Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36965
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Nowe badanie naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley pokazuje, że ludzkie emocje można przypisać nie do 6, jak dotąd zakładano, ale do 27 kategorii. Przez długi czas sądzono, że emocje można przypisać do 6 uniwersalnych kategorii: szczęścia, smutku, złości, zaskoczenia, strachu i obrzydzenia. Gdy jednak za pomocą nowych modeli statystycznych przeanalizowano reakcje 853 kobiet i mężczyzn na wywołujące emocje klipy, zidentyfikowano aż 27 kategorii. Amerykanie stworzyli też wielowymiarową, interaktywną mapę, na której widać, jak są one połączone. Odkryliśmy, że trzeba 27, a nie 6 unikatowych wymiarów, by rzetelnie opisać wszystkie reakcje na filmy - opowiada prof. Dacher Keltner. Co więcej, emocje nie są wcale odizolowanymi wyspami, bo między nimi można wyróżnić płynne przejścia. Nie otrzymujemy na mapie ograniczonych skupisk emocji, bo wszystko jest połączone. Doświadczenia emocjonalne są o wiele bogatsze i bardziej zróżnicowane niż wcześniej sądzono - podkreśla Alan Cowen. W ramach online'owego eksperymentu grupa 853 kobiet i mężczyzn oglądała losową próbkę niemych 5-10-s filmów, które miały wywoływać szeroką gamę emocji. Naukowcy zebrali aż 2.185 klipów. Przedstawiały one narodziny, śluby i oświadczyny, śmierć i cierpienie, pająki, węże, wpadki, ryzykowne ewolucje, akty seksualne, katastrofy naturalne czy cuda natury. Trzy osobne grupy badanych oglądały sekwencje filmów. Po każdym klipie należało wypełnić sprawozdanie. Pierwsza grupa swobodnie opisywała stany emocjonalne pojawiające się po każdym z 30 nagrań. Ich odpowiedzi odzwierciedlały całe bogactwo stanów emocjonalnych [...]. Druga grupa miała ocenić, w jakim stopniu poszczególne nagrania wywoływały u nich podziw, uwielbienie, uznanie piękna, rozbawienie, złość, lęk, grozę, zakłopotanie, znudzenie, spokój, mętlik, pogardę, pragnienie, rozczarowanie, obrzydzenie, ból empatyczny, oczarowanie, zazdrość, podekscytowanie, strach, poczucie winy, zgrozę, zainteresowanie, radość, nostalgię, dumę, ulgę, romantyczność, smutek, satysfakcję, pożądanie, zaskoczenie, sympatię i triumf. Reakcje ochotników okazały się zbieżne: każdorazowo ponad połowa z nich wspominała o tej samej kategorii emocji. Trzecia grupa oceniała swoje reakcje emocjonalne na 12 filmów na skali od 1 do 9 (krańce skali tworzyły dychotomie w rodzaju: dominacja vs. uległość, podniecenie vs. spokój itp.). Wyniki pokazały, że ochotnicy reagują na filmy tak samo bądź podobnie. Dane pozwoliły naukowcom zidentyfikować 27 unikatowych kategorii emocji. Za pomocą modelowania statystycznego i technik wizualizacji reakcje na wideo zorganizowano w semantyczny atlas ludzkich emocji (każdej z 27 kategorii przypisano inny kolor). « powrót do artykułu
  2. Po urazie rdzenia stan zapalny i bliznowacenie prowadzą do uszkodzeń wtórnych, które hamują zdolność układu nerwowego do samonaprawy. Ostatnio jednak naukowcy z Northwestern University zauważyli, że wstrzyknięcie po urazie rdzenia biodegradowalnych nanocząstek zapobiega obu tym niekorzystnym zjawiskom. Wskutek tego myszy, którym po urazie rdzenia podano zastrzyk z nanocząstkami, potrafiły potem lepiej chodzić niż gryzonie z grupy kontrolnej. Naukowcy mają nadzieję, że jeśli iniekcję/kroplówkę wykonywano by w okienku paru godzin od wypadku w szpitalu albo już nawet w karetce, można by ograniczyć wtórne uszkodzenia rdzenia u ludzi. To nie lekarstwo. Pierwotny uraz nadal istnieje, ale potrafiliśmy zapobiegać wtórnym uszkodzeniom - wyjaśnia dr Jack Kessler, dodając, że choć jak dotąd naukowcy nie dostrzegli objawów toksyczności, w przyszłości trzeba będzie potwierdzić bezpieczeństwo wstrzykiwanych nanocząstek. Autorzy publikacji z pisma Neurology tłumaczą, że nanocząstki działają, wiążąc się z komórkami wywołującymi stan zapalny (monocytami) i odciągając je do śledziony. Nanocząstki są produkowane z PLGA - biodegradowalnego kopolimeru kwasu mlekowego i glikolowego. Opracowane w laboratorium Stephena Millera, nanocząstki zostały dopuszczone przez FDA jako lek badany w nowych testach klinicznych celiakii. Jak zaznacza Miller, nanocząstki są bardzo stabilne, dlatego można je przechowywać w strzykawce. Po urazie rdzenia komórki krwi, które normalnie nie dostałyby się do układu nerwowego, pokonują barierę krew-mózg. Uwalniają cytokiny zapalne, które przyciągają posiłki. Te dalej uszkadzają tkankę ośrodkowego układu nerwowego, prowadząc do obumierania komórek i tworzenia blizn. Inni naukowcy próbowali blokować zapalnym monocytom dostęp do układu nerwowego po urazie, ale proponowane dotąd metody hamowały zarówno szkodliwe, jak i korzystne komórki. Te ostatnie usuwają uszkodzenia i ograniczają bliznowacenie, dlatego obserwowano jedynie umiarkowaną poprawę różnych parametrów. Technologia nanocząstek jest rozwijana przez firmę Cour Pharmaceuticals Development Co. Miller jest jej współzałożycielem i członkiem rady naukowej. « powrót do artykułu
  3. Niewykluczone, że komputery kwantowe pewnego typu będą wykorzystywały cząstkę, której istnienie nie zostało jeszcze ostatecznie udowodnione. Mowa tutaj o fermionie Majorany. Eksperci z University of Sydney i Microsoftu badali ruch elektronów przemieszczających się po kablu i dostarczyli kolejnych dowodów na istnienie kwazicząstki, cząstki, która nie istnieje, ale powstaje wskutek wspólnego ruchu innych cząstek. Na łamach Nature Communications naukowcy opisują, jak w pewnych warunkach elektrony tworzą kwazicząstkę, która zachowuje się jak fermion Majorany. Skąd zainteresowanie akurat tą cząstką? Niektórzy teoretycy sądzą, że fermion Majorany może być idealnym nośnikiem informacji w topologicznych komputerach kwantowych. W komputerach tych kubitem ma być ruch cząstek w przestrzeni dwuwymiarowej. Taki kubit byłby znacznie bardziej stabilny i odporny na zakłócenia niż proponowane alternatywne rozwiązania. Nad topologicznym komputerem kwantowym pracuje Microsoft, ale badania te są znacznie mniej zaawansowane, niż badania nad komputerami, w których kubitem jest spin jonów w pułapkach elektromagnetycznych czy elektronów w półprzewodnikach. Jednym z ważnych elementów prowadzących do skonstruowania topologicznego komputera kwantowego byłoby znalezienie fermionu Majorany. Istnienie tej niezwykłej cząstki, która jest jednocześnie swoją antycząstką, zaproponował w 1937 roku włoski fizyk Ettore Majorana. W 2010 roku stwierdzono, że fermiony Majorany mogłyby pojawiać się na granicy pomiędzy nadprzewodnikiem a nadprzewodzącym kablem w polu magnetycznym. W roku 2012 profesor Leo Kouwenhoven z Uniwersytetu Technologicznego w Delft w Holandii zdobył najsilniejsze dowody na istnienie fermionu Majorany. Wielu jednak uważało, że uzyskane przez niego wyniki można wytłumaczyć w inny sposób niż pojawieniem się niezwykłej cząstki. Profesor Kouwenhoven, który obecnie stoi na czele microsoftowego ośrodka badawczego Station Q w Holandii, wezwał innych naukowców do poszukiwania fermionów Majorany. Teraz uczeni z Sydney opublikowali artykuł, w którym donoszą, że elektrony poruszające się w półprzewodzącym nanokablu mają pewną interesującą właściwość. Otóż w polu magnetycznym ich spin jest zwrócony w przeciwną stroną do ich pędu. Dane te są zgodne z poprzednimi doniesieniami o zaobserwowaniu fermionów Majorany w nanokablach. Tutaj, w Station Q w Sydney budujemy urządzenia kolejnej generacji, które wykorzystają fermiony Majorany do położenia fundamentów pod komputer kwantowy, mówi współautorka najnowszych badań doktor Maja Cassidy. « powrót do artykułu
  4. Firma SpaceX zdążyła jeszcze przed uderzeniem na Florydę huraganu Irmina wynieść w przestrzeń kosmiczną tajny ładunek wojskowy. Za pomocą rakiety Falcon 9 na orbitę trafił pojazd X-37B. To niewielki bezzałogowy prom kosmiczny, który poleciał właśnie w swoją piątą tajną misję. Szczegóły misji są trzymane w tajemnicy. Wiadomo, że w maju bieżącego roku, po dwuletnim pobycie na orbicie, prom powrócił na Ziemię. Amerykańscy wojskowi oficjalnie mówią, że misje X-37B mają na celu prace nad rozwojem technologii pojazdów kosmicznych wielokrotnego użytku. Mogą się one przydać np. podczas odzyskiwania uszkodzonych satelitów, naprawiania ich w przestrzeni kosmicznej lub na Ziemi czy też sprzątania kosmicznych śmieci, których coraz więcej krąży wokół naszej planety. Oczywiście można też podejrzewać, że pojazd prowadzi misje szpiegowskie. Niewykluczone również, że służy on np. NASA do testowania mniejszej wersji załogowych promów kosmicznych. Udane wyniesienie przez Falcon 9 pojazdu X-37B to dla SpaceX ważne wydarzenie. Poprzednie cztery starty pojazdu odbyły się za pomocą rakiety Atlas V zbudowanej przez konkurencyjny United Launch Alliance. SpaceX coraz częściej udowadnia, że jest w stanie konkurować na rynku kosmicznym ze starszymi i większymi firmami. Dla nas korzyścią jest rosnąca konkurencja. W prywatnym przemyśle kosmicznym dzieją się ekscytujące rzeczy, a to oznacza, że mamy dostęp do przestrzeni kosmicznej po konkurencyjnych cenach, mówi sekretarz ds. lotnictwa wojskowego Heather Wilson. « powrót do artykułu
  5. Burze, które mają miejsce bezpośrednio nad dwoma z najbardziej zatłoczonych na świecie szlaków oceanicznych, są znacznie potężniejsze niż burze na obszarach, gdzie nie pływa tak wiele statków. Okazuje się, że błyskawice pojawiają się dwukrotnie częściej nad zatłoczonymi szlakami na Oceanie Indyjskim i Morzu Południowochińskim niż na przylegających do nich obszarach o podobnym klimacie. Autorzy najnowszych badań twierdzą, że zwiększonej częstotliwości pojawiania się wyładowań atmosferycznych nie można wytłumaczyć pogodą. Ich zdaniem to emisje aerozoli ze statków zmieniają sposób formowania się chmur burzowych nad oceanami. Najnowsze badania są pierwszymi, które pokazują, że spaliny ze statków mogą zmieniać intensywność burz. Naukowcy stwierdzają, że emitowane aerozole powodują, iż krople wody w atmosferze są mniejsze, przez co wyżej się unoszą. To prowadzi do pojawienia się większej liczby cząstek lodu i większej liczby wyładowań atmosferycznych. Warto zauważyć, że mamy tutaj do czynienia z jednym z pierwszych dowodów, iż ludzie niemal ciągłe zmieniają sposób formowania się chmur. Dotychczas sądzono, że tego typu przypadki są nie mają cech ciągłości i dochodzi do nich na przykład po spowodowanych przez człowieka pożarach lasu. To jeden z najbardziej ewidentnych przykładów na to, jak ludzie zmieniają intensywność burz na Ziemi poprzez ciągłą emisję cząstek pochodzących ze spalania", mówi Joel Thornton z University of Washington. Jest on głównym autorem badań, których wyniki ukazały się w piśmie Geophysical Research Letters. Badania te, najprawdopodobniej w sposób jednoznaczny, dowodzą związku pomiędzy antropogeniczną emisją zanieczyszczeń – w tym przypadku pochodzących z silników diesla – a chmurami konwekcyjnymi, zauważa Daniel Rosenfeld z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, który nie brał udziału w badaniach. Aerozole obecne w spalinach z silników działają jak jądra kondensacji. Formują się wokół nich chmury. Pływające po oceanach statki bez przerwy emitują zanieczyszczenia, a naukowcy mogą je wykorzystać do lepszego zrozumienia wpływu aerozoli na formowanie się chmur. Jest to o tyle kusząca perspektywa, że statki i ich emisję łatwo jest śledzić, ponadto odbywa się ona z dala od innych antropogenicznych źródeł emisji. Podczas najnowszych badań Katrina Virst z NASA analizowała dane z World Wide Lightning Location Network i zauważyła niemal prostą linię szczególnego natężenia wyładować atmosferycznych, która przecinała Ocean Indyjski. Wraz ze współpracownikami rozpoczęła analizę emisji ze statków. Dane tego typu dostępne są w wyspecjalizowanej globalnej bazie danych emisji. Uczeni przyjrzeli się 1,5 miliardowi wyładowań atmosferycznych zarejestrowanych w latach 2005-2016 i zauważyli, że wzdłuż zatłoczonego szlaku ciągnącego się przez północ Oceanu Indyjskiego, cieśninę Malakka do Morza Południowochińskiego ma miejsce dwukrotnie więcej wyładowań niż w pobliskich regionach, gdzie ruch statków jest znacznie mniejszy. Gdy porównaliśmy mapy wyładowań z mapami ruchu statków, stało się jasne, że statki mają coś wspólnego z większą liczbą wyładowań – mówi Thornton. Obecne w atmosferze molekuły wody potrzebują aerozoli, by móc się wokół nich gromadzić i tworzyć chmury. Gdy aerozoli jest mniej, mniej jest takich jąder kondensacji i krople wody w chmurach są większe. Gdy zaś aerozoli jest więcej, jak ma to miejsce tam, gdzie dochodzi do ich intensywnej emisji z silników statków, krople wody są mniejsze. Unoszą się wyżej, zamarzają i powstają warunki odpowiednie do pojawienia się wyładowania atmosferycznego. Chmury burzowe zyskują bowiem ładunki elektryczne wskutek zderzeń cząstek lodu. To naprawdę ekscytujące badania. Nie widziałem wcześniej równie mocnego dowodu pokazującego, że emisje aerozoli mogą wpłynąć na chmury konwekcyjne i przyczynić się do zgromadzenia przez nie większego ładunku, mówi Steven Sherwood z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii. « powrót do artykułu
  6. Rosyjskim władzom udało się przekonać wielu obywateli do nałożenia sobie autocenzury i unikania witryn oraz serwisów społecznościowych krytycznych wobec Moskwy, odkryli naukowcy z Ohio State University. Amerykanie przeanalizowali dane z ankiet przeprowadzonych wśród Rosjan i zauważyli, że ci, którzy bardziej ufają państwowej telewizji postrzegają internet jako większe zagrożenie dla kraju niż inni. To zaś prowadzi do rosnącego wsparcia dla cenzury sieci. Profesor Erik Nisbet, współautor badań, mówi, że udane przekonanie własnych obywateli do nieufania krytykom Kremla ma poważne implikacje. To kwestia wewnętrznych przekonań. Rząd nie musi dzięki temu polegać na prawnych czy technicznych rozwiązaniach i stosować ich przeciwko treściom, jakie mu się nie podobają. Udało się wytworzyć w obywatelach psychiczny firewall, dzięki któremu sami się oni cenzurują. Ludzie nie odwiedzają pewnych witryn, gdyż rząd im powiedział, że jest to złe, wyjaśnia Nisbet. W maju 2014 roku przeprowadzono ankiety wśród 1601 Rosjan. Pytano ich o używanie mediów i internetu, postrzeganie ryzyka w internecie, wsparcie dla cenzury politycznej w internecie oraz wsparcie dla rządu prezydenta Putina. Osoby bardziej ufające państwowej telewizji częściej postrzegały internet jako zagrożenie i częściej twierdziły, że internet jest wykorzystywany przez inne kraje do szkodzenia Rosji oraz że jest zagrożeniem dla stabilności państwa. Nic też dziwnego, że częściej popierały cenzurę. Istniał też silny związek pomiędzy poparciem dla Władimira Putina a postrzeganiem internetu jako zagrożenia i wspieraniem cenzury. Rząd przekonał wielu ludzi, że cenzurowanie ekstremistycznych treści chroni społeczeństwo. Jednocześnie nie informuje, że jako treści ekstremistyczne są oznaczane poglądy legalnej opozycji czy opinie, które są sprzeczne z oficjalną polityką rządu, mówi współautorka badań Olga Kamieńczuk. Władze Rosji za pośrednictwem kontrolowanych przez siebie mediów straszą społeczeństwo witrynami antyrządowymi, używają też sensacyjnych metafor graficznych, by pokazywać rzekome ryzyko, jakie wiąże się z odwiedzaniem takich stron. Na przykład niektóre witryny są porównywane do zamachowców-samobójców, a cenzura jest przedstawiana jako kamizelka kuloodporna społeczeństwa Rosji. Tymczasem w Rosji, jak mówi Kamieńczuk, istnieją opozycyjne stacje telewizyjne, radiowe i gazety, które nie są przez rząd blokowane. Ludzie mogą je bez problemu znaleźć, jednak nasze badania wykazały, że wielu dobrowolnie ignoruje ich istnienie. Nawet blokowane przez rząd witryny są dość łatwe do odnalezienia, a blokady można obejść. Trudniej jednak obejść swój własny wewnętrzny firewall. Jak można obejść przekonanie, że cenzura jest czymś dobrym?, stwierdza Nisbet. Uczony zauważa też, że dotychczasowe badania problemu rzadko skupiają się na wewnętrznej cenzurze narzucanej sobie przez ludzi. Dzieje się tak w dużej mierze dlatego, że badania takie prowadzą przede wszystkim uczeni z USA, gdzie poparcie dla wolności wypowiedzi jest bardzo silnie zakorzenione w kulturze. Jednak Stany Zjednoczone są tutaj wyjątkiem, a nie normą. W większości krajów świata poparcie dla cenzury jest większe niż w USA, wyjaśnia Nisbet. « powrót do artykułu
  7. Naukowcy z Uniwersytetu w Tsukubie odkryli, że występujący w dużych ilościach m.in. w trzcinie cukrowej oktakosanol pomaga zwalczyć stres i porządnie się wyspać. Pozbawienie snu wywołuje spory stres, a sam stres jest z kolei jednym z najważniejszych czynników odpowiadających za utratę snu bądź problemy z zaśnięciem. Jak wyjaśniają Japończycy, dostępne obecnie leki nasenne często nie wpływają na stres i wywołują liczne skutki uboczne. Mahesh K. Kaushik i Yoshihiro Urade z Międzynarodowego Instytutu Integracyjnej Medycyny Snu odkryli ostatnio, że oktakosanol zmniejsza stres i przywraca sen do normy. Oktakosanol występuje nie tylko w trzcinie cukrowej, ale i w wosku pszczelim, otrębach ryżowych czy oleju z kiełków pszenicy. Głównym składnikiem surowego ekstraktu (polikosanolu) jest właśnie oktakosanol. Autorzy publikacji ze Scientific Reports podkreślają, że zarówno polikosanol, jak i oktakosanol są już wykorzystywane w terapii innych schorzeń niż zaburzenia snu na tle nerwowym. W ramach eksperymentu Japończycy określali wpływ oktakosanolu na regulację snu u łagodnie zestresowanych myszy (gryzonie denerwowano, zmieniając im klatki). Oktakosanol aplikowano doustnie. Okazało się, że po podaniu alkoholu (200 mg/kg) w osoczu obniżał się poziom kortykosteronu - hormonu działającego podobnie jak kortyzol. Myszy zażywające oktakosanol zaczynały też normalnie spać; zwiększała się liczba epizodów snu, a spadała liczba epizodów czuwania. Sen wywołany przez alkohol przypominał sen fizjologiczny. Akademicy podkreślają, że o ile oktakosanol nie wywoływał snu u normalnych myszy, o tyle u lekko zestresowanych gryzoni znacząco wydłużał NREM, fazę snu cechującą się wolnymi ruchami gałek ocznych (tzw. sen głęboki). Co ważne, skracała się też latencja snu; innymi słowy, myszy szybciej zasypiały. W przypadku obu parametrów - wydłużenia NREM i skrócenia latencji - obserwowano zależność od dawki. Oktakosanol można uznawać za bezpieczny dla ludzi, bo występuje w wielu powszechnych pokarmach. Nic też nie wiadomo o jego skutkach ubocznych. Suplementy oktakosanolu/polikosanolu są wykorzystywane np. do poprawy metabolizmu lipidów i obniżenia poziomu cholesterolu. By potwierdzić wpływ tych związków/mieszanin na nieśpiących z powodu stresu ludzi, trzeba jednak przeprowadzić dobrze zaplanowane testy kliniczne. Przyszłe badania powinny się koncentrować na identyfikacji mózgowego celu oktakosanolu, przenikalności alkoholu przez barierę krew-mózg i wskazaniu mechanizmu jego działania - podsumowuje Kaushik. « powrót do artykułu
  8. Kafestol, diterpen z kawy, opóźnia wystąpienie cukrzycy typu 2. W ostatnich latach naukowcy zidentyfikowali związki, które mogą obniżyć ryzyko cukrzycy. Nieliczne z nich testowano jednak na modelach zwierzęcych. Najnowsze studium, którego wyniki ukazały się w Journal of Natural Products, pokazują, że jedna z takich substancji - kafestol - poprawia u myszy laboratoryjnych działanie komórek beta wysp trzustkowych oraz wrażliwość na insulinę. We wcześniejszym badaniu Fredrik Brustad Mellbye, Søren Gregersen i inni odkryli, że w warunkach in vitro kafestol zwiększa wydzielanie insuliny przez komórki trzustki wystawione na oddziaływanie glukozy. Diterpen nasila także wychwyt glukozy przez komórki mięśni szkieletowych (robi to równie skutecznie, co powszechnie przepisywany lek na cukrzycę). W ramach najnowszego badania naukowcy chcieli sprawdzić, czy kafestol może odroczyć początek cukrzycy typu 2. Podatne na cukrzycę myszy (47 samców) podzielono na 3 grupy. Dwóm z nich podawano różne dawki kafestolu: wysoką (1,1 mg dziennie) i niską (0,4 mg dziennie). Trzecia to grupa kontrolna z zerową dawką diterpenu w karmie. Naukowcy pobierali krew, by zbadać poziom glukozy i glukagonu na czczo, a także stężenie insuliny. Oprócz tego oceniano ekspresję genów w wątrobie, mięśniach i tkance tłuszczowej. Poza tym zespół wyizolował wyspy Langerhansa i określał zdolność wydzielniczą komórek beta. Okazało się, że po 10 tygodniach poziom glukozy i glukagonu na czczo był w obu grupach eksperymentalnych, odpowiednio, o 28-30% i o 20% niższy niż w grupie kontrolnej. Wrażliwość na insulinę w grupie z wysoką dawką kafestolu powiększyła się zaś aż o 42%. Akademicy zauważyli też, że w porównaniu do grupy kontrolnej, diterpen zwiększał wydzielanie insuliny przez wyizolowane wyspy o 75-87%. Co ważne, w odróżnieniu od pewnych leków, kafestol nie prowadził do hipoglikemii, czyli zbyt niskiego poziomu cukru. Autorzy raportu podkreślają, że codzienne spożycie kafestolu może opóźnić cukrzycę u myszy. Wydaje się zatem, że diterpen jest dobrym kandydatem do rozwijania leków do terapii lub zapobiegania cukrzycy u ludzi. « powrót do artykułu
  9. Psy mają samoświadomość. Potwierdził to test węchowy, przeprowadzony przez psycholog z Barnard College. Eksperyment potwierdził hipotezę psiego samorozpoznania, zaproponowaną w zeszłym roku przez prof. Roberta Cazzollę Gattiego z Narodowego Badawczego Tomskiego Uniwersytetu Państwowego. O ile wykazano, że psy domowe, Canis familiaris, są uzdolnione w przypadku zadań społecznych, a nawet metapoznawczych, o tyle nie przechodziły one testu lustra [ang. mirror self-recognition, MSR] - opowiada dr Alexandra Horowitz. Amerykanka zapożyczyła więc od Gattiego pionierską metodę etologiczną, zwaną węchowym testem samorozpoznania (ang. sniff test of self-recognition, STSR). Gatti zaproponował ją w zeszłym roku, by rzucić nieco światła na różne sposoby oceny samoświadomości. Autorka najnowszej publikacji z pisma Behavioural Processes przebadała w ten sposób 36 psów (czworonogom towarzyszyli właściciele). Badanie potwierdziło wcześniejsze dane zebrane przez Gattiego. Okazało się, że psy odróżniały swoje zmodyfikowane obrazy węchowe: dłużej badały własny zapach, gdy dodano do niego inną woń niż wtedy, gdy jej nie było. Takie zachowanie wskazuje na rozpoznanie zapachu jako będącego lub niebędącego mną. Gatti zasugerował występowanie samorozpoznania u psów w 2016 r. w publikacji, której tytuł nawiązywał do książki Lewisa Carrolla: "Samoświadomość, czyli co psy znalazły po drugiej stronie lustra". Profesor przewidywał, że test STSR może zmienić sposób, w jaki weryfikowane są pewne eksperymenty z zakresu zachowania zwierząt. W wywiadzie udzielonym w zeszłym roku gazecie Daily Mail Gatti powiedział: Sądzę, że będąc, w porównaniu do ludzi czy małp, o wiele mniej wrażliwe na bodźce wzrokowe, psy i inne zwierzęta nie mogą przejść testu lustra ze względu na modalność zmysłową wybraną przez badacza do oceny samoświadomości, a nie przez brak samoświadomości [...]. Pracujący w Rosji Włoch podkreśla, że powinniśmy porzucić antropocentryczne podejście i przestać oczekiwać, że np. nietoperz będzie się rozpoznawać w lustrze. Teraz mamy silne dowody, które sugerują, że gdy gatunki inne niż naczelne testuje się pod kątem percepcji chemicznej bądź słuchowej, można uzyskać naprawdę nieoczekiwane rezultaty. Ideę Gattiego potwierdziła ostatnio Horowitz. STSR sprawdza się nawet w odniesieniu do psów w różnym wieku i różnej płci żyjących w grupach. « powrót do artykułu
  10. Panasonic i Sony mają zamiar rozpocząć masową produkcję dysków optycznych kolejnej generacji. Obecnie Panasonic produkuje dyski o pojemności 500 GB. Firma zwiększy ich pojemność do jednego terabajta. Mają one przede wszystkim służyć archiwizacji danych. Japoński koncern ocenia, że jego dyski będą w stanie przechowywać dane przez ponad 100 lat. Pojemność nośników udało się zwiększyć dzięki pomniejszeniu wgłębień i pól, skrócenia fali światła laserowego oraz udoskonaleniu procesu zapisu/odczytu. Eksperci Panasonic zmniejszyli też liczbę zakłóceń pomiędzy ścieżkami zapisu, co zapewnia odtwarzanie danych bez pojawiania się błędów. Informacje można bezbłędnie odczytać nawet w przypadku wykorzystywania bardzo wąskich ścieżek, na których zostały zapisane. Bardzo ważną innowacją jest zapisywanie danych we wgłębieniach. Dotychczas, jak widzimy na grafice porównującej nowe „Archival Disc” z nośnikami Blu-ray, wgłębienia nie były wykorzystywane. Na razie nie wiadomo, kiedy Sony i Panasonic rozpoczną produkcję nośników. Firmy mówią bowiem o "planach", a nie o konkretnych terminach. « powrót do artykułu
  11. Jeden z gigantów IT, firma IBM, i najlepsza uczelnia techniczna na świecie, Massachusetts Institute of Technology, powołały do życia MIT-IBM Watson AI Lab, w którym będą prowadzone prace nad rozwojem sztucznej inteligencji. IBM zainwestuje w ciągu najbliższych 10 lat 240 milionów dolarów w laboratorium, które powstaje na MIT. Jednostka będzie prowadziła badania podstawowe nad sztuczną inteligencją. Jego twórcy liczą też na to, że dokonane zostaną w nim również przełomowe odkrycia posuwające naprzód prace nad SI. Współpraca pomiędzy obiema instytucjami będzie skupiała się na sprzęcie, oprogramowaniu, algorytmach do głębokiego uczenia się, zwiększeniu obecności technologii SI w medycynie czy sektorze bezpieczeństwa, prowadzone będą też badania nad ekonomicznym i etycznym wpływem sztucznej inteligencji na społeczeństwo. W praca zaangażowanych będzie ponad 100 naukowców zajmujących się zagadnieniami SI, a z nowym laboratorium ściśle będzie współpracowało IBM-owskie Research Lab z Cambridge w stanie Massachusetts. Na czele laboratorium staną Dari Gil, wiceprezes IBM-a ds. badań nad sztuczną inteligencją i komputerami kwantowymi oraz Anantha P. Chandrakasan, dziekan Wydziału Inżynierii MIT. Twórcy laboratorium są otwarci na propozycje dotyczące badań, które powinny być tam prowadzone. Obecne założenia mówią o czterech obszarach badawczych. W ramach prac nad algorytmami SI powstaną zaawansowane algorytmy do rozumowania i uczenia się, a eksperci stworzą systemy, które wyjdą poza wąskie specjalizacje i będą systemami bardziej ogólnymi zdolnymi do rozwiązywania złożonych zagadnień. Pod pojęciem badań nad fizyką SI rozumie się prace nad nowymi materiałami, urządzeniami i architekturami zarówno dla komputerów tradycyjnych jak i kwantowych. Na pracach teoretycznych i ich laboratoryjnym zastosowaniu się nie skończy. Ich wyniki będą przekładane na praktyczne zastosowania w medycynie czy cyberbezpieczeństwie. IBM i MIT będą pracowały nad wykorzystaniem SI do zabezpieczania danych medycznych, personalizowania systemu opieki zdrowotnej, analizy obrazu czy opracowaniu optymalnych indywidualnych terapii. Badane będą też ekonomiczne aspekty wpływu SI na ludzkie społeczeństwa, a uczeni będą poszukiwali metod na wykorzystanie sztucznej inteligencji do polepszenia bytu ludzi. Celem MIT-IBM Watson AI Lab będzie też zachęcanie pracowników i studentów MIT do zakładania przedsiębiorstw, które będą komercjalizowały wyniki badań laboratorium. W ciągu ostatniej dekady na polu sztucznej inteligencji mieliśmy do czynienia z niezwykłym postępem i wzrostem. Mimo to systemy SI wymagają kolejnych innowacji i trzeba pomyśleć nad ich praktycznym wykorzystaniem do rozwiązywania złożonych realnych problemów, mówi John Kelly III, wiceprezes IBM-a. « powrót do artykułu
  12. Dieta ketogeniczna, wysokotłuszczowa i niskowęglowodanowa, nie tylko przedłuża życie, ale również poprawia siłę fizyczną. Takie wyniki badań otrzymali naukowcy z Wydziału Weterynarii Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis, którzy testowali wspomnianą dietę na myszach. Wyniki tych badań nieco mnie zaskoczyły. Spodziewaliśmy się różnic, ale zaskoczyła mnie wielkość zmian. Długość życia myszy pozostającej na diecie wysokotłuszczowej była o 13% większa niż w przypadku myszy na diecie wysokowęglowodanowej. U ludzi oznacza to różnicę 7-10 lat życia. Równie ważne jest, że myszy spożywające dietę ketogeniczną mogły cieszyć się w późniejszym życiu dobrym stanem zdrowia, mówi Jon Ramsey, jeden z autorów badań. Ramsey od 20 lat zajmuje się mechanizmami starzenia. Wiele badań wykazało dotychczas, że ograniczone spożywanie kalorii spowalnia starzenie się zwierząt. Ramsay chciał zaś sprawdzić, jak na starzenie się wpływa dieta wysokotłuszczowa. Postanowił wykorzystać dietę ketogeniczną. Zyskała ona dość sporą popularność ze względu na korzyści, jakie przynosi, jednak naukowcy wciąż nie wiedzą, co dzieje się w czasie ketozy, kiedy to wchłanianie węglowodanów jest tak niskie, iż organizm w roli głównego źródła energii używa nie glukozy a tłuszczu i wytwarza ketony. Naukowcy podzielili myszy na trzy grupy. Pierwsza była na diecie wysokowęglowodanowej, druga pożywała mało węglowodanów a dużo tłuszczu, trzeciej zaś podawano dietę ketonową. Naukowcy dokładnie notowali ilość kalorii przyjmowanych przez myszy. Obawiali się początkowo, że dieta wysokotłuszczowa wywoła otyłość i przyczyni się do skrócenia życia. Tymczasem okazało się, że myszy na diecie ketonowej żyją dłużej, mają lepszą pamięć i poprawiły im się funkcje motoryczne (siła i koordynacja), ponadto z wiekiem nie doszło u nich do zwiększenia liczby markerów prozapalnych, co miało wpływ m.in. na zmniejszenie przypadków występowania nowotworów. W tym przypadku badane przez nas mechanizmy nie różnią się bardzo u myszy i ludzi. Na poziomie podstawowym ludzie doświadczają z wiekiem podobnych zmian co myszy. Nasze badania pokazują, że dieta ketonowa może mieć duży wpływ na zdrowie i długość życia, a jednocześnie nie dochodzi do utraty wagi i nie ma ograniczeń co do spożywanych kalorii, mówi Ramsey. « powrót do artykułu
  13. Ilość spożywanego pokarmu można kontrolować, zwracając uwagę na wielkość porcji. Para brytyjskich projektantów wymyśliła więc zastawę naczyń i sztućców Half/Full, która dzięki zastosowaniu luster mami oczy, że jedzenia jest więcej niż w rzeczywistości. W najbliższej przyszłości zmiana klimatu wpłynie na globalną produkcję jedzenia. Kiedy wyobrazimy sobie, że kiedyś niedobory pokarmu będą większe, powinniśmy się zapytać, jak już teraz przystosować swój apetyt i tryb życia - przekonują Saki Maruyama i Daniel Coppen ze Studia Playfool. W każdym elemencie zestawu Half/Full - 2 talerzach, kubku, misce, nożu, widelcu i łyżce - występuje powierzchnia odbijająca, przez co porcja wygląda na większą. Wg młodych Brytyjczyków, którzy powołują się m.in. na japońskie badania, to wystarczy, by wywołać wrażenie sytości i zmniejszyć ilość zjadanego pokarmu. Studium przeprowadzone na Uniwersytecie w Tokio zademonstrowało, że widoczna objętość pokarmu może wpływać na satysfakcję z posiłku. Jeśli wydaje się, że jedzenia jest więcej, uczucie zaspokojenia również jest większe. Inne badanie wykazało [zaś], że jedzenie w obecności lustra nasila samoświadomość, przez co ludzie spożywają mniej pokarmów. Mimo że koncepcję należy [dopiero] formalnie przetestować, sądzimy, że Half/Full ma potencjał, by zmienić nasze zwyczaje żywieniowe na lepsze [...]. Half/Full to projekt dyplomowy Maruyamy i Coppena na Royal College Of Art. « powrót do artykułu
  14. W północnych Włoszech na malarię mózgową zmarła 4-letnia dziewczynka. Ponieważ jest to region wolny od malarii, lekarze nazywają jej przypadek tajemniczym. Sofia Dago zmarła w niedzielę w nocy. W sobotę trafiła do szpitala z wysoką gorączką. Sofia spędziła z rodzicami wakacje w Bibione nad Adriatykiem. Malarię zdiagnozowano u niej w sobotę w Trydencie. Pierwszy raz w mojej 30-letniej karierze medycznej zetknąłem się z przypadkiem malarii nabytej lokalnie w Trydencie - podkreśla dr Claudio Paternoster, specjalista chorób zakaźnych ze Szpitala św. Klary. Od lat 50. Włochy nie mają problemu z malarią, bo osuszono bagna będące siedliskiem komarów. Spekuluje się, że 4-latka mogła się zarazić od jednego z dwojga dzieci, leczonych po 15 sierpnia na malarię w szpitalu w Trydencie (dzieci zaraziły się w Afryce; ich stan się poprawił). Sofia cierpiała na cukrzycę typu 1. i z jej powodu przebywała wcześniej w tej placówce. Odpowiedzialny za trydencką służbę zdrowia Paolo Bordon zdecydowanie zaprzecza jednak tym pogłoskom. Podkreśla, że Sofia nie przeszła transfuzji krwi, nie znajdowała się na tym samym oddziale, co dzieci z malarią, a cukrzycę i malarię leczy się zupełnie inaczej. Choć zastanawiający, przypadek Sofii nie jest całkiem odosobniony. Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób monitoruje wszystkie takie sytuacje i w 2014 r. wykryło na terenie Unii Europejskiej 5 przypadków lokalnie nabytej malarii: 2 we Francji i 3 w Hiszpanii. Tutaj można jednak było przeważnie wskazać, jak doszło do zainfekowania i rozwoju choroby. Jeden z pacjentów dostał nerkę od dawcy z malarią. Druga osoba to z kolei noworodek, którego matka niedawno wróciła z Gwinei Równikowej. Jeden z hiszpańskich pacjentów nigdzie co prawda nie podróżował, ale żył zaledwie parę kilometrów od miasta, gdzie mieszkał ktoś, kto przebywał w rejonach malarycznych i zawlókł chorobę do domu. Choć nie znaleziono zakażonych komarów, u obu tych osób występowały identyczne szczepy zarodźców. « powrót do artykułu
  15. Naukowcy badający zwyczaje likaona pstrego zauważyli, że te stadne zwierzęta... głosują w sprawie udania się na polowanie. Wyniki badań prowadzonych przez Botswana Predator Conservation Trust zostały opublikowane w Proceedings of the Royal Society B. Likaony pstre polują w dużych watahach. Po okresie odpoczynku zbierają się i odbywają bardzo energetyczne ceremonie powitalne. Chciałem lepiej zrozumieć to zachowanie i zauważyłem, że zwierzęta kichają gdy przygotowują się do rozpoczęcia polowania, mówi doktor Neil Jordan z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii w Sydney. Nagraliśmy 68 takich spotkań, w których brało udział 5 stad żyjących w delcie Okawango w Botswanie. Nie mogliśmy uwierzyć, gdy analizy potwierdziły nasze przypuszczenia. Okazało się, że im więcej kichnięć, z tym większym prawdopodobieństwem rozpocznie się polowanie. Kichanie pełni rolę systemu głosowania, mówi uczony. Okazuje się jednak, że system nie jest tak prosty, jak wydawałoby się na pierwszy rzut oka. Gdy w zgromadzeniu bierze udział dominujący samiec lub samica, wystarczy kilka kichnięć by rozpocząć polowanie. Jeśli jednak para dominująca nie jest obecna, to więcej zwierząt musi wyrazić wolę rozpoczęcia polowania. Naukowcy zauważyli, że potrzeba wówczas około 10 kichnięć. Wygląda na to, że potrzebne jest kworum do tego, by stado zmieniło zachowanie. Istnienie kworum obserwowano już w przypadku innych społecznych mięsożerców, takich jak surykatki, jednak nasze badania pokazały, że liczba wymagana do osiągnięcia kworum nie jest stała, a zależy od tego, kto bierze udział w zgromadzeniu, to zaś oznacza, iż głosy nie są sobie równe, mówi współautor badań doktor Andrew King z brytyjskiego Swansea University. Dotychczas sądzono, że kichanie służy likaonom wyłącznie do oczyszczania dróg oddechowych. « powrót do artykułu
  16. Oceniając skuteczność prób wyeliminowania inwazyjnych mrówek argentyńskich (Linepithema humile) z Channel Islands, naukowcy korzystają z pomocy biszkoptowego labradora Tobiasa. Tobias i jego opiekun Ky Zimmerman mieszkali przez 3 miesiące na wyspie Santa Cruz. Specjalnie wytresowany pies przemierzał 4,1 km2 podszytu, szukając gniazd mrówek argentyńskich, które zagroziły tutejszemu ekosystemowi. Jak opowiada Christina Boser z organizacji Nature Conservancy, Tobias nie znalazł ani jednej nowej populacji, co oznacza, że rozpoczęty w 2009 r. projekt najprawdopodobniej działa. Mrówki bardzo trudno znaleźć, zaś pies bardzo dobrze sobie radzi z tym zadaniem i ma z tego dużą frajdę. Boser i inni nie zniszczyli kilku starych gniazd, by upewnić się, że labrador będzie miał co znajdować i dostanie za to nagrodę - ulubioną piłkę. Mrówka argentyńska w ciągu ostatnich 100 lat rozprzestrzeniła się w strefie subtropikalnej i umiarkowanej wszystkich kontynentów i wysp oceanicznych. Na Wyspach Normandzkich pojawiła się ok. 30 lat temu. W chronionych środowiskach, takich jak Santa Cruz, agresywnie współzawodniczy z miejscowymi mrówkami o nektar. Ostatecznie może nie dopuścić do zapylania kwiatów przez pszczoły (a gdy nie ma nasion, rośnie ryzyko wyginięcia gatunku). W 2009 r. naukowcy zaczęli zrzucać z helikopterów "kulki" z mieszaniną pestycydu i słodkiego roztworu. Robotnice zanosiły je do gniazd, gdzie miało dojść do zatrucia i śmierci królowej. Teraz wracamy na wyspy, by sprawdzić, czy metoda się sprawdziła. Należący do organizacji Working Dogs For Conservation Tobias wcześniej tropił inwazyjne racicznice Dreissena bugensis z jeziora w Montanie. Po zakończeniu pracy na Santa Cruz zostanie przeniesiony na kolejną z Channel Islands - San Clemente. « powrót do artykułu
  17. Prozdrowotny cydr albo wino? Czemu nie! Wprawdzie to soki, koktajle i przeciery zawierają najwięcej witamin i składników mineralnych, ale bogactwo wartościowych związków możemy czerpać również z innych produktów, do których dodawane są warzywa i owoce. Możemy z korzyścią dla zdrowia spożywać ograniczoną ilość fermentowanych soków owocowych. Przecież cydr lub wino otrzymane z jabłek, gruszek, wiśni czy z pigwy powstaje z surowca bogatego w związki prozdrowotne - witaminy, związki polifenolowe, w tym antocjany odpowiedzialne za czerwone zabarwienie. Te wartości zostają w produkcie, mimo że w procesie fermentacji powstają również związki, które w dużych dawkach nie są przyjazne naszemu organizmowi – uważa dr inż. Paulina Nowicka z Wydziału Biotechnologii i Nauk o Żywności Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Tegoroczna stypendystka Fundacji na rzecz Nauki Polskiej w swojej pracy badawczej analizuje żywność pod kątem składników korzystnie oddziałujących na zdrowie i opracowuje takie technologie produkcji, aby warzywa i owoce traciły jak najmniej swoich cennych składników. Jak zaznacza rozmówczyni PAP, oczywiście sam alkohol szkodzi zdrowiu. Jednak trzy razy w tygodniu można bez obaw wypić lampkę wina. Jeśli dodatkowo jest to wino czerwone, spowoduje więcej dobrego niż złego. Synergia działania związków prozdrowotnych sprawia, że wino wspomaga trawienie, przeciwdziała chorobom krążenia, działa przeciwnowotworowo i obniża stężenie glukozy we krwi. Badania wykazują, że owocowe alkohole stosowane "w granicach rozsądku" działają pozytywnie na nasz organizm. W laboratorium badawczym stypendystka uczestniczy w pracach nad surowcami, które "wracają do łask". To m.in. pigwa, pigwowiec, dereń czy rokitnik, które bez problemu dojrzewają w polskich warunkach klimatycznych. Obecnie naukowcy testują sok aroniowy. Jest on cierpki, muszą więc spowodować, że będzie smakował konsumentom, a jednocześnie zachowa wszystkie właściwości prozdrowotne. Choć nie jestem wegetarianką i uważam, że dieta powinna być w pełni zbilansowana, to nie mam wątpliwości, że owoce i warzywa mają największą wartość. Mądre stosowanie tych surowców w produkcji żywności może pomóc w profilaktyce przewlekłych chorób niezakaźnych (tak zwanych cywilizacyjnych), w tym otyłości, schorzeń układu krążenia i nowotworów - mówi dr inż. Paulina Nowicka. Wraz z zespołem badawczym we Wrocławiu opracowuje takie technologie produkcji, aby wartość wyjściowa surowca została zachowana. Badaczka przypomina, że owoce i warzywa mają charakter sezonowy. Dlatego potrzebne są mało inwazyjne metody przetwarzania surowców - tak, żeby zapewnić dostęp do zdrowych i atrakcyjnych sensorycznie produktów przez cały rok. My, konsumenci, mamy chętnie po nie sięgać, wiedząc, że ma prozdrowotny wpływ na nasz organizm. Ważne jednak, żebyśmy przy tym odczuwali przyjemność ze spożywania tego, co kupiliśmy. Zdrowej żywności wcale nie musimy kupować w ekologicznych sklepach, gdzie ceny są zwykle bardzo wysokie. Możemy też znaleźć je w sieciach handlowych. Prozdrowotny charakter mają np. produkty z dodatkiem nasion chia, które nadają żywności odpowiednią konsystencję żelową. Są suszone owoce nieoblepione syropem glukozowo-fruktozowym. Są produkty typu smoothie, koktajle owocowe, przeciery. Najwięcej witamin mają produkty wieloskładnikowe, np. przeciery z 7 warzyw. Wszystkie mętne soki warzywne i owocowe są zdecydowanie lepsze dla naszego zdrowia niż soki klarowne. Niestety, na rynku jest wiele produktów, które w swojej nazwie mają owocowy lub warzywny, a nie cechują się właściwościami prozdrowotnymi. Konsumenci nie zawsze potrafią je odróżnić i często ze względu na nieznaczną różnicę w cenie sięgają po te gorsze - obserwuje Paulina Nowicka. Dodaje, że wielu kupujących nie odróżnia napoju od nektaru i soku. Niektórzy konsumenci błędnie oceniają, że największe wartości prozdrowotne ma nektar. Tymczasem tylko sok jest produktem czysto owocowym, napoje i nektary mają duży dodatek cukru i syntetycznych substancji smakowych niemających nic wspólnego z warzywami i owocami. Jest też dużo innych produktów, które bazują na surowcu owocowym, ale utraciły cenne składniki. To na przykład owoce suszone metodami owiewowymi. Jeśli proces suszenia jest długotrwały, to owoce tracą więcej substancji prozdrowotnych niż wtedy, gdy wykorzystamy suszenie mikrofalowo-próżniowe albo odwadnianie osmotyczne w medium innych soków, dzięki któremu można nawet wzbogacić produkt finalny - tłumaczy Nowicka. Badaczka ubolewa nad tym, że wielu firmom nie opłaca się edukować konsumentów, zwłaszcza, jeśli są to tzw. klienci krótkotrwali. Tak jest m.in. w przypadku osób kupujących żywność dla niemowląt i dzieci. Rodzice potrzebują produktu tylko przez określony, krótki czas. Mimo to warto, żeby znali ich skład. Okazuje się, że nie wszystkie mamy wiedzą na przykład, czym jest skrobia ziemniaczana i definiują ją jako coś złego, dodatek E. A tymczasem jest to zwykła mąka ziemniaczana, którą same stosują w domu - wyjaśnia Nowicka. Wrocławskie laboratoria są w fazie rozbudowy. W przyszłości powstanie tu centrum badawcze dysponujące półtechnologiami w fazie testów. « powrót do artykułu
  18. Średnia wieku ludzi w krajach rozwiniętych znacznie przekracza wiek reprodukcyjny, co skłoniło niektórych do wysunięcia hipotezy, że przestaliśmy ewoluować, gdyż osłabieniu uległy mechanizmy naturalnej selekcji. Jednak badania przeprowadzone na genomach 200 000 osób w Wielkiej Brytanii dowodzą, że nadal ewoluujemy, ale bardzo powoli. Joseph Pickrell i jego zespół z Columbia University przeanalizowali genomy szukając tych wariantów genów, które stały się rzadsze pomiędzy pokoleniami. Przyglądali się m.in. genowi CHRNA3, którego występowanie jest związane z większym ryzykiem, iż posiadająca go osoba będzie paliła bardzo dużo papierosów i ryzykuje śmiercią z tego powodu. Gdy naukowcy porównali genomy 80-latków z genomami 60-latków stwierdzili, że u młodszych osób CHRNA3 występuje o 1% rzadziej. To skłoniło uczonych do stwierdzenia, że pomiędzy generacjami występowanie tego akurat genu zmniejszyło się. Niestety, nie można było udowodnić tego stwierdzenia, gdyż naukowcy nie dysponowali odpowiednią bazą genomów 40-latków. Zauważono też, że rzadziej występuje gen ApoE4, powiązany z późnym występowaniem choroby Alzheimera i chorób układu naczyniowego. Niewykluczone, że rzadsze występowanie tego genu jest powiązane z faktem, iż coraz więcej osób zostaje rodzicami w wieku 40 czy 50 lat, kiedy to osoby z genem ApoE4 są narażone na większe ryzyko śmierci. Jakaś część z nich umiera przed spłodzeniem potomstwa, co ma wpływ na pulę genetyczną kolejnych generacji. Warto jednak podkreślić, że z badań na zwierzętach wiemy, iż proces ewolucyjny wcale nie musi podążać w tym samym kierunku. Tytoń staje się w krajach rozwiniętych coraz mniej popularną używką, jeśli więc na przykład ludzie przestaną palić, zaniknie mechanizm eliminujący z puli genetycznej osoby z genem CHRNA3. « powrót do artykułu
  19. Codzienne zażywanie aspiryny, by zmniejszyć ryzyko raka jelita grubego, może także utrudnić leczenie tej choroby, jeśli ktoś jednak na nią zapadnie. Badania, których wyniki ukazały się w Journal of the Royal Society Interface, bazowały na modelowaniu matematycznym. Autorzy raportu podkreślają, że jeśli uda się je powtórzyć w laboratorium, będzie to oznaczać, że zdolność zabezpieczania przez aspirynę przed rakiem jelita grubego może być okupiona nieakceptowalnie dużymi kosztami. Coraz więcej badań pokazuje, że przyjmowane przez co najmniej 5 lat codzienne mikrodawki aspiryny mogą zmniejszyć ryzyko nowotworu na późniejszych etapach życia. Przy takim postępowaniu znacząco spadają wskaźniki raków prostaty, gardła i niedrobnokomórkowego płuca, a częstość występowania raka jelita grubego zmniejsza się aż o połowę. Gdy w laboratorium testowano wpływ aspiryny na komórki nowotworowe, okazało się, że spowalnia ona tempo podziału i nasila śmierć komórkową. Dotąd naukowcy nie opisali jednak dokładnego mechanizmu wpływu aspiryny. Trudno też było powiedzieć, czy nie występują jakieś nieznane oddziaływania na rozprzestrzenianie nowotworu. By się o tym przekonać, Dominik Wodarz z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine oceniał, czy lek może powodować niebezpieczne mutacje. Okazało się, że tak. Aspiryna zwiększała bowiem zdolność nowotworu do wytwarzania agresywnych zmutowanych komórek, które w dodatku były lekooporne. Generalnie modelowanie wykazało, że aspiryna zwiększa prawdopodobieństwo, że pojedyncza komórka guza nie przejdzie klonalnej ekspansji. Jednocześnie zwiększa jednak potencjał ewolucyjny ekspansywnej kolonii komórek guza. Populacja komórek nowotworowych, która jest poddawana działaniu aspiryny, nagromadzi bowiem więcej mutacji (i przez to będzie bardziej zjadliwa i trudniejsza do leczenia) niż populacja tej samej wielkości hodowana bez aspiryny. Naukowcy zaznaczają, że opisywane wyniki mogą zmienić protokół stosowania aspiryny w ramach zapobiegania nowotworom. Dodają, że obecnie kluczowe jest upewnienie się, że aspiryna odracza początek raka jelita grubego na tyle, by dało się uniknąć negatywnych skutków. Wg nich, ludzie, którzy przyjmują aspirynę, zwłaszcza ci w średnim wieku, powinni regularnie przechodzić badania przesiewowe pod kątem nowotworu. « powrót do artykułu
  20. Opanowanie procesów metalurgicznych to jedno z najważniejszych osiągnięć w historii ludzkości, które pozwoliło na rozwój zaawansowanych cywilizacji. Specjalistom z Uniwersytetów w Heidelbergu, Londynie i Cambridge udało się odpowiedzieć na pytanie, gdzie i kiedy rozpoczęła się historia metalurgii. Z ich badań wynika, że technologia pozyskiwania metali została najprawdopodobniej opracowana jednocześnie w kilku miejscach. Niewiele osób wie, że miedź była przetwarzana już w neolicie przed około 10 000 laty na terenach Żyznego Półksiężyca. Jednak, jako że występuje tutaj czysty rodzimy metal, nie możemy mówić o prawdziwych początkach metalurgii, mówi profesor Ernst Pernicka z Uniwersytetu w Heidelbergu. Za początku metalurgii można uznać celowe pozyskanie metalu z rudy. Przez wiele lat za najstarszy dowód na prowadzenie prac metalurgicznych uznawano żużel pozostały z wytopienia się miedzi, który znaleziono na stanowisku Çatalhöyük. Miejsce to było zamieszkane 7100-6000 lat przed Chrystusem i jest uznawane za jedno z najważniejszych bliskowschodnich stanowisk dotyczących ewolucji ludzkiego osadnictwa. Żużel znaleziono w warstwie datowanej na 6500 lat przed Chrystusem, zatem jest o 1500 lat starszy od innych dowodów na prowadzenie wytopu miedzi. Wydawało się zatem, że historia metalurgii liczy sobie 8500 lat i rozpoczęła się w jedym miejscu, skąd wynalazek powoli się rozpowszechnił. Najnowsze badania wykazały jednak, że żużel to niezamierzona pozostałość po ognisku. Różni się on bowiem pod względem chemicznym od znalezionych na tym samym stanowisku miedzianych artefaktów wykonanych z czystej miedzi. Odkrycie pokazuje, że żużel z Çatalhöyük nie jest najstarszym dowodem na opanowanie metalurgii przez człowieka. W związku z tym należy uznać, że najstarsze znane nam dowody pochodzą sprzed około 5000 lat przed Chrystusem z Europy Południowo-Wschodniej oraz Iranu. Proces metalurgiczny, jeden z największych przełomów w historii ludzkości, został zatem opanowany mniej więcej w tym samym czasie w różnych miejscach. « powrót do artykułu
  21. Cztery tysiące lat temu, na przełomie epoki kamienia i epoki brązu, europejskie kobiety opuszczały swoje ojczyste wioski, by założyć rodziny. Razem z nimi w nowe miejsca przybywały obiekty kulturowe oraz idee, co z kolei sprzyjało rozwojowi technologii. Pod koniec epoki kamienia (neolitu) i we wczesnej epoce brązu w alpejskiej dolinie Lechtal rodziny zakładano w taki sposób, że większość kobiet pochodziła z innych okolic, najprawdopodobniej z terenu dzisiejszych Czech lub środkowych Niemiec. Patrylokalność połączona z mobilnością kobiet nie była czasowym fenomenem, lecz utrzymywała się przez 800 lat. Oprócz badań archeologicznych szczątków 84 osób przeprowadzono także analizy stabilnych izotopów i starożytnego DNA (aDNA). Wyniki ukazały się w piśmie PNAS. Badanych ludzi pochowano w okresie od 1650 do 2500 r. p.n.e. na cmentarzach należących do poszczególnych zagród (liczba pochówków na takich cmentarzach była bardzo różna - od pojedynczych do kilkudziesięciu; ludzi grzebano na nich przez pokolenia). Osady były zlokalizowane wzdłuż żyznego wału lessowego doliny Lechtal. W tym czasie w tych okolicach nie było większych wiosek - opowiada Philipp Stockhammer z Uniwersytetu Ludwika i Maksymiliana w Monachium. Widoczna jest olbrzymia różnorodność linii żeńskich, która mogła wystąpić tylko wtedy, gdyby z czasem wiele kobiet relokowano do Lechtal z innych okolic - tłumaczy Alissa Mittnik z Instytutu Historii Człowieka Maxa Plancka. W oparciu o analizy stosunku izotopów strontu w zębach trzonowych mogliśmy wyciągnąć wnioski co do pochodzenia [...] - dodaje Corina Knipperof z Centrum Archeometrii Curta Engelhorna. Pochówki kobiet nie różniły się od pozostałych, co sugeruje, że zintegrowały się one z lokalną społecznością. Z archeologicznego punktu widzenia nowe ustalenia wskazują na znaczną rolę mobilności kobiet w wymianie kulturowej epoki brązu. Wydaje się [też], że przynajmniej część tego, co wcześniej uznawano za migrację grup, to de facto zinstytucjonalizowana postać indywidualnych podróży - podsumowuje Stockhammer. « powrót do artykułu
  22. Dziesiątki pieczęci, na których wymieniono nazwiska królewskich urzędników z okresu Pierwszej Świątyni, to najnowsze znalezisko archeologiczne z okolic murów jerozolimskiego Starego Miasta. Gliniane pieczęcie do zabezpieczania listów przechowały się dzięki materiałowi, z którego zostały wykonane. Pożar Jerozolimy zniszczył listy, ale pomógł zachować pieczęcie. Dyrektorzy wykopalisk, Ortal Chalaf i doktor Joe Uziel informują, że najstarsze z pieczęci składały się wyłącznie z samych obrazków. Nie notowano na nich nazwiska nadawcy, ale za pomocą symboli graficznych informowano, kim on jest lub co pieczętuje. Od czasów króla Ezechiela (ok. 700 roku przed Chrystusem) do zniszczenia Jerozolimy przez Babilończyków (rok 586 p. Ch.) na pieczęciach widnieją już nazwiska. Dzięki odkryciu możemy poznać nie tylko strukturę administracyjną Jerozolimy, ale dowiedzieć się, kto w niej służył i jaki był jej rozkład administracyjny. Na niektórych pieczęciach widnieją imiona biblijne, w tym i takie używane do dzisiaj, jak na przykład Pinchas. Jednak szczególnie interesująca jest pieczęć, na której wspomniano o mężczyźnie imieniem Achiaw ben Menachem. Zwróciła ona uwagę specjalistów, gdyż Menachem był władcą Izraela, o którym wspomina Biblia (2 Krl 15, 14-22). Natomiast imię Achiaw nie pojawia się w Biblii, natomiast jest podobne do imienia Achav (Ahab) z przypowieści proroka Eliasza. Achava, niesławnego króla Izraela, wspomina Septuaginta w Księdze Jeremiasza oraz Józef Flawiusz w Starożytnościach żydowskich (15: 7-8). Archeolodzy mówią, że pojawienie się imienia Achiav na pieczęci pokazuje, zbieżność pomiędzy imionami biblijnymi z Królestwa Izraela a tymi, które pojawiają się w Judzie już po zagładzie Królestwa. Są one jednym z fragmentów układanki, na podstawie której możemy potwierdzić, że po wypędzeniu plemion Izraela uchodźcy z północy przybyli do Jerozolimy i tam mogli dojść do znaczących stanowisk w administracji. Interesujący jest też fakt pojawienia się na jednej pieczęci dwóch imion, które należały do królów. Pomimo tego, że Achiav (w biblijnej wersji Achab), jest w Biblii przedstawiony w negatywnym świetle, imię to było używane w ostatnich dniach Pierwszej Świątyni, aż po okres Drugiej Świątyni. Nie wyszło z użycia pomimo tego, że okryło się niesławą. « powrót do artykułu
  23. Zalane przez wody powodziowe huraganu Hurvey dokumenty, książki itp. można uratować za pomocą technologii wiązek elektronowych. Ponieważ w/na zalanych obiektach mogą się znajdować patogeny z oczyszczalni ścieków, ludzie nie powinni sami próbować ich oczyszczać. Jak wyjaśnia dr Suresh Pillai, dyrektor Narodowego Centrum Badań Wiązek Elektronowych, technologia pomaga zabić pleśń, inne grzyby i bakterie, które namnażają się w wilgotnych środowiskach. Napromienianie było wykorzystywane do ratowania różnych obiektów na całym świecie, np. ikon prawosławnych w Rumunii czy rzeźb religijnych we Francji. Tę samą technologię można by zastosować do rzeczy uszkodzonych przez wody powodziowe Hurveya, np. paszportów, aktów urodzenia, małżeństwa, zgonu czy książek. W przypadku, gdy została zniszczona biblioteka, nie można [przecież] wyrzucić wszystkich książek, zwłaszcza o wyczerpanym nakładzie bądź rzadkich. Pillai dodaje, że inni naukowcy wykazali, że jeśli dobrze dobierze się dawkę, wiązki elektronowe nie szkodzą dokumentom. Technologia wykorzystuje elektrony z komercyjnych źródeł energii, które są przyspieszane, by rozbić DNA przetrwalników grzybów i komórek bakteryjnych. Zniszczeniu ulegają patogeny, nie materiał. Dyrektor opowiada, że choć Narodowe Centrum zajmuje się zwykle bezpieczeństwem pokarmów czy usuwaniem z wody z patogenów oraz innych zanieczyszczeń organicznych, to w przeszłości tutejszym specjalistom zdarzało się już pracować z dokumentami (chodziło o uszkodzone przez wodę mapy z teksańskiej bazy wojskowej). Pillai podkreśla, że kluczowy jest dobór odpowiedniej dawki i że nie ma, oczywiście, jednej recepty dla wszystkich dokumentów. Podczas indywidualnej oceny pod uwagę bierze się m.in. ich grubość i obecność ewentualnych barwników. Koszty mogą się zmieniać z projektu na projekt. « powrót do artykułu
  24. IEEE Standards Association, wchodzące w skład Instytutu Inżynierów Elektryków i Elektroników (IEEE), pracuje nad stworzeniem międzynarodowego standardu komputera kwantowego. Trwające prace nad standardem IEEE P7130 mają ułatwić dostęp do technologii kwantowych szerszej grupie deweloperów, matematyków, inżynierów, biologów czy klimatologów. William Hurley, przewodniczący IEEE Quantum Computing Working Group mówi, że w standardzie zostaną zdefiniowane terminy związane m.in. z kwantowym tunelowaniem, superpozycją, splątaniem oraz wszelkie terminy pokrewne, odnoszące sie nie tylko do fizyki maszyn kwantowych. Obecnie nad komputerami kwantowymi pracuje wiele ośrodków i często, właśnie ze względu na brak jednoznacznych standardów, trudno jest im sie ze sobą komunikować. W działaniach na rzecz powstania IEEE P7130 bierze udział wielu różnych graczy, od IBM-a, który od ponad 30 lat pracuje nad komputerem kwantowym, po niewielką kanadyjską firmę 1Qbit opracowującą algorytmy ogólnego przeznaczenia dla komputerów kwantowych i niestandardowych procesorów. Świat nauki reprezentuje m.in. Tokijski Instytut Technologiczny i wciąż zgłaszają się kolejni zainteresowani. Łączymy startupy, legendy świata IT oraz wielkie korporacje. Chcemy, by nasza grupa miała dobre kontakty ze wszystkimi zainteresowanymi, w tym ze światem nauki, mówi Hurley. Na razie grupa firm i osób pracujących nad komputerami kwantowymi jest dość mała, ale szybko się rozrasta. Analitycy z firmy Morgan Stanley przewidują, że w następnej dekadzie rynek najpotężniejszych komputerów wzrośnie dwukrotnie. Ich zdaniem firmami, które mają największe szanse na skomercjalizowaniu swoich prac nad kwantowym komputerem są IBM, Google, Microsoft i Nokia Bell Labs. Google testuje obecnie 20-kubitowy procesor, a przed końcem roku ma posiadać 49-kubitowy układ. Microsoft bardzo dużo inwestuje w prace nad kwantowymi komputerami skupiając się nad opracowaniem skalowalnego sprzętu i oprogramowania korzystającego z tzw. topologicznego kubita. Z kolei IBM przed czterema miesiącami poinformował, że stworzył i przetestował swój najpotężniejszy procesor kwantowy ogólnego przeznaczenia, który powstał w ramach inicjatywy IBM Q. Intensywne prace prowadzone przez przemysł skłoniły IEEE do rozpoczęcia prac nad standardem dla komputerów kwantowych. Obecnie w portfolio IEEE znajduje się ponad 1200 obowiązujących standardów, a organizacja pracuje nad 650 kolejnymi. Hurley mówi, że dobrym punktem wyjścia jest stworzenie obowiązujących definicji, gdyż firmy zachwalające swoje kwantowe osiągnięcia używają tych samych określeń na opisanie różnych rzeczy. Jako potencjalny klient jestem w tym zagubiony, stwierdza Hurley. Ma on nadzieję, że zarys standardu pojawi się już w przyszłym roku i specjaliści zaczną go używać jako punktu odniesienia. « powrót do artykułu
  25. W jaskini Chan Hol w pobliżu miasta Tulúm w stanie Quintana Roo w Meksyku znaleziono prehistoryczny ludzki szkielet. Stalagmit wskazuje, że ma co najmniej 13 tys. lat. Zespół prof. Wolfganga Stinnesbecka z Uniwersytetu w Heidelbergu i Artura Gonzáleza datował szkielet w oparciu o stalagmit, który rósł na kości biodrowej. Odkryte 5 lat temu kości z jaskini Chan Hol w pobliżu Tulúm należą do najstarszych znalezisk tego rodzaju na kontynencie amerykańskim i są dowodami na niespodziewanie wczesne osadnictwo w południowym Meksyku - podkreśla Stinnesbeck. Wczesne osadnictwo w Amerykach jest przedmiotem debaty. Długo podtrzymywana hipoteza zakłada, że pierwsza migracja miała miejsce 12.600 lat temu przez korytarz między wycofującymi się północnoamerykańskimi lodowcami (via Beringia). W ostatnich latach w związku z odkryciami z obu Ameryk, które wskazywały, że ludzie przybyli tu wcześniej, teorię tę w coraz większym stopniu podawano jednak w wątpliwość. Ponieważ przeważnie były to artefakty lub otwarte paleniska, datowano je w oparciu o osady z ich wnętrza. Znalezienie w Amerykach ludzkich kości mających więcej niż 10 tys. należało do skrajnych rzadkości. Niemiecko-meksykański zespół zaznacza, że zalane jaskinie w pobliżu Tulúm dają jednak pole do popisu. Udokumentowano już 7 prehistorycznych ludzkich szkieletów ze złożonego przybrzeżnego systemu jaskiń we wschodniej części Jukatanu. Niektóre były datowane przez innych badaczy. Jaskinie zlokalizowane wzdłuż karaibskiego wybrzeża Jukatanu nie zostały zalane aż do podniesienia poziomu mórz po epoce lodowcowej. Jak tłumaczy Stinnesbeck, zawierają więc dane archeologiczne, paleontologiczne i klimatyczne sprzed zalania. W dodatku zachowały się one świetnie. Trudno było ustalić wiek kości za pomocą tradycyjnego datowania radiowęglowego, bo kolagen z kości został całkowicie wypłukany podczas pobytu w wodzie. Naukowcy musieli więc skorzystać z innej metody: uciekli się do datowania stalagmitu, który urósł na kości biodrowej. Datowanie metodą uranowo-torową wskazało, że minimalny wiek szkieletu to 11.300 lat, lecz dane nt. klimatu i opadów zachowane w stalagmicie jasno pokazywały, że kości są starsze. Jak wyjaśniają autorzy publikacji z pisma PLoS ONE, proporcję izotopów tlenu i węgla można porównać z danymi z innych rejonów Ziemi. Jeśli przyjmie się wiek 13 tys. lat, mieszkaniec Cahn Col musiał pochodzić z młodszego dryasu. Wg specjalistów z Heidelbergu, nasilona urbanizacja i rozwijająca się turystyka regionu zagrażają paleontologicznym i archeologicznym zapisom zachowanym w jaskiniach. Krótko po odkryciu szkieletu w lutym 2012 r. stanowisko zostało splądrowane. Nieznani nurkowie ukradli wszystkie kości leżące na dnie jaskini. O pierwotnym stanie świadczą tylko nieliczne zdjęcia i parę drobnych fragmentów kości. Kość biodrowa badana przez naukowców uniknęła smutnego losu, bo ochroniła ją martwica wapienna stalagmitu. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...