Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36965
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. HTC, jeszcze niedawno jeden z największych na świecie producentów smartfonów, teraz rozważa dla siebie różne opcje ratunkowe. Od wydzielenia z firmy wydziału zajmującego się rzeczywistością wirtualną, aż po sprzedaż całego przedsiębiorstwa. Media donoszą, że firma wynajęła doradcę, który pomaga jej wyjść z kłopotów. Wśród rozważanych opcji jest znalezienie strategicznego inwestora, sprzedaż całego przedsiębiorstwa lub wydzielenie Vive. Sprzedaż HTC w całości jest jednak mało prawdopodobna. Firma zajmują się tak różnymi rzeczami, jak prace nad wirtualną rzeczywistością i produkcja słuchawek. Wątpliwe zatem, by znalazł się jeden nabywca, do którego profilu działalności pasowałoby HTC. Nie zapadły jeszcze żadne ostateczne decyzje, a przedstawiciele HTC nie chcą komentować doniesień medialnych. « powrót do artykułu
  2. Wysoki poziom litu w wodzie z kranu wiąże się z niższym wskaźnikiem demencji. Naukowcy z kilku duńskich instytucji testowali wodę z kranu, która dociera do ok. 800 tys. osób, i porównywali jej skład ze wskaźnikiem demencji. Sprawdzali, czy istnieje między nimi jakaś korelacja. Związki litu stosuje się w leczeniu zaburzeń afektywnych dwubiegunowych. Wydają się one obiecujące również w odraczaniu choroby Alzheimera (ChA). Nic więc dziwnego, że naukowcy zainteresowali się ich potencjałem w odniesieniu do demencji. Autorzy publikacji z pisma JAMA Psychiatry badali próbki wody ze 151 stacji uzdatniania wody (pochodziły one z 2009-10 i 2013 r.). Jak ujawniają naukowcy, wzięte pod uwagę stacje zaopatrują w wodę 42% duńskiej populacji. W badaniu uwzględniono 73.731 pacjentów z demencją (60,7% stanowiły kobiety) i 733.653 osoby z grupy kontrolnej. Średnia wieku wynosiła 80,3 r. Okazało się, że ekspozycja na lit była w obu grupach znacząco różna. U pacjentów z demencją mediana (wartość środkowa) wynosiła 11,5 µg/l, a w grupie kontrolnej 12,2 µg/l. W porównaniu do osób wystawionych na oddziaływanie 2,0-5,0 µg/l litu, u ludzi z ekspozycją przewyższającą 15 µg/l i mieszczącą się w granicach 10,1-15,0 µg/l względna częstość występowania (ang. incidence rate ratio, IRR) demencji była obniżona, a w grupie ze stężeniami rzędu 5,1-10 µg/l podwyższona. Podobne wzorce zaobserwowano w przypadku ChA i otępienia naczyniowego. Wydaje się więc, że regularne spożywanie dużych ilości litu zapobiegają wystąpieniu demencji i że w grę mogą wchodzić także inne czynniki, które wpływają na postępy otępienia. Na potrzeby badania naukowcy założyli, że ludzie rzeczywiście piją wodę z kranu, a gdy to robią, wypijają przeciętną jej ilość. « powrót do artykułu
  3. Media informują o znalezieniu jednego z najbardziej poszukiwanych wraków, okrętu USS Indianapolis, którego zatonięcie to jednocześnie śmierć największej liczby marynarzy w historii US Navy. Dodatkowej grozy całej sytuacji dodaje fakt, że wielu z nich zostało zabitych i pożartych przez rekiny. USS Indianapolis (CA-35) to ciężki krążownik typu Portland. Zwodowany w 1931 roku brał udział w wojnie na Pacyfiku i był okrętem flagowym amerykańskiej Piątej Floty. Okręt zatonął pod sam koniec II wojny, 30 lipca 1945 roku po storpedowaniu go przez japoński okręt podwodny I-58. W chwili zatopienia jednostka wracała z tajnej misji, w czasie której dostarczyła elementy bomby atomowej Little Boy z San Francisco na Mariany. Po zakończeniu misji okręt na chwilę zatrzymał się na wyspie Guam i płynął stronę Filipin. Na jego pokładzie znajdowało się niemal 1200 marynarzy. Po storpedowaniu okręt zatonął w ciągu zaledwie 12 minut. Wraz z nim zginęło 300 marynarzy, a niemal 900 przeżyło. Przez kolejne dni ci, którzy ocaleli, dryfowali na tratwach ratunkowych i szczątkach okrętu pozbawieni wody i żywności. Umierali w wyniku odwodnienia, hipotermii, a wokół krążyły rekiny, które żywiły się ciałami zmarłych i atakowały żywych. Doszło wówczas do największego w historii ataku rekinów na ludzi. Gehenna marynarzy trwała niemal cztery dni. Szczątki okrętu i dryfujących ludzi zauważył pilot przypadkowo przelatującego samolotu. Co prawda amerykański wywiad przechwycił sygnał alarmowy z tonącego USS Indianapolis, ale sądzono, że to japońska pułapka, więc nie wysłano misji ratunkowej. Dopiero gdy wspomniany pilot zaalarmował wojskowych zorganizowano misję ratunkową. W sumie z liczącej 1196 członków załogi uratowano 317 osób. Wrak USS Indianapolis został znaleziony przez pracowników firmy Vulcan, należącej do współzałożyciela Microsoftu Paula Allena. Leży on na głębokości 5,5 kilometra, a zlokalizowano go za pomocą statku badawczego Petrel. O miejscu znalezienia jednostki poinformowano US Navy. Jej lokalizacja pozostanie tajemnicą, a zgodnie z amerykańskim prawem USS Indianapolis jest uznany za cmentarz wojenny. Dowódca zatopionego okrętu, kontradmirał Charles Butler McVay III był jedynym dowódcą amerykańskiej jednostki, którego postawiono przed sądem za utratę okrętu w czasie wojny. Zarzucono mu, że nie płynął zygzakiem oraz że niewłaściwie zorganizował akcję opuszczania tonącej jednostki. Marynarze zeznali, że okręt tak szybko poszedł na dno, a japońskie torpedy uszkodziły system komunikacyjny, więc McVay nie mógł zrobić więcej, niż zrobił. Z zarzutu złego zorganizowania ewakuacji został więc uwolniony. Na korzyść admirała zeznawał też komandor Mochitsura Hashimoto, dowódca okrętu, który zatopił USS Indianapolis. Stwierdził on, że nawet gdyby Amerykanie płynęli zygzakiem, to i tak by trafił w okręt. Jego słowa potwierdził jeden z najlepszych amerykańskich podwodniaków, komandor Glynn Donaho. Sąd uwzględnił te zeznania skazując McVaya na bardzo niską karę. Mimo to sam fakt, że stawał przed sądem zamknął admirałowi drogę do dalszej kariery. W 1949 roku na własną prośbę odszedł z Marynarki Wojennej, a w 1968, nie mogą poradzić sobie z wyrzutami sumienia i oskarżeniami ze strony rodzin ofiar, popełnił samobójstwo. Mochitsura Hashimoto przez długi czas starał się oczyścić imię admirała McVaya. Jeszcze w 1999 roku dołączył do żyjących członków załogi USS Indianapolis i napisał do Senatu USA list, w którym zapewniał, że niezależnie od zachowania amerykańskiego okrętu warunki były dla niego tak sprzyjające, że mógł przeprowadzić udany atak. Po wojnie został kapłanem shinto, zmarł w 2000 roku w wieku 91 lat. « powrót do artykułu
  4. Przegląd fragmentów DNA krążących z krwią pokazał, że mikroorganizmy żyjące wewnątrz nas są o wiele bardziej zróżnicowane niż dotąd sądzono. Większości z nich nigdy nie widziano, o klasyfikacji czy nazywaniu nie wspominając. Przegląd to pokłosie obserwacji poczynionych przez zespół prof. Stephena Quake'a z Uniwersytetu Stanforda, który poszukiwał sposobów nieinwazyjnych sposobów przewidywania, czy układ odpornościowy biorcy potraktuje przeszczepiany narząd jako obcy i go zaatakuje (obecnie robi się to za pomocą biopsji). Amerykanie wpadli na lepszy pomysł. Teoretycznie mogliby wykrywać odrzucenie przeszczepu, pobierając krew i szukając w osoczu pozakomórkowego DNA (ang. cell-free DNA, cfDNA). Oprócz fragmentów DNA pacjenta mogłyby się tam znajdować fragmenty DNA dawcy oraz bakterii, wirusów itp. tworzących mikrobiom. W trakcie paru badań Quake, dr Iwijn De Vlaminck i inni pobrali próbki od 156 pacjentów po przeszczepie serca, płuc i szpiku kostnego, a także od 32 ciężarnych. Wyniki wcześniejszych badań sugerowały, że u osób z upośledzonym układem odpornościowym występują identyfikowalne zmiany mikrobiomu i że dodatnie wyniki testów na obecność DNA dawcy stanowią dobry wskaźnik odrzucenia. Naukowcy zaobserwowali jednak jeszcze jedną bardzo ciekawą rzecz; aż 99% DNA niepochodzącego od ludzi nie dało się dopasować do żadnej genetycznej bazy danych. Mając to na uwadze, Mark Kowarsky, student z laboratorium Quake'a, zajął się charakteryzowaniem tajemniczego DNA. Jego większość można było powiązać z proteobakteriami (Proteobacteria). Największą grupę wirusów stanowiły zaś niezidentyfikowane wirusy torque teno (ang. torque teno, TT); generalnie nie są one chorobotwórcze, ale często występują u osób z upośledzoną odpornością. Dzięki tym badaniom podwoiliśmy liczbę znanych wirusów z tej rodziny [Anelloviridae] - opowiada Quake. Amerykanie odkryli także zupełnie nową grupę wirusów TT. Odkryliśmy nową klasę wirusów infekujących ludzi, którym bliżej do klasy zwierzęcej niż do znanych wcześniej wirusów atakujących ludzi [...]. « powrót do artykułu
  5. Rozwiązano jedną z najstarszych zagadek wojny secesyjnej, tajemnicę zatonięcia okrętu podwodnego H.L. Hunley. To pierwsza w historii jednostka podwodna, która zatopiła okręt wroga. Po ataku H.L. Hunley nie powrócił jednak do portu. Zaginął wraz z całą załogą 17 lutego 1864 roku, wkrótce po udanym ataku na USS Housatonic w porcie Charleston. Wrak H.L. Hunley odnaleziono w 1995 roku, a w roku 2000 podniesiono go z dna. Wewnątrz znajdowały się szczątki marynarzy, którzy wciąż przebywali na swoich stanowiskach. Nie było żadnych oznak, że próbowali uciekać z tonącego okrętu. Od lat naukowcy prowadzą, obok prac konserwacyjnych, śledztwo w sprawie przyczyn zatonięcia H.L. Hunley. Pojawiły się różne hipotezy na temat przyczyn katastrofy. Od takich mówiących, że Housatonic ostrzelał atakujący okręt podwodny i go uszkodził, poprzez hipotezę o zderzeniu z inną jednostką, aż po mówiącą, że w wyniku wybuchu miny wytykowej, za pomocą której H.L. Hunley zatopił USS Housatonic załoga straciła przytomność lub zginęła. Okazało się, że prawdziwa jest ostatnia z hipotez. Fala uderzeniowa z eksplozji dotarła do okrętu podwodnego. Była ona na tyle silna, że jego załoga zginęła, mówi Rachel Lance, z Duke University. Lance i jej koledzy przeprowadzili symulacje, w czasie których w niewielkim zbiorniku wodnym zanurzyli jednostkę sześciokrotnie mniejszą od Hunleya i poddali ją działaniu odpowiedniej fali uderzeniowej. Hipoteza o śmierci załogi Hunleya od własnej broni zyskała na wiarygodności w 2013 roku, gdy odkryto, że ładunek wybuchowy, za pomocą którego dokonano ataku, był wciąż przyczepiony do tyczki na dziobie Hunleya. Nie był on więc stworzony z myślą o późniejszym odpaleniu, gdy jednostka atakująca oddali się od atakowanej. Eksplozja następowała w wyniku uderzenia ładunkiem w burtę przeciwnika. Przeprowadzone pomiary wykazały, że do H.L. Hunley dotarła silna fala uderzeniowa. Raczej nie zabiła ona załogi natychmiast. Prawdopodobnie marynarze stracili przytomność, a fala uderzeniowa uszkodziła ich płuca, powodując duże krwawienie. Na podstawie eksperymentów i samych prawdopodobnych obrażeń płuc Lance stwierdziła, że załoga miała 16% szans na przeżycie. Dokładnej przyczyny śmierci marynarzy nie poznamy. Możemy jedynie lepiej sprawdzić siły, jakie na nich działały, ale do tego – jak zauważa Lance – konieczne byłoby zbudowanie pełnowymiarowego modelu H.L. Hunley. Jeszcze przed swoją pierwszą i ostatnią misją bojową H.L. Hunley zatonął dwa razy, a na jego pokładzie zginęło wówczas w sumie 13 osób. Mimo to, że okręt ostatecznie poszedł na dno po ataku na jednostkę wroga nie można go uznawać za nieudaną konstrukcję. Wręcz przeciwnie, był on szczytem osiągnięć morskiej myśli inżynierskiej swoich czasów, a zatopienie USS Housatonic dodało otuchy żołnierzom Konfederacji, którzy mieli już wówczas za sobą całą serię przegranych bitew. « powrót do artykułu
  6. Amerykańsko-kanadyjski zespół naukowców opisał kopalnego delfina, który żył u wybrzeży Karoliny Południowej ok. 28-30 mln lat temu. Inermorostrum xenops, bo taką mu nadano nazwę, nie miał zębów. Nurek odkrył czaszkę I. xenops w rzece Wando w Charleston. Paleontolodzy szacują, że delfin dorastał do 1,2 m (ok. 4 stóp) długości. Był więc mniejszy zarówno od swoich najbliższych krewnych, jak i dzisiejszego delfina butlonosego. Karłowaty delfin miał krótki pysk i był pozbawiony zębów. Nazwa rodzaju Inermorostrum oznacza dosłownie "bezbronny pysk". Prof. Robert W. Boessenecker z College of Charleston uważa, że menu delfinów wykorzystujących przy żerowaniu ssanie składało się głównie z ryb, kałamarnic i dennych bezkręgowców o miękkim ciele. Wg geologa, można to porównać do zwyczajów żywieniowych morsów. Serie głębokich kanałów i otwory na naczynia z pyska wskazują na występowanie wibryssów i rozwiniętych tkanek miękkich, np. przerośniętych warg. Badaliśmy zmiany długości pyska u waleni i odkryliśmy, że w oligocenie (25-35 mln lat temu) i wczesnym miocenie (20-25 mln lat temu) echolokujące walenie szybko wyewoluowały skrajnie krótkie i skrajnie długie pyski, co wskazuje na radiację przystosowawczą sposobów żerowania oraz specjalizację. Stwierdziliśmy także, że krótkie i długie pyski ewoluowały wiele razy w różnych częściach drzewa filogenetycznego i że u współczesnych delfinów, np. butlonosów, gdzie długość pyska stanowi 2-krotność szerokości, długość osiągnęła optymalne wartości, pozwalające zarówno na chwytanie ryb, jak i żerowanie na drodze ssania. Autorzy publikacji z pisma Proceedings of the Royal Society B: Biological Sciences przypominają, że w pobliżu czaszki I. xenops odkryto jakiś czas temu szczątki Coronodon havensteini, formy pośredniej między drapieżnymi prawaleniami a współczesnymi fiszbinowcami. Filtrujący Coronodon oraz Inermorostrum, zasysający delfin, mogły polować na te same ofiary. Ich zachowania związane z żerowaniem nie tylko pozwalają zrozumieć skrajnie różne rozmiary, ale i rzucają nieco światła na ekologię habitatów, dzięki którym dziś w Charleston występuje tak duże bogactwo skamieniałości - podkreśla dr Jonathan Geisler z College'u Medycyny Osteopatycznej Nowojorskiego Instytutu Technologii. Obecnie I. xenops znajduje się na wystawie w Muzeum Historii Naturalnej Mace'a Browna College of Charleston. « powrót do artykułu
  7. Chińscy naukowcy z Uniwersytetu Jiao Tong w Szanghaju przesłali parę splątanych fotonów przez wodę. Osiągnięcie jest o tyle warte odnotowania, że dotychczas splątane fotony wysyłano w mniej wymagającym środowisku, jak np. powietrze. Stany kwantowe, a splątanie jest takim stanem, są niezwykle wrażliwe na wpływ czynników zewnętrznych, które z łatwością je zaburzają. Woda jest środowiskiem znacznie trudniejszym dla stanów kwantowych niż powietrze. Udany eksperyment, mimo iż interesujący i pionierski, nie przyniósł większego zaskoczenia. Fotony przesłano bowiem przez wypełniony wodą morską zbiornik o długości 3 metrów. Nie jest wielkim zaskoczeniem, że światło wysłane przez 10 stóp wody nie uległo polaryzacji, mówi Paul Kwiat z University of Illinois. Rzeczywiście, w porównaniu z odległością 1200 kilometrów, na jaką niedawno chińscy naukowcy wysłali splątane fotony z satelity na Ziemię, odległość 3 metrów nie robi wrażenia. Jednak Xianmin Jin i jego koledzy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Z ich obliczeń wynika bowiem, że teoretycznie splątane fotony można by wysłać przez 900 metrów wody. Wcześniej obliczano, że odległość taka może wynieść maksymalnie 120 metrów. Jako, że woda oceaniczna absorbuje światło, wydłużenie tego dystansu będzie trudne. Jednym z rozwiązań jest stosowanie przekaźników, ale to jest całkowicie niepraktyczne, mówi Jeffrey Uhlmann z University of Missouri. « powrót do artykułu
  8. Odkryta przed kilkoma laty gwiazda KIC 8462852 – tzw. gwiazda Tabby – od razu zaczęła wzbudzać wielkie zainteresowanie. Światło gwiazdy przygasa bowiem kilkukrotnie w ciągu roku w sposób, którego astronomowie nie potrafią wyjaśnić. Pojawiły się więc najróżniejsze hipotezy, w tym i takie mówiące o istnieniu wokół gwiazdy struktury zbudowanej przez obcą cywilizację. Teraz Mario Sucerquia i jego koledzy z kolumbijskiego Uniwersytetu w Antioquia zaproponowali inne rozwiązanie. Ich zdaniem wokół gwiazdy może krążyć planeta podobna do Saturna, która posiada pierścienie. Najpierw światło byłoby blokowane przez pierścienie, następnie przez samą planetę, a po jej przejściu na tle gwiazdy ponownie przez pierścienie. Hipoteza kolumbijskich naukowców zakłada też, że przy każdym przejściu pierścienie byłyby nachylone pod nieco innym kątem, stąd obserwowane różnice w spadkach jasności. Na potrzeby swoich badań Sucerquia i jego zespół przeprowadzili symulację, w ramach której założyli, że planeta znajduje się w odległości 1/10 jednostki astronomicznej. Zauważyli przy tym, że w takiej odległości gwiazda wpływałaby na pierścienie, powodując ich przemieszczanie się, przez co obserwowany z Ziemi wzorzec przesłaniania gwiazdy byłby bardzo nieregularny. Praca Kolumbijczyków nie przekonuje Keivana Stassuna z Vanderbilt University. Jego zdaniem nawet pierścienie zmieniające pozycję pod wpływem gwiazdy dawałyby regularne spadki jasności. Sucerquia jednak się nie poddaje i mówi, że mogą istnieć inne wyjaśnienia, jak np. rozpadający się właśnie księżyc. Ma zamiar przeprowadzić symulacje, by sprawdzić te przypuszczenia. Zmiany te mogą być powodowane dynamiką pierścieni lub księżyców i mogą mieć miejsce w tak krótkim czasie, że będą obserwowane na przestrzeni zaledwie kilku lat, mówi uczony. « powrót do artykułu
  9. W połowie lat 90. na spustoszone pastwisko w kostarykańskim parku narodowym wywieziono 1000 ciężarówek skórek i pulpy z pomarańczy. Dzięki temu dziś teren porasta bujny las deszczowy. Zespół, którego pracami kierowali naukowcy z Princeton University, badał teren 16 lat po zrzuceniu skórek pomarańczowych. Na obszarze o powierzchni 3 hektarów naukowcy odkryli 176-procentowy wzrost nadziemnej biomasy. Wyniki ukazały się w piśmie Restoration Ecology. Timothy Treuer podkreśla, że za pomocą rolniczych odpadów nie tylko zregenerowano las, ale i zerowym kosztem zsekwestrowano znaczącą ilość dwutlenku węgla. To sytuacja typu win-win nie tylko dla firmy i lokalnego parku - wygranymi są [bowiem ostatecznie] wszyscy. Na "pomarańczowy" pomysł wpadli Daniel Janzen i Winnie Hallwachs z Uniwersytetu Pensylwanii. Przez wiele lat ekolodzy pracowali jako doradcy techniczni w Área de Conservación Guanacaste (ACG) w Kostaryce. Bardzo zależało im na zadbaniu o przyszłość ekosystemów lasów tropikalnych. W 1997 r. Janzen i Hallwachs przestawili atrakcyjną ofertę producentowi soku pomarańczowego - firmie Del Oro, która właśnie zaczęła produkcję wzdłuż północnej granicy ACG. Zaproponowano, że jeśli Del Oro przekaże część swojej zalesionej ziemi ACG, będzie mogło za darmo zrzucać swoje odpady na zdegradowanych gruntach w obrębie parku (tutejsza gospodarka opierała się na ogniu i nadmiernym wypasie bydła). Rok po podpisaniu kontraktu, w trakcie którego na zniszczoną ziemię zrzucono 12 tys. t skórek pomarańczowych, do sądu trafił pozew konkurenta Del Oro - TicoFruit - który dowodził, że Del Oro sprofanowało park narodowy. Ponieważ firma TicoFruit wygrała sprawę przed Sądem Najwyższym, na niemal 15 lat zapomniano o pokrytym skórkami terenie. Latem 2013 r. Treuer i Janzen rozmawiali o perspektywach badawczych i Janzen przypomniał, że choć specjaliści od taksonomii odwiedzili "pomarańczowy" obszar, nikt nie dokonał całościowej oceny. Będąc więc na innej wyprawie w Kostaryce, Treuer postanowił się zatrzymać na stanowisku, by zobaczyć, co się zmieniło przez te lata. Wszystko było tak zarośnięte drzewami i pnączami, że choć znajdował się blisko drogi, nie mogłem dostrzec mierzącego 7 stóp [ok. 2,1-m] znaku z jaskrawymi żółtymi literami (wskazywał on lokalizację stanowiska). Wiedziałem, że musimy się porządnie zająć pomiarami, by ocenić, co się właściwie stało [...]. Janzen dodaje, że gołym okiem było widać ogromną różnicę między nawożonymi i nienawożonymi obszarami. Treuer badał teren razem z Jonathanem Choi, który wykorzystał uzyskane wyniki w swojej pracy dyplomowej. Naukowcy badali 2 zestawy próbek gleby; chcieli sprawdzić, czy skórki pomarańczowe wzbogaciły glebę o składniki odżywcze. Pierwszy zestaw zebrała i przeanalizowała w 2000 r. Laura Shanks z Beloit College, drugi zgromadził 14 lat później Choi. Próbki przeanalizowano za pomocą innych, ale porównywalnych metod. By ocenić zmiany w strukturze roślinności, Amerykanie wytyczyli na "pomarańczowym" pastwisku parę transektów pasowych (były to równoległe pasy o długości 100 m, w obrębie których mierzono i tagowano drzewa; oceniano średnicę drzew oraz identyfikowano gatunki). Dla porównania podobny wzorzec transektów zastosowano na pastwisku po drugiej stronie drogi, gdzie nie zrzucano skórek. Okazało się, że na obszarze nawożonym skórkami gleba była o wiele bardziej żyzna. Charakterystyczna była także większa biomasa drzew, większe bogactwo gatunków drzew, a także większe zwarcie kompleksu leśnego. « powrót do artykułu
  10. Zanim jeszcze oficjalnie potwierdzono odkrycie fal grawitacyjnych przez instrument LIGO o odkryciu zrobiło się głośno za sprawę wpisu opublikowanego na Twitterze. Teraz inny wpis wywołał podobną burzę. Dotychczas LIGO trzykrotnie wykrył fale grawitacyjne. Wszystkie one pochodziły ze zderzeń czarnych dziur w wyniku których dochodziło do emisji energii. Fal takich nie można zobaczyć w świetle widzialnym. W czasie minionego weekendu astronom J. Craig Wheeler w University of Texas napisał na Twitterze: Nowe LIGO. Źródło z optycznym towarzyszem. Zerwie nam czapki z głów?. Pisząc o optycznym towarzyszu Wheeler miał prawdopodobnie na myśli możliwość zaobserwowania światła wyemitowanego przez źródło fal grawitacyjnych. To zaś sugeruje, że źródłem może być gwiazda neutronowa, a nie czarne dziury. Naukowcy pracujący przy LIGO od dawna spodziewali się, że taki scenariusz powstawania fal grawitacyjnych jest możliwy, dlatego też nawiązali współpracę z zespołami zarządzającymi teleskopami optycznymi, by wspólnie śledzić potencjalne sygnały. Rzecznik prasowy LIGO, David Shoemaker, odmówił skomentowania pogłosek o zarejestrowaniu światła ze źródła fal grawitacyjnych. Bardzo owocny etap O2 naszych obserwacji kończy się 25 sierpnia. Opublikujemy informacje na temat uzyskanych wyników, stwierdził Shoemaker. Spekulacje wokół zaobserwowania wspomnianego światła są związane z galaktyką NGC 4993. Jest ona położona w odległości około 130 milionów lat świetlnych od Ziemi w Gwiazdozbiorze Hydry. Wiadomo, że znajdują się w niej dwie krążące blisko siebie gwiazdy neutronowe, które w końcu się połączą. Wiadomo też, że wczoraj skierowano na nie Teleskop Hubble'a. W świetle powyższych spekulacji zrozumiały staje się wpis Andy'ego Howella współpracującego z eksperymentami LIGO oraz VIRGO, który przed kilkoma dniami stwierdził: Dzisiaj jest jedna z tych nocy, kiedy to obserwacje astronomiczne stają się ciekawsze, niż jakakolwiek historia opowiadana przez ludzkość. « powrót do artykułu
  11. Zespół z Uniwersytetu w Buffalo wykazał, że za pomocą zestawu działających synergicznie 3 antybiotyków można zwalczyć pałeczki okrężnicy (Escherichia coli) z genami mcr-1 i ndm-5, które normalnie sprawiają że są one oporne na antybiotyki ostatniej szansy. Autorzy publikacji z pisma mBio podkreślają, że w dobie szybkiego wzrostu oporności Gram-ujemnych bakterii na karbapenemy ponownie zwiększyła się istotność antybiotyków polimyksynowych (wcześniej zrezygnowano z nich ze względu na nefrotoksyczność). Kiedy jednak niedawno u karbepenemoopornych enterobakterii (Enterobacteriaceae) wykryto warunkowaną przez plazmidy oporność na polimyksyny (mcr-1), stało się jasne, że koniec złotej ery antybiotyków zbliża się wielkimi krokami. W ramach najnowszych eksperymentów naukowcy oceniali skuteczność 15 zaaprobowanych przez FDA antybiotyków (samych i w połączeniu z polimyksyną B) przeciwko E. coli MCR1_NJ, pierwszemu izolatowi w USA, który jednocześnie dysponował mcr-1 i blaNDM-5, genem kodującym enzym z grupy metalo-β-laktamaz (uodparnia on bakterie na wiele antybiotyków beta-laktamowych). Amerykanie odkryli, że kombinacja aztreonamu, amikacyny i polimyksyny B potrafiła zabić E. coli z genami mcr-1 i ndm-5 w ciągu doby i nie dopuszczała do ich ponownego wzrostu. Z powodu dużej lekooporności, połączonej z potencjałem szybkiego rozpowszechnienia w populacji, szczepy z genami mcr-1 i ndm-5 stanowią naglące zagrożenie. Musieliśmy więc myśleć nieszablonowo, wychodząc poza tradycyjne połączenia antybiotyków. To pierwsze badanie, proponujące przeciwko superbakteriom z genami mcr-1 i ndm-5 trzy antybiotyki. Uzyskane wyniki pomogą lekarzom przygotować się na wystąpienie tych patogenów w przyszłości - opowiada prof. Brian Tsuji. By m.in. uniknąć przepisywania wysokich dawek nefrotoksycznych polimyksyn, akademicy zwrócili się ku nowym strategiom dawkowania i połączeniom wielu różnych antybiotyków. Po przetestowaniu licznych kombinacji z polimyksyną B Amerykanie odkryli 2 skuteczne rozwiązania. Zestawienie polimyksyny B z aztreonamem lub amikacyną prowadziło do niewykrywalności bakterii po 24 godzinach. Po 96 godzinach od ekspozycji na zestaw polimyksyna B-amikacyna E. coli odrastały jednak do wyjściowego poziomu, a po 10 dniach występowała subpopulacja pałeczek opornych na amikacynę. Ponieważ z kolei polimyksyna B i aztreonam wprowadzały E. coli w uporczywy, lecz niereplikujący tryb, oznaczało to, że wyłącznie połączenie tych 3 antybiotyków gwarantowało eliminację i zapobiegało ponownemu wzrostowi E. coli. « powrót do artykułu
  12. Każdy chyba widział słynne filmy i zdjęcia przedstawiające niedźwiedzie polujące na łososie. Polowania takie urządzają zamieszkujące Alaskę niedźwiedzie kodiackie, największe – obok niedźwiedzi polarnych – drapieżniki lądowe. Te potężne zwierzęta, których waga może sięgać 700 kilogramów, a które stojąc na tylnych łapach mają ponad 3 metry wzrostu, są też niezwykle płochliwe. I, jak się okazuje, często wolą dietę wegańską od mięsnej. Naukowcy z kilku amerykańskich instytucji naukowych postanowili sprawdzić, jak globalne ocieplnie wpływa na niedźwiedzie zamieszkujące Archipelag Kodiak. Okazało się, że zmiany klimatyczne wpłynęły też na zwyczaje żywieniowe tych drapieżników. Uczeni wykorzystali kamery ustawione przy rzekach, na których polują niedźwiedzie, a 36 samic wyposażyli w nadajniki GPS, za pomocą których badali ich trasy, śledzili je z powietrza, zbierali i badali odchody zwierząt. Naukowcy odkryli, że niedźweidzie mają coraz częściej do czynienia z dylematem, czy powinny wybrać polowanie na łososie czy żywienie się jagodami. Wybierają... jagody. W przeszłości łososie składały ikrę pod koniec lipca każdego roku. Wtedy też nad rzeki i strumienie przybywały niedźwiedzie, które wyłapywały ryby lub żywiły się ikrą. Pod koniec sierpnia dojrzewały natomiast jagody, więc niedźwiedzie żywiły sie nimi. Jednak w ciągu ostatnich dziesięcioleci zaszły poważne zmiany. Jagody zaczęły dojrzewać wcześniej. Bywa i tak, że dojrzałe są już pod koniec lipca. Niedźwiedzie, postawione przed wyborem źródła pożywienia wybierają jagody i żywią się niemal wyłącznie nimi. Na razie nie wiadomo, jaki wpływ będą miały te zmiany na niedźwiedzie, łososie czy zwierzęta, które żywią się resztkami łososi pozostawionymi przez niedźwiedzie. « powrót do artykułu
  13. Najnowsze badania sugerują, że serotonina może pogarszać szumy uszne (ang. tinnitus). Naukowcy z Oregon Health & Science University przyglądali się jądru ślimakowemu grzbietowemu myszy. Amerykanie skupili się właśnie na nim, bo jest to struktura 2-zadaniowa, które nie tylko przetwarza dźwięki, ale i impulsy z nerwów czuciowych twarzy oraz szyi. Gdy jądro działa niewłaściwie, impulsy z nerwów czuciowych są faworyzowane i przesyłane do mózgu w większym stopniu od dźwięków. Na zasadzie rekompensaty wszelkie odgłosy z ucha są więc wzmacniane, stąd nieprzyjemne dźwięki. Naukowcy odkryli, że po ekspozycji na serotoninę neurony wrzecionowate z jądra ślimakowego stają się hiperaktywne i nadwrażliwe na bodźce. Jeśli wyniki zostaną potwierdzone przez dodatkowe badania, potencjalnie będą miały wpływ na terapię za pomocą selektywnych inhibitorów zwrotnego wychwytu serotoniny (ang. selective serotonin reuptake inhibitors, SSRI), które usuwają objawy depresji czy lęku, hamując reabsorpcję serotoniny przez neurony. Co istotne, badania sugerują, że niekiedy SSRI pogarszają szumy uszne; po przejrzeniu literatury przedmiotu dr Zheng Quan Tang stwierdził, że u wielu pacjentów tinnitus nasilał się krótko po rozpoczęciu zażywania SSRI. « powrót do artykułu
  14. Wartość usług „świadczonych” przez drzewa w największych światowych metropoliach wynosi 500 milionów dolarów rocznie dla każdej z nich. Jak donosi międzynarodowy zespół naukowy na łamach Ecological Modeling, w 10 zbadanych wielkich metropoliach drzewa przynosiły korzyści wyceniane średnio na 35 USD rocznie na mieszkańca. Naukowcy oceniali korzyści niesione przez drzewa, takie jak redukcja zanieczyszczeń, odbieranie wody deszczowej, redukcja potrzeb energetycznych związanych z ogrzewaniem i chłodzeniem budynków oraz zmniejszenie ilości CO2. Drzewa mają bezpośredni i pośredni wpływ na koszty chłodzenia budynków oraz na problemy, jakie mają ludzie z powodu fal upałów. Do bezpośrednich korzyści można zaliczyć rzucanie cienia, dzięki którym chłodzony jest zacieniany obszar oraz odparowywanie wody deszczowej, co chłodzi powietrze w mieście, mówi główny autor badań doktor Theodore Endreny z College of Environmental Science and Forestry w Nowym Jorku. Uczony wraz ze swoją grupą badali wpływ drzew na Pekin, Buenos Aires, Pekin, Istambuł, Londyn, Los Angeles, Mexico City, Moskwę, Bombaj i Tokio. Zwykle ludzie nie zwracają uwagi na korzyści, jakie przynoszą im drzewa. A usuwają one na przykład z powietrza zanieczyszczenia, które każdego roku zabijają olbrzymią liczbę osób i powodują liczne choroby układu oddechowego. W czasie lata zapewniają cień, chłodzą ulice i budynki, w zimie chronią budynki przez wiatrami. Te „usługi” przynoszą wymierne korzyści finansowe. Co więcej, wielkie metropolie z łatwością mogą zwiększyć korzyści odnoszone z drzew. Wielkie miasta mogą osiągać średnio o 85% większe korzyści niż obecnie. Jeśli drzewa zostaną zasadzone wszędzie tam, gdzie obecnie jest to możliwe, to zmniejszą zanieczyszczenie wody i powietrza oraz zużycie energii przez budynki. Poprawią też jakość życia ludzi i zapewnią habitat dla różnych gatunków, mowi Endreny. « powrót do artykułu
  15. Na Morzu Bałtyckim rozpoczęła się międzynarodowa akcja poszukiwania i wyławiania zagubionych sieci rybackich, czyli tzw. sieci-widm, w których giną ryby, ale także ptaki i ssaki morskie. Według szacunków organizacji WWF tylko w polskiej strefie może zalegać 800 ton sieci. Według specjalistów, zagubione sieci rybackie nadal łowią ryby, zaplątać się w nie mogą także ptaki i ssaki morskie. Sieci-widma są źródłem mikrocząsteczek plastiku, które wpływają negatywnie na stan ekosystemu morskiego. Pokryte parafinami mogą przyczyniać się do lokalnego zanieczyszczenia wód substancjami oleistymi. Sieci zaczepione na wrakach statków mogą również stanowić poważne zagrożenia dla nurków. Akcja poszukiwania i łowienia sieci widm odbywać się będzie na całym polskim wybrzeżu do końca października - zapowiedziała w rozmowie z PAP Marta Kalinowska z WWF Polska, organizacji, która bierze udział w przedsięwzięciu „Marelitt”. Podobne działania będą odbywać się także na wodach szwedzkich, niemieckich i estońskich. Rybacy na kutrach poszukują sieci za pomocą specjalnie do tego celu zaprojektowanego drapaka, tzw. szukarka. Poszukiwania będą także prowadzone przez profesjonalnych nurków na wskazanych wcześniej wrakach. W przedsięwzięciu bierze udział Kołobrzeska Grupa Producentów Ryb oraz Akademia Morska w Szczecinie, która udostępniła swoją jednostkę Nawigator XXI - dodała Kalinowska. Jak tłumaczyła, tegoroczne wyciąganie sieci-widm to kontynuacja podobnych przedsięwzięć sprzed kilku lat, ale na większą międzynarodową skalę. Początki akcji wyławiania porzuconych sieci sięgają w Polsce 2011 r. W 2015 r. przy współpracy z polskimi rybakami udało się wyciągnąć z dna Bałtyku 268 ton sieci-widm. Szacujemy, że tylko w polskiej strefie może zalegać nawet 800 ton sieci - wyjaśniła. Podczas pierwszego rejsu w okolicy Władysławowa udało się nam odnaleźć stalową linę, która prawdopodobnie jest częścią sprzętu połowowego typu sieć trałowa. Szyper naszego kutra stwierdził, że lina musiała zalegać na dnie Bałtyku przez ok. 20 lat - powiedziała Kalinowska. Zapowiedziała, że oprócz poszukiwań sieci-widm WWF Polska chce stworzyć systemowe rozwiązanie, aby w przyszłości nie dochodziło do zagubień. Chcemy opracować metodologię, która mogłaby zostać zastosowana przez rybaków z Polski, Szwecji, Estonii i Niemiec. Liczymy, że uda nam się przeprowadzić także analizę kosztów utylizacji sieci-widm, tak aby rybak mógł bezpłatnie zdać je w porcie jako odpady. Teraz musi on ponosić dodatkowe nie małe opłaty - dodała. Akcja będzie prowadzona na polskim wybrzeży do końca października. Planowane jest jej powtórzenie w okresie od czerwca do września 2018 r. "Marelitt" jest współfinansowany przez unijny Program Regionu Morza Bałtyckiego. Budżet międzynarodowego projektu na najbliższe 3 lata to 3,7 mln euro, z czego 60 proc. przeznaczone jest na działania na morzu. « powrót do artykułu
  16. Jednym z wielkich osiągnięć inżynieryjnych starożytnego Rzymu był system dostarczania wody pitnej. Jednak, jak sugerują wyniki badań rur z Pompejów, woda ta mogła być zatruta do tego stopnia, iż spożywający ją ludzie cierpieli na takie przypadłości jak biegunki, wymioty, dochodziło do uszkodzenia nerek i wątroby. Woda dostarczana mieszkańcom Pompejów zawierała bardzo wysokie stężenie toksycznego antymonu. Naukowcy od dawna podejrzewali, że woda rozprowadzania w Cesarstwie Rzymskim stanowiła zagrożenie dla zdrowia. Głównym podejrzanym był ołów. Ten pierwiastek akumuluje się w organizmie i prowadzi do uszkodzeń układu nerwowego. Jest on szczególnie szkodliwy dla dzieci. Teza taka jednak nie zawsze jest do utrzymania. Na ołowianych rurach dość szybko odkłada się wapń, co zapobiega przenikaniu ołowiu do wody. Innymi słowy, ołów z rur zatruwał wodę krótko po tym, jak rury ułożono lub gdy dokonywano napraw. Oczywiście pod warunkiem, że w wodzie znajdował się wapń, ale zwykle tak było, mówi Kaare Lund Rasmussen. Uczony sądzi, że mieszkańców Imperium truł antymon, którego ślady znaleziono w rurach. Antymon, w przeciwieństwie do ołowiu, szybko wywołuje objawy zatrucia. Pierwiastek ten wpływa drażniąco na jelita prowadząc do wymiotów i rozwolnienia. To z kolei może doprowadzić do odwodnienia. W ciężkich przypadkach pojawia się uszkodzenie nerek i wątroby, a silne zatrucie kończy się zatrzymaniem akcji serca. Naukowcy z Uniwersytetu Południowej Danii zostali poproszeni przez profesora Philippe'a Charliera z Max Fourestier Hospital o przeanalizowanie małego kawałka rury z Pompejów. Mają oni do dyspozycji zaawansowany sprzęt, który umożliwia wykrycie niewielkich koncentracji związków chemicznych. Rasmussen i jego koledzy stwierdzili, że woda w Pompejach była zatruta antymonem. Pierwiastka tego musiało być tam więcej niż w innych częściach Imperium, gdyż miasto było położone w pobliżu Wezuwiusza. W wulkanach zachodzą bardzo aktywne procesy chemiczne, w wyniku których powstają m.in. duże ilości antymonu. Pierwiastek ten jest obecny w pobliskiej wodzie, w tym w wodach głębinowych. I to właśnie on, a nie ołów, głównie truł mieszkańców Pompejów. « powrót do artykułu
  17. Czwartorzędowe związki amoniowe (ang. quaternary ammonium compounds, QACs), które są wykorzystywane jako czynniki antydrobnoustrojowe i dezynfekujące w produktach codziennego użytku, np. pastach do zębów czy szamponach, działają hamująco na mitochondria i estrogenne funkcje komórek. Wykazano, że preparaty odkażające, które nakładamy na siebie i wykorzystujemy w środowisku, hamują mitochondrialną produkcję energii i komórkową odpowiedź estrogenową. Rodzi to pewne obawy, bo ekspozycja na inne hamujące mitochondria substancje, np. rotenon czy MPTP, wiąże się z podwyższonym ryzykiem choroby Parkinsona - wyjaśnia Gino Cortopassi ze Szkoły Weterynarii Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis. Amerykanie przeanalizowali zestaw 1600 związków i leków. Okazało się, że te same stężenia QACs hamują zarówno mitochondria (deenergetyzują komórki), jak i sygnalizację estrogenową. Zespół Cortopassiego prowadził badania na komórkach, nie na ssakach, lecz parę lat temu grupa z Virginia Tech przypadkowo odkryła, że ekspozycja na QACs w postaci laboratoryjnych substancji odkażających powoduje toksyczność reprodukcyjną i zmniejsza płodność myszy. Ci sami naukowcy zademonstrowali ostatnio związki między QACs i wadami cewy nerwowej u myszy i szczurów. Nasze badanie na komórkach wskazuje mechanizm dla obserwacji poczynionych na zwierzętach laboratoryjnych. [...] Antyestrogenne skutki, jakie widzimy w komórkach, mogą wyjaśnić zjawiska zaobserwowane na Virginia Tech u samic, np. mniejszą liczbę rujek i niższy wskaźnik rozrodu - opowiada dr Sandipan Datta. Cortopassi przypomina, że z myślą o stworzeniu bezpieczniejszych produktów niektóre firmy próbowały zastąpić triklosan czwartorzędowymi związkami amoniowymi. Badania pokazują jednak, że mogą one nie być najlepszą alternatywą. Amerykanin dodaje, że następnym celem jego zespołu będą badania na modelu zwierzęcym i określenie, jak QACs mogą się akumulować w tkankach przy regularnym stosowaniu. Koniec końców należałoby stwierdzić, jak ekspozycja na czwartorzędowe związki amoniowe wpływa na ludzi. Fakt, że QACs stanowią aż 6 na 10 najsilniejszych inhibitorów mitochondriów, unaocznia, że ta klasa związków wpływa na organizmy żywe. Wyniki opisywanego badania są niepokojące, bo niemal każdy regularnie styka się z czwartorzędowymi związkami amoniowymi - podsumowuje prof. Terry Hrubec z Edward Via College of Osteopathic Medicine-Virginia. « powrót do artykułu
  18. Grupa badaczy z Princeton University, Scripps Institution of Oceanography, University of Maine i Oregon State University pozyskali z Antarktyki rdzeń lodowy liczący sobie 2,7 miliona lat. Swoim osiągnięciem pochwalili się podczas konferencji w Paryżu. Dotychczas sądzono, że najstarsze fragmenty lodu na biegunach liczą sobie 800 000 lat. Starsze nie mogą istnieć gdyż lód od spodu topi się podgrzewany przez Ziemię. Jednak przed kilku laty uczeni z Princeton odkryli tzw. błękitny lód, który mógł być znacznie starszy niż wspomniane 800 tysięcy lat. Formuje się on na lodowcach wskutek opadów śniegu, który przykrywa leżący poniżej lód i kompresuje go tak bardzo, że wyciska zeń bąble powietrza, przez co lód wygląda na błękitny. Ma on też jedną interesującą właściwość – z czasem lód ze spodu jest wypychany do góry, co chroni go przed topnieniem. Właśnie w nadziei na znalezienie takiego lodu Amerykanie dokonali odwiertów w Allan Hills, w pobliżu stacji McMurdo. Datowanie rdzeni lodowych z lodowców stwarza problemy. Lód z innych miejsc można datować po prostu po głębokości jego położenia. W poruszających się lodowcach nie jest to możliwe. Okazało się jednak, że starszy lód można datować po zawartości potasu i argonu. Nie jest to jednak metoda precyzyjna. Błąd datowania może tutaj wynosić nawet 100 000 lat. Amerykanie pobrali swój rdzeń z głębokości 205 metrów i stwierdzili, że lód liczy sobie 2,7 miliona lat. Badanie starych rdzeni lodowych pozwala na określenie klimatu sprzed milionów lat. Nawet w silnie skompresowanym lodzie znajdują się miniaturowe bąble uwięzionego powietrza, które można badać. Na tej podstawie naukowcy stwierdzili, że przed 2,7 milionami lat koncentracja CO2 w atmosferze wynosiła około 300 ppm. Obecnie przekroczyła ona 400 ppm. To jednak nie koniec. Zdaniem zespołu badawczego niewykluczone jest pozyskanie jeszcze starszych rdzeni lodowych, być może takich, które liczą sobie nawet 5 milionów lat. « powrót do artykułu
  19. Kobiety, które żyją na obszarach z wysokim poziomem oświetlenia zewnętrznego nocą, są bardziej zagrożone rakiem piersi. Korelacja jest silniejsza u pań pracujących na nocne zmiany. W [...] zindustrializowanym społeczeństwie sztuczne oświetlenie jest niemal wszędobylskie. Nasze wyniki sugerują, że rozpowszechniona ekspozycja na oświetlenie zewnętrzne w czasie godzin nocnych może stanowić nowy czynnik ryzyka raka piersi - podkreśla prof. Peter James z Harvardzkiej Szkoły Medycznej. Wcześniejsze badania sugerowały, że nocna ekspozycja na światło może prowadzić do obniżonego poziomu hormonu melatoniny, co zaburza rytmy okołodobowe i w ten sposób podwyższa ryzyko raka piersi. W ramach nowego, bardzo rozbudowanego studium analizowano dane niemal 110 tys. kobiet (109.672), uczestniczek Nurses' Health Study II, z okresu między 1989 a 2013 r. Naukowcy zestawiali zdjęcia satelitarne wykonane nocą z adresami kobiet. Brali też pod uwagę pracę na nocne zmiany. Po 2.187.425 osobolatach zidentyfikowano 3549 przypadków raka piersi. Okazało się, że w przypadku kobiet z najwyższym poziomem zewnętrznego oświetlenia nocą (z górnego kwintyla) ryzyko raka piersi było aż o 14% wyższe niż u kobiet z dolnego kwintyla. Gdy rósł poziom nocnego oświetlenia, rósł także współczynnik zachorowalności na raka sutka. Związek między oświetleniem zewnętrznym a rakiem piersi występował wyłącznie u kobiet w wieku przedmenopauzalnym, byłych lub obecnych palaczek. Korelacja była silniejsza u kobiet pracujących na nocną zmianę, co sugeruje, że ekspozycja na oświetlenie zewnętrzne nocą i nocne zmiany przyczyniają się łącznie do ryzyka raka sutka (najprawdopodobniej zaburzając rytmy okołodobowe/zegar biologiczny). By potwierdzić rezultaty i sprecyzować mechanizmy, jakie mogłyby wchodzić w grę, należy, wg Amerykanów, przeprowadzić kolejne badania. « powrót do artykułu
  20. Badacze z Microsoftu pochwalili się pobiciem kolejnego rekordu w dziedzinie rozpoznawania mowy. Za pomocą testu Switchboard udowodnili, że ich system rozpoznawania mowy popełnia jedynie 5,1% błędów, co oznacza, że sprawuje się równie dobrze jak człowiek. Switchboard to zestaw nagranych rozmów telefonicznych, który od ponad 20 lat używany jest do testów dokładności systemów rozpoznawania mowy. Zadaniem testowanego systemu jest przełożenie rozmowy na tekst pisany. Rozmowy dotyczą bardzo różnych tematów, w tym sportu i polityki. W porównaniu z ubiegłym rokiem ekspertom udało się zmniejszyć odsetek błędów o około 12% i osiągnąć tym samym poziom rozumienia tekstu przez człowieka. Dokonano tego dzięki całej serii udoskonaleń w modelach akustycznych i językowych, wprowadzono nowy model o nazwie CNN-BLSTM (konwolucyjna sieć neuronowa połączona z dwukierunkową pamięcią długo- i krótkoterminową). Sukces stał się możliwy dzięki wykorzystaniu oprogramowania Microsoft Cognitive Toolkit 2.1 oraz chmury Azure, na której trenowano modele i sprawdzano nowe pomysły. Prace nad systemami rozpoznawania mowy równie sprawnymi jak człowiek trwają od ponad 25 lat. W 1995 roku IBM zaprezentował najdoskonalszy wówczas system rozpoznawania mowy, w którym odsetek błędów wynosił 43%. Od tamtej pory oprogramowanie jest ciągle udoskonalane. Eksperci Microsfotu cieszą się ze swojego osiągnięcia, ale zauważają, że przed nimi jeszcze sporo pracy. Systemy rozpoznawania mowy słabo sobie radzą w środowisku pełnym innych dźwięków, gdy mikrofon jest oddalony od mówiącego, gdy słowa wypowiadane są z wyraźnym obcym akcentem, nie radzą sobie też, gdy mają do dyspozycji małą bazę danych, na której mogą się uczyć. Zupełnie inną kwestią jest też nauczenie komputerów rozumienia mowy, a nie tylko jej rozpoznawania. Przejście od rozpoznawania do rozumienia to kolejne wielkie wyzwanie stojące przed specjalistami zajmującymi się rozpoznawaniem mowy, czytamy na blogu Microsoftu. « powrót do artykułu
  21. Brytyjskie służby wywiadowcze wiedziały, że FBI chce aresztować eksperta ds. bezpieczeństwa, Marcusa Hutchinsa, który niedawno pomógł powstrzymać robaka WannaCry. Mimo to Hutchins nie został przez GCHQ ostrzeżony, poleciał w lipcu do USA i został tam zatrzymany. Służby nie ostrzegły swojego obywatela, gdyż prawdopodobnie Wielka Brytania wolała uniknąć długotrwałego i szkodzącego wzajemnym relacjom procesu ekstradycyjnego z USA. Hutchins był poszukiwany przez FBI w związku z rolą, jaką odegrał w stworzeniu w 2014 roku bankowego konia trojańskiego o nazwie Kronos. Dostęp do szkodliwego kodu był sprzedawanay za 7000 USD, a zadaniem oprogramowania była kradzież danych pozwalających na uwierzytelnienie się w banku. Kronos rozpowszechniany był za pomocą phishingu. Zawierał moduły pozwalające na ukrycie się przed skanerami antywirusowymi, a jego twórcy oferowali nawet tygodniowy okres próbny w cenie 1000 USD. Od czasu aresztowania Hutchins nie przyznaje się do winy. Przyznał jedynie, że napisał część kodu trojana. Mężczyzna został zwolniony za kaucją. Amerykańska prokuratura stawia mu sześć zarzutów, za które grozi mu do 40 lat więzienia. Mężczyzna, który na Twitterze prowadzi profil @MalwareTechBlog, informuje, że obecnie mieszka w Los Angeles i oczekuje na proces przed sądem w Milwaukee. « powrót do artykułu
  22. Łupina nasienna awokado to, zgodnie z wynikami najnowszych badań, kopalnia związków, które mogą znaleźć zastosowanie w leczeniu różnych chorób, polimerach i kosmetykach. Niewykluczone, że łuski nasienne awokado, przez wielu ludzi uważane za najgorsze odpady, ze względu na skład stanowią prawdziwy skarb, a znajdujące się nich związki mogą ostatecznie znaleźć zastosowanie w leczeniu nowotworów, chorób serca i innych dolegliwości. Nasze wyniki sugerują również, że łuski te są potencjalnym źródłem substancji wykorzystywanych w polimerach oraz innych produktach przemysłowych - opowiada dr Debasish Bandyopadhyay. Rocznie na świecie produkuje się blisko 5 milionów ton awokado. Najczęściej ludzie zjadają kremowozielony miąższ (mezokarp), a pestka (nasiono) ląduje w koszu. Niektórzy producenci ekstrahują z nasion olej, ale wcześniej obierają je z łupiny. Bandyopadhyay i jego współpracownicy z Uniwersytetu Teksańskiego w Rio Grande Valley postanowili sprawdzić, co ląduje na wysypiskach. Amerykanie zmielili ok. 300 łusek. Dzięki dalszemu przetwarzaniu z 59,5 dag proszku uzyskali ok. 3 łyżeczek oleju i nieco ponad uncję (ok. 3 dag) wosku. Za pomocą chromatografii gazowej sprzężonej ze spektrometrią mas (ang. gas chromatography-mass spectrometry, GC-MS) w oleju wyodrębniono 116, a w wosku 16 związków. Wielu z nich nie ma w samym nasieniu. W oleju występowały, m.in.: 1) alkohol behenylowy (dokosanol), ważny składnik leków antywirusowych, 2) heptakozan, który może zahamować wzrost komórek nowotworowych czy 3) kwas laurynowy, zwiększający poziom dobrego cholesterolu HDL. W wosku naukowcy natrafili np. na ftalan benzylu butylu, plastyfikator zwiększający giętkość licznych syntetycznych produktów, w tym urządzeń medycznych oraz butylowany hydroksytoluen, przeciwutleniacz (E321) zapobiegający psuciu produktów leczniczych i spożywczych. Bandyopadhyay zapowiada, że jego zespół spróbuje zmodyfikować niektóre z tych związków, by dzięki nim uzyskać lepsze leki z mniejszą liczbą skutków ubocznych. « powrót do artykułu
  23. Björn Karlsson i Ran Friedman, biochemicy z Uniwersytetu Linneusza w Kalmarze, wykazali, czemu niewielki dodatek wody wzmacnia smak whisky. Autorzy publikacji z pisma Scientific Reports wyjaśniają, że dymny posmak whisky ze szkockiej wyspy Islay można przypisać fenolom, a głównie gwajakolowi. Symulacje komputerowe pokazały zaś, że po dodaniu wody gwajakol unosi się do granicy faz alkoholu i powietrza. Ponieważ napój jest spożywany najpierw na styku faz, nasze ustalenia pomagają zrozumieć, czemu chlust wody wzmacnia smak whisky. Symulacje mieszanin woda-etanol w obecności gwajakolu zademonstrowały, że gwajakol jest preferencyjnie związany z etanolem i w mieszaninach o mocy do 45% obj. fenol znajduje się głównie na granicy faz. Gdy etanolu jest więcej (zawartość alkoholu w destylacie wynosi 59 i więcej procent), gwajakol jest w coraz większym stopniu otoczony cząsteczkami alkoholu. Karlsson i Friedman stwierdzili, że w szkockiej whiskey znajduje się więcej gwajakolu niż w alkoholu z USA czy Irlandii. Naukowcy podejrzewają, że ich ustalenia odnoszą się do innych zapewniających smak amfipatycznych (posiadających w strukturze zarówno hydrofilowe, jak i hydrofobowe elementy) cząsteczek, mają więc nadzieję, że ustalenia przyczynią się do optymalizacji produkcji wysokoprocentowych alkoholi o pożądanych smakach. « powrót do artykułu
  24. W ludzkim mleku wykryto oligosacharydy, które zarówno same zwalczają bakterie, jak i wzmacniają skuteczność białek antybakteryjnych. Jedną z ich niezwykłych cech jest to, że w odróżnieniu od większości antybiotyków, są nietoksyczne - podkreśla prof. Steven Townsend z Vanderbilt University. W dobie narastającej lekooporności zaczęliśmy szukać różnych metod zwalczania patogennych bakterii. [...] Skupiliśmy się na paciorkowcu b-hemolizującym z grupy B [Streptococcus agalactiae]. Zastanawialiśmy się, czy ciężarne, u których często występuje, wytwarzają związki osłabiające lub zabijające tę bakterię. Ma to olbrzymie znaczenie, zważywszy, że to dominujący czynnik w patogenezie infekcji okresu noworodkowego. Zamiast szukać w mleku białek, zespół Townsenda nastawił się na węglowodany. Przez większość ubiegłego stulecia biochemicy twierdzili, że najważniejsze są białka, a cukry spełniają pośledniejszą rolę. Choć nie ma dowodów na potwierdzenie tej tezy, większość ludzi kupiła ten argument. Ponieważ o wiele mniej wiadomo o działaniu cukrów, jako chemik glikoprotein postanowiłem zbadać ich rolę. Amerykanie zbadali za pomocą spektrometrii mas oligosacharydy z mleka różnych dawczyń. Później dodano je do hodowli paciorkowców i obserwowano przebieg zdarzeń pod mikroskopem. Okazało się, że oligosacharydy nie tylko bezpośrednio zabijały bakterie, ale i rozbijały biofilmy. W ramach pilotażowego studium Townsend zebrał 5 próbek. Okazało się, że oligosacharydy z jednej próbki niemal całkowicie unicestwiły całą kolonię S. agalactiae. Cukry z drugiej były umiarkowanie skuteczne, a z pozostałych trzech przejawiały niższą aktywność. W kolejnym badaniu zespół z Vanderbilt testuje ponad 24 dodatkowe próbki. Jak dotąd 2 rozbiły biofilmy i zabiły bakterie, 4 rozbiły biofilmy, ale nie zabiły paciorkowców, a kolejne 2 zabiły bakterie, nie niszcząc biofilmów. Nasze badanie pokazuje, że te węglowodany działają 2-etapowo. Najpierw uwrażliwiają docelowe bakterie, a potem je uśmiercają. Biolodzy nazywają czasem to zjawisko syntetyczną śmiertelnością [ang. synthetic lethality]; posługują się nim wtedy, gdy do zabicia komórki nie wystarczy produkt jednego genu. Działając na streptokoki mieszaniną oligosacharydów i peptydów antydrobnoustrojowych z ludzkiej śliny, naukowcy wykazali, że zdolność tych pierwszych do rozbicia biofilmów zwiększa skuteczność innych czynników antydrobnoustrojowych z mleka. W dalszych testach Amerykanie wykazali, że skuteczność antydrobnoustrojowa cukrów mleka rozciąga się także na 2 z 6 patogenów z grupy ESKAPE (ESKAPE to akronim od pierwszych liter nazw Enterococcus faecium, Staphylococcus aureus, Klebsiella pneumoniae, Acinetobacter baumannii, Pseudomonas aeruginosa i Enterobacter). « powrót do artykułu
  25. Naukowcy zidentyfikowali w mikrobiomie najlepszych biegaczy i wioślarzy bakterie, które mogą korzystnie wpływać na ich osiągnięcia. Ich celem jest stworzenie probiotyków, które pomagałyby sportowcom, także amatorom, lepiej regenerować się po treningu czy skuteczniej przekształcać składniki odżywcze w energię. Kiedy zaczynaliśmy o tym myśleć, pytano mnie, czy chcemy posłużyć się genomiką, by wskazać następnego Michaela Jordana. Odpowiedziałem, że lepszym pytaniem byłoby, czy chcemy wyekstrahować cechy biologiczne Jordana, by pomóc w stworzeniu kolejnego Jordana - opowiada dr Jonathan Scheiman z Harvardzkiej Szkoły Medycznej. W pierwszym etapie badań tydzień przed i tydzień po biegu naukowcy zbierali próbki kału od 20 sportowców biorących udział w maratonie bostońskim w 2015 r. Badaliśmy sportowców w schemacie podłużnym, by uchwycić, jak zmieniał się mikrobiom między etapem działania a regeneracją. Za pomocą obliczeniowych metod metagenomicznych zsekwencjonowano bakterie z próbek. Po porównaniu składu bakterii sprzed i po biegu okazało się, że nastąpił nagły spadek populacji 1 bakterii, która rozkłada kwas mlekowy. Podczas intensywnych ćwiczeń organizm produkuje go więcej niż zwykle, co niekiedy prowadzi do bólu mięśni. Ta bakteria może potencjalnie rozwiązać ten problem. Zespół wyizolował ją z próbek kału i zaczął analizować jej właściwości. Już teraz wiadomo, że świetnie rozkłada kwas mlekowy w probówce i zachowuje żywotność po przejściu przez przewód pokarmowy myszy. Obecnie naukowcy dodają bakterię do paszy gryzoni, by sprawdzić jej wpływ na poziom kwasu mlekowego i zmęczenie. W innej serii eksperymentów naukowcy porównują bakterie ultramaratończyków do mikroorganizmów występujących u wioślarzy trenujących do olimpiady. Okazało się, że tylko u tych pierwszych występuje bakteria pomagająca rozkładać węglowodany i błonnik. Sugeruje to, że różne sporty mogą sprzyjać niszowym mikrobiomom. Scheiman ujawnia, że jesienią tego roku zespół chce uruchomić firmę Fitbiomics. Chciałbym myśleć, że rok po debiucie wprowadzimy do sprzedaży nowy probiotyk. Równolegle będziemy zwiększać próbę czołowych sportowców z licznych dyscyplin, by stworzyć bank [...] gatunków-kandydatów. Zasadniczo badamy biologię najsprawniejszych i najzdrowszych ludzi na Ziemi, by wyekstrahować od nich użyteczne informacje i pomóc im samym oraz innym osobom. Akademicy zaprezentowali swoje wyniki na dorocznej konferencji Amerykańskiego Towarzystwa Chemicznego. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...