Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36968
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Na Uniwersytecie Hassana II w Maroku powstał robot, który zastąpi ludzi podczas ekstrahowania jadu skorpionów. Jad skorpiona ma wiele medycznych zastosowań: wykorzystuje się go m.in. w lekach immunosupresyjnych, przeciwmalarycznych, a także w badaniach nad nowotworami. Proces ekstrahowania może się zakończyć fatalnie, zaś robot sprawia, że proces jest szybki i bezpieczny - podkreśla jeden z projektantów maszyny Mouad Mkamel. Pozyskiwanie jadu skorpiona to bardzo trudne zadanie, w którym zazwyczaj bierze udział 2 eksperymentatorów. Istnieje wiele zagrożeń: od potencjalnie śmiertelnych ukąszeń pajęczaków po porażenie prądem przez stymulatory wykorzystywane do ekstrakcji. Robot VES-4 jest bardzo lekki. Łatwo go przenieść, może więc być wykorzystywany przez badaczy zarówno w laboratorium, jak i w terenie. Zaprojektowano go w taki sposób, by zapewnić maksimum bezpieczeństwa ludziom i ekstrahować jad, nie szkodząc zwierzętom - podkreśla Mkamel. Obecne metody ekstrakcji są albo niebezpieczne (ręczna stymulacja elektryczna), albo zawodne (stymulacja mechaniczna), albo szkodzą skorpionom (nakłuwanie gruczołu jadowego/usunięcie odwłoka). VES-4 chwyta za zaodwłok i elektrycznie stymuluje zwierzę, by pozyskać krople jadu. Są one wyłapywane i bezpiecznie przechowywane. Do obsługi VES-4 wystarczy 1 osoba, która steruje robotem zdalnie. Maszynę przetestowano na wielu gatunkach skorpionów. Wyświetlacz LED pozwala wyświetlać nazwę gatunku, od którego w danym momencie ekstrahuje się jad. « powrót do artykułu
  2. Użytkownicy serwisów Amazon, Alibaba oraz Ebay stali się celem ataku znanego jako „Microsoft scam”. Atak rozpoczyna się od e-maila, w którym użytkownik jest informowany o odwołaniu zamówienia. Do wiadomości dołączony jest odnośnik do rzekomego zamówienia. Jeśli użytkownik nań kliknie, jest przenoszony na witrynę pornograficzną. Po wejściu na nią wyświetlane jest fałszywe okienko dialogowe Windows Defendera wraz z informacją, że na komputerze znaleziono wirusa. Przeglądarka ofiary zostaje automatycznie zablokowana. Nie wiadomo, jakiej metody użyli cyberprzestępcy, ale przy poprzednich tego typu atakach wykorzystywano kod JavaScript by uniemożliwić zamknięcie przeglądarki. W rzekomej wiadomości od Windows Defendera znajduje się też numer telefonu, pod który należy zadzwonić, by odblokować komputer. Gdy użytkownik dzwoni pod wskazany numer telefonu, odzywają się oszuści, którzy udają serwis techniczny Microsoftu. Oferują oni pomoc w rozwiązaniu problemu w zamian za niewielką opłatę. Można ją wnieść przekazując szczegóły dotyczące konta bankowego. Jeśli to zrobimy, cyberprzestępcy sprzedadzą nasze dane lub okradną nasze konto. « powrót do artykułu
  3. Kwartalny raport firmy PassMark przynosi zaskakujące wieści. Wynika z niego bowiem, że w II kwartale bieżącego roku AMD zyskało 10,4 punktu procentowego rynku CPU. To byłby największy przyrost udziałów rynkowych w historii firmy. PassMark zbiera dane o używanych systemach, a nie o systemach sprzedanych. Nie są wśród nich uwzględniane ani konsole, ani systemy pracujące pod kontrolą innych systemów operacyjnych niż Windows. Ze zgromadzonych przez PassMark informacji wynika, że jeszcze w IV kwartale ubiegłego roku do Intela należało 81,9% rynku, a do AMD - 18,1%. W pierwszym kwartale 2017 roku udziały Intela spadły do 79,3%, a AMD wzrosły do 20,6%. W kolejnym kwartale obie firmy zanotowały zaś gwałtowne zmiany rynkowych udziałów. W przypadku Intela doszło do ich skurczenia się do 69%, a udziały AMD wzrosły do 31%. Niewykluczone, że za sukcesem AMD stoi procesor Ryzen, który może okazać się najlepiej sprzedającym się produktem w historii firmy. W pierwszym kwartale bieżącego roku, gdy AMD zyskało 2,2 pp Ryzen był dostępny tylko przez ostatni miesiąc kwartału, a klienci mogli kupić jedynie część z zapowiadanych wersji tego procesora. Ponadto na rynku brakowało płyt AM4. W drugim kwartale wszystko się zmieniło. Płyty AM4 są łatwo dostępne, a w sklepach można wybierać pomiędzy dwukrotnie większą liczbą procesorów Ryzen. Obecnie na rynku mamy do wyboru procesory z rodzin Ryzen 5 i Ryzen 7. W ramach Ryzen 5 możemy kupić układ z 4 lub 6 rdzeniami (8 lub 12 wątków), taktowany zegarem od 3,2 do 3,6 GHz, pamięcią cache L3 wynoszącą 8 lub 16 MB i TDP na poziomie od 65 do 95W. Z kolei rodzina Ryzen 7 składa się z 8-rdzeniowych modeli (16 wątków), taktowanych zegarami od 3,7 do 4,0 GHz, z 16 megabajtami cache L3 i o TDP od 65 do 95 W. Ceny układów wahają się od 169 do 499 dolarów. « powrót do artykułu
  4. Badacze z UW odkryli, że pewien związek srebra, boru i fluoru wykazuje silne oddziaływania magnetyczne, a inny związek srebra i fluoru pod ciśnieniem przyjmuje strukturę podobną do nanorurek. Srebro kojarzy się z biżuterią czy numizmatyką, ale nie z magnesami, bo ani jako metal, ani jego najbardziej typowe związki chemiczne (srebra jednowartościowego), nie oddziałują silnie z polem magnetycznym. Zespół naukowców z Laboratorium Technologii Nowych Materiałów Funkcjonalnych w Centrum Nowych Technologii UW udowodnił, że to właśnie srebrowe magnesy wykazują wiele unikatowych cech. Muszą jednak zawierać rzadkie srebro dwuwartościowe, tzn. takie, w którym z atomów srebra usunięto dwa elektrony. O swoich odkryciach naukowcy opowiedzą podczas konferencji, która odbędzie się 5 lipca o godz. 12.30 w Centrum Nowych Technologii (Banacha 2c) w sali 1130. Prawie nanorurki Badacze z UW we współpracy z naukowcami ze Słowenii, Włoch, Wielkiej Brytanii, Słowacji oraz USA wykazali, że dwa znane od dawna związki chemiczne zawierające srebro i fluor – AgF2 i AgFBF4 – wykazują niezwykłą mieszankę rzadkich cech. Pierwszy z nich, AgF2, wykazuje silne oddziaływania magnetyczne między kationami srebra i ma strukturę dwuwymiarową, co było do tej pory obserwowane tylko dla związków miedzi i tlenu. Takich układów poszukiwano bezskutecznie od 30 lat, ponieważ stanowią one świetne prekursory nadprzewodników, tzn. materiałów przewodzących bez strat prąd elektryczny. Co więcej AgF2 przyjmuje pod wysokim ciśnieniem niezwykłą strukturę nieznaną do tej pory w chemii. Przypomina ona nanorurki węglowe (wykorzystywane m.in. w medycynie), lecz jest zbudowana z atomowych kwadratów, a nie – jak nanorurki – z sześciokątów. Silne przyciąganie Drugi ze związków, AgFBF4, jest zbudowany z prostych łańcuchów zawierających atomy srebra i fluoru poprzedzielanych ugrupowaniami zawierającymi bor i fluor. Także on wykazuje dwie niespotykane dotychczas cechy. Oddziaływania magnetyczne między najbliższymi atomami srebra są u niego rekordowo silne, tzn. przewyższają o około 25% te obserwowane dla związku miedzi, tlenu i strontu (dotychczas najsilniejsze). Komentarz prof. Tomasza Dietla, Instytut Fizyki PAN W postaci atomowej i w typowych związkach chemicznych srebro nie wykazuje własności magnetycznych – powłoka d zawiera 10 elektronów i nie posiada momentu magnetycznego. Ambicją prof. Wojciecha Grochali i jego współpracowników jest doświadczalne i teoretyczne poszukiwanie dwuwartościowych związków srebra, w których jeden z elektronów d uczestniczyłby w tworzeniu wiązań chemicznych, a więc powłoka d stawałaby się magnetyczna. Ważnym wynikiem ostatnich prac zespołu prof. Grochali jest wykazanie, że w takich materiałach nie tylko srebro staje się magnetyczne, lecz także istnieje w nich niezwykle silne oddziaływanie antyferromagnetyczne, w wyniku którego sąsiednie momenty magnetyczne są skierowane w przeciwnych kierunkach. W swoim wykładzie noblowskim Luis Néel, odkrywca antyferromagnetyzmu, twierdził, że materiały te są interesujące dla fizyków, ale – w przeciwieństwie do ferromagnetyków, z których budujemy magnesy – nie będą miały żadnych zastosowań praktycznych. Dzisiaj wiemy, że Néel się mylił – dzięki oddziaływaniom antyferromagnetycznym pojawia się wysokotemperaturowe nadprzewodnictwo, są one niezwykle użyteczne w głowicach twardych dysków, a także – jak się spodziewamy – będą służyły do przechowywania informacji w pamięciach nowej generacji. Jestem przekonany, że osiągnięcia prof. Grochali przyciągną uwagę światowych ekspertów w dziedzinie nadprzewodnictwa wysokotemperaturowego, dotychczas badanego w związkach miedzi, a także w dziedzinie dynamicznie rozwijającej się spintroniki antyferromagnetycznej. « powrót do artykułu
  5. Czekolada nie tylko dobrze smakuje, ale i poprawia funkcjonowanie poznawcze. Dzieje się tak, bo flawanole z kakao mają działanie neuroprotekcyjne. Grupa włoskich naukowców analizowała dostępną literaturę nt. tego, co dzieje się z mózgiem do kilku godzin po spożyciu flawanoli kakao i wtedy, gdy dieta jest wzbogacona tymi związkami przez dłuższy czas. Autorzy publikacji z Frontiers in Nutrition podkreślają, że choć niewiele badań dotyczyło 1. ze scenariuszy, większość wskazuje na korzystne efekty w zakresie funkcjonowania poznawczego. Pod wpływem flawanoli poprawiała się m.in. pamięć robocza czy przetwarzanie informacji wzrokowych. W przypadku kobiet spożycie flawanoli po bezsennej nocy przeciwdziałało negatywnym skutkom poznawczym, np. mniejszej dokładności podczas rozwiązywania zadań. Skutki długoterminowego spożycia (od 5 dni do 3 miesięcy) badano głównie na starszych osobach. Okazuje się, że w wyniku codziennego jedzenia flawanoli poprawiała się ich uwaga, prędkość przetwarzania informacji, pamięć robocza i fluencja słowna, czyli płynność i szybkość przypominania sobie oraz wypowiadania lub pisania słów. Korzystne zjawiska były najlepiej widoczne u seniorów z początkami demencji czy innych łagodnych zaburzeń poznawczych. Jeśli chodzi o mechanizm leżący u podłoża tego zjawiska, flawanole kakao korzystnie oddziałują na zdrowie sercowo-naczyniowe i mogą zwiększać objętość przepływającej krwi w zakręcie zębatym i hipokampie. [To ważne, bo] starzenie silnie wpływa na tę strukturę [formację hipokampa], prowadząc do pogorszenia pamięci - wyjaśniają Valentina Socci i Michele Ferrara z Uniwersytetu w L'Aquili. Regularne spożycie kakao i czekolady rzeczywiście może z czasem poprawiać funkcjonowanie poznawcze. Istnieją jednak skutki uboczne, które w dużej mierze wiążą się z dużą kalorycznością czekolady, zawartością kofeiny i teobrominy czy różnymi dodatkami, takimi jak mleko czy cukier. Gorzka czekolada stanowi [jednak] bogate źródło flawanoli, dlatego zawsze jemy taką właśnie czekoladę. Codziennie - podsumowują naukowcy. « powrót do artykułu
  6. W najnowszej wersji testowej Windows 10 Fall Creators Update Microsoft wprowadził zabezpieczenie o nazwie „Controlled Folders”. Jego działania polega na monitorowaniu działań w folderach wskazanych przez użytkownika i blokowaniu działań podejrzanych. Nowe zabezpieczenie trafi najpierw do osób z tzw. szybkiego kręgu aktualizacji. Windows 10 Fall Creators Update zostanie udostępniona użytkownikom przed końcem bieżącego roku. Oczywiście nie oznacza to, że będą tam wówczas obecne te same narzędzia, które są aktualnie testowane. Jeszcze wiele może się zmienić, część mechanizmów czy narzędzi zawartych w wersji testowej może nie pojawić się w ostatecznej edycji, mogą za to trafić do niej inne, które jeszcze nie trafiły do testów. Mechanizm Controlled Folders został dodany do Windows Defendera, wbudowanej w system aplikacji zabezpieczającej. Gdy użytkownik doda wybrany przez siebie folder do listy folderów kontrolowanych, to dostęp do tego folderu będą miały wyłącznie aplikacje, które nie znajdują się na liście blokowanych. Jeśli niezaufana aplikacja spróbuje dokonać modyfikacji w chronionym folderze, zostanie ona zablokowana, a Defender poinformuje użytkownika o problemie. Użytkownik będzie mógł zdecydować, czy mimo to pozwala aplikacji na przeprowadzenie zmian. « powrót do artykułu
  7. Zaburzony mikrobiom skórny jest zaraźliwy i sprzyja stanowi zapalnemu. Naukowcy z Uniwersytetu Pensylwanii wykazali, że zakażenie świdrowcem Leishmania major zmienia mikrobiom skóry myszy i że ten zmieniony mikrobiom może zostać przekazany zdrowym gryzoniom, które dzielą z nimi klatkę. Po późniejszym zakażeniu pasożytniczym pierwotniakiem myszy z zaburzonym mikrobiomem (dysbiozą) wykazywały zwiększoną odpowiedź zapalną i ciężej przechodziły chorobę. Zgodnie z moją wiedzą, to pierwszy raz, kiedy ktoś wykazał, że istniejący wcześniej mikrobiom wpływa na przebieg choroby/zakażenia. To otwiera drogę wielu nowym tematom badań - opowiada prof. Elizabeth Grice. Gdy Amerykanie zbadali próbki od pacjentów z leiszmaniozą, odkryli podobne wzorce dysbiozy, co u myszy, co stanowi wskazówkę, że ustalenia opisane na łamach Cell Host & Microbe odnoszą się także do ludzi. Kluczowe jest odkrycie transmisji dysbiozy skóry między zwierzętami. Fakt, że podobne wzorce dysbiozy widzieliśmy u ludzi, sugeruje, że mogą istnieć bardzo praktyczne implikacje naszych badań dla leczenia chorych na leiszmaniozę - dodaje prof. Phillip Scott. Leiszmanioza to grupa chorób pasożytniczych, wywoływanych przez wiciowce z rodzaju Leishmania. W zależności od regionu świata, przenoszą je muchówki z rodzajów Lutzomyia lub Phlebotomus. Na leiszmaniozę skórną nie ma szczepionki, a ograniczony zestaw dostępnych środków często nie zapewnia całkowitego wyleczenia. Zastanawiając się nad wpływem mikrobiomu na chorobę, zespół z Uniwersytetu Pensylwanii pobrał wymazy ze skóry 44 pacjentów z leiszmaniozą (zakażonych L. braziliensis). Badano nie tylko mikroflorę ran, ale i obszaru wokół nich oraz skóry ze strony ciała przeciwległej do rany. Okazało się, że różnorodność bakterii z próbek z ran była mniejsza niż w pozostałych próbkach. Wyróżniono 3 typy społeczności bakteryjnych: 1) zdominowany przez gronkowce (Staphylococcus), 2) zdominowany przez paciorkowce (Streptococcus) oraz 3) mieszany. By ustalić, jak te zmiany mikrobiomu wpływają na chorobę, naukowcy zwrócili się ku mysiemu modelowi leiszmaniozy. Okazało się, że tak jak u ludzi, zakażenie pierwotniakiem wywołało zmiany mikroflory skóry. Odnotowano związek między rodzajem społeczności bakteryjnej a ciężkością choroby. U gryzoni, które wyzdrowiały, w ramach dominowały gronkowce, natomiast przy zmianach zdominowanych przez paciorkowce choroba przebiegała ciężej i była bardziej uporczywa. Amerykanie zauważyli, że dysbioza mogła się przenosić nie tylko na inne części ciała myszy, ale i na gryzonie z tej samej klatki. Gdy myszy zakażone pierwotniakami i zdrowe trzymano przez 6 tygodni w tej samej klatce, u niezakażonych zwierząt rozwijał zaburzony mikrobiom o profilu przypominającym wzorzec zainfekowanych gryzoni. Wiedząc już, że się tak dzieje, Grice i inni postanowili ustalić, czy naturalnie transmitowana dysbioza może predysponować niezakażone gryzonie do nasilonej reakcji zapalnej. Okazało się, że tak, bo zakażenie świdrowcami skutkowało w ich przypadku cięższym stanem zapalnym i wrzodami niż u zwierząt z niezaburzonym mikrobiomem skórnym. Kiedy skórę myszy poddawano działaniu środka drażniącego, który miał wywołać odpowiedź immunologiczną, ponownie okazało się, że u gryzoni dzielących klatkę z osobnikami zakażonymi L. major była ona wzmożona. We współpracy z Brazylijczykami Amerykanie dogłębniej przyjrzą się powiązaniom między mikrobiomem ran w leiszmaniozie i wrażliwością na leczenie (antybiotyki). Sądzę, że następnym ważnym krokiem będzie sprawdzenie, czy przekazywanie zaburzonej mikroflory zdarza się też u ludzi i czy jest to czynnik wpływający na ciężkość choroby - podkreśla Grice. Poza tym akademicy chcą ustalić, czy dzielenie dysbiozy występuje w przypadku innych chorób. « powrót do artykułu
  8. Neolityczne kamienne kręgi z Averbury należą do jednego z cudów prehistorycznego świata. Naukowcy z University of Leicester poinformowali właśnie o odkryciu pod nimi tajemniczej struktury w kształcie kwadratu. Averbury zostało wpisane na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. W Avebury znajduje się krąg większy i starszy niż w Stonehenge. Krąt ten zamyka obszar o powierzchni ponad 11 hektarów, ma średnicę 330 i jest dodatkowo okolony rowem. Początkowo składał się z około 100 wielkich kamieni. Wewnątrz dużego kręgu znajdują się dwa mniejsze. Kręgi w Averbury powstawały w III tysiącleciu przed Chrystusem, a ich budowa zajęła kilkaset lat. Uczeni z Uniwersytetów w Leicester i Southampton przeprowadzili badania kręgów za pomocą metody elektrooporowej oraz radaru geologicznego. Nasze badania ujawniły nieznane dotychczas megality wewnątrz kręgu w Avebury. Odkryliśmy serię prehistorycznych stojących kamieni, które z czasem zostały pogrzebane oraz pozycję innych, zniszczonych prawdopodobnie w XVII i XVIII wieku. Wszystko razem tworzy unikatowy kwadratowy układ megalitów wewnątrz kręgów w Avebury. Być może jest to najstarsza struktura istniejąca w tym miejscu – mówi doktor Mark Gillings z Wydziału Archologii i Historii Starożytnej. Archeolodzy sądzą, że kwadratowa struktura może być miejscem upamiętnienia wczesnego neolitycznego domu, który być może był zaczątkiem osadnictwa w tym miejscu, a z czasem stała się centralnym punktem południowego kręgu wewnętrznego. Podczas wykopalisk z 1939 roku pozostałości tego domu zostały błędnie uznane za pomieszczenie do przechowywania wozów. « powrót do artykułu
  9. Dzięki teleskopowi Very Long Baseline Array (VLBA) po raz pierwszy wykryto ruch orbitalny pary czarnych dziur. Obiekty znajdują się w galaktyce odległej o 750 milionów lat świetlnych od Ziemi. Łączna masa dziur wynosi 15 miliardów mas Słońca, a obiekty oddzalone są od siebie zaledwie o 24 lata świetlne. To niezwykle blisko jak na taki układ. To pierwsza para czarnych dziur, którą obserwujemy jako oddzielne obiekty poruszające się względem siebie. Tym samym mamy tutaj do czynienia z pierwszym widocznym układem podwójnym czarnych dziur – stwierdził Greg Taylor z University of New Mexico. Supermasywne czarne dziury o masie miliardów Słońc znajdują się w centrach galaktyk. Obecność dwóch takich dziur w pojedynczej galaktyce to dowód, że w przeszłości zderzyła się ona z inną galaktyką. W takich przypadkach może z czasem dojść do połączenia się czarnych dziur, a proces ten wygeneruje fale grawitacyjne. Galaktyka w której zaobserwowano wspomniane dziury to 0402+379. Odkryto ją z 1995 roku, a w roku 2003 i 2005 była badania przez VLBA. Po przeanalizowaniu danych Taylor i jego zespół stwierdzili już w 2006 roku, że w centrum galaktyki znajdują się dwie czarne dziury. Podczas najnowszych badań naukowcy przeanalizowali dane uzyskane przez VLBA. Dowiedli, że dziury krążą wokół siebie, a pojedyncza orbita zajmuje im około 30 000 lat. Będziemy prowadzili dalsze obserwacje tej galaktyki. Ta para czarnych dziur daje nam pierwszą szansę na obserwację interakcji zachodzących w takim systemie – zapowiedział Taylor. Jego grupa ma nadzieję na odkrycie innych podobnych układów. Uważa się bowiem, że we wszechświecie często dochodzi do połączenia galaktyk, a podwójne układy czarnych dziur są czymś powszechnym. Może znajdziemy czarne dziury łatwiejsze do badania – zastanawia się jeden ze współpracowników Taylora. « powrót do artykułu
  10. Wyrok wydany przez kanadyjski Sąd Najwyższy to z jednej strony niezwykle ważna decyzja z punktu widzenia międzynarodowych wysiłków na rzecz ochrony praw autorskich, a z drugiej może być on niebezpiecznym wstępem do globalnych działań cenzorskich. Sąd Najwyższy Kanady nakazał Google'owi ni mniej ni więcej, a usunięcie witryny z globalnych wyników wyszukiwania. Sprawa rozpoczęła się od skargi firmy Equustek Solutions, która produkuje wyposażenie do sieci telekomunikacyjnych. Była ona skierowana przeciwko przedsiębiorstwu, które oznaczało produkty Equusteka własną marką i sprzedawało jako swoje. Sąd niższej instancji nakazał Google'owi usunięcie z kanadyjskich wyników wyszukiwania witryn firmy-oszustki. Google usunął więc 345 witryn powiązanych z oszukańczą firmą. Problem jednak w tym, że oszuści wyprowadzili się z Kanady i dalej prowadzili swoją działalność w nieustalonej lokalizacji. Equustek zwrócil się do Google'a z prośbą o usunięcie wszelkich odnośników do oszukańczej firmy, jednak Google odmówił. Wyszukiwarkowy koncern argumentował przed sądem, że nie on jest stroną sporu, że prośba Equusteka jest zbyt daleko posunięta oraz że jest ona sprzeczna z wolnością słowa. Kanadyjski Sąd Najwyższy nie uznał argumentów Google'a. Sędziwie stwierdzili, że odmawiając usunięcia odnośników do stron oszustów Google będzie ułatwiało działania na szkodę Equusteka. Stosunkiem głosów 7:2 zdecydowano, że odnośniki mają zostać usunięte także z globalnych wyników wyszukiwania. Internet nie ma granic. Jego naturalnym środowiskiem jest cały świat. Jedynym sposobem, by upewnić się, że zakaz wydany w tej sprawie osiągnie swoje cele jest zastosowanie wyroku do całego terytorium działalności Google'a, do całego świata, czytamy w uzasadnieniu. Wyrok nie podoba się wielu osobom i organizacjom. Internet to globalne zjawisko i istnieje duże ryzyko, że rządy i przedsiębiorstwa wykorzystają ten wyrok do usprawiedliwiania cenzury, co może skutkować znikaniem całkowicie legalnych treści w jednym zakątku świata dlatego, że taki wyrok wydał sąd w innej części globu – mówi David Christopher z Open Media. « powrót do artykułu
  11. Na Uniwersytecie Alabamy w Birmingham i w Centrum Nauk o Zdrowiu Teksańskiego Uniwersytetu Technicznego powstały mikrosześciany, które mogą "zasysać" hydrofobowe leki przeciwnowotworowe i dostarczać je do komórek rakowych. Testy z hodowlami tkankowymi pokazały, że w porównaniu do samego leku, porowate sześciany z hydrofobowym lekiem silniej działają na komórki raka wątroby i są mniej szkodliwe dla zdrowych hepatocytów. Sądzimy, że nasza nowa platforma dostawcza dla silnego leku przeciwnowotworowego BA-TPQ zapewnia łatwy sposób enkapsulacji leków hydrofobowych i może zwiększać skuteczność terapii raka wątrobowokomórkowego - uważają autorzy publikacji z pisma Acta Biomaterialia. Amerykanie wyjaśniają, że BA-TPQ to pochodna iminochinonu. Dodają, że to jeden z najsilniejszych analogów naturalnego związku przeciwnowotworowego z gąbki Zyzzya fuliginosa. Choć BA-TPQ silnie wpływa na linie komórek raka piersi i prostaty, jego wykorzystanie ogranicza słaba rozpuszczalność, niska biodostępność i niepożądana toksyczność. Celem nowych platform transportujących jest więc zwiększenie skuteczności antynowotworowej przy jednoczesnym zmniejszeniu efektów ubocznych. Dwumikrometrowe sześciany amerykańskiego zespołu są produkowane z warstw usieciowanego poli(kwasu metakrylowego), utworzonych na porowatym rusztowaniu, które jest potem usuwane. Dr Eugenia Kharlampieva i inni zaznaczają, że poli(kwas metakrylowy) jest nietoksyczny i nadaje się do użytku klinicznego. Wypełnione BA-TPQ hydrożelowe nośniki są miękkie, ale zachowują swój sześcienny kształt. Co ważne, sześcienny kształt wspomaga wychwyt przez komórki nowotworowe. Wyższy potencjał redoks, z jakim mamy do czynienia we wnętrzu komórki, ułatwia rozpuszczanie sześcianów i uwalnianie BA-TPQ. Naukowcy przypominają, że komórki nowotworowe mają często wyższy potencjał redoks niż komórki zdrowe. Okazuje się, że wysycone lekiem sześciany można liofilizować i ponownie rozprowadzać w roztworze bez utraty kształtu, co sugeruje, że da się je przechowywać w postaci proszku. Testy na 2 liniach komórkowych raka wątroby i zdrowych komórkach wykazały, że hydrożelowe sześciany działały wybiórczo na komórki zmienione chorobowo. Dodatkowo badania na jednej linii zademonstrowały, że enkapsulacja BA-TPQ w sześcianach zwiększa moc BA-TPQ w zakresie zmniejszenia ekspresji białka Mdm2 i zwiększenia ekspresji białek p21 (supresora proliferacji) oraz p53 (supresora nowotworowego); to ważne, bo aktywność genu p53 jest w komórce blokowana przez wiązanie z białkiem Mdm2, co oznacza, że występująca w wielu nowotworach nadprodukcja Mdm2 powoduje upośledzenie systemu ochrony komórki poprzez p53. Testy na innej linii komórkowej wykazały, że zwiększone hamowanie Mdm2 przez sześciany z BA-TPQ jest niezależne od statusu p53, co oznacza, że rozwiązanie sprawdzi się w przypadku komórek nowotworowych z mutacją p53 (a ta często występuje w komórkach raka wątrobowokomórkowego i sprzyja nowotworzeniu). Hydrożelowe sześciany można dostarczać nie tylko dożylnie, ale i doustnie. Zachowują one bowiem integralność w środowisku silnie kwaśnym (przy pH równym 2), takim jak w żołądku. W porównaniu do samego BA-TPQ, cechuje je także zwiększona przenikalność przez monowarstwę komórek nabłonka. « powrót do artykułu
  12. Tekstylia znalezione w dolinie Timna to najstarsze znane przykłady na farbowanie tkanin roślinnych w tym regionie. Wiek zabytków oceniono na XIII-X wiek przed Chrystusem. Tkaniny wykonane z wełny i lnu są dowodem na zaawansowane technologiczne i istnienie przemysłu tekstylnego oraz zdradzają wiele szczegółów na temat hierarchicznej społeczności prowadzącej długodystansowy handel. To czas formowania się lokalnych królestw, które stopniowo zastępowały egipską hegemonię nad Kanaanem. Mamy tutaj wspaniały przykład tkania i farbowania – pierwszy przykład farbowania na skalę przemysłową – kolorami odpornymi na spieranie. Znalezisko stanowi wsparcie dla hipotezy o istnieniu hierarchicznego Królestwa Edom panującego nad Timną. Wygląda na to, że istniała tam dominująca elita, która dokonywała dodatkowego wysiłku, by ubrać się w strój przynależny jej klasie i posiadała niezbędne zasoby do zaangażowania się w długodystansowy handel tekstyliami oraz innymi dobrami i sprowadzenie ich na pustynię, mówi doktor Erez Ben-Yosef z Uniwersytetu w Tel Awiwie. Uczony od lat prowadzi wykopaliska w dolinie Timna. Znalazł tam dowody, że kopalnie miedzi, o których sądzono, że zostały zbudowane przez Egipcjan pochodzą w rzeczywistości z czasów króla Salomona. Odkrył też pozostałości kompleksu obronnego potwierdzającego relacje Starego Testamentu. Zdaniem naukowców, proces farbowania wymagał wygotowania odpowiednich roślin oraz dodanie wełny pokrytej ałunem, dzięki czemu powstawały trwałe łączenia chemiczne. Tak zafarbowane tkaniny można było prać bez obawy utraty koloru. Badania techniką chromatografii gazowej ujawniły molekuły organiczne służące do barwienia tekstyliów. Barwnik czerwony pozyskiwany był z marzany barwierskiej, a niebieski z urzetu barwierskiego. Obie rośliny były znane w starożytności jako źródła naturalnych barwników. Wiemy, że w czasach rzymskich, ponad 1000 lat później, rośliny te były wykorzystywane do produkcji złożonych strojów. Teraz mamy dowody, że w regionie, gdzie żyli Edomici, produkowano tekstylia wytwarzane w ten sam sposób, a nie na spotykaną wcześniej prymitywną modłę nakładania barwnika na tkaninę – dodaje Ben-Yosef. Z odkryć tych możemy wyciągnąć bardzo wiele wniosków. Żeby zmusić duża grupę ludzi do pracy w niebezpiecznych kopalniach na pustyni musisz mieć silną klasę rządzącą, elitę, która najprawodpodobniej nosi wyróżniające ją ubrania. Wytapiacze metali, pracujący przy piecach, byli wówczas uznawani za magików, może nawet kapłanów. Prawdopodobnie również i oni nosili takie ubrania. Reprezentowali oni najwyższą klasę społeczną, która zarządzała złożonym procesem pozyskiwania miedzi ze skał – wyjaśnia Ben-Yosef. Dodaje, że obecność barwnika jest dowodem na długodystansowy handel. Barwnik nie mógł bowiem pochodzić z roślin rosnących lokalnie, gdyż marzana i urzet wymagają dużej ilości wody. Nie sprowadzano jednak samej rośliny, gdyż produkcja barwnika wymagała odpowiednich specjalistów, istnienia całego przemysłu, a więc i rzeczy ludzi, których nie dałoby się utrzymać na pustyni. Skąd więc mógł pochodzić barwnik? Jeśli rzeczywiście Jerozolima była bardzo bogata w czasach króla Salomona, a Świątynia była pokryta miedzią, to możemy podejrzewać, że prowadzono handel z tym właśnie królestwem, uważa Ben-Yosef. « powrót do artykułu
  13. W ślinie kleszcza zidentyfikowano białko, które będzie można wykorzystać w leczeniu potencjalnie śmiertelnego zapalenia mięśnia sercowego (miocarditis). Miocarditis może prowadzić do nagłej śmierci sercowej. Jego najczęstszymi przyczynami są infekcje wirusowe lub bakteryjne. Białko ze śliny kleszcza wiąże i neutralizuje kilka chemokin, a ponieważ chemokiny przyciągają komórki wywołujące stan zapalny, wyeliminowanie tych związków pozwala mu zapobiegać. Naukowcy z Uniwersytetu Oksfordzkiego wyliczają, że u ok. 30% ludzi z zapaleniem mięśnia sercowego rozwijają się kardiomiopatia rozstrzeniowa i niewydolność serca. W skrajnych przypadkach konieczny staje się przeszczep. W zależności od gatunku, w ślinie kleszcza występuje od 1500 do 3000 białek. Poszukując tych o właściwościach przeciwzapalnych, Brytyjczycy analizowali białka kleszczy produkowane przez komórki drożdży. Dzięki zastosowaniu techniki yeast surface display, w przypadku której ekspresja rekombinowanych białek zachodzi w ścianie komórkowej drożdży, w transkryptomie 8 gatunków kleszczy z rodzajów Rhipicephalus i Amblyomma zidentyfikowano 10 nowych ewazyn wiążących chemokiny CC (to grupa chemokin, w której dwie pierwsze cysteiny sąsiadują ze sobą). Autorzy publikacji z pisma Scientific Reports wykazali, że jedna z ewazyn - P991_AMBCA z Amblyomma cajennense, który występuje od południa USA po północną Argentynę - wiąże się i blokuje działanie chemokin wywołujących zapalenie mięśnia sercowego, zawał i udar. Zapalenie mięśnia sercowego to choroba siejąca ogromne spustoszenie, na którą nie ma zbyt wielu metod leczenia. [...] Mamy nadzieję, że inspirując się strategią przeciwzapalną kleszcza, opracujemy nowe ratujące życie terapie. Możliwe, że uda się zastosować te same leki do leczenia innych chorób, w których stan zapalny odgrywa istotną rolę, np. zawału, udaru, zapalenia trzustki czy stawów - podsumowuje prof. Shoumo Bhattacharya. « powrót do artykułu
  14. W ubiegłym roku w Nature opublikowano wyniki badań, z których wynikało, że górny limit dla długości ludzkiego życia znajduje się gdzieś w pobliżu 115. roku życia. Jednak najnowsze badania, również opublikowane w Nature, przynoszą zupełnie inne wiadomości. Bryan G. Hughes i Siegfired Hekimi, biolodzy z McGill University, przeanalizowali długość życia najstarszych osób w USA, Wielkiej Brytanii, Francji i Japonii. Analiz dokonano dla każdego roku od roku 1968. Na ich podstawie Hekimi i Hughes stwierdzili, że nie ma żadnego dowodu na istnienie limitu długości ludzkiego życia, a jeśli limit taki istnieje, to jeszcze nie został osiągnięty. Nie wiemy, jaki może być limit wieku. Przedłużając linie trendów wzrostu długości życia wykazaliśmy, że zarówno średnia jak i maksymalna długość życia będą rosły w przewidywalnej przyszłości – stwierdził Hekimi. Naukowcy przypominają, jak bardzo zwiększyła się średnia długość życia. Dla Kanadyjczyka urodzonego w 1920 roku średnia przewidywalna długość życia wynosiła 60 lat. Dla jego wnuka urodzonego w roku 1980 wartość ta wynosiła już 76 lat, a obecnie zwiększyła się ona do 82 lat. Z badań kanadyjskich naukowców wynika, że i maksymalna długość podlega temu samemu trendowi. Warto też zwrócić uwagę na postęp naukowy i medyczny oraz poprawę warunków życiowych, które dodatkowo przyczyniają się do tego, że żyjemy coraz dłużej. Jak długo jednak możemy żyć? Trudno zgadnąć. Trzysta lat temu większość ludzi żyła bardzo krótko. Gdybyśmy im powiedzieli, że pewnego dnia ludzie mogą dożywać 100 lat, uznaliby nas za szalonych – stwierdza Hekimi. « powrót do artykułu
  15. Długoterminowa ekspozycja na hałaśliwe środowisko, zwłaszcza nocą, może się przyczyniać do rozwoju niepłodności u mężczyzn. Naukowcy odkryli, że ekspozycja na hałas przewyższający próg nocnego hałasu wg Światowej Organizacji Zdrowia (55 dB, co stanowi odpowiednik odgłosów ulic przedmieścia lub klimatyzatora) koreluje ze znaczącym wzrostem niepłodności. Naukowcy z Seulskiego Uniwersytetu Narodowego przypominają, że hałas powiązano z różnymi problemami zdrowotnymi, np. chorobami serca i psychicznymi. Wykazano także, że zmienia on zachowanie społeczne i oddziałuje na wyniki osiągane w złożonych zadaniach. Wcześniejsze badania, które koncentrowały się na płodności kobiet, zademonstrowały, że istnieje związek między ekspozycją na hałas a powikłaniami ciążowo-porodowymi (chodzi o przedwczesny poród, poronienia i wady wrodzone). Koreańskie badanie pokazuje, że długoterminowa ekspozycja na hałas o stosunkowo niskim natężeniu, szczególnie nocny, może się też przyczyniać do rozwoju niepłodności u mężczyzn. Wiemy, że wystawienie na oddziaływanie hałasu wpływa na męską płodność u zwierząt, ale nasze studium jako pierwsze wskazało na zagrożenie niepłodnością u żyjących w hałasie mężczyzn - podkreśla dr Jin-Young Min. Autorzy publikacji z pisma Environmental Pollution analizowali dane ubezpieczyciela, skupiając się na 206.492 mężczyznach w wieku 20-59 lat. Poziom ekspozycji na hałas wyliczali, wykorzystując informacje z National Noise Information System (mężczyzn lokalizowano za pomocą kodu pocztowego). W ciągu 8 lat objętych badaniem (2006-13) niepłodność zdiagnozowano u 3.293 mężczyzn. Po wzięciu poprawki na różne czynniki, m.in. wiek, przychód czy wskaźnik masy ciała (BMI), okazało się, że szanse na zdiagnozowanie niepłodności były znacznie wyższe, jeśli w nocy mężczyzna był wystawiony na oddziaływanie hałasu o natężeniu powyżej 55 dB. Moim szczególnym zmartwieniem jest zjawisko opisane przez Theo Colborn w książce "Nasza skradziona przyszłość": wywołany zanieczyszczeniem środowiska szybki spadek liczebności plemników w ejakulacie mężczyzn w XX w. Jeśli trend ten będzie się utrzymywał, w przyszłości ludzie nie będą w stanie uzyskać naturalnej ciąży czy urodzić dzieci. Jeśli jesteś mężczyzną cierpiącym na niepłodność, powinieneś wziąć pod uwagę czynnik ryzyka w postaci ekspozycji na zanieczyszczenie środowiskowe [w tym hałas] - podsumowuje Min. « powrót do artykułu
  16. Najstarsza znana nam świątynia świata, licząca 11 000 lat Göbekli Tepe, odsłania kolejne tajemnice. Julia Gresky, paleoantropolog z Niemieckiego Instytutu Archeologicznego poinformowała o znalezieniu dowodów na istnienie kultu czaszek w Göbekli Tepe. Gresky i jej zespół znaleźli trzy czaszki z widocznymi głębokimi nacięciami. Nacięcia dzielą twarz na pół, podążają w kierunku czoła i są prowadzone do potylicy. W jednej z czaszek, ozdobionej ochrą, wywiercono też otwór na górze. Archeolodzy przypuszczają, że nacięcia i dziury służyły do mocowania czaszek linami do megalitów Göbekli Tepe. Wiadomo, że osoby, do których należały czaszki, nie zmarły wskutek nacięć. Zdobyte dowody sugerują, że krótko po śmierci tych osób czaszki oczyszczono z tkanek miękkich i wykonano nacięcia. Nie wiadomo, czy czaszki należały do znaczących przodków, których chciano w ten sposób uczcić, czy też do pokonanych wrogów. Znalezienie czaszek w Göbekli Tepe to znacząco odkrycie, gdyż w świątyni niemal nie występują inne szczątki ludzkie. Znaleziono tam natomiast setki niewielkich fragmentów kości. Wiadomo jednak, że świątynia nie była używana w roli cmentarza. Najprawdopodobniej łowcy-zbieracze wykorzystywali ją podczas specjalnych wydarzeń, jak np. rytuały przejścia. Göbekli Tepe powstała jeszcze przed rozpowszechnieniem się osadnictwa, zatem najprawdopodobniej mamy tutaj do czynienia z przejawem wierzeń religijnych sprzed rozwoju rolnictwa. Gresky zwraca uwagę, że na filarach świątyni często występuje moty bezgłowych ludzi i samych głów. Na niektórych płaskorzeźbach widzimy zwierzęta trzymające ludzkie głowy, na innych mężczyzn pozbawionych głowy. Ludzkie czaszki mogły być dalszą częścią świata przedstawionego w kamieniu. « powrót do artykułu
  17. Epidemia otyłości dotyka nie tylko ludzi, ale i zwierzęta domowe. Naukowcy z USA przyjrzeli się w ubiegłym roku 2,5 milionom amerykańskich psów oraz 500 000 kotów i stwierdzili, że 33% zwierząt ma nadwagę lub jest otyłych. Swoje dane porównali z informacjami z poprzedniej dekady i na tej podstawie obliczyli, że odsetek otyłych kotów zwiększył się o 169%, a w przypadku psów zanotowano wzrost o 158%. Użyte do badań dane pochodzą z firmy Banfield, która posiada sieć klinik weterynaryjnych w 42 stanach. U zwierząt stwierdzano nadwagę, gdy ich żebra nie były łatwo widoczne lub łatwe do wyczucia i gdy talia była słabo widoczna. Otyłość stwierdzano, gdy nie można było wyczuć żeber i gdy zwierzęta nie posiadały wcięcia w talii. Rosnąca otyłość wśród domowych pupili wskazuje, że dotrzymują one kroku swoim ludzkim towarzyszom. Z danych CDC (Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom) wynika, że około 37% dorosłych Amerykanów jest otyłych. W skali całego świata nadwagę ma 2,2 miliarda osób (niemal 30%), a 10% światowej populacji to ludzie otyli. Podobnie jak wśród ludzi, także u zwierząt otyłość wiąże się z całą gamą chronicznych chorób. I podobnie jak u ludzi przyczynami nadwagi i otyłości są spożywanie zbyt dużej ilości kalorii oraz brak ruchu. Z otyłością wiąże się np. artretyzm, który powoduje, że poruszanie staje się bolesne, przez co zwierzęta i ludzie unikają ruchu, a to przyczynia się do zwiększenia wagi. Niestety, wielu właścicieli zwierząt nie widzi, że robią swoim pupilom krzywdę. Nadwaga i otyłość są już tak wśród zwierząt rozpowszechnione, że wielu właścicieli uznaje wygląd swojego psa czy kota za normalny. Rasy psów, które najczęściej trapi problem otyłości to labrador retriver, cocker spaniel i cairn terrier. Wśród kotów największy odsetek zwierząt otyłych znajdziemy wśród ras manx i mainkun. Co interesujące, naukowcy zauważyli pewną geograficzną różnicę pomiędzy otyłością ludzi a zwierząt. Otóż w stanach o najwyższym odsetku otyłych ludzi – Luizjanie, Alabamie i Mississippi – występuje najmniejszy odsetek otyłych zwierząt. Zauważono też, że tam, gdzie mamy do czynienia z największym odsetkiem otyłych zwierząt domowych występuje też największy odsetek zarażeń pasożytami. Badacze spekulują, że być może zarówno otyłość zwierząt, jak i zarażenia pasożytami wskazują, że właściciele rzadziej chodzą do weterynarza. Brak jednak wystarczających danych, by jednoznacznie potwierdzić tę hipotezę. « powrót do artykułu
  18. Po niemal 30 latach przerwy firma Sony Music Entertainment znowu będzie tłoczyła winylowe płyty z muzyką. To najlepszy dowód na zapotrzebowanie na tego typu towar. Sony właśnie buduje w prefekturze Shizuoka nową linię produkcyjną winyli. Produkcja płyt rozpocznie się do marca 2018 roku. Już w lutym bieżącego roku w studio w Tokio Sony zainstalowało najnowocześniejszy sprzęt nagraniowy. Będą na nim powstawały matki służące do tłoczenia płyt. Na razie Sony zapowiada, że na czarnych płytach będzie wydawało głównie starszą japońską muzykę oraz najnowsze hity, do których ma prawa. Koncern będzie przyjmował też zlecenia od innych studiów nagraniowych. Winyle już dawno zostały wyparte przez muzykę w formie cyfrowej. Od kilku lat jednak wracają i jest to powrót tryumfalny. W ubiegłym roku w Wielkiej Brytanii w pewnym momencie sprzedaż czarnych płyt była większa niż muzyki cyfrowej. W samych Stanach Zjednoczonych sprzedano w 2016 roku aż 17,2 miliona winylowych krążków, a kupowali je głównie ludzie młodzi. Osoby, które nie ukończyły 35. roku życia stanowiły aż 70% nabywców muzyki na winylach. W Japonii sprzedano w ubiegłym roku 800 000 winylowych płyt, Sony i Panasonic wypuściły na rynek nowe modele gramofonów, a w samym Tokio firma Lawson HMV otworzyła od 2014 roku trzy sklepy specjalizujące się w sprzedaży winyli. « powrót do artykułu
  19. Na Narodowym Uniwersytecie Singapuru (NUS) powstało probiotyczne piwo w stylu sour (kwaśne), które zwiększa odporność i sprzyja zdrowiu przewodu pokarmowego. Znajduje się w nim probiotyczny szczep Lactobacillus paracasei L26, który kiedyś wyizolowano z ludzkich jelit. Co ważne, potrafi on neutralizować toksyny i wirusy, a także regulować układ odpornościowy. Korzyści zdrowotne probiotyków są dobrze znane. O ile dobre bakterie znajdują się często w fermentowanych pokarmach, o tyle obecnie nie ma na rynku piw z probiotykami. Uzyskanie wystarczającej liczby takich bakterii w piwie to wyzwanie, bo zawiera ono kwasy chmielowe, które zapobiegają ich wzrostowi i przeżyciu - opowiada Chan Mei Zhi Alcine. Alcine pracowała pod kierunkiem prof. Liu Shao Quana. Do idealnej receptury, dzięki której zawartość żywych probiotyków w piwie jest optymalna, dochodziła ok. 9 miesięcy. Studentka zmodyfikowała m.in. proces fermentacji. Bakterie wykorzystują cukry z brzeczki i wytwarzają kwas mlekowy (stąd bierze się wyrazisty, kwaśny smak). Warzenie trwa mniej więcej miesiąc. Zawartość alkoholu w końcowym produkcie wynosi ok. 3,5%. Zespół z NUS złożył już wniosek patentowy na przepis. Korzyści zdrowotne związane ze spożyciem pokarmów i napojów ze szczepami probiotyków silnie wpłynęły na zapotrzebowanie wśród konsumentów. W ostatnich latach popularność zdobyły także piwa rzemieślnicze. Wynalazek Alcine wpasowuje się w oba te trendy. Jestem pewien, że probiotyczne, przyjazne dla jelit piwo zostanie dobrze przyjęte przez piwoszy, bo będą się mogli cieszyć swoim napojem i jednocześnie zadbać o zdrowie - podsumowuje Quan. « powrót do artykułu
  20. Na półwyspie Jukatan odkryto nowy gatunek papugi - amazonkę błękitnoskrzydłą (Amazona gomezgarzai). Na podstawie badań mitochondrialnego DNA ornitolodzy uważają, że od amazonki białoczelnej (Amazona albifrons) oddzieliła się stosunkowo niedawno, bo ok. 120 tys. lat temu. Przemierzając w 2014 r. odległą część Jukatanu, dr Miguel A. Gómez Garza natknął się na papugi ubarwione zupełnie inaczej niż znane gatunki. Na podstawie kształtów, wzorców ubarwienia, zawołań i zachowania uznano je ostatecznie za nowy gatunek. Amazonka zawdzięcza nazwę niebieskiej pokrywie skrzydła. A. gomezgarzai zamieszkuje podobne obszary Jukatanu, co amazonka żółtokantarowa (Amazona xantholora) i podgatunek amazonki białoczelnej A.a. nana, ale się z nimi nie krzyżuje. Autorzy publikacji z pisma PeerJ zaznaczają, że unikatową cechą nowej amazonki jest głośne, chropawe i monotonne zawołanie, które wg nich, bardziej przypomina przedstawicieli rodzaju Accipiter niż jakąkolwiek znaną papugę. Czas trwania sylab jest o wiele dłuższy niż u innych gatunków papug amazońskich. W locie ptak wydaje z siebie krótkie, ostre i głośne jak-jak-jak. Gdy siedzi na gałęzi, dźwięki są łagodne i wydłużone. A. gomezgarzai żyje w niewielkich stadach do 12 osobników. Pary i młode trzymają się razem i łatwo je wyróżnić w grupach. Jak inni przedstawiciele rodzaju Amazona, amazonka błękitnoskrzydła jest roślinożerna. Żywi się nasionami, owocami, kwiatami i liśćmi z koron drzew. « powrót do artykułu
  21. Zanieczyszczenie powietrza poważnie ogranicza możliwości produkcji energii z ogniw słonecznych. Z przeprowadzonych właśnie badań wynika, że gromadzące się na ogniwach zanieczyszczenia zmniejszają produkcję energii słonecznej nawet o 25%. Co gorsza, największe problemy tego rodzaju występują tam, gdzie najwięcej inwestuje się w energetykę słoneczną, w Chinach, Indiach i na Półwyspie Arabskim. Są to bowiem regiony o bardzo dużym zanieczyszczenia powietrza. Moi koledzy z Indii pokazali mi niektóre instalacje na dachach i byłem zaskoczony, jak brudne były panele – mówi główny autor badań profesor Michael Bergin z Duke University. Pomyślałem, że brud wpływa na wydajność instalacji, ale okazało się, że nikt nie badał tego problemu, więc postanowiliśmy zrobić do sami – stwierdził. Bergin wraz z grupą naukowców z Indyjskiego Instytutu Technologii Gandhinagar i University of Wisconsin-Madison przeprowadzili pomiary, dotyczące spadku wydajności paneli słonecznych wynikającego z gromadzenia się zanieczyszczeń. Uczeni stwierdzili, że za każdym razem, gdy po kilku tygodniach czyścili panele, efektywność instalacji zwiększała się o 50%. Naukowcy zbadali też skład zanieczyszczeń i odkryli, że w 92% składają się one z kurzu, a pozostałe 8% to węgiel i jony pochodzenia antropogenicznego. Mimo, że odsetek zanieczyszczeń antropogenicznych wydaje się niewielki, to jednak stanowią one bardzo poważny problem. Małe cząstki zanieczyszczeń emitowanych przez człowieka znacznie lepiej blokują światło niż duże cząstki kurzu. Dlatego też, jak stwierdzili badacze, oba źródła zanieczyszczeń – naturalne i antropogeniczne – w równym stopniu przyczyniają się do spadku efektywności instalacji. Cząstki wyemitowane przez człowieka są małe i lepkie, przez co trudniejsze do usunięcia. Pierwsze, co przychodzi do głowy, to potrzeba częstego czyszczenia paneli, ale im częściej się je czyści, tym większe ryzyko ich uszkodzenia – mówi Bergin. Bergin, który już wcześniej zajmował się wpływem zanieczyszczeń na utratę kolorystyki świątyni Tadż Mahal, dobrze zna charakterystykę indyjskiego powietrza. Na podstawie swoich poprzednich doświadczeń stworzył równanie, które pozwala na dokładne obliczenie spadku wydajności paneli słonecznych z powodu zanieczyszczeń o różnym składzie. O pomoc w stworzeniu równania poprosił Drew Shindella, eksperta od modelu klimatycznego NASA GISS Global Climate Model. Jako, że model ten służy m.in. do szacowania ilości światła słonecznego blokowanego w skali globu przez różnego typu zanieczyszczenia, uczeni byli w stanie stworzyć algorytm, kóry pozwala liczenie spadku wydajności paneli słonecznych dla całego świata. I tak na przykład dowiadujemy się z niego, że w USA nie powinniśmy spodziewać się większego spadku wydajności, gdyż nad Stany Zjednoczone napływa stosunkowo niewiele kurzu i pyłu z zewnątrz. Jednak na Półwyspie Arabskim, na północy Indii i na wschodzie Chin spadek wydajności instalacji słonecznej sięgnie 17-25 procent jeśli panele będą czyszczone raz w miesiącu, a jeśli będziemy czyścili je raz na dwa miesiące, to wydajność paneli może zmniejszyć się nawet o 35%. Oczywiście na to wszystko mogą nakładać się warunki lokalne. Jeśli w pobliżu naszych paneli będzie wznoszony jakiś budynek, to zanieczyszczenia z budowy dodatkowo zmniejszą wydajność instalacji. O ile wspomniany Półwysep Arabski traci na wydajności instalacji słonecznych głównie z powodu pyłu i kurzu z pustyń, to w Indiach i Chinach głównym winowajcą są zanieczyszczenia antropogeniczne. Z powodu zanieczyszczenia środowiska Chiny każdego roku tracą dziesiątki miliardów dolarów. Państwo Środka bardzo intensywnie rozwija ostatnio energetykę słoneczną, a to oznacza, że straty będą się zwiększały. Zawsze wiedzieliśmy, że zanieczyszczenia są szkodliwe dla człowieka i przyczyniają się do zmiany klimatu. Teraz wykazaliśmy, że szkodzą również energetyce słonecznej. To kolejny powód, by ściślej kontrolować emisję – dodaje Bergin. « powrót do artykułu
  22. Badania na muszkach owocowych pokazały, czemu społeczna izolacja wiąże się z całą gamą problemów zdrowotnych i krótszym życiem. U Drosophila melanogaster izolacja społeczna prowadzi do zaburzeń snu, a przez to do stresu komórkowego i aktywacji mechanizmu obronnego zwanego odpowiedzią na nieprawidłowo sfałdowane białka (ang. unfolded protein response, UPR). Jak podkreślają naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Pensylwanii, UPR występuje właściwie u wszystkich zwierząt. Choć jej krótkotrwała aktywacja pomaga chronić komórki przed stresem, chroniczne pobudzenie może im już wyrządzić krzywdę; podejrzewa się, że przyczynia się ona do procesu starzenia i do chorób związanych z wiekiem, takich jak alzheimer czy cukrzyca. Badania pokazują, że izolacja społeczna to narastający problem w krajach rozwiniętych. W USA np. ok. 50% osób w wieku 85+ żyje samotnie, a spadek mobilności czy niezdolność prowadzenia samochodu dodatkowo ograniczają okazje do spotkań z innymi ludźmi. Wielu starszych ludzi żyje samotnie i podejrzewamy, że stres stanowiący połączenie starzenia i izolacji społecznej negatywnie oddziałuje na poziomach komórkowym i molekularnym. Jeśli mamy związane z wiekiem zaburzenia szlaku UPR, które są pogłębiane przez problemy ze snem, i dodamy do tego izolację społeczną, możemy otrzymać bardzo niezdrowy koktajl - podkreśla dr Nirinjini Naidoo. Nowa linia badań stanowi pokłosie spostrzeżenia dr Marishki K. Brown, która oceniając wpływ starzenia na UPR u muszek owocowych, stwierdziła, że molekularne markery aktywacji UPR są wyższe u owadów trzymanych w naczyniu w samotności niż u D. melanogaster przebywających w grupach. Ostatecznie Brown stwierdziła, że trzymanie owadów w samotności wywołuje komórkową reakcję stresową i wyższy poziom aktywacji UPR. Do markerów aktywacji UPR należy m.in. białko BiP (od ang. binding immunoglobulin protein), czyli białko opiekuńcze, które dba o to, by proteiny w komórce były prawidłowo składane. UPR ma zapobiegać nieprawidłowemu sfałdowaniu, ale niepowodzenia w przywracaniu właściwych warunków do składania skutkują ciągłą aktywacją, co może wywoływać stan zapalny, hamować normalną aktywność komórkową i ostatecznie prowadzić do śmierci komórki. Naukowcy znaleźli dowody, że ta niewydolna, chroniczna reakcja staje się bardziej prawdopodobna w toku starzenia. Czemu izolacja społeczna uruchamia UPR? W ramach wcześniejszych badań Naidoo i inni wykazali, że utrata snu indukuje UPR u wielu gatunków zwierząt. Inne studia zademonstrowały zaś, że społeczna izolacja prowadzi u wielu zwierząt do zaburzeń snu. Kiedy Brown zmusiła muszki, by więcej spały, np. podając im nasenny zolpidem, ich poziom markerów UPR spadł do tych samych wartości, co u muszek przebywających w grupach. Gdy dla odmiany pozbawiała snu skądinąd zdrowe owady mające towarzystwo, poziom markerów UPR wzrastał do wartości charakterystycznych dla izolowanych D. melanogaster. Zasadniczo trzymanie w izolacji wywołuje zaburzenia snu, które z kolei zapoczątkowują stres komórkowy wyzwalający UPR. « powrót do artykułu
  23. Naukowcy z Instytutu Nauki Weizmanna zbadali mikrobiom burz piaskowych. Burze piaskowe nadciągają nad Izrael z kilku kierunków: z zachodu znad Sahary, ze wschodu znad Arabii Saudyjskiej i z północnego wschodu znad pustynnych regionów Syrii. Wpływają one na zdrowie ludzi i ekosystemy. Najnowsze badania specjalistów z Instytutu Nauki Weizmanna wskazują, że częściowo może to być skutkiem nie tyle drobinek kurzu, co przywierających do nich bakterii. Niektóre z nich mogą być patogenne dla nas i/lub dla środowiska. Część przenosi też geny antybiotykooporności. Inne mogą zaś oddziaływać na ekosystem, np. na wiązanie azotu. Zasadniczo badaliśmy mikrobiom kurzu z wiatru. Mikrobiom burz piaskowych znad Sahary jest inny niż w przypadku wiatrów znad pustyń Arabii Saudyjskiej czy Syrii. Widać dopasowanie między populacją bakteryjną a warunkami środowiskowymi panującymi w każdym z tych rejonów - podkreśla prof. Yinon Rudich. Autorzy publikacji z pisma Environmental Science & Technology odkryli, że w czasie burz piaskowych stężenie i liczba gatunków bakterii w atmosferze gwałtownie rosną. Próbki pobierano w Rehovot od początku marca 2014 r. do początku listopada 2015 r. W analizie uwzględniono po 3 próbki z każdego z 3 regionów (północnej Afryki, Syrii i Arabii Saudyjskiej). Naukowcy ustalili, że w porównaniu do pozostałych źródeł, północnoafrykańskie burze piaskowe cechowała niska liczebność Chloroflexi i stosunkowa wysoka zawartość typu Deinococcus−Thermus. Różnice pomiędzy dwiema burzami rodem z Afryki Północnej można najprawdopodobniej przypisać ich odmiennym trasom. O ile bowiem próbka Sahara1 reprezentuje kurz niesiony krótko nad Morzem Śródziemnym, na północ od delty Nilu, o tyle próbki Sahara2_d1 i Sahara2_d2 pochodzą z burzy przechodzącej wyłącznie nad lądem via północny Egipt i półwysep Synaj. Warto też odnotować, że między tymi burzami upłynął niemal rok (jedna wystąpiła w marcu 2014 r, a druga w lutym 2015 r.) , dodatkowo miały one miejsce o różnych porach roku: wczesną wiosną (Sahara1) i zimą (Sahara2). W kurzu znad Syrii odnotowano relatywnie dużą liczebność sinic i Chloroflexi, a małą bakterii z typu Fermicutes. Kurz znad Arabii Saudyjskiej różnił się od pozostałych 2 źródeł relatywnie niską liczebnością promieniowców i wysoką proteobakterii. W czasie burzy obserwowano zmianę w składzie społeczności bakteryjnych. W 2 pierwszych dniach 30% stanowiły promieniowce, 29% proteobakterie, 10% bakterie z typu Bacteroidetes i 9% z typu Chloroflexi, zaś trzeciego dnia nastąpił wzrost zawartości przedstawicieli typu Fermicutes (do 29%) i spadek liczebności promieniowców (23%), Bacteroidetes (8%) oraz Chloroflexi (3%). Zespół Rudicha szukał genów lekooporności (bywa ona skutkiem nadmiernego stosowania antybiotyków, niekiedy jednak rozwija się naturalnie, zwłaszcza u bakterii glebowych). Akademicy oceniali m.in., jak bardzo są one rozpowszechnione. Ponieważ, w porównaniu do powietrza z otoczenia, burze piaskowe charakteryzowała niższa częstość występowania wybranych genów lekooporności (qnrS, który odpowiada za oporność na chinolony i sul1, związanego z opornością na sulfonamidy; naukowcy przyglądali się też genowi integrazy klasy 1 - IntI1 - bo jego obecność jest często związana z zanieczyszczeniem antropogenicznym i lekoopornością u bakterii), oznacza to, że ich pochodzenie jest lokalne i prawdopodobnie ludzkie. Innymi słowy, w zestawieniu z antybiotykoopornością rozprzestrzenianą przez ludzką aktywność, a szczególnie hodowlę zwierząt, ta znad Afryki czy Arabii Saudyjskiej jest niewielka. Wraz z postępami burzy burzowe społeczności bakteryjne wykazywały coraz większe podobieństwo do powietrza z otoczenia, co wskazuje na mieszanie z lokalnym kurzem. « powrót do artykułu
  24. Dzięki regularnym pomiarom jasności ponad miliarda gwiazd naszej Galaktyki astronomowie z prowadzonego w Obserwatorium Astronomicznym Uniwersytetu Warszawskiego projektu The Optical Gravitational Lensing Experiment (OGLE) odkryli nieznaną klasę gwiazd zmiennych pulsujących. Przeprowadzone dodatkowe obserwacje pokazały, że są to obiekty znacznie gorętsze od Słońca. Niezwykłą cechą nowo odkrytych gwiazd jest ogromna zmiana ich parametrów fizycznych zachodząca w ciągu zaledwie około pół godziny. Tak szybkich zmian nie obserwowano dotąd w przypadku żadnych obiektów pulsujących. Modele teoretyczne potwierdzają, że takie zachowanie jest możliwe, ale wielką zagadką pozostaje pochodzenie takich gwiazd. Odkrycie nowej klasy gwiazd pulsujących astronomowie ogłosili w prestiżowym czasopiśmie Nature Astronomy. Gwiazdy, które puchną i kurczą się Gwiazdy pulsujące to niezwykle ważne obiekty współczesnej astrofizyki. Służą astronomom do pomiarów odległości we Wszechświecie oraz pozwalają badać ewolucję i wnętrze gwiazd. Wydawało się, że wiemy już praktycznie wszystko o gwiazdach pulsujących, że znamy wszystkie ich rodzaje, a jednak natknęliśmy się na coś nowego, zupełnie nietypowego – wyjaśnia dr hab. Paweł Pietrukowicz, lider badań i pierwszy autor publikacji. Wiele gwiazd, w odróżnieniu od naszego Słońca, nie jest stabilnych – pulsuje, czyli rytmicznie puchnie i kurczy się nawet o kilkanaście procent. W trakcie każdego pulsu zmienia się rozmiar gwiazdy, ale też temperatura jej powierzchni, co obserwujemy w postaci charakterystycznych regularnych zmian jasności. Zmiany o dużej amplitudzie obserwowane są u czerwonych olbrzymów, czyli gwiazd względnie chłodnych, których warstwy zewnętrzne są bardzo rozległe. Olbrzymami są powszechnie występujące we wszechświecie gwiazdy pulsujące typu "RR Lyrae" oraz jaśniejsze od nich – gwiazdy typu "delta Cephei" (cefeidy klasyczne). Temperatury powierzchni tych gwiazd są porównywalne lub nieco wyższe niż temperatura powierzchni Słońca (~5800 K). Okresy pulsacji olbrzymów obejmują bardzo duży zakres, od kilku godzin do kilkuset dni. Kolejne gwiazdy pulsujące w kolekcji OGLE Pulsują także niebieskie gorące gwiazdy, których temperatury powierzchniowe sięgają kilkudziesięciu tysięcy stopni. Wśród takich obiektów wyróżnia się zasadniczo gwiazdy typu "beta Cephei" oraz pulsujące podkarły. Te pierwsze są nawet tysiąc razy jaśniejsze od tych drugich, co wynika z ich znacznie większych rozmiarów. Okresy pulsacji gwiazd gorących są krótkie, od sekund do godzin, ale amplitudy małe, gdyż gwiazdy te są bardziej zwarte – ich otoczki mniej rozdęte. Dzięki obserwacjom milionów gwiazd prowadzonym przez polski przegląd nieba OGLE królestwo obiektów zmiennych powiększyło się o nową, zupełnie niespodziewaną klasę. Przegląd OGLE to sztandarowy polski projekt naukowy obchodzący w tym roku jubileusz 25-lecia. Każdej pogodnej nocy, praktycznie nieprzerwanie od 1992 roku, w Obserwatorium Las Campanas na chilijskiej Pustyni Atacama wykonywane są pomiary jasności kilkuset milionów gwiazd naszej Galaktyki w celu poszukiwania różnorodnych obiektów zmieniających jasność – mówi kierownik projektu OGLE prof. Andrzej Udalski. Odkrywane są planety pozasłoneczne, unikalne zjawiska mikrosoczewkowania grawitacyjnego wybuchające gwiazdy nowe i supernowe oraz wszelkie obiekty zmieniające blask, w tym zachowujące się periodycznie, tak jak gwiazdy pulsujące. Astronomowie z projektu OGLE znaleźli i sklasyfikowali dotychczas około milion zmiennych okresowych, z czego prawie połowa to najróżnorodniejsze typy gwiazd pulsujących. To największa kolekcja w dziejach całej astronomii światowej. Odkrycie nowej klasy gwiazd pulsujących było niezwykłą przygodą, która rozpoczęła się w 2013 roku. Wówczas – ku naszemu zaskoczeniu – zauważyliśmy pierwszy taki zagadkowy obiekt – wspomina dr hab. Pietrukowicz. Jeszcze bardziej zmienne gwiazdy Okazało się zupełną niespodzianką, że obiekt ten i kolejne kilkanaście znalezionych później wykazywały duże, kilkudziesięcioprocentowe zmiany jasności w bardzo krótkim okresie zaledwie około pół godziny. Tak dużych zmian jasności w tak krótkiej skali czasowej dotychczas nie obserwowano. Aby odkryć przyczyny tej zmienności, przeprowadzono szereg dodatkowych obserwacji przy użyciu największych teleskopów świata. Pokazały one, że nowo odkryte obiekty mają temperaturę aż 30 tysięcy stopni, a przyczyną zmienności są pulsacje. Na tej podstawie opracowano model gwiazdy. Okazuje się, że jest on zbliżony do modeli gwiazd olbrzymów – 96% masy jest skupione w jądrze o wielkości zaledwie 20% promienia całej gwiazdy. Reszta to lekka rozdęta otoczka, która pulsuje w szybkim rytmie – stąd duże amplitudy zmian blasku. Na podstawie obserwowanych własności została zaproponowana nazwa dla nowej klasy gwiazd: BLAP, jako skrót od angielskiego określenia Blue Large-Amplitude Pulsators. O ile teoria wyjaśnia, jak zbudowane są BLAP-y, o tyle zupełnie nie wiadomo, jak obiekty te powstały. Gwiazdy te musiały w pewnym etapie życia stracić dużą część masy, aby mogły być tak gorące, jak je obecnie widzimy. Z całą pewnością do takiej konfiguracji nie mogło dojść na drodze ewolucji samotnej gwiazdy. Chyba, że taka gwiazda przemknęła kiedyś w sąsiedztwie supermasywnej czarnej dziury rezydującej w Centrum Galaktyki. Wówczas czarna dziura zdarła z niej zewnętrzną otoczkę – sugeruje prof. Wojciech Dziembowski, astrofizyk teoretyk i drugi autor pracy w Nature Astronomy. Taka możliwość jest jednak dość mało prawdopodobna. Innym, bardziej realnym pomysłem jest interpretacja BLAP-ów jako wyniku połączenia się dwóch gwiazd o małych masach. Przyszłe obserwacje tych wyjątkowych obiektów powinny ułatwić rozwiązanie tej zagadki – dodaje dr hab. Paweł Pietrukowicz. « powrót do artykułu
  25. Naukowcy z Australian National University znaleźli sposób na wspomożenie roślin w przetrwaniu suszy. Dzięki wykorzystaniu naturalnych mechanizmów roślin niektóre z nich będą mogły przeżyć o 50% dłużej w czasie suszy. Odkrycie prawdopodobnie uda się zastosować do jęczmienia, pszenicy i ryżu, jednych z najważniejszych zbóż uprawianych przez człowieka. Australijski zespół naukowy odkrył nową molekularną ścieżkę sygnałową, która kontroluje zamykanie porów w liściach roślin w celu zaoszczędzenia wody. Nasze badanie może pomóc w zwiększeniu produktywności rolnictwa nie tylko w Australii, ale również w innych krajach, które cierpią z powodu susz, stwierdził doktor Barry Pogson. Jeśli tylko trochę uda się nam ograniczyć straty spowodowane suszą, będzie miało to olbrzymi wpływ na naszych rolników i gospodarkę, dodał. Naukowcy odkryli, że chloroplasty, dobrze znane ze względu na ich rolę w fotosyntezie, są kluczowym elementem współdziałającym z hormonami roślinnymi w czasie suszy. Okazało się, że to chloroplasty z komórek otaczających pory w liściach są w stanie wyczuć, że nadeszła susza i mogą aktywować sygnał chemiczny powodujący zamknięcie porów. Australijczycy przeprowadzili eksperymenty na jęczmieniu i rzodkiewniku. Zwiększając ilość sygnałów z tych chloroplastów zwiększyliśmy odporność roślin na suszę, przedłużając ich życie w niekorzystnych warunkach o około 50 procent, mówi Kai Chan. Wspomniany sygnał można wzmocnić za pomocą odpowiedniego krzyżowania roślin, manipulacji genetycznych lub metod uprawy. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...