Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37648
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    248

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Po niemal 10-letniej niewoli dwie białuchy odzyskały wolność i trafią do pierwszego na świecie otwartego rezerwatu białuch u wybrzeży Islandii. Samice Little Grey i Little White zostały schwytane w 2011 roku przez rosyjskich naukowców, którzy później sprzedali je do wodnego parku rozrywki w Chinach. Przed rokiem białuchy zostały przetransportowane z Chin do specjalnego ośrodka na islandzkiej wyspie Vestmannaeyjar. Podczas liczącej tysiące kilometrów podróży białuchom towarzyszyli eksperci, którzy pilnowali, by odpowiednio się one odżywiały i dobrze zniosły przeprowadzkę. Obecnie zwierzęta znajdują się w specjalnym basenie, gdzie przyzwyczajają się do nowego środowiska. Za jakiś czas zostaną wypuszczone w Zatoce Klettsvik u południowych wybrzeży Islandii. Widoczne są też wyraźnie różnice w charakterach obu zwierząt. Little Gray bardzo lubi się bawić, ale czasami pluje wodą na swoich opiekunów. Little White zachowuje znacznie większą rezerwę, ale silnie przywiązała się do opiekunów. Zwierzętami opiekuje się Sea Life Trust. Szef organizacji, Andy Bool stwierdził: jesteśmy szczęśliwi mogąc zapewnić, że Little Gray i Little White są bezpieczne w specjalnych basenach na terenie rezerwatu i tylko krok dzieli je od wypuszczenia na otwarte wody. Wszystko poszło zgodnie z planem. Nasi eksperci i weterynarze blisko monitorują oba zwierzęta i myślę, że wkrótce będziemy mogli poinformować o ich wypuszczeniu na wolność.   « powrót do artykułu
  2. Wpisane na listę UNESCO Stare Miasto w Sanie zaczęło się rozpadać. Na jego terenie znajdują się 103 meczety, 14 łaźni i ponad 6000 domów mieszkalnych wybudowanych przed XI wiekiem. Dzieła zniszczenia dopełniły potężne deszcze, które przeszły niedawno nad miastem doświadczonym przez wcześniejsze powodzie i burze. Miastem, w którym od lat trwa wojna. Aqeel Saleh Nassar, zastępca dyrektora Urzędu ds. zachowania historycznych miast, mówi, że obecnie ludzie nie dbają o należące do nich budynki tak, jak kiedyś. Nie konserwują ich, nie naprawiają spękanych ścian. Urzędnicy oceniają, że w 5000 budynków przeciekają dachy, w 107 dachy częściowo się zawaliły. Wyjątkowo obfite deszcze, które trwają w Jemenie od połowy kwietnia, tylko pogarszają sytuację, zarówno zabytków, jak i ludzi. W Jemenie od 2015 roku trwa wojna domowa. Popierani przez Iran Huti próbują obalić rząd prezydenta Hadiego, wspieranego przez liczne kraje arabskie pod przewodnictwem Arabii Saudyjskiej. Obecnie stolicę kraju, Sanę, kontrolują Huti, którzy wezwali właśnie UNESCO do ratowania dziedzictwa Sany. Huti informują, że w ciągu ostatnich tygodni częściowo lub całkowicie zawaliło się 111 budynków w Starym Mieście. Wojna domowa w Jemenie to obecnie jeden z najpoważniejszych kryzysów humanitarnych. Kilka milionów osób zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów, większość Jemeńczyków cierpi głód lub niedożywienie. « powrót do artykułu
  3. We Florencji ponownie zaczęto wykorzystywać „winne okienka”, niewielkie otwory w ścianach, przez które można było kupić wino. Obecnie ofertę rozszerzono też na lody i inne drobne przekąski. „Winne okienka” powróciły do łask po kilku wiekach zapomnienia, a wszystko dzięki epidemii koronawirusa. Dzieje okienek sięgają roku 1559, kiedy to książę Florencji Cosimo I zezwolił właścicielom winnic na sprzedaż wina bezpośrednio klientom, z pominięciem pośredników i karczm. Bogaci właściciele winnic, nie chcąc wpuszczać ludzi z ulicy do swoich pałaców, wybili w ich ścianach niewielkie okienka, z których prowadzili sprzedaż. Okienka były zamykane drewnianymi drzwiczkami. W godzinach pracy „winnych okienek” każdy mógł do nich zapukać, służący otwierał okienko, brał od klienta butelkę, którą wypełniał winem, i inkasował opłatę. Już kilkadziesiąt lat później, w latach 30. XVII wieku „winne okienka” przydały się podczas epidemii dżumy. Można było sprzedawać wino bez kontaktu z klientem. Zastosowano też wówczas dodatkowe środki ostrożności. Monety trafiały do metalowego pojemnika, gdzie były obmywane octem. Zrezygnowano też z pobierania butelek na wymianę, a ci klienci, którzy upierali się, by napełniano ich własne butelki, byli obsługiwani przez metalową rurę, którą lano wino. Z czasem „winne okienka” utraciły swoje funkcje. W czasie powodzi wlewała się przez nie woda, rodziny zmieniały miejsce zamieszkania, a ich następcy nie potrzebowali okienek, prowadzono remonty budynków, w czasie których okienka zamurowywano. Do dzisiaj we Florencji przetrwało ponad 150 „winnych okienek”. Teraz część z nich znowu jest używana zgodnie ze swoim przeznaczeniem. « powrót do artykułu
  4. Amerykańscy naukowcy opracowali smartwatch, który w czasie rzeczywistym monitoruje poziom leku, w tym wypadku paracetamolu, w pocie. Specjaliści przekonują, że tę ubieralną technologię można wykorzystać do spersonalizowania leczenia: do wyboru idealnego leku czy dawki/czasowania zażywania. Autorzy publikacji z pisma PNAS wyjaśniają, że obecnie leki są projektowane i przepisywane w oparciu o średnią skuteczność. Istnieją wskazania dot. wagi i wieku pacjenta, ale należy pamiętać o tym, że poza tymi podstawowymi zmiennymi istnieją również inne ważne czynniki. Skład chemiczny naszego organizmu nieustannie się zmienia, w zależności od tego, co zjedliśmy i jak dużo ćwiczyliśmy. Poza tymi dynamicznymi czynnikami w grę wchodzi także genetyka, która oddziałuje np. na szybkość wchłaniania, działania i wydalania leków. Badacze tłumaczą, że obecnie wysiłki w kierunku personalizacji dawkowania leku bazują na powtarzalnym pobieraniu krwi. Próbki są następnie przesyłane do centralnych laboratoriów. Takie rozwiązanie jest jednak niewygodne, czasochłonne, inwazyjne i drogie. Z tego względu stosuje się je tylko w rzadkich przypadkach w niewielkiej grupie chorych. Chcieliśmy stworzyć ubieralną technologię, która pozwoli na stałe i nieinwazyjne śledzenie stężenia leku w organizmie. W ten sposób można by dostosować optymalną dawkę i czasowanie do poszczególnych osób. Stosując spersonalizowane podejście, można poprawić skuteczność terapii - podkreśla prof. Sam Emaminejad z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA). Ze względu na niewielkie rozmiary molekularne wiele leków trafia do potu; tutejsze stężenia dobrze oddają ich stężenie we krwi. To dlatego naukowcy z UCLA i Szkoły Medycyny Uniwersytetu Stanforda opracowali smartwatch z czujnikiem, który analizuje próbki potu. Amerykanie monitorowali wpływ paracetamolu na ludzi na przestrzeni kilku godzin. Stymulowali gruczoły potowe nadgarstka za pomocą lekkiego prądu. Dzięki temu mogli śledzić zmiany składu chemicznego organizmu bez proszenia badanych o ćwiczenie. Ponieważ leki mają unikatową sygnaturę elektrochemiczną, czujnik można zaprojektować w taki sposób, by w danym czasie monitorował poziom określonej substancji. Ta technologia wszystko zmienia. Stanowi znaczący krok naprzód w kierunku spersonalizowanego leczenia. Pojawiające się rozwiązania farmakogenomiczne, które pozwalają wybrać lek w oparciu o genetykę danej osoby, zademonstrowały już swoją użyteczność w poprawianiu efektywności leczenia. W połączeniu z naszą ubieralną technologią, która pomaga zoptymalizować dawki, możemy naprawdę zindywidualizować nasze podejście do farmakoterapii - opowiada prof. Ronald W. Davis ze Szkoły Medycyny Uniwersytetu Stanforda. Opisywane badanie było wyjątkowe pod tym względem, że pozwalało trafnie wykrywać unikatowy sygnał elektrochemiczny leku na tle sygnałów innych cząsteczek, które mogą się znajdować w układzie krążenia, niekiedy w stężeniu większym niż sam lek - zaznacza Shyu Lin, doktorant z UCLA. Jak dodaje Emaminejad, można by w ten sposób badać systematyczność zażywania leków, a także wykrywać ich nadużywanie. « powrót do artykułu
  5. Chiński gigant Huawei przyznaje, że w wyniku amerykańskich sankcji został zmuszony do zaprzestania produkcji swoich najbardziej zaawansowanych układów scalonych do smatrfonów. Produkcja highendowego Kirin 9000 zostanie wstrzymana 15 września. Huawei stała się elementem rozgrywki politycznej pomiędzy Waszyngtonem a Pekinem. Władze USA twierdzą, że firma – założona przez byłego inżyniera pracującego dla chińskiej armii – stanowi poważne zagrożenie dla cyberbezpieczeństwa. W związku z tym na przedsiębiorstwo nałożono sankcje, odcinając je od amerykańskich technologii i podzespołów. Na przedsiębiorstwa z całego świata nałożono zakaz wykorzystywania amerykańskiej technologii do produkcji podzespołów dla Huawei. W związku z tym największy producent układów scalonych na zlecenie, firma Taiwan Semiconductor Manufacturing, przestała przyjmować zlecenia od Huawei. Gdyby tego nie zrobiła rząd USA mógłby nałożyć sankcje i na nią. Huawei nie jest w stanie samodzielnie produkować układów scalonych dla smartfonów. Naciskowi Waszyngtonu poddał się też Londyn, który zadeklarował, że do roku 2027 usunie ze swoich sieci wszystkie urządzenia Huawei. Decyzję taką podjęto pomimo gróźb ze strony Pekinu. Australia i Japonia podjęły kroki w kierunku odgórnego zablokowania Chińczykom możliwości brania udziału w rozwoju krajowych sieci telekomunikacyjnych. Również europejskie telekomy, jak norweski Telenor czy szwedzka Telia zaczęły pomijać Huawei przy przetargach. « powrót do artykułu
  6. FBI wydało oficjalne ostrzeżenie przed atakami, jakie na prywatne i rządowe cele w USA przeprowadza elita irańskich hakerów powiązanych z rządem w Teheranie. W ostrzeżeniu nie pada nazwa grupy, jednak dziennikarze nieoficjalnie dowiedzieli się, że chodzi o grupę zwaną Fox Kitten lub Parasite, która jest od dłuższego czasu obserwowana przez międzynarodową społeczność zajmującą się cyberbezpieczeństwem. Grupa ta to elitarny zespół, którego zadaniem jest przygotowanie pola pod działania innych irańskich organizacji hakerskich. Fox Kitten przygotowują „przyczółki”, z których mogą działać takie grupy jak APT33 (Shamoon), Oilrig (APT34) czy Cnafer. Fox Kitten atakują najbardziej zaawansowany sprzęt sieciowy, wykorzystując najnowsze odkryte w nim dziury. Do ataków dochodzi bardzo szybko po odkryciu luk. Hakerzy liczą na to, że właściciele urządzeń nie zdążyli ich jeszcze załatać. Jako, że mówimy o kosztownym sprzęcie, to oczywistym jest, że to sprzęt działający w sieciach rządowych oraz dużych prywatnych firm. Po udanym ataku na urządzeniu instalowane są tylne drzwi, przez które inni mogą kontynuować ataki. Wiadomo, że Fox Kitten stosują taką taktykę co najmniej od roku, kiedy to zaatakowali servery VPN firm Fortinet, Pulse Secure, Palo Alto Networks oraz Citrix. FBI ostrzega przed powtórzeniem tych ataków oraz przed możliwymi atakami na BIG-IP firmy F5 Networks, w którym odkryto luki. Już teraz wiadomo, że w ubiegłym tygodniu agenci FBI zostali wezwani do dwóch amerykańskich firm, w których doszło do udanych ataków przeprowadzonych przez Fox Kitten. « powrót do artykułu
  7. LED, OLED, a może QLED. Przekonaj się, jaka technologia najlepiej sprawdzi się w Twoim domu. LED, OLED, QLED - czym się różnią? To najpopularniejsze typy technologii, z jakimi możesz się teraz spotkać. Najbardziej znany, bo też najstarszy, jest LED. Telewizory LED mają ciekłokrystaliczne ekrany z wbudowanymi diodami LED. Zazwyczaj są dużo tańsze od pozostałych typów telewizorów. Ich zaletą jest zdecydowanie to, że są dostępne w największej rozpiętości rozmiarów. Minusy to częste, zwłaszcza przy słabszych typach telewizorów, zniekształcanie obrazów oraz rozmazywanie się obrazu w widzeniu kątowym. Telewizory OLED mają natomiast matrycę stworzoną z diod z polifenylenowinylenu. Gwarantuje to większą szerokość kątów widzenia niż w przypadku telewizorów LED. Minusem zdecydowanie jest wyższa cena i możliwość wypalania się obrazu. Plusów jest jednak znacznie więcej. To bardzo dobra jakość obrazu oraz wysoki kontrast. Ekran w telewizorach OLED szybciej reaguje też na zmiany. Telewizory QLED to najmłodszy, ale też najbardziej zaawansowany typ telewizorów. To nazwa firmowa zarezerwowana przez Samsung. W przypadku tych telewizorów wykorzystywane jest podświetlenie LED, nie OLED, oraz kropki kwantowe. Taki „tuning” dobrze znanej i sprawdzonej technologii pozwala uzyskać jeszcze bardziej żywy i nasycony obraz. Technologia QLED 2020 zapewnia jednak także bardzo naturalne kolory. Nawet gdy wybierzesz mały telewizor Samsung qled 55 cali, obraz będzie bardzo dokładny. OLED a QLED - który jest lepszy Technologia OLED na pewno spodoba się wielbicielom głębokich kontrastów. Niektóre telewizory mogą mieć też szerszy kąt widzenia, ale idzie za tym też pewien minus, czyli wyświetlanie statycznych elementów przez dłuższy czas na ekranie. Technologia QLED a dokładniej najnowsza QLED 2020, ma wyższą jasność. Kto to doceni? Na pewno wszystkie osoby, które mają umieszczony telewizor w bardzo jasnym, nasłonecznionym pomieszczeniu. Telewizory Samsung QLED 2020, podobnie jak OLED, zazwyczaj są dostępne w dużych rozmiarach i właśnie przy większych gabarytach QLED może stać się dla Ciebie niekwestionowanym zwycięzcą. Cena telewizorów w tej technologii jest zazwyczaj o wiele niższa, niż konkurencyjnych o tej samej przekątnej. Znajdziesz tu jednak także klasyczne małe rozmiary, jak Samsung QLED 55 cali. Rozmiar telewizora - dobierz idealny do pomieszczenia Niezależnie od tego, czy wybierasz telewizor w technologii LED, OLED czy Samsung QLED 2020, na komfort oglądania będą miały też wpływ odpowiednio dopasowane wymiary telewizora do pomieszczenia. Za mały telewizor do Twojej odległości, podobnie jak zbyt duży, może negatywnie wpłynąć na jakość Twojego doświadczenia. Ogólnie zakłada się, że jeśli na przykład Twoja kanapa znajduje się w odległości mniejszej niż 2,5 metra od telewizora, wtedy nie może być on zbyt duży. Najlepiej wybierz wtedy telewizor 55 calowy, na przykład telewizor Samsung 55 cali qled lub innej marki. Jeśli siedzisz natomiast już ponad 3,5 metra od niego, możesz sobie pozwolić na telewizor nawet 85-calowy. Jest to jednak jeszcze uzależnione od technologii HD. W przypadku FULL HD telewizor LED czy telewizor QLED 55 cali powinien znajdować się maksymalnie 3,2 m od Ciebie. Parametry te zmieniają się w przypadku technologii 4K, czyli wyższej niż FULL HD. Tutaj w związku z większą liczbą pikseli na cal, możesz z bliższej odległości komfortowo oglądać na większej matrycy. Zakłada się, że telewizor w 4K może być nawet dwukrotnie większy od tego w technologii FULL HD. Dlatego planowany telewizor qled 55 cali można zastąpić wtedy telewizorem qled o przekątnej nawet ok. 80 cali. Rozdzielczość 8K - nowość 2020 Jeśli jesteś tv maniakiem i zależy Ci na jak najlepszych i najbardziej luksusowych przeżyciach podczas oglądania filmów czy telewizji, zainteresuj się technologią 8K. Odsyła ona 4K w zapomnienie. Dzięki 33 milionom pikseli na ekranie, każdy detal jest niezwykle wyraźny. Obraz jest tak naturalny, że tworzy zupełnie nową jakość widzianych już wcześniej materiałów. I to nawet jeśli oglądasz je na największym ekranie. Czyli generalnie swoje ulubione filmy musisz obejrzeć jeszcze raz, żeby odkryć je w zupełnie nowej jakości. Telewizor z taką rozdzielczością warto jednak przede wszystkim kupić w większych rozmiarach. Telewizor samsung 55 cali qled byłby po prostu za mały. Minimalna przekątna powinna wynosić to 65-75 cali. « powrót do artykułu
  8. W pobliżu Mauritiusu, jednej z najpiękniejszych wysp na świecie, słynnej ze wspaniałych raf koralowych, doszło do wycieku ropy naftowej. Czarna maź wydobywa się z MV Wakashio, który przed dwoma tygodniami osiadł na rafie. Jednostka przewozi 4000 ton ropy. Na ratunek ruszyli lokalni mieszkańcy, którzy samodzielnie wykonują bariery, mające uniemożliwić rozprzestrzenianie się ropy. Ludzie zdali sobie sprawę z faktu, że muszą wziąć sprawy w swoje ręce. Musimy chronić naszą faunę i florę, mówi lokalny aktywista ekologiczny Ashok Suborn. Tymczasem rząd Mauritiusu wzywa obywateli, by akcję ratunkową pozostawili odpowiednim służbom. Firma Mitsui OSK Lines, operator jednostki, poinformował, że próbował ustawić własne bariery, ale nie udało się to ze względu na wzburzony ocean. Podejmowane są próby usunięcia przynajmniej części paliwa za pomocą śmigłowców. Dotychczas do wody przedostało się około 1000 ton paliwa. MV Wakashio uderzył w rafę w pobliżu Pointe d'Esny, znanego sanktuarium dzikiej przyrody. Znajdują się tam m.in. ważne z punktu ekologicznego mokradła. Happy Khamule z Greenpeace Africa ostrzega, że śmierć grozi tysiącom zwierząt. Premier Mauritiusu Pravind Jagnauth ogłosił stan klęski żywiołowej i poprosił społeczność międzynarodową o pomoc. Z pobliskiej wyspy Reunion Francuzi wysłali samolot ze sprzętem badawczym, a Japonia obiecała wysłanie 6-osobowego zespołu specjalistów. Ekolodzy mówią, że wyciek to największa katastrofa ekologiczna w historii Mauritiusu. Mamy kryzys ekologiczny, stwierdził minister ds. ochrony środowiska. Mauritius słynny jest z dziewiczej przyrody i wspaniałych plaż, które przyciągają turystów. Teraz ucierpi nie tylko przyroda, ale i ekonomia wyspy. « powrót do artykułu
  9. Na dnie Jeziora Lednickiego dokonano kolejnych fascynujących odkryć. Tym razem są to militaria z X wieku, fragmenty ceramiki i pozostałości po umocnieniach brzegowych z czasów Mieszka I. Dzięki trwającej już 40 lat współpracy UMK w Toruniu i Muzeum Pierwszych Piastów w Lednicy znaleziono ozdobiony krzyżem miecz, inkrustowany topór, groty włóczni, strzał i bełtów. To jest chyba najbogatszy sezon od kilkunastu lat. Nie tylko ze względów na liczbę zabytków, ale też ich wartość i kontekst, w którym zostały odnalezione. Najbardziej spektakularnym zabytkiem z tego sezonu badań jest ósmy miecz odnaleziony w jeziorze lednickim, pierwszy od 20 lat. Ale również grot włóczni, topory, w tym topór inkrustowany, prawdopodobnie jeden z bardziej spektakularnych jakie tutaj odnaleziono, powiedział na konferencji prasowej kierownik Centrum Archeologii Podwodnej UMK dr hab. Andrzej Pydyn. Pierwsze badania w Jeziorze Lednickim miały miejsce w latach 50. XX wieku, a od początku lat 80. UMK i Muzeum prowadzą regularne wspólne prace badawcze. Dotychczas odnaleziono m.in. fragmenty mostów z czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego, łodzie, zgromadzono też największą w Europie Środkowej kolekcję uzbrojenia wczesnośredniowiecznego. W 2017 roku znaleziono nowe przeprawy mostowe, które prowadziły z wyspy Ledniczanka na zachodni brzeg jeziora. Wiadomo, że jeden z mostów zbudowano w X, a drugi na przełomie XIII i XIV wieku. Niedawno, dzięki datowaniu bardzo dobrze zachowanego pala ustalono, że to konkretne drzewo ścięto na potrzeby budowy mostu albo jesienią 913 lub też zimą z 913 na 914 roku. To zaś wskazuje, że być może mamy tu do czynienia z jednym z najstarszych mostów wybudowanych przez Słowian na ziemiach polskich. Pokazuje też, że Ostrów Lednicki był ważną osadą w okresie formowania się państwa pierwszych piastów. Mógł być jednym z najważniejszych grodów już za czasów ojca Mieszka I. « powrót do artykułu
  10. Tanzański górnik Saniniu Laizer może mówić o wyjątkowym szczęściu. W czerwcu z dnia na dzień stał się milionerem, sprzedając dwa znalezione przez siebie tanzanity za 3,4 miliona USD. Mężczyzna właśnie znalazł kolejny kamień. Ważący 6,3 kilograma tanzanit przyniósł mu kolejne 2 miliony USD. Tanzanit to jeden z najrzadszych kamieni szlachetnych na Ziemi. Występuje wyłącznie na niewielkim obszarze na północy Tanzanii. Jeden z lokalnych geologów ocenia, że jego złoża wyczerpią się w ciągu 20 lat. W czerwcu Laizer sprzedał dwa kamienie, z których jeden ważył 9,2 a drugi 5,8 kg. Mężczyzna, który jest ojcem 30 dzieci, powiedział, wówczas, że urządzi we wsi uroczystość. Teraz, po zarobieniu kolejnych 2 milionów dolarów obeicał, że za pieniądze te powstanie szkoła i ośrodek zdrowia. Laizer utrzymuje się nie tylko z górnictwa. Jest właścicielem 2000 krów i zapewnia, że niespodziewane bogactwo nie spowodowało, by czuł się mniej bezpiecznie niż wcześniej. Tanzanit został odkryty w 1967 roku przez pewnego krawca, zajmującego się dorywczo poszukiwaniem złota. Zanim 4 lata później rząd Tanzanii znacjonalizował kopalnie, wydobyto w nich 400 kg tanzanitu. W 1990 roku kopalnie tanzanitu i obszar jego występowania został podzielony na cztery regiony. Dwa z nich są dzierżawione wielkim przedsiębiorstwom, a dwa indywidualnym górnikom. Rząd, chcąc pobudzić rozwój miejscowych warsztatów przeróbki kamieni szlachetnych, zabronił też eksportu surowych kamieni. Kamienie, które Laizer sprzedał w czerwcu tanzańskiemu rządowi były największymi z dotychczas znalezionych. Wcześniejszy rekord należał do ważącego 3,38 kg kamienia wydobytego w kopalni jednej z wielkich firm. « powrót do artykułu
  11. W poniedziałek rozpoczęło się rozmontowywanie organów głównych z Notre Dame. Podczas pożaru w kwietniu 2019 roku instrument nie został zniszczony przez ogień i wodę, ale wg ekspertów, wystąpiły uszkodzenia cieplne. Ponadto instrument pokryły pyły popożarowe zawierające ołów. Ponieważ pożar zniszczył dach, wnętrze katedry zostało odsłonięte i należy również mówić o niekorzystnym wpływie zeszłorocznej fali upałów oraz innych wahań temperatury na organy. Historia głównych organów sięga 1357 r. Z pierwotnego instrumentu do dziś nic się nie zachowało. W swojej obecnej postaci składa się on z ponad 7 tys. piszczałek i 5 manuałów (klawiatur ręcznych). Prace rozpoczęły się od demontażu manuałów. Później przyjdzie czas na piszczałki. Robotnicy rozłożą również klawiaturę nożną (pedał) i registry. Proces ten potrwa do końca roku. W przedsięwzięciu biorą udział 3 podmioty: Pascal Quoirin, Atelier Cattiaux oraz langwedocka wytwórnia dużych organów. Mamy 5 miesięcy na demontaż. Potrzebujemy do tego 3 zespołów - podkreśla Bertrand Cattiaux. Specjalista wie, co mówi, ponieważ już uczestniczył w rozłożeniu instrumentu do renowacji w 1990 r. Wszystkie elementy zostaną umieszczone w magazynie w Île-de-France (dokładna lokalizacja jest utrzymywana w tajemnicy) w 4 wodoszczelnych kontenerach. Piszczałki będą pojedynczo czyszczone i naprawiane. Celem jest, by ponownie zagrać na organach 16 kwietnia 2024 r., czyli dokładnie 5 lat po pożarze. Vincent Dubois, jeden z trzech katedralnych organistów, powiedział, że instrument był wyjątkowy. Im wyżej, tym pełniejszy i bardziej okrągły dźwięk. [...] Jeśli doda się do tego akustykę miejsca, otrzymamy absolutnie niezwykły rezultat, którego nie znajdzie się nigdzie indziej - powiedział muzyk w wywiadzie udzielonym RFI (Radio France Internationale). To absolutny cud, że organy przetrwały. Przez swe rozmiary wyglądają na niezniszczalne, ale tak naprawdę są bardzo delikatne - stwierdził w rozmowie z radiem Europe 1 inny z organistów Olivier Latry. Gdy naprawa instrumentu się zakończy, kolejne pół roku trzeba będzie przeznaczyć na strojenie. « powrót do artykułu
  12. Naukowcy pracujący przy Wielkim Zderzaczu Hadronów (LHC) poinformowali o nowym sposobie używania tego niezwykłego urządzenia badawczego. Eksperyment ATLAS zaobserwował pierwsze zderzenie fotonów, w wyniku którego powstała para bozonów W, będących nośnikami oddziaływań słabych. Okazuje się zatem, że LHC można wykorzystywać też do bezpośrednich badań oddziaływań słabych. Obserwacje potwierdzają jedno z najważniejszych przewidywań teorii dotyczących tych oddziaływań – ich nośniki mogą oddziaływać ze sobą. Klasyczna elektrodynamika mówi, że dwa przecinające się promienie światła nie odbiją się od siebie, nie będą się absorbowały lub nawzajem niszczyły. Jednak elektrodynamika kwantowa dopuszcza interakcje pomiędzy fotonami. Nie są to pierwsze badania fotonów przeprowadzone przy użyciu LHC. Obserwowano rozpraszanie światła przez światło, kiedy to pary fotonów wchodziły w interakcje tworząc inną parę fotonów. W eksperymencie ATLAS zdobyto pierwsze bezpośrednie dowody takiego rozpraszania. Podczas nowych eksperymentów badano zupełnie inne zjawisko. W wyniku interakcji pomiędzy dwoma fotonami pojawiły się dwa bozony W o przeciwnych ładunkach elektrycznych. Już kilka lat temu uzyskano pierwsze wskazówki, że zjawisko takie zachodzi. Potrzeba było jednak więcej danych, by je potwierdzić. Teraz naukowcy zyskali pewność. Wynosi ona bowiem 8,4 sigma, a o odkryciu mówi się już przy poziomie 5 sigma. W centralnym detektorze były widoczne tylko produktu rozpadu dwóch bozonów W, elektron i mion. Co prawda pary bozonów W powstają też – i to znacznie częściej – w wyniku interakcji pomiędzy kwarkami i gluonami w zderzających się protonach, jednak w takim przypadku widoczne są jeszcze inne sygnały niż gdy powstają one w wyniku zderzeń fotonów. Nowe badania potwierdziły, że bozony cechowania – bozony W, Z i fotony – również wchodzą ze sobą w interakacje. Ich badanie może stać się nowym sposobem testowania Modelu Standardowego. « powrót do artykułu
  13. Zbudowanie i utrzymanie masy mięśniowej jest niezwykle ważne dla ogólnego stanu zdrowia i jakości życia, mówi doktorant Tanner Stokes z McMaster University. W ramach badań prowadzonych przez grupę Stokesa udało się zidentyfikować geny odpowiedzialne za wzrost mięśni szkieletowych. Jeśli moglibyśmy manipulować tymi genami za pomocą odpowiedniego stylu życia i leków, bylibyśmy w stanie pomóc osobom starszym i innym, którzy cierpią z powodu utraty masy mięśniowej, wyjaśnia Stokes. Naukowcy z Kanady, USA i Wielkiej Brytanii przeprowadzili nowatorski eksperyment, podczas którego ochotnicy budowali masę mięśniową jednej z nóg, a druga noga była unieruchomiona. Badania wykazały, że po dwóch tygodniach unieruchomiona noga straciła tyle masy mięśniowej, ile noga ćwicząca zyskała w ciągu ponad dwóch miesięcy. Uczeni przyjrzeli się aktywności genów w obu nogach i dzięki temu wyizolowali te, które są odpowiedzialne za indukowany ćwiczeniami wzrost mięśni. Podczas ćwiczeń mięśnie poddawane są obciążeniu, co prowadzi do hipertrofii włókien, w wyniku czego mięśnie się rozrastają. Z kolei mięśnie nieużywane podlegają atrofii i słabnięciu. Jednak to, jak mięśnie reagują zarówno na ćwiczenia jak i na ich nieużywanie, jest sprawą indywidualną, przez co trudno jest określić molekularne podstawy wzrostu i słabnięcia mięśni. Naukowcy chcieliby zaś poznać te podstawy, gdyż dzięki temu można by zapobiegać słabnięciu mięśni u osób starszych. Wiele zmiennych wpływa na reakcję mięśni na obciążenie – wiek, płeć, dieta, zmienność genetyczna. Czynniki te mają duży wpływ, zarówno na wrażliwość mięśni na insulinę jak i na związane z wiekiem osłabienie mięśni szkieletowych. Eksperymenty były prowadzone przez 10 tygodni na grupie młodych mężczyzn. Przygotowano dla nich ćwiczenia, które miały budować masę mięśniową w jednej z nóg. Przez 8 tygodni druga noga służyła jako kontrolna. Przez kolejne dwa tygodnie drugą nogę całkowicie unieruchomiono, by nie dźwigała ona żadnych ciężarów. Wykorzystanie obu nóg u tej samej osoby do zbadania reakcji mięśni na obciążenie i na jego brak pozwoliło nam na przeprowadzenie bezpośredniego porównania, mówi Stokes. Badania wykazały, że w ciągu 10 tygodni noga ćwicząca zyskała u badanych od 1 do 15% masy mięśniowej (średnio 8%). Z kolei utrata masy mięśniowej w nodze unieruchomionej wynosiła od 1 do 18% (średnio 9%). Przypomnijmy, że noga była unieruchomiona przez 2 tygodnie. To zaś oznacza, że utrata masy mięśniowej w wyniku unieruchomienia jest 5-krotnie szybsza niż jej budowanie poprzez ćwiczenia. Naukowcy odkryli 141 najważniejszych genów skorelowanych ze zwiększaniem masy mięśniowej. Badania laboratoryjne wykazały, że niektóre z tych genów są regulatorami syntezy białek. Uczeni pracują teraz nad zidentyfikowaniem potencjalnych terapii, które wpływałyby na wrażliwość mięśni na insulinę oraz na to, co dzieje się z mięśniami wraz z wiekiem. « powrót do artykułu
  14. Na University of Central Florida powstał nowy typ promienia laserowego, który nie podlega standardowym zasadom przemieszczania się i refrakcji światła. Osiągnięcie, opisane na łamach Nature Photonics, może mieć kolosalny wpływ na systemy komunikacyjne i technologie laserowe. Ta nowa klasa promieni laserowych ma unikatowe właściwości, których nie posiadają standardowe promienie, mówi profesor Ayman Abouraddy, główny autor badań. Nowy rodzaj promienia, nazwany falowym pakietem czasoprzestrzennym, podlega innym niż standardowe zasadom podczas przechodzenia przez różne materiały. Zwykle im bardziej gęsty ośrodek, w którym porusza się światło, tym mniejsza prędkość fotonów. Falowe pakiety czasoprzestrzenne można dostroić tak, by zachowywały się jak standardowe światło, by nie zwalniały lub też by przyspieszały w bardziej gęstych ośrodkach. Dzięki temu te impulsy światła magą w tym samym momencie docierać do różnych punktów w przestrzeni, mówi Abouraddy. Łyżeczka wsadzona do szklanki wody wydaje się złamana w miejscu, gdzie spotykają się woda i powietrze. Prędkość światła w powietrzu jest inna niż w wodzie. Promienie światła zaginają się po przekroczeniu granicy wody i światła, przez to łyżeczka wygląda na złamaną, przypomina uczony. Prawo Snelliusa, dotyczące załamania światła na granicy ośrodków, nadal ma zastosowanie do falowych pakietów czasoprzestrzennych, jednak łamią one zasadę Fermata mówiącą, że promień świetlny przebywa najkrótszą możliwie drogę optyczną. Niezależnie od tego, jak różne są materiały, w których porusza się światło, zawsze istnieje pakiet czasoprzestrzenny, który może przekroczyć granicę pomiędzy ośrodkami bez zmiany prędkości. Innymi słowy, zachowuje się on tak, jakby granica pomiędzy ośrodkami nie istniała, mówi Abouraddy. To zaś oznacza, że w systemach komunikacyjnych wykorzystujących światło prędkość przesyłania wiadomości za pomocą wspomnianych pakietów nie będzie zależna od ośrodków, w których światło się propaguje. Wyobraźmy sobie samolot próbujący skomunikować się z dwoma okrętami podwodnymi znajdującymi się na tej samej głębokości, z których jeden jest blisko, a drugi daleko. W standardowym systemie ten okręt, który jest daleko, będzie dłużej oczekiwał na wiadomość. My odkryliśmy, że możemy tak dostroić sposób propagowania się impulsów, że wiadomość dotrze do obu okrętów w tym samym momencie. Osoba wysyłająca informacje nie musi nawet wiedzieć, gdzie są okręty, dopóki przebywają one na tej samej głębokości. Impulsy można zsynchronizować na ślepo, bez znajomości położenia okrętów, stwierdza uczony. Zespół Aouraddy'ego stworzył falowe pakiety czasoprzestrzenne wykorzystując w tym celu przestrzenny modulator światła, który tak organizuje energię impulsu świetlnego, że jego właściwości w czasie i przestrzeni nie są dłużej od siebie oddzielone. Dzięki temu możliwe jest kontrolowanie „grupowej prędkości” impulsu świetlnego. To nic innego jak maksymalna prędkość, z jaką impuls ten się przemieszcza. W swojej najnowszej pracy zespól Abouraddy'ego wykazał, że jest w stanie kontrolować prędkość grupową falowych pakietów czasoprzestrzennych w różnych mediach. Nie ma przy tym mowy o złamaniu szczególnej teorii względności, gdyż kontroli podlega rozprzestrzeniania się szczytowego impulsu, a nie oscylacji fali światła. To nowe pole badawcze. To, co obecnie wiemy o świetle bierze pod uwagę założenie, że jego właściwości w czasie i przestrzeni są czymś oddzielnym. Znamy zasady optyki opierające się na tym założeniu. Jest ono silnie wbudowane w naukę. Przyjmowane za coś naturalnego. Jednak teraz, odrzucając to założenie, możemy wszędzie obserwować nowe zjawiska, stwierdza Abouraddy. Refrakcja czasu i przestrzeni przeczy naszym oczekiwaniom wywiedzionym z zasady Fermata i daje nam nowe możliwości odnośnie sterowania przepływem światła i innych zjawisk falowych, dodaje współautor badań, Basanta Bhaduri. Na kolejnym etapie badań naukowcy chcą przyjrzeć się interakcjom falowych pakietów czasoprzestrzennych ze światłowodami i wnękami optycznymi. « powrót do artykułu
  15. Tegoroczna edycja ERC Space and Robotics Event będzie wydarzeniem unikatowym w skali światowej. Organizatorzy wykorzystają bowiem technologię umożliwiającą drużynom z całego świata zdalny udział w zawodach. We wrześniu zespoły będą sterować robotem znajdującym się na torze marsjańskim w Kielcach używając amerykańskiego system zdalnego zarządzania oraz pojazdów dostarczonych przez polski start-up. To pierwsze tego typu rozwiązanie na świecie. Do finału ERC 2020, który odbędzie się w dniach 11-13 września 2020, zakwalifikowały się 33 drużyny z 14 krajów świata (pełna lista zespołów dostępna na stronie www.roverchallenge.eu). W kolejnym etapie rywalizacji przed finalistami stoi zadanie zaprogramowania robota do startu w zawodach i przetestowanie algorytmów pozwalających na nawigację pojazdem na odległość. To ostatnie umożliwi zaprojektowany specjalnie na potrzeby zawodów ERC system do zdalnego zarządzania robotem, którego publiczna prezentacja odbyła się 5 sierpnia. Pierwszy przejazd testowy wykonał Wojciech Murdzek, minister nauki i szkolnictwa wyższego. Jako inżynier jestem pod wrażeniem kreatywności, z jaką organizatorzy zawodów podeszli do realizacji tegorocznej edycji zawodów ERC. Duch innowacyjności, współpracy zespołowej oraz nastawienie na szukanie niestandardowych rozwiązań interdyscyplinarnych problemów to cechy, z których Polacy znani są za granicą. I dziś dzięki temu podejściu możemy się chwalić, że ERC to jedyny turniej kosmiczno-robotyczny na świecie, który dojdzie do skutku po ogłoszeniu globalnej pandemii, powiedział minister. Hybrydowa formuła ERC 2020 to nie jedyna nowość szóstej edycji wydarzenia. W tym roku – po raz pierwszy w historii zawodów – przyznana została nagroda specjalna Best Design Award za najlepszy projekt robotyczny łazika. Inicjatorem tego wyróżnienia jest warszawska firma SENER Polska, która zaprojektowała i wykonała m.in. pępowinę marsjańską dla europejskiego łazika ExoMars. W gronie laureatów, wyłonionych na podstawie przesłanej przez zespoły dokumentacji technicznej, znalazły się: AGH Space Systems z Polski oraz STAR Dresden e.V i ERIG e.V z Niemiec. Nagrodzone drużyny będą miały okazję wziąć udział w webinarze z ekspertami międzynarodowej grupy SENER, którzy pracowali przy misjach marsjańskich NASA oraz Europejskiej Agencji Kosmicznej. Nowa formuła zawodów ERC w jeszcze większym stopniu niż w poprzednich edycjach kładzie nacisk na autonomiczność tworzonych przez drużyny projektów. Podczas finału ERC 2020 zawodnicy będą mogli sterować polskimi robotami LEO Rover za pomocą algorytmów, komend lub manipulatora. Oprócz dwóch konkurencji terenowych, które w tym roku są silnie nakierowane na rozwijanie umiejętności programistycznych, przygotowujemy również pozakonkursowe zestawy zadań dla inżynierów oparte o analizy mechaniczno-elektryczne – tłumaczy Łukasz Wilczyński z Europejskiej Fundacji Kosmicznej, głównego organizatora zawodów. Dodatkowo na wszystkich zawodników we wrześniu czekać będzie rozbudowany program szkoleń i warsztatów online. Prowadząc je w formule zdalnej, umożliwiamy udział w nich także tym członkom drużyn, którzy dotychczas z różnych przyczyn nie przyjeżdżali na finał ERC do Polski – dodaje. Międzynarodowym zawodom robotów mobilnych ERC 2020 towarzyszyć będzie również konferencja branżowa oraz Strefa Pokazów Naukowo-Technologicznych z rozbudowanym programem warsztatów, interaktywnych pokazów i prelekcji popularnonaukowych. Pasjonaci kosmosu, robotyki i wysokich technologii będą mogli także wziąć udział w e-turnieju ERC Rover Mechanic Challenge opartym na jedynym na świecie symulatorze naprawy marsjańskich łazików. « powrót do artykułu
  16. Czy wydmy potrafią śpiewać? Od czego zależy kształt piorunów? Kto skonstruował najprecyzyjniejszy zegar na świecie? Dlaczego gorąca woda zamarza szybciej niż zimna? Zawsze się nad tym zastanawialiście, ale wstydziliście się zapytać? Wznowienie książki Nauka. To lubię autorstwa znanego, cenionego i lubianego dziennikarza Tomasza Rożka odpowie na wszystkie te pytania. Tomasz Rożek, dziennikarz i popularyzator nauki, prowadzi czytelników przez labirynt wiedzy. Pisze o zjawiskach, z którymi spotykamy się na co dzień i o tych zachodzących daleko w kosmosie, odległych o lata świetlne. Odsłania tajemnice, nad którymi badacze głowią się od dawna, ale prezentuje również najnowsze odkrycia uczonych. Dowcipnie i przystępnie opisuje nawet najbardziej skomplikowane zagadnienia i procesy, a dzięki licznym przykładom z życia codziennego jego teksty pobudzają wyobraźnię i skłaniają do pogłębiania wiedzy. W poszczególnych rozdziałach znajdują się również propozycje eksperymentów, które z łatwością można przeprowadzić w domowych warunkach. Dzięki temu zarówno rodzice, jak i dzieci poczują się niczym prawdziwi odkrywcy. Nauka. To lubię to książka familijna dla ciekawego świata czytelnika w każdym wieku. Premiera książki: 12 sierpnia 2020 r.
  17. Amerykańscy naukowcy opisali urządzenie przypominające wkładane do ucha zewnętrznego słuchawki, które za pomocą niedostrzegalnych, podprogowych, pulsów elektrycznych stymuluje nerw błędny, wspomagając w ten sposób naukę dźwięków nowego języka. Specjaliści uważają, że urządzenie może znaleźć szerokie zastosowanie, poprawiając również inne rodzaje uczenia. Podczas eksperymentów opisanych na łamach pisma npj Science of Learning, wykorzystując precyzyjnie zaplanowaną czasowo, nieinwazyjną stymulację nerwu błędnego, naukowcy znacząco poprawili zdolność osób anglojęzycznych do odróżniania tonów języka mandaryńskiego. Co więcej, stymulacja tego nerwu pozwalała ochotnikom 2-krotnie szybciej wychwycić pewne tony. To jedna z pierwszych prezentacji, że za pomocą nieinwazyjnej stymulacji nerwu błędnego można wzmocnić złożoną zdolność poznawczą, taką jak nauka języka obcego przez zdrowego człowieka - podkreśla prof. Matthew Leonard z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco. Uczeni posłużyli się nieinwazyjną techniką, nazywaną przezskórną stymulacją nerwu błędnego (ang. transcutaneous vagus nerve stimulation, tVNS). Amerykanie wykorzystali fakt, że na powierzchni ucha występuje aferentna gałąź uszna nerwu błędnego, zaopatrująca skórę małżowiny w ludzkim uchu. Można ją stymulować za pośrednictwem elektrody usznej. W masie silikonowej, która przypomina słuchawki, umieszczono 2 elektrody: anoda znajdowała się okolicach jamy muszli, a katoda przy łódce muszli. W ramach studium 36 anglojęzycznych osób trenowano pod kątem identyfikowania 4 tonów języka mandaryńskiego w przykładach naturalnej mowy. Wykorzystano do tego zestaw zadań, opracowany przez Sound Brain Lab do badania neurobiologii nauki języka. Ochotnicy, w przypadku których tVNS sparowano z dwoma tonami zwykle łatwiejszymi do odróżnienia dla osób anglojęzycznych, szybciej uczyli się ich rozróżniania. Do końca treningu badani ci osiągali średnio o 13% lepsze rezultaty w klasyfikowaniu tonów i uzyskiwali szczytowe rezultaty 2-krotnie szybciej od przedstawicieli grupy kontrolnej, którzy wkładali urządzenie do ucha, ale nie byli poddawani stymulacji. Potocznie uważa się, że w dorosłości ludzie nie potrafią nauczyć się wzorców dźwiękowych nowego języka, ale historycznie nasze badania pokazały, że nie dla wszystkich jest to prawdą. W ramach najnowszego studium widzimy, że tVNS redukuje różnice indywidualne o wiele bardziej niż inne interwencje [...] - wyjaśnia prof. Bharath Chandrasekaran z Uniwersytetu w Pittsburghu. Generalnie ludzie często zniechęcają się, widząc, jak trudna bywa nauka języka obcego, ale gdybyśmy byli w stanie zapewnić po pierwszej sesji rezultaty lepsze o 13-15%, być może udałoby się ich zachęcić do kontynuowania lekcji - dodaje Leonard. Obecnie naukowcy sprawdzają, czy dłuższe sesje treningowe z tVNS mogą wpłynąć na zdolność ochotników do odróżniania 2 tonów, które są trudniejsze do odróżnienia dla osób anglojęzycznych. W obecnym studium nie uzyskano bowiem znaczącej poprawy. Naukowcy podejrzewają, że tVNS korzystnie oddziałuje na uczenie, wzmacniając sygnalizację neuroprzekaźnikową w dużej części mózgu; czasowo poprawia się uwaga w odniesieniu do prezentowanych bodźców dźwiękowych. Sprzyja to długoterminowemu uczeniu. Potrzeba jednak kolejnych badań, które zweryfikują ten mechanizm. Naszym kolejnym krokiem będzie zrozumienie mechanizmu neuronalnego leżącego u podłoża opisywanego zjawiska i ustalenie idealnego zestawu parametrów stymulacji, który mogłyby zmaksymalizować plastyczność mózgu. Postrzegamy tVNS jako dobre narzędzie do wspomagania rehabilitacji osób z urazami mózgu - podsumowuje Chandrasekaran. Warto powiedzieć, że w tym roku w Psychiatrii Polskiej ONLINE FIRST ukazał się tekst na temat zastosowania przezskórnej stymulacji nerwu błędnego w lekoopornej depresji (Zastosowanie przezskórnej usznej stymulacji nerwu błędnego (taVNS) w leczeniu pacjentów z depresją lekooporną – badanie pilotażowe, prezentacja pięciu przypadków klinicznych). « powrót do artykułu
  18. Wakacje to czas pewnego rozluźnienia. Można nieco odpocząć od biznesowej garderoby i butów na wysokim obcasie. Odrobina luzu przyda się każdemu, jednak nie można zapomnieć o tym, aby także na wyjazd z rodziną czy ze znajomymi spakować do walizki modne i wygodne ubrania dla dorosłych. Co zabrać na wakacje, aby czuć się elegancko i na luzie jednocześnie? 1.   Wakacyjne ubrania - modne czy wygodne? 2.   Co zabrać ze sobą na wakacyjny wyjazd? 3.   Upalne lato - jakie materiały wybrać? 4.   Ubrania dla dorosłych - kolory to podstawa! Jesteś ciekawa, co będzie hitem odzieżowym w najbliższych miesiącach? Wyjeżdżasz na dłużej, a stojąc przed szafą, w Twojej głowie kołacze się tylko jedno pytania - nie mam się w co ubrać? Zapoznaj się z propozycjami zawartymi w poniższym tekście, a na wakacyjny wyjazd spakujesz się w zaledwie kilkanaście minut! Wakacyjne ubrania - modne czy wygodne? Dobra wiadomość jest taka, że wcale nie musisz wybierać! Po co iść na kompromis pomiędzy modą i wygodą, skoro można mieć jedno i drugie! Jeżeli na co dzień przykładasz dużą wagę do stylizacji odzieżowych, nie wyobrażasz sobie, aby w rozciągniętym podkoszulku wyjść nawet do sklepu pod blok, to trzymaj fason także na wakacjach! Jednak pozwól sobie na odrobinę luzu. Szpilki zamień na wygodne sandały, a obcisłe garsonki na przewiewne sukienki, które delikatnie będą muskać Twoje opalone ciało przy każdym podmuchu wiatru. Moda i wygoda to dwie siostry, które potrafią żyć w zgodzie - pamiętaj o tym! Wakacyjne ubrania dla dorosłych, podobnie jak stylizacje dziecięce, to mnóstwo ciekawych pomysłów - który najlepiej sprawdzi się w Twoim przypadku? Co zabrać ze sobą na wakacyjny wyjazd? Nie wiesz, jakie ubrania spakować do walizki? Zastanów się przez chwilę, dokąd jedziesz, co będziesz robić. Wakacje spędzisz wylegując się w ciepłych promieniach słonecznych na piaszczystej plaży, czy raczej stawiasz na aktywny wypoczynek i planujesz kilkudniową wędrówkę po górskim szlaku? Ilość i rodzaj garderoby powinnaś dopasować do charakteru wyjazdu. Pakując się na tygodniowy trekking, możesz być raczej pewna, że sukienka nie będzie Ci potrzebna. Postaw za to na kilka par wygodnych szortów i nie zapomnij o ciepłym swetrze, bo wieczory robią się coraz chłodniejsze! Upalne lato - jakie materiały wybrać? Jak lato, to i upragnione słońce, którego w trakcie zimowych miesięcy było tak mało. Wystarczy jednak kilka tygodni upalnego lata, a nawet najzagorzalsi miłośnicy afrykańskich temperatur zaczynają tęsknić za odrobiną chłodu. Jak nie dać się upałom? Klucz tkwi w odpowiednim doborze ubrań. Sukienki i bluzki klejące się do ciała ani nie wyglądają nazbyt estetycznie, ani nie poprawiają samopoczucia. Wybierz materiały lekkie i przewiewne, które zapewnią odpowiedni komfort termiczny. Z jakich materiałów najlepsze będą ubrania dla dorosłych na lato? Choć naturalne materiały, takie jak len, wykazują się tendencją do szybkiego gniecenia, to jest to najlepsza propozycja na gorący wakacyjny okres. Dzięki nim skóra będzie mogła swobodnie oddychać! Ubrania dla dorosłych - kolory to podstawa! Szarości i ciemne odcienie brązu czy czerwieni to barwy, które zdecydowanie lepiej jest zostawić na jesienne miesiące. Wakacje to czas radości i zabawy. Ze słonecznymi promieniami najlepiej współgrać będą żywe i kolorowe stylizacje. Modne w najbliższym sezonie będą pastele. Nie bój się eksperymentować i pamiętaj o tym, że ubrania dla dorosłych nie muszą być nudne! Odrobina koloru poprawi nastrój i sprawi, że wakacyjny wyjazd będzie jeszcze bardziej pozytywny! « powrót do artykułu
  19. Fryderyk Chopin pisał w sposób zróżnicowany. Na kopertach zawsze kaligraficznie, do rodziny zwykle dużo mniej czytelnie, zdecydowanie drobniejszym pismem. Często robił dopiski na marginesach, nie podpisywał się pełnym imieniem i nazwiskiem. Jak zmieniał się charakter pisma kompozytora w czasie jego życia? Zakończono kryminalistyczne badania rękopisów Fryderyka Chopina ze zbiorów Muzeum F. Chopina w Warszawie. W projekcie brali udział eksperci Katedry Kryminalistyki Uniwersytetu Warszawskiego (UW), Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego (PTK) oraz samego Muzeum. Naukowcy badali, jak w trakcie życia kompozytora zmieniał się grafizm, czyli charakter jego pisma i jakie czynniki mogły mieć na to wpływ. Wzorzec graficzny Do tej pory nie prowadzono tak zaawansowanych badań pismoznawczych nad rękopisami kompozytora. Prawdopodobnie jest to największa na świecie kolekcja rękopisów Fryderyka Chopina, które pierwszy raz zostały zbadane w sposób kryminalistyczny. Przebadano wszystkie 143 dokumenty ze zbiorów warszawskiego Muzeum. Łącznie to 349 stron listów, notatek czy zapisków z kalendarzyków. Głównie listy do znajomych i rodziny, dedykacje muzyczne, ale również oficjalna korespondencja. Dzięki badaniom ekspertów kryminalistyki z UW, PTK i Muzeum powstały wzorce graficzne pisma ręcznego Fryderyka Chopina. Wcześniej ustalenie autentyczności dokumentów związanych z kompozytorem było trudne, ponieważ nie istniał katalog cech i właściwości graficznych charakterystycznych dla pisma F. Chopina. Profilowanie w kryminalistyce polega na opisaniu cech osoby poszukiwanej, np. potencjalnego sprawcy przestępstwa. My też przyjęliśmy takie założenie. Próbowaliśmy stworzyć coś w rodzaju profilu pisma ręcznego Fryderyka Chopina. Dowiedzieć się, czym się ono charakteryzuje. Wykonaliśmy badania dotyczące budowy liter czy sposobu ich wiązania, a także analizę sposobu kreślenia przez kompozytora własnych podpisów – mówi prof. Tadeusz Tomaszewski z Katedry Kryminalistyki UW, kierownik projektu. Jak pisał Chopin? Na obraz pisma, dynamikę pisania czy też inne właściwości pisma, np. konstrukcję liter, mógł mieć wpływ m.in. wiek, stan psychofizyczny, język, w jakim pisał kompozytor (pisał po polsku i po francusku) albo rodzaj rękopisu (list czy notatka). Istotny był też adresat. Czy Chopin pisał dla siebie, czy była to oficjalna korespondencja albo listy przeznaczone dla osób zaprzyjaźnionych lub rodziny – dodaje prof. Tomaszewski. Eksperci sprawdzali obraz pisma i cechy konstrukcyjne poszczególnych liter. Początkowo Chopin pisał tak, jak go nauczono. Korzystał z dostępnych wtedy wzorców kaligraficznych. Z badań kryminalistycznych wynika, że z biegiem lat w piśmie kompozytora następowały uproszczenia konstrukcji liter (choć sama budowa znaków graficznych co do zasady nie ulegała zmianie), w tym szczególnie widoczny jest zanik elementów ozdobnych i tzw. adiustacji początkowych i końcowych w majuskułach. W przypadku podpisów widać odchodzenie od podpisów rozwiniętych i czytelnych oraz częste stosowanie podpisów skróconych czy nawet nieczytelnych paraf – mówi prof. Tadeusz Tomaszewski. Podpis Chopina przybierał różne formy, czasem kompozytor stawiał same inicjały, czasem pisał jedynie nazwisko, a w korespondencji do przyjaciół podpisywał się np. "Twój stary" (w domyśle Twój stary przyjaciel). Ciekawe jest również to, że na żadnym z badanych dokumentów kompozytor nie podpisał się pełnym imieniem i nazwiskiem. Podejrzany dokument Biegli pismoznawcy posługują się zwykle lupą i mikroskopem, przeprowadzają badania optyczne i fizykooptyczne. Do oceny nietypowych dokumentów lub właściwości związanych z podłożem bądź środkiem kryjącym (tutaj był to inkaust lub ołówek) potrzebują jednak bardziej zaawansowanego sprzętu. Podczas badań technicznych, dzięki którym można było ustalić, czy dokumenty są kopiami, czy zawierają jakieś retusze, oznaki usuwania lub nadpisywania, znaleziono jeden materiał zawierający dziwne ślady. Żeby go zbadać, przetransportowaliśmy do Muzeum specjalistyczny sprzęt kryminalistyczny (m.in. najwyższej klasy urządzenie zwane wideospektrokomparatorem), gdyż ze względów bezpieczeństwa i ochrony samych dokumentów nie można było takich badań przeprowadzić w laboratorium. Wspomniany "podejrzany" dokument zawierał cechy dziwne, wyskrobanie pewnych elementów, powielenie linii czy ich retusz. Wskazuje to na wysokie prawdopodobieństwo dokonywania poprawek pierwotnego zapisu i podpisu przez inną osobę niż sam kompozytor – wyjaśnia profesor. Być może w przyszłości możliwe będzie kontynuowanie badań nad tym rękopisem za pomocą zaawansowanej aparatury naukowej, która znajduje się w Centrum Nauk Biologiczno-Chemicznych UW. Chcielibyśmy również, przy pomocy Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina i za jego zgodą, wydać publikację naukową dotyczącą przeprowadzonych badań – zapowiada kierownik projektu. « powrót do artykułu
  20. Austriacki turysta, który w zeszłym tygodniu podczas wycieczki z okazji urodzin chciał sobie zrobić idealne selfie z wzorowaną na Paulinie Bonaparte 216-letnią figurą Wenus, uszkodził kilka palców u stóp postaci. Nie powiadamiając nikogo, uciekł z miejsca zdarzenia. Uszkodzenia dostrzegli strażnicy z Muzeum Antonia Canovy, którzy wszczęli alarm. Mężczyzna przysiadł przy figurze półleżącej kobiety i mocno się ku niej pochylił. W pewnym momencie gwałtownie wstał, przyjrzał się okolicom stóp postaci i zaczął się nerwowo kręcić po sali. W ramach środków bezpieczeństwa przedsięwziętych ze względu na pandemię Muzeum wymaga, by turyści spoza Włoch wpisywali się na listę. W połączeniu z nagraniem z kamer monitoringu udało się więc zidentyfikować wandala jako 50-letniego Austriaka. Karabinierzy skontaktowali się z jego żoną, która wybuchła płaczem i przyznała, że doszło do wypadku. Sąd z Treviso ma zdecydować, jaką mężczyzna poniesie karę. Nasze dziedzictwo musi być chronione. Odpowiedzialne zachowanie w muzeum [...] to nie tylko obywatelski obowiązek, ale i przejaw poszanowania dla naszej historii i kultury, które powinny być przekazane następnym pokoleniom. Nie ma zgodności co do liczby uszkodzonych palców: część źródeł wspomina o 2, a część o 3. Przedstawiciele Muzeum dodają, że poza tym ucierpieć mogła postawa gipsowej figury. Kwestia ta jest badana przez specjalistów. Figura powstała w 1804 r. Podczas bombardowania w ramach pierwszej bitwy o Monte Grappę została ona poważnie uszkodzona. W 2004 r. konserwatorzy przymocowali głowę, a także naprawili zniszczenia ubioru, dłoni i stóp. Moira Mascotto, dyrektorka Museo Antonio Canova, podkreśla, że dzieło zostanie odnowione. Na szczęście znaleźliśmy odłamane fragmenty. To nam bardzo pomoże w rekonstrukcji. Dzieło jest częścią gipsoteki Muzeum Canovy w Possagno, gdzie zgromadzono gipsowe modele/odlewy dla marmurowych rzeźb neoklasycystycznego twórcy. Posąg Wenus (Venus Victrix), do którego pozowała Paulina Bonaparte, znajduje się w Rzymie, w Galerii Borghese. Warto dodać, że w gipsotece wystawiany jest również gipsowy model dla rzeczywistych rozmiarów marmurowej rzeźby Jerzego Waszyngtona. W 1815 r. została ona zamówiona przez Karolinę Północną. Canova skończył dzieło w roku 1820. Figurę zainstalowano w rotundzie siedziby władz stanu 24 grudnia 1821 r. Budynek North Carolina State House i statuę zniszczył pożar, który wybuchł 21 czerwca 1831 r. To jedyna praca Canovy stworzona dla USA. Oprócz gipsoteki na muzeum składa się dom, w którym urodził się artysta (Casa natale di Antonio Canova). Mieści się w nim galeria sztuki z licznymi pamiątkami. W 1799 r. Canova posadził sosnę pinię, którą nadal można podziwiać w tutejszych ogrodach. Canova działał głównie w Rzymie. Jest autorem grobowców papieży Klemensa XIII i Klemensa XIV, a także licznych popiersi portretowych.   « powrót do artykułu
  21. W najnowszym numerze Nature ukazał się artykuł pod tytułem Zoonotic host diversity increases in human-dominated ecosystems. Jego autorzy przeanalizowali 7000 prac naukowych dotyczących zmian, jakie zachodzą w zmienionych przez człowieka ekosystemach rolniczych i miejskich. Okazało się, że tam, gdzie człowiek zmienia ekosystem, pojawia się więcej gatunków zwierząt przenoszących choroby. Choroby te mogą z czasem przejść na człowieka i doprowadzić do wybuchu epidemii. Dzicy gospodarze pasożytów oraz patogenów atakujących ludzi stanowią zarówno większy odsetek w całej dzikiej przyrodzie (jest ich od 18 do 72 procent więcej) jak i większą liczbę (od 21 do 144 procent więcej) na obszarach intensywnie używanych przez człowieka w porównaniu z sąsiadującymi obszarami, których człowiek nie zaburzył, czytamy w artykule. Siła tego zjawiska jest różna w zależności od gatunków i jest największa dla gryzoni, nietoperzy i ptaków wędrownych będących gospodarzami zoonoz. Wykazaliśmy, że saki, które przenoszą więcej patogenów (zarówno takich współdzielonych z ludźmi, jak i nie atakujących ludzi) z większym prawdopodobieństwem żyją w środowiskach zdominowanych przez ludzi. Uzyskane przez nas wyniki wskazują, że globalne zmiany w sposobie i intensywności używania ziemi zwiększają ryzyko przenoszenia chorób pomiędzy ludźmi i zwierzętami hodowlanymi a dzikimi zwierzętami będącymi rezerwuarami zoonoz. Naukowcy odkryli, że niewielkie, krótko żyjące zwierzęta, zwykle występują bardziej obficie na terenach zdominowanych przez ludzi. A to one przenoszą więcej chorób niż większe i dłużej żyjące zwierzęta, które – po pojawieniu się człowieka na danym terenie – albo zostały wytępione, albo ich liczba znacząco spadła. Naukowcy nie wiedzą, dlaczego tak się dzieje. Nie można wykluczyć, że krócej żyjące zwierzęta inwestują więcej energii na reprodukcję, co odbywa się kosztem układu odpornościowego, dlatego też są nosicielami większej liczby patogenów. Z badań takich płynie wniosek, że jeśli chcemy ograniczyć ryzyko zoonoz, powinniśmy starać się zachować i przywrócić zniszczony ekosystem. Dobrym przykładem są tutaj działania podjęte w Senegalu, gdzie ludzie zmagają się ze schistosomatozą. Tę niebezpieczną, często śmiertelną, chorobę powodują pasożytnicze przywry. Jednym z ich żywicieli pośrednich są wodne ślimaki. Na obszarach, na których przywrócono słodkowodne krewetki, liczba przypadków schistosomatozy spadła. Tymczasem wiadomo, że przegradzanie rzek tamami może przyczynić się do rozszerzenia zasięgu występowania pasożyta i zwiększeniu liczby zachorowań. Nie wszystkie zoonozy mają potencjał do wywołania pandemii. Wywołać ją mogą, jak wiemy, koronawirusy. Ale już na przykład borelioza nie przenosi się pomiędzy ludźmi. « powrót do artykułu
  22. Rozpoczęcie fuzji jądrowej jest bardzo trudne. Wymaga ono zastosowania wielkich sił, które wymuszą na jądrach lekkich pierwiastków, jak np. wodór i hel, by się połączyły. Na Ziemi potrzebujemy do tego olbrzymich i kosztownych urządzeń. Badacze z NASA zaprezentowali właśnie metodę rozpoczęcia fuzji bez potrzeby budowy tokamaka czy stellaratora. Opracowana przez nich technika może stać się potencjalnym źródłem energii dla przyszłych misji w głębokim kosmosie. Metoda, nazwana fuzją w sieci krystalicznej, została opisana na łamach Physical Review C. Eksperci wykorzystali erb i tytan. Pod dużym ciśnieniem wprowadzili doń deuter. Metal zatrzymuje go do czasu, aż pierwiastek będzie potrzebny do przeprowadzenia fuzji. Podczas ładowania deuterem, sieć krystaliczna metalu pęka, by zrobić miejsce na deuter, wyjaśnia Theresa Benyo, fizyk analityczna, która stoi na czele zespołu badawczego. Otrzymujemy rodzaj proszku. Tak przygotowany metal jest gotowy do przeprowadzenia następnego kroku – pokonania bariery kulombowskiej, czyli sił elektrostatycznych uniemożliwiających jądrom deuteru, deuteronom, zbliżenie się do siebie. Aby do tego doszło konieczna jest specyficzna sekwencja zderzeń cząstek. W akceleratorze elektrony uderzają w barierę z wolframu. Powstają wysokoenergetyczne fotony które są kierowane w stronę próbki naładowanej deuterem. Gdy foton trafia w deuteron, ten zostaje podzielony na proton i neutron. Neutron uderza zaś w kolejny deuteron, przyspieszając go. W wyniku tego procesu mamy więc deuteron, który porusza się na tyle szybko, by pokonać barierę kulombowską i połączyć z innym deuteronem. Kluczem do sukcesu jest tutaj zjawisko ekranowania elektronów. Nawet bardzo energetyczne deuterony mogą nie być w stanie pokonać bariery kulombowskiej i do fuzji nie dojdzie. Tutaj z pomocą przychodzi sieć krystaliczna metalu. Elektrony w sieci krystalicznej tworzą rodzaj ekranu wokół stacjonarnego deuteronu, mówi Benyo. Ujemny ładunek elektronów powoduje, że otoczony przez nie deuteron (o ładunku dodatnim) jest chroniony przez odpychaniem przez drugi deuteron (również o ładunku dodatnim), dopóki oba jądra nie znajdą się bardzo blisko. Dzięki temu do fuzji może dojść. Naukowcy z NASA dowiedli nie tylko możliwości przeprowadzenia w ten sposób fuzji atomów deuteru, ale zaobserwowali też proces Oppenheimera-Philipsa. To rodzaj reakcji jądrowej indukowanej deuteronem. Czasem, zamiast połączyć się z innym deuteronem, jądro deuteru zderza się z atomem w sieci krystalicznej albo tworząc izotop, ale zmieniając atom w inny pierwiastek. Okazało się, że w wyniku tej reakcji również powstaje energia, którą można wykorzystać. Nie uzyskaliśmy zimnej fuzji, podkreśla fizyk Lawrence Forsley. To, co udało się uzyskać, jest gorącą fuzją, ale przeprowadzoną w inny niż dotychczas sposób. Fuzja w sieci krystalicznej zachodzi początkowo w niższej temperaturze i przy niższym ciśnieniu niż w tokamaku, stwierdza Benyo. Uczona mówi, że gdy po przeprowadzeniu eksperymentu próbka była bardzo gorąca. Jej temperatura częściowo pochodzi z samej fuzji, a częściowo od wysokoenergetycznych fotonów. Przed ekspertami z NASA jeszcze wiele pracy. Po tym, jak dowiedli, że można w ten sposób przeprowadzać fuzję, muszą udoskonalić cały proces tak, by był on bardziej wydajny i by zachodziło więcej reakcji. Gdy łączą się dwa deuterony powstaje albo proton i tryt albo hel-3 i neutron. W tym drugim przypadku neutron może uderzyć w inny deuteron, rozpędzić go i podtrzymać reakcję. Naukowcy pracują na tym, by uzyskać bardziej przewidywalną i podtrzymującą się reakcję. Benyo mówi, że ostatecznym celem jej zespołu jest stworzenie systemu do zasilania pojazdów kosmicznych za pomocą fuzji w strukturze krystalicznej. Taki system przydałby się tam, gdzie np. nie można korzystać z energii słonecznej. A to, co można wykorzystać w kosmosie może też być wykorzystane na Ziemi. « powrót do artykułu
  23. Badacze z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego opublikowali artykuł dotyczący długofalowego wpływu pożaru podpowierzchniowego torfowiska niskiego nad Biebrzą na właściwości gleby organicznej i wtórną sukcesję roślin. Publikacja ukazała się w czasopiśmie Science of The Total Environment podejmującym tematykę klimatu, środowiska i ekologii. Torfowiska niskie to ekosystemy torfotwórcze, zasilane głównie przez wody gruntowe. Na tego typu torfowiskach udział drzew i krzewów jest niewielki, a z powodu niskiej dostępności pierwiastków biogennych dominują tam wyspecjalizowane i często zagrożone gatunki roślin zielnych. Niestety zdecydowana większość torfowisk niskich w Europie została odwodniona, co spowodowało nieodwracalne zniszczenia w tych ekosystemach. Na odwodnionych torfowiskach dochodzi nie tylko do zaniku rzadkich gatunków roślin. Rośnie także ryzyko pożaru, podczas którego dochodzi do zapalenia się torfu (tzw. pożar podpowierzchniowy). W artykule Smouldering fire in a nutrient-limited wetland ecosystem: long-lasting changes in water and soil chemistry facilitate shrub expansion into a drained burned fen badacze z UW – dr Marcin Sulwiński, dr Monika Mętrak, dr Mateusz Wilk oraz prof. Małgorzata Suska-Malawska – ocenili, jak zmieniły się właściwości siedliskowe na torfowisku niskim położonym w Biebrzańskim Parku Narodowym po 12 latach od wystąpienia pożaru podpowierzchniowego. Obszary niewypalone zachowały rośliny zielne, w tym gatunki typowe dla ekosystemów o niskiej dostępności pierwiastków biogennych. Na obszarach objętych pożarem doszło do znacznego zwiększenia dostępności potasu i fosforu, co doprowadziło do ekspansji zarośli wierzbowych na obszary wypalone i całkowitego zaniku rzadkich gatunków roślin. Paradoksalnie, w miejscach o najsilniejszym wypaleniu, gdzie spaleniu uległa warstwa torfu o miąższości około 80 cm, spadła dostępność azotu i fosforu, co doprowadziło do stopniowego spadku pokrycia przez zarośla. Uzyskane wyniki są istotne ze względu na przewidywane zmiany klimatu, prowadzące do zwiększenia częstotliwości występowania i nasilenia susz, podczas których wzrasta ryzyko pożarów torfowisk. Świadkami takich pożarów związanych z suszą byliśmy wiosną tego roku, kiedy to w Biebrzańskim Parku Narodowym spłonęło około 5500 ha mokradeł. W tym wypadku pożar miał charakter powierzchniowy, więc skutki nie powinny być tak negatywne, jak te przedstawione w opisanym artykule. Publikacja Smouldering fire in a nutrient-limited wetland ecosystem: long-lasting changes in water and soil chemistry facilitate shrub expansion into a drained burned fen ukazała się w specjalnym wydaniu czasopisma Science of The Total Environment, poświęconym badaniom nad wpływem pożarów na właściwości gleb. To już druga publikacja tej grupy badawczej w tym czasopiśmie w ciągu ostatnich 6 miesięcy. Poprzednia praca dotyczyła funkcjonowania mokradeł wysokogórskich w Pamirze Wschodnim. « powrót do artykułu
  24. Badania przeprowadzone w miejscowości Osłonki na Kujawach przez międzynarodowy zespół naukowy wskazują, że już 6600 lat temu na terenie Europy pojawiały się nierówności społeczne i doszło do próby ustanowienia społeczności opartej na hierarchii. Nierówności te znajdują potwierdzenie przede wszystkim w diecie badanych szkieletów. Archeolodzy od dawna zajmują się badaniem nierówności w prehistorycznych społecznościach. Znane są bogato wyposażone groby z epoki brązu czy żelaza, które łatwo można interpretować jako oznakę zamożności pochowanych w nich osób. Jednak groby z europejskiego neolitu są trudniejsze w interpretacji. Obecność różnic w ich wyposażeniu niekoniecznie bowiem oddaje różnice w zamożności osób pochowanych. Bardziej kosztowne przedmioty mogły należeć do krewnych, a ich złożenie w grobie mogło mieć związek z chęcią powstrzymania czy też przekupienia śmierci. Takie przedmioty mogły też być jedynie oznaką tego, że zmarły miał inny gust niż pozostali członkowie społeczności, zatem posiadał inne przedmioty. Co innego jednak sam szkielet. Obecne w nim izotopy świadczą o diecie, a różnice w tym, co jedli członkowie danej społeczności wskazują na różny status społeczny. Chelsea Budd i Malcom Lillie ze szwedzkiego Uniwersytetu w Umea, Peter Bogucki z Princeton University, Ryszard Grygiel z Muzeum Archeologii i Etnografii w Łodzi, Wiesław Lorkiewicz z Uniwersytetu Łódzkiego oraz Rick Schulting z University of Oxford przyjrzeli się szczegółowo neolitycznemu cmentarzysku w Osłonkach. W V tysiącleciu przed Chrystusem zostało tam pochowanych wiele generacji miejscowej ludności. W czasie V tysiąclecia na równinach Europy Północnej dochodziło do ekspancji i konsolidacji osadnictwa. W okolicach Brześcia Kujawskiego, gdzie znajdują się Osłonki, zamieszkiwali przedstawiciele brzesko-kujawskiej grupy kultury lendzielskiej. Reprezentanci tej kultury zakładali bardzo rozległe osady, w których istniały duże prostokątne domy naziemne, zajmowali się rolnictwem i hodowlą bydła. Podczas wykopalisk przeprowadzonych w latach 1989–1994 odkryto ponad 30 długich domówi i ponad 80 grobów zawierających 92 szkielety. Przy 22 szkieletach znaleziono miedziane przedmioty. Są one bardzo zróżnicowane. Od noszącego ślady zużycia kawałka miedzi po diadem z 50 miedzianych kawałków po kolczyki. Miedziane przedmioty towarzyszyły zarówno dorosłym kobietom i mężczyznom, jak i nastolatkom oraz dzieciom. Miedź nie mogła być miejscowego pochodzenia, gdyż w tamtym czasie najbliższym jej źródłem były Alpy i Karpaty. Oprócz miedzi znaleziono też różnego rodzaju ozdoby wykonane z muszli czy kości i zębów zwierząt. Ozdoby takie częściej znajdowano w grobach, gdzie były przedmioty z miedzi niż w tych, gdzie miedzi nie było. Naukowcy przyjrzeli się izotopom węgla i azotu w pochowanych szczątkach i porównali poziom tych pierwiastków pomiędzy zwłokami, przy których znaleziono miedziane przedmioty, a zwłokami, w których grobach przedmiotów takich nie było. Okazało się, że osoby, w grobach których znaleziono miedź, miały w kościach więcej izotopu węgla-13. Nie zauważono natomiast różnic w izotopie azotu-15. Takie wyniki sprawiły naukowcom pewne problemy interpretacyjne. Na przykład większe spożycie mięsa powinno wiązać się z różnicą w poziomie azotu-15. Obserwacje takie mogą być jednak zaburzone, jeśli roślinność spożywana przez ludzi była nawożona odchodami bydła, na co istnieją pewne dowody w Osłonkach. Wiemy ponadto, że w VI tysiącleci na Kujawach produkowano dużo nabiału. Co prawda brak jest bezpośrednich dowodów, by tysiąc lat później produkcja nabiału była popularna w Osłonkach, jednak pewne ślady na to wskazują. W nabiale brakuje węgla-13 ale jest on bogaty w azot-15 i to w stopniu podobnym do mięsa. Dlatego też naukowcy doszli do wniosku, że osoby, w których grobach znaleziono miedziane przedmioty spożywały więcej mięsa, a osoby, gdzie miedzianych artefaktów nie znaleziono, miały w diecie więcej nabiału. Stąd różnice w węglu-13 i brak różnic w azocie-15. Można zatem przypuszczać, że obecność miedzianych przedmiotów w grobach osób jedzących więcej mięsa to rzeczywiście oznaka ich statusu materialnego, a zatem dowód na istnienie rozwarstwienia społecznego. To jednak nie wszystko. W Osłonkach znaleziono też liczne szczątki zwierząt hodowlanych. W ich wypadku badania izotopów sygnalizują, że niektóre zwierzęta były wypasane na pastwiskach o innym składzie izotopowym. Co prawda spostrzeżenie to wymaga jeszcze potwierdzenia, ale może wskazywać, że bydło należące do zamożniejszych mieszkańców miało dostęp do lepszych pastwisk. Bogatsi mieszkańcy Osłonek prawdopodobnie mieli dostęp do roślin i zwierząt z innych obszarów niż pozostali. Na większych polach uprawnych i pastwiskach, z lepszym dostępem do światła słonecznego, rosły rośliny o nieco większej ilości węgla-13 niż na polach małych i zacienionych. Osoby, które jadły rośliny z takich pól i mięso krów wypasanych na tych pastwiskach, powinny mieć więcej izotopu węgla-13 w organizmach. A takie zjawisko zauważono u osób pochowanych z miedzianymi przedmiotami. Główne spostrzeżenie powyższych badań to odnotowanie, że istnieje znacząca różnica w izotopie węgla-13 pomiędzy osobami pochowanymi z przedmiotami miedzianymi i bez nich. Jako, że stabilny poziom izotopów to odzwierciedlenie wieloletniej diety, pokazuje to, że istniały długotrwałe różnice w diecie wśród mieszkańców Osłonek. Różnice te mogły pochodzić ze spożywania różnych pokarmów i/lub ze spożywania tych samych pokarmów, ale uprawianych i hodowanych na lepszych lub gorszych ziemiach. Osłonki dostarczają jednych z najstarszych bezpośrednich dowodów na istnienie w Europie związku pomiędzy dietą w czasie życia, a traktowaniem po śmierci. Miedziane artefakty były wkładane do grobów przez około 200 lat, a ta różnica w pochówkach pomiędzy ludźmi grzebanymi z miedzianymi przedmiotami i bez nich odzwierciedlała prawdziwą różnicę w diecie członków społeczności. Fakt, że system taki przetrwał dość krótko pokazuje, że wczesne próby stworzenia hierachicznego społeczeństwa nie zawsze kończyły się sukcesem, piszą autorzy badań. Artykuł All things bright: copper grave goods and diet atthe Neolithic site of Osłonki, Poland opublikowano w sierpniowym numerze pisma Antiquity. « powrót do artykułu
  25. Globalny Bank Nasion (norw. Svalbard globale frøhvelv), znajdujący się w norweskim archipelagu Svalbard na wyspie Spitsbergen, rozpoczyna właśnie eksperyment, który potrwa 100 lat. Kwestia długości życia nasion jest kluczowa dla banków genów oraz instytutów badawczych pracujących z roślinami i nasionami. Z tego powodu w Globalnym Banku Nasion rozpoczyna się eksperyment dot. długowieczności czy inaczej mówiąc, długości życia nasion. Eksperyment, który potrwa 100 lat, obejmuje nasiona 13 ważnych roślin uprawnych/rolniczych. Produkują je partnerzy projektu z całego świata, m.in. Leibniz-Institut für Pflanzengenetik und Kulturpflanzenforschung (IPK). Pierwsze eksperymentalne próbki trafią do Svalbard globale frøhvelv 27 sierpnia. Będą się one składać z nasion wyprodukowanych w IPK Gatersleben. Zapewniamy nasiona 5 roślin: pszenicy, jęczmienia, groszku, sałaty i kapusty. Materiał wyhodowano na naszych polach eksperymentalnych w zeszłym roku. IPK jest pierwszą instytucją dostarczającą nasiona [...] - opowiada prof. Andreas Börner. W kolejnych 2-3 latach wyprodukowane zostaną nasiona kolejnych 8 roślin. Wszystkie trafią do magazynów nasion (panuje tam temperatura -18°C). Będą one pochodzić z banków genów/instytutów badawczych, które skorzystają na możliwości utworzenia duplikatów bezpieczeństwa swoich cennych kolekcji nasion. Indyjski ICRISAT (International Crops Research Institute for the Semi-Arid Tropics) dostarczy nasiona orzecha ziemnego, in. orzachy podziemnej, ciecierzycy, rozplenicy perłowej, a także nikli indyjskiej. Empresa Brasileira de Pesquisa Agropecuária (Embrapa) dostarczy soję, szwedzki Nordic Genetic Resource Center (NordGen) nasiona tymotki, portugalski Instituto Nacional de Investigação Agrária e Veterinária (INIAV) nasiona kukurydzy, a tajlandzki NRSSL ryż. Równolegle nasiona 5 instytucji będą przechowywane w kriopojemnikach w IPK. Istotne jest to, że magazynowanie w ciekłym azocie spowalnia proces starzenia. Pomysł jest taki, by porównać jakość początkowych nasion z materiałem składowanym w Svalbard globale frøhvelv [...] - wyjaśnia dr Manuela Nagel z IPK. Z tego powodu przechowujemy nasiona i mąkę z nasion i analizujemy główne związki, by wychwycić proces deterioracji nasion podczas 100-letniego przechowywania. To eksperyment jedyny w swoim rodzaju. Zapewni przyszłym pokoleniom cenne informacje na temat żywotności nasion i bardziej precyzyjną wiedzę, jak często należy przeprowadzać regenerację nasion [wytwarzać ich nową partię] - dodaje Åsmund Asdal z NordGen. Pierwsze eksperymentalne nasiona, które trafiają właśnie do banku, będą testowane w 2030 r. Następnie analogiczne badania kiełkowania będą prowadzone co 10 lat aż do roku 2120. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...