodniej Australii i Rebecca Banks z Uniwersytetu w Oksfordzie. Choć teraz mur jest zrujnowany, wiadomo, że nawet w latach świetności miał nie więcej niż metr wysokości i może pół metra szerokości. Wzdłuż Khatt Shebib natrafiono na ok. 100 wieżyczek o średnicy 2-4 m. Wg archeologów, część powstała już po zbudowaniu muru. Kennedy sądzi, że wieżyczki służyły do kilku celów: były strażnicami, prehistorycznymi ambonami myśliwskimi i miejscami do przenocowania. Na podstawie datowania ceramiki znalezionej w wieżyczkach i na innych stanowiskach wzdłuż muru ustalono, że Khatt Shebib mógł powstać między okresem nabatejskim (312 r. p.n.e.-106 r. n.e.) a panowaniem dynastii Umajjadów (661-750 r. n.e.). Kennedy i Banks sądzą, że za murem niekoniecznie musiały stać państwa. Niewykluczone, że widząc, co zrobili sąsiedzi i dostrzegając użyteczność takiego rozwiązania, lokalne społeczności [po prostu] skopiowały tę praktykę. Ponieważ na zachód od Khatt Shebib widać więcej śladów działalności rolniczej niż na wschód od niego, archeolodzy sądzą, że mur mógł wyznaczać granicę między prehistorycznymi rolnikami i pasterzami. « powrót do artykułu
  22. Po raz pierwszy udało się wykryć poszczególne gazy wchodzące w skład atmosfery superZiemi. Naukowcy z University College London informują o zauważeniu wodoru i helu. Nie odnotowali obecności pary wodnej. Badaniom poddano "diamentową planetę" 55 Cancri e, której masa jest 8-krotnie większa od masy Ziemi. Grupa uczonych pracująca pod kierunkiem specjalistów z UCL wykorzystała nową technikę przetwarzania danych z Teleskopu Hubble'a. To bardzo ekscytujące wyniki, gdyż po raz pierwszy jesteśmy w stanie odkryć spektralne 'odciski palców' gazów występujących w atmosferze superZiemi - mówi doktorant Angelos Tsiaras z UCL. Analiza atmosfery 55 Cancri e wskazuje, że planeta zachowała znaczące ilości wodoru i helu z mgławicy, z której się uformowała - dodaje. Co ciekawe, w atmosferze znaleziono też ślady cyjanowodoru, co wskazuje na obecność dużej ilości węgla. Jeśli pracujące w podczerwieni teleskopy przyszłej generacji potwierdzą obecność cyjanowodoru, będzie to stanowiło mocne potwierdzenie hipotezy, że 55 Cancri e jest bogatym w węgiel, egzotycznym miejscem. Cyjanowodór, zwany też kwasem pruskim, jest wysoce toksyczny, zatem nie jest to raczej planeta przyjazna życiu - stwierdza profesor Jonathan Tennyson. Gwiazda 55 Cancri znajduje się w gwiazdozbiorze Raka w odległości około 40 lat świetlnych od Ziemi. Planeta 55 Cancri e obiega ją w czasie 18 godzin. Temperatura na jej powierzchni sięga 2000 stopni Celsjusza. « powrót do artykułu
  23. Eliminacja komórek, o których roli we wspieraniu rozwoju guzów nowotworowych mówiło się już od jakiegoś czasu, wcale nie spowalnia ani nie zatrzymuje wzrostu zmiany. Wręcz przeciwnie, gdy po 10 dniach genetycznie zaprogramowane fibroblasty związane z guzem (ang. cancer-associated fibroblasts, CAFs) uległy samodestrukcji, ryzyko przerzutów do płuc i kości myszy bardzo wzrosło. Naukowcy z amerykańskiego Narodowego Instytutu Obrazowania Biomedycznego i Bioinżynierii (NIBIB) i Massachusetts General Hospital (MGH) uzyskali CAFs z genami, które powodowały samozniszczenie tych komórek w zdefiniowanych momentach rozwoju guza. To badanie uwypukla 2 kwestie związane z zagadką nowotworów. Po pierwsze, że mamy do czynienia z tak złożoną, wielowymiarową chorobą, że dopiero zaczynamy ją opisywać. Po drugie, nasze studium wskazuje na moc inżynierii komórkowej - manipulowanie komórkami w mikrośrodowisku guza doprowadziło [bowiem] do odkrycia nowych faktów dot. wzrostu, a także [ewentualnych] sposobów kontrolowania go w przyszłości - podkreśla dr Rosemarie Hunziker z NIBIB. Eksperyment dr. Biju Parekkadana z MGH miał pozwolić lepiej zrozumieć tzw. mikrośrodowisko guza oraz rolę CAFs we wzroście guza. By ustalić, czy obieranie na cel CAFs może ograniczyć rozwój wszczepionych myszom raków piersi, Amerykanie stworzyli CAFs z genetycznym włącznikiem śmierci. Komórki zaprojektowano w taki sposób, by umierały, gdy wystawi się je na oddziaływanie związku nietoksycznego dla otaczających komórek. Naukowcy wybrali 2 różne etapy wzrostu guza, na jakich miało dojść do samodestrukcji CAFs. Kiedy CAFs niszczono po 3-4 dniach od implantacji, nie zaobserwowano znaczących różnic w zakresie wzrostu czy ryzyka przerzutowania, w porównaniu do guzów, w których CAFS pozostawały nietknięte. Stwierdzano jednak wzrosty liczebności makrofagów związanych z guzem (ang. tumor-associated macrophages, TAMs). Kiedy akademicy poczekali z wyeliminowaniem CAFs do 10.-11. dnia, oprócz zwiększenia liczby TAMs zauważono wzrost ryzyka przerzutów do płuc i kości. Potrzeba więcej badań, by stwierdzić, czy istnieją naukowe podstawy dla niszczenia CAFs. Jeśli okazałoby się, że tak, trzeba mieć świadomość, że reakcja guza będzie zależeć od czasowania różnych zabiegów. Amerykanie zaznaczają, że choć żaden z zastosowanych scenariuszy nie oddziaływał na guz pierwotny, większość zgonów wiąże się z przerzutami do ważnych narządów. « powrót do artykułu
  24. Maksim Pszirkow z Moskiewskiego Państwowego Uniwersytetu im. Łomonosowa odkrył nowe źródła promieniowania gamma. Uczony, analizując dane z Fermi Gamma-ray Space Telescope, dowiódł to, co podejrzewano od pewnego czasu - układy podwójne mogą być źródłem wysokoenergetycznego promieniowania gamma. Układy podwójne, w skład których wchodzi gwiazda Wolfa-Rayeta oraz gwiazda typu OB, generują silne wiatry słoneczne. Jeśli odległość pomiędzy obiema gwiazdami nie jest zbyt duża, zderzające się ze sobą wiatry mogą prowadzić do pojawienia strumieni fotonów o energiach liczonych w setkach megaelektronowoltów. Od pewnego czasu podejrzewano, że strumienie te mogą być źródłem promieniowania gamma. Pierwszym, i jedynym układem podwójnym, w przypadku którego odkryto wspomniane wiatry i strumienie fotonów, jest Eta Carinae. Ludzkość obserwuje ten układ od kilkuset lat. Przed siedmiu laty odkryto silne promieniowanie z tego układu. Jednak pojedynczy przykład to zbyt mało, tym bardziej, że układy takie jak Eta Carinae zdarzają się bardzo rzadko. Być może rzadziej niż jeden na galaktykę. w 2013 roku amerykańsko-austriacki zespół zidentyfikował siedem systemów z gwiazdą Wolfa-Rayeta, w których potencjalnie może dochodzić do emisji promieniowania gamma. Teraz udało się potwierdzić, że system Gamma Velorum jest źródłem promieniowania gamma. W jego skład wchodzą gwiazdy o masach 30 i 10 razy większej od masy Słońca. Obie gwiazdy dzieli odległość około 1 jednostki astronomicznej. Jasność systemu jest 200 000 razy większa od jasności Słońca. Silne wiatry powodują, że cząstki zderzają się przy prędkościach przekraczających 1000 km/s, co prowadzi do pojawienia się wysokoenergetycznego promieniowania. « powrót do artykułu
  25. Homo sapiens sapiens krzyżowali się z neandertalczykami dziesiątki tysięcy lat wcześniej, niż dotychczas sądzono. Międzynarodowy zespół naukowy opublikował dowody na krzyżowanie się obu gatunków ludzi już przed 100 000 lat. Dzięki zsekwencjonowaniu w 2010 roku genomu neandertalczyka wiemy, że ludzie współcześni się z nimi krzyżowali. Jednak dotychczas dostępne dane wskazywały, że do krzyżowania się dochodziło 47-65 tysięcy lat temu, mniej więcej w czasie, gdy człowiek współczesny wyemigrował z Afryki. Znaleźliśmy dowody znacznie wcześniejszego krzyżowania się - mówi profesor Adam Siepel z Cold Spring Harbort Laboratory. W skład zespołu Siepela wchodziła m.in. grupa naukowców z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka, izraelskiego Centrum Interdyscyplinarnego Herzliya oraz Cornell University. Jedną z bardzo interesujących rzeczy, jakie zauważyliśmy, to krzyżowanie się 'w odwrotnym kierunku'. To znaczy, wykazaliśmy istnienie DNA Homo sapiens sapiens w genomie neandertalczyka - dodaje uczony. Współcześni ludzie pochodzący z Europy i Azji mają w genomie fragmenty DNA neandertalczyków. To ślady krzyżowania się obu gatunków, do którego doszło około 60 000 lat temu, gdy przodkowie człowieka współczesnego wyszli z Afryki. Dzieci urodzone z tych związków krzyżowały się następnie z człowiekiem współczesnym. Tymczasem w genomie współczesnych mieszkańców Afryki nie ma śladów genomu neandertalczyków, co wskazuje, że do kontaktów doszło już po wyjściu naszych przodków z Afryki. Teraz naukowcy zbadali szczątki neandertalczyka pochodzące z jaskini w górach Ałtaj. Zdaniem naukowców człowiek, który wzbogacił genom tego neandertalczyka musiał wyemigrować z Afryki na długo prze migracją sprzed 60 000 lat. Uczeni zbadali też szczątki neandertalczyków z Chorwacji i Hiszpanii. Nie znaleźli u nich śladów DNA Homo sapiens sapiens. Przeanalizowano też zwłoki denisowianina, który żył w tej samej jaskini co neandertalczyk z Ałtaju, ale w różnym czasie. Również u niego nie znaleziono DNA współczesnych ludzi. Analizy te nie oznaczają, oczywiście, że neandertalczycy z Europy czy denisowianie nie krzyżowali się z Homo sapiens sapiens. Oznacza zaś, że neandertalczyk z Ałtaju jest dowodem na krzyżowanie się neandertalczyków z ludźmi współczesnymi, do którego to wydarzenia doszło wkrótce po oddzieleniu się neandertalczyków od ich bezpośrednich przodków przez nieco ponad 100 000 lat. Wszystko wskazuje więc na to, że grupa naszych przodków, która oddzieliła się od swoich afrykańskich kuzynów przed około 200 000 lat pozostawiła około 100 000 lat temu ślad w genomie neandertalczyków, a następnie wyginęła. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...