Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36968
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W Wielki Dzień Pszczół zostały zainaugurowane prace nad powstaniem Narodowej Strategii Ochrony Owadów Zapylających. Inicjatorami Strategii są przedstawiciele świata nauki, największe organizacje pszczelarskie oraz Greenpeace, a w jej tworzeniu będą mogli wziąć udział wszyscy – już jesienią w polskich miastach w ramach konsultacji odbędą się otwarte debaty obywatelskie. Minister Rolnictwa już niejednokrotnie pokazywał, że los owadów zapylających – przede wszystkim pszczół, zarówno miodnych, jak i tych dziko żyjących – jest dla polskiego rządu ważny. Jednak sytuacja owadów zapylających jest coraz trudniejsza. Dlatego strategicznie ważnym krokiem zabezpieczającym politykę Polski wobec ochrony zapylaczy powinno być powstanie dokumentu, który będzie spójną wizją długofalowych celów i działań na rzecz tych owadów w ujęciu wielosektorowym. Stworzony w ten sposób kompleksowy system ochrony owadów zapylających może stać się modelowym przykładem ich ochrony w całej Unii Europejskiej oraz punktem odniesienia dla instytucji i obywateli naszego kraju. Dokument powstanie we współpracy organizacji pozarządowych, instytucji, świata nauki, pszczelarzy, a także obywateli, którzy będą mogli wziąć udział w specjalnych debatach, które odbędą się w kilku miastach Polski jesienią br. Podobne strategie są już realizowane m.in. w Irlandii, Wielkiej Brytanii i Norwegii. Inicjatorzy powstania Narodowej Strategii Ochrony Owadów Zapylających zwrócili się z prośbą o współpracę i patronat do Ministerstw Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Ministerstwa Środowiska. Powstanie Strategii, która zabezpieczy przyszłość zapylaczy to wspaniała okazja, by połączyć oddolną inicjatywę obywatelską ze wsparciem instytucji. Greenpeace we współpracy z pszczelarzami i naukowcami od wielu lat prowadzi działania na rzecz owadów zapylających. Teraz proponujemy strategiczne podejście, które pozwoli stworzyć trwałe podstawy do budowania Polski Przyjaznej Pszczołom. Dzięki temu, przy współpracy z instytucjami rządowymi, możemy stać się liderem wśród krajów Unii Europejskiej – powiedziała Katarzyna Jagiełło z Greenpeace Polska. Dzięki współpracy związków pszczelarskich i Greenpeace udało się już powstrzymać wiele prób udzielenia odstępstwa czasowego od zakazu stosowania neonikotynoidów – najbardziej szkodliwych dla pszczół pestycydów. Jesienią okaże się, czy uda się ich zakazać na stałe. A teraz czas na systemowe rozwiązania zabezpieczające los pszczół. Jedną z dróg do ich realizacji jest powstanie Narodowej Strategii Ochrony Owadów Zapylających – powiedział Janusz Kasztelewicz ze Stowarzyszenia Pszczelarzy Zawodowych. Sytuacja w Polsce nie jest jeszcze tak dramatyczna, jak w USA czy niektórych państwach Europy Zachodniej, ale dlatego właśnie musimy jak najszybciej zrobić wszystko, by nie pójść w ich ślady. Póki nie jest za późno. Choroby i pasożyty, chemizacja rolnictwa, zanik bazy pokarmowej, czy zmieniający się klimat to tylko kilka problemów, z którymi muszą mierzyć się pszczelarze - powiedział Waldemar Kudła z Polskiego Związku Pszczelarskiego. Pszczoły miodne, dziko żyjące oraz inne owady zapylające są kluczowe nie tylko dla dobrostanu dzikiej przyrody, ale też rolnictwa, w którym obserwuje się wzrost udziału upraw zależnych od zapylania. Odpowiedzią na wyzwania związane z ich ochroną powinno być powstanie narodowej strategii. Takie dokumenty doskonale działają już w kilku europejskich krajach. Ważne jest, aby uwzględnić dobro wszystkich owadów zapylających – powiedział dr hab. Marcin Zych z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. Powstanie Narodowej Strategii Ochrony Owadów Zapylających jest jednym z elementów realizowanej w ramach akcji Adoptuj Pszczołę idei Polski Przyjaznej Pszczołom. « powrót do artykułu
  2. Badania ludzkiej kości promieniowej z Jaskini Gougha w Somerset w Wielkiej Brytanii wykazały, że została ona celowo ponacinana ("wyrzeźbiona") w czasie kanibalistycznego rytuału. Autorzy publikacji z pisma PLoS ONE podkreślają, że ludzkie kości z nacięciami i różnego rodzaju uszkodzeniami są często znajdowane na stanowiskach z kultury magdaleńskiej. Największą ich liczbę odkryto we wspominanej Jaskini Gougha. Wcześniejsze analizy wskazywały na kanibalizm, ale paleontolodzy nie mieli pewności, czy niektóre ślady na kościach zostały zostawione celowo, czy to skutek sprawiania. By to wyjaśnić, Silvia Bello z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie i jej zespół zbadali prawą kość promieniową, znalezioną w Jaskini Gougha w 1987 r. Widniały na niej nacięcia, ślady po uderzeniach i ślady ludzkich zębów, a na bocznej powierzchni trzonu w oczy rzucał się tajemniczy zygzak. Nie wiedząc, czy zygzak to celowo wycięty wzór, naukowcy przeprowadzili makro- i mikromorfometryczną analizę śladów i porównali je do innych artefaktów z tego samego okresu (ponad 300 śladów filetowania z kości ludzkich i zwierzęcych oraz ok. 120 wyrytych nacięć z dwóch artefaktów z Jaskini Gougha). Okazało się, że zygzak zrobiono celowo, co sugeruje, że wzór był składnikiem wieloetapowego rytuału kanibalistycznego. Choć na razie to tylko spekulacje, Brytyjczycy twierdzą, że nacięcia stanowią unikatowy przykład kanibalistycznego zachowania pogrzebowego z górnego paleolitu. Wiele wskazuje więc na to, że kanibale zjadali swoje ofiary, a potem urządzali rytuał pogrzebania ich szczątków. Można przypuszczać, że przedramię rozczłonkowano, wyfiletowano mięśnie, a zębami zdarto resztki mięsa. Później kość rzeźbiono i rozbito, by dostać się do szpiku. Zygzak nie ma żadnego znaczenia utylitarnego, jedynie symboliczne lub artystyczne. Podczas wcześniejszych analiz mogliśmy [tylko] sugerować, że kanibalizm był praktykowany w Jaskini Gougha jako rytuał symboliczny, natomiast najnowsze badanie zapewniło najsilniejsze jak dotąd dowody, że tak rzeczywiście było. Warto przypomnieć, że już parę lat temu (w 2011 r.) Bello donosiła o czaszkach z Jaskini Gougha, które przerobiono na naczynia do picia - makabryczne puchary (tzw. skull-cups). « powrót do artykułu
  3. Amerykańscy naukowcy odkryli, że Prevotella histicola, bakteria ludzkiego mikrobiomu jelitowego, może pomóc w leczeniu chorób autoimmunologicznych. Zespół z Mayo Clinic oraz Uniwersytetu Iowy testował próbki ludzkiej mikroflory jelitowej na mysim modelu stwardnienia rozsianego (SR); z proksymalnego jelita cienkiego pacjentów z celiakią wyizolowano 3 szczepy: P. histicola, Prevotella melaninogenica i Capnocytophaga sputigena. Okazało się, że P. histicola hamował chorobę w przedklinicznym modelu SR. Dr Joseph Murray, gastroenterolog z Mayo, podkreśla, że choć to na razie wczesny etap badań i trzeba prowadzić dalsze eksperymenty, wyniki są interesujące. Gdybyśmy mogli wykorzystywać do leczenia chorób pozajelitowych mikroorganizmy już obecne w naszym ciele, stanęlibyśmy u progu nowej ery medycyny. Autorzy publikacji z pisma Cell Reports odkryli, że P. histicola wywoływały spadki 2 rodzajów komórek prozapalnych (Th1 i Th17) i sprzyjały wzrostom liczebności komórek walczących z chorobą, w tym limfocytów T regulatorowych CD4+FoxP3+ czy tolerogenicznych komórek dendrytycznych ("tolerogenność" oznacza w tym przypadku zdolność do indukowania tolerancji). Ostatnie badania mikrobiomu pacjentów z SR wykazały brak rodzaju Prevotella. Pod wpływem leków na stwardnienie rozsiane ich liczebność rosła - przypomina prof. Ashutosh Mangalam z Uniwersytetu Iowy. « powrót do artykułu
  4. Microsoft poprawił ponad 20 dziur pozwalających na przeprowadzenie zdalnych ataków. Część z nich była uznawana za krytyczne. Najpoważniejsza luka, oznaczona CVE-2014-8620, była związana z nieprawidłowym zarządzaniem pamięcią przez Windows Search. Napastnik, który wykorzystałby tę dziurę, mógłby przejąć pełną kontrolę nad systemem, poinformował Microsoft. Do przeprowadzenia skutecznego ataku konieczne było wysłanie odpowiednio spreparowanej wiadomości do usługi Windows Search. Ponadto w środowisku biznesowym zdalny nieuwierzytelniony napastnik mógł wykorzystać tę lukę za pośrednictwem protokołu SMB, czytamy w oficjalnej informacji prasowej. Dziura występuje w wielu edycjach Windows, w tym w Windows 10, Windows Server 2012 i Windows Server 2016. Jimmy Graham, dyrektor w firmie analitycznej Qualys, zauważa, że nie mówimy tutaj o dziurze w samym protokole SMB i że nie jest ona powiązana z lukami, które zostały wykorzystane podczas ataków EternalBlue, WannaCry czy Petya. Drugą z najpoważniejszych dziur jest błąd w Windows Hyper-V (CVE-2017-8664), który ujawnia się, gdy serwerowi nie uda się prawidłowo zweryfikować danych przesłanych przez uwierzytelnionego użytkownika. Błąd pozwala napastnikowi na wykonanie dowolnego kodu na zaatakowanym serwerze. Jedyne, co napastnik musi zrobić, to uruchomić złośliwą aplikację na komputerze klienckim, który łączy się z serwerem. Specjalne ostrzeżenie przed tą dziurą wydali przedstawiciele Zero Day Initiative. Pomimo tego, że luka ta ani nie jest publicznie znana, ani nie została wykorzystana, wymaga ona szczególnej uwagi. Podczas tegorocznego Pwn2Own podobna luka w Hyper-V zapewwniła jej odkrywcy nagrodę w wysokości 100 000 USD, przypominają eksperci. W sumie Microsoft wydał 48 łat, z których 25 uznano za krytyczne. Dwie dziury były publicznie znane przed wydaniem poprawek, a dla jednej istnieje prototypowy złośliwy kod. Microsoft informuje, że dotychczas nie zauważono ataków na żadną ze wspomnianych luk. Analitycy Qualys zauważają, że aż 20 z załatanych dziur było powiązanych ze Scripting Engine, który jest wykorzystywany zarówno przez przeglądarki Microsoftu jak i przez MS Office. Tego typu błędy powinny być priorytetowo traktowane w środowiskach stacji roboczych, które wykorzystują pocztę elektroniczną oraz łączą się z internetem za pomocą przeglądarek, stwierdzili eksperci. « powrót do artykułu
  5. We Francji pojawiają się automaty do sprzedaży świeżych ostryg. Jednym z pionierów jest Tony Berthelot, hodowca ostryg z 30-letnim doświadczeniem. Na wyspie Île de Ré z jego automatu można kupić różne małże w całej gamie rozmiarów. Dzięki szklanemu panelowi klienci doskonale widzą, co kupują. Hodowcy ostryg poszli w ślady producentów innych świeżych towarów, którzy kiedyś mieli stargany przy drogach, a teraz wykorzystują maszyny. Berthelot uważa automat za dodatkowe źródło dochodu, a nie za alternatywę dla tradycyjnych punktów sprzedaży. Wg Francuza, automat przemawia zwłaszcza do młodego pokolenia, przyzwyczajonego do zakupów w Internecie i braku sprzedawców. Maszyna, która do złudzenia przypomina paczkomat, stoi tuż przy farmie Berthelota, ostrygi są więc naprawdę świeże. « powrót do artykułu
  6. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco odkryli, że podawanie myszom w różnym wieku i kondycji fragmentu białka Klotho szybko poprawia ich osiągi poznawcze i fizyczne. Wcześniejsze badania ujawniły związki między podwyższonym poziomem białka Klotho i lepszym funkcjonowaniem poznawczym, ale studia te prowadzono na myszach genetycznie zmodyfikowanych w taki sposób, by stale produkowały duże stężania Klotho lub u ludzi wyposażonych w działające podobnie warianty genów. Wskutek tego nadal nie było wiadomo, czy Klotho można podawać jak lek, by w szybkim tempie poprawić funkcjonowanie poznawcze u myszy lub ludzi z normalnym bądź niskim stężeniem hormonu. Jak zapewnia prof. Dena Dubal, teraz już wiadomo, że białko ma potencjał terapeutyczny. Autorzy artykułu z pisma Cell Reports zauważyli, że wstrzykiwany myszom fragment białka Klotho poprawia m.in. uczenie przestrzenne, a także pamięć roboczą, ale trudno powiedzieć, w jaki sposób do tego dochodzi, bo nie ma dowodów, by z krwi hormon dostawał się do mózgu. Naukowcy porównują tę sytuację do prozdrowotnego wpływu ćwiczeń na mózg. Wiadomo, że tak się dzieje, ale nie wiadomo jak. Korzystne efekty pojawiały się u młodych myszy w ciągu kilku godzin i utrzymywały się dłużej, niż Klotho pozostawało aktywne w organizmie. To sugeruje, że nawet pojedyncza dawka daje długoterminowe skutki. Prawdopodobnie chodzi o remodelowanie synaps [...]. Amerykanie prowadzili też eksperymenty na starszych, 18-miesięcznych gryzoniach (to mysi odpowiednik wieku 65 lat u ludzi). Okazało się, że pojedynczy zastrzyk z hormonu wystarczył, by znacząco poprawić zdolność nawigowania i uczenia nowych zadań. W dalszej kolejności zespół prowadził badania na myszach produkujących ludzką α-synukleinę (ASN), która w przebiegu choroby Parkinsona tworzy tzw. ciała Lewy'ego. Uważa się, że ASN przyczynia się do zaburzeń ruchowych występujących w parkinsonie. Kiedy gryzoniom tym podano Klotho, poprawiło się ich funkcjonowanie motoryczne. Zwierzęta lepiej i chętniej eksplorowały terytorium, mimo że w ich mózgach nadal występowało neurotoksyczne białko. Mając to na uwadze, Amerykanie podejrzewają, że terapia Klotho zwiększa w jakiś sposób odporność chorego mózgu. Ekspresja Klotho zachodzi w różnych tkankach, a zwłaszcza w cewkach dystalnych w nerce, splocie naczyniówkowym w mózgu, a także w przytarczycach. Jest to złożony hormon, który ma kilka form i wpływa na wiele układów w organizmie. Od postaci związanej z błoną enzym oddziela fragment, który krąży z krwią i płynem mózgowo-rdzeniowym. Fragment wstrzykiwany przez zespół Dubal przypominał odcięty enzymatycznie kawałek. Ponieważ Klotho nie pokonuje bariery krew-mózg, nie wiadomo, w jaki sposób wpływa na działanie mózgu. W ramach wcześniejszych badań Dubal i inni wykazali, że u zmodyfikowanych genetycznie myszy, które od urodzenia produkują dużo hormonu, występuje więcej podjednostek GluN2B receptora NMDA. Podjednostki te biorą udział w długotrwałym pobudzeniu synaptycznym (jest to zjawisko krytyczne dla uczenia i pamięci). Autorzy najnowszego badania spodziewali się, że u myszy "leczonych" Klotho także wystąpi podwyższona liczba GluN2B, tak się jednak nie stało. Zamiast tego po miesiącach powtarzania eksperymentów i analizowania danych zaobserwowano zwiększoną aktywność już istniejących podjednostek. By to ostatecznie potwierdzić, wybiórczo blokowano GluN2B. W takiej sytuacji podjednostki nie były aktywowane przez Klotho. Analiza ok. 4 tys. białek miała pokazać, które zmieniają się razem u myszy poddanych terapii Klotho. Stwierdzono, że hormon oddziałuje przede wszystkim na sygnalizację receptora glutamatergicznego, a więc i na GluN2B. « powrót do artykułu
  7. W XX wieku średnie temperatury w kontynentalnej części USA wzrosły o 0,5 stopnia Celsjusza. Wzrost zaobserwowano wszędzie z wyjątkiem południowego wschodu. Co więcej, w latach 80. XX wieku temperatury na południowym-wschodzie nieco spadły. Klimatolodzy mówili o 'dziurze ociepleniowej' i starali się zrozumieć ten fenomen, wysuwając różne hipotezy. Jednak w latach 90. XX wieku temperatury we wspomnianym regionie zaczęły rosnąc, a w pierwszych latach wieku XXI wzrost ten przyspieszył. Najnowsze badania, opublikowane na łamach Remote Sensing, dowodzą, że znaczące poprawienie jakości powietrza mogło przyczynić się do zniknięcia 'dziury ociepleniowej'. Inne regiony o zanieczyszczonym powietrzu, zarówno w USA, jak i w Indiach czy Chinach, mogą doświadczyć tego samego zjawiska gdy tylko poprawi się jakość powietrza. Areozole, w tym niewielkie cząstki pyłu, sadzy i siarki blokują światło słoneczne, przyczyniają się do powstawania długotrwałych rozległych chmur dodatkowo zacieniających powierzchnię planety. Naukowcy z NASA, chcąc przetestować hipotezę o wpływie aerozoli na zamaskowanie ocieplenia, wykorzystali trzy różne zestawy danych oraz dane z satelitów. Zauważyli, że znaczne wzrosty średnich temperatur na południowym wschodzie zbiegały się w czasie ze spadkiem koncentracji aerozoli wymuszonym przez kolejne regulacje dotyczące jakości powietrza i emisji zanieczyszczeń. Na to wszystko nałożyli modele penetracji atmosfery przez promienie słoneczne i stwierdzili, że najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem zniknięcia 'dziury ociepleniowej' jest właśnie pozbycie się zanieczyszczeń. Zaobserwowano też, że w badanym regionie temperatury rosną szybciej niż średnia dla kontynentalnych USA. Naukowcy chcą też zbadać związek pomiędzy aerozolami, chmurami a ogrzewaniem się powierzchni Ziemi. Zdobycie jak największej ilości danych na ten temat pozwoli lepiej przewidywać, co będzie działo się z Ziemią w miarę redukowania zanieczyszczeń atmosferycznych. « powrót do artykułu
  8. Dzięki skanowaniu optycznemu naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley ratują nagrania 78 rdzennych języków Kalifornii. Większość z tych nagrań powstała przed ponad 100 laty. Zabytki ludzkiego języka zapisano na 2700 woskowych cylindrów, które obecnie, z różnych przyczyn, znajdują się w nie najlepszym stanie. Na cylindrach zapisano 100 godzin materiału audio, w tym jedyne znane nagrania kilkunastu języków, a także unikatowe sposoby wydawania dźwięków, nieznane opowieści i pieśni. Odtworzenia nagrań podjęli się lingwista Andrew Garrett, antropolog Ira Jackins oraz specjalizujący się w zagadnieniu cyfrowych bibliotek Erik Mitchell. Wykorzystują oni nieinwazyjną technikę optyczną opracowaną w Lawrence Berkeley National Laboratory. Pozwala ona przenieść cały materiał dźwiękowy na inne medium i poprawić jego jakość. Dzięki temu w końcu wiadomo, jakim językiem mówi nagrywana osoba i co mówi. Obecnie ludzie na całym świecie posługują się około 6000-7000 języków. Co najmniej 3000 z nich to języki zagrożone, które lada chwila mogą zniknąć z powierzchni planety wraz ze swoimi ostatnimi użytkownikami. Każdy z zagrożonych języków niesie ze sobą unikatową wiedzę o lokalnych kulturach i świecie, który go otacza, jest też świadkiem historii ludzkości. Lingwiści próbują udokumentować te języki zanim wyginą. Starają się wykonywać nagrania, opisać ich gramatykę i słowniki. Wiele z tych języków występuje w formie mówionej, nigdy nie były zapisywane, zatem czas odgrywa kluczową rolę w ich zachowaniu. « powrót do artykułu
  9. Siódmego sierpnia w wieku 39 lat zmarł orangutan Chantek. Był jedną z pierwszych małp, które nauczyły się języka migowego. Chantek był hybrydą orangutana sumatrzańskiego i borneańskiego. Urodził się w Yerkes National Primate Research Center w Atlancie. Amerykańskiego języka migowego (ALS) nauczyły go Lyn Miles i Ann Southcombe (obie są antropologami). Samiec znał ok. 150 zmodyfikowanych znaków z ALS, rozumiał też mówiony angielski. Oprócz tego Chantek wykonywał i wykorzystywał narzędzia. Ponoć rozumiał nawet ideę pieniądza. W wieku 9 miesięcy małpę przeniesiono na Uniwersytet Tennessee, na którym Miles była dyrektorem projektu prymatologicznego. Przez niemal 9 lat samiec mieszkał w specjalnie przystosowanej przyczepie na terenie kampusu. Był tak lubiany przez społeczność akademicką, że jego zdjęcie umieszczano w księgach pamiątkowych. Chantek jednak rósł i coraz trudniej było go utrzymać na przeznaczonym dla niego terenie (zdarzył się nawet wypadek, bo samiec uciekł i schwytał niczego niespodziewającą się studentkę). Uczelnia obawiała się pozwu, orangutan wrócił więc do Yerkes. Siedząc przez 11 lat w małej klatce, zwierzę popadło w depresję, a przez brak ruchu przytyło. Kiedy jego opiekunom zezwolono na wizytę, Chantek cały czas migał, by przynieść kluczyki do samochodu i zabrać go do domu. Ostatecznie w 1997 r. schronienie zapewniło mu Zoo w Atlancie (orangutan miał do dyspozycji wybieg z drzewami). Chantek chętnie posługiwał się językiem migowym w kontaktach z opiekunami (z biegiem lat stali się mu bardzo bliscy), ale przy obcych pozostawał nieśmiały i wolał inne, bardziej typowe dla małp, formy komunikacji, np. wokalizacje i gesty. We wrześniu 2016 r. Zoo Atlanta poinformowało, że tutejsi weterynarze wdrożyli procedurę leczenia Chanteka z powodu choroby serca. Dzięki programowi pozytywnych wzmocnień samiec, jako pierwszy orangutan na świecie, zgodził się na wykonanie ekg. bez znieczulenia. Oprócz tego wykonywano mu usg. serca, mierzono ciśnienie i pobierano krew. Orangutan przeszedł na niskosodową dietę. Ministado Chanteka składało się z 4 osobników: 34-letniej Madu, 2-letniej Keju oraz 10-letniego Dumadiego i 6-letniego Remy'ego. W wieku 39 lat Chantek był jednym z najstarszych orangutanów z północnoamerykańskiej populacji, nadzorowanej przez Stowarzyszenie Ogrodów Zoologicznych i Akwariów (AZA) oraz Orangutan Species Survival Plan (SSP). Sekcja zwłok orangutana zostanie przeprowadzona przez specjalistów z zoo oraz z College'u Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu Georgii. Jej wyniki poznamy w ciągu kilku tygodni. « powrót do artykułu
  10. Naukowcy z University of Central Florida uzyskali najkrótszy impuls światła. Błysk promieniami X trwał zaledwie 53 attosekundy (10-18 sekundy). Żeby uświadomić sobie, jak krótki był to impuls musimy zdać sobie sprawę, że w tym czasie światło zdoła przebyć trasę o długości mniejszej niż 1/1000 średnicy ludzkiego włosa. Grupa pracująca pod kierunkiem profesora Zenghu Changa pobiła swój własny rekord z 2012 roku, kiedy to wygenerowała w ekstremalnym ultrafiolecie impuls o długości 67 attosekund. Wyjątkowo krótkie impulsy światła przydadzą się np. do obrazowaniu ruchu szybko poruszających się elektronów czy molekuł. Bardzo ważnym elementem pracy grupy Changa jest fakt, że skrócono nie tylko czas trwania impulsu, ale również długość fali światła. Osiągnęła ona bardzo ważny zakres tzw. 'okna wodnego', w którym atomy węgla silnie absorbują światło, a molekuły wody nie absorbują. Attosekundowe promienie X mogą być używane do wykonywania w zwolnionym tempie elektronów i atomów molekuł w żywych komórkach czy do udoskonalenia ogniw fotowoltaicznych, gdyż pozwolą lepiej zrozumieć, jak działa fotosynteza, mówi Chang. Promienie rentgenowskie wchodzą w interakcje z elektronami ściśle powiązanymi z atomami, co pozwla na obserwowanie, które z elektronów się poruszają, a to z kolei zdradzi nam kolejne tajemnice materii i zachodzących w niej procesów. Niewykluczone, że osiągnięcie uczonych z UCF przyczyni się też do skonstruowania superszybkich układów scalonych przyszłości. Wygenerowanie attosekundowych promieni X wymaga użycia femtosekundowego lasera o znacznej długości fali. Zespół Changa to pionierzy w wykorzystaniu takich technik badawczych. « powrót do artykułu
  11. Komórki macierzyste z podwzgórza kontrolują, jak szybko zachodzi starzenie organizmu. Wcześniej było wiadomo, że podwzgórze reguluje takie procesy, jak wzrost, rozmnażanie czy metabolizm. W 2013 r. w Nature ukazał się zaś artykuł naukowców z College'u Medycyny Alberta Einsteina, który pokazywał, że struktura ta reguluje też starzenie organizmu. Obecnie Amerykanom udało się wskazać komórki podwzgórza realizujące to zadanie: niewielką populację dorosłych nerwowych komórek macierzystych. Nasze badanie pokazuje, że liczba podwzgórzowych nerwowych komórek macierzystych naturalnie spada w czasie życia zwierzęcia [studium prowadzono na myszach], a spadek ten przyspiesza starzenie. Zauważyliśmy też, że skutki tych spadków nie są nieodwracalne. Odtworzenie opisywanej populacji lub produkowanych przez komórki związków może spowolnić, a nawet odwrócić różne aspekty starzenia organizmu - opowiada prof. Dongsheng Cai. Sprawdzając, czy komórki macierzyste podwzgórza mogą stanowić klucz do starzenia, naukowcy przyglądali się, co się z nimi dzieje podczas starzenia myszy. Okazało się, że liczebność komórek macierzystych zaczynała u gryzoni spadać w wieku ok. 10 miesięcy, a więc na kilka miesięcy przed momentem, kiedy zazwyczaj zaczynają się pojawiać objawy starzenia. Do osiągnięcia wieku senioralnego - wieku ok. 2 lat - większości tych komórek już nie ma. Wiedząc to, Amerykanie chcieli określić, czy między spadkiem liczebności opisywanej populacji komórek i starzeniem występuje związek przyczynowo-skutkowy, czy jest to zwykłe współwystępowanie. Podczas eksperymentów zaburzano więc nerwowe komórki macierzyste podwzgórza u myszy w średnim wieku. Okazało się, że w porównaniu do gryzoni z grupy kontrolnej, znacznie przyspieszało to starzenie (myszy umierały wcześniej). Kiedy w kolejnym etapie badań naukowcy wstrzykiwali komórki macierzyste do mózgów myszy w średnim wieku, których własne komórki macierzyste zostały zniszczone i do mózgów normalnych starych zwierząt, okazało się, że w obu grupach spowolniono lub odwrócono różne wskaźniki starzenia. Dr Cai i zespół odkryli, że podwzgórzowe komórki macierzyste wywierają swój wpływ, uwalniając miRNA, jednoniciowe cząsteczki RNA regulujące ekspresję innych genów. miRNA znajdują się w egzosomach, uwalnianych do płynu mózgowo-rdzeniowego. Egzosomy wyekstrahowano i wstrzyknięto do płynu mózgowo-rdzeniowego 2 grup myszy: myszy w średnim wieku ze zniszczonymi własnymi podwzgórzowymi nerwowymi komórkami macierzystymi i normalnych gryzoni w średnim wieku. Zabieg ten znacząco spowolnił starzenie w obu grupach (wykazała to analiza tkanek oraz testy behawioralne oceniające wytrzymałość mięśni, koordynację, zachowanie społeczne i zdolności poznawcze). Obecnie zespół próbuje zidentyfikować konkretne miRNA oraz ewentualnie inne czynniki uwalniane przez komórki macierzyste. « powrót do artykułu
  12. IBM odwoła się od wyroku sądowego, w ramach którego ma zapłacić stanowi Indiana ponad 78 milionów USD za niewywiązanie się z podpisanej umowy. Błękitny Gigant miał zmodernizować stanowy system opieki społecznej. W 2006 roku IBM i władze Indiany podpisały umowę na przeprowadzenie modernizacji. Trzy lata później stan zerwał kontrakt twierdząc, że IBM nie wywiązywał się z założonych celów. Obie strony złożyły osobne pozwy sądowe przeciwko sobie. Sprawy połączono w jedną i w 2012 roku Marion Superior Court uznał, że IBM nie naruszył umowy i zobowiązał stan do wypłaty firmie 49,5 miliona dolarów zaległych należności za wykonane prace. Obie strony wniosły odwołanie do najwyższego sądu stanowego, a ten uznał, że IBM był jednak winny i polecił Marion Superior Court określić wysokość odszkodowania. Teraz sędzia Heather Welch uznała, że stanowi należy się 128 milionów USD, a IBM ma prawo do przyznanych wcześniej 49,5 miliona dolarów. "IBM odwoła się od tej decyzji, która została podjęta wbrew faktom i prawu. IBM uczciwie pracował i zaangażował znaczące zasoby by na czas udoskonalić system opieki społecznej stanu Indiana, w czasach, w których był on jednym z najgorszym w całym kraju", oświadczył rzecznik prasowy firmy Clint Roswell. Z wyrok sądu zadowoleni są za to przedstawiciele stanu. "To bardzo pozytywny krok w kierunku uzyskania odszkodowania, o które stan stara się od 2009 roku, kiedy to zakończyliśmy umowę z IBM-em", stawierdził gubernator Eric Holcomb. Jednen ze stanowych prawników dodał, że IBM usiłuje uniknąć odpowiedzialności za niewywiązywanie się z podpisanej umowy. « powrót do artykułu
  13. Zespół z kilku amerykańskich instytucji porównał 46.034 skany z tomografii emisyjnej pojedynczych fotonów (ang. single-photon emission computed tomography, SPECT) z 9 klinik. Amerykanie chcieli określić funkcjonalne różnice między mózgami kobiet i mężczyzn. [...] Wymierne różnice, które zidentyfikowaliśmy między kobietami a mężczyznami, są istotne dla zrozumienia zależnego od płci ryzyka chorób mózgu, np. alzheimera. Wykorzystywanie narzędzi do funkcjonalnego neuroobrazowania, w tym SPECT, ma zasadnicze znaczenie dla opracowywania w przyszłości precyzyjnie działających leków - podkreśla dr Daniel G. Amen z Amen Clinics. Okazało się, że kobiece mózgi były znacząco bardziej aktywne w wielu obszarach, a zwłaszcza w korze przedczołowej, która odpowiada za skupienie i kontrolę impulsów, a także w rejonach limbicznych/emocjonalnych (np. zakręcie obręczy), które mają związek z nastrojem i lękiem. Ośrodki wzrokowe i dot. koordynacji (móżdżek) były za to bardziej aktywne u mężczyzn. Analiza, której wyniki ukazały się w Journal of Alzheimer's Disease, objęła 119 zdrowych osób i 26.683 pacjentów z różnymi zaburzeniami, w tym urazami mózgu, chorobą dwubiegunową, zaburzeniami nastroju, schizofrenią i innymi psychozami, a także ADHD. W sumie przyglądano się 128 rejonom (w punkcie wyjścia i podczas zadania na koncentrację). Akademicy podkreślają, że zrozumienie międzypłciowych różnic ma duże znaczenie, bo ryzyko poszczególnych chorób mózgu jest u kobiet i mężczyzn inne. O ile bowiem panie częściej zapadają na zaburzenia lękowe, chorobę Alzheimera (ChA) i depresję, która sama w sobie stanowi czynnik ryzyka ChA, o tyle u panów częściej diagnozuje się ADHD czy zaburzenia przewodzenia. Amen i inni uważają, że zwiększony przepływ krwi w korze przedczołowej może wyjaśniać, czemu mocną stroną kobiet są np. empatia, intuicja, samokontrola czy współpraca. Większy przepływ w rejonach limbicznych sugeruje z kolei, czemu kobiety są bardziej podatne na lęk, depresję, bezsenność i zaburzenia odżywiania. « powrót do artykułu
  14. Google zwolniło Jamesa Damore'a, inżyniera, który ośmielił się nie zgodzić z oficjalną linią firmy odnośnie różnorodności. Damore opublikował dostępny dla pracowników firmy esej, w którym stwierdził, że promowanie różnorodności w firmie idzie za daleko. W Google'u regularnie słyszymy, że podświadome i świadome uprzedzenia utrudniają kobietom karierę w IT, stwierdził inżynier. To jednak tylko część prawdy, dodał. Damore stwierdził, że pomiędzy kobietami a mężczyznami istnieją różnice biologiczne i różnice te mogą wyjaśniać, dlaczego mniej kobiet pracuje w IT i na wysokich stanowiskach. Gdy wpis Damore'a został upubliczniony, przedstawiciele Google'a oficjalnie go potępili. Danielle Brown, wiceprezes Google'a ds. różnorodności, etyki i zarządzania stwierdziła, że wpis Damore'a promuje nieprawdziwe przekonanie odnośnie płci oraz prezentuje opinie, których ani ja ani firma nie popieramy. Do słów potępienia przyłączył się też dyrektor generalny Google'a Sundar Pichai. Sugerowanie, że grupa naszych kolegów posiada cechy, które czynią ich mniej biologicznie przystosowanymi do tego typu pracy jest obraźliwe. Część wyrażonych opinii narusza nasz Kodeks Etyczny i stanowi przekroczenie granic poprzez promowanie szkodliwych stereotypów płciowych w miejscu pracy. W efekcie Damore został zwolniony. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że wpis wywołał w Google'u ożywioną dyskusję. To było naprawdę szkodliwe. To mikrokosmos Ameryki, przyznał jeden z pracowników koncernu. « powrót do artykułu
  15. Niedawno media obiegła wiadomość, że NASA szuka kandydata na stanowisko oficera obrony planetarnej (Planetary Protection Officer). Okazuje się, że jako jeden z pierwszych aplikację nadesłał 9-latek z New Jersey Jack Davis, który argumentował, że świetnie nadaje się na to stanowisko, bo jest młody i może się z łatwością nauczyć języka obcych. Jego list wywołał w agencji poruszenie, odpowiedział mu więc sam dyrektor Działu Nauk Planetarnych dr James L. Green. Chłopiec podkreślał, że oglądał wszystko, co mógł, o kosmosie i obcych, w tym Agentów T.A.R.C.Z.Y. Wyraził też nadzieję, że uda mu się uzupełnić tę listę o Facetów w czerni. Młody fan gier wideo dodał, że siostra już teraz powtarza, że jej brat jest jak obcy. Dr Green tłumaczył Davisowi, na czym polegają zadania oficera obrony planetarnej (że chodzi o kontrolę zanieczyszczenia organicznego/biologicznego podczas eksploracji kosmosu). Podkreślił też, że NASA zawsze zależy na obiecujących naukowcach i inżynierach. Mamy więc nadzieję, że pewnego dnia zobaczymy cię tu w agencji. Czwartego sierpnia do chłopca zadzwonił też Jonathan Rall, dyrektor badań planetarnych, który pogratulował mu zainteresowania stanowiskiem. « powrót do artykułu
  16. Ostrogi i fragmenty naczyń ceramicznych z XIII i XIV w. znaleźli archeolodzy w jaskiniach na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Jest prawdopodobne, że opowieść o pobycie Łokietka w jednej z jaskiń w tym rejonie nie jest tylko legendą - powiedział PAP dr Michał Wojenka z UJ. Według lokalnych podań w jednej z jaskiń na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej schronił się Władysław Łokietek po ucieczce z Krakowa przed wojskami czeskiego władcy - Wacława II. Tradycyjnie wskazuje się Jaskinię Łokietka (zwaną też Królewską) w Ojcowskim Parku Narodowym. Polskiemu księciu (który wtedy jeszcze nie był monarchą) życie miał uratować pająk, który przysłonił otwór jaskini naprędce wyplecioną pajęczyną. W ten sposób zmylił pościg i uratował Łokietka. Do tej pory nie mamy bezpośrednich dowodów na obecność Łokietka w jaskini nazwanej jego imieniem. Jednak historycy z pewnym prawdopodobieństwem uważają, że legenda może być faktem - mówi PAP dr Michał Wojenka z Instytutu Archeologii UJ. Jest on kierownikiem projektu badawczego, realizowanego w ramach grantu NCN, którego celem jest przebadanie jaskiń na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej pod kątem ich wykorzystania w średniowieczu i w czasach późniejszych. W sukurs historykom przyszły odkrycia archeologiczne, dokonane w jaskiniach na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Dr Wojenka przeanalizował też znaleziska pochodzące z wcześniejszych wykopalisk, również XIX-wiecznych. W ponad dziesięciu jaskiniach w czasie najnowszych wykopalisk naukowcy natknęli się na średniowieczne ostrogi i fragmenty naczyń ceramicznych z XIII i XIV w. Ostrogi są ważnym odkryciem. Ich obecność oznacza, że w jaskiniach znajdowali się zbrojni, zapewne rycerze. Co ważne, dzięki specyficznemu sposobowi wykonania wiemy, że zostały one wytworzone między 2. połową XIII w. a początkiem XIV w. - czyli w tych czasach, w których żył Łokietek - opowiada dr Wojenka. Charakterystycznym elementem odkrytych ostróg są małe, żelazne gwiazdki, służące jako bodziec pomocny w czasie jazdy konnej. W Jaskini Łokietka archeolodzy znaleźli tylko naczynia ceramiczne z czasów średniowiecza oraz ziarna zbóż, które teoretycznie mogą świadczyć o tym, że jaskinie wykorzystywano też jako magazyny. Obecnie - za pomocą jednej z metod fizykochemicznych - naukowcy próbują ustalić wiek ziaren. Jaskinia Łokietka składa się z kilku komór, a jej całkowita długość przekracza 300 m. Archeolog zaznacza, że w jej głębszych partiach nie odkryto śladów obecności człowieka, a jedynie kości zwierzęce. Efekty ostatnich badań każą sądzić, że w legendzie o Łokietku ukrywającym się w jaskini jest coś więcej niż ziarno prawdy - uważa archeolog. Coraz liczniejsze przesłanki pozwalają podejrzewać, że grupy zbrojnych przebywały co najmniej w kilku pieczarach. Już w XIX w. podczas wykopalisk wewnątrz części z nich odkryto m.in. grot włóczni z okresu średniowiecza oraz groty bełtów, czyli pocisków kuszy. Ostatnio natrafiono również na okucia pasa. Wyniki przeprowadzonych prac każą sądzić naukowcom, że intensyfikacja aktywności człowieka w badanych jaskiniach w dobie średniowiecza przypadła na XIII - pocz. XIV w. « powrót do artykułu
  17. Na dachu Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach powstaje miejska pasieka. Zamontowano tam już sześć uli, które za kilka dni zostaną zasiedlone pszczołami. Pierwszego miodu można się spodziewać za rok. Uczelniana pasieka posłuży również naukowcom do badań m.in. nad wpływem środowiska miejskiego i związanych z nim czynników stresogennych na kondycję pszczół. Pszczelarstwo miejskie na Zachodzie jest popularne od lat; setki uli można zobaczyć m.in. na dachach budynków Nowego Jorku czy Londynu. Moda ta przywędrowała także do Polski, gdzie pszczelarstwo to znajduje coraz większe grono entuzjastów. Do nich dołączył właśnie Uniwersytet Śląski. Pomysłodawcami utworzenia uniwersyteckiej pasieki są doktorant mgr Łukasz Nicewicz oraz mgr Agata Bednarek z Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska UŚ. Opiekę nad całym przedsięwzięciem sprawuje dr hab. prof. UŚ Mirosław Nakonieczny. Jak podało w czwartek biuro prasowe UŚ, dzień wcześniej na uczelnianym budynku zostało już zamontowanych sześć uli (model wielkopolski korpusowy), składających się z kilku stosunkowo lekkich korpusów układanych jeden na drugim i przymocowanych za pomocą taśmy do obciążonych betonowymi blokami palet. Za kilka dni do uli zostaną sprowadzone specjalnie wyselekcjonowane odmiany pszczół. Myślę, że nie będziemy musieli przekonywać tych pożytecznych owadów do zamieszkania w naszych ulach. Katowice to miasto ogrodów. Nie brakuje wokół zieleni, w tym wielu gatunków miododajnych roślin. Najbliżej dostępne są tereny otaczające nową siedzibę Muzeum Śląskiego, porośnięte m.in. lawendą czy wrzosem – mówił Nicewicz, cytowany przez sekcję prasową uczelni. Dodał, że prowadzone są również rozmowy z przedstawicielami Zakładu Zieleni Miejskiej w Katowicach oraz znajdującego się nieopodal Międzynarodowego Centrum Kongresowego. Prezentujemy szczegóły dotyczące naszego projektu oraz prosimy o uwzględnienie potrzeb pszczół w kontekście zagospodarowania zielonej przestrzeni. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już w przyszłym roku możemy spodziewać się uniwersyteckiego miodu - może wrzosowego, może wielokwiatowego, to się jeszcze okaże – wskazał. Pasika posłuży też do naukowych obserwacji. W ramach przygotowywanej rozprawy doktorskiej Nicewicz będzie bowiem prowadził badania nad wpływem środowiska miejskiego i związanych z nim czynników stresogennych na kondycję pszczół. Intensywny ruch samochodów, zanieczyszczenie powietrza czy ograniczona dostępność pokarmu mogą mieć znaczenie dla funkcjonowania tych owadów. Ponadto – dodał biolog – miód i pyłek pszczeli zostaną przebadane pod kątem obecności w nich m.in. wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych (WWA) oraz ołowiu i kadmu, będących składnikami paliw. Przeprowadzone dotychczas analizy produktów pszczół miejskich w Polsce i na świecie wykazały, że w miodzie nie ma zanieczyszczeń, a różnorodność miejskich roślin doskonale wpływa na jego smak. To pozwala mieć nadzieję, że nasz uniwersytecki miód będzie 'czysty' i równie zdrowy, jak ten pochodzący z tradycyjnej pasieki – przekonywał naukowiec. Ule miejskich pasiek montowane są zazwyczaj w miejscach trudno dostępnych dla ludzi, oddalonych - jak czytamy w informacji prasowej - o co najmniej 10 metrów od granicy sąsiedniej nieruchomości czy drogi, najczęściej na dachach budynków. W ocenie pomysłodawców uniwersyteckiej pasieki, dach znajdującego się na terenie uczelnianego kampusu Wydziału Prawa i Administracji jest odpowiednim miejscem m.in. ze względu na swoją konstrukcję oraz położenie. Biolodzy zapewnili, że pszczoły nie niepokojone nie będą zagrażać ani studentom, ani pracownikom uniwersyteckiego wydziału, a dzięki odpowiednio wybranej lokalizacji ryzyko ukąszenia zostało zminimalizowane. Jak podało biuro prasowe UŚ, pierwsza miejska pasieka w Katowicach powstała w ub. r. na dachu jednego z biurowców przy ul. Chorzowskiej. « powrót do artykułu
  18. Aspergiloza to najczęstsza choroba u hodowanych pingwinów przylądkowych (Spheniscus demersus). Ostatnio jednak naukowcom z Uniwersytetu w Liverpoolu udało się określić najskuteczniejszą dawkę leku przeciwgrzybiczego worykonazolu. Wcześniej wykorzystywano inny medykament na aspergilozę (itrakonazol), ale przestał on działać w wyniku rozwoju lekooporności. Z tego powodu zaczęto stosować worykonazol, ale dawkowanie ustalono na postawie zaleceń dla innych ptaków, przez co pingwiny cierpiały na różne skutki uboczne. Zespół dr Katharine Stott poszukiwał najbezpieczniejszego, a zarazem najskuteczniejszego schematu dawkowania dla S. demersus. Oceniano wpływ pojedynczych i podawanych przez kilka dni doustnych dawek worykonazolu (5 mg/kg). Brytyjczycy analizowali stężenie leku w osoczu krwi za pomocą wysokosprawnej chromatografii cieczowej (próbki pobierano od 18 ptaków podczas 2 testów; by lek został usunięty z organizmu, odstęp między sesjami wynosił 4 miesiące). Autorzy publikacji z pisma BioOne stworzyli model matematyczny, który pozwalał opisać, jak pingwiny metabolizują worykonazol i przewidzieć ogólnoustrojową ekspozycję na lek. Dzięki symulacjom odtworzono ekspozycję skuteczną w przypadku ludzi, unikając przy okazji toksyczności. Okazało się, że pingwinom z inwazyjną aspergilozą najlepiej podawać lek przeciwgrzybiczy raz dziennie przez parę dni. Ekipa dodaje, że ze względu na potencjalną akumulację leku i będącą skutkiem tego zjawiska toksyczność należy prowadzić monitoring i indywidualnie dostosowywać dawkę. « powrót do artykułu
  19. Naukowcy z Uniwersytetu Georgii odkryli nowy sposób magazynowania żelaza w mikroorganizmach. Wszystkie organizmy żywe potrzebują żelaza. Zazwyczaj jest ono magazynowane przez ferrytynę (w grę wchodzi Fe2+ w formie uwodnionej, a więc bezpieczne dla komórki). Teraz autorzy publikacji z pisma Nature Communications odkryli nowy typ białka IssA, które przechowuje żelazo z siarką zamiast tlenu (mamy tu do czynienia z żelazowo-siarkowym polimerem zwanym tiożelazianem). Ten żelazowo-siarkowy polimer uzyskano wcześniej w probówce, a teraz [...] po raz pierwszy zidentyfikowano w systemie biologicznym. IssA samoorganizuje się w bardzo duże kompleksy czy [inaczej mówiąc] nanocząstki, które mogą osiągać ponad 20-krotnie większe rozmiary niż ferrytyna [średnica IssA sięga 300 nm, dzięki czemu jest to największa znana naturalna metaloproteina]. Nanocząstki IssA są tak duże, że widać je w komórce obserwowanej za pomocą mikroskopu - opowiada prof. Michael W. Adams. IssA odgrywa ważną rolę nie tylko w magazynowaniu żelaza, ale i w powstawaniu białek zawierających klastry żelaza i siarki. To badanie rzuca nieco światła na sposoby magazynowania żelaza i siarki przez mikroorganizmy, a także na przyjmowanie przez białka postaci nanocząstek. Białka zawierające w swojej strukturze klastry [centra] żelazowo siarkowe są szeroko rozpowszechnione. Klastry te są wykorzystywane do katalizowania reakcji chemicznych lub transportu elektronów, np. podczas oddychania - wyjaśnia Adams. Podczas eksperymentów Amerykanie hodowali na dużą skalę archeony Pyrococcus furiosus, które rosną optymalnie w temperaturze bliskiej 100°C w morskich kominach hydrotermalnych, oczyszczali je, a następnie charakteryzowali żelazowo-siarkowe białka i enzymy. Na podstawie analiz genetycznych wiedzieliśmy, że IssA to główne białko w komórce. Podczas badań biochemicznych zauważyliśmy je dzięki skrajnie dużym rozmiarom. Obfitość i spore rozmiary sprawiają, że dość łatwo je oczyścić. Oczyszczone białko można było zbadać za pomocą różnych technik analitycznych, spektroskopowych i mikroskopowych. W ten sposób ustalono, że IssA to nanocząstka zawierająca nieznany dotąd w biologii żelazowo-siarkowy polimer (tiożelazian). Dysponując czystym IssA, byliśmy też w stanie uzyskać przeciwciała, które pozwoliły zwizualizować IssA w komórce mikroorganizmu; miało ono postać dużego kompleksu. « powrót do artykułu
  20. WikiLeaks opublikowało kolejny zestaw dokumentów CIA o nazwie Vault 7. Tym razem dowiadujemy się o Project Dumbo, w ramach którego Agencja zyskiwała dostęp do mikrofonów i kamer internetowych. Narzędzia stworzone w ramach tego projektu nie tylko potrafiły wykryć dowolne urządzenie podłączone do internetu, ale CIA zyskiwała do nich również dostęp i mogła np. usuwać lub uszkadzać nagrania wykonane za pomocą kamer. WikiLeaks opublikowało instrukcję użytkownika dla trzech wersji Dumbo. Najnowsza z nich jest datowana na czerwiec 2015 roku. Zainstalowanie Dumbo wymagało wcześniejszego uzyskania fizycznego dostępu do komputera i uprawnień administratora. W przeciwieństwie do wielu innych programów używanych przez CIA Dumbo nie było wykorzystywane do szpiegowania, a do wykrywania i niszczenia nagrań. W dokumentacji dla Dumbo 3.0 czytamy: Dumbo uruchamiane jest na celu, do którego mam fizyczny dostęp, wycisza wszystkie mikrofony, wyłącza wszystkie adaptery sieciowe, zatrzymuje wszystkie procesy związane z nagrywaniem za pomocą kamery oraz informuje swojego operatora, gdzie procesy te dokonywały zapisu, dzięki czemu możliwe jest selektywne uszkadzanie lub usuwanie plików. Dumbo działa na komputerach z systemem Windows, z wyjątkiem 64-bitowego Windows XP i wersji wcześniejszych od XP. Szkodliwe oprogramowanie instalowane było z klipsu USB, a zarażaniem docelowych maszyn zajmowała się PAG (Physical Access Group), wyspecjalizowana grupa działająca w ramach CCI (Center for Cyber Intelligence), której zadaniem jest uzyskiwanie fizycznego dostępu do komputerów podczas operacji w terenie. « powrót do artykułu
  21. Fontanny usytuowane w pobliżu Muzeum Prado w Madrycie wykonano ze skały osadowej z muszlami ślimaków z czasów dinozaurów. Skamieniałości ujawniły pochodzenie materiału - wydobyto go w zapomnianych kamieniołomach w miejscowości Redueña. Fontanny zostały zaprojektowane w XVIII w. przez architekta Venturę Rodrígueza. Ostatnio naukowcy z Instytutu Geologii odnaleźli stare kamieniołomy, z których wydobywano materiał na madryckie zabytki. Analiza dokumentów historycznych, np. szkiców Rodrígueza, i obserwacja wykazały, że wyrzeźbiono z niego nie tylko fontanny, ale i nadproża czy gzymsy siedziby parlamentu (Palacio de las Cortes). Zaginione ponad wiek temu kamieniołomy znajdują się we wspólnocie autonomicznej Madryt, w miejscowości Redueña. Tutejsza dolomitowa formacja geologiczna [...] Castrojimeno wykazuje charakterystyczne cechy, np. warstwę ze skamieniałościami, które nie pojawiają się w innych rejonach - opowiada jeden z autorów publikacji z pisma AIMS Geosciences, David M. Freire-Lista. W kamieniu fontann odkryto liczne skamieniałości ślimaków (o wymiarach do 2,5 cm) z gatunku Trochactaeon lamarcki. Żyły one w górnej kredzie, ok. 85 mln lat temu. To one odegrały kluczową rolę w datowaniu i śledzeniu pochodzenia skały. Ze względu na jasną barwę, łatwość obróbki i bliskość stolicy, dolomit ze ślimakami z Redueñii był bardzo często wykorzystywany w budynkach/pomnikach datowanych na XVIII w. Jego właściwości petrograficzne i petrofizyczne, a zwłaszcza niewielka rozpuszczalność i porowatość, zapewniały mu świetną jakość i wytrzymałość, które przydają się w miejscach, gdzie występuje woda, a więc np. w fontannach. Geolodzy podkreślają, że upływ czasu oddziałuje także na najbardziej wytrzymałe materiały, dlatego trzeba przeprowadzić badania petrofizyczne z zastosowaniem nieinwazyjnych metod, by określić stopień uszkodzeń i wdrożyć niezbędne naprawy. « powrót do artykułu
  22. Naukowcy z amerykańskiego Nanophotonics Lab na Arizona State University oraz chińskiego Tsinghua University w Pekinie stworzyli laser komunikacyjny na układzie CMOS, który jest pierwszym tego typu urządzeniem pracującym w temperaturze pokojowej. Urządzenie, stworzone bez wykorzystania pierwiastków z grup III-V powstało dzięki umieszczeniu pojedynczej warstwy ditellurku molibdenu na krzemowej wnęce rezonansowej. Dotychczas jednowarstwowe lasery działały jedynie w bardzo niskich temperaturach. Ditellurek molibdenu to półprzewodnik, który emituje światło o długości fali zbliżonej do podczerwieni wykorzystywanej w komunikacji. W postaci pojedynczych warstw o grubości atomu materiał ten jest elastyczny, odporny na pęknięcia, niemal przezroczysty i kompatybilny z technologią CMOS. Nasz rezonator zbudowaliśmy zgodnie ze standardowymi założeniami CMOS i techniki silicon-on-insulator. Nie używaliśmy żadnego przetwarzania wysokotemperaturowego, które zawsze stanowi problem w przypadku CMOS. Transfer warstwy MoTe2 był prostym, mechanicznym procesem. Innymi słowy, wykorzystaliśmy tylko i wyłącznie standardowe procedury używane w przemyśle CMOS, mówi profesor Cun-Zhen Ning, który stał na czele grupy badawczej. Jak dowiadujemy się z artykułu opublikowanego na łamach Nature Nanotechnology, odpowiednie połączenie obu materiałów spowodowało powstanie w ditellurku molibdenu ekscytonów 100-krotnie silniejszych niż w standardowych półprzewodnikach, dzięki czemu doszło do emisji przydatnego w telekomunikacji podczerwonego światła laserowego. « powrót do artykułu
  23. Chiny wybudowały największy radioteleskop świata, a teraz mają problem ze znalezieniem osoby, która będzie nim zarządzała. Państwo Środka szuka obcokrajowca, gdyż żaden chiński astronom nie ma doświadczenia w kierowaniu tak wielkim i złożonym ośrodkiem badawczym, jakim jest Five hundred-meter Aperture Spherical Telescope (FAST). Chiński teleskop jest niemal dwukrotnie większy niż największy dotychczas radioteleskop w Arecibo. Chiny oferują rocznie 1,2 miliona dolarów osobie, która podejmie się kierowania FAST. I mimo tak hojnego wynagrodzenia mają problem ze znalezieniem odpowiedniego kandydata. Chińska Akademia Nauk szuka go od marca i dotychczas nikt się nie zgłosił. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy są wysokie wymagania. Kandydat musi mieć co najmniej 20 lat doświadczenia w pracy z radioteleskopami, a doświadczenie to musi obejmować również zarządzanie dużym projektem. Ponadto musi piastować stanowisko profesora lub inne równie istotne stanowisko w wiodącej światowej instytucji badawczej lub na uniwersytecie. Nick Suntzeff z Texas A&M University, który jest zaangażowany w budowę Gigantycznego Teleskopu Magellana w Chile, mówi, że na świecie jest około 40 osób spełniających te wymagania. Znam wielu astronomów, którzy mogliby podjąć się tego zadania. Oczywiście, chcą oni dobrze zarabiać, ale sama pensja to nie wszystko. Nie zapewni ona czasu badawczego na teleskopie, dostępu do superkomputerów, współpracujących doktorów czy magistrantów, mówi Suntzeff. Jestem pewien, że w końcu kogoś znajdą. Ale większość astronomów z USA nie lubi pracować za granicą. Trudno nam było znaleźć ludzi do pracy w La Serena. Nigdy tego nie zrozumiem, to piękne miejsce a Chilijczycy to mili ludzie. Specjaliści z Zachodu zadają sobie też pytanie o sens naukowy FAST. Ostatnio Narodowa Fundacja Nauki dokonała przeglądu swojej infrastruktury badawczej i umieściła teleskop w Arecibo na dole listy swoich priorytetów. To oznacza, że z czasem teleskop zostanie zamknięty, a 8 milionów dolarów, jakie co roku jest nań przeznaczanych trafi do innych nowocześniejszych ośrodków badawczych. Pomimo tego, że FAST jest znacznie większy niż Arecibo, to efektywna wielkość jego czaszy wynosi nie 500 a 400 metrów, gdyż większość czasu teleskop znajduje się poza zenitem. W rzeczywistości więc jest on porównywalny do 300-metrowego Arecibo. Amerykański instrument ma też tę zaletę, że może wysyłać fale radiowe, dzięki czemu można go wykorzystywać np. do identyfikowania asteroid bliskich Ziemi. FAST działa wyłącznie w trybie pasywnym. Pytania o sens działania olbrzymiego pasywnego radioteleskopu, konieczność nauczenia się z czasem chińskiego i ciągłej walki z rozbudowaną miejscową biurokracją mogą być decydującymi czynnikami, dla których czołowi światowi eksperci nie skusili się jeszcze na świetne zarobki oferowane przez Państwo Środka. « powrót do artykułu
  24. Przykład Borealopelta markmitchelli, nodozaura, którego kompletny szkielet znaleziono 21 marca 2011 r. w kopalni w Albercie, pokazuje, że by uniknąć zjedzenia, w kredzie nie wystarczył kostny pancerz i nawet ważąc dobrze ponad tonę (ok. 1300 kg), trzeba się było dodatkowo uciekać do kamuflażu. Obecnie szkielet B. markmitchelli sprzed 110 mln lat znajduje się na wystawie w Royal Tyrrell Museum of Palaeontology. Dla wyjątkowego, mierzącego 5,5 m zwierzęcia utworzono osobny rodzaj. Egzemplarz z Kanady zachował się świetnie, tak że paleontolodzy mieli do dyspozycji nawet skórę z ochronnymi guzami, płytami i kolcami. Skóra była charakterystycznie ubarwiona - jaśniejsza na brzuchu - co wskazuje na kamuflaż (ang. countershading). Dinozaura znalazł w 2011 r. Shawn Funk, operator maszyny górniczej z kopalni Suncor Millennium. Zastanowił go wygląd pewnej formacji skalnej. Powiadomiono Royal Tyrrell Museum of Palaeontology i wkrótce na miejscu pojawiła się grupa naukowców. Specjaliści szybko zorientowali się, że w skałach znajduje się tyreofor (łac. Thyreophora oznacza "nosiciela tarcz"). Właściwe prace rozpoczęły się po przetransportowaniu dinozaura do muzeum. Technik Mark Mitchell spędził ponad 7 tys. godzin na usuwaniu skał z okazu. Na jego cześć zwierzęciu nadano nazwę B. markmitchelli. Paleontolodzy podkreślają, że to najlepiej zachowany tyreofor i jeden z najlepszych egzemplarzy dinozaurów w ogóle. Nodozaur [...] jest całkowicie pokryty zachowaną skórą. Utrwaliły się nawet naturalne trójwymiarowe kształty zwierzęcia. W rezultacie dziś dinozaur wygląda niemal tak samo, jak we wczesnej kredzie. Nie trzeba dużej wyobraźni, by go zrekonstruować. Jeśli tylko trochę zmruży się oczy, można uwierzyć, że gad [po prostu] śpi. Egzemplarz przejdzie do historii nauki jako jeden z najpiękniejszych i najlepiej zachowanych dinozaurów - Mona Liza wśród dinozaurów - zachwyca się Caleb Brown. Stan dinozaura pozwolił międzynarodowej ekipie udokumentować wzorzec oraz kształt łusek i płyt na jego ciele. Dzięki analizie chemicznej związków organicznych z łusek możliwe było wnioskowanie o ubarwieniu zwierzęcia. Okazało się, że B. markmitchelli był czerwonobrązowy (jak podkreśla dr Jakob Vinther z Uniwersytetu w Bristolu, świadczyła o tym duża zawartość substancji siarkowych). Obecność countershadingu zaskoczyła naukowców, bo współczesne zwierzęta, które kamuflują się w ten sposób, są o wiele mniejsze od tego nodozaura (największe waży "ledwie" tonę). To oznacza, że kreda była naprawdę strasznym czasem do życia. Duże teropody z doskonałym widzeniem barwnym sprawiały, że życie wszystkich dinozaurów, i dużych, i małych, upływało pod znakiem stresu - zaznacza Vinther. By odkryć sekrety dinozaura, naukowcy posłużyli się 2 technikami spektroskopii mas: wysokorozdzielczą spektrometrią mas jonów wtórnych z analizą czasu przelotu (ToF-SIMS) oraz pirolizą sprzężoną z chromatografią gazową i spektrometrią mas (Py-GC/MS). Obecnie autorzy publikacji z pisma Current Biology analizują zachowaną treść jelitową (chcą sprawdzić, z czego składał się ostatni posiłek gada). Później zajmą się szczegółami budowy "zbroi". « powrót do artykułu
  25. Pewne bakterie mikrobiomu rozkładają flawonoidy do składnika, który pomaga kontrolować układ odpornościowy i zapobiegać spustoszeniom związanym z grypą. Od lat uważa się, że flawonoidy wykazują ochronne właściwości, które pomagają regulować układ odpornościowy i jego zdolność do zwalczania patogenów. Ponieważ są one powszechne w naszej diecie, ważnym wnioskiem wypływającym z opisywanych badań jest to, że być może flawonoidy współpracują z mikroflorą jelitową, by chronić nas przed grypą i innymi infekcjami wirusowymi. Musimy, oczywiście, zdobyć więcej informacji, ale wyniki są intrygujące - opowiada dr Ashley L. Steed ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona w St. Louis. Nie chodzi tylko o to, by dieta obfitowała w flawonoidy. Nasze rezultaty pokazują, że by wykorzystać te związki do kontroli odpowiedzi immunologicznej, trzeba mieć w przewodzie pokarmowym właściwe bakterie. Byliśmy w stanie zidentyfikować [...] bakterię, która wykorzystuje składniki diety, by zwiększyć ilość interferonu, czyli cząsteczki sygnalizacyjnej wspomagającej odpowiedź immunologiczną. U myszy zjawisko to zapobiegało związanemu z grypą uszkodzeniu płuc. A to uszkodzenie często powoduje u ludzi poważne powikłania, np. zapalenie płuc - dodaje dr Thaddeus S. Stappenbeck. Amerykanie analizowali mikrobiom ludzkich jelit, szukając bakterii metabolizującej flawonoidy. Stappenbeck i Steed zidentyfikowali mikroorganizm, który wg nich, może chronić przed okołogrypowymi uszkodzeniami. Clostridium orbiscindens, bo o nim mowa, rozkłada flawonoidy do metabolitu wzmacniającego sygnalizację interferonową. Metabolitem tym jest dezaminotyrozyna, w skrócie DAT. Gdy podaliśmy myszom DAT, a później zaraziliśmy je grypą, występowało u nich mniej uszkodzeń płuc niż u gryzoni nieleczonych DAT - tłumaczy Steed. Co ciekawe, mimo mniejszych zmian w płucach, u zwierząt z grupy DAT poziom wirusa był taki sam jak u myszy z grupy kontrolnej. Zakażenia były zasadniczo takie same. Same w sobie bakterie i DAT nie zapobiegały infekcji grypą. Myszy nadal miały wirus. Ale DAT nie dopuszczał do uszkodzenia tkanki płuc przez układ odpornościowy - podkreśla Stappenbeck. To ważne spostrzeżenie, zważywszy, że szczepionki nie zawsze skutecznie zapobiegają infekcjom. Jak wyjaśniają autorzy publikacji z pisma Science, opisana strategia nie obiera na cel wirusa, ale odpowiedź układu odpornościowego na wirusy. W niedalekiej przyszłości Amerykanie chcą zidentyfikować inne mikroorganizmy, które także wykorzystują flawonoidy, by wpływać na układ odpornościowy. Zamierzają też poszukać sposobów na zwiększenie ich liczebności u ludzi, których przewód pokarmowy nie jest nimi odpowiednio skolonizowany. Na razie, ponieważ sezon grypowy zbliża się nieubłaganie, nie zaszkodzi wspomagać się czarną herbatą i innymi produktami bogatymi we flawonoidy. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...