Na pewno dokonaliśmy postępu? Rolnicy mają mniej wolnego niż łowcy-zbieracze.
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Humanistyka
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Budowa własnego PC pozwala wydobyć maksimum możliwości z dostępnych podzespołów. Na czym jednak powinieneś skupiać się w pierwszej kolejności, jeśli potrzebujesz komputera zarówno do pracy, jak i do grania? Oto pigułka wiedzy, która rozwieje twoje wątpliwości!
Sprzęt do pracy i gier – czy da się połączyć te obie rzeczy? Budowa własnego komputera może być pewnym wyzwaniem dla osób bez większego doświadczenia. Stworzenie sprzętu z zakupionych przez siebie podzespołów pozwala jednak na kontrolowanie każdego aspektu – od procesora, przez chłodzenie po pastę termoprzewodzącą. W taki sposób możesz więc nie tylko zaoszczędzić pieniądze, ale również wykrzesać jeszcze więcej z każdego elementu.
Oczywiście produkty, z których będzie składał się twój komputer, zależą od twoich potrzeb. Niektórzy nie potrzebują zabójczo szybkich maszyn, skupiając się na przeglądaniu Internetu czy rozmowie z bliskimi. Na drugim biegunie są gracze, którzy marzą o płynnej rozgrywce i najwyższym poziomie grafiki.
Istnieją jednak użytkownicy, którzy potrzebują niezwykle wszechstronnego urządzenia. Mowa tu na przykład o osobach, które pracują zdalnie i z tego względu rozglądają się za komputerem gotowym zarówno do pisania, montażu filmów czy obróbki zdjęć, jak i do rozrywki. Na szczęście te dwa światy idą ze sobą w parze i w większości przypadków ich potrzeby mocno się ze sobą pokrywają.
Komputer do pracy – na jakich elementach powinieneś się skupić? Praca zdalna staje się coraz popularniejsza, lecz może ona przyjmować naprawdę wiele oblicz. Trudno jest więc znaleźć komputer, który będzie odpowiadać potrzebom każdego pracownika. Niektórzy zresztą nie potrzebują wystrzałowych osiągów, z których i tak nie skorzystają. Wszystko zależy więc tak naprawdę od wykonywanego zawodu.
Osoby zajmujące się pracą z tekstem przede wszystkim powinny skupić się na dużej ilości pamięci operacyjnej RAM. Dzięki temu nawet kilkanaście otwartych kart w przeglądarce nie spowolnią działania. Tym samym warto również postawić na mocny procesor, który pozwoli podtrzymać wielozadaniowość, nawet w przypadku korzystania z dwóch monitorów.
Karta graficzna w tym przypadku schodzi na dalszy plan, czego zdecydowanie nie można powiedzieć na przykład o obróbce zdjęć czy montażu filmów. GPU jest kluczem do szybkiego działania programów i przetwarzania samych plików w edytorach. Tu zresztą również konieczny jest wydajny procesor, który udźwignie na sobie niezwykle wymagające zadanie w postaci renderów, czyli kompilowania ujęć filmowych w jeden duży plik.
Grafika, stabilność, moc – kluczowe elementy dobrego PC do gier Gracze także powinni skupiać się na trzech najważniejszych elementach wspomnianych wyżej: procesorze, pamięci RAM oraz karcie graficznej. W tym ostatnim przypadku warto postawić na dedykowaną odmianę, gotową na najnowsze tytuły. Ciekawą propozycją dla osób szukających topowych rozwiązań jest nowa karta graficzna NVIDIA GeForce RTX 5090, którą możesz sprawdzić na przykład na stronie https://www.morele.net/karta-graficzna-msi-geforce-rtx-5090-ventus-3x-oc-32gb-gddr7-14471822/.
Jeśli budujesz komputer od zera, pamiętaj również o wytrzymałej płycie głównej czy mocnym zasilaczu, dzięki któremu wszystkie podzespoły będą w stanie działać na maksymalnych obrotach. Stabilność w grach online zapewni odpowiednia karta sieciowa, a długą żywotność poszczególnych elementów możesz zapewnić między innymi dzięki wydajnemu chłodzeniu.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Lojalność wobec firmy to obosieczny miecz, ostrzegają badacze z Duke University. Z ich badań wynika bowiem, że menedżerowie mają tendencję do wykorzystywania takich ludzi i częściej nakładają na nich dodatkowe zadania czy proszą o zostanie po godzinach niż pracowników, którzy nie są tak lojalni.
Firmy chcą mieć lojalnych pracowników i wiele badań pokazuje, że ludzie tacy przynoszą pracodawcy różnorodne korzyści. Jednak wygląda na to, że menedżerowie mają skłonność do wykorzystywania ich, mówi doktor Matthew Stanley.
W przeprowadzonych online badaniach wzięło udział niemal 1400 menedżerów. Przedstawiono im fikcyjną postać 29-letniego pracownika Johna oraz firmy, w której pracował. Firma nie była w zbyt dobrej kondycji finansowej. Celem badania było określenie, z jakim prawdopodobieństwem menedżerowie będą prosili Johna o wzięcie nadgodzin i wykonanie dodatkowych obowiązków bez dodatkowej zapłaty.
Okazało się, że gdy John był przedstawiony jako lojalny pracownik, z większym prawdopodobieństwem proszono go o bezpłatną pracę na rzecz firmy, niż wówczas, gdy był przedstawiony jako pracownik nielojalny. Prawdziwa była też sytuacja odwrotna. Gdy Johna opisano jako kogoś, kto bez dodatkowej zapłaty bierze na siebie dodatkowe obowiązki, menedżerowie określali go jako pracownika bardziej lojalnego, niż Johna, który odmawiał tego typu pracy. Co interesujące, oba typy pracownika były określane przez menedżerów jako tak samo uczciwi i szczerzy. To zaś wskazuje, że to właśnie lojalność, a nie inne cechy, są kojarzone z wykonywaniem darmowej pracy. To samonapędzający się mechanizm. Lojalni pracownicy są zwykle eksploatowani. A gdy zgodzą się na eksploatację, rośnie ich reputacja jako lojalnych pracowników, co powoduje, że z większym prawdopodobieństwem zostaną w przyszłości wybrani jako cel eksploatacji, mówi Stanley.
Jednym z powodów, dla których menedżerowie częściej wykorzystują lojalnych pracowników, jest ich wiara w to, że to zapłata za bycie lojalnym. Okazało się bowiem, że postrzeganie kogoś jako lojalnego wiąże się z postrzeganiem tej osoby, jako zobowiązanej do poświęceń dla firmy. Takie wykorzystywanie lojalnych pracowników przez menedżerów nie musi jednak wynikać ze złej woli. Może być spowodowane ignorancją lub czymś, co psychologowie nazywają nazywają „etyczną ślepotą”. Większość osób chce być dobra. Jednak w codziennym życiu zadziwiająco często przekraczamy naszą osobistą granicę dobra i zła. Najczęściej jest to spowodowane etyczną ślepotą, gdy ludzie nie widza, że to, co robią, jest niezgodne z ich zasadami i wartościami, wyjaśnia Stanley.
Uczony dodaje, że jego badania nie powinny być przyczyną, dla której przestaniemy być lojalni wobec firmy. Pokazują one bowiem skutek uboczny zwykle pozytywnego zjawiska. Cenimy lojalnych ludzi. Postrzegamy ich pozytywnie. Często są oni nagradzani. Lojalność nie ma jedynie negatywnej strony. To złożone zagadnienie, mówi uczony.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Jeśli chcemy lepiej zrozumieć warunki rozwoju, do jakich dzieci mogą być najlepiej przystosowane, powinniśmy przyjrzeć się łowcom-zbieraczom, uważają autorzy artykułu opublikowanego na łamach Journal of Child Psychology and Psychiatry. W końcu, jak przypominają, H. sapiens przez ponad 95% swojej historii był łowcą-zbieraczem.
Zdaniem doktorów Nikhila Chudhary'ego i Annie Swanepoel badania nad dziećmi łowców-zbieraczy mogą poprawić warunki, w jakich żyją dzieci w krajach rozwiniętych.
Badacze zauważają, że większa intensywność kontaktu bezpośredniego, dotyku, większa sieć osób opiekujących się dzieckiem mogą być korzystne dla rozwiniętych społeczeństw. A dla dziecka korzystne będzie więcej kontaktu z innymi dziećmi oraz bardziej aktywna edukacja w grupach składających się z dzieci w różnym wieku. Dlatego też antropolog ewolucyjny Chaudhary i psychiatra dziecięca Swanepoel wzywają do podjęcia badań nad zdrowiem psychicznym dzieci w społecznościach łowiecko-zbierackich.
Uczeni zauważają, że dzieci z takich społeczeństw prowadza zupełnie inny tryb życia niż dzieci z krajów rozwiniętych. Spotykają się też z wieloma wyzwaniami i trudnościami, jakich nie doświadczają ich rówieśnicy z naszej części świata, dlatego też ich dzieciństwa nie należy idealizować.
Naukowcy opisali zaobserwowane przez siebie różnice, które mogą znacząco wpływać na dobrostan dzieci. Zauważyli, że dzieci w krajach rozwiniętych mają niewiele kontaktu fizycznego z innymi ludźmi. Na przykład w Bostwanie w plemieniu !Kung dzieci w wieku 10-20 tygodni aż przez 90% dnia mają fizyczny kontakt z innym człowiekiem, a gdy płaczą to w niemal 100% otoczenie reaguje, najczęściej je przytulając i pocieszając. Krzyczenie czy upominanie płaczącego dziecka są tam niezwykle rzadkie. Tak wielkie zwracanie uwagi na dziecko jest możliwe, gdyż bardzo dużą rolę w opiece odgrywają inni ludzie niż rodzice.
W wielu społecznościach zbieracko-łowieckich bardzo rozpowszechnione jest allorodzicielstwo, kiedy to osoby inne niż rodzice opiekują się dziećmi. Allorodzice zajmują się nimi przez połowę czasu. Na przykład wśród Efe w DRK dziecko przed osiągnięciem 18 tygodnia życia ma średnio 14 opiekunów dziennie, a opieka nad nim jest przekazywana średnio 8-krotnie w ciągu godziny.
Obecnie rodzice mają znacznie mniej pomocy w opiece nad dzieckiem ze strony sieci rodziny i znajomych niż prawdopodobnie mieli w czasie całej ewolucyjnej historii człowieka. Ta różnica może wytwarzać presję ewolucyjną, która jest szkodliwa i dla dzieci i dla opiekunów, mówi Chaudhary. Dostępność innych opiekunów może zmniejszać zarówno poziom stresu w rodzinie, jak i ryzyko depresji u matki, które mają bardzo negatywny wpływ na dobrostan i rozwój dziecka, dodaje uczony.
Autorzy badań podkreślają, że allorodzicielstwo to jedna z kluczowych cech adaptacyjnych człowieka i jest czymś przeciwnym niż proponowane obecnie intensywne macierzyństwo, zakładające, że matki powinny samodzielnie zajmować się dziećmi. Taka narracja może prowadzić do wyczerpania matki i mieć niebezpieczne konsekwencje, mówią Chaudhary i Swanepoel.
Generalnie rzecz ujmując, w społecznościach łowiecko-zbierackich dziećmi opiekuje się olbrzymia liczba osób, nierzadko na dziecko przypada więcej niż 10 opiekunów. Tymczasem w krajach rozwiniętych zasady opieki są zupełnie inne, nawet w miejscach nastawionych na opiekę nad dziećmi. Na przykład brytyjskie Ministerstwo Edukacji wymaga, by w żłobkach przypadał 1 opiekun na 3 dzieci w wieku do 2 lat i 1 opiekun na 4 dzieci w wieku 2-3 lat. Niemowlęta i dzieci w wieku poniemowlęcym w społecznościach łowców-zbieraczy mają w najbliższym otoczeniu licznych opiekunów. Z punktu widzenia dziecka ta bliskość i interakcja są zupełnie czymś innym niż to, czego doświadczają dzieci w Wielkiej Brytanii. Jeśli dziećmi będzie zajmowało się jeszcze mniej osób niż obecnie, musimy rozważyć możliwość, że odbędzie się to ze szkodą dla dzieci, uważają naukowcy.
U łowców-zbieraczy dzieci odgrywają znacznie większą rolę w opiece nad niemowlętami niż w społeczeństwach rozwiniętych. W niektórych miejscach już czterolatkowie opiekują się młodszymi dziećmi i potrafią dobrze to robić, a czymś normalnym jest dziecko, które przed osiągnięciem wieku nastoletniego zajmuje się niemowlętami. Tymczasem w krajach rozwiniętych zaleca się, by opiekunem niemowlęcia był co najmniej starszy nastolatek. W krajach rozwiniętych dzieci mają dużo zajęć w szkole i mniej możliwości do opiekowania się innymi dziećmi. Powinniśmy co najmniej rozważyć opiekę nad niemowlętami przez starsze rodzeństwo, dzięki czemu będzie mogło ono rozwinąć swoje umiejętności społeczne, wyjaśnia Chaudhary.
Autorzy badań zauważają też, że w społecznościach łowiecko-zbierackich rzadko mamy do czynienia z takim modelem nauczania, jak u nas. Najczęściej dzieci uczą się poprzez obserwację i naśladowanie. A dzieci w wieku 2-16 lat dużą część czasu spędzają w grupach o mieszanym wieku bez nadzoru dorosłych. Uczą się od siebie nawzajem, nabywając wiedzę i nowe zdolności poprzez zabawę i eksplorację. Tam nauka i zabawa to jedność. W krajach rozwiniętych czynności te są wyraźnie rozdzielone.
Uczenie się w klasach jest czymś obcym temu, jak człowiek uczył się przez niemal całą swoją historię. Oczywiście naukowcy zauważają, że umiejętności potrzebne w społeczeństwie łowiecko-zbierackich są zupełnie inne od tego, co jest potrzebne w gospodarkach rynkowych, gdzie nauka w klasach jest niezbędna. Jednak dzieci mogą posiadać pewne psychologiczne cechy odnośnie bardziej naturalnego sposobu nauczania, które można by wykorzystać również w krajach rozwiniętych, stwierdzają.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Erozja gleby na środkowym zachodzie USA przebiega od 10 do 1000 razy szybciej od jej formowania się, informują naukowcy z University of Massachusetts. Dzięki... eksplodującym gwiazdom są oni pierwszymi, którzy dokładnie określili tempo naturalnej erozji gleby sprzed przybycia europejskich rolników. Odkrycie to ma olbrzymie znaczenie zarówno dla globalnego bezpieczeństwa żywnościowego, zapobiegania zmianom klimatycznym, jak i dla polityki.
Do określenia naturalnej erozji gleby naukowcy wykorzystali rzadki pierwiastek beryl-10. Pojawia się on w glebie, gdy wysokoenergetyczne cząstki z gwiazd eksplodujących w Drodze Mlecznej trafiają w skorupę ziemską. Rozbijają one obecny w glebie tlen, pozostawiając niewielkie ilości berylu-10, które można wykorzystać do zbadania średniego tempa erozji na przestrzeni tysięcy i milionów lat.
Wybraliśmy się na 14 niewielkich dziewiczych obszarów prerii, które wciąż istnieją w stanach Iowa, Minnesota, Dakota Południowa, Nebraska i Kansas. Pobraliśmy rdzenie gleby datowane do ostatniej epoki lodowej. Przywieźliśmy do laboratorium i przesialiśmy glebę, by wyodrębnić poszczególne ziarna. Następnie usunęliśmy wszystko, co nie było kwarcem, a później przeprowadziliśmy proces chemicznego oczyszczania, dzięki któremu wyizolowaliśmy beryl-10. Uzyskana próbka zmieściłaby się na czubku szpilki, mówi profesor Isaac Larsen. Beryl wysłano następnie do laboratorium, gdzie specjaliści policzyli poszczególne atomy, co pozwoliło Larsenowi i jego kolegom dokładnie oszacować tempo erozji od epoki lodowej do dzisiaj.
Dzięki temu po raz pierwszy wiemy, jakie jest naturalne tempo erozji gleby na Midweście. A skoro wiemy, jakie ono było zanim osiedlili się tutaj Europejczycy, wiemy też, jak współczesne rolnictwo przyspieszyło ten proces, dodaje Caroline Quarrier. Wyniki nie są optymistyczne. Średnie tempo erozji sprzed epoki rolnictwa wynosiło w badanych przez nas miejscach 0,04 mm na rok, mówi Larsen.
Amerykański Departament Rolnictwa określa dopuszczalny limit erozji gleby na 1 mm/rok, czyli 25-krotnie większy niż poziom naturalny. Tymczasem w niektórych miejscach erozja jest aż 1000-krotnie szybsza niż naturalna. To zła wiadomość, gdyż górna warstwa gleby jest kluczowa dla rolnictwa. Degradacja gleb oznacza zmniejszenie plonów i olbrzymie straty gospodarcze.
Autorzy badań uspokajają jednak, że nie powinniśmy wpadać w panikę. Istnieją bowiem znane i sprawdzone techniki uprawy, jak np. uprawa zerowa, o których wiadomo, że nie naruszają gleby w takim stopniu, jak uprawa płużna. Kluczowe jest zmniejszenie obecnego poziomu erozji do poziomu naturalnego, mówi Larsen.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Najstarsze dowody działalności rolniczej pochodzą z Żyznego Półksiężyca, regionu Bliskiego Wschodu, w którym ludzie zaczęli się osiedlać oraz udomawiać zwierzęta i rośliny przed 11 000 lat. Od ponad 100 lat toczy się debata na temat rozprzestrzeniania się rolnictwa na świecie, a jej podstawowe pytanie brzmi, czy rolnictwo rozprzestrzeniło się drogą wymiany kulturowej czy migracji?
Dotychczas wiele dowodów genetycznych wskazywało na to, że pierwsi europejscy rolnicy byli potomkami społeczności łowiecko-zbierackich z Anatolii. Jednak najnowsze badania wskazują, że pochodzenia tych rolników nie można przypisać jednemu tylko regionowi.
Wcześniejsze analizy wskazywały, że pierwsi neolityczni farmerzy różnili się pod względem genetycznym od innych ludzkich grup z tamtego okresu. Jednak niewiele było wiadomo o ich pochodzeniu. Teraz odkryliśmy, że pierwsi rolnicy Anatolii i Europy pochodzi od wymieszanych grup łowców-zbieraczy z Europy i Bliskiego Wschodu, mówi doktor Nina Marchi z Uniwersytetu w Bernie, jedna z głównych autorek najnowszych badań. Proces łączenia się tych grup rozpoczął się około 14 000 lat temu. Później nastąpił trwający tysiące lat okres ekstremalnego różnicowania genetycznego.
Przeprowadzenie badań było możliwe dzięki połączeniu dwóch technik: pozyskania i analizy materiału genetycznego wysokiej jakości z prehistorycznych szkieletów oraz demograficznemu modelowaniu uzyskanych danych. Potrzebowaliśmy danych genetycznych najwyższej jakości, dzięki czemu mogliśmy zrekonstruować procesy demograficzne na przestrzeni ostatnich 30 000 lat, dodaje inny z autorów badań, Laurent Excoffier. To właśnie on, wraz z profesorem Joachimem Burgerem z Uniwersytetu Gutenberga w Moguncji i Danielem Wegmannem z Uniwersytetu we Fryburgu, zainicjował nowatorskie podejście do badań. Na potrzeby badań antropolodzy z Uniwersytetu Gutenberga pozyskali z każdego szkieletu około 20 000 razy więcej sekwencji DNA niż robi się do zwykle podczas tego typu prac.
Zebranie i analiza materiału kostnego potrzebnego do badań trwały około 10 lat. Prace nad umieszczeniem wyników badań w kontekście historycznym koordynował doktor Maxime Brami. Młody uczony przyznaje, że był zaskoczony uzyskanymi wynikami. Pierwsi rolnicy Europy wydają się być potomkami populacji łowców-zbieraczy żyjących na obszarze od Bliskiego Wschodu po Bałkany. Żadne badania archeologiczne nie były w stanie dostarczyć nam takich informacji, mówi. A profesor Burger dodaje, że podczas badań nie tylko udało się rzucić światło na pochodzenie pierwszej populacji neolitycznej na świecie, ale również opracować ogólny model ewolucji człowieka na terenie Azji Południowo-Zachodniej i Europy. Oczywiście pozostały jeszcze do wypełnienia luki czasowe i przestrzenne, więc nasze badania nie oznaczają końca studiów nad ewolucją człowieka na tym obszarze, stwierdza Excoffier. Uczeni już planują kolejne prace. Chcą wykorzystać stworzony przez siebie model w połączeniu z danymi genetycznymi populacji z późniejszego neolitu i epoki brązu.
Z wynikami badań można zapoznać się na łamach pisma Cell w artykule The genomic origins of the world's first farmers.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.