-
Liczba zawartości
37636 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Odkryto 2 gatunki wielokomórkowych glonów z ediakaru
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Zespół Stephena Dornbosa z Uniwersytetu Wisconsin w Milwaukee odkrył skamieniałości 2 nieznanych dotąd gatunków glonów morskich. Ponieważ ich wiek szacuje się na ponad 555 mln lat (ediakar), należą one do grona najstarszych form wielokomórkowego życia na Ziemi. Nowo zdobyte dowody wskazują, że ewolucja wielokomórkowych form życia rozpoczęła się miliony lat wcześniej niż do tej pory sądzono. Odkrycie pomaga nam poszerzyć wiedzę o życiu w relatywnie słabo udokumentowanym okresie. Pomaga skorelować zmiany w formach życia z tym, co wiemy o prehistorycznych środowiskach Ziemi [...]. Pewien typ skał osadowych ma odpowiednie właściwości do zachowania w postaci cienkich filmów węglowych organizmów o miękkich ciałach. Sposób fosylizacji szczątków organicznych jak na stanowisku w Burgess w Górach Skalistych został określony jako typ zachowania skamieniałości z łupków z Burgess (ang. Burgess Shale-type preservation). Ekipa Dornbosa natknęła się na jedno z takich miejsc, przeszukując pod kątem fosyliów z ediakaru wapień z zachodniej Mongolii. Jak można się domyślić, to tam odkryto skamieniałości opisywanych glonów. Badania terenowe zostały sfinansowane przez Japońskie Towarzystwo Promocji Nauki oraz Wisconsin Space Grant Consortium NASA. Jeśli znajdujesz skamieniałość z tego okresu [ediakaru], trzeba mocnego poparcia dla przyjętej interpretacji. Im bardziej się cofasz w czasie geologicznym, tym bardziej kontestowane są [twoje] klasyfikacje. « powrót do artykułu -
Google rzuca wyzwania Amazonowi i Microsoftowi. Koncern ogłosił właśnie, że jeszcze w bieżącym roku w stanie Oregon oraz w Tokio otworzy dwa centra bazodanowe. Będą one obsługiwały zachodnią część USA oraz Wschodnią Azję. Do końca 2017 roku ma powstać ponad 10 takich regionalnych centrów Google'a. W ten sposób wyszukiwarkowy gigant chce konkurować z chmurami Amazon Web Services (AWS) oraz Microsoft Azure. Obecnie konkurencja ma zdecydowaną przewagę nad Google Cloud Platform. AWS posiada 12 centrów regionalnych, a Microsfot Azure ma ich aż 22. Obie firmy ciągle inwestują i zwiekszają swoją obecność. W najbliższym czasie Microsfot i Amazon mają zamiar otworzyć centra bazodanowe w Wielkiej Brytanii. Ich głównym zadaniem będzie obługa firm z londyńskiego City. Obecnie największą chmurą obliczeniową na świecie jest Azure. Nie powinno to dziwić, gdyż rynek chmur wymaga kolosalnych inwestycji liczonych w miliardach dolarów. Trudno zatem spodziewać się, by decydującą rolę na nim odgrywała inna firma, niż któryś z już znanych gigantów sektora IT. « powrót do artykułu
-
WWF ujawniło, że 12 marca w indonezyjskiej części Borneo udało się nawiązać pierwszy od ponad 40 lat fizyczny kontakt z krytycznie zagrożonym nosorożcem sumatrzańskim (Dicerorhinus sumatrensis). Mniej więcej 6-letnia samica wpadła w pułapkę zapadkową w Borneo Wschodnim (w pobliżu znajdują się plantacje oraz tereny górnicze). Obecnie przebywa ona w ośrodku przejściowym, a później zostanie przetransportowana helikopterem do bezpieczniejszego habitatu. O tym, że nosorożec nie wyginął na wolności w indonezyjskiej części Borneo, wiadomo od 2013 r., kiedy to ukryte aparaty sfotografowały te zwierzęta. Do schwytania samicy doszło dzięki współpracy Ministerstwa Środowiska, WWF oraz Rhino Foundation of Indonesia. Dr Efransjah, szef indonezyjskiego WWF, uważa schwytanie samicy za niesamowite odkrycie i wielki sukces programu ochrony. Teraz mamy dowód, że gatunek, który, wydawało się, wyginął w Kalimantanie (indonezyjskiej części wyspy Borneo), nadal przemierza lasy [...]. « powrót do artykułu
-
Dziennik Yedioth Ahronoth twierdzi, że to izraelska firma Cellebrite, producent narzędzi do mobilnej informatyki śledczej, współpracuje z FBI przy próbie złamania iPhone'a, który należał do zamachowca z San Bernardino. Jeśli atak się powiedzie, Biuro nie będzie potrzebowało pomocy Apple'a. Przedstawiciele Cellebrite odmówili skomentowania powyższych doniesień. Przed dwoma dniami w sporze sądowym pomiędzy FBI a Apple'em nastąpił niespodziewany zwrot. Sąd, który wydał Apple'owi nakaz stworzenia narzędzi do odblokowania telefonu, miał wysłuchać obu stron sporu podczas rozprawy wyznaczonej na wtorek, 22 marca. Jednak dzień wcześniej do sądu wpłynął wniosek FBI o przesunięcie terminu rozprawy. Wniosek uzasadniano pozyskaniem partnera, który miałby odblokować telefon. Cellebrite to firma należąca do japońskiej Sun Corp. Firma oferuje oprogramowanie do informatyki śledczej oraz własne usługi polegające na odzyskiwaniu danych z urządzeń mobilnych. « powrót do artykułu
-
Pianka wytwarzana przez żabę túngara (Engystomops pustulosus) do osłaniania skrzeku stanowi, wg naukowców z University of Strathclyde, świetny sposób dostarczania antybiotyków pacjentom z oparzeniami. Dr Paul Hoskisson i Sarah Brozio zaprezentowali wyniki swoich badań na dorocznej konferencji Towarzystwa Mikrobiologicznego w Liverpoolu. Pianki to w naturze coś niezwykłego. Zwykle są zbudowane z inaktywowanych białek. Ta pianka jest stabilna i co najważniejsze, kompatybilna z ludzkimi komórkami, co sprawia, że jest idealna do celów farmaceutycznych. Choć droga do zastosowań klinicznych takich pianek nadal pozostaje długa, mogą [one na 2 sposoby] pomóc w leczeniu oparzeń i ran: zapewniać ochronę i podporę dla gojących się tkanek i dostarczać w tym samym czasie leki - podkreśla Hoskisson. Podczas spółkowania znajdujący się na samicy samiec wykonuje rytmiczne ruchy tylnymi odnóżami, ubijając w ten sposób pianę z substancji wydzielanej przez partnerkę. Pływające piankowe gniazda chronią skrzek przed drapieżnikami, wyschnięciem, promieniami słonecznymi, temperaturą czy ewentualnymi patogenami. Szkoci badali pianę E. pustulosus i stwierdzili, że jest ona wysoce stabilna, zdolna do wychwytu leków i uwalniania ich w stałym tempie. Ekipa zademonstrowała, że może ona uwalniać modelowe barwniki w stałym tempie na przestrzeni 72-168 godzin. Oprócz tego pianka z antybiotykiem wankomycyną zapobiegała wzrostowi gronkowca złocistego (Staphylococcus aureus) aż przez dwie doby. Białka piany, a jest ich co najmniej sześć, testowano w warunkach in vitro z keratynocytami. Po 24 godzinach ekspozycji komórki naskórka były nadal żywotne, co pokazało, że żabi produkt nie jest toksyczny dla ludzkich komórek. Pianka od małej żabki zapewnia zupełnie nowe podejście do zapobiegania zakażeniom ran, a w dobie narastającej lekooporności koniecznie należy zbadać wszelkie dostępne taktyki - dodaje Brozio. Akademicy uzyskali pałeczki okrężnicy (Escherichia coli), które produkują 2 białkowe składniki pianki, w tym ranaspuminę-2. Ich piana także nie jest toksyczna dla ludzkich komórek. Naukowcy pracują nad uzyskaniem syntetycznej wersji piany, która byłaby tak samo stabilna jak pianka żabia. « powrót do artykułu
-
Specjaliści z University of Leicester postanowili w nietypowy sposób uczcić pierwszą rocznicę ponownego pochówku zaginionego do niedawna króla Anglii, Ryszarda III. Archeolodzy użyli zaawansowanych narzędzi fotogrametrycznych do stworzenia trójwymiarowego modelu grobu, w którym w przeszłości spoczął władca, a który odnaleziono pod jednym z parkingów w Leicester. Fascynującą historię odnalezienia i identyfikacji ciała władcy opisywaliśmy niejednokrotnie. Mathew Morris, który jako pierwszy zauważył szczątki władcy podczas prowadzonych wykopalisk, powiedział: Fotografie i rysunki, chociaż mają swój dramatyzm, są jedynie dwuwymiarowe i nie zawsze oddają szczegóły ułożenia w przestrzeni. Można je pokazać za pomocą trójwymiarowego modelu. King Richard III's grave by Archaeological Services (ULAS) on Sketchfab « powrót do artykułu
-
Zwoje z Herkulanum zostały pogrzebane pod wulkanicznymi popiołami pochodzącymi z eksplozji Wezuwiusza w 79 roku. Spalone papirusy mogą skrywać nieznane ludzkości starożytne teksty. Dotychczas jednak części z nich nie udało się odczytać, a wcześniejsze próby rozwijania papirusów kończyły się ich zniszczeniem. Od niedawna jest jednak nadzieja, że w niedalekiej przyszłości poznamy, jakie tajemnice kryją. Może stać się to możliwe dzięki pracy naukowców z Europejskiego Synchrotronu w Grenoble. W ubiegłym roku zaczęli oni badać zwoje za pomocą niezwykle intensywnego źródła promieniowania rentgentowskiego. Jest ono 100 milionów razy jaśniejsze, niż promieniowanie wykorzystywane w szpitalach. Dzięki temu dowiedzieli się, że papirus zawiera duże ilości ołowiu, który - ich zdaniem - może pochodzić wyłącznie z użytego atramentu, do którego został celowo dodany. W atramencie znaleźliśmy ołów. Dotychczas sądzono, że zaczęto go dodawać cztery wieki później - mówi Emmanuel Brun z Europejskeigo Synchrotoronu. Przed dokonaniem tego odkrycia specjaliści sądzili, że rzymski atrament bazował głównie na węglu. To interesujące odkrycie nie tylko z historycznego punktu widzenia. Pomoże nam ono odczytać papirusy. Podczas badań zorientowaliśmy się, że dzięki atramentowi będziemy mogli zoptymalizować nasze przyszłe badania tak, by odczytać niewidoczny obecnie tekst papirusów - mówi Brun. Herkulanum, podobnie jak Stabia i Pompeje, padło ofiarą wybuchu Wezuwiusza. W XVIII wieku w jednej z pogrzebanych willi odkryto bibliotekę składającą się z 2000 zwojów. Część z nich udało się odczytać, wiadomo więc, że zawierają greckie teksty filozoficzne, zdarzają się też łacińskie komedie. Najbardziej barbarzyńską metodę odczytywania zastosował Camillo Padrini, który rozcinał zwoje, rozkładał, przerysowywał znaki, a następnie zeskrobywał kartę, by dotrzeć do następnej. W ten sposób odczytał 142 papirusy w ciągu roku. Później metodę tę porzucono. Z kolei mnich Antonio Piaggio zbudował maszynę do ich rozwijania. Pracowała ona niezwykle powoli, w ciągu siedmiu lat rozwinięto pięć zwojów. Przez kolejne dziesięciolecia próbowano różnych metod. W efekcie tych prac w połowie XX wieku było 585 zwojów całkowicie rozwiniętych, z czego odczytano około 350. Dopiero nowoczesne technologie pozwoliły na bezpieczne odczytywanie zwojów i do 2011 roku zdigitalizowano 1600 z nich. Najnowsze badania dają nadzieję na odczytanie reszty. « powrót do artykułu
-
Niektóre ryby wolą towarzystwo zwierząt gustujących w podobnym pokarmie, które przez to podobnie pachną, niż pływanie z przedstawicielami swojego gatunku. Ustalenia naukowców z Uniwersytetu w Lincoln pomagają wyjaśnić rolę wskazówek chemicznych w tworzeniu zażyłości i więzów grupowych między przedstawicielami różnych gatunków. Dr Tanja Kleinhappel i inni złapali w lokalnych strumieniach i rzekach trochę cierników (Gasterosteus aculeatus) oraz cierniczków północnych (Pungitius pungitius). W naturze gatunki te żyją obok siebie, ale widuje się je także we wspólnych ławicach. Brytyjczycy podzielili ryby na grupy. W części umieszczono przedstawicieli obu gatunków, którym podawano różne rodzaje pokarmu. W takiej sytuacji cierniki najczęściej sprzymierzały się z rybami z dietą identyczną jak własna. Przynależność gatunkowa nie miała przy tym żadnego znaczenia. Co ciekawe, kiedy wszystkie osobniki w grupie jadły to samo, cierniki nie wykazywały wcale specjalnej preferencji do przebywania w gronie innych cierników. Nie sądzimy, że tworzenie ławic jest kontrolowane przez specyficzne dla konkretnego gatunku wskazówki wzrokowe bądź niepokarmowe, dlatego wyniki sugerują raczej, że to ogólna znajomość wspólnych wskazówek chemicznych prowadzi do tworzenia grup złożonych z przedstawicieli tego samego i różnych gatunków. Autorzy publikacji z pisma Behavioral Ecology and Sociobiology uważają, że po części chemiczny komunikat tworzą wolne aminokwasy. Wcześniejsze badania wykazały bowiem, że wolne aminokwasy ze śluzu na skórze ryb bardzo przypominają te występujące w pokarmie. W ramach przyszłych badań naukowcy chcą potwierdzić ewentualną rolę wolnych aminokwasów w doborze towarzystwa. Kleinhappel dodaje, że poprzestając z podobnie pachnącymi osobnikami, ryba chroni się np. przed drapieżnikami, które wykrywając ofiary, kierują się konkretnymi wzorcami wyszukiwania chemicznego. « powrót do artykułu
-
Emisja węgla do atmosfery jest obecnie najwyższa od 66 milionów lat, czyli od czasów, gdy wyginęły dinozaury. Naukowcy zauważają, że obecnie do atmosfery trafia więcej węgla niż w rekordowym dotychczas okresie przed 56 milionami lat, w czasie paleoceńsko-eoceńskiego maksimum termicznego (PETM). Obecnie nie są znane przyczyny ówczesnego zwiększenia się emisji węgla, jednak wielu ekspertów przychyla się do hipotezy mówiącej, iż z nieznanych powodów doszło wówczas do gwałtownego uwalniania się metanu z klatratów. Podczas PETM w ciągu 20 000 lat średnie temperatury na Ziemi wzrosły o około 6 stopni Celsjusza, wyginęło wiele gatunków morskich. Biorąc pod uwagę obecnie dostępne dane musimy stwierdzić, że antropogeniczna emisja węgla to wydarzenie bez precedensu na przestrzeni ostatnich 66 milionów lat - czytamy w Nature Geoscience. Główny autor badań, Richard Zeebe z University of Hawaii mówi, że dane dotyczące okresu, w którym wyginęły dinozaury są niepełne, dlatego obecnie naukowcy nie są w stanie stwierdzić, ile węgla uwolniło się wskutek upadku meteorytu. Zespół Zeebe stwierdził, że podczas 4000 lat PETM, gdy dochodziło do szczególnie szybkiego ocieplenia, średnia emisja węgla do atmosfery wynosiła 1,1 miliarda ton. Obecnie ludzkość emituje około 10 miliardów ton węgla. Nasze badania sugerują, że przyszłe zniszczenia ekosystemu będą większe niż te, do których doszło w czasie PETM - mówi Zeebe. Podczas PETM ocieplenie przebiegało znacznie wolniej, organizmy miały więc więcej czasu, by się doń przystosować. Naukowcy od dawna zauważają pewne analogie pomiędzy PETM a współcześnie zachodzącymi zjawiskami klimatycznymi. Lepsze zrozumienie PETM pozwoli nam na lepsze przewidywanie czekających nas zmian klimatycznych. « powrót do artykułu
-
W sieci bardzo dużą popularnością cieszą się dzisiaj nowoczesne gry Kogama, których to możemy znaleźć naprawdę bardzo szeroki wybór. Nowoczesny portal Poki, który na swojej stronie prezentuje wyłącznie najlepsze gry z tej serii, może nam zaoferować moc przyjemnej rozrywki, która nic nie będzie nas kosztowała, pozwoli nam sympatycznie spędzić wolny czas, a do tego jeszcze może nas czegoś ciekawego nauczyć. Zanim jednak do tego przejdziemy przyjrzyjmy się na czym ta gra polega. Zasady podobne do popularnej gry Minecraft Cała seria gier Kogama jest wyraźnie inspirowana światowym hitem na komputery, a więc grą Minecraft, w której to gracz ma w zasadzie nieograniczone możliwości zmiany świata, budowania własnych rzeczy, a do tego tworzenia różnych przedmiotów z materiałów, które znaleźć można eksplorując świat. W przypadku gier Kogama wykorzystano najciekawszą część tej rozgrywki. Wchodzimy do jednej z gier, na przykład wyścigów samochodowych, i naszym oczom ukazuje się trójwymiarowy świat złożony tak naprawdę z kostek sześciennych. Jeśli chcemy tylko ścigać się z innymi graczami z całego świata to zwyczajnie uruchamiamy jeden z torów i ruszamy. Najważniejszą ideą gry jest jednak to, że możemy tam tworzyć własne plansze korzystając z szeregu klocków w formie wspominanych bloków. Jest to otwarty świat, na którym to my jesteśmy niejako władcami. Na stworzonych przez nas planszach grać mogą później oczywiście wszyscy. Kogama to naturalnie nie tylko same wyścigi. Opcji tej gry jest mnóstwo i z całą pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Znamy więc już podstawy tej produkcji. Przejdźmy teraz do aspektów edukacyjnych. Pamiętajmy bowiem, że gry te teoretycznie zostały stworzone pod kątem dzieci i to im są dedykowane przede wszystkim, choć oczywiście bawić mogą każdego, niezależnie od wieku. Rozwijanie wyobraźni Przede wszystkim gra, podobnie zresztą jak wspominany wcześniej Minecraft, rozwija wyobraźnię dziecka, a w przypadku osób dorosłych zapewnia zwyczajny trening mózgu, który jest oczywiście bardzo ważny. Ważne jest, że grając w te gry, kiedy chcemy stworzyć zupełnie nową planszę, musimy niejako poukładać sobie ją najpierw w głowie, pomyśleć co chcemy osiągnąć, dopasować to do dostępnych klocków w grze, a potem oczywiście na koniec wcielić to jeszcze w życie. Wyobraźnia jest dla nas bardzo ważna i w przypadku w szczególności dzieci jej rozwijanie ułatwia później edukację w szkole. Na początku wspomnieliśmy, że jest to podobnie jak w grze Minecraft, ale pamiętajmy, że w przypadku gier Kogama nie musimy nic płacić, ani też instalować. « powrót do artykułu
-
Wdrożony w Chinach największy na świecie program ochrony lasów Natural Forest Conservation Program (NFCP) przynosi efekty. Autorzy raportu z pisma Science cieszą się, że daje to nadzieje na ograniczenie globalnej zmiany klimatu. To budujące, że chińskie lasy odbudowują się mimo takich przeszkód, jak ogromne zanieczyszczenie środowiska i niedobory wody - podkreśla Jianguo "Jack" Liu z Uniwersytetu Stanowego Michigan. Naukowcy oceniali dynamikę pokrywy leśnej między 2000 a 2010 r. Wykorzystali dane z wielu źródeł, w tym ze spektroradiometrów obrazujących średniej rozdzielczości MODIS NASA czy Google Earth. NFCP zabrania wycinki, a w niektórych zalesionych regionach mieszkańcy są wynagradzani za monitoring zapobiegający nielegalnemu karczowaniu. Wyniki pokazują, że pokrywa leśna powiększyła się znacząco na ok. 1,6% terytorium Chin. Dla odmiany znaczące spadki w tym zakresie odnotowano na zaledwie 0,38% powierzchni. Na obszarach z powiększającą się pokrywą leśną zachodził też wzrost produkcji pierwotnej netto; całkowita ilość energii wiązana przez producentów w procesie fotosyntezy to produkcja pierwotna brutto. Jej część zużywana jako respiracja jest niedostępna dla innych organizmów w ekosystemie. Różnicę między produkcją pierwotną brutto i respiracją nazywa się produkcją pierwotną netto. Jeśli patrzy się na Chiny w izolacji, program się sprawdza i przyczynia do wychwycenia dwutlenku węgla [...]. Chiny nie funkcjonują jednak w próżni - wyjaśnia Andrés Viña. Z tego względu w przyszłości akademicy chcą ocenić, jak przyrost okrywy leśnej i poprawa sekwestracji CO2 w Państwie Środka oddziałuje na takie miejsca, jak Madagaskar, Wietnam czy Indonezja. Te państwa wycinają bowiem lasy, by sprzedawać swoje produkty Chinom. Może to oznaczać, że emisja gazów cieplarnianych i utrata bioróżnorodności przesunęły się po prostu gdzie indziej. Viña zaznacza, że potrzeba większej liczby badań nt. szerszego wpływu niszczenia i odtwarzania lasów na Ziemi. W taki czy inny sposób wszyscy jesteśmy częścią problemu. Wszyscy kupujemy towary z Chin, a Chiny nie zmieniły ani eksportu, ani importu drewna. Zmieniło się tylko to, skąd surowiec pochodzi. « powrót do artykułu
-
W sporze pomiędzy Apple'em a FBI nastąpił niespodziewany zwrot. FBI, które domagało się, by sąd zmusił Apple'a do odblokowania iPhone'a należącego do zamachowca z San Bernardino, złożyło do sądu wniosek o odwołanie dzisiejszej rozprawy i przeniesienia jej na przyszły miesiąc. FBI poinformowało, że potrzebuje czasu na przetestowanie alternatywnej metody złamania zabezpieczeń telefonu. Metody, która nie wymagałaby zaangażowania Apple'a w cały proces. W niedzielę 20 marca 2016 roku strona trzecia zaprezentowała FBI możliwą metodę odblokowania iPhone'a Farooka - czytamy we wniosku FBI. Konieczne jest przeprowadzenie testów, które powiedzą nam, czy metoda ta pozwala na odblokowanie telefonu bez niszczenia danych. Jeśli okaże się ona skuteczna, pomoc Apple'a nie będzie potrzebna. Spór pomiędzy Apple'em a FBI przyciąga uwagę mediów, obrońców prywatności, prawników i wielkich koncernów. Wiele osób obawia się, że zmuszenia Apple'a do stworzenia narzędzi pozwalających na odblokowanie telefonu będzie stanowiło precedens, który może stanowić poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa i prywatności. Istotę sporu opisywaliśmy we wcześniejszej informacji. Obecnie nie wiadomo, o jakiej "stronie trzeciej" wspomina FBI. Może tutaj chodzić zarówno o przedsiębiorstwo prywatne jak i o NSA. « powrót do artykułu
-
Zarejestrowano moment eksplozji supernowej
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Po raz pierwszy w historii udało się zarejestrować w paśmie widzialnym falę uderzeniową pochodzącą z eksplodującej gwiazdy. Zjawisko zarejestrował Teleskop Keplera, a zauważył je międzynarodowy zespół naukowy pracujący pod kierunkiem profesora Petera Garnavicha z University of Notre Dame w Indianie. Naukowcy analizowali światło, jakie Kepler przechwytywał co 30 minut przez 3 lata obserwując 500 galaktyk. Światło to pochodziło z około 50 bilionów gwiazd. Uczeni szukali śladów eksplozji supernowych. W 2011 roku Kepler zarejestrował eksplozje dwóch czerwonych nadolbrzymów. Pierwszy z nich, KSN 2011a, znajdował się w odległości 700 milionów lat świetlnych od Ziemi i był 300 razy większy od Słońca. Drugi, KSN 2011d, był odległy o 1,2 miliarda lat, a jego wielkość 500-krotnie przewyższała wielkość Słońca. Dzięki Keplerowi zaobserwowano sam początek eksplozji - falę uderzeniową, która przez 20 minut przesuwała się po powierzchni gwiazdy. Żeby zobaczyć coś takiego, trzeba mieć kamerę skierowaną przez dłuższy czas w odpowiednie miejsce. Nigdy nie wiadomo, kiedy dojdzie do wybuchu supernowej, a dzięki Keplerowi mogliśmy obserwować początek tego zjawiska - mówi Garnavich. Obie zaobserwowane supernowe należały do typu II. Zarejestrowanie ich początku pozwoliło na zweryfikowanie modeli matematycznych takich wydarzeń i dało pewność, że są one prawidłowe. Jednocześnie jednak pokazało, że mogą się one różnić w wielu szczegółach. W eksplozji mniejszej z gwiazd nie zaobserwowano wydobycia się fali uderzeniowej z gwiazdy. Niewykluczone, że gwiazda była otoczona przez gaz, który zamaskował widok fali opuszczającej jej powierzchnię. Lepsze zrozumienie poznanie supernowych pozwoli na lepsze zrozumienie pojawienia się życia w kosmosie. Wszystkie ciężkie pierwiastki pochodzą z eksplozji supernowych. Srebro, aluminium, miedź czy pierwiastki budujące nasze organizmy pojawiły się w wyniku gwałtownej śmierci gwiazd. Życie istnieje dzięki supernowym - mówi Steve Howell z Ames Research Center. « powrót do artykułu -
Międzynarodowy zespół naukowców przeprowadził pierwszą udaną próbę ekstrakcji starożytnego DNA (ang. ancient DNA, aDNA) z mumii z południowej Afryki. Badacze poddali ją także badaniu tomografem komputerowym. Szacuje się, że mumia ma ok. 300 lat i pochodzi z Tuli Block w Botswanie (to pierwsze opisane zmumifikowane szczątki z tego regionu). Raport z badań radiologicznych, molekularnych i genetycznych ekipy prof. Maryny Steyn z Uniwersytetu w Pretorii i University of the Witwatersrand ukazał się w South African Journal of Science. Zmarły to starszy mężczyzna afrykańskiego pochodzenia (jest spokrewniony z grupą ludów Khoisan i użytkownikami języka sotho-tswana). Pochowano go w pozycji płodowej, otulonego zwierzęcą skórą. Całość związano liną. Skany zademonstrowały, że nie zachował się żaden z narządów wewnętrznych. Szkielet osiowy pozostał jednak nietknięty. Widoczne zaawansowane zmiany zwyrodnieniowe (osteofitoza) w obrębie dolnego kręgosłupa wskazują, że mężczyzna był starszy, niż się pierwotnie wydawało. Nie wiadomo, czemu zmarł, ale nie znaleziono żadnych śladów urazu. « powrót do artykułu
-
Zastąpienie w diecie tłuszczów nasyconych wielonienasyconymi spowalnia postępy cukrzycy typu 2. u osób ze stanem przedcukrzycowym, u których mięśnie nie wychwytują prawidłowo glukozy. Wcześniejsze dowody wskazywały, że osoby ze stanem przedcukrzycowym (podwyższonym poziomem cukru we krwi, którego nie można jeszcze sklasyfikować jako cukrzycy) da się podzielić na 2 podgrupy: pacjentów, których wątroba wytwarza za dużo glukozy oraz ludzi, u których cukier nie jest właściwie wychwytywany przez mięśnie. Obecnie za najlepszą metodę hamowania postępów cukrzycy uważa się utratę wagi, ale zespół z King's College London postanowił zbadać połączenie interwencji dietetycznej i programu odchudzania. Naukowcy testowali małe grupy z szerokiego spektrum stężenia glukozy, w tym osoby zdrowe (15), otyłe (23), sportowców (14), a także pacjentów ze stanem przedcukrzycowym (10) i cukrzycą typu 2. (11). Oprócz poziomu glukozy, sporządzano też lipidogram. Ochotnicy wypełniali kwestionariusze dietetyczne. Brytyjczycy zauważyli, że w przypadku osób z nieprawidłowym wychwytem glukozy przez mięśnie zastąpienie tłuszczów nasyconych wielonienasyconymi spowalnia rozwój cukrzycy. Wydaje się, że zabieg ten sprzyja wychwytowi cukru przez receptory insulinowe mięśni. U pacjentów, u których wątroba produkuje za dużo glukozy, ograniczenie spożycia tłuszczów nasyconych spowalniało chorobę, lecz zastąpienie tłuszczów nasyconych wielonienasyconymi niczego nie zmieniało. Dr Nicola Guess podkreśla, że uzyskane wyniki zainspirują z pewnością badania na większej próbie, a wreszcie badania z losowaniem do grup. « powrót do artykułu
-
Globalne ocieplenie zmienia przemysł winiarski
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Zrobienie dobrego wina wymaga zgrania wielu różnych czynników. Ważna jest również pogoda w danym roku. We Francji i Szwajcarii tradycyjnie latami najlepszych win są te, podczas których wiosną występują obfite opady, lato jest wyjątkowo gorące, a pod jego koniec nadchodzi susza. Wówczas winogrona szybko dojrzewają, można je wcześnie zbierać. Badania, których wyniki opublikowano w najnowszym Nature Climate Change, wykazały, że z powodu globalnego ocieplenia z tego optymalnego równania może wypaść susza pod koniec lata. To tylko jedna z wielu przyczyn, dla których w niedalekiej przyszłości producenci win będą musieli zmienić technologie, a niewykluczone, że i zmienić tereny uprawy. O zbiorach winogron decyduje głównie temperatura. W ciągu ostatnich 30 lat globalne ocieplenie spowodowało, że na całym świecie - od Kalifornii i Ameryki Południowej, poprzez Europę po Australię, winogrona zbiera się coraz wcześniej. Porównanie liczących sobie wiele wieków francuskich zapisków historycznych pokazało, że od 1980 roku owoce zbiera się o 2 tygodnie wcześniej niż średnia z ostatnich 400 lat. Dla winiarzy oznacza to często bardzo dobre zbiory i świetne wina. Jednak wiele badań pokazuje, że to tylko stan przejściowy. Wiele tradycyjnych regionów winiarskich może stać się zbyt gorących, by uprawiać w nich winorośl. Konieczna więc będzie albo zmiana gatunków na bardziej odporne na wysokie temperatury, albo przeniesienie plantacji, albo zmiana technologii. Autorzy najnowszych badań przeanalizowali dane pogodowe z XX i XXI wieku, rekonstrukcje pogodowe z poprzednich wieków i porównali je z zapiskami winiarzy do roku 1600 wstecz. Wykazali, że w dość chłodnych regionach Francji i Szwajcarii wczesne zbiory były zawsze skorelowane z ponadprzeciętnymi temperaturami i suszą. Uczeni mówią, że w przeszłości susza pomagała w przekroczeniu granicy, która pozwalała na wcześniejsze zbiory. Zwykle bowiem parowanie wody zawartej w glebie ochładza powietrze. Gdy dochodzi do suszy jest mniejsze parowanie, więc wzrastają temperatury. Mechanizm ten działał jeszcze do lat 80. ubiegłego wieku. Od tamtej pory średnie temperatury są na tyle wysokie, że nie potrzeba suszy, by przekroczyć granicę dla wczesnych zbiorów. Po roku 1980 susza nie ma znaczenia. To oznacza, że zmiany w skali klimatu całej planety zmieniły też lokalne warunki - mówi Benjamin Cook z Columbia University i Goddard Institute for Space Studies. Zmiany klimatyczne wpłynęły na najbardziej znane regiony, jak Alzacja, Szampania, Burgundia czy Langwedocja. Na razie zmiany te przynoszą winiarzom korzyści, ale dobry okres może powoli zmierzać kuk końcowi. Jak na razie dobry rok to rok gorący - mówi współautorka badań Elizabeth Wolkovich z Uniwersytetu Harvarda. Zauważa jednak, że w roku, w którym we Francji miały miejsce najwcześniejsze zbiory w odnotowanej historii - czyli w roku 2003, gdy winogrona zbierano o miesiąc wcześniej niż zwykle - wcale nie powstały wyjątkowo dobre wina. To może być wskazówka, w jakim kierunku to wszystko zmierza. Jeśli nadal będziemy ogrzewali planetę, winnice nie będą produkowały dobrych owoców - mówi. Naukowcy wyliczyli, że w skali całego globu zwiększenie temperatury o 1 stopień Celsjusza oznacza wcześniejsze zbiory o 6-7 dni. Już w 2011 roku stwierdzono, że wskutek globalnego ocieplenia w wielu częściach Burgundii nie będzie można uprawiać Pinot Noir. Wyniki innych badań wskazują, że z Boreaux znikną odmiany Cabernet i Merlot, a kontrowersyjne badania z 2013 roku wykazały, że do roku 2050 większość obecnych regionów winiarskich nie będzie mogła uprawiać obecnie stosowanych odmian. Niewykluczone jednak, że zyskają na tym inne regiony. Gatunki, których nie da się już uprawiać w kalifornijskiej Dolinie Napa mogą trafić na plantacje w stanach Waszyngton czy Kolumbia Brytyjska, południowa Anglia może stać się nową Szampanią, a w środkowych Chinach rolnicy mogą uprawiać gatunki znane obecnie z Chile. Australijscy farmerzy będą zaś musieli pogodzić się z przeniesieniem upraw na Tasmanię. Oczywiście to tylko rozważania dotyczące temperatur. Nie wiadomo bowiem, czy plantacje da się przenieść. Nie wiadomo, czy znajdą się wolne tereny pod uprawę, czy będą one miały odpowiednią glebę czy nachylenie ku słońcu. Może się okazać, że poza obecnymi tradycyjnymi miejscami uprawy nigdzie indziej nie ma miejsca lub odpowiednich warunków dla Pinot Noir czy Merlota. Zarysowany powyżej problem dotyczy nie tylko przemysłu winiarskiego. Globalne ocieplenie już wymusza migracje wielu gatunków ku biegunom. Nikt nie wie, które z nich będą w stanie takiej migracji dokonać i jak się ona zakończy. Niektórzy ludzie mogą nie wierzyć w globalne ocieplenie, ale w przemyśle winiarskim wszyscy w nie wierzą. Wierzą w nie, gdyż widza jego skutki, rok po roku. Jest ono prawdziwe i nie ustąpi - mówi profesor Liz Thach z Sonoma State University, która specjalizuje się w zarządzaniu przemysłem winiarskim. « powrót do artykułu -
Pierwsze dowody na paleolityczne osadnictwo w Irlandii
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Niedźwiedzia kość z jaskini, na której widać ślady nacięć wykonanych za pomocą narzędzia z krzemienia, wyznacza nowy początek ludzkiego osadnictwa w Irlandii. Ponieważ datowanie radiowęglowe wykazało, że ma ona ok. 12,5 tys. lat, obecnie w grę wchodzi paleolit. Dotąd najwcześniejsze dowody związane z ludźmi pochodziły z mezolitu. W paleolicie Irlandia była już wyspą, dlatego uważa się, że grupy myśliwych-zbieraczy musiały tu przybyć łodzią. Kość (rzepkę) niedźwiedzia brunatnego przechowywano przez 90 lat w kartonie w Narodowym Muzeum Irlandii. Od lat 70. XX w. najstarsze dowody dot. ludzkiego osadnictwa w Irlandii wiązano ze stanowiskiem Mount Sandel z Irlandii Północnej. Datowanie węglowe wyznaczało jego wiek na ok. 9 tys. lat. Choć specjaliści poszukiwali śladów irlandzkiego paleolitu od 2. połowy XIX w. i w ciągu 150 lat od czasu do czasu natrafiano na różne narzędzia, to za każdym razem odrzucano je jako pochodzące z Brytanii i zawleczone na obszar Irlandii przez lądolód lub inne procesy geologiczne. Autorkami odkrycia są dr Marion Dowd, archeolog z IT Sligo, i dr Ruth Carden z Narodowego Muzeum Irlandii. [...] Wreszcie udało się ujawnić pierwszy kawałek układanki. To dodaje nowy rozdział ludzkich dziejów w Irlandii - zaznacza dr Dowd. W 1903 r. rzepkę dorosłego niedźwiedzia znaleziono wraz z tysiącami innych kości w Jaskini Alice i Gwendoline w hrabstwie Clare w prowincji Munster. Archeolodzy opublikowali raport na temat swoich badań, odnotowując, że rzepka nosi ślady nacięć nożem. Kość znajduje się w zbiorach Narodowego Muzeum Irlandii od lat 20. XX w. W 2010 i 2011 r. Carden ponownie analizowała muzealną kolekcję kości. Jako specjalistka od archeologii jaskiniowej pani doktor zainteresowała się kością sprawionego niedźwiedzia. Koniec końców zlecono przeprowadzenie datowania radiowęglowego w Chrono Centre na Queen's University Belfast. Dowd podkreśla, że uzyskane wyniki były pewnym szokiem. Miałyśmy dowód, że ktoś sprawiał padlinę niedźwiedzia brunatnego i przecinał się przez kolano, najprawdopodobniej by dostać się do ścięgien. Analiza ujawniła, że nacięć dokonano na świeżej kości, co oznacza, że ludzie byli w Irlandii w paleolicie. Zapewne ktoś bez wprawy próbował przebić się przez twardy staw kolanowy i w efekcie zostawił na powierzchni rzepki aż 7 nacięć. « powrót do artykułu -
Wczoraj w wieku 79 lat zmarł Andy Grove, jeden z twórców potęgi Intela. Przyczyny śmierci nie podano. W latach 90. mężczyzna skutecznie walczył z rakiem prostaty, w 2000 roku zdiagnozowano u niego chorobę Parkinsona. Grove nie był współzałożycielem Intela, jednak przez lata pełnił w nim ważne role. W 1968 roku wraz z Robertem Noyce'em i Gordonem Moore'em odszedł z Fairchild Semiconductor, gdzie byłl zastępcą dyrektora ds. rozwoju. Noyce i Moore założyli Intela, a Grove natychmiast do nich dołączył. Grove został dyrektorem ds. inżynieryjnych i to on odpowiadał za uruchomienie pierwszych linii produkcyjnych firmy. W latach 1979-1997 był prezesem firmy. Jednocześnie, w latach 1987-1998 był jej dyrektorem wykonawczym (CEO), a od 1997 do roku 2005 był przewodniczącym zarządu. Grove był bardzo wpływową postacią nie tylko w przemyśle technologicznym. Cieszył się olbrzymim poważaniem zarówno jako specjalista ds. inżynieryjnych, jak i świetny menedżer. Dość wspomnieć, że w czasie gdy pełnił funkcję dyrektora wykonawczego rynkowa kapitalizacja Intela zwiększyła się z 4 do 197 miliardów USD, a roczne wpływy firmy wzrosły z 1,9 do 26 miliardów USD. Andy Grove urodził się 2 września 1936 roku na Węgrzech jako András István Gróf. Uciekł z okupowanego przez komunistów kraju podczas powstania węgierskiego z 1956 roku, a w roku 1957 trafił do USA. Zanim osiągnąłem wiek 20 lat przeżyłem węgierską dyktaturę faszystowską, niemiecką okupację, nazistowskie Ostateczne rozwiązanie, zajęcie Budapesztu przez Armię Czerwoną, powojenny okres chaotycznej demokracji, różne reżimy komunistyczne i stłumione siłą powstanie ludowe, podczas którego wielu młodych ludzi zostało zabitych, a innych internowano. Około 200 000 Węgrów uciekło na Zachód. Ja byłem jednym z nich. Po przybyciu do USA Grove sprzątał w restauracji, a zarobione pieniądze inwestował we własne wykształcenie. W 1960 roku był już bakałarzem inżynierii chemicznej, a w 1963 roku na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley uzyskał tytuł doktora. Podejście Andy'ego do strategii korporacyjnej i przywództwa wciąż inspiruje wpływowych myślicieli i firmy na całym świecie. Połączył analityczny umysł naukowca z umiejętnością angażowania ludzi w głęboką, szczerą dyskusję, przez co zapewnił Intelowi sukces w czasach pojawienia się peceta, internetu i rozwoju Doliny Krzemowej - stwierdził Andy Bryant, przewodniczący zarządu Intela. « powrót do artykułu
-
Zespół polskich naukowców odkrył, zbadał i opisał skamieniałe naczynia krwionośne z zachowanymi chemicznymi śladami białek w kościach gadów triasowych, mających prawie ćwierć miliarda lat. To otwarcie nowych drzwi w nauce - mówią autorzy odkrycia. Ono pokazuje nowy kierunek badań, który umożliwi nam dowiedzenie się czegoś więcej, niż pokazuje sama morfologia kości. Wnikamy do środka do materii organicznej, budującej kiedyś te organizmy. To na pewno krok milowy. Otwieramy drzwi, co za nimi – jeszcze do końca nie wiemy – powiedział podczas piątkowej konferencji prasowej w Katowicach dr Andrzej Boczarowski z Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego. To najstarsze takie zidentyfikowane materiały na świecie. We wnętrzu strukturalnie zachowanych naczyń krwionośnych dzięki zastosowaniu najnowocześniejszej aparatury badawczej wykryto aminokwasy i fragmenty białek – w tym kolagen. Udowadniamy, że tego typu molekuły mogą zachować się w stanie kopalnym niezależnie od wieku – czy szczątki mają 80, 100 czy 245 mln lat, jak w naszym przypadku. Czas wydaje się nie odgrywać tej głównej roli – kluczowe jest ich utrwalenie zaraz po śmierci – dodał mgr Dawid Surmik z Parku Nauki i Ewolucji Człowieka w Krasiejowie. Szczątki triasowych gadów – notozaura i tanystrofa, z których pochodził materiał badawczy - zostały znalezione w kamieniołomie w Gogolinie na Opolszczyźnie oraz w dzielnicy Miasteczka Śląskiego – Żyglinie, niedaleko Tarnowskich Gór (Śląskie). Na pograniczu wczesnego i środkowego i triasu dzisiejszy Śląsk był zalany bardzo płytkimi morzami, było ciepło i nie brakowało pokarmu, przede wszystkim ryb. Notozaur był gadem morskim, który lubił się wygrzewać na łachach piasku. Tanystrof był zwierzęciem przybrzeżnomorskim o długiej szyi, które żerowało na plaży, wyjadając ryby i skorupiaki z wgłębień zalanych wodą. Naukowcy przypuszczają, że po śmierci ich ciała zostały błyskawicznie pochowane w osadzie, co nie tylko ocaliło szczątki przed zjedzeniem przez inne zwierzęta, ale też zahamowało rozkład. Jeżeli te zwierzęta zdechły na lądzie, ich ciała z rzeką czy z deszczem zostały dostarczone do morskiego środowiska, tam nastąpił dość szybki rozkład. Ciała zostały zakonserwowane w wyniku bardzo szybkiej mineralizacji, która być może trwała dni, jeżeli nie godziny. Najprawdopodobniej to mineralizacja spowodowała niejako związanie tej pierwotnej materii organicznej będącej w miękkich tkankach do postaci mineralnej i tym samym te sygnały białkowe, chemiczne zostały utrwalone w naczyniach krwionośnych, które badaliśmy – wyjaśnił Dawid Surmik. To właśnie on, studiując kości notozaura i tanystrofa, zauważył w nich dziwne struktury, które zidentyfikowano jako skamieniałe naczynia krwionośne. Do badania triasowych kości użyto nowatorskich metod, zaczerpniętych m.in. z fizyki molekularnej czy fizyki ciała stałego. Badania wykonywano głównie na Uniwersytecie Śląskim, na nowoczesnym sprzęcie analitycznym wybudowanego przed kilkoma laty dzięki wsparciu środków unijnych Śląskiego Centrum Edukacji i Badań Interdyscyplinarnych w Chorzowie, a także na Uniwersytecie Jagiellońskim i w PAN w Warszawie. W pracy naukowej trzeba mieć właściwy materiał, dużo szczęścia i odpowiednie narzędzia, w ostatnich latach obserwujemy niebywały rozwój technik chemii, biochemii i chemii polimerów, udało się to wykorzystać, skonstruowano wspaniałe instrumentarium – powiedział członek zespołu badawczego, prof. Roman Pawlicki z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pół wieku temu był on autorem pierwszej publikacji dotyczącej zachowania struktur organicznych w skamieniałościach. W 1966 r. na łamach czasopisma Nature opisał on świetnie zachowane skamieniałe tkanki miękkie – włókna kolagenowe, naczynia krwionośne i komórki kostne, które zachowały się w kościach dinozaurów pochodzących sprzed 80 mln lat. Zostały one wówczas znalezione przez polsko-mongolską wyprawę paleontologiczną na pustynię Gobi (Mongolia). W ścianach naczyń krwionośnych pochodzących z ciał gadów triasowych odkrytych na Śląsku, które badaliśmy, także zachował się kolagen. Ale one są trzykrotnie starsze od tych opisywanych przez prof. Pawlickiego – zwrócił uwagę dr Boczarowski. Badania prowadzono kilkoma uzupełniającymi się metodami, używając np. analiz środowiskowego mikroskopu skaningowego (ESEM), spektroskopii w podczerwieni (FTIR) oraz rentgenowskiej spektroskopii fotoelektronowej (XPS). Wykorzystano także wysokorozdzielczy spektrometr mas jonów wtórnych z analizą czasu przelotu (ToF-SIMS), który umożliwia precyzyjne określenie składu chemicznego próbek. Wyniki tych badań ujawniły w kościach np. obecność aminokwasów czy kolagenu zwierzęcego. Badania były wielokrotnie powtarzane - innymi metodami na innym sprzęcie. Kilkoma niezależnymi metodami naukowcy otrzymali identyczne wyniki, co potwierdziło rangę odkrycia. Publikacja polskich naukowców ukazała się właśnie w prestiżowym amerykańskim czasopiśmie PLoS ONE. Jak podkreślali Andrzej Boczarowski i Dawid Surmik, badania dostarczą nie tylko informacji o notozaurze i tanystrofie – co jadły te zwierzęta, w jakim środowisku żyły. Otwierają też nowe pola badawcze. O ile wiek XX był wiekiem fizyki, to wiek XXI będzie wiekiem biologii, szczególnie genetyki. Wykopaliska będą wykonywane w materiale genetycznym, a nie w plenerze. Tam jest zapisana cała prawda o naszej historii – powiedział dr Boczarowski. Interdyscyplinarny zespół, który dokonał odkrycia, utworzyli naukowcy z Uniwersytetu Śląskiego, Uniwersytetu Jagiellońskiego, Polskiej Akademii Nauk oraz Parku Nauki i Ewolucji Człowieka w Krasiejowie (Opolskie). Znaleźli się w nim paleontolodzy: mgr Dawid Surmik i dr Andrzej Boczarowski; fizycy ciała stałego: prof. Jacek Szade i dr Katarzyna Balin; fizyk molekularny dr Mateusz Dulski; biogeolog dr hab. Barbara Kremer oraz histolog i morfolog prof. Roman Pawlicki. « powrót do artykułu
-
Odkryta właśnie bakteria Ideonella sakaiensis produkuje 2 enzymy hydrolizujące poli(tereftalan etylenu), PET, oraz pierwotny produkt reakcji rozkładu, czyli kwas mono(2-hydroksyetylo)tereftalowy, MHET. Ponieważ dla bakterii PET stanowi główne źródło energii i węgla, zespół dr. Shosuke Yoshidy z Instytutu Technologii w Kioto ma nadzieję, że dzięki niej uda się pozbyć ton kłopotliwych odpadów. Rokrocznie wytwarza się ponad 45 mln t PET. Recyklingowi podlega tylko niewielka część tworzywa, reszta trafia na wysypiska i do wody. Dotąd znano tylko kilka gatunków grzybów, które częściowo rozkładały ten plastik. Japończycy zebrali 250 próbek, w tym glebę, a także ścieki i szlam, z zakładu recyklingu butelek PET. Zbadali znajdujące się w nich bakterie, by sprawdzić, czy któreś z nich odgrywają jakąś rolę w procesie rozkładu tworzywa. Jedna z próbek osadu zawierała unikatowe konsorcjum bakteryjne, złożone z bakterii, drożdżopodobnych komórek i pierwotniaków - opowiada dr Kenji Miyamoto. Gdy mikroorganizmy nałożono na cienki film PET, najpierw utworzyły się w nim spore zagłębienia, a po 6 tygodniach po polimerze nie było śladu. Z konsorcjum wyizolowaliśmy szczep I. sakaiensis 201-F6 i odkryliśmy, że wytwarza on 2 enzymy, PETazę i MHETazę. Dalsze badania ujawniły, że PETaza i MHETaza są konieczne, by za pośrednictwem hydrolizy doprowadzić do powstania 2 neutralnych dla środowiska monomerów: kwasu tereftalowego i glikolu. Fakt, że ludzie produkują PET od zaledwie 70 lat, sugeruje, że zdolność jego rozkładu przez bakterie musiała wyewoluować stosunkowo niedawno. Japończycy przejrzeli bazy danych, by sprawdzić, czy jakieś inne organizmy mają geny kodujące enzymy metabolizujące poli(tereftalan etylenu). U żadnego gatunku nie znaleziono ich kompletu, ale aż 92 mikroorganizmy dysponowały sekwencjami dla MHETazy, a u 32 z nich wykryto także inne enzymy biorące udział w metabolizmie PET. Mutacje w enzymach rozkładających wiązania, np. hydrolizującej PET kutynazie, mogły zwiększać wybiórczość związaną z PET. Nie wiadomo, czy istnieją inne podobne organizmy - zaznacza Miyamoto. Japończycy przypuszczają, że duża dostępność PET w zakładzie utylizacji oraz hodowla w czasie eksperymentów mogła pomóc w selekcji bakterii z potrzebnymi genami, pozyskanymi podczas wymiany z innymi bakteriami. Jak zastosować odkrycia opisane w Science w praktyce? Przez krystaliczną strukturę tempo rozkładu [PET] jest bardzo wolne. Wskutek wstępnego podgrzania do 260 stopni dochodzi jednak do jej rozpadu, co pozwala bakteriom łatwo rozłożyć plastik. « powrót do artykułu
-
Powstanie pierwszy polski satelita komercyjny
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Ten projekt to wielki krok dla całej krajowej branży kosmicznej. SAT-AIS-PL będzie pierwszym satelitą, którego wykonanie zlecono polskiemu konsorcjum przemysłowo-naukowemu. Na czele konsorcjum stanie spółka Creotech Instruments S.A. W skład konsorcjum wchodzą firmy: Hertz Systems i Atos Polska i Śląskie Centrum Naukowo-Technologiczne Przemysłu Lotniczego oraz instytucje naukowe: Centrum Badań Kosmicznych PAN, Instytut Łączności i Akademia Morska w Gdyni. SAT-AIS-PL będzie częścią systemu bezpieczeństwa ruchu morskiego. Projekt realizowany na zlecenie Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), której jako kraj jesteśmy członkiem od 2012 roku, potrwa przynajmniej 7 lat i będzie składał się z czterech etapów. Pierwsza, zainicjowana właśnie faza, potrwa do końca I kwartału 2017 roku i obejmie wykonanie projektu misji satelity i stworzenie architektury podsystemów. W latach 2017-2020, w czasie drugiego etapu, powstanie prototyp systemu, a następnie właściwy satelita. Kolejna faza obejmie wystrzelenie rakiety, która wyniesie satelitę na orbitę. Ostatni etap, przewidziany na kilka kolejnych lat, to faza operacyjna systemu. Obejmie także sprowadzenie satelity z orbity po zakończeniu misji. Zadaniem systemu SAT-AIS-PL będzie zbieranie informacji z automatycznego systemu identyfikacji statków (AIS) na potrzeby monitorowania i nadzoru bezpieczeństwa ruchu morskiego – mówi Michał Szaniawski, wiceprezes Agencji Rozwoju Przemysłu - Korzystać będą z niego zarówno użytkownicy polscy jak i zagraniczni. Głównymi użytkownikami danych z systemu będą Urzędy Morskie, Wojsko Polskie, Straż Graniczna, Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa, Służby Specjalne oraz Europejska Agencja Bezpieczeństwa Morskiego. Na SAT-AIS-PL składać się będzie satelita o masie około 40 kg z odbiornikiem sygnałów z transponderów AIS zainstalowanych na jednostkach morskich, naziemna stacja łączności, centrum kontroli lotu i sterowania oraz terminal danych AIS, który będzie udostępniany użytkownikom końcowym. Wszystkie naziemne elementy infrastruktury systemu zostaną zlokalizowane w Polsce. SAT-AIS-PL będzie pierwszym satelitą, którego wykonanie zlecono polskiemu konsorcjum przemysłowo-naukowemu – mówi dr Grzegorz Brona, prezes Creotech Instruments S.A. Poprzednie polskie satelity: PW-SAT, LEM i HEWELIUSZ, zostały zbudowane przez instytucje naukowe. PW-SAT stworzyli studenci Politechniki Warszawskiej, a za budowę satelitów LEM i HEWELIUSZ odpowiadało Centrum Badań Kosmicznych PAN. Ich przeznaczenie nie wykraczało poza świat nauki oraz testowania nowych technologii na orbicie. SAT-AIS-PL będzie pełnił funkcje użytkowe i jego budowa, wraz z całym systemem naziemnym, jest znacznie bardziej złożona i długotrwała. Jesteśmy dumni z faktu, że mamy możliwość prowadzenia tego projektu w ścisłej współpracy z polskimi podmiotami zarówno przemysłowymi, jak i naukowymi – dodaje dr Brona Prace nad systemem rozpoczęły się w 2014 roku od wstępnego studium wykonalności (w ramach projektu POL-SAT-AIS) zleconego przez Europejską Agencję Kosmiczną konsorcjum w składzie Instytut Łączności PIB (lider), Akademia Morska w Gdyni oraz Centrum Badań Kosmicznych PAN w ramach Polish Industry Incentive Scheme. Studium to zostało pozytywnie zaopiniowane przez ESA i Międzyresortowy Zespół ds. Polityki Kosmicznej w Polsce, które podjęły decyzję o kolejnym etapie prac, pod nazwą SAT-AIS-PL, i zleceniu ich konsorcjum przemysłowo-naukowemu, którego liderem od lutego 2015 roku jest spółka Creotech Instruments S.A. z siedzibą w podwarszawskim Piasecznie. Automatyczny System Identyfikacji (AIS) jest systemem bliskiego zasięgu przybrzeżnego do śledzenia statków i zapobiegania ich kolizji. Opracowano go, aby identyfikował i dostarczał informacji o bieżącej pozycji statków i stacji brzegowych. Transpondery AIS automatycznie nadają te informacje w regularnych odstępach czasu. Identyfikacja i dane nawigacyjne są przesyłane z częstotliwością od 2 do 180 sekund, w zależności od aktywności statku. Sygnały AIS są odbierane przez urządzenia zainstalowane na innych statkach lub stacjach brzegowych. System AIS jest obowiązkowy dla wszystkich statków o wyporności od 300 ton wzwyż, pływających na wodach międzynarodowych, statków towarowych o wyporności od 500 ton wzwyż, pływających na wodach lokalnych i wszystkich jednostek pasażerskich. Zasięg horyzontalny systemu AIS wynosi 74 kilometry (40 mil morskich), co oznacza że statek znajdujący się w większej odległości nie odbierze sygnału z innego statku lub stacji brzegowej – tłumaczy Krzysztof Żurek z Instytutu Łączności. Wynika to m.in. z faktu, że Ziemia nie jest płaska, a moc nadajników i czułość odbiorników ograniczone. Wykorzystanie satelitów pozwala na agregację danych AIS z jednostek morskich będących poza zasięgiem brzegowych stacji systemu AIS i przekazanie ich do odbiorców. To znacząco zwiększa bezpieczeństwo ruchu morskiego – dodaje Żurek. Organizacją sprawującą nadzór międzynarodowy nad przestrzeganiem wymogów wyposażenia jednostek pływających w systemy AIS jest Międzynarodowa Organizacja Morska (IMO), zaś Europejska Agencja Bezpieczeństwa Morskiego (EMSA) realizuje te zadania na wodach europejskich. Na szczeblu krajowym w Polsce zadania te realizują Urzędy Morskie zlokalizowane w Gdyni, Słupsku i Szczecinie. Polski satelita SAT-AIS-PL dołączy do kilkunastu innych satelitów znajdujących się obecnie na orbicie, których zadaniem jest transmisja sygnału AIS. « powrót do artykułu -
Władze Australii i Tasmanii wycofują się z prób zezwolenia na wycinkę na terenie Rezerwatu Przyrody Tasmania. Warto przypomnieć, że uznając fakt, że to jeden z ostatnich nienaruszonych wilgotnych lasów strefy umiarkowanej, w 1982 r. obszar ten wpisano na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. W 1989 r. teren chroniony powiększono. Obecnie zajmuje on ok. 20% Tasmanii. W 2014 r. rząd Australii poprosił UNESCO o uchylenie specjalnego statusu lasu. Umożliwiłoby to wycinkę na pewnych terenach, co pozwoliłoby na ożywienie lokalnej ekonomii (tutejsze bezrobocie przewyższa bowiem krajową średnią). Inicjatywa rządu nie spotkała się z przychylnym przyjęciem ze strony organizacji ekologicznych. W niedzielę UNESCO wydała oświadczenie w tej sprawie. Zgodnie z jego zapisami, całe Tasmanian Wilderness powinno być objęte zakazem komercyjnego wyrębu. Rządy federalny i stanowy zamierzają się podporządkować zaleceniom agendy ONZ. « powrót do artykułu
-
Gen, który zwykle odpowiada za naprawy uszkodzonego DNA może po zmutowaniu wywoływać raka piersi. Doktor Lan Ko z Wydziału Patologii Medical College of Georgia mówi, że niezależnie od powodu, z jakiego zmutuje gen GT198, może stać się on z jednej strony wskazówką ryzyka rozwoju nowotworu piersi, a drugiej - celem dla przyszłych kuracji. Już od pewnego czasu wiadomo, że we GT198 jest zmutowany we wczesnych stadiach nowotworów piersi i jajników. Teraz zaś dowiedziono, że macierzyste komórki progenitorowe, które, zamiast zmienić się w zdrowe komórki piersi stają się komórkami nowotworowymi, również mogą zawierać zmutowany GT198. Mutacje te są widoczne zarówno w tkance guza, zdrowej tkance oraz w krwi. Sądzimy, że mutacja ta powoduje wzrost guza - mówi doktor Ko. GT198 jest koaktywatorem receptorów hormonów steroidowych. Jego aktywność jest regulowana przez estrogen. Jednak gdy gen zmutuje umożliwia rozwój guza nawet bez estrogenu. Dotychczas naukowcy mieli problemy z określeniem sposobu rozwoju raka piersi, gdyż składają się one z wielu różnych komórek. Najnowsze odkrycie pozwala na lepsze zrozumienie rozwoju choroby, gdyż GT198 bezpośrednio wpływa na komórki macierzyste w naczyniach krwionośnych, które tworzą w piersiach różne tkanki. Badania te pokazują, że mutacja GT198 wpływa na wszystkie typy komórek zrębu w piersiach, gdyż wszystkie one pochodzą z tych samych komórek progenitorowych - mówi doktor Nita Maihle. W wyniku działania zmutowanego GT198 dochodzi zatem do pojawienia się nieprawidłowych komórek różnego typu. Mamy tutaj związek przyczynowo-skutkowy - dodaje doktor Maihle. W następnym etapie badan uczone chcą skupić się na poszukiwaniu terapii, zarówno przeciwciałami jak i związkami roślinnymi. Celem prac będzie znalezienie leku, który będzie brał na cel nieprawidłowe komórki progenitorowe. Sądzimy, że właściwą metodą walki z nowotworem piersi będzie walka z komórkami progenitorowymi. Chcemy zabić te komórki, które prowadzą do rozrostu guza. Walka z komórkami samego guza jest mniej efektywna - wyjaśnia doktor Ko. « powrót do artykułu
-
Zespół z Uniwersytetu Stanforda opracował nową technikę obrazowania w 3D żywych, a nie zakonserwowanych komórek i tkanek podskórnych. Amerykanie mają nadzieję, że uda się ją wykorzystać np. do monitorowania wyników leczenia nowotworów, czy zrozumienia, jak pojedyncze komórki odłączają się od guzów i przemieszczają do nowych lokalizacji. Za pomocą techniki MOZART (od ang. MOlecular imaging oraz characteriZation of tissue noninvasively At cellular ResoluTion) udało się dotąd zajrzeć pod skórę zwierzęcia, uwidaczniając szczegóły budowy naczyń limfatycznych i krwionośnych. W przyszłości MOZART może posłużyć do wykrywania nowotworów skóry, jelita grubego czy przełyku, a także wykrycia nieprawidłowych naczyń, jakie pojawiają się na najwcześniejszych etapach związanego z wiekiem zwyrodnienia plamki żółtej. Próbujemy zajrzeć do żywego organizmu i zebrać informacje z poziomu pojedynczej komórki. Dotąd nie było na to sposobu - podkreśla prof. Adam de la Zerda, dodając, że choć optyczna tomografia koherencyjna (OCT) pozwala obejrzeć anatomię/tkanki kilka milimetrów pod skórą, nie jest na tyle specyficzna, by wyodrębnić indywidualne komórki lub wytwarzane przez nie cząsteczki. W pierwszej kolejności zespół Zerdy musiał znaleźć sposób na znakowanie, które pozwoliłoby różnicować komórki, dzięki czemu można by np. wychwycić początek namnażania komórek nowotworowych w zdrowej tkance. Amerykanie stwierdzili, że do tego celu świetnie nadawałyby się złote nanopręciki, ale te dostępne w handlu były zbyt krótkie, żeby zapewnić odpowiednio silny sygnał. Jak tłumaczy student Elliott SoRelle, wibracje nanopręcików rozpraszają światło, co można wykryć za pomocą mikroskopu. Jeśli wszystkie otaczające tkanki drgają w białym szumie wyższych częstotliwości, na ich tle długie nanopręciki będą się wyróżniać. Wyzwaniem pozostawało jednak, jak wyprodukować dłuższe nanopręciki, które byłyby nietoksyczne, stabilne i bardzo jasne. Choć zadanie nie należało do prostych, udało się uzyskać różnych rozmiarów nietoksyczne nanopręciki, które drgają w unikatowych i łatwych do zidentyfikowania częstotliwościach. Kolejnym zadaniem było odfiltrowanie częstotliwości nanopręcików od otaczającej tkanki. W tym celu Orly Liba stworzyła algorytm komputerowy. Wykorzystując duże nanopręciki SoRelle'a i algorytm Liby, ekipa de la Zerdy uzyskała tak duże (gigapikselowe) obrazy 3D w wysokiej rozdzielczości, że trzeba było stworzyć kolejne algorytmy do ich analizowania i przechowywania. MOZART przeszedł testy na uchu żywej myszy. Naukowcy zaobserwowali, że nanopręciki są wychwytywane przez układ limfatyczny i transportowane przez sieć zastawek. Amerykanie zidentyfikowali nanopręciki dwóch wielkości, które drgały z różnymi częstotliwościami w dwóch naczyniach limfatycznych. Różnicowanie powiodło się także w przypadku naczyń krwionośnych. Wykazawszy, że złote nanopręciki są widoczne w żywej tkance, akademicy z laboratorium Bio-X chcą teraz zademonstrować, że mogą się one wiązać ze specyficznymi komórkami, np. nowotworu skóry, lub nieprawidłowymi naczyniami krwionośnymi na wczesnych etapach zwyrodnienia plamki żółtej. « powrót do artykułu
-
Dzisiaj i jutro w pobliżu Ziemi przelecą dwie komety. Jedna z nich będzie trzecią najbliższą kometą mijającą Ziemię. Większa z komet, która będzie dalej, może być na tyle jasna, że zaobserwujemy ją na nocnym niebie gołym okiem. Mniejsza kometa to P/2016 BA14. Przeleci ona jutro w odległości zaledwie 3,5 miliona kilometrów od Ziemi. Znamy tylko dwie komety, które przeleciały bliżej. To D/1770 L1 z 1770 roku, zwana kometą Lexella, która znalazła się w odległości 2,2 miliona kilometrów od Ziemi oraz 55P/Tempel-Tuttle, czyli kometa Tempel-Tuttle, która 26 października 1366 roku minęła naszą planetę w odległości 3,43 miliona kilometrów. Większa kometa to 252P/LINEAR, która jeszcze dzisiaj znajdzie się w odległości 5,3 miliona kilometrów od naszej planety. Przelot dwóch komet dzień po dniu to niezwykle rzadkie wydarzenie. Orbity obu obiektów nie są identyczne, ale na tyle podobne, że naukowcy sądza, iż mogą być one w jakiś sposób związane. Być może P/2016 BA14 to fragment 252P/LINEAR, który w pewnym momencie odłączył się od macierzystej komety. Dla astronomów-amatorów mamy dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że jeśli chcemy zobaczyć 252P/LINEAR powinniśmy szukać na nocnym niebie zielonkawego obiektu. Widoczny kolor pochodzi z dwuatomowego węgla, który po zjonizowaniu daje zielony kolor. Zła - na półkuli północnej kometa będzie niewidoczna. Niewykluczone jednak, że 252P/LINEAR będzie jaśniała na niebie przez kilka tygodni, zatem ludzi z obu półkul będą mieli szansę ją zobaczyć. Niewykluczone też, że 28 marca Ziemia przejdzie przez pozostałości z ogona komety. Czeka nas wówczas niewielki deszcz meteorytów. « powrót do artykułu