Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'wzrost' .
Znaleziono 52 wyników
-
Na potrzeby badań Amerykanie są wyżsi i szczuplejsi
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Biorąc udział w badaniach, w których pyta się o wagę i wzrost, większość Amerykanów kłamie. Jak można się domyślić, waga jest zaniżana, a wzrost zawyżany, co w sumie daje korzystniejszy wskaźnik masy ciała (BMI). Osoby białe postępują tak częściej niż czarne i Latynosi. Mimo że to powszechna praktyka zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn z każdej grupy etnicznej, autorzy raportu opublikowanego na łamach pisma Ethnicity & Disease uważają, że nie zmienia to statystyk dotyczących zakresu otyłości w USA. Na szczęście przedstawiając się w lepszym świetle, ludzie zachowują umiar. W studium dr Ming Wen z Wydziału Socjologii University of Utah uwzględniono dane z 2007-2008 National Health and Nutrition Examination Survey (NHANES), uzyskane od 2672 mężczyzn i 2671 kobiet. Badanych mierzono i ważono, a następnie wyliczano wskaźnik masy ciała. Sami uczestnicy NHANES także podawali swoje wymiary. Dane porządkowano wg płci i grup etnicznych. Poza tym naukowcy uwzględniali różne czynniki demograficzne, takie jak wykształcenie, wiek czy status materialny. Analiza wykazała, że we wszystkich grupach etnicznych zarówno kobiety, jak i mężczyźni zawyżali swój wzrost. Średnio mężczyźni zawyżali go o 1,41 cm, a kobiety o 0,84 cm. Czarni mężczyźni lekko zawyżali masę ciała, a wszystkie inne grupy ją zaniżały: od ujmujących sobie 0,04 kg białych mężczyzn po niedostrzegające 1,74 kg czarnych kobiet. Biorąc jednocześnie pod uwagę wzrost i wagę, udało się ustalić, że kobiety zaniżały BMI bardziej niż mężczyźni, a kobiety białe robiły to w większym stopniu niż Afroamerykanki i Latynoski. Wg Wen i jej współpracowniczki dr Lori Kowaleski-Jones, wynika to z tego, że w białych społecznościach działa silniejsza presja, by być szczupłą, dlatego białe kobiety "bardziej pragną smukłego ciała" i są bardziej świadome problemów z wagą. Częściej zaniżały BMI osoby z nadwagą, z najstarszej grupy wiekowej (powyżej 60. r.ż.) i z ukończonym college'em. Ogólne statystyki nie mogą ulec zmianie, bo choć między podawanymi a mierzonymi wartościami pojawiały się różnice, naukowcy twierdzą, że były one niewielkie i mieściły się w jednostce BMI.- 9 odpowiedzi
-
- Amerykanie
- badania
-
(i 9 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na oddziale intensywnej opieki medycznej wzrost ma znaczenie
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Podczas terapii na oddziałach intensywnej opieki medycznej (OIOM-ach) niżsi pacjenci są bardziej zagrożeni zgonem niż wyżsi. Ze statystyk zaprezentowanych w artykule opublikowanym na łamach pisma Intensive Care Medicine wynika, że wśród ponad 400 tys. dorosłych osób w stanie krytycznym najniżsi (o wzroście ok. 136 cm) umierali w szpitalu z większym prawdopodobieństwem - mężczyźni o 29%, a kobiety o 24% częściej - niż najwyżsi (o wzroście ok. 198 cm). W grupie najwyższych osób ryzyko zgonu w szpitalu wynosiło 21% dla mężczyzn i 17% dla kobiet. Badanie nie wskazało na związek przyczynowo-skutkowy, a na korelację. Często urządzenia i rurki umieszczane w ciele pacjenta występują tylko w jednym rozmiarze i nie da się ich łatwo dostosować do osób o różnych gabarytach - podkreśla dr Hannah Wunsch z Sunnybrook Hospital w Toronto. W pewnym momencie Kanadyjka zaczęła się więc zastanawiać, czy ograniczenia te mogą wpływać na opiekę nad pacjentami. Odkryliśmy, że nawet po wzięciu poprawki na czynniki, o których wiemy, że wpływają na ryzyko zgonu w szpitalu, nadal istnieje dość silna korelacja między wzrostem a śmiertelnością. Nie umiemy powiedzieć, co się właściwie dzieje. Możliwe, że wszystko, co robimy, może w pewien sposób [bardziej] szkodzić osobom niższym. Wunsch uważa więc, że planując terapię, lekarze powinni brać pod uwagę zarówno wagę, jak i wzrost pacjentów. W ramach studium ekipa Wunsch przeanalizowała dane z lat 2009-15, dot. pacjentów z 210 OIOM-ów z Wielkiej Brytanii. Objęły one 233 tys. mężczyzn i 184 tys. kobiet. U 45% zmierzono wzrost. Okazało się, że zwiększaniu wzrostu towarzyszył spadek śmiertelności. Choć za uzyskane wyniki mogą, oczywiście, odpowiadać różnice w leczeniu, nie zaobserwowano np. różnic w zgonach pacjentów mechanicznie wentylowanych, a podczas tych procedur wzrost jest brany pod uwagę (w respiratorze wprowadza się przynależną masę ciała - PBW - lub płeć i wzrost pacjenta). Autorzy raportu z pisma Intensive Care Medicine nie mogli określić, czy na wzrost wpłynęła choroba wieku dziecięcego, np. nowotwór, który może oddziaływać na długość życia. Nie brali też poprawki na różnice w opiece na poszczególnych OIOM-ach. Komentatorzy publikacji podkreślają, że wyniki nie są na tyle konkluzywne, by zmieniać praktykę kliniczną i że potrzeba dalszych badań w tej dziedzinie. « powrót do artykułu -
Chłopcy, którzy w ciągu pierwszych sześciu miesięcy życia szybko przybierają na wadze, wcześniej osiągają dojrzałość płciową. Jako młodzi dorośli są też wyżsi, mają bardziej rozwiniętą muskulaturę, wyższy poziom testosteronu i są silniejsi. W porównaniu do rówieśników, przeżywają inicjację seksualną w młodszym wieku i częściej przyznają się do współżycia w ubiegłym miesiącu, co oznacza większą liczbę partnerek w ciągu życia. Naukowcy z Northwestern University uważają, że wszystkie te zjawiska można wyjaśnić, odwołując się do działania testosteronu. Większość ludzi nie ma świadomości, że w pierwszym półroczu życia niemowlęta płci męskiej produkują w przybliżeniu tyle samo testosteronu, co dorosły mężczyzna. Przyglądaliśmy się przyrostowi wagi w tym szczególnym okienku czasowym wczesnego rozwoju, ponieważ w tym wieku poziom hormonu płciowego jest bardzo wysoki i pomaga w ukształtowaniu różnic między mężczyznami a kobietami – wyjaśnia autor studium antropolog prof. Christopher W. Kuzawa. Chłopcy, którzy szybko przybierają na wadze w 6-miesięcznym okresie, nie muszą się zmagać ze stresem żywieniowym. To dowód na to, że losy zdrowotne, a także losy podbojów miłosnych nie są zdeterminowane wyłącznie odziedziczonymi po przodkach genami. Jak można się było spodziewać, w ramach studium z udziałem Filipińczyków ustalono, że przeciętny mężczyzna był wyższy i bardziej muskularny od kobiet, a zakres różnic wydawał się wynikiem jakości odżywiania w pierwszych 6 miesiącach życia niemowlęcia płci męskiej. Od wielu lat zadajemy sobie pytanie, jak ważne są dziedziczność i środowisko jako czynniki wpływające na to, kim się stajemy. W ciągu ostatnich 20 lat dowiedzieliśmy się sporo o procesie zwanym plastycznością rozwoju, czyli sposobach reagowania organizmu na wydarzenia – np. stres i odżywienie - wczesnych etapów życia [plastyczność rozwoju polega na zmianie ekspresji poszczególnych genów płodu, przez co niekorzystne warunki środowiskowe ograniczają ich udział w prawidłowym rozwoju]. Wczesne doświadczenia mogą mieć permanentny wpływ na rozwój ciała, a ich efekty będą widoczne nawet w dorosłości. Istnieje dużo dowodów, że zjawisko to kształtuje ryzyko różnych chorób, takich jak zawał serca, cukrzyca i nadciśnienie [...]. Zespół Kuzawy wykazał, że męskie cechy (wzrost, masa mięśniowa i stężenie testosteronu) jako przeciwieństwo cech chorobowych także mają związek z plastycznością rozwoju. Innym sposobem rozumienia tego zjawiska jest stwierdzenie, że różnice międzypłciowe nie są trwale wdrukowane, ale podlegają wpływowi środowiska, zwłaszcza odżywiania. W studium uwzględniono 770 Filipińczyków w wieku od 20 do 22 lat, których losy śledzono przez całe życie. Wyniki wspólnych dociekań akademików z USA i Filipin opublikowano na łamach pisma Proceedings of the National Academy of Sciences.
- 7 odpowiedzi
-
- testosteron
- niemowlę
- (i 10 więcej)
-
Dzieci lubią łakocie i słodkie pokarmy, a rodzice doskonale o tym wiedzą. Okazuje się, że zjawisko to ma podłoże biologiczne i wiąże się z szybkim wzrostem, zwiększającym zapotrzebowanie energetyczne organizmu (Physiology & Behavior). Dzieci są zaprogramowane, by lubić słodki smak, ponieważ zaspokaja to potrzebę biologiczną, popychając je w kierunku źródeł energii – przekonuje dr Danielle Reed, genetyk z Monell Center. We wszystkich kulturach, w porównaniu do dorosłych, dzieci wolą słodsze dania i produkty. Zamiłowanie to zanika w okresie dojrzewania. Reed i Susan Coldwell z Uniwersytetu Waszyngtońskiego postanowiły zestawić preferencje smakowe ze wskaźnikami wzrostu i dojrzewania fizycznego. W ich eksperymencie wzięło udział 143 dzieci w wieku od 11 do 15 lat. Okazało się, że zwiększone zapotrzebowanie na słodycz towarzyszyło wysokiemu tempu wzrostu i spadało, gdy rozwój fizyczny zwalniał, a potem ulegał zahamowaniu. Na początku panie przeprowadziły wśród dzieci test smakowy. Na tej podstawie podzielono je na dwie grupy: 1) bardzo lubiących słodycz i 2) wykazujących słaby pociąg do słodkiego. U maluchów z drugiej grupy stwierdzono niski poziom biomarkera związanego ze wzrostem kości u dzieci i młodzieży: usieciowanego fragmentu N-terminalnego telopeptydu łańcucha α 2 kolagenu typu I (jest to produkt metabolizmu kolagenu typu I, a oznacza się go symbolem NTx). Dojrzewanie płciowe, w tym stężenie hormonów, wydaje się nie wpływać na pociąg do słodyczy. W przyszłości Amerykanki zamierzają zidentyfikować związany ze wzrostem czynnik, który oddziałuje na mózg, zwiększając "powinowactwo" do wszystkiego, co słodkie.
- 4 odpowiedzi
-
- Danielle Reed
- zapotrzebowanie energetyczne
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Oksygenaza hemowa-1 (ang. heme oxygenase-1, HO-1) wpływa na wzrost naczyń krwionośnych w łożysku oraz ustanowienie przepływu krwi pępowinowej. Zbyt niskie stężenia enzymu, uznawanego za jeden z najważniejszych cytoprotektantów o działaniu przeciwzapalnym i przeciwutleniającym, grożą zahamowaniem wzrostu płodu, a nawet jego śmiercią i poronieniem czy stanem przedrzucawkowym. Okazuje się, że u myszy niewielkie dawki tlenku węgla wspomagają działanie łożyska, gdyż gaz naśladuje działanie HO-1. Naukowcy z Uniwersytetu Ottona von Guerickego w Magdeburgu sprawdzali skuteczność terapii CO w przypadku ograniczenia wzrostu płodowego u myszy. Okazało się, że długoterminowe podawanie niewielkich dawek tlenku węgla (50 ppm) całkowicie eliminowało zgony płodów - następował spadek śmiertelności z 30 do 0%. [...] Inhalowanie niskich dawek tlenku węgla działa przeciwzapalnie. Ogranicza apoptozę, a także zwiększa w łożysku stężenie antyapoptycznej cząsteczki BAG-1 i czynnika wzrostu śródbłonka naczyniowego VEGF, który odpowiada za powstawanie nowych naczyń [angiogenezę] oraz naprawę starych - opowiada prof. Ana Claudia Zenclussen. Podczas terapii CO trzeba zachować daleko idącą ostrożność. Krótsze leczenie niższymi dawkami nie skutkuje, a aplikowanie wyższych dawek poprawia działanie łożyska, lecz szkodzi płodowi.
-
- łożysko
- krew pępowinowa
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Czynniki z dzieciństwa wpływają na gęstość sutka dorosłej kobiety
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Kobiety urodzone przez matki powyżej 39 r. r.ż. oraz wyższe i szczuplejsze od przeciętnej dziewczynki przed okresem dojrzewania mają wyższą gęstość piersi. Oznacza to podwyższone ryzyko rozwoju raka piersi (Breast Cancer Research and Treatment). Studium naukowców z Carlos III Health Institute (ISCIII) objęło próbę 3574 kobiet w wieku 45-68 lat. Wykorzystano dane zgromadzone w ramach badań przesiewowych, prowadzonych w 7 wspólnotach autonomicznych Hiszpanii: Aragonii, Kastylii i León, Katalonii, Galicii, Nawarze, Walencji i na Balearach. Podczas mammografii posłużono się projekcją pionową (tzw. kraniokaudalną, z wiązką wzdłuż pionowej osi sutka), która obrazuje centralną część gruczołu. Oceną gęstości mammograficznej zajmował się jeden radiolog. Bazował przy tym na 6-stopniowej skali Boyda (wg Boyda, na każdy 1% wzrostu zawartości gęstych struktur w mammogramie przypada 2-proc. wzrost ryzyka raka piersi). Informacje o wczesnych etapach życia zebrano podczas wywiadu. U 811 kobiet (23%) stwierdzono V stopień gęstości mammograficznej (powyżej 50%), a u 5% próby VI (gęstość przekraczała 75%). U kobiet urodzonych przez matki mające więcej niż 39 lat, a także u dziewczynek wyższych i szczuplejszych przed pokwitaniem od przeciętnej rówieśnicy w dorosłości częściej występowała wyższa gęstość mammograficzna piersi. Niższa gęstość współwystępowała z wyższą wagą przedpokwitaniową, niską wagą urodzeniową i wcześniejszą pierwszą miesiączką. -
Bakteryjne biofilmy rozszerzają się, zajmując coraz większą powierzchnię szkliwa czy cewnika, wykorzystując do tego macierz pozakomórkową (ang. extracellular matrix, ECM). "Podkręca" ona ciśnienie osmotyczne w jego obrębie, prowadząc do pobierania z zewnątrz wody i wzrostu objętości. Naukowcy z Uniwersytetu Harvarda ustalili, że mechanizm ten może prowadzić nawet do 5-krotnego skoku promienia niektórych biofilmów w ciągu zaledwie doby (PNAS). Nasze studium zadaje kłam popularnemu obrazowi biofilmów jako osiadłych społeczności, pokazując, jak jego komórki współpracują, by skolonizować jakąś powierzchnię - podkreśla Agnese Seminara. Na podstawie składu i antybiotykooporności wyróżniono kilka rodzajów biofilmów. Dotąd jednak nie wiedziano, jaką funkcję w zakresie ruchu komórek na zewnątrz spełniają wici oraz ECM. Choć obecność wici wiązano z większą zdolnością do poruszania się, najnowsze badania Amerykanów pokazały, że w nieznacznym stopniu sprzyjają powstawaniu biofilmu. Gdy zespół Seminary wyhodował zmutowane bakterie pozbawione wici, rozprzestrzeniały się niemal z taką samą prędkością, co niemodyfikowane mikroorganizmy typu dzikiego. Kiedy jednak mutanty nie były w stanie wydzielać ECM, wzrost biofilmu został powstrzymany. Amerykanie prowadzili badania na laseczkach siennych (Bacillus subtilis), występujących pospolicie zwłaszcza w glebie. Spekulowali, że istnieje związek między rozrostem biofilmu a zapotrzebowaniem na składniki odżywcze. Ponieważ biofilmy wchłaniają je za pomocą powierzchni wchodzącej w kontakt ze środowiskiem, wzrost w pionie może zachodzić wyłącznie do osiągnięcia określonego stosunku powierzchni do objętości. Potem nie da się odpowiednio odżywić każdej komórki, dlatego trzeba się rozciągnąć na boki. Ostateczna zmiana kształtu biofilmu zależy od wchłaniania wody pod wpływem zwiększonego ciśnienia osmotycznego i rozchodzenia komórek w poziomie. Seminara i Michael Brenner stworzyli również model matematyczny, który odzwierciedlał wiele poczynionych obserwacji. Udało się wyznaczyć krytyczny moment, kiedy zaczyna się horyzontalny ruch masy. Rodzi się naturalne w tej sytuacji pytanie: czy bakterie aktywnie kontrolują ekspansję biofilmu i mogą go skierować do wybranych celów? Odpowiedź dotyczącą manipulowania środowiskiem przez mikroby poznamy jednak dopiero po zakończeniu kolejnych badań...
-
- biofilm
- ciśnienie osmotyczne
- (i 6 więcej)
-
By w czasie rozwoju mózgu muszek owocowych utrzymać barierę krew-mózg w nietkniętym stanie, tworzące ją komórki gleju zwielokrotniają liczbę chromosomów w jądrze, czyli przechodzą poliploidyzację (Genes and Development). Naukowcy z Instytutu Badań Biomedycznych Whiteheada stwierdzili, że gdy mózg larw owocówek rośnie, instruuje komórki gleju okołoneuronalnego, by tworzyły kopie genomów. Sądzimy, że może to być taka sama strategia rozwojowa jak w innych kontekstach, gdy trzeba szczelnej warstwy zewnętrznej, a organ musi urosnąć [jak ma to np. miejsce w przypadku ludzkiego łożyska czy skóry] - podkreśla Terry Orr-Weaver. Poliploidyzacja to doskonały sposób, bo pozwala na zwiększenie rozmiarów tworzących barierę komórek bez pełnego podziału. Podział mógłby rozerwać ścisłe połączenia między komórkami, a to, jak można się domyślić, byłoby prawdziwą katastrofą. Kiedy Yingdee Unhavaithaya, jeden z członków zespołu, blokował tworzenie kopii chromosomów w gleju larw muszek owocowych, podczas wzrostu mózgu dochodziło do rozpadu bariery krew-mózg. Glej nie był w stanie dostosować się do wzrostu ochranianego narządu. Poliploidyzacja jest na tyle elastyczna, że może się zaadaptować nawet do nietypowego wzrostu mózgu, np. w związku z nowotworami, i bariera krew-mózg zachowuje swoją integralność. Amerykanie podkreślają, że w jakiś sposób rosnąca masa mózgu informuje glej, że należy zwiększać ploidię, ale tylko w stopniu koniecznym do utrzymania ścisłych połączeń między komórkami. Unhavaithaya uważa, że przeprowadzone eksperymenty rzucają nieco światła na organogenezę. Widzimy, jak różne tkanki próbują wspólnie stworzyć narząd właściwej wielkości. Jednym ze sposobów jest otrzymanie instrukcji z rosnącej tkanki, aby pozostałe mogły odpowiednio przeskalować własną wielkość, dostosowując się do proporcji tkanek w organizmie.
- 1 odpowiedź
-
- poliploidyzacja
- ploidia
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Im bardziej wpływowa osoba, tym wyższa wydaje się sama sobie - twierdzą amerykańscy psycholodzy. W świetle wyników ich badań Napoleon Bonaparte powinien uważać się za człowieka dość słusznego wzrostu i tak zapewne było... Przed przystąpieniem do każdego z 3 eksperymentów dotyczących oceny wzrostu Michelle Duguid z Uniwersytetu Waszyngtona w St Louis i Jack Goncalo z Uniwersytetu Cornella wywoływali u badanych poczucie mocy. W pierwszym eksperymencie naukowcy prosili niektórych ochotników, by przypomnieli sobie sytuację, gdy mieli nad kimś władzę, a innym polecili, by przywołali wspomnienia bycia rządzonym przez drugą osobę. Później wszyscy mieli ocenić swój wzrost w porównaniu do tyczki (była tak przycięta, by długość dokładnie o 0,5 m przekraczała wzrost badanego). Ludzie utwierdzani w poczuciu mocy uważali, że bliżej im do wymiarów tyczki, niż wskazywałyby na to liczby. W drugim badaniu utworzono pary: jeden z wolontariuszy był menedżerem, drugi szeregowym pracownikiem. Później w kwestionariuszu należało wpisać swój wzrost. Okazało się, że zarządzająca osoba z tandemu zawyżała wpisy. W 3. i ostatnim eksperymencie Duguid i Goncalo znowu prosili ochotników o przypomnienie sobie sytuacji rządzenia i poddawania się czyjejś woli. Potem badani mieli wybrać dla siebie awatar w grze Second Life. Osoby z grupy z primingiem mocy decydowały się na wyższe postaci. Skoro ktoś czuje się wyższy, zajmując istotne stanowisko, sytuację można odwrócić. Kontrola fizycznego położenia może być stosunkowo niedrogą i nieinwazyjną metodą dodawania komuś mocy i fundamentalnej zmiany stanu psychicznego.
-
- wzrost
- stanowisko
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z Uniwersytetu Yale znaleźli sposób na monitorowanie wzrostu wyhodowanych naczyń po przeszczepieniu do organizmu chorego. Metoda bazuje na rezonansie magnetycznym i nanocząstkach. Wcześniej nie było sposobu na śledzenie, jak wyhodowane w laboratorium tkanki rosną w ciele po zaimplantowaniu. Dr Christopher K. Breuer ma nadzieję, że dzięki odkryciu jego zespołu w przyszłości naczynia z własnego materiału biologicznego pacjenta będą spersonalizowane - zaprojektowane z myślą o konkretnej anomalii sercowo-naczyniowej czy chorobie. Podczas eksperymentów Amerykanie posłużyli się dwiema grupami komórek, z których uzyskali naczynia krwionośne. W pierwszej grupie komórki oznakowano środkiem kontrastowym do obrazowania metodą rezonansu magnetycznego. Komórek z drugiej grupy nie modyfikowano w żaden sposób. Powstałe naczynia wszczepiono myszom. Zespół Breuera chciał sprawdzić, czy naczynia utworzone z komórek znakowanych kontrastem będą widoczne podczas MRI i czy zabieg ten nie wpływa niekorzystnie na komórki albo działanie naczyń. Tak jak się spodziewano, komórki znakowane kontrastem było widać na skanach, podczas gdy zadanie śledzenia komórek z grupy kontrolnej okazało się niewykonalne.
-
- hodowla
- naczynia krwionośne
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W osoczu krwi pytona tygrysiego występuje kombinacja kwasów tłuszczowych, która prowadzi do fizjologicznego wzrostu objętości serca. Wąż wykorzystuje to zjawisko do skuteczniejszego rozprowadzania związków odżywczych pojawiających się w organizmie po rzadkich posiłkach. Naukowcy uważają, że u ludzi można by je zaprzęgnąć do wzmocnienia mięśnia sercowego uszkodzonego przez zawał. Przerost mięśnia sercowego jest zazwyczaj kojarzony ze stanem chorobowym, np. nieleczonym nadciśnieniem. Często następuje bliznowacenie, co obniża zdolność kardiomiocytów do wchłaniania składników odżywczych. Pod wpływem wysiłku fizycznego u osoby uprawiającej sport wydziela się insulinopodobny czynnik wzrostu 1 (IGF-1), który powoduje, że serce powiększa się, by zaspokoić wyższe zapotrzebowanie na tlen. Warto nadmienić, że tego typu powiększenie nie wiąże się z bliznowaceniem. Jeśli w ramach treningu stosowane są odpowiednio intensywne wysiłki i trening trwa dostatecznie długo, w sercu mogą się rozwinąć zmiany morfologiczne. Dotyczą one objętości jam serca, grubości ścian itp. Mówimy wtedy o tzw. sercu sportowym czy wytrenowanym. Podobne zjawiska występują w organizmie pytona tygrysiego. Po posiłku jego serce niemal podwaja swoją wielkość. Wzrost wielkości nie ma jednak skutków ubocznych i jest odwracalny. Po jedzeniu we krwi pytona tygrysiego pojawiają się różne kwasy tłuszczowe. Leslie Leinwand z University of Colorado w Boulder podejrzewała, że to zapewne niektóre z nich prowadzą do fizjologicznego powiększenia serca. Jej zespół postanowił sprawdzić, czy wzbogacona krew zadziała tak samo na komórki innych zwierząt. Podczas eksperymentu w warunkach in vitro pokryto szczurze kardiomiocyty osoczem niedawno nakarmionego pytona. Okazało się, że wytwarzały one większe ilości IGF-1 i rozrastały się. Komórki skuteczniej radziły sobie z przetwarzaniem tłuszczów i miały szybszy metabolizm. Pod wpływem gadziej plazmy szczurze kardiomiocyty produkowały mniej czynnika jądrowego aktywowanych limfocytów T (ang. nuclear factor of activated T-cells), białka wytwarzanego przez serce w stanie stresu. Zaobserwowane efekty nie powinny dziwić w kontekście tego, co biolodzy stwierdzili wcześniej. Badając pytona zauważyli, że wzrostowi serca nie towarzyszy namnażanie komórek. Mimo wysokiego stężenia krążących lipidów, po posiłku u węża nie dochodzi do akumulacji trójglicerydów czy kwasów tłuszczowych. Zamiast tego silnemu pobudzeniu ulegają ścieżki transportu kwasów tłuszczowych i utleniania, rośnie też ekspresja i aktywność dysmutazy ponadtlenkowej - enzymu znanego z działania kardioochronnego. Próbując zidentyfikować kwasy tłuszczowe odpowiedzialne za korzystne efekty, Amerykanie wskazali 3 kandydatów. Przygotowany z nich koktajl wstrzykiwano zdrowym myszom oraz pytonom. Po tygodniu ich serca były powiększone, ale nie wykazywały symptomów bliznowacenia. W przyszłości Leinwand zamierza sprawdzić, czy zidentyfikowane kwasy z osocza pytona spowolnią obumieranie komórek w sercach myszy z chorobami serca.
-
- zawał
- fizjologiczny
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Zidentyfikowano dwie różne formy autyzmu. W jednej postaci dochodzi do powiększenia mózgu (chorują wyłącznie chłopcy, u których regresja zachodzi przeważnie po 18. miesiącu życia), a w drugiej układ odpornościowy nie działa prawidłowo. Przełomowe odkrycia zaprezentowano na Asia Pacific Autism Conference w Perth. Naukowcy z należącego do Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis MIND Institute rozpoczęli przed 5 laty Autism Phenome Project (fenom to zbiór wszystkich fenotypów, w tym wypadku choroby; termin utworzono analogicznie do wyrazów typu genom, metabolom itp.). Amerykanie badali wzrost mózgu, oddziaływania środowiskowe oraz geny 350 dzieci w wieku 2-3,5 roku. Społeczność naukowa porównuje odkrycia Kalifornijczyków do zidentyfikowania w latach 60. ubiegłego wieku różnych rodzajów nowotworów. Wiedza, że są one specyficzne dla różnych narządów, pozwoliła opracować lepsze metody leczenia. Teraz podobne nadzieje pojawiają się w odniesieniu do autyzmu. Prof. David Amaral z MIND Institute podkreśla, że jego zespołowi zależy na tym, by kiedyś dało się nie tyle stwierdzić, że dziecko ma autyzm, ale że ma autyzm określonego rodzaju: typu A, B lub C. Tylko takie postępowanie stanowiłoby gwarancję zindywidualizowanej terapii. Jeśli dziecko ma np. immunologiczną postać autyzmu, chcielibyśmy raczej manipulować jego układem odpornościowym niż wypróbowywać coś innego, co może mieć związek z działaniem synaps w mózgu. Prawdopodobnie istnieje więcej podtypów autyzmu. W przyszłości lekarze będą więc pracować nie na pojedynczym, ale na całym panelu markerów diagnostycznych. Wyłonienie typu autystycznego z dużym mózgiem potwierdza wcześniejsze spostrzeżenia, że u niektórych dzieci z autyzmem mózg wydaje się rosnąć przez pierwsze lata za szybko, a potem następuje faza plateau.
- 1 odpowiedź
-
- David Amaral
- wzrost
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Gdy niektóre rośliny zostaną uszkodzone przez żerujące zwierzęta, zaczynają rosnąć szybciej, stają się większe i odnoszą większy sukces reprodukcyjny niż w sytuacji, gdyby ich to nie spotkało. Biolodzy z Illinois odkryli, że dzieje się tak dzięki procesowi zwanemu endoreduplikacją. Pod wpływem traumy komórki roślinne zwiększają ilość DNA, nie przechodząc mitozy (Ecology). Jeśli rozmawiasz z biologami molekularnymi, mogą wiedzieć, czym jest endoreduplikacja, ale żadne z wcześniejszych badań nie spoglądało na nią z perspektywy sukcesu reprodukcyjnego całej rośliny. My próbowaliśmy połączyć jedno z drugim […] – wyjaśnia doktorant Daniel Scholes, który pracował pod nadzorem prof. Kena Paige'a. Amerykanie prowadzili eksperymenty na rzodkiewnikach pospolitych (Arabidopsis thaliana), czyli roślinach zielnych należących do rodziny kapustowatych, które w pewnych typach komórek wielokrotnie duplikują chromosomy. Początkowo w komórce znajduje się 10 chromosomów (po 5 od każdego rodzica), ale po jakimś czasie rekordzistki zawierają nawet 320 chromosomów. Scholes i Paige porównywali DNA dwóch kultywarów rzodkiewnika (kultywar to wyraźnie wyodrębniona, trwała odmiana hodowlana). W każdej z dwóch grup znajdowało się 160 okazów. Naukowcy symulowali działania zwierząt roślinożernych, obrywając połowie pęd centralny. Kultywar Columbia odżywał po wyskubaniu: odtwarzał pędy, liście i wytwarzał więcej nasion od nieuszkodzonych okazów. W przypadku drugiego kultywaru Landsberg erecta po uszkodzeniu tempo wzrostu się nie zmieniało i rośliny wytwarzały mniej nasion. Gdy biolodzy porównali liczbę chromosomów przed i po wyskubaniu pędu centralnego, zauważyli, że u Columbii dochodziło do przyspieszenia endoreduplikacji, a u L. erecta nie. Sądzimy, że sprzyja to sukcesowi reprodukcyjnemu Columbii – podkreśla Paige. Amerykanie uważają, że dodatkowy materiał genetyczny pozwala nasilić produkcję białek potrzebnych do wzrostu i rozmnażania, poza tym większa ilość DNA oznacza większe komórki. Wzrost wielkości pojedynczych komórek może ostatecznie prowadzić do wzrostu rozmiarów całej rośliny. Zwykle zakładamy, że jesteśmy uwięzieni w tym, co odziedziczyliśmy, ale odkryliśmy, że rośliny powiększają swój stan posiadania i po raz pierwszy zaczynamy rozumieć, jak to robią i dlaczego – podsumowuje Scholes.
-
- wzrost
- sukces reprodukcyjny
- (i 7 więcej)
-
Wyżsi ludzie są w większym stopniu zagrożeni różnymi nowotworami. Studium naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego zademonstrowało, że u kobiet na każde dodatkowe 10 cm wzrostu przypada wzrost ryzyka nowotworu o ok. 16% (The Lancet Oncology). Wcześniejsze badania wykazywały, że istnieje związek między wzrostem a ryzykiem nowotworów, lecz to najnowsze rozszerzyło spostrzeżenia na większą liczbę chorób, a także na kobiety różniące się stylem życia i pod względem możliwości ekonomicznych. Wykazaliśmy, że związek między wzrostem a podwyższonym ogólnym ryzykiem nowotworów jest podobny w wielu różnych populacjach z Azji, Australazji, Europy i Ameryki Północnej. Związek między wzrostem a ryzykiem nowotworu wydaje się taki sam dla wielu różnych rodzajów nowotworów, a także u różnych ludzi. Sugeruje to istnienie wspólnego podstawowego mechanizmu, który działa na wczesnych etapach życia, być może gdy ludzie rosną – wyjaśnia dr Jane Green. Aby określić wpływ wzrostu na ogólne ryzyko nowotworów oraz na ryzyko nowotworów określonego typu, zespół Green analizował związki między wzrostem, czynnikami ryzyka nowotworów i częstością występowania nowotworów w ramach brytyjskiego Million Women Study, które w latach 1996-2001 objęło 1,3 mln kobiet w średnim wieku. Ich losy śledzono średnio przez dekadę i w tym czasie zdiagnozowano 97 tys. nowotworów. Wraz ze wzrostem zwiększało się zarówno ogólne ryzyko nowotworów, jak i nowotworów konkretnego rodzaju, w tym raka sutka, jajników, macicy, jelita grubego, a także białaczki i czerniaka złośliwego. Na razie nie wiadomo, w jaki sposób wzrost miałby zwiększać ryzyko nowotworu. Sugerowano, że w grę wchodzą oddziaływania środowiskowe, takie jak dieta czy infekcje w dzieciństwie, oraz poziom hormonu wzrostu. Jako że średnia wzrostu powiększyła się w XX w., wyniki uzyskane przez zespół z Oksfordu pomagają wyjaśnić, czemu w tym samym czasie nastąpił skok zachorowalności na nowotwory. Na pocieszenie dr Green dodaje, że większy wzrost to nie tylko minusy, ponieważ wcześniej wykazano, że obniża on ryzyko innych chorób, np. serca.
- 1 odpowiedź
-
- dr Jane Green
- kobiety
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wystawienie podczas życia płodowego na oddziaływanie nawet niewielkich ilości pewnych pestycydów wiąże się najprawdopodobniej ze zmniejszeniem wagi urodzeniowej. Zespół z Centrum Zdrowia Publicznego w Walencji zbadał pod kątem pozostałości pestycydów krew pępowinową 494 noworodków, które przyszły na świat w latach 2003-2006. Hiszpanie skupili się na DDT oraz trzech innych węglowodorach chlorowanych: heksachlorobenzenie (HCB), DDE i β-heksachlorocykloheksanie (β-HCH). Obecnie te pestycydy starszego typu są zakazane w wielu krajach rozwiniętych (w kontekście Konwencji Sztokholmskiej mówi się nawet o "parszywej dwunastce"). Mimo to są nadal obecne w środowisku, ponieważ np. DDT akumuluje się w łańcuchu pokarmowym oraz tkance tłuszczowej ludzi i zwierząt (stąd jego obecność w nabiale i tłustych rybach). Z czasem rozkłada się do DDE i DDD, które mają podobne właściwości fizyczne oraz chemiczne co ono. Maria-Jose Lopez-Espinosa i jej zespół wyliczyli, że każdy 10-krotny wzrost stężenia jakiegokolwiek z 4 badanych pestycydów we krwi pępowinowej oznacza wagę urodzeniową obniżoną o 0,05-0,1 kg. Dodatkowo okazało się, że wyższe stężenia DDT zmniejszają obwód głowy, a HCB wiąże się ze zmniejszeniem długości ciała dziecka przy narodzinach. Przy stężeniu DDT powyżej wartości środkowej (mediany) dzieci miały obwód głowy o 0,1 cm mniejszy od noworodków z poziomem DDT poniżej mediany. W przypadku heksachlorobenzenu każdy 10-krotny wzrost stężenia we krwi pępowinowej wiązał się ze spadkiem długości urodzeniowej o 0,2 cm. Wszystkie 4 pestycydy chloroorganiczne powiązano ze zmniejszeniem wagi urodzeniowej. Na razie nie udowodniono, że to pestycydy upośledzają wzrost płodu. Mimo to Hiszpanie potrafią wskazać mechanizm, za pośrednictwem którego pestycydy mogłyby ograniczać rozwój płodu. Sugerują oddziaływanie na hormony tarczycy. Trzeba zaznaczyć, że badane kobiety miały w ciąży umiarkowaną styczność z węglowodorami chlorowanymi, dlatego ewentualny związek między rozmiarami noworodków a pestycydami nie oddaje skutków ekstremalnej ekspozycji.
-
- Maria-Jose Lopez-Espinos
- noworodki
- (i 6 więcej)
-
Naukowcy z Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health zidentyfikowali u schwytanych komarów bakterię, której obecność hamuje rozwój zarodźca sierpowego (Plasmodium falciparum), czyli pierwotniaka wywołującego u ludzi malarię. Amerykanie ujawniają, że bakteria stanowi naturalną część mikroflory komarzego przewodu pokarmowego. Zabija pierwotniaka, wytwarzając reaktywne formy tlenu (RFT). Wcześniej wykazaliśmy, że bakterie z jelita środkowego komara mogą aktywować układ odpornościowy i w ten sposób niebezpośrednio ograniczać rozwój pasożyta. W najnowszym studium zademonstrowaliśmy, że produkując w przewodzie pokarmowym wolne rodniki, pewne bakterie potrafią bezpośrednio blokować zarodźce malarii – wyjaśnia dr George Dimopoulos. Jesteśmy podekscytowani tym odkryciem, ponieważ może ono pomóc w wyjaśnieniu, czemu komary z tego samego gatunku i szczepu różnią się pod względem oporności na pasożyta. Wiedzę tę warto wykorzystać, opracowując metody zapobiegania szerzeniu się malarii. Ekspozycja na naturalną bakterię z rodzaju Enterobacter sprawiałaby, że owady stawałyby się oporne na zakażenie Plasmodium. W ramach eksperymentu naukowcy wyizolowali bakterię z jelita środkowego komarów z rodzaju Anopheles. Schwytano je w pobliżu uniwersyteckiego Instytutu Badań nad Malarią w Macha w Zambii. Specyficzny szczep bakteryjny znaleziono u ok. 25% owadów. Studia laboratoryjne wykazały, że bakteria ograniczała wzrost Plasmodium o 99% i to zarówno w przewodzie pokarmowym komara, jak i w hodowlach zarodźców. Większe dawki bakterii wywierały silniejszy wpływ.
-
- wzrost
- mikroflora
- (i 7 więcej)
-
Bakterie są w stanie rosnąć w warunkach grawitacji 400 tys. razy większej niż na Ziemi. Japońscy naukowcy uważają, że ich wyniki uprawomocniają hipotezę panspermii Arrheniusa, zgodnie z którą życie na naszej planecie pochodzi z kosmosu, a przetrwalniki bakterii przybyły np. na komecie czy meteoroidzie. Badaniami kierował Shigeru Deguchi z Japan Agency for Marine-Earth Science and Technology. Akademicy zastosowali ultrawirówkę. Ponieważ osiąga ona nawet ponad kilkadziesiąt tysięcy obrotów na minutę, można dzięki niej odtwarzać warunki hipergrawitacyjne. W urządzeniu umieszczono 4 gatunki bakterii i drożdże Saccharomyces cerevisiae. Okazało się, że choć gdy ciążenie wzrastało, mikroorganizmy zbijały się grupy, nie wpływało to na tempo ich wzrostu. Dwa z gatunków bakteryjnych, Paracoccus denitrificans i pałeczka okrężnicy (Escherichia coli), nadal świetnie się namnażały przy grawitacji rzędu 403627 g. Poza E. coli i P. denitrificans testowano także Gram-ujemne hodowle Shewanella amazonensis, a także Gram-dodatnie Lactobacillus delbrueckii. Specjaliści uważają, że 2 wyżej wymienione gatunki tak świetnie sobie radziły ze względu na rozmiary i budowę. Im mniejszy organizm, tym mniejsza wrażliwość na siły grawitacyjne. Komórki bakteryjne (prokariotyczne) nie zawierają jądra oraz innych organelli o podwójnych błonach, np. mitochondriów; struktury o pojedynczych błonach również występują w ograniczonym stopniu. To istotne, ponieważ przy podwyższonej grawitacji ulegają one zbijaniu i sedymentacji, a ostatecznie są wyłączane. Na razie Japończycy nie wiedzą, czemu niektóre bakterie są bardziej oporne na efekty hipergrawitacji.
-
- namnażanie
- wzrost
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nie wszystkie mieszanki mleczne dla niemowląt tak samo wpływają na przyrost wagi. Ma to spore znaczenie z punktu widzenia chorób, z którymi dzieci mogą się w przyszłości zmagać. W grę wchodzą np. otyłość czy cukrzyca (Pediatrics). Wydarzenia z wczesnych etapów życia wywierają długoterminowy wpływ na zdrowie, a jednym z najważniejszych oddziaływań jest tempo wzrostu. Wiemy już, że dzieci karmione preparatami mleka w proszku szybciej przybierają na wadze od niemowląt karmionych piersią. Nie mieliśmy jednak pojęcia, czy to prawda w przypadku wszystkich rodzajów odżywek – tłumaczy dr Julie Mennella, psychobiolog rozwojowy z Monell Chemical Senses Center. Amerykanie przypominają, że większość mieszanek mlekozastępczych bazuje na białkach mleka krowiego, dostępne są jednak mleka sojowe i hydrolizaty. W preparatach o wysokim stopniu hydrolizy białka mleka krowiego poddaje się hydrolizie, by obniżyć ich właściwości alergenowe. U dorosłych wstępnie strawione białka w jelicie wskazują na koniec posiłku, co ogranicza liczbę spożywanych kalorii. Stąd pomysł, że niemowlęta, którym podaje się hydrolizaty, będą jeść mniej. Ich wzorzec wzrostu powinien być też inny niż w przypadku dzieci spożywających preparaty na bazie mleka krowiego. W ramach studium 2-tygodniowe dzieci losowano do jednej z dwóch grup. W efekcie do grupy przez 7 miesięcy stosującej preparaty mlekozastępcze na bazie białek mleka krowiego trafiło 35 noworodków, a do grupy hydrolizatowej 24. Obie mieszanki zapewniały tyle samo kalorii, ale hydrolizat zawierał więcej białek, w tym więcej małych białek i wolnych aminokwasów. Podczas eksperymentu dzieci raz w miesiącu ważono w laboratorium, w którym również je filmowano podczas jedzenia przypisanej im mieszanki. Karmienie kontynuowano do momentu, aż niemowlę sygnalizowało, że jest syte. Okazało się, że w ciągu 7 miesięcy dzieci karmione hydrolizatami wolniej przybierały na wadze niż rówieśnicy z grupy mleka krowiego. Obie grupy nie różniły się jednak pod względem wzrostu. Kiedy dane zestawiono z normami dotyczącymi niemowląt karmionych piersią, wyszło na jaw, że przyrost wagi dzieci karmionych hydrolizatami był z nimi porównywalny. Dzieci karmione mieszankami na bazie białek mleka krowiego przybierały zaś na wadze szybciej. Analiza filmów nagranych podczas wizyt w laboratorium pokazała, że niemowlęta pijące hydrolizaty zjadały podczas posiłku mniej pokarmu. Mennella podkreśla, że teraz należy odpowiedzieć na pytanie, czemu oseski karmione odżywkami krowimi są przekarmiane.
-
- białka mleka krowiego
- hyrolizat
- (i 7 więcej)
-
Zmiany epigenetyczne napędzają efekt jo-jo
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Zestresowane myszy, które były w przeszłości na diecie odchudzającej, jedzą więcej pokarmów o wysokiej zawartości tłuszczu niż w podobnym stopniu zdenerwowane gryzonie, które nigdy się nie odchudzały (a właściwie nigdy nie były odchudzane). Wg amerykańskich naukowców, odkrycie to sugeruje, że umiarkowane diety zmieniają sposób, w jaki mózg reaguje na stres i mogą sprawiać, że ich zwolennicy stają się de facto bardziej podatni na wzrost wagi (The Journal of Neuroscience). Podczas gdy już od jakiegoś czasu wiadomo, że ograniczenie przez całe życie liczby dostarczanych organizmowi kalorii może spowodować, że zwierzę o połowę przeżyje swoich dobrze odżywionych pobratymców, badacze nie mają pojęcia, jakie są długoterminowe konsekwencje wdrażania co pewien czas diet naprawczych. W ramach studium zespół dr Tracy Bale z Uniwersytetu Pensylwanii analizował zachowanie i poziom hormonów u myszy, którym podawano pokarmy o zmniejszonej kaloryczności. Gdy po 3 tygodniach waga gryzoni spadła o 10-15%, okazało się, że w ciele wzrosło stężenie hormonu stresu kortykosteronu (działa on podobnie do kortyzolu), poza tym zwierzęta przejawiały zachowania depresyjne. Akademicy stwierdzili także, że zmieniła się aktywność kilku genów regulujących reakcje na stres i jedzenie. Nawet kiedy myszy wracały do swojej wagi, zmiany epigenetyczne (wzorzec przyłączonych do genów grup metylowych -CH3) nadal się utrzymywały. Aby sprawdzić, czy i ewentualnie jak wpłynie to na zachowanie, naukowcy stresowali myszy i monitorowali, ile tłustych pokarmów jedzą. Te, które były wcześniej na restrykcyjnej diecie, spożywały więcej tłustych pokarmów od innych myszy. Opisane wyniki sugerują, że stosowanie diety nie tylko zwiększa stres, utrudniając osiągnięcie sukcesu, ale i reprogramuje odpowiedź mózgu na przyszły stres oraz emocjonalny pociąg do jedzenia – podkreśla Bale. -
Wyższym mężczyznom bardziej zagraża rak jądra. Dr Michael Blaise Cook z Narodowego Instytutu Nowotworów w Maryland przeanalizował z zespołem dane ponad 10 tys. panów. Okazało się, że każde dodatkowe 5 cm powyżej przeciętnej zwiększa ryzyko wystąpienia tej choroby aż o 13%. Autorzy badania podkreślają, że choć natrafiono na ślad związku, nadal nie wiadomo, jakim sposobem większy wzrost miałby modyfikować jednostkowe ryzyko rozwoju raka (British Journal of Cancer). Ogólne ryzyko populacyjne zachorowania na raka jądra jest niewielkie, więc nawet w przypadku osób wysokich powinno ono pozostać stosunkowo małe. Wg ekspertów, o wiele ważniejsze są inne czynniki, w tym rodzinna historia choroby oraz dziedziczenie wadliwych genów (odpowiadają one za 20% szacowanego ryzyka). Nie wolno też zapominać o wpływie wieku, rasy – najczęściej chorują biali mężczyźni - czy wnętrostwie (niezstąpieniu jąder do moszny). Dane analizowane przez ekipę Cooka pochodziły z 13 różnych studiów. Wszystkie przeprowadzono w ciągu ostatniej dekady. Każde uwzględniało zarówno informacje dotyczące epidemiologii, jak i wzrostu mężczyzn z próby. Naukowcy sprawdzali, czy istnieje związek między zapadalnością na raka jądra a wagą i wzrostem. Nie znaleziono powiązań z wagą, lecz w grupie wyższych mężczyzn rzeczywiście częściej diagnozowano wspominaną chorobę.
- 1 odpowiedź
-
- dr Michael Blaise Cook
- ryzyko
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ostatnie badania przeprowadzone przez Argonne National Laboratory i Carnegie Institution pozwolą na znaczne udoskonalenie nanomateriałów. To z kolei przyczyni się do powstania lepszych ogniw słonecznych, czujników czy urządzeń do obrazowania medycznego. Uczeni opracowali bowiem technikę umożliwiającą obserwowanie tworzenia się nanocząsteczek w czasie rzeczywistym. Wzrost nanokryształów to fundament nanotechnologii. Zrozumienie tego procesu pozwoli na precyzyjne dopasowywanie i tworzenie nanocząsteczek o fascynujących właściwościach - mówi Yugang Sun, chemik z Argonne. Wygląd i zachowanie się nanocząstek zależy od ich kształtu, wielkości, teksktury i właściwości chemicznych powierzchni. Te cech są kształtowane podczas wzrostu, dlatego też tak ważną rzeczą jest możliwość obserwowania nanokryształów podczas tworzenia się. Dokładne kontrolowanie nanocząsteczek jest bardzo trudne. A jeszcze trudniejsze jest wyprodukowanie takich samych nanocząstek podczas dwóch procesów produkcyjnych, gdyż wciąż nie posiadamy zbyt wielu informacji o warunkach ich kształtowania się. Temperatura, ciśnienie, wilgotność, obecność zanieczyszczeń - wszystkie one mają wpływ na wzrost nanocząstek, a wciąż odkrywamy nowe czynniki - dodaje Sun. Możliwość prowadzenia obserwacji jest konieczna do określenia wszystkich wspomniany czynników. Problem jednak w tym, że mikroskopia elektronowa, używana do obserwacji w skali nano, wymaga zastosowania próżni. A wiele nanokryształów rośnie w środowisku płynnym. Dotychczas możliwe było zastosowanie pewnych technik pozwalających na obserwację, jeśli grubość warstwy płynu nie przekraczała 100 nanometrów, jednak to technika bardzo niedoskonała, gdyż takie warunki odbiegają od warunków, w jakich rosną nanokryształy. Teraz amerykańscy naukowcy wykorzystali bardzo intensywane promieniowanie X do obserwacji wzrostu kryształów. Co prawda promienie X wpływają na ten proces, jednak po długotrwałym naświetlaniu, a zatem jest wystarczająco dużo czasu, by bez obawy zakłócenia wzrostu przyjrzeć się, jak powstają nanokryształy.
- 2 odpowiedzi
-
- nanokryształy
- nanocząstki
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Podczas eksperymentów na myszach udało się ograniczyć wzrost guza w terminalnej fazie nowotworu. Wykorzystane przeciwciała wiążą się wyłącznie z receptorami zlokalizowanymi na zdrowych, a nie nowotworowych komórkach. Chodzi o płytkowo-śródbłonkowy czynnik adhezyjny 1 (ang. platelet endothelial cell adhesion molecule 1), który występuje na komórkach śródbłonka narządów wewnętrznych i naczyń krwionośnych. To zarówno nieoczekiwane, jak i antyintuicyjne, że receptor, do którego ekspresji dochodzi w prawidłowych komórkach nabłonka, odgrywa istotną rolę w organizowaniu postępów choroby nowotworowej z przerzutami – uważa Robert Debs z California Pacific Medical Center Research Institute w San Francisco. Co ważne, dzięki opisywanej metodzie niektóre guzy udało się nawet zmniejszyć. Teraz zespół Debsa chce ustalić, w jaki sposób maskowanie receptorów zaburza sygnały kierujące wzrostem nowotworu. Podczas eksperymentów na modelu mysim przeciwciała zahamowały utratę wagi, zanik mięśni i zmniejszyły zmęczenie, ograniczyły zatem objawy kacheksji, czyli wyniszczenia nowotworowego. Okazały się skuteczne w przypadku przerzutów nowotworów piersi, płuc i jelita grubego oraz czerniaka złośliwego. Nie sprawdziły się zaś na wcześniejszych etapach choroby. Oznacza to, że zaburzają proces, który pojawia się wyłącznie w fazie terminalnej.
-
- przeciwciała
- nabłonek
- (i 9 więcej)
-
Przedstawiciele Uganda Wildlife Authority (UWA) twierdzą, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat pogłowie zwierząt z tutejszych parków narodowych i rezerwatów znacznie wzrosło. Rzeczniczka organizacji Lillian Nsubuga ujawniła, że wg ostatnich danych, od 1999 r. populacja niektórych gatunków podwoiła się. Specjaliści sądzą, że korzystne zjawisko to wynik poprawy monitoringu, skutecznego zachęcania lokalnych społeczności do działań na rzecz ochrony fauny i ustabilizowania sytuacji politycznej w kraju. Największy wzrost liczebności odnotowano w odniesieniu do impali (Aepyceros melampus). Podczas spisu sprzed 11 lat było ich ok. 1600, a teraz doliczono się ponad 35 tys. Los zaczął też sprzyjać zebrom, hipopotamom i kobom śniadym (Kobus ellipsiprymnus). Odkąd z północnej Ugandy wypędzono członków organizacji partyzanckiej Lord's Resistance Army (LRA, pol. Armia Oporu Pana), ograniczono kłusownictwo w Parku Narodowym Wodospadów Murchisona.
-
Ludzie z insulinoopornością i cukrzycą typu 2. są bardziej narażeni na tworzenie się w mózgu złogów z beta-amyloidu. To one wywołują uszkodzenia tkanki mózgu charakterystyczne dla choroby Alzheimera (występują pozakomórkowo w neuropilu i w ścianach naczyń). Cukrzyca typu 2. i choroba Alzheimera są dwiema narastającymi alarmująco epidemiami ogólnoświatowymi. Biorąc pod uwagę rosnący wskaźnik otyłości oraz fakt, że otyłość ma związek z nasileniem częstości występowania cukrzycy typu 2., wyniki są bardzo interesujące – przekonuje dr Kensuke Sasaki z Kyushu University w Fukuoce. W studium wzięło udział 135 osób z Hisayamy. Średnia wieku wynosiła 67 lat. Ochotników poddano kilku badaniom poziomu cukru we krwi. Przez kolejne 10-15 lat monitorowano ich też pod kątem ewentualnych symptomów alzheimeryzmu. W tym czasie zdiagnozowano go u ok. 16% seniorów. Po śmierci badanych podczas autopsji w mózgu poszukiwano blaszek starczych, zwanych inaczej płytkami, oraz kłębków neurofibrylarnych. Te ostatnie występują głównie wewnątrzkomórkowo i przybierają postać parzystych, spiralnie skręconych włókienek. Są one zbudowane przede wszystkim z białka tau. Choć za życia objawy alzheimera stwierdzono tylko u 16% wolontariuszy, blaszki występowały u 65%. Japońscy akademicy ustalili, że ludzie, u których 3 testy na stężenie glukozy wypadły nieprawidłowo, znajdowali się w grupie podwyższonego ryzyka wystąpienia blaszek. Płytki wykryto u 72% pacjentów z insulinoopornością i 62% osób bez tego typu symptomów. Potrzeba dalszych badań, by określić, czy insulinooporność jest przyczyną powstawania złogów. Niewykluczone, że kontrolowanie lub zapobieganie cukrzycy pozwoliłoby również zapobiec chorobie Alzheimera. Warto przypomnieć, że już w 2007 r. neurolog Bill Klein z Northwestern University postulował, iż alzheimeryzm jest cukrzycą typu 3. Wg niego, podczas gdy pacjenci z cukrzycą typu 2. zmagają się z insulinoopornością ciała, chorzy na Alzheimera cierpią na insulinooporność mózgu.
-
- choroba Alzheimera
- wzrost
- (i 8 więcej)
-
Choć dzieci z zaburzeniami ze spektrum autyzmu (ang. Autism Spectrum Disorder, ASD) bywają wybredne, jeśli chodzi o jedzenie, a ich dieta ulega przez to znacznemu okrojeniu, najnowsze badania sugerują, że nie zaburza to ich wzrostu. Zespół dr Pauline Emmett z Uniwersytetu w Bristolu śledził do wieku 7 lat losy 79 dzieci z zaburzeniami ze spektrum autyzmu oraz ok. 13 tys. zdrowych maluchów. Okazało się, że choć brzdące z autyzmem były przez rodziców dużo częściej uznawane za wybredne, zawartość głównych składników odżywczych oraz średnia liczba przyjmowanych kalorii były podobne jak u rówieśników. Co więcej, nie odnotowano różnic ani we wzroście, ani w tempie przybierania na wadze. Bristolczycy cieszą się, że dzięki ich wynikom będzie można w pewnym stopniu pocieszyć rodziców dzieci autystycznych. Dr Emmett przestrzega jednak, że wszystkie osoby zaniepokojone zwyczajami żywieniowymi swoich pociech powinny mimo wszystko skonsultować się z lekarzem i/lub dietetykiem. Do zaburzeń ze spektrum autyzmu należą rozmaite jednostki, m.in. klasyczny autyzm i zespół Aspergera. Różnią się one nasileniem objawów, ale dla wszystkich charakterystyczne są upośledzenie kontaktów społecznych i komunikacji, powtarzalne zachowanie i ograniczone zainteresowania. Od dawna wiadomo, że dzieci ze spektrum autystycznego mają nietypowe zwyczaje związane z jedzeniem (np. groszek nie może na talerzu leżeć obok marchewki; niekiedy nie tolerują też określonego koloru pokarmu) albo jadają tylko kilka dań czy produktów, co może mieć związek z niechęcią dotyczącą nowych doświadczeń i wspomnianą wyżej powtarzalnością zachowań. By sprawdzić, czy i ewentualnie jak wpływa to na zdrowie autyków, ekipa dr Emmett wykorzystała dane z badania podłużnego prawie 14 tys. dzieci urodzonych w latach 1991-92. W grupie tej u 79 zdiagnozowano zaburzenie ze spektrum autyzmu, w tym 30 przypadków autyzmu i 23 łagodniejszego zespołu Aspergera. U reszty stwierdzono autyzm atypowy. Rodzice wszystkich maluchów 5-krotnie wypełniali kwestionariusz dotyczący nawyków żywieniowych swoich pociech: gdy miały one 6 i 15 miesięcy oraz w wieku 2, 3 i 4 lat. Okazało się, że w 4. r.ż. aż 37% rodziców dzieci z grupy autystycznej wspominało o dużej wybiórczości pokarmowej, w porównaniu do 14% rodziców zdrowych brzdąców. Wśród dzieci z ASD najbardziej wybredne były maluchy z klasycznym autyzmem. Co ciekawe, Brytyjczycy ustalili, że przeciętne spożycie kalorii, białek, tłuszczów i węglowodanów było podobne w grupie ASD i zdrowej. Choć dzieci z autyzmem jadły mniej warzyw i owoców, spożywały też mniej napojów gazowanych i słodyczy. Akademicy nie odnotowali różnic w zakresie stężenia żelaza we krwi, wzrostu, wagi i wskaźnika masy ciała, który uwzględnia stosunek wagi do wzrostu. ASD wiązało się jednak z obniżonym średnim spożyciem witaminy C, która znajduje się głównie w surowiźnie, oraz D, występującej w produktach mlecznych i rybach. Różnice międzygrupowe nie były znaczne i dla większości dzieci nie miały prawdopodobnie znaczenia. Niewykluczone jednak, że u pewnych konkretnych osób wytworzyły się niedobory.