Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów ' renowacja' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 9 wyników

  1. Po kilku latach konserwacji na ASP w Krakowie do kościoła parafialnego św. Jakuba Apostoła w Rzykach (woj. małopolskie) powróciły inspirowane kompozycją Wita Stwosza z krakowskiego Ołtarza Mariackiego późnogotyckie rzeźby klęczącej Matki Bożej i podtrzymującego ją św. Jana Apostoła. Tworzą one wyrzeźbioną z twardego drewna (najprawdopodobniej dębiny) scenę Zaśnięcia NMP. Wydaje się, że rzeźby trafiły do Rzyk z ważniejszej świątyni. Niewykluczone, że przeniesiono je z gotycką figurą tronującej Madonny z Dzieciątkiem z ok. 1400 r. i późnogotycką rzeźbą Matki Boskiej z Dzieciątkiem z początku XVI w. Część większej kompozycji Ks. dr Szymon Tracz, diecezjalny konserwator zabytków i sztuki sakralnej diecezji bielsko-żywieckiej, uważa, że figury z Rzyk stanowiły pierwotnie centralną część większej późnogotyckiej kompozycji ilustrującej scenę Zaśnięcia NMP, która prawdopodobnie zdobiła szafę retabulum skrzydłowego. Odchodzącej Maryi towarzyszyli zapewne również pozostali apostołowie. Niestety, ich postaci się nie zachowały. Według specjalisty, sposób kształtowania twarzy, układ szat i wzór ikonograficzny sugerują, że grupa powstała w latach 20. XVI w. Wpływy Wita Stwosza Wyraźnie widać tutaj echa słynnej kompozycji Wita Stwosza w centrum szafy krakowskiego Ołtarza Mariackiego, której to układ był długo powielany w kolejnych latach, czego przykładem jest chociażby scena Zaśnięcia NMP z ok. 1500 roku, zdobiąca dawny ołtarz główny w konkatedrze żywieckiej, obecnie znajdująca się w bocznym ołtarzu różańcowym - wyjaśnia ks. dr Tracz. Figury musiały powstać w miejscowym warsztacie snycerskim. Świadczy o tym m.in. sposób ukształtowania dłoni. Za tym, że rzemieślnik znał krakowski pierwowzór i twórczość Wita Stwosza, przemawia [też] nieznacznie wywinięta podszewka w płaszczu św. Jana, będąca daleką reminiscencją słynnej Stwoszowskiej tzw. małżowiny usznej, wg której mistrz kształtował fałdy szat u swoich postaci. Manierę tę naśladowali później także inni artyści na przełomie XV i XVI wieku. Przedstawiona scena Zaśnięcia mogła się rozgrywać we wnętrzu mieszkalnym Maryja ma lekko pochyloną głowę, zamknięte oczy i dłonie skrzyżowane na piersi. Na jej dojrzałej twarzy maluje się spokój i poddanie woli Bożej. Układ jej postaci przywołuje na myśl scenę Zwiastowania, w której Boża Matka z pokorą przyjmuje wolę Bożą. Stojący z tyłu św. Jan Ewangelista ma bolejącą twarz (smutek podkreślono opadającymi kącikami ust) i oburącz podtrzymuje Maryję. Ponieważ draperie szat przedstawionych postaci opadają na posadzkę, dyrektor Muzeum Diecezjalnego w Bielsku-Białej podejrzewa, że miejscem wydarzenia mogło było wnętrze mieszkalne, a nie np. szczyt Golgoty. Rekonstrukcja polichromii Ponieważ oryginalna polichromia się nie zachowała, trzeba było ją zrekonstruować. Było to możliwe dzięki szczątkowym fragmentom ocalałym w niektórych partiach figur, które były wielokrotnie przemalowywane. Oryginalnie szaty były srebrzone z kładzionym na nich barwnym laserunkiem - wyjaśnia ks. dr Tracz. « powrót do artykułu
  2. Politechnika Białostocka (PB) odnawia dla Muzeum Wojska w Białymstoku odrzutowiec myśliwski Lim-5R. Prace trwają już od kilku tygodni. Brakujące elementy są odtwarzane w technologii druku 3D. Czekając na odnowienie, Lim-5R stał przez wiele lat na dworze, na terenie Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej. Teraz samolot i inne zabytki techniki militarnej trafiają do otwartego niedawno Parku Militarnego Muzeum Wojska w Białymstoku. Wieloetapowe prace Stojący w hali maszyn samolot ma już uzupełnione poszycie, podczepione zbiorniki paliwa i jest przygotowany do ponownego malowania. By móc przetransportować ogromny kadłub i skrzydła, trzeba było zacząć od demontażu w siedzibie jednostki Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej. Gdy zabytek trafił na Wydział Mechaniczny PB, Daniel Laskowski i Bartosz Ostrowski przeprowadzili gruntowną renowację poszycia samolotu. Polegała ona na usunięciu starych warstw lakieru i uzupełnieniu braków w poszyciu. Łatanie dziur i niwelowanie nierówności w blachach to przygotowanie do nałożenia warstwy podkładowej pod farbę. Specjaliści nie tylko przygotowywali samolot do malowania. Oprócz tego zamocowali zbiorniki paliwa, wypolerowali owiewkę kabiny i zdemontowali silnik. Jak podkreślono w komunikacie prasowym uczelni, zmniejszenie masy Lim-5R ma ułatwić podwieszenie na specjalnie zaprojektowanym pylonie. Prace rozpoczęliśmy kilka tygodni temu od rozpołowienia kadłuba i demontażu silnika. Później zaczęliśmy się zajmować kadłubem, zdjęciem starej powłoki lakieru - opowiada Laskowski. Demontaż silnika Wymontowanie dużego silnika odrzutowego okazało się dla cywilnych mechaników wyzwaniem. Nigdy tego nie robiliśmy. Napotkaliśmy sporo problemów, ale udało się zdemontować ciekawy zabytek techniki w ciągu jednego dnia - dodaje Ostrowski. Na razie silnik spoczywa na specjalnym standzie (on także został zaprojektowany i wykonany na PB). Wkrótce trafi do wspomnianego wcześniej Parku Militarnego Muzeum Wojska w Białymstoku. Wykorzystanie druku 3D Ważnym etapem prac jest dorabianie metodą druku 3D brakujących elementów poszycia. Zajęliśmy się owiewką, która w górnej części była już strasznie wypłowiała od słońca. Następnym etapem było dorobienie brakujących lotek do zbiorników paliwa i dorobienie uchwytów mocujących je do skrzydeł. Dorobiliśmy też na skrzydłach brakujące elementy oświetlenia i peryskop na owiewce pilota - wylicza Laskowski.   « powrót do artykułu
  3. W Stambule rozpoczęła się renowacja Kolumny Wężowej, jednej z najstarszych budowli w mieście. Kolumna powstała równo 2500 lat temu w Delfach, a obecnie stoi na terenie dawnego hippodromu w Konstantynopolu, nieistniejącego już toru wyścigowego dla koni i rydwanów. Ustawiono ją przed 1700 laty z polecenia Konstantyna Wielkiego. Kolumna nie wygląda już tak okazale, jak w starożytności, a odpowiedzialny ma być za to turecki sułtan lub pijany polski ambasador. To jednak, jak dowodzi profesor Gościwit Malinowski, tylko fake news z XVIII wieku. W monografii Hellenopolonica. Miniatury z dziejów polsko-greckich profesor Malinowski tak opisuje dzieje niezwykłego zabytku: Po zwycięskiej bitwie pod Platejami (479 r. p.n.e.) Grecy ofiarowali Apollonowi w Delfach niezwykłe wotum. Była to mierząca 8 metrów kolumna, składająca się z trzech splecionych węży, których głowy rozchodziły się od siebie, tworząc trójnóg, na którym ustawiono złotą czarę. Czarę tę zrabowali Fokejczycy już podczas III wojny świętej w 345 r. p.n.e., kolumna zachowała się natomiast w Delfach bez jakiegokolwiek uszczerbku, aż w 324 r. cesarz Konstantyn polecił przenieść ją do swej nowej stolicy. W Konstantynopolu ustawiono ją na hippodromie, gdzie stoi do dziś. Mierzy sobie jednak już tylko 6 metrów, utraciła wężowe głowy. Jedna z odpadniętych głów znajduje się obecnie w muzeum archeologicznym w Stambule. Jak kolumna utraciła głowy? Polski uczony przytacza trzy wersje wydarzeń, które znajdziemy w historycznych dokumentach. Dwie sensacyjne i jedną zwyczajną. Pod koniec XVI wieku pojawiła się informacja, jakoby szczękę jednej z głów miał osobiście utrącić buzdyganem Mehmet Zdobywca po zajęciu Konstantynopola w 1453 roku. Kolejne wersje legendy wspominają a to o wielkim wezyrze, a to o którymś z sułtanów, działającym prawdopodobnie pod wpływem alkoholu. Na początku XVIII wieku pojawia się zaś relacja francuskiego podróżnika, który mieszkał w Stambule. Aubry de La Mottraye zanotował, że jeszcze w 1699 widział kolumnę z trzema głowami, a w następnym roku głowy ściął pijany polski ambasador Rafał Leszczyński, ojciec późniejszego króla Stanisława Leszczyńskiego. W legendarnych przekazach pijany sułtan odłamujący szczękę jednej z głów w jakiś sposób stał się pijanym polskim ambasadorem ścinającym trzy wężowe głowy. Najbardziej jednak prawdopodobna jest relacja z kroniki Nuṣretname. Jak czytamy w „Hellenopolonica” autor kroniki odnotował, że w nocy w czwartek ósmego dnia miesiąca, w czasie wieczornej modlitwy, wszystkie trzy brązowe węże na Hippodromie, które stały mocno przez 1500 lat, złamały się razem przy swych szyjach i spadły na ziemie; nie ma żadnej możliwości, że zostały uderzone i zniszczone, ponieważ w owym czasie nie było nikogo w pobliżu. Wracając jednak do samego niezwykłego zabytku, tureccy konserwatorzy zapowiadają, że prace powinni zakończyć w ciągu miesiąca. Chcą naprawić pęknięcia na kolumnie, wyczyścić ją i poprawić jej otoczenie. Kolumna Wężowa to najważniejszy w Stambule zabytek z brązu, mówi główna architekt Irem Bülbül z Dyrektoriatu Zasobów Kulturowych i przypomina, że jedna z odłamanych głów została znaleziona podczas wykopalisk archeologicznych w XIX wieku i obecnie znajduje się w miejskim Muzeum Archeologicznym. Kolumna znajduje się poniżej poziomu obecnego placu Sultanahmet. Stoi ona na oryginalnym podłożu hippodromu. Prace konserwatorskie rozpoczną się od oczyszczenia i odsłonięcia podłoża, otoczenia i poprawienia zabezpieczającego kolumnę płotu. Następnie specjaliści zajmą się samą kolumną, zabezpieczą ją przed korozją i postarają się zachować oryginalną patynę. « powrót do artykułu
  4. Rozpoczęto prace restauratorskie przy 8 zabytkowych kaplicach Dróżki Matki Boskiej wokół Sanktuarium pasyjno-maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej. Remontowane są także 3 drewniane budynki, które znajdują się tuż przy Sanktuarium. Prace mają potrwać do końca przyszłego roku. Konserwacji zostały poddane kaplice pogrzebu Matki Bożej oraz stacje wniebowzięcia NMP. "Konserwatorzy restaurują budynki, w tym drewniane i kamienne elementy wystroju wnętrz, historyczne obrazy i figury. Remontowane są też trzy budynki drewniane, znajdujące się tuż przy sanktuarium. Po zakończeniu prac zaadaptowane one zostaną na cele edukacyjne i wystawiennicze" – powiedział cytowany przez PAP rzecznik sanktuarium, o. Tarsycjusz Bukowski. Projekt prowadzony jest we współpracy z norweską organizacją opiekującą się m.in. kościołem klepkowym z Umes, jednym z najstarszych tego typu kościołów w Norwegii. Benedyktyni nie od dzisiaj z nią współpracują. Wymieniają z Norwegami doświadczenia, wspólnie szkolą przewodników i animatorów, organizują kursy dotyczące ochrony dziedzictwa kulturowego. Remont kapliczek pochłonie 2,6 miliona euro, z czego sanktuarium w Kalwarii wyłożyło niemal 391 tysięcy, a reszta pochodzi z Mechanizmu Finansowego EOG oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Historia Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej sięga 1600 roku, kiedy to wojewoda krakowski Mikołaj Zebrzydowski ufundował na wzniesieniu Żar kościółek. Dwa lata później wojewoda przekazał część terenów pod budowę klasztoru benedyktynów. Klasztor wzniesiono w latach 1604–1609. Sanktuarium przez wieki było rozbudowywane. W 1979 roku Jan Paweł II nadał kościołowi głównemu tytuł bazyliki mniejszej. « powrót do artykułu
  5. Zabytkowa drewniana leśniczówka w Lesie Kabackim odzyska dawny blask. Jak poinformował stołeczny Ratusz, budynek zostanie poddany zarówno renowacji, jak i modernizacji. Remont potrwa 1,5 roku. Trzeciego stycznia podpisano umowę na realizację zadania; wykonawcą jest firma Good Wood. Podczas prac ma zostać zachowana specyfika budynku oraz jego zabytkowy charakter. Uwzględniona zostanie także lokalna tradycja architektoniczna. Zachowany zostanie układ przestrzenny wnętrz leśniczówki i ich historyczny wystrój. Na odnowionej elewacji budynku przywrócone zostaną detale architektoniczne. Rozebrana zostanie natomiast istniejąca murowana dobudówka, a sam obiekt zostanie zabezpieczony. Inwestycja obejmie prace murarskie, ciesielskie, izolacyjne i konstrukcyjne. Oprócz tego zaplanowano nowe instalacje. Po remoncie obiekt będzie przygotowany na potrzeby pobliskiego Centrum Edukacji Przyrodniczo-Leśnej. Co ważne, zmieni się też otoczenie (będzie można korzystać z odtworzonych ciągów pieszych, powstanie nowe ogrodzenie, a zieleń zostanie zagospodarowana). Leśniczówka w Lesie Kabackim to kolejny z drewnianych budynków warszawskich, który udaje nam się wyremontować w ciągu ostatnich lat. Więcej takich leśniczówek, nie tylko przy Lesie Kabackim, ale też w samej Warszawie – nie ma. Obiekt ma niesamowitą wartość, a przyszła inwestycja sprawi, że wszystkie jego walory zostaną wydobyte. Budynek odzyska swój pierwotny wygląd, jednocześnie spełniając nowe zadania –  podkreślił Michał Krasucki, stołeczny konserwator zabytków. Historia leśniczówki Budynek powstał w II poł. XIX w. Przez blisko 130 lat mieszkali tu leśniczowie, którzy zajmowali się drzewostanem Lasu Kabackiego. Warto przypomnieć, że niegdyś te tereny należały do Dóbr Wilanowskich, które w XVII i XVIII wieku były własnością rodu Sobieskich, a następnie Potockich oraz Branickich. Obecnie nadzór nad tym obszarem sprawują Lasy Miejskie – Warszawa. W 1987 r. obiekt z ul. Rydzowej 1 wpisano do rejestru zabytków. Architektura budynku Budynek wzniesiono w konstrukcji zrębowej (wieńcowej). Dach jest naczółkowy; w latach 60. gont wymieniono na eternit. Ściany zewnętrzne są oszalowane poziomymi deskami. Warto zwrócić uwagę na dekoracyjne opracowanie węgłów. Obiekt zachował w dużej części oryginalną konstrukcję, układ i wyposażenie, takie jak: drzwi z kutymi zawiasami, klamkami i oryginalnymi mechanizmami, okna, piece grzewcze i piec kuchenny oraz drewniane posadzki. W budynku znajdują się także oryginalne tynki wapienne kładzione na trzcinie. « powrót do artykułu
  6. W zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu (MNW) od 65 lat znajduje się lustro. Jak podkreśliła Elżbieta Gajewska-Prorok, kustoszka w Dziale Szkła, to jeden z wielu zabytków, które w nieznanych okolicznościach [i często w złym stanie, związanym z nieodpowiednim przechowywaniem] trafiły do zbiorów muzealnych kilka lat po zakończeniu wojny. Tajemnice związane z jego dziejami udało się ostatnio częściowo odtworzyć. Rama bez tafli Przed konserwacją i restauracją lustro z MNW było ramą bez tafli. Ośmioboczna rama wykonana została z drewna, pokryta folią cynową i obłożona cienkimi lustrzanymi szybkami ze stylizowaną dekoracją forlaną rytowaną na awersie oraz formowanymi na gorąco elementami szklanymi w kolorach różowym i żółtym: skręcanymi spiralnie pręcikami, karbowanymi wstęgami i rozetami kwietnymi. Wstęgi z kwiatami, umieszczone w partiach załamania ramy, maskowały połączenia lustrzanych szybek. Płytkom nadano właściwości lustrzane za pomocą podlewy amalgamatu rtęci i cyny. Metodę polegającą na podlewaniu tafli szklanych amalgamatem (stopem rtęci z cyną bądź ołowiem) opracowano w XV w. w Wenecji. Lustra rtęciowe wytwarzano w Europie niemal do połowy XIX w. Później z warstwy rtęciowej zrezygnowano na rzecz warstwy srebrnej. W pewnym momencie wprowadzono również związki innych białych metali, np. platyny. Konserwacja we wrocławskiej pracowni Na początku br. lustro ze zbiorów MNW trafiło do pracowni Sławomira Oleszczuka, który zajmuje się konserwacją szkła zabytkowego. Odnowiony zabytek można oglądać na wystawie stałej "Sztuka europejska XV-XX wieku". Przeprowadzone przeze mnie wstępne badania zabytku przed konserwacją ujawniły fragmenty gazet francuskich: z 25 lipca 1801 (10 ͤ Anne 7 Thermidor) oraz z 1889, stanowiących podkład lustrzanych płytek. Na tej podstawie można określić powstanie zwierciadła najwcześniej na koniec 1801 r. - ujawniła Gajewska-Prorok. Burzliwe dzieje Republiki Weneckiej Warto przypomnieć, że w 1796 r. Republika Wenecka została zajęta przez Francuzów, a w 1797 r. zlikwidowana (pokój w w Campo Formio), w wyniku czego większość jej ziem przypadła Austrii. Po kilku latach, w 1805 roku, Napoleon odebrał Wenecję Austrii, aby zintegrować ją z królestwem Włoch, którego został królem. Po klęsce Napoleona i kongresie wiedeńskim, w roku 1815 miasto zostało ponownie włączone do Cesarstwa Austriackiego i stało się częścią ziem Habsburgów do 1848 roku - tłumaczy kustoszka. Na podstawie znalezionych gazet wiadomo, że lustro powstało w Wenecji w drugiej połowie 1801 albo po 1805 r., gdy nie było problemu z dostępem do francuskich gazet. Obecność fragmentu z 1889 r. wskazuje zaś na naprawę lustra pod koniec XIX w. we Francji. Gajewska-Prorok dywaguje, że być może już wtedy zwierciadło znajdowało się w obiegu antykwarycznym. Weneckie lustro oktogonalne w lustrzanych ramach Zwierciadło ze zbiorów MNW należy do typu weneckich luster oktagonalnych w szerokich lustrzanych ramach; został on wypracowany w Wenecji w połowie XVII w. Obecnie ośmioboczne zwierciadła w lustrzanych ramach z formowanymi na gorąco nakładkami są najbardziej rozpoznawalną formą zwierciadła weneckiego. W pracowniach luster na Murano wytwarza się do dzisiaj metodami tradycyjnymi zwierciadła w tym typie. « powrót do artykułu
  7. Trwa renowacja ostatniego fortepianu należącego do Fryderyka Chopina - instrumentu marki Pleyel z 1848 roku. Zaplanowano ją na 3-12 grudnia. Prace prowadzi zespół Paula McNulty'ego. Pokazy konserwatorskie (w ramach biletu do Muzeum Fryderyka Chopina) można oglądać od 7 do 12 grudnia. Historia instrumentu Chopin dostał najnowszy instrument z paryskiej wytwórni Camille'a Pleyela pod koniec listopada 1848 r. Jak podkreślono w komunikacie Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina (NIFC), fortepian o numerze seryjnym 14810 znajdował się w dwóch ostatnich mieszkaniach Chopina i był ostatnim, na którym kompozytor grał i tworzył. Po śmierci Chopina instrument został zakupiony przez jego uczennicę Jane Stirling, a następnie podarowany przez nią siostrze Fryderyka, Ludwice Jędrzejewiczowej. Przetransportowany drogą morską znalazł się w Warszawie w sierpniu 1850 roku. Co ciekawe, w skrzyni instrumentu nadal znajduje się lakowa pieczęć carskiego urzędu celnego. Widać także dedykację autorstwa Jane Stirling "pour Louise" (dla Ludwiki). Dzieci i wnuki Ludwiki dbały o cenną pamiątkę. W 1924 r. została ona sprzedana Muzeum Narodowemu w Warszawie. Fortepian wystawiano tam do wybuchu powstania warszawskiego. Po zakończeniu powstania Niemcy wywieźli go do Austrii. Instrument wrócił do Warszawy w kwietniu 1946 r. W latach 50. przez pewien czas był eksponowany w Żelazowej Woli, a w 1958 roku został przekazany przez Muzeum Narodowe w depozyt, a później na własność Towarzystwu im. Fryderyka Chopina i przetransportowany do Pałacu Ostrogskich – siedziby warszawskiego Muzeum Chopina. Od 2005 roku jest depozytem w Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina. Renowacje Pod koniec lat 50. przeprowadzono pierwszą renowację instrumentu. Podczas tego remontu wymieniono struny, kołki i okleinę młotków, a także polakierowano skrzynię. Ponieważ struny zmieniono na wykonane ze stali wysokowęglowej o silnym naciągu, zmieniło to oryginalną barwę brzmienia fortepianu; eksperci obawiali się również negatywnego wpływu tego zabiegu na kondycję całego instrumentu w dłuższej perspektywie. Przed 3 laty NIFC zlecił szczegółowe badania fortepianu. Laboratorium Analiz i Nieniszczących Badań Obiektów Zabytkowych LANBOZ przeprowadziło m.in. skanowanie i analizy chemiczne oraz wykonało zdjęcia RTG. Oprócz tego oględzinami fortepianu zajął się prof. Benjamin Vogel, instrumentoznawca w zakresie budownictwa fortepianów i lutnictwa, który współpracuje z wieloma muzeami w kraju i za granicą jako ekspert od zabytkowych instrumentów. Okazało się, że konieczna jest renowacja. Amerykański specjalista Paul McNulty uznał, że najważniejsza jest regulacja mechaniki i wymiana strun na bliższe pierwowzorowi. Dzięki dobremu stanowi zachowania zdecydowanej większości elementów (fortepian przez prawie sto lat, poza nielicznymi wyjątkami, nie był używany w celach wykonawczych, a jedynie eksponowany jako obiekt muzealny) istnieje realna szansa na pełne przywrócenie walorów instrumentu, a w szczególności jego oryginalnego brzmienia. « powrót do artykułu
  8. W poniedziałek rozpoczęło się rozmontowywanie organów głównych z Notre Dame. Podczas pożaru w kwietniu 2019 roku instrument nie został zniszczony przez ogień i wodę, ale wg ekspertów, wystąpiły uszkodzenia cieplne. Ponadto instrument pokryły pyły popożarowe zawierające ołów. Ponieważ pożar zniszczył dach, wnętrze katedry zostało odsłonięte i należy również mówić o niekorzystnym wpływie zeszłorocznej fali upałów oraz innych wahań temperatury na organy. Historia głównych organów sięga 1357 r. Z pierwotnego instrumentu do dziś nic się nie zachowało. W swojej obecnej postaci składa się on z ponad 7 tys. piszczałek i 5 manuałów (klawiatur ręcznych). Prace rozpoczęły się od demontażu manuałów. Później przyjdzie czas na piszczałki. Robotnicy rozłożą również klawiaturę nożną (pedał) i registry. Proces ten potrwa do końca roku. W przedsięwzięciu biorą udział 3 podmioty: Pascal Quoirin, Atelier Cattiaux oraz langwedocka wytwórnia dużych organów. Mamy 5 miesięcy na demontaż. Potrzebujemy do tego 3 zespołów - podkreśla Bertrand Cattiaux. Specjalista wie, co mówi, ponieważ już uczestniczył w rozłożeniu instrumentu do renowacji w 1990 r. Wszystkie elementy zostaną umieszczone w magazynie w Île-de-France (dokładna lokalizacja jest utrzymywana w tajemnicy) w 4 wodoszczelnych kontenerach. Piszczałki będą pojedynczo czyszczone i naprawiane. Celem jest, by ponownie zagrać na organach 16 kwietnia 2024 r., czyli dokładnie 5 lat po pożarze. Vincent Dubois, jeden z trzech katedralnych organistów, powiedział, że instrument był wyjątkowy. Im wyżej, tym pełniejszy i bardziej okrągły dźwięk. [...] Jeśli doda się do tego akustykę miejsca, otrzymamy absolutnie niezwykły rezultat, którego nie znajdzie się nigdzie indziej - powiedział muzyk w wywiadzie udzielonym RFI (Radio France Internationale). To absolutny cud, że organy przetrwały. Przez swe rozmiary wyglądają na niezniszczalne, ale tak naprawdę są bardzo delikatne - stwierdził w rozmowie z radiem Europe 1 inny z organistów Olivier Latry. Gdy naprawa instrumentu się zakończy, kolejne pół roku trzeba będzie przeznaczyć na strojenie. « powrót do artykułu
  9. Archeolodzy prowadzący wykopaliska w pobliżu ossuarium, tzw. Kaplicy Czaszek, w Kutnej Horze w Czechach odkryli 34 masowe groby z 1200 szkieletami. Większość z nich należy do ofiar czarnej śmierci i głodu. Eksperci twierdzą, że to największe tego typu znalezisko w Europie. W Kaplicy Czaszek znajdują się szczątki 40–70 tys. ofiar czarnej śmierci z połowy XIV w., a także ofiar późniejszych wojen: husyckich z XV w. i trzydziestoletniej z XVII w. Z czaszek i kości wykonano wystrój obiektu: żyrandole, ołtarze czy herb rodowy Schwarzenbergów. Od 2014 r. ossuarium przechodzi renowację, częścią której są badania archeologiczne i antropologiczne. Renowacja ma potrwać co najmniej 10 lat. Jak dotąd kosztowała ok. 45 mln koron. Badania archeologiczne rozpoczęły się w 2016 r. [...] Najważniejszym odkryciem, jakiego dokonaliśmy, są masowe groby ofiar głodu w 1318 r. i dżumy w 1348 r. [...] Znaleźliśmy ok. 600 ofiar dżumy i ok. 600 ofiar głodu, czyli w sumie ok. 1200 szkieletów. W tym roku rozpoczęliśmy badania wnętrza [ossuarium]. Pod pierwszą piramidą znaleźliśmy 5 masowych pochówków. Kiedy budowano ossuarium, nie miano pojęcia, że są tu groby - opowiada Jan Frolík. Choć badania antropologiczne znajdują się w powijakach, Frolík przekonuje, że szczątki już i tak sporo ujawniły o ówczesnej populacji Kutnej Hory. Stosunek liczby dorosłych do liczby dzieci wynosi pół na pół, co jest typową cechą. Trzydziestoprocentowa przewaga mężczyzn [nad kobietami] pokazuje zaś, że do miasta stale napływali nowi górnicy [rozwój Kutnej Hory wiąże się z wydobyciem srebra] i że był to najwyraźniej bardzo niebezpieczny zawód. Poza tym, sądząc po urazach i chorobach pozostawiających swój ślad na kościach, mamy do czynienia z typowym społeczeństwem średniowiecznym. Widać, na przykład, częste złamania kończyn, niektóre źle zrośnięte. Z chorób, które można wykryć w ten sposób, odnotowaliśmy między innymi gruźlicę. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...