-
Liczba zawartości
37646 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
248
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
CERN informuje, że eksperymenty ATLAS i CMS zdobyły pierwsze dowody wskazujące, że bozon Higgsa rozpada się na dwa miony. Mion to cięższa kopia elektronu, jednej z podstawowych cząstek, z których zbudowany jest cała materia. O ile jednak elektrony są cząstkami pierwszej generacji, to miony należą do generacji drugiej. Rozpad bozonu Higgsa do mionów to rzadkie zjawisko, zachodzące w 1 na 5000 rozpadów. To ważne odkrycie, gdyż wskazuje, że bozon Higgsa wchodzi w interakcje z cząstkami drugiej generacji. Według Modelu Standardowego cała materia zbudowana jest z fermionów. Jest ich 12 i dzielą się na 6 kwarków i 6 leptonów. Otaczającą nas materię trwałą tworzą cząstki pierwszej generacji: elektron, neutrino elektronowe, kwark dolny i kwark górny. Druga generacja cząstek to mion, neutrino mionowe, kwark dziwny i kwark powabny. Istnieje jeszcze trzecia generacja fermionów (taon, neutrino taonowe, kwark spodni i kwark szczytowy) oraz 4 bozony cechowania przenoszące oddziaływania i bozon Higgsa, nadający masę cząstkom, z którymi oddziałuje. Bozon Higgsa jest przedmiotem intensywnych badań od czasu jego wykrycia w 2012 roku. Jego znalezienie było głównym zadaniem Wielkiego Zderzacza Hadronów. Jedną z podstawowych metod badań jest obserwacja jego rozpadu. Eksperyment CMS wykazał, że bozon Higgsa rozpada się na dwa miony a prawdopodobieństwo takiego wydarzenia wynosi 3 sigma. Oznacza to, że jeśli taki rozpad nie istnieje, to pojawienie się takich danych w CMS wynosi mniej niż 1:700. Z kolei ATLAS wskazał na istnienie rozpadu Higgsa do dwóch mionów z prawdopodobieństwem 2 sigma. Tutaj szanse na otrzymanie fałszywego sygnału to 1:40. Razem z pewnością znacznie przekraczającą 3 sigma można mówić o istnieniu opisanego mechanizmu. Odkrycie ogłasza się przy 5 sigma. Wydaje się, że bozon Higgsa wchodzi w interakcje z cząstkami elementarnymi drugiej generacji w sposób zgodny z Modelem Standardowym. Podczas kolejnej kampanii badawczej będziemy uściślali te wyniki, mówi Roberto Carlin, rzecznik prasowy CMS. Bozon Higgsa to kwantowa manifestacja pola Higgsa, które nadaje masę cząstkom elementarnym. Mierząc tempo rozpadu bozonu Higgsa w różne cząstki fizycy mogą obliczyć siłę ich interakcji z polem Higgsa. Im szybszy rozpad, tym silniejsze interakcje. Dotychczas Wielki Zderzacz Hadronów wykazał, że bozon Higgsa rozpada się w różne bozony, jak W i Z czy cięższe fermiony, jak leptony tau. Zmierzono też interakcje z najcięższymi kwarkami, górnym i spodnim. Miony są znacznie lżejsze, więc słabiej reagują z polem Higgsa. Pomiary bozonu Higgsa osiągnęły wyższy poziom precyzji, dzięki czemu możemy badać rzadsze sposoby rozpadu, mówi Karl Jakobs, rzecznik prasowy eksperymentu ATLAS. Poważnym problemem w prowadzeniu opisywanych tutaj badań jest fakt, że na każdy bozon Higgsa rozpadający się na dwa miony przypadają tysiące par mionów powstających w wyniku innych procesów. Charakterystyczną sygnaturą bozonu Higgsa po rozpadzie do mionów jest niewielki nadmiar mas par mionów przy energii 125 GeV, czyli masie bozonu Higgsa. Wyizolowanie tego rozpadu nie jest łatwe. By to zrobić naukowcy musieli mierzyć energię, pęd oraz moment pędu mionów. Specjaliści spodziewają się, że dzięki kolejnym kampaniom badawczym oraz wykorzystaniu w przyszłości High-Luminosity LHC można będzie mówić o osiągnięciu pewności (5 sigma) i odkryciu, że bozon Higgsa rozpada się do mionów. « powrót do artykułu
-
- rozpad bozonu Higgsa
- rzadkie zjawiska w CERN
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Zmarł wybitny polski psycholog, profesor Jan Strelau
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
Nie żyje profesor Jan Strelau, wybitny psycholog i nauczyciel akademicki, znany z badań nad temperamentem. Odszedł 4 sierpnia w wieku 89 lat. Profesor urodził się w 1931 roku w Wolnym Mieście Gdańsk. Dzieciństwo i młodość spędził w Tczewie. W 1958 r. ukończył psychologię na Uniwersytecie Warszawskim (UW). W 1963 r. uzyskał stopień doktora. Habilitował się w 1968 r. na podstawie rozprawy pt. "Temperament i typ układu nerwowego". W 1982 r. otrzymał nominację na profesora zwyczajnego. Był organizatorem, a potem kierownikiem (1984-2001) pierwszej w Polsce Katedry Psychologii Różnic Indywidualnych na Wydziale Psychologii oraz twórcą i kierownikiem (1998-2001) Interdyscyplinarnego Centrum Genetyki Zachowania. Profesor został też pierwszym przewodniczącym Europejskiego Towarzystwa Psychologii Osobowości. Oprócz tego przewodniczył Międzynarodowemu Towarzystwu Psychologii Różnic Indywidualnych (1993–1995). Przez 4 lata (2002-06) pełnił funkcję wiceprezesa Polskiej Akademii Nauk (PAN). W 2001 r. przeniósł się z UW do Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej (dzisiejszy Uniwersytet SWPS) i został pierwszym dziekanem Wydziału Psychologii. Strelau był autorem Regulacyjnej Teorii Temperamentu (RTT). Mam zaszczyt należeć do pionierów używania pojęcia temperamentu w Europie po drugiej wojnie światowej oraz satysfakcję, że dzisiaj pojęcie temperamentu jest bardzo często obiektem badań także amerykańskich i że regulacyjna teoria temperamentu, którą zaproponowałem i którą rozwijaliśmy razem z moimi współpracownikami, należy do jednej z pięciu publikowanych w najbardziej prestiżowych podręcznikach z psychologii temperamentu człowieka dorosłego (zob. np. "Hand-book of Temperament", Guilford Press, 2012) - powiedział Strelau w 2018 r. w wywiadzie udzielonym Iwonie Zabielskiej-Stadnik, redaktor naczelnej "Newsweeka Psychologia". W 2017 r. naukowcowi nadano tytuł honorowego obywatela Tczewa; w 2015 r. ukazały się wspomnienia pt. "Poza czasem", poświęcone tczewskiemu etapowi życia profesora. Tytułem doktora honoris causa wyróżniły psychologa Uniwersytet Gdański, Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Rosyjski Państwowy Uniwersytet Humanistyczny w Moskwie czy Uniwersytet SWPS. Strelau był laureatem licznych nagród naukowych, m.in.: Nagrody Towarzystwa Maxa Plancka za międzynarodowe wybitne osiągnięcia badawcze (1992), New Europe Prize 1997 czy Life-Time Achivement Award, przyznanej przez Europejskie Towarzystwo Psychologii Osobowości (2012). « powrót do artykułu- 1 odpowiedź
-
- Jan Strelau
- psycholog
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W 2018 r. FDA - amerykańska Agencja Żywności i Leków - zatwierdziła sarecyklinę dla pacjentów w wieku 9 lat i starszych z zapalnymi zmianami związanymi z trądzikiem pospolitym. To pierwszy nowy antybiotyk, zatwierdzony do leczenia trądziku od ponad 40 lat. Ostatnio za pomocą rentgenografii strukturalnej sarecykliny związanej z bakteryjnym rybosomem ustalono, w jaki sposób lek działa w swoim docelowym miejscu. Naukowcy odkryli, że sarecyklina to silny inhibitor inicjacji syntezy białek (rybosom to kompleks białek z kwasami nukleinowymi, służący do produkcji białek w procesie translacji). Jak wyjaśnił w przesłanym nam mailu prof. Christopher Bunick z Uniwersytetu Yale, odkryliśmy, że dzięki unikatowej molekularnej strukturze w pozycji C-7, sarecyklina wchodzi w rybosomie w kontakt z mRNA. Czegoś podobnego nie zaobserwowano wcześniej w przypadku innych antybiotyków z klasy tetracyklin. Nasze badania zademonstrowały, że unikatowa struktura molekularna w pozycji C-7 zaburza bakteryjne mechanizmy oporności - nie dopuszcza do wiązania się rybosomalnego białka ochronnego TetM (TetM i sarecyklina oraz inne tetracykliny współzawodniczą o to samo miejsce wiązania na rybosomie, a nasze dane sugerują, że sarecyklina wygrywa tę walkę). Uzyskane wyniki sporo wyjaśniają np. w kwestii niewielkiej tendencji do rozwoju oporności na sarecyklinę (niskiego profilu oporności). Dogłębniejsza wiedza strukturalna nt. tetracyklin może pozwolić na opracowanie [...] terapii z lepszą lub utrzymującą się przez dłuższy czas skutecznością czy mniejszą liczbą skutków ubocznych [...]. Takie czynniki można by stosować nie tylko w leczeniu trądziku, ale i innych chorób czy infekcji skórnych - podsumowuje Bunick. Wyniki ukazały się w piśmie Proceedings of the National Academy of Science (PNAS). Główną autorką badań była Zahra Batool z Uniwersytetu Illinois w Chicago. Prace zespołu wspomagał Ivan Lomakin z Uniwersytetu Yale. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- sarecyklina
- jak wyleczyć trądzik
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Studio BreakThru Films, które znamy m.in. z nagradzanych produkcji "Twój Vincent" czy "Piotruś i wilk", rozpoczyna zdjęcia do adaptacji powieści "Chłopi" Władysława Reymonta. Reżyserką i scenarzystką filmu będzie Dorota Kobiela. Po latach pracy nad filmem o Vincencie van Goghu poczułam silną potrzebę, by opowiedzieć o kobietach: ich zmaganiach, pasji i sile. W sercu fabuły znajdą się więc kobiety, szczególnie tragiczna postać Jagny. "Chłopi" zostaną zrealizowani w technice animacji malarskiej, którą wykorzystano w "Twoim Vincencie". Ponieważ w dziele Reymonta występują kwieciste opisy przyrody, na dużym ekranie pojawią się interpretacje dzieł młodopolskich artystów, np. Ferdynanda Ruszczyca czy Leona Wyczółkowskiego, które świetnie oddają nastrój powieści. Sceny początkowo nakręcimy z aktorami, zdjęcia potrwają 36 dni. Następnie każdą klatkę ręcznie namalujemy jako obraz olejny, łącznie powstanie ok. 72 tys. klatek. By tego dokonać, w projekcie weźmie udział ponad 50 malarzy pracujących w trzech studiach: głównym w Sopocie, w Serbii oraz na Ukrainie - mówi Tomasz Wochniak ze studia BreakThru Films. Jak podał dystrybutor filmu Next Film, w rolę Jagny wcieli się Kamila Urzędowska. Na ekranie zobaczymy również Mirosława Bakę (Boryna), Sonię Mietelicę (Hanka), Roberta Gulaczyka (Antek), Ewę Kasprzyk (Dominikowa), Andrzeja Konopkę (Wójt), a także Małgorzatę Kożuchowską i Julię Wieniawę. Muzykę do filmu stworzy Łukasz L.U.C. Rostkowski. Współscenarzystą "Chłopów" jest Hugh Welchman, który zrealizował z Kobielą "Twojego Vincenta". Premierę zaplanowano na 2022 r. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- Dorota Kobiela
- nagrody filmowe
- (i 5 więcej)
-
Wspólne badania przeprowadzone przez naukowców z Leibniz-Zentrum für Marine Tropenforschung (ZMT) oraz University of Exeter wykazały, że technologie zbierania plastikowych odpadów z powierzchni oceanów będą miały „bardzo umiarkowany” wpływ na ilość plastikowych śmieci, w których toną oceany. Znacznie bardziej skuteczne byłoby połączenie zbierania opadów z powierzchni oceanów z postawieniem specjalnych zapór na rzekach, które będą zapobiegały przedostawaniu się takich śmieci do oceanów. Światowy ocean dosłownie tonie w plastiku. Plaże nawet najbardziej odludnych wysp są zanieczyszczone tonami śmieci. Przed trzema laty informowaliśmy, że bezludny tropikalny raj jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych plastikiem miejsc na Ziemi. W ciągu najbliższych dekad masa plastikowych odpadów w oceanach będzie większa, niż masa wszystkich żyjących w nich zwierząt. W związku z tak tragiczną sytuacją pojawiają się koncepcje oczyszczania powierzchni oceanów. Brytyjsko-niemiecki zespół naukowy podjął się oceny ich skuteczności. Naukowcy skupili się na plastiku pływającym, gdyż tego, który zatonął z pewnością nie uda się z oceanów usunąć. Naukowcy szacują, że ilość plastiku, który człowiek wyrzuca do oceanów osiągnie swój szczyt w 2029 roku. Do roku 2052 po powierzchni oceanów będzie pływało 860 000 ton plastikowych odpadów. Najważniejszą informacją wynikającą z naszych badań jest taka, że nie możemy ciągle zanieczyszczać oceanów i liczyć na to, że kiedyś technologia pozwoli na posprzątanie tego bałaganu. Nawet jeśli udałoby nam się zebrać cały plastik z powierzchni – a na pewno się to nie uda – to jest on bardzo trudny do ponownego użycia, szczególnie jeśli pływał przez długi czas i uległ degradacji lub zasiedleniu przez organizmy żywe. Inne rozwiązania do spalenia go bądź zakopanie w ziemi. Spalenie spowoduje emisję szkodliwych gazów, a zakopanie zanieczyści grunt, mówi doktor Jesse Abrams z University of Exeter. Dotychczas słyszeliśmy o wielu propozycjach oczyszczania powierzchni oceanów. Jedna z takich inicjatyw, zwana Ocean Cleanup, zakłada wykorzystanie 600-metrowych barier do usunięcia w ciągu 20 lat Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci. Autorzy najnowszych badań postanowili sprawdzić, jaki będzie wpływ 200 takich barier, które pracowałyby bez przerwy przez 130 lat, od 2020 do 2150 roku. Z ich wyliczeń wynika, że przez ten czas udałoby się usunąć zaledwie 44 900 ton plastikowych odpadów. To niewiele ponad 5% tego, co będzie wówczas pływało po oceanach. Wpływ czy to pojedynczego czy wielu takich urządzeń jest bardzo niewielki biorąc pod uwagę ilość plastiku, jaką zanieczyszczamy oceany. Ponadto takie urządzenia są dość drogie zarówno w wyprodukowaniu jak i w utrzymaniu, mówi doktor Sonke Hohn. Jako, że większość plastikowych odpadów trafia do oceanów za pośrednictwem rzek, jedynym skutecznym sposobem na znaczącą redukcję plastiku w oceanach jest całkowite zatrzymanie plastiku już w rzekach. Tylko specjalne bariery wyłapujące plastik na rzekach mogłyby zmniejszyć ilość odpadów trafiających do oceanów. Problem jednak w tym, że bariery takie nie powstaną. Rzeki, szczególnie te największe, są ważnymi trasami komunikacyjnymi, i przegrodzenie ich barierami nie wchodzi w rachubę. Jedynym zatem sposobem na zmniejszenie zanieczyszczenia plastikiem jest znacząca redukcja jego zużycia. Plastik to niezwykle wygodny materiał o wielu zastosowaniach. Musimy jednak pomyśleć o alternatywach dla niego, o tym, w jaki sposób go produkujemy, używamy i się go pozbywamy, mówi profesor Agostino Merico z ZMT. « powrót do artykułu
-
Najstarszy absolwent studiów we Włoszech ma 96 lat
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Dziewięćdziesięciosześcioletni Giuseppe Paterno został najstarszym absolwentem studiów we Włoszech. Oklaskiwany przez rodzinę, wykładowców i kilkadziesiąt lat młodszych studentów, były pracownik kolei odebrał ostatnio (29 lipca) dyplom i tradycyjny wieniec laurowy. Jestem zwykłym człowiekiem [...]. W kategorii wieku pokonałem [co prawda] wszystkich innych, ale to nie to mną powodowało - powiedział Paterno. Rozpoczynając studia filozoficzno-historyczne na Uniwersytecie w Palermo, Paterno był już po dziewięćdziesiątce. Choć zawsze lubił czytanie i naukę, w młodości nie mógł studiować, bo pochodził z biednej sycylijskiej rodziny. Powiedziałem sobie: teraz albo nigdy i w roku 2017 się zapisałem. Wiedziałem, że jest trochę późno na 3-letnie studia, ale postanowiłem sprawdzić, czy dam radę. Senior skończył studia z wyróżnieniem. Pogratulował mu sam rektor Fabrizio Micari. Paterno urodził się w biednej sycylijskiej rodzinie. Jego dzieciństwo przypadło na lata przed Wielkim kryzysem, otrzymał więc jedynie podstawowe wykształcenie. Podczas drugiej wojny światowej Giuseppe służył w marynarce. Później pracował na kolei. Życie społeczne koncentrowało się na odbudowie wojennych zniszczeń, nic więc dziwnego, że priorytetami Paterno były praca i rodzina. Ambitny Giuseppe nie spoczął jednak na laurach i w wieku 31 lat ukończył szkołę średnią. Marzył też o kolejnych stopniach edukacji. Wiedza jest jak walizka, którą ze sobą noszę. To skarb - podkreśla. Wszystkie studenckie prace Paterno pisał na maszynie, którą dostał od matki po przejściu na emeryturę w 1984 r. Od Internetu wolał drukowane książki. Jest pan wzorem dla młodszych studentów - powiedziała profesor socjologii Francesca Rizzuto po zdanym w czerwcu ostatnim ustnym egzaminie. Jakie są plany starszego pana na przyszłość? Chce się poświęcić pisaniu i analizować głębiej różne teksty. « powrót do artykułu-
- najstarszy absolwent
- studia wyższe
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dzięki współpracy naukowców z kanadyjskich Royal Ontario Museum (ROM) i McMaster University po raz pierwszy w historii udało się wykryć złośliwy nowotwór u dinozaura. Chorobę zdiagnozowano w kości strzałkowej zwierzęcia z gatunku Centrosaurus apertus. Osobnik ten żył około 77 milionów lat temu na terenie dzisiejszej Kanady. Dotychczasowe badania nie przyniosły dowodów na występowanie nowotworów u dinozaurów. Szczątki tych zwierząt zachowują się bowiem bez tkanek miękkich, są w różnym stanie i dochodzi do licznych uszkodzeń już po śmierci. Badań nie ułatwia fakt, że skamieniałe szczątki dinozaurów są na tyle rzadkie, iż naukowcy nie chcą przeprowadzać destrukcyjnych badań. Brak zatem jednoznacznych dowodów na rozwój nowotworów u tych zwierząt. Dysponujemy tylko jednym ewentualnym przypadkiem złośliwego nowotworu. Na podstawie oględzin oraz obrazowania radiologicznego stwierdzono, że być może jeden z hadrozaurów (dinozaury kaczodziobe) cierpiał na mięsak Ewinga. Diagnoza została jednak wysnuta wyłącznie na podstawie wyglądu kości, nie potwierdzono jej w żaden inny sposób. U jednego z zauropodów potwierdzono też łagodną zmianę nowotworową. Dotychczas jednak nie przeprowadzono wiarygodnych, jednoznacznych badań wskazujących na istnienie złośliwego nowotworu u dinozaura. Naukowcy z Kanady poinformowali właśnie na łamach The Lancet Oncology o pierwszym potwierdzonym złośliwym nowotworze u dinozaura. Szczątki zwierzęcia odkryto w Dinosaur Park Formation w kanadyjskiej prowincji Alberta w 1989 roku. Ślad na kości uznano początkowo za zagojone złamanie. W 2017 roku doktor David Evans z ROM odwiedził Royal Tyrrell Museum, w którym przechowywane są szczątki zwierzęcia. Zastanowił go niezwykły wygląd rzekomego miejsca po złamaniu. Wspólnie z profesorem Markiem Crowtherem i Snezaną Popovic postanowili bliżej przyjrzeć się kości. Uczeni zebrali zespół składający się ze patologów, radiologów, chirurgów ortopedycznych i paleopatologów. Naukowcy przeprowadzili zarówno badania obrazowe jak i histologiczne pobranej próbki. Mimo, iż to wystarczyło do postawienia diagnozy, uzyskane wyniki dodatkowo porównano z przypadkiem podobnego nowotworu u człowieka. Dokonano też porównania zaatakowanego przez nowotwór fragmentu kości z kością zdrową, co dodatkowo potwierdziło diagnozę. Kanadyjczycy stwierdzili, że zwierzę cierpiało na kostniakomięsaka. Nowotwór był zaawansowany i prawdopodobnie dał przerzuty do innych części ciała. U ludzi nieleczony kostniakomięsak kończy się śmiercią. Najczęściej pojawia się w 2. dekadzie życia, niewykluczone, że przyczyną jest szybki wzrost kości w tym okresie. Wszystko wskazuje jednak na to, że badany dinozaur nie padł z powodu nowotworu. Żył z nim długo, a choroba musiała negatywnie wpływać na jego sprawność i dodatkowo narażać tego roślinożercę na ataki drapieżnych dinozaurów. Jednak jego kości znaleziono wśród szczątków innych dinozaurów. Prawdopodobnie był on częścią stada, które utonęło w czasie powodzi. To właśnie przynależność do dużego stada prawdopodobnie uchroniła go przed drapieżnikami. « powrót do artykułu
-
- nowotwór złośliwy
- nowotwory u dinozaurów
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Gdy czarna dziura śpi, masowo rodzą się gwiazdy
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Dzięki obserwacji gromady galaktyk SpARCS104922.6+564032.5 naukowcy dowiedzieli się, co się dzieje, gdy gigantyczna czarna dziura nie ma wpływu na galaktyki. Badania wykazały, że pasywnością czarnej dziury można wyjaśnić olbrzymie tempo formowania się gwiazd w gromadzie galaktyk. Gromady mogą składać się z setek lub tysięcy galaktyk. Są one pełne gorącego gazu, którego masa jest większa od masy samych galaktyk. Obecność supermasywnej czarnej dziury w centralnej galaktyce gromady zwykle powoduje, że podgrzany jej obecnością gaz nie ostyga na tyle, by tworzyć wielką liczbę gwiazd. W ten sposób czarne dziury wpływają i kontrolują aktywność oraz ewolucję ich macierzystych gromad galaktyk. Gromada SpARCS1049 znajduje się w odległości niemal 10 miliardów lat świetlnych od Ziemi. Dała ona astronom odpowiedź na pytanie, co się dzieje, gdy czarna dziura w gromadzie jest nieaktywna. Przeprowadzone badania wykazały właśnie, że w SpARCS1049 tempo formowania się gwiazd wynosi 900 mas Słońca rocznie. To ponad 300-krotnie szybciej niż tempo formowania się gwiazd w Drodze Mlecznej. Myszy harcują, gdy kota nie ma w domu, skomentowała główna autorka badań, Julie Hlavacek-Larrondo w Uniwersytetu w Montrealu. Tutejszy kot, czarna dziura, jest bardzo spokojny, a myszy – czyli gwiazdy – są niezwykle zapracowane. W większej części klastra temperatura gazu wynosi około 65 milionów stopni. Jednak w miejscu gwałtownego formowania się gwiazd gaz jest bardziej gęsty, a jego temperatura to zaledwie 10 milionów stopni. Obecność tego chłodniejszego gazu wskazuje, że istnieją jeszcze nie wykryte rezerwuary gazu o jeszcze niższej temperaturze, gdzie formuje się jeszcze więcej gwiazd. Bez czarnej dziury pompującej energię w otoczenie, gaz może ostygnąć na tyle, że dochodzi do gwałtownego formowania się gwiazd. Takie nieaktywne czarne dziury mogły odgrywać kluczową rolę we wczesnym wszechświecie, wyjaśnia współautor badań Carter Rhea z University of Montreal. Badacze nie zaobserwowali ani dżetu czarnej dziury, ani nie zauważyli promieniowania w zakresie X, które powstałoby, gdyby czarna dziura wchłaniała otaczającą ją materię. Dlatego też uznali, że czarna dziura jest nieaktywna. Wielu astronomów uważało, że bez obecności czarnych dziur tempo formowania się gwiazd wymknęłoby się spod kontroli, mówi odkrywca Tracy Webb z McGill University, która odkryła gromadę SpARCS1049 w 2015 roku. Teraz mamy dowód obserwacyjny, że tak naprawdę się dzieje. Dlaczego zaś czarna dziura w SpARCS1049 jest nieaktywna? Może to wyjaśniać pozycja najgęstszego gazu względem centrum gromady. Prawdopodobnie czarna dziura utraciła źródło zasilania. W jej pobliżu nie ma już materii, którą mogłaby wchłonąć, przez co jej obecność nie powoduje ciągłego podgrzewania gazu. Przyczyną takiego a nie innego położenia najgęstszego gazu względem centrum gromady może być np. zderzenie dwóch mniejszych gromad galaktyk. W jego wyniku powstała SpARCS1049, ale jednocześnie kolizja odsunęła gaz od galaktyki centralnej. Ze szczegółami badań można zapoznać się w artykule Evidence of runaway gas cooling in the absence of supermassive black hole feedback at the epoch of cluster formation. « powrót do artykułu-
- narodziny gwiazdy
- tempo powstawania gwiazd
- (i 3 więcej)
-
Fizycy z Chin zaprezentowali wersję gry go opierającą się na mechanice kwantowej. W swojej symulacji naukowcy wykorzystali splątane fotony do ustawiania kamieni na planszy, zwiększając w ten sposób trudność gry. Ich technologia może posłużyć jako pole testowe dla sztucznej inteligencji. Wielkim wydarzeniem końca XX wieku było pokonanie arcymistrza szachowego Garry'ego Kasparowa przez superkomputer Deep Blue. Jednak go stanowiło znacznie trudniejsze wyzwanie. Ta gra o bardzo prostych zasadach posiada bowiem więcej kombinacji niż szachy. Jednak 20 lat później, w 2016 roku dowiedzieliśmy się, że SI pokonała mistrza go. Jednak szachy i go to gry o tyle łatwe dla komputerów, że na bieżąco znany jest stan rozgrywki. Nie ma tutaj ukrytych elementów. Wiemy co znajduje się na planszy i co znajduje się poza nią. Zupełnie inne wyzwanie stanowią takie gry jak np. poker czy mahjong, gdzie dochodzi element losowy, nieznajomość aktualnego stanu rozgrywki – nie wiemy bowiem, co przeciwnik ma w ręku – czy też w końcu blef. Także i tutaj maszyny radzą sobie lepiej. Przed rokiem informowaliśmy, że sztuczna inteligencja wygrała w wieloosobowym pokerze. Xian-Min Jin z Szanghajskiego Uniwersytetu Jiao Tong i jego koledzy postanowili dodać element niepewności do go. Wprowadzili więc doń mechanikę kwantową. „Kwantowe go” zostało po raz pierwszy zaproponowane w 2016 roku przez fizyka Andre Ranchina do celów edukacyjnych. Chińczycy wykorzystali tę propozycję do stworzenia systemu, który ma podnosić poprzeczkę sztucznej inteligencji wyspecjalizowanej w grach. W standardowej wersji go mamy planszę z 19 liniami poziomymi i 19 pionowymi. Na przecięciach linii gracze na przemian układają swoje kamienie, starając się ograniczyć nimi jak największy obszar planszy. W kwantowej wersji go ustawiana jest natomiast para splątanych kamieni. Oba kamienie pozostają na planszy dopóty, dopóki nie zetkną się z kamieniem z sąsiadującego pola. Wówczas dochodzi do „pomiaru”, superpozycja kamieni zostaje zniszczona i na planszy pozostaje tylko jeden kamień, a nie splątana para. W go gracz może zbić kamienie przeciwnika wówczas, gdy ustawi swoje kamienie na wszystkich sąsiadujących z przeciwnikiem polach. Jednak by do takiej sytuacji doszło w „kwantowym go” wszystkie otoczone kamienie przeciwnika muszą być kamieniami klasycznymi, żaden z nich nie może pozostawać w superpozycji z innym kamieniem na planszy. Jednak gracze nie wiedzą, który z kamieni w jakim stanie się znajduje, dopóki nie dokonają pomiaru. Jin i jego koledzy wyjaśniają, że ich symulacja pozwala na dostrojenie procesu pomiaru poprzez manipulacje splątaniem. Jeśli kamienie w danej parze są splątane w sposób maksymalny, to wynik pomiaru będzie całkowicie przypadkowy, nie potrafimy przewidzieć, który z kamieni po pomiarze pozostanie na planszy. Jeśli jednak splątanie będzie mniej doskonałe, jeden z kamieni będzie miał większą szansę na pozostanie na planszy. To prawdopodobieństwo będzie znane tylko temu graczowi, do którego kamień należy. Gra traci w tym momencie swoją całkowitą nieprzewidywalność, jednak pozostaje w niej duży element niedoskonałej informacji. Chińczycy przekuli teorię na praktykę tworząc pary splątanych fotonów, które były wysyłane do rozdzielacza wiązki, a wynik takiego działania był mierzony za pomocą czterech wykrywaczy pojedynczych fotonów. Jeden zestaw wyników reprezentował „0” a inny „1”. W ten sposób oceniano prawdopodobieństwo zniknięcia jednej z części pary wirtualnych kamieni ustawianych na przypadkowo wybranych przecięciach linii przez internetowe boty. Poprzez ciągłe generowanie splątanych fotonów i przechowywaniu wyników pomiarów naukowcy zebrali w ciągu godziny około 100 milionów możliwych wyników zniknięcia stanu splątanego. Taka ilość danych pozwala na przeprowadzenie dowolnej rozgrywki w go. Uczeni, analizując rozkład zer i jedynek w czasie potwierdzili, że nie występuje znacząca korelacja pomiędzy następującymi po sobie danymi. Tym samym, dane są rzeczywiście rozłożone losowo. Jin mówi, że rzeczywista złożoność i poziom trudności kwantowego go pozostają kwestią otwartą. Jednak, zwiększając rozmiary wirtualnej planszy i włączając do tego splątanie, można – jego zdaniem – zwiększyć trudność samej gry do takiego stopnia, by dorównywała ona takim grom jak mahjong, gdzie większość informacji jest ukrytych. Dzięki temu kwantowe go może stać się obiecującą platformą do testowania nowych algorytmów sztucznej inteligencji. « powrót do artykułu
-
- sztuczna inteligencja
- poker
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dwudziestego dziewiątego lipca zmarła Connie Culp, która w grudniu 2008 r. przeszła pierwszą w USA operację częściowego przeszczepu twarzy. Miała 57 lat. Jak poinformowała rzeczniczka Cleveland Clinic, przyczyną zgonu była infekcja niezwiązana z przeszczepem. Była wielką pionierką, a jej decyzja, by poddać się tej [...] procedurze, stanowi trwały dar dla ludzkości - podkreśla dr Frank Papay, szef Instytutu Dermatologii i Chirurgii Plastycznej Cleveland Clinic. Papay był częścią zespołu, który w 2008 r. przeprowadził 22-godzinną operację. Wcześniej panią Culp poddano testom psychologicznym. Dr Eric Kodish z Wydziału Bioetyki kliniki ujawnił, że pacjentkę pytano, między innymi, o to, kto optował za przeszczepem: ona czy ktoś z rodziny i jak zapatruje się na kwestię życia z twarzą pozyskaną od zmarłej osoby. W 2004 r. Connie została postrzelona przez męża. Thomas został skazany na 7 lat więzienia. W wyniku postrzału zostały zniszczone nos, policzki, podniebienie i oko kobiety. Mąż, który strzelił także do siebie, doznał o wiele mniejszych obrażeń. Stracił kilka zębów i częściowo wzrok w lewym oku. Później Connie wypowiadała się publicznie nt. przemocy domowej i starała się wspierać inne osoby przechodzące przeszczepy twarzy, m.in. Charlę Nash, która w lutym 2009 r. została zaatakowana przez szympansa znajomej. Pierwszym amerykańskim pacjentem, u którego wykonano pełny przeszczep twarzy, był Dallas Wiens. Operację przeprowadzono w marcu 2011 r. w Brigham and Women's Hospital. « powrót do artykułu
-
- Connie Culp
- częściowy przeszczep twarzy
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Przed 350 laty Antoine van Leeuwenhoek wykorzystał jeden z najwcześniejszych mikroskopów do obserwacji poruszania się plemników. Napisał wówczas, że mają one ogon, który, podczas pływania, porusza się ruchem podobnym do węża, jak węgorz w wodzie. I przez 350 lat tak właśnie ludzie sobie to wyobrażali. Teraz okazuje się, że była to iluzja optyczna. Doktor Hermes Gadelha z University of Bristol oraz doktorzy Gabriel Corkidi i Albarto Darszon z Universidad Nacional Autonoma de Mexico wykorzystali mikroskopię 3D i matematykę do opisu prawdziwego ruchu wici plemnika w trójwymiarowej przestrzeni. Naukowcy mieli do dyspozycji kamerę nagrywającą ponad 55 000 klatek na sekundę oraz specjalny mikroskop, który z niezwykle dużą częstotliwością poruszał badaną próbką w górę w i dół, co pozwoliło na dokładne skanowanie poruszających się plemników. Z przełomowego artykułu opublikowanego na łamach Science Advances dowiadujemy się, że plemnik nie uderza wicią na boki, ale kręci nią na podobieństwo korkociągu. Do tego zawsze w jedną stronę. To powinno powodować, że plemnik będzie pływał w kółko. Jednak ewolucja poradziła sobie i z tym, dzięki czemu plemniki pływają do przodu. Ludzkie plemniki opracowały sobie sposób na pływanie. Zachowują się jak rozbawiona wydra, okręcająca się wokół osi w czasie pływania. W ten sposób cały ruch się uśrednia i plemnik płynie do przodu, mówi doktor Gadelha, który stoi na czele Polymaths Laboratory i specjalizuje się w matematycznych aspektach płodności. Szybkie zsynchronizowane ruchu plemnika powodują, że rzeczywiście powstaje złudzenie, jakby ogonek poruszał się na podobieństwo węża, uderzając raz w jedną raz w drugą stronę. Jednak nasze odkrycie pokazało, że plemniki opracowały technikę pozwalającą na kompensację ruchu ogonka w jedną stronę i w ten sposób stworzyły symetrię z asymetrii, dodaje Gadelha. Obecnie wspomagane komputerowo systemy analityczne, zarówno te używane w praktyce klinicznej, jak i na uczelniach, wykorzystują liczący sobie 350 lat model poruszania się plemników. Ulegają więc tej samej iluzji, jakiej w XVII wieku uległ Leeuwenhoek używając jednego z pierwszych mikroskopów. I na tej podstawie oceniają m.in. jakość nasienia. W ponad połowie przypadków braku dzieci okazuje się, że przyczyna leży po stronie mężczyzny. Zrozumienie ruchu plemników to podstawowe zagadnienie, które pozwoli na opracowanie narzędzi diagnostycznych identyfikujących jakość nasienia, mówi Gadelha. Odkrycie to zrewolucjonizuje nasze poglądy na temat mobilności spermy i jej wpływu na płodność. Bardzo mało wiemy na temat środowiska wewnątrz kobiecego układu rozrodczego oraz jak ruch spermy wpływa na zapłodnienie. To nowe narzędzie pokazuje, jak niezwykłe możliwości mają plemniki, mówi doktor Darszon. « powrót do artykułu
-
- ruch plemników
- jak poruszają się plemniki
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Od 30 lipca na Zamku Królewskim na Wawelu można oglądać kościół św. Gereona. Po raz pierwszy w historii Zamku Królewskiego na Wawelu udostępniamy przestrzeń rezerwatu archeologicznego, który stanowią pozostałości romańskiego kościoła pod wezwaniem św. Gereona, przekształconego później w kaplicę św. Marii Egipcjanki. To wyjątkowe, dla niektórych magiczne, miejsce, ale cały Wawel jest magiczny – mówił dyrektor Zamku Andrzej Betlej. Po raz pierwszy turyści podejdą też bezpośrednio pod pomnik Tadeusza Kościuszki. Trasa plenerowa "Ogrody, Dziedzińce, kościół św. Gereona" zaczyna się na wystawie "Wawel Zaginiony" i prowadzi, kolejno, przez Dziedziniec Batorego, rezerwat archeologiczno-architektoniczny kościoła św. Gereona i kościoła św. Marii Egipcjanki, Dziedziniec Arkadowy, Sień zwaną Tatarską, północne stoki Zamku i Ogrody Królewskie. Przejście trasy zajmuje ok. 90 minut. Zwiedzanie z przewodnikiem (tylko w dni bezdeszczowe) w maksymalnie 9-osobowych grupach. Kościół św. Gereona to kościół romański, zbudowany w XI w. na Wzgórzu Wawelskim w Krakowie. W XIV w. został on przekształcony w kaplicę św. Marii Egipcjanki. W miejscu kościoła św. Gereona znajduje się obecnie Dziedziniec Batorego. Relikty romańskiej bazyliki transeptowej, jednego z najbogatszych i najciekawszych w swym założeniu zabytków wczesnośredniowiecznej architektury sakralnej na ziemiach polskich, zostały znalezione w latach 1914-1920. Jak wyjaśniono na profilu Zamku na Facebooku, kościół św. Gereona to tak naprawdę dwie świątynie. Pierwsza, z 2. poł. XI wieku, zbudowana z wapienia, to kaplica książęca z kryptą, wzorowana na najlepszych realizacjach architektonicznych ówczesnej Europy. Druga, z wieku XIV, zbudowana z cegły, to kaplica św. Marii Egipcjanki. Jako pierwszy oba kościoły próbował zrekonstruować prof. Adolf Szyszko-Bohusz. Od 1989 r. w obrębie rezerwatu prowadzone były prace konserwatorskie oraz weryfikacyjne badania archeologiczne. Według najnowszych hipotez, romańska świątynia powstała w drugiej połowie XI wieku i funkcjonowała jako okazała kaplica pałacowa, natomiast fundację gotyckiej kaplicy łączy się z inicjatywą króla Kazimierza Wielkiego. « powrót do artykułu
-
- zwiedzanie Krakowa
- zabytki Krakowa
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Amerykańscy astronauci bezpiecznie wrócili z pierwszej misji załogowej kapsuły Dragon firmy SpaceX. To pierwszy w historii przypadek, gdy ludzie udali się w kosmos w komercyjnym pojeździe prywatnej firmy. Crew Dragon z Robertem Behnkenem i Douglasem Hurleyem na pokładzie wylądował na wodach Zatoki Meksykańskiej z niedzielę 2 sierpnia o godzinie 20:48 czasu polskiego. Warto tutaj zauważyć, że lądowanie Amerykanów na wodzie to pierwszy taki przypadek od roku 1975, gdy u wybrzeży Hawajów lądowali Stafford, Brand i Slayton, uczestnicy Apollo-Soyuz Test Project. Załogowa misja kapsuły Crew Dragon, Demo-2, wystartowała 30 maja. Po osiągnięciu orbity Behnken i Hurley ochrzcili kapsułę mianem „Endavour” na cześć promu kosmicznego, w którym obaj po raz pierwszy polecieli w kosmos. Na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej obaj astronauci wzięli udział w licznych eksperymentach, wspomagając załogę Stacji, a Behnken odbył 4 spacery w przestrzeni kosmicznej. Jest on obecnie, obok Michaela Lopeza-Alegrii, Peggy Whitson i Chrisa Cassidy'ego amerykańskim rekordzistą pod względem liczby spacerów. Odbył ich 10, spędzając w sumie ponad 61 godzin w przestrzeni kosmicznej. Lot Demo-2 odbył się w ramach prowadzonego przez NASA Commercial Crew Program. Był on ostatecznym testem rakiety Falcon 9, kapsuły Crew Dragon, systemów naziemnych, systemów pozostawania na orbicie, dokowania, lądowania oraz systemów podejmowania załogi z powierzchni oceanu. Teraz Crew Dragon Endavour będzie przechodził szczegółowe badania, a dane misji będą skrupulatnie analizowane. Tymczasem SpaceX przygotowuje się już do pierwszego lotu operacyjnego na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Misja Crew-1 zostanie przeprowadzona gdy SpaceX uzyska certyfikat NASA zezwalający na prowadzenie regularnych operacji załogowych. Jest ona planowana nie później niż na koniec września. « powrót do artykułu
- 7 odpowiedzi
-
- kapsuła
- komercyjna misja kosmiczna
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Rani al-Mashat, egipska minister ds. współpracy międzynarodowej, zaprosiła Elona Muska do obejrzenia piramid, cmentarzy ich budowniczych oraz zapoznania się z pracami naukowymi na temat piramid. Powodem zaproszenia był wpis Muska na Twitterze, w którym szef SpaceX stwierdził: Piramidy wybudowali obcy. To oczywiste. Groby budowniczych piramid zostały odkryte w latach 90. ubiegłego wieku i jak mówią eksperci, są one ostatecznm dowodem, że piramidy zostały wybudowane przez starożytnych Egipcjan. Wpis Muska o wybudowaniu piramid przez obcą cywilizację został udostępniony 85 tysięcy razy. Śledzę Pańskie poczynania z podziwem. Zapraszam Pana i SpaceX do przestudiowania prac nt. budowy piramid oraz odwiedzenia grobów ich budowniczych. Panie Musk, czekamy na Pana, napisała al-Mashat. Do słów Muska odniósł się też znany egipski archeolog Zahi Hawass, który w materiale wideo stwierdził, że wpis na Twitterze to „całkowita halucynacja”. Odkryłem groby budowniczych piramid, dzięki którym wiemy,że byli oni Egipcjanami, nie byli niewolnikami. Później Musk najwyraźniej się zmitygował i umieścił odnośnik do BBC Historia, z komentarzem, że można tam znaleźć rozsądne wyjaśnienie, w jaki sposób powstały piramidy. « powrót do artykułu
- 11 odpowiedzi
-
- Egipt
- piramidy wybudowali kosmici
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W zbiorach Muzeum w Darłowie znajduje się dzwon. Datowany był do niedawna na XVIII-XIX wiek. Właśnie okazało się, że nie tylko jest o kilkaset lat starszy, ale że jest najstarszym zachowanym dzwonem z Nowogrodu Wielkiego – jednego z najważniejszych miast ruskich o niezwykle bogatej historii. Na tyle ważnego, że początki Nowogrodu, stolicy najstarszego państwa wschodniosłowiańskiego, uznaje się za początki historii Rusi. Odkrycia dotyczącego prawdziwego wieku dzwonu dokonał doktor habilitowany Adrian Jusupović, prof. Instytutu Historii im. Tomasza Manteuffla PAN. Odwiedził on Muzeum i odczytał zapisaną cyrylicą inskrypcję znajdującą się na dzwonie. Inskrypcja brzmi: "† Roku 7039 (1531 r.) odlany dzwon ten dla klasztoru Dającej Życie Trójcy, Mikołaja Cudotwórcy, Opieki Świętej Bogurodzicy i Kapłana Michała† przy pobożnym wielkim księciu całej Rusi Wasylu Iwanowiczu, przy arcybiskupie Nowogrodu Wielkiego i Pskowa władyce Makarym i przy Ihumenie Hiobie". Co interesujące, nie wiadomo, jak niezwykły zabytek trafił do Darłowa. Księgi inwentarzowe ówczesnego Helmatmuseum zaginęły pod koniec II wojny światowej. W czasach, gdy odlano dzwon, Nowogród Wielki był już zależny od Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Zanim jednak to się stało miasto, jako jedyne ruskie księstwo, oparło się inwazji Tatarów w XIII wieku, chociaż musiało im płacić trybut. Pod wodzą Aleksandra Newskiego odniosło wspaniałe zwycięstwa nad Szwedami (bitwa nad Newą, 1240) i Krzyżakami (bitwa na jeziorze Pejpus, 1242). Na przełomie XIV i XV wieku Republika Nowogrodzka była lennem Polski, a jej wojska brały udział w bitwie pod Grunwaldem. W XIV i XV wieku miasto toczyło długotrwałą rywalizację z Moskwą o dominację nad Rusią, często szukając przy tym pomocy Litwy. W 1471 roku Iwan III Srogi pokonał Nowogród odbierając mu większość terytoriów, a w 1478 podbił miasto i włączył je do Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Nowogród cieszył się jednak specjalnymi przywilejami, które stopniowo były ograniczane. W końcu, za czasów Iwana IV Groźnego, całkowicie zniesiono przywileje. W tej sytuacji rada miasta zaczęła tajne negocjacje w Litwą. Iwan wysłał ekspedycję karną, która w między styczniem a lutym 1570 roku wymordowała kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców, niszczyła i rabowała. Po tym wydarzeniu Nowogród przestał być trzecim największym miastem Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, nigdy nie odzyskał dawnej świetności i odebrano mu przydomek „Wielki”. Do dawnej nazwy wrócono dopiero w 1998 roku. « powrót do artykułu
-
- dzwon w Darłowie
- muzeum w Darłowie
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wbrew dotychczasowym badaniom i przekonaniom, pokarmy bogate w przeciwutleniacze – jak czarna herbata, czekolada czy jagody – mogą zwiększać ryzyko wystąpienia niektórych nowotworów, ostrzegają uczeni z Uniwersytetu Hebrajskiego. Naukowców od dawna zastanawiał pewien fenomen. Jak to się mianowicie dzieje, że nowotwór jelita cienkiego jest dość rzadki, natomiast nowotwór jelita grubego, atakujący znacznie mniejszy sąsiedni organ, jest jedną z głównym przyczyn zgonów z powodu raka. Co powoduje, że jelito grube wydaje się „przyciągać” nowotwory? Zagadkę tę postanowił rozwiązać profesor Yinon Ben-Neriah z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie. Prowadzony przez niego zespół odkrył, że promujące nowotwór mutacje wcale nie muszą być czymś szkodliwym same w sobie. Wręcz przeciwnie. Mutacje takie, w środowisku panującym w jelitach, mogą pomagać organizmowi w zwalczaniu nowotworów. Jeśli jednak w mikrobiomie powstaje dużo metabolitów, takich jakie te wytwarzane przez niektóre bakterie i przeciwutleniacze jak czarna herbata czy gorąca czekolada, wówczas powstaje środowisko niezwykle przyjazne dla zmutowanych genów, a to z kolei przyspiesza wzrost nowotworu. Po tym odkryciu izraelscy naukowcy dokładniej przyjrzeli się mikrobiomowi jelit i być może znaleźli przyczynę, dla której występuje tak wielka różnica w zapadalności na nowotwory jelita cienkiego i jelita grubego. Okazało się, że w jelicie cienkim występuje niewiele bakterii, a w jelicie grubym mikrobiom jest niezwykle bogaty. Naukowcy coraz więcej uwagi przywiązują do roli, jaką mikrobiom jelit odgrywa w naszym zdrowiu. Badają zarówno jego wpływ pozytywny oraz, jak w naszym przypadku, rolę w rozwoju chorób, wyjaśnia Ben-Neriah. Uczeni skupili się na roli genu TP53. To gen obecny w każdej komórce. Wytwarza on proteinę p53, której zadaniem jest tłumienie niekorzystnych mutacji w komórce. Jeśli jednak p53 zostaje uszkodzona, to przestaje chronić komórkę. Zaczyna działać w sposób przeciwny, niż powinna. Pomaga w rozwoju i rozprzestrzenianiu się nowotworu. Naukowcy, chcąc sprawdzić zachowanie tej proteiny, postanowili przetestować ją w jelitach. Wprowadzili zatem zmutowaną, promującą nowotwór, p53 do jelita cienkiego. Ku ich zdumieniu proteina ta uległa tam zmianie w swoją normalną, tłumiącą nowotwór, wersję. Gdy jednak zmutowana – szkodliwa – proteina została wprowadzona do jelita grubego, nie uległa zmianie i pozostała w formie promującej nowotwór. Okazało się, że mikrobiom jelit odnośnie zmutowanej p53 zachowuje się jak doktor Jekyll i mr Hyde. W jelicie cienkim doprowadza do jej zmiany w proteinę chroniącą przed nowotworem, natomiast w jelicie grubym zmutowana p53 wspomaga rozwój nowotworu, mówią naukowcy. Izraelczycy jednak na tym nie poprzestali. Chcąc sprawdzić, czy to flora bakteryjna jest głównym czynnikiem decydującym o sposobie działania zmutowanej p53 w jelitach, zastosowali antybiotyki, którymi zabili mikrobiom jelita grubego. Po takim zabiegu zmutowana p53 nie mogła nadal wspierać rozprzestrzeniania się choroby. Bliższa analiza flory bakteryjnej jelita grubego wykazała, że to antyoksydanty wspomagają promujące rozwój nowotworu działanie zmutowanej p53. Okazało się bowiem, że u myszy karmionych dietę bogatą w przeciwutleniacze mikrobiom jelit przyspieszał działanie zmutowanej p53. To nowe terytorium badawcze. Byliśmy zaskoczeni, do jakiego stopnia mikrobiom wpływa na mutacje pronowotworowe. W niektórych przypadkach całkowicie zmienia ich naturę, mówi Ben-Neriach. Nie można wykluczyć, że osoby, w których rodzinie występował rak jelita grubego, powinny badać mikrobiom swoich jelit i dobrze zastanowić się nad swoją dietą. « powrót do artykułu
-
Zidentyfikowano miejsce, w którym Vincent van Gogh malował swój ostatni obraz. Odkrycia dokładnej lokalizacji gdzie w ostatnich dniach przed śmiercią artysty powstawał obraz „Korzenie drzew” dokonał przez przypadek Wouter van der Veen, dyrektor naukowy Instytutu van Gogha znajdującego się w Auvers-sur-Oise. Wiemy, że malarz stworzył „Korzenie drzew” w 1890 roku, gdy mieszkał w Auvers-sur-Oise. Van der Veen znalazł ostatnio pocztówkę z tej miejscowości pochodzącą z lat 1900–1910. Zauważył, że fragment pocztówki do złudzenia przypomina niedokończony ostatni obraz wielkiego malarza. Natychmiast poinformował o swoim odkryciu Louisa van Tilborgha i Teio Meedendorpa, badaczy z Muzeum van Gogha. O konsultacje poproszono też Berta Maesa, dendrologa specjalizującego się w historycznej roślinności. Panowie, bazując na tym, co wiemy o sposobie pracy van Gogha, badaniach porównawczych obrazu, pocztówki i obecnego stanu wzgórza, stwierdzili, że jest „wysoce prawdopodobne”, iż miejsce pracy mistrza zostało prawidłowo zidentyfikowane. Każdy element tego tajemniczego obrazu można wyjaśnić przyglądając się pocztówce i lokalizacji: kształt wzgórza, korzenie, ich stosunek względem siebie, składziemi i stromiznę. Van Gogh miał też w zwyczaju malować to, co widział dookoła siebie. Namalowane przez niego światło słoneczne wskazuje, że ostatnie ruchy pędzla wykonał pod koniec popołudnia. To daje nam lepszy pogląd na dramatyczny dzień, który zakończył się jego samobójstwem. W przeddzień 130. rocznicy śmierci Vincenta na na miejscu powstania jego ostatniego obrazu odbyła się mała uroczystość. Dyrektor Muzeum van Gogha, Emilie Gordenker, oraz Willem van Gogh, prawnuk brata Vincenta, Theo, odsłonili niewielką tabliczkę pamiątkową. « powrót do artykułu
- 3 odpowiedzi
-
- ostatni obraz
- Vincent van Gogh
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Przed około 359 milionami lat Ziemia doświadczyła epizodu wymierania, podczas którego niemal całkowicie wyginęły akritarchy i ryby pancerne. To późnodewońskie wymieranie, zwane kryzysem Hangenberg, trwało około 300 000 lat. Brian Field z University of Illinois Urbana-Champaign upublicznił artykuł [PDF], w którym dowodzi, że za wymieranie to odpowiada... wybuch supernowej. Uważa się, że kryzys Hangenberg był spowodowany długotrwałym ubytkiem ozonu, przez co do Ziemi docierało zbyt dużo szkodliwego promieniowania ultrafioletowego ze Słońca. Jedną z możliwych przyczyn ubytku ozonu jest pojawienie się w niższych warstwach atmosfery dużej ilości pary wodnej, która może brać udział w cyklu pojawiania się wolnych rodników tlenku chloru, który niszczy ozon. Jednak hipoteza taka jest o tyle wątpliwa, że para wodna mogłaby utrzymywać się w atmosferze zbyt krótko, by wywołać wymieranie trwające 300 000 lat. Ponadto taki mechanizm spowodowałby redukcję ozonu na ograniczonym terenie geograficznym, tymczasem wiemy, że kryzys Hangenberg objął całą Ziemię. Brian Field uważa, że przyczyną wymierania mógł być wybuch pobliskiej supernowej. Podczas takiego wydarzenia uwalniana jest olbrzym ilość promieniowania ultrafioletowego, X czy gamma. Promieniowanie kosmiczne z pobliskiej supernowej mogłoby oddziaływać na Ziemię przez 100 000 lat. To z kolei doprowadziłoby do długotrwałej globalnej utraty warstwy ozonowej. Hipoteza z supernową wyjaśnia zarówno skalę jak i czas trwania kryzysu Hangenberg. Z wyliczeń zespołu Fielda wynika, że za wspomniane wymieranie może być odpowiedzialny wybuch supernowej Typu II. Taki wybuch w odległości mniejszej niż 10 parseków (33 lata świetlne) od Ziemi prawdopodobnie zniszczyłby życie na naszej planecie. Dlatego też naukowcy sądzą, że do eksplozji doszło w odległości około 20 parseków. To wystarczająco blisko, by zabić wiele gatunków, jednak za daleko, by całkowicie zniszczyć życie. Dowodami na takie wydarzenie mają być radioaktywne izotopy, które powstały podczas wybuchu i opadły na Ziemię. Część z tych izotopów na na tyle długi okres połowicznego rozpadu, że powinny nadal być obecne w osadach z przełomu dewonu i karbonu. Takim pierwiastkiem jest np. pluton-244. Jego znalezienie w osadach z tego okresu byłoby silnym poparciem hipotezy Fielda. « powrót do artykułu
- 10 odpowiedzi
-
- supernowa
- wybuch gwiazdy spowodował wymieranie
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W Perge w Turcji znaleziono figurę kobiety z III w. n.e.
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
W Perge, najważniejszym z miast starożytnej Pamfilii, odkryto figurę kobiety sprzed ok. 1700 lat. Pochodzi ona z okresu hellenistycznego. O znalezisku poinformowano na profilu Wydziału Wykopalisk tureckiego Ministerstwa Kultury i Turystyki na Twitterze (Kazılar Dairesi Başkanlığı). Na zdjęciach, jeszcze ze stanowiska, widać leżącą rzeźbę, a także jej odłamaną głowę. Po konserwacji figurę będzie można podziwiać w Antalya Müzesi. Wykopaliskami w Perge kieruje prof. Sedef Cokay Kepce z Uniwersytetu w Stambule. Prace na tym stanowisku są prowadzone od 1946 r. W 2009 r. Turcja zgłosiła je na Listę informacyjną UNESCO (Tentative List). « powrót do artykułu -
Start misji Mars 2020 przebiegł idealnie, ale już kilka godzin później pojawiły się pierwsze problemy. W związku z ich wystąpieniem łazik Perseverance został automatycznie wprowadzony w tryb uśpienia. Na szczęście NASA zapewnia, że to niewielkie kłopoty, które nie będą miały wpływu na całość misji. W chwili, gdy odbywała się konferencja prasowa, na której omawiano start, do NASA dotarły sygnały o dwóch drobnych problemach. Po konferencji NASA potwierdziło, że pojawiły się kłopoty z łącznością i z temperaturą. Problemy zostały już zdiagnozowane. Zespół kontrolny misji otrzymał dane telemetryczne i był w stanie wysłać komendy do łazika. Udało się potwierdzić, że poza wprowadzeniem się łazika w tryb uśpienia, wszystko przebiega zgodnie z planem i misja jest w drodze na Marsa. Szczegóły problemów opisał Matt Wallace, zastępca dyrektora misji. Pierwszy z nich to przesterowanie systemu komunikacyjnego Deep Space Network. Spowodowane jest ono bliskością misji bezpośrednio po starcie. To znany problem, z którym mieliśmy do czynienia również podczas innych misji planetarnych, w tym podczas startu Curiosity w 2011 roku. Opracowaliśmy strategie radzenia sobie z tym, które zakładają m.in. rozstrojenie odbiorników i skierowanie anten nieco poza cel, którym jest lecący pojazd. W ten sposób utrzymujemy sygnał w akceptowalnym zakresie. Obecnie, po przeprowadzeniu tych działań, otrzymujemy normalne dane telemetryczne, stwierdza Wallace. Drugi z problemów jest związany z temperaturą na pokładzie pojazdu kosmicznego. Wykorzystujemy obieg ciekłego freonu, który odbiera ciepło z wnętrza pojazdu i transportuje je do jego zewnętrznej części, która jest wystawiona na kontakt z przestrzenią kosmiczną. Na bieżąco monitorujemy różnice temperatur pomiędzy ciepłym wnętrzem a chłodnymi wymiennikami ciepła. Gdy pojazd znalazł się w cieniu Ziemi, temperatura wymienników spadła. To zaś spowodowało, że wzrosła różnica temperatur pomiędzy wnętrzem pojazdu, a wymiennikami. Ten wzrost różnicy wywołał alarm i spowodował automatyczne wprowadzenie pojazdu w tryb bezpieczny, stwierdza. Wallace informuje, że przeprowadzone przed startem modelowanie przebiegu misji przewidywało taki scenariusz, jednak nie było możliwe idealne odtworzenie warunków, jakie się pojawią. Nie mieliśmy też danych z misji Curiosity, gdyż jej trasa nie przebiegała w cieniu Ziemi. Ustawiliśmy dość ostrożne limity włączania się alarmu w przypadku wystąpienia różnic temperatur. Wyznajemy bowiem filozofię, że lepiej, by pojazd wprowadził się w tryb bezpieczny, gdy nie jest to potrzebne, niż gdyby miał się nie wprowadzić, kiedy będzie to konieczne. Tryb bezpieczny to stabilny i akceptowalny tryb pracy. Jego pojawienie się w czasie podróży nie jest żadnym problemem, zapewnia Wallace. Po tym, jak zdiagnozowaliśmy przyczyny problemów, prowadzimy działania, które mają na celu wybudzenie pojazdu z trybu bezpiecznego i kontynuowanie podróży już w trybie standardowym, dodaje. « powrót do artykułu
-
To nie oznacza, że na tych rafach nigdy nie pojawiają się rekiny. To oznacza, że na nich „funkcjonalnie wyginęły”, nie odgrywają na nich normalnej roli, jaką mają do spełnienia w ekosystemie, mówi profesor Colin Simpfendorfer z australijskiego Uniwersytetu im. Jamesa Cooka. Uczony był jednym z ekspertów biorących udział w badaniach, których wyniki ukazały się niedawno w Nature. Specjaliści przyjrzeli się 371 rafom na wodach 58 krajów i stwierdzili, że na 20% z nich rekiny niemal nie występują. To właśnie Simpfendorfer nazwał „funkcjonalnym wyginięciem”. Rekiny wyginęły na 69 rafach z 6 krajów i terytoriów: Dominikany, Antylach Francuskich, Kenii, Wietnamu, Kataru i Antylach Holenderskich. Podczas ponad 800 godzin obserwacji zauważyliśmy tam tylko 3 rekiny, informuje uczony. Doktor Demian Champan z Florida International University, współprzewodniczący organizacji Global FinPrint, która organizowała badania, mówi, że centralnym problemem jest przecięcie się dużego zagęszczenia ludności, destrukcyjnych metod połowowych oraz złego zarządzania. Odkryliśmy, że tam, gdzie ludzie chcą i mają plan, silna populacja rekinów może istnieć obok populacji ludzkiej, stwierdza. Profesor Simpfendorfer dodaje, że dobrym przykładem może być Australia, która jest jednym z państw najlepiej chroniących rekiny. Wraz z takimi krajami jak Mikronezja, Polinezja Francuska i USA jesteśmy w grupie państw najlepiej chroniących rekiny. Te kraje wdrożyły najlepsze praktyki, które powodują, że na ich wodach żyją duże populacje rekinów. Są one dobrze zarządzane, a wspomniane kraje albo w ogóle zabroniły łowienia rekinów, albo tez na podstawie danych naukowych określają, jak dużo wolno ich złowić, stwierdza. Szacuje się, że każdego roku ludzie zabijają od 28 do 76 milionów rekinów. Większość ryb ginie w straszliwych cierpieniach, gdyż po złowieniu odcina im się płetwy, a żywe zwierzę wyrzuca do wody. Okaleczony rekin opada na dno i się dusi lub pada ofiarą drapieżników. « powrót do artykułu
- 4 odpowiedzi
-
- ile rekinów zabijają ludzie
- połowy rekinów
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dwa orły bieliki, które były pod opieką „Ptasiego Azylu” w warszawskim zoo zostały wypuszczone na wolność. W wydarzeniu uczestniczył m.in. dyrektor stołecznego zoo, ornitolog i założyciel azylu Andrzej Kruszewicz. Bieliki, które przez kilka miesięcy były pod opieką „Ptasiego Azylu” to samiec i samica. Samica, ważąca ok. 6 kg, większa od samca, ma prawie 2 lata. Została znaleziona na Lubelszczyźnie z urazem nadgarstka i nie mogła polować. Rana nie była głęboka, jednak zainfekowana przez larwy much przez co nie mogła również latać. Została przywieziona do ośrodka przez lokalnych leśników. Samiec, jak wskazali ornitolodzy w zoo, urodził się w tym roku i jest młodym osobnikiem. Z wielkim prawdopodobieństwem zgubił się swoim rodzicom – znaleziono go osłabionego i wygłodzonego; miał zatrucie żołądka. Trafił tu do nas przez łańcuch ludzi. Najpierw znaleźli go oczywiście leśnicy. Mieliśmy już doświadczenie z chorobami żołądkowymi ptaków, więc został szybko wyleczony. Ćwiczył latanie na naszych wolierach, więc nie stracił kondycji, co było zresztą widać po tym, jak żwawo i pewnie wystartował – wskazał dyrektor zoo. Kruszewicz wyjaśnił, że orły zostały wypuszczone o tej porze roku, ponieważ zakończył się ich okres lęgowy i w związku z tym również czas walki terytorialnej się skończył, więc ptakom nic nie będzie groziło na wolności. Orły zasadniczo tolerują się wzajemnie, często jest tak, że jak dojrzały okaz coś upoluje i nie doje, zostawia tę resztę młodemu osobnikowi. Wypuściliśmy je tutaj, bo to sprawdzone i bezpieczne miejsce – jest bliskość Wisły, do tego nieopodal są wyspy i ławice piaszczyste. Nasze dwa osobniki zapewne po pierwszym szoku, zatrzymają się gdzieś, wykąpią w rzece i polecą ponownie, tym razem zapolować – wytłumaczył. Jak podkreślił, ptaki z łatwością odnalazły się na wolności, ponieważ dzięki dużym wolierom w zoo, mogły swobodnie latać podczas pobytu w „Ptasim Azylu”. To jest bardzo ważne, żeby mogły utrzymać swoją kondycję, ponieważ jeśli nie używają skrzydeł przez kilka miesięcy, ich powrót na wolność może być bardzo ciężki – zaznaczył. Jak wytłumaczył Kruszewicz, bieliki są gatunkiem wodnym, polującym najczęściej w pobliżu rzek. Ich rozpiętość skrzydeł może wynieść w przypadku samic nawet do 2,4 m, zaś samców do 2,2 m. Dojrzałe samice osiągają wagę do 6 kg, zaś samce do 5 kg. Jest to ptactwo długowieczne. Mieliśmy w zoo osobnika, który dożył 40 lat, jednak zazwyczaj w naturze 30 lat to pewien sukces. W Polsce odkąd w 1981 r. zostały objęte ochroną jest ich dużo. Obecnie mamy 1500 par lęgowych w kraju – zaznaczył. Dyrektor dodał, że bieliki należy pełnoprawnie nazywać orłami. Odejmowanie im miana orłów to rusycyzm, ponieważ tam dzielą te ptaki na orły (aquila) i orłany (halietus). Jednak w każdym innym języku europejskim bieliki to orły. Zresztą wystarczy spojrzeć temu ptaku w oczy by widzieć jego orlą naturę. Odbieranie mu tego miana nie jest w porządku wobec naszego godła – powiedział. „Ptasi Azyl” przy warszawskim zoo zajmuje się leczeniem i rehabilitacją ptaków. W placówce co roku pomoc znajduje około 6 tysięcy ptaków. Azyl wspiera ochronę zagrożonych gatunków i pomaga lokalnym populacjom ptaków. « powrót do artykułu
-
Ledwie wystartowała niezwykła misja Mars 2020, a NASA już szykuje kolejne atrakcje. Tym razem będzie to powrót na Ziemię astronautów wysłanych przez SpaceX na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Historyczną misję podziwialiśmy 30 maja, a pojutrze, w niedzielę 2 lipca, będziemy mogli oglądać lot kapsuły Dragon do domu. Kapsuła Dragon z astronautami Robertem Behnkenem i Douglasem Hurleyem odłączy się od Międzynarodowej Stacji Kosmicznej w niedzielę o godzinie 1:34 czasu polskiego, a o godzinie 18:42 wyląduje w jednej z 7 stref lądowania na Atlantyku lub Zatoce Meksykańskiej. Bezpośrednia transmisja z ceremonii pożegnania załogi SpaceX Dragon Demo-2 oraz całego wydarzenia rozpocznie się już w sobotę 1 lipca o godzinie 17:10 czasu polskiego. Relację będzie można śledzić na stronach NASA. Tymczasem NASA informuje, że Mars 2020 przebiega zgodnie z planem. Misja wystartowała dzisiaj o godzinie 13:50 czasu polskiego. W ciągu ostatnich dwóch godzin doszło do oddzielenia kolejnych stopni rakiety nośnej i oddzielenia pojazdu, który dolecieć do Marsa. Pół godziny po tym ostatnim wydarzeniu łazik Perseverance nawiązał łączność z Ziemią, potwierdził, że wszystko przebiega jak należy oraz że znalazł się na drodze na Czerwoną Planetę. Lądowanie Mars 2020 odbędzie się w lutym przyszłego roku. Warto tutaj przypomnieć, że niedawno w kierunku Marsa wystartowały też dwie inne misje: Hope Mars Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz chińska Tianwen-1. « powrót do artykułu
-
System inspirowany klockami lego może usprawnić naprawę kości i tkanek miękkich. Drukowane w 3D elementy stanowią rusztowanie. Wielkość każdego z nich to ok. 15 mm3. Zgłoszone w urzędzie patentowym [modułowe] rusztowanie jest łatwe w zastosowaniu; klocki mogą być składane jak lego i budowane w niezliczonych konfiguracjach (w grę wchodzi więc dopasowanie do stopnia złożoności i wielkości danego uszkodzenia) - opowiada dr Luiz Bertassoni z Oregon Health & Science University (OHSU). Naukowcy podkreślają, że poskładane "mikroklatki" pozwalają na lepszą naprawę kości niż dotychczasowe metody. Obecnie chirurdzy ortopedzi naprawiają złożone złamania, implantując stabilizujące metalowe pręty i płytki. Później wykorzystują biokompatybilne rusztowania z proszkami lub pastami sprzyjającymi gojeniu. W nowym systemie bloczki z zagłębieniami można wypełnić niewielką ilością żelu z różnymi czynnikami wzrostu i precyzyjnie umieścić jak najbliżej miejsca, gdzie są potrzebne. Badania zademonstrowały, że w porównaniu do zastosowania tradycyjnych materiałów rusztowaniowych, umieszczenie klocków przy naprawianych kościach szczurów korzystnie wpływa na angiogenezę (powstawanie nowych naczyń). Technologia mikroklatek drukowanych w 3D poprawia gojenie, stymulując wzrost komórek właściwego typu w odpowiednim miejscu i czasie. W każdym z bloczków można umieścić inny czynnik wzrostu, pozwalając na bardziej precyzyjną i szybszą naprawę tkanki - wyjaśnia dr Ramesh Subbiah z OHSU. Modułowe rozwiązanie da się dopasować do niemal każdej przestrzeni. Naukowcy przekonują, że ich system znajdzie zastosowanie np. w przypadku kości operowanych ze względu na proces nowotworowy czy podczas wzmacniania kości żuchwy/szczęki przed wstawieniem implantów stomatologicznych. Zmieniając skład wykorzystanych materiałów, można by też odbudowywać tkanki miękkie. Oprócz tego akademicy zastanawiają się nad zastosowaniem metody do uzyskiwania narządów do przeszczepu (to, oczywiście, w odleglejszej przyszłości). Bertassoni planuje przetestować możliwości technologii w zakresie naprawy bardziej złożonych złamań kości u szczurów lub większych zwierząt. Szczegółowe wyniki badań ukazały się w piśmie Advanced Materials. « powrót do artykułu
-
- inżynieria tkankowa
- gojenie kości
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Specjaliści z Austriackiej Akademii Nauk opracowali nową metodę identyfikacji piwa i innych spożywczych ekstraktów słodowych w zapiskach archeologicznych. Efektem ubocznym naszych badań jest potwierdzenie, że już w 4. tysiącleciu przed naszą erą w centralnej Europie wytwarzano napoje słodowe (być może piwo). Osiągnięcie zespołu pracującego pod kierunkiem Andreasa G. Heissa zostało opisane na łamach PLOS ONE. Piwo od tysięcy lat odgrywa olbrzymią rolę religijną, społeczną i dietetyczną w ludzkich społecznościach. Jednak badanie jego historii oraz wpływu na cywilizacje i kultury jest o tyle utrudnione, że bardzo trudno jest w dowodach archeologicznych zidentyfikować ślady produkcji piwa. Ziarno łatwo ulega rozkładowi, a zachować się może jedynie w sprzyjających warunkach, gdy np. zostało zwęglone. Austriaccy uczeni postanowili poszukać potencjalnych zmian mikrostrukturalnych, jakie zachodzą w ziarnach wykorzystywanych do produkcji piwa oraz zbadać, jak zmiany te przechowują się w czasie. Na warsztat wzięli więc współczesny jęczmień, który wcześniej był używany do produkcji piwa i symulowali jego zachowanie się poprzez proces zwęglenia. Następnie porównali mikrostrukturę tak przygotowanego ziarna z ziarnem z pięciu stanowisk archeologicznych, którego wiek sięgał nawet 4. tysiąclecia przed Chrystusem. Dwa z tych stanowisk były znanymi miejscami produkcji piwa w predynastycznym Egipcie, a trzy to pozostałości dawnych osad nad jeziorami Europy Centralnej, w których znaleziono pojemniki z żywnością produkowaną z ziaren, jednak nie potwierdzono tam produkcji piwa. Badania przeprowadzone za pomocą mikroskopu elektronowego wykazały, że ziarna przygotowane na potrzeby badań miały niezwykle cienką warstwę aleuronową, czyli najbardziej zewnętrzną warstwę bielma. Identyczne zmniejszenie grubości tej warstwy stwierdzono w ziarnie ze wszystkich pięciu stanowisk archeologicznych. Co prawda istnieją inne potencjalne mechanizmy zmniejszenia grubości warstwy aleuronowej – takie jak np. rozkład przez grzyby, rozkład enzymatyczny czy degradacja pod wpływem temperatury – jednak wszystkie te powody można wykluczyć przeprowadzając dodatkowe analizy. Okazuje się zatem, że badanie warstwy aleuronowej ziaren ze stanowisk archeologicznych może być użytecznym narzędziem do stwierdzenia, czy ziarna były poddawane procesowi pozyskiwania słodu. « powrót do artykułu
-
- piwo z Europy
- najstarsze piwo
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami: