-
Liczba zawartości
37636 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Dyrektor wykonawcza Yahoo! Marissa Mayer poinformowała, że koncern rozważą "strategiczne alternatywy", w tym zwolnienie 15% załogi, zamknięcie pięciu biur na całym świecie i ewentualne pozbycie się "niestrategicznych aktywów". Oświadczenie takie Mayer złożyła przed ujawnieniem wyników finansowym przedsiębiorstwa. W 2015 roku przychody firmy zamknęły się kwotą 4,968 miliarda dolarów, czyli o 8% większą niż w roku 2014. Firma odpisała jednak w ostatnim kwartale 4,5 miliarda dolarów. Odpis miał prawdopodobnie związek z dokonywanymi wcześniej przejęciami. W oświadczeniu prasowym Yahoo! czytamy, że koncern ma zamiar zakupić się na mniejszej liczbie kluczowych produktów. Portal może zamknąć w bieżącym roku m.in. działy Games oraz Smart TV, do końca roku liczba pracowników można zostać zmniejszona do 9000, a liczba osób zatrudnionych na kontraktach do 1000. W ciągu najbliższych trzech miesięcy zamknięte zostaną biura w Dubaju, Mexico City, Buenos Aires, Madrycie i Mediolanie. Jak poinformowała Mayer, zamknięcie biur i zwolnienia pracowników pozwolą zaoszczędzić 400 milionów dolarów. Pytana, czy w związku z planowanymi oszczędnościami Yahoo! zrezygnuje z przejęć, Mayer stwierdziła, że przemysł IT to dział gospodarki, w którym dokonuje się wielu przejęć. Będziemy zatrudniać i będziemy przejmować, ale sądzę, że obecnie będzie to proces bardziej ostrożny. « powrót do artykułu
-
W USA potwierdzono przypadek zarażenia wirusem Zika drogą płciową
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom (CDC) potwierdziło, że w Teksasie odnotowano przypadek zakażenia wirusem Zika drogą płciową (przez partnera, który wrócił niedawno z Wenezueli), a nie przez ukąszenie komara. O przypadku poinformowały władze hrabstwa Dallas. Wkrótce CDC ma przedstawić wytyczne dot. transmisji płciowej. Będą się one koncentrować na partnerach kobiet, które są lub mogą być w ciąży. Znane są izolowane przypadki rozprzestrzeniania wirusa przez transfuzje i kontakty płciowe. To nic dziwnego, bo wirus występuje we krwi mniej więcej przez tydzień. Trzeba ustalić, jak długo występuje w nasieniu i właśnie nad tym pracujemy - wyjaśnia Tom Frieden, dyrektor CDC. CDC przypomina o używaniu prezerwatyw. Dodaje też, że zakażeni mogą nie dopuścić do rozprzestrzeniania wirusa, zapobiegając kolejnym ugryzieniom komarów. Amerykański Czerwony Krzyż przestrzega potencjalnych dawców krwi, którzy wracają z krajów objętych epidemią gorączki Zika, by przed donacją odczekali co najmniej 28 dni. Przed osobą z Teksasu udokumentowano zaledwie 2 podobne przypadki. W 2013 r. podczas wybuchu epidemii w Polinezji Francuskiej próbki moczu i nasienia 44-letniego Tahitańczyka okazały się seropozytywne, choć same próbki krwi były Zika-negatywne. W 2008 r. Brian Foy, mikrobiolog z Kolorado, zaraził się wirusem Zika w czasie podróży do Senegalu. Jego żona zachorowała parę dni później, choć nie opuszczała Kolorado i nie zetknęła się z będącymi wektorami komarami. CDC dodaje, że odnotowano przypadki transmisji wirusa w czasie porodu, transfuzji i ekspozycji laboratoryjnej. Choć wirusa Zika wykrywano w mleku matek, nie wiadomo, czy tą drogą można go przekazać dzieciom. « powrót do artykułu -
Chińska Narodowa Administracja Kosmiczna udostępniła jedne z najbardziej dokładnych zdjęć powierzchni Księżyca. Fotografie zostały wykonane przez łazik Yutu, który trafił na Srebrny Glob w grudniu 2013 roku w ramach misji Chang'e-3. Był to pierwszy lądownik pracujący na Księżycu od czasów radzieckiego Łunochodu 2, który zakończył pracę w 1973 roku. Chińska agencja kosmiczna pracuje w tajemnicy i, w przeciwieństwie do NASA czy ESA, rzadko upublicznia swoje materiały. Ponadto jej oficjalna witryna nie jest łatwa w użyciu, posiada wyłącznie wersję chińską, co jeszcze bardziej utrudnia dostęp do informacji. Szczęśliwie Emily Lakdawalla pobrała część zdjęć i udostępniła je witrynie The Planetary Society, dzięki czemu możemy podziwiać fotografie, jakich nie widzieliśmy nigdy wcześniej. Chiny mają zamiar powrócić na Księżyc. Planowana misja Chang'e-4 ma wylądować po niewidocznej stronie ziemskiego satelity. « powrót do artykułu
-
Prawo Moore'a przeżyje technologię CMOS i będzie obowiązywało w odniesieniu do przyszłych technik wytwarzania układów scalonych, uważa Wiliam Holt z Intela. Holt, odpowiedzialny w Intelu za wydział technologii i produkcji, nie zdradził, którą z technologii mających zastąpić CMOS wdroży jego firma. Powiedział za to, że nowa technologia nie zostanie jeszcze wykorzystana w 10-nanometrowych układach. Intel ma zamiar wykorzystać CMOS do granic możliwości, dopiero wówczas zastosuje w swoich układach coś nowego. Powstaną mieszane układy, część plastra krzemowego będzie obrabiana w technologii CMOS, a na tym samym plastrze znajdą się nowe urządzenia, korzystające z zalet innych technologii - stwierdził Holt. Nie mogę w tej chwili powiedzieć, która z tych technologii zostanie wykorzystana jako pierwsza lub będzie najlepsza - dodał. Technologie, które mają zastąpić CMOS, jak np. układy spintroniczne, procesory ferroelektryczne czy kości wykorzystujące nowe materiały, są bardziej energooszczędne od CMOS, jednak wolniej przeprowadzają obliczenia. To poważne wyzwanie dla inżynierów starających się opracować nowy rodzaj układów scalonych. Holt mówi, że konieczne jest obniżanie zużycia prądu oraz kosztu produkcji pojedynczego tranzystora. Pomiędzy 22-nanometrowym a 14-nanometrowym procesem produkcyjnym Intelowi udało się obniżać koszt na tranzystor w tempie nieco lepszym niż średnia historyczna wynosząca 30% i to pomimo tego, że wzrost kosztu prac nad kolejnym krokiem technologicznym zwiększył się z historycznych 10% do 30%. Na razie jest zbyt wcześnie, by mówić o szczegółach dotyczących technologii 7 nanometrów. Możemy jednak stwierdzić, że powinniśmy zmieścić się w historycznej średniej obniżenia kosztów na tranzystor - dodał Holt. Co ciekawe, nie stwierdził, że w procesie tym będzie wykorzystywana litografia w ekstremalnie dalekim ultrafiolecie (EUV), która daje nadzieję na znaczące obniżenie kosztów. « powrót do artykułu
-
W Japonii powstaje największa na świecie pływająca farma solarna
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Japońska firma Kyocera rozpoczęła budowę największej na świecie pływającej farmy słonecznej. Powstaje ona na zbiorniku tamy Yamakura w prefekturze Chiba. Po zakończeniu budowy, najprawdopodobniej na przełomie marca i kwietnia 2018 r., produkowana tu energia powinna wystarczyć do zaopatrzenia blisko 5 tys. gospodarstw domowych. Na powierzchni 180 tys. m2 ma się znajdować ponad 50 tys. paneli fotowoltaicznych. Z planowaną mocą 13,7 MW elektrownia nie znajdzie się na liście 100 największych farm solarnych. Należy jednak pamiętać, że Kyocera musi sobie jakoś radzić z japońskim deficytem miejsc pod tradycyjną budowę, stąd zwrot w kierunku wody. Kyocera stworzyła już 3 pływające farmy solarne, ale są one znacznie mniejsze od obecnie realizowanego obiektu. W marcu 2015 r. zadebiutowały elektrownie o mocy 1,7 oraz 1,2 MW, a w czerwcu kolejna - 2,3-MW. Warto przypomnieć, że pod koniec zeszłego roku na zbiorniku Godley w Hyde w hrabstwie Greater Manchester w Wielkiej Brytanii rozpoczęła się instalacja największej farmy solarnej w Europie. Z panelami o powierzchni 45,5 tys. m2 ma ona zajmować 2. miejsce na świecie. « powrót do artykułu -
Holenderska policja testuje nowy sposób usuwania dronów zagrażających bezpieczeństwu publicznemu. Ich wyłapywaniem zajmują się tresowane bieliki. Policja ma coraz większy problem z dronami latającymi w strefach zakazanych, np. wokół lotnisk, czy w czasie imprez masowych, np. spotkań z politykami. Holenderscy stróżowie prawa rozważali kilka sposobów radzenia sobie z tym zjawiskiem: wystrzeliwanie siatek do przechwytywania, zdalne hakowanie i właśnie wykorzystanie ptaków drapieżnych. Ludzie często myślą, że to żart, ale jak dotąd ptasia metoda jest bardzo skuteczna - opowiada rzecznik policji Dennis Janus. Policja opublikowała niedawno nagranie pokazowe, na którym kwadrokopter lata po magazynie. Opiekun wypuszcza bielika, który bez problemu łapie go w szpony i ściąga na ziemię. Sjoerd Hoogendoorn ze współpracującej z policją firmy Guard from Above podkreśla, że ptaki trzeba wytresować, by rozpoznawały drony jako ofiary. Za każdą udaną próbę są nagradzane kawałkiem mięsa. Wg niego, pazury bielików są tak twarde i wytrzymałe, że wirniki dronów nie mogą wyrządzić im krzywdy. Wpływ polowań na taką zdobycz bada też zewnętrzny instytut. Na razie największym kosztem wydają się zniszczenia sprzętowe w czasie treningu. Otwartym pytaniem pozostaje, jak bieliki poradzą sobie w obecności tłumu. Decyzja, czy antydronowe oddziały bielików zasilą szeregi policji, ma zapaść do końca tego roku. « powrót do artykułu
-
Neandertalczycy żyli w Europie przez setki tysięcy lat. Jednak gdy na kontynent przybył Homo sapiens wyginęli w ciągu zaledwie 5000 lat. Teraz trójka naukowców stworzyła model komputerowy, zgodnie z którym neandertalczycy wyginęli z powodu swojej niższości kulturowej. William Gilpin i Marcus Feldman z Uniwersytetu Stanforda oraz Kenichi Aoki z Uniwersytetu Meiji twierdzą, że neandertalczyków nie zabiły choroby przyniesione przez Homo sapiens, nie padli ofiarą bezpośredniej agresji naszych przodków, ani zmieniającego się klimatu. Z komputerowego modelu stworzonego na potrzeby symulacji konkurencji międzygatunkowej wynika, że przewaga kulturowa Homo sapiens była tak wielka, iż neandertalczycy nie byli w stanie konkurować. Wyniki symulacji mogą dowodzić, że bardziej rozwinięta kultura może wyprzeć mniej rozwiniętą, nawet jeśli przedstawiciele tej drugiej są bardziej liczni. Model wykazał również istnienie sprzężenia zwrotnego - wraz ze zwiększaniem się dominacji grupy o bardziej rozwiniętej kulturze jej przewaga kulturowa rośnie. Naukowcy uważają, że rozwój kultury idzie ręka w rękę z rozwojem technologii, przez co neandertalczycy nie byli w stanie konkurować z naszymi przodkami o zasoby naturalne. Wciąż nie jest jasne, dlaczego neandertalczycy nie skopiowali osiągnięć kulturowych i technologicznych Homo sapiens. « powrót do artykułu
-
W mieście Ostana we włoskim regionie Piemont powitano z honorami pierwsze dziecko od 29 lat. Pablo urodził się w zeszłym tygodniu w szpitalu w Turynie. Dzięki niemu liczba ostańczyków wzrośnie do 85, choć jak zaznacza burmistrz Giacomo Lombardo, tylko połowa z nich mieszka tu stale. Na początku XX w. liczebność tutejszej populacji sięgała 1000. Stały spadek wskaźnika urodzeń zaczął się po II wojnie światowej. "Prawdziwy regres datuje się jednak od roku 1975; w latach 1976-87 na świat przyszło [bowiem] tylko 17 dzieci". Ostana chce zatrzymać niekorzystny trend, przede wszystkim tworząc nowe miejsca pracy. Rodzice Pabla także chcieli wyemigrować przed 5 laty, ale dali Ostanie szanse, gdy zaproponowano im prowadzenie schroniska górskiego. Wielu ludzi ma nadzieję, że przypadek rodziny Pabla stanowi dobry znak dla innych społeczności górskich. Na cześć Pabla zorganizowano imprezę. Przy wjeździe do miasta stanął też bocian z błękitnym zawiniątkiem w dziobie. « powrót do artykułu
-
Rekiny wąsate (Ginglymostoma cirratum) mają najwolniejszy metabolizm wśród rekinów, którym go dotąd zmierzono. Naukowcy podkreślają, że potrzeby energetyczne rekinów są słabo zrozumiane, a mogą odgrywać ważną rolę w działaniu zdrowego ekosystemu. G. cirratum snują się pod skałami i wynajdują szczeliny, z których wysysają kraby, odpoczywające ryby oraz inne powolne albo nieostrożne ofiary. Przepompowują wodę przez skrzela, dzięki czemu mogą prowadzić leniwy tryb życia, zamiast ciągle pływać. Dotąd szacowano tempo metabolizmu zaledwie kilku gatunków rekinów. Jeszcze rzadsze są badania łączące dane metaboliczne z zachowaniem na wolności. Jeśli znamy metabolizm rekinów [...], możemy zacząć oceniać zużycie energii na wolności, by lepiej zrozumieć ich wpływ na ekosystem. Rekiny są często drapieżnikami alfa w łańcuchu pokarmowym, spożywając dużo kalorii z organizmów z niższych poziomów troficznych. Z tego powodu mają większy wpływ na równowagę ekosystemu niż inne gatunki. Chcąc lepiej zrozumieć ekosystemy, które chcemy chronić, musimy zatem lepiej zrozumieć rekiny - podkreśla dr Nick Whitney, menedżer Programu Ekologii Behawioralnej i Fizjologii w Laboratorium Morskim Mote. Od września 2014 do maja 2015 r. naukowcy monitorowali rekiny wąsate z zamkniętego szczelnie zbiornika. Mierzyli zużycie tlenu, by oszacować ilość energii zużywaną w czasie odpoczynku lub pływania na określonym dystansie czy z określoną prędkością. Okazało się, że przeciętna przemiana energii w czasie pływania stanowiła tylko ok. 18% wartości zmierzonych dla rekinów ostronosych i ok. 50% wskazań dla innych "maruderów" - koleniowatych. Rekiny wąsate zużywały o wiele więcej energii na pływanie niż na odpoczynek (różnica była większa niż u wielu innych rekinów), ale ogólnie spalały mniej energii. Porównań dokonywano przy założeniu, że woda, w której przebywały wszystkie rekiny, miała tę samą temperaturę. Ogólnie rekiny wąsate mają bardzo niską przemianę materii; nie ruszają się dużo, a kiedy już to robią, muszą w to włożyć sporo pracy. Z tak niskim metabolizmem prawdopodobnie nie zużywają dużo kalorii na podtrzymanie funkcji życiowych, dlatego ich wpływ na ekosystem będzie mniejszy niż można by się spodziewać, mając na uwadze inne duże drapieżniki [...] - wyjaśnia Whitney. Skoro jednak rekiny wąsate są często najbardziej rozpowszechnionymi rekinami ekosystemów subtropikalnych i tropikalnych, jaki jest ich wpływ na ekosystem, w porównaniu do rzadszych, ale funkcjonujących na wyższym poziomie metabolicznym drapieżników? By to ustalić, w ramach kolejnego studium biolodzy wyposażyli rekiny wąsate w akcelerometry. Chcemy wykorzystać dane z przyspieszeniomierzy dzikich rekinów i porównać je z tym, co zrobiliśmy w laboratorium. Ze swoim niskim metabolizmem rekiny wąsate są dość leniwe. Interesujące jest to, że takie podejście może być skuteczną strategią. W porównaniu do wielu innych gatunków rekinów, populacje G. cirratum radzą sobie dobrze. Energooszczędna strategia nie jest, oczywiście, jednym czynnikiem, ale na pewno stanowi część sukcesu. [...] Jako młode zwierzęta rekiny wąsate rosną całkiem szybko i ostatecznie mają stosunkowo dużą liczbę dzieci. To pokazuje, że są skuteczne. « powrót do artykułu
-
Badacze z Microsoft Research pracują nad pomysłem zwanym Project Natick. Zakłada on tworzenie podwodnych centrów bazodanowych. Rozwiązanie takie ma mieć liczne zalety w porównaniu z tradycyjnym. Microsoft zauważa, że połowa ludzkości mieszka w odległości 200 kilometrów od wybrzeża. Centra bazodanowe mogą więc znajdować się w pobliżu klientów, co znacząco zmniejsza opóźnienia w przesyłaniu danych. Eksperci z Redmond podkreślają, że Project Natick pozwoli na zbudowanie centrum od podstaw w ciągu zaledwie 90 dni. Zaś dzięki umieszczeniu go w oceanie będzie miało ono bezpośredni dostęp do systemów generowania energii odnawialnej, systemów chłodzenia i będzie znajdowało się w kontrolowanym środowisku. Wszystkie urządzenia, które mają wchodzić w podwodne centra bazodanowe będą w 100% wykonane z materiałów poddających się recyklingowi, a energię zapewnią albo turbiny wiatrowe albo elektrownie wykorzystujące energię fal. « powrót do artykułu
-
Niezależne badania potwierdziły, że Windows 10 używa już 200 milionów internautów. Najnowszy system Microsoftu bardzo szybko zdobywa nowych użytkowników. Wystarczyło pół roku od oficjalnej premiery, by Microsoft mógł ogłosić, iż został on zainstalowany 200 milionów razy. W samym styczniu system zwiększył swoje rynkowe udziały o 1,9 punktu procentowego. Pod tym względem rekordowy był sierpień, gdy rynkowe udziały OS-u zwiększyły się o 4,8 pp. Przyczyną gwałtownego, dwukrotnie większego niż w grudniu, wzrostu Windows 10 może być fakt, że podczas świąt użytkownicy nabyli wiele nowych urządzeń i uruchomili na nich najnowszy system Microsoftu. Z danych Net Applications dowiadujemy się, że obecnie do Windows 10 należy 11,9% rynku systemów operacyjnych i 13,1% rynku Windows. Oznacza to, że Windows 10 jest wciąż mniej popularny niż Windows 8/8.1 do których to systemów należy 14,5% rynku Windows. Inna firma badająca internet, StatCounter, podaje bardzo podobne dane. Z dostarczonych przez nią informacji wynika, że do Windows 10 należy 13,7% rynku, a w grudniu udziały tego OS-u wzrosły o 1,8 pp. Różnice danych pomiędzy NetApplications a StatCounter wynikają z nieco innej metodologii pomiarów. NetApplications stara się zliczać użytkowników, StatCounter przywiązuje większą wagę do aktywności. Microsoft założył, że do połowy 2018 roku Windows 10 będzie zainstalowany na miliardzie urządzeń. « powrót do artykułu
-
Zespół inżynierów z MIT wygrał konkurs na projekt Hyperloop, superszybkiej kolei w tubie o obniżonym ciśnieniu, którą ma zamiar zbudować firma SpaceX Elona Muska. Teraz zwycięska drużyna ma zrealizować swój projekt i uruchomić go torze, budowanym właśnie w pobliżu siedziby SpaceX w Hawthorne w Kalifornii. Drugie miejsce zajęlinaukowcy z Uniwerstytetu Technologicznego w Delft. W sumie 22 zespoły będą miały szansę przetesować swój projekt w Hawthorne. Spotkanie, na którym Musk ogłosił zwycięzców, miało przede wszystkim na celu zachęcenie specjalistów do dalszych prac nad Hyperloop oraz odpowiedź krytykom, którzy twierdza, że pomysł Muska jest zbyt niepraktyczny i kosztowny, by mógł zostać zrealizowany. Opinia publiczna chce czegoś nowego. A wy możecie jej to dać - mówił Musk. Zgodnie z planem Muska Hyperloop ma przewozić pasażerów w aluminiowych wagonikach poruszających się z prędkością do nieco ponad 1200 km/h. Trasa Hyperloop ma biec w dużej mierze wzdłuż kalifornijskiej autostrady I-5. Model pasażerski miałby kosztować 6 miliardów USD, a towarowy - 7,5 miliarda dolarów. Musk zapowiedział, że w przyszłości jego firma zorganizuje jeszcze wiele podobnych konkursów. Zdradził również, że obecnie pracuje nad pomysłem dotyczącym elektrycznych samolotów odrzutowych. « powrót do artykułu
-
W najbliższym numerze Geophysical Research Letters ukażą się wyniki badań naukowców z University of Washington, z których wynika, iż fazy księżyca mają wpływ na opady. O ile mi wiadomo, to pierwsze badania, które w sposób przekonujący wyjaśniają związek pomiędzy siłami pływowymi księżyca a opadami - mówi Tsubasa Kohyama, jeden z autorów badań. Kohyama badał fale atmosferyczne - czyli okresowe oscylacje zmiennych meteorologicznych - gdy zauważył niewielkie oscylacje ciśnienia. Wraz z profesorem Johnem Wallace'em przez dwa lata śledzili to zjawisko. Od kilkudziesięciu lat wiadomo, że fazy księżyca wpływają na ciśnienie. Gdy księżyc jest nad naszymi głowami lub pod naszymi stopami, ciśnienie jest wyższe - mówi Kohyama. Teraz po raz pierwszy udało się wykazać, że księżyc ma też niewielki wpływ na opady. Gdy satelita ziemski jest nad naszymi głowami, atmosfera wybrzusza się w jego kierunku, wzrasta więc ciśnienie. Wyższe ciśnienie zwiększa lokalnie temperaturę, a jako że cieplejsze powietrze może zatrzymać więcej wody, staje się ono bardziej wilgotne. A im bardziej wilgotne powietrze, tym większe prawdopodobieństwo opadów. Kohyama i Wallace przeanalizowali dane z należącego do NASA i Japońskiej Agencji Kosmicznej (JAXA) satelity Tropical Rainfall Measuring Mission z lat 1998-2012. Wykazali w ten sposób, że rzeczywiście gdy księżyc świeci wysoko nad Ziemią, dochodzi do niewielkiego zwiększenia opadów. Ilość opadów rośnie o około 1%, jest więc praktycznie niezauważalna dla ludzi i nie wpływa na inne elementy pogody. Kohyama mówi, że odkrycie to pozwoli np. przetestować modele klimatyczne. Można bowiem sprawdzić, czy są one w stanie przewidzieć zmiany opadów związane z obecnością księżyca. Profesor Wallace ma teraz zamiar sprawdzić, czy księżyc wpływa na różne rodzaje deszczu i czy gwałtowne opady mają coś wspólnego z naturalnym satelitą Ziemi. « powrót do artykułu
-
Nowe archeologiczne dowody wskazują, że starożytni babilońscy astronomowie używali niezwykle skomplikowanych metod geometrycznych do śledzenia ruchu Słońca, Księżyca i planet po nieboskłonie. Dotychczas sądzono, że tak złożone obliczenia pojawiły się dopiero w XIV-wiecznej Europie. Tymczasem to, czego używali Babilończycy można uznać za zapowiedź pojawienia się rachunku różniczkowego i całkowego. Astroarcheolog Mathieu Ossendijver z berlijskiego Uniwersytetu Humboldta przeanalizował gliniane tabliczki z lat 350 - 50 p.n.e. Jedna z tych tabliczek była dotychczas nieznana. Naukowiec każdego roku przez ostatnie 14 lat wyjeżdżał na tydzień do British Museum i tam wczytywał się w babilońskie tabliczki z pismem klinowym. Próbował rozwikłać tajemnicę dwóch tabliczek, na których zapisano obliczenia dotyczące astronomii. Tabliczki te zawierają też instrukcję uzyskania schematu o kształcie trapezu, który wydawał się nie mieć nic wspólnego z astronomią. Ossendrijver, z wykształcenia astrofizyk, a z zamiłowania historyk, badał również dwie inne tabliczki, na których znajdował się rysunek wspomnianego schematu. Sądził bowiem, że odnoszą się one do Jowisza. Babilończycy wiązali tę planetę ze swoim głównym bóstwem, Mardukiem, patronem Babilonu. Pod koniec 2014 roku Ossendrijvera odwiedził emerytowany specjalista ds. historii Asyrii, Hermann Hunger z Uniwersytetu w Wiedniu i pokazał mu zrobione przed dziesiątkami lat zdjęcia nieskatalogowanej babilońskiej tabliczki z British Museum. Ossendrijver przeanalizował zdjęcia i fragmenty innych babilońskich tekstów i odkrył, że zawierają one obliczenia dotyczące ruchu Jowisza. Gdy zaś do analizy dołączył tabliczki, którymi się zajmował, odkrył, że wspomniany trapez służył do obliczeń codziennej pozycji Jowisza w stosunku do ekliptyki. Obliczenia na tabliczkach opisywały okres 60 dni, począwszy od dnia, w którym Jowisz po raz pierwszy był widoczny na nocnym niebie. Jeśli byśmy w tym samym czasie obserwowali Jowisz, odnieślibyśmy wrażenie, że jego ruch jest coraz wolniejszy. To złudzenie wynikające z kombinacji ruchu Ziemi i Jowisza. Jeśli zaś narysowalibyśmy sobie graficzną reprezentację rzekomej prędkości planety, otrzymamy krzywą, obramowującą obszar o kształcie trapezu. Jego obszar pokazuje odległość, na jaką Jowisz przesunął się w ciągu wspomnianych 60 dni. Obliczenie powierzchni wspomnianego trapezu wymagają zaś wykonania podstawowych operacji na całkach. Ossendrijver nie spieszył się jednak z publikacją swojego odkrycia, gdyż nie do końca rozumiał całość instrukcji dotyczącą trapezu. Uczony przyjrzał się starszym tabliczkom z lat 1800-1600 p.n.e., które również opisywały podobne figury i zauważył, że tabliczki, którymi się oryginalnie zajmował, rozwijają opracowane wcześniej idee. Młodsi astronomowie dodali do obliczeń swoich starszych kolegów równania, dzięki którym mogli podzielić trapez na dwa mniejsze fragmenty i wyznaczyć mniej więcej połowę drogi planety. Babilończycy rozwinęli abstrakcyjne matematyczne geometryczne wzory, którymi połączyli ruch, położenie i czas. Współcześni matematycy i fizycy na co dzień wykorzystują tego typu obliczenia - mówi Ossendrijver. Babilońska astronomia wyprzedzała w tym względzie Greków. Porównanie osiągnięć uczonych z obu obszarów kulturowych pokazało, że te babilońskie są bardziej abstrakcyjne i dogłębne. Babilońskim matematykom udał się też bowiem uchwycić czas - mówi historyk Alexander Jones z New York University. Tego typu koncepcje pojawiły się ponownie dopiero w Europie w XIV wieku w tekstach dotyczących ruchu ciał. Ich obecność na glinianych tabliczkach to dowód na rewolucyjny wręcz geniusz anonimowych uczonych z Mezopotamii, który stworzyli babilońską szkolę matematyki astronomicznej. « powrót do artykułu
-
Marie Granmar i Charles Sacilotto mieszkają z synem na Archipelagu Sztokholmskim. Choć w styczniu średnia temperatura wynosi tu -3 stopnie, nie muszą się tym martwić, bo ich dom otula szklarnia. Początkowo para szukała działki pod budowę, ostatecznie jednak zdecydowała się przebudować stary domek letni, tak by dało się w nim mieszkać cały rok. Charles, który jest z wykształcenia inżynierem, sam wykonał projekt i wprowadził niezbędne poprawki. Inspiracje czerpał z prac szwedzkiego ekoarchitekta Bengta Warne'a. Naturhus jest niemal samowystarczalny. Szklane panele o grubości 4 milimetrów przechwytują na tyle światła słonecznego, by ogrzać dom w ciągu dnia. Resztki ciepła są magazynowane przez skałę pod domem. Tutejsi mieszkańcy nie potrzebują bieżącej wody, bo Sacilotto zadbał o zagospodarowanie deszczówki. W domu można też znaleźć system utylizacji, niezależny od miejskiej oczyszczalni ścieków. Już same toalety oddzielają mocz, w dalszej części ciągu znajdują się zaś wirówki, cysterny czy sadzawki ogrodowe do filtrowania wody i kompostowania resztek. Na kompostownik trafiają również wszystkie resztki z kuchni i ogrodu. Jak tłumaczą Marie i Charles, w bańce wokół ich domu panuje klimat śródziemnomorski, można tu więc hodować pomidory, ogórki, figi czy zioła. Drewno, którym obity jest Naturhus, zaimpregnowano wyłącznie olejem z pestek winogron (w końcu i tak nigdy nie zetknie się z deszczem lub wiatrem). Stanowiąca obudowę szklarnia kosztowała ok. 84 tys. dol. Wykonano ją z bezpiecznego szkła, które właściwie nie ma prawa się rozbić, jeśli jednak jakimś cudem do tego dojdzie, rozpadnie się na drobne kawałeczki. « powrót do artykułu
-
Lekarze i firmy ubezpieczeniowe coraz częściej polegają na danych uzyskiwanych ze smartfonów oraz urządzeń monitorujących aktywność fizyczną pacjentów. W USA niektóre firmy oferują zniżki na ubezpieczenie zdrowotne osobom, które są aktywne fizycznie. Z kolei lekarze czy szpitale dzięki monitorom aktywności fizycznej mogą sprawdzić, czy pacjent stosuje się do zaleceń. Monitory aktywności można jednak łatwo oszukać np. odpowiednio poruszając nimi podczas leżenia przed telewizorem. Wiadomo, że obecnie takie urządzenia potrafią odgadnąć sposób aktywności użytkownika z zaledwie 38-procentową dokładnością. Naukowcy z Northwestern University stworzyli właśnie trudne do oszukania oprogramowanie do monitorów aktywności. Eksperci nauczyli aplikację nie tylko rozpoznawania pożądanej aktywności, ale również rozpoznawania oszustów. Wynik jest imponujący. Testy wykazały, że program trafnie odgaduje aktywność użytkownika z 84-procentową dokładnością. Program ciągle uczy się zachowań użytkownika i potrafi je zgeneralizować na wszystkich. Jeśli np. przyłapie jednego użytkownika na oszustwie, będzie w stanie rozpoznać takie zachowanie u innej osoby. Technologia ta może mieć duże znaczenie dla firm produkujących sprzęt monitorujący aktywność fizyczną oraz dla przedsiębiorstw ubezpieczeniowych - mówi pforesor Konrad Kording, specjalista ds. medycyny sportowej i rehabilitacji. « powrót do artykułu
-
Organizm może się przystosowywać do wyższego poziomu aktywności fizycznej, dlatego ruszając się bardzo dużo, niekoniecznie spalamy więcej kalorii od osób ruszających się w stopniu umiarkowanym - twierdzą naukowcy z City University of New York (CUNY). Spostrzeżenia autorów publikacji z pisma Current Biology wyjaśniają pozornie sprzecznie wyniki 2 typów badań. Część studiów sugeruje bowiem, że zwiększenie poziomu aktywności fizycznej sprawia, że ludzie wydatkują więcej energii, badania ekologiczne na ludziach i zwierzętach demonstrują jednak, że w bardziej aktywnych populacjach, np. myśliwych-zbieraczy Hadza z Tanzanii, całkowite wydatkowanie energii (ang. total energy expenditure, TEE) nie jest wcale wyższe. Ćwiczenia są ważne dla naszego zdrowia - to pierwsza rzecz, o jakiej mówię komuś, kto pyta o wpływ naszego studium na postrzeganie aktywności fizycznej. Tony dowodów świadczą o tym, że ruch jest ważny dla utrzymania naszych ciał i umysłów w dobrym zdrowiu. Nasze badanie w żadnym razie nie zmienia tego przekazu, tylko uzupełnia go uwagą, że musimy się skupić także na diecie, zwłaszcza gdy gra toczy się o utrzymanie zdrowej wagi czy odchudzanie - wyjaśnia prof. Herman Pontzer. Na przestrzeni tygodnia naukowcy mierzyli całodobowy wydatek energetyczny (ang. daily energy expenditure, DEE) i poziom aktywności ponad 332 osób wieku od 25 do 45 lat z 5 krajów: Ghany, RPA, Seszeli, Jamajki oraz USA. Okazało się, że istniał słaby mierzalny związek między poziomem aktywności fizycznej i liczbą spalanych kalorii (DEE), ale tylko gdy naukowcy porównywali ludzi ruszających się umiarkowanie z osobami prowadzącymi siedzący tryb życia. Badani z umiarkowanym poziomem aktywności spalali średnio 200 kalorii więcej od nieaktywnych, ale już najbardziej aktywne osoby wydatkowały dziennie tyle samo kalorii, co badani umiarkowanie aktywni. W świetle uzyskanych dowodów Amerykanie sugerują, by Światowa Organizacja Zdrowia zmieniła swoje wytyczne odnośnie do zapobiegania otyłości. Zamiast mówić o 150 min aktywności i diecie dla dorosłych, zalecenia powinny [lepiej] odzwierciedlać ograniczoną naturę TEE i złożony wpływ aktywności fizycznej na metabolizm. Zespół Pontzera podejrzewa, że gdy stajemy się coraz bardziej aktywni, ciało przystosowuje się, wydatkując nieco mniej energii na działanie komórek. W ten sposób zostaje więcej kalorii do wykorzystania na zwiększone wymogi ruchu. Trzeba to jednak potwierdzić w ramach przyszłych badań. « powrót do artykułu
-
Stworzyliśmy zadziwiający nowy polimer z nanoprzedziałami, które mogą być usuwane i wielokrotnie przywracane za pomocą metod chemicznych - mówi profesor Samuel I. Stupp z Northwerstern University. Niektóre z nanoprzedziałów zawierają sztywny konwencjonalny polimer, ale w innych znajdziemy tak zwany polimer supremolekularny, który może szybko reagować na stymulację. Można go dostarczyć do środowiska, a później w łatwy sposób regenerować go w tym samym miejscu. Supramolekularne miękkie przedziały mogą się poruszać, dzięki czemu uzyskamy polimer spełniający funkcje, jakie spełniają organizmy żywe - dodaje uczony. Hybrydowy polimer, o którym wspomina Stupp, łączy w sobie dwa znane typy polimerów - te o silnych wiązaniach kowalencyjnych oraz polimery supramolekularne, o słabych wiązaniach niekowalencyjnych. Nasze odkrycie może zmienić świat polimerów i rozpocząć trzeci rozdział w ich historii: rozdział polimerów hybrydowych. Możemy stworzyć nieznane dotychczas aktywne reagujące materiały, które będą równie dynamiczne co organizmy żywe. Część z polimerów, nad którymi właśnie pracujemy, zachowuje się jak sztuczne mięśnie - wyjaśnia Stupp. Zespół Stuppa najpierw stworzył "szkielet" z kowalencyjnego sztywnego polimeru. W przekroju ma on kształt gwiazdy. Znajdziemy tam zatem sztywny środek, z którego spiralnie odchodzą ramiona. Pomiędzy ramionami umieszczono miękki polimer. Fascynujące jest to, że gdy jednocześnie tworzymy chemicznie oba rodzaje polimeru, powstaje struktura odmienna od obu tworzonych z osobna. Mogę wyobrazić sobie, że nowy polimer można wykorzystać jako inteligentne urządzenie do dostarczania lekarstw. W poszczególnych przedziałach można umieścić różne leki i uzupełniać je, gdy zostaną użyte - stwierdza Stupp. O pomoc w zrozumieniu nowego materiału Stupp poprosił światowej sławy teoretyka profesora George'a C. Schatza. Przeprowadzone przezeń symulacje komputerowe wykazały, że oba rodzaje polimeru łączą się za pomocą wiązań wodorowych, które mogą zostać przerwane. Wówczas dochodzi do zużycia czy kontrolowanego uwolnienia miękkiego polimeru, a braki można uzupełnić dodając odpowiednie molekuły. To znaczące osiągnięcie na polu produkcji polimerów. Wytwarzane są w całkowicie nowy sposób - jednocześnie kontrolowana jest ich chemia oraz sposób łączenia się molekuł. To dopiero początek badań, ale dzięki nim w przyszłości mogą powstać materiały, które, na przykład, będą mogły rozkładać się i składać na nowo - mówi Andy Lovinger z Narodowej Fundacji Nauki, która finansuje badania zespołu Stuppa. « powrót do artykułu
-
Dziesiątego grudnia ubiegłego roku w Bernie rozdzielono najmniejsze jak dotąd bliźnięta syjamskie - 8-dniowe dziewczynki. Pięciogodzinną operację przeprowadził 13-osobowy zespół ze Szpitali Uniwersyteckich w Bernie i Genewie. Dzieci były zrośnięte klatkami piersiowymi, osierdziami i miały wspólną wątrobę. Lekarze podkreślają, że pierwotnie chcieli przeprowadzić operację, gdy dziewczynki osiągną wiek kilku miesięcy, zabieg jednak przyspieszono, gdy u obu rozwinęły się stany zagrażające życiu (w wyniku przepływu przez wspólne naczynia wątroby jedna z sióstr miała za dużo krwi i nadciśnienie, druga zaś miała za mało krwi). Szansa na powodzenie wynosiła zaledwie 1%. Lydia i Maya urodziły się drugiego grudnia w 32. tygodniu ciąży. Trzecia dziewczynka (w pełni zdrowa) nie była z nimi zrośnięta. Cesarskie cięcie, które przeprowadzono w Inselspital w Bernie, było konieczne ze względu na stan zdrowia matki. Lydia i Maya ważyły razem 2,2 kg. Kluczem do sukcesu był doskonały zespół lekarzy i pielęgniarek różnych specjalności. Jesteśmy szczęśliwi, że dzieci i rodzice mają się tak dobrze - podkreśla szef chirurgii pediatrycznej Steffen Berger. Dziewczynki przeszły jeszcze jedną operację zbliżenia ścian jamy brzusznej. Obecnie przebywają na oddziale intensywnej terapii. Wg szpitala, nadal są małe, ale rozwijają się dobrze. Ponoć obie przybrały na wadze i zaczęły być karmione piersią. « powrót do artykułu
-
Kwasy żółciowe są przekazywane od matki do płodu przez łożysko, by umożliwić dziecku wyprodukowanie komórek macierzystych krwi. Dotąd naukowcy napotykali na problemy z namnażaniem komórek macierzystych krwi poza organizmem. Sztuczny wzrost prowadzi bowiem do nagromadzenia nieprawidłowych białek w siateczce śródplazmatycznej (ER). Jeśli tzw. stres ER jest silny i przewlekły, może nawet doprowadzić do śmierci komórki. Kenichi Miharada z Uniwersytetu w Lund wykazał wcześniej, że można zmniejszyć stres retikulum endoplazmatycznego, dodając do hodowli kwasy żółciowe. Syntetyzowane w wątrobie kwasy wspierają produkcję białek w czasie podziału komórki. W porównaniu do innych prób uzyskania komórek macierzystych do leczenia chorób krwi, ta metoda jest bezpieczniejsza i szybsza, ponieważ nie wymaga stosowania sztucznych związków lub modyfikacji genetycznych. Wystarczy substancja naturalnie występująca w organizmie. W dorosłym organizmie kwasy żółciowe wspomagają trawienie. Badania na ciężarnych myszach wykazały jednak, że w płodach także występują duże ich ilości. Płody wytwarzają na własną rękę trochę kwasów żółciowych, ale my mówimy o o wiele większych ilościach. Wydaje się, że kwas żółciowy jest wytwarzany przez matkę, a następnie transferowany do płodu via łożysko. By uniknąć cytotoksyczności, podczas przechodzenia przez łożysko kwasy są oczyszczane. Dzięki temu do płodu docierają tylko te nieszkodliwe. Szwedzi podkreślają, że wcześniej było wiadomo, że płód wytwarza kwasy żółciowe, pozostawało jednak pytanie po co. Miharada odkrył, że kwas żółciowy wspiera produkcję hematopoetycznych (krwiotwórczych) komórek macierzystych przez jego wątrobę. Wkład ze strony matki umożliwia prawidłowy rozwój płodu. Autorzy publikacji z pisma Cell Stem Cell ujawniają, że kwas taurocholowy, główny kwas żółciowy w wątrobie płodu, wspiera wzrost KKM w warunkach in vitro, hamując agregację białek. In vivo zmniejszenie poziomu kwasów żółciowych prowadzi zaś do nasilenia stresu ER, akumulacji zagregowanych protein oraz znaczącego spadku liczebności krwiotwórczych komórek macierzystych w wątrobie płodu. Nasza hipoteza jest taka, że skutkiem uszkodzenia łożyska, które z różnych przyczyn nie może transportować kwasów żółciowych, może być białaczka lub inne choroby krwi na późniejszych etapach życia. Będziemy kontynuować badania, by to sprawdzić. « powrót do artykułu
-
Regularnie spada sprzedaż telefonów z systemami operacyjnymi z rodziny Windows. Jeszcze w 2014 roku Microsoft sprzedał 10,5 milionów telefonów Lumia. W ubiegłym roku klienci kupili tylko 4,5 miliona tych urządzeń. Dotychczas nabywców znalazło nieco ponad 100 milionów Lumii. To kilkadziesiąt razy mniej niż telefonów z systemami Android czy iOS. W najbliższym czasie sytuacja telefonów Microsoftu nie ulegnie poprawie, tym bardziej, że w bieżącym roku ma zadebiutować mniej nowych modeli Lumii niż wcześniej. Sprzedaż mogłaby się zwiększyć, jeśli jakiś duży producent telefonów wprowadziłby do swojej oferty liczne atrakcyjne modele w Windows. Biorąc jednak pod uwagę niewielką bazę klientów, jest mało prawdopodobne, by któryś z rynkowych gigantów zechciał zaryzykować. Tym bardziej, że liczba aplikacji dla smartfonów z Windows wciąż pozostaje znacząco mniejsza niż dla smartfonów z Androidem i urządzeń Apple'a. Coraz mniej developerów angażuje się z pisanie aplikacji dla Windows. « powrót do artykułu
-
Amerykański rząd ostrzega rodziców, by odpowiednio zabezpieczali urządzenia monitorujące dzieci. Federalna Komisja Telekomunikacji (FTC) przypomina przede wszystkim o stosowaniu silnych haseł. Ostrzeżenie wydano w związku z coraz liczniejszymi przypadkami włamań do tego typu urządzeń. FTC przetestowała też 5 różnych kamer wykorzystywanych do monitorowania dziecięcego pokoju. Okazało się, że tylko 1 z nich wymuszała na rodzicach użycie odpowiednio silnego hasła. Pozostałe pozwalały na wykorzystanie słabych haseł. Co gorsza, trzy kamery pozwalały na wielokrotne wpisywanie niewłaściwego hasła, umożliwiając w ten sposób przeprowadzenie ataku brute force. Dwie kamery nie szyfrowały obrazu przed wysłaniem go to rutera, a jedna nie szyfrowanała nawet gdy obraz był wysyłany za pośrednictwem internetu. FTC zaleca, by kupując urządzenia do nadzorowania dzieci rodzice kierowali się właśnie względami bezpieczeństwa. « powrót do artykułu
-
CIA udostępniła swoją dokumentację dotyczącą śledztw ws. UFO z lat 40. i 50. ubiegłego wieku. W 1978 roku dokumenty te zostały odtajnione, a obecnie są dostępne na jednej z witryn agencji. Wśród dokumentów znajdziemy na przykład zdjęcia latających spodków wykonane w 1952 roku nad NRD, Hiszpanią, Kongo Belgijskim czy Afryką Północną. Są tam również dokumenty ze spotkania oficjeli CIA dotyczącego wspomnianych zdjęć. Dla miłośników UFO CIA opublikowała też artykuł dotyczący metod prowadzenia śledztw ws. latających spodków. Materiały dotyczące UFO to nie wszystkie dokumenty, jakie udostępniono. Będziemy mogli zapoznać się z kompletem śledztw prowadzonych przez CIA w latach 40. i 50. « powrót do artykułu
-
Poznaliśmy kolejne tajemnice Obłoku Smitha
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Wokół Drogi Mlecznej krąży wiele obłoków gazu, ale Obłok Smitha jest wyjątkowy. Jest bowiem jedynym, którego trajektorię znamy. O Obłoku i o tym, że przetrwa on zderzenie z naszą Galaktyką pisaliśmy ponad dwa lata temu. Teraz dzięki Teleskopowi Hubble'a zdobyliśmy nowe informacje na jego temat. Okazuje się, że Obłok Smitha najprawdopodobniej pochodzi z zewnętrznych krańców Drogi Mlecznej i opuścił Galaktykę przed około 70 milionami lat. Teraz wraca do niej i za 30 milionów lat dojdzie do zderzenia. Astronomowie przypuszczają, że w wyniku tego procesu dojdzie do spektakularnego tworzenia się gwiazd. Obłok zawiera tyle gazu, że mogą powstać nawet 2 miliony gwiazd wielkości Słońca. Obłok to przykład tego, jak zmieniają się galaktyki. Pokazuje nam, że Droga Mleczna jest gotującym się, bardzo aktywnym miejscem, gdzie gaz może zostać wyrzucony z jednego miejsca dysku i powrócić w drugim - mówi Andrew Fox ze Space Telescope Science Institute. Nasza galaktyka dokonuje recyklingu gazu za pośrednictwem obłoków. Obłok Smitha doprowadzi do uformowania się gwiazd w miejscu innym, niż pochodzi gaz z obłoku - dodaje uczony. Prowadzony przez Foxa zespół wykorzystał Teleskop Hubble'a do przeprowadzenia pierwszych pomiarów składu chemicznego obłoku. Uczeni obserwowali światło ultrafioletowe z trzech jasnych galaktyk położonych miliardy lat świetlnych za obłokiem. Odkryli dzięki temu, że Obłok Smitha jest równie bogaty w siarkę jak zewnętrzny dysk Drogi Mlecznej, położony w odległości około 40 000 lat świetlnych od jej centrum. Tak wysoka zawartość siarki oznacza, że Obłok został wzbogacony przez materiał z gwiazd. Do takiego procesu by nie doszło, gdyby Obłok pochodził spoza Galaktyki lub gdy byłby pozostałością galaktyki pozbawionej gwiazd. Wszystko wskazuje więc na to, że został on wyrzucony z Drogi Mlecznej i do niej wraca. Nowe odkrycie rodzi wiele kolejnych pytań. Naukowcy chcieliby wiedzieć, jak Obłok dotarł do miejsca, w którym obecnie się znajduje? Jakie gwałtowne wydarzenie wyrwało tyle gazu z Galaktyki? Czy wydarzeniem tym mogło być przejście ciemnej materii przez Drogę Mleczną? Dlaczego Obłok pozostał w całości? « powrót do artykułu -
Naukowcy z College'u Farmacji Uniwersytetu Arizony zauważyli, że u myszy annato, pomarańczowoczerwony barwnik spożywczy, zapobiega powstawaniu komórek nowotworowych i uszkodzeniu skóry pod wpływem promieniowania ultrafioletowego. Annato to mieszanina dwóch karotenoidów (biksyny i norbiksyny), które otrzymuje się za pomocą ekstrakcji różnymi rozpuszczalnikami z zewnętrznych warstw nasion arnoty właściwej (Bixa orellana). Amerykanie mają nadzieję, że w przyszłości rozpuszczalna w tłuszczach biksyna znajdzie zastosowanie w ludzkiej onkologii. Annato, znane także jako achiote, to popularny składnik kuchni latynoamerykańskiej od czasów prekolumbijskich. Zespół dr. Georga Wondraka poszukuje małych cząsteczek, często występujących w roślinach jadalnych, które zapobiegają nowotworom skóry. Dr Donna Zhang jest zaś wiodącą ekspertką od czynnika transkrypcyjnego Nrf2, który kontroluje ekspresję genów kodujących enzymy oraz białka cytoprotekcyjne. Ponieważ podczas badań Wondrak co pewnie czas identyfikuje związek aktywujący szlak Nrf2, zaprasza Zhang do współpracy. W ramach ostatniego studium części myszy podawano zastrzyk z biksyny, a części nie. Wszystkie wystawiano potem na oddziaływanie UV. U gryzoni po iniekcji występowało o wiele mniejsze uszkodzenie skóry. Wondrak wyjaśnia, że biksyna sprawia, że komórki produkują więcej ochronnych przeciwutleniaczy i czynników naprawczych. Nie zabija więc komórek nowotworowych, ale zapobiega ich powstawaniu. W kolejnych etapach badań naukowcy zamierzają sprawdzić, czy u ludzi działanie biksyny jest podobne. Kontynuując badania nad jej wpływem, Amerykanie powinni już wkrótce wiedzieć, czy pokarmy z annato, np. żółte sery, mogą zapobiec uszkodzeniom słonecznym, fotostarzeniu i nowotworom. « powrót do artykułu