Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Xenoboty – powstały pierwsze żywe roboty. Tak science-fiction stało się rzeczywistością

Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 18.01.2020 o 14:08, Antylogik napisał:

Którego sformułowania kolega nie rozumie?

Problem w tym, że na ile je rozumiem to oba są głupie.

Więc proszę o wyjaśnienie w jaki sposób sposób reprodukcji jest związany z leczeniem chorób, w jaki sposób reprodukcja umożliwia tworzenie darmowej energii, w jaki sposób to cena energii warunkuje perpetuum mobile lub odwrotnie .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
7 godzin temu, peceed napisał:

Problem w tym, że na ile je rozumiem to oba są głupie.

Więc kolega wyjaśni dlaczego uważa je za głupie, to będziemy mieć punkt wyjścia do wykazania, że kolega się jak zwykle myli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 14.01.2020 o 17:18, ex nihilo napisał:

Może i tak, ale pod warunkiem, że będzie to symetryczne, czyli wierzący (w dowolnego boga) nie będą mieszać swojej wiary do spraw pozareligijnych - dotyczących też ateistów czy wyznawców innych religii.

Niestety to nie jest symetryczne tylko zmanipulowane i  - tak jak pisałam - świadczące ponownie o tym że ateiście nie mają pojęcia o tym czym jest wiara.

Po pierwsze ateiście nawet nie wiedzą czym się różni słowo "Bóg" o "bóg". I nie chodzi tu o szacunek.
Po drugie ateizm de facto z punktu widzenia zasady jest .. wiarą. Tak samo nie ma on dowodu na poprawność swojej ideologii.
Po trzecie ateizm, wbrew faktom i logice uważa, że nie jest ideologią stosując zmanipulowany wytrych że "nie obchodzi go kwestia Boga (czy boga)
Po czwarte dowody które uznają ateizm jako obiektywny wynikają wprost z przyjęcia "wiary ateistycznej" jako założenia, a więc są sprzeczne logicznie
Po piąte jak wynika z powyższych ateizm jest wewnętrznie sprzeczny logicznie i ideologicznie.
Dlatego  nie można ateizmu traktować jako "uniwersalny obiektywizm" i "punkt wyjścia" a ateiści sami w sobie startują z pozycji błędnej więc nieuprawnionej.
Po szóste ateiści wciąż myślą że chodzi o rodzaj praktyki, i nie mają pojęcia że chodzi o istnienie lub nie paradygmatu (mniejsza o to jak się nazywa).
Po siódme, każda religia (nie sekta) stoi wyżej od ateizmu z tego prostego faktu, że wie na czym polega, a ateizm nie wie na czym polega religia.

ergo ... ex nihilo i Salomon nie naleje, więc proszę ogranicz swoje ateistyczne próby rozgrywania ludzi uznających potrzebę paradygmatu za kluczową przynajmniej do czasu aż zrozumiesz powżysze punkty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mogę mówić tylko za siebie, ale podejrzewam że dużo kolegów i koleżanek którzy są nazywani z tekstami i wrzocani do wspólnego worka ma podobnie. 

Dlatego wolę nazywać się anty-teistą i nie wierzę we wszystkich poznanych przezemnie Bogów. Nie interesowałem się wszystkimi bo szkoda mi na to czasu i nie widzę w tym sensu, ale teraz z perspektywy czasu jak sie już za to zabrałem łatwo mi było wytłumaczyć sobie jak glupia i naiwna jest podstawa chrześcijaństwa. Mysle Ergo Sum ze twoja wiara jest gdzieś zbtych kręgów kulturowych wiec rozwine myśl. Biblia to ewidentny spis praw i bajek ułatwiających kontrolę ludzi, a pamiętajmy ze uważamy jest za słowo Boże. Uważam że  każdy kto przeczyta ze zrozumieniem np. Księgę powtorzonego prawa jest w stanie zrozumieć że ten wszechmocny i miłosierny Bóg nie jest ani wszechmocny ani miłosierny. To określenie wszechmocny jest najbardziej irytujace, szczególnie jak np. Lekarz anty-teista kogos uratuje to niby tak go Bóg prowadził mimo ze on sam nie wierzy, tylko poświęcił ten czas na naukę, ale jak katolik z premedytacją kogos zabije to juz sprawa diabła i wolnej woli ludzkiej.

 Co się tyczy Jezusa i nowego testamentu to taka moja teoria: istnieje wiele dowodów na to ze taka osoba istniała lub sa to połączone życiorysy kilku osób. Jak dla mnie facet wyprzedził o conajmniej kilkanaście wieków swoje pokolenie i prawdopodobnie byl ponadprzeciętne inteligentna osobą, wiedział jak Biblia jest wykorzystywana do zawlaszczania władzy, ale wiedział też że musi tym prostym niepismiennym ludziom jakieś inne wytyczne moralne niż tylko oko za oko, kamieniowania za cudzołożenie i namawianie do anty-teizmu czy zmiany Boga. Wielu ludzi to rozumiało  i chętnie przychodziło posłuchać co ma do powiedzenia. Nie mogło to się podobać ani Żydom ani rzymianom, chociaż Piłat prawdopodobnie go rozumiał. Ale jak sie skończyło wiemy.

Jezus miał pecha bo jego uczniowie kilkadziesiąt lat pozniej ubarwili jego historię i w gruncie rzeczy zastapili jeden zamordyzm innym, takim w wersji light i to w sumie tylko dlatego że nie mieli jaj powiedziec ze Biblia to takie tam opowiadania a nie jakieś słowo Boga ojca. No może poza św Markiem ktory tam napomknął, że nauki Jezusa nadpisuja prawo mojzeszowe, ale większość myśli że chodzi tylko o jedzenie kotletów ze świń, a pedałów trzeba dalej kamieniować. 

I teraz mi powiedz jakie prawo moralne albo logikę maja ludzie którzy na tej podstawie zabraniają ludziom którzy w to wierzą korzystania np. z prezerwatyw. Szczególnie w krajach gdzie panuje przemienienie i szerzy sie AIDS. Jakim prawem w polsce ktoś utrudnia dostęp ludziom którzy w te bzdety nie wierzą do tabletek "dzień po" ? 

O taką symetrię najprawdopodobniej chodziło ex nihilo.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
15 godzin temu, Ergo Sum napisał:

Po drugie ateizm de facto z punktu widzenia zasady jest .. wiarą. Tak samo nie ma on dowodu na poprawność swojej ideologii.

Owszem, ale wiarą "nie symetryczną", tzn. ateista wierzy, że NA PEWNO, nie ma absolutnie ŻADNEGO Boga, natomiast Teista najczęściej wierzy w mnóstwo różnych rzeczy, które sumując są mniej prawdopodobne od wiary Ateistów. Ponieważ zakładając istnienie jakiś konkretnych cech przypisywanym dowolnemu Bogu należy założyć również  że pewnej ilości z tych cech nie ma, a za to sa inne - równie prawdpodobne etc. Czyli np. że Bóg ma nie trzy osoby a cztery albo dwie etc. ect. Dopiero Teistyczna wiara w Boga z minimalną ilość najbardziej generalnych cech, w ogólności z jedną cechą np. niepoznawalna istotna panująca nad nami (i koniec) zbliża się swoim poziomem wiary do Ateistów. Ateista z zasady będzie zatem wierzącym ale zawsze (albo zazwyczaj) mniej niż Teista. 

Dopiero agnostyk/sceptyk jest prawdziwie nie wierzącą w nic osobą - zakłada po porostu że albo najbardziej ogólny z możliwych opisów Boga jest prawdziwy lub nie jest i tyle. 

Z kolei anty-teista jest rodzajem aktywisty który zwalcza teistów/religię, co moim zdaniem jest nieco nie fair ponieważ odbierając komuś wiarę nalezy dać coś w zamian. Wiara jest wielu ludziom potrzebna. 

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
12 minutes ago, Warai Otoko said:

Z kolei anty-teista jest rodzajem aktywisty który zwalcza teistów/religię, co moim zdaniem jest nieco nie fair ponieważ odbierając komuś wiarę nalezy dać coś w zamian. Wiara jest wielu ludziom potrzebna.

Masz rację, powinienem nazywać się sceptykiem a anty-teistą tylko jak ktoś mnie wqrzy nachalnością i wyimaginowaną wyższością swojej wiary nad moją niewiarą. 

Swoją drogą jestem ciekaw czy ktoś oglądał poniższą debatę ( swoją drogą najlepszą merytorycznie debatę pomiędzy ateistą a osobą wierzącą ) i jeśli tak to jak oceniacie to co o wierze mówi Peterson.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
44 minuty temu, dexx napisał:

Masz rację, powinienem nazywać się sceptykiem a anty-teistą tylko jak ktoś mnie wqrzy nachalnością i wyimaginowaną wyższością swojej wiary nad moją niewiarą. 

hehe, faktycznie, czyli jesteś (ja zresztą chyba też) okresowo anty-teistą :P

Co do Sama Harrisa i Jordana Petersona, nie wiem czy widziałem akurat tą debatę, ale słuchałem nie raz i jednego i drugiego i uważam, ze obaj są wartościowi. Natomiast nie wiem co dokładnie masz na myśli pytając o to co o wierze myśli Peterson. Ogólnie patrząc, uważam, ze ma rację uznając że religie są użytecznymi modelami rzeczyiwstości (nie używa takich pojęć, ale moim zdaniem o to chodzi), np.  kiedy mówi o głębokiej wiedzy zapisanej w mitach religijnych etc. Coś jest również w tym, że religia chrześcijańska w wielu aspektach jest lepszym modelem od innych religii. Lecz to jest kwestia sporna, i pod pewnymi względami pewnie jest gorsza - kwestia aksjologiczna. Natomiast Peterson myli się moim zdaniem, cicho zakładając że użyteczność religijnego modelu rzeczywistości w jakiś sposób zwiększa prawdopodobieństwo istnienia Boga czy jakoś usprawiedliwia logicznie wiarę w niego (chyba, że w sensie pragmatycznym). Peterson nie wspomina również, ze model użyteczny nie znaczy najlepszy możliwy. Sam Harris natomiast jest najłagoniejszy z całej czwórki anty-teistów i chyba sam nie zalicza siebie do grona "wojujących" :P co czyni go najrozsądniejszym z całej bandy (oczywiście nie tylko przez to) - na pewno rozsądniejszym od Richarda Dawkinsa, który w tej kwestii wydaje mi się być wręcz śmieszny. Krótko mówiąc Dawkinsa zupełnie nie szanuje jako filozofa, Petersona jak najbardziej a Sama Harrisa chyba najbardziej :P , choć Peterson chyba się ciekawiej słucha. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

16 hours ago, Warai Otoko said:

Z kolei anty-teista jest rodzajem aktywisty który zwalcza teistów/religię, co moim zdaniem jest nieco nie fair ponieważ odbierając komuś wiarę nalezy dać coś w zamian. Wiara jest wielu ludziom potrzebna. 

Jak napisałeś to ostatnie zdanie to skojarzyło mi się z Petersonem. Odniosłem wrażenie, że jedyny powód dla którego broni on wiary, to dlatego że uważa że nie ma nic innego do zaproponowania w zamian. 
 

15 hours ago, Warai Otoko said:

Sam Harris natomiast jest najłagoniejszy z całej czwórki anty-teistów i chyba sam nie zalicza siebie do grona "wojujących" :P co czyni go najrozsądniejszym z całej bandy (oczywiście nie tylko przez to) - na pewno rozsądniejszym od Richarda Dawkinsa, który w tej kwestii wydaje mi się być wręcz śmieszny. Krótko mówiąc Dawkinsa zupełnie nie szanuje jako filozofa, Petersona jak najbardziej a Sama Harrisa chyba najbardziej :P , choć Peterson chyba się ciekawiej słucha. 

Ja tam wszystkich z nich lubię posłuchać w debatach, chociaż faktycznie Dawkins potrafi być bardzo bezpośredni. Często też korzysta z okazji i wykorzystuje głupie argumenty, najczęściej gorzej przygotowanych przeciwników w debacie do ośmieszenia ich co najczęściej wg mnie psuje cały obraz.  Bardzo fajna odbyła się pomiędzy nim a Johnem Lennoxem, a to wg mnie dlatego, że Lennox był dobrym partnerem do rozmowy na temat wiary. 

Ja najbardziej lubię merytoryczne rozbijanie argumentów i twierdzeń, a świetnym tego przykładem jest Anthony Magnabosco, jego hobby to tzw. Street Epistemology czyli przeprowadza z ludźmi krótkie wywiady w miejscach publicznych na tematy takie jak wiara, karma itd . i praktycznie przy pomocy samych pytań uświadamia ludziom, jak często infantylne są powody dla których wierzą w te rzeczy.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 21.01.2020 o 23:03, Ergo Sum napisał:

Po pierwsze ateiście nawet nie wiedzą czym się różni słowo "Bóg" o "bóg". I nie chodzi tu o szacunek.

Bo nie muszą wiedzieć, choć wypadałoby, bo przecież jakąś tam wiedzę z języka polskiego czy filozofii wynieśliśmy. Niemniej w kontekście poznawczym to (niekoniecznie) ich pole zainteresowań. Równie dobrze można mieć pretensje, że ktoś nie ma pojęcia o czymś hobby, specjalizacji naukowej/zawodowej czy o horoskopach.

W dniu 21.01.2020 o 23:03, Ergo Sum napisał:

Po drugie ateizm de facto z punktu widzenia zasady jest .. wiarą. Tak samo nie ma on dowodu na poprawność swojej ideologii.

Nie, nie jest. To do znudzenia obalany błąd logiczny. Ateizm odrzuca definicje i istnienie czegoś takiego jak Bóg (jakikolwiek) czy wiara w bóstwa, które istnieją na potrzeby religii. Nie jest więc ani wiarą, ani niewiarą, tylko brakiem wiary.

Reszta punktów bazuje na błędnych założeniach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 21.01.2020 o 23:03, Ergo Sum napisał:

Po pierwsze ateiście nawet nie wiedzą czym się różni słowo "Bóg" o "bóg".

Tylko że... wydaje mi się, że akurat tutaj Nihilo prawidłowo użył wersji z małej litery. Napisał "wierzący (w dowolnego boga)". Słowo "bóg" z małej litery oznacza to samo, co "bóstwo", czyli może oznaczać zarówno chrześcijańskiego Boga (nazwa własna), jak i greckiego Zeusa czy Posejdona, prasłowiańskiego Swarożyca itd. itp. Czyli takie użycie pasuje z przymiotnikiem "dowolnego". Napisać "wierzący w dowolnego Boga" to tak jak napisać "wierzący w dowolnego Swarożyca" (po co pisać "dowolnego", skoro wiadomo, że chodzi o jednego?)

Chyba, że ja o czymś nie wiem...

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
11 minut temu, wilk napisał:

To do znudzenia obalany błąd logiczny.

To raczej nie jest błąd logiczny, a świadoma manipulacja po to, żeby ustawić teizm i ateizm na tym samym poziomie logicznym - jako tezę wymagającą dowodu.

Co do całości tekstu Ergo Sum: nie chciało mi się odpowiadać, bo to już tyle razy było mielone, nie tylko tu przecież, że... Ale "wyznawcy" tak po prostu mają, inaczej wyznawcami pewnie by nie byli :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, wilk napisał:

Nie jest więc ani wiarą, ani niewiarą, tylko brakiem wiary.

Niestety muszę się nie zgodzić. Ateizm to nie jest brak wiary, a właśnie niewiara. "Niewierzący" piszemy razem właśnie po to, by wskazać, że to cecha stała, wewnętrzna ateisty, a nie jego bieżący stan, w którym w ogóle nie zastanawia się nad wiarą. "Nie wierzący" dotyczy teraźniejszego stanu, w którym nie ma świadomości wiary w coś. Inaczej można powiedzieć "nie jest wierzący" zamiast "jest niewierzący". Przykładowo: 1) On nie ma świadomości, że można wierzyć w Boga. Czyli teraz jest nie wierzący (nie jest wierzący). 2) On ma świadomość, że można wierzyć w Boga. Czyli teraz jest niewierzący (uznaje, że Boga nie ma).

Z logicznego punktu widzenia przeciwieństwem wiary jest brak wiary. Oznacza to świat bez tej wiary - nie zastanawiam się czy Bóg jest, czy go nie ma. To na pewno nie jest ateizm. Jest to dowód na to, że ateizm nie oznacza braku wiary. Niewiara jest stanem aktywnym tak samo jak wiara. Dlatego będzie jej bliżej do wiary. Czy więc ateizm - niewiara w boga - jest rodzajem wiary? W pewnym sensie tak, dlatego że dopóki nie mamy wiedzy o całym Wszechświecie fizycznym i niefizycznym, dopóty będzie istnieć niepewność. I wszelkie analizy jakie wykonujemy i wszystko co przewidujemy musimy skorygować o tę niepewność. Załóżmy, że na 99,99% Bóg nie istnieje. Ateiści biorą to za pewnik, a teiści będą uznawać, że dopóki nie jest to 100%, to będą w niego wierzyć.

Można przetestować pewność ateistów, czy raczej jest to wiara. Powiedzmy, że ateista może wziąć udział w grze: jest samobójca stojący na dachu bardzo wysokiego budynku, powiedzmy jak World Trade Center. Nie ma żadnych zabezpieczeń (zwykłe ubranie), nikt go nie chroni ani z góry ani z dołu. Czy samobójca zginie, jeśli skoczy z tego budynku? Jeżeli ateista poprawnie przewidzi, to wygra 1 mld zł. Jeżeli błędnie przewidzi, straci swoje dziecko / swoje życie. Normalnie ateista powiedziałby, że zginie na 100%. Wydaje się, że nie ma możliwości, by ktokolwiek przeżył taki skok. Tylko cud mógłby go uratować. W zasadzie tylko Bóg. Zatem - jeśli ateista nie wierzy w Boga - powinien postawić życie swojego dziecka (czy swoje), aby wygrać olbrzymie pieniądze, bo przecież ma pewność, że żaden bóg go nie uratuje. Czy więc to zrobi? A może wcale nie jest tak racjonalny jak mu się wydaje? Jeżeli boi się zagrać, to znaczy, że jego ateizm jest tylko wiarą, która została wystawiona na próbę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chcę się czepiać, ale w Twoim eksperymencie dużo zależy co znaczy przeżyć, ale myślę że już powiedzenie że wyjdzie bez uszczerbku na zdrowiu załatwia sprawę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, wilk napisał:

Nie, nie jest. To do znudzenia obalany błąd logiczny. Ateizm odrzuca definicje i istnienie czegoś takiego jak Bóg (jakikolwiek) czy wiara w bóstwa, które istnieją na potrzeby religii. Nie jest więc ani wiarą, ani niewiarą, tylko brakiem wiary.

Brakiem wiary jest sceptycyzm/agnostycyzm - odrzucenie wiary w Boga implikuje jednocześnie że MUSISZ zakładać że żadnej formy Boga nie ma, a to założenie nie jest mozliwe do naukowej weryfikacji a jest sensowne - więc osoba która odrzuca pewną możliwość niestety wierzy że jej nie ma... Czyli jest to pewna forma wiary, ale odmienna oczywiście od Teistycznej. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 godzin temu, wilk napisał:
W dniu 21.01.2020 o 23:03, Ergo Sum napisał:

Po drugie ateizm de facto z punktu widzenia zasady jest .. wiarą. Tak samo nie ma on dowodu na poprawność swojej ideologii.

Nie, nie jest. To do znudzenia obalany błąd logiczny.

Tak, tak jest, pod warunkiem, że Ergo bierze pod uwagę różnice semantyczne "wiary", która może być przekonaniem o istnieniu Boga,  (Ty tak pojmujesz "wiarę"), jak również osobistym przeświadczeniem/założeniem o słuszności czegoś, np wierzę, że jesteś uczciwy.

"Wierzę, że Boga nie ma" nie musi być wiarą (religią), może być deklaracją ... z pewną dozą niepewności.;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale po co w ogóle to "wierzę"? Do czego to potrzebne?
"Nie ma ani dowodu, ani chociażby silnych poszlak na istnienie (tu wpisać co się chce)" i koniec, to wystarcza. Żadna "wiara" nie jest potrzebna.
Jeśli ateista (itp.) twierdzi, że "nie wierzy, że coś tam" albo "wierzy, że nie coś tam", to sam się do pułapki pakuje. I to niezależnie od takich czy innych kombinacji semantycznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 minuty temu, ex nihilo napisał:

Ale po co w ogóle to "wierzę"? Do czego to potrzebne?

A które znaczenie "wierzę"?:D  Polska języka trudna rzecz ze słowami wieloznacznymi. Wiara Lecha też wtrąciłaby swoje 3grosze.:P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
8 minut temu, ex nihilo napisał:

Ale po co w ogóle to "wierzę"? Do czego to potrzebne?

Bo np. boi się śmierci i chce wierzyć, że jak umrze, to dusza pofrunie do nieba. Wprawdzie do tego Bóg nie jest potrzebny, ale jeśli za niebo uznamy Boga, to już tak.

11 minut temu, ex nihilo napisał:

Jeśli ateista (itp.) twierdzi, że "nie wierzy, że coś tam" albo "wierzy, że nie coś tam", to sam się do pułapki pakuje.

Przecież sam się nie pakuje, a jedynie odpowiada teiście. Przecież ateiści nie żyją tylko w swoim gronie, zawsze będą napotykać mniej lub bardziej wierzących i będą reagować na ich poglądy. Stąd musi powiedzieć, że "nie wierzy", bo to jest to samo jak by powiedział, że "zgodnie z jego światopoglądem nie istnieją żadne siły nadprzyrodzone" etc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
23 minuty temu, Astro napisał:

Nadmiar filozofii, a RZECZ jest bardzo prosta. Polecam zapoznanie się z powszechnie (obecnie) obowiązującymi zasadami ortografii. Imiesłowy przymiotnikowe z "nie" pisze się łącznie (też ciężko mi to przyszło zaakceptować, ale UDAŁO się w końcu).

Twój komentarz przypomina wymądrzanie się dziecka, które nie rozumie danego zjawiska, ale zapamiętało o nim jak jest napisane w książce i teraz może się pochwalić "wiedzą". Nie muszę się z niczym zapoznawać, bo znam te sztuczne nowe zasady, które wprowadzono tylko dlatego, że sami poloniści mieli problem, kiedy pisze się razem a kiedy oddzielnie, co świadczy o ich niskiej inteligencji, bo to czysta logika językowa. Skoro twierdzisz, że ja filozofuję, to można mieć wątpliwości także co do twojej inteligencji, bo zwyczajnie tego nie rozumiesz o czym ja mówię. Co więcej, nie masz nawet wiedzy na temat ortografii, ponieważ obecne zasady pozwalają nadal używać starych zasad. Mój wywód przywołuje owe zasady tylko w celu wyjaśnienia na czym polega różnica między niewiarą a brakiem wiary, a nie w celu uczenia najnowszych zasad ortografii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 godzin temu, Antylogik napisał:

Niestety muszę się nie zgodzić. Ateizm to nie jest brak wiary, a właśnie niewiara.

Masz rację, chodziło mi o to, że o ile wierzący wierzy w istnienie boga, to ateista nie "wierzy w nieistnienie" (stąd ta niewiara się tam pojawiła) tylko nie uznaje takiego sposobu wyjaśniania zjawisk, nie używa wiary do opisu nauki.

5 godzin temu, Warai Otoko napisał:

więc osoba która odrzuca pewną możliwość niestety wierzy że jej nie ma

Nie muszę wierzyć, że na Marsie nie ma tańczących hipopotamów w sukienkach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, Antylogik napisał:

Bo np. boi się śmierci i chce wierzyć, że jak umrze, to dusza pofrunie do nieba. Wprawdzie do tego Bóg nie jest potrzebny, ale jeśli za niebo uznamy Boga, to już tak.

Jeśli wierzy, to wierzy, i tyle.
Ale nawet w takim przypadku (z tym niebem) wierzyć nie musi - wystarczy, że dopuści taką możliwość.
 

2 godziny temu, Antylogik napisał:

Przecież sam się nie pakuje, a jedynie odpowiada teiście. Przecież ateiści nie żyją tylko w swoim gronie, zawsze będą napotykać mniej lub bardziej wierzących i będą reagować na ich poglądy. Stąd musi powiedzieć, że "nie wierzy", bo to jest to samo jak by powiedział, że "zgodnie z jego światopoglądem nie istnieją żadne siły nadprzyrodzone" etc.

Nie musi powiedzieć, że "nie wierzy". Może powiedzieć np. że "nie ma na to dowodów", "nie wiem, może tak, ale musisz to udowodnić" itp., itd., etc.
Chodzi o przesunięcie z poziomu "wiary", która z natury rzeczy dowodu nie wymaga, na poziom "wiedzy", czyli tego, co dowodu wymaga.
"Światopogląd" nie określa tego, skąd akurat taki się wziął - równie dobrze może wynikać z wiedzy, jak i z wiary, albo dowolnej mieszanki jednego z drugim.

Wchodzenie w zabawy semantyczne z pojęciem "wierzyć" nie ma żadnego sensu, bo zawsze będą istnieć silne skojarzenia z tym znaczeniem 'wierzę", który dowodu nie wymaga - nawet jeśli to będzie zaprzeczenie, czyli "nie wierzę". I to jest ta pułapka: brak wiary (wmoja = 0) zostaje uznany za jakąś antywiarę (wmoja = - wtwoja) i stąd bierze się pozorna symetria, która zresztą w niektórych przypadkach może być prawdziwa.

Od co najmniej pół wieku nie używam w odniesieniu do siebie "wierzę" czy "nie wierzę", niezależnie od kontekstu. Jeśli już coś podobnego, to "nie jestem wierzący" albo "jestem niewierzący" w przypadku wiary religijnej. No i jakoś żyję... nawet całkiem nieźle (chociaż w zimie gorzej). Nie jest to jakieś sztuczne wyłączenie słowa ze słownika, ale po prostu to pojęcie nie ma w moim przypadku zastosowania. Nie potrafię "wierzyć", muszę mieć jakieś konkretne podstawy. Bez tego po prostu "nie wiem", i tyle. A kiedy "wiem", to jest to tylko rozkład prawdopodobieństw (obiektywnych lub subiektywnych) wszystkich możliwości z pozostawieniem rezerwy na te, których nie znam. Czyli np. w przypadku "bogów" uznaję, że ich pozaumysłowe istnienie jest skrajnie mało prawdopodobne (brak podstaw od innej oceny) i w tym "skrajnie mało" mieszczą się wszystkie ewentualne "boskie" byty.

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie używaj "wierzę"/"nie wierzę" i niczego nie musisz dowodzić, no chyba, że chcesz się pobawić ;)
Zresztą nawet w przypadku "nie wierzę" dowodzić nie musisz, wystarczy "abo tak", bo przecież wiara niczego poza tym nie wymaga jako warunku koniecznego :D
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
40 minut temu, ex nihilo napisał:

Wchodzenie w zabawy semantyczne z pojęciem "wierzyć" nie ma żadnego sensu,

Zdecydowanie protestuję przed takim spłyceniem, ponieważ przy nieuzgodnionych definicjach Wieżę Babel w języku polskim (i tu w dyskusji) mieć będziemy.

"Wierzyć" jest wieloznaczne: https://sjp.pwn.pl/sjp/wierzyc;2536254.html  i Twój apel nihilo to próba narzucenia Twojej "wizji" tego słowa.

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie neguję, że jest wieloznaczne, ale w niektórych sytuacjach i kontekstach rozumiane jest zwykle jednoznacznie i to w sposób niekoniecznie zgodny z intencją tego, kto je użył. Wtedy, chociaż nie tylko wtedy, lepiej zamienić je na jakieś jednoznaczne, no chyba, że świadomie się decyduje na wypowiedź wieloznaczną. Tylko tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
59 minut temu, ex nihilo napisał:

A kiedy "wiem", to jest to tylko rozkład prawdopodobieństw (obiektywnych lub subiektywnych) wszystkich możliwości z pozostawieniem rezerwy na te, których nie znam. Czyli np. w przypadku "bogów" uznaję, że ich pozaumysłowe istnienie jest skrajnie mało prawdopodobne (brak podstaw od innej oceny) i w tym "skrajnie mało" mieszczą się wszystkie ewentualne "boskie" byty.

Właściwie to w tym fragmencie mieści się cała esencja rozwiązania problemu. Można się pokusić o taką ogólną definicję ateisty: twierdzący, że z prawdopodobieństwem P > 0,5 siły nadprzyrodzone nie istnieją. Skrajnym ateistą byłaby osoba, która twierdzi, że P = 1. Wtedy ktoś taki wziąłby udział w grze, którą zaproponowałem wcześniej. Inni mieliby lub mogliby mieć wątpliwości. Jeżeli jednak za skrajnie wysokie P uznamy 0,999, to taka osoba także powinna wziąć udział w tej grze. Dlatego to byłby sprawdzian czy rzeczywiście ktoś jest ateistą na te 99,9%.

Jednak rodzi się tutaj nowy problem: jak obliczyć P? Mówisz o subiektywnych i obiektywnych P, ale to pierwsze właśnie teista będzie podwyższał, a ateista obniżał, co tak naprawdę sprowadza problem do początku, czyli że ten wierzy, a ten nie - symetrycznie. Nie można więc subiektywnym P się posługiwać, a jedynie obiektywnym. Ale w takim razie jak wyznaczyć to obiektywne P? Bo żadne cuda się nie zdarzają i nigdy się nie zdarzyły? Mogę opisać wydarzenie, które zaprzecza temu stwierdzeniu. Otóż kilka lat temu zmarła bliska mi osoba. Następnego dnia osoba z domu, w którym mieszkała zmarła, zauważyła, że wiszący na ścianie zegar tykający stanął, dlatego chciała wymienić baterię. Wtedy zauważyła, że zegar stanął dokładnie o tej godzinie, o której zmarła tamta osoba. Nikt tego zegara nie ruszał, bo spokojnie sobie tykał na ścianie. Poczuła się nieswojo z tego powodu, ale ponieważ sama jest osobą niewierzącą albo słabo wierzącą, uznała to za dziwny zbieg okoliczności i wymieniła baterię. Następnego dnia ta sama osoba doznała szoku, gdy zauważyła, że zegar znowu stanął dokładnie o tej samej godzinie... Po tym zostawiono ten zegar, który już zawsze wskazywał ciągle tę godzinę. Jakie jest prawdopodobieństwo, że to zwykły zbieg okoliczności? Możesz oczywiście nie wierzyć w to zdarzenie i sam byłbym sceptyczny, gdyby ktoś mi to opowiedział, kogo nie znam, ale ta historia musiała zdarzyć, bo potwierdziła ją jeszcze jedna osoba przebywająca w tym czasie. Obie te osoby nigdy wcześniej nie opisywały takich zdarzeń ani nie miały skłonności do koloryzowania itp. Podobno także u innej osoby, z nieco dalszej rodziny zegar stanął o tej samej porze, co już w ogóle jest zagadką, ale to akurat jest mniej pewne, więc mogę ręczyć tylko o tym pierwszym. W każdym razie po raz pierwszy w moim życiu zdarzyło się coś, co zachwiało mój ateistyczny obraz świata.

Warto dodać, że opisane zdarzenie nie jest jakimś wyjątkiem, ale opisywana jest przez wielu na całym świecie. Jest "naukowa" hipoteza, wg której może być to niezwykły efekt psychokinezy:

https://calpara.org/2018/01/26/anomalous-physical-effect-reported-around-the-time-of-death/

Jeśli odpowiada za to silna emocja wywołująca psychokinezę (czyli w moim przypadku: do rodziny dzwoni ktoś ze szpitala i mówi, że osoba umarła => wywołuje to tak silne emocje, że psychicznie wpływa na zegar, który się zatrzymuje), to jaka siła za tym stoi? Przecież to jest siła nadprzyrodzona, która obala fundamenty twardych racjonalistów.

Wg statystyk anomalne zdarzenia tego typu są zbyt często, by uznać je za przypadek. Warto w tym kontekście poczytać pracę Radina i Nelsona:

https://www.semanticscholar.org/paper/Meta-analysis-of-mind-matter-interaction-1959-to-Radin-Nelson/08039542fc1844dd221d879f79e52da37194a0ed

"Meta-analysis of 515 RNG experiments conducted by 91 researchers over a span of 41 years
indicates the presence of a small magnitude, but statistically highly significant and repeatable
mind- matter interaction effect. The overall results cannot be attributed to chance, or selective
reporting problems, or variations in design quality."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wszystkie organizmy żywe wykorzystują metale w czasie podstawowych funkcji życiowych, od oddychania po transkrypcję DNA. Już najwcześniejsze organizmy jednokomórkowe korzystały z metali, a metale znajdziemy w niemal połowie enzymów. Często są to metale przejściowe. Naukowcy z University of Michigan, California Institute of Technology oraz University of California, Los Angeles, twierdzą, że żelazo było tym metalem przejściowym, który umożliwił powstanie życia.
      Wysunęliśmy radykalną hipotezę – żelazo było pierwszym i jedynym metalem przejściowym wykorzystywanym przez organizmy żywe. Naszym zdaniem życie oparło się na tych metalach, z którymi mogło wchodzić w interakcje. Obfitość żelaza w pierwotnych oceanach sprawiła, że inne metale przejściowe były praktycznie niewidoczne dla życia, mówi Jena Johnson z University of Michigan.
      Johnson połączyła siły z profesor Joan valentine z UCLA i Tedem Presentem z Caltechu. Profesor Valentine od dawna bada, jakie metale wchodziły w skład enzymów u wczesnych form życia, umożliwiając im przeprowadzanie niezbędnych procesów życiowych. Od innych badaczy wielokrotnie słyszała, że przez połowę historii Ziemi oceany były pełne żelaza. W mojej specjalizacji, biochemii i biochemii nieorganicznej, w medycynie i w procesach życiowych, żelazo jest pierwiastkiem śladowym. Gdy oni mi powiedzieli, że kiedyś nie było pierwiastkiem śladowym, dało mi to do myślenia, mówi uczona.
      Naukowcy postanowili więc sprawdzić, jak ta obfitość żelaza w przeszłości mogła wpłynąć na rozwój życia. Ted Present stworzył model, który pozwolił na sprecyzowanie szacunków dotyczących koncentracji różnych metali w ziemskich oceanach w czasach, gdy rozpoczynało się życie. Najbardziej dramatyczną zmianą, jaka zaszła podczas katastrofy tlenowej, nie była zmiana koncentracji innych metali, a gwałtowny spadek koncentracji żelaza rozpuszczonego w wodzie. Nikt dotychczas nie badał dokładnie, jaki miało to wpływ na życie, stwierdza uczona.
      Badacze postanowili więc sprawdzić, jak przed katastrofą tlenową biomolekuły mogły korzystać z metali. Okazało się, że żelazo spełniało właściwie każdą niezbędną rolę. Ich zdaniem zdaniem, ewolucja może korzystać na interakcjach pomiędzy jonami metali a związkami organicznymi tylko wówczas, gdy do interakcji takich dochodzi odpowiednio często. Obliczyli maksymalną koncentrację jonów metali w dawnym oceanie i stwierdzili, że ilość jonów innych biologiczne istotnych metali była o całe rzędy wielkości mniejsza nią ilość jonów żelaza. I o ile interakcje z innymi metalami w pewnych okolicznościach mogły zapewniać ewolucyjne korzyści, to - ich zdaniem - prymitywne organizmy mogły korzystać wyłącznie z Fe(II) w celu zapewnienia sobie niezbędnych funkcji spełnianych przez metale przejściowe.
      Valentine i Johnson chciały sprawdzić, czy żelazo może spełniać w organizmach żywych te funkcje, które obecnie spełniają inne metale. W tym celu przejrzały literaturę specjalistyczną i stwierdziły, że o ile obecnie życie korzysta z innych metali przejściowych, jak cynk, to nie jest to jedyny metal, który może zostać do tych funkcji wykorzystany. Przykład cynku i żelaza jest naprawdę znaczący, gdyż obecnie cynk jest niezbędny do istnienia życia. Pomysł życia bez cynku był dla mnie trudny do przyjęcia do czasu, aż przekopałyśmy się przez literaturę i zdałyśmy sobie sprawę, że gdy nie ma tlenu, który utleniłby Fe(II) do Fe(III) żelazo często lepiej spełnia swoją rolę w enzymach niż cynk, mówi Valentine. Dopiero po katastrofie tlenowej, gdy żelazo zostało utlenione i nie było tak łatwo biologicznie dostępne, życie musiało znaleźć inne metale, które wykorzystało w enzymach.
      Zdaniem badaczy, życie w sytuacji powszechnej dostępności żelaza korzystało wyłącznie z niego, nie pojawiła się potrzeba ewolucji w kierunku korzystania w innych metali. Dopiero katastrofa tlenowa, która dramatycznie ograniczyła ilość dostępnego żelaza, wymusiła ewolucję. Organizmy żywe, by przetrwać, musiały zacząć korzystać z innych metali. Dzięki temu pojawiły się nowe funkcje, które doprowadziły do znanej nam dzisiaj różnorodności organizmów żywych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wszystkie wyżej zorganizowane formy życia, od roślin i grzybów, po ludzi i zwierzęta, są eukariontami, organizmami zbudowanymi z komórek posiadających jądro komórkowe. To odróżnia je od prokariontów nie posiadających jądra komórkowego. Pochodzenie eukariontów to jedna z największych zagadek biologii.
      Według dominującej obecnie hipotezy w pewnym momencie doszło do połączenia dwóch prokariontów, archeona z nadtypu Asgard i bakterii. Bakteria utworzyła mitochondrium. W ten sposób powstał przodek eukariontów, który miał do dyspozycji na tyle dużo energii, że mógł rozwinąć się w złożoną komórkę, jaką znamy dzisiaj. Jedną z cech definiujących takie złożone komórki eukariotyczne jest ich zdolność do endocytozy, czyli pochłaniania innych komórek.
      Prokarionty nie są w stanie pochłaniać innych komórek. Nie mają wystarczająco dużo energii, by przeprowadzić ten proces. A przynajmniej tak do niedawna uważano. Naukowcy z Uniwersytetu w Jenie poinformowali właśnie o potwierdzeniu „niemożliwego” – prokariotycznej bakterii, zdolnej do pożerania innych komórek.
      Profesor Christian Jogler i jego zespół od ponad 10 lat prowadzą badania mające wyjaśnić powstanie eukariontów. Skupili się na prokariotycznych bakteriach Planctomycetes. To unikatowe organizmy, które ze względu na niezwykłą biologię komórek są uznawane przez niektórych za możliwych przodków eukariontów. Pomysł, że doszło do fuzji dwóch różnych prokariontów w jednego eukarionta nie przekonuje mnie z punktu widzenia biologii komórki. Nikt nigdy czegoś takiego nie zaobserwował, a taka hybryda prawdopodobnie nie mogłaby przetrwać ze względu na różne struktury błony komórkowej i układy molekularne, mówi profesor Jogler.
      W 2014 roku jego zespół znalazł w Morzu Bałtyckim nieznane wcześniej Planctomycetes. Te bakterie zmieniają kształt, potrafią „chodzić” po powierzchni, wyjaśnia uczony. Mają unikatową budowę jak na prokarionty. Ich istnienie wzmocniło hipotezę, że komórki eukariotyczne mogły powstać z Planctomycetes. W 2019 roku profesor Takashi Shiratori i jego zespół z Uniwersytetu w Tsukubie donieśli, że zaobserwowali u Planctomycetes proces pochłaniania innych komórek podobny do endocytozy. Wydawało się więc, że pogląd, jakoby prokarionty nie były zdolne do endocytozy, został obalony.
      Szczerze mówiąc, nie wierzyłem doktorowi Shiratoriemu, przyznaje Jogler. Niemieccy uczeni postanowili podważyć wyniki Japończyków. Po roku intensywnych badań stwierdzili jednak, że Shiratori i jego zespół mieli rację. W opublikowanym właśnie artykule badacze z Jeny nie tylko potwierdzili spostrzeżenia uczonych z Tsukuby, ale poinformowali też, że odkryte przez nich w Morzu Północnym bakterie Uabimicrobium helgolandensis również żywią się innymi bakteriami. A po analizach genetycznych tych bakterii Niemcy doszli do wniosku, że drapieżne Planctomycetes są pomostem pomiędzy prokariontami i eukariontami. Ich zdaniem odegrały one znaczącą rolę w pojawieniu się eukariontów, a może nawet i pojawieniu się życia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jedno z ważnych pytań o początki życia brzmi: w jaki sposób cząstki RNA swobodnie przemieszczające się w pierwotnej zupie zostały opakowane w chronione błoną komórki. Odpowiedź na to pytanie zaproponowali właśnie na łamach Science Advances inżynierowie i chemicy z Uniwersytetów w Chicago i w Houston oraz Jack Szostak, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii lub medycyny. W swoim artykule pokazują, jak przed 3,8 miliardami lat krople deszczu mogły ochronić pierwsze protokomórki i umożliwić powstanie złożonych organizmów żywych.
      Uczeni przyjrzeli się koacerwatom, dużym grupom cząstek, samoistnie tworzącym się w układach koloidalnych (niejednorodnych mieszaninach). Zachowanie koacerwatów można porównać do zachowania kropli oleju w wodzie.
      Już dawno pojawiła się hipoteza, że nie posiadające błon mikrokrople koacerwatów mogły być modelowymi protokomórkami, gdyż mogą rosnąć, dzielić się i gromadzić wewnątrz RNA. Jednak błyskawiczna wymiana RNA pomiędzy koacerwatami, ich szybkie łączenie się, zachodzące w ciągu minut oznaczają, że poszczególne krople nie są w stanie utrzymać swojej odrębności genetycznej. To zaś oznacza, że ewolucja darwinowska nie jest możliwa, a populacja takich protokomórek byłaby narażona na błyskawiczne załamanie w wyniku rozprzestrzeniania się pasożytniczego RNA, czytamy w artykule. Innymi słowy każda kropla, która zawierałaby mutację potencjalnie użyteczną na drodze do powstania życia, błyskawicznie wymieniałaby swoje RNA z innymi RNA, nie posiadającymi takich pożytecznych mutacji. W bardzo szybkim tempie wszystkie krople stałyby się takie same. Nie byłoby różnicowania, konkurencji, a zatem nie byłoby ewolucji i nie mogłoby powstać życie.
      Jeśli dochodzi do ciągłej wymiany molekuł czy to między kroplami czy między komórkami i po krótkim czasie wszystkie one wyglądają tak samo, to nie pojawi się ewolucja. Będziemy mieli grupę klonów, wyjaśnia Aman Agrawal z Pritzker School of Molecular Engineering na University of Chicago.
      Nauka od dawna zastanawia się, co było pierwszą molekułą biologiczną. To problem kury i jajka. DNA koduje informacje, ale nie przeprowadza żadnych działań. Białka przeprowadzają działania, ale nie przenoszą informacji. Badacze tacy jak Szostak wysunęli hipotezę, że pierwsze było RNA. To molekuła jak DNA, zdolna do kodowania informacji, ale zawija się jak białko.
      RNA było więc kandydatem na pierwszy materiał biologiczny, a koacerwaty kandydatami na pierwsze protokomórki. Wszystko wydawało się dobrze układać, aż w 2014 roku Szostak opublikował artykuł, w którym informował, że wymiana materiału pomiędzy kroplami koacerwatów zachodzi zbyt szybko. Możesz stworzyć różnego rodzaju krople koacerwatów, ale nie zachowają one swojej unikatowej odrębności. Zbyt szybko będą wymieniały RNA. To był problem z którym przez długi czas nie potrafiono sobie poradzić, mówi Szostak.
      W naszym ostatnim artykule wykazaliśmy, że problem ten można przynajmniej częściowo przezwyciężyć, jeśli koacerwaty zamkniemy w wodzie destylowanej – na przykład wodzie deszczowej czy jakiejś innej słodkiej wodzie. W kroplach takich pojawia się rodzaj wytrzymałej błony, która ogranicza wymianę zawartości, dodaje uczony.
      Na trop tego zjawiska naukowcy wpadli, gdy Aman Agrawal był na studiach doktoranckich. Badał zachowanie koacerwatów poddanych działaniu pola elektrycznego w destylowanej wodzie. Jego badania nie miały nic wspólnego z początkami życia. Interesował go fascynujący materiał z inżynieryjnego punktu widzenia. Manipulował napięciem powierzchniowym, wymianą soli, molekuł itp. Chciał w swojej pracy doktorskiej badać podstawowe właściwości koacerwatów.
      Pewnego dnia Agrawal jadł obiad z promotorem swojej pracy magisterskiej, profesorem Alamgirem Karimem oraz jego starym znajomym, jednym ze światowych ekspertów inżynierii molekularnej, Matthew Tirrellem. Tirrell zaczął się zastanawiać, jak badania Agrawala nad wpływem wody destylowanej na koacerwaty mogą się mieć do początków życia na Ziemi. Zadał swoim rozmówcom pytanie, czy 3,8 miliarda lat temu na naszej planecie mogła istnieć woda destylowana. Spontanicznie odpowiedziałem „deszczówka”! Oczy mu się zaświeciły i od razu było widać, że jest podekscytowany tym pomysłem. Tak połączyły się nasze pomysły, wspomina profesor Karim.
      Tirrell skontaktował Agrawla z Szostakiem, który niedawno rozpoczął na Uniwersytecie Chicagowskim nowy projekt badawczy, nazwany z czasem Origins of Life Initiative. Profesor Tirrel zadał Szostakowi pytanie: Jak sądzisz, skąd na Ziemi przed powstaniem życia mogła wziąć się woda destylowana. I Jack odpowiedział dokładnie to, co już usłyszałem. Że z deszczu.
      Szostak dostarczył Agrawalowi próbki DNA do badań, a ten odkrył, że dzięki wodzie destylowanej transfer RNA pomiędzy kroplami koacerwatów znacząco się wydłużył, z minut do dni. To wystarczająco długo, że mogło dochodzić do mutacji, konkurencji i ewolucji. Gdy mamy populację niestabilnych protokomórek, będą wymieniały materiał genetyczny i staną się klonami. Nie ma tutaj miejsca na ewolucję w rozumieniu Darwina. Jeśli jednak ustabilizujemy te protokomórki tak, by przechowywały swoją unikatową informację wystarczająco długo, co najmniej przez kilka dni, może dojść do mutacji i cała populacja będzie ewoluowała, stwierdza Agrawal.
      Początkowo Agrawal prowadził swoje badania z komercyjnie dostępną laboratoryjną wodą destylowaną. Jest ona wolna od zanieczyszczeń, ma neutralne pH. Jest bardzo odległa od tego, co występuje w naturze. Dlatego recenzenci pisma naukowego, do którego miał trafić artykuł, zapytali Agrawala, co się stanie, jeśli woda będzie miała odczyn kwasowy, będzie bardziej podobna do tego, co w naturze.
      Naukowcy zebrali więc w Houston deszczówkę i zaczęli z nią eksperymentować. Gdy porównali wyniki badań z wykorzystaniem naturalnej deszczówki oraz wody destylowanej laboratoryjnie, okazało się, że są one identyczne. W obu rodzajach wody panowały warunki, które pozwalałyby na ewolucję RNA wewnątrz koacerwatów.
      Oczywiście skład chemiczny deszczu, który pada obecnie w Houston, jest inny, niż deszczu, który padał na Ziemi przed 3,8 miliardami lat. To samo zresztą można powiedzieć o modelowych protokomórkach. Autorzy badań dowiedli jedynie, że taki scenariusz rozwoju życia jest możliwy, ale nie, że miał miejsce.
      Molekuły, których użyliśmy do stworzenia naszych protokomórek to tylko modele do czasu, aż znajdziemy bardziej odpowiednie molekuły. Środowisko chemiczne mogło się nieco różnić, ale zjawiska fizyczne były takie same, mówi Agrawal.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Uczestnicy słynnego eksperymentu Milgrama tak bardzo ulegali autorytetowi prowadzącego, że byli w stanie na jego polecenie zadawać silny ból innemu człowiekowi. Takie bezwzględne bezrefleksyjne posłuszeństwo może prowadzić do zbrodni. Naukowcy z Uniwersytetu SWPS powtórzyli eksperyment Milgrama, ale prowadzącym był robot. Okazało się, że ludzie są skłonni podporządkować się poleceniom robota i na jego rozkaz krzywdzić innych.
      W latach 60. XX wieku amerykański psycholog Stanley Milgram, zastanawiając się nad przyczynami, dla których ludzie w czasie II wojny światowej wykonywali zbrodnicze rozkazy, przeprowadził eksperyment, którego celem było wykazanie, na ile H. sapiens ma skłonność do ulegania autorytetom. Osobom, które brały udział w eksperymencie powiedziano, że jego celem jest zbadanie wpływu kar na skuteczność uczenia się. W eksperymencie brał udział uczestnik-nauczyciel oraz uczeń. Eksperymentator zaś kazał nauczycielowi karać ucznia aplikując mu coraz silniejszy wstrząs elektryczny. Uczeń, którym była podstawiona osoba, w rzeczywistości nie był rażonym prądem (ale uczestnik-nauczyciel o tym nie wiedział), jednak w odpowiedzi na rzekomo podawane napięcie elektryczne, krzyczał z bólu. Eksperyment wykazał, że aż 62% uczestników – ulegając autorytetowi eksperymentatora – nacisnęło w końcu na generatorze przycisk 450 V, czyli najwyższy.
      Naukowcy z Uniwersytetu SWPS postanowili sprawdzić, czy ludzie będą równie posłuszni robotowi, jak innemu człowiekowi. Przeniesienie różnych funkcji nadzoru i podejmowania decyzji na robota budzi jednak szczególnie silne emocje, ponieważ wiąże się z różnymi zagrożeniami etycznymi i moralnymi. Pojawia się pytanie, czy wspomniane wyżej posłuszeństwo wykazywane przez badanych zgodnie z paradygmatem Milgrama nadal występowałoby, gdyby to robot (zamiast człowieka, tj. profesora uczelni) kazał uczestnikom zadać elektrowstrząsy innej osobie? Celem naszego badania było udzielenie odpowiedzi na to pytanie, mówi doktor Konrad Maj.
      Doktor Maj we współpracy z profesorem Dariuszem Dolińskim i doktorem Tomaszem Grzybem, powtórzył eksperyment Milgrama, ale w roli eksperymentatora osadzono robota. W grupie kontrolnej eksperymentatorem był człowiek. W badaniach wzięli udział uczestnicy, którzy nie wiedzieli, na czym polegał eksperyment Milgrama. Okazało się, że ludzie ulegają też autorytetowi robota i na jego polecenie są skłonni krzywdzić innych ludzi. Co więcej, zarejestrowano bardzo wysoki poziom posłuszeństwa. Aż 90% uczestników w obu grupach – badanej i kontrolnej – nacisnęło wszystkie przyciski na generatorze, dochodząc do wartości 150 V. Od kilku dekad z powodów etycznych te 150 V przyjmuje się za górną wartość przy eksperymencie Milgrama.
      O ile nam wiadomo, to pierwsze badanie, które pokazuje, że ludzie są skłonni szkodzić innemu człowiekowi, gdy robot nakazuje im to zrobić. Co więcej, nasz eksperyment pokazał również, że jeśli robot eskaluje żądania, instruując człowieka, aby zadawał coraz większy ból innemu człowiekowi, ludzie też są skłonni to zrobić, dodaje doktor Maj.
      Już wcześniejsze badania wykazały, że ludzie tak mocno uznają autorytet robota, że podążają za jego poleceniami, nawet gdy nie mają one sensu. Tak było np. podczas eksperymentu, w czasie którego osoby ewakuowane z – symulowanego – pożaru, podążały za poleceniami robota, mimo że wskazał im on drogę ewakuacji przez ciemne pomieszczenie bez widocznego wyjścia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Oliwia Raniszewska ze Świecia znalazła się gronie 50 najlepszych uczniów na świecie. Świeżo upieczona maturzystka i przyszła studentka Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego trafiła do finału konkursu Global Student Prize. Jest on organizowany przez Varkey Foundation, a biorą w nim udział uczniowie i studenci, którzy angażują się w inicjatywy społeczne, badawcze oraz rozpoczynają karierę naukową.
      Oliwia od dziecka interesuje się biologią. „Winnymi” jej pasji są w dużej mierze rodzice, z którymi od najmłodszych lat jeździła w Tatry. Dzięki styczności z naturą w coraz większym stopniu interesowała ją przyroda. Gdy w szkole podstawowej zaczęły się zajęcia o człowieku, zauważyłam, że najbardziej interesuje mnie część medyczna, stwierdziła Oliwia. W liceum mogłam się rozwinąć w dużo szerszym stopniu, zaczęłam brać udział w różnych programach, inicjować własne projekty i tak się rozwijała moja medyczna pasja.
      Podczas nauki w Uniwersyteckim LO w Toruniu brała udział w Olimpiadzie Wiedzy Ekologicznej, Programie Adamed StartUp czy Konkursie Naukowym Explory. W ramach Explory w 2020 roku wraz ze swoim zespołem stworzyła Aquacollector, urządzenie do zbierania z wody syntetycznych zanieczyszczeń, w tym mikroplastiku. Zdobyło ono uznanie i 3. miejsce w konkursie.
      Rok później Oliwia wraz z kolegami z liceum, Wiktorią Sadowską i Bogdanem Jabłońskim, opracowali urządzenie o nazwie Skin Preventer, służące do wspomagania diagnostyki zmian skórnych. To proste i tanie urządzenie wykorzystuje system maszynowego uczenia się oparty na sieciach neuronowych. Wynalazek został w ubiegłym roku zakwalifikowany do ogólnopolskiego etapu Olimpiady Innowacji Technicznych i Wynalazczości. W bieżącym zaś roku zakwalifikowano go do Konkursu Naukowego Explory, którego finał będzie miał miejsce w październiku.
      Obecnie trwają prace nad udoskonaleniem urządzenia. Niedawno Oliwia, Wiktora i Bogdan przez podpatrywali pracę dermatologów z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego i chodzili na zajęcia wraz ze studentami. Założyli też zrzutkę na rozwój projektu. Zbudowali też prototyp swojego urządzenia. W przyszłości chcą opatentować i skomercjalizować swój wynalazek, zdają sobie jednak sprawę, że w przypadku urządzeń medycznych jest to długa i skomplikowana droga. Oliwia rozpoczyna wraz z wolontariuszami akcję społeczną, której celem jest uświadamianie odnośnie profilaktyki zmian skórnych i zasad zdrowego korzystania ze słońca.
      W październiku Oliwa rozpocznie studia na Uniwersytecie Medycznym w Gdańsku. Jeszcze nie zdecydowała o specjalizacji. Myśli o dermatologii, psychiatrii lub ewentualnie pediatrii. Na pewno chce zostać lekarzem i łączyć ten zawód z pracą naukową.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...