Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

darekp

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    1275
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Zawartość dodana przez darekp

  1. Właśnie tego chciałem uniknąć , tzn. zastanawiam się, czy są jakieś możliwości "wykręcenia się" od zasady antropicznej i koncepcji produkowania olbrzymiej ilości wszechświatów z niczego. Wewnątrz naszego wszechświata zasady zachowania są przestrzegane dość solidnie, jakoś mi się to kłóci z tym "produkowaniem".
  2. Tylko jak rozumieć tę ewolucję? Jeśli miałoby to być coś w rodzaju ewolucji biologicznej, to musiałby istnieć jakiś odpowiednik doboru naturalnego, coś, co sprawia, że niektóre możliwości "przeżywają", a inne nie. A jeśli nie podobna do biologicznej to chyba tylko wieloświaty, nieskończenie wiele równoległych wszechświatów różniących się wartościami parametrów (a może i prawami fizyki). I te wieloświaty to już chyba trochę taka męcząca sprawa (niby by wszystko wyjaśniały, a z drugiej strony gdzieś powstaje wrażenie jakiegoś przesytu, że za jakiś czas okaże się, że do wyjaśnienia czegoś tam nawet nieskończenie wiele wszechświatów nie wystarczy i trzeba wprowadzać jeszcze więcej;))?
  3. Naiwnie można by próbować myśleć, że to jakieś złudzenie, że proton i elektron mają ładunki o przeciwnych znakach i że w rzeczywistości mają o tym samym i się odpychają... ale dalej u mnie intuicja się wyłącza, zaczyna za to przypominać się Lem (traktowanie antycząstek jako cząstki poruszające się wstecz w czasie). Tak że trudna zagadka...
  4. OK, źle się wyraziłem, teza, że dla maszyny jest łatwe to co trudne dla człowieka i na odwrót nie jest twierdzeniem matematycznym, tylko obserwacją dotyczącą komputerów w ogóle, ale chyba zrozumiałeś, więc nie rozpisuję się dokładniej Nie wiem, co masz na myśli, ja mam jakąś skłonność (pewnie jestem w mniejszości) do traktowania logiki jako czegoś bardzo solidnego, poważnego i np. to co jest nazywane logiką przez filozofów (albo ludzi w mowie potocznej) dla mnie wcale nie jest logiką, jest nadużywaniem tego słowa. Tak że proszę o wyjaśnienie, co masz na myśli jeśli chodzi o ew. błędy logiczne Penrose'a lub kogoś innego, bo nie zdołam wykombinować samodzielnie:) Zawsze z tą emergencją mam problem, jeśli są jakieś sytuacje, że coś nowego jakościowo może powstać z zebrania do kupy dużej ilości prostych składników, to trzeba by je (te sytuacje) dokładnie zbadać, żeby dało się zrozumieć. A może po prostu nie ma takich sytuacji. Jak wyżej. Może i tak jest, że Penrose nie ma racji itp. ale jak dla mnie na dzień dzisiejszy brakuje jakiegoś przekonywującego/rozstrzygającego argumentu.
  5. Czyli IMHO nie została obalona, bo tu pewnie nie chodzi o logikę znaną z matematyki, tylko o różne wywody, które ludzie (mam wrażenie, że częściej panie niż panowie;)) w życiu codziennym lubią opatrywać etykietką "to jest logiczne" ;P Mi się wydaje, że w matematyce nadal obowiązuje teza kogoś (zapomniałem nazwiska), że to co jest łatwe dla człowieka, jest trudne dla maszyny i vice versa. Na dzisiaj chyba nie ma zbyt wielu eleganckich twierdzeń, definicji itp. stworzonych prze maszyny (może to się odmieni w przyszłości, nie zdziwiłbym się, gdyby tak się stało, ale jeszcze nie teraz).
  6. Tak, bo to tautologia. Natomiast nie ma chyba na dzisiaj pewności, czy sieci neuronowe i tego typu zabawki wystarczą, żeby stworzyć pełną symulację - Rogera Penrose już przypomniałem, a poza tym np. pamiętam z czasów studenckich (lata 90-te ub. wieku) wykład o sieciach neuronowych pewnego pracownika PAN (z tytułem profesorskim z tego co pamiętam), który się nimi zajmował od dawna i on na koniec wykładu powiedział, że jego zdaniem w praktyce widać, że brakuje jeszcze czegoś, jakiegoś elementu jakościowo innego (lub kilku), że dla niektórych problemów z rozpoznawania obrazów wystarczy 100-200 neuronów, a w mózgu ludzkim jest o wiele więcej. Nie wiem, czy coś zmieniło się od tych czasów, AI w ostatnich latach miało sporo osiągnięć, chyba po prostu pozostaje siedzieć i czekać, co z tego wyniknie:) Sam nie mam do czynienia z AI w pracy, a w domu jakoś trudno znaleźć czas, żeby się tym pobawić i wyrobić sobie jakieś własne zdanie.
  7. Albo miliona osób przez jeden rok. Czyli przy wysłaniu tysiąca ludzi mamy odpowiednik luksusowego życia na Ziemi miliarda ludzi przez rok. W takiej sytuacji ekonomia pozwoli zapewne wysłać max. kilkanaście tysięcy ludzi. Teraz wystarczy wsiąść w samochód, objechać parę kilkunastotysięcznych miasteczek, popatrzeć, jaki mają przemysł i pomyśleć, czy dałyby radę samodzielnie się utrzymać przez kilkadziesiąt lat (kilkaset, jeśli chcieć wliczyć początkową fazę kolonizacji obcej planety). Łącznie z samodzielnym wytwarzaniem elektroniki (niechby to były nawet wyłącznie komputerki Raspberry PI, przyjmijmy że wystarczą). No cóż, mi nie bardzo chce się wierzyć, że daliby radę, ale piszę to na wyczucie;) Oczywiście, internet i filmy to nie problem przy takim sposobie myślenia, zgoda
  8. To w takim razie monitory. Na pewno będą potrzebne na statku kosmicznym, a też będą się zużywać;) A książki też trzeba wydrukować. A przedtem wyprodukować papier. No chyba, żeby robić pergamin ze skóry hodowanych na statku krów i ręcznie pisać manuskrypty jak w średniowieczu;) Zresztą po wylądowaniu i osiedleniu się na jakiejś planecie i tak by mieli duże prawdopodobieństwo cofnięcia się do tego umownego "średniowiecza" Też mam wrażenie, że w praktyce te oszacowania okażą się zbyt optymistyczne.
  9. Zbudowanie konstrukcji o takich rozmiarach to chyba najmniejszy problem:) Wszystko inne wygląda na trudniejsze: napęd, paliwo, ochrona przed promieniowaniem, stworzenie ekosystemu do wyżywienia ludzi, stworzenie zamkniętego obiegu surowców potrzebnych do wytwarzania urządzeń (w gruncie rzeczy jakby drugi ekosystem - niebiologiczny). Na Ziemi nie ma miasta, które byłoby samowystarczalne. Tutaj to "latające miasto-fabryka" musiałoby wytwarzać każdą śrubkę, mikroprocesory, telewizory, lekarstwa, ubrania, mydło i powidło... Na Ziemi można wykorzystać efekt skali i można się specjalizować w wytwarzaniu jednej/niewielu rzeczy. Tam trzeba by umieć produkować b. różne towary w niewielkich ilościach (tyle żeby uzupełnić to co się zużyło).
  10. Udało mi się wygooglować na szybko: https://space.stackexchange.com/questions/281/what-would-the-size-and-rotation-of-a-station-need-to-be-to-produce-1g-gravity-f/288#288 Zdaje się, że przy ok. 200-metrowym promieniu będzie już w miarę 'spoko". Ale chyba, żeby spędzić życie w takim statku w miarę znośnie, powinien mieć i tak co najmniej z kilka kilometrów obwodu IMHO. W takim statku nie ma możliwości wyjechać gdzieś na urlop itp.
  11. darekp

    Do Siego!

    Kolega z pracy podesłał takie https://www.youtube.com/watch?v=LdTpvyIw1WY&feature=youtu.be z komentarzem, że to są uniwersalne życzenia na każdy Nowy Rok. Tylko że biorąc pod uwagę jaki był miniony rok mam pewne "ale"
  12. Ano, nie jest. Tutaj jest gorzej Nawet gdyby wszyscy informatycy rozumieli ludzką psychikę (a myślę, że jakaś część rozumie, przynajmniej trochę), to i tak by nie byli w stanie tego zaprogramować. Programowanie z jakiegoś powodu wymaga uwzględnienia w kodzie wszystkich możliwości, jakie występują w danym zagadnieniu, ilość tych możliwości bardzo szybko rośnie w miarę zagłębiania się w projekt i w pewnym momencie każdy porzucić idealistyczne marzenie o wymodelowaniu w kodzie jakiegoś fragmentu rzeczywistości i przestawić się na dążenie, żeby w ogóle - jakimkolwiek sposobem, byle jak, najmniejszym kosztem - skończyć projekt. Dobry programista to ten, który już na starcie odpuszcza sobie tę pierwszą fazę i cały czas pracuje w drugiej. Można sobie ew. robić nadzieję, że dzięki sieciom neuronowym, ML itp. uda się osiągnąć coś więcej (bo to są w pewnym sensie programy nie pisane przez ludzi), ale pewności nie ma, a może być i tak, jak uważa Penrose, że sposób działania komputerów jest odmienny od sposobu działania ludzkiego mózgu i to uniemożliwia.
  13. Poddaję się. Obejrzałem do 37:00. I, sorry, ale jak dla mnie, to zdecydowanie nie jest ciekawy wykład. Jest wymęczony. Nie mówienie wprost, o co chodzi, tylko produkowanie mnóstwa paraboli. Ten przykład z kluczem po pierwsze nie do końca jest adekwatny do sytuacji (co sam Dawkins przyznaje), po drugie rozbity na dwie części, pomiędzy którymi Dawkins doczytuje coś w notatkach. Mi się wydaje, że żeby zaciekawić widzów, trzeba by pokazać to jednym ciągiem, żeby mogli zobaczyć, że można na dwa sposoby, przy czym drugi daje o wiele szybszy czas dojścia do celu (o ile w ogóle jest potrzeba, żeby wprowadzać tu jakąś koncepcję "dwóch sposobów ewoluowania" hoylowskiego/darwinowskiego, mam wątpliwości, czy jest taka potrzeba). Taki przezroczysty zamek pewnie na pewno zaciekawiłby wiele dzieci, można przy nim "pomajstrować", zobaczyć, jakie są możliwości otwierania/zamykania, kiedy jest łatwiej/trudniej coś zrobić. Wydaje mi się, że Dawkins tego nie wykorzystał, trzeba go uważnie wysłuchać i domyślać się, o co mu chodzi (w ogóle cały wykład kojarzy mi się z jakimś kazaniem księdza na mszy - też przeważnie jest nudno i trzeba się zmuszać i domyślać się, "co autor miał na myśli"). W przykładzie z dwiema małpami i generowaniem "losowo" zdania z Szekspira algorytm małpy Darwina jest podany tak chaotycznie, że gdybym nie wiedział wcześniej o co chodzi, to nie wiem, czy bym się domyślił (zwłaszcza gdybym był dzieckiem). Za wiele różnych możliwości jego interpretowania, Tematem wykładu jest to, że każdy drobny kroczek ewolucji musi być opłacalny, na filmach przyrodniczych pokazuje się wtedy "latającą wiewiórkę" (polatuchę) i już wiadomo, o co biega. Lem kiedyś streścił w jednym zdaniu: ewolucja nigdy nie wytworzyła koła, bo nie ma opłacalnych ewolucyjnie narządów pośrednich między nogą a kołem. Pewnie by tyle wystarczyło plus przykłady (jak z okiem, o oku obejrzałem do końca, dalej już nie dałem rady). No chyba, że ten wykład ma jakieś "drugie dno", którego nie widzę. Ale myślę, że po prostu ludzie są różni i, sorki, ale do mnie twórczość i sposób myślenia pana D. zupełnie nie przemawia ;P
  14. Jeśli zacząć wymieniać szczegóły, pewnie znów zrobi się dyskusja taka, jakich już było wiele. Nie wiem, czy dobrze rozumiem sposób myślenia Dawkinsa, ale mam wrażenie, jakby chodziło o różnicę nawet nie tylko w sprawie stosunku do religii, ale bardziej w sposobie postrzegania nauki. Dawkins jest dla mnie człowiekiem mającym jakby jakieś b. silne "parcie" na to, żeby wykazywać, że obecnie nauka jest już tak dobrze rozwinięta, że może prawie wszystko wyjaśnić i opisać. I gdy natrafia na jakieś sytuacje, gdy pojawiają się wątpliwości, to on będzie gadał, racjonalizował, tłumaczył itd. aż zagłuszy te wątpliwości (przynajmniej przed sobą samym). Mi się nie chce wierzyć, że nauka dużo wyjaśniła z otaczającej nas rzeczywistości. Albo obecnie nie jest jeszcze na tyle rozwinięta, albo nawet nigdy nie będzie zdolna, tzn. zawsze będzie miała przed sobą coś do odkrycia/zbadania. Gdy starożytni Grecy wymyślili liczby wymierne, żeby móc wyrazić długość dowolnego odcinka, to okazało się, że przekątna kwadratu o boku 1 nie jest liczbą wymierną. Gdy wymyśliliśmy programowanie, to okazało się, że nie dla każdego problemu da się napisać program (problem stopu chociażby). Zawsze (albo przynajmniej często) mniej niż byśmy chcieli. Jeszcze twierdzenie Goedla przy okazji - może świat fizyczny też podlega jakiemuś odpowiednikowi tw. Goedla - potrzebuje nieskończenie wielu fundamentalnych praw fizyki, żeby go w pełni opisać? Osobiście bym się nie zdziwił. Jak to jest, że jeśli spróbować napisać program komputerowy robiący coś praktycznego (często dającego się opisać kilkoma, kilkunastoma zdaniami), to szybko robią tysiące linii kodu (zwykle te 10k co najmniej)? Jeśli by świat dawał się łatwo opisać naszymi "genialnymi" formułami matematycznymi, fizycznymi itd. itp. to by pewnie nie było potrzeby pisać tak dużo.
  15. Przeczytałem i zapomniałem, bo większość tekstu miała inny wydźwięk, takie odniosłem wrażenie. Możliwe, że jakiś mój błąd, zgoda. Nie wiem co wtedy myślał Newton (są jakieś jego zapiski? ktoś czytał?), ale na moje wyczucie brzmi to jakoś że tak powiem "psychologicznie nieprawdopodobnie", było raczej odwrotnie - zgaduję - że w momencie, gdy się poddał, wstawił zaślepkę. A poddał się, bo potrafił samodzielnie ocenić, że dalej już nie da rady pójść. Hm, w gruncie rzeczy trudno powiedzieć, kto z nas ma rację, ale to chyba nie jest tak, że tylko jedna "jedynie słuszna" interpretacja wchodzi w grę. Słabą stroną religii - jedną z wielu - jest ich "fantastyczność", zgoda. Ale jeśli by przyjąć, że "fantastyczność = wybieganie o wiele kroków poza to, co na chwilę obecną ustaliła nauka", to Dawkins też jest "fantastą" chyba. Próbowałem kiedyś słuchać któregoś jego wykładu - dużo słów, za dużo jak dla mnie, w pewnym momencie wywołuje to uczucie, że pewnie coś z jego teoriami jest "nie teges", na tej zasadzie, że im dłużej ktoś nas do czegoś przekonuje, to tym mniej mu się chce wierzyć (chyba spotkaliście się sam z czymś takim chociaż raz w życiu). Powoływanie się na jakąś "naukowość" to słaby argument IMHO, Marks z Engelsem też wykoncypowali coś co uznali za "naukowe" (socjalizm) i... Tak że raczej to jest sytuacja "wierzta, ludziska, w co chceta", bo wszystkie opcje są mniej więcej tak samo (mało?) wiarygodne. Oczywiście, jeśli odsunąć na bok dosłowne traktowanie opowieści o Noem itp. Ale po drugiej stronie są też ludzie "dosłowni", choćby ten sowiecki kosmonauta, który oświadczył, że zdobył dowód na nieistnienie Boga, bo poleciał w kosmos i nie widział unoszącego się nad chmurami starszego pana z siwą brodą w otoczeniu "ochroniarzy" ze skrzydłami.
  16. @Astro, zgoda. Można by powiedzieć, że zarówno 3grosze jaki i cyjanobakteria "nie mają racji" (powiedzmy z "naukowego punktu widzenia"), ponieważ obaj wyciągają daleko idące wnioski, a "po naukowemu" nie da się wybiegać tak daleko. Oczywiście w daleko idące teorie czy też interpretacje można sobie wierzyć (każdy w te, w które lubi), ale wtedy potrzebny już jest jakiś dystans do samego siebie, zrozumienie że mogę nie mieć racji, albo np. mogę mieć tylko częściowo i mój przeciwnik też mieć trochę racji itd. itp.
  17. Tja, i gdyby "pociągnął dalej' to samą inteligencją, bez doświadczenia Michelsona-Morleya, wykoncypowałby OTW. A może i jeszcze ogólniejszą (bo przecież wiadomo, że musi być jakaś teoria łącząca OTW i QM). Dziwnym trafem Einstein w jakimś sensie próbował pociągnąć i nie zdołał. Zużył tylko dużo energii na szukanie dziury w mech. kwantowej. Bardziej życiowo było by po prostu przyjąć przypuszczenie, że bez empirii samą tylko yntelygencją nie da się pociągnąć zbyt daleko. Jeden mały kroczek teorii, potem jeden mały kroczek doświadczalny itd. na zmianę.
  18. W takim razie na każdą czyjąś wypowiedź mógłbym odpowiadać "nie masz racji, poszukaj sobie w Google, dlaczego". I niech sobie człowiek szuka...
  19. Więc ja, podobnie jak Astro, z niecierpliwością oczekuję na listę publikacji...
  20. Mnie też to cieszy Świadczy o tym, że IQ > 100 (lub większe od 120, 140, itd. co kto lubi) nie daje żadnych powodów do zadzierania nosa.
  21. Zadanie było niejednoznacznie sformułowane, cytuję: Słowo "wiedząc" może tu być rozumiane jako 'zakładając", ale wtedy nie można go odnosić do realnego zawalenia się WTC, albo rozumiane jako "wiadomo, że" ale wtedy prosiłbym o źródło tej wiedzy, bo jak dla mnie spadek swobodny w przypadku WTC jest nieoczywisty (na filmach z tego co pamiętam wyglądało to raczej jak coś w rodzaju składania się domku z kart, tylko że w pionie). Tak że jakoś słabo z używaniem tego 156, które zresztą wbrew niektórym wyobrażeniom nie jest niczym powalającym.
  22. Wyrazy podziwu dla wszelkich antylogików. Czegóż to oni nie potrafią stworzyć.
  23. Trump stwarzał (przed pierwszymi wyborami) wrażenie człowieka, który będzie lepiej dbał o gospodarkę niż jego konkurentka. Po drugie stwarzał wrażenie człowieka, który będzie dążył do zmiany kursu amerykańskiej polityki zagranicznej powiedzmy dość wojowniczej ("w obronie demokracji" oczywiście). Po trzecie - to chyba najważniejsze - gdzieś w swoich zapowiedziach dawał nadzieję amerykańskiej klasie średniej na poprawę jej statusu, który "poleciał w dół" wskutek mniej więcej tak samo od lat prowadzonej polityki amerykańskich "elit" politycznych (zarówno przez republikanów jak i demokratów). Wygrał, bo wyczuł to "rozczarowanie elitami" (i całkiem możliwe, że uczciwie chciał coś zmienić w tej sprawie na lepsze). Tak że mi też nie chce się jakoś wierzyć w jego powiedzmy "durnowatość". Nie mówię, że są powody, żeby go lubić, bo to narcyz itd., ale wiele rzeczy, które robi, jest po prostu dobrze skalkulowanych, opartych o całkiem dobre rozpoznanie sytuacji w społeczeństwie. Pewnie to co wypisuje na Twitterze też jest skalkulowawane na osiągnięcie jakiegoś celu i tyle.
  24. Skoro to taka świeża myśl, to proponuję - przemyśl ją sobie jeszcze dokładniej.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...