Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37636
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Kanadyjsko-brytyjski zespół wykorzystał mikrotomografię komputerową do trójwymiarowej rekonstrukcji mózgu trzmiela ziemnego (Bombus terrestris). Autorzy publikacji z pisma Scientific Reports szczegółowo opisali protokół postępowania. Skany z przekrojami 5 struktur mózgu - ciał grzybkowatych, płatów antenalnych, neuropil z płatów wzrokowych (medulla i lobula) oraz ciała centralnego - 19 trzmieli złożono w modele 3D za pomocą opensource'owego oprogramowania SPIERS. Ponieważ skanuje się kilka egzemplarzy naraz, spada koszt badania. Co istotne, nieszkodliwy barwnik nadal pozwala uzyskać odpowiedni kontrast. Tkanki miękkie zobrazowano, nie naruszając ich układu w puszce mózgowej. Dzięki temu zachowano naturalną stereogeometrię. Ta metodologia zapewnia o wiele dokładniejszy i bardziej realistyczny obraz kształtu, rozmiaru oraz interakcji tkanek miękkich bardzo małych owadzich mózgów - wyjaśnia prof. Nigel Raine z Uniwersytetu w Guelph, dodając, że opisywana technika pozwoli szerszemu gronu badaczy lepiej zrozumieć, jak różnice w budowie mózgu wpływają na zachowanie owadów. Różnice między poszczególnymi osobnikami lub koloniami w zakresie zdolności uczenia mają [w końcu] poważne konsekwencje dla takich zachowań, jak skuteczne zbieranie pyłku i nektaru. Ustalenie, jak stosunkowo proste mózgi znajdują [...] rozwiązania złożonych problemów, może być [też] bardzo ważne dla ludzi, pozwalając nam samym opracować sprytniejsze i mniej skomplikowane metody osiągania tego samego. Raine podkreśla, że powinniśmy więcej wiedzieć o reakcjach struktur mózgowych owadów, m.in. pszczół i trzmieli, na stresory środowiskowe, w tym choroby, niedobór składników odżywczych czy wystawienie na oddziaływanie pestycydów. « powrót do artykułu
  2. Analiza danych z dwóch długoterminowych badań epidemiologicznych wykazała, że regularne używanie aspiryny zmniejsza ryzyko zachorowania na nowotwory. Efekty najbardziej były widoczne w przypadku raka jelita grubego i innych nowotworów układu pokarmowego. Uważamy, że wiele osób powinno rozważyć zażywanie aspiryny jako środka zmniejszającego ryzyko nowotworu. Szczególnie dotyczy to osób, które mają inny powód, by zażywać aspirynę, na przykład takich, narażonych na ryzyko chorób serca. W tej chwili nie zalecamy jednak przyjmowania aspiryny jako środka dla wszystkich, którzy chcą po prostu zmniejszyć ryzyko - mówi główny autor badań, profesor Andrew Chan z Harvard Medical School. Naukowcy podkreślają, że aspiryna nie powinna zastępować badań prewencyjnych. Może być stosowana obok nich. Już wcześniej zauważono związek aspiryny z mniejszą zachorowalnością na raka jelita grubego, jednak nie próbowano szacować, w jaki sposób wpływa ono na ryzyko zachorowania. Autorzy najnowszych badań wzięli pod uwagę dane 136 000 pacjentów z okresu 32 lat. Okazało się, że u osób regularnie zażywających aspirynę ryzyko zapadnięcia na jakikolwiek nowotwór było o 3% niższe niż u osób nie przyjmujących tego leku. Aspiryna zmniejszała o 19% ryzyko raka jelita grubego i o 15% ryzyko innych nowotworów układu pokarmowego. Nie zauważono wpływu aspiryny na ryzyko nowotworu piersi, prostaty i płuc. « powrót do artykułu
  3. W pobliżu wyspy Necker na głębokości ok. 4,3 km zdalnie sterowany pojazd podwodny (ROV) Amerykańskiej Narodowej Służby Oceanicznej i Meteorologicznej (NOAA) odkrył 27 lutego wolno płynącą ośmiornicę o wyglądzie ducha. Naukowcy są niemal pewni, że to nieznany dotąd gatunek, a może i rodzaj. Oglądając przekaz na żywo, Michael Vecchione od razu wiedział, że ośmiornica nie przypomina niczego, co udokumentowano w literaturze naukowej. Specjaliści z NOAA opowiadają, że Casper spoczywał na płaskiej skale, lekko tylko przysypanej osadami. Cztery tysiące dwieście dziewięćdziesiąt metrów to największa głębokość, na jakiej kiedykolwiek spotkano ośmiornicę właściwą (Incirrina). "Duszek" należy do tego taksonu, bo nie ma ani wyrostków (cirri), ani płetw. Mimo że zespół ze statku Okeanos Explorer dysponuje tylko krótkim nagraniem, udało się zauważyć kilka przystosowań do życia na tak dużych głębokościach. Casper, bo tak ochrzczono ośmiornicę przez podobieństwo do animowanego duszka, ma bardzo mało mięśni i niemal galaretowatą konsystencję. Amerykanie dywagują, że dzieje się tak przez niedostatek pożywienia w głębinach (budowa mięśni wymaga zaś sporych nakładów energii). Wygląd ducha to skutek całkowitego braku chromatoforów. Co ciekawe, ośmiornica ma jednak prawdopodobnie działające oczy. Gdy ROV się do niej zbliżył, zaczęła uciekać, reagując albo na światła, albo na drgania wody. Vecchione przypuszcza, że oczy mogą pozwalać "duszkowi" postrzegać bioluminescencyjne zwierzęta z głębin. Vecchione skontaktował się z dwojgiem specjalistów - Louise Allcock i Uwe Piatkowskim - którzy potwierdzili, że Casper jest czymś wyjątkowym i to do niego należy rekord głębokości dla Incirrina. « powrót do artykułu
  4. Przedstawiciele firmy Kaspersky ostrzegają, że nowy trojan atakujący Androida jest równie złożony, co złośliwy kod działający na platformie Windows. Zagrożonych jest około 60% urządzeń z Androidem. Kaspersky informuje, że trojan został stworzony przez profesjonalistów, atakuje Androida 4.4.4 i wersje wcześniejsze oraz daje napastnikowi możliwość zwiększenia swoich uprawnień. Triada jest równie złożony co szkodliwy kod na Windows. Oznacza to, że ewolucja złośliwego oprogramowania na Androida przekroczyła Rubikon. Dotychczas większość trojanów na Androida była dość prymitywna. Tutaj mamy do czynienia z zupełnie nowym poziomem technicznej złożoności - stwierdzają przedstawiciele przedsiębiorstwa. Zagrożeni są przede wszystkim ci użytkownicy Androida, którzy pobierają aplikacje z niezaufanych źródeł. Czasem jednak złośliwy kod może trafić też do oficjalnego sklepu. Cechą wyróżniającą ten szkodliwy kod jest używanie przezeń Zygote, demona, który uruchamia aplikacje. To pierwszy złośliwy kod korzystający z tej techniki. Dotychczas z Zygote korzystał jeden prototypowy trojan. Obecny szkodliwy kod używa bardzo zaawansowanych technik ukrywania się. Po dostaniu się do urządzenia użytkownika Triada implementuje się w niemal każdym uruchomionym procesie i działa w pamięci ulotnej. Jest przez to niemal niewykrywalna dla oprogramowania antywirusowego - czytamy w oświadczeniu firmy. Trojan nie tylko infekuje poszczególne procesy, ale uruchamia też własne, które ukrywa przed użytkownikiem i oprogramowaniem. Przez to jest niezwykle trudny do wykrycia i usunięcia. « powrót do artykułu
  5. Jeden z największych producentów układów scalonych, Qualcomm, zgodził się zapłacić 7,5 miliona USD grzywny za naruszenie amerykańskich przepisów antykorupcyjnych. Jak poinformowała amerykańska Komisja Giełd (SEC), Qualcomm zatrudniał dzieci oraz innych krewnych chińskich polityków i dyrektorów przedsiębiorstw państwowych, by w ten sposób uzyskiwać ich przychylność i zdobywać korzystne umowy. Przeprowadzone przez SEC śledztwo wykazało też, że Qualcomm dawał prezenty, fundował podróże oraz rozrywki pracownikom państwowych chińskich telekomów. Stwierdzono również, że firma nie posiada odpowiednich procedur księgowych i wydatki takie są niewłaściwie księgowane jako legalne wydatki związane z prowadzeniem działalności gospodarczej. « powrót do artykułu
  6. Naukowcy z Uniwersytetu w Grenadzie (UGR) ustalili, że depresja to choroba układowa. Objawom psychicznym towarzyszy bowiem nasilony stres oksydacyjny. W ten sposób można wyjaśnić związki depresji z chorobami sercowo-naczyniowymi i nowotworami, a także przyczynę, dla której cierpiący na depresję umierają młodziej. Zespół Sary Jiménez Fernández, doktorantki z UGR i psychiatry z Centrum Medycznego w Jaén, przeprowadził metaanalizę 29 wcześniejszych badań (w sumie objęły one 3961 osób, w tym 2477 z depresją). Hiszpanie przejrzeli bazy danych publikacji: MEDLINE/PubMed, Cochrane Library, Fisterra i Galenicom. Artykułów o odpowiedniej tematyce szukali także poza nimi. W raporcie znalazły się badania, w ramach których poziom przeciwutleniaczy czy markery stresu oksydacyjnego pacjentów z depresją porównywano z osobami zdrowymi przed i po rozpoczęciu leczenia. Okazało się, że depresja wiąże się z wyższym poziomem markera stresu oksydacyjnego - aldehydu dimalonowego (ang. malondialdehyde, MDA; jak tłumaczą autorzy publikacji z The Journal of Clinical Psychiatry, MDA to marker deterioracji błony komórkowej) i niższymi stężeniami przeciwutleniaczy: kwasu moczowego i cynku. Po rozpoczęciu leczenia poziom MDA spadł do poziomu, w którym nie można go było odróżnić od wartości występujących u ludzi zdrowych. W tym samym czasie stężenia kwasu moczowego i cynku wzrosły z kolei do prawidłowego poziomu. « powrót do artykułu
  7. Przez trzy tygodnie hydrofon rejestrował dźwięki na głębokości niemal 11 000 metrów w Rowie Mariańskim. Wyniki eksperymentu zdumiały specjalistów. Okazało się bowiem, że ocean, nawet na takiej głębokości, jest bardzo hałaśliwym miejscem. Badania prowadzili eksperci z Narodowej Administracji Oceanicznej i Atmosferycznej (NOAA), Oregon State University i Straży Wybrzeża. Można by pomyśleć, że największa głębia oceaniczna to najcichsze miejsce na Ziemi. Jednak panuje tam ciągły hałas. Dźwięki otoczenia są zdominowane przez odgłosy bliskich i dalekich trzęsień ziemi, pomruków wielorybów i hałasu spowodowanego tajfunem, który wówczas przechodził nad tym obszarem - mówi kierownik naukowy projektu Robert Dziak z NOAA. Zarejestrowano też hałas generowany przez śruby okrętów przepływające w pobliżu Guam. Celem ufundowanego przez NOAA projektu jest zbadanie poziomu hałasu tła w najgłębszych częściach Pacyfiku. Od kilku dekach ludzie coraz bardziej zanieczyszczają oceany hałasem i naukowcy chcieliby wiedzieć, czy hałas w oceanach się zwiększa oraz zbadać, jak może to wpływać na morskie zwierzęta wykorzystujące dźwięki do komunikacji, nawigowania i polowania. Już samo opuszczenie hydrofonu było poważnym wyzwaniem. Na tej głębokości panuje olbrzymie ciśnienie. Opuszczaliśmy go z prędkością nie większą niż 5 metrów na sekundę, by ceramiczny hydrofon wytrzymał zmiany ciśnienia - mówi inżynier Chris Meinig. Na dnie Rowu Mariańskiego ciśnienie jest ponad 1000-krotnie większe niż na powierzchni oceanu. Hydrofon został opuszczony i przytwierdzony do dna w lipcu 2015 roku. Pracował przez 23 dni, w czasie których dźwięki zapełniły całą pamięć flash. Urządzenie - ze względu na planowane rejsy statków i tajfuny można było wydobyć dopiero w listopadzie. Na początku przyszłego roku naukowcy planują umieszczenie na wielkiej głębokości kamer oraz hydrofonu, które mają pracować dłużej niż trzy tygodnie. « powrót do artykułu
  8. Na zdjęciach powierzchni Tytana, które sonda Cassini wykonała w latach 2007-2015 widać "magiczną wyspę", która staje się coraz bardziej jasna, a później znowu przygasa. Naukowcy przypuszczają, że struktura widoczna na węglowodorowym morzu nazwanym Ligeia Mare, to wynik oddziaływania fal na lub pod powierzchnią. Nie jest to raczej wynik pływów, zmian poziomu morza czy powierzchni planety. Średnia temperatura na Tytanie wynosi -180 stopni, ale metan i inne węglowodory występują tam w stanie płynnym. Ligeia Mare to drugie największe morze Tytana. Jego powierzchnia wynosi 130 000 kilometrów kwadratowych, jest więc trzykrotnie mniejsze od Morza Kaspijskiego. Podobne struktury zauważono też na Morzu Krakena. Ich istnienie oraz miany wskazują, że oceany Tytana to dynamiczne środowisko. Dlatego też Cassini jeszcze raz przyjrzy się "magicznej wyspie" w 2017 roku podczas ostatniego przelotu w pobliżu księżyca. Jeszcze niedawno wydawało się, że w najbliższym przewidywalnym czasie NASA nie będzie w stanie zorganizować kolejnej misji na Tytana. Jednak Kongres USA utworzył program o nazwie Ocean Worlds, w ramach którego zlecono NASA rozpoczęcie projektowania misji, w ramach których zostaną zbadane księżyce Europa, Tytan i Enceladus. « powrót do artykułu
  9. Zdolności poznawcze krukowatych i papugowatych są tak samo złożone i zróżnicowane jak u małp (naczelnych) - twierdzą prof. Onur Güntürkün z Ruhr-Universität Bochum i Thomas Bugnyar z Uniwersytetu w Wiedniu. Ptaki te są np. zdolne do empatii, rozpoznają się w lustrze i potrafią logicznie myśleć. Naukowcy wspominają też o odraczaniu nagrody, menatalnych podróżach w czasie, metapoznaniu czy teorii umysłu, a więc systemie pojęć umożliwiającym wyciąganie wniosków o stanie umysłu innych istot. U ssaków zdolności poznawcze są kontrolowane przez korę nową. U ptaków neocortex nie występuje, a złożone zadania poznawcze realizuje płaszcz mózgu. Należy też zauważyć, że mózg ptaków jest dużo mniejszy od mózgu małp. Jakim sposobem ptaki mogą więc osiągać takie same wyniki poznawcze jak małpy? Czy to możliwe, że w toku ewolucji u ptaków i ssaków niezależnie rozwinęły się bardzo różne mechanizmy mózgowe dla złożonych procesów poznawczych? - pyta Güntürkün. By odpowiedzieć na to pytanie, panowie przeanalizowali wyniki licznych badań neuroanatomicznych. Zauważyli, że choć generalnie budowa mózgów obu grup zwierząt rzeczywiście była całkiem inna, przy badaniu szczegółów pojawiły się już podobieństwa, np. dotyczące konektomu kresomózgowia czy ukrytego "blaszkowania" w obszarach czuciowych ptasiego płaszcza, które można zestawić z mikroobwodami kanonicznymi ssaków. Poza tym i tu, i tu występuje kontrolująca zbliżone funkcje wykonawcze część przedczołowa. Nie wiadomo, w jaki sposób te podobieństwa wyewoluowały. Czy ostatni wspólny przodek przekazał neuronalne postawy ptakom i ssakom, czy raczej (i ku temu skłaniają się biolodzy) grupy zwierząt rozwinęły je niezależnie od siebie, stawiając czoła podobnym wyzwaniom. Güntürkün i Bugnyar uważają, że może to oznaczać, że do zwiększenia wydajności poznawczej konieczne są pewne wzorce połączeń ("okablowania"). Jedno jest jasne: dla złożonego poznania nie jest konieczna wielowarstwowa ssacza kora. Całkowita waga mózgu także nie ma tu znaczenia. « powrót do artykułu
  10. Wczoraj upłynął termin zgłaszania się jako amicus curiae w opisywanym przez nas sporze pomiędzy Apple'em a FBI. Apple zyskało wsparcie licznych przedsiębiorstw, a najważniejsze będzie to od Google'a, Microsoftu, Facebooka, Amazona i dziesięciu innych wielkich firm. Koncern z Cupertino został też poparty przez Twittera, GitHuba, Reddita i 12 nowo powstałych przedsiębiorstw. Opinie wspierające Apple'a wyraziła też grupa ekspertów ds. bezpieczeństwa, Intel, WordPress, przemysłowe grupy lobbingowe czy organizacje społeczne takie jak American Civil Liberties Union, Electronic Frontier Foundation czy Privacy International. Apple uzyskał też wsparcie męża jednej z ofiar ataku z San Bernardino. Do sądu wpłynęły też opinie amicus curiae wspierające działania FBI. Złożyły je rodziny sześciu ofiar ataku oraz takie organizacje jak Federal Law Enforcement Officers Association, Association of Prosecuting Attorneys czy National Sheriffs' Association. Swoją opinię wyrazili również przedstawiciele AT&T, którzy proponują, by zawiesić wykonanie wyroku nakazującego Apple'owi stworzenie narzędzi umożliwiających odblokowanie smartfona sprawcy zamachu do czasu, aż sprawą tą zajmie się Kongres USA. Amicus curiae (dosł. przyjaciel sądu) to instytucja znana głównie z prawa anglosaskiego. Jest to osoba lub organizacja, niebędąca stroną postępowania, która dobrowolnie oferuje sądowi własną opinię na temat sprawy będącej przedmiotem sporu. Opinia przedstawiana jest na piśmie, a sąd nie ma obowiązku jej uwzględniania. Może też nie dopuścić do przedstawienia takiej opinii w czasie rozprawy. « powrót do artykułu
  11. Popkultura rysuje nam obraz światowego lidera innowacyjności wyobrażanego w postaci Steve'a Jobsa czy Billa Gatesa - młodego pasjonata, który często porzuca świetne studia by w garażu stworzyć produkt, który z czasem zrewolucjonizuje nasze życie. Tymczasem, jak dowodzą najnowsze badania, prawdziwym liderem innowacyjności - przynajmniej w USA - jest najczęściej mężczyzna w średnim wieku, posiadacz doktoratu, zatrudniony w jednej z dużych firm. Często to człowiek, który urodził się poza granicami USA. Naukowcy z George Mason University oraz think-tanku Information Technology and Innovation Foundation (ITIF) postanowili zbadać, kim w rzeczywistości jest człowiek dokonujący w USA przełomowych odkryć. Próbując określić cechy, jakie powinien posiadać lider innowacyjności, specjaliści spróbowali określić najbardziej cenione wynalazki, jakie powstały w USA w latach 2011-2015 oraz określić, kto za nimi stoi. W tym celu przejrzeli listy nagród i najbardziej znaczących wynalazków publikowane przez R&D (były Industrial Magazine). Sprawdzili też bazę danych patentów i wybrali te innowacje, które zostały opatentowane w USA, Unii Europejskiej i Japonii. Stwierdzili bowiem, że poświęcenie dużej ilości czasu i pieniędzy na uzyskanie patentów na najważniejszych obszarach geograficznych oznacza, że mamy do czynienia z obiecującym, wartościowym wynalazkiem. W ten sposób powstała lista 2651 wynalazków oraz 9575 osób, które miały z nimi związek. Następnie naukowcy skontaktowali się z 6400 spośród tych osób i wysłali im 27-punktowy kwestionariusz. Otrzymali 923 odpowiedzi. Z przeprowadzonych w ten sposób badań dowiadujemy się, że media rysują nam fałszywy obraz innowatora. Zwykle na czołówki trafiają osiągnięcia nowo powstałych firm założonych przez młodych ludzi lub też samotnych geniuszy, co sprawia wrażenie, że to właśnie oni pchają świat do przodu. Tymczasem okazuje się, że mediana wieku wynalazców wynosi 42 lata, a 56% z nich ma stopień doktora. Wiele wskazuje na to, że starszy wiek, lepsze wykształcenie oraz praca w dużej firmie sprzyjają dokonaniu wynalazku. Niemal 60% wynalazców pracuje w firmach zatrudniających ponad 500 osób, a jedynie 16% jest zatrudnionych w przedsiębiorstwach mających mniej niż 25 pracowników. W dużych firmach powstaje niemal 60% wynalazków. Duży wpływ na wynalazczość w USA mają emigranci. Ponad 1/3 innowatorów urodziła się poza granicami USA. To imponujący wynik, zważywszy na fakt, że emigranci stanowią mniej niż 14% populacji Stanów Zjednoczonych. Dodatkowo w przypadku 10% wynalazców co najmniej jeden rodzic jest emigrantem. Istnieje ponad 5-krotnie większe prawdopodobieństwo, że wynalazek zostanie dokonany przez emigranta z Europy czy Azji niż przez przeciętnego obywatela USA - piszą autorzy raportu. Wśród amerykańskich wynalazców najmniejszą - bo zaledwie 8-procentową - grupę stanowią mniejszości (azjatycka, afrykańska czy latynoska) urodzone na terenie Stanów Zjednoczonych. Tymczasem w całym społeczeństwie stanowią one aż 32% mieszkańców. Widoczny jest też rozdźwięk pomiędzy płciami. Urodzone w USA kobiety to jedynie 10% wynalazców, a wśrod kobiet urodzonych poza USA stanowią one 15% wynalazców. « powrót do artykułu
  12. W moczu wcześniaków dzień po narodzinach występują komórki progenitorowe, które mogą się zróżnicować do dojrzałych komórek nerek. Belgijscy naukowcy mają nadzieję, że uda się to wykorzystać w medycynie regeneracyjnej. U ludzi rozwój nerek kończy się ok. 34. tygodnia ciąży. Naukowcy od dawna poszukują metod regeneracji komórek tych narządów (próbowali np. "nakłonić" inne typy komórek do podjęcia funkcji filtrujących). Elena Levtchenko i Fanny Oliveira Arcolino z Uniwersytetu Katolickiego w Leuven badały potencjał progenitorowych komórek nerek z moczu zdrowych dorosłych. Niestety, okazało się, że po zakończeniu dojrzewania nerek takie niezróżnicowane komórki są bardzo rzadkie. Z tego powodu pomyśleliśmy, że lepszą alternatywą może być mocz wcześniaków. Ich nerki nadal się bowiem rozwijają. Dzień po narodzinach zebraliśmy więc mocz wcześniaków i stwierdziliśmy, że w połowie przypadków próbki zawierają komórki progenitorowe. Mogły się one różnicować do dojrzałych komórek nerek. Były też wyposażone w mechanizmy zabezpieczające przed śmiercią komórkową - podkreśla Levtchenko. Arcolino, doktorantka w laboratorium Levtchenko, wyjaśnia, że warto by pomyśleć, o wykorzystaniu komórek progenitorowych do regeneracji uszkodzonych nerek. Dodaje też, że niewydolność nerek może być konsekwencją przedwczesnego porodu, niewykluczone jednak, że zachowanie komórek progenitorowych pobranych z moczu tuż po porodzie i zastosowanie ich w terapii ocali życie wielu wcześniaków. « powrót do artykułu
  13. Chroniczny stres ułatwia rozprzestrzenianie nowotworu za pośrednictwem układu limfatycznego. Australijscy naukowcy wykazali, że ekspozycja na przewlekły stres nie tylko zwiększa liczbę naczyń limfatycznych odchodzących od guza, ale i nasila przepływ przez już istniejące naczynia. Nie tylko więc powstają nowe autostrady, ale i podnoszone są dozwolone prędkości, przez co komórki nowotworowe mogą szybciej wypływać z guza - tłumaczy dr Erica Sloan z Monash Institute of Pharmaceutical Sciences i dodaje, że kluczową rolę w tym procesie odgrywa adrenalina. To podpowiada nam, jakich leków powinniśmy użyć, by zablokować te szlaki. Testując swoje przypuszczenia, podczas eksperymentów na myszach Australijczycy posłużyli się beta-blokerem - propranololem (lek ten od ponad 50 lat wykorzystuje się do obniżania ciśnienia). Okazało się, że kiedy zestresowanym myszom podano propranolol, zahamowało to przebudowę naczyń limfatycznych guza przez hormony stresu. Dzięki temu spadało ryzyko rozprzestrzeniania nowotworu via węzły chłonne. Ponieważ beta-blokery są szeroko stosowane na całym świecie, zespół dr Sloan postanowił przeanalizować dane ok. 1000 Włoszek z rakiem piersi. Chodziło o sprawdzenie, czy któreś z nich zażywały beta-blokery, a jeśli tak, to czy wpłynęło to w jakiś sposób na ryzyko przerzutowania. Po śledzeniu przez ok. 7 lat okazało się, że w przypadku kobiet, które zażywały beta-blokery, znaleziono mniej dowodów na przemieszczanie się komórek rakowych do węzłów chłonnych, a następnie dalej do narządów takich jak płuca. Zdobyliśmy więc potwierdzenie kliniczne obserwacji na myszach. Obecnie ekipa z Monash Institute prowadzi pilotażowe badanie na grupie chorych z rakiem piersi. Australijczycy sprawdzają, czy zażywanie propranololu zmniejszy ryzyko rozprzestrzenienia guza. « powrót do artykułu
  14. Z przeprowadzonych przez NASA badań wynika, że obecna susza, która rozpoczęła się w 1998 roku we wschodnich regionach Morza Śródziemnego, jest prawdopodobnie najcięższą suszą od 900 lat. Dotknęła ona Cypr, Izrael, Jordanię, Liban, Palestynę, Syrię i Turcję. Uczeni przeprowadzili badania pierścieni drzew, by lepiej zrozumieć klimat tego regionu oraz zmiany w ilości dostępnej wody. Zidentyfikowanie suchych lat pozwoliło tez na odkrycie wzorca, który z kolei pozwala poznać przyczyny występowania susz w tamtym regionie. Ta dodatkowa wiedza pomoże udoskonalić modele klimatyczne oraz odróżnić susze występujące całkowicie naturalne od tych, na które wpływ ma globalne ocieplenie. Jeśli przyjrzymy się najświeższym zjawiskom i zobaczymy w nich anomalie wykraczające poza naturalną zmienność, to będziemy mogli, z pewnym stopniem prawdopodobieństwa, stwierdzić, że na jedno czy drugie wydarzenie miały wpływ zmiany klimatyczne spowodowane przez człowieka - mówi główny autor badań, klimatolog Ben Cook z Goddard Instiute for Space Studies. Naukowcy przebadali żyjące i martwe drzewa z północnej Afryki, Grecji, Libanu, Jordanii, Syrii i Turcji oraz wykorzystali dane z badań pierścieni drzew z Hiszpanii, południa Francji i Włoch. Z badań wynika, że w latach 1100-2012 okresy suszy widoczne w pierścieniach drzew odpowiadają danym z historycznych zapisków. W przeszłości susze znacząco różniły się swoją dotkliwością. Jednak najnowsza przybrała rozmiary katastrofalne. Ostatnie lata są o około 50% bardziej suche niż najpoważniejsza susza z okresu 500 lat i o 10-20 procent bardziej suche niż najpoważniejsza susza w ciągu 900 lat. Naukowcom udało się też określić wzorce dla całego basenu Morza Śródziemnego. Okazało się, że gdy susza występuje w jego wschodnich regionach, to w większości przypadków zachód też jest dotknięty suszą. Zarówno dla społeczeństwa współczesnego, jak i przede wszystkim dla naszych przodków, oznaczało to, że jeśli jeden z regionów cierpi suszę, to prawdopodobnie susza panuje w całym basenie Śródziemiomorza. Występują więc warunki sprzyjające zaburzeniom całego łańcucha produkcji żywności i potencjalnym konfliktom o dostęp do zasobów wodnych - mówi Kevin Anchukaitis z University of Arizona. Jednak, jak się okazuje, mamy do czynienia nie tylko z zależnością wschód-zachód, ale i północ-południe. Gdy susza dotyka Grecji, Włoch oraz wybrzeży Francji i Hiszpanii, to zwykle wschodnie części Afryki Północnej są wilgotne. Zależność występuje też w drugą stronę. Dwa główne zjawiska wpływające na występowanie susz w regionie Śródziemiomorza to Oscylacja Północnoatlantycka oraz EA (East Atlantic Pattern). To od nich zależy przepływ powietrza i wilgoć nad całym opisywanym regionem. Wszystkie modelek klimatyczne przewidują, że w związku ze spowodowanymi przez człowieka zmianami klimatu Śródziemiomorze będzie coraz bardziej suche. Te badania wskazują, że zachodzące obecnie zjawiska różnią się od tego, czego region doświadczał w przeszłośc" - mówi klimatolog Yochanan Kushnir z Lamont Doherty Earth Observatory. « powrót do artykułu
  15. Na brzusznej stronie odwłoka samicy czarnej wdowy znajduje się czerwona plama w kształcie klepsydry. Ma ona odstraszać drapieżniki (ptaki). Okazało się jednak, że pająki wykorzystują różnice w postrzeganiu kolorów, dlatego nie zdradzają swojej obecności własnym ofiarom (owadom). Naukowcy z Duke University postanowili sprawdzić, czy ptaki reagują inaczej na modele czarnej wdowy z i bez czerwonej klepsydry. Pająki uzyskane dzięki drukarce 3D umieszczono w karmnikach. Do druku biolodzy wykorzystali szablony stworzone przez deweloperów gier wideo. Uwielbiają oni umieszczać czarne wdowy w swoich grach, bo są straszne - podkreśla Nicholas Brandley. Cztery fałszywe pająki były całe czarne, a na czterech namalowano czerwoną klepsydrę (współczynnik odbicia dopasowano do prawdziwych czarnych wdów). Model pająka wkładano brzuchem do góry do jednego z siedmiu karmników na podwórzu domów w Durham w Karolinie Północnej. Okazało się, że modele z klepsydrą były dla ptaków mniej atrakcyjnymi przekąskami. Ptaki 3-krotnie rzadziej dziobały lub zabierały bowiem takie pająki. Małe, krótkodziobe gatunki, np. dziwuszki ogrodowe, łatwiej było wystraszyć. W następnym etapie badań Amerykanie porównywali, jak czarne i czerwone sygnały wdów są postrzegane przez ptaki i owady (mrówki, chrząszcze i świerszcze), na które polują pająki. Owady i ptaki są wrażliwe na inne barwy. W oczach ptaków występuje bowiem fotoreceptor dla fal o dużej długości, którego brakuje większości owadów. Owady nadal mogą wykrywać czerwone światło, ale nie tak dobrze jak ptaki czy ssaki. Autorzy publikacji z pisma Behavioral Ecology posłużyli się spektroradiometrem i w ten sposób obiektywnie zmierzyli widmowe współczynniki odbicia (długość odbijanych fal) dwóch z trzech występujących w Ameryce Północnej gatunków wdów (pająków z rodzaju Latrodectus). Później określili, ile z tego światła zaabsorbują fotoreceptory z oczu ptaków i owadów. Okazało się, że barwy ostrzegawcze wdów są lepiej widoczne dla ptaków (w ich przypadku kontrast jest ponad 2-krotnie większy). Naukowcy przypuszczali, że pewne znaczenie ma też kąt postrzegania. Wdowy zwisają przeważnie pod umieszczonymi poziomo sieciami z brzuszną stroną skierowaną ku górze. W ten sposób czerwona klepsydra jest świetnie widoczna dla lecących wyżej ptaków, a częściowo ukryta przed pełzającymi pod spodem owadami. Testując ten pomysł, biolodzy pozwolili 2 gatunkom północnoamerykańskich wdów przez 3 dni budować sieci w klatkach laboratoryjnych. Okazało się, że gatunek, który woli prząść pajęczyny dalej od ziemi, przez co są one widoczne dla ptaków polujących zarówno nad, jak i pod nią, jest jedynym amerykańskim przedstawicielem rodzaju Latrodectus, który ma czerwone plamy nie tylko na brzuchu, ale i na grzbiecie. « powrót do artykułu
  16. Teleskop Hubble'a odkrył najdalszą znaną galaktykę. Powstała ona zaledwie 400 milionów lat po Wielkim Wybuchu. Po raz pierwszy tak odległy obiekt został zbadany dzięki pomiarom jego spektrum, co czyni pomiary bardzo precyzyjnymi. GN-z11 to, biorąc pod uwagę jej odległość od Ziemi, niezwykle jasna galaktyka. To z kolei potwierdza, że inne niezwykle jasne galaktyki zauważone przez Hubble'a rzeczywiście znajdują się w bardzo dużej odległości od nas. Pozwala to też przypuszczać, że jesteśmy bliscy odkrycia pierwszych galaktyk jakie powstały we wszechświecie. Poprzednio astronomowie oceniali odległość do GN-z11 analizując jej kolor za pomocą Teleskopów Kosmicznych Hubble'a i Spitzera. Teraz użyto obecną na pokładzie Hubble'a Wide Field Camera 3. Instrument ten pozwolił na precyzyjny pomiar odległości poprzez rozbicie docierającego do nas światła na poszczególne składowe. Obserwacje spektroskopowe ujawniły, że galaktyka znajduje się dalej niż dotychczas sądzono. Jest na granicy możliwości obserwacyjnych Hubble'a - mówi Gabriel Brammer ze Space Telescope Science Institute. Jeszcze do niedawna sądzono, że tak odległe obiekty będzie można zauważyć dopiero za pomocą Teleskopu Jamesa Webba. Uczyniliśmy olbrzymi skok w czasie. Poza to, co uważaliśmy możliwe za pomocą Teleskopu Hubble'a. Zajrzeliśmy w głąb czasu tak daleko, że zauważyliśmy galaktykę, która powstała, gdy wszechświat liczył sobie zaledwie 3% swojego obecnego wieku - mówi Pacal Oesch z Yale University. Przesunięcie ku czerwieni galaktyki GN-z11 wynosi 11,1. Dotychczas najbardziej odległa ze znanych galaktyk charakteryzowała się przesunięciem ku czerwieni z=11. GN-z11 jest 25-krotnie mniejsza od Drogi Mlecznej, a łączna masa jej gwiazd to zaledwie 1% masy gwiazd w naszej galaktyce. Jednak jest - czy raczej była - znacznie bardziej aktywna. Obecnie obserwujemy ją w momencie, gdy tempo tworzenia w niej gwiazd jest 20-krotnie większe niż w dzisiejszej Drodze Mlecznej. To niesamowite, że tak masywna galaktyka istniała już 200-300 milionów lat po pojawieniu się pierwszych gwiazd. To oznacza bardzo szybki wzrost i dużą produkcję gwiazd, skoro tak szybko osiągnęła ona masę miliarda Słońc - mówi Garth Illingworth z University of California w Santa Cruz. Odkrycie stanowi jednak zagadkę dla teoretyków, gdyż dotychczas uważano, że we wczesnym wszechświecie nie istniały tak jasne galaktyki. « powrót do artykułu
  17. W końcu jasna przyszłość rysuje się przed litografią w ekstremalnie dalekim ultrafiolecie (EUV). Producenci układów scalonych z niecierpliwością czekają na tę technologię, gdyż pozwala ona na naświetlenie plastra krzemowego w jednym przebiegu. Obecnie do produkcji najmniejszych układów stosuje się litografię zanurzeniową, wymagającą wielokrotnego naświetlania plastra, co znacząco podnosi koszty produkcji. EUV korzysta ze źródła światła o długości fali wynoszącej 13,5 nanometra. Dzisiejsze techniki litograficzne wykorzystują 193-nanometrowe światło. Holenderska ASML poinformowała właśnie, że uzyskała źródło światła o mocy 200 watów i podtrzymuje swoją obietnicę zwiększenia jego mocy do 250 W do końca roku. Konwencjonalne techniki litograficzne wykorzystują ultrafioletowy laser. Tymczasem generowanie światła w EUV jest znacznie bardziej skomplikowane. Uzyskuje się je bowiem dzięki zamianie cyny w plazmę. ASML rozwija technikę polegającą na wstrzeliwaniu do komory próżniowej 50 000 mikroskopijnych stopionych kropli cyny na sekundę i odparowywanie każdej z nich za pomocą impulsu laserowego. Osiągnięcie mocy 250 watów oznacza, że urządzenia do EUV staną się na tyle wydajne, iż możliwe będzie zastosowanie ich w masowej produkcji układów scalonych. "Nie mam zamiaru udawać, że rozwiązaliśmy wszysktie problemy, ale przeskalowanie z 200 do 250 watów nie będzie wielkim problemem" - mówi Michael Lercel, dyrektor ds. marketingu ASML. Osiągnięcie mocy 200 watów było możliwe dzięki poprawie efektywności zamiany cyny w plazmę. Wielkiego kroku dokonano stosując "preimpuls", czyli impuls laserowy o niskiej mocy, który spłaszcza każdą z kropelek cyny na kształt naleśnika, dzięki czemu światło z właściwego lasera trafia w dużą powierzchnię kropelki efektywnie ją odparowując. Na pomysł preimpulsu jako pierwsza wpadła firma Cymer w 2011 roku. Została ona kupiona przez ASML, która znacznie udoskonaliła tę technikę. Przyczyną, dla której w ciągu ostatniego roku, może półtora roku, nastąpił tak olbrzymi postęp, jest zrozumienie zjawisk fizycznych, które tam zachodzą - mówi Lercel. Maszyny do EUV, które są obecnie testowane przez Intela czy TSMC, zdecydowanie ustępują tradycyjnym maszynom do litografii. Pracują one bowiem przez 70-80 procent czasu na dobę. Tymczasem urządzenia do 193-nanometrowej litografii pracują przez 95% czasu, siedem dni w tygodniu. Widoczna jest jednak wyraźna zmiana podejścia do EUV. Jeszcze dwa lata temu nieliczni wierzyli w tę technikę. Obecnie przemysł z niecierpliwością czeka na debiut EUV, który ma nastąpić w 2018 roku. « powrót do artykułu
  18. Google testuje nowy rodzaj usługi płatniczej o nazwie Hands Free. To kombinacja wykorzystania smartfona i rozpoznawania twarzy. Hands Free działa na smartfonach z iOS-em i Androidem. Używa Bluetootha, Wi-Fi i usług lokalizacyjnych, by określić, czy osoba korzystająca z usługi znajduje się w pobliżu sklepu używającego Hands Free. By zapłacić za zakupy należy poinformować kasjera, że używa się Hnads Free. Ten pyta o nazwisko i wykorzystuje obecną w systemie fotografię, by zweryfikować dane. Użytkownik natychmiast dostaje SMS-a o przeprowadzeniu transakcji. W niektórych sklepach Google testuje nieco zmodyfikowaną wersję Hand Free, w której przy kasie znajduje się kamera. Wykonuje ona zdjęcie użytkownika i porównuje je ze zdjęciem z bazy danych. Google twierdzi, że taki sposób przeprowadzania jest bezpieczny, gdyż dane o karcie płatniczej nie są udostępniane sklepowi a użytkownicy są natychmiast informowani o podejrzanych transakcjach. Obecnie Hands Free jest testowana w restauracjach w Los Angeles. Google oferuje do 5 USD za przeprowadzenie pierwszej transakcji tą metodą. « powrót do artykułu
  19. Pochodzący sprzed 440 mln lat grzyb Tortotubus jest najstarszą znaną skamieniałością organizmu lądowego. Prawdopodobnie to on zapoczątkował gnicie i powstawanie gleby, co ułatwiło późniejszy rozwój i różnicowanie życia na lądzie. Tortotubus miał "linowatą" budowę, spotykaną u niektórych współczesnych grzybów (odnogi różnego rzędu oplatają główny filament). Umożliwiała ona przechowywanie i transport składników odżywczych. W okresie, w którym istniał [Tortotubus], życie było ograniczone niemal wyłącznie do oceanów. Na lądzie nie wyewoluowało nic bardziej skomplikowanego od prostych mcho- bądź porostopodobnych roślin. Nim jednak pojawiły się okrytonasienne lub drzewa, a także zależne od nich zwierzęta, musiał zostać zapoczątkowany proces tworzenia gleby - opowiada dr Martin Smith z Uniwersytetu w Cambridge. Pracując na mikroskamieniałościach ze Szwecji i Szkocji, z których każda ma wielkość mniejszą od średnicy ludzkiego włosa, Brytyjczyk próbował odtworzyć rozwój 2 form zidentyfikowanych w latach 80. Kiedyś sądzono, że to fragmenty różnych organizmów, jednak odkrywszy fosylia z postaciami pośrednimi, Smith był w stanie wykazać, że to de facto ten sam organizm, uchwycony w różnych fazach wzrostu. Odtwarzając wzrost, autor publikacji z Botanical Journal of the Linnean Society zademonstrował, że mamy do czynienia z grzybnią. Generalnie panuje zgoda co do tego, że kolonizacja lądu zaczęła się 450-500 mln lat temu w paleozoiku. Grzyby odegrały tu kluczową rolę, bo to one wprowadziły do tworzącej się gleby azot i tlen. Pytaniem bez odpowiedzi pozostaje, co rozkładał Tortotubus. Wg Smitha, na lądzie występowały wtedy prawdopodobnie bakterie i glony, ale organizmy te rzadko zachowują się w zapisie kopalnym. Skamieniałość sugeruje, że tworzące owocniki grzyby mogły skolonizować ląd, nim pierwsze zwierzęta opuściły oceany. To zapełnia ważną lukę w ewolucji życia na lądzie. « powrót do artykułu
  20. Należący do Verizona RISK Team informuje, że piraci napadający statki handlowe wybierają cele dzięki informacjom uzyskanym z... włamań do sieci firm przewozowych. Jedna z takich firm zauważyła, że gdy jej statki są napadane, piraci mają ze sobą czytniki kodów kreskowych, dzięki którym wyszukują konkretne kontenery i skrzynie, opróżniają je z najcenniejszego ładunku i w ciągu kilkunastu minut znikają. Przedstawiciele firmy, zdziwieni tym nietypowym działaniem, wynajęli RISK Team do przeprowadzenia śledztwa i odkrycia źródła wycieku danych o towarze. Szybko okazało się, że za wyciek odpowiada przestarzały CMS napisany na potrzeby przedsiębiorstwa. Piraci lub ktoś działający na ich zlecenie wstrzyknął tam szkodliwy kod, który pozwalał nie tylko korzystać z CMS-a, ale również wydawać mu polecenia. W ten sposób piraci zyskali dostęp do pełnej informacji dotyczącej ładunków, przyszłych ładunków oraz tras statków. Mogli więc zawczasu precyzyjnie zaplanować ataki i skupić się wyłącznie na najbardziej cennych towarach. « powrót do artykułu
  21. Szczęśliwe zdarzenia również mogą wyzwalać zespół takotsubo (TTS), czyli ostrą niewydolność serca bez podłoża miażdżycowego. Dotąd schorzenie to było znane m.in. jako zespół złamanego serca, ale jak widać, jego kliniczne spektrum jest szersze. Nazwa pochodzi od służącego niegdyś do łowienia ośmiornic naczynia tako-tsubo (jap. tako - ośmiornica, tsubo - naczynie), które miało charakterystyczny kształt: wąską szyjkę i szerokie dno. W zespole złamanego serca występują przejściowe i odwracalne zaburzenia kurczliwości lewej komory (obejmują one segmenty środkowe i/lub koniuszkowe), przez co jej dół ulega rozdęciu, a góra pozostaje wąska. Odkąd Hikaru Sato opisał go po raz pierwszy w 1990 r., dowody sugerowały, że wyzwalaczami są epizody ciężkiego emocjonalnego stresu, np. żałoba, gniew czy strach. Analiza największej jak dotąd grupy pacjentów z TTS pokazała jednak, że u części osób syndrom wywołały szczęśliwe/radosne zdarzenia. Ich przypadki zostały przez naukowców nazwane "zespołem szczęśliwego serca". W 2011 r. doktorzy Christian Templin i Jelena Ghardi założyli w Szpitalu Uniwersyteckim w Zurychu Międzynarodowy Rejestr Takotsubo. Na potrzeby opisywanego badania przeanalizowali dane pierwszych 1750 pacjentów, zarejestrowanych dzięki uprzejmości 25 współpracujących ośrodków z 9 krajów. Szwajcarzy znaleźli 485 pacjentów z emocjonalnym wyzwalaczem TTS. Wśród nich u 20 (4,1%) zespół był wywołany radosnym zdarzeniem, np. przyjęciem urodzinowym, ślubem, zwycięstwem ulubionej drużyny rugby czy narodzinami wnuka. Czterysta sześćdziesiąt pięć przypadków (95,6%) powiązano ze smutnymi lub stresującymi zdarzeniami: śmiercią małżonka, dziecka bądź rodzica, uczestnictwem w pogrzebie, wypadkiem, problemami w związku czy zmartwieniami dot. chorób. Jeden z otyłych pacjentów utknął wcześniej w wannie. Większość - 95% - stanowiły kobiety. Średnia wieku pacjentów w grupie złamanego serca wynosiła 65 lat, a w grupie szczęśliwego serca 71. W ten sposób Templin i Ghardi zdobyli dowody na potwierdzenie tezy, że zespół występuje najczęściej u kobiet w wieku pomenopauzalnym. Co ciekawe, objawy kliniczne pacjentów z zespołem szczęśliwego i złamanego serca były podobne i obejmowały m.in. bóle w klatce (89,5 vs. 90,2%). Parametry elektrokardiograficzne, wyniki laboratoryjne i stan rok po zdarzeniu również okazały się podobne. Analizy post hoc wykazały jednak, że u ludzi ze szczęśliwym sercem rozdęcie częściej dotyczyło segmentów środkowych (35 vs. 16%). Sądzimy, że TTS to klasyczny przykład mechanizmu sprzężenia zwrotnego, obejmującego bodźce psychologiczne i fizyczne, mózg oraz układ sercowo-naczyniowy. Niewykluczone, że choć całkowicie różne, zarówno radosne, jak i smutne zdarzenia dzielą końcowe szlaki w ośrodkowym układzie nerwowym [...], co ostatecznie prowadzi do zespołu takotsubo - opowiada Templin. Naukowcy nadal badają zależności między sercem a mózgiem. Za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) śledzą aktywność obszarów znanych z udziału w funkcjach emocjonalnych, behawioralnych czy pamięciowych, np. ciała migdałowatego i kory przedczołowej. « powrót do artykułu
  22. Inżynierowie ostrzegają, że jednemu z największych miast Bliskiego Wschodu grozi katastrofa, w której może zginąć nawet milion osób. Zapora wodna w okolicach Mosulu może w każdej chwili ulec przerwaniu. Tama w Mosulu to największa tego typu konstrukcja w Iraku. Zapewnia ona energię dla całego miasta. Jest jednak konstrukcją bardzo niestabilną. Zbudowana została w latach 80. za rządów Saddama Hussejna na niestabilnym gipsowym podłożu. Już samo posadowienie zapory wodnej na rozpuszczalnym w wodzie gipsie, to przepis na katastrofę. Pierwsze przecieki pojawiły się natychmiast po tym, jak zaporę otwarto w 1986 roku. W celu ustabilizowania tamy umieszczono przy niej 24 maszyny wtłaczające do jej podstawy zaprawę cementową. Wpompowanie 50 000 ton materiału niewiele jednak pomogło. Już w 2006 roku Korpus Inżynierów Armii USA opublikował raport, w którym czytamy, że pod względem potencjału wewnętrznej erozji zapora w Mosulu jest najniebezpieczniejszą zaporą wodną na świecie. Teraz inżynierowie, którzy budowali zaporę, ostrzegają, że sytuacja jest krytyczna. Topnieją zimowe śniegi, do zbiornika napływa coraz więcej wody, wzrasta więc ciśnienie wywierane na tamę. Od ponad roku kontrolę nad Mosulem sprawuje Państwo Islamskie, które też na krótko kontrolowało tamę. Pompy tłoczące cement w tamę nie pracują, zespół, który dbał o jej bezpieczeństwo został rozwiązany. Jak mówi Nasrat Adamo, były główny inżynier tamy, który większość zawodowej kariery spędził na zapewnieniu jej bezpieczeństwa mieliśmy 300 osób pracujących na trzy zmiany przez 24 godziny na dobę. Teraz pracuje tam może 30 osób. Maszyny tłoczące cement zostały zabrane, przerwano dostawy cementu. Nic nie można zrobić. Z kolei Nadhir al-Ansari, który brał udział w budowie zapory, a obecnie jest wykładowcą na szwedzkim Uniwersytecie w Lulea mówi: w kwietniu i maju śnieg będzie się jeszcze szybciej topił, do zbiornika napłyną olbrzymie ilości wody. Obecnie jej poziom wynosi 308 metrów, ale wzrośnie do ponad 330 metrów. Zapora nie jest w takim stanie jak kiedyś. Znajdujące się pod nią jaskinie uległy powiększeniu. Nie sądzę, by wytrzymała ona takie ciśnienie. Sytuację pogarsza fakt, że nie istnieje żaden plan awaryjny na wypadek przerwania zapory. Jeśli zapora się rozleci, woda dotrze do Mosulu w ciągu czterech godzin, a do Bagdadu w ciągu 45 godzin. Niektórzy twierdzą, że może zginąć pół miliona ludzi, zdaniem innych - zginie milion. Myślę, że z powodu braku planu ewakuacyjnego, liczba ofiar będzie jeszcze większa - mówi al-Ansari. Zagrożenie jest na tyle duże, że amerykańska ambasada w Bagdadzie poradziła obywatelom swojego kraju, by opuścili miasto. Rząd iracki nie wydaje się zbytnio przejęty sytuacją. Co prawda już przed miesiącem zlecono włoskiej firmie przeprowadzenie pilnych napraw, ale ostateczna umowa nie została podpisana. « powrót do artykułu
  23. Badania naukowców ze Szkoły Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Harvarda pokazują, że wielu pacjentów z czerniakiem złośliwym ma niewiele pieprzyków/znamion. Amerykanie przyjrzeli się przypadkom ok. 560 chorych z czerniakiem i stwierdzili, że aż 66% miało 20 lub mniej pieprzyków. Zespół Alana C. Gellera zauważył także, że 20,5% badanych miało 20-50 pieprzyków, a 13,1% ponad 50. Średni wiek badanych wynosił 57 lat. Akademicy ustalili, że u pacjentów w wieku poniżej 60 lat, którzy mieli ponad 50 pieprzyków, zmiany nowotworowe były cieńsze - miały mniej niż 2 mm grubości (porównań dokonywano w stosunku do osób z mniej niż 50 znamionami). Wyniki te wskazują, że osoby z dużą liczbą pieprzyków niekoniecznie stanowią najcięższe przypadki czerniaka. Autorzy raportu z pisma JAMA Dermatology podkreślają, że w przypadku osób, które miały 5 lub więcej pieprzyków o wyglądzie odbiegającym od zwykłych (prawidłowych) znamion, ryzyko grubszych (głębiej naciekających) czerniaków było wyższe. Geller podkreśla, że ludzie powinni przyglądać się swojej skórze bez względu na liczbę znamion i ewentualne czynniki ryzyka. Każda zmiana w wyglądzie, a zwłaszcza asymetria, rozmyte czy postrzępione granice, nierównomierne ubarwienie, średnica powyżej 5-6 mm oraz uwypuklenie ponad poziom okolicznego naskórka, powinna skłonić do wizyty u lekarza. « powrót do artykułu
  24. Gdy myślimy o zwierzętach pokonujących w powietrzu największe dystanse, wyobrażamy sobie różne gatunki migrujących ptaków. Tymczasem, jak twierdzą naukowcy z Rutgers University-Newark, gdy weźmiemy pod uwagę rozmiary ciała, to rekordzistą w powietrznych podróżach jest ważka z gatunku Pantala flavescens. Jak dowiadujemy się z artykułu w PLOS ONE przedstawiciele tego gatunku z Teksasu, wschodniej Kanady, Japonii, Korei, Indii i Ameryki Południowej są tak podobni pod względem genetycznym, że istnieje tylko jedno wyjaśnienie tych podobieństw. Zwierzęta te muszą podróżować na olbrzymie odległości i łączyć się ze sobą. Po raz pierwszy przyjrzano się genom tych ważek, by zbadać, jak daleko podróżują - mówi profesor Jessica Ware, jedna z autorek badań. Jeśli Pantala północnoamerykańska łączyłaby się tylko z Pantalą północnoamerykańską, a japońska z japońską, widzielibyśmy różnice genetyczne. Jako, że ich nie widzimy, sugeruje to, że dochodzi do wymiany genów na tak rozległym terenie - dodaje uczona. Zdaniem profesor Ware ważkom w długodystansowych podróżach pomaga kształt ciała. Mają dużą powierzchnię skrzydeł i wykorzystują wiatry. Wystarczy kilka uderzeń skrzydłami, a później mogą przez długi czas szybować, wydatkując na podróż niewiele energii. Specjaliści wiedzą, że ważki potrafią odbywać długie podróże. Obserwowano już te zwierzęta przelatujące z Indii do Afryki. Gdy w Indiach nadchodzi pora sucha, ważki lecą do Afryki, gdzie w tym czasie jest pora wilgotna. Prawdopodobnie robią tak co roku - mówi Daniel Troast, współpracownik profesor Ware. Uczona sądzi, że ważki korzystają z różnych metod podróży. Niektóre lecą przez ocean bez przerwy. Inne korzystają z nadarzających się okazji i gdy trafią na zbiornik słodkiej wody, na przykład na oddalonej oceanicznej wysepce, rozmnażają się, a po niedługim czasie kolejne pokolenie ważek dołącza do międzykontynentalnej podróży. Na razie jednak sposób podróżowania pozostaje w sferze domysłów. Jednak, jako że już wiadomo, iż ważki muszą podróżować na tak wielkie odległości, naukowcy będą mogli zająć się badaniem tras ich przelotów. To jednak zadanie na przyszłość. Urządzenia śledzące, które są przyczepiane do ptaków, są wciąż zbyt duże, by umieszczać je na owadach. Dotychczas sądzono, że rekordzistami wśród podróżujących owadów są monarchy przelatujące przez Amerykę Północną i pokonujące 4000 kilometrów. Jednak Pantala bije je na głowę, odbywając podróże na odległość 7000 kilometrów lub więcej - mówi profesor Ware. « powrót do artykułu
  25. Samsung jest producentem najbardziej pojemnego SSD dostępnego obecnie na rynku. Na urządzeniu PM1633a można zapisać 15,36 terabajta danych. Dwuipółcalowy dysk korzysta z 12-gigabitowego interfejsu SAS, charakteryzuje się prędkością odczytu dochodzącą do 200 000 IOPS, a prędkość zapisu to 32 000 IOPS. Sekwencyjny zapis i odczyt sięga 1200 MB/s. To dwukrotnie szybciej niż w przypadku typowego SATA SSD. Jako że PM1633a to urządzenie 2,5-calowe administratorzy będą mogli zmieścić dwukrotnie więcej takich dysków w standardowej 19-calowej szafie 2U niż w przypadku dysków 3,5-calowych. Producent zapewnia, że jego SSD wspiera całkowity zapis raz na dobę, co oznacza, że co 24 godziny cały dysk można zapisać nowymi danymi bez obawy o wystąpienie awarii. Niezwykle wysoką pojemność urządzenia osiągnięto dzięki zastosowaniu 512 kości V-NAND o pojemności 256 gigabitów każda. V-NAND to układy typu 3D, zatem możliwe było umieszczenie kości na sobie. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...