Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'NASA' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 194 wyników

  1. Osteoporoza, czyli zrzeszotnienie kości to powszechna dolegliwość osób w wieku starszym, zwłaszcza kobiet. Spowodowana ubytkiem wapnia powoduje zwiększoną łamliwość kości, które ponadto trudniej się zrastają. Dlatego u osób w podeszłym wieku złamanie kości jest bardzo ciężkim do leczenia przypadkiem. Ale niewiele osób wie, że na podobne dolegliwości są narażeni ludzie w sile wieku i najzdrowsi mężczyźni na naszej planecie - astronauci. Przebywanie w warunkach nieważkości również jest przyczyną zrzeszotnienia kości. Nic więc dziwnego, że problemem zajmuje się NASA. Dla astronautów, którzy przebywają na orbicie po kilka miesięcy bez przerwy utrzymanie zdrowego stanu kości już jest problemem; nie mówiąc już o wprawdzie odległej, ale wciąż planowanej misji na Marsa. Dlatego poszukiwania remedium na osteoporozę są prowadzone od dekad. Najnowsze badania sponsorowane przez NASA wskazują na potencjalnie nowy sposób zmniejszania ubytków. Badania obejmowały cztery źródła danych: testy laboratoryjne, testy z udziałem ochotników oraz dane pochodzące od załóg wahadłowców i z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Testy laboratoryjne przeprowadzano na kulturach komórkowych, zarówno w warunkach normalnego ciążenia, jak i symulowanej nieważkości. Ochotnicy uczestniczyli w dwumiesięcznym teście łóżkowym, który symuluje niektóre efekty braku grawitacji. Dane zebrane od przebywających na misjach astronautów były mniej precyzyjne, ale wystarczające, aby potwierdzić skuteczność nowego środka. Okazały się nim... od dawna wysoko cenione kwasy tłuszczowe omega-3, a dokładniej jeden z nich. Badany kwas omega-3, dodany do kultur komórkowych, hamował wyzwalanie czynnika prowadzącego do rzeszotnienia kości. Działanie było wyraźne zarówno w warunkach grawitacji, jak i symulowanego jej braku. Jego działanie potwierdziły testy łóżkowe, podczas których osoby badane spożywały odpowiednią dietę, a także orientacyjne dane od astronautów - ci z nich, którzy jedli więcej produktów zawierających kwasy omega-3, mieli kości w lepszej formie. Badany czynnik powodujący zanik masy kostnej znany jest jako nuklearny czynnik kappa B („nuclear factor kappa B", NFκB). Jest on związany z działaniem systemu odpornościowego oraz przebiegiem procesów zapalnych. Jego aktywacja w poszczególnych tkankach prowadzi do zaniku kości oraz mięśni. Stężenie NFκB w komórkach krwi astronautów badane po lądowaniu było podwyższone i pozostawało na wyższym poziomie przez dwa tygodnie. Dowodzi to, że procesy zapalne są związane z adaptacją organizmu do stanu nieważkości i że redukcja poziomu NFκB może przeciwdziałać utracie masy kostnej. Taką redukcję można osiągnąć właśnie poprzez zwiększone spożycie produktów zawierających kwasy omega-3, przede wszystkim ryb. Badania przeprowadzał interdyscyplinarny zespół badaczy z kilku placówek naukowych: Smith Zwart i Sara Zwart (Nutritional Biochemistry Laboratory), Duane Pierson i Satish Mehta (Microbiology Laboratory oraz badania załóg wahadłowców) oraz Steve Gonda (naukowiec z NASA współautor, zmarł przed publikacją wyników badań). Wyniki badań zamieszczono na łamach periodyku Journal of Bone and Mineral Research.
  2. Fragment słynnego drzewa, pod którym Isaac Newton sformułował prawo powszechnego ciążenia, jak na złość oprze się ziemskiej grawitacji, ponieważ zgodnie z planami, już wkrótce trafi na orbitę na pokładzie należącego do NASA wahadłowca Atlantis. Na co dzień próbka jest przechowywana w archiwach londyńskiego Towarzystwa Królewskiego. Czasowo wypożyczono ją jednak astronaucie brytyjskiego pochodzenia doktorowi Piersowi Sellersowi, który wraz z 5 towarzyszami wejdzie na pokład promu kosmicznego już 14 maja. Dwunastodniowa misja ma być ostatnią (32.) wyprawą Atlantisa. Poza fragmentem jabłoni w kosmos poleci portret Newtona, również wypożyczony przez Royal Society. W ten ciekawy sposób Towarzystwo uczci 350. rocznicę istnienia. Sellers przyznaje, że cała załoga jest zachwycona perspektywą przewiezienia tak cennego "ładunku". Wg niego, i sam Newton chętnie by to zobaczył, zakładając, że nie miałby choroby kosmicznej, ponieważ w ten sposób mógłby udowodnić prawdziwość pierwszego prawa dynamiki. O tym, że spadające jabłko zainspirowało prawo ciążenia, świat dowiedział się z biografii Newtona autorstwa Williama Stukeleya. Uczony opowiedział anegdotę swojemu przyjacielowi, który zresztą sam zajmował się nauką i był pionierem badania archeologicznego Stonehenge. Wiele osób kwestionuje jednak prawdziwość tej historii, twierdząc, że Newton wymyślił ją pod koniec życia, by pokazać, że inspirują go wydarzenia z codziennego życia. Po powrocie na Ziemię fragment drzewa i portret zostaną przekazane Towarzystwu Królewskiemu, które zorganizuje w późniejszych miesiącach wystawę poświęconą swojej historii.
  3. Większość pracowników NASA - amerykańskiej agencji zajmującej się badaniem kosmosu - w dzieciństwie oglądała kultowy do dziś serial science-fiction z lat sześćdziesiątych: Star Trek. Bez skrępowania przyznają się do fascynacji tym pionierskim obrazem, wielu właśnie dzięki niemu zdecydowało się poświęcić swoje życie astronautyce. I nic dziwnego w takim razie, że widzą tak wiele podobieństw swojej pracy do filmowej „misji odkrywania nowych, obcych światów". Standardowa orbita, panie Sulu - to jedna z najczęściej słyszanych komend kapitana Jamesa T. Kirka. Łatwość, z jaką statek „Enterprise" zmienia orbity i podróżuje od jednej planety do drugiej w prawdziwej kosmonautyce nie jest możliwa. Czy też raczej: nie była możliwa aż do teraz. Napęd odrzutowy ma to do siebie, że zużywa gigantyczne ilości paliwa. Lot w kosmosie to zatem kilka minut pełnego ciągu, a potem dni, miesiące, czy lata lotu rozpędem. Nigdy dotąd żaden pojazd kosmiczny nie orbitował wokół choćby dwóch ciał kosmicznych - ilość paliwa konieczna do takich manewrów byłaby tak duża, że obciążona nim rakieta w ogóle nie oderwałaby się od Ziemi. Przełom nastąpił wraz z wynalezieniem napędu jonowego. Takim właśnie napędem dysponuje podróżująca właśnie przez Układ Słoneczny sonda Dawn (ang. „Świt"). Olbrzymie, bo mierzące 65 stóp baterie słoneczne generują prąd, który jonizuje paliwo - ksenon, gaz szlachetny. Nie jest to bolid wyścigowy - jak żartują inżynierowie NASA - do setki rozpędza się całe cztery dni. Ale w odróżnieniu od konwencjonalnych napędów odrzutowych, silnik jonowy nie wymaga wielkiego statku i olbrzymich zbiorników paliwa. Jest oszczędny - przez te cztery dni zużyje jedynie jeden kilogram ksenonu - i może działać przez cały czas. Sonda rozpędza się powoli, ale bezustannie, dzięki czemu może osiągać wielkie prędkości. I może manewrować. „By odkrywać nowe, nieznane światy" Silnik sondy Dawn może działać bez przerwy przez pięć i pół roku - zachwycają się inżynierowie. - Przykładowe wejście na orbitę Marsa dla tradycyjnej sondy oznacza zużycie 300 kilogramów paliwa. Dla silnika jonowego zainstalowanego w Dawnie: tylko 30 kilogramów. Co ciekawe, napęd jonowy po raz pierwszy pojawił się... tak, w serialu Star Trek. I jak filmowe okręty przyszłości, Dawn może manewrować i podróżować od jednej planety do drugiej. Pięć i pół roku działania silnika oznacza możliwość działania i manewrowania nawet przez kilkadziesiąt lat. Nie wiadomo, czy to przypadek, ale sterownia, skąd kieruje się lotem sondy bardzo przypomina... maszynownię „Enterprise". Czujemy się tu jak Scotty - półżartobliwie mówią członkowie projektu. Sentymenty i zabawne skojarzenia to jedno, a poważna praca to drugie. Dawn wykonuje poważną misję: zbadania dwóch planetoid: Ceres i Westę. To największe planetoidy w naszym Systemie Słonecznym, Ceres jest już tak naprawdę, podobnie jak Pluton, planetą karłowatą, a Westa niewiele jej ustępuje. Podczas gdy Westa jest ciałem skalistym, Ceres przypomina lodowe ciała istniejące bliżej krańców naszego Układu, naukowcy spodziewają się, że pod lodową pokrywą może nawet znajdować się ocean płynnej wody. Taka skomplikowana misja nie byłaby możliwa przy użyciu tradycyjnych napędów. Dzięki silnikowi jonowemu Dawn naprawdę odkrywa „nowe, nieznane światy". Dane zgromadzone przez sondę Dawn pozwolą być może zrozumieć, czemu te dwa ciała niebieskie są tak odmienne od typowych planetoid. To przełomowa misja, nie tylko dla Laboratorium Napędów Odrzutowych, czy NASA - mówią uczestnicy projektu - ale dla całej ludzkości. To, odwołując się do ich ulubionego serialu, naprawdę „fascynujące".
  4. Ponowna amerykańska załogowa wyprawa na Księżyc stoi dziś pod poważnym znakiem zapytania. Powodem są oczywiście finanse - od momentu udowodnienia w latach sześćdziesiątych, że technika amerykańska jest lepsza niż radziecka, zniknęły ideologiczne i ambicjonalne powody, dla których topiono w misje Apollo gigantyczne kwoty. Dziś przeważa zimna kalkulacja ekonomiczna, zaś od momentu rozpoczęcia się światowego kryzysu jeszcze bardziej bezwzględna. A tymczasem ostatnie badania wskazują, że Księżyc może być znacznie ciekawszy, niż dotąd sądzono. Odkrycie w księżycowej glebie pokaźnych ilości wody to nie tylko świetna wiadomość dla zwolenników załogowej bazy na naszym satelicie. To również doskonały cel badań, bo podobny mechanizm gromadzenia i powstawania wody mógłby istnieć także na innych planetach. Misja na Księżyc zapewne jednak wreszcie się odbędzie, NASA planuje ją na przyszłą dekadę. Ludzi mają jednak wspomagać wysoko wykwalifikowane roboty. Skoro samodzielne łaziki doskonale radzą sobie na odległym Marsie, wzbudzając nawet powszechne zainteresowanie, to również na Księżycu roboty będą poczynać sobie doskonale, a dzięki niewielkiej odległości w zasadzie możliwe jest nawet manualne nimi sterowanie. Przygotowany w kalifornijskich zakładach Jet Propulsion Laboratory (Laboratorium Napędów Odrzutowych - jeden z ważniejszych oddziałów NASA) robot jest trochę niecodzienny. ATHLETE (czyli All Terrain Hex-Limbed Extra Terrestrial Explorer) to sześcionożny pojazd, potrafi przenosić duże ciężary na swoim sześciokątnym, płaskim grzbiecie, kopać dziury, podnosić różne obiekty przy pomocy narzędzi mocowanych do kół, kręci stereoskopowe filmy swoją kamerą, bez trudu nawiguje i porusza się po każdej nawierzchni. Prototyp o wysokości ponad 180 centymetrów i średnicy ponad 270 centymetrów, czyli połowę mniejszy od planowanej ostatecznej wersji, potrafi podróżować z prędkością 10 kilometrów na godzinę. Ma jednak spore ograniczenia. Usprawnieniem pojazdu zajął się się robotyk-eksperymentator i profesor informatyki Marty Vona. Zmodyfikował oryginalną koncepcję, dodając nowe stawy, które działają jak łokcie i nowe człony, pełniące funkcję przedramion. Odbyło się to wirtualnie, poprzez modyfikację graficznego projektu robota przy pomocy algorytmów. Zaprojektował również odpowiedni interfejs komputerowy, przy pomocy którego operator może łączyć na różne sposoby zaprojektowane wirtualne przeguby z modelem rzeczywistego robota. Pozwala to na wykonywanie wielu trudnych, wymagających koordynacji zadań, tak samo, jak gdyby wirtualny model istniał naprawdę. Przyspiesza to zdecydowanie rozwój projektu, oszczędzając i czas i pieniądze. Roboty to duże i kosztowne projekty - mówi Vona. - Więc lepiej być zawczasu pewnym, jak będą sobie radzić w konkretnych okolicznościach. Idealnie byłoby, gdyby roboty i ludzie pracowali jako zespół. Marty Vona współpracował już wcześniej z Jet Propulsion Laboratory, gdzie opracował oprogramowanie dla marsjańskich łazików Spirit i Opportunity Mars rovers. W 2004 NASA roku otrzymała nagrodę Software of the Year Award za swoją pracę. Obecnie wykłada przedmioty informatyczne i komputerowe na Northeastern University w Bostonie. Projekt rozwoju ATHLETE finansowała National Science Foundation.
  5. Marynarka Wojenna USA i NASA zaprezentowały pierwszy autonomiczny pojazd podwodny, który jest całkowicie zasilany energią termalną oceanów. Sounding Oceanographic Lagrangrian Observer (SOLO) Thermal RECharging (TREC) wykorzystuje różnice w temperaturze wody, występujące na różnych głębokościach, i dzięki temu ładuje swoje baterie. To, przynajmniej teoretycznie, pozwala urządzeniu na bezterminowe pływanie po oceanach i monitorowanie zmian klimatycznych oraz życia morskiego. SOLO-TREC może być też wykorzystywany do badań nieznanych obszarów oceanicznych i misji wywiadowczych. Specjaliści z NASA zwracają uwagę, że większość naszej planety jest pokryta wodą i o obszarach tych wiemy znacznie mniej, niż o lądzie. Pojazd, który potrafi korzystać z energii magazynowanej przez wodę, jest idealnym urządzeniem umożliwiającym poszerzenie naszej wiedzy. W marcu zakończyły się trzymiesięczne testy, podczas których SOLO-TREC dokonał ponad 300 zanurzeń na głębokość sięgającą 500 metrów. Obecnie trwają jeszcze szerzej zakrojone testy. Pojazd wykorzystuje podobną do wosku substancję zmiennofazową, którą zamknięto w 10 tubach. W ciepłej wodzie substancja topi się i zwiększa objętość, w zimnej - utrwala się i kurczy. Te zmiany wpływają na olej, który wywiera ciśnienie na hydrauliczny silnik, a ten produkuje energię elektryczną zasilającą akumulatory SOLO-TREC.
  6. Mimas, jeden z księżyców Saturna, od dawna znany jest z tego, że wyglądem przypomina filmową Gwiazdę Śmierci. Jakby tego było mało, dopatrzono się na nim... Pac-Mana. Gdyby nie to, że wiadomość podano przedwczoraj, a zdjęcia są dostępne na stronie NASA, uznalibyśmy to za primaaprilisowy żart. Kiedy uczeni przystępowali do badania rozkładu temperatur na powierzchni Mimasa przy pomocy spektrometru podczerwonego, nie spodziewali się niczego niezwykłego. Oczekiwano typowego rozkładu temperatury z najbardziej gorącą strefą w okolicy równika i łagodnymi przejściami. Tymczasem zdjęcia w wysokiej rozdzielczości ujawniły ich oczom widok przypominający Pac-Mana, postać z klasycznej gry lat osiemdziesiątych, uznawaną za jedną z ikon popkultury. Nie tylko najgorętsza strefa kształtem przypomina słynną mordkę, ale na dodatek krater Herschel - to właśnie ten, dzięki któremu księżyc przypomina nam Gwiazdę Śmierci - doskonale imituje zjadaną kropkę w jego paszczy - nie tylko znajduje się idealnie pośrodku, ale również jest nieco cieplejszy od otoczenia. Wyższa temperatura wielkiego krateru jest łatwa do wyjaśnienia - jego wysokie na pięć kilometrów ściany mogą utrzymywać ciepło słoneczne jak w pułapce. Trudniej jest wyjaśnić zagadkę cieplnego Pac-Mana. Stosunkowo duże różnice temperatur (minus 181° Celsjusza - minus 196° Celsjusza) można wyjaśnić odmiennymi właściwościami powierzchni i struktury pokrywającego ją lodu. Dlaczego jednak strefa przetrzymująca ciepło utrzymuje swoje właściwości mimo bombardowania meteorytami, skąd się wziął tak dziwny kształt i dlaczego jej granice są tak ostre - te pytania pozostają bez odpowiedzi. Inne księżyce też przyciągają naszą uwagę, ale Mimas jest jeszcze bardziej dziwny, niż się spodziewaliśmy - stwierdziła Linda Spilker z pasadeńskiego Laboratorium Napędów Odrzutowych NASA, członkini projektu Cassini. - Definitywnie obdarował nas nowymi zagadkami do rozwiązania. Na wyjaśnienie czekają też inne, nowo odkryte właściwości Mimasa, m. in. sposób, w jaki układa się materiał opadający na jego powierzchnię ze słynnych pierścieni Saturna.
  7. NASA zleciła inżynierom z Oregon State University opracowanie nowego systemu kontroli cywilnego ruchu lotniczego. Nowy system ma korzystać z "inteligentnych" podpowiedzi, które będą sugerowały kontrolerom działania, mające na celu rozładowanie tłoku i zmniejszenie opóźnień. Oczywiście ostateczną decyzję będzie podejmował kontroler. Sprawa jest bardzo paląca. W samych Stanach Zjednoczonych koszty kontroli ruchu lotniczego wynoszą ponad 40 miliardów rocznie, a 5000 publicznych lotnisk przyjmuje codziennie 40 000 lotów. Specjaliści szacują, że z powodu opóźnień powstają straty w wysokości 19 miliardów dolarów w kosztach operacyjnych oraz 12 miliardów w utraconym czasie pasażerów. NASA ma nadzieję, że nowy system zmniejszy opóźnienia aż o 20%.
  8. Olbrzymia niespodzianka czekała naukowców z NASA, którzy postanowili zbadać wody znajdujące się pod lodami Antarktyki. Wywiercili w nich dziurę, do której opuścili kamerę i na głębokości 180 metrów pod powierzchnią lodu, gdzie nie dochodzi światło, zauważyli zwierzę przypominające krewetkę. Stworzenie z gatunku Lyssianasid amphipod przysiadło nawet na kablu kamery. Zakładaliśmy, że tam niczego nie będzie - mówi Robert Bindschadler. Tymczasem udało się nakręcić dwuminutowy klip z udziałem zwierzęcia. Odkrycie to skłania uczonych do przemyślenia ich poglądów dotyczących życia w ekstremalnych warunkach. Skoro tak zaawansowane stworzenie może żyć w całkowitych ciemnościach w wyjątkowo mroźnych wodach poddane działaniu olbrzymiego ciśnienia, to niewykluczone jest istnienie życia np. na Europie, lodowym księżycu Jowisza. Co więcej, z wody wyciągnięto też długą mackę, która prawdopodobnie należała do 30-centymetrowej meduzy. To pierwsza tak skomplikowana forma życia, znaleziona pod lodem - mówi Cynan Ellis-Evans z British Antarctic Survey. Twierdzi on, że znalezione stworzenia mogły przepłynąć w to miejsce i nie przebywają w nim na stałe. Inni uczeni jednak wątpią w taki scenariusz, gdyż do najbliższych otwartych wód jest niemal 20 kilometrów. Mało prawdopodobne, by dwa różne stworzenia przebyły tę drogę i zostały znalezione na tak małej przestrzeni. Uczeni nie mają jednak pojęcia, czym w tak skrajnych warunkach mogą żywić się tak skomplikowane formy życia.
  9. Mono Lake to wysokoalkaliczne słone jezioro w Kalifornii. Jest najstarszym jeziorem Ameryki Północnej – liczy sobie ok. 760 tys. lat. Geobiolog dr Felisa Wolfe-Simon uważa, że bezodpływowy zbiornik wodny może być siedliskiem tzw. biosfery cieni. Ze względu na duże stężenie arsenu w wodzie tamtejsze organizmy mogłyby, wg Amerykanki, skorzystać z niego zamiast z fosforu. Fosfor i arsen należą do tej samej (15.) grupy układu okresowego – azotowców. O ile jednak ten pierwszy jest ważnym składnikiem życia – występuje zarówno w DNA, jak i w magazynującej energię cząsteczce ATP – o tyle As jest toksyczny. Wolfe-Simon postanowiła poszukać w mule i w wodach Mono Lake mikroorganizmów, które różnią się całkowicie od wszystkiego, co znamy. W jeziorze występują na pewno organizmy, które nauczyły się żyć z arsenem, ale nie włączyły go do swojej biologii. Gdyby poszukiwania "odmieńców" zakończyły się sukcesem, oznaczałoby to, że życie na Ziemi zaczęło się przynajmniej dwukrotnie. Pani doktor pobrała próbki błota i wody i przeprowadziła serię rozcieńczeń. Zwiększyła w ten sposób poziom arsenu, zmniejszając jednocześnie stężenie fosforu do zera. Dodała cukry, witaminy i inne składniki odżywcze, które miały sprzyjać wzrostowi organizmów, a potem pozostało jej czekać na wyniki. Eksperyment jeszcze się nie zakończył, ale Wolfe-Simon, której badania finansuje Instytut Astrobiologii NASA, mówi, że dotychczasowe wyniki są zachęcające. Wg niej, jeśli powiedzie się wyhodowanie arsenowych mikroorganizmów, uda się wykazać, że przed miliardami lat życie na Ziemi było bardzo elastyczne. Skład bulionu pierwotnego należy uznać za wyjątkowy, ponieważ wulkany i kominy hydrotermalne wyrzucały z wnętrza planety różne materiały, poza tym brakowało uzyskiwanego biologicznie tlenu. Jeśli występował wtedy arsen, na pewno jego stężenia były wyższe niż obecnie. Niewykluczone też, że ewentualne arsenowe formy życia z Mono Lake przybyły z kosmosu.
  10. Potężne trzęsienie ziemi o sile 8,8 stopnia w skali Richtera, które 27 lutego nawiedziło Chile, skróciło dobę na naszej planecie. Richard Gross z należącego do NASA Jet Propulsion Laboratory oblicza, że każda doba jest obecnie krótsza o 1,26 mikrosekundy. To jednak nie koniec zmian. Zdaniem Grossa, trzęsienie zmieniło też oś, wzdłuż której rozkłada się ciężar naszej planety, przesuwając ją o około 8 centymetrów. Osi tej nie należy mylić z osią północ-południe, od której jest odchylona o 10 metrów. To nie pierwsze tego typu zmiany, które zaszły w ostatnim czasie na naszej planecie. W roku 2004 po trzęsieniu o sile 9,1 stopnia, które miało miejsce na Sumatrze, dni uległy skróceniu o 6,8 mikrosekundy, a oś ciężaru planety przesunęła się o około 7 centymetrów. Gross mówi, że trzęsienie ziemi w Chile doprowadziło do większych zmian w osi z dwóch powodów. Po pierwsze, epicentrum znajdowało się znacznie dalej od równika niż podczas trzęsienia na Sumatrze. Po drugie, uskok, który wywołał trzęsienie w Chile, był nachylony pod nieco większym kątem niż uskok sumatrzański. To spowodowało, że zmiany rozkładu masy planety w poziomie były większe niż w roku 2004.
  11. Projekt budowy w Dubaju laguny w kształcie mapy świata rozpoczął się w 2003 roku. W ciągu 5 lat firma Nakheel Properties usypała fundamenty z 320 mln metrów sześciennych piasku. Na utworzenie wokół ochronnej bariery zużyto 37 mln ton skały. Potem zaczął się kryzys i wszystko ucichło. Ostatni wpis na witrynie World Islands pochodzi z 1 października 2008 r., a zdjęcia opublikowane przez należące do NASA Earth Observatory świadczą o tym, że 300 wysp powoli zlewa się w jedną i pogrąża w odmętach morza. Jak wynika z wpisu zamieszczonego na witrynie, na zdjęciach wykonanych przez Williama L. Stefanova, astronautę z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (MSK), nie widać właściwie żadnego postępu prac infrastrukturalnych. Oficjalnie jednak roboty zostały po prostu wstrzymane. Projektom dubajskich inżynierów nie można odmówić rozmachu, recesja pokrzyżowała jednak plany wszystkim tym, którzy chcieli zarobić, stawiając na wyspach hotele. Plany utworzenia sztucznych archipelagów były od początku krytykowane przez ekologów, wieszczących zniszczenie raf koralowych czy zmianę prądów morskich. Przestrzegali oni również przed drastycznym skokiem zapotrzebowania na wodę i prąd. Zdjęcie niszczejących wysp świata zostało wykonane 13 stycznia. Jego autor - jeden z członków 22. Ekspedycji - posłużył się cyfrową lustrzanką Nikon D2Xs. Fotografię obrobiono programem graficznym, zwiększając kontrast.
  12. Już od początku lutego wszyscy chętni będą mogli zajrzeć za pośrednictwem Internetu na pokład Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Kamery we wnętrzu Stacji mają być uruchamiane w godzinach pracy astronautów, zaś dostarczeniem nagrywanych przez nie filmów na Ziemię zajmie się NASA. Planowane uruchomienie publicznego dostępu do obrazu z kamer będzie rozszerzeniem udostępnionej w marcu 2009 r. usługi. Początkowo internauci mogli oglądać stację od zewnątrz, a także obserwować Ziemię z kamer zainstalowanych na zewnątrz ISS. Przedstawiciele NASA planują, że oglądanie streamingu z pokładu Stacji będzie możliwe w godzinach pracy jej mieszkańców. Planowane jest także udostępnienie relacji na żywo z operacji przyłączania się statków kosmicznych do doków ISS. Nowa usługa będzie dostępna pod adresem http://www.nasa.gov/station.
  13. Specjaliści z NASA przez lata pracowali nad pokarmami latającymi w kosmos. Nie wszystkie produkty się do tego nadają, ponieważ chleb się rozpada, a okruchy zaśmiecają potem wszystkie zakamarki statku. Owoce wydają się smakowitym kąskiem, ale niektórzy dowódcy mówią stanowcze nie np. bananom, ponieważ dojrzewając, wydzielają one intensywny zapach. Ciekawym podsumowaniem kuchni w przestrzeni pozaziemskiej jest poradnik emerytowanego eksperta ds. jedzenia amerykańskiej agencji kosmicznej Charlesa Bourlanda oraz jego współpracownika Gregory'ego Vogta pt. Książka kucharska astronauty. Panowie przytaczają anegdoty i przepisy, wyjaśniają też, że astronauci chudną w czasie misji, ponieważ miewają mdłości, są ciągle zajęci, a samo jedzenie nie pachnie i nie smakuje jak na Ziemi. W warunkach zerowej grawitacji wspomniany już wyżej chleb przekształca się w odpad. Okruchy stają się niebezpieczne, bo mogą zostać zainhalowane do płuc załogi. Często więc zastępuje się go tortillami. Mleko zdecydowanie nie nadaje się do wystrzelenia w kosmos, ponieważ jest ciężkie i łatwo się psuje. Lepiej zatem posłużyć się jego sproszkowaną wersją. Rosjanie, którzy przebywali na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, zajadali się cebulą i czosnkiem, co doprowadziło do podziałów wśród mieszkańców. Eksperymentując z termoobróbką i liofilizacją, NASA ma wspólny cel z firmami produkującymi towary trafiające do automatów (napoje, batoniki itp.), nic więc dziwnego, że te ostatnie często nie lądują na półkach, lecz w spiżarni wahadłowca.
  14. Jeszcze niedawno wydawało się, że Gary McKinnon, który włamał się do sieci NASA oraz Pentagonu, stoi na straconej pozycji i zostanie wydany USA. Hacker zyskał jednak jeszcze jedną szansę. Brytyjski High Court sprawdzi, czy minister spraw wewnętrznych Alan Johnson miał rację twierdząc, że nie może interweniować w sprawie ekstradycji. Sędziowie mają rozstrzygnąć, czy powstrzymanie ekstradycji leży w kompetencjach Johnsona. Decyzja zapadanie w kwietniu lub maju i do czasu jej wydania McKinnon pozostanie na terenie Wielkiej Brytanii. Jego obrońca, Karen Todner oświadczyła, że będzie starała się, by Johnson wycofał swoją poprzednią decyzję. Zaapelowała też do prezydenta Obamy by wycofał wniosek ekstradycyjny.
  15. W Adler Planetarium w Chicago zawisło największe na świecie zdjęcie Drogi Mlecznej. Obraz o wymiarach 37 metrów długości i 1 metr wysokości, który w centrum wybrzusza się jak nasza galaktyka, osiągając wysokość 2 metrów, powstał dzięki pracy specjalistów z NASA. Złożyło się nań 800 000 zdjęć wykonanych przez Teleskop Spitzera. Jego rozdzielczość to 2,5 miliarda pikseli. Obraz pokrywa obszar Galaktyki, który możemy zakreślić z Ziemi wybierając jako odnośniki długość palca wskazującego (wysokość obrazu) i rozłożone ramiona (długość). To najbardziej dokładne i największe zdjęcie Drogi Mlecznej wykonane w podczerwieni - mówi Sean Carey ze Spitzer Science Center. NASA już jednak przygotowuje się do stworzenia jeszcze bardziej dokładnych obrazów nieba. Za tydzień, 11 grudnia, z bazy Vandenberg zostanie wystrzelony teleskop WISE (Wide-field Infrared Survey Explorer), który w ciągu półtora roku wykona w podczerwieni zdjęcia całego nieba. Znajdą się na nich setki milionów obiektów, w tym wiele takich, których nigdy wcześniej ludzie nie oglądali - od najzimniejszych gwiazd, po bliskie Ziemi, a mimo to niewidoczne ciemne komety czy asteroidy. Uczeni przypuszczają, że WISE odkryje setki tego typu obiektów, a kolejne setki tysięcy w naszym systemie słonecznym. Astronomowie mają również nadzieję, że WISE znajdzie około 1000 brązowych karłów, czyli niewielkich gwiazd wielkości Jowisza, które mają zbyt małą masę, by świecić. Niewykluczone, że jakiś brązowy karzeł znajduje się bliżej Ziemi niż Proxima Centauri. Jeśli tak, to będzie on najbliższą nam - oczywiście poza Słońcem - gwiazdą.
  16. Zdaniem przedstawicieli brytyjskiego rządu, Gary McKinnon nie uniknie ekstradycji do USA. Po latach walki sądowej sprawa wydaje się przesądzona. Zarówno sądy jak i urzędy wyraziły zgodę na ekstradycję McKinnona. Stany Zjednoczone mają jednak obowiązek zapewnienia mu odpowiednich warunków w związku ze zdiagnozowanym u hakera zespołem Aspergera. Przedstawiciele amerykańskich władz już oświadczyli, że jeśli McKinnon zostanie uznany winnym, to nie będzie osadzony w żadnym zakładzie o zaostrzonym rygorze. Wcześniej obawiano się, że Brytyjczyk po wyroku sądu może trafić do więzienia w Guantanamo. McKinnon włamał się do sieci NASA i Pentagonu. Twierdzi, że szukał tam informacji o życiu pozaziemskim.
  17. Naukowcy pracujący w należącym do NASA Langley Research Center, rozwijają technologię, która wygląda jak z powieści science-fiction. W komorze próżniowej dzięki strumieniowi elektronów na podstawie szczegółowego rysunku powstają trójwymiarowe przedmioty. Technika Electron Beam Freeform Fabrication (EBF3) tworzy je warstwa po warstwie, a wszystko, czego potrzebuje to rysunek oraz źródło surowca kompatybilnego ze strumieniem elektronów. Karen Taminger, która szefuje projektowi EBF3 mówi, że chociaż obecnie tworzone są stosunkowo proste przedmioty, możliwości technologii na nich się nie kończą. W przyszłości dzięki niej będzie można tworzyć części potrzebne w przemyśle lotniczym, kosmicznym czy medycynie. Praca nad przedmiotem rozpoczyna się od stworzenia szczegółowego trójwymiarowego rysunku tego, co chcemy uzyskać. Komputer dzieli go na poszczególne warstwy i przekazuje dane do EBF3. Tam strumień elektronów, padający na wirującą podstawę tworzy warstwa po warstwie, dzięki dostarczaniu odpowiedniego materiału, potrzebny przedmiot. Materiał, z którego tworzony jest przedmiot, musi być kompatybilny z urządzeniem, a więc musi łatwo się rozgrzewać i przechodzić do formy płynnej pod wpływem elektronów. Do tego celu idealnie nadaje się aluminium. Co więcej, może być ono używane w połączeniu z jeszcze innym metalem. EBF3 potrafi korzystać z dwóch źródeł materiału, tworząc na poczekaniu odpowiedni stop. Jedną z olbrzymich zalet nowej technologii jest możliwość umieszczenia w aluminiowym przedmiocie światłowodu, czego nie udało się osiągnąć innymi metodami. Dzięki temu podczas produkcji np. części do samolotu będzie można od razu umieścić w nich czujniki na bieżąco monitorujące pracę danego elementu. Na razie EBF3 pracuje na Ziemi, jednak NASA już wyprodukowała mniejszą i lżejszą wersję urządzenia, które pomyślnie przeszło testy nieważkości. EBF3 trafi na Międzynarodową Stację Kosmiczną. W przyszłości załogi stałych księżycowych baz zostaną wyposażone w tego typu urządzenia, dzięki czemu będą mogły produkować części zamienne na miejscu, z materiałów pozyskanych z księżycowego gruntu i nie będą musiały czekać na dostawy z Ziemi.
  18. Adrian Ponce, chemik z NASA, opracował urządzenie, które pozwala wykryć patogeny w ciągu 15 minut. Dzięki niemu będzie można zminimalizować skażenie pozaziemskich środowisk naszymi bakteriami, które zawędrowałyby tam choćby na statku kosmicznym. W ciągu kwadransa dzieje się wszystko - od pobrania próbek po uzyskanie wyniku. Odpowiada to 2-3 dniom z wykorzystaniem standardowej, czyli obejmującej hodowlę, metody NASA – wyjaśnia Ponce. Departament Bezpieczeństwa Narodowego USA widzi też ziemskie zastosowanie wynalazku w postaci przenośnego wykrywacza bioskażenia. Ma on być gotowy do 2011 roku. Niewykluczone, że skorzystają z niego przedstawiciele różnych branż, m.in. służby zdrowia czy firm produkujących elektronikę. Nowa amerykańska technologia wskazuje bakteryjne endospory (przetrwalniki), wykorzystując swoisty wyłącznie dla nich kwas dipikolinowy, który występuje w protoplastach. Nanochemicy z NASA posłużyli się terbem (Tb). Po naświetleniu promieniami ultrafioletowymi pierwiastek ten powoduje, że endospory zaczynają się jarzyć na zielono. Detektor został częściowo sfinansowany przez NASA, ale zanim stanie się częścią oficjalnej procedury ochronnej, musi zostać zaaprobowany przez odpowiednią komisję.
  19. NASA przygotowuje się do dzisiejszego testu rakiety Ares I-X. Ma ona zastąpić starzejącą się flotę wahadłowców. Ares powstaje w ramach Constellation Program. Nowa rakieta będzie w przyszłości zapewniała łączność pomiędzy Ziemią a Międzynarodową Stacją Kosmiczną i pozwoli na eksplorację dalszych części przestrzeni kosmicznej. Podczas pierwszego lotu zostaną przetestowane poszczególne komponenty rakiety, będzie też symulowana obecność pojazdu Orion wraz z załogą. Dane będą dostarczane z ponad 700 czujników umieszczonych w rakiecie. Ares I to dwuczłonowa rakieta o wysokości około 93 metrów. Będzie ona w stanie wynieść w przestrzeń kosmiczną ładunek o wadze 25 ton. Jej pierwszy człon stanowi rakieta na paliwo stałe, zbudowana w oparciu o już istniejące rakiety wykorzystywane przy starcie wahadłowców. Drugi człon wyposażono w silnik J-2X zasilany ciekłym wodorem i tlenem. W ramach projektu Ares powstanie też większy pojazd Ares V. Będzie on w stanie wynieść na orbitę 130 ton ładunku, a za pomocą modułu Earth Departure Stage i pojazdu Orion na orbitę Księżyca wyniesie 65-tonowy ładunek. Niewykluczone, że Ares V zostanie użyty również podczas załogowych lotów na Marsa. Aktualizacja: Start Aresa został przełożony na jutro, 28 października.
  20. NASA poinformowała, że najbardziej odległą znaną nam gromadą galaktyk jest JKCS041. Znajduje się ona w odległości 10,2 miliarda lat świetlnych od Ziemi. Jest też najstarszym znanym nam obiektem tego typu. JKCS041 została po raz pierwszy zauważona w 2006 roku przez teleskopy optyczne i podczerwone pracujące w Wielkiej Brytanii. Dopiero jednak wykorzystanie ich danych i informacji zebranych dzięki Chandra X-ray Obserwatory pozwoliło precyzyjnie określić odległość, jaka dzieli galaktykę od naszej planety. Jak mówi Stefano Andreon z Narodowego Instytutu Astrofizyki w Mediolanie, JKCS041 znajduje się blisko granicy, poza którą gromady galaktyk nie powinny już istnieć. Odległe gromady galaktyk są zwykle najpierw odkrywane przez teleskopy optyczne i działające na podczerwień. JKCS041 była też badana przez teleskop Spitzera, ale to dopiero dzięki Chandra X-ray udało się potwierdzić, że jest to gromada galaktyk. To bardzo ekscytujące odkrycie. To tak, jakby odkryć skamieniałości gatunku Tyrannosaurus rex znacznie starsze od znanych do tej pory - mówi Ben Maughan z University of Bristol w Wielkiej Brytanii. Jedne skamieniałości mogą pasować do naszych teorii o dinozaurach, ale gdy znajdujesz ich więcej, często musisz przemyśleć swoje teorie. To samo dotyczy naszej wiedzy o gromadach galaktyk i rozumienia kosmologii. Poprzednim rekordzistą pod względem odległości od Ziemi była gromada XMMXCS J2215.9-1738, która pokonała wcześniejszego rekordzistę o zaledwie 0,1 miliarda lat świetlnych. Wraz z okryciem JKCS041 dokonano 10-krotnie dłuższego "skoku".
  21. Internetowy Wielki Brat obchodzi dzisiaj 14. urodziny. Dnia 23 października 1995 w USA wydano pierwszą sądową zgodę na podsłuch sieci komputerowej. Podsłuch prowadzony był do grudnia przez Biuro Prokuratora USA dla Okręgu Massachusetts. Wszystko zaczęło się kilka miesięcy wcześniej. W sierpniu 1995 roku Marynarka Wojenna odkryła włamanie do swojej sieci komputerowej, w której były przechowywane ważne - ale nie tajne - informacje na temat budowy satelitów, samolotów i radarów. Ustalono, że napastnik zainstalował w systemie sniffera, który zbierał loginy i hasła użytkowników, a więc umożliwiał przestępcy zalogowanie się do systemu. Administratorzy ustalili też, że włamania dokonano z systemu komputerowego Wydziału Nauk i Sztuk Pięknych Uniwersytetu Harvarda. Śledztwo prowadzone przez Służbę Kryminalną Marynarki Wojennej we współpracy z administratorami Harvarda wykazało, że wcześniej doszło do włamania do sieci uniwersytetu, a napastnik wykorzystał konta jej użytkowników do dalszych ataków na liczne sieci wojskowe i akademickie. W związku z tym, że napastnik dobrze się maskował, konieczne było podsłuchanie jego komunikacji. Wcześniej wojskowi podsłuchiwali sieci komputerowe, jednak zawsze działo się to za zgodą użytkowników monitorowanego systemu. Tym razem, po raz pierwszy w historii USA, wydano sądową zgodę na podsłuch sieci. Śledczy szybko dowiedzieli się, że podejrzany posługuje się pseudonimem El Gritón (hiszp. krzykacz) i łączy się z Buenos Aires. Dzięki pomocy Telecom Argentina, z której sieci korzystał griton, namierzono mieszkanie cyberwłamywacza. Argentyńczycy aresztowali tam ojca i trzech synów. O aresztowaniu na pierwszej stronie pisał najważniejszy argentyński dziennik, a dalsze śledztwo wykazało, że przestępcą jest 21-letni Julio Cesar Ardita. Okazało się, że włamywał się on do sieci Departamentu Obrony i uzyskał dostęp do ważnych informacji związanych z Marynarką Wojenną, Armią i NASA. Mimo, iż jego ojcec był emerytowanym wojskowym i konsultantem argentyńskiego Senatu, amerykańscy śledczy wykluczyli, by włamywacz miał związki z rządem Argentyny. W marcu 1996 roku w USA przygotowano akt oskarżenia. Ardita przez dwa lata odwoływał się od kolejnych wyroków argentyńskich sądów, próbując uniknąć ekstradycji do USA. W końcu w maju 1998 roku stanął przed sądem w Bostonie i przyznał się do winy. Został skazany na 50 000 dolarów grzywny i trzy lata dozoru sądowego. Obecnie Julio Cesar Ardita pracuje w firmie Cybsec, która specjalizuje się w zapewnieniu bezpieczeństwa ponad 400 klientom na całym świecie.
  22. Naukowcy używający sieci naziemnych czujników w zachodniej Antarktyce informują, że dane dotyczące tempa znikania pokrywy lodowej, którymi posługuje się NASA, są przeszacowane. NASA do wyliczania zmian w pokrywie lodowej wykorzystuje sieć satelitów GRACE (Gravity Recovery and Climate Experiment), które badają miejscowe zmiany w grawitacji. Pod uwagę brane są zmiany spowodowane zarówno różnicami w pokrywie lodowej jak i reakcją leżących pod lodem skał na zmiany ciśnienia. Jednak z pomiarów WAGN wynika, że dane dotyczące odpowiedzi skał są nieprawidłowe. W piśmie Geochemistry, Geophysics, Geosystems naukowcy używający WAGN twierdzą, że NASA przeszacowało dane, nie wiedzą jednak, jak bardzo. Opublikowane wyniki są bardzo ważne, gdyż dostarczają nam precyzyjnych, uzyskanych z gruntu pomiarów dotyczących rzeczywistej odpowiedzi skał na zmiany - mówi Vladimir Papitashvili z Narodowej Fundacji Nauki, która wspierała najnowsze badania.
  23. Gary McKinnon może trafić do USA jeszcze w bieżącym miesiącu. Przed kilkoma dniami brytyjski High Court stwierdził, że hakerowi nie przysługuje apelacja przed nowo utworzonym Sądem Najwyższym (Supreme Court), gdyż nie jest to sprawa ważna z punktu widzenia całości społeczeństwa. Prawnicy McKinnona chcą teraz zwrócić się do Alana Johnsona, sekretarza spraw wewnętrznych. Ten jednak mówi, że wstrzymanie ekstradycji nie leży w jego kompetencjach. Jeśli Johnson się nie ugnie, McKinnon odwoła się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Jego prawnicy chcą argumentować, że ekstradycja i proces, grożący wyrokiem nawet 60 lat więzienia, będą miały tragiczne konsekwencje dla jego zdrowia, co może zakończyć się psychozą i próbami samobójczymi. Warto w tym miejscu przypomnieć, że Trybunał już raz odrzucił prośbę McKinnona o wstrzymanie ekstradycji, dał mu jednak prawo do ponownego odwołania się. McKinnon włamał się do sieci Pentagonu i NASA w 2001 roku. Szukał tam, jak twierdzi, informacji na temat UFO. Zdaniem Amerykanów było to największe włamanie do ich systemów wojskowych. Brytyjczyk został też oskarżony m.in. o to, że jego działanie przyniosło straty szacowane na 700 000 dolarów.
  24. Dzisiaj, pomiędzy godziną 13.30 a 13.34 czasu polskiego, NASA zbombarduje Księżyc. To część misji pojazdu LCROSS, o której pisaliśmy przed kilkoma miesiącami. LCROSS (Lunar Crater Observation and Sensing Satellite) ma skierować 12-metrowy pusty, górny człon rakiety Centaur w stronę jednego z kraterów i doprowadzić do kolizji, która ma wybić dziurę w powierzchni. Centaur oddzieli się od LCROSS na wysokości 87 000 kilometrów nad powierzchnią Księżyca i po 9 godzinach i 40 minutach uderzy w satelitę Ziemi z prędkością 2,5 kilometra na sekundę. W wyniku zderzenia z powierzchni uniesie się ponad 350 ton pyłu, a w Księżycu zostanie wybita dziura o średnicy 20 i głębokości 4 metrów. Po kolizji LCROSS wleci w unoszący się pył i przeprowadzi jego badania, które mają dać odpowiedź na pytanie, czy w miejscu uderzenia (na jednym z biegunów Księżyca), znajduje się zamrożona woda. Kilka minut później sam LCROSS uderzy w powierzchnię Srebrnego Globu. O godzinie 12.15 czasu polskiego NASA rozpocznie bezpośrednią, 1,5-godzinną relację telewizyjną z całego wydarzenia. Więcej o kosmosie i możliwości życia na innych planetach dowiemy się z "Kosmicznych wyzwań"
  25. NASA odkryła niemal niewidoczny gigantyczny pierścień wokół Saturna. Jest on tak wielki, że zmieściłoby się w nim miliard planet wielkości Ziemi. Pierścień odchylony jest o 27 stopni od głównych pierścieni planety. Znaleziono go w odległości 6 milionów kilometrów od Saturna, a z drugiej strony planety jest od oddalony od niej o 12 milionów kilometrów. Jego średnica jest 300-krotnie większa od średnicy Saturna. Pierścienia nie zauważono dotychczas, gdyż składa się on z cząstek kurzu i lodu, które są bardzo od siebie oddalone. Odbijają one ponadto niewiele światła. Zauważono go dopiero dzięki teleskopowi Spitzer, który dostrzegł go dzięki temu, iż temperatura pierścienia wynosi 80 kelwinów (-193,15 stopnia Celsjusza), a więc jest on cieplejszy od otoczenia. Uczeni spekulują, że nowo odkryty pierścień został utworzony przez resztki komet, które uderzają w księżyc Saturna, Febe, orbitujący wewnątrz pierścienia. Istnienie pierścienia może za to wyjaśnić tajemnicę innego księżyca - Japeta. Odkryty w 1671 roku od razu zwrócił uwagę astronomów swoją niezwykłą cechą. Jedna z jego półkul jest bowiem wyraźnie ciemniejsza od drugiej. Astronomowie dotychczas nie byli zgodni, dlaczego się tak dzieje. Teraz naukowcy mówią, że być może pył z gigantycznego pierścienia, który orbituje w kierunku przeciwnym do Japeta, opada na połowę księżyca, gdy ten się do niego zbliża.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...