Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

darekp

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    1275
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Zawartość dodana przez darekp

  1. Jest jeszcze taki wynalazek, co prawda nie biżuteria: http://forum.gazeta.pl/forum/w,567,100976453,100976453,Antygwaltki_nosicie_.html
  2. Wydaje mi się, że to trudno ocenić w Polsce (no może, gdyby starannie śledzić strony amerykańskie, ja na to nie mam czasu), czy NASA rzeczywiście jest taka niewydolna, zbiurokratyzowana itp. czy też kryje się za tym jakaś świadoma długoplanowa polityka, może właśnie o to chodzić, żeby w loty kosmiczne (przynajmniej na nieduże odległości, powiedzmy max. do Księżyca) wszedł w jak największym stopniu biznes prywatny. Długoterminowo to się może okazać bardziej korzystne. Niekoniecznie warto się bawić w wyścigi, kto pierwszy zatknie chorągiewkę (powiedzmy na Marsie), długoterminowo może wygrać ten, kto zbuduje bazę najpierw na Księżycu, a potem na Marsie, gdzie kosmonauci będą mogli spędzić powiedzmy rok-dwa i prowadzić badania. A na orbitę wokółziemską będzie mógł polecieć każdy dostatecznie zamożny turysta, kiedy mu się zechce Wtedy postępowanie NASA zaczyna wyglądać na bardziej świadomą, przemyślaną politykę. Chyba. Trudno powiedzieć, która z tych możliwości, może po prostu prawda leży pośrodku
  3. Skoro na przygotowanie wyprawy człowieka na Księżyc potrzebują czterech lat, to ile czasu będą potrzebować na przygotowanie wyprawy na Marsa - znajdującego się w odległości o trzy rzędy wielkości większej i stwarzającego zupełnie nowe jakościowo problemy? Pewnie co najmniej jakieś 30-40 lat. I jeśli do 2024 roku będą zaangażowani w przeprowadzenie wyprawy na Księżyc, to do tego czasu nie zrobią prawie nic w zakresie wyprawy na Marsa. Dojdą jeszcze jakieś "nieplanowane" opóźnienia itp. Wychodzi, że człowiek wyląduje na Marsie najwcześniej zapewne gdzieś w latach 70-tych XXI wieku...
  4. A i owszem, zgadzam się z powyższym - jestem mało inteligenty, niedostatecznie inteligentny, żeby przewidywać przyszłość i w związku z tym nie potrafię wskazać "ustalonego kierunku postępu" (a zapewne i, jak się domyślam, "jedynie słusznego"). Dlatego też rzeczywiście uznaję etykę, w której są tylko jakieś granice "od-do", a pomiędzy nimi "róbta, co chceta":) Pamiętam również, że w ubiegłym wieku stało całkiem sporo pomników panów pokazujących ten "ustalony" czy też "jedynie słuszny" kierunek. niektórzy wręcz stali na pomnikach z wyciągnięta ręką i wskazywali palcem. Domyślam się, że to są twoje i p. Kowalika klimaty. Pewnie dałoby się też dobrać do tego jakieś chwytliwe hasło, kojarzy mi się (przy mojej bardzo skromnej inteligencji), że np. "ein Volk, ein Reich, ein Direction" brzmi dobrze i adekwatnie do sytuacji. Więc jeśli wam to pasuje to proszę bardzo... w granicach prawa (tylko granicach, nie ma ustalonego kierunku!), bo przypominam, że zbyt radykalne działania z tej działki są zakazane.
  5. Cóż, przy takim podejściu, tzn. nowatorskie=lewicowe, dyskusja nie ma sensu. Ja nie widzę takiego związku. Rozumiem, że sam uważasz się za konserwatystę, bo korzystasz z już wynalezionego internetu i dyskutujesz na już dość dawno temu stworzonym forum, zamiast nowatorsko wymyślić jakiś nowy internet next generation i stworzyć w nim nowatorski portal popularyzujący naukę.
  6. Pytanie retoryczne: kto w takim np. średniowieczu był "lewicowym geniuszem": święty Tomasz z Akwinu, Dante Alighieri, Joanna d'Arc? (Dante - jeśli ktoś nie wie - był głęboko religijny (jego "Boska Komedia" jest uznawana za "syntezę średniowiecznej myśli filozoficznej, historycznej i teologicznej")). Galileusz i Newton byli teistami (obaj sporo energii włożyli w pisanie prac o charakterze teologicznym z tego co pamiętam, choć niespecjalnie zgodnych z linią Kościoła). Tak naprawdę IMHO gdzieś do Rewolucji Francuskiej nie ma sensu mówić o "konserwatywnych geniuszach" bo wszyscy byli "konserwatywni". Mieszko I czy Bolesław Chrobry uważając, że chrześcijaństwo jest korzystne dla powstającego państwa polskiego, "zaliczali" jeden z punktów światopoglądu konserwatywnego, nieprawdaż? Więc zostają czasy nowożytne. W takim razie trochę nazwisk ludzi co najmniej wybitnych, proszę bardzo (skojarzyły mi się po linii religijnej, mam nadzieję, że to jest do przyjęcia): J. R. R. Tolkien - bardzo porządny katolik, C. S. Lewis - nawrócił się na chrześcijaństwo (pod wpływem m. in. Tolkiena), w Polsce - jeśli już trzymać się literatów - Zbigniew Herbert miał opinię konserwatysty, z filozofów chociażby Leszek Kołakowski (myślę, że nawet w dzisiejszych czasach jakieś 30 % - 50 % wszystkich filozofów to teiści), Bocheńskiego chyba nie muszę przypominać Z naukowców: Gregor Mendel - zakonnik, augustianin - odkrywca podstawowych praw dziedziczenia Georges Lemaitre - ksiądz katolicki - twórca teorii Wielkiego Wybuchu Była mowa o Mozarcie. A co w takim razie z J. S. Bachem i Vivaldim? Pierwszy - organista kościelny i kapelmistrz na dworach książąt niemieckich, drugi - ksiądz katolicki. Nie wiem jakie mieli poglądy polityczne, ale coś mi się zdaje, że - sądząc choćby po wykonywanych zawodach - niespecjalnie marzyła im się dyktatura proletariatu i odgórne urzędowe wprowadzanie ateizmu. Jeśli do tego dorzucić Telemanna (ten sam sposób zarabiania na życie, co Bach, konkurowali o niektóre posady dworskie) to mamy już chyba prawie całą muzykę barokową. Generalnie warto zrobić taki eksperyment: gdy się czyta o jakichś wybitnych postaciach, spróbować dowiedzieć się coś o ich światopoglądzie, życiu prywatnym itp. choćby z Wikipedii. Niespodzianek jest na tyle dużo, że raczej odechciewa się myślenia takimi prostymi stereotypami. Może nie wśród tych "najwybitniejszych", "geniuszy", ale wśród ludzi sporo zdolniejszych od (przynajmniej niektórych, a możliwe, że i wszystkich ) forumowiczów z KW.
  7. Bea, a po czym czujesz się lepiej? Wypróbuj jedno i drugie np. przez kilka miesięcy i będzie ci łatwiej podjąć decyzję:) (Wiem, wiem, są rzeczy, które wychodzą później np. po kilku latach, ale zawsze wtedy możesz zmienić:)) Oliwa, nawet gdyby się okazała nie najoptymalniejszą opcją, to nie przeszkadza w osiągnięciu sędziwego wieku Podobnie, jak jedzenie kilkograma czekolady tygodniowo;) P.S. A poważniej, wątpię, czy ktokolwiek jest w stanie bezbłędnie zdiagnozować takie sprawy w sposób naukowy. Choćby dlatego, że ludzie za bardzo się różnią miedzy sobą (więc co jest dobre dla jednego, nie musi być dobre dla drugiego). A wyniki badań naukowych pewnie są na tyle rozbieżne, niejednoznaczne i dające się poddać różnym interpretacjom, że da się znaleźć pasujące pod dowolną tezę...
  8. A nadmiar eliksiru schowali w grobowcu, żeby już nikt inny nie przedawkował? Cóż, rzeczywiście, nie pomyślałem o takiej możliwości...
  9. Któryś z polskich autorów S-F napisał jeszcze w ub. wieku opowiadanie, w którym była odwrotna sytuacja: przybysza z przyszłości poszukującego eliksiru nieśmiertelności bohater opowiadania spoił alkoholem;) A tak bliżej meritum, to chyba nie ma lepszego sposobu na zakomunikowanie potomnym, że eliksir nieśmiertelności jest nieskuteczny, niż zostawienie go w grobowcu razem ze zwłokami właściciela:)
  10. U mnie podobnie. Muzyka pomaga się skupić, gdy muszę robić (np. w pracy) coś, czego nie lubię (tylko że wtedy słucham jakiejś spokojnej klasyki, muzyki celtyckiej czy tp.). Jeżeli robię coś z pełnym zaangażowaniem, co mnie interesuje, to muzyka idzie w odstawkę, rozpraszałaby mnie. Aha, jeszcze musiałbym dodać, że nie jestem rzeźbiarzem, ale programistą, a więc działka związana pewnie z "kreatywnością werbalną"
  11. Ale było technicznie wykonalne bez "szarpania się" na jakiś gigantyczny wysiłek ekonomiczny czy techniczny, czego - tak mi się wydaje - nie można powiedzieć o locie na Marsa. Żeby zawieźć człowieka na Marsa (mam na myśli wariant z lotem powrotnym na Ziemię, nie wyprawę w stylu Mars One, tj. w jedną stronę), trzeba dostarczyć na Marsa (albo na powierzchnię planety albo na orbitę) minimum pewnie (zgaduję) kilkaset ton sprzętu (sporej części z tego sprzętu nawet nie mamy wynalezionej, np. autonomiczne roboty, które by wybudowały domy dla kosmonautów na pow. Marsa*). Gdyby to było 500 ton, to mielibyśmy masę porównywalną z Międzynarodową Stacją Kosmiczną - a wiemy ile zbudowanie jej pochłonęło czasu i pieniędzy. Teraz doliczmy jeszcze koszt przewiezienia jej na orbitę marsjańską (a to i tak nie koniec kosztów). *) Wszystkie plany lotów zakładają wykorzystywanie odpowiedniej względnej pozycji Ziemi i Marsa, co prowadzi do scenariusza, w którym ludzie - po dotarciu do Marsa - musieli by oczekiwać ok. 1-2 lata na dogodną sytuację do powrotu. Można sobie wyobrazić scenariusz, w którym lądują na Marsie, zatykają chorągiewkę i od razu wracają na orbitę wokółmarsjańską, po której krążą te 1-2 lata, aż będą mogli wrócić, ja w ten scenariusz nie wierzę, chociażby dlatego, że to byłby pewnie zbyt długi (niebezpiecznie długi) czas przebywania w nieważkości, więc przyjmuję, że przez większość tego czasu będą mieszkali na powierzchni Marsa (albo pod powierzchnią - w jakiejś jaskini chociażby). Już samo dostarczenie im źródła energii na 1-2 lata to pewnie jest nietrywialna sprawa, odległość od Słońca jest sporo większa niż w przypadku Ziemi, panele słoneczne będą mniej wydajne, na wyczucie strzelam, że pewnie będzie potrzebny jakiś mały reaktor jądrowy. A dostarczyć taki reaktorek na Marsa (oczywiście w stanie sprawnym) to już co najmniej kilka zagadnień, w których mamy nieprzetartą ścieżkę.
  12. Tylko że koszty wyjścia z Afryki na piechotę nie był tak gigantyczny, jak wyprawy na Marsa ;P Ekonomia prędzej czy później i tak nas dopada:) Żadni romantycy ani na piechotę nie dojdą na Marsa, ani nie dolecą, jeśli się skrzykną kupą i spróbują sklecić w garażu jakiś pojazd
  13. Jak postępować ze swoją kobietą, nie czuje się kompetentny radzić (właśnie dzisiaj dowiedziałem się od pewnej pani psycholog, że muszę sam się nauczyć pewnych rzeczy dot. postępowania z moją;)). Na Turbaczu też nigdy nie byłem, ale nie wyobrażam sobie co tam musiało by być, żeby wymagać takich przygotowań przy wejściu na szczyt, który ma raptem wysokość 1300 (plus paręnaście) metrów n.p.m. Chyba ktoś mocno przesadził
  14. Jajcenty, może w takim razie po prostu nie biegaj, tylko graj w koszykówkę itp.? Nie ma przymusu, żeby wszyscy uprawiali tę samą dyscyplinę sportową. P.S. I chwała Bogu zresztą, bo inaczej np. ja byłbym biedny - u mnie ośrodka nagrody 'nie rajcują" ani punkty za bieganie, ani punkty za mecze. Ale za to wejść na jakiś górski szczyt albo chociaż jak nie ma warunków, to przejść kilka kilometrów piechotą to jest coś, co sprawia bardzo dużą przyjemność.
  15. Niekoniecznie, może po prostu uwielbiają kolekcjonować zdjęcia uchatek, a że nie mają dostępu do komputerów, smartfonów, internetu, to kupują u każdego, kto się nawinie, w szczególności od fotografów w niebieskich kajakach;) A na stan, w jakim się znajdują jest w sumie gotowy termin: wykluczenie cyfrowe. Tak że to poważna sprawa, powinien ktoś tym się zająć, ekolodzy, organizacje społeczne itp.
  16. Jest też możliwość - przynajmniej taki mam osobiście domysł, nigdzie nie znalazłem porządnych źródeł naukowych - że ci, którzy potrzebują wczesnych śniadań i jedzą na nie dużo w ogóle niespecjalnie się nadają do diet niskowęglowodanowych, raczej przeciwnie, do tych wysokowęglowodanowych (czyli klimaty zbliżone do wegetarianizmu). U mnie się to sprawdza, tzn. wygląda na to, ze źle toleruję gluten, ale gdy odstawiłem gluten i zacząłem jeść dużo owoców (głównie banany i pomarańcze, gdzieś tak co najmniej 2-3 kg dziennie), to zacząłem dużo lepiej spać i zniknął "wilczy głód" po przebudzeniu, który kiedyś miałem b. silny, nadal chętnie jem śniadania, ale w razie potrzeby dobrze znoszę sytuację, gdy śniadanie zjem później. Taka obserwacja z ostatnich kilku miesięcy (czyli w sumie mało solidna, ja nie uważam, że kilka miesięcy testowania czegoś to wystarczająco, żeby uznać wnioski za "pewne" czy "sprawdzone"). Generalnie wydaje mi się, że każdy organizm jest inny i to, pomaga jednej osobie, innej może zaszkodzić, więc pewnie żadnych "genialnych" recept tutaj nie wymyślimy:).
  17. Hm, a jakieś źródło? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że człowiekowi pierwotnemu nigdy nie przytrafiało się nic nie jeść przez dłużej niż dobę. Nawet w czasach współczesnych bywają podobne sytuacje, sam kiedyś miałem kilka dni w pracy (fakt, że tylko raz w życiu), że pracowaliśmy od rana do nocy i nawet na zjedzenie śniadania w hotelu (to była delegacja) nie było czasu. Jadłem tylko trochę ciasteczek dla gości, które były wyłożone na stoliku obok komputerów.
  18. Hm, a gdy taka pigułka opuści już układ pokarmowy człowieka, to pozostaje ją tylko umyć i... wykorzystać ponownie? ;)
  19. Bardzo słuszne podejście. Nie tylko skok z wysokości 2 metrów ale i np. kilku kilometrów tylko przypuszczalnie skończy się źle Jest znanych trochę przypadków lotników, którym nie otworzył się spadochron, a przeżyli (bo np. ktoś spadł na drzewo i gałęzie zamortyzowały upadek)
  20. Dolecenie człowieka na Marsa i wrócenie żywym w takim samym albo i większym stopniu leży w sferze teorii i deklaracji;) I nie będzie ma z niego żadnego praktycznego pożytku (daje tylko satysfakcję natury powiedzmy "sportowej" czy "wyczynowej", że się udało, zrobiliśmy) w przeciwieństwie do np. możliwości prowadzenia badań bez zakłóceń pochodzących z Ziemi;) Spoko, luzik, prędzej czy później trzeba będzie to zmienić, tak żeby istniały jakieś strefy np. amerykańska czy chińska na Księżycu. Gdy będzie tam dużo baz naukowych. Trzeba by popatrzeć, jak jest na Antarktydzie. A gdy ktoś jest nieźle rokującym kandydatem na "alfę" na planecie Ziemia, to ma niezłą pozycję negocjacyjną w ONZ;) No, nie dosłownie. Dosłownie, to może nie dożyć wbicia, Musk ma teraz 48 lat;) A szansa, że ktoś wbije w ciągu najbliższych 40 lat jest pewnie mniejsza niż 50 % ;) EDIT: Hm, co do Antarktydy, to właśnie doczytałem (https://pl.wikipedia.org/wiki/Antarktyda#Polityka), że formalnie do nikogo nie należy (są jakieś roszczenia). Ale ciekawe, co by się działo, gdyby tam np. odkryto jakieś cenne złoża;) W każdym razie to ie byłoby takie proste, że jeżeli np. Chińczycy zasadzą ziemniaki na Księżycu/Antarktydzie, to np. Amerykanie będą mogli bezproblemowo przyjść, zebrać je i zjeść;)
  21. Młotek, nóż, czy siekiera niewiele się zmieniły od dawna. Więc teza raczej nietrafna;) P.S. A przede wszystkim przy tak niewielkich brzydko mówiąc "zasobach ludzkich" wydaje mi się, że redakcja KW jest w stanie zrobić tyle, ile robi (nie można powiedzieć, że KW zupełnie się nie zmienia, niedawno zmienił się system komentarzy).
  22. https://sjp.pl/żyd P.S. W tematy polityczne, tak jak Afordancja, nie mam chęci wchodzić
  23. Hm, dziwna sprawa, ale nie mam skojarzenia "niedaleka przyszłość -> wojna" (chociaż w SF tak jest często, a w realu też może być jakaś "zawałka" naszej zachodniej cywilizacji). Ale z drugiej strony "bardzo bardzo bardzo (n razy) daleka przyszłość" to w wyobraźni jakaś idylla, gdzie wszystkiego jest pod dostatkiem, czyli w gruncie rzeczy powrót do wspólnoty plemiennej. Tak jak u Lema, gdzie Enefrcowie leżą sobie w wszechmocnym piasku, który spełnia ich wszystkie potrzeby, gdy kogoś zaboli ręka/noga, to wyjmuje z piasku nową i sobie zakłada. To w gruncie rzeczy to samo, co kultura zbieracko-łowiecka - idzie sobie człowiek do lasu i przynosi jedzenie;) Aha, i jeszcze brakuje wyjaśnienia, dlaczego właściwie chcemy, żeby bajki rozgrywały się "dawno, dawno temu" , a nie np. "nie tak dawno temu, może wczoraj, może rok temu".
  24. Trudno wszystko oceniać tak na czarno-biało, tak naprawdę są tylko różne odcienie szarości;), ale akurat XVII wiek to już nie było średniowiecze. Nawiasem mówiąc, najwięcej procesów o czary było w Europie już po zakończeniu średniowiecza (wg Wiki przynajmniej: https://pl.wikipedia.org/wiki/Proces_o_czary). Tak że podstawy do przypuszczeń, że średniowiecze nie było aż takie straszne jak je teraz niektórzy malują, mogą się znaleźć. Mogło tak być, że - przynajmniej jeśli chodzi o kulturę czy sposób myślenia ludzi, nie mówię o poziomie techniki/nauki/medycyny - w średniowieczu było coś "zdrowego", od czego w późniejszych wiekach ludzie odeszli. Zresztą to dość ciekawe, że akcja większości bajek rozgrywa się akurat w średniowieczu, a nie np. w Oświeceniu. I nie tylko bajek, spora część SF (o fantasy nie mówiąc) dzieje się w średniowieczu z grubsza poprzerabianym tak, żeby wyglądało na przyszłość, z futurystycznymi gadżetami itp. ;) P.S. Nie doczytałem, że Thikim już pisał o procesach czarownic, mea culpa.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...