Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36962
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Mężczyzna, który doznał dekapitacji, uciekając w Pompejach przed wybuchem Wezuwiusza, miał przy sobie woreczek srebrnych i brązowych monet. Prowadząc wykopaliska pod szkieletem, archeolodzy natrafili na pozostałości skórzanej sakiewki. Prawdopodobnie mężczyzna nosił ją na szyi. W sakiewce znajdowały się 22 monety o łącznej wartości 80 sesterców (to równowartość ok. 500 euro). Jak podkreślają eksperci, taka suma wystarczyłaby na utrzymanie 3-osobowej rodziny przez co najmniej 2 tygodnie. Niewykluczone, że trzydziestokilkulatek był kupcem, który próbował ocalić choć część majątku. Eksperci natrafili też na klucz, zapewne od domu zmarłego. "Nie był on obrzydliwie bogaty, ale nie był też biedakiem" - uważa Massimo Osana, archeolog, który od paru lat sprawuje nadzór nad pozostałościami zniszczonego w 79 r. przez Wezuwiusz miasta i który kiedyś prowadził tam wykopaliska. Monety odnaleziono, gdy zespół kopał pod szkieletem, by wydobyć go do analizy. Niektóre monety datują się na II w. p.n.e., inne są młodsze - widać na nich podobizny Oktawiana Augusta i Wespazjana. « powrót do artykułu
  2. Gupiki trynidadzkie (Poecilia reticulata) zmieniają kolor oczu, by odstraszyć rywala. Wspólne badanie naukowców z Uniwersytetu w Exeter i Uniwersytetu Zachodnich Indii pokazało, że w obecności rywala przed atakiem gupiki błyskawicznie zmieniają kolor tęczówki ze srebrnej na czarną. Oczy stają się przez to bardziej widoczne. Większe gupiki postępują tak, spotykając mniejsze samce, które mogłyby pokonać w walce. Mniejsze osobniki nie odwzajemniają tego "gestu". Gupiki mogą zmieniać kolor tęczówki w ciągu paru sekund. Nasze badanie pokazuje, że robią to, by uczciwie zakomunikować innym swoje agresywne nastawienie - opowiada dr Robert Heathcote z Uniwersytetu w Exeter. Eksperymentalne wykazanie, że zwierzęta wykorzystują barwę oczu do komunikacji, jest bardzo trudne, dlatego wykonaliśmy realistycznie wyglądające ryby-roboty z różnymi oczami i obserwowaliśmy reakcje prawdziwych ryb. Prof. Darren Croft dodaje, że oczy są jedną z najbardziej rozpoznawalnych struktur świata naturalnego. Wiele gatunków zadaje więc sobie sporo trudu, by schować i zakamuflować swoje oczy, unikając niechcianej uwagi ze strony rywali i drapieżników. Nie da się jednak ukryć, że pewne gatunki mają duże czy dobrze widoczne oczy. Często nie wiadomo, czemu miałoby to służyć. Opisywane badanie rzuca nieco światła na to zjawisko. Podczas eksperymentów biolodzy sprawdzali, co się stanie, gdy mniejsze gupiki będą "oszukiwać", demonstrując agresję w stosunku do większych rywali. Okazało się że okolice z jedzeniem ochraniane przez roboty z czarnymi oczami wyzwalały nieproporcjonalnie dużą rywalizację ze strony większych samców (im ciemniejsze oczy miał robot, tym większą skalę przyjmowało to zjawisko). Naukowcy sądzą, że to właśnie powód, dla którego gupiki są "szczere" i demonstrują agresywne zamiary tylko wtedy, jeśli naprawdę mogą zdobyć przewagę nad rywalem. Dr Safi Darden dodaje, że u ludzi biała twardówka oka pozwala określić, w jakim kierunku ktoś spogląda. Nasze badanie pokazuje, że tak jak ludzie, te małe rybki zwracają uwagę na oczy członków grupy i że oczy są ważnym źródłem informacji [...]. « powrót do artykułu
  3. Zero Day Initiative (ZDI) ujawniła krytyczną dziurę w systemie Windows. Udany atak na lukę pozwala napastnikowi na wykonanie dowolnego kodu na zaatakowanym systemie. Dziura nie została jeszcze załatana. ZDI zawiadomiła Microsoft o istnieniu dziury już 23 stycznia. Trzy miesiące później Microsoft poinformował ZDI, że nie jest w stanie odtworzyć dziury bez prototypowego exploita. W odpowiedzi ZDI poinformowało, że prototypowy złośliwy kod został przesłany wraz ze zgłoszeniem dziury. Tydzień później, 1 maja, Microsoft potwierdził, że otrzymał taki kod. Zgodnie ze swoją polityką, ZDI ujawnia znalezione dziury po 120 dniach od poinformowania o tym producenta wrażliwego oprogramowania. Microsoft został poinformowany o zbliżającym się terminie ujawnienia i poprosił o jego przedłużenie. Przedstawiciele ZDI odmówili i właśnie ujawnili część informacji o dziurze. Dowiadujemy się, że do ataku może dojść, gdy odwiedzimy złośliwą lub zhakowaną witrynę albo też gdy otworzymy specjalnie spreparowany plik. Dziura występuje podczas przetwarzania Jscript. To stworzona przez Microsoft odmiana JavaScript. ZDI informuje, że użytkownicy, którzy chcą uniknąć ataku, powinni ograniczyć interakcje z aplikacjami do zaufanych plików. « powrót do artykułu
  4. Norman to psychopata. Na szczęście nie jest prawdziwy. To sztuczna inteligencja stworzona na MIT, której rozwojem pokierowano tak, by wykazywała cechy psychopatyczne. Inspiracją dla powstania algorytmu był Norman, bohater filmu Psychoza Hitchcocka. Praca nad Normanem, podobnie jak nad innymi algorytmami sztucznej inteligencji, rozpoczęła się on jego nauczania na bazie materiałów dostępnych w internecie. Jednak zamiast przeglądać przyjemne i neutralne obrazy, Normana skierowano do bardziej mrocznej części internetu. Zadaniem algorytmu było przeglądanie dziwacznych grafik i obrazów, jakie wymieniają między sobą użytkownicy jednego z forów serwisu Reddit. Po takim treningu Normana poproszono o rozwiązanie testu Rorschacha. To znany test plam, w których badani mają rozpoznawać kształty czy obrazy. Zgodnie z oczekiwaniami, Norman dawał dziwaczne odpowiedzi na plamy. Przy planszy 9. w której standardowa sztuczna inteligencja widzi czarno-białe zdjęcie czerwono-białego parasola, Norman widział człowieka poddawanego wstrząsom elektrycznym podczas próby przechodzenia przez ruchliwą ulicę. Z kolei plansza 10., która standardowej SI kojarzy się ze zbliżeniem na tort weselny stojący na stole, dla Normana była grafiką przedstawiającą człowieka zabitego przez pędzący samochód. Twórcy psychopatycznej SI oświadczyli, że Norman ucierpiał od ciągłej ekspozycji na najciemniejsze zakamarki Reddita. Całość może być zabawną wprawką dla twórców inteligentnych algorytmów, pokazuje jednak pewną ważną rzecz. Zachowanie SI jest w dużej mierze zdeterminowane informacjami, jakie zdobywa podczas nauki. Oczywiście to nic nowego. Wystarczy przypomnieć sobie microsoftowego bota, którego koncern z Redmond postanowił skonfrontować w internautami. W ciągu 24 godzin bot stał się rasistą i został wyłączony. « powrót do artykułu
  5. Stomatolodzy mogą wyczuwać woń strachu pacjenta, przez co wzrasta prawdopodobieństwo popełnienia błędu. By sprawdzić, czy zapach ciała może sygnalizować czyjś lęk w realistycznych warunkach, zespół Valentiny Parmy ze Scuola Internazionale Superiore di Studi Avanzati (SISSA) w Trieście poprosił grupę 24 studentów stomatologii o 2 koszulki. Jedna miała być noszona podczas stresującego egzaminu, druga podczas wykładu. Później T-shirty potraktowano związkiem maskującym woń ciała - eugenolem (przez to świadomie nie dało się jej wyczuć). Gdy ubrania dano innej grupie 24 studentów, mówili oni, że nie potrafią odróżnić garderoby noszonej w warunkach stresowych i w stanie rozluźnienia. Następnie T-shirty włożono na manekiny, na których studenci III roku mieli przeprowadzić 3 zabiegi. Podczas pracy byli wystawiani na zamaskowany zapach przestraszonego ciała, zamaskowany zapach zrelaksowanej osoby lub na woń czystego eugenolu. Każdorazowo wykonanie było oceniane przez fachowca. Okazało się, że ludzie wypadali znacząco gorzej, gdy "leczyli" manekiny ubrane w koszulki noszone podczas stresującego egzaminu. Wśród błędów wymieniano m.in. zwiększone ryzyko uszkodzenia sąsiedniego zęba. Parma uważa, że woń strachu wyzwala tę samą emocję u osób, które ją podświadomie odbierają. Włoszka podkreśla, że fenomen ten może występować także w innych sytuacjach. Wg niej, siedzenie podczas egzaminu w pobliżu szczególnie nerwowej osoby oddziałuje niekiedy na stopnie innych. Specjalistka wspomina też o wpływie woni szefa i kolegów/koleżanek na wyniki osiągane w pracy. Autorzy publikacji z pisma Chemical Senses nie wiedzą, czy w pełni wykształceni, doświadczeni stomatolodzy także reagują na woń ciała, stąd plany na kolejne badania. Jeśli się okaże, że tak, Włosi uważają, że lekarzy powinno się uświadamiać odnośnie do istnienia takiego zjawiska. « powrót do artykułu
  6. Microsoft oficjalnie potwierdził, że przejmie repozytorium GitHub. Transakcja warta jest 7,5 miliarda dolarów. Tym samym koncern z Redmond stanie się właścicielem platformy, której cała filozofia istnienia stoi w opozycji do sposobu prowadzenia biznesu, który uczynił z Microsoftu potęgę. GitHub to serwis internetowy przeznaczony dla projektów programistycznych. Jest niezwykle popularny i udostępnia darmowy hosting dla oprogramowania open source. Historia Microsoftu jest związana zaś przede wszystkim z oprogramowaniem o zamkniętym kodzie. Mimo, że od wielu już lat koncern angażuje się w projekty związane z otwartym kodem, wciąż pozostaje dla wielu symbolem wszystkiego co złe w filozofii zamkniętego oprogramowania. Microsoft to firma, która skupia się przede wszystkim na deweloperach. Łącząc nasze siły z GitHubem potwierdzamy nasze zaangażowanie w wolność, otwartość i innowacyjność działań developerów, powiedział Satya Nadella, dyrektor wykonawczy Microsoftu. Zdajemy sobie sprawę z odpowiedzialności jaką bierzemy na siebie wobec społeczności i dołożymy wszelkich starań, by wspomagać developerów w tworzeniu i unowocześnianiu narzędzi służących do rozwiązywania najpoważniejszych problemów, przed jakimi stoi świat, dodał Nadella. Microsoft jest coraz bardziej otwarty na projekty Open Source i, paradoksalnie, stał się taki pod rządami Steve'a Ballmera, niegdyś nieprzejednanego wroga otwartego oprogramowania. Za rządów Nadelli proces otwierania różnych projektów Microsoftu coraz bardziej postępuje. Właściciele GitHuba woleli sprzedać serwis niż szukać pieniędzy na giełdzie i z pewnością postępowanie Nadelli miało znaczenie przy podejmowaniu decyzji dotyczącej sprzedaży. W ciągu dziewięciu miesięcy 2016 roku GitHub stracił 66 milionów dolarów. Firma od miesięcy szukała nowego dyrektora. Po przejęciu przez Microsoft dyrektorem wykonawczym GitHuba zostanie dotychczasowy wiceprezes ds. korporacyjnych i założyciel firmy Xamarin, Nat Friedman. Rozmowy pomiędzy Microsoftem a GitHubem trwały już od pewnego czasu. Najpierw rozważano współpracę, potem mówiono już o pełnym przejęciu. Chris Wanstrath, który przez ostanie miesiące był pełniącym obowiązki dyrektora wykonawczego GitHuba wyraził nadzieję, że skala w jakiej działa Microsoft, narzędzia, którymi dysponuje oraz globalna chmura obliczeniowa spowodują, że GitHub stanie się jeszcze bardziej wartościową platformą. GitHub zachowa swój etos i będzie działał niezależnie, zapewniając otwartą platformę dla wszystkich developerów. Developerzy będą mogli używać tych języków, narzędzi i systemów operacyjnych, jakie będą chcieli. Będą mogli rozwijać swój kod na dowolny system operacyjny, dowolną chmurę i dowolne narzędzie – oświadczył Microsfot. « powrót do artykułu
  7. Znajdujący się we Frankfurcie nad Menem DE-CIX to największy na świecie punkt wymiany ruchu internetowego. Przez lata jego operatorzy po cichu zgadzali się, by niemieckie służby specjalne śledziły komunikację odbywającą się na tym węźle. Jednak we wrześniu 2016 roku właściciele DE-CIX wystąpili do sądu. Aż do zmiany tzw. prawa G10 w roku 2017, niemieckie przepisy pozwalały służbom specjalnym na nadzorowanie do 20% ruchu, ponadto miały one prawo do śledzenia wyłącznie ruchu międzynarodowego. DE-CIX poskarżył się sądowi, że BND (Bundesnachrichtendienst) nadzoruje znacznie więcej ruchu, prowadzi masową inwigilację bez wskazywania konkretnego celu i nielegalnie śledzi też ruch wewnątrz niemieckiej sieci. DE-CIX właśnie przegrał przed sądem administracyjnym w Lipsku, który stwierdził, że operator DE-CIX nie ma podstaw prawnych, by powoływać się na przepisy o tajemnicy komunikacji, gdyż nie jest operatorem komunikacyjnym, a jedynie pośrednikiem w ruchu. Innymi słowy, niemieckie służby specjalne mogą bez żadnych przeszkód śledzić cały ruch przechodzący przez największy światowy węzeł internetowy. Niemcy, jak wiemy z rewelacji ogłoszonych przed laty przez Edwarda Snowdena, dzielą się swoją wiedzą z amerykańską NSA. Przedstawiciele DE-CIX oświadczyli, że odwołają się do sądu konstytucyjnego w Karlsruhe i zapytają sędziów, czy muszą spełniać żądania BND, które z formalnego punktu widzenia są prawidłowe, jednak ich treść budzi kontrowersje. Sąd administracyjny w Lipsku nie po raz pierwszy opowiada się po stronie służb specjalnych. Przed kilku laty organizacja Reporterzy Bez Granic poskarżyła się do sądu twierdząc, że BND prawdopodobnie śledzi korespondencję dziennikarzy ze źródłami ich informacji, naruszając w ten sposób prawo do tajemnicy dziennikarskiej. Sąd odrzucił pozew twierdząc, że strona skarżąca nie dowiodła, by korespondencja dziennikarzy była śledzona. Reporterzy Bez Granic poskarżyli się wówczas do trybunału w Karlsruhe, który również, powołując się na brak wystarczających dowodów, odrzucił skargę. Sprawa trafiła do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka W niemieckim Trybunale Konstytucyjnym wciąż na rozstrzygnięcie czeka pozew dotyczący ubiegłorocznych zmian w ustawie G10. Po zmianach ustawa wprost pozwala służbom specjalnym na śledzenie komunikacji dziennikarzy oraz daje BND prawo do nieograniczonego śledzenia komunikacji międzynarodowej. « powrót do artykułu
  8. Naukowcy ujawnili 6 typów obrzydzenia, które chronią nas przed chorobami. Wśród wywołujących to uczucie rzeczy znajdują się: 1) zmiany skórne, np. czyraki, 2) psujące się jedzenie, 3) nietypowy wygląd, w tym deformacje, 4) słaba higiena, 5) owady i inne zwierzęta, które mogą przenosić choroby i 6) ryzykowne zachowania seksualne. Zespół z London School of Hygiene & Tropical Medicine (LSHTM) uważa, że uzyskane wyniki pomogą ulepszyć kampanie społeczne związane z myciem rąk mydłem czy stygmatyzacją chorób. Brytyjczycy zbadali on-line ponad 2,5 tys. osób. Ochotnikom prezentowano 74 obrzydliwe scenariusze. Chodziło np. o spotkania z ludźmi z oczywistymi objawami choroby lub z ropnymi zmianami skórnymi, a także o odgłosy kichania i wypróżniania. Badanych proszono o ocenę nasilenia obrzydzenia na skali (jednym z jej krańców był brak obrzydzenia, na drugim końcu znajdowało się zaś skrajne obrzydzenie). Ze wszystkich scenariuszy najbardziej negatywnie oceniano zakażone rany z ropnymi wykwitami. Duże obrzydzenie wywoływało też pogwałcenie norm higienicznych, np. silny zapach ciała. W oparciu o udzielone odpowiedzi naukowcy mogli wyodrębnić 6 kategorii obrzydzenia (mają one związek z chorobami zakaźnymi z naszej przeszłości). Historycznie spożywanie psującego się pokarmu mogło prowadzić do cholery, bliski kontakt z osobami niedbającymi o higienę niósł za sobą ryzyko trądu, rozwiązłość narażała na kiłę, a styczność z otwartymi ranami groziła dżumą bądź ospą. Uzyskane wyniki potwierdzają teorię unikania pasożytów (ang. Parasite Avoidance Theory), wg której obrzydzenie wyewoluowało u zwierząt i ludzi, by zwiększyć częstotliwość zachowań minimalizujących ryzyko infekcji. Badania opisane na łamach Philosophical Transactions of the Royal Society: Biological Sciences wykazały różnice płciowe w reakcjach na scenariusze: w porównaniu do mężczyzn, kobiety oceniały wszystkie kategorie jako bardziej obrzydliwe. Wg Brytyjczyków, pasuje to np. do faktu, że mężczyźni angażują się w bardziej ryzykowne zachowania. Dla zbadanych pań najbardziej obrzydliwymi kategoriami były zwierzęta przenoszące choroby oraz ryzykowne zachowania seksualne. Przed studium akademicy zakładali, że typy obrzydzenia będą odpowiadać kategoriom zagrożenia chorobowego. Okazało się jednak, że rodzaje obrzydzenia odpowiadały raczej rodzajom działań zapobiegawczych (temu, co trzeba zrobić, by uniknąć zakażenia). Zespół z LSHTM podkreśla, że rezultaty można wykorzystać do opracowania narzędzi do pomiaru obrzydzenia, badań międzykulturowych czy ustalenia, jak wstręt moralny ma się do obrzydzenia chorobą. « powrót do artykułu
  9. Ewolucja kojarzy się nam zwykle z procesem trwającym tysiące i miliony lat. Wiemy jednak, że potrafi przebiegać znacznie szybciej. Jednym z przykładów ewolucji, która miała miejsce w czasie krótszym niż 100 lat jest historia pstrąga tęczowego. W latach 90. XIX wieku amerykańscy rybacy wypuścili do Jeziora Michigan pstrągi tęczowe złapane w oceanie u wybrzeży Kalifornii. Przykład ten pokazuje, jak szybko zwierzęta potrafią dostosować się do nowych warunków, jeśli mają odpowiednie geny. Pstrąg tęczowy (Oncorhynchus mykiss) żyje w wodzie słodkiej i słonej. Odmiana osiadła żyje w rzekach, a odmiana wędrowna, zwana w Ameryce steelhead, migruje pomiędzy rzekami a morzem. Do Jeziora Michigan trafiła odmiana wędrowna, która większość swojego dorosłego życia spędza w oceanie. Okazało się jednak, że szybko zaadaptowała się ona do życia wyłącznie w słodkiej wodzie i w czasie krótszym niż 100 lat u ryb pojawiły się geny, dzięki którym nie musi ona przebywać w wodach słonych. Biolog Mark Christie z Purdue University postanowił sprawdzić, jak to się stało, że zwierzę w tak krótkim czasie potrafiło się dostosować. Wraz z Janną Willoughby przeanalizował genomy 264 pstrągów steelhead. Część ryb pochodziła z tych samych wód wokół Kalifornii, w których zostały złapane pstrągi wypuszczone do Jeziora Michigan, a część pochodziła z Jeziora Michigan, w którym została złowiona w latach 1983-1998. Naukowcy wzięli się za porównywanie genomów ryb. Początki pstrąga w Jeziorze Michigan nie były łatwe. Ryby tysiącami padały. Jednak te nieliczne, które przetrwały, zaczęły się rozmnażać. W latach 1983-1998 liczebność pstrągów szybko rosła, a gatunek zaczął się nawet różnicować. Zdaniem Willoughby i Christiego za różnicowanie odpowiada łączenie się pstrągów z Jeziora z pstrągami, które uciekły z hodowli. Naukowcy zauważyli też trzy regiony DNA, w których występują różnice genetyczne pomiędzy pstrągami złowionymi obecnie w pobliżu Kalifornii, a tymi z Jeziora Michigan. Dwa z tych regionów zawierają geny odpowiadające za utrzymanie równowagi soli w organizmie zwierzęcia. Ryby słodkowodne muszą bowiem przyjmować dodatkową sól, a słonowodne muszą się pozbywać nadmiaru soli. Muszą więc mieć różne wersje genów. Trzeci ze wspomnianych regionów DNA wydaje się odpowiadać za gojenie się ran. Niewykluczone, że zmiany w tym regionie pomagają pstrągom radzić sobie z ranami zadawanymi przez pasożytnicze minogi, których pełno w wodach słodkich. Pozostaje więc pytanie, jak to się stało, że w ciągu kilkudziesięciu lat geny ryb zmieniły się z jednej z wersji w inną. Nie ma żadnych śladów, które wskazywałyby, że pstrągi złowione u wybrzeży Kalifornii i wypuszczone do Jeziora krzyżowały się z odmianą osiadłą, słodkowodną. Nie ma też śladu mutacji genów. Naukowcy wyjaśniają, że prawdopodobnie wśród ryb wypuszczony do Jeziora Michigan były takie, które już posiadały odpowiednie wersje genów. To one przetrwały i się rozmnożyły. Gorzej zaadaptowane pstrągi z czasem wyginęły. Felicity Jones, biolog ewolucyjna z Laboratorium Friedricha Mieschera Towarzystwa Maksa Plancka mówi, że konieczne są dalsze badania, by dowieść, że zmiany zaszły w odpowiedzi na zmiany środowiskowe, a nie były czystym przypadkiem. Sama Jones również odkryła, że jeden z gatunków ciernikowatych zmienił środowisko ze słono- na słodkowodne. Uczona nie wyklucza, że takich przypadków może myć więcej. « powrót do artykułu
  10. Antybiotykooporne bakterie Acinetobacter baumannii, które wywołują zakażenia wewnątrzszpitalne, przytwierdzają się do plastikowych urządzeń medycznych za pomocą struktur przypominających palce. Naukowcy z Uniwersytetu w Turku opracowali przeciwciała, które zapobiegają rozprzestrzenianiu bakterii. Lekooporne A. baumannii to jedne z najbardziej kłopotliwych patogenów [...]. Znajdują się one na sporządzonej przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) liście bakterii, na które najpilniej potrzeba leków - opowiada Anton Zavialov. Autorzy publikacji z pisma Proceedings of the National Academy of Sciences (PNAS) odkryli mechanizm molekularny, za pośrednictwem którego A. baumannii i spokrewnione patogenne bakterie kolonizują urządzenia medyczne. To odkrycie pozwala szpitalom ograniczać rozprzestrzenianie patogenów za pomocą prostych, ekonomicznych procedur. Badania wykazały, że A. baumannii przytwierdza się do hydrofobowych powierzchni, używając systemów fimbrialnych (pilusów) typu chaperone-usher; są to struktury białkowe występujące na powierzchni wielu patogenów. Posługując się rentgenografią strukturalną, Finowie odkryli na szczycie pilusów 3 palcowate pętelki. Palce te ściśle przywierają do hydrofobowych plastików, które są wykorzystywane do produkcji narzędzi i urządzeń medycznych. Uważamy, że palce wczepiają się w drobne szczeliny na powierzchni - ujawnia Zavialov. Naukowcy wyprodukowali przeciwciała, które wiążą się z czubkami pilusów i całkowicie hamują przywieranie bakterii oraz tworzenie biofilmu. Zastąpienie w urządzeniach medycznych materiałów hydrofobowych hydrofilnymi to kolejne proste i opłacalne ekonomicznie rozwiązanie kwestii rozprzestrzeniania patogenów. Finowie dodają, że kolejna bakteria z listy WHO - pałeczka ropy błękitnej (Pseudomonas aeruginosa) - ma podobne pilusy i tworzy podobne biofilmy. Mamy więc wszelkie podstawy, by sądzić, że zasugerowane metody zwalczania A. baumannii sprawdzą się i w przypadku P. aeruginosa. « powrót do artykułu
  11. Przez lata sądzono, że drobna egipska mumia z Maidstone Museum w Wielkiej Brytanii to jastrząb. Badania mikrotomograficzne wykazały jednak, że to dziecko, które urodziło się martwe. U chłopca stwierdzono liczne wady wrodzone, w tym malformację czaszki i kręgów. Analizą zajmował się międzynarodowy zespół, pracujący pod kierownictwem bioarcheologa i eksperta od mumii, prof. Andrew Nelsona z Uniwersytetu Zachodniego Ontario w Kanadzie. Dzięki mikrotomografii mumię wirtualne odwinięto z zawojów. Okazało się, że 2 tys. lat temu mumifikacji poddano dziecko urodzone w 23.-28. tygodniu ciąży. Płód cierpiał na bezmózgowie. Błąd w klasyfikacji mumii EA 493 (Mummified Hawk Ptolemaic Period; zmumifikowany jastrząb z okresu ptolemejskiego) wyszedł na jaw w 2016 r., gdy muzeum zdecydowało się poddać skanowaniu mumie żeńskie. Przez przypadek zbadano wtedy także EA 493 oraz inne mumie zwierzęce. Ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że EA 493 to mumia ludzka. Ponieważ skany nie były szczegółowe, zdecydowano się na mikrotomografię. Do analizy zdjęć wykonanych w Museum and Nikon Metrology Nelson zebrał grupę naukowców o różnych specjalnościach (ekipa podkreśla, że nigdy dotąd nie uzyskano obrazów mumii płodu o tak dużej rozdzielczości). Na skanach widać prawidłowo rozwinięte palce u stóp i dłoni oraz poważną malformację czaszki. Stwierdziliśmy całkowity brak pokrywy kostnej. Łuki kręgów się nie zamknęły, a kosteczki słuchowe znajdowały się z tyłu głowy dziecka. Chłopiec jest jedną z dwóch znanych anencefalicznych mumii; drugą odkryto w 1826 r. Badania zespołu stanowią wskazówkę co do diety matki (bezmózgowie bywa bowiem skutkiem braku kwasu foliowego). Nelson przedstawił uzyskane wyniki  Extraordinary World Congress on Mummy Studies na Wyspach Kanaryjskich.   « powrót do artykułu
  12. Główny budowniczy chińskich rakiet, Chińska Korporacja Nauki i Technologii Lotnicznej i Kosmicznej (CASC), poinformowała, że pierwszy stopień rakiety Długi Marsz LM-8, której debiut zaplanowano na rok 2020, będzie elementem wielokrotnego użytku. Pierwszy stopień LM-8, podobnie jak rakiety Falcon i Falcon Heavy, będzie wykorzystywał paliwo pozostałe po starcie i pionowo lądował na Ziemi. Informacje takie nie powinny być zaskoczeniem. Chińska firma już wcześniej oznajmiła, że do roku 2035 będzie produkowała wyłącznie rakiety wielokrotnego użytku. LM-8 będzie w stanie wynieść ładunek o masie 7,7 tony na niską orbitę okołoziemską. Pierwszy stopień LM-8 będzie identyczny co większej LM-7. W porównaniu z LM-7 nowa rakieta zostanie wyposażona jedynie w dwa silniki K2 na paliwo płynne. Po oddzieleniu się drugiego stopnia, którego zadaniem będzie osiągnięcie orbity, pierwszy stopień LM-8 będzie miękko lądował na platformie, korzystając przy tym z wysuwanych amortyzatorów, które mają zminimalizować uderzenie o ziemię. Wcześniej dojdzie do oddzielenia się silników K2, które wylądują miękko na spadochronach. Niewykluczone, że starsze typy chińskich rakiet również zostaną przebudowane tak, by można było używać ich wielokrotnie. W 2019 roku CASC chce przetestować Długi Marsz 4B z amortyzatorami do lądowania, a w 2020 odbędzie się test modelu Długi Marsz 6. « powrót do artykułu
  13. Sonda Dawn rozpoczęła serię manewrów, dzięki którym znajdzie się na najbliższej orbicie wokół Ceres. Już w ciągu najbliższych dni Dawn powinna osiągnąć orbitę znajdującą się mniej niż 50 kilometrów nad planetą karłowatą. To 10-krotnie bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Sonda wykona zdjęcia powierzchni Ceres, zbierze dane o promieniowaniu gamma i promieniowaniu neutronowym, co pozwoli na określenie składu górnej warstwy Ceres. Zmiana orbity to bardzo skomplikowana operacja. Inżynierowie przez wiele miesięcy przygotowywali się do tego wydarzenia. Leciwa sonda, wystrzelona w 2007 roku, miała już dwukrotnie przedłużaną misję. Jej celem były dwa duże obiekty w pasie asteroid, Westa i Ceres. Na orbicie Ceres Dawn znalazła się w marcu 2015 roku. Nasz zespół niecierpliwie czeka na szczegółowe dane o składzie oraz na zdjęcia w wysokiej rozdzielczości, mówi Carol Raymond, główny naukowiec misji. Te nowe dane pozwolą nam na przetestowanie teorii stworzonych na podstawie dotychczasowych danych oraz na odkrycie nowych fascynujących struktur na powierzchni tej planety karłowatej, dodaje uczona. « powrót do artykułu
  14. Liczebność krytycznie zagrożonych dzikich goryli górskich (Gorilla beringei beringei) przekracza 1000 osobników. Ostatni spis przeprowadzony w Wirundze na granicy Rwandy i Demokratycznej Republiki Konga wskazał na minimum 604 osobniki. Jeśli doda się do tego 400 goryli żyjących w Parku Narodowym Bwindi w Ugandzie, daje to 1004 małpy. Mimo intensywnych zagrożeń w rodzaju kłusownictwa, degradacji habitatu i konfliktów, w ciągu ostatnich 3 dekad liczba goryli górskich w Wirundze wzrosła ponad 2-krotnie - podkreśla Martha Robbins z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej Maxa Plancka i dodaje, że wzrosty odzwierciedlają wysiłki rządów oraz ciężką pracę strażników. Spis to pokłosie intensywnych prac terenowych w 2015 i 2016 r. oraz analiz genetycznych. Naukowcy przebyli ponad 2 tys. km, przeczesując 440 km2 Wirungi w poszukiwaniu śladów i gniazd goryli. Ukończenie badań genetycznych zajęło aż 1,5 roku. Niemcy przeanalizowali ok. 1100 próbek kału. Ustalono, że istnieje minimum 186 małp niekontaktujących się regularnie z ludźmi. Pozostała część populacji (70%) to 418 osobników przyzwyczajonych do badań i turystyki. Goryle te żyją w 41 grupach; 14 samców prowadzi samotniczy tryb życia. Poprzedni spis goryli w Wirundze przeprowadzono w 2010 r. Wtedy oszacowano, że populacja składa się z minimum 480 osobników. Obecna liczebność świadczy więc o 26% wzroście w ciągu 6 lat. Akademicy podkreślają, że zaobserwowana tendencja zwyżkowa to pokłosie ulepszonych metod badawczych oraz rzeczywistego wzrostu populacji. Badanie DNA z próbek kału pozwala nam liczyć goryle bez obserwowania ich. W przyszłości zamierzamy analizować historię wykrywania osobników w czasie. W ten sposób zyskamy wgląd w tworzenie i dynamikę grup - podsumowuje Linda Vigiliant, szefowa laboratorium genetyki naczelnych w Lipsku. « powrót do artykułu
  15. Poszukiwania życia poza Układem Słonecznym skupiają się obecnie na identyfikowaniu planet znajdujących się w ekosferach swoich gwiazd. Jednak życie może istnieć nie tylko na planetach. The Astrophysical Journal szykuje publikację artykułu badaczy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside i Uniwersytetu Południowego Queensland, którzy zidentyfikowali ponad 100 olbrzymich planet mogących posiadać księżyce zdolne do podtrzymania życia. Przyszła generacja teleskopów może odnaleźć te księżyce i szukać w ich atmosferach sygnatur życia. W ciągu ostatniej dekady odkryto tysiące planet pozasłonecznych. Wiele z nich to planety skaliste, które znajdują się w takiej odległości od swojej gwiazdy, że może istnieć na nich woda w stanie ciekłym. Innym miejscem, gdzie potencjalne można znaleźć życie są księżyce gazowych olbrzymów, podobnych do Jowisza. W Układzie Słonecznym znamy 175 księżyców krążących wokół 8 planet. Większość z tych księżyców krąży wokół Saturna i Jowisza, które znajdują się poza ekosferą Słońca. Jednak w innych układach planetarnych sytuacja może być inna. Jeśli w naszych poszukiwaniach życia uwzględnimy skaliste egzoksiężyce, to znacząco zwiększy się liczba miejsc, w których możemy szukać, mówi profesor Stephen Kane z UC Riverside. Naukowcy zidentyfikowali dotychczas 121 wielkich planet, znajdujących się w ekosferach swoich gwiazd. Średnica każdej z tych planet jest co najmniej trzykrotnie większa od średnicy Ziemi, zatem mało prawdopodobne, by były to planety skaliste. Jednak każda z nich może posiadać liczne skaliste duże księżyce. Dotychczas nie potwierdzono istnienia żadnego egzoksiężyca, jednak naukowcy spekulują, że na tego typu ciele niebieskim mogą istnieć warunki do życia lepsze nawet niż na Ziemi. Księżyc taki otrzymuje energię nie tylko z gwiazdy, ale również korzysta z energii wypromieniowywanej przez planet. « powrót do artykułu
  16. W ciągu ostatniego tysiąca lat Islandczycy przeszli radykalne zmiany genetyczne. Najnowsze badania dały naukowcom okazję do prześledzenia dziejów genetycznych założycieli dzisiejszej islandzkiej populacji. Nie sądzę, by takie badania były wcześniej wykonane na jakiejkolwiek populacji, mówi Jonathan Pritchard, genetyk z Uniwersytetu Stanforda, który nie brał udziału we wspomnianych badaniach. Z historycznych zapisków dowiadujemy się, że Islandia została zasiedlona pomiędzy rokiem 870 a 930 przez Wikingów oraz ich niewolników. Osadnicy reprezentowali mieszaninę genów z krajów nordyckich oraz wysp brytyjskich. Przez 1000 kolejnych lat populacja wyspy była izolowana i niewielka. Liczyła 10-50 tysięcy osób. Obecnie Islandczyków jest 330 000, a jako, że prowadzono wśród nich szeroko zakrojone badania genetyczne, Islandia jest ulubionym miejscem pracy dla genetyków populacji. Zespół genetyków z Uniwersytetu Islandzkiego oraz firmy deCODE Genetics, pracujący pod kierunkiem S. Sunny Ebenesersdottir przeanalizował całe genomy 27 starych szkieletów z całej wyspy. Szczątki liczyły sobie około 1000 lat, należały więc do wczesnych generacji osadników. Analizy wykazały, że genomy osadników były niemal równo podzielone pomiędzy genami nordyckimi (dzisiejsze Norwegia i Szwecja) a gaelickimi (dzisiejsze Irlandia i Szkocja). Jednak gdy te genomy porównano z genomami tysięcy współczesnych Islandczyków oraz mieszkańców innych krajów Europy, okazało się, że w genomie dzisiejszego Islandczyka znajdziemy niemal 70% genów nordyckich. To zaś pokazuje, że w ciągu ostatniego 1000 lat na Islandii doszło do zadziwiająco szybkiej zmiany genetycznej. Naukowcy zaprzęgli więc do pracy model komputerowy, by zobaczyć, jak szybko mogą rozprzestrzeniać się geny w danej populacji. Okazało się, że wyjaśnienie fenomenu jest na wyciągnięcie ręki. Szybka zmiana została spowodowana dryfem genetycznym, czyli przypadkowymi fluktuacjami allelów (wersji) genów, które nie wynikają z mutacji, migracji czy doboru naturalnego. Zjawisko to zostało dobrze poznane w przypadku izolowanych populacji zwierząt. Rzadko opisywano je u ludzi. A im mniejsza populacja, tym szybciej dany allel zanika lub zdominuje populację. Na skład puli genowej Islandczyków mogła też wpłynąć stosunkowo niedawna migracja ludzi ze Skandynawii, szczególnie z Danii. Ponadto w rozprzestrzenianiu się genów nordyckich mógł też pomóc fakt, że nordyccy osadnicy mieli pewną przewagę reprodukcyjną nad osadnikami gaelickimi. Z tych drugich bowiem wielu było niewolnikami, gdy przybyli na wyspę. Badacze ostrzegają też, że wykorzystana przez nich próbka starych szczątków mogła być niereprezentatywna i znajdować się w niej mogło mniej materiału od niewolników. Ci bowiem z mniejszym prawdopodobieństwem byli chowani w dobrze oznaczonych grobach. « powrót do artykułu
  17. Kleszcze mogą się żywić wyłącznie krwią dzięki symbiotycznym bakteriom, które zapewniają im niezbędne witaminy z grupy B. Bez symbiontów kleszcze nie dożyłyby dorosłości i nie mogłyby się rozmnażać. Badania przeprowadzone przez naukowców z CIRAD i CNRS pokazały też, że bakterie odziedziczyły szlaki produkcji witaminy B po patogennym przodku. W odróżnieniu od komarów, kleszcze są całkowitymi hematofagami, co oznacza, że na wszystkich etapach rozwoju żywią się wyłącznie krwią. Taka dieta ma jednak swoje minusy, bo choć krew zawiera sporo pewnych związków, jest stosunkowo uboga w witaminy B. By wyjaśnić, jak kleszcze przystosowały się do wyłącznie "krwistej" diety, Francuzi badali społeczność bakteryjną modelowego gatunku Ornithodoros moubata. Okazało się, że największą jej część stanowili przedstawiciele rodzaju Francisella. Sekwencjonowanie genomu bakteryjnego potwierdziło, że symbiotyczne Francisella potrafią produkować biotynę (witaminę B7), ryboflawinę (witaminę B2) i kwas foliowy (witaminę B9). Wykazano także, że wyeliminowanie Francisella hamuje rozwój kleszczy, zaś suplementacja witaminami zapewnianymi przez bakterie przywraca normalny wzrost. Dodatkowe analizy zademonstrowały, że symbiotyczne Francisella są spadkobiercami patogennych bakterii, których genom uległ stopniowej degradacji. Nietknięty pozostał tylko podzbiór oryginalnych cech funkcjonalnych. Autorzy publikacji z pisma Current Biology podkreślają, że pojawienie i różnicowanie się kleszczy (obecnie znamy ponad 900 gatunków) było w dużej mierze uwarunkowane wspomnianą symbiozą. « powrót do artykułu
  18. Analiza starożytnej ceramiki pokazała, że oliwa istniała we Włoszech nawet 700 lat wcześniej, niż dotąd sądzili antropolodzy. Zespół dr. Davide'a Tanasiego z Uniwersytetu Południowej Florydy przeprowadził badania (chromatografię gazową sprzężoną ze spektrometrią mas, GC-MS, oraz jądrowy rezonans magnetyczny, NMR), które miały ujawnić zawartość dużej amfory, odkrytej w latach 90. przez Giuseppe Vozę podczas wykopalisk na stanowisku Castelluccio. Konserwatorzy z Museo Paolo Orsi odrestaurowali i złożyli 400 fragmentów. W ten sposób uzyskali mierzący ok. 1,06 m zdobiony dzban z 3 uchwytami. Co istotne, na tym samym stanowisku w Castelluccio na Sycylii naukowcy odkryli też 2 podzielone baseny z wewnętrzną przegrodą. Naczynie miało sycylijską sygnaturę [...] datowaną na koniec 3. i początek 2. tysiąclecia p.n.e. (wczesną epokę brązu). Chcieliśmy się dowiedzieć, jak było wykorzystywane, przeprowadziliśmy więc chemiczną analizę organicznych resztek z jego wnętrza - opowiada dr Tanasi. GC-MS i NMR wykazały, że we wszystkich 3 próbkach występowały kwasy linolowy i oleinowy, sygnatury oliwy. Dotąd jedynymi znanymi przypadkami identyfikacji chemicznych sygnatur oliwy były naczynia do przechowywania z południowych Włoch - Cosenzy i Lecce - pochodzące z XII-XI w. p.n.e. (późna epoka brązu). « powrót do artykułu
  19. Apple niespodziewanie otworzyło nowe laboratorium w Washington County, w stanie Oregon. Koncern nie zapowiadał wcześniej takich działań, a utrzymywanie ich w tajemnicy mogło być spowodowane faktem, że to „terytorium” Intela. W nowo otwartym laboratorium, które będzie zajmowało się sprzętem komputerowym, już pracuje ponad 20 byłych inżynierów Intela i innych firm technologicznych. Apple nie odpowiada na prośby mediów o komentarz, więc nie wiadomo, ile osób będzie zatrudnionych w laboratorium ani czym się ono zajmuje. Nie jest znana też jego lokalizacja. Osoba zaznajomiona z procesem rekrutacyjnym Apple'a zdradziła dziennikarzom The Oregonian, że laboratorium jest gdzieś pomiędzy miastami Beaverton a Hillsboro. Na podstawie ogłoszeń, za pomocą których Apple poszukuje pracowników, można domyślić się, że laboratorium będzie zajmowało się weryfikacją produktów pod kątem ich zgodności ze specyfikacją. Z profili na LinkedIn wynika z kolei, że Apple prowadzi rekrutację od listopada oraz że wielu obecnych pracowników laboratorium pracowało w przeszłości w Intelu na wyższych stanowiskach badawczych i inżynieryjnych. Stan Oregon przyciąga wiele firm z działu IT, gdyż zapewnia odpowiednio wykształconych pracowników, a jednocześnie konkurencja o nich jest mniejsza niż w innych miejscach. Nic więc dziwnego, że w Oregonie działają, obok Intela, eBay, Amazon, Google czy Salesforce. Apple nie po raz pierwszy trzyma w tajemnicy lokalizację swoich siedzib. Niedawno okazało się na przykład, że od niemal dekady apple'owska Advanced Computation Group posiada niewielkie biuro w przerobionej remizie strażackiej w Portland. « powrót do artykułu
  20. Lektura obowiązkowa dla fanów "Mindhuntera" i "Trupiej Farmy". Paul Britton jest jednym z najsłynniejszych profilerów na świecie – na podstawie śladów na miejscu zbrodni przygotowuje portret psychologiczny mordercy. Szuka szczegółów, które powiedzą mu coś o sprawcy, pozwolą sięgnąć do jego umysłu i spojrzeć na świat jego oczami. Nawet jeżeli oznacza to konieczność oglądania śmierci przerażonej ofiary. Psychopaci ukrywający ciała ofiar w ścianach własnego domu i w przydomowym ogródku, szantażysta grożący zatruciem karmy dla zwierząt i odżywek dla dzieci w marketach, makabryczni kolekcjonerzy zabierający z miejsc zbrodni fragment ciała ofiar – to tylko niektóre z prawdziwych spraw, jakie trafiły na strony tej książki. Paul Britton nie tylko przedstawia swoje najtrudniejsze śledztwa, ale też próbuje wyjaśnić, skąd bierze się w ludziach zdolność do okrucieństwa i zbrodni. "Profil mordercy" to mroczna wyprawa w głąb zbrodniczych umysłów.
  21. Rytualne naczynia i kompletną czaszkę byka wraz z rogami sprzed ok. 3,5 tys. lat odkryli archeolodzy w czasie wykopalisk na terenie świątyni w Egipcie. Zabytki znajdowały się na dnie szybu. Archeolodzy uważają, że to depozyt związany z budową świątyni. Świątynia grobowa faraona Totmesa III (1479 – 1425 lat p.n.e.) w Deir el-Bahari pozostaje w cieniu sąsiadującej z nią, słynnej, tarasowej świątyni Hatszepsut. Świątynia Totmesa III uległa zniszczeniu już w starożytności, prawdopodobnie na skutek trzęsienia ziemi. Jej pozostałości zostały odkryte i zidentyfikowane dopiero w 1962 r.  przez Polaków, którzy od dekad prowadzą prace rekonstruktorskie i archeologiczne na terenie obu obiektów. W obecnym sezonie archeologicznym architekt misji, Mariusz Caban z Politechniki Wrocławskiej wspólnie z egiptologiem Dawidem F. Wieczorkiem, odkryli tam fragmenty rytualnych naczyń i kompletną czaszkę byka z rogami. Na głowie zachował się nawet fragment skóry i sierści – podkreśla w rozmowie z PAP kierownik prac badawczych w Deir el-Bahari, dr Zbigniew E. Szafrański z Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW. Mamy nadzieję, że dzięki temu odkryciu będziemy mogli powiedzieć więcej o historii świątyni – dodała kierowniczka misji w świątyni Totmesa III w Deir el-Bahari, dr Monika Dolińska z Muzeum Narodowego Warszawie. Archeolodzy znaleźli też fragment splecionej z drewna i palmowych liści tacy, na której być może złożono ofiary z żywności. Wszystkie przedmioty znajdowały się na dnie szybu wykonanego z suszonych cegieł mułowych. Zdaniem archeologów jest to depozyt fundacyjny. To oznacza, że naczynia i czaszkę umieszczono w momencie wznoszenia świątyni, w czasie rytuałów związanych z rozpoczęciem budowy świętego przybytku. Akt ten można porównać do wmurowania kamienia węgielnego pod niektóre dzisiejsze budowle - tłumaczą badacze. Jednak w przypadku egipskich świątyń nie było jednego depozytu związanego z całą świątynią. Było ich kilka na terenie całej budowli i każdy związany był z innym jej elementem - konkretną kaplicą lub rampą - wyjaśnia Szafrański. W jego ocenie podobnie mogło być w przypadku tegorocznego odkrycia. Depozyt umieszczony był tuż obok miejsca, w którym znajdowała się kaplica bogini Hathor (obecnie w całości przeniesiona do Muzeum Kairskiego), zarazem jest to południowo-wschodni narożnik platformy, na której wzniesiono świątynię. Według egiptologa przedmioty mogły zostać złożone w szybie w czasie uroczystych obrzędów religijnych. Naczynia zapewne były wypełnione piwem, winem lub świętymi olejami, a na tacach złożono zapewne mięso - wszystko w ofierze dla bogów. Egiptolodzy mogą dokonać takiej rekonstrukcji, bo identyczne przedmioty są przedstawiane na reliefach ze świątyń egipskich. Znanych jest też szereg innych podobnych depozytów – najwięcej z sąsiadującej świątyni Hatszepsut – aż 11. Naukowcy ubolewają, że nie byli pierwszymi odkrywcami depozytu. W czasie odkopywania szybu natknęli się na niedopałki po papierosach z początku XX wieku. W ich ocenie najpierw dotarli tutaj odkrywcy-amatorzy, którym zależało przede wszystkim na znalezieniu zabytków cennych z antykwarycznego punktu widzenia. Spośród czterech znanych depozytów ze świątyni Totmesa III tylko jeden był nienaruszony (odkryli go niemieccy badacze w latach 60-tych XX w.). W podobnych depozytach znajdowane są również modele narzędzi oraz inne przedmioty związane z budową świątyni, jak formy do cegieł, próbki kamieni i pigmentów, płytki z nazwą świątyni - tych tutaj jednak nie było. Z pewnością zostały wykradzione - spekuluje egiptolog. Szafrański dodaje, że miejsca składnia depozytów miały też praktyczne funkcje. To od takich punktów wytyczano odległości w momencie budowania poszczególnych elementów świątyni. Używając pojęcia związanego z geodezją - były zatem reperami, czyli stanowiły podstawę dla dalszych pomiarów - dodaje egiptolog. Podobne depozyty fundacyjne towarzyszyły każdej budowli sakralnej w starożytnym Egipcie, począwszy od okresu Starego Państwa, czyli 1. poł. III tysiąclecia. Znane są ze świątyń towarzyszących piramidom - wskazuje naukowiec. "Jednak nie znamy ich zbyt wiele. Deir el-Bahari jest wyjątkiem, bo zostało bardzo szczegółowo przebadane, jako że archeolodzy pracują tam począwszy od końca XIX w." - podkreśla Szafrański. Odkrycia dokonano w ramach badań sfinansowanych przez dr Nathalie Beaux z Francuskiego Instytutu Archeologii Orientalnej. Francuska badaczka prowadzi studia nad kaplicą Hathor w świątyni Totmesa III. « powrót do artykułu
  22. Podczas IEEE Symposium on Security & Privacy eksperci z University of Michigan i Uniwersytetu Zhejiang przeprowadzili pokaz ataku akustycznego na dysk twardy. Atak taki może zakończyć się uszkodzeniem dysku i utratą danych. Atak za pomocą dźwięku, słyszalnego bądź ultradźwięków, działa dzięki wysłaniu fal o odpowiedniej częstotliwości. Wprowadza on przedmiot ataku w wibracje. We współczesnych dyskach twardych znajdują się liczne talerze magnetyczne i głowice, umieszczone bardzo blisko ich powierzchni. Gęste upakowanie danych sprawia, że głowice muszą być bardzo precyzyjnie pozycjonowane. Najmniejsze zakłócenie może spowodować błędy w zapisie i odczycie danych. Mocne wibracje to dla dysku poważne zagrożenie. Głowice mogą uderzyć w szybko wirujące talerze, przez co może dojść do uszkodzenia zarówno talerzy jak i samych głowic. Już wcześniejsze badania wykazały, że nagłe głośne dźwięki, jak np. alarm pożarowy, mogą wprowadzić talerze dysków w wibracje kończące się uszkodzeniem. Tajemnicą pozostawało jednak, jak i dlaczego celowo emitowane dźwięki prowadzą do błędów w pracy HDD i w konsekwencji do błędów w pracy systemu operacyjnego, mówią badacze. W opublikowanym przez siebie dokumencie szczegółowo omawiają, w jaki sposób dźwięki o różnych częstotliwościach prowadzą do utraty danych, awarii oraz fizycznych uszkodzeń dysków twardych. Podczas jednego ze swoich eksperymentów naukowcy dowiedli, że możliwe jest wywołanie awarii laptopa z Windows 10 wykorzystując w tym celu wbudowane w komputer głośniki, przez które został nadany sygnał ultradźwiękowy o odpowiedniej częstotliwości. Zaś w czasie innego z eksperymentów wykazano, że możliwe jest czasowe zakłócenie nagrywania obrazu przez kamerę przemysłową za pomocą odpowiedniego dźwięku wysłanego ze smartfona. Badacze nazwali swoje ataki BlueNote. Naukowcy opracowali też technikę ochrony dysku twardego przed atakiem dźwiękowym. Otóż w HDD znajduje się specjalny kontroler, którego celem jest upewnienie się, że głowice dysku pozostają w odpowiedniej pozycji. Obecnie kontrolery te nie są przygotowane na atak akustyczny. Okazuje się jednak, że wystarczy zmiana firmware'u dysku, by kontroler był w stanie kompensować ruch głowic wywołany atakiem. Ruch ten jest bowiem łatwy do przewidzenia. « powrót do artykułu
  23. Dodatek lecytyny sojowej (fosfatydylocholiny, PC) do niesteroidowego leku przeciwzapalnego (NLPZ) - indometacyny i aspiryny - zwiększa jego właściwości przeciwnowotworowe i jednocześnie zmniejsza skutki uboczne. Wyniki stanowią poparcie dla potencjalnego łącznego wykorzystania NLPZ i fosfatydylocholiny w profilaktyce i terapii raka jelita grubego - podkreśla dr Lenard Lichtenberger z Centrum Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Teksańskiego w Houston. Indometacynę porównywano z aspiryną (kwasem acetylosalicylowym). Każdy z leków oceniano w pojedynkę i w połączeniu z fosfatydylocholiną. Prowadzono zarówno badania in vitro, jak i in vivo. Wyniki pokazały, że NLPZ skojarzone z lecytyną (aspiryna-PC oraz indometacyna-PC) zapewniały znacząco lepszą ochronę przed nowotworowym wzrostem komórek i powodowały mniej krwawień z przewodu pokarmowego. Odnotowano także spadek przerzutowania komórek raka jelita grubego z linii MC-26, które po pobraniu z hodowli zaczepiano do torebki śledziony (później odczekiwano 4 tygodnie i pobierano tkanki śledziony i wątroby do analizy). Ponieważ w wielu chorobach nowotworowych występuje stan zapalny, leki przeciwzapalne mogą potencjalnie znaleźć zastosowanie w terapii onkologicznej. Zażywane codziennie na przestrzeni miesięcy czy lat NLPZ mogą jednak powodować problemy zdrowotne. « powrót do artykułu
  24. Wykorzystując skórki z czarnych porzeczek, które są zazwyczaj wyrzucane przez producentów po wyciśnięciu soku, naukowcy z Uniwersytetu w Leeds uzyskali naturalną, nietoksyczną farbę do włosów. Jest ona równie wytrzymała jak tradycyjne farby i utrzymuje się na włosach nawet po kilkunastu myciach. Wg National Cancer Institute, w farbach do włosów występuje ponad 5 tys. substancji. Choć badania na ludziach dają niejednoznaczne wyniki, wyniki badań na zwierzętach sugerują, że niektóre z tych składników mogą sprzyjać nowotworom. Niekiedy składniki farb wywołują u ludzi reakcję alergiczną. Ponadto studia pokazują, że prędzej czy później składniki farb spływają do rzek i zbiorników wodnych. Mając to wszystko na uwadze, zespół Richarda S. Blackburna i Christophera Raynera wyprodukował farbę ze skórek czarnych porzeczek. Naukowcy wyekstrahowali i oczyścili barwniki zwane antocyjanami (występują one nie tylko w porzeczkach, ale i w wielu innych owocach, warzywach oraz kwiatach o różowym-fioletowym zabarwieniu, np. w bakłażanach czy aronii). Ekstrakt dodano do pasty koloryzującej i nałożono na rozjaśnione włosy. W ten sposób uzyskano żywy niebieski kolor. Po modyfikacji formuły udawało się też zafarbować włosy na czerwono i fioletowo. Kolory nie zmieniały się znacząco nawet po 12 myciach głowy. « powrót do artykułu
  25. Podczas pierwszej demonstracji standardu USB 3.2 osiągnięto transfer dochodzący do 13 Gb/s. Podczas testu przesyłano dane pomiędzy komputerem z Linuksem skonfigurowanym tak, by działał jak urządzenie pamięci masowej USB, a laptopem z Windows 10 pracującym w trybie hosta. Maszyny były połączone za pomocą kabla USB Type C. Firma Synopsis, która przeprowadziła pokaz, zapewnia, że w żaden sposób nie modyfikowała sterowników, zatem już teraz nowy standard USB może zapewnić podobne transfery. Standard USB 3.2 został zatwierdzony jesienią ubiegłego roku i wiele firm przystąpiło do prac nad jego implementacją. USB 3.2 teoretycznie pozwala na transfer dochodzący do 20 Gb/s. To dwukrotnie więcej niż dotychczasowy rekordzista, standard USB 3.1 Gen 2. Pomimo znacznie wyższej przepustowości, nowy standard pracuje z już wykorzystywanym okablowaniem. Synopsis, chcąc to udowodnić, użyła standardowego kabla firmy Belkin. Najprawdopodobniej osiągnięcie teoretycznej zakładanej przez standard przepustowości nie jest możliwe. Niewykluczone zatem, że zaprezentowane przez Synopsis 13 Gb/s to transfer bliski rzeczywistej granicy prędkości, jaką można będzie osiągnąć w praktycznych zastosowaniach. Oczywiście trzeba też wziąć pod uwagę możliwości urządzeń, pomiędzy którymi przesyłane są dane. Muszą one być w stanie wysłać i odebrać dane z odpowiednią prędkością. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...