Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36968
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Nanocząstki z kurkuminą, żółtym barwnikiem występującym w kłączach kurkumy, czyli ostryżu indyjskiego, można wykorzystywać do niszczenia lekoopornych komórek nerwiaków zarodkowych (łac. neuroblastoma). Nerwiaki zarodkowe wysokiego ryzyka mogą być oporne na tradycyjne leczenie [...]. To badanie demonstruje nową metodę leczenia guzów, bez toksyczności typowej dla agresywnej terapii, która może mieć także odroczony wpływ na zdrowie pacjentów - opowiada dr Tamarah J. Westmoreland. Nerwiaki zarodkowe wywodzą się z komórek cewy nerwowej (neuroblastów). Guz najczęściej rośnie w rdzeniu nadnercza. Neuroblastomy wysokiego ryzyka są trudne do wyleczenia; z większym prawdopodobieństwem stają się oporne na tradycyjne terapie albo nawracają. Podczas badań wykazano, że kurkumina ma dobre właściwości przeciwnowotworowe. Cechuje ją jednak słaba rozpuszczalność i stabilność, co ogranicza zastosowania medyczne. Ostatnio naukowcy z Nemours Children's Hospital i Uniwersytetu Centralnej Florydy odkryli, że kurkuminę można dostarczyć do guzów za pośrednictwem nanocząstek. Potrzeba dalszych badań, ale mamy nadzieję, że nasze ustalenia pozwolą opracować skuteczniejszą terapię tej wyniszczającej choroby - podkreśla prof. Sudpita Seal. Podczas eksperymentów nanocząstki tlenku ceru (CeO2) z ładunkiem kurkuminy powlekano dekstranem. Ich działanie testowano na 2 liniach komórkowych: bez i z amplifikacją, czyli zwielokrotnieniem liczby kopii protoonkogenu N-myc (MYCN). Okazało się, że rozwiązanie prowadziło do znacznego obumierania (apoptozy) komórek nowotworu, zaś szkodliwość dla zdrowych komórek była znikoma. Co ważne, nanocząstki z kurkuminą silniej oddziaływały na komórki MYCN. Eksperymenty prowadzono na komórkach chorych dzieci. Amerykanie myślą już o kolejnym kroku: połączeniu nanocząstek z kurkuminą z mikro-RNA i badaniach na modelu zwierzęcym, tak by pokierować cząstkę do guza. « powrót do artykułu
  2. Najpotężniejsze naukowe źródło promieniowania neutronowego będzie miało o połowę mniejszą moc niż zakładano. European Spallation Source (ESS), budowany właśnie w szwedzkim Lund, miał ruszyć w 2023 roku z mocą 5 megawatów. Ze względu na rosnące koszty budowy zdecydowano jednak, że ESS rozpocznie pracę z mocą 2 MW. Z pewnością ograniczy to możliwości instalacji. Co prawda rada podejmująca decyzje odnośnie ESS rozważa plan, zgodnie z którym do roku 2025 moc urządzenia zostanie zwiększona do planowanych 5 MW, jednak niektórzy naukowcy obawiają się, że ESS już na stałe zostanie przy mocy wyjściowej. Pewni wpływowi ludzie mówią, że nie potrzebujemy 5 megawatów, mówi Colin Carlile, fizyk z Uniwersytetu w Uppsali i były dyrektor ESS. Ale to syrenie głosy. Byłoby tragedią, gdyby przekonali innych do tego. Promieniowanie neutronowe, podobnie jak promieniowanie rentgenowskie, jest wykorzystywane do badania struktury atomowej materii. Różnica polega na tym, że promienie rentgenowskie rozpraszają się na elektronach, a neutrony na jądrach atomów. To pozwala np. na zidentyfikowanie atomu wodoru, który trudno jest badać promieniami X, gdyż ma on jeden elektron. Ponadto promieniowanie neutronowe pozwala na odróżnienie izotopów tego samego pierwiastka, a dzięki temu, że neutrony posiadają spin możliwe jest też badanie właściwości magnetycznych materiałów. Od 10 lat naukowcy używają procesu spalacji jako źródła promieniowania neutronowego. W procesie spalacji bombarduje się ciężkie atomy protonami, co prowadzi do emisji neutronów. Im silniejszy strumień protonów, tym bardziej intensywny przepływ neutronów, co z kolei pozwala na uzyskanie większej rozdzielczości przestrzennej i czasowej w badanych próbkach oraz umożliwia eksperymenty z bardzo małymi obiektami, jak na przykład z białkami. Koncepcja budowy ESS pojawiła się w latach 80. ubiegłego wieku, a budowę rozpoczęto w 2014 roku gdy 15 krajów partnerskich zgodziło się przeznaczyć 1,84 miliardy euro na budowę. Początkowe plany zakładały, że pierwsze neutrony zostaną wygenerowane w 2019 roku, a w roku 2023 instalacja ruszy z pełną mocą 5 megawatów, dwa lata później będzie się ona składała z 16 instrumentów, a kilka lat później już z 22. Okazało się jednak, że koszty będą wyższe niż zakładano. ESS w pierwszych latach swojej działalności (2019-2025) miało pochłonąć 850 milionów euro. Teraz okazuje się, że będzie to o co najmniej 150 milionów euro więcej. Rada ESS zaczęła więc rozważać propozycje obniżenia kosztów, w tym m.in. opóźnienie zakupu sprzętu, który pozwoliłby na osiągnięcie pełnej mocy ESS czy też spowolnienie procesu uruchamiania instalacji z pełną mocą. Zgodnie z nowym scenariuszem w roku 2023 ESS ma osiągnąć moc 2 megawatów. Nie wiadomo, co stało by się później. Jeden ze scenariuszy przewiduje, że pełna moc zostanie osiągnięta w 2025 roku, inny zaś, że jeszcze nie wtedy. Ponadto do roku 2025 miałoby zostać zainstalowanych 15 podstawowych instrumentów, jednak nie wiadomo ile z dodatkowych siedmiu trafiłoby do ESS. Ostateczne decyzje co do przyszłości ESS zapadną przed końcem bieżącego roku tak, by kraje biorące udział w projekcie mogły zatwierdzić budżet na rok 2018. « powrót do artykułu
  3. Chirurdzy z Guanji Hospital w Hezhou usunęli 45-letniej pacjentce ponad 200 kamieni żółciowych. Niektóre miały rozmiary małych jajek. Pani Chen, jak nazywają ją media, od ponad 10 lat zmagała się z bólami nadbrzusza. Gdy po raz pierwszy zgłosiła się z tego powodu do szpitala, badanie wykazało obecność paru kamieni. Lekarze zalecali ich operacyjne usunięcie, ale pacjentka za bardzo się bała i zgodziła się na zabieg dopiero po jakimś czasie, gdy ból stał się nieznośny. Operacja trwała sześć i pół godziny. Jeden z chirurgów, dr Quan Xuwei, podkreśla, że taka liczba kamieni to coś niezwykłego. Wg niego, to skutek złych nawyków żywieniowych pacjentki. Kobieta, która utrzymuje się z pozyskiwania kalafonii z żywicy sosen, nie jada bowiem często śniadań i o nieregularnych porach zjada resztki. Przez to żółć akumuluje się w pęcherzyku - rozwija się cholestaza - a 45-latka ma wysoki poziom cholesterolu i wapnia (hiperkalcemię). Później ze składników tych wytrącają się kamienie. Quan podkreśla, że wielu jego pacjentów z kamicą pęcherzyka żółciowego nie jada śniadań, ale dla innych gastroenterologów łączenie takich nawyków żywieniowych z kamieniami to spekulacje. Kamienie żółciowe występują na całym świecie. Ich przyczyna jest często nieznana, ale wyjaśniając większą zapadalność w Chinach czy wschodniej Azji, lekarze powołują się przeważnie na infekcje dróg żółciowych. « powrót do artykułu
  4. Naukowcy od dawna przewidywali istnienie samotnych planet podobnych do Ziemi, wyrzuconych z macierzystych układów planetarnych i niezwiązanych grawitacyjnie z żadną gwiazdą. Po raz pierwszy ślady takich obiektów znaleźli astronomowie z UW pracujący w projekcie OGLE. O odkryciu można przeczytać w najnowszym numerze prestiżowego tygodnika naukowego Nature. Autorami pracy są tylko polscy naukowcy, członkowie projektu OGLE. Nie wszystkie układy planetarne są tak stabilne jak Układ Słoneczny. Wzajemne oddziaływanie planet w młodych układach może skutkować ich zderzeniami, spadkiem na gwiazdę lub – najczęściej – wyrzuceniem z macierzystego układu. Planety swobodne mogą również powstawać w wyniku innych procesów, na przykład oddziaływań w gromadach gwiazdowych lub przelotów innych gwiazd w pobliżu układu planetarnego. Niestety, z wyjątkiem bardzo młodych obiektów, planet swobodnych nie można zaobserwować bezpośrednio, ponieważ nie emitują światła. Do ich poszukiwania astronomowie wykorzystują metodę soczewkowania grawitacyjnego. Jeżeli między obserwatorem na Ziemi a odległą gwiazdą-źródłem znajdzie się masywny obiekt – inna gwiazda lub planeta – to jego grawitacja może ugiąć i skupić światło źródła. Obserwator na Ziemi zobaczy krótkotrwałe pojaśnienie odległego źródła – wyjaśnia Przemysław Mróz, doktorant w Obserwatorium Astronomicznym UW i pierwszy autor publikacji w Nature. To jego druga praca, która w ciągu roku została opublikowana w Nature i której jest pierwszym autorem. Obserwowany sygnał nie zależy od jasności soczewki, jest to więc sposób na wykrywanie obiektów w ogóle nieświecących, np. czarnych dziur czy planet. Czas trwania zjawiska mikrosoczewkowania zależy od masy soczewki – im mniejsza masa, tym krótsze zjawisko. O ile typowe pojaśnienia mikrosoczewkowe wywołane przez gwiazdy trwają od kilku do kilkuset dni, to zjawiska wywołane przez planety o masie Jowisza trwają typowo 1-2 dni, a przez planety ziemskie – zaledwie kilka godzin. Prawdopodobieństwo soczewkowania pojedynczego źródła jest bardzo małe, współczesne przeglądy mikrosoczewkowe monitorują więc setki milionów gwiazd znajdujących się w centrum Drogi Mlecznej. Ile planet jowiszowych? Pierwszą próbę znalezienia planet swobodnych podjęto na podstawie analizy zjawisk mikrosoczewkowania odkrytych przez japońsko-nowozelandzki zespół MOA. Rezultat – opublikowany w 2011 roku – wskazywał, że swobodnych planet podobnych do Jowisza powinno być w Galaktyce dwa razy więcej niż gwiazd. Publikacja wzbudziła ogromne zainteresowanie środowiska naukowego. Jednak z biegiem lat pojawiało się coraz więcej wątpliwości – mówi prof. Andrzej Udalski, kierownik projektu OGLE. Żadna ze znanych teorii powstawania układów planetarnych nie przewidywała istnienia aż tak dużej liczby swobodnych planet jowiszowych. Ponadto najnowsze obserwacje młodych gromad gwiazd w podczerwieni, czułe na masywne planety, nie potwierdziły dużej nadwyżki samotnych planet jowiszowych sugerowanej w pracy z 2011 roku. OGLE rozwiązuje zagadkę Rozwiązanie tej zagadki przyniosły nowe obserwacje zjawisk mikrosoczewkowania przeprowadzone przez polski zespół OGLE w latach 2010-2015 za pomocą 1,3-metrowego teleskopu znajdującego się w Obserwatorium Las Campanas w Chile – miejscu o najlepszych na świecie warunkach do prowadzenia obserwacji astronomicznych. Obrazy uzyskiwane za pomocą polskiego teleskopu są lepszej jakości niż używane w poprzedniej analizie, co umożliwia dokładniejsze pomiary jasności i dokładniejsze pomiary skal czasowych zjawisk mikrosoczewkowania. Dzięki zamontowaniu nowych detektorów światła w 2010 roku znacznie zwiększyły się możliwości obserwacyjne polskiego teleskopu: duży obszar nieba mógł być fotografowany co 20 minut. Tak częste obserwacje pozwalają na wykrywanie krótkotrwałych zjawisk mikrosoczewkowania wywołanych przez swobodne planety – ziemskie i jowiszowe. Przeanalizowaliśmy krzywe blasku prawie 50 milionów gwiazd obserwowanych przez sześć lat. Łącznie to prawie 400 miliardów pojedynczych pomiarów jasności – mówi Przemysław Mróz. Analiza tej gigantycznej ilości danych nie wskazuje na istnienie znacznej nadwyżki zjawisk mikrosoczewkowania trwających 1-2 dni, czyli wywołanych przez swobodne planety jowiszowe. Nasz rezultat oznacza, że na 100 gwiazd przypada mniej niż 25 samotnych Jowiszów, co jest zgodne z przewidywaniami obecnych teorii formowania się układów planetarnych. Naukowcy zauważyli dodatkowo kilka wyjątkowo krótkich zjawisk mikrosoczewkowania trwających zaledwie kilka godzin. Takie skale czasowe odpowiadają soczewkowaniu przez bardzo małomasywne planety podobne do Ziemi. Ponieważ czułość naszego eksperymentu na takie zjawiska jest bardzo mała, sam fakt ich detekcji sugeruje, że małomasywne planety swobodne, w przeciwieństwie do masywnych jowiszopodobnych, mogą być powszechne w Drodze Mlecznej i występować nawet kilka razy częściej niż gwiazdy – mówi prof. Udalski. Nie możemy jednak wykluczyć, że część z tych ultrakrótkich zjawisk jest wywołana przez nieznane gwiazdy rozbłyskowe albo inne astrofizyczne źródła – zauważa dr Jan Skowron, współautor publikacji w Nature. W tej chwili osiągnęliśmy praktycznie maksymalną czułość rejestracji planet swobodnych, jaką można uzyskać na podstawie obserwacji prowadzonych z powierzchni Ziemi z jednego obserwatorium – dodaje Przemysław Mróz. Przyszłe eksperymenty mikrosoczewkowania grawitacyjnego wykonywane przez misje kosmiczne WFIRST i Euclid będą mogły wykryć jeszcze mniej masywne planety, nawet o masie mniejszej niż masa Marsa. « powrót do artykułu
  5. Z ostatniego raportu finansowego Microsoftu dowiadujemy się, że firmowy biznes w chmurze osiągnął ważny kamień milowy. Po raz pierwszy przychody ze sprzedaży Office'a 365 były większe niż z tradycyjnie licencjonowanego pakietu biurowego. W II kwartale bieżącego roku przychód koncernu zwiększył się o 13% w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego. W ciągu trzech miesięcy do kasy przedsiębiorstwa napłynęło 23,3 miliarda dolarów. Znaczną część tych pieniędzy Microsoft zawdzięcza właśnie sprzedaży Office'a 365. Przychody z niej zwiększyły się rok do roku o 43% i osiągnęły kwotę 8,4 miliarda USD. Duże wzrosty, bo aż o 97%, zanotowała też chmura Azure. Microsoft nie zdradził jednak, jakie były jej przychody. Podkreślono jedynie, że Azure cieszy się coraz większym zainteresowaniem, a firma podpisała rekordowo dużą liczbę wielomilionowych umów na jej wykorzystanie. Dyrektor wykonawczy Microsoftu, Satya Nadella, poinformował zaś, że zanotowano też 33% wzrost liczby instalacji Windows 10 w biznesie i edukacji. Tak jak się spodziewano, Microsoft uzyskał solidne wyniki finansowe i firma pędzi pełną parą. Szczególnie istotne są dane z sektora chmur dla biznesu. Błyskawiczny wzrost chmury Azure w sposób szczególny przyczynił się do tegorocznego sukcesu Microsoftu i stanowi solidną podstawę pod niedawną restrukturyzację firmy. W ciągu najbliższych lat Azure może stać się dominującą platformą chmurową w przemyśle, stwierdził Nick McQuire z firmy analitycznej Enterprise Research. W ubiegłym kwartale Microsoft mierzył się ze słabymi wynikami wydziału zajmującego się sprzętem. Jednak po udanym debiucie nowego Surface'a i oczekiwanym odświeżeniu portfolio produktów firma poprawiła wyniki i odzyskała nieco rynku utraconego na rzecz Apple'a, dodał analityk. « powrót do artykułu
  6. Dziesięcioletni obecnie Zion Harvey, który zasłynął jako pierwsze dziecko z sukcesem poddane podwójnemu przeszczepowi dłoni, poczynił olbrzymie postępy i dziś nie tylko pisze, samodzielnie je i się ubiera, ale i zaczyna grać w bejsbol. Testy medyczne ujawniły, że mózg zaakceptował dłonie dawcy jako własne. [Zion] potrafi w bardziej skoordynowany sposób zamachnąć się kijem, dość czytelnie się też podpisuje. Jego czucie ciągle się poprawia. To niesamowite - podkreśla dr Sandra Amaral, członkini ekipy leczącej chłopca w Szpitalu Dziecięcym w Filadelfii. Przypadek 10-latka z Baltimore opisano na łamach The Lancet Child and Adolescent Health. Zion urodził się z dłońmi, ale przez sepsę w wieku 2 lat zostały one amputowane na wysokości nadgarstków (podobnie zresztą jak nogi poniżej kolan). U chłopca wystąpiła także niewydolność nerek, dlatego po 2 latach dializ, w wieku 4 lat, przeszedł przeszczep nerki od matki, Pattie Ray. Po 2 latach przygotowań w lipcu 2015 r. Ziona poddano operacji przeszczepu dłoni. Zabieg w wykonaniu 40-osobowego zespołu trwał 10 h 40 min. W pierwszym roku zdarzały się epizody odrzucenia, ale udało się je odwrócić. Wrażliwość na lekki dotyk występowała już 6 miesięcy po operacji. Samoistne unerwienie mięśni dłoni odnotowano zaś 7-10 miesięcy po przeszczepie. Po upływie 18 miesięcy chłopiec pisze, ubiera się i radzi sobie z toaletą lepiej niż przed transplantacją. Zion pozostaje na lekach imunosupresyjnych. Jak podkreślają lekarze, rezonans wykazał reorganizację kory ruchowej i somatosensorycznej. Jego mózg komunikuje się z dłońmi. Nakazuje im się poruszać, a one się poruszają. To samo w sobie jest niesamowite - podsumowuje dr Scott Levin. « powrót do artykułu
  7. Google eksperymentuje z automatycznie odtwarzającymi się reklamami wideo w swojej wyszukiwarce. Na ślad takich eksperymentów trafiła Jennifer Sleg z serwisu TheSEMPost. Reklamy pojawiają się w Knowledge Panel podczas wyszukiwań dotyczących filmów i programów telewizyjnych. Reklama taka zawiera podstawowe informacje o wyszukiwanym obrazie, takie jak datę premiery czy listę aktorów. Reklama została wyposażona w ścieżkę audio, jednak szczęśliwie ta uruchamia się tylko po kliknięciu na reklamę. Wydaje się też, że materiał jest odtwarzany automatycznie tylko na komputerach stacjonarnych. Użytkownicy urządzeń mobilnych muszą nań kliknąć, by uruchomić odtwarzanie. "Cały czas prowadzimy prace mające na celu polepszenie jakości wyszukiwania, jednak w tej chwili nie mamy nic nowego do zakomunikowania", stwierdzili przedstawiciele Google'a pytani o reklamy wideo. Oczywiście testy są na razie prowadzone w ograniczonym zakresie, więc większość z nas nie zobaczy wspomnianej reklamy. Google najwyraźniej szuka kolejnych źródeł przychodów. Slegg zauważyła, że materiały wideo nie były oficjalnymi materiałami promocyjnymi, co może oznaczać, że Google wystawi na sprzedaż kolejne miejsce w swojej wyszukiwarce. W ten sposób każda firma będzie mogła zareklamować swoje towary i usługi w formie materiału wideo w Knowledge Panel. Jeszcze w kwietniu informowaliśmy, że Google ma zamiar dołączyć do Chrome'a adblockera, który będzie blokował najbardziej uciążliwe typy reklam, w tym automatycznie uruchamiające się reklamy wideo z dźwiękiem. Wiceprezes Google'a ds. reklamowych i komercyjnych Sridhar Ramaswamy napisał na blogu, że filtr ten będzie działał również w przypadku reklam autorstwa Google'a lub serwowanych przez jego usługi. Po co zatem Google eksperymentuje z formatem, który chce blokować? « powrót do artykułu
  8. Japońskie Ministerstwo Zdrowia poinformowało w poniedziałek (24 lipca) o prawdopodobnie pierwszym przypadku transmisji pewnej rozwijającej się choroby odkleszczowej z innego gatunku ssaka na człowieka. Anonimowa pięćdziesięciokilkulatka zmarła podobno w zeszłym roku po ugryzieniu przez bezdomnego chorego kota. Mieszkanka zachodniej części Japonii próbowała zabrać kota do weterynarza. Po 10 dniach od ugryzienia zmarła. Badanie pobranych od niej próbek wykazało, że przyczyną zgonu była SFTS (ang. severe fever with thrombocytopenia syndrome), rozwijająca się choroba zakaźna, którą po raz pierwszy opisano w północno-wschodnich i centralnych Chinach; obecnie występuje ona także w Japonii i Korei Południowej. Śmiertelność SFTS wynosi 12%, a w niektórych rejonach nawet 30%. Do podstawowych objawów należą gorączka, wymioty, biegunka, niewydolność wielonarządowa, trombocytopenia, leukopenia i podwyższone enzymy wątrobowe. Okres inkubacji wynosi od 6 dni do 2 tygodni. Wirusa SFTS wykrywano u Haemaphysalis longicornis, Ixodes nipponensis, Amblyomma testudinarium i Rhipicephalus microplus. Ponieważ u zmarłej nie znaleziono śladu ugryzienia przez kleszcza, lekarze założyli, że kobieta zaraziła się od kota. Dotąd nie opisano przypadków transmisji ze zwierzęcia na człowieka [wiadomo natomiast, że można się zakazić przez kontakt z płynami ustrojowymi, np. krwią, chorych ludzi]. Nadal nie potwierdzono, że wirus pochodził od kota, ale możliwe, że to pierwsza taka sytuacja - powiedział agencji prasowej AFP przedstawiciel japońskiego Ministerstwa. Ministerstwo dodaje, że SFTS pojawiło się w Japonii przed 4 laty. Potwierdzono 266 przypadków zakażenia; zmarło 57 osób. Urzędnicy zaapelowali do Japońskiego Towarzystwa Medycyny Weterynaryjnej, by uwrażliwić lekarzy, aby w czasie oględzin/terapii obowiązkowo wkładali rękawiczki. Właścicieli kotów poproszono, by odpowiednio często stosowali preparaty na pchły i kleszcze. Masayuki Saijo, ekspert od chorób wirusowych z Narodowego Instytutu Chorób Zakaźnych, podkreśla, że SFTS jest bardzo rzadka i że ryzyko dla ludzi, żywicieli przypadkowych, jest niewielkie. Tym razem kot zmarł, a wcześniej wykazywał bardzo poważne objawy, ale w przypadku kotów niewychodzących ryzyko ugryzienia przez kleszcze jest minimalne. « powrót do artykułu
  9. Prawo dotyczące posiadania broni jest w USA znacznie bardziej liberalne niż w wielu innych krajach na świecie, jednak – jak się okazuje – w Stanach Zjednoczonych nie trzeba nawet mieć pieniędzy, by stać się właścicielem wojskowej broni i wyposażenia. W USA prowadzony jest 1033 Program, w ramach którego organa ścigania mogą otrzymać niepotrzebną wojsku broń: od kamizelek kuloodpornych i noktowizorów, poprzez wyrzutnie granatów i karabiny M16 po śmigłowce czy łodzie. Okazało się, że 1033 Program jest dziurawy jak sito, a w posiadanie wspomnianej broni może wejść praktycznie każdy. Rozprowadzaniem broni zajmuje się Defense Logistics Agency (DLA). Jej działaniom postanowiło przyjrzeć się Government Accountability Office (GAO), odpowiednik naszego NIK-u. Urzędnicy GAO założyli fałszywą witrynę nieistniejącego wydziału policji i złożyli do DLA wniosek o przekazanie broni. Prośba została spełniona. Fałszywa jednostka policyjna otrzymała wyposażenie wartości 1,2 miliona dolarów, w tym noktowizory, karabiny ćwiczebne i ćwiczebne rurobomby. Jak stwierdzono w raporcie GAO, karabiny i rurobomby ćwiczebne mogą stać się śmiercionośną bronią po ich modyfikacji za pomocą komercyjnie dostępnych części. Zina Merritt, która była odpowiedzialna za prowadzone śledztwo, stwierdziła, że DLA praktycznie nie weryfikuje ani wiarygodności zamawiającego broń, ani ją odbierającego. Zamówienie zostało po prostu zrealizowane i dostarczone pod wyznaczony adres. Największym problemem jest to, że wewnętrzny proces weryfikacyjny DLA jest całkowicie nieskuteczny. Gdy jako fałszywa organizacja przystąpiliśmy do programu, nikt nawet nie zadzwonił, by zweryfikować podane przez nas informacje. Nikt nie pofatygował się pod wskazany adres, by odwiedzić naszą rzekomą siedzibę. Po drugie, gdy nasi śledczy udali się pod adres dostawy, otrzymali zamówione przedmioty bez odpowiedniej weryfikacji. Po trzecie, otrzymaliśmy wiele rzeczy niezgodnych z naszym zamówieniem, było tego więcej, niż chcieliśmy. I po czwarte, odkryliśmy, że w DLA nie istnieją żadne procedury, które pozwoliłyby na każdym z etapów programu wykryć oszustwa, stwierdziła Merritt. Początki 1033 Program sięgają roku 1991. Od tamtej pory w ręce ponad 8600 agend trafiła broń i wyposażenie o łącznej wartości 6 miliardów dolarów. « powrót do artykułu
  10. Południowokoreański producent układów scalonych SK Hynix poinformował, że w drugim kwartale jego zysk netto zwiększył się aż 9-krotnie. Za świetne wyniki finansowe odpowiadała świetna sprzedaż chipów DRAM i NAND. Dzięki temu zysk firmy zwiększył się z 286 miliardów wonów w II kwartale ubiegłego roku do 2,46 biliona wonów (2,2 miliarda USD) w kwartale bieżącym. W tym samym czasie zysk operacyjny zwiększył się niemal 6-krotnie i wyniósł rekordowe 3,05 bilina wonów. Przedstawiciele SK Hynix oświadczyli, że na rekordowe wyniki wpłynęły dobre warunki rynkowe i rosnące ceny układów scalonych. Firma sprzedała o 3% układów DRAM więcej, a ich średnia cena była o 11% wyższa niż kwartał wcześniej. Było to spowodowane dużym popytem na rynku serwerów. Spadek o 6% zanotowano za to na rynku NAND, co było związane z gorszymi wynikami sprzedaży smartfonów. Mimo to cena NAND zwięszyła się o 8% w porównaniu z rokiem ubiegłym. Firma spodziewa się dużych zysków również w drugiej połowie bieżącego roku. Przewiduje się bowiem dobrą sprzedaż na rynku serwerów, a producenci smartfonów zapowiadają debiuty nowych modeli. Koreańczycy chcą też przyspieszyć budowę fabryk w Wuxi (Chiny) i Cheongju (Korea). Zakłady mają być ukończone przed IV kwartałem 2018 roku. Początkowo koniec ich budowy planowano na I kwartał 2019. SK Hynix zwiększy produkcję układów LPDDR4X, które trafiają na rynek highendowych smartfonów oraz rozpocznie masową produkcję 1Xnm DRAM, a w nowej fabryce M14 pełną parą ruszy produkcja układów 3D NAND. « powrót do artykułu
  11. Samce myszy, które świetnie odstraszają przeciwników, są gorszymi biegaczami. Oznacza to, że jeśli samiec jest dobry w jednej dziedzinie darwinowskiego dostosowania, odbywa się to kosztem innego jego wymiaru. Naukowcy z Uniwersytetu Utah prowadzili 8-tygodniowy test w półnaturalnym otoczeniu. Brały w nim udział schwytane dzikie myszy. Autorzy publikacji z The Journal of Experimental Biology sprawdzali, jak samce sobie radzą z przepędzaniem innych samców z terytorium z samicami. W akwarium było dużo kryjówek, do których przegrani mogli się wycofać. Przed i po eksperymencie oceniano efektywność biegu w kołowrotku oraz przeprowadzano badanie w respirometrze z otwartym przepływem. Okazało się, że samce, które skutecznie broniły swojego terytorium (np. odpędzały inne samce), spalały w czasie biegu więcej tlenu niż myszy będące gorszymi wojownikami. Ponieważ dobrzy wojownicy i dobrzy biegacze ważyli w przybliżeniu tyle samo, w grę muszą wchodzić subtelniejsze różnice fizjologiczne. Amerykanie podkreślają, że u ludzi także występują zachowania bazujące na agresji i wytrzymałości, dlatego wyniki uzyskane na gryzoniach rzucają nieco światła na to, jak kompromisy podobne do opisanego wyżej ukształtowały naszą ewolucję. « powrót do artykułu
  12. Peruwiańskie władze oficjalnie zaprezentowały zrekonstruowaną twarz tzw. Pana z Sipán (El Señor de Sipán), mumii z grobowca odkrytego w 1987 r. przez Waltera Alvę. Pan z Sipán był władcą prekolumbijskim z kultury Moche. Wg naukowców, zmarł ok. roku 250 w wieku 45-55 lat. Jego zrekonstruowaną postać, odtworzoną dzięki współpracy specjalistów z Brazylii i z Uniwersytetu im. Inki Garcilaso de la Vegi w Limie, zademonstrowano w czwartek (20 lipca) w Muzeum Grobowców Królewskich z Sipán w Chiclayo. Ministerstwo Kultury reprezentował sam minister Salvador del Solar. Impreza miała upamiętnić 30-lecie jednego z największych peruwiańskich odkryć archeologicznych. Jak powiedział w wywiadzie udzielonym agencji prasowej AFP Walter Alva, kości czaszki Pana z Sipán zostały uszkodzone przez nacisk ziemi i klejnoty pochówkowe, ale antropolodzy dysponują narzędziami, które umożliwiają wirtualną rekonstrukcję. Warto przypomnieć, że w tym roku Peruwiańczycy zaprezentowali też twarz Señory de Cao (Pani z Cao), mumii dwudziestokilkuletniej kobiety sprzed ok. 1700 lat, która najprawdopodobniej również należała do plemiennej elity kultury Moche. « powrót do artykułu
  13. Torba, do której Neil Armstrong zebrał pierwsze w historii próbki gruntu Księżyca, została sprzedana na aukcji. Anonimowy kupiec zapłacił 1,8 miliona dolarów. Cena była niższa od spodziewanej, gdyż dom aukcyjny zakładał, że torba znajdzie nabywcę za 2-4 milionów dolarów. Mimo to jest ona najdroższym sprzedanym przedmiotem związanym z lądowaniami na Księżycu. Dotychczas najwyższą cenę osiągnął podpisany przez członków załogi plan lotu Apollo 13, który sprzedano za 275 000 USD. Skafander kosmiczny Gusa Grissoma sprzedano za 43 750 USD, a wykonane przez Neila Armstronga zdjęcie Buzza Aldrina na Księżycu – za 35 000 dolarów. Historia torby Armstronga nie jest do końca poznana. Obiekt mierzy 30x22 centymetry i został opatrzony napisem "Lunar Sample Return". Wiadomo, że powrócila na Ziemię w lipcu 1969 roku. Później zniknęła z Johnson Space Center. Odnaleziono ją w garażu Maksa Ary'ego, menedżera muzeum w Kansas, kóry w 2014 roku zostało oskarżony o jej kradzież. Torbę przejęła US Marshals Service, która trzykrotnie wystawiła ją na aukcję. Torba nie spotkała się z żadnym zainteresowaniem. W roku 2015 kupiła ją adwokat z okolic Chicago Nancy Lee Carlson. Zapłaciła za torbę 995 USD. Pani Lee Carlson wysłała torbę do NASA z prośbą o powierdzenie jej autentyczności. NASA zbadała zanieczyszczenia w torbie i stwierdziła, że rzeczywiście to do niej właśnie Armstrong zbierał próbki. Agencja kosmiczna postanowiła zatrzymać torbę. Jednak pani Carlson postanowiła ją odzyskać i pozwała NASA o zwrot. Cała sytuacja została nagłośniona w mediach, a do adwokat zaczęli zwracać się potencjalni kupcy. Carlson uznała więc, że warto torbę sprzedać i zwróciła się o pomoc do domu aukcyjnego Sotheby's. Działania Carlson zostały skrytykowane przez Michelle Hanlon, współzałożycielkę organizacji For All Moonkind. "Torba jest własnością muzeum i cała ludzkość powinna mieć możliwość podziwiania osiągnięć, jakie ona symbolizuje", stwierdzila Hanlon. Celem jej organizacji jest przekonanie ONZ do uznania i ochrony sześciu miejsc lądowania pojazdów Apollo na Księżycu. W Smithsonian National Air and Space Museum znajduje się 17 000 przedmiotów związanych z misjami Apollo. « powrót do artykułu
  14. Prof. Julia Budka z Uniwersytetu Ludwika i Maksymiliana w Monachium bada wpływ kontaktów międzykulturowych w starożytnym Egipcie. Dzięki jej wykopaliskom na wyspie Saï na Nilu w Sudanie odkryto grobowiec datujący się na ok. 1450 r. p.n.e. !RCOL Grobowiec był wykorzystywany przez jakiś czas i zawiera szczątki nawet 25 osób. Trzy tysiące czterysta lat temu wyspa należała do Nubii, która stanowiła główne źródło złota dla Nowego Państwa. Najprawdopodobniej grobowiec zbudowano dla mistrza złotnictwa imieniem Khnummose. Dotychczasowa analiza artefaktów oraz inskrypcji ujawniła, że po podbiciu przez Totmesa III Kermy lokalne elity szybko wpasowały się w nowy porządek. Wskazuje na to m.in. fakt, że najwcześniejsze tutejsze pochówki w stylu egipskim pojawiły się jeszcze za panowania tego faraona. W ciągu ostatnich 5 lat Budka prowadziła równoległe badania paru egipskich osad, założonych za czasów Nowego Państwa między 1500 a 1200 r. p.n.e. Wykopaliska na wyspie Saï nie tylko dały wgląd w relacje przedstawicieli nowej władzy (okupanta) i lokalnej nubijskiej populacji, ale i pokazały, że wyspa była zamieszkiwana dłużej niż sądzono. Uważano, że osadnictwo na wyspie zakończyło się po założeniu nowego miasta - Amara Zachodniego. Nasze badania wykazały jednak, że Hornakht, jeden z najwyższych rangą urzędników za panowania Ramzesa II, nie tylko miał na wyspie oficjalną rezydencję, ale i został tu pochowany. To jasno pokazuje, że Saï była zamieszkiwana do ok. 1200 r. p.n.e. « powrót do artykułu
  15. Największą satysfakcję z życia mają te osoby, które potrafią planować i koncentrować się na odległych i pozytywnych konsekwencjach własnych działań – wynika z badań psychologów Uniwersytetu Warszawskiego opublikowanych przez Journal of Happiness Studies. Satysfakcja z życia nie zależy tylko od tego, co już osiągnęliśmy i nie polega głównie na tym, co wydarzyło się w przeszłości. Ważne jest również to, jaką przyjmujemy perspektywę czasową: przeszłą - pozytywną lub negatywną; teraźniejszą hedonistyczną lub fatalistyczną; przyszłą – również pozytywną lub negatywną. Z badań dr hab. Macieja Stolarskiego i jego zespołu z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że każda z tych perspektyw może wywierać znaczny wpływ na obecnie doświadczane emocje. Dużo energii i motywacji daje nam przyjmowanie perspektywy teraźniejszej-hedonistycznej, związanej z dążeniem do maksymalizacji doznawania natychmiastowej przyjemności. Jednak satysfakcja jest większa wtedy, kiedy potrafimy bardziej koncentrować się na przyszłości i odległych konsekwencjach własnych działań, niż tych realizowanych obecnie. Najgorzej jest, kiedy częściej skupiamy się na negatywnych przeżyciach z przeszłości, bo pogarszają one nasze samopoczucie i obniżają satysfakcję życiową. Nie możemy oderwać się całkowicie do tego, co było dawniej, a szczególnie trudne jest zdystansowanie się do niepowodzeń i traumatycznych przeżyć. Psychologowie twierdzą, że przeszłość jest fundamentem naszej tożsamości: koncentrując się na dobrych lub trudnych, radosnych lub smutnych wspomnieniach, nieświadomie kształtujemy przekonania dotyczące całości naszego życia. Philip Zimbardo i John Boyd ze Stanford University wykazali tzw. perspektywy czasowe, którymi posługujemy się porządkując nasze postrzeganie rzeczywistości. Możemy być „zanurzeni” w teraźniejszości i cieszyć się z wypracowanego awansu w pracy, bądź sądzić, że awans „sam się nam przydarzył”. Przyszłość jest zawsze niepewna, ale pozostaje najważniejszym źródłem motywacji do działania dzięki planom i wyznaczonym celom. Zimbardo i Boyd uważają, że ludzie różnią się nasileniem i sposobem koncentracji na poszczególnych „horyzontach czasu”. Różnice te, w świetle licznych badań, są kluczowym wyznacznikiem motywacji, emocji i ogólnej jakości życia. Badania zespołu dr. hab. Macieja Stolarskiego sugerują, że najkorzystniejsza sytuacja jest wtedy, kiedy jesteśmy w stanie skutecznie przełączać naszą uwagę pomiędzy budującymi wspomnieniami z przeszłości, motywującymi planami na przyszłość oraz uważnym „smakowaniem” chwili obecnej. Poprzez takie spostrzeganie czasu możemy czuć się w pełni zapału, energiczni, weseli i mniej napięci, skuteczniej radzić sobie z gniewem i agresją, budować bardziej satysfakcjonujące związki oraz osiągać większą efektywność w miejscu pracy - podkreślają polscy specjaliści. Nie ma pewności czy nastawienie czasowe ukierunkowane bardziej na: przeszłość, teraźniejszość lub przyszłość, jest uwarunkowana genetycznie. Być może odpowiedzą na to kolejne badania, które przeprowadzą psychologowie Uniwersytetu Warszawskiego. Dotyczą one tego w jakim stopniu biologia wpływa na nasze myślenie o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Badaniami tymi objęto bliźnięta jedno- i dwujajowe tej samej płci. Również osoby nieposiadające rodzeństwa bliźniaczego mogą wziąć udział w równolegle prowadzonym badaniu, mającym na celu określenie, w jakim stopniu przyjmowane perspektywy czasowe pozostają pod wpływem cech temperamentu. Psycholog Katarzyna Wojtkowska z UW informuje, że za udział w obu badaniach przewidziane są nagrody. Zapytanie w tej sprawie lub zgłoszenie można przesyłać na adres mailowy: katarzyna.wojtkowska@psych.uw.edu.pl. Więcej informacji pod hasłem „genetyczne podłoże perspektywy czasowej" na stronie Wydziału Psychologii: psychologia.pl. « powrót do artykułu
  16. W zamian za darmowy dostęp do Wi-Fi ponad 22 000 osób zgodziło się na sprzątanie toalet w czasie imprez masowych, przytulanie bezdomnych psów i kotów, usuwanie gum do żucia z chodników i wiele innych prac społecznych. Prace te mieli wykonywać przez dwa tygodnie. Taki nagły wysyp wolontariuszy to efekt eksperymentu przeprowadzonego przez dostawcę Wi-Fi, firmę Purple. Chciała ona wykazać, że niemal nikt nie czyta regulaminu podczas łączenia się z bezpłatnymi hotspotami. Do swojego regulaminu Purple dodało rozdział "Prace społeczne", w którym zastrzegła, że korzystanie z Wi-Fi wiąże się z przeprowadzeniem wyszczególnionych prac. W rozdziale tym znalazła się też informacja, że osoba, która poinformuje Purple o jego istnieniu, otrzyma nagrodę. Wygląda na to, że z ponad 22 000 osób, które połączyły się z hotspotem, tylko 1 przeczytała warunki korzystania. Purple otrzymała bowiem tylko 1 zgłoszenie. Eksperyment pokazuje, jak ważne jest czytanie regulaminów bezpłatnych sieci, z którymi się łączymy. W regulaminach tych zawarte są bowiem informacje o tym, co dostawca hotspotu może zrobić z naszymi danymi i z kim się będzie nimi dzielił. « powrót do artykułu
  17. Microsoft opublikował listę narzędzi i programów, które zostaną usunięte lub pominięte w Windows 10 Fall Creators Update. Osoby używające od lat Windows będą zapewne zaskoczone, że na liście programów, które nie zyskały dalszej aprobaty znalazł się Paint. Koncern z Redmond nie usunie Painta z Windows. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Wraz z Fall Creators Update z systemu znikną m.in. 3D Builder App, Apndatabase.xml, Outlook Express czy Syskey.exe. Paint pozostanie, jednak znalazł się on na liście narzędzi, które nie są obecnie aktywnie rozwijane i mogą zostać w przyszłości usunięte. Oczywiście można argumentować, że Paint jest przestarzały, oferuje zbyt mało opcji, a w Windows 10 znajduje się znacznie bardziej rozbudowany Paint 3D. To prawda, jednak Paint stał się przed dekady częścią „wyposażenia” Windows. Równie oczywistą co Saper. Z pewnością nikt za to nie będzie płakał po IIS Digest Authentication czy TLS RC4 Ciphers. Co interesujące, Microsoft zapowiedział też pozbycie się w przyszłości System Image Backup Solution i zaleca wykorzystywanie programów do backupów firm trzecich. Na razie nie wiadomo, kiedy koncern udostępni Windows 10 Fall Creators Update. Prawdopodobnie nastąpi to w październiku. « powrót do artykułu
  18. Elon Musk poinformował, że otrzymał niezobowiązującą zgodę urzędników na stworzenie koncepcyjnego systemu transportu Hyperloop, który łączyłby Nowy Jork z Waszyngtonem. Właśnie otrzymałem ustną zgodę, by The Boring Company wybudowała podziemny Hyperloop na trasie Nowy Jork-Filadelfia-Baltimore-Waszyngton. Podróż Nowy Jork - Waszyngton zajmie 29 minut, stwierdził Musk na Twitterze. Nowy Jork i Waszyngton dzieli 330 kilometrów. Obecnie podróż pociągiem trwa około 3 godzin,a lot samolotem zajmuje 75 minut. Oświadczenie Muska, który jest znany ze składania fantastycznych obietnic, było sporym zaskoczeniem dla wszystkich. Departament Transportu otrzymał wiele zapytań w tej kwestii. Urzędnicy, najwyraźniej nie wiedząc, co z tym zrobić, przekierowali zapytania do Białego Domu, który ani nie zaprzeczył, ani nie potwierdził informacji Muska. Odbyliśmy interesującą rozmowę, jesteśmy chętni, by wspierać nowatorskie projekty infrastrukturalne, sądzimy, że najlepsze pomysły pochodzą z pomysłowości i energii sektora prywatnego, oświadczył Biały Dom. Eksperci zauważają, że ewentualna budowa Hyperloop wymagałaby zgód wielu departamentów oraz władz lokalnych i stanowych. Bez tych zezwoleń budowa w ogóle nie mogłaby się rozpocząć. Musk, którego oświadczenie spotkało się ze sporym niedowierzaniem, odpowiada, że zanim otrzymamy oficjalną zgodę czeka nas jeszcze wiele pracy, ale mam nadzieję, że nastąpi to bardzo szybko. Przedsiębiorca zachęcał też obywateli, by lobbowali za jego pomysłem u swoich przedstawicieli we władzach. Na razie, o ile wiadomo, propozycja Muska ogranicza się do zbudowania odpowiednich tuneli. Nie wiadomo, która firma miałaby dostarczyć pojazdy. Rynek ten jest obecnie intensywnie badanych przez kilka przedsiębiorstw, w tym Hyperloop One, Northern Maglev czy Hyperloop Transportation Technologies. « powrót do artykułu
  19. Chińskie urzędy zgodziły się na podniesienie maksymalnej prędkości pociągu kursującego na trasie Szanghaj-Pekin do 350 km/h. Chiny unowocześniają obecnie swoją sieć kolejową i tabor. Pociągi i linie kolejowe zostaną udoskonalone tak, by można było poruszać się z prędkością do 350 km/h. Niewykluczone, że w ciągu dwóch lat maksymalna prędkość zostanie podniesiona do 400 kilometrów na godzinę. Dzięki podniesieniu prędkości na trasie G1 podróż pomiędzy Szanghajem a Pekinem potrwa zaledwie 4 godziny. Obecnie przebycie 1318-kilometrowej trasy trwa 4 godziny i 49 minut, gdyż pociągi nie mogą poruszać się szybciej niż 300 km/h. Gdy zaś prędkość na tej trasie zostanie podniesiona do 400 km/h podróż zajmie 3,5 godziny. Chiny pracują też nad pociągami zdolnymi do rozwijania prędkości dochodzącej do 600 km/h. Gdy zostaną one uruchomione coraz więcej osób powinno wybierać podróż koleją w miejsce podróży samolotem. Pociąg oferuje większe wygody niż samolot, a bilety są zwykle tańsze. W ramach przygotowań do zwiększenia prędkości w Chinach trwa zarówno udoskonalanie pociągów Hexie, jak i budowa ich następców, pociągów Fuxing. Fuxing nie tylko są w stanie rozwinąć większą prędkość, ale zużywają przy tym 17% mniej energii i są bardziej przyjazne użytkownikowi. Wyposażono je w łącza Wi-Fi i więcej miejsc do ładowania sprzętu elektrycznego. Obecnie chińskie koleje korzystają z pociągów zamówionych w Japonii, Niemczech, Francji i Kanadzie. Pociągi zaprojektowane w Chinach pozwolą na zmniejszenie kosztów obsługi. W ciągu kilku lat Chiny zastąpią obecne pociągi składami rodzimej produkcji, mówi profesor Zhao Ting. Według Chińskiej Akademii Nauk o Kolejnictwie nowe modele pociągów będą służyły przez ponad 30 lat, podczas gdy czas pracy dotychczasowych to 20 lat. Pociągi Fuxing mają wysokość 4050 milimetrów, a Hexie 3700 mm. Dzięki nowemu projektowi opory stwarzane przez Fuxing są o 7,5-12,3 procenta mniejsze, zauważalnie niższy jest też poziom hałasu w wagonie, mówi Zhang Bo z Akademii Nauk o Kolejnictwie. Obecnie w Chinach jest 22 000 kilometrów linii szybkiej kolei, czyli 60% światowej sieci znajduje się w Państwie Środka. Do roku 2025 zasięg szybkiej kolei ma wynieść 38 000 kilometrów. « powrót do artykułu
  20. W pobliżu Rosh Ha-Ayin archeolodzy z Izraelskiej Służby Starożytności odkryli imponujący zbiornik na wodę sprzed 2700 lat. Jak stwierdził dyrektor wykopalisk Gilad Itach, trudno nie być pod wrażeniem olbrzymiego podziemnego zbiornika wykutego w skale tak wiele lat temu. W starożytności gromadzenie wody z opadów było podstawową potrzebą. Roczny poziom opadów w tym regionie wynosi 500 milimetrów, więc ten kolosalny zbiornik mógł zostać z łatwością napełniony. Na jego ścianach, w pobliżu wejścia, zidentyfikowaliśmy wyryte ludzkie figury, krzyże, motywy roślinne, których autorami byli przechodzący tamtędy ludzie. Zidentyfikowaliśmy siedem figur o wysokości 15-30 centymetrów. Większość z nich ma rozpostarte ramiona, a w przypadku niektórych wydaje się, że coś w nich trzymają. Dotychczas odkopano strukturę o długości niemal 20 metrów, która sięga 4 metrów głębokości. Zbiornik został wybudowany pod większą strukturą, której ściany mają długość niemal 50 metrów. Na podłodze znaleziono fragmenty ceramiki. Niektóre z nich to zapewne szczątki naczyń używanych do czerpania wody. Najprawdopodobniej zbiornik i znajdująca się pod nim struktura powstały pod koniec VIII lub na początku VII wieku przed Chrystusem. Wiadomo, że budynek został opuszczony w czasach perskich, ale zbiornik na wodę był używany aż do czasów nowożytnych. W regionie Rosh Ha-Ayin odkryto w ostatnich latach wiele gospodarstw rolnych zbudowanych pod koniec okresu Pierwszej Świątyni. Specjaliści przypuszczają, że powstały one po roku 720 p.n.e, czyli po zniszczeniu Królestwa Izraela przez Asyrię. Niektórzy naukowcy sądzą, że gospodarstwa takie budowano, gdyż władcy chcieli zasiedlić zachodnią granicę Asyrii i zabezpieczyć tamtejszy szlak handlowy. Jednak, jak zauważa Itach, odkryta przez nas struktura różni się od większości wcześniej znalezionych gospodarstw. Zlokalizowano ją na uporządkowanym planie, na dużej przestrzeni, ma grube mury i imponujący zbiornik na wodę. To sugeruje, że był to lokalny ośrodek administracyjny, który mógł kontrolować okoliczne gospodarstwa. « powrót do artykułu
  21. Naukowcy z Katalońskiego Instytutu Badań Chemicznych opracowali metodę uzyskiwania poliwęglanów z dwutlenku węgla i tlenku limonenu, monoterpenu z owoców cytrusowych. Dotąd, ponieważ sam kwas węglowy jest nietrwały, poliwęglany uzyskiwano w wyniku polikondensacji fosgenu z diolami aromatycznymi, głównie z budzącym zastrzeżenia, ropopochodnym bisfenolem A (BPA). Nasza metoda zastępuje BPA limonenem, który można wyizolować z cytryn i pomarańczy, co daje nam bardziej ekologiczną [...] alternatywę - opowiada prof. Arjan Kleij. Ponieważ w tym momencie całkowite zastąpienie BPA limonenem byłoby dla wielu firm i gałęzi przemysłu niewykonalne, naukowiec proponuje, by robić to stopniowo. Autorom publikacji z pisma Catalysis udało się uzyskać przyjazny dla środowiska polimer PLDC (ang. poli(limonenpoly(limonene)dicarbonate), który ma wyższą temperaturę zeszklenia niż jakikolwiek wyprodukowany dotąd poliwęglan. Byliśmy tym zaskoczeni, bo zwykle bioplastiki mają gorsze właściwości termiczne niż klasyczne polimery. Odnieśliśmy się sceptycznie do początkowych wyników, ale [zmieniliśmy zdanie], bo udało się je wielokrotnie powtórzyć. Wyższa temperatura zeszklenia oznacza, że polimer topi się w wyższej temperaturze, a dzięki temu wyprodukowane z niego przedmioty codziennego użytku będą bezpieczniejsze. Obecnie zespół Kleija prowadzi negocjacje z producentami polimerów. « powrót do artykułu
  22. Astronomowie z australijskiego Swinburne University of Technology i amerykańskiego University of Minnesota Duluth opracowali metodę, dzięki której amatorzy astronomii, a nawet uczniowie szkół podstawowych mogą samodzielnie oszacować masę czarnej dziury w galaktyce spiralnej. Jako, że czarne dziury nie emitują światła, bada się je obserwując gaz i gwiazdy znajdujące się w pobliżu i na tej podstawie określa ich masę. Takie obserwacje wymagają specjalistycznej wiedzy i sprzętu. Australijsko-amerykański zespół, korzystając z już istniejących pomiarów, wykazał, że masę czarnej dziury można dokładnie ocenić obserwując ramiona galaktyki spiralnej, w której się ona znajduje. Niemal sto lat temu James Jeans i Edwin Hubble zauważyli, że galaktyki spiralne z dużym centralnym zgrubieniem galaktycznym mają ściślej przylegające ramiona, a w galaktykach o małym zgrubieniu ramiona są luźniej rozłożone. Od tamtego czasu astronomowie opisali miliony galaktyk spiralnych i przypisali każdą z nich do typu Sa, Sb, Sc lub Sd, w zależności od rozłożenia ramion. Profesor Marc Seigar z University of Minnesota Duluth, jeden z autorów obecnych badań, odkrył przez laty, że istnieje zależność pomiędzy masą czarnej dziury a rozłożeniem ramion galaktyki. Doktor Benjamin Davis i profesor Alister Graham, to przeanalizowaniu dużej próbki galaktyk spiralnych zauważyli, że ta zależność jest jeszcze większa niż odkrył Seigar. Siła tej zależności jest podobna, jeśli nawet nie większa, niż siła wszystkich metod używanych dotychczas do szacunku mas czarnych dziur. Teraz każdy może popatrzeć na obraz galaktyki spiralnej i szybko oszacować masę jej czarnej dziury, mówi Davis. Specjaliści zwracają uwagę, że powinniśmy lepiej poznać zależność pomiędzy dyskiem galaktycznym a czarnymi dziurami. Skoro bowiem istnieje silna zależność pomiędzy ramionami a czarnymi dziurami, a ramiona wyłaniają się z dysku, to poznanie wspomnianej zależności jest bardzo istotne. Tym bardziej, że opracowana przez australijsko-amerykański zespół procedura pozwala na szacunki masy czarnych dziur w galaktykach nieposiadających centralnego zgrubienia. To zaś oznacza, że czarne dziury i dyski galaktyczne wspólnie ewoluują, stwierdza Davis. Oszacowanie masy czarnej dziury w galaktyce spiralnej stało się teraz tak proste, jak nauczenie się alfabetu, mówi profesor Graham. « powrót do artykułu
  23. Cukrzyca powoduje zmiany w mikrobiomie jamy ustnej, które ułatwiają rozwój chorób przyzębia. Naukowcy z Uniwersytetu Pensylwanii zauważyli, mikrobiom myszy z cukrzycą się zmieniał, a zmiany korelowały z nasilonym stanem zapalnym i zanikiem kości. Dotąd nie było konkretnych dowodów, że cukrzyca wpływa na mikrobiom jamy ustnej, tyle tylko, że badań tych nie prowadzono zbyt rygorystycznie - podkreśla Dana Graves. Pierwszym etapem najnowszego studium było porównanie mikrobiomów jamy ustnej myszy z cukrzycą i zdrowych. Przed rozwojem hiperglikemii mikrobiom obu grup był podobny, gdy ta się jednak pojawiła, dla chorych gryzoni typowa była mniejsza różnorodność społeczności bakteryjnej. U gryzoni z cukrzycą występowały też choroby przyzębia i zanik kości wspierającej zęby. Obserwowano również podwyższone poziomy interleukiny 17 (IL-17), która spełnia ważną rolę w odpowiedzi immunologicznej i stanie zapalnym. Na razie naukowcy wiedzieli, że zmiany mikrobiomu korelują z chorobami przyzębia, ale nie mieli pewności, czy łączy je związek przyczynowo-skutkowy. By wyjaśnić tę kwestię, przetransferowali bakterie myszy z cukrzycą do zdrowych gryzoni wychowywanych w sterylnych warunkach. Okazało się, że u zwierząt będących biorcami cukrzycowego mikrobiomu jamy ustnej także wystąpił zanik kości. Mikrotomografia komputerowa ujawniła, że występowało u nich o 42% mniej kości niż u myszy po transferze mikroflory od zdrowych osobników. Oprócz tego naukowcy stwierdzili wzrost markerów stanu zapalnego. Przenosząc po prostu mikrobiom jamy ustnej, byliśmy w stanie wywołać u normalnych myszy szybki zanik kości charakterystyczny dla grupy z cukrzycą. Podejrzewając, że u podłoża zaobserwowanego zjawiska mogą leżeć cytokiny zapalne, zwłaszcza IL-17, zespół powtórzył eksperymenty z transferem, tyle że przed nim myszom-dawcom zrobiono zastrzyki z przeciwciałami anty-IL-17. Okazało się, że gryzonie, którym podano mikrobiomy tych zwierząt, miały mniejszy zanik kości. Choć działanie na IL-17 skutecznie zapobiegało zanikowi kości u myszy, nie jest to dobra strategia terapeutyczna dla ludzi, u których interleukina odgrywa kluczową rolę w ochronie immunologicznej. Graves dodaje, że diabetycy mogą wiele uzyskać, dobrze kontrolując poziom cukru we krwi i dbając o higienę jamy ustnej. « powrót do artykułu
  24. Przypominające piegi przebarwienia na tęczówce częściej występują u ludzi z większą ekspozycją słoneczną w ciągu życia. Choć są łagodne, przebarwienia te wskazują na obecność bądź ryzyko chorób oczu wyzwalanych przez światło słoneczne, np. zwyrodnienia plamki żółtej czy zaćmy. Autorzy publikacji z pisma Investigative Ophthalmology & Visual Science zbadali pod kątem przebarwień na tęczówce 632 osoby z basenów publicznych w Styrii (57% stanowiły kobiety, u 76,1% występowało co najmniej 1 przebarwienie). Ochotnicy wypełniali też kwestionariusze dotyczące ekspozycji słonecznej i zwyczajów związanych z ochroną przed słońcem. Okazało się, że rozwój przebarwień korelował z 1) rosnącym wiekiem (wiek ludzi z i bez przebarwień wynosił, odpowiednio, 41,8±16,8 i 27,6±19,2 r.), 2) liczbą przebytych oparzeń słonecznych (>10; 31% vs. 19%), 3) liczbą oparzeń prowadzących do pęcherzy (26% vs. 11%), 4) rogowaceniem słonecznym (72% vs. 45%), a także 5) z liczbą znamion na ciele (>10; 78% vs. 67%). U ludzi z ciemnymi oczami plamki występowały rzadziej, podobnie zresztą jak u osób lepiej chroniących się przed słońcem (np. za pomocą preparatów z filtrem czy ubrań). Austriacy zauważyli, że przebarwienia są nierównomiernie rozmieszczone i większość występuje w kwadrancie skroniowym dolnym. Naukowcy podejrzewają, że inne obszary tęczówki mogą być po prostu osłaniane od słońca przez łuki brwiowe i nos. « powrót do artykułu
  25. W listopadzie 1864 roku Lydia Bixby otrzymała list, napisany ponoć przez samego Abrahama Lincolna, w którym prezydent wyrażał swoje ubolewanie z powodu śmierci 5 synów pani Bixby w czasie Wojny Secesyjnej. Z czasem list stał się sławny jako jeden z najlepiej napisanych listów w dziejach języka angielskiego. Historycy za to zaczęli wątpić, czy rzeczywiście napisał go Lincoln. Pojawiły się głosy, że jego prawdziwym autorem mógł być sekretarz prezydenta, John Hay. W artykule opublikowanym właśnie w Digital Scholarship in the Humanities, grupa badaczy z doktor Andreą Nini z Uniwersytetu w Manchesterze, informuje, że opracowana przez nich technika wykazała, iż wyjątkowy list "niemal na pewno" wyszedł spod ręki Haya. Nowa technika nazwana została N-gram tracing i wykorzystuje maszyny do analizy następstwa form językowych. Jest ona w stanie wskazać autora nawet krótkiego tekstu, gdyż analizuje niewielkie jego fragmenty, bo zidentyfikować styl charakterystyczny dla różnych osób. Metodę wykorzystali naukowcy z Centre for Forensic Linguistics z Aston University. Najpierw komputer analizował 500 tekstów napisanych przez Haya i 500 autorstwa Lincolna. Gdy już nauczył się odróżniać styl obu panów, zajął się analizą listu Bixby. W niemal 90% przypadków maszyna stwierdziła, że autorem listu jest Hay. Dla reszty przypadków nie potrafiła jednoznacznie określić jego autorstwa. Często historycy spierają się o autorstwo bardzo długich tekstów. Dysponujemy wieloma sprawdzonymi metodami, które pozwalają rozstrzygnąć taki spór. Jednak list Bixby jest krótki, co stanowi poważne wyzwanie. Musieliśmy opracować nową metodę jego analizy, mówi Nini. Sądzimy, że ta nowa metoda może zostać zastosowana także w innych przypadkach, szczególnie podczas współczesnych śledztw, pozwalając na przykład na określenia autorstwa listów z pogróżkami, dodaje uczona. Doktor Nini ma też nadzieję, że uda się jej rozwiązać kolejną zagadkę. Chce poddać analizie listy napisane prawdopodobnie przez Kubę Rozpruwacza. Obecnie wiemy też, że co najmniej dwóch z pięciu synów pani Bixby przeżyło wojnę. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...