Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36968
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Obecnie w Chinach szybko rozwija się energetyka słoneczna. A to, oprócz ewidentnych korzyści, niesie też ze sobą zagrożenia. China Renewable Energy Society (CRES) ostrzega, że za 20 lat Państwo Środka będzie miało poważne problemy z bezpiecznym pozbyciem się zużytych ogniw fotowoltaicznych. CRES ocenia, że do roku 2034 zdemontowane zostaną ogniwa zapewniające około 70 GW mocy, a do roku 2050 w Chinach będzie 20 milionów ton zużytych ogniw. Wyliczenia te są zgodne z szacunkami amerykańskiego Departamentu Energii, który ocenia, że czas życia ogniwa fotowoltaicznego wynosi – w zależności od warunków użytkowania – 20-30 lat. Zużyte urządzenia do pozyskiwania energii Słońca bardzo trudno poddają się recyklingowi, gdyż zawierają ołów, miedź, aluminium oraz tworzywa sztuczne. Ich recykling wymaga dużych nakładów pracy i energii oraz użycia środków chemicznych, które mogą być szkodliwe dla środowiska. Dodatkowym problemem jest fakt, że wiele instalacji fotowoltaicznych znajduje się w odległych północno-zachodnich i północnych regionach Chin, podczas gdy zakłady przetwórstwa odpadów zlokalizowane są głównie na wschodzie i południowym-wschodzie Chin. Zakładając nawet, że zużyte ogniwa nie będą wyrzucane gdzie popadnie, to dochodzi dodatkowy koszt związany z długodystansowym transportem. W Europie przemysł ogniw fotowoltaicznych powołał PV Cycle Association, która zajmuje się przetwarzaniem odpadów. Koszt takiego przedsięwzięcia to 200 euro za tonę. « powrót do artykułu
  2. Naukowcy z Sheffield University odkryli, że osoby cierpiące na czerwienice prawdziwą można leczyć prostym lekiem na artretyzm. Czerwienica prawdziwa to nowotwór krwi polegający na nadprodukcji czerwonych ciałek krwi. Choroba objawia się m.in. drętwieniem rąk i nóg, bólami i zawrotami głowy, krwiopluciem czy powiększeniem wątroby, a możę prowadzić do udaru mózgu, zawału oraz rozwoju ostrej białaczki. Obecne metody leczenia czerwienicy prawdziwej są mało skuteczne. Nie spowalniają rozwoju choroby i nie łagodzą jej objawów. Teraz doktor Martin Zeidler z University of Sheffield i jego koledzy z Royal Hallamshire Hospital odkryli, że metotreksat (MTX) wpływa bezpośrednio na szlak molekularny odpowiedzialny za rozwój choroby. Udane początkowe testy przeprowadzone na muszkach-owocówkach zachęciły naukowców do przeprowadzenia testów na ludzkich komórkach. Wykazały one, że środek ma silne działanie powstrzymujące na aktywację ścieżki sygnałowej JAK/STAT, a to błędy w niej występujące są główną przyczyną zespołów mieloproliferacyjnych (MPN), czyli chorób charakteryzujących się nadprodukcją składników krwi. Metotreksat ma tak silne działanie, że wpływa nawet na już zmutowane komórki zawierające gen odpowiedzialny za zespół mieloproliferacyjny. Późniejsze badania na myszach potwierdziły wnioski z badań komórek. Testy wykazały, że niskie dawki MTX hamują aktywność ścieżki sygnałowej JAK/STAT, co prowadzi do unormowania się wyników krwi. Wykazaliśmy, że możemy wykorzystać opracowaną przez nas metodę do leczenia mysich modeli ludzkiego MPN, co daje dobre perspektywy na przyszłość. Dzięki zmianie przeznaczenia MTX możemy zyskać nową celowaną terapię MPN, stwierdził doktor Zeidler. Co ważne, metotreksat nie jest drogim lekiem. Jest on używany od 35 lat w chorobach zapalnych, takich jak reumatoidalne zapalenie stawów, choroba Crohna czy łuszczyca. Przez te lata lek dowiódł swojego bezpieczeństwa. Jest też skuteczny, pomimo tego, że dotychczas nie rozumiano w pełni sposobu jego działania. Hamowanie ścieżki sygnałowej JAK/STAT może wyjaśniać, dlaczego działa on w przypadku chorób zapalnych. Teraz pojawiła się nadzieja, że pomoże też cierpiącym na nowotwory. Naukowcy mają nadzieję, że już na początku przyszłego roku rozpoczną testy MTX na chorujących na zespoły mieloproliferacyjne. « powrót do artykułu
  3. Pierwsza globalna analiza wpływu człowieka na lasy tropikalne ujawniła, że ludzie zmieniają ich środowisko od co najmniej 45 000 lat. To przeczy powszechnemu przekonaniu, że przed rozwojem nowoczesnego rolnictwa i przemysłu w tropikach rosły dziewicze puszcze. Ze studium, którego wyniki opublikowano w Nature Plants, dowiadujemy się, że Homo sapiens od dziesiątków tysięcy lat wywiera olbrzymi wpływ na lasy. Ludzie od tysięcy lat wywołują kontrolowane pożary, wycinają drzewa i w sztuczny sposób zarządzają roślinami i zwierzętami. Grupa badawcza z Instytutu Historii Człowieka im. Maksa Plancka, Liverpool John Moores University, University College London oraz École française d'Extrême-Orient przeprowadziła analizę, w czasie której ludzką aktywność podzieliła z grubsza na trzy okresy. Pierwszy z nich obejmuje działania związane z kulturami łowiecko-zbierackimi, drugi z rolnictwem na małą skalę, a trzeci z wielkim osadnictwem miejskim. Z badań wynika, że łowcy-zbieracze zarządzali lasem przez jego wypalanie. Aktywność taka miała miejsce szczególnie w Azji Południowo-Wschodniej i pojawiła się już przed 45 000 lat, gdy tylko pierwsi ludzie dotarli na tamte tereny. Ślady podobnych działań znaleziono też w Australii i na Nowej Gwinei. Wypalanie fragmentów lasu prowadziło do tworzenia się obszarów styku lasu i terenów niezalesionych, a na obszarach takich pojawiały się użyteczne dla łowców-zbieraczy rośliny i zwierzęta. Niewykluczone, że ta aktywność człowieka doprowadziła do wyginięcia leśnej megafauny późnego pleistocenu. Niezależnie jednak od tego, czy gigantyczne naziemne leniwce, leśne mastodonty i wielkie torbacze padły ofiarą człowieka czy też nie, ich zniknięcie miało kolosalny wpływ na gęstość lasów, rozprzestrzenianie się roślin, mechanizmy reprodukcyjne roślin oraz cykl życiowy lasu. Wpływ tych zmian jest widoczny do dnia dzisiejszego. Najwcześniejsze dowody na uprawę roli w lasach pochodzą z Nowej Gwinei, gdzie ludzie co najmniej 10 000 lat temu uprawiali banany, słodkie ziemniaki i taro. Jednocześnie nadal polowali na zwierzęta i zbierali żywność w lesie. Udomawiali leśne rośliny i zwierzęta, takie jak papryczki chili, pieprz, mango, kurczaki, banany, zmieniając w ten sposób ekologię całego lasu. Dopóki jednak działania takie były prowadzone przez niewielkie grupy, gęstość zaludnienia lasu była nieduża, a udomawiana fauna i flora pochodziły z samego lasu, cały system był dostosowany do miejscowego środowiska i nie wywierał negatywnego wpływu na las. Z czasem jednak intensywność działań rolnych w lesie rosła a ludzie zaczęli wprowadzać do lasu praktyki i organizmy z zewnątrz, co nie było już bez znaczenia dla ekosystemu. Gdy przed około 2400 lat do lasów centralnej i zachodniej Afryki ludzie wprowadzili rosplenicę perłową i bydło rozpoczęto masowe wypalanie drzew, a to z kolei pociągnęło za sobą znaczną erozję. Podobne procesy w Azji Południowo-Wschodniej rozpoczęły się jeszcze wcześniej, bo około 4000 lat temu, gdy zaczęto uprawiać ryż. Obecnie pojawiło się też zapotrzebowanie na olej palmowy, które do dzisiaj demoluje przyrodę tropików przyczyniając się do masowej wycinki drzew pod uprawę palmy oraz wybijania zwierząt. Zakładanie plantacji, które prowadzi do zmniejszenia bioróżnorodności, zwiększenia erozji i ryzyka pożarów jest obecnie jednym z największych zagrożeń dla lasów tropikalnych. Jeszcze do niedawna sądzono, że lasy tropikalne nie były w stanie utrzymać dużych populacji ludzkich. Najnowsze odkrycia wskazują jednak, że rozmiar osadnictwa w lasach tropikalnych przechodził najśmielsze wyobrażenia. Osadnictwo w lasach Amazonii, Azji Południowo-Wschodniej i Mezoameryki było znacznie bardziej intensywne niż w później zakładanych miastach, mówi doktor Patrick Roberts z Instytutu Historii Człowieka im. Maksa Plancka. Niektóre z leśnych miast radziły sobie na tyle dobrze, że obecnie są one badane przez ekspertów pod kątem stworzenia modelu samowystarczalności dla współczesnych miast. « powrót do artykułu
  4. Jedzenie mango korzystnie wpływa na stan zdrowia ludzi z nieswoistym zapaleniem jelit (ang. inflammatory bowel disease, IBD). Nieswoiste zapalenia jelit stanowią główny czynnik ryzyka raka jelita grubego. Do najczęstszych postaci IBD należą choroba Leśniowskiego-Crohna i wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Wcześniejsze badania wykazały, że IBD występują u ok. 1,5 mln Amerykanów i ok. 2,2 mln Europejczyków [...] - wylicza dr Susanne Talcott z Texas Agricultural and Mechanical University. Talcott podkreśla, że niewiele testów klinicznych na ludziach dotyczyło wykorzystania polifenoli w leczeniu IBD. W mango występuje zaś dużo gallotanin, które są rozbijane przez bakterie mikrobiomu na małe, bioaktywne cząsteczki (gallotaniny są polimerami, które powstają, gdy monomer, kwas galusowy, estryfikuje i wiąże się z grupą hydroksylową sacharydów, np. glukozy). Amerykanie prowadzili badania na osobach z łagodną-umiarkowaną postacią choroby Leśniowskiego-Crohna i wrzodziejącego zapalenia jelita grubego. Mango miało być dodatkiem do standardowej terapii. W studium uwzględniono kobiety i mężczyzn w wieku 18-79 lat. Z badania wykluczono osoby z innymi chronicznymi chorobami lub wielokrotnymi hospitalizacjami, a także ludzi wypalających ponad paczkę papierosów tygodniowo, z dysfunkcją wątroby lub nerek, nietolerancją laktozy, celiakią/nieceliakalną nadwrażliwością na gluten oraz ciężarne i kobiety karmiące. W studium nie mogły też wziąć udziału osoby z aktywnym zakażeniem C. difficile czy po resekcji jelita. Naukowcy opowiadają, że ostatecznie pilotażowe badanie ukończyło 14 osób. Ochotnikom dostarczano mrożone mango odmiany Keitt. Zalecano, by zjadać od 200 do 400 g owocu dziennie. Spożycie należało powoli zwiększać w 1. tygodniu. Ponieważ poszczególne osoby (i ci sami pacjenci na przestrzeni czasu) mają różną tolerancję owoców bogatych we włókna, ochotnicy mogli operować w pewnym zakresie, a nie zjadać z góry ustaloną ilość mango. Zakres wynosił od 200 g mango dwa razy dziennie do 400 g trzy razy dziennie. Talcott dodaje, że pacjentom wolno było, oczywiście, pomijać porcje mango albo zmniejszać jego ilość, dostosowując dietę do ewentualnych problemów ze strony układu pokarmowego. Faza terapeutyczna trwała 2 miesiące; jeśli ktoś przed początkiem studium przeszedł endoskopię, miał odczekać przed wdrożeniem mango przynajmniej tydzień. Talcott ma świadomość, że potrzeba dalszych badań na większej próbie, ale już teraz, po zaledwie 8 tygodniach, było widać, że objawy wrzodziejącego zapalenia jelita grubego zelżały, spadły też różne biomarkery związane ze stanem zapalnym. Zauważono też spadki poziomu chemokin GRO (GRO-2 i GRO-3), których ekspresja jest znacznie większa w tkance raka jelita grubego (w porównaniu do prawidłowej tkanki). Nastąpił wzrost liczebności bakterii kwasu mlekowego (Lactobacillus) i innych probiotycznych bakterii. Podobnie zresztą jak pewnych krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych, ważnych dla zdrowia układu pokarmowego. Amerykanka dodaje, że dla stanu zapalnego jelit i dla innych przewlekłych chorób zapalnych charakterystyczny jest wysoki poziom endotoksyny (lipopolisacharydu, LPS). Po 2 miesiącach jedzenia mango jej stężenie w osoczu krwi znacząco spadło. « powrót do artykułu
  5. Pierwsze badania genetyczne przedstawicieli kultury minojskiej i mykeńskiej dowodzą, że byli oni ze sobą spokrewnieni. Obecnie sporo wiemy o obu kulturach, zarówno z wykopalisk archeologicznych jak i z literatury. Jednak niewiele wiemy o samych ludziach. To, kim byli ludzie z epoki brązu uwiecznienie w poezji Homera pozostawało wielką tajemnicą, mówi David Reich genetyk ewolucyjny z Harvard Medical School. Postanowiliśmy zbadać początki tych cywilizacji. Dotychczasowe teorie dotyczące pochodzenia Minojczyków i Mykeńczyków mówią o Europie i Azji Mniejszej oraz o różnych okresach z epoki brązu. Obie kultury posługiwały się pismem, jednak języka minojskiego dotychczas nie odczytano. Nie jest znane też jego pochodzenie. Język, którym posługiwano się w Mykenach to wczesna forma greki, należy zatem do indoeuropejskiej rodziny języków, która jest rozpowszechniona jest w Europie i Azji. Jednak dotychczasowe badania nie dały odpowiedzi na pytanie o początki obu kultur i związki pomiędzy oboma ludami. Z badań zespołu Reicha wynika, że około 3/4 DNA Minojczyków i Mykeńczyków pochodzi od pierwszych rolników z regionu Morza Egejskiego, w tym z zachodniej Anatolii, Grecji i wysp greckich. jednak, w przeciwieństwie do współczesnych Europejczyków i pierwszych greckich rolników, przedstawiciele obu cywilizacji byli też potomkami ludów zamieszkujących Kaukaz i Iran. Zauważalną różnicą był fakt, że Mykeńczycy, ale już nie Minojczycy, mieli wśród swoich przodków jakieś inne ludy, być może ludy stepu mieszkające na północ od mórz Czarnego i Kaspijskiego. Reich, uczeni z Instytutu Maksa Plancka w Jenie, University of Washington oraz greccy i tureccy archeolodzy wykorzystali próbki ciał 19 osób, które żyły w regionie Morza Egejskiego. Było wśród nich 10 przedstawicieli kultury minojskiej, 4 Mykeńczyków, trzy osoby z południowo-wschodniej Anatolii, osoba z Krety, która żyła tam już po przybyciu Mykeńczyków oraz próbka z epoki kamienia z Grecji. Dane porównano z wcześniej zbadanymi danymi 332 osób żyjących w starożytności i 2616 współcześnie żyjących osób, w tym 2 Kreteńczyków. Zdaniem Reicha, najnowsze dane sugerują, że wczesny greka pojawiła się wskutek tej samej migracji, która przyczyniła się do rozprzestrzenienia się innych języków indoeuropejskich w Europie. Uczony zauważa też, że wciąż nie wiemy, kiedy wspólny „wschodni” przodek Minojczyków i Mykeńczyków przybył w region Morza Egejskiego. Konieczne jest też bardziej szczegółowe przyjrzenie się „północnemu” dziedzictwu genetycznemu Mykeńczyków. Warto bowiem wiedzieć, czy zostało ono nabyte wskutek jednorazowej dużej migracji czy też wielu mniejszych ruchów ludności, które odbywały się na przestrzeni dłuższego czasu. « powrót do artykułu
  6. Badając sygnaturę izotopową piór, naukowcy z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej i Uniwersytetu Cornella odkryli północne tereny lęgowe podgatunku lasówek Setophaga coronata coronata. S. coronata coronata rozmnażają się na terenie Kanady i północno-wschodnich USA. Zimują jednak w 2 różnych grupach: w południowo-wschodnich Stanach lub wzdłuż pacyficznego wybrzeża USA. Lasówki z wybrzeża Pacyfiku migrują przez obszar Vancouver, ale pozostawało tajemnicą, gdzie [dokładnie] rozmnażają się latem - wyjaśnia dr David Toews. By rozwiązać tę zagadkę, Toews, Julian Heavyside i prof. Darren Irwin postanowili zbadać sygnaturę izotopową piór ptaków. Byliśmy w stanie zestawić stabilne izotopy wodoru z piór zebranych w Vancouver [w Obserwatorium Ptaków na Wyspie Iona] z równoleżnikowym zapisem izotopowym deszczówki. W ten sposób ustaliliśmy, gdzie pióra urosły - opowiada Toews. Okazało się, że S. coronata coronata, które zimują wzdłuż południowego wybrzeża pacyficznego USA, rozmnażają się raczej na Alasce i Jukonie niż w Albercie i na terenach położonych dalej na wschód, co sugeruje, że ptaki te spędzają cały cykl życiowy (zimowanie, migrację i rozmnażanie) w pobliżu zachodniej krawędzi kontynentu. Wykazano, że u wielu gatunków ptaków śpiewających [...] migrowanie ma podłoże genetyczne. Intrygująca możliwość jest taka, że geny dla zachodniej trasy migracji zostały wprowadzone do S. coronata coronata na drodze krzyżowania ze spokrewnioną zachodnią grupą - S. c. auduboni. « powrót do artykułu
  7. Szwedzi odkryli nową toksynę botulinową, która może znaleźć zastosowanie w leczeniu wielu schorzeń. Obecnie toksyny botulinowe są wykorzystywane w terapii ponad 80 przypadłości, w tym zespołu nadreaktywnego pęcherza, nadmiernej potliwości czy kręczu szyi. Uważa się, że nowa toksyna, neurotoksyna botulinowa typu X (ang. botulinum neurotoxin type X, BoNT/X), może zapoczątkować linię terapeutyków powiązanych z wydzielnictwem (sekrecją) i transportem przez błony wewnątrzkomórkowe. Zespół prof. Påla Stenmarka z Uniwersytetu Sztokholmskiego chce teraz opracować przeciwciała do wykrywania oraz inaktywacji BoNT/X. Pierwszy etap prac powinien się zakończyć w ciągu kilku miesięcy. Autorzy raportu z Nature Communications muszą określić budowę toksyny i zbadać, w jaki sposób wiąże się ona z neuronami. Później sprawdzą, jak najlepiej wykorzystać cechy BoNT/X do opracowania leków. Szwedzi opowiadają, że wszystko zaczęło się w 1995 r. od chorego japońskiego niemowlęcia. W 2015 r. genom bakterii wyizolowanej od dziecka zsekwencjonowano i zapisano w bazie danych. Na tej podstawie Stenmark i inni zidentyfikowali nową toksynę. Gdy pierwszy raz ją odkryliśmy, myślałem, że popełniliśmy błąd w analizie. Po kilkukrotnym sprawdzeniu okazało się jednak, że wszystko było w porządku - opowiada profesor. Dotąd znano 7 odmiennych antygenowo serotypów toksyny botulinowej; oznacza się je literami od A do G. Nowa toksyna reprezentuje kolejny serotyp - X. W porównaniu do reszty, BoNT/X ma najmniejszą tożsamość sekwencyjną. Nie jest rozpoznawana przez znane surowice przeciwko BoNT. Podobnie do BoNT/B/D/F/G, BoNT/X rozkłada białka związane z błoną ziarnistości (VAMP1, VAMP2 i VAMP3), ale wiąże się z innym ich miejscem. « powrót do artykułu
  8. Organiczne ogniwa słoneczne są elastyczne, przezroczyste i bardzo lekkie. Można je produkować w różnych kształtach i kolorach. Nadają się więc do wielu zastosowań, w których nie sprawdziłyby się krzemowe ogniwa słoneczne. Ostatnio zespół z Karlsruher Institut für Technologie (KIT) zaprezentował okulary przeciwsłoneczne z nałożonymi na szkła barwnymi, półprzezroczystymi ogniwami słonecznymi, które zasilają mikroprocesor i 2 wyświetlacze. Niemcy podkreślają, że ich wynalazek toruje drogę przyszłym rozwiązaniom, np. integracji ogniw słonecznych w okna. Wg nich, w przypadku oszklonych wieżowców zastosowanie modułów z ogniwami wydaje się oczywistym sposobem przekształcania pochłoniętego światła w prąd elektryczny. Inteligentne Solar Glasses zespołu dr. Alexandra Colsmanna mają mierzyć i wyświetlać w formie wykresów słupkowych dane nt. temperatury otoczenia i natężenia oświetlenia. Wyposażone w ogniwa słoneczne soczewki pasują do dostępnych w handlu oprawek; mają grubość ok. 1,6 mm i ważą ok. 6 g (całkiem jak szkła w zwykłych okularach słonecznych). Mikroprocesor i wyświetlacze znajdują się w zausznikach. Okulary działają też w pomieszczeniach. Przy natężeniu oświetlenia rzędu 500 luksów każda z soczewek nadal generuje do 200 miliwatów mocy. Wg autorów publikacji z pisma Energy Technology, to wystarczy do zasilania aparatów słuchowych czy krokomierzy. « powrót do artykułu
  9. Badacze z IBM-a i Sony pobili rekord w gęstości danych zapisanych na taśmie magnetycznej. Na calu powierzchni udało im się zapisać 201 gigabitów danych. To już piąty z kolei rekord pobity przez IBM-a od 2006 roku. Zapisu dokonano na taśmie wyprodukowanej przez Sony Storage Media Solutions, a osiągnięcie zaprezentowano podczas 28th Magnetic Recording Conference. Zapis taśmowy to obecnie najbezpieczniejszy, najbardziej wydajny i najtańszy sposób na przechowywanie olbrzymiej ilości danych archiwalnych. Zapisanie 201 gigabitów na calu kwadratowym oznacza zaś, że nowa metoda pozwala na zapis 20-krotnie większej ilości danych niż na najlepszych dostępnych komercyjnie napędach taśmowych. Używając jej można w pojedynczym kartridżu zapisać aż 300 terabajtów nieskompresowanych danych. Obecnie taśmy magnetyczne przeżywają swój renesans. Taśm tradycyjnie używano do archiwizacji wideo, plików archiwalnych, backupów na wypadek awarii. Jednak ostatnio obserwuje się coraz większe zainteresowanie nimi ze strony firm oferujących chmury obliczeniowe. Evangelos Eleftheriou z IBM-a, mówi, że co prawda taki rodzaj taśmy, jaki został użyty podczas bicia rekordu, kosztuje nieco więcej niż komercyjna taśma z ferrytem baru (BaFe), jednak biorąc pod uwagę możliwości zapisu, to koszt na terabajt okazuje się niezwykle atrakcyjny. Zapisanie rekordowo dużej ilości danych wymagało od IBM-a opracowania kilku nowych technologii. Stworzono nowy algorytm przetwarzania sygnału oraz technologie kontroli pozycji głowicy zapisująco-odczytującej, które ustalają jej pozycję z dokładnością do 7 nanometrów. IBM od dawna pracuje nad taśmami magnetycznymi. Pierwszym firmowym produktem na tym rynku była 726 Magnetic Tape Unit, która zadebiutowała ponad 60 lat temu. Taśma miała szerokość 1,25 cm i można było na niej zapisać 2 megabajty danych. Najnowsze osiągnięcie oznacza, że w ciągu tych 60 lat firma zwięszyła gęstość zapisu aż 165 milionów razy. « powrót do artykułu
  10. Do Windows 10 ma trafić mechanizm Eye Control, który pozwoli osobom niepełnosprawnym na kontrolowanie systemu operacyjnego za pomocą ruchów oczu. Pomysł wprowadzenia Eye Control pojawił się w 2014 roku, a mechanizm pojawił się w najnowszej wersji Windows 10 Insider Preview. Były gracz NFL, który cierpi na chorobę Lou Gehringa, chciał byśmy mu pomogli w poradzeniu sobie z wynikającym z choroby problemem zaniku ruchów mięśni. Choroba zwykle nie dotyka mięśni kontrolujących ruchy gałek ocznych, co pozwala na wykorzystanie oczu do kontrolowania urządzeń, stwierdzili przedstawiciele Microsoftu. Przed kilku laty byli świadkami kontrolowania wózka inwalidzkiego za pomocą ruchów oczu i postanowili sprawdzić, czy możliwe będzie sprawne kontrolowanie systemu operacyjnego. Eye Control powstał we współpracy z firmą Tobii, liderem na rynku sprzętu do śledzenia ruchów gałki ocznej. « powrót do artykułu
  11. Ludzkie konstrukcje morskie, np. platformy wiertnicze czy farmy wiatrowe, przyczyniają się do powstawania dużych ławic meduz. Meduzy stanowią ważną część oceanicznego ekosystemu, ale ich duże grupy powodują spore problemy. Przez ich inwazje zamykane są plaże. Poza tym utrudniają one łowienie za pomocą sieci i zatykają ujęcia wody zakładów odsalania czy elektrowni. Warto też wspomnieć o wpływie na łańcuchy pokarmowe (liczne populacje meduz zjadają np. larwy ryb). Polipy meduz muszą się do czegoś przyczepiać. Szczególnie upodobały sobie twarde powierzchnie zwrócone w dół, które w naturze są stosunkowo rzadkie, ale za to dość często występują w ludzkich konstrukcjach. Platformy czy turbiny stanowią więc rozszerzenie habitatu, a w niektórych sytuacjach spełniają funkcje pomostów, przerzuconych nad "lukami" zapobiegającymi wcześniej rozprzestrzenianiu. Autorzy publikacji z pisma Environmental Research Letters podkreślają, że w ostatnich dziesięcioleciach chełbie modre (Aurelia aurita) stawały się coraz bardziej rozpowszechnione w Adriatyku. Po raz pierwszy zaobserwowano je w 1834 r. Od 20 lat pojawiają się już rokrocznie. Wzrost liczebności pokrywa się w czasie z budową kolejnych platform wiertniczych. Pierwszą skonstruowano na Morzu Adriatyckim w 1968 r., obecnie jest ich aż 140. Zespół Martina Vodopiveca z Narodowego Instytutu Biologii w Piranie badał wpływ konstrukcji morskich na tworzenie nowych populacji na uprzednio niezasiedlonych otwartych wodach. Naukowcy prowadzili symulacje komputerowe, które uwzględniały m.in. cykl życiowy A. aurita i wzorce rozpowszechniania na przestrzeni 5 lat. Okazało się, że platformy wzmacniają łączność między subpopulacjami polipów (przez to utrzymują się populacje, które w innej sytuacji zginęłyby w ciężkich czasach, np. przy dużym zanieczyszczeniu). Oprócz tego Słoweńcy zauważyli, że platformy pomagają podtrzymać istniejące subpopulacje brzegowe, przyczyniają się do zakwitów w pewnych rejonach i odgrywają ważną rolę w budowaniu połączeń z resztą Morza Śródziemnego. Najistotniejszy wpływ mają platformy zlokalizowane w pobliżu dużych prądów morskich. Nasza symulacja pokazała, że z silnymi prądami, takimi jak Prąd Zachodnioadriatycki, meduzy mogą pokonać do 1000 km. « powrót do artykułu
  12. Wzrost poziomu dwutlenku węgla w atmosferze spowoduje, że kolejnych 150 milionów osób będzie narażonych na niedobory białka, czytamy na łamach Environmental Research Letters. Im więcej atmosferycznego CO2 tym mniejsza ilość białka i substancji odżywczych w ryżu czy pszenicy. Naukowcy wciąż nie wiedzą, dlaczego tak się dzieje, ale zjawisko to będzie miało opłakane konsekwencje dla milionów ludzi na całym świecie. Badacze z Uniwersytetu Harvarda przeprowadzili pierwszą globalną analizę związku pomiędzy globalnym ociepleniem a ryzykiem niedoboru białka. Oparli się przy tym na eksperymentach, podczas których rośliny poddawano oddziaływaniu różnych stężeń CO2 w atmosferze. Tak uzyskane dane powiązali z danymi ONZ na temat odżywiania się ludzi. Uczeni skupili się na tych populacjach znajdujących się blisko granicy niedoborów. Do sprawdzenia przyjęto hipotezę, że większe stężenie CO2 w atmosferze zwiększy ilość skrobi w roślinach uprawnych, zmniejszając jednocześnie ilość białka i innych składników odżywczych, co negatywnie odbije się na wspomnianych powyżej populacjach. Naukowcy wyliczyli, że do roku 2050 rosnąca koncentracja CO2 spowoduje, że ilość białka w jęczmieniu spadnie o 14,6%, w ryżu o 7,6%, w pszenicy o 7,8% a w ziemniakach o 6,4%. Jeśli ilość dwutlenku węgla będzie zwiększała się tak, jak się przewiduje, to do roku 2050 ludność 18 krajów utraci ponad 5% codziennie spożywanych protein, czytamy w raporcie. Białko roślinne jest głównym źródłem białka dla 76% mieszkańców Ziemi. Szczególnie ważne jest ono w uboższych regionach. Największe problemy czekają Afrykę Subsaharyjską, gdzie już występują niedobory białka, oraz Azję Południową, gdzie znaczna część diety opiera się na ryżu i pszenicy. W samych tylko Indiach ilość białka w przeciętnej diecie może zmniejszyć się o 5,3%, a to oznacza, że 53 milionom osób będą groziły niedobory. Z nimi zaś wiążą się liczne problemy zdrowotne i ryzyko przedwczesnej śmierci. Naukowcy mówią, że globalnym niedoborom białka można zaradzić zmniejszając emisję dwutlenku węgla, propagując bardziej zróżnicowaną dietę, zwiększając wartość odżywczą roślin uprawnych i uprawiając rośliny, które są mniej wrażliwe na niekorzystne działanie CO2. « powrót do artykułu
  13. Ostatnie usg. wykazało, że Huan Huan, samica pandy wypożyczona w 2012 r. z Chin do Beauval Zoo w środkowej Francji, spodziewa się nie jednego, lecz dwóch młodych. Szczęśliwym ojcem jest Yuan Zi. Dziewięcioletnia Huan Huan urodzi w weekend. Będzie to pierwszy poród pandy we Francji. Jeszcze tydzień temu (26 lipca) wydawało się, że niedźwiedzica spodziewa się jednego młodego, ale usg. przeprowadzone przez weterynarzy 1 sierpnia przy pomocy 2 chińskich specjalistów ds. reprodukcji pandy wskazało na obecność jeszcze jednego płodu. Delphine Delord, dyrektor zoo ds. komunikacji, podkreśla, że sytuacja może być trudna, bo matki często porzucają drugie młode. Robimy wszystko, co się da, by upewnić się, że wszystko idzie dobrze. Opiekunowie będą umieszczać jednego misia w inkubatorze i co dwie godziny zamieniać go z tym pozostawionym czasowo przy matce. Huan Huan i Yuana Zi sparowano w lutym, ale wbrew pokładanym nadziejom niedźwiedzie nie spółkowały. Z tego powodu zdecydowano się na sztuczne zapłodnienie. Jeśli losy młodych ułożą się pomyślnie, w ciągu 2-3 lat pojadą do Chin. Rozmnażanie pand nie jest łatwe. Ruja występuje bowiem tylko raz w roku przez ok. 48 godzin. Ciąża trwa 50 dni. « powrót do artykułu
  14. Ze studium, którego wyniki ukazały się właśnie w Nature Climate Change dowiadujemy się, że świat raczej nie uniknie niebezpiecznego poziomu ocieplenia klimatu. Modele klimatyczne oraz dane pochodzące z obserwacji wskazują, że jesteśmy na najlepszej drodze do ocieplenia się klimatu do końca wieku o 2 stopnie Celsjusza ponad średnią z epoki przed przemysłowej. Szansa, że ocieplenie nie sięgnie tak wysokiego poziomu wynosi zaledwie 5%. Takie wnioski wyciągnięto z analizy statycznej wzrostu ekonomicznego i przyrostu ludności w 150 krajach świata. Zdaniem ekspertów wspomniane 2 stopnie to granica poza którą prawdopodobnie czekają nas poważne kłopoty, jak zanik far koralowych, zwiększenie poziomu morza i problemy z uprawą zbóż. Z badan wynika, że mediana wzrostu temperatury do roku 2100 wyniesie 3,2 stopnia Celsjusza. Zakres, w którym należy spodziewać się wzrostu to 2-4,9 stopnia. Nawet gdybyśmy natychmiast przerwali całą antropogeniczną emisję gazów cieplarnianych, to w atmosferze już znajduje się tyle węgla, że do końca wieku temperatura wzrośnie o 1,3 stopnia Celsjusza. Zarysowany powyżej scenariusz może być nawet... zbyt optymistyczny. Jak mówi Robert Pincus z University of Colorado, przez całe dziesięciolecia wzrost globalnych temperatur był maskowany przez jednoczesny wzrost emisji zanieczyszczeń w postaci aerozoli. Redukując emisję i zanieczyszczenia możemy przyczynić się do szybszego niż wcześniej wzrostu temperatury. Z analizy autorstwa Pincusa i Thorstena Mauritsena z Instytutu Metorologii im. Maksa Plancka dowiadujemy się też, że dzięki oceanom, które absorbują ciepło oraz węgiel, obecne temperatury są o 0,2-0,3 stopnia niższe. Profesor statystyki i socjologii z University of Washington Adrian Raftery zauważa, że powyższe badania powinny raczej zachęcać nas do działania, a nie do pogodzenia się z naszym losem. Konsekwencje zaniechań są obecnie znacznie większe niż w czasach, gdy sądziliśmy, że realny wzrost może wynieść około 1,5 stopnia Celsjusza. Teraz widzimy, że jest to nierealne. Raftery prowadził własne badania, w czasie których stwierdził, że wzrost liczby ludności będzie odgrywał prawdopodobnie niewielką rolę we wzroście emisji gazów cieplarnianych. Większość obszarów, na których najszybciej przyrasta ludności, jak np. Afryka, emituje ich stosunkowo niewiele. Oczywiście nie do końca wiadomo, jak będzie rosła afrykańska emisja, jednak w porównaniu do USA emisja na mieszkańca Czarnego Lądu będzie mała lub bardzo mała. « powrót do artykułu
  15. Malezyjscy celnicy skonfiskowali w niedzielę warte niemal milion dolarów kły słoni i łuski pangolinów z Afryki. Kontrabandę znaleziono w czasie 2 nalotów w terminalu cargo lotniska międzynarodowego w Kuala Lumpur. Podczas pierwszego nalotu celnicy natrafili na 23 kły o wadze 75,7 kg i szacowanej wartości 275 tys. ringgitów (ok. 64.150 USD). Kły zapakowane do dwóch skrzyń nadano w Nigerii. Ładunek zadeklarowano jako produkty spożywcze. Oprócz tego celnicy odkryli 6 worków z łuskami krytycznie zagrożonych pangolinów. Ważyły one 300,9 kg i były warte 3,86 mln ringgitów (900.500 UDS). W tym przypadku ładunek pochodził z Demokratycznej Republiki Konga. Jak dotąd w związku z przemytem nikogo nie aresztowano. I kość słoniowa, i łuski są stosowane w Azji, a zwłaszcza w Chinach, w tradycyjnej medycynie. Mięso pangolinów uchodzi w Państwie Środka za przysmak, a same łuski są czasem wykorzystywane w produkcji krystalicznej metamfetaminy. « powrót do artykułu
  16. Klastry magnetycznych nanocząstek z bakteriofagami docierają do bakterii z biofilmów, które zanieczyszczają i niszczą sieć wodociągową. Na pomysł nowego rozwiązania wpadli naukowcy z Rice University i Chińskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii. Za pomocą słabego pola magnetycznego (660 gausów) klastry "przyciągano" do biofilmu. Bez związania z nanocząstkami fagi rozeszłyby się w roztworze i w dużej mierze nie spenetrowałyby biofilmu. Żyjące w nim bakterie mogłyby się więc rozwijać, a nawet korodować rury. Pedro Alvarez, inżynier z Rice, i koledzy z Chin opracowali i testowali klastry unieruchamiające fagi. Za pomocą słabego pola magnetycznego naprowadzali je na cel. Nowe podejście, powstałe na styku nanotechnologii i wirusologii, ma duży potencjał w zakresie zwalczania trudnych do wyeliminowania biofilmów. Nie powstają przy tym szkodliwe produkty uboczne dezynfekcji. W pewnych miejscach, np. reaktorach fermentacji przemysłowej, biofilmy mogą być pożyteczne (chodzi m.in. o zwiększoną oporność na egzogenne stresy), ale w systemach dystrybucji i magazynowania wody są bardzo szkodliwe, bo stanowią schronienie dla patogenów i przyczyniają się do korozji [...] - wyjaśnia Pingfeng Yu. Naukowcy posłużyli się poliwalentnymi fagami, czyli wirusami, które potrafią się związać z więcej niż jednym rodzajem bakterii. Celem PEL1 (z rodziny Podoviridae) miały być wyhodowane w laboratorium biofilmy z chorobotwórczym szczepem pałeczki okrężnicy (Escherichia coli) i szczepem pałeczki ropy błękitnej (Pseudomonas aeruginosa) podatnym na lekooporność. Nanocząstki z tetratlenkutriżelaza powlekano chitozanem. Zabieg ten ułatwiał koniugację z fagami na drodze wiązania kowalencyjnego (powstawały PEL1–CS-Fe3O4). Fagi PEL-1 łączyły się z klastrami "główką do przodu", dzięki czemu eksponowany był ich zdolny do infekowani bakterii ogonek. By wprowadzić klastry do biofilmu, naukowcy posłużyli się dość słabym polem magnetycznym. W porównaniu do szalki z samymi fagami, gdzie skuteczność wynosiła mniej niż 40%, klastry zwalczały ponad 90% E. coli i P. aeruginosa. Autorzy publikacji z pisma Environmental Science: Nano podkreślają, że choć bakterie nadal mogą rozwinąć oporność na fagi, zdolność do szybkiego rozbijania biofilmów znacznie to utrudnia. « powrót do artykułu
  17. W mózgach sędziwych szympansów rozwijają się podobne, ale nie identyczne, struktury, co u ludzi z chorobą Alzheimera. Szympansy, najbliżsi krewni Homo sapiens, są pierwszymi zwierzętami, u których znaleziono oznaki choroby. Odkrycie może pomóc lepiej zrozumieć tę chorobę, pokazuje również, że osoby opiekujące się starszymi szympansami powinny zwrócić uwagę, czy nie zmienia im się osobowość. Z wiekiem u niemal wszystkich zwierząt dochodzi do spadku zdolności poznawczych. Wydaje się jednak, że tylko u ludzi pojawia się choroba Alzheimera. W mózgach osób na nią cierpiących odkładają się płytki amyloidowe i splątki neurofibrylarne oraz dochodzi do utraty neuronów. Zespół Mary Ann Raghanti z Kent State Uniersity przyjrzał się mózgom 20 szympansów, które zmarły w wieku 37-62 lat. Przeanalizowano przy tym te regiony, w których u ludzi widoczne są objawy choroby Alzheimera, jak np. hipokamp. Okazało się, że u 4 szympansów wystąpiły zarówno płytki jak i splątki. U wszystkich zauważono zaś zaczątki splątków, a w naczyniach krwionośnych części ze zwierząt zaobserwowano amyloid beta. U ludzi znajduje się go poza naczyniami krwionośnymi mózgu, co sugeruje, że rozwijają się one u nas w inny sposób niż u szympansów. Nie jest natomiast jasne, czy u szympansów występuje choroba Alzheimera. Nawet jeśli nigdy nie dochodzi do ujawnienia jej objawów, to informacje zdobyte dzięki badaniom szympansich mózgów przynoszą niezwykle cenne informacje na temat rozwoju choroby, co może się przełożyć na opracowanie metod jej zapobiegania. Niestety, badacze nie byli w stanie powiązać badań mózgu z ewentualną zmianą zachowania szympansów. Zwierzęta pochodziły bowiem z ogrodów zoologicznych, laboratoriów badawczych i schronisk, oddziaływały na nie więc różne bodźce i przechodziły różne testy badające zdolności poznawcze. Dotychczas brak doniesień, by u szympansów zaobserwowano poważne przypadki demencji. Jednak obecność płytek amyloidowych i splątek sugeruje, że jest to możliwe. Tym bardziej, że sekwencje amyloidu beta i tworzących splątki białek tau są identyczne u ludzi i szympansów. Niewykluczone jednak, że istnieje jakiś mechanizm chroniący szympansy. Niewykluczone, że amyloid i białka różnie się zawijają u ludzi i zwierząt. Innym czynnikiem chroniącym może być zachowanie proteiny APOE, która kontroluje zbijanie się amyloidu beta w płytki. U ludzi występuje wiele wersji genu APOE, a wersja APOE4 powoduje, że jej posiadacz jest bardziej narażony na rozwój choroby. Niewykluczone, że w toku ewolucji zyskaliśmy niekorzystne wersje APOE, gdyż spełniają one jakąś pożyteczną rolę, np. chronią przed pasożytami. Obecnie zespół Raghanti skupia się na policzeniu neuronów w mózgach szympansów, by sprawdzić, czy u zwierząt również dochodzi do ich utraty. Uczeni poszukują też śladów procesu zapalnego w mózgu. « powrót do artykułu
  18. W dniu pierwszego sierpnia 2017 roku europejski detektor VIRGO oficjalnie dołączył do kampanii obserwacyjnej O2 (Observational Run 2), rozpoczynając zbieranie danych wspólnie z dwoma amerykańskimi detektorami LIGO. To ważne osiągnięcie dokonane przez konsorcjum VIRGO jest wynikiem wieloletniego programu modernizacji detektora VIRGO, którego podstawowym celem było znaczące poprawienie czułości detektora. W ostatnich miesiącach z powodzeniem testowaliśmy usprawniony detektor VIRGO. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy momentu, w którym zaczniemy wraz z LIGO zbierać dane naukowe w tym ekscytującym dla naszej dziedziny czasie, mówi Jo van den Brand (Nikhef, VU University w Amsterdamie), rzecznik projektu VIRGO. Mimo, że aktualnie czułość VIRGO jest niższa niż interferometrów LIGO, jest ona wystarczająca do potwierdzenia potencjalnych detekcji obserwowanych przez LIGO i do lokalizacji zjawiska na niebie z większą dokładnością. Obecna czułość VIRGO znacznie przekracza czułość poprzedniej wersji detektora VIRGO, osiągniętą w 2011 roku przed rozpoczęciem zakończonych właśnie ulepszeń. VIRGO jest teraz zupełnie nowym instrumentem składającym się z wielu nowoczesnych podsystemów, których współdziałanie zostało dopracowane podczas trwającej mniej niż rok fazy rozruchu. Osiągnięcie ambitnych celów ulepszenia detektora VIRGO zajęło wiele lat intensywnej i nowatorskiej pracy. Ten cel nie zostałby osiągnięty bez ofiarności członków konsorcjum VIRGO, pracowników Europejskiego Obserwatorium Grawitacyjnego EGO i pracowników współpracujących laboratoriów, mówi Federico Ferrini, dyrektor EGO. Kampania obserwacyjna O2 rozpoczęła się 30 listopada 2016 roku i zakończy się 25 sierpnia bieżącego roku. W czasie jej trwania już po raz trzeci dokonano detekcji fal grawitacyjnych wytworzonych w procesie zlania się dwóch czarnych dziur o masach gwiazdowych. Sygnał zarejestrowany 4 stycznia 2017 roku nazwano GW170104, odkrycie to zostało ogłoszone przez LIGO i VIRGO 1 czerwca 2017 roku. Nowe dane są wciąż zbierane, po raz pierwszy przez trzy zaawansowane instrumenty, wspólna analiza tych danych trwa. David Shoemaker z MIT, rzecznik prasowy LIGO Scientific Collaboration, zauważa: Mimo iż dotychczasowe detekcje dokonane przez instrumenty LIGO dostarczyły wielu nowych i cennych informacji naukowych, to obserwacje prowadzone za pomocą trzech detektorów otwierają przed nami zupełnie nowe możliwości. Ścisła współpraca pomiędzy VIRGO i LIGO pozwoli nam w pełni te możliwości wykorzystać. Trwająca aktualnie kampania obserwacyjna jest czymś więcej niż tylko kolejnym osiągnięciem dokonanym przez konsorcjum VIRGO, jest ona początkiem nowej epoki dla konsorcjum. Po zakończeniu kampanii O2 czułość detektora VIRGO będzie zwiększana, co będzie wymagało lepszego zrozumienia głównych źródeł szumów w detektorze, które tę czułość aktualnie ograniczają. Następnie zostanie wdrożonych kilka kluczowych ulepszeń, między innymi zostaną zainstalowane monolityczne zawieszenia zwierciadeł, w których zwierciadła będą zawieszone za pomocą wytrzymałych szklanych włókien, które zastąpią używane w tej chwili metalowe druty. Wiosną 2018 roku procedura przygotowywania detektora do zbierania danych zostanie rozpoczęta, jej celem będzie przygotowanie bardziej czułego detektora do udziału w trzeciej kampanii obserwacyjnej O3 prowadzonej przez LIGO i VIRGO, która powinna się rozpocząć jesienią 2018 roku. Miesiące, które są przed nami, będą dla nas i ekscytujące i wymagające równocześnie. Spodziewamy się, że planowane ulepszenia zwiększą czułość detektora, ale jednocześnie sprawią, że instrument stanie się bardziej złożony. Będziemy musieli w pełni wykorzystać możliwości nowych technologii, które będa instalowane w detektorze, mówi Alessio Rocchi z INFN na rzymskim uniwersytecie Tor Vergata, koordynator konsorcjum VIRGO odpowiedzialny za przygotowanie instrumentu do kolejnej kampanii obserwacyjnej. Dziś, po raz pierwszy, mamy sieć trzech detektorów drugiej generacji umożliwiającą dokładniejszą lokalizację źródeł fal grawitacyjnych. To wielkie osiągnięcie, ale najlepsze jeszcze przed nami: czułość detektorów będzie stopniowo poprawiana, a kolejne detektory dołączą w ciągu kilku następnych lat, otwierając fascynujące perspektywy przed obserwacjami naszego Wszechświata przy użyciu różnego typu metod (tak zwanej multi-messenger astronomy), podsumowuje Giovanni Losurdo z INFN w Pizie, poprzedni lider projektu ,,Advanced VIRGO''. Badania konsorcjum VIRGO są prowadzone przez ponad 280 fizyków i inżynierów z 20 europejskich grup badawczych: 6 grup z Centre National de la Recherche Scientifique (CNRS) we Francji, 8 grup z Istituto Nazionale di Fisica Nucleare (INFN) we Włoszech, dwie grupy z Nikhef w Holandii, węgierska grupa MTA Wigner RCP, polska grupa POLGRAW oraz Europejskie Obserwatorium Grawitacyjne (European Gravitational Observatory, EGO), laboratorium, w którym znajduje się detektor VIRGO (niedaleko Pizy we Włoszech). Niedawno do współpracy dołączyła hiszpańska grupa badawcza z Walencji. Polski udział w badaniach Polska grupa POLGRAW współpracuje z konsorcjum VIRGO od roku 2009. W jej skład wchodzą badacze z Instytutu Matematycznego PAN, Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika PAN, Narodowego Centrum Badań Jądrowych, Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, a także Uniwersytetów: w Białymstoku, Jagiellońskiego w Krakowie, Mikołaja Kopernika w Toruniu, Warszawskiego, Wrocławskiego i Zielonogórskiego. Polscy naukowcy tworzą między innymi algorytmy do analizy danych, budują elementy elektroniki, prowadzą analizę szumów. Będą też starali się zaobserwować sygnały elektromagnetyczne pochodzące od źródeł emitujących fale grawitacyjne – mogłoby to mieć miejsce np. w przypadku fal grawitacyjnych emitowanych przy łączeniu się dwóch gwiazd neutronowych. Dodatkowe informacje o eksperymencie Virgo Laboratorium międzynarodowego eksperymentu Virgo znajduje się w okolicach Pizy we Włoszech. W tunelach dwóch prostopadłych ramion o długości ok. 3 km porusza się światło laserowe wielokrotnie odbijając się na ich końcach. Naukowcy będą starali się zarejestrować nawet najmniejsze względne zmiany długości dróg, które przebywa światło w każdym z tuneli. Obserwacja jest możliwa dzięki zjawisku interferencji przy nałożeniu dwóch promieni światła. Obserwacje zaburzeń obrazu interferencyjnego pozwalają wykryć fale grawitacyjne docierające do Ziemi, gdyż fala grawitacyjna inaczej modyfikuje długość każdego z ramion. « powrót do artykułu
  19. Najnowsza wczesna wersja beta przeglądarki Chrome dla Androida ma wbudowane domyślnie uruchomione oprogramowanie blokujące reklamy. Nowy mechanizm może być początkiem realizacji zapowiedzi Google'a o wprowadzeniu do przeglądarki domyślnego adblockera. Google chce w ten sposób promować inicjatywę "Better Ads", której celem jest eliminowanie z internetu tych reklam, które najbardziej irytują użytkowników i przeszkadzają w odbiorze treści. 'Better Ads' ma wystartować w przyszłym roku. Wówczas Chrome będzie blokował uciążliwe reklamy, a przepuszczał takie, które spełniają warunki określone przez Google'a. Pomimo tego, że adblocker jest domyślnie włączony, użytkownik będzie mógł z łatwością go wyłączyć i dopuścić wszelkie reklamy do wyświetlania. W ramach Better Ads blokowane będą m.in. samodzielnie uruchamiające się reklamy wideo z dźwiękiem, uciążliwe animacje, reklamy pełnoekranowe itp. « powrót do artykułu
  20. O mrówniku afrykańskim, niezwykle charakterystycznym zwierzęciu Czarnego Lądu, mówi się, że ma pysk świni, uszy zająca i ogon kangura. To duże, a jednocześnie słabo poznane zwierzę, należy – obok surykatki szarej, jeżozwierza, protela i otocjona wielkouchego – do afrykańskich „5 wstydliwych” ssaków. O mrówniku niewiele wiemy, ale dzięki badaczom z University of Witwatersrand dowiedzieliśmy się, że nadchodzą dlań ciężkie chwile. A kłopoty mrównika oznaczają też kłopoty dla wielu innych gatunków zwierząt. W czasie prowadzonych badań terenowych wszystkie, z wyjątkiem jednego, obserwowane przez naukowców mrówniki padły z powodu ciężkiej suszy. Obecnie takie warunki są czymś niezwykłym, ale z powodu globalnego ocieplenia prawdopodobnie staną się normą, mówi profesor Andrea Fuller, która kierowała pracami grupy badawczej. Mrównik żywi się mrówkami i termitami, które chwyta całymi tysiącami dzięki swojemu długiemu lepkiemu językowi. Naukowcy zaimplementowali grupie mrówników miniaturowe czujniki, które pozwoliły im badać zwyczaje zwierząt oraz temperaturę ciała. Nie wiedzieli przy tym, że rok, w którym rozpoczęli badania będzie rokiem wyjątkowej suszy, która zabije niemal wszystkie badane zwierzęta. Mrówników nie zabiły same wysokie temperatury. To nie jest tak, że mrównik nie jest w stanie znieść wysokich temperatur. Problem w tym, że mrówki i termity, które stanowią źródło pokarmu i wody dla tych zwierząt nie są w stanie znieść suszy i wysokich temperatur, mówi doktor Benjamin Rey. Mrówniki zwykle przesypiają dzień w wykopanych przez siebie jamach i wychodzą nocą się pożywić. Jednak w w czasie suszy mrówki i termity nie są dostępne. Wskutek braku energii temperatura ciała mrównika szybko spada w nocy. Zwierzęta próbują kompensować to zmieniając zwyczaje i poszukują pożywienia nie w czasie chłodnych nocy, ale w ciągu ciepłych dni, dzięki czemu nie muszą zużywać tyle energii na ogrzewanie się. Jednak to nie wystarczyło, by je uratować. Sądzimy, że mrówniki padły z głodu, wyjaśnia doktor Robyn Hetem. Naukowcy obserwowali, jak zwierzęta chudną w oczach. Próbowały one ratować się zażywając kąpieli słonecznych, ale to nic nie dało. Ich temperatura ciała na krótko przed śmiercią spadał do 25 stopni Celsjusza. Jeśli znikną mrówniki, to poważne kłopoty czekają też inne gatunki. Wiele gatunków afrykańskich ptaków, ssaków i gadów korzysta z jam wykopanych prze mrówniki. W jamach tych chronią się przed zimnem i gorącem, rozmnażają się i uciekają przed drapieżnikami. Samodzielnie nie są w stanie wykopać takich schronień. Bez mrówników gatunki te nie będą miały gdzie się skryć. A to oznacza, że może czekać je ten sam los co mrównika, martwi się doktor Rey. « powrót do artykułu
  21. W Angkor Archaeological Park w Kambodży odkopano statuę z piaskowca datowaną prawdopodobnie na koniec XII w. Archeolodzy podkreślają, że to najważniejsze znalezisko w ostatnich latach. Figura ma wysokość 1,9 m i waży ok. 200 kg (całość mierzyła co najmniej 2,1 m). Wydaje się, że pełniła funkcję strażnika, strzegącego wejścia do szpitala, zlokalizowanego przy północnym wejściu do Angkor Thom, ostatniej stolicy imperium khmerskiego. Wiele najbardziej wartościowych obiektów zrabowano, dlatego m.in. specjaliści uważają, że znalezisko z zeszłej soboty (29 lipca) jest tak ważne. Statua leżała 40 cm pod powierzchnią gruntu. Znaleziono ją podczas wykopalisk szpitala zbudowanego za panowania króla Dżajawarmana VII (1181-1218). Choć stopy i części nóg zostały odłamane, wzory na reszcie ciała i głowie są doskonale widoczne. Archeolodzy mają nadzieję, że natrafią na stanowisku na inne obiekty, dzięki czemu zdobędą więcej informacji o trybie życia niegdysiejszych mieszkańców. Doradca prof. Rethy Chhem, radiolog, a zarazem historyk specjalizujący się w szpitalach i medycynie ery angkorskiej, powiedział w wywiadzie udzielonym dziennikowi Cambodia Daily, że wspomniany szpital to jeden z 4 zbudowanych w kluczowych punktach Angkor Thom. Mimo że Francuzi odkryli je ok. 100 lat temu, nie przeprowadzono żadnych wykopalisk. Z tego powodu w 2006 r. Chem zainicjował i prowadził z francuskim archeologiem Christophe'em Pottierem wykopaliska szpitala zbudowanego w tej samej erze w pobliżu zachodniej bramy Angkor Thom. Jak podkreśla Tan Boun Suy, zastępca dyrektora generalnego APSARA, Dżajawarman wybudował w swoim królestwie aż 102 szpitale. Panowanie Dżajawarmana VII było niesamowite pod względem programów socjalnych. Szpital składał się z drewnianych budynków i kamiennej kaplicy. Zachowała się kaplica, reszta zabudowań zniknęła dawno temu. Wykopaliska zaczęły się w zeszły piątek i mają potrwać 12 dni. Po domniemanym strażniku natrafiono jeszcze na fragment innej figury, a także na dachówki i ceramikę. « powrót do artykułu
  22. Do polskich sklepów trafił w tym roku środek łagodzący na oparzenia słoneczne, ugryzienia komarów i podrażnienia skóry po depilacji. A to m.in. dzięki temu, że wcześniej naukowcy z Politechniki Gdańskiej odkryli, jak pewien związek pozyskiwany ze skorupiaków rozpuszczać... w wodzie gazowanej. Chitozan to substancja naturalnego pochodzenia, która może pomóc nawilżać skórę, chronić ją i regenerować - opowiada w rozmowie z PAP dr Grzegorz Gorczyca, który w ramach doktoratu na Politechnice Gdańskiej badał właściwości tego związku. Kilka lat temu badacz założył start up - firmę AG Medica, która od tego roku produkuje na bazie chitozanu kosmetyk - Chitozan Naturalny Sun. Specyfik ten może być stosowany jako środek łagodzący podrażnienia skóry - m.in. po oparzeniach słonecznych, po ugryzieniach owadów czy po depilacji. Sam chitozan to związek pozyskiwany np. z pancerzy skorupiaków - krewetek i z kryla. To polimer złożony z dwóch podjednostek. Każda z nich występuje w skórze człowieka - np. w kwasie hialuronowym i heparynie. Możemy być więc pewni: substancja ta jest biokompatybilna - tłumaczy Grzegorz Gorczyca. W dodatku związek ten ma na tyle ciekawe własności, że już wcześniej używano go m.in. w suplementach diety, pastach do zębów czy szamponach. KWAŚNY Z ZASADY Dotąd jednak chitozanu w jego naturalnej postaci nie stosowano w kosmetykach do pielęgnacji skóry. Związek ten - ma on postać proszku - rozpuszcza się tylko w roztworach o niskim pH. I tak np. chitozan w roztworze kwasu mlekowego był wprawdzie nieszkodliwy dla żołądka, jamy ustnej czy włosów, ale miał odczyn zbyt kwaśny dla samej skóry. Polscy badacze wpadli jednak na pomysł, jak chitozan rozpuszczać w wodzie z dodatkiem dwutlenku węgla - innymi słowy - w wodzie gazowanej. Powstaje w niej bowiem słaby i niestabilny kwas węglowy, który znika z wody tak szybko, jak i bąbelki... Wcześniej wydawało się, że rozpuszczenie chitozanu w takim roztworze jest kompletnie niemożliwe. Naukowcy z PG pokazali jednak, że się da. Z chitozanu uzyskiwać można żel o pH 5,5-6,5, czyli zbliżonym do odczynu ludzkiej skóry. To zaś otwiera drogę do nowych zastosowań chitozanu. Badacze z Politechniki Gdańskiej zdobyli na swoje rozwiązanie patent. A dr Gorczyca - jako członek tego zespołu - powziął decyzję: nie pozwoli, by taki pomysł kurzył się na półce. Wspólnie ze swoją rodziną założył start up - firmę AG Medica. A przedsiębiorstwo to z kolei kupiło z PG licencję na rozpuszczanie chitozanu w wodzie. W tym roku spółka na dobre rozpoczęła sprzedaż swojego pierwszego produktu. Chitozan w postaci żelu dostarcza wodę do skóry. Po wyschnięciu specyfiku, na skórze zostaje cieniutka niewidoczna błonka, która spowalnia tempo utraty wody. Związek ten ma też właściwości przeciwbakteryjne i przeciwgrzybiczne. A poza tym stwarza dobre warunki do procesu regeneracji skóry - zwiększa tempo namnażania się komórek w obrębie mikrourazów na skórze - opowiada dr Gorczyca. KOSMETYK ZAMIAST OPATRUNKU Badacz zaznacza, że w trakcie doktoratu zastanawiał się nad nieco innym wykorzystaniem właściwości chitozanu - w materiałach opatrunkowych. Wdrożenie rozwiązań dla medycyny wymaga jednak o wiele większych funduszy - komentuje dr Gorczyca - i dodaje, że potrzebne są wtedy szeroko zakrojone testy i badania kliniczne. Badacz zakładając firmę zdecydował się więc na zastosowanie chitozanu w produkcji kosmetyku łagodzącego podrażnienia skóry. Bo w tym wypadku przeprowadzenie wszystkich niezbędnych badań jest mniej skomplikowane. W żelu produkowanym przez firmę AG Medica jest zaledwie kilka składników - są to chitozan, woda, dwutlenek węgla i pantenol (składnik witaminy B5). Produkt ten nie zawiera więc konserwantów ani substancji zapachowych. "Produkt ten może być używany chociażby przez kobiety w ciąży. Nie są znane także przypadki by chitozan powodował uczulenia u osób z alergią na skorupiaki" - zapewnia innowator. Na razie sprzedajemy Chitozan Naturalny Sun przede wszystkim na rynku polskim. Ale tu żel po opalaniu przydaje się tylko przez 2-3 miesiące w roku. Chcemy się więc otworzyć i na inne rynki - zapowiada rozmówca PAP. « powrót do artykułu
  23. Badania brazylijskich gekonów, które zamieszkują wyspy powstałe w wyniku działalności człowieka, wykazały, że w ciągu zaledwie 15 lat rozwinęły się u nich większe głowy niż u kuzynów ze stałego lądu. Grupy Gymnodactylus amarali zostały odizolowane od reszty populacji, kiedy okoliczne tereny zalano podczas budowy hydroelektrowni (szczyty pagórków przekształciły się w wysepki). Autorzy publikacji z pisma PNAS opisali różnice w morfologii i diecie gekonów z 5 takich wysepek (porównań dokonywano do 5 pobliskich terenów na obszarze Cerrado). Okazało się, że zalanie spowodowało wyginięcie 4 większych gatunków jaszczurek na nowych wyspach, pozostawiając gekonom owady, które normalnie zostałyby zjedzone przez kogoś innego. Wskutek tego G. amarali wyewoluowały większe pyski, a więc i większe głowy. Dzięki temu lepiej sobie radzą z pokaźniejszymi ofiarami. Biolodzy podkreślają, że widywali już wcześniej taką przyspieszoną ewolucję, ale zazwyczaj w odpowiedzi na katastrofy naturalne, np. susze czy zmiany klimatu. Ponieważ "wyspiarskie" gekony mogły zjadać większe ofiary, mogły zainwestować więcej energii w rozmnażanie i przeżycie. Wskutek tego miały liczniejsze potomstwo, a geny odpowiadające za pokaźniejszą głowę rozprzestrzeniały się w następnym pokoleniu na większą skalę. Proces ten zachodził do momentu, aż duża głowa stała się powszechną cechą grupy. Naukowcy wyjaśniają też, czemu u gekonów rozrosły się same głowy, a nie całe ciało. Większe ciało wymaga bowiem większych nakładów energii i jaszczurki straciłyby przewagę, musząc spożywać więcej pokarmu. Co ciekawe, mimo braku kontaktu większe głowy wyewoluowały gekony ze wszystkich 5 badanych wysp. Oznacza to, że głowa powiększona w stosunku do reszty ciała jest najlepszym sposobem na wykorzystanie okazji do zjadania większej różnorodności pokarmu. « powrót do artykułu
  24. Popyt na żywność w amazońskich miastach może mieć wpływ na dziką przyrodę w promieniu 1000 kilometrów do miasta. W brazylijskiej części Amazonii dochodzi do szybkiej urbanizacji. W miastach i miasteczkach położonych w dżungli mieszka już ponad 18 milionów osób. Naukowcy z Lancester University chcieli sprawdzić, jak szybkie zmiany demograficzne wpływają na pozyskiwanie żywności z dżungli. W tym celu przez ponad rok badali wiejskie społeczności zamieszkujące wybrzeża rzeki Purus. Za przykład takiej żywności naukowcy obrali paku czarnopłetwego. To największy przedstawiciel rodziny piraniowatych. Ryba dorasta do 108 centymetrów długości i może ważyć nawet 40 kilogramów. Uczeni przeprowadzili rozmowy z setkami rybaków, zbierając dane na temat metod połowu, czasu pracy oraz liczby złapanych ryb. Pytania dotyczyły okresu trzech dni przed prowadzeniem wywiadu. Okazało się, że im bliżej Manaus, tropikalnej metropolii zamieszkanej przez 2 miliony osób, tym trudniej złapać paku i tym są one mniejsze. Z doniesień wynika, że w miarę zbliżania się do miasta ryby są nawet o 50% mniejsze. Naukowców najbardziej zdziwił fakt, że zmniejszanie się rozmiarów ciała łowionych ryb można zaobserwować nawet w odległości 1000 kilometrów od Manus. To pokazuje, jak poważny jest problem przełowienia. Urbanizacja spowodowała bowiem, że rybacy zyskali dostęp do lepszych łodzi oraz lodu, w którym mogą przechowywać złowione ryby. To zaś ułatwia dalsze podróże w poszukiwaniu ryb i napędza nadmierne połowy. Nasze badania pokazały, że miejski popyt na wysoko cenione gatunki ryb wpływa na znacznie większy obszar niż sobie wyobrażaliśmy. To niezwykle ważne, gdyż w tropikach życie 2/3 wszystkich gatunków występujących na ziemi, a teraz doświadczają one szybkiego rozrostu populacji człowieka, urbanizacji i zmian ekonomicznych związanych z rosnącym zapotrzebowaniem na żywność. Większość tego zapotrzebowania jest zaspokajana poprzez rozrost farm, na których produkuje się mięso, jednak ryby i inne zwierzęta żyjące w lesie tropikalnym również są ważnym składnikiem pożywienia setek milionów mieszkańców tropików, od ludzi najuboższych po bogatszych mieszkańców miast. Te badania po raz pierwszy pokazują, na jakim obszarze wokół miasta dochodzi do utraty zwierząt, mówi główny autor badań doktor Daniel Tregidgo. « powrót do artykułu
  25. Naukowcy z Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona odkryli, że miejscowe aplikowanie nanocząstek uwalniających tlenek azotu (ang. nitric oxide-releasing nanoparticles, NO-np) pozwala leczyć głęboko naciekające zakażenia grzybicze wywoływane przez dermatofity. O ile płytkie infekcje można zwalczać za pomocą środków stosowanych miejscowo, o tyle zakażenia infiltrujące mieszki włosowe albo głębsze warstwy skóry da się skutecznie leczyć wyłącznie preparatami doustnymi (działającymi układowo). Choć układowe leki przeciwgrzybicze są efektywne, przez to, że terapia bywa długa, mogą wywoływać problemy. Wiadomo o ich interakcjach z wieloma często stosowanymi lekami, np. rozrzedzającymi krew czy na nadciśnienie, istnieją też skutki uboczne. Celem naszego badania było ustalenie, czy by wyeliminować leki układowe, co ostatecznie będzie bezpieczniejsze i łatwiejsze dla pacjenta, można się odwołać do nanotechnologii [...] - opowiada prof. Adam Friedman. Friedman i jego współpracownicy z College'u Alberta Einsteina skupili się na NO, gazowym immunomodulatorze o szerokim spektrum działania, który wykazuje wielopłaszczyznową aktywność antydrobnoustrojową. Choć od dziesięcioleci wiedzieliśmy o olbrzymim potencjale NO w wielu dziedzinach medycyny, jego wykorzystanie ograniczał brak skutecznych systemów dostarczania. My zastosowaliśmy dobrze zbadaną nanocząstkę, która produkuje, a nie zwyczajnie uwalnia tlenek azotu. Z czasem osiąga on poziom terapeutyczny i atakuje głębokie, trudno osiągalne zakażenia. Podczas eksperymentów na zwierzętach naukowcy zauważyli, że NO-np sprzyjają szybszej i silniejszej reakcji na leczenie niż przy terapii terbinafiną; do 3. dnia zaobserwowano wyeliminowanie zakażenia w 95%. Następnym etapem będzie przeskalowanie technologii do zastosowań klinicznych [...] - podsumowuje Friedman. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...