Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Deterioracja mięśni w starszym wieku nie eliminuje korzystnego wpływu ruchu. Choć mięśnie są mniejsze i w niekoniecznie dobrej kondycji, nadal aktywują szlaki metaboliczne, dzięki którym w mózgu mogą powstawać związki poprawiające nastrój. Wniosek? Warto być aktywnym całe życie.

Wcześniejsze badania demonstrowały te mechanizmy u młodych zdrowych dorosłych, nie było jednak wiadomo, czy deterioracja mięśni, która towarzyszy starzeniu, nie wyklucza seniorów z grupy osiągającej podobne wywołane ćwiczeniami korzyści - opowiada David Allison z Wydziału Kinezjologii McMaster University.

Ćwiczenia korzystnie wpływają na nastrój i objawy depresji. Mechanizmy leżące u podłoża tego zjawiska nie są jednak dobrze poznane. Ostatnie dowody wskazują na potencjalny wpływ czynników transkrypcyjnych związanych z mięśniami szkieletowymi na metabolizm tryptofanu, a także na szlak kynureninowy, który jest jednym z torów przemiany tryptofanu w organizmie.

Szlak kynureninowy prowadzi do powstania w ośrodkowym układzie nerwowym (OUN) neuroaktywnych metabolitów: 3-hydroksykynureniny, kwasu chinolinowego i kwasu kynureninowego (KYNA). W ludzkim organizmie KYNA może ulegać 3 reakcjom: 1) dekarboksylacji do tryptaminy, 2) hydroksylacji do 5-hydroksytryptofanu i 3) rozerwaniu pierścienia indolowego (w ten sposób powstaje kynurenina). Co ważne, tryptamina i 5-hydroksytryptofan przekształcają się w poprawiającą nastrój serotoninę.

Naukowcy obawiali się, że związana z wiekiem deterioracja mięśni może wpływać na szlak kynureninowy, zwiększając ryzyko depresji. By sprawdzić, czy tak rzeczywiście jest, Kanadyjczycy sprawdzali, czy zwiększenie masy mięśni szkieletowych przekłada się wzrost poziomu czynników transkrypcyjnych i metabolitów związanych ze szlakiem kynureninowym.

Zebrano grupę zdrowych mężczyzn w wieku 65+. Przeszli oni 12-tygodniowy protokół ćwiczeń; raz w tygodniu odbywali trening przedziałowy o wysokiej intensywności (ang. high intensity interval training, HIIT) na rowerze stacjonarnym, a dwa razy w tygodniu sesje treningu siłowego.

Akademicy oceniali ekspresję genów czynników transkrypcyjnych w mięśniach szkieletowych, ekspresję aminotransferazy kynureninowej KAT (katalizuje ona reakcję powstawania KYNA w mózgu), a także poziom kynureniny w osoczu.

Okazało się, że program treningowy znacząco podwyższył ekspresję genów zarówno czynników transkrypcyjnych (PGC1-α, PPARα, PPARᵹ), jak i 4 izoenzymów KAT. Nie wpłynął za to na krążącą kynureninę.

W świetle uzyskanych wyników bardziej niż sensowne wydaje się wykorzystanie ćwiczeń jako strategii zapobiegania bądź leczenia depresji u seniorów.

W przyszłości Kanadyjczycy chcieliby sprawdzić, czy za pomocą ćwiczeń można wywołać podobne zmiany biochemiczne u osób z kliniczną depresją.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszędzie piszą, że ćwiczenia poprawiają nastrój. Tylko dlaczego w takim razie ludzie tak ich unikają i traktują jak zło konieczne? U mnie jest dokładnie na odwrót. Ćwiczenia i wysiłek zawsze wprawiają mnie w przygnębienie i zawsze źle się po nich czuję. Czasem wręcz mam chandrę. A w głębokiej depresji, to człowiek w ogóle nie jest zdolny do ćwiczeń

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo są grubi i szybko się męczą. Poza tym często ludzie zapominają lub ignorują potrzebę rozgrzewki, w związku z czym doznają kontuzji i się zniechęcają.

Przygnębienie może być efektem oczekiwania zbyt dużych rezultatów ćwiczeń jak na początek lub jakichś zaburzeń metabolicznych, biochemicznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, to nie chodzi o żadne oczekiwania. Do grubości też mi daleko :P Po prostu po każdym intensywniejszym ruchu obniża mi się automatycznie nastrój i czuję się paskudnie, dziwnie nieprzyjemnie. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może coś z tarczycą nie tak?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Elektrolitów może nie uzupełniasz, trzeba izotoników po większym wysiłku.

  • Lubię to (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@bea to może uwarunkowanie psychologiczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 godziny temu, bea napisał:

po każdym intensywniejszym ruchu

O jakim rodzaju ćwiczeń mówimy? Kardio czy siłowe?

Jeśli jeszcze nie zniechęciłaś się całkowicie do idei ćwiczeń w ogóle, to polecam poczytać i być może zastosować to: "Body By Science"
Author:  Doug McGuff, M.D., and John Little. Co prawda wielu badaczy uważa (wbrew autorom), że proponowany tu trening ok 20 minut raz w tygodniu jest daleki od optymalnego, jednak może - biorąc pod uwagę twoje dotychczasowe doświadczenia i nastawienie - to coś dla ciebie?

Tak czy siak - książka bardzo ciekawa.

  • Lubię to (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 8.02.2019 o 22:14, Jarkus napisał:

O jakim rodzaju ćwiczeń mówimy? Kardio czy siłowe?

W sumie nie jestem pewna jakie to są kardio. Nie interesowałam się aż tak ćwiczeniami. Po prostu chciałam trochę poćwiczyć dla poprawienia kondycji. Chodzi o takie rzeczy jak bieganie, przysiady, brzuszki

W dniu 8.02.2019 o 22:07, dajmon napisał:

to może uwarunkowanie psychologiczne.

A w jaki sposób miałabym to sprawdzić? Nie wydaje mi się aby tak było

W dniu 8.02.2019 o 20:20, wilk napisał:

Elektrolitów może nie uzupełniasz, trzeba izotoników po większym wysiłku.

Nigdy nie piłam żadnych izotoników

 

W każdym razie uważam, że gdyby ten ruch wyraźnie podnosił nastrój, to ludzie by bardziej do niego dążyli. Najwyraźniej jest to tak subtelne, że nawet nie zauważają żadnej zmiany. Zresztą samo ćwiczenie jest nieprzyjemne, więc pewnie po prostu się nie opłaca męczyć dla tak słabego efektu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To Twoja bardzo subiektywna perspektywa. Ruch wyraźnie podnosi nastrój i ludzie dążą do niego, a ćwiczenie jest przyjemne i opłaca się ćwiczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, bea napisał:

Nie no, pewnie że są osoby, które lubią ruch i ćwiczenia, ale sądząc po "epidemii" otyłości i innych chorób wynikających z braku ruchu, to jednak całkiem spora liczba ludzi za tym ruchem nie przepada

Oczywiście! Oszczędność energii rządzi! W miarę chętnie gram w kosza, ale bieganie, wiosłowanie czy jakaś tam kalistenika przyprawia mnie ciężką niechęć. Zmuszam się do biegania bo mi obiecano "euforię biegacza" Jeszcze się nie udało, zamiast euforii mam kolano biegacza ;P O kant rozbić takie pomysły... BTW, jak się przeciążę na treningu to zasypiam. Kamiennym snem - jak płaz przy minus dziesięciu.

  • Lubię to (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Protestuję przeciwko terminowi "kolano biegacza". Powinno się mówić o "kolanie piwosza" lub "kolanie kanapowca". Problem potocznie zwany kolanem biegacza powodują dwa czynniki, niekoniecznie łącznie: 1) zbyt szybkie zwiększanie objętości treningowej; 2) zła technika biegu.

1) Stawy, kości i ścięgna mogą ulec uszkodzeniom gdy mięśnie i ścięgna są za słabe do wykonywania danej aktywności. Niektórzy po 20 latach spędzania czasu wolnego przed telewizorem chcieliby nagle przebiec 5k, no bo co to takiego i tak biegną 5k, a kości ścierają stawy i same siebie, bo mięśnie i ścięgna nie są w stanie ich poprawnie utrzymywać, nie są do tego przyzwyczajone. Zawsze trzeba stosować metodę małych kroków, to nie bieganie jest źródłem problemu tylko "too much too soon".

2) Widać to szczególnie u osób które przez lata stroniły od aktywności i biorą się za bieganie. Co ciekawe, nie widać tego u małych dzieci. Małe dzieci mają dobrą technikę biegu, nieaktywni przez lata dorośli tragiczną. Środek ciężkości podczas lądowania powinien znajdować się przed punktem kontaktu z podłożem, nie za nim. Gdy znajduje się za nim, mięśnie nie są w stanie zamortyzować upadku i spora część energii zamiast rozchodzić się po mięśniach, rozchodzi się po stawach i kościach. Znowu, problemem nie jest bieganie, tylko to, że ludzie próbują biegać w taki sposób jakby tak naprawdę chodzili, a nie biegali.

Wracając do tematu, mi humor zdecydowanie się poprawia gdy wrócę do domu po biegu lub przynajmniej godzinnej jeździe rowerowej. Jestem uśmiechnięty i lepiej nastawiony do świata i widzę, że nie tylko ja tak mam. Nie jeden z muchami w nosie po aktywności aerobowej ma ochotę żartować i się śmiać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
On 2/9/2019 at 9:57 AM, bea said:

Gdyby ćwiczenie dawało jakąś natychmiastową, atrakcyjną nagrodę, to wtedy na pewno ludzie ćwiczyliby znacznie chętniej. Niestety, na efekty trzeba dłuuugo czekać

A dlaczego by nie miało dawać? To zależy tylko od pomysłowości.
Można wleźć na rower i zrobić 12 nudnych rund dookoła osiedla, a można też pojechać gdzieś do lasu, nad rzekę czy w inne fajne miejsce i jest natychmiastowa nagroda.

Itd., itp., etc.
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
16 godzin temu, pskosinski napisał:

2) Widać to szczególnie u osób które przez lata stroniły od aktywności i biorą się za bieganie. Co ciekawe, nie widać tego u małych dzieci. Małe dzieci mają dobrą technikę biegu, nieaktywni przez lata dorośli tragiczną. Środek ciężkości podczas lądowania powinien znajdować się przed punktem kontaktu z podłożem, nie za nim. Gdy znajduje się za nim, mięśnie nie są w stanie zamortyzować upadku i spora część energii zamiast rozchodzić się po mięśniach, rozchodzi się po stawach i kościach. Znowu, problemem nie jest bieganie, tylko to, że ludzie próbują biegać w taki sposób jakby tak naprawdę chodzili, a nie biegali.

Nie chciałbym nabawić się kontuzji, ale może rozumiem coś źle, dlatego muszę dopytać. Podczas lądowania noga jest najbardziej z przodu, potem już tylko przemieszcza się względem środka ciężkości w tył. Z równań sił wychodzi mi, że środek ciężkości nie może być ciągle przed punktem kontaktu z podłożem. Jest to możliwe jedynie w przypadku przyśpieszania(wtedy wektor sił reakcji jest odchylony od pionu), albo przy silnym wietrze w twarz, wtedy siła oporu powietrza utrzymuje układ w równowadze. W przeciwnym razie poleciałbym "buzią na pysk". O co chodzi z tym środkiem ciężkości?

  • Lubię to (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Up

Rozkminka dylematu usera KW.:)

10 godzin temu, Flaku napisał:

Z równań sił wychodzi mi, że środek ciężkości nie może być ciągle przed punktem kontaktu z podłożem.Jest to możliwe jedynie w przypadku przyśpieszania

I tak biegnie sprinter na pierwszych metrach po starcie z bloków.

10 godzin temu, Flaku napisał:

O co chodzi z tym środkiem ciężkości?

Przy stałej prędkości noga lądująca pod środkiem ciężkości. Pskosiski coś pokręcił.

W dniu ‎09‎.‎02‎.‎2019 o 09:57, bea napisał:

 Dla zdrowia, kondycji i ładnej sylwetki jak najbardziej się opłaca. Dla delikatnego podniesienia nastroju, to już wątpię :P

Oczywiście, że lekkie potreningowe podniesienie nastroju jest słabym motywatorem (to wartość dodana), ale u seniorów (patrz art.)  powoduje istotne skutki lecznicze.

 

W dniu ‎08‎.‎02‎.‎2019 o 14:15, bea napisał:

Ćwiczenia i wysiłek zawsze wprawiają mnie w przygnębienie i zawsze źle się po nich czuję.

Może za rzadko i za dużo tego wysiłku? Kombinuj z ilością, aż zaczniesz normalnie:D na niego reagować.

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
12 godzin temu, 3grosze napisał:

Oczywiście, że lekkie potreningowe podniesienie nastroju

To radość z powodu końca katorgi! Przynajmniej u niektórych wliczając w to mnie. Od jednostajnych ćwiczeń typu bieganie, pływanie, dźwiganie, o wiele bardziej atrakcyjne dla mnie są gry! Seria starć, małych sukcesów i porażek jakoś inaczej stymuluje - adrenalina?  

edit: Tak mi przyszło do głowy: może to coś z ośrodkiem nagrody? W koszykówce mamy średnio 30 nagród na mecz, w piłce ręcznej 20,  piłce nożnej 4 i piłka nożna jest najmniej lubianą przeze mnie dyscypliną - Przypadek? Nie sądzę :)

Edytowane przez Jajcenty
  • Lubię to (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jajcenty, może w takim razie po prostu nie biegaj, tylko graj w koszykówkę itp.? Nie ma przymusu, żeby wszyscy uprawiali tę samą dyscyplinę sportową. :)

P.S. I chwała Bogu zresztą, bo inaczej np. ja byłbym biedny - u mnie ośrodka nagrody 'nie rajcują" ani punkty za bieganie, ani punkty za mecze. Ale za to wejść na jakiś górski szczyt albo chociaż jak nie ma warunków, to przejść kilka kilometrów piechotą to jest coś, co sprawia bardzo dużą przyjemność. ;)

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
10 minut temu, darekp napisał:

może w takim razie po prostu nie biegaj, tylko graj w koszykówkę itp.? Nie ma przymusu, żeby wszyscy uprawiali tę samą dyscyplinę sportową.

Niestety, bieganie to jedyna forma akceptowana przez moją kobietę. Jeszcze joga, pieszczotliwie zwana "pedziowanie na dywanie", ale to już zdecydowanie wolę godzinę wiosłowania, choć to najgłupsze zajęcie na świecie.

Wycieczki górskie jak najbardziej. Niestety jak ostatnio zaproponowałem jesienne wejście na Turbacz to się dowiedziałem, że trzeba kupić jakieś super kapcie,  oraz że trzeba założyć obóz aklimatyzacyjny w połowie. Nigdy nie byłem na Turbaczu, więc się trochę przestraszyłem ;P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak postępować ze swoją kobietą, nie czuje się kompetentny radzić (właśnie dzisiaj dowiedziałem się od pewnej pani psycholog, że muszę sam się nauczyć pewnych rzeczy dot. postępowania z moją;)).

Na Turbaczu też nigdy nie byłem, ale nie wyobrażam sobie co tam musiało by być, żeby wymagać takich przygotowań przy wejściu na szczyt, który ma  raptem wysokość 1300  (plus paręnaście) metrów n.p.m. Chyba ktoś mocno przesadził:)

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
14 hours ago, Jajcenty said:

Od jednostajnych ćwiczeń typu bieganie, pływanie, dźwiganie, o wiele bardziej atrakcyjne dla mnie są gry! Seria starć, małych sukcesów i porażek jakoś inaczej stymuluje - adrenalina?  

Zawsze twierdzę, że najlepsze są mordobicia :D Przede wszystkim style uderzane, ale nie tylko. 
Jeśli ktoś nie lubi  rzeczywistej walki, może wybrać np. karate shotokan czy klasyczne aikido itp., gdzie walka jest pozorowana.

Mordobicia to trening najbardziej kompletny - siła, szybkość, wytrzymałość, rozciągnięcie, elastyczność, koordynacja ruchów, koncentracja, refleks itd. Poza tym, nawet w przypadku walk pozorowanych jest rywalizacja, czyli adrenalina. No i ciągła nauka nowych elementów - uderzeń, chwytów, kombinacji. Nawet treningi czysto rekreacyjne to fajna zabawa. No i jest to dostępne praktycznie dla wszystkich, praktycznie bez ograniczeń co do wieku, aktualnej kondycji, jakichś ograniczeń fizycznych itp. - zawszemożna dobrać odpowiedni styl, intensywność treningu, grupę i inne takie.

I jest coś jeszcze - nawet kiedy przestaje się już stale trenować, coś z tego zostaje. Wytwarzają się inne schematy ruchów, bardziej efektywne, zostaje większa elastyczność, szybsze i bardziej sensowne reakcje, a przy treningach stylów bojowych, najlepiej z pełnym kontaktem, przydatne umiejętności ;) No i bardzo ważna i przydatna sprawa - praktycznie we wszystkich mordobiciach trenuje się pady, umiejętność bezpiecznego upadania w różnych sytuacjach. Umiejętności kontrolowania upadku praktycznie później nigdy się nie zapomina. Podobnie jest z unikami i innymi takimi sprawami. Dużo zresztą tego.


 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Siedzący tryb życia zwiększa ryzyko wielu chorób serca, nawet gdy nasza aktywność fizyczna odpowiada zalecanym normom. Badacze z Mass General Brigham zauważyli, że ryzyko wystąpienia migotania przedsionków, zawału, niewydolności serca oraz zgonu z powodu chorób układu krążenia jest wyższe, a ryzyko wystąpienia niewydolności serca i zgonu, jest aż o 40–60 procent wyższe, jeśli prowadzimy siedzący tryb życia dłużej niż 10,6 godziny na dobę. I nie ma tutaj znaczenia, ile jak bardzo poza tym jesteśmy aktywni fizycznie.
      Siedzący tryb życia jest tutaj definiowany, jako prowadzona po przebudzeniu aktywność o niskim wydatkowaniu energii, taka jak siedzenie czy leżenie. W czas siedzącego trybu życia nie wlicza się snu. Jeśli przekraczamy te 10,6 godziny, to później nawet zalecana dawka aktywności fizycznej może nie redukować tego ryzyka.
      Wielu z nas spędza większość dnia siedząc. I o ile mamy wiele badań pokazujących, jak ważna jest aktywność fizyczna, to niewiele wiemy o konsekwencjach zbyt długiego siedzenia, poza ogólnym stwierdzeniem, że może być ono szkodliwe, mówi główna autorka badań, Ezimamaka Ajufo.
      Siedzący tryb życia prowadzą nawet osoby aktywne fizycznie. To bardzo ważna uwaga, gdyż zwykle sądzimy, że jeśli po spędzeniu dnia na siedząco, będziemy ćwiczyli, to w jakiś sposób zniwelujemy niekorzystne skutki siedzenia. Odkryliśmy, że to bardziej skomplikowane, dodaje uczona.
      Naukowcy wykorzystali w swojej analizie dane 89 530 osób, które przez tydzień nosiły urządzenie monitorujące ich aktywność. Przyglądali się związkowi pomiędzy typowym dniem tych osób, a przyszłym ryzykiem wystąpienia czterech wspomnianych problemów zdrowotnych. Okazało się, że wiele z negatywnych skutków siedzącego trybu życia występowało też u osób, które spełniały zalecenia o ponad 150 minutach tygodniowo umiarkowanych do intensywnych ćwiczeń fizycznie. O ile bowiem ryzyko migotania przedsionków i zawału serca można w większości zrównoważyć ćwiczeniami, to w przypadku niewydolności i zgonu z powodu chorób układu krążenia, ryzyko można jedynie częściowo zmniejszyć.
      Nasze dane pokazują, że lepiej jest siedzieć mniej i ruszać się więcej, a unikanie zbyt długiego siedzenia jest bardzo ważne dla uniknięcia niewydolności serca i zgonu, wyjaśnia Shaan Khurshid. Aktywność fizyczna jest ważna, ale równie ważne jest unikanie długotrwałego siedzenia, dodaje Patrick Ellinor.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nagła śmierć łóżeczkowa to przypadek nagłego niewyjaśnionego zgonu zdrowego dziecka przed ukończeniem 12. miesiąca życia. Śmierć najczęściej następuje, gdy dziecko śpi. Do dzisiaj nauka nie znalazła przyczyny tego rzadko występującego zjawiska. Statystyki z różnych krajów pokazują, że zespół nagłej śmierci łóżeczkowej ma miejsce w od 80 do 200 przypadków na 100 000 żywych urodzeń rocznie i pomimo promowania różnych rozwiązań, jak np. bezpieczniejsze środowisko i pozycja snu, odsetek ten utrzymuje się na niezmienionym poziomie od dekad.
      Grupa amerykańskich naukowców zbadała tkanki przechowywane w Biurze Lekarza Sądowego San Diego związane z przypadkami śmierci niemowląt w latach 2004–2011. Uczeni przeanalizowali tkankę pnia mózgu 70 zmarłych niemowląt, poszukując w niej nieprawidłowości.
      Okazało się, że u tych dzieci, które zmarły z powodu nagłej śmierci łóżeczkowej, występuje zmieniony receptor serotoniny 5-HT2A/C. Wcześniejsze badania na gryzoniach wykazały, że receptor ten odpowiada za wybudzenie ze snu i automatyczne podjęcie czynności oddechowych, chroniąc w ten sposób mózg przed niedoborami tlenu w czasie snu. Może to wskazywać, że to nieprawidłowość biologiczna stoi za przypadkami nagłej śmierci łóżeczkowej.
      Zdaniem badaczy, do zgonu może dochodzić, gdy jednocześnie zachodzą trzy czynniki: 1. dziecko ma nieprawidłową budowę receptora, który czyni je podatnym na zaburzenia oddychania w czasie snu; 2. dziecko znajduje się w krytycznym momencie rozwoju układu oddechowego i krążeniowego w pierwszym roku życia; i 3. doświadcza zewnętrznego czynnika stresowego, jak np. spanie z twarzą skierowaną w dół lub spanie z kimś w łóżku.
      Pomimo tego, że u dzieci, które zmarły na zespół nagłej śmierci łóżeczkowej odkryliśmy nieprawidłową budowę receptora serotoniny 2A/C, nie znamy związku pomiędzy tą nieprawidłowością a przyczyną zgonu, podkreślają naukowcy. A główny autor badań, Robin Haynes, dodaje, że pozostało jeszcze wiele do zrobienia, zanim zrozumiemy konsekwencje nieprawidłowości budowy tego receptora w kontekście większej sieci receptorów serotoninowych i innych oraz ich roli w ochronie funkcji krążeniowych i oddechowych. Obecnie nie istnieją metody identyfikowania dzieci z nieprawidłowościami w układzie serotoninergicznym. Zatem kluczowym elementem ochrony niemowląt jest w tym przypadku bezpieczne środowisko snu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po badaniach przeprowadzonych na 403 pacjentach z depresją naukowcy z Mass General Brigham zauważyli, że u 55% z tych, którzy otrzymywali dożylnie ketaminę doszło do poprawienia nastroju. Tym samym stwierdzili, że niewielkie dawki ketaminy są równie skuteczne u pacjentów z oporną na leczenie niepsychotyczną depresją, co terapia elektrowstrząsowa. Leczenie elektrowstrząsami jest wciąż stosowane, ale niesie ono ze sobą ryzyko, skutki uboczne i ma złą prasę w opinii publicznej.
      Terapia elektrowstrząsowa przez ponad 80 lat była złotym standardem leczenia ciężkiej depresji. Jest to jednak również terapia kontrowersyjna, gdyż powoduje utratę pamięci, wymaga znieczulenia i jest stygmatyzowana w społeczeństwie. Przeprowadziliśmy największe badania porównawcze terapii za pomocą ketaminy oraz elektrowstrząsów. Jako jedyni oceniliśmy też utratę pamięci w obu typach leczenia, mówi Amit Anand, profesor psychiatrii z Harvard Medical School i dyrektor Psychiatry Translational Clinical Trials w Mass General Brigham.
      Zaburzenia depresyjne dotykają dziesiątków milionów ludzi na całym świecie. Terapia elektrowstrząsowa polega na wywołaniu napadu drgawkowego za pomocą prądu elektrycznego przepuszczanego przez mózg. Dochodzi wówczas do uwolnienia neuroprzekaźników, zwiększenia aktywności receptorów czy pobudzenia zaburzonej osi podwzgórze-przysadka. Z kolei ketamina to lek używany głównie w anestezjologii oraz jako środek przeciwbólowy. Już wcześniej pojawiały się wskazówki, że jej niewielkie dawki mogą wywierać korzystny wpływ na osoby z depresją.
      Naukowcy z Mass General Brigham prowadzili swoje badania w latach 2017–2022. Wzięło w nich udział 403 pacjentów, z których połowa przez trzy tygodnie była leczona elektrowstrząsami aplikowanymi trzy razy w tygodniu, a połowa otrzymywała dwa razy w tygodniu ketaminę. Wpływ terapii na pacjentów badano przez 6 miesięcy po jej zakończeniu.
      Okazało się, że 55% osób otrzymujących ketaminę i 41% leczonych elektrowstrząsami doświadczyło co najmniej 50-procentowego zmniejszenia objawów depresji oraz poprawy jakości życia. W przypadku terapii elektrowstrząsowej skutkami ubocznymi były utrata pamięci i objawy ze strony układu mięśniowo-szkieletowego. W przypadku ketaminy jedynym skutkiem ubocznym było przejściowe poczucie dysocjacji w trakcie leczenia.
      Dla rosnącej grupy pacjentów, którzy nie reagują na konwencjonalne leczenie, terapia elektrowstrząsowa pozostaje najlepszym sposobem leczenia. Nasze badania pokazują, że dożylne podawanie ketaminy nie jest gorszą metodą i powinno być rozważone jako alternatywny sposób leczenia, dodaje doktor Murat Altinay z Cleveland Clinic.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ucieczki zwierząt z ogrodów zoologicznych należą do rzadkości, ale jednak się zdarzają. Dlatego też Śląski Ogród Zoologiczny (ŚOZ) postanowił przetestować i usprawnić procedury opracowane na potrzeby takich zdarzeń. Z wybiegu „wymknęła się” więc pluszowa pantera śnieżna. Symulowano 2 scenariusze: gdy zwierzę pozostaje na terenie zoo i gdy ucieka do pobliskiego Parku Śląskiego.
      Śląski Ogród Zoologiczny podkreśla, że były to pierwsze w Polsce ćwiczenia związane z działaniami, jakie należy podjąć w sytuacji ucieczki zwierząt.
      W ostatnim czasie zaktualizowaliśmy naszą procedurę działań w tak niecodziennej sytuacji. Dopracowaliśmy naszą współpracę z chorzowską Komendą Miejską Policji oraz z powiatowym sztabem zarządzania kryzysowego. Analizowaliśmy, próbowaliśmy przewidzieć wszelkie ewentualności... a [22 lutego] postanowiliśmy to wszystko przetestować w praktyce - podkreślono na profilu Śląskiego Ogrodu Zoologicznego na Facebooku.
      W pierwszej fazie ćwiczeń założono, że zwierzę znajduje się nadal na terenie zoo. Zbiegłą panterę zauważył przed otwarciem dla zwiedzających (przed godz. 8) jeden z pracowników. O zdarzeniu poinformował dyrektora ds. hodowlanych. [...] Sprawdzaliśmy procedury, w które zaangażowani są przede wszystkim pracownicy zoo – zabezpieczenie terenu zoo, wewnętrzny przepływ informacji, poszukiwanie i odłów zwierzęcia na terenie zoo, a także koordynację działań i współpracę z policją oraz sztabem zarządzania kryzysowego - napisano na stronie Ogrodu.
      Około wpół do dziewiątej wdrożono scenariusz ucieczki poza teren zoo. Wtedy w działania włączyli się policjanci, którym pomagali strażnicy miejscy. Wyizolowano teren, na którym mogła znajdować się pantera. Policjanci dysponowali bronią długą i zestawem do obezwładniania za pomocą siatki. Część działań odbywała się realnie na terenie parku. Z kolei wezwanie wsparcia z Oddziału Prewencji Policji w Katowicach dla zabezpieczenia większej części terenu czy też skierowanie na miejsce policyjnego drona wyposażonego w kamerę termowizyjną miało jedynie charakter teoretyczny - tłumaczy Śląska Policja.
      Po ok. godzinie pluszowe zwierzę zostało namierzone na drzewie. Na miejsce to dowódca skierował patrol wyposażony w siatkę (policjantom towarzyszyli lekarz weterynarii i pracownik firmy odpowiedzialnej za odłów). Po bezpiecznym zakończeniu akcji odbyło się spotkanie podsumowujące.
      Jak ujawniła cytowana przez RMF24 Daria Kroczek, rzeczniczka ŚOZ, niebezpieczne zwierzę nigdy z Ogrodu nie uciekło, ale na początku działalności ŚOZ „opuściła” słonica o imieniu Gloria. Wiadomość na ten temat można znaleźć w archiwach Ogrodu. Stało się to w nocy, niedługo po jej przyjeździe. Słonica pokonała zabezpieczenia, które znajdowały się na wybiegu. Kolejnego ranka okoliczni mieszkańcy odnaleźli słonicę spacerującą po ogródkach działkowych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Osoby, które regularnie ćwiczą, powinny rozważyć zjadanie codziennie garści migdałów. Randomizowane kontrolowane badania wykazały, że w krwi osób jedzących codziennie 57 gramów migdałów występowało po ćwiczeniach fizycznych znacznie więcej korzystnego kwasu tłuszczowego, który umożliwia szybszą regenerację po ćwiczeniach, reguluje metabolizm i zużycie energii, oraz znacznie mniej umiarkowanie toksycznego kwasu tłuszczowego.
      W badaniach, których wyniki opublikowano na łamach Frontiers in Nutrition, wzięło udział 38 mężczyzn i 26 kobiet w wieku od 30 do 65 lat. Były to osoby zdrowe, które nie wykonywały regularnie intensywnych ćwiczeń fizycznych. Około połowy z nich przypisano losowo do grupy, która codziennie przez miesiąc zjadała 57 gramów migdałów. Grupa kontrolna zjadała baton zbożowy, który dostarczał tyle samo kalorii. Przed rozpoczęciem eksperymentu i po 4 tygodniach przeprowadzono badania krwi i moczu uczestników.
      Po 4-tygodniowej diecie u badanych wywołano stan zapalny i uszkodzenia mięśni za pomocą intensywnej 90-minutowej sesji ćwiczeń. Składał się na nią, między innymi, 30-sekundowy anaerobowy test Wingate, 50-metrowy bieg wahadłowy, podskoki, wyciskanie sztangi na ławeczce czy rozciąganie nóg i pleców. Natychmiast po ćwiczeniach oraz przez cztery kolejne dni od uczestników badań pobierano krew i mocz. Po ich pobraniu każdy wypełniał kwestionariusz, który pozwalał ocenić na 10-stopniowej skali samopoczucie oraz ból i sztywność mięśni spowodowane ćwiczeniami.
      Badania krwi wykazały, że po ćwiczeniach doszło do zwiększenia poziomu prozapalnych cytokin IL-6, IL-8, IL-10 i MCP-1, co jest świadectwem łagodnego uszkodzenia mięśni. Zmiany poziomu cytokin były takie same w obu grupach badanych.
      Jednak, co istotne, natychmiast po ćwiczeniach w grupie jedzącej migdały poziom korzystnego kwasu tłuszczowego 12,13-DiHOME (kwas 12,13-dihydroksy-9Z-oktadecenowy) był o 69% wyższy, niż w grupie kontrolnej. Kwast ten jest syntetyzowany z kwasu linolowego przez brunatną tkankę tłuszczową i ma pozytywny wpływ na metabolizm i regulację energii. Jednocześnie w grupie tej stwierdzono o 40% niższy poziom umiarkowanie toksycznego kwasu 9,10-DiHOME (9,10-dihydroksy-12-oktadecenowego). Ma on negatywny wpływ na zdrowie i zdolność organizmu do regeneracji po ćwiczeniach.
      Autorzy badań stwierdzają, że codzienne spożywanie migdałów prowadzi do zmiany metabolizmu oraz zmniejszenia stanu zapalnego i stresu oksydacyjnego, co pozwala z kolei na szybszą regenerację po ćwiczeniach. To już kolejne w ostatnim czasie doniesienie o pozytywnym wpływie migdałów na zdrowie. Niedawno informowaliśmy, że dobrze wpływają na mikrobiom.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...